7B

Kronika Miasta Poznania: kwartalnik poświęcony problematyce współczesnego Poznania 1986.07/09 R.54 Nr3

Czas czytania: ok. 40 min.

Tadeusz Świtała

poeta Wojciech Bąk, "opłakany" już przez Czesława Latawca na "Czwartku Literackim" (12 IV). W Komisariacie VII Milicji Obywatelskiej odbyła się akademia z okazji świąt 1 i 3 Maja. Przybyły rodziny milicjantów. Wieczorem ulicami miasta przeciągnął capstrzyk. Kierownictwo grupy operacyjnej Ministerstwa Aprowizacji i Handlu na Pomorze Zachodnie ogłosiło, że poszukuje fachowców z dziedziny aprowizacji oraz piekarzy, rzeźników, szewców, fryzjerów, mleczarzy, monterów, mechaników samochodowych, stolarzy w celu obsadzenia placówek na Ziemiach Zachodnich. Zgłoszenia przyjmowano w biurze przy ul. Chełmońskiego 2. Na ucieczkę Pierre Lavala (premiera w kolaboracyjnym rządzie Vichy) fraszkę napisał Stefan Sojecki, a zilustrował ją Wit Gawęcki:

Na granicy Liechtensteinu Z walizami imć pan Laval Kręcił się (przebrany fajno) J ak wirówka Alfa- Laval

Lecz złapali pana brata Krzyk się podniósł "Laval! Laval" ."Do ula z nim! - Wonn! - Za kratę! - Kijem mu tam w... plecy nawal!"ty». W OMreM 7hx udeczJkę £amta

Ilustracja Wita Gawęckiego do fraszki Stefana Sojeckiego, opublikowanej w "Głosie Wielkopolskim" (nr 64)

3 maja czwartek Jutrzenka 3-majowa na pi. Wolności była faktycznie kreacją Poznania na czołowy ośrodek osadnictwa na Ziemiach Zachodnich. Po delegowaniu w kwietniu kilkunastu ekip fachowców na Ziemię Lubuską, trzeciomajowy wyjazd z Poznania blisko tysiąca osadników szczecińskich był pierwszym poważnym egzaminem sprawności organizacyjnej Polskiego Związku Zachodniego. Toteż, po mszy polowej, celebrowanej przez ks. prof. Mariana Noryśkiewicza, mówcy dawali wyraz radości nie tylko

79'

BBIMJWiM

Dr Stanislaw Szenic przemawia na pi. 'Wolności do wyruszających do Szczecina pionierów poznańskich

Dr Feliks Widy- Wirski (w środku fotografii) żegna czołówkę pionierskiej grupy udającej się do Szczecina (3 V 1945)

Tadeusz Świtałaz faktu, że Berlin kapituluje, a żołnierz polski zatyka flagi biało-czerwone nad pobitym miastem, ale i z tego, że odebrane orężem prapolskie ziemie nad Odrą i Bałtykiem są natychmiast zagospodarowywane. "Żegnam Was w imieniu Polskiego Związku Zachodniego - powiedział pełnomocnik Komitetu Ekonomicznego Rady Ministrów dr Stanisław Szenic, zwracając się do pionierów. - Myśli nasze idą z Wami. Cała Polska patrzeć będzie na Was i wierzy, że zdacie Wasz egzamin". Uroczystości na pi. Wolności zakończyły się defiladą, po której przedstawiciele władz udali się na ul. Rzeczypospolitej, gdzie stały rzędem samochody ciężarowe, którymi odjeżdżała stopięćdziesięcioosobowa czołówka poznańska, pod kierownictwem red. Czesława Brzóski. Wicewojewoda Feliks Widy- Wirski dokonał lustracji grupy, wśród której były drużyny Milicji Obywatelskiej i straży pożarnej, urzędnicy i rzemieślnicy. Każdy z pionierów otrzymał kartę uczestnictwa jako dowód przynależności do . . , grupy pIonlerow. I jeszcze raz żegnał Widy- Wirski pionierów, kiedy sznur samochodów z ludźmi (i żywnością na tydzień), zatrzymał się przed Teatrem Wielkim, gdzie odbywała się akademia trzeciomajowa. Po godz. 15 rozległo się donośne nawoływanie: "Wsiadać!", "Odjazd"! Równocześnie z Dworca Głównego odszedł pierwszy pociąg Poznań - Szczecin, uwożąc siedmiuset pionierów, pod kierownictwem Michała Kmiecika. Dyrektor Instytutu Zachodniego prof. dr Zygmunt Wojciechowski, w artykule Szczecin pod patronatem Poznania zamieszczonym w "Głosie Wielkopolskim", podkreślił zwycięstwo historycznych racji polskich.

Akademię trzeciomajową w Teatrze Wielkim zagaił red. Henryk Naskrent, a referaty wygłosili red. Jan Brzeski (Konstytucja 3-go Maja <x chwila obecna) i dr Czesław Latawiec. W części artystycznej kapelmistrz Zygmunt Wojciechowski zaprezentował jeszcze niekompletną orkiestrę operową, wykonując z nią uwerturę do opery Flis Stanisława , Moniuszki, a także akompaniował Zofii Fedyczkowskiej. Spiewała Kaliną Stanisława Niewiadomskiego. Gertruda Konatkowska grała utwory Fryderyka Chopina i Ignacego Paderewskiego. Przebieg akademii transmitowało Poznańskie Radio. Rannych żołnierzy w szpitalu polowym przy ul. Działyńskich odwiedzili przedstawiciele Wytwórni Keksów "CukroIa" (ul. 27 Grudnia 5), obdarowując ich łakociami swojej produkcji. Natomiast rannych żołnierzy polskich w szpitalu przy ul. Marii Magdaleny odwiedzili zupominkami drukarze poznańscy. Po południu pogoda popsuła się. Odbył się pogrzeb Franciszka Dyzer, ta - prezesa Okręgu Poznańskiego Wielkopolskiego Związku Spiewaczego. Na boisku "Areny" zorganizowano pierwsze zaw-ody lekkoatletyczne,

z udziałem ok. 50 zawodników, w tym 10 kobiet. Sędzią głównym zawodów był Bernard Szczęsny. Minutą milczenia uczcili sportowcy pamięć Janusza Kusocińskiego. "Osiągnięto niezłe wyniki - pisał sprawozdawca »Głosu« - kobiety: 60 m - Jurkowiak 8,6 sek.; skok w dal - Lewandowska 3,62 m; pchnięcie kulą - Jurkowiak 9,86 m. Mężczyźni: 100 m - Słabolepszy 12,2 sek.; 400 m - Płaczek 1,2 min.; 800 m - Siełacz 2.25 min.; 1500 m - Wyrkiewicz 4.43,4 min.; skok w dal - Słabolepszy 5,59 m; skok wzwyż - Prądzyński 150 cm; tyczka - Prądzyński 290 cm; pchnięcie kulą - Lala 9,12 m; rzut dyskiem - Wajdowski 28,27 m; granatem - Wajdowski 50,43 m". Na boiskach przy ul. Rolnej i Bukowskiej odbyły się spotkania piłkarskie klubów Związku Walki Młodych. Rozpoczęła się na dobre batalia z ludźmi złośliwie uchylającymi się od pracy. Wszyscy nie pracujący mieli zarejestrować się zgodnie z zarządzeniem prezydenta (21 III) w Społecznym Biurze Pośrednictwa Pracy (Zwierzyniecka 17); kto tego do końca kwietnia nie uczynił, pozbawiony został kartek żywnościowych na maj. Przypomniał o tym "Głos Wielkopolski" (3 V), a jednocześnie ostrzegł, że delegaci komisji mieszkaniowych oraz inkasenci należności za gaz i elektryczność przystępują do kontroli dowodów pracy, od których zależne są dostawy prądu i gazu, a także przydział mieszkania. Godzina milicyjna ustalona została od godz. 22.00 do 6.00 rano czasu mIeJscowego. Oficjalna data rozpoczęcia działalności Związku Gospodarczego Spółdzielni "Społem" Okręg w Poznaniu (Chełmońskiego 1). Oddział poznański miał siedzibę przy ul. Składowej 4.

4 maja piątek Szczecin - bliźniaczym bratem Poznania - pisał w "Głosie Wielkopolskim" red. Józef Tułasiewicz. - To, że zaledwie w parę dni po oswobodzeniu Szczecina wyruszyła z Poznania tak liczna grupa pionierska świadczy o niezwykłej sprawności naszego aparatu administracyjnego. "To amerykańskie tempo pracy ma jednak swój realny sens. Oto Poznań spotkał zaszczytny honor, trud i obowiązek całkowitego obsadzenia Szczecina [...] Będzie ono nie tylko sprawdzianem naszej zdolności organizacyjnej, ale w pierwszym rzędzie wyrazem czynnego patriotyzmu. Szczecin, położony przy ujściu Odry i połączony z wodnymi arteriami Wielkopolski, spełni w przyszłości ogromną rolę. Poznań, jako stolica zachodniej Polski, będzie wszystkimi węzłami życia związany organicznie i nierozerwalnie z tym portem, położonym na zachodnim krańcu naszego morza. Z tych względów obsadzenie Szczecina musi być natychmiastowe,

6 Kronika ffi. Poznania 3/88

Tadeusz Świtała

Józef Tułasiewicz. Rysunek Adama Bilskiegomusimy wysłać tam co najmniej 10 000 ludzi. [...] W Poznaniu jest ogromna masa ludzi, dla których brak mieszkań i warsztatów pracy. Otwiera się dla nich jedyna szansa. Szczecin czeka".

Na kartki I kategorii rozdzielano 250 g sera smażonego i 250 g twarogu, a na kartki mleczne - 250 g marmolady. W tymczasowej siedzibie przy ul. Pocztowej 7 rozpoczęła naukę szkoła dla dzieci głuchoniemych. W Teatrze Wielkim o godz. 16 rozpoczął się wielki koncert mistrzowski pary wybitnych śpiewaków: Emmy Szabrańskiej - Lesznerowej i J ózefa Wolińskiego (przy fortepianie Marian Szczęsnowski). Debiutujący

Emma Szabrańska - LeszneroW3

Józef Wo1ińskiw "Głosie" jako recenzent muzyczny dr Tadeusz Nowakowski wyróżnił Józefa Wolińskiego za Pieśń wojenną Stanisława Moniuszki. Nie podobała mu się natomiast barwa głosu "wielkiej Emmy" ("za dużo w nim metalu i ostrości" - napisał). Czytelnik "Głosu" stwierdził z przekąsem: teatry i kina wygórowały ceny biletów, odbiegające daleko od normy. Czy robotnik jest w stanie kupić bilet, którego cena wynosi 25 zł (Teatr Wielki) lub 40 zł (Teatr Polski)? Kino jest w stosunku do cen przedwojennych za drogie. Ceny biletów - do 10 zł". Na walnym zebraniu lunaparkowców przy ul. Opalenickiej 66 domagano się szybkiego uruchomienia lunaparku w mieście. Ledwie zaczęła działalność - już omotała wszystkich... formularzami. Ubezpieczalnia Społeczna zawiadomiła, że: wszystkie zakłady pracy zobowiązane są zgłosić się na formularzu nr 7, dokonać zgłoszenia pracowników - formularz nr 1; pracowników zwolnionych wymeldować - formularz nr 6; donosić o każdorazowej zmianie zarobków - formularz nr 5.

5 maja sobota Radiodepeszą Ministerstwa Administracji Publicznej z dnia 5 maja został mianowany wojewodą poznańskim dotychczasowy wicewojewoda dr Feliks Widy- Wirski. "Społeczeństwo wielkopolskie z radością wita tę nominację, gdyż dr Widy-Wirski tak w pracy przedwojennej jak okupacyjnej i obecnie w odrodzonej Polsce - dał się poznać jako niestrudzony działacz, oddający całą swą energię i rozległe doświadczenie sprawie wiel

Dr Feliks Widy- Wirski

Stanisława Se1mówna

Tadeusz Świtałakości Polski" - napisał komentator "Głosu Wielkopolskiego" (nr 69/45). Dotychczasowy wojewoda Michał Gwiazdowicz (teraz - mazowiecki) tego dnia wręczył w Sali Białej Urzędu Wojewódzkiego dyplomy ukończenia kursu sekretarzom powiatowych referatów aprowizacji i handlu. N a uroczystości tej odbyło się pożegnanie Michała Gwiazdowicza, którego w imieniu władz żegnał naczelnik aprowizacji miejskiej Czesław Buschke, życząc mu owocnej pracy na nowej placówce. Na Górnej Wildzie 61 m. 6, w pobliżu Rynku Wildeckiego, primabalerina Teatru Wielkiego Stanisława Selmówna otworzyła studium baletowe dla . .. dorosłych i dzieci od lat 7. W lokalu Polskiej Partii Robotniczej (Focha 40) powstał Związek Fotografów na woj. poznańskie. Na czele zarządu stanął Stanisław Markiewicz (Czerwonej Armii 1). Zygmunt Cybichowski wygłosił w Bibliotece Miejskiej prelekcję pt.

O istocie demokracji. Felietonem Wolność a praca debiutował na łamach "Głosu Wielkopolskiego" Witold Powell.

Powstało Biuro Koncertowe Związku Zawodowego Muzyków (Poplińskich 12). Odtąd angażowanie zespołów muzycznych i solistów nie mogło się odbywać bez pośrednictwa Biura. Z apelu Polskiego Czerwonego Krzyża: Szpitale przepełnione rannymi i chorymi wołają o pomoc i opiekę. Brak nam wykwalifikowanych sióstr, brak rąk do pracy. Apelujemy więc do serc Polek. Władze wojskowe wyraziły życzenie, aby zorganizować wyposażenie szpitali na 20 tys. łóżek. (Komplet składał się z łóżka, siennika ze słomą lub materaca, 2 prześcieradeł, poduszki, koca, 2 kompletów bielizny osobistej). , Związek Walki Młodych Koło Sródmieście (Wały Jana III 12) objął patronat nad szpitalem wojskowym przeniesionym z Lublina. Gromadził książki, czasopisma, paczki żywnościowe, papierosy, kwiaty itp. Ponury obraz Parku Sołackiego nakreślił w liście do redakcji "Głosu Wielkopolskiego" "miłośnik przyrody": spacerowicze zrywają gałęzie młodych krzewów forsycji, depczą klomby; inni - strzelają do kaczek i zajęcy, łowią ryby materiałami wybuchowymi, krowy wypasają na trawnikach. Dwaj strażnicy parku są zupełnie bezradni.

6 maja niedziela 1500 chłopów-aktywistów Związku Samopomocy Chłopskiej przybyło na zjazd do auli Uniwersytetu Poznańskiego z okazji ukończenia radykalnego dzielenia ziemi z reformy rolnej. W ciągu kilku miesięcy roku 1945 bezrolni i małorolni w Wielkopolsce otrzymali więcej ziemi aniżeli przez dwadzieścia lat trwającej "reformy rolnej" za rządów burżuazyj

nej Polski - podkreślił obecny na zjeździe wiceminister rolnictwa Stanisław Bieniek. Po przemówieniach wojewody Feliksa Widy- Wirskiego, komendanta wojennego Poznania płka Nikołaja Smirnowa i reprezentanta Wojska Polskiego kpt. Piotra Kiełczyńskiego, wiceminister Bieniek dokonał symbolicznego wręczenia dwudziestu pięciu aktów nadania ziemi. Po raz pierwszy widzieli wtedy chłopi wielkopolscy ministra załatwiającego ich sprawy. Płk Smirnow zaprosił wszystkich uczestników manifestacyjnego zjazdu na koncert artystów radzieckich. Rozpoczął się Zjazd Wojewódzki Związku Młodzieży Wiejskiej "Wi." CI .

Nauczyciele i dziatwa jeżyckich szkół powszechnych (Nr 5, 13, 17 i 24) odwiedzili rannych żołnierzy w szpitalu polowym w Szkole Powszechnej Nr 8. Były prezenty i podarunki, solowe i chóralne deklamacje i śpiewy.

Wystąpili także artyści śpiewacy Dudi Falakówna i Janusz Nowak, a Klara Kaulfussówna wykonała na skrzypcach Legendą Henryka Wieniawskiego. Nad całością czuwał Józef Borowiecki. Kłopoty z papierem dawały się we znaki w mieście, w którym wszędzie walały się tony makulatury. W szkołach poznańskich proklamowano więc Tydzień Zbiórki Makulatury (do 12 maja). W Bibliotece Miejskiej prof. dr Antoni Gałecki wygłosił prelekcję pt.

Człowiek w obliczu natury. "Głos Wielkopolski" ukazał się z dodatkiem Literatura i Sztuka. Jerzy Auerbach polemizował z Eugeniuszem Żytomirskim i Wandą Karczewską w artykule Jeszcze o przepióreczce, Teodor Smiełowski prezentował pierwszy odcinek Udziału Wielkopolski w szerzeniu kultury mUzYcznej. W formie poranku artystycznego (piosenki, tańce, recytacje) zaprezentował się w Teatrze Polskim zespół artystyczny Teatru Kaliskiego (w remoncie). Radio poznańskie uraczyło słuchaczy (godz. 17.25) duetem mandolinowo-gitarowym (!): Edward Walkowiak (mandolina) i Bogusław Kliszewski (gitara).

Czytelnicy z Wildy napisali do "Głosu Wielkopolskiego" list z pretensjami o głośniki. "Aparatów radiowych nie wolno mieć, a chcielibyśmy też po pracy pewnej rozrywki i przyjemności. Głośniki powinny być zainstalowane w najbliższym czasie na Rynku Wildeckim, przy ul. Traugutta i na Dębcu!" Odbyły się walne zebrania: Stowarzyszenia Inżynierów w lokalu Stowarzyszenia Dozoru Kotłów (Matejki 55) i Absolwentów Państwowej Wyższej Szkoły Budowy Maszyn i Elektryczności. Wznowił działalność Poznański Klub Szachistów (założony w 1839 r.). Na czele zarządu stanął inż. tanisław Radomiński. Siedziba Klubu znajdowała się na ul. Chełmońskiego 10 (II piętro). Na boisku "Areny" w meczu piłki nożnej "Kakaes" pokonał "Dąb" 4: 2 (4 : 1), a na stadionie miejskim "Legia" spot

Tadeusz Świtałakała się Z "Admirą" . Dla celów propagandowych na stadionie "Areny" odbył się też mecz koszykówki męskiej Team A - Team B 17 : 16 (6 : 4). Wobec zbagatelizowania zarządzenia z dnia 21 kwietnia prezydenta m. Poznania, wszyscy Niemcy pozostający dotąd bez pracy (od lat 12) mieli zgłosić się bezzwłocznie w Społecznym Biurze Pośrednictwa Pracy, pod groźbą natychmiastowego osadzenia w obozie odosobnienia.

7 maja poniedziałek , Sródmiejska organizacja Związku Walki Młodych wystosowała apel do społeczeństwa o ofiarne poparcie akcji zbierania bandaży, termometrów, naczyń kuchennych i stołowych, żywności, papierosów, książek itp. dla polskiego szpitala wojskowego przy ul. Działyńskich. W siedzibie Urzędu Pocztowego przy pi. Wolności 3 (w dawnym lokalu) otwarto oficjalnie Biuro Podróży "Orbis". Urzędy pocztowe przyjmowały już prywatne przekazy pieniężne do 500 zł, a od instytucji do 2 tys. zł.

W Studium Wychowania Fizycznego Uniwersytetu Poznańskiego (w Parku Wilsona) rozpoczęły się zajęcia na kursie rytmiki i plastyki ruchu.

Rozpoczęły się też egzaminy wstępne do "Samary", czyli Państwowego Seminarium dla Wychowawczyń Przedszkoli (w Gimnazjum im. Jana Kantego, przy ul. Długiej róg Strzeleckiej).

Rozpoczęła się rejestracja emerytów instytucji miejskich z 1939 r.

Zainaugurowano zajęcia w Państwowym Gimnazjum Krawieckim i Państwowej Rocznej Szkole Przysposobienia Krawiecko- Bieliźniarskiego przy ul. Strusia 12. Odbyło się walne zebranie członków Spółdzielni Fryzjerów w lokalu własnym przy ul. Woźnej 10 oraz zebranie organizacyjne kapeluszniarek damskich w Izbie Rzemieślniczej (Mielżyńskiego 12). Fabryka Kapeluszy (dawna firma de Witt) przy ul. Woźnej 10 wytwarzała i formowała już kapelusze, a pełnomocnik firmy Stanisław Chęciński "upraszał" o zwrot sprzętu. Jedyna w Polsce wytwórnia zamykarek do puszek z konserwami rozpoczęła działalność przy ul. Konfederackiej 3. Na razie dokonywała tylko napraw. Opublikowano zmiany w cenniku artykułów żywnościowych (kartkowych) obowiązujące na obszarze całej Polski: mąka żytnia razowa za kilogram - 0,80 zł; pszenna - 1,10 zł; kasza jęczmienna - 1 zł; kaszka manna - 1,70 zł; mleko pełne za litr - 0,80 zł; maślanka - 0,40 zł; masło za kilogram - 19 zł; twaróg - 7 zł; jajka za sztukę - 1,50 zł; olej rzepakowy za litr - 7,50 zł; makowy - 8,70 zł.

Dowództwo Poznańskiego Okręgu Wojskowego zabroniło osobom cywilnym wstępu na teren Cytadeli. W poniedziałkowym "Głosie Wielkopolskim" opublikowano zdjęcie radzieckiego reportera Wasyla Żukowskiego, ukazujące jak żołnierze radzieccy zatykają sztandar na Bramie Brandenburskiej w Berlinie. Poniżej Tadeusz Żynda zamieścił makabryczne w swej wymowie wspomnienie z Fortu VII. "W pierwszych miesiącach 1940 r. wśród więźniów na Forcie VII panowało oczekiwanie coraz to nowych i wymyślniejszych sposobów maltretowania i duchowego poniżania Polaków. Był to okres, kiedy bunkry i kazamaty przepełnione były duchowieństwem, a przede wszystkim powstańcami wielkopolskimi z roku 1918. Żyliśmy w stałym oczekiwaniu tortur i śmierci. Każdemu wejściu strażników-gestapowców do celi towarzyszyło bicie, okraszone ohydnymi wyzwiskami. Specjalnie zaś dziką rozkoszą napawały ich «spacery zdrowotne», które wyczerpywały do ostateczności nasze wygłodzone organizmy. Spacery wokoło bunkrów na zachodnich terenach fortu odbywały się w tzw. parademarszu, z wyrzucaniem nóg na tradycyjny pruski sposób. Taki właśnie parademarsz natchnął jednego z gestapowców, którym nie brakowało dzikich pomysłów, myślą urządzenia sobie widowiska z biednych i bezbronnych więźniów. Wybrano spośród naszych więźniów pewnego stolarza ze Swarzędza, którego nazwiska niestety nie pamiętam, i kazano mu wyobrazić sobie, że jest cesarzem niemieckim Wilhelmem II. Następnie kazano mu stanąć na podwyższeniu i oczekiwać defilady zwycięskich wojsk polskich przed Bramą Brandenburską. Nie zapomnę nigdy widoku tego biednego towarzysza niedoli, który skurczony, zgnębiony i wystraszony wyczekiwał jak się rola jego skończy. Nam kazano wyjść na wzgórze, które więźniowie przezwali Górą Kalwarii. Stamtąd rozpoczęliśmy defiladę, gnani szturchańcami i przekleństwami naszych żywicieli. Ryk komendy strażników, drwiny, szatańskie śmiechy, i przekleństwa zagłuszały wprost naszą defiladę, a biedny «Wiluś» stał i salutował. Grupa gestapowców z komendantem obozu na czele była tym widowiskiem tak ubawiona, że musieliśmy defiladę powtórzyć dwukrotnie, poza tym jeden z gestapowców oświadczył nam, że byliśmy świadkami historycznej defilady zwycięskich wojsk polskich w Berlinie. "Dziś, w dniu naprawdę historycznej defilady wojsk radzieckich przed Bramą Brandenburską, w której bierze należny udział żołnierz polski - wspominam ciebie, biedny Stolarczyku, któryś życie swoje zakończył z ręki oprawców, a piersi twoich towarzyszy - więźniów i rodaków rozpiera duma, że my, więźniowie, rozpoczęliśmy wówczas tę defiladę, a kończył ją w triumfalnym pochodzie żołnierz polski". wtorek Odbyła się narada aktywu Polskiej Partii Robotniczej na temat Sposobów przyspieszenia rozwoju przemysłu poznańskiego i usunięcia bolączek aprowizacji w mieście. Zakończył się kurs propagandy stów (po 2 z każdego powiatu). Kierownictwo sprawował Tadeusz Becela. Uruchomiono trzecią linię tramwajową (nr 7) z ul. Polnej do Rynku Wildeckiego (przez Most Dworcowy - Wierzbięcice).

W Zakładach Wulkanizacyjnych "Opona" (Górna Wilda) odbyło się zebranie pracowników firmy (którzy sami odbudowali zniszczony w 40% zakład) w celu wyboru Rady Załogowej. Pełnomocnikiem firmy został Marian Ratajczak.

"Głos Wielkopolski" rozpoczął druk reportaży Eugeniusza Żytomirskiego pt. Szczecin znowu polski. Powołano do życia Komisję Propagandy Wojewódzkiego Komitetu Stronnictwa Demokratycznego, pod przewodnictwem Antoniego Katarzyńskiego. "Głos Wielkopolski" zamieścił komunikat Urzędu Miejskiego następującej treści: "Wszyscy Polacy mieszkający dotąd w norach i piwnicach winni zgłosić się do delegatury mieszkaniowej swego rejonu, celem uzyskania innego mieszkania przez zamianę z zamieszkującymi dany rejon «Leistumgspolakami» i «Volksdeutschami». Jeśli delegatura w ciągu siedmiu dni od daty zgłoszenia się petenta odpowiedniego mieszkania nie przydzieli, a petentowi znany jest adres «Leistungsp olaka» lub «Volksdeutschera» zamieszkującego do dziś w mieszkaniu lepszym - należy zgłosić zażalenie na delegaturę do Inspektora Miejskiego" .

Nadzwyczajny Komisariat do Walki z Epidemiami (Spokojna 12/7) ogłosił, że zakupi każdą ilość środków dezynfekcyjnych, jak: lizol, formalina, chloramin, sagrotan. Komenda Wielkopolska Związku Harcerstwa Polskiego wyjaśniła, że Związek jest organizacją samodzielną, a nie "autonomicznym" odłamem Związku Walki Młodych .jak zostało mylnie podane. Sekretariat Komendy mieścił się przy Wałach Zygmunta Augusta 1, I piętro.

Eugeniusz Żytomirski. Wg Feliksa M. Nowowiejskiego (opublikowane w "Ilustrowanym Kurierze Polskim", R. 1965, Nr 253)t;Mi

Utl

Tadeusz Svntala

9 maja środa W nocy z wtorku na środę red. Andrzej Stanisławski - szef poznańskiego oddziału "Polpressu" wyłowił w eterze informację o bezwarunkowej kapitulacji Niemiec i bez zwlekania przekazał ją do centrali Polskiej Agencji Prasowej w Warszawie. Najpierw obwieściło ją Polakom radio warszawskie. "Głos Wielkopolski" wydał dodatek nadzwyczajny, z tytułem na całą szerokość kolumny: Bezwarunkowa kapitulacja Niemiec podpisana! Przyłączając się do ogólnoświatowej radości, w Poznaniu ogłoszono dzień wolny od pracy i nauki. W szkołach i zakładach pracy odbywały się krótkie masówki, po których zwartymi kolumnami wszyscy szli na pi. Wolności. "Przy cudnej pogodzie - pisał sprawozdawca «Głosu Wielkopolskiego» - opromieniającej blaskiem swym wyjątkowo uroczysty i radosny charakter manifestacji, ustawiły się przed frontem «Esplanady» poczty sztandarowe [...] na balkonie udekorowanym godłami państwowymi, flagami narodowymi ZSRR i państw sojuszniczych, zgromadzili się przedstawiciele władz państwowych i wojskowych, duchowieństwa oraz partii politycznych. Przemówienie wstępne wygłosił wojewoda dr Feliks Widy-Wirski, wzywając zebranych do uczczenia chwilą milczenia poległych na wszystkich frontach tej wojny". W imieniu duchowieństwa przemówił biskup sufragan poznański Walenty Dymek, przyrównując radosny charakter obchodzonego święta do naj radośniejszego ze świąt kościelnych - Zmartwychwstania. "Kościół bierze udział - mówił - we wszystkich smutkach i radościach narodu. Skończył się okres burzenia i niszczenia, a rozpoczyna się czas odbudowy". Spontanicznie zaintonowano Boże coś Polską. Przemawiali: w imieniu Armii Radzieckiej - płk Nikołaj Smirnow, Wojska Polskiego - mjr Marian Stępień, Polskiej Partii Robotniczej - sekretarz Komitetu Wojewódzkiego Ryszard Kalinowski, Polskiej Partii Socjalistycznej - Zbigniew Grabowski, Stronnictwa Lu

Z balkonu "Arkadii" przemówienie wygłasza biskup sufragan poznański Walenty Dymek. Obok - wojewoda poznański Feliks Widy- Wirski.

Tadeusz Świtała

mM

Wfi

Prezydium mityngu w dniu 9 maja 1945 r. na balkonie "Arkadii'». Po obu stronach flaga narodowej widoczne flagi sojusznicze. Na stopniach dzieci w stroiachTdo wych ze szkół poznańskich. Po prawej, pochylony sztandar Komitet PoTskTej Partii Robotniczej Oddział Jeżyce (pisownia dosłowna)

Dzień 9 maja 1945 r. na pi. Wolności. Przed w pośpiechu skleconą "trybuną honorową" przeciąga jednostka artylerii ludowego Wojska Polskiego.

Tadeusz Świtaładowego Stanisław Zbierski, Polskiego Związku Zachodniego - dr Stanisław Szenic, Miejskiej Rady Narodowej - Zygmunt Piękniewski, Związku Walki Młodych - Zbigniew Frąckowiak, Związku b. Więźniów Politycznych - Jan Switalski. Przez aklamację uchwalono rezolucję, którą wysłano do marszałka Polski Michała Roli-Żymierskiego. W defiladzie przemaszerowały oddziały piechoty, artylerii lekkiej i ciężkiej, a także kroczyli harcerze, przedstawiciele organizacji społecznych i politycznych. Ogromne poruszenie wywołał wczorajszy komunikat Zarządu Miejskiego pt. Polacy nie będą mieszkać w norach. Inauguracyjny koncert orkiestry salonowej Rozgłośni Poznańskiej przed mikrofonami poznańskiego radia, pod dyrekcją Mariana Obsta.

10 maja czwartek We wszystkich kościołach odbyły SIę poranne nabożeństwa dziękczynne w intencji pokoju na świecie. Orkiestra Dowództwa Poznańskiego Okręgu Wojskowego, pod batutą płka Jana Wojnowskiego, koncertowała przed mikrofonami poznańskiego radia. W Urzędzie Wojewódzkim, pod przewodnictwem wojewody Feliksa Widy-Wirskiego, odbyło się inauguracyjne posiedzenie Wojewódzkiego Komitetu Przesiedleńczego. Kierownikiem akcji przesiedleńczej mianowany został mgr Jan Frąckowiak, dotychczasowy starosta wolsztyński. Rewelacyjny "Czwartek Literacki" z uznanym za zmarłego poetą Wojciechem Bąkiem. "Będzie żył na pewno bardzo długo, i cieszymy się, że osiadł w Poznaniu" - napisał Witold Powell. Po owacyjnym powitaniu "doborowej publiczności", której nie odstraszyły IV piętro i sala z wybitymi szybami, i krótkim wstępie Czesława Latawca, poeta przeczytał ostatni swój wiersz, napisany w Niemczech. Inne utwory recytowali Jolanta Skubniewska i Czesław Szulc. "Poezja Bąka jest niebezpieczna - pisał Powell - jest poezją człowieka, który cierpi i wcale się przeciw ternu nie buntuje".

11 maja piątek » Z udziałem I sekretarza Komitetu Miejskiego Polskiej Partii Robotniczej Franciszka Danielaka i sekretarza Okręgowej Rady Związków Za

wodowych Franciszka Rybczyńskiego odbyło się zebranie załogi w Zakładach "H. Cegielski". Było ono wyrazem narastającego protestu przeciwko pogarszającej się aprowizacji. Przedstawicieli władz oraz partii politycznych zapytywano o przyczyny tego stanu. Nie mogli oni jednak udzielić wyczerpujących wyjaśnień. Jedynie Franciszek Danielak zdołał trafić znacznie do przekonania 2500 robotników, proponując przekazanie części spraw aprowizacji w ręce Rady Zakładowej. Na specjalnej konferencji odbytej wcześniej postanowiono ubiegać się w Urzędzie Ziemskim o gospodarstwo rolne (resztówkę z budynkami), które mogłoby dostarczać płody rolne dla stołówki pracowniczej, a ponadto utworzyć w fabryce Wydział Aprowizacyjny, który współpracowałby z miejskim Wydziałem Aprowizacyjnym.

Dyrekcja Okręgu Poczt i Telegrafów wprowadziła hasło "Migra" . Telefony i telegramy opatrzone tym magicznym słowem miały pierwszeństwo, z pożytkiem dla osadnictwa na Ziemiach Zachodnich. Przybył z wizytą inspekcyjną wiceminister oświaty Bronisław Biedowicz. Zwiedził Gimnazja Sióstr Urszulanek oraz im. Gen. Zamoyskiej. Odbyło się zebranie konstytucyjne Spółdzielni Branży Skórzanej (27 Grudnia 14). Rozpoczęto przyjmowanie zapisów do Szkoły Rytmiki i Plastyki, działającej pod kierownictwem Marceli Pruskiej-Hildebrandt (Jasna 10). W Teatrze Wielkim odbył się recital chopinowski Franciszka Łukasiewicza. "Dał nam - pisał dr Tadeusz Nowakowski - pierwszy recital szopenowski, go- Franciszek Łukasiewicz. Reprodukcja zdjęcia zamieszczodzinę frapującego upojenia artystycznego, za nego w "Glosie Wielkopolco podziękowano artyście huraganem okla- skirn" nr 62 (29-30 IV 1945) k ' " S OW .

12 maja sobota Polska Partia Robotnicza wysłała pierwsze grupy agitacyjne złożone z przedstawicieli zakładów pracy w tzw. teren, aby w bezpośrednich rozmowach z rolnikami przekonywały ich, jak ważne dla dalszego rozwoju życia w mieście są dostawy zboża, ziemniaków, mleka i mięsa. W Teatrze Wielkim, w godzinach południowych, uczniowie "Marcinka" (Gimnazjum i Liceum im. Karola Marcinkowskiego) urządzili własnymi siłami imprezę słowno-mu

Tadeusz Świtałazyczną ku czci Fryderyka Chopina. Wśród gości obecny był - witany owacyjnie - bawiący w Poznaniu wiceminister oświaty Bronisław Biedowicz. * W Bibliotece Miejskiej prof. dr Stefan Błachowski wygłosił prelekcję Jak ludzie śpią.

Z Rynku Wi1deckiego uruchomiono autobus, który zamiast tramwaju kursował do ostatniego przystanku na Dębcu. Powołano do życia Księgarnię Akademicką, z Janem J achowskim na czele. "Głos Wielkopolski" zamieścił felieton Wojciecha Bąka PrzYwitanie Z Poznaniem, a poniżej taki oto komentarz: "Z dniem dzisiejszym pismo nasze pozyskało trzeciego z kolei (po Alicji Iwańskiej i Witoldzie Powellu) felietonistę w osobie świetnego pisarza i publicysty Wojciecha Bąka, któremu szczęśliwie udało się przetrwać okres prześladowań w czasie okupacji i przymusową pracę fabryczną w Niemczech, skąd w tych dniach powrócił do rodzinnego Poznania. Jesteśmy pewni, że fakt pozyskania stałej współpracy Wojciecha Bąka przez «Głos Wielkopolski» {i to w najszerszym zakresie) przyjmą szerokie koła naszych Czytelników z żywym zadowoleniem" . W tym samym wydaniu "Głosu" redakcja opublikowała pokłosie wypowiedzi Czytelników w cyklu Co nas boli? "U stabilizować płace - unormować ceny. Pracownik musi wiedzieć, na czym opiera egzystencję. Po ustabilizowaniu płac musi nastąpić unormowanie cen f...] jak ma żyć pracownik fizyczny lub umysłowy zarabiający od 500 do 1200 zł miesięcznie, jeżeli kg masła kosztuje 500 zł, a słoniny 450? Kartki żywnościowe przewidują dla pracownika 1 kg tłuszczu' miesięcznie. W ub. miesiącu wydano jedynie 1/4 kg". "Dlaczego się nie płaci? Np. personelowi Ośrodka Zdrowia przy Słowackiego 13? Założono Jan Jachowski go 4 II; w marcu przejął ośrodek miejski wydział zdrowia". "Sprawa Niemców- Dlaczego nie są oznakowani? Czy wolno im przebywać w kinach, teatrach i lokalach. Dlaczego me usuwają niewypałów pozostawionych przez ich wojska? A pewne panie, które romansowały z Niemcami do ostatniej chwili? " W siedzibie "Po1pressu" (Mie1żyńskiego 10) odbyło się organizacyjne zebranie Związku Zawodowego Dziennikarzy. Panie z Towarzystwa Przyjaciół Żołnierza (Grottgera) dla zdobycia pieniędzy na cele organizacyjne uruchomiły stoiska z tulipanami. Przy ul. 3 Maja uroczyście otwarto restaurację "Empire", pod kierownictwem byłej właścicielki Heleny J ezierskiej. W Teatrze Wielkim - wieczór artystyczny pod kierownictwem Zygmunta Wojciechowskiego, z udziałem gwiazd: Zofii Fedyczkowskiej, Emmy Szabrańskiej, Stanisławy Selmówny i in.

13 maja niedziela Na pi. Wolności odbył się propagandowy wiec Polskiego Związku Zachodniego, w którym uczestniczyło o'k. 10 tys. zarejestrowanych już na wyjazd na Pomorze Zachodnie pionierów-osadników. Wiec zagaił prezes Związku dr Stanisław Szenic, przedstawiając prezydenta Szczecina, dotychczasowego mieszkańca Poznania inż. Piotra Zarembę, powitanego z olbrzymim entuzjazmem. Piotr Zaremba dziękował Poznaniowi za dotychczasową pomoc. Opowiedział, z jakimi perturbacjami Polacy - prawowici gospodarze tego miasta - obejmowali Szczecin, niegdyś trzystutysięczne miasto, w którym aktualnie mieszka 6-10 tys. Niemców i 2 tys. Polaków. "Ci, którzy się pracy nie lękają - podkreślił mówca z naciskiem - znajdą nad Odrą dobrobyt i przyszłość. Potrzebujemy posiłków, każdy znajdzie u nas pracę w swym zawodzie. Szczecin zaprasza Was! Przyjeżdżajcie!" .

Bezpośrednio po wiecu, Piotr Zaremba przekazał w redakcji "Głosu Wielkopolskiego" następujące oświadczenie: "Pragnę raz jeszcze wyrazić najszczersze podziękowanie wszystkim Obywatelom miasta Poznania, którzy przyczynili się do żywiołowej akcji osadniczej Poznań - Szczecin. Bez ich pomocy, wydajnej i wytężonej pracy, była- piotr ZaremA -" Fotografia z by ta wielka akcja wręcz niemożliwa do przeprowadzenia. Dlatego to składam w pierwszym rzędzie podziękowanie PZZ-owi, instytucji niezwykłej prężności i energii, która wziąwszy w swe ręce kierownictwo planowego osadnictwa w Szczecinie, doprowadzi je niewątpliwie w krótkim czasie do celu. A celem tym jest jak najszybsze utrwalenie podstaw gospodarczego i kulturalnego życia polskiego Szczecina. "Miasto Poznań objęło nad miastem Szczecin patronat: zorganizowane przez ob.

prezydenta Maciejewskiego ekipy techniczne już są w drodze lub wyjeżdżają. Oba miasta

Tadeusz Świtała

złączone wspólnymi węzłami po raz pierwszy bodaj w historii miast polskich będą się wzajemnie uzupełniać, współpracować, pomagać. Poznań nie zapomni o swych obywatelach w Szczecinie. Szczecin zawsze Będzie czerpał z Poznania siły gospodarcze i kulturalne, potrzebne do dalszego rozwoJu. "Wierzę, że już w niedługim czasie pociąg pospieszny Poznań-Szczecin będzie stale przepełniony - jazda ta będzie dla każdego pomostem do swego rodzinnego miasta jednego nad Wartą - drugiego nad Odrą! inż. Piotr Zaremba"

Bawiący w Poznaniu wiceminister oświaty Bronisław Biedowicz uczestniczył w wojewódzkiej naradzie dyrektorów szkół średnich. W Bibliotece Miejskiej mgr Irena Dobrzycka wygłosiła odczyt pt.

Szkic historyczny jęzYka angielskiego od mowy Anglosasów do filmów dźwiękowych. W Klinice Chorób Dziecięcych Uniwersytetu Poznańskiego (Marii Magdaleny 3) wznowiło działalność ambulatorium. Wejście z ul. MostoweJ. W sali kina "Polonia" (Dąbrowskiego 5) odbyło się zebranie wszystkich lekarzy pracujących w mieście, zwołane przez Miejski Wydział Zdrowia. Aktywiści Stronnictwa Demokratycznego odwiedzili rannych żołnierzy w szpitalu polowym przy ul. Marii Magdaleny. W dodatku "Głosu Wielkopolskiego" Literatura i Sztuka Hilary Majkowski omówił straty okupacyjne w grafice polskiej. Wojciech Bąk drukował swoje wiersze. N a boisku przy ul. Rolnej rozegrano towarzyski mecz piłki nożnej między "Wartą" a "Legią" zakończony zwycięstwem "Warty" 4:0 (1:0). "Warciarze" znowu wystąpili w zielonych przedwojennych barwach.

Bramki strzelili Bolesław Gendera i Bolesław Smólski (po 2). Widzów ok. 5 tys. Sekcja lekkoatletyczna "Warty" zorganizowała na tym samym stadionie zawody otwarte. . Na boisku "Areny" zapowiedziano mecze piłkarskie: "Pogoń" - "Zjednoczeni" i (o godz. 15) "Dąb" - kombinowana drużyna jednostki wojskowej i Milicji Obywatelskiej.

14 maja poniedziałek Ukończono rejestrację mieszkańców Poznania. Zarejestrowały SIę 242 454 osoby, w tym 105 004 mężczyzn. Do osiągnięcia stanu z dnia 1 września 1939 r. brakowało 34 652 mieszkańców. W Zakładach "H. Cegielski" zdecydowanie zajęto się kwestią przestrzegania podstawowych obowiązków pracownika względem kolektywu. Zasady te, szczególnie wśród młodych pracowników, utraciły swe właściwe znaczenie wskutek drakońskich metod wcielania ich w życie przez okupanta. Aby ułatwić powrót do pełnej świadomej obowiązkowości i punktualności, dyrekcja Zakładów przystąpiła do premiowania wszystkich pracowników powyżej 18 roku życia (poza uczniami), którzy w okresie od 14 maja do 4 sierpnia 1945 r. nie spóźnią się do pracy i nie opuszczą ani jednego dnia. "Pracownicy ci - czytamy w komunikacie dyrekcji - otrzymają na stępujące premie: po pierwszych dwóch tygodniach - bezpłatne obiady bez znaczków żywnościowych w ciągu dwóch tygodni po czterech tygodniach - bezpłatne obiady i 50 papierosów po sześciu tygodniach - obiady i papierosy po ośmiu tygodniach - obiady, papierosy oraz jednotygodniowy przeciętny zarobek po dziesięciu tygodniach - to samo oraz cetnar węgla. [.. .] Gdyby mimo to nadal trwały liczne nieusprawiedliwione, może nawet złośliwe nieobecności, zarząd fabryki - aczkolwiek z wielką przykrością - będzie musiał zastosować wobec opieszałych qstre środki zapobiegawcze" . Rozpoczęła się dwudniowa narada aktywu partyjnego z miasta i województwa. Na kartki żywnościowe kategorii I przydzielano: po 250 g masła i 1 jajku, 1 kg mąki pszennej i 0,5 kg mąki żytniej. Pracownicy komunikacji miejskiej wyremontowali pierwszy autobus na gaz. Z chwilą, kiedy Gazownia Miejska dostarczyła gaz do zbiornika przy ul. Zielonej i po zainstalowaniu podobnego hydranta gazowego przy , ul. Sw. Trójcy, funkcjonować zaczęła linia autobusowa ul. Zielona - Dębieć. Zbiornik gazu w autobusie miał pojemność paliwa wystarczającą na jazdę w jednym tylko kierunku. Jan Schmidt (Jackowskiego 32) uruchomił pracownię wyrobów szklano-sanitarnych. Cech Szklarzy obradował w warsztacie Ludwika Kwaśnika (Marcinkowskiego 19) nad możliwościami sprowadzenia do Poznania transportu szkła. "Głos Wielkopolski" wydał dodatek pt. W młodzieżY siła.

Sceniczne małżeństwo z poznańskiej inscenizacji dramatu Uciekła mi przepióreczka - Smugoniowie (Hanna Bielska i Mieczysław Jasiecki) - idą w ciepły majowy dzień przez pi. Wolności w tych samych strojach, w których występują na scenie (bo innych nie posiadają). Po sukience rozpoznaje Smugoniową rodowity poznaniak i obwieszcza głośno: "O! Idzie nasza przepióreczka!"

7 Kronika ffi. Poznania 3/88

Tadeusz Świtała

15 maja wtorek W Urzędzie Wojewódzkim, pod przewodnictwem Kazimierza Cielejewskiego, odbyło się drugie posiedzenie Wojewódzkiej Rady Narodowej. Na początku dokooptowano ośmiu radnych, m. in.: dra Józefa Jankowiaka, Adama Łażewskiego, płka Adama Nieniewskiego, Stefanię Pasztową, prof. dra Stefana Różyckiego, kuratora Okręgu Szkolnego Karola Strzałkowskiego i artystę-plastyka Wacława Taranczewskiego. Na posłów do Krajowej Rady Narodowej wybrano Roinana Andrzejewskiego i Jana Sajdaka. Sprawozdanie z działalności Urzędu Wojewódzkiego złożył wojewoda Feliks Widy- Wirski. Najwięcej miejsca w obradach zajęły sprawy aprowizacji. Wyrazem niezadowolenia Rady był jednogłośnie uchwalony Memoriał do Krajowej Rady Narodowej, w którym Rada stwierdziła, że "po dokładnym zapoznaniu się ze stanem aprowizacyjnym woj. poznańskiego i ciężarami niewspółmiernymi do świadczeń innych województw, prosi przewodniczącego Krajowej Rady Narodowej o spowodowanie zmiany polityki Ministerstwa Aprowizacji i Handlu oraz szefa Biura Ekonomicznego Rady Ministrów w przedmiocie polityki aprowizacyjnej i przemysłowej w stosunku do woj. poznańskiego". W siedzibie Komitetu Wojewódzkiego Polskiej Partii Robotniczej zakończyła się dwudniowa narada aktywu partyjnego z miasta i województwa, której głównym celem było uporządkowanie spraw organizacyjnych. Referaty wygłosili Maria Kamińska, Ryszard Kalinowski i Zygmunt Piękniewski. Dla uczestników tej narady były to dni niezwykłe. Wobec całego gremium każdy przedstawiał swój życiorys, udzielał wyjaśnień, a po aprobacie sali - wręczono mu pierwszą w życiu legitymację legalnej partii. Ten sposób przyjmowania do Polskiej Partii Robotniczej był -

Roman Andrzejewski

Jan Sajdak

Danuta Lotyczewska-Nowicka w karykaturze A, Adama Bilskiego, opublikowanej w "Głosie %.:¥ Wielkopolskim" (r. 1946, nr 53) z objaśnię- i'**<t niem: "Dan-Lot i Danuta Lotyczewska, para odpowiedzialna za dział kobiecy"

jak się wydaje - pewnym odstępstwem od pierwszych instrukcji Komitetu Centralnego, które mówiły o przedstawieniu życiorysu na piśmie i przesłaniu go wraz z deklaracją do Komitetu Centralnego, gdzie miała zapaść decyzja o przyjęciu do partii. Po tej naradzie w kierownictwie Komitetu Wojewódzkiego dokonano podziału funkcji i odpowiedzialności za poszczególne dziedziny pracy partyjnej: Maria Kamińska (I sekretarz), Ryszard Kalinowski (II), Szczepan Jurczak (III), Tadeusz Becela (kierownik Wydziału Propagandy), Zygmunt Piękniewski (Wydziału Personalnego), Stanisław Pawlak (Wydziału Zawodowego), Józef Cieślak (pełnomocnik do spraw reformy rolnej), Franciszek Danielak (I sekretarz Komitetu Miejskiego). Przy pi. Wolności 3 otwarto Pocztową Kasę Oszczędności, działającą pod kierownictwem Wincentego Poturalskiego. Podjęła ona operacje z zakresu obrotu czekowego i oszczędnościowego oraz innych "form obrotu bezgotówkowego. W Bibliotece Miejskiej inż. Kazimierz Ulatowski wygłosił referat pt.

Sztuka jako wartość społeczna i narodowa. Przed mikrofonami poznańskiego radia rozpoczęli długoletni - jak się okazało - cykl felietonów, wygłaszanych w gwarze regionalnej, popularni Kaczmarek (Stanisław Strugarek) i Skrzypczak (Alfred Sikorski).

Rozpoczęły się egzaminy wstępne do Państwowego Koedukacyjnego Gimnazjum i Liceum Spółdzielczego przy ul. Przebieg 2 (za Operą, przy torze kolejowym). Izba Rzemieślnicza zakończyła rejestrację rzemieślników rozpoczętą 29 kwietnia. W Państwowej Szkole Ogrodnictwa (Dąbrowskiego 169/171) zorganizowano kurs przetwórstwa owoców i warzyw

Tadeusz Świtaładla osób zamierzających pracować w tej.dziedzinie. W Państwowej Szkole Budownictwa otwarto kurs dla nadzorców wodno-melioracyjnych. W Izbie Rzemieślniczej odbyły się pierwsze egzaminy mistrzowskie stolarzy; spośród 35 kandydatów egzamin zdało 24. Przy ul. Chełmońskiego rozpoczął się pierwszy turniej szachowy zorganizowany przez Poznański Klub Szachistów. Felietonem Sztychy zadebiutowała w "Głosie Wielkopolskim" Danuta Lotyczewska-Nowicka (Dan-Lot), udająca mężczyznę.

(Dokończenie w zeszYcie następnym)

ZDZISŁAW GROT

TEATR POZNAŃSKI

Gdy jesienią 1923 zacząłem moje studia historyczne na Uniwersytecie Poznańskim, pociągnęła mnie historia średniowieczna. Nie , umiem sobie tego dziś wytłumaczyć, albowiem dawniej czytałem najczęściej książki z okresu napoleońskiego i powstania listopadowego, a moimi bohaterami byli Napoleon, ks. Józef Poniatowski, Jan Henryk Dąbrowski oraz wojsko z roku 1831. Może to, że czytanie źródeł historycznych łatwiej wtedy przychodziło mi w języku łacińskim niż francuskim czy niemieckim, może to, że udział w proseminarium rozpoczynał się od średniowiecza, a na pewno jeszcze inne pobudki, Zdzisław Grot. Zdjęcie wykonane w 1981 r. których dziś daremnie szukam. Jakkolwiek było, przy średniowieczu, o którym nam wykładał profesor Kazimierz Tymieniecki, już wtedy uczony wielkiej miary, choć wykładowca nie bardzo atrakcyjny, wytrwałem dłuższy czas, a nawet napisałem dość obszerną pracę seminaryjną o stosunkach polsko-duńskich we wczesnym średniowieczu, gdzieś do czasów Waldemara II w XIII wieku. Oczywiście była to praca raczej kompilacyjna lubo, jak pamiętam, mocno ślęczałem nad takimi kronikarzami jak Heknold czy Adam z Bremy. Kiwali głowami moi koledzy i przyjaciele, najczęściej prawnicy i towarzysze licznych potańcówek i balów. , Sredniowiecze przyciągało młodą wyobraźnię, przede wszystkim jednak wojnami i kulturą. Gospodarcze kwestie, którymi na seminarium Tymienieckiego głównie się zajmowano, mniej mnie interesowały. Toteż,

Zdzisław Grot

choć w atmosferze seminarium Tymienieckiego dobrze się czułem, z czasem opuściłem szanowanego przez nas wszystkich profesora i jego średniowieczne badania, przenosząc się do drugiego naszego mistrza, profesora historii nowożytnej, Adama Skałkowskiego. Był to również uczony o szerokiej już sławie, dociekliwy badacz epoki napoleońskiej, głośny zaś ostatnio przede wszystkim z powodu książki o Kościuszce (Kościuszko w świetle nowszYch badań), w której surowo ocenił błędy naczelnika z roku 1794. Pamiętam, z jakim oburzeniem wystąpili przeciwko Skałkowskiemu poznańscy endecy i nieendecy, dla których pamięć Kościuszki była czymś świętym, na którą nikomu nie wolno było rzucić nawet cienia. Atakowano go też mocno na Zjeździe Historyków, który w 1925 r. odbył się w Poznaniu; namiętnie o książeczce (była bardzo skromna rozmiarami) rozprawiano w środowisku studentów historii. Ja, jeszcze wtedy "średniowiecznik" - mniej tą sprawą się interesowałem.

Seminarium Skałkowskiego było liczniejsze niż Tymienieckiego. Były posiedzenia, że siedziano w dwóch salach. Wynikało to stąd, że dopóki nie przybył do Poznania prof. Bronisław Dembiński, całe studium historii obsługiwali tylko dwaj profesorowie: Tymieniecki i Skałkowski. Uczęszczały też na seminaria razem wszystkie roczniki. Skałkowski przyjął mnie, lecz powstał pewien kłopot z tematem pracy dyplomowej, określonej niebawem mianem magisterskiej. Profesor najchętniej rozdzielał tematy z zakresu swojej specjalności i większość jego uczniów szła w tym kierunku. Obierano w szczególności biografie i to najczęściej wojskowe. Miały szanse, o ile oczywiście dorastały poziomem, na publikację w serii Życiorysy zasłużonych Polaków XVIII i XIX wieku, którą otworzył i przy pomocy księgarza Jana Jachowskiego prowadził profesor. Ja, jako dość przekorny indywidualista, nie chciałem pójść utartym szlakiem a profesor, znany z liberalizmu, nie naciskał. Znaleźli się zresztą i przede mną tacy, którzy chcieli badać inne problemy i inne czasy. Kilku brało tematy z XIX wieku, lubo przeważnie biograficzne. Moja propozycja bodaj najmocniej zaskoczyła Skałkowskiego, bo nie wchodziła ani w jego czasy, ani w jego ulubione studia biograficzne. Zaproponowałem teatr. Profesor się zamyślił, ale w końcu wyraził zgodę. Uściśliliśmy go, że będzie traktował o narodowej roli sceny poznańskiej od jej początków aż po rok 1870. Profesor się zastrzegł, że temat musi być traktowany ściśle źródłowo, z naciskiem na wydźwięk polityczny teatru, czyli w powiązaniu z wydarzeniami politycznymi. Poza tym dał mi swobodną rękę, podkreślając, że podobną tematyką dotąd się nie zajmował. Zgoda profesora uradowała mnie, miałem temat, jaki sobie sam wyszukałem idąc za głosem upodobania. Teatrem interesowałem się od wczesnej młodości; uważano mnie za zwariowanego teatromana. Pierwsze przedstawienia widziałem będąc wkwarcie Gimnazjum św. Marii Magdaleny, czyli w roku 1917, gdy jeszcze miałem 13 lat. Pamiętam, że grano wtedy takie sztuki jak: Gwiazda Syberii Jana Starzyńskiego, Tadeusz Kościuszko Bogusławy z Dąbrowskich Mańkowskiej - córki wodza Legionów, Halszka Z Ostroga Józefa Szujskiego, Lalka (operetka francuska). Wszystkie te i inne widowiska bardzo mi się podobały, tak samo aktorzy - w świetle krytyki dziś nie należący do wybitnych - zwłaszcza niezmiernie w Poznaniu popularny Kajetan Kopczyński. Nieco później zachwycał mnie w wielkim repertuarze (Kordian) Władysław Bracki; w rolach komicznych zaś - Franciszek Ryli. Ogromne wrażenie zrobiły: wystawioneAw grudniu 1918 po raz pierwszy w Poznaniu Wesele Stanisława Wyspiańskiego, później Ponad śnieg Stefana Żeromskiego (1919), Burmistrz Stylmondu Maurycego Maeterlincka, a przede wszystkim Dziady, na które chodziłem kilkakrotnie. Gdy powstała w Poznaniu Opera, stałem się jej stałym widzem. Widziałem chyba wszystkie wystawiane naówczas inscenizacje, poczynając od Halki, Strasznego dworu i Toski. Moim stałym towarzyszem tych teatralnych wieczorów był mój najserdeczniejszy przyjaciel szkolny i potem uniwersytecki, kochany Janek Nowakowski - student, a potem magister prawa. Choć z braku grosza uczęszczaliśmy na miejsca naj skromniejsze - w Teatrze Polskim do tak zwanego "kubła", gdzie nie było miejsc siedzących, a bardzo tłoczno, w Operze zaś na "trzeci kij", wychodziliśmy z teatru zawsze oczarowani, jak z jakiejś krainy snów. Czyż więc można się dziwić, że taki zaprzysiężony teatroman z pełnym zapałem przystąpił do prac badawczych? Nie należały one absolutnie do łatwych ani rozkosznych, jak się pierwotnie wydawało. O przeszłości teatru poznańskiego, polskiego, pisano i wiedziano bardzo mało. Najwcześniejszymi dziejami, gdzieś po rok 1815, zajmowali się Feliks Pohorecki, pracownik naukowy Archiwum Państwowego w Poznaniu, z którym nieraz dyskutowałem, oraz - wcześniej - niemiecki historyk Herman Ehrenberg (Geschichte des Theaters in Posen). Późniejsze czasy, mianowicie okres lat 1815 - 1847 zbadał Manfred Laubert (Das Posener Theater 1815/1847. W: "Studien zur Geschichte der Provinz Posen in der erste Half te des 19. J ahrhunderts", 1908), pod względem źródłowych poprawnie ale interpretacyjnie błędnie, w duchu nacjonalistycznym, cechującym większość prac tego historyka. Prócz wymienionych pozycji naukowych mogłem jeszcze korzystać z bardzo nielicznych źródeł drukowanych, jak: Pamiętnik aktora, pisany przez Kazimierza Skibińskiego a wydany w 1912 r. przez Mieczysława Rulikowskiego, Wspomnienie o TowarzYstwie Harmanii w latach 1848- 1852 Władysława Simona, wspomnienia Wojciecha Bogusławskiego, rodowitego poznańczyka (z Glinna pod Poznaniem), zamieszczone w jego Dziejach Teatru Narodowego w Polsce, bezimienna broszura Historia

Zdzisław Grotsiedmiomiesięcznego teatru w Poznaniu, działającego w roku 1843, i kilka dalszych o mniejszym znaczeniu. Oto, jak wyglądał mój stan wyjściowy badań nad polską sceną narodową w Poznaniu. Przeczytanie wymienionych pozycji i porobienie notatek, to mój pierwszy krok w pracy. Dla nowicjusza wcale niełatwy. Pomijam czytanie pozycji niemieckich, gdyż chodząc przez 8 lat do szkoły pruskiej, język niemiecki miałem dostatecznie opanowany. Z początku nieco trudności sprawiała terminologia naukowa, lecz wnet się oswoiłem i tak Ehrenberga, jak i Lauberta czytałem całkiem swobodnie. Trudniej dla mnie przedstawiała się sprawa robienia notatek. Nie byłem na tyle systematyczny, aby sporządzać poprawnie kartki zwane fiszkami. Z kilku karteczek, które do dziś się zachowały, przebija nieporządek i chaotyczność. Ponieważ profesor notatek nie kontrolował, nie siliłem się na konieczny porządek. Czytanie rozpraw naukowych Ehrenberga i Lauberta dało wstępną orientację w dziejach sceny poznańskiej, o których, podejmując pracę, nie miałem żadnego pojęcia. Na tej podstawie mogłem opracować wstępny scenariusz, czyli układ mojej rozprawy. Jako naczelną zasadę przyjąłem układ chronologiczny, podporządkowując temuż w poszczególnych rozdziałach układ rzeczowy. Cezury ułożyłem według stosowanych w badaniach dziejów politycznych. Tego wymagała logika, gdyż zasadniczym celem moich dociekań miało być przecież oddziaływanie polityczne teatru, a nie kulturalne czy inne. Jakoż profesor, gdy mu mój projekt układu przedstawiłem, w zasadzie go aprobował. Co myślał o takim outsiderze jak ja, tego nie wiem. Koledzy sądzili różnie, jedni byli zdziwieni takim niezwykłym dla historyków tematem, inni kpili sobie, uważając że niepoważny. Przylgnęło do mnie, chyba wyśmiewnie, imię "artista". Gdy miałem już przez profesora zaakceptowany układ pracy, zabrałem się do jego wypełnienia treścią, faktami. Szukać trzeba było tego w dwóch głównych rodzajach źródeł, drukowanych i archiwalnych. Dla pierwszych miejscem pracy były biblioteki, dla drugich archiwa. Pracowałem w nich jednocześnie, lecz niezbyt intensywnie, gdyż z powodu trudnych warunków materialnych rodziców miałeni pracę zarobkową, o którą w Izbie Rzemieślniczej wystarał mi się Janek Nowakowski, którego wujek, Kazimierz Wawrzyniec Juszczak, był w tejże Izbie syndykiem. Życzliwie do nas ustosunkowany, dozwalał w czasie urzędowania chodzić na dwie godziny na wykłady, który to czas ja zużywałem na chodzenie do archiwum. Do bibliotek chodziłem zwykle po południu. Praca w archiwum wydała mi się ciekawa. Była dla mnie nowością.

Poznańskie Archiwum Państwowe mieściło się w tym czasie na Górze Przemysława. Tam poszedłszy zgłosiłem się do dyrektora, którym był dr Kazimierz Kaczmarczyk, zasłużony archiwista i historyk, człowiek bar

dzo przyjemny i życzliwy dla młodych historyków. Przyjął mnie życzliwie i polecił zaznajomić mnie z przepisami obowiązującymi użytkowników, jak i objaśnić, gdzie, z których zespołów akt i w jaki sposób korzystać. Również, jak je w pracy cytować. Pojąłem szybko potrzebne mi tajniki i ochoczo zabrałem się do roboty. Zamówiwszy potrzebne akta, w czym znacznie pomogła mi rozprawa Lauberta, gdzie dokładnie zaznaczono ich rejestry i nazwy, powoli wgryzłem się w ich nie znane mi arkana, pokonując kolejno obce mi dotąd słownictwo biurokracji, jak i styl urzędników, zwykle rozwlekły i nie dość jasny, wreszcie pismo, różne pod względem czytelności, łatwe do odczytania w czystopisach, trudne, a nieraz _prawie nie do odczytania w brulionie. Przeważało w przeglądanych przeze mnie aktach pismo gotyckie, dobrze mi znane ze szkoły. Namęczyłem się nieraz, zwłaszcza gdy pojawił się akt pisany ręką naczelnego prezesa [Josepha] Zerboniego di Sposetti. Taki akt czytałem niekiedy kilka dni, a niektórych wyrazów musiałem się domyślać z kontekstu. Pomagali czasem życzliwi kustosze Pohorecki i [Adam] Kaletka, ten ostatni szczególnie, boć z zawodu był farmaceutą, odczytywał najtrudniejsze pisma. Lupa w tej pracy należała do nieodstępnych narzędzi. Trudności, które musiałem pokonywać, mnie nie zrażały. Przeciwnie wzmagały chęci i dawały zadowolenie, gdy się pokonało ciężką przeszkodę. Porównywałem to nieraz do jazdy konnej, której się nieźle nauczyłem, delegowany jeszcze w gimnazjum na kurs jeździecki, zakończony dyplomem instruktora. Z tej funkcji atoli nigdy nie skorzystałem w moim życiu. W archiwum miałem głównie do czynienia z zespołem akt namiestnika [Antoniego] Radziwiłła, który mocno interesował się teatrem, dalej z obszernym zbiorem Naczelnego Prezydium (Ob erpriisidium) , po trosze z aktami policji miasta Poznania i landratur. W ich świetle najpełniej udało się zrekonstruować lata od kongresu wiedeńskiego (1815) do Wiosny Ludów (1848 - 1852), do lat późniejszych materiału archiwalnego było znacznie mniej. Ponieważ w archiwum pracowałem chętnie i z przyjemnością, uporałem się z pracą, jak na moje warunki względnie szybko. Miałem satysfakcję, że krocząc tropem Lauberta mogłem w niejednym wypadku sprostować jego wywody i przybliżyć prawdę, lubo również grzeszyłem sam przecież moim zbyt polskim patrzeniem na rzeczy. Denerwowały młodego, w tajnych polskich organizacjach młodzieżowych - jak skauting czy Towarzystwo Tomasza Zana - wychowanego Polaka, wszystkie niesprawiedliwe, nieraz brutalne pociągnięcia władz pruskich, dyskryminowanie ludności polskiej. Złościłem się czytając pisma i rozporządzena nieprzychylnych Polakom urzędników pruskich, jak ministra [Friedricha] Schuckmanna, poznańskich naczelnych prezesów i innych prominentów,

Zdzisław Grotwreszcie niemieckich przedsiębiorców teatralnych, utrącających w imię własnego interesu polskie przedstawienia. Mocno wtedy pomstowałem na Carla Casimira D6bbelina, panią [Karolinę] Leutner i [Ernsta] Vogta, a współczułem z Bogusławskim, [Władysławem] Łozińskim czy [Juliuszem] Pfeifferem, którzy tak ofiarnie chcieli służyć tutejszemu społeczeństwu. Przeżywałem to wszystko czytając ówczesne akta. Równocześnie chodziłem pilnie do bibliotek, głównie aby przejrzeć ówczesną prasę poznańską. Chodziłem do trzech głównych bibliotek poznańskich: Raczyńskich, Uniwersyteckiej i Towarzystwa Przyjaciół Nauk. Wszędzie pracowało się przyjemnie i miło, bo zawsze napotykałem życzliwość i pomoc bibliotekarzy. Kochany to, podobnie jak archiwiści, naród. Posiadają wiedzę często nie mniejszą niż pomocniczy pracownicy uniwersyteccy, ale ileż ochotniej od tamtych służą nią innym. Nie bez wzruszenia wspominam tych, którzy mi wtedy pomagali, człowiekowi wcale nie znanemu, taką Anielę Koehlerównę w bibliotece TPN, już nie młodą, dość gadatliwą, ale jakże życzliwą i pomocną, czy owe wszystkie młode bibliotekarki z Biblioteki Raczyńskich, z którymi się żartowało i flirtowało. Wiele mi pomogły. Główną moją pracą heurystyczną w bibliotekach było wertowanie gazet i szukanie wzmianek o teatrze, przedstawieniach, aktorach, publiczności. Wertowanie gazet, zwłaszcza szukanie wiadomości tak rzadko podawanych jak teatralne, to wysiłek arcyżmudny. Mnie wypadło przeglądać prasę poznańską za czas od 1794 do 1870. Więc aż 3/4 wieku. Szczęście całe, że polskich gazet było wtedy mało, właściwie aż do roku 1848 tylko jedna, kolejno: "Gazeta Prus Południowych", "Gazeta Poznańska" i "Gazeta Wielkiego Księstwa Poznańskiego". Potem od roku 1859 "Dziennik Poznański". Drugi dla mnie atut to ten, że prócz "Dziennika Poznańskiego" wszystkie gazety objętościowo przedstawiały się skromnie, nie były gadatliwe. Gdyby było inaczej, nie przejrzałbym ich prędzej niż w kilka lat. A tak dokonałem przeglądu, o ile pamiętam, przez dobry czas jednego roku. Trud się opłacił, bo materiału doszło sporo, obraz znacznie się poszerzył. Z prasy poznałem lepiej wartość wystawianych utworów tudzież ocenę gry aktorów. Także polskie spojrzenie na sprawę, bo w aktach urzędowych było głównie niemieckie. Zebrałem obszerny materiał, znacznie przerastający temat i rozmiary rozprawy. Mogłem już przystąpić do pisania. Że ogarnął mnie lęk, nie potrzebuję dodawać. Napisanie całej pracy poprzedziły drobne artykuły. Pierwszy, pod tytułem Ks. Antoni Radziwiłł a teatr polski w Poznaniu, powstał w początkach 1927 r. Udałem się z nim do "Kuriera Poznańskiego", czołowego wówczas pisma codziennego w Poznaniu, w którym oddzielny dział pod nazwą Kultura i sztuka prowadził Witold Noskowski. Była to znana

\(yj

w Poznaniu postać, owiana legendą krakowskiej cyganerII z czasu "Zielonego Balonika" - którego był współtwórcą - i Wyspiańskiego, z którym się przyjaźnił.»Nie znałem go osobiście, więc poszedłem z tremą. W niewielkim pokoiku ujrzałem człowieka potężnych rozmiarów, w dodatku jąkałę. Nieśmiało podałem mu napisany artykuł. Czytał go, a mnie mocno biło serce. Co powie, czy przyjmie? Jakoż artykuł mój udokumentowany archiwaliami spodobał się mu i został przyjęty do druku. Nie czekałem długo. Ukazał się w nr. 129 w słynnym już dziale Kultura i sztuka jako mój debiut pisarski. Otrzymałem liczne gratulacje, czułem się niezmiernie szczęśliwy. Byłem teraz śmielszy, pisałem dalsze artykuły, podobne do pierwszego - wszystkie w oparciu o archiwalia - a Noskowski je przyjmował i ogłaszał w swoim dziale. Oto tytuły: Teatr krakowski w Dębnie w 1850 r. (1927), Teatr w Targowej Górce (1927), J ak bawił Bogusławski ostatni raz w Poznaniu (1928), Dola i niedola aktorów Łozińskiego (1928), Jak Poznań wielbił znakomitą aktorkę (Józefę Ledóchowską - 1929), Karol Marcinkowski i scena poznańska (1929), Sta lat temu zmarł ojciec sceny polskiej (1929) - ten ostatni artykuł już zamówiony przez redakcję na stulecie śmierci Wojciecha Bogusławskiego, co mi szczególną sprawiło radość, bo dostrzegłem, że w zakresie historii teatru zdobyłem już pewną markę. Stanowiły wymienione artykuły odpryski głównego materiału, z którego lepiłem moją pierwszą pracę naukową. Nie mając żadnego doświadczenia, a poniekąd i wzoru, pisałem z trudem. Nie sprzyjały także warunki życiowe. Ojciec mój, z zawodu rolnik, miał wtedy posadę rządcy w Młyniewie pod Grodziskiem IWIkp.], tak że sytuacja materialna w rodzinie uległa poprawie. Z tego powodu mogłem od 1 lutego 1928 odejść z Izby Rzemieślniczej, po przepracowaniu tam przeszło 3 i pół roku. Wolny teraz czas zużyłem na pisanie, lecz nie ukończyłem go, gdyż jesienią 1928 doszła mi posada nauczyciela historii i geografii w Gimnazjum Miejskim w Grodzisku. Ucieszyłem się, bo mogłem zamieszkać u rodziców w Młyniewie i dojeżdżać codziennie rowerem do szkoły. Były to w życiu moim piękne lata, mieszkałem u kochanych rodziców, miałem w szkole dobrych przyjaciół, z entuzjazmem pracowałem w nowym zawodzie nauczycielskim, a mając zdrowie uprawiać mogłem różne sporty, w szczególności jeździć po bliższej i dalszej okolicy rowerem i grać w tenisa. Do gry miałem kilku miłych towarzyszy i towarzyszek, w niedalekim Wolsztynie dziewczynkę, do której ciągnęło serce. Te wszystkie dystrakcje zupełnie nie sprzyjały pisaniu. Praca bardzo powoli posuwała się naprzód. * Już dziś nie pamiętam, kiedy ukończyłem pisanie. Na pewno w roku 1929. Prof. Skałkowski, człowiek wszystkim ludziom - a więc i studen

Zdzisław Grot

tom - zawsze jak najbardziej życzliwy, ale w ocenach naukowych bardzo precyzyjny i krytyczny, nie ocenił jej wysoko. Dał tylko stopień "dostateczny", najgorszy na moim dyplomie magistra ftlozofii z 11 lutego 1930 r. Że nie mogłem być zadowolony, to rzecz jasna. Mocno się natrudziłem, a temat jak na rozprawę magisterską był za rozległy, mianowicie chronologicznie. Pomocy również, a to dla osobliwości tematu, w trakcie pracy nie miałem. Wpłynąć na niską ocenę mógł też mój styl pisania, trochę bombastyczny i zaciągający na literacki. Niezależnie od tego, praca miała zrobić karierę. Przyszła ona nieoczekiwanie i w smutnych dla mnie dniach. Latem 1930 r. powołany zostałem do służby wojskowej i musiałem rzucić mą posadę nauczycielską w Grodzisku. Po paru miesiącach w wojsku zwolniono mnie, bo wykryto słabość wzroku. Ponieważ rok szkolny był w toku, o nowej posadzie nie było można myśleć. Zostałem bezrobotny, otrzymałem jakiś zasiłek, mieszkałem u rodziców w Młyniewie i mogłem rozmyślać, co dalej. Nudząc się, poprawiałem moją pracę, zwłaszcza pod względem językowym. Pewnego razu, gdy przebywałem w Poznaniu u mojej cioci Anieli, kobiety naprawdę godnej tego imienia, która kiedyś, w czasie wojny, wychowywała nas - moją siostrę Irenę i mnie - i dla której dozgonną żywię wdzięczność, zetknąłem się z radcą miejskim Zygmuntem Zaleskim, który jako statystyk nie tylko kierował miejskim urzędem statystycznym, lecz był także redaktorem "Kroniki Miasta Poznania", czasopisma o charakterze naukowym, zwłaszcza historycznym, wielce wtedy szanowanego i obsługiwanego przez wszystkich niemal historyków poznańskich, z Andrzejem Wojtkowskim, wtedy dyrektorem Biblioteki Raczyńskch, na czele. Zaleski znał moje artykuły, które się ukazały w "Kurierze Poznańskim", mnie osobiście również z posiedzeń naukowych Towarzystwa Historycznego i Komisji Historycznej TPN, na które tak on jak i ja uczęszczaliśmy. Zapytał o pracę i wyraził gotowość publikowania jej w "Kronice". Pamiętam, że urzędował w gmachu Nowego Ratusza przy Starym Rynku, w czasie wojny zupełne zniszczonym i nie odbudowanym. Przyjął mnie grzecznie, a gdyśmy się zgadali, że urodziliśmy się w tej samej wsi - Gozdaninie pod Mogilnem - staliśmy się sobie bliżsi. Maszynopis mój zabrał, przeczytał i zdecydował, że pójdzie w "Kronice". Poparł mnie Skałkowski. W ten sposób, w takim trudzie zrodzona rozprawa nie spoczęła snem zapomnienia, miała żyć. Ukazała się pod tytułem Znaczenie narodowe teatru polskiego w Poznaniu, w czterech odcinkach "Kroniki" - w zeszycie czwartym 1930 r., s. 293-314 oraz w roczniku IX z 1931 r.: s. 16-32, 85-106, 204-229. Ponieważ "Kronika" szeroko docierała do domów inteligencji poznańskiej, a tematyka teatralna cieszyła się dość powszechnym zainteresowaniem, stałem się w kołach inteligenckich człowiekiem już znanym. Gra

tulowano mi sukcesu. Nie popełnię nieskromności, gdy powiem, że urosłem na głównego znawcę przeszłości teatru poznańskiego, przeszłości bardzo mało wówczas znanej. Nie przypomnę sobie dziś, jak wypadła krytyka mej rozprawy, ale tak Zaleski jak Noskowski chętnie przyjmowali drobniejsze moje artykuły i rozprawy, niekiedy je zamawiając. Do 1939 r. żyłem nadal teatrem i to w podwójnej formie · - jako wierny widz i jako historyk. Po kilka wieczorów w tygodniu spędzałem w teatrach, zarówno dramatycznych jak i Operze. Przez jakiś czas, w dalszym ciągu, w towarzystwie Janka (dopóki się nie ożenił), potem z Janem Brzeskim, wreszcie z moją narzeczoną, a potem żoną, Zofią Pranżanką. Z widza awansowałem nawet na sprawozdawcę (razem z Brzeskim) , w tygodniku gospodarczym "Kupiec - Swiat Kupiecki", redagowanym przez mego kolegę szkolnego i przyjaciela Leszka Gustowskiego. Mieliśmy z tego powodu niejedną przygodę, narzeczonej zaś mogłem zaimponować ofiarowaniem reprezentacyjnego miejsca na widowni. Jako historyk opublikowałem w "Kronice" w tych latach trzy rozprawki: Krakowski teatr hr. Skorupki i St. Koźmiana w Poznaniu (1866- 1869) w roku 1932, Namiestnik A. Radziwiłł a teatr polski w Poznaniu, również w roku 1932, oraz Prace K. Marcinkowskiego nad teatrem poznańskim w roku 1934; w "Kurierze Poznańskim" - 4 artykuły; ponadto kilka w "Kupcu" i "Przeszłości". Gdy w roku 1935 zaczął ukazywać się "Polski Słownik Biograficzny", zaraz-do pierwszego tomu, który wyszedł w 1935 r., napisałem dwa życiorysy aktorskie: Zygmunta Anczyca i Feliksa Bendy. Za nimi poszły dalsze z zakresu teatru, jak: Józefa Bielawskiego (w tomie II), Bolesława Dembińskiego i Stanisława Dobrzańskiego (w tomie V).

Tak oto w tym czasie, młodzieńczym w mojej pracy naukowej, wy, glądały zainteresowania moje teatralne. W dziedzinie badawczej były pierwszymi krokami młodego historyka i nie mogły pretendować do wielkości, ani nawet równać się z osiągnięciami niektórych mych kolegów, żeby wymienić Stefana Kieniewicza, Janusza Staszewskiego, -Juliusza Willaume. Oni podejmowali szersze zagadnienia. Jako zasługę atoli ówczesnych moich badań poczytać mogę to, że społecznie przypomniałem zasługi, jakże dla podtrzymania zagrożonej polskości oddał teatr polski, zaś naukowo - że śladem takich badaczy jak Karol Estreicher, Stanisław Windakiewicz czy Ludwik Bernacki starałem się o miejsce dla działalności teatru w ogólnej historii narodowej.

* *

""'jbjna, jak tylu innych Polaków, oderwała i mnIe w sposób brutalny od spokojnego warsztatu pracy naukowej. Jeszcze w grudniu 1939 r. wyrzucono mnie z mieszkania i wysłano do Sokołowa Podlaskiego, skąd po

Zdzisław Grotprzeżyciu ciężkiej zimy udałem się do Częstochowy, dokąd mnie zaprosił kolega szkolny i przyjaciel Adam Kłaczyński, tam już przed wojną osiadły okulista. Mogłem ściągnąć żonę i dzieci. Pod skrzydłami Jasnej Góry udało się szczęśliwie przetrwać straszliwą zawieruchę wojenną i w jakim takim zdrowiu powrócić do Poznania. Dla nauki były to lata stracone, mam jednak to zadowolenie, że mogłem przydać się jako nauczyciel tak w gimnazjum jak i na kursach uniwersyteckich. Doczekałem się pierwszych uczniów na stopniu akademickim. Do Poznania wróciłem z określonymi planami naukowymi. W nich nie było już teatru. Tę dziedzinę, jak pierwszą miłość, uważałem jako miłe lecz niepowrotne do życia wspomnienie. Jak niczego jednak nie można uważać za pewne, tak i tego mego planu. W roku 1950 przypadała 75-ta rocznica otwarcia Teatru Polskiego w Poznaniu, którą postanowiono uroczyście obchodzić. Posiadano szerokie zamiary. Nie tylko wyłącznie teatralne, ale i naukowe. Przypomniano sobie dawnego badacza i namówiono, aby powrócił do swej pierwiastkowej roli historyka teatru. Wiadomo, badacz na ogół niechętnie wraca do kwestii, które zbadał i ogłosił. Uległem z kilku względów. Była to przecież rocznica historycznie bardzo ważna, zasługująca na osobną monografię, a taką moja rozprawa, poruszająca tylko jedno zagadnienie, nie była. Chodziło mi też, jako Poznańczykowi, aby rolę dziejową poznańskiej sceny ocenił nie kto inny jak badacz poznański, zawsze uczuciowo zaangażowany. Prosili też przyjaciele, zwykle mi życzliwi. Wreszcie potrzebne były mojej rodzinie, liczącej czworo nieletnich dzieci, w owych bardzo ciężkich pod względem zarobku czasach, pieniądze na najpotrzebniejsze rzeczy, a te przychodziły teraz w postaci honorarium. Choć nie tak znaczne, bądź co bądź zasiliłyby domową kasę. Wziąwszy wszystkie te aspekty pod uwagę, zdecydowałem się ponownie zasiąść do książki o teatrze poznańskim. Koncepcja nowej książki była już jednak inna niż dawnej rozprawy magisterskiej. Postanowiłem opracować rzecz kompleksowo, czyli przedstawić pełne dzieje sceny poznańskiej, a nie jednego tylko wycinka. Na tle wydarzeń politycznych ukazać postanowiłem wszystkie czynniki wchodzące w grę w działaniu sceny, a więc organizację i zarząd teatru, repertuar i jego wykonanie sceniczne, odbiór przedstawień przez krytykę teatralną i publiczność, wreszcie rolę teatru w życiu narodu, jego funkcję społeczną i polityczną. Miała to więc być całkiem inna praca niż poprzednia, lubo pozostać miał ten sam układ chronologiczny, nieco przesunięty w tył, do roku 1782, w którym powstał teatr w Poznaniu, a nawet jeszcze dalej, bo do narodzin ogólnopolskiej sceny narodowej w 1765 r., w których wybitny udział wzięli ludzie z Poznania i Wielkopolski. Końcową datą pozostać miał rok 1870, stanowiący polityczną cezurę historyczną. Ta data ma również uzasadnienie w samych dziejach teatru poznańskiego, gdyż biorąc ściśle, wtedy właśnie narodził się teatr polski w Poznaniu, podczas gdy w roku 1875 powstał gmach teatralny. Moja koncepcja znalazła zrozumienie u ówczesnych redaktorów "Kroniki Miasta Poznania". Postanowiono wydać dwie publikacje na uroczystość - moją jako tom "Biblioteki Kroniki Miasta Poznania" oraz osobny zeszyt "Kroniki", poświęcony dziejom sceny poznańskiej od roku 1870 do czasów współczesnych w opracowaniu kilku autorów. Zdając sobie sprawę, że mimo ogólnej znajomości dziejowego rozwoju sceny poznańskiej do roku 1870, jak i najważniejszego tych dziejów aspektu, jakim była polityczna rola teatru polskiego w okresie obcego panowania, będzie trzeba przeprowadzić dalsze rzetelne badania, zabrałem się natychmiast do pracy, odkładając na bok inne prace już wcześniej podjęte, m. in. nad działalnością Koła Polskiego w sejmie pruskim. Znów, jak przed ćwierćwieczem, sięgnąłem po akta w Archiwum Państwowym. Znając je dobrze i świadom, że wiele nowego materiału z nich nie wydobędę, nie miałem trudnej roboty. Przepisałem jedynie w dosłownym brzmieniu ważniejsze dokumenty, aby opublikować je w książce w formie aneksów. Wyszła tego spora ilość, z czego 31 aktów zamieściłem potem w książce. Opublikowałem je zgodnie z wymogami nauki w oryginalnym, niemieckim brzmieniu i uważam to do dziś dnia za najtrwalszą część monografii. Praca w Archiwum wyglądała teraz inaczej niż przed latami, nie było już tam dawniejszych pracowników, jak [Mariana] Kniata, Pohoreckiego czy Staszewskiego, którzy pomarli w czasie wojny. Z dawnych [Kazimierz] Kaczmarczyk już się postarzał, podobnie Kaletka, lubo tak jeden jak i drugi jeszcze dzielnie pracowali. Moim najbliższym doradcą w odczytywaniu zawiłych miejsc był Marian Mika, z którym zaprzyjaźniłem się dozgonnie. Miał on rzeczywisty talent w odczytywaniu tekstów i był najbardziej rasowym archiwistą, jakiego spotkałem w mym życiu. Daleko więcej roboty było w bibliotekach, gdyż wobec innej, szerszej struktury książki przegryźć trzeba się było przez ogólną wiedzę o teatrze i zdobyć obszerniejszy materiał do książki. Wiele wtedy czytałem różnych książek i broszur, ale najwięcej dały mi takie publikacje, jak Karola Estreichera Teatra w Polsce, Ludwika Bernackiego Teatr, dramat i muzYka za Stanisława Augusta czy też Dzieje Teatru Narodowego w Polsce Wojciecha Bogusławskiego. Przejrzałem wtedy, robiąc notatki, mnóstwo źródeł drukowanych, jak również po raz wtóry gazety poznańskie i inne, aby z innej niż dawniej strony spojrzeć na zagadnienie. Praca ta była wytężona, ale pokonywana łatwiej, sprawniej niż kiedyś, bo zdobyłem już wprawę i doświadczenie. Znów znalazłem dużo pomocy u bibliotekarzy. Z niezapomnianą wdzięcznością wspominam d tym razem Anielę Koehle

Zdzisław Grotj Okładka książki Zdzisława Grota (1950)

równe w TPN, niestety już postarzałą, drogiego kolegę Tadeusza Ziółkowskiego i innych pracowników w Bibliotece Uniwersyteckiej. Im wszystkim wiele zawdzięczam, że książka powstała w dość szybkim czasie i, co najważniejsze, w terminie, na uroczystości. Nie mogę też pominąć ludzi zasiadających w redakcji "Kroniki Miasta Poznania" - jak zwłaszcza młodej wtedy i bardzo rzutkiej Aleksandry Markwitzówny - którzy wiele zrobili, że książka ukazała się w terminie i w bardzo przyzwoitej szacie, z ilustracjami, na ładnym papierze i w czystym druku. Miałem stąd wiele radości, był to jeden z jasnych promyków słońca w ponurych dniach okresu stalinowskiego, kiedy i mnie dyskryminowano. Dając wyraz memu szczęściu, poświęciłem książkę moim dzieciom, z myślą, aby pamiętały o ojcowskiej do nich miłości. Radości autora nie zepsuły recenzje. Było ich kilka i rozpatrywały książkę z różnych stanowisk, z dwóch przede wszystkim: czysto historycznego i historii teatru. Jedne i drugie oceniały książkę pozytywnie, lubo Stefan Straus w "Pamiętniku Teatralnym" (rocznik 1952, zesz. 3/4) dopatrzył się szeregu pominięć. N a jkry tycznie j książkę ocenił dobry

znawca historii teatru Zbigniew Raszewski (Z tradycji teatralnych Pomorza, Wielkopolski i Śląska, 1955), lecz głównie w odniesieniu do budynków scenicznych, czyli marginesowej sprawy w mojej książce. Nigdy ani się gniewałem, ani zbytnio radowałem tym, co piszą krytycy, wiedząc z własnej praktyki, że trzeba coś napisać, zwłaszcza krytycznego, aby udowodnić, że się zna zagadnienie. Niemniej uradowało mnie, co Straus w swej recenzji napisał o mojej pierwszej pracy, która w chwili ukazania się nie wywołała, o ile wiem, większego echa. Teraz Straus pisał: "Z dużym zadowoleniem powitali historycy teatru rozprawę Zdzisława Grota pt. Znaczenie narodowe teatru polskiego w Poznaniu, zamieszczoną w kilku kolejnych numerach «Kroniki Miasta Poznania» w latach 1930 - 1931. Przedstawił w niej autor rozwój sceny polskiej na tle stosunków politycznych, opierając się - jako pierwszy z dziejopisarzy teatru poznańskiego - na aktach archiwalnych i pracach źródłowych historyków niemieckich [...] Rozprawa Grota, sumienna, prawie że wyczerpująca, również jak i następne prace w «Kronice» publikowane, zyskały autorowi opinię rzetelnego historyka teatru, rozporządzającego solidną metodą naukową i dobrze wyposażonym warsztatem, co więcej odchylającego się wyraźnie od szkoły Maxa Herrmanna i Edgara Grossa, którzy, traktując teatr jako samoistne zjawisko kulturalne, pomijali niemal całkowicie znaczenie repertuaru dla dziejów sceny. Przeciwstawienie się.zarówno temu prądowi, mającemu przed rokiem 1939 także u nas zwolenników, jak i teorii o supremacji dramatu dowodzi dużej samodzielności badawczej i krytycznej". Nie pisałem i w roku 1949 mojej książki o teatrze w oderwaniu od życia teatralnego. Nie tylko wziąłem udział w uroczystościach, powołany przez Wiliama Horzycę - ówczesnego dyrektora Teatru Polskiego i głównego realizatora jubileuszu - do komitetu obchodów, lecz pełniłem funkcję wykładowcy w prowadzonym przez Nunę Młodziejowską-Szczurkiewiczową Studio Dramatycznym. Zaproponował mnie chyba dr Jerzy Młodziejowski, który w Studio wykładał historię i elementy muzyki. Oprócz nas, wykładali w Studio przedmioty teoretyczne ówczesny dyrektor, a późniejszy profesor Uniwersytetu Wrocławskiego Bogdan Zakrzewski - historię literatury, Lesław Eustachiewicz, zdolny polonista - historię dramatu i jeszcze inni, których już nie pamiętam. Wykładali również lub prowadzili praktyczne ćwiczenia niektórzy aktorzy naówczas poznańscy, żeby wymienić Emila Chaberskiego. Wybitnych aktorów Studio nie wydało, kilku jednak rzetelnie pracowało lub pracuje w teatrze, jak Marian Deskur w Gnieźnie czy [Kazimierz] Posselt.

Ten drugi etap moich teatralnych zainteresowań wkrótce minął. Studio 'zostało rozwiązane, a moja naukowa praca poszła w innych kierun

8 Kronika ffi. Poznania 3/88

Zdzisław Grotkach. W roku 1954 wprawdzie ukazała się w "Pamiętniku Teatralnym" (zesz. 3/4) moja niedługa, lecz całkiem źródłowa rozprawa: Karola Swierzawskiego lata przedsćeniczne, ale był to plon wcześniejszego cjasu, czasu kiedy powstawały Dzieje sceny poznańskiej. To samo odnosi się do rozprawy o teatrze poznańskim, zamieszczonej w trzytomowym, zbiorowym dziele Dziesięć wieków Poznania. Miało ono bardzo ciężki ze względów politycznych poród, hamowali jego druk różni polityczni bonzowie okresu stalinowskiego w Polsce i wyszło drukiem dopiero w roku 1957, gdy zakończyły się te smutne czasy.

Tak jak ja zapomniałem potem o historii teatru, tak i o mnie zapomniano. Nie zamawiał życiorysów aktorskich zarówno Polski Słownik Biograficzny - czemu się nie dziwię, bo wybitnych, zasługujących na miejsce w nim aktorów poznańskich z doby moich badań nie było, lecz również Wielkopolski Słownik Biograficzny, w redakcji którego zasiadali ludzie mi nieżyczliwi. Mocno się przeto zdziwiłem, gdy w roku 1979 otrzymałem z Krakowa zamówienie napisania dla Polskiego Słownika Biograficznego życiorysu czysto poznańskiego aktora już z XX wieku, Stanisława Płonki Fiszera. Muszę przyznać, że się ucieszyłem. Odżyły wspomnienia, cchcczo zbierałem materiał i życiorys napisałem. Towarzyszyła mi w tej pracy pewna rzewność, że po z górą pół wieku znowu wszedłem w temat teatralny, zdawało się już całkiem porzucony, jak i smutne przeczucie, że to ostatnie pożegnanie z moją pierwiastkową dziedziną badawczą. Mam w gruncie rzeczy naturę uczuciową, romantyczną, jak epoka, którą się naukowo głównie zajmuję, którą znam i kocham. Do większości badań podchodzę zazwyczaj z dozą uczucia, która zwykle w miarę postępu pracy rośnie, aby przerodzić się w miłość. Wczuwam się w czasy i ludzi, z którymi przyszło mi się zetknąć. Wydaje mi się czasem jakbym się przeniósł do nich i był z nimi. Tęskno mi, że ich już nie ma, że przeminęli i świat o ich istnieniu zapomniał. Chciałbym ich wskrzesić i to w możliwie najrealniejszej postaci. Wiem, że to niemożliwe, bo i źródła nie oddają pełnej prawdy.'Może jeszcze najpełniej - listy jako bezpośredni wyraz aktualnej myśli lub uczucia. Toteż z wszystkich źródeł najwyżej je, jako najbardziej autentyczne, cenię i w badaniach pożytkuję. Problem teatralny pojawił się w moim życiu naukowym i żył (z przerwami) naj dłużej. Dwukrotnie, w czasie [przygotowywania] pracy magi- . sterskiej i podczas pisania Dziejów sceny, opanował moje myślenie i czucie zupełnie, a przy pisaniu życiorysu Płonki Fiszera wskrzesił smętne uczucie rozstania. Mogę porównać więc go do pierwszej miłości, o której w znanej w czasie międzywojennym piosence wybitna aktorka i piosenkarka Maria Modzelewska tak mniej więcej śpiewała:

JJ5

To ta pierwsza miłość, to ta uparta, ta najboleśniejsza, najwięcej warta, która trwa najdłużej, a kończy się, albo bardzo dobrze, albo bardzo źle. U mnie tak dramatycznie, jak w piosence, nie było, temat żył wszakże uparcie i wszystko skończyło się dobrze.

Poznań 5 - 7 I 1982 r.

Powyższy artykuł jest częścią publikacji Kronika Miasta Poznania: kwartalnik poświęcony problematyce współczesnego Poznania 1986.07/09 R.54 Nr3 dostępnej w Wielkopolskiej Bibliotece Cyfrowej dla wszystkich w zakresie dozwolonego użytku. Właścicielem praw jest Wydawnictwo Miejskie w Poznaniu.
Do góry