Rektorzy poznańskich uczelni

Kronika Miasta Poznania: kwartalnik poświęcony problematyce współczesnego Poznania 1962.10/12 R.30 Nr4

Czas czytania: ok. 101 min.

PROF. DR INŻ. ZBIGNIEW JASICKI REKTOR POLITECHNIKI POZNAŃSKIEJ

Zbigniew Jasicki ugodził się 16 sierpnia 1915 roku w Zawadzie na Zaolziu.

Ojciec jego był kierownikiem szkoły powszechnej, a po przeniesieniu do Cieszyna wykładowcą w seminarium nauczycielskim. Matka była nauczycielką szkoły powszechnej. Szkołę podstawową i średnią ukończył w roku 1933, uzyskując świadectwo dojrzałości w cieszyńskim gimnazjum klasycznym. W tym samym roku młody Jasicki rozpoczął studia na Wydziale Elektrycznym Politechniki Warszawskiej, które ukończył w roku 1939 uzyskując stopień magistra inżyniera e'ektryka. Pracę dyplomową wykonał pod kierunkiem prof. J. A. Morawskiego. Niezwłocznie Zbigniew J asicki powraca do Cieszyna i rozpoczyna pracę w elektrowni. Przerywa ją z powodu wybuchu II wojny światowej. W czasie okupacji Zbigniew Jasicki przebywa na obszarze tzw. Generalnego Gubernatorstwa, pracując kolejno w Fabryce Porcelany w Boguchwale oraz w biurach firmy Brown i Boveri w Tarnowie. We wrześniu 1941 roku został przez okupanta wywieziony na roboty przymusowe w głąb Niemiec. Z mocno nadwerężonym zdrowiem powraca do kraju (w 1943 r.) i podejmuje pracę w firmie Brown i Boveri w Krakowie jako projektant sieci elektrycznych. Po wyzwoleniu młodemu inżynierowi powierzono odbudowę sieci elektrycznych w rejonie Krakowa, a od roku 1946 stanowisko dyrektora naczelnego w nowo powołanym z jego inicjatywy Przedsiębiorstwie Budownictwa Elektrycznego. Od roku 1950 Zbigniew J asicki jest zastępcą głównego inżyniera w Centralnym Zarządzie Energetyki, a następnie po przeniesieniu do Gliwic starszym inspektorem eksploatacji w Ministerstwie Górnictwa i Energetyki. Z chwilą powstania Instytutu Energetjki zostaje tam przeniesiony na stanowisko konsultanta (lata 1955, 1962), przy czym w latach 1960-61 pełni dodatkowo funkcję dyrektora naukowego Instytutu.

Równolegle z pracą w przemyśle adiunkt Zbigniew J asicki prowadzi wykłady na Politechnice Śląskiej w Gliwicach z zakresu sieci elektrycznych. W roku 1949 mianowany został zastępcą profesora i kierownikiem powołanej właśnie Katedry Sieci Elektrycznych Politechniki Śląskiej. W roku 1954 w wyniku przeprowadzonego przewodu kandydackiego i obrony pracy pL Operatywny pomiar strat energii elektrycznej w sieciach średnich napiąć uzyskał stopień kandydata nauk technicznych. W roku 1955 uchwałą Centralnej Komisji Kwalifikacyjnej przyznano mu tytuł profesora nadzwyczajnego. W ostatnim dziesięcioleciu prof. Zbigniew Jasicki pełnił kfka funkcji w szkolnictwie wyższym. W latach 1951 i 1952 był organizatorem Wydziału Energetycznego na Po itechnice Śląskiej, wiatach 1953 i 1954 dziekanem Wydziału Elektrycznego, a w latach 1954-1956 rektorem Politechniki Śląskiej w Gliwicach. W latach 1953-1960 był wielokrotnie powoływany na pełnomocnika Ministerstwa Szkolnictwa Wyższego do oceny planów badań naukowych katedr energetycznych.

W okresie przygotowywania I Kongresu Nauki Polskiej Zbigniewowi J asickiemu powierzono kierownictwo sekcji energetycznej, zaś opracowany przez niego współ

RektorzY poznańskichuczelninie z prof. drem lnz. J. Kożuchowskim referat na temat przeszłości i perspektyw rozwojowych badań naukowych z dziedziny energetyki jako jeden z wartościowych przeznaczony został do tłumaczenia na języki obce. Od chwili powstania Komitetu Elektrotechniki Polskiej Akademii N auk w roku 1954 jest jego członkiem, pełniąc od roku 1958 obowiązki przewodniczącego sekcji energetycznej, a w roku 1960 przez kilka miesięcy obowiązki sekretarza Komitetu. Ponadto od roku 1956 jest członkiem Komitetu Elektryfikacji Polski przy Po'skiej Akademii N a uk, zaś od 1960 członkiem Komisji Kwalifikacyjnej dla nadawania stopni i tytułów naukowych Polskiej Akademii Nauk.

Kierując od roku 1949 Kałedrą Sieci Elektrycznych Politechniki Śląskiej, starał się w niej utworzyć ośrodek badawczy związany z potrzebami energetyki okręgu górnośląskiego. Pod jego kierunkiem przeprowadzono tam dwa przewody doktorskie, a dwa dalsze są na ukończeniu. W styczniu 1961 roku Zbigniew J asicki przenosi się do Poznania i obejmuje kierownictwo nowo utworzonej Katedry E ektroenergetyki na Po itechnice Poznańskiej. W katedrze tej organizuje badania naukowe nad nowymi wysokosprawnymi sposobami wytwarzania energii elektrycznej, które doprowadziły do zbudowania generatora magnetohydrodynamicznego o stosunkowo wysokich (najwyższych w Polsce) parametrach. Eadania rozwijają się pomyślnie, czego wyrazem może być fakt, iż na ich tle rozpoczęte zostały trzy prace doki orskie, wykonywane przez pomocniczych pracowników naukowych Politechniki Poznańskiej. Od kwietnia 1961 roku prof. Zbigniew J asicki kieruje pracami organizacyjnymi nad utworzeniem w Politechnice Poznańskiej Ośrodka Maszyn Matematycznych. Zadaniem tego ośrodka będzie obsługa pracowników nauki oraz przemysłu rejonu wielkopolskiego. W jego ramach prowadzony jest od roku kurs programowania dla maszyn matematycznych, w którym uczestniczy około 40 inżynierów z zakładów przemysłowych. Pierwsza maszyna matematyczna została w ośrodku uruchomiona pod koniec 1962 roku, następna uruchomiona będzie w roku 1963. Dorobejc naukowy prof. dra Zbigniewa J asickiego obejmuje 47 publikacji drukowanych, z czego 7 w prasie naukowej zagranicznej oraz 17 elaboratów wykonanych dla Polskiej Akademii Nauk, Instytutu Energetyki i Przemysłu. Działalność odczytowa wyraża się 30 referatami wygłoszonymi w kraju (np. Zjazd Elektroenergetyczny Polskiej Akademii N auk w Sopocie w roku 1957, Zjazd Stowarzyszenia Elektryków Polskich w Je.eniej Górze w roku 1960, sesje naukowe Politechniki Śląskiej i Poznańskiej w latach 1958, 1962; ponadto 8 referatów wygłoszonych za granicą - w Budapeszcie, Bratysławie, Wiedniu, Mediolanie i w Paryżu). Wszystkie referaty dotyczyły najnowszych badań z dziedziny elektroenergetyki. Od roku 1950 prof. Zbigniew J asicki jest członkiem Międzynarodowej Konferencji Wielkich Sieci Elektrycznych z siedzibą w Paryżu, a od 1958 - członkiem powołanego przez nią Komitetu Studiów nad Kondensatorami. Komitet ten powołał Zbigniewa Jasickiego w roku 1959 na przewodniczącego międzynarodowej grupy roboczej pracującej nad problemem racjonalnego zastosowania kondensatorów w sieciach elektrycznychuczelni

Działalność polityczną rozpoczął prof. Zbigniew J asicki jeszcze jako student Po'itechniki Warszawskiej w roku 1934, zapisując się do szeregów Organizacji Młodzieży Studenckiej "Życie", a następnie Komunistycznego Związku Młodzieży Polskiej. W ramach tych organizacji pełnił wiele funkcji, a między innymi był reprezentantem Frontu Niezależnej Młodzieży Akademickiej w zarządzie "Bratniej Pomocy" i redaktorem nielegalnego pisma "Politechnik". W czasie okupacji organizował w Fabryce Porcelany w Boguchwale grupy robotnicze do walki z okupantem. Pracę tę przerwała deportacja na roboty przymusowe do Niemiec. Po powrocie z Niemiec został po pewnym czasie aresztowany przez gestapo i osadzony w więzieniu Montelupich w Krakowie. Po wyjściu z więzienia na usilną interwencję dyrekcji firmy Erown-Boveri, ukrywał się w powiecie miechowskim, współpracując z polskimi oddziałami partyzanckimi jako technik. Naprawiał głównie aparaty telefoniczne. Po wyzwoleniu w roku 1945 Zbigniew J asicki rozpoczyna działalność w Polskiej Partii Socjalistycznej w Krakowie jako prelegent Komitetu Miejskiego. Od samego początku reprezentuje konsekwetną linię współpracy z Polską Partią Robotniczą (zwłaszcza w okresie referendum oraz wyborów w styczniu 1947 roku). Po zjednoczeniu partii pełni przez wiele lat funkcje kierownika szkolenia partyjnego oraz prelegenta Komitetu Wojewódzkiego Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej w Katowicach (1952-1956). Jest członkiem Komitetu Uczelnianego Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej w Gliwicach w latach 1952-1957, Komitetu Miejskiego w Gliwicach w latach 1954-1961, Komitetu Wojewódzkiego w Katowicach w latach 1955-1957 oraz Komitetu Uczelnianego Politechniki Poznańskiej i Komitetu Wojewódzkiego w Poznaniu (od r. 1961). Był wielokrotnie wybierany delegatem na konferencje wyborcze miejskie oraz wojewódzkie Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej, a w roku 1959 - na III Zjazd Partii. W roku 1957 został wybrany prezesem Koła Stowarzyszenia Elektryków Polskich w Gliwicach oraz członkiem Zarządu Głównego, a w ostatnich latach jest członkiem Głównego Sądu Ko'ezenskiego tego stowarzyszenia. W latach 1957-1961 był prezesem Zarządu Obwodu Towarzystwa Rozwoju Ziem Zachodnich w Gliwicach. W dniu 31 maja 1962 roku prof. dr inż. Zbigniew J asicki wybrany został rektorem Politechniki Poznańskiej.

Ze brał: Tadeusz Świtała

JERZY KOLLER

Z życiem artystyczno-literackim Poznania ostatnich czterech dziesiecio'eci związana jest niepodzielnie postać dra Jerzego Kollera, wie oletniego krytyka teatralnego i kierownika literackiego teatrów, wielce zasłużonego dla tego miasta człowieka kultury w całym tego słowa znaczeniu. Jerzy Koller urodził się 5 listopada 1882 r. w Mogilnicy, pow. Trembowla.

Ojciec jego był lekarzem. W latach 1893-1901 uczęszczał do gimnazjum kasycznego w Tarnopou, a w roku 1905 ukończył Uniwersytet im. Jana Kazimierza we Lwowie. Tam też się doktoryzował u prof. Józefa Kallenbacha na podstawie pracy o Słowackim, której fragment opublikował w księdze poświęconej setnej rocznicy urodzin poety. Studiował literaturę porównawczą, historię sztuki i filozofię ścisłą. Korzystał z wykładów tak wybitnych historyków literatury, jak Roman Piłat, Wilhe.m Bruchnałski czy Piotr Chmielowski. Na zajęcia z zakresu filozofii uczęszczał do prof. Kazimierza Twardowskiego. Wiatach 1906-1908 był nauczycielem w VI Gimnazjum Klasycznym we Lwowie, a w okresie następnych trzech lat podróżował. Zwiedził m. in. Wiedeń, Monachium i Lipsk. Po powrocie z zagranicy objął funkcję skryptora literackiego Ossoineum we Lwowie, prowadząc archiwum Sapiehów. W tym czasie zaczyna ogłaszać pierwsze artykuły i recenzje teatralne, interesuje go także krytyka literacka, muzeologia i plastyka. Przez pewien okres parał się beletrystyką, drukował nowele i prozę poetycką. Prace te zna.eźć można w "Pamiętniku Literackim", "Przeglądzie Muzealnym", "Kronice Powszechnej", "Książce", "Poradniku Teatrów i Chórów Włościańskich" i w innych pismach z lat 1912-1915. Recenzje teatralne ukazywały się najpierw w "Gazecie Lwowskiej", a następnie w "Kronice Powszechnej". Do Poznania przybył dr Kofer w r. 1920 i tu - poza przerwą okupacyjną - mieszka do tej pory. Został tu kustoszem i wicedyrektorem Muzeum Wielkopolskiego (obecnie Muzeum Narodowego). Funkcję tę pełnił do września 1939 r. Jako historyk sztuki wydał kilka prac, m. in. Jacek Malczewski 1854-1925 (Poznań 1926), Jan Matejko w Muzeum Wielkopolskim (Poznań 1926), Kwiaty Leona Wyczółkowskiego w księdze zbiorowej, opublikowanej z okazji 80 rocznicy urodzin wybitnego* malarza. Z dziedziny teatru opublikował dwa większe szkice: Problemy teatru współczesnego a narodowy teatr polski (Poznań 1929) oraz Przybyszewski i Fawlikowski w księdze pamiątkowej poświęconej Przybyszewskiemu (Poznań 1931). Teatr pozostał też w kręgu najbliższych zainteresowań Kollera. Przez całe dwudziestolecie był stałym recenzentem teatralnym "Dziennika Poznańskiego", publikując swoje wrażenia popremierowe pod wspólnym tytułem "Wieczory teatralne". Niestety, wojna uniemożliwiła wykończenie i wydanie dwóch olbrzymich i pionierskich dzieł, mianowicie - Historii teatru polskiego od czasów powstania Teatru Narodowego w Warszawie oraz Dziejów salonu jako instytucji politycznej, kulturalnej i towarzYskiej. Aresztowany przez gestapo, osadzony w obozie na Głównej, a później wywieziony do Generalnej Guberni, stracił Koller dorobek niemal dwudziestu lat żmudnej pracy. W r. 1942 znalazł się we Lwowie i tam też z chwi'a wkroczenia Armii Radzieckiej i powołania do życia Państwowego Dramatycznego Teatru Polskiego został jego kierownikiem literackim przez sezon 1944/45.

W następnym sezonie pełnił już obowiązki kierownika literackiego i bibliotekarza w Teatrze Śląskim im. St. Wyspiańskiego, a stamtąd przyjechał w jesieni 1946 r. do Poznania, gdzie do tej chwili bez przerwy zajmuje stanowisko kierownika literackiego w miejscowych teatrach dramatycznych. Tutaj też w Teatrze Polskim 23 czerwca br. obchodził jubileusz 50-lecia pracy literacko-teatralnej . Uroczystość ta została powiązana z premierą sztuki Jerzego Zawieyskiego pt. Wysoka ściana z gościnnym występem Elżbiety Barszczewskiej w roli Urszuli.

Dr Koller współpracował w przygotowaniu tej premiery. Główną dziedziną zainteresowań Kollera był i pozostanie teatr. Pierwszą recenzję napisał 50 lat temu z okazji lwowskiej prapremiery WawrzYnów Staffa i wydrukował ją w "Kronice Powszechnej". Od tej pory związał już się na stałe z teatrem, zajmując bez przerwy, aż do roku 1939 fotel recenzencki. Miał ku temu należne predyspozycje. Nie tylko szczere zainteresowanie i upodobanie, ale szeroki i gruntowny zasób wiedzy, dużą kulturę literacką i smak artystyczny. W początkach swej kariery krytyka teatralnego sporo podróżował, oglądał największe teatry europejskie, podziwiał najgłośniejsze ówczesne gwiazdy światowej sławy, tej miary co E eonora Diise, Sara Bernhardt, Gabriele Rejane, Józef Kainz, Ernest Zacconi, Tomasz Novelli i in. Widział na scenie Helenę Modrzejewską i jest już dziś jednym z niewielu ludzi teatru, którzy tę wielką po ską aktorkę oglądali. Dlatego też recenzje Kollera wyróżniały się zawsze głęboką znajomością przedmiotu, szeroką i rzeczową analizą literacką sztuki, umiejętnym opisem przedstawienia teatralnego, reżyserii, scenografii i gry aktorskiej. Należał do krytyków najbardziej wnikliwych, a do pracy teatru, do aktorów ustosunkowany był zawsze życzliwie i serdecznie. Zdobył sobie też wśród poznańskiego środowiska teatralnego dużą popularność i uznanie. A przecież recenzje pisali wówczas ludzie równie znani i cenieni w Poznaniu, jak Witold N oskowski ("Kurier Poznański"), Stefan Pacee ("Kurier Poranny") lub Maria Ruszczyńska, Bolesław Koreywo, Czesław Kędzierski. Fe ietony 'teatralne Kollera były bardzo poczytne, kształtowały opinie, smak publiczności.

Nie tylko zresztą felietony teatralne, ale cała jego publicystyka. Interesowały go przecież różnego rodzaju wydarzenia artystyczne: proza, poezja, plastyka, a także kultura wieków minionych. Był rzetelnym i sumiennym kronikarzem życia artystycznego, nie tylko poznańskiego. W okresie powojennym, kiedy bezpośrednia współpraca z teatrem uniemożliwiała kontynuowanie działalności krytyka, dr Koller prowadził zajęcia w Studio Dramatycznym, wykładał historię teatru, wygłaszał odczyty i prelekcje zarówno w środowiskach artystycznych, jak i dla szerokiej publiczności. Od wielu lat współpracuje z radiem, gdzie prowadzi swoje stale gawędy tea'ralne. Wygłosił ich już ponad pięćdziesiąt. Zawarł w nich większość swoich półwiekowych wspomnień. W sposób popularny, gawędziarski, zaprawiony humorem i anegdotą opowiada Koller o najbardziej interesujących wydarzeniach teatralnych, dawnych i współczesnych. Był świadkiem najwspanialszych kart w dzieach poskiego teatru minionego półwiecza. Obserwował przecież działalność teatralną Tadeusza Pawlikowskiego

Jubileusze

we Lwowie, widział kreacje najwybitniejszych aktorów, i to w okresie ich artystycznej dojrzałości i świetności: Karola Adwentowicza, Jerzego Leszczyńskiego, Ferdynanda Feldmana, Wandy Siemiaszkowej, Ireny Soskiej, Stanisławy Wysockiej, Ludwika Solskiego, Kazimierza Kamińskiego i wielu innych. Był świadkiem pierwszych sukcesów scenicznych dramatów Wyspiańskiego, Zapolskiej, Rittnera czy Perzyńskiego. To wszystko składa się na bogaty obraz wspomnień i teatralnych koneksji Kollera. Stąd również wywodzi się jego ogromne rozeznanie w tej dziedzinie, wyrobiony i subtelny smak artystyczny. 5 listopada 1962 r. Jerzy Koller ukończył 80 lat. Mimo sędziwego wieku pozostał nadal czynnym współpracownikiem poznańskich teatrów dramatycznych. Swieżość i' bystrość umysłu pozwala mu nie tylko sięgać pamięcią wstecz, do swej bogatej skarbnicy wspomnień, ale także orientować się w aktualnych wydarzeniach kulturalnych. Zwracają się też do niego wszyscy, którym potrzebne są mało znane szczegóły z historii teatru, epok, kostiumów, rekwizytów, stosunków kulturalnych, literackich. Jego erudycja jest wprost zadziwiająca. Chętnie też i bezinteresownie dzieli się swą wiedzą ze współpracownikami, z przyjaciółmi, z młodzieżą aktorską i akademicką. Zawsze życzliwy, uczynny i skory do udzielania rad, wskazówek, potrafił zjednać sobie szerokie kręgi wielbicieli i przyjaciół, zdobyć w Poznaniu popularność, jaka może być udziałem tylko niewielu. Zaskarbił sobie też zasłużone uznanie środowiska, miasta. Jest szeroko znany w sferach artystycznych kraju. Za zasługi i długoletnią pracę odznaczony został przez Polskę Ludową Krzyżem "Polonia Restituta oraz Krzyżem Komandorskim Orderu Odrodzenia Polski.

Szczepan Gąssowski

MARIA WICHERKIEWICZOWA

W dniu 27 kwietnia 1962 roku odprowadziliśmy na miejsce wiecznego spoczynku na cmentarzu junikowskim seniorką poznańskiego oddziału Związku Literatów Polskich, Marię ze Sławskich Wicherkiewiczową.

Z jej ode ściem zamyka się karta - jedna już chyba z ostatnich -. rozdziału z minionych dziejów patrycjatu poznańskiego, urywa się echo przebrzmiałej przeszłości, dziewiętnastowiecznej mieszczańskiej tradycji. Była bowiem nieodrodną przedstawicielką pokolenia inteligencji zawodowej, które formowało polskie oblicze Poznania pod koniec dziewiętnastego wieku i do końca pierwszej wojny światowej, w dwudziestoleciu międzywojennym zostało zmajoryzowane przez elementy napłjwowe z całej Polski, a po drugiej wojnie zachowało się już tylko w reliktach. W życiu kulturalnym Poznania Maria Wicherkiewiczową odegrała zaszczytną i twórczą rolę. Urodziła się w Szamotułach 11 listopada 1875 roku w rodzinie sędziego Stanisława Sławskiego. Wkrótce po jej urodzeniu rodzice przenieśli się do Poznania i odtąd życie Marii związało się z tym miastem, które pokochała tkliwym uczuciem jako miasto szczęśliwej swej młodości. Tutaj w latach 1885-1893 uczęszczała do tzw. prywatnej pensji A. Warnkówny, której zadaniem było "kształcenie umysłu, wpajanie dobrych obyczajów i towarzyskich manier, pielęgnowanie artystycznych talentów" młodych panien. Po ukończeniu pensji wyszła za mąż za znacznie starszego od niej, wziętego lekarza okulistę, dra Bolesława Wicherkiewicza. Przez kilka lat po ślubie doktorostwo Wicherkiewiczowie mieszkali w Gdańsku, a w roku

1893 przenieśli się 1 osiedlili już na stałe w Poznaniu. Obowiązki pani domu, matki i żony lekarza, prowadzącego żywe w tym okresie życie towarzyskie, nie absorbowały w całej pełni sił i zainteresowań Marii Wicherkiewiczowej. Znajdowała czas na rozwijanie swych uzdolnień artystycznych: malowała, pisała wiersze i opowiadania. Szukając drogi, na której jej zamiłowania mosłyby stać się użyteczne społecznie, odnalazła ją w dziejach rodzinnego miasta. Ich badanie i popularyzacja w komunikatywnej narracji zainteresowało ją, porwało i z czasem przekształciło się w prawdziwą pasję życiową. Pożyteczne to zaintere

2 żałobne] kartysowanie wynikało zarówno z osobistych uzdolnień, jak i z atmosfery środowiska, w którym żyła środowiska nielicznej wprawdzie, ale patriotycznie nastrojonej inteligencji poznańskiej, uważającej pracę społeczną za obowiązek i powołanie, widzącej swój czyn społeczny w obronie i podtrzymywaniu polskości. Zarówno grono kobiet, zapalonych działaczek społecznych, z którymi się związała, jak pracujący naukowo badacze przeszłości Poznania - Bolesław Erzepki, Stanisław Karnkowski. Franciszek Chłapowski - przyk askiwali z uznaniem pierwszym próbom młodej pisarki i gorliwie ją do pracy w obranym kierunku zachęcali. Nie mając przygotowania naukowego do studiów archiwalnych, Maria Wicherkiewiczowa zrekompensowała braki zapałem i wytrwałością. Douczała się łaciny, skwapliwie wysłuchiwała rad doświadczonych archiwistów. Stała się częstym gościem w miejscowym archiwum, którego pracownicy - nawet badacze niemieccy, jak R. Prumers, A. Warschauer - chętnie służyli radą i pomocą ślicznej młodej Polce, zapalonej do grzebania w zakurzonych pergaminach i zetlałych księgach. W poszukiwaniach archiwa nych interesuje Marię Wicherkiewiczową wszystko to, co stanowi w dziejach Poznania dowody jego polskości, co mówi o dawnej jego znakomitości i chwale. Interesują ją przede wszystkim wybitni, znakomici poznańczycy, którzy sławę rodzinnego grodu wynieśli poza jego mury, interesują pamiętne, doniosłe wydarzenia, które się w tych murach w przeszłości rozgrywały. Interesują ją same mury, do których cora3 głębszym, coraz mocniejszym uczuciem się przywiązuje -. historia ich powstawania, dzieje ludzi, którzy je wznosili i ozdabiali, którzy w nich mieszkali, rodzili się, rośli i umierali. W prasie poznańskiej już od roku 1904 zaczynają pojawiać się wiersze, opowiadania, obrazki i krótkie notatki poświęcone pamiętnym wydarzeniom, znakomitym ludziom czy też poszczególnym gmachom z polską przeszłością Poznania związanym. Pisze Wicherkiewiczową i o pobycie Napoleona I w Po

znaniu, i o zamku poznańskim, o klasztorze panien benedyktynek, o pałacu Działyrskich i o złotnikach poznańskich, słynących poza granicami Polski: Erazmie Kaminie, Janie Glaserze i Janie Dillu, o Janie Quadro, budowniczym Ratusza i o Antonim Hoene- Wrońskim, architekcie poznańskim, ojcu wybitnego filozofa, o E. T. A. Hoffmanie, pracującym przez pewien czas w Poznaniu, i o Karolu Marcinkowskim. Z biegiem. lat gromadzone materiały archiwalne narastają, wiedza pisarki o dziejach rodzinnego miasta rośnie, przyczynki zaczynają układać się i zbierać w większe usystematyzowane całości. Pozycją, która stanowi naj cenniejszy wkład Marii Wicherkiewiczowej w badania i popularyzację dziejów Poznania, jest praca pL Rynek poznański i jego patrycjat, wydana w roku 1925. Mimo długich lat, jakie dzielą nas od daty wyjścia tej książki z druku, nie utraciła ona swej wartości, zawiera bowiem wiele materiałów wydobytych z zapisów archiwalnych, odkopanych z pyłu zapomnienia, pod którymi nie znaleźli ich zawodowi historycy i badacze. J ej dokumentacja ilustracyjna oparta jest w wielu wypadkach na oryginałach, które uległy zniszczeniu w czasie wojny, stąd stanowi dziś jedyne źródło przy odtwarzaniu obrazu Rynku dawnych czasów. Fe ietonowe ujęcie tematu, usprawiedliwiające braki w ścisłości i systematyce naukowej, przyczyniało się do popularności książki, która przez długi czas stanowiła jedyne źródło wiedzy o przeszłości Poznania, budziła wśród czytelników zainteresowanie zabytkami miasta, uczyła sentymentu dla jego zmiennych dziejów. Podobny charakter nosi ogłoszona niemal równocześnie książka pt. Obrazki ? przeszłości Poznania, w której autorka zebrała drukowane wcześniej w pismach drobniejsze utwory i rozprawki. Cytaty z archiwalnych dokumentów przeplatają się w tych gawędach z literackimi dywagacjami, fikcja literacka oparta jest zazwyczaj na materiale dokumentalnym. Obrazki przynoszą dużo informacji obyczajowych, mają bogatą podbudowę z autentycznych i sprawdzonych rea.iów.

W bibliografii posnaniensjów prace Marii Wicherkiewiczowej zajmują bliskie miejsce obok podstawowej pozycji Józefa Łukasiewicza Obraz historyczno-statystyczny miasta Poznania i fe'ietonów Marcelego Motty'ego Przechadzki po mieście. Szperanie w omszałych aktach, studia prowadzone w Archiwum .poznańskim dały też tematyczną inspirację do większych utworów beletrystycznych Marii Wicherkiewiczowej. Pewne wydarzenia, pewne postaci w tych szpargałach napolkane skupiły jej zainteresowanie, dały pożywkę wyobraźni i sk'oniły do rozbudowania w literackie kompozycje. Postać Napoleona I i jego krótki pobyt w Poznaniu od dawna oddziaływał widocznie na romantyczną wyobraźnię pisarki, bo poświęciła mu jeden z pierwszych swych felietonów w roku 1909 (Napoleon w Poznaniu w roku 1806) - i pierwszą swoją powieść pt. Ignis ardens, wydaną w roku 1930. Pisze o tej książce współcześnie A. A. Wojtkowski: "Autorka odtworzyła życie Poznania od roku 1793 do 1806 i stworzyła dzieło, które może niezupełnie da się zaliczyć do kategorii powieści historycznych, będąc tylko szkicem powieściowym z silną domieszką liryzmu, pisanym przeważnie prozą poetycką... Nie podobna też odpowiedzieć na pytanie, kto właściwie jest bohaterem głównym tego utworu. Można by zaryzykować tylko odpowiedź, że jest nim Poznań i jego swoiste piękno".

Poważna rola, jaką w dziejach Poznania odegrała rodzina wielkopolskich magnatów Górków, a także dramatyczne dzie-e Halszki i Ostroga, pociągnęły wyobraźnię Marii Wicherkiewiczowej i skłoniły ją do napisania drugiej z ko"ei powieści his' orycznej, wydanej w roku 1932 pt. Łćdź na purpurze. "Akc"'a jej - pisze recenzując tę książkę Z. Rabskarozgrywa się na bogatym gobelinowym tle historycznym Polski sprzed lat trzystu, którego przepych stanowią obrazy pałaców, uczt, strojów, turniejów, doskonale utrwalone w pamięci przez dobrze przyswojoną umysłowi lekturę" . Do postaci pociągających wyobraźniępisarki przede wszystkim dlatego, że ich imiona przysparzają w ten czy inny sposób splendoru Poznani owi i jego dziejom, należą też Józef Struś, znakomity lekarz epoki Odrodzenia i Jan Quadro, budowniczy ratusza poznańskiego. Temu drugiemu poświęcona jest książka, wydana w ostatnich już latach (1960 r.) pt. Jan Quadro Z Lugano, w której obok obrazu życia Poznania w drugiej połowie XVI wieku, w okresie renesansowej świetności i rozkwitu, znajdujemy reminescencje z podróży autorki do Włoch, odbywanych w latach młodzieńczych. Na zapytanie o głównego bohatera można by i tu - podobnie jak przy innych książkach Marii Wicherkiewiczowej -. powiedzieć: "stare mury poznańskie, które pisarka sercem całym ukochała, które oddziaływają na nią nieodpartym czarem i których dzieje z gorącym sentymentem i zamiłowaniem opowiada". Książka o Strusiu, któremu poświęciła sporo wzmianek i felietonów, zamieszczanych różnego czasu w prasie, pozostała w rękopisie i do końca życia jej wykończenie było umiłowanym zamierzeniem pisarskim pani Marii. Mimo sędziwego wieku, bo zmarła licząc 86 lat, Maria Wicherkiewiczowa do ostatnich niemal chwil prowadziła czynny i ruchliwy żywot. Nie traciła żywości zainteresowań sprawami literackimi, pogłębiała ciągle studia w zakresie swej specjalności, pisała, zabiegała o publikację swych prac. Interesowała się żywo życiem bieżącym, brała czynny udział w życiu Związku Literatów. Władze miejskie Poznania uczciły Jej zasługi przyznaną Jej z okazji 50-letniego jubileuszu pracy pisarskiej nagrodą i Odznaką Honorową m. Poznania. Towarzystwo Miłośników miasta Poznania, do którego grona założycieli na eżała, uczciło ją przyznaniem jej członkostwa honorowego. To było chyba dla Niej odznaczenie naj milsze i naprawdę najwłaściwsze. Bo przecież żjciem całym i pracą zasłużyła sobie na miano gorącej i prawdziwej miłośniczki Poznania.

Tadeusz

Kraszewski

Z żałoba ej karty

WSPOMNIENIE POŚMIERTNE O ROMANIE DREŻEPOLS.KIM

W dniu *16 kwietnia 1962 r. w wieku lat 77 zmarł w Poznaniu dr Roman Dreżepolski, postać znana wśród wychowanków Gimnazjum Marii Magdaleny i Bergera, człowiek ceniony, a nade wszystko popularny w środowiskach śpiewaczych całej Polski, bowiem tej dziedzinie amatorskiego ruchu muzycznego oddał się bez reszty, poświęcając jej każdą chwilę wolną od zajęć zawodowych. U rodził się 15 października 1885 r.

we Lwowie, w rodzinie, w której muzykowanie było ch'ebem powszednim. Ojciec amator-flecista, matka obdarzona pięknym głosem, siostra zaś zapowiadała się jako dobra pianistka. Toteż atmosfera domu była przesycona muzyką kameralną, w której prócz członków rodziny uczestniczyli inni muzycy. Klimat ten sprawił, że aczkolwiek nie dane mu było zdobyć ostrogi zawodowego muzyka, to jednak ta dziedzina sztuki stała się jego życiową pasją. Ojciec, czynny członek Lwowskiego Towarzystwa Muzycznego, wprowadzał Romana od najmłodszych lat na salę koncertową. Ze śpiewem chóralnym spotkał się już w latach dziecięcych w szkole podstawowej, a następnie w gimnazjum. Jako uczeń klasy VII próbował zorganizować własny chór. Po uzyskaniu matury Dreżepolski wstąpił do Lwowskiego Chóru Akademickiego, w którym ujawnił także nieprzeciętne zdolności organizacyjne i w nie długim czasie objął stanowisko jego prezesa. Wojna światowa 1914-1918 r. sprowadziła go wraz z wielu kolegami do Poznania i odtąd Poznań staje się jego drugim rodzinnym miastem, które ukochał i któremu poświęcił większość swego życia. Już w pierwszych dniach powojennych wespół z ko egami, szczególnie z Kajetanem Bojarskim, organizuje chór. Ponieważ I wowiaków, b. członków Chóru Akademickiego, przybywało do Poznania coraz więcej, rosnąca z dnia na dzień gromadka postanowiła w r. 1920 zawiązać chór, który otrzymał nazwę Chór Męski "Echo". Nazwę tę zaproponowali byli członkowie lwowskiego "Echa" - macierzy. W zarządzie oczywiście nie mogło zabraknąć Dreżepolskiego, który stał się duszą zespołu, śpiewakiem muzykalnym, wrażliwym, a nade wszystko obowiązkowym. "Echo" stało się treścią jego życia. Od r. 1933 patronuje mu jako prezes do ostatnich chwil swego życia. W r. 1960 uzyskuje zaszczytny tytuł prezesa honorowego, mając za sobą 40 lat nieprzerwanej służby społecznej na tym stanowisku, a 60 lat pracy w ruchu amatorskim w ogóle. N agromadzone wspomnienia u schyłku życia utrwalił w formie pamiętnika, za który na konkursie zainicjowanym przez Zjednoczenie Polskich Zespołów Śpiewaczych i Instrumentalnych otrzymał pierwszą nagrodę. Odtwarza w nim przebieg wydarzeń związanych z działalnością chórów, szczególnie poznańskiego "Echa". Przez pamiętnik przewijają się jak w kalejdoskopie znane postacie, które przeszły już do historii. Całość świadczy o wyjątkowej pamięci i rzetelności autora w rejestrowaniu wydarzeń i zjawisk. La ta okupacji w wędrówce wysiedleńczej, jak zresztą wielu innych sprowadzi ły Dreżepolskiego do Warszawy. Tu wespół z innymi "echistami" organizuje chór, zakonspirowany w mieszkaniach prywatnych. Do zespołu należeli także m. in. wybitni śpiewacy, jak Adam Dobosz i Aleksander Michałowski.

W uznaniu zasług położonych na polu śpiewaczym Roman Dreżepolski otrzymuje koejne odznaki śpiewacze, srebrną, złotą, a ostatnio złotą z laurem wieńcowym. Roman Dreżepolski był z zawodu pedagogiem. Jego specjalnością była biologia. Po ukończeniu studiów objął stanowisko nauczyciela w gimnazjum. Po przyjeździe do Poznania w r. 1919 kontynuował swoją pracę pedagogiczną, początkowo w Gimnazjum Marii Magdaleny, by pod koniec okresu międzywojennego przejść na stanowisko dyrektora Gimnazjum Bergera, a następnie na emeryturę. Wytrawny pedagog, o dużej wiedzy, nie ograniczał się do pracy wychowawczej, zajmował się również pracą naukową. W r. 1925 wydał bro

szurę w języku francuskim pt. Supplement ii la connaissance des eugleniens de la Po logne. W r. 1948 nakładem Polskiej Akademii Umiejętności ukazała się jego druga książka pt. Eugleniny denne. Autor dokonał nowych odkryć w tej dziedzinie, opisując niektóre eugleniny po raz pierwszy. Jego ogród przyległy do domu przy ulicy Wojska Polskiego 13 był terenem doświadczalnym, w którym odkrył niejedną tajemnicę przyrody. Jego zamiłowania w naturalnej konsekwencji stworzyły z niego typ humanisty, wrażliwego, emocjonalnie reagującego na zjawiska zewnętrzne. Śpiewając partię drugiego tenora w chórze, odczuwał większą tremę niż sam dyrygent. Czujnym okiem śledził każdy ruch jego pałeczki, by w razie konieczności móc w czas interweniować. Bowiem - Romciu - jak go zdrobniale nazywaliśmy - znał na pamięć całą partyturę chóralną utworu. Lubił także malować (m. in. własny autoportret), parał się również kompozycją muzyczną, niektóre melodie uzupełniał harmonią na użytek chórów męskich.

Z usposobienia był pogodny, towarzyski, pełen humoru i dowcipu. Nie obce mu były troski "echistów" , ich kłopoty rodzinne i zawodowe. Dla każdego miał w zanadrzu radę i uśmiech. Umiał także besztać chórzystów jak uczriaków w szkole za niepunktualność w przybywaniu na lekcje albo za opieszałość w uczęszczaniu na próby chóru. W "Echu" stworzył nastrój iście rodzinny. Do ostatnich dni swego życia mimo niewątpliwych cierpień, które coraz bardziej dawały mu się we znaki, zachował pogodę ducha i uśmiech na twarzy. Takim go znali "echiści" , takim widzieli dyrygenci, którzy przeszli przez estradę koncertową chóru. Toteż cmentarz golęciński w dniu jego pogrzebu zapełnił się liczną rzeszą śpiewaczą, delegacjami chórów, przedstawicielami związku, którzy przybyli oddać mu ostatnią posługę. "Echo", któremu służył przez tyle lat, pożegnało go pieśnią, tą pieśnią, która stała się treścią jego życia.

Marian

Weigt

PIOTR POTWOROWSKI Wspomnienie pośmiertne

Dnia 23 kwietnia 1962 r. zmarł Piotr Pctworowski. Siedząc biografię artysty, można by powiedzieć, że śmierć zamknęła bogate życie, obfite w sukcesy art y - styczne. W rzeczywistości przyszła zupełnie w nieodpowiednim momencie, gdyż przerwana je w pe 'ni rozwoju jego talentu. Dla krytyka bogata twórczość Potworowskiego pozostanie na zawsze, czymś fascynującym, niespokojnym, zagadką nie rozwiązaną do końca. Urodził w 1898 roku w Warszawie.

Pochodził jednak z rodziny od wieków związanej z Wielkopolską i te związki, dla malarza żyjącego bardziej emocją niż intelektem, pozostaną charakterystyczne dla jego twórczości. Studia artystyczne zaczyna w roku 1920 w Akademii Sztuk Pięknych w Warszawie. Przebywa tu krótko, gdyż źle czuje się w atmosferze tej wówczas zacofanej

7 Kronika Miasta Poznania 4

akademii; przenosi się do Krakowa, najpoważniejszego w tych czasach ośrodka artystycznego kraju. Zostaje uczniem Pankiewicza, co ostatecznie zadecyduje o jego dalszej drodze twórczej. Lata krakowskich studiów Potworowskiego są dla malarstwa polskiego przełomowe. Druga połowa XIX w. i początek naszego stulecia pozostawił w spadku polskiej sztuce nazwiska tej miary, co Kotsis, Gierymski, Podkowiński, Sledziński, a jednocześnie kult historycyzmu, "malowanej literatury", całe spadkobierstwo Monachium, znajdując w okresie rozbiorów pożywkę w społeczeństwie pragnącym sztuki nie dla niej samej, lecz dla propagandy szczytnych idei. Pankiewicz, związany ze sztuką francuską w jej najlepszym wydaniu, zaprzyjaźniony z Bonnardem, przynosi w ówczesną zatęchłą krakow

Z żałobnej kartyską atmosferę prowincji artystycznej nowe zrozumienie malarstwa, to zrozumienie sztuki, które będzie dominujące w naszym stuleciu. W tej atmosferze Krakowa, najbardziej obrazoburczo nowatorskiego, kształtuje się osobowość młodego Potworowskiego. Być młodym, odważnym, chciał burzyć bogoojczyźniane pojęcia, co znajdzie jeszcze wyraz w projektowanej dekoracji do Wesela Wyspiańskiego wystawionego w Poznaniu po II wojnie światowej. 1923 roku Piotr Potworowski kończy akademię i wówczas silnie już związany z krakowską awangardą grupującą się w Pracowni Pankiewicza, wyjeżdża w ślad za profesorem do utworzonej w Paryżu filii Akademii Krakowskiej. Zostaje członkiem Komitetu Artystów Paryskich (w skrócie Kapiści), w skład którego wchodzą późniejsi najwybitniej - si po'scy malarze - Cybis, Wieliszewski, Jarema, Czapski i przez wiele lat wraz z nimi będzie jednym z tych, którzy przemienia dotychczasowe pojęcia o sztuce, którzy stworzą pierwszą o szerokim zasięgu szkołę polskiego malarstwa. W Paryżu przebywa 9 lat i w tym czasie zaczynają się zarysowywać róż

nice między jego malarstwem a malarstwem pozostałych członków grupy. Dla kapistów i Pankiewicza najwyższym autorytetem malarstwa pozostaje Bonnard. Temu kultowi postimpresjonizmu najbardziej ortodoksyjni pozostaną wierni do dzisiaj. Potworowski przy swoim wiecznie młodym usposobieniu, już w okresie paryskim zaczyna się interesować zupełnie innym malarstwem, malarstwem nie uznanym przez postimpresjonistów do obecnej chwili. Interesuje go Leger, a potem Matisse. Wyczuwa u tych malarzy nowe możliwości, nowy świat malarstwa XX wieku. W 1933 roku Potworowski wraca do kraju, osiadając na wsi wielkopolskiej, z której się wywodzi. Maluje dużo, utrzymuje żywe kontakty artystyczne z całą awangardą polskiej sztuki, razem z nimi wystawia. Na rok przed II wojną światową malarz, czując się już w pełni dojrzałym, występuje z pierwszą indywidualną wystawą w Warszawie. Następną otworzy dopiero po dwudziestu latach w 1958 roku na cztery lata przed śmiercią. Wojna na wiele lat oderwała artystę od kraju. W 1940 roku przedostaje się przez Szwecję do Anglii. Po zakończeniu wojny pozostaje nadal na obczyźnie, osiada na stałe w Anglii, znajdując tam atmosferę do pracy artystycznej. Zostaje profesorem w słynnej z nowatorstwa i śmiałych poszukiwań Akademii Sztuk Pięknych w Corsham koło Bath. Jego żywe usposobienie wyjątkowo go predysponuje do kontaktów z młodzieżą, ma na nią duży wpływ i przyczynia się do ugruntowania w tym środowisku nowych idei malarskich. W tym czasie droga twórcza Potworowskiego odbiegła daleko od młodzieńczego postimpresjonizmu. Dużo podróżuje, odwiedza mało znaną polskim malarzom Hiszpanię ze swymi wspaniałymi zbiorami ztuki. Zaczyna gc fascynować malarstwo odległych epok, freski pompejańskie, Etruskowie, malarstwo jaskiniowe, sztuka murzyńska, sztuka prymitywu. Tu zaczyna szukać nowych rozwiązań, odnajdować zagubiony w cywilizacji świat bezpośredniej emocji, niczym nie skrępowanego przeżycia, sztukę, którą trzeba przeżywaćza każdym razem od nowa, której się nie zna, przed którą staje jak przed nowym odkryciem za każdym razem, gdy się maluje. Sztuka staje się dla niego tym, co sam określił jako skok w nieznane. W czasie, gdy większość jego dawnych przyjaciół, z otoczenia Pankiewicza i młodszych, idących ich śladem, posiadła umiejętność malowania, ugruntowała dawne zdobycze i pozostała tym samym przy anachronicznym już wówczas ideale młodości, Potworowski szukał z charakterystyczną dla siebie pasją coraz to nowych dróg, nie odkrytych możliwości, nieprzeczuwalnych spełnień, jakie tylko może dać prawdziwa twórczość. W dwadzieścia lat po swojej pierwszej wystawie indywidualnej otwiera następną, wracając po latach znów do kraju. Jego wystawa otwarta w roku 1958 w Muzeum Narodowym w Poznaniu staje się wydarzeniem. Podnoszą się głosy zachwytu, szczególnie ze strony młodych, a jednocześnie padają słowa krytyki. Potworowski pokazuje malarstwo dalekie od umownej poprawności, od pozornego ładu i doskonałości. Pokazuje odważnie rzeczy dobre i złe, rzeczy bezsprzeczne i dyskusyjne, zaskakuje inwencją, śmiałością, nie liczeniem się z konwencjami. Krytyka mówi o jego drodze do abstrakcji, próbuje znaleźć formułę, przypasować nieco szkolne metody rozwoju od jednego kierunku artystycznego w kierunku drugiego modnego w tych latach. Wśród fachowców dyskutuje się, czy Potworowski to postimpresjonizm czy już abstrakcja, jakby malarstwo nie legitymowało dostatecznie twórcy i musiało być koniecznie dopełnione nazwą ki e runku. Po powrocie do kraju zaczyna się najbardziej żywy okres twórczości malarza. Jest profesorem w Poznaniu i Sopocie, maluje, tworzy oprawy scenograficzne w Warszawie i Wrocławiu. W ciągłych podróżach, stale aktywny, pełen życia i zdawałoby się niespożytej energii. W Poznaniu jako scenograf realizuje kapitalne oprawy, do Woycka, Fausta i Wesela. Ta ostatnia wszczyna niemilknącą przez wiele miesięcy dysku

7*sję. Znów narusza pojęcie filistra, aż nie chce się wierzyć, że w kilkadziesiąt lat po Boyu jeszcze to jest możliwe. Potworowski przebywa w Warszawie, w Sopocie, lecz wybiera Poznań. Tu należy do Związku Artystów Plastyków, wiążąc się świadomie z Wielkopolską, z której pochodzi. Tu znajduje swoich przyjaciół, rozumiejących jego sztukę i młodzieńczą pasję. Do ich grona zalicza się profesor Zdzisław Kępiński, twórca naj ciekawszej galerii malarstwa polskiego XX wieku w Muzeum Narodowym w Poznaniu. W 1960 roku Potworowski reprezentuje polskie malarstwo na Biennale w Wenecji, uzyskując tam nagrodę, a w dwa lata później zostaje otwarta kolejna wystawa jego sztuki w Muzeum Narodowym w Poznaniu. Jest to ostatnia wystawa, w której otwarciu weźmie udział osobiście, wkrótce potem publiczność paryska miała możność zapoznania się z ostatnimi pracami Potworowskiego. Autorowi nie dane już było przeczytać niezwykle pochlebnych recenzji krytyków francuskich. Jest już wówczas śmiertelnie chory, nie zdając sobie z tego sprawy. W tych ostatnich miesiącach swego życia, jakby przeczuwając instynktem zbliżającą się śmierć, pracuje artysta jeszcze energiczniej niż zwykle, maluje, przygotowuje nową scenografię, pracuje nad nigdy nie ukończonym obrazem do Zbiorów Muzeum w Gołuchowie koło Kalisza. Ta jego ostatnia wystawa, którą widzieliśmy w kraju, przynosi nowe zaskoczenie, j ak to zawsze bywało z twórczością Potworowskiego. Wystawa ma charakter prawie młodzieńczy, pełno w niej niepokoju, poszukiwań w różnym materiale, w różnych technikach, poszukiwań bliskich abstrakcji lub sztuki realistycznej. Potworowski po raz ostatni prezentuje swoją bogatą, żywą naturę. Gdy patrzyliśmy na jego prace, nieraz nasuwało się nam pytanie, jaką pójdzie drogą, którą z tych możliwości obierze, szukało się odpowiedzi, która pozwoliłaby zaklasyfikować to malarstwo, umieścić w którejś ze znanych szufladek. I tej odpowiedzi nie można było znaleźć. Potworowski, jakby na przekór wszystkim uniformistom, pozostał żywym zjawi

2 żałobnej karty

skiem artystycznym, bogatym i zmieńnym jak samo życie, życie, które tak lubił, z którym przyszło mu rozstać się przedwcześnie, w pełni sił twórczych, w pełni możliwości i talentu. Jeszcze po wystawie w ciągu jednego dnia zaprojektował kilkadziesiąt kostiumów, jeszcze planował wyjazd wiosną do Francji, by malować. Choroba, na którą nie było ratunku, a którą nosił w sobie od wielu miesięcy, objawiła się nagle, przerywając brutalnie to niespokojne życie artysty, wiernego niepokojom swojej młodości.

Jan Swidziński

HAFCIARKA Z CHWALISZEWA - MARIA UTRATOWA (ULA)

Parterowy domek z ciemnoczerwonej cegły, cały nieomal obrośnięty winną latoroślą, zbudował ojciec Marii w Sławoszewie w powiecie jarocińskim w roku 1912. Maria nazywa ten dom domem rodzinnym, chociaż urodziła się 6 sierpnia 1902 roku w Kotlinie, gdzie w tym czasie zamieszkiwała "na komornem" rodzina Pacholaków . Przyszła na świat jako drugie z kolei dziecko Ignacego i Jadwigi ze Stysiaków, a potem było ich w domu sześcioro, nie licząc matki i ojca, który przeważnie poszukiwał pracy na obczyźnie. Rodzice Marii dawno już nie żyją, chociaż doczekali pięknego wieku, ma tka bowiem umarła w roku 1953, mając lat 78, a ojciec w roku 1946 w wieku lat 66. W Slawoszewskim domku zamieszkuje teraz siostra Marii, Helena Grajek, z mężem Piotrem, a po pdwórzu biegają rozbawione siostrzenice z pajdami dobrze smarowanego chleba. Ilekroć Maria odwiedza siostrę w Sławoszewie, tylekroć przypomina sobie dawniej ponurą kuchnię ze starą szafą, w której malka zamykała chleb na klucz. U sąsiadów było tak samo, w całym Sławoszewie! Ojcowie przyjeżdżali tylko raz do roku, posiedzieli kilka dni, zostawili trochę pieniędzy i odjeżdżali. Kobiety zostawały same do pracy w polu i opędzania się od gromady dzieci. Tak już bywało, że gromadka powiększała się po każdorazowych odwiedzinach ojca. Maria nie pamięta, ile lat musiał pracować ojciec w Westfalii, by zapłacić za budowę tego domku i skrawek przylegającej ziemi. W każdym razie była już dorastającą dziewczyną, kiedy ojciec wrócił i powiedział, że wojna się skończyła i robota też. Zaczęła się bieda okraszana "wolnością", kiedy to suchy chleb miał zawsze jednakowo gorzki smak. Dla wielu slowoszewiczan pruski po'icmajster zmienił tylko mundur i nazywał się teraz komendantem posterunku policji państwowej, a sekwestrator nadal chodzi? po cywilnemu jak za czasów pruskich i zabierał ostatnią krowę za nie opłacone podatki. Ludzie w Sławoszewie hardzieli. Przed wyborami pan doktor Białasik z Pleszewa za udzielenie porady lekarskiej dziecku bezrobotnego Ziółka zażądał od Ziółkowej dwadzieścia złotych, po czym wsiadł do samochodu i odjechał, bo Ziółkowa oświadczyła mu, że jak żyje nie widziała dwudziestu złotych. W parę miesięcy później pan doktór przyjechał do Sławoszewa na wiec przedwyborczy i obiecywał lepsze czasy, skoro tylko on Białasik, endecki kandydat, zostanie posłem. Wówczas wystąpił młody, krzepki Antoni Pacholak, brat Marii, i przypomniał niedoszłemu posłowi, ile to kosztuje wizyta lekarska w domu bezrobotnego. W sa'ce szkolnej, gdzie odbywał się wiec, zawrzało świętym gniewem, poszły w ruch ciężkie ławy, a pan doktór ratował się ucieczką przez okno... Już w szkółce wiejskiej Maria zdradzała nieprzeciętne zdolności do robótek ręcznych. Sąsiadki podziwiały Marysine wyszywanki, a niektóre zdradzały Marii tajemnice haftowania. Dziewczynka postanowiła zostać hafciarką. W domu było ciasno i po dawnemu brakowało na przednówku chleba. "Może ci tam Wikta pomoże robotę znaleźć" - powiedziała na pożegnanie matka. Jak mogła pomóc Marii jej rówieśnica Wiktoria Nowicka, mieszkająca w Poznaniu od kilku miesięcy? Ciężko było w Poznaniu w roku 1921 otrzymać pracę, a jeszcze trudniej znaleźć mieszkanie. Na razie spały obie w jednym łóżku na stancyjce Nowickiej, a później Maria przeprowadziła się na ul. Sienną nr 6, do wdowy Marii Menke, robotnicy

Mottynianamonopolu tytoniowego. Dzieliła z nią pokoik i kuchenkę, a że obie kobiety polubiły się wzajemnie, Maria mieszkała u Menkowej aż do zamążpójścia w roku 1928. Poszczęściło się także Marii z wyszukaniem terminu. N aukę hafciarstwa rozpoczęła w 1921 roku w Wytwórni Paramentów Kościelnych i Haftów Artystycznych panny Jadwigi Gramlewicz przy Alei Marcinkowskiego 17a ł. Gramlewiczówna była wytrawną hafciarką, a jej specjalnością były hafty kościelne. Pod jej kierownictwem talent Maryśki, jak ją w warsztacie nazywano, dojrzał do form doskonałych. Przez prawie 18 lat Maryśka była główną podporą warsztatu Gramlewi - czówny. Mieścił się on na wysokim parterze, nad piekarnią Kowalskiego, i składał się z trzech pokoi. Jeden zajmowała szefowa oraz kierowniczka warsztatu i zarazem magazynierka Jadwiga Lisiak, w dwóch pozostałych pracowało w latach najpomyślniejszych po 15-20 hafciarek, pochylonych nad żmudną robotą. Latem panowały w warsztacie niesamowite upały, potęgowane przez znajdujący się pod warsztatem piec piekarniczy. Pracowano różnie: zimą niewiele, ale za to od wczesnej wiosny do końca lipca niemal bez wytchnienia. Również w niedzielę i święta. Za nadgodziny szefowa nie płaciła, nikt też się tego nie domagał, by się nie narazić. Nie wszyslkie hafciarki były ubezpieczone, a część z nich pracowała systemem chałupniczym. W sierpniu szefowa udzielała wszystkim wspaniałomyślnie miesięcznego, płatnego urlopu, a po urlopie przyjmowała do pracy na początek jedną lub dwie hafciarki, a pozostałe w miarę jak napływały zamówienia. Na przełomie lat 1926/27 Gramlewiczówna otwarła własny sklep przy ul. 27 Grudnia pod nr 15 2 . W sezonie pracy było sporo. Troszczyli się o to również dwaj księża: jeden był bratem szefowej i proboszczem w Goniembicach koło Leszna, drugi bratem Teofila Pie'atowskiego i proboszczem w Parkowie koło Obornik.

Teofil Pielatowski, kierownik sklepu paramentów kościelnych, z zawodu fotograf, przyjaźnił się z Gramlewiczówna od wielu lat i mieszkał u niej na piętrze nad warsztatem. Porzucił żonę i cztery córki, którym alimenta wypłacała J adwiga Gramlewicz. Na stosunki w domu Gramlewiczówny obaj księżulkowie patrzyli przez palce. Kiedy Pie'atowska zmarła nagle na udar serca, podstarzali kochankowie wzięli z wielką pompą ślub w kościele garnizonowym, którego udzielał im sam kapelan J. Wilkans, a obaj wielebni szwagrowie celebrowali msze przy bocznych ołtarzach. Po Powszechnej Wystawie Krajowej w roku 1929 stosunkowo dobre zarobki w warsztacie hafciarskim skończyły się. W .mieście przybywało codziennie ludzi bez pracy. Szefowa udzielała już dwumiesięcznego urlopu, płacąc za jeden. Zimą pracowano tylko dorywczo, a w latach 1932-1939 stałej pracy nie było w warsztacie w ogóle. Hafciarki pracowały doraźnie, często tylko u siebie w domu. Jednego dnia zatrwożone pracownice dowiedziały się, że Gramlewicz-Pielatowska ogłosiła upadłość. Sklep przy ul. 27 Grudnia został zamknięty, warsztat na parterze zlikwidowany. Z dwudziestu hafciarek zatrudnionych w latach 1920-1930 zajęcie znalazło zaledwie pięć. Warsztat przeniesiono do prywatnego mieszkania szefowej na I piętrze. Hafciarki pracowały w ciemnym pokoiku od podwórza, w bezpośrednim sąsiedztwie toalety, skąd szczególnie latem wydzielały się nieznośne zapachy. Olbrzymi, słoneczny salon od frontu stał pusty. Irytowało to hafciarki. Stały się opryskliwe i mimo groźby bezrobocia postanowiły porzucić pracę. Maryśka udała się do salonu, by zakomunikować decyzję kolektywu. Jadwidze Gramlewicz- Pielatowskiej zabrakło tchu z oburzenia! Z poszumem długiej sukni wpadła do warsztatu i zbeształa pochylone nad robotą hafciarki: ... TM się bolszewizm zakrada ! - wykrzykiwała, biegając tam i z powrotem po pokoju. Ale następnego dnia przeniosła warsztat do salonu. Mimo ogłoszenia upadłości firmy Gramlewicz- Pielatowska nadal wiodła wy

1 Dom ten należał do Ludwiki Kowalskiej i został zburzony w toku działań wojennych 1945 roku.

* Obecnie ul. 27 Grudnia nr 14.

stawny tryb życia. Zatrudniała trzy służące, posiadała własne auto. Winogrona, pomarańcze i inne artykuły żywnościowe dostawiano z domów towarowych całymi skrzyniami na oczach wiecznie niedożywionych hafciarek. Po kątach mówiono, że właściwie Gramlewicz- Pielatowska dorobiła się na ogłoszeniu upadłości, podobnie jak dziesiątki innych kupców... Tymczasem hafciarki zarabiały coraz mniej, a w roku 1937 od 12 do 17 złotych tygodniowo. Teodozja Małecka, z którą Maria się przyjaźniła, chciała sobie polepszyć dolę i przyjęła posadę kierowniczki warsztatu w hafciarni Stanisławy Seredyńskiej, przy ul. Sw. Marcina /10.

Tej dziewczynie życie układało się szczególnie ciężko. Jej zarobek tygodniowy wynosił 12,5 złotego. Ojciec - stolarz, od wielu lat był bez pracy, matka chorowała obłożnie na astmę, siostra Regina ukończyła szkołę handlową, ale pracy zna'ezc nie mogła. Teośka pracowała na wszystkich. Kiedy zaś nie mogła w terminie opłacić komornego, które za pokój z kuchnią przy ul. Kwiatowej nr 7 wynosiło 22 złote miesięcznie, właścicielka - Aniela Twardowska, nie wyrzuciła Małeckich z mieszkania, ale zmusiła Teośkę do "odrobku" różnego rodzaju posługami. Po zamordowaniu Anieli Twardowskiej w roku 1931 niektóre kamienice przypadły zgodnie z pozostawionym testamentem fundacji dobroczynnej. W czasie niedzielnej wizyty u ciotki Marii w Swarzędzu w roku 1926, Maria poznała Kazimierza Utratę. Był uczniem w warsztacie stolarskim Franciszka Majerowicza w Swarzędzu, a pochodził z Klonów koło Kostrzynia, gdzie urodził się 16 lutego 1906 roku. Rodzice Kazimierza pracowali na folwarku Tadeusza Glabisza w Klonach. Po skończeniu terminu czeladnik Kazimierz Utrata znalazł na krótko pracę w wytwórni krzeseł Antoniego Tabaki w Swarzędzu, a potem przeniósł się do Poznania, gdzie dostał pracę w warsztacie stolarskim Stanisława Libery, znanego działacza endeckiego i radnego miasta, przy ul. Siennej nr 4. Kazimierz za

Hafciarki z warsztatu Jadwigi Gramlewicz.

Stoją od lewej: Maria Klemczak, Zofia Zosińska, Maria Wiśniewska, Kazimiera Swiderska, Helena Boszkiewicz. Siedzą od lewej: Katarzyna Ulatowska, Maria Pachoiak, Zofia J achczyk, Anna Kowalska i Joanna Mosiężna. (Zdjęcie z września 1926. r.).

Mottynianamieszkał u szewca Mikołaja Sobka przy ul. Siennej nr 5, miał więc rano blisko do pracy, a wieczorem - do narzeczonej. Stanisław Libera zrobił w Poznaniu błyskotliwą karierę. Przybył do Poznania w roku 1920 z pustymi kieszeniami z Berlina, gdzie przez kilka lat utrzymywał się z dorywczej pracy stolarskiej, oferując ją j ak domokrążca, tj. chodzeniem od mieszkania do mieszkania. Otworzył warsztat na Siennej i zatrudnił 6 robotników. Wielki demagog, wspierał swoim krasomówstwem endecję poznańską. Był działaczem Cechu Stolarzy, członkiem wielu komisji przy Radzie Miejskiej, radnym miejskim od kadencji 1922-1925, a po roku 1930 nazwisko jego nieraz figurowało na listach wyborczych do Sejmu. Wieczorami narzeczeni spacerowali nad Wartą, przechadzali się zaułkami Sródki, przeludnionego Chwalisz ewa i Starego Miasta. Niedzielne popołudnia spędza'i u listonosza Jana Zandka w N aramowicach. Zandek pasjonował się czytaniem literatury ateistycznej i zaszczepiał to również swoim · znajomym. Wychowana w duchu to'erancji Maria, pożyczała chętnie od Zandka wolnomyślicielskie "Błyski"3. Kazimierz, który już w Swarzędzu zbliżył się do grupy ateistów, prowadził z Zandkiem gorące spory, przenoszone później do warsztatu Libery, gdzie stary stolarz i członek Związku Zawodowego Robotników Budowlanych Piotr Solarek tłumaczył Utracie: "W pojedynką, bracie nic nie zwojujesz!" Pod jego wpływem Kazimierz Utrata zapisał się w roku 1928 do klasowego związku zawodowego 4. Młodzi pobrali się 19 marca 1928 roku w Poznaniu, a ślub kościelny odbył się, zgodnie z życzeniem matki w kwietniu 1928 roku w Sławoszewie. Nadal jednak mieszkali oddzielnie. W roku 1929 udało im się wynająć "umetfowany" pokój przy ul. Rybaki nr 21 (w podwórzu) u Franciszka Wojciechowskiego, jak się później okazało, pracownika tajnej policji poznańskiej. Wojciechowska wygadała się kiedyś przed Marią, że przed każdym wiecem w knajpie "San Domingo" przy Drodze Dębińskiej5 właściciel zamykał Wojciechowskiego w kurniku, skąd mógł on spokojnie obserwować co się dzieje na wiecu. W ten sposób policja miała na przykład doskonałe relacje z przemówień Alfreda Bema o. Do pokoju wchodziło się przez kuchnię i sypialnię Wojciechowskich. Kosztował ten pokój 45 złotych miesięcznie, a więc prawie tyle, ile mogła zarobić Maria w warsztacie Gramlewiczówny. Młode małżeństwo spotkał pierwszy cios: ciężka choroba Marii. Spędziła ona kilka tygodni w Szpitalu Elżbietanek na Łąkowej, lecząc woreczek żółciowy, a potem przechodziła rekonwalescencję w domu rodziców. We wrześniu 1928 roku Kazimierz został powołany do służby wojskowej w 58 pułku piechoty, s + acjonującym w Poznaniu przy ul. Bukowskief. Przydzie I ono go jako fachowca-stolarza do plutonu pionierów pod dowództwem por. Nowakowskiego, syna właściciela poznańskiej firmy budowlanej. Franciszek Nowakowski miał zwyczaj prowadzić raz na tydzień pogadanki "polityczne", zaczynające się od takiego mniej więcej wstępu: W Polsce mogloby być o wiele lepiej, gdyby nie mącili komuniści, płatni agenci Rosji Sowieckiej. Kto to są komuniści? Są to przeważnie ludzie dzicy, nieokrzesani, analfabeci itp." Tu następował obszerny rejestr "zbrodni" komunizmu światowego, obarczanego przez Nowakowskiego odpowiedzialnością za panującą w Polsce nędzę i analfabetyzm. "Na przykład szeregowiec Kobyłka - ciągnął swój "wykład" por. Nowakowski - jest analfabetą, a więc komunistą!" - konkludował dowódca, wyprowadzając "logiczny" wniosek ze swego "dowodu" .

i ł)-Błyski Wolnomyślicielskie", czasopismo ateistyczne wychodzące w latach 1930-1936. l\.azlmierz Utrata zapisał się do oddziału Zjednoczenia Klasowych Związków Zawodowych którego centrala _powstała w Polsce w 1928 roku. Obecnie Aleja Altreda Bema.

r Wybitny dZIałacz socjalistyczny i komunistyczny. Patrz Edmund Makowsl<L Proce» Alfreda Bema i towarzyszy w Poznaniu 1927 r. "Kronika Miasta Poznania". R. l nr 3.

s. 37 7 50. , Obecnie ul. Karola Swierczewskiego.

Jadwiga Gramlewicz w otoczeniu zespołu hafciarek.

Piata od lewej w drugim rzędzie - Maria Pacho lak. (Zdjęcie wykonane w latach 1925-1926).

Szeregowiec Kobyłka rzeczywiście był analfabetą. Był synem fornala spod Międzychodu. Ustawiczne wmawianie przez dowódcę sprawiło, że Kobyłka uwierzył iż jest komunistą i nawet się tym chełpił. Kazimierz nie mógł ścierpieć bredni Nowakowskiego i usiłował z nim "dyskutować", ale wiadomo, jak kończyły się podobne dyskusje w wojsku. Spotkali się raz jeszcze w roku 1933 na obozie ćwiczebnym w Biedrusku \ gdzie żołnierze byli szczególnie źle traktowani przez oficerów i podoficerów. Kazimierz opowiedział o tym "okręgowcowi", który zredagował do żołnierzy odezwę, rozrzuconą w Biedrusku przez Utratę w niedzielę wieczorem po drodze z dworca ko ejowego do koszar. Ulotkę spostrzegli oficerowie w poniedziałek rano i zaraz rozpoczął się niesamowity rwetes. Żołnierzy przez dwa dni nie wypuszczano z koszar, a tymczasem patro'e wywiadu wojskowego przeprowadzały rewizje bagaży żołnierskich w poszukiwaniu "komunistycznej bibuły" . Porucznik Nowakowski przemawiał z pianą na ustach, ale żołnierze słuchali z politowaniem. Eardziej odpowiadały im proste słowa ulotki, aniżeli patriotyczne zaklęcia Nowakowskiego. W kilka lat później okazało się, że "patriotę" Nowakowskiego zwolniono ze służby wojskowej za malwersacje. W roku 1930 trafiło się Kazimierzowi mieszkanie na ul. Półwiejskiej nr 2 * po zmarłej samotnej kobiecie. Siostra zmarłej, która przybyła z Warszawy, by ją pochować, zażądała 500 złotych "za meb.e", a pan Bernard Fietz, właściciel kamienicy, 500 złotych kaucji i 80 złotych za piec, który rzekomo kazał postawić. Utratowie od lat ciułali pieniądze, przygotowani na ewentualność zapłacenia dość wysokiej kaucji, bez kóiej praktycznie uzyskanie mieszkania było niemożliwe. Ale że za jeden pokój na poddaszu trzeba będzie zapłacić ponad tysiąc złotych, nie przyszło im nawet na myśl. Mimo tego Maria robiła wszystko, aby zdobyć "samodzielne"

» Miejscowość w pobliżu Poznania.

» Obecnie Dzierżyńskiego 3. Dom ten mieścił się w podwórzu. Uległ całkowitemu zniszczeniu w czasie działań wOjennych w roku 1945.

Mottyniana

mieszkanie. W ciągu dwóch dni dopożyczyła brakujące pieniądze od rodziny i zaniosła nieznajomej z Warszawy i Fietzowi. Mieszkanie znajdowało się w oficynie na IV piętrze. Kiedyś był tu strych, stopniowo adaptowany na mieszkanie. Pokój miał powierzchnię ok. 16 metrów kwadratowych. Nad cienkim sufitem spoczywał bezpośrednio płaski dach kryty papą. W lecie temperatura w pokoju dochodziła do 40 stopni. Kazimierz zlewał dach zimną wodą, ale niewiele to pomagało. Jedyne okno znajdowało się w suficie, wieczorem zaś pokój oświecano lampą naftową. Po wodę trzeba było schodzić o pół piętra niżej, do toalety. Za to mieszkanie Utratowie płacili panu Fietzowi 17,5 zł miesięcznie. W tym pokoju mieszkali kilka lat. Urodziła się w nim 30 'grudnia 1930 roku córeczka Gabriela.

Któregoś dnia 1932 roku ciężką sytuację mieszkaniową Utratów zajął się Stanisław Libera. Libera był członkiem Rady Nadzorczej Spółdzielni Budowlanej Ogólnej Użyteczności. Dzięki temu "załatwił" w zarządzie spółdzielni przydział mieszkania dla Utratów, mimo że Kazimierz nie był członkiem spółdzielni. Członkostwo trzeba było zalegalizować wstecz, to znaczy wpłacić 250 złotych udziału i 20 złotych wpisowego. U tratowie otrzymali słoneczne mieszkanie przy ul. Siennej pod nr 6 na drugim piętrze. Składało się ono z jednego pokoju i kuchni, z balkonem oraz z wszelkimi wówczas dostępnymi wygodami. Płacili za to 15 zł miesięcznie. Mieszkanie mieściło się w olbrzymim bloku, zbudowanym w kształcie nieregu'arnego czworoboku, ograniczonego ulicami: Sienną, Czartorią i Nadbrzeżną, z podwórzem wewnątrz. Blok ten posiadał 14 wejść z wewnętrznej i zewnętrznej strony domów, co znakomicie potrafili później wykorzystać działacze nielegalnej Komunistycznej Partii Polski.

Od czytania "Błysków Wolnomyślicielskich" Maria przeszła do szukania kontaktów z radykalnym ruchem społecznym. Uczęszczała na różne zebrania i wykłady organizowane w siedzibie Związku Zawodowego Kolejarzy przy ul. Stromej 24, w sali przy ul. Poplińskich nr 12, w "loży masońskiej" przy ul. Grobla pod nr 25 i ul. Podgórnej pod nr 14 10 . Przysłuchiwała się namiętnym sporom profesorów Uniwersytetu Poznańskiego: znakomitego geografa i ekonomisty Stanisława N owakowskiego U z wybitnym językoznawcą - slawistą Henrykiem Ułaszynem I2 , wykładom prof. dra Stefana Kurkiewicza 13 i młodych: Jerzego Grudzińskiego u i Zdzisława Kępińskiego]5. Przyszedł jednak dzień, kiedy to wszystko przestało Marii wystarczać. Rwali się oboje z mężem do czynu. Pod koniec 1930

Maria Utratowa z córką Gabriel krótko 12.0 opuszczeniu więzienia w maju IY37 roku.

Zdjęcie wykonane na ul. FI. Ratajczaka na tle gmachu Biblioteki Uniwersyteckiej.

: Dom ten został w latach 1945-1<xn adaptowany na klinikę Akademii Medycznej.

Stanisław Nowakowski (1888-1937), geograf-ekonomista, reprezentował poglądy materialistyczne t alltor. lic nyc4 prac w j z. polSkim, roąyjskim i angielskim: Japonia i Rosja, Europa zacnodnla l Azja polnocna (ZSRR), Geognifia jako nauka.

"Henryk Ułaszyn (1 74-1956) profesor uniwersytetów: Lwowskiego (1919-1921), Poznańskie&? - (1921-1939) i Łódzkiego 0945-1956). Stefan Kurkiewiez (1885-1962). Patrz: Franciszek Kopaezyk Pro!; dr nauk biologicznych Tadeusz Stefan Kurkiewiez (1885-1962). Wspomnienie pośmiertne. "KronIka Miasta PoznanIa".

R. 1%2 nr 3.

" Obecnie dyplomata polski.

,s Obecnie dyrektor Muzeum Narodowego w Poznaniu.

roku Maria wstąpiła do Sekcji Kobiecej Polskiej Partii Socjalistycznej. Zrzeszała ona ok. 50 kobiet. Kiedy 8 grudnia roku 1S32 powstał w Poznaniu Polski Związek Myśli Wolnej, Maria stała się aktywną działaczką związku. Coraz częściej zabierała głos nad sprawami robotniczymi w sali na Stromej. Ciekawe były dyskusje z Kazimierzem Rusinkiem ie . Kazimierz Utrata znowu posprzeczał się z Marcinem Chwiałkowskim" na zebraniu związkowym poświęconym opracowaniu wniosków zmierzających do ulżenia doli bezrobotnych. W rocznicę Wielkiej Rewolucji Październikowej pod osłoną nocy U tratowie zawiesili na przewodach telefonicznych nad suchym korytem Warty w pobliżu Mostu Chrobrego czerwony sztandar na którym Maria wyhaftowała napisy: "Śmierć burżujom", a na odwrocie: "Niech żyje KPP"! Napisy były dobrze czytelne z mostu. N a moście zatrzymywali się przechodnie robotnicy, patrzący na sztandar z sympatią. Chyłkiem przemykali mieszczanie. Policja rozpędziła tłumy. Dopiero wezwana straż pożarna usunęła sztandar za pomocą drabiny strażackiej. Kiedy w roku 1937 Maria została aresztowana, komisarz policji Waszak jeszcze jej wypominał: ,.... a ten sztandar to pani zawiesiła} Zrobiony był po hafciarskul" ... Z Mostu Chrobrego komentarze przeniosły się pod Urząd Pośrednictwa Pracy, a potem obiegły całe miasto. Komuniści Maksymilian Bartz 18, działacz Komitetu Okręgowego Komunistycznej Partii Polski w Poznaniu, dowiedział się od Stefana Ludwiczaka, kto był sprawcą wydarzenia. Ludwiczak znał Utratów z zebrań w Związku Wolnomyślicieli. Pewnego dnia do mieszkania Utrat ów zawitał Maksymilian Bartz i przeprowadził z nimi długą rozmowę. Porozumieli się szybko, a po wyjściu Bartza wyznali sobie wzajemnie, że już dawno pragnęli działać w Komunistycznej Partii Polski. Kazimierz otrzymał zadanie kolportażu literatury partyjnej, Marii powierzono funkcję łączniczki. Wykonując jedno z poważniejszych zadań partyjnych, udała się Maria wiosną 1935 roku z polecenia M. Bartza do więzienia na Młyńskiej, by jako rzekoma kuzynka Józefa Sęka-Małeckiego ("Witek") zobaczyć się z nim i dowiedzieć się, w jakich okolicznościach wpadł w ręce policji. Było w tym czasie kilka "wpadek" i komitet słusznie podejrzewał, że w gronie partyjnym działa prowokator. Małecki powiedział Marii, że podejrzewa Władysława Mehra 19, wnioskując z jego dziwnego zachowania się pewnej niedzieli na łące w pobliżu Cytadeli. Potwierdziło się to w roku 1937, kiedy Mehr publicznie w "N owym Kurierze" 20 denuncjował komunistów.

Kazimierz f pier.wsZy z lew j) i Maria. (siedzi czwarta zewej) LJ tratowIe na zasłuzon.Ych wczasach w Szklarskiej Porębie w roku 1952. Pozostałe osoby na zdjęciu to przeważnie rewolucjoniści hiszpańscy lub ich dzieci.

" Obecnie wiceminister kultury i sztuki.

»' A. Czubiński i M. Olszewski z rewolucyjnych tradycji Poznańskiego w latach 1919-(1931 . Poznań 1959, s. 72-75.

Zobacz: Wacław Rogalewski iQ-lecie pracy i walki Maksymiliana Bartza. Kronika Miasta Poznania. R. 1%2 nr 3.

'. Władysław Mehr, emigrant z Francjj - był działaczem Komunistycznej Partii Polski i Polskiej Partii Sqcjalisty.Gzpej - Lewicy w PoznanIU. W latach 1936-1937 załamał się i współpracował z sanacyjną jJohcJą. » "Nowy Kuner" R. 1937 nr 86.

Mottyniana

Kazimierz Utrata. (Zdjęcie wykonane w roku 192 ).

Maria l Kazimierz Utratowie na spacerze z maleńką Gabrysia w kwietniu 1931 r. Zdjęcie wykonane na Górnej Wildzie w pobliżu zejścia na Dolną Wildę.

Życie nabrało teraz zupełnie innych rumlencow. Dnie i noce wypełnione były bezustannym czuwaniem, bez którego nie można wyobrazić sobie pracy konspiracyjnej. W mieszkaniu Utratów przy ul. Siennej założono tzw. "przejazdówkę", to jest zakonspirowane miejsce spotkań, o którym wiedzieli działacze Komitetu Centralnego i "okręgowcy". W mieszkaniu Utratów odbyło się w latach 1933-1936 kilkadziesiąt spo.kań "okręgowców" "z działaczami poznańskimi i posiedzeń Komitetu Okręgowego Komunistycznej Partii Polski. Częstymi gośćmi w mieszkaniu Utrat ów obok Maksymiliana BarAza byli Marcin Chwiałkowski i Stanisław Perz, który sprawował wówczas funkcje technika okręgowego. Pewnego razu w roku 1935 posiedzenie Komitetu Okręgowego Komunistycznej Partii Polski trwało od godziny 8 rano do 21. Brali w nim udział poza stałymi bywalcami Andrzej Węcławek oraz para komunis'ow: Lewensztajn i Kachman. Od tego posiedzenia Maria widziała Chaima Eliasza Lewensztajna ("Gołąb") tylko raz. Było to w kilka dni później, kiedy na ulicy Siennej rozległy się w biały dzień strzały. Maria wyjrzała oknem. Ulicą biegł Lewensztajn, a za nim z rewolwerem w ręku człowiek w cywilnym ubraniu. Rudę Kachman ("Zośka") aresztowano tego samego dnia w mieszkaniu na Chwalisz ewie nr 49. W ki ka dni po aresztowaniu tej pary komunistów do mieszkania Utrat ów przyszła młoda przys' .ojna kobieta. "Chciałam zamówić u pani sztandar" - rzekła po zamknięciu drzwi. · - "Ach, proszę pani, nie mogę przyjąć, mam tyle pracy" - odpowiedziała Maria. Młoda kobieta uśmiechnęła się "Nazywam się »Renia«" - przedstawiła się. Jak to było w konspiracyjnym zwyczaju, Maria nie pytała nieznajomej o cel wizyty. Kiedy jednak zauważyła, że "Renia" co chwila spoglądanerwowo na zegarek, opowiedziała jej o aresztowaniu "Zośki" i Lewensztajna. Wówczas świeża buzia "Reni" pokryła się żalem. Spotkanie nie odbyło się.

Ki ka tygodni później w "przejazdówce" zjawił się "okręgowiec" Karol Frankowski 21 ("Rudolf'). "Chodził - jak zwierzył się Marii - i szukał śladu prowokatora". Kierownictwo Komunistycznej Partii Polski było bardzo zaniepokojone. W więzieniu znajdowało się już kilku wybitnych komunistów poznańskich. Frankowskiego, który otrzymał w Poznaniu pseudonim "Pinecki", zluzował okręgowiec Józef Maron (" Głuchy"). Podobnie jak "Pinecki", Maron pochodził ze S.ąska. "Głuchy" był faktycznie nieco głuchy. Przez dwa tygodnie mieszkał u U tra tów i pisał płomienne odezwy i ulotki. Jedną z nich Kazimierz Utrata przeniósł po wydrukowaniu w rodzinne strony do Czerlejna, gdzie mieszkał jego brat Jan. W Klonach dziedzic Tadeusz Glabisz od półtora roku nie wypłacał fornalom zarobków. Inni właściciele majątków też nie byli lepsi. Z pomocą brata Kazimierz w ciągu nocy ob"epił ulotkami ściany chałup w okolicznych wsiach i drzewa przy drodze, którą jeździł dziedzic. Maria nosiła ulotki do Urzędu U mundurowania 22 przy ul. Kraszewskiego 21/25, gdzie odbierał je od niej Wacław N eygarth, do fabryki mebli Franciszka N owakowskiego przy Górnej Wildzie 134, rozsyłała je przez młodego Sawicza z Lubonia do Chodzieży, przez krawcową Jadwigę Ludwiczakową do Gniezna i pracownicę warsztatu kuśnierskiego Walerię Knypińską-Góralską do Wrześni. Kazimierz Utrata rozwoził ulotki rowerem do Środy i na teren województwa bydgoskiego: do Inowrocławia i da' ej. Pewnego razu Maria w towarzystwie Zbigniewa Gajewskiego udała się w nocy do Huty Szkła w Antoninku, aby rozdać wśród robotnic ulotki wzywające do walki z faszyzmem. W lutym 1936 roku "Głuchy", przechodząc ulicą Kramarską, wpadł w ręce policji. Wzięli go, jak się później okazało, za kogo innego, ale ponieważ pochodził

Kazimierz Utrata. Zdjęcie z roku 1954.

Maria Utratowa. Zdjęcie z roku 1962.

21 Karol Franowski (1897-1955) zmarł 18 grudnia 1955 r. w Katowicach. Członek Komunity"cznet .Par ii Niemie.c, dzi.ąłacz KOplun,istycznej Partii Polski, Polskiej Partii Robotniczej 1 -Po , !sk1eJ ZJednoczol1ej. Partll RobotnIczeJ. . .. . .

. ObecnIe Poznansk1e Zakłady Przemysłu Odz1ezowego 1m. Komuny ParyskIeJ.

Mottyniana

Domek Żmudzińskiego w ogródkach działkowych im. Jana, w którym w latach 19341936 mieściła się- drukarnia Komunistycznej Partii PolskI. Działka oznaczona jest nr 165.

Jadwiga Pacholak - matka Marii Utratowej. Zdjęcie wykonane w roku 1952ze Śląska, interesowało ich, co robi w Poznaniu. Przesiedział na Młyńskiej pięć dni U dawał, że jest głuchy. Podał się za domokrążcę, a policja nawet nie podejrzewała, że ma przed sobą znakomitego działacza partyjnego: " . .. a ten "Głuchy" to nas nabrał" - żalili się policjanci przed Marią, kiedy została aresztowana w roku 1937. Po aresztowaniu Stanisława Perza jego funkcje przejęła Maria, która doręczała odezwy i ulotki pracownikom "techniki". Ulotki pisał na maszynie na woskówkach student Stanisław Rejminiak, pracownik sekretariatu poznańskiego Zarządu Miejskiego. Maria nosiła je następnie do powielenia w drukarni, która mieściła się w domku Kazimierza Żmudzińskiego w Ogródkach Działkowych im. Jana na działce oznaczonej nr 165mm o IIl,iite

»1 1- e t

,«* . *#*i H A B£

Sn

IIKY\

Fotografia ślubna Marti i Kazimierza U tratów.

. . -IIIIII

Gabriela l Leopold Sokołowscy z synem Ryszardem i córeczką Renatą (1958)

Dzięki działalności w Polskim Związku Myśli Wolnej Maria poznała dość liczną grupę studentów Uniwersytetu Poznańskiego o zapatrywaniach lewicowych: Piotra Kędzierskiego, Bazylego Iwaszkę, Bolesława Klimka, Aleksandra Małygina, Stanisława Rejminiaka, Edwarda Grzesińskiego i Stanisława Poznańskiego. Zbliżali oni się stopniowo do Komunistycznej Partii Polski i oddawali partii cenne usługi. Komitet Okręgowy Komunistycznej Partii Polski utrzymywał z grupą studencką stały kontakt właśnie przez Marię. Niektórzy ze studentów jeździli na polecenie Komitetu Okręgowego z referatami do ośrodków wiejskich. W latach 1935-1936 Maria była stałą łączniczką między Komitetem Okręgowym a dużą grupą reemigrantów z Francji. Działali oni głównie przed gmachem Urzędu Pośrednictwa Pracy ("Bezrobocia" - jak mawiali poznaniacy) przy ul. Czarnieckiego. Maria dostarczała im literaturę komunistyczną oraz instrukcje Komitetu Okręgowego. W pracy partyjnej na "Bezrobociu" wyróżniali się szczególnie reemigranci: Sylwester Bąk, Teodor Garbarek i Leon Jackowski. Sylwester Bąk w czasie

Dom przy ul. Chwaliszewo nr 5/6, gdzie 'obecnie mieszkają Mąria i Kazimierz UtratowIe.

Mottynianaostatniej wojny został wywieziony na roboty do Niemiec. Na wieść o zbliżaniu się frontu uciekł i przybył do Poznania. Tu jednakże wpadł w ręce gestapo i zginął w obozie żabikowskim krótko przed opuszczeniem miasta przez faszystów niemieckich. Jako działaczki Towarzystwa Popularno - Literackiego, kierowanego przez S tanisława Rejminiaka, bliskie były związki Marii z antyfaszystowskim czasopismem "Dwutygodnik Ilustrowany", które wychodziło w Poznaniu w roku 1937. Redakcja pisma mieściła się przy ul. Karwowskiego pod nr 18. Maria zbierała datki na wydawanie piEma, które borykało się z dużymi trudnościami z powodu ciągłych konfiskat, za;'mowała się kolportażem i werbowaniem czytelników. W roku 1934 Komitet Okręgowy zdecydował się na założenie komórki kobiecej Kcmunisljcznej Partii Polski. Sekretarzem komórki została Wa'eria Knypińska-Góralska ("Wanda"), która w dniu 18 kwietnia 1935 roku wpadła we Wrześni, dokąd udała się z walizką komunistycznej literatury, w ręce policji. Została za to skazana na dwa lata więzienia. Do komórki kobiecej na"eżały oprócz Marii: Jadwiga Ludwiczakowa i Teodozja Małecka. Jedno z zebrań, które były zwykle obsługiwane przez " okręgowców" , było szczególnie pamiętne. Odbyło się ono w warsztacie krawieckim Marii Matwinowej, matki Władysława Matwina przy ul. Wierzbięcice 27 2S , a informacje o aktualnej sytuacji politycznej wygłosiła Małgorzata Fornalska (" Ogrodniczka") 24.

Dnia 16 lipca 1936 roku spotkał Marię ciężki cios. Kazimierz, który tego dnia wykonywał jakieś prace stolarskie na Osiedlu Warszawskim, odebrał przy okazji od Żmudzińskiego drukowaną literaturę i miał ją jeszcze tego samego dnia wieczorem dostarczyć do Środy. Wracając w czasie ulewnego deszczu z paczką na rowerze, zatrzymany został na ul. Ostrówek przez po.icjanta pod pozorem, że jego karta rowerowa jest sfałszowana. Tuż za policjantem, w bramie domu przy ul. Ostrówek nr 2, mignął jakiś cień. Kazimierz zrozumiał, że wcale nie chodzi o kartę rowerową. N a komisariacie policji przy ul. Czartoria 25 oświadczono mu, że karta rowerowa jest najzupełniej prawdziwa i może sobie pójść. Przy wyjściu jakby od niechcenia policjant zapytał go co znajduje się w paczce na bagażniku roweru. "Makulatura!" - palnął bez namysłu Utrata. Poicjant nie dał jednak temu wiary i kazał sobie pokazać, co to za "makulatura". Z posterunku na Czartorii odprowadzono skutego Kazimierza do Komendy Policji przy placu Wolności 2e , a po'em do więzienia na Młyńskiej, skąd po wyroku ogłoszonym -10 października 1936 roku powędrował na dwa i pół roku do więzienia w Koronowie 27 . Na rozprawie przeciwko Kazimierzowi Utracie zeznawali sami policjanci.

Przysłuchująca się rozprawie Maria nie wytrzymała nerwowo i w pewnej chwili krzyknęła: "Nieprawda! Policja kłamie"! Sędzia polecił Marię aresztować i skazał ją z miejsca na jeden dzień aresztu. Wyprowadzający ją z sali przodownik PoMcji Państwowej Maliński kpił z niej niemiłosiernie. Zdenerwowana kobieta odcięła się: "My się jeszcze spo'kamy , panie Maliński"! Policjant sporządził doniesienie służbowe i sąd skazał Marię za "odgrażanie się" na 6 miesięcy więzienia z zawieszeniem wykonania kary na okres dwu lat. W roku 1936 odbył się najwspanialszy chyba w przedwojennym partyjnym życiu Marii pochód pierwszomajowy. Dziesięciotysięczny tłum robotników z własnymi orkiestrami, czerwonymi chorągwiami i rewolucyjnymi hasłami przeciągnął robotniczą Wildą i przez plac Wolności z muzyką i śpiewem. PPS-owcy poznańscy przekonali się o si'e jedności. Komitet Okręgowy nie pozwolił Marii brać udziału w manifestacji pierwszomajowej. Oglądała ona ją wraz z córeczką z okna mieszkania 1

I: Obecnie ulica Gwardii Ludowej.. . ..... . Małgorzata Fornalska, jJseud. JasIa (1902-1943), dZIałaczka KomunIstycznej Partll PolskI, współorgan.izatorka Polskiej Partii Rqbotni.czej, członek Ko.mitetl,l CentraInegQ polski j artiI Rooqtn1CZej, tra.cona J:>r?:.ez o,kupantQw 1)1 lęro sk1ch w W1 Zlen1U. warszawsI(1m na pawaku.

. V Kom1sanat POfiCj1 Panstwowe.L m1esc1ł SIę p,rzy ul. Czartona nr 8 w domu J. Brandta. =. Komenda PoliQji Państwow j -Województwa Poznańskiego mieściła się przy placu Wolności nr 12, obecnie Ratajczaka. Budynek został zniszczony w czasie działan wojennych w roku 1945. " Miejscowość w woj. bydgoskim.

Rodzinny domek Marli w Sławoszewie pow. Jarocinszewca Jana Jakubowskiego, który miał swój warsztacik na drugim piętrze w domu przy ul. Górna Wilda nr 58 28 . Jakubowski był sympatykiem wolnomyślicieli, a do komunistów odnosił się przyjaźnie, lecz z pewną rezerwą. Był to chyba najbiedniejszy szewc w całym Poznaniu. Jego mieszkanie i warsztat zarazem składało się z 10 metrów kwadratowych, przedzielonych kotarą, za którą stało łóżko. Szewc sypiał na sienniku obok łóżka, na łóżku żona z synem i córką Ewą. Poza szewskim zydelkiem i piecykiem do gotowania innych sprzętów w "pokoju" nie było. Manifestacja pierwszomajowa zrobiła na Jakubowskim niezatarte wrażenie: "Pani, psiakrew, jaka to straszna potęga" - powtarzał wielokroć do Marii. W czasie okupacji Jakubowski robił bezpłatnie buty dla komunistów siedzących w obozach koncentracyjnych. Buciki otrzymała także córka Marii. W tym samym roku, po porozumieniu się komunistów z pepesowcami, kandydatura Marii miała być wysunięta na wspólnej liście wyborczej do Rady Miejskiej. Dla zalegalizowania tej listy trzeba było zebrać pewną ilość podpisów wyborców, Wśród słoty i deszczów jesiennych Maria zbierała podpisy wśród biedoty na Łaziennej, Zagórzu i Sródce i zebrała ich wystarczającą ilość. Jednakże prawicowe kierownictwo Folskiej Partii Socjalistycznej zerwało porozumienie i nie zamierzało umieścić kandydatów komunistycznych na wspólnej liście. Na zebraniu aktywu przedwyfcorczego w lokalu przy ul. Stromej Kowalewski oświadczył, że wyklucza Marię z listy... za "uprawianie komunistycznej roboty". Za radą okręgowca "J anka" Maria, opuszczając zebranie, wręczyła Kowalewskiemu tylko pierwszą stronę kurendy, na której znajdowało się jedynie kilka podpisów wyborców. Kowalewski jak się później okazało współpracował z policją i na podstawie jego obciążających zeznań działacze komunistyczni Franciszek Danielak i Marcin Chwiałkowski, którzy przjbyli na spotkanie z działaczami Polskiej Partii Socjalistycznej w sprawie akcji jednolitofrontowej, zostali przez sąd skazani na długoterminowy pobyt w więzieniu. Za te i inne czyny Kowalewski został skazany przez sąd w Polsce Ludowej na osiem lat więzienia. Po tym zebraniu "Janek" wpadł na pomysł zarejestrowania listy wyborczej pod egidą Okręgowego Związku Obrony Lokatorów i Sublokatorów. Ponieważ po aresztowaniu Kazimierza Utraty mieszkanie na Siennej znajdowało się pod ciągłą obserwacją policji, spotkania z okręgowcami odbywały się w mieszkaniu kuzynki Utratowej - Marii Antoszewskiej przy ul. Woźnej nr 1. Tam spotykała się także Maria z okręgowcem "Jankiem". Maria z pomocą Bronisławy Danielakowej znów zbierała podpisy i dzięki temu doprowadzono do zarejestrowania listy. Okręgowy Związek Obrony Lokatorów i Sublokatorów wydał dwie jednodniówki przedwyborcze. Dru

28 Obecnie ul. Dzierżyńskiego.

8 Kronika Miasta Poznania 4

Mottynianakiem ich zajął się Stefan Ludwiczak. Kiedy Ludwiczak z paczkami jednodniówek przybył do siedziby Związku Lokatorów i Sublokatorów na Grobli, zaraz za nim wszedł do pokoju "defiak" BryzgaIski 29. Przeprowadził on rewizję w torebce Marii, ale nic podejrzanego nie znalazł.

Jednodniówki musiał Ludwiczak odnieść na komisariat policji. Niestety wybory, które miały się odbyć 20 grudnia 1936 roku, nie odbyły się na skutek decyzji N ajwyższego Trybunału Administracyjnego. Po aresztowaniu męża Maria zorganizowała petycję do prezydenta m. Poznania o wypuszczenie więźniów z Berezy Kartuskiej A i tych, którzy przebywali w więzieniu poznańskim bez wyroku. Do siedziby prezydenta w ratuszu udały się: Maria, Bronisława Danielakowa, Maria Matwinowa, Wiktoria Nowicka - siostra Danielakowej , Joanna Perz i Magdalena N owakowa. Zamiast prezydenta przyjął delegację kobiet wiceprezydent inż. Tadeusz Rugę, który grzecznie obiecał, że sprawę przekaże panu prezydentowi. Odpowiedź miały otrzymać za tydzień. Maria . .. Tuż za policjantem, w bramie domu ł k b b " przy ul. OstróweK .nr 2, mignął mu jakiś zaproponowa a o ietom, a y zwrocic się cle n . . . również do wojewody. Tam także odprawiono je z niczym. Po tygodniu zamiast odpowiedzi wypłacono wszystkim kobietom po 10 złotych zapomogi z kasy miejskiej. Utratową wezwano oddzielnie i wypłacono jej także 10 złotych.

Maria teraz nie mogła pełnić funkcji łączniczki. Groziło to dekonspiracją, gdyż

Sklep Wytwórni Paramen - tów Kościelnych i Haftów Artystycznych Jadwigi Gramlewicz przy ul. 27 Grudnia nr 15.

Reprodukcja z. prospektu rek1amowego flImy "Premier" Aleje Marcinkowsklego l.

" W okre ie między,woieJ,lnym W Polsce "d fensywa" byłą, potoczną nazw<l policji po!itycznej znanej z dZ1ałalnosc1 przecIwko komunIstom; "deflak w tym wypadKu pracownIk "de f ¥ nsywy': . , , d J . łd r p l . B . ł k S . l . R bl . k R d . k ) · -M1eJscowosc na aS10 ą o eSIe - la orus a oCja lstyczna epu 1 a a zlec a , przed r. 1939 w obrębię graJJi panstwfl polskiego.. W r. 1934 rz.ad sanacyjny 4ałożył tąm pb,oz kO}1centraCYlny na wzor (JA ,70V/ w NIemczech hItlerowskIch. Usadzano w nIm przec1wn1kow rez1mu, zwłaszcza komunistow.

. .. Pracowało w latach najpomyśmiejszych przeważnie 15-20 hafciarek pochylonych nad żmudną robotą. .. Reprodu-Kcja z prospektu .reklamowego firmy "Premier" Aleje MarcinKowsk1ego l.

trzeba było się liczyć z tym, że każdy jej krok jest śledzony. Ale tej ruchliwej działaczce partyjnej trudno było spokojnie usiedzieć w domu. "Przestawiła" się więc na działalność "legalną". Zbierała pieniądze dla Międzynarodowej Organizacji Pomocy Rewolucjonistom, a także podarki i datki, z których potem sporządzała paczki i rozsyłała więźniom. Zbierała na pomoc dla walczącej czerwonej Hiszpanii. Za tę zbiórkę (a zebrała nie bagatelną kwotę ok. 140 złotych) wyróżniono ją notatką w "Robotniku". Ponowne spotkanie z Malińskim nastąpiło niespodziewanie prędko. W czwartek rano przed samymi świętami wielkanocnymi 1937 roku do mieszkania Marii wszedł Maliński w asyście dwóch "tajniaków", kobiety i policjanta mundurowego. Nie okazując nakazu, policja przeprowadziła szczegółową rewizję. Szukano adresów komunistów, słusznie podejrzewając, że powinny się one w tym domu znajdować. Nie' mylono się zresztą. Były one dzięki Kazimierzowi U tracie sprytnie ukryte w górnej

Zachowany fragment bloku mieszkalnego przy ul. Siennej narożnIk ul. Czartoria.

>r

Mottynianakrawędzi drzwi pokojowych. Dlatego też w mieszkaniu Marii nic nie znaleziono. Zabrano ją razem z siedmioletnią córką Gabrysia do siedziby Komendy Policji Państwowej przy placu Wolności 12. Dzieckiem zajęły się po icjantki i umieściły je w sierocińcu na Sródce. Tego samego dnia aresztowano jeszcze Marię Matwinową i działaczkę młodzieżową "Stellę". Maria zamknięta została w separatce, Matwinowa musiała dzielić celę z prostytutkami. Po 24 godzinach przesłuchiwań odprowadzono Marię do celi w więzieniu przy ul. Młyńskiej. Przebywała tam sześć tygodni, po czym zwolniono ją. Było już po święcie pierwszomajowym, niebezpieczeństwo groźnych manifestacji minęło ... Partia nie posiadała tyle pieniędzy, by wspomagać każdą rodzinę aresztowanego komunisty. Maria nie oczekiwała też tego i nie szczędziła sił i zdrowia, by zapracować na dziecko. Ale działający nielegalnie Komitet Centralny interesował się losem rodzin uwięzionych. Wzruszające było spotkanie Marii z Małgorzatą Fornalską na łące przy Moście Rocha. "Dam sobie radę" - zapewniała po raz wtóry Maria Małgorzatę Fornalską. Teraz też przekonała się Maria, jak wiele jest w Poznaniu ludzi życzliwych bojownikom o lepszą przyszłość. Sąsiadka Weronika Tertoniowa, żona pracownika gazowni miejskiej, przesyłała przez córkę węgiel, zapraszała Marię i córkę na obiady. Córka Tertoniów Seweryna przepisywała teksty ulotek na maszynie, kiedy Stanisław Rejminiak został aresztowany... Ostatnie spotkanie Marii z okręgowcem odbyło się w mieszkaniu kuzyna Kazimierza Utraty - Stefana Grossera na Tylnym Chwaliszewie nr 25 31 . Potem wypaćki potoczyły się niespodziewanie szybko. Kazimierz Utrata wrócił z więzienia w pierwszych dniach stycznia 1939 roku i poszukiwał pracy aż do wybuchu wojny. Poprzedni pracodawca, Stanisław Libera, oświadczył mu, że nie może Kazimierza przyjąć na powrót do pracy, bo "nie chce się narażać". Kazimierza Utratę aresztowało gestapo w kwietniu 1940 roku. Z Fortu VII wywieziono go po kilku dniach do obozu koncentracyjnego w Dachau. Ponieważ Niemcy mieli zamiar budować w Poznaniu wielki port rzeczny, blok mieszkalny, w którym mieszkali Utratowie przy ul. Siennej, został rozeb rany 32. Maria znalazła schronienie u Jana Zandka przy ul. Czarna Rola w N aramowicach. Podjęła pracę w warsztacie hafciarskim Sióstr Streich przy ul. Gwarnej". Pracowała tam dwa lata systemem chałupniczym. Starsze już panie - siostry Streich zajmowały się wyszywaniem różnych emblematów na użytek policji niemieckiej. Było to szczególnie pracochłonne, gdyż wyszywano tzw. "bajorkiem" (delikatną spiralką). Jeśli udało się zarobić 40 marek miesięcznie, to było już bardzo dużo. Kiedy administracja niemiecka zaczęła coraz bardziej odczuwać brał siły roboczej, zaczęto jej szukać w mniej ważnych zakładach pracy. Dlatego siostry Streich musiały zwolnić dwie swo'e stałe pracownice: Marię Utrat ową i Teodozję Małecką. Niemiecki urząd pracy skierował obie kobiety w roku 1943 do Posener Gumiwerke na Starołęce 34 . Przydzielono je do pracy w dziale galwanizacji części dla łodzi podwodnych. Maria pracowała z Małecką przy jednym stanowisku. Majstrem był Niemiec przezywany "Cyrkowcem". Kobiety postanowiły szkodzić niemieckiej produkcji zbrojeniowej W tym celu przegrzewały galwanizowane części, co powodowało konieczność skrobania i oczyszczania całych, nieraz kilkumetrowej długości, detali, a następnie powtórnego galwanizowania. "Cyrkowiec" szalał ze złości, ale nie mógł temu zaradzić. Do pracy Maria chodziła przeważnie pieszo. Autobusy były tak przepełnione, że nawet silnemu mężczyźnie trudno było dostać się do wnętrza, a cóż dopiero słabej kobiecie. Jeśli mogła dojechać zNaramowic do Śródmieścia, uważała to za wyjątkowe szczęście. Ponieważ na miejscu pracy pod karą więzienia trzeba było być o godzinie 6 rano, Maria wstawała o 4 rano. Praca ciągnęła się 10 godzin

* Dom ten już nie istnieje.' « Zachował się jedynie fragment domu stojący frontem do ul. Czartoria.

M Obecnie ul. Alfreda Lampego.

31 Do roku 1939 - Centralna Poznańska Fabryka Wyrobów Gumowych - Poznań Staroiąka (Pozgum), a później "Stomil". Obecnie Zakłady Przemysłu Gumowego" Stomil" w Poznaniu.

Dam przy_ul. Woźnej l, w którym w mieszkaniu Marii Antoszewskiej odbywały sięwotkania działaczy Komunistycznej -Partii Polski z "okręgowcem" pseudonim "Janek".

Dom przy ul. Karwowskiego nr 18, w którym w roku 1937 mieścIła się redakcja "Dwutygodnika Ilustrowanego".

dziennie, a często pracowano także w niedzielę. Dziecko Marii chciano uprowadzić w głąb Niemiec - "na wychowanie". Marii udało się jednak uchronić Gabrysię od faszystowskiego "domu dziecka", gdzie dzieci po.skie były wynaradawiane. Umieściła ją u dalekich krewnych w Pniewach:,rr. Tam dziewczynka szczęśliwie przetrwała wojnę. W roku 1945 została przygarnięta przez gościnny dom Danielaków . Do utworzenia podziemnej komórki Komunistycznej Partii Polski, a później Polskiej Partii Robotniczej, doszło już pod koniec 1941 roku. Na czele komórki stanęła Maria i znalazły się w niej w komplecie wszystkie przedwojenne działaczki Komunistycznej Partii Polski. Praca partyjna polegała na szerzeniu propagandy antyniemieckiej, kolportowaniu "Głosu Poznania"36, sabotowaniu gospodarki nietnieckiej. Kolportowano także ulotki w języku niemieckim, przeznaczone dla Niem*ców, a zrzucone w Wielkopolsce przez samoloty radzieckie. Jedna z takich ulotek nosiła tytuł: Mutti, wo ist mein Pappi? Jeśli się zważy, że w Poznaniu, jak zresztą w całej Wielkopolsce, szalał dziki terror faszystowski, to nawet ta skromna działalność kobiecej komórki Polskiej Partii Robotniczej urasta do rangi wielkiego bohaterstwa. Pod koniec maja 1944 roku pewnej nocy około godziny 3 nad ranem Marię obudziły głośne przekleństwa w języku niemieckim, a następnie brutalne walenie

15 Miasteczko w powiecie Szamotuły'.

** Organ podziemnej Polskiej PartIi Robotniczej w Poznaniu, redago\yany_ przez Wandę Piwowarc4Yk i Romana Pasikowskiego. Patrz Partia czynu i walki, "KronIka Miasta Poznania" R. 1 2 nr 1 s. 7-8.

Mott ynianapodkutymi butami do drzwi wejściowych. Dano jej zaledwie trzy minuty czasu na ubranie się i już znalazła się w samochodzie, którym dostarczono ją do siedziby gestapo przy ul. Ritterstrasse 3 ' (w dawnym Domu Żołnierza). Tam spotkała także Stanisławę Piękniewską, którą aresztowano w "zastępstwie" nieobecnego męża.

Był to często stosowany przez policję niemiecką sposób wywierania presji na Polaków podejrzanych o działalność antyfaszystowską. W kazamatach gestapo policjant prowadzący ją do celi wybrał taką drogę, aby przechodząc musiała spojrzeć na wielki pień i leżący na nim topór kata ociekający jeszcze krwią. Wielu aresztowanych załamywało się już na sam widok tego miejsca kaźni. Jeszcze przed przesłuchaniem wywieziono Marię do obozu w Żabikowie i umieszczono w baraku dla kobiet 5-D. Kontakt z uwięzionymi w tym samym obozie działaczami Polskiej Partii Robotniczej nie był możliwy. Po kilkunastu dniach Magdalena Nowak, uważana już przed wybuchem wojny za prowokatorkę, spostrzegła Marię i krzyknęła: " Towarzyszka Utratowa! " Maria zaprzeczyła znajomości. "Jak to? Nie poznajecie mnie? Przecież chodziłam z waszego polecenia doręczać paczki Kachmanównie w więzieniu na Młyńskiej..." W drodze z obozu do siedziby gestapo na przesłuchanie Nowakowa znowu znalazła się w sąsiedztwie Marii i powiedziała: "Wy mnie dobrze znacie". A jakby dla uspokojenia dodała: " ... i tak wszyscy sypią".

Maria dostała się w ręce wytrawnego gestapowca nazwiskiem Budnik. Był doskonale poinformowany o przedwojennej działalności komunistycznej Marii i Kazimierza Utratów. Przesłuchiwanie odbywało się w języku niemieckim. Maria stała

Dom przy ul. Poplińskich 12, w którym w latach 1930-1936 odbywały się zebrania ateistQw poznąńskich.. -Sala s'uży obecnie Jako pomIeszczenIe magazynowe.

Dom przy ul. Wierzbięcice nr 27 (obecnie GwardIi Ludowej). gdzIe mieszkała w roku 1936 krawcowa Mana Matwinowa i gdzie odbywały się zebrania kobiecej komórki Komunistycznej Partii Polski.

" Obecnie ul. Niezłomnych nr l.

Zabytkowy dom 'przy ul. Grobla nr 25 tzw.

"Loża masońska', gdzie w latach 1933---1934 odbywały się zebrania ateistów poznańskich. N ad oknami parteru widoczne są jeszcze wytłoczone w tynku emblematy masońskiecały czas twarzą do ściany. Ponieważ stanowczo zaprzeczała związków z komunistami, Budnik bił ją pięścią po twarzy, a w końcu chwycił za słuchawkę telefonu i wezwał do siebie Magdalenę N owak. Weszła ona do pokoju Budnika zupełnie swobodnie i po niemiecku wyrecytowała wszystko, co wiedziała o przedwojennej działalności Utratowej . Maria nadal zaprzecza'a. Budnik bił dalej po twarzy. Z nosa i ust ciekły strugi k rw i . . . Po rozstrzelaniu w obozie żabikowskim najwybitniejszych działaczy Polskiej Partii Robotniczej w sierpniu 1944 roku 3\ Maria i dziesiątki innych więźniarek odbyły w bydlęcym wagonie okropną podróż do Berlina, a następnie do Ravensbruck 38 . Po krótkim pobycie w tym

58 Patrz Partia czynu i walki. "Kronika Miasta Poznania" R. 3%2 nr l, s. 8-9.

\> Miejscowość w okręgu Poczdam (Niemiecka Republika Demokratyczna) 1938-1945 hitlerowski obóz koncentracyjny dla kobiet, część z nich w tym wiele Polek, była poddawana okrutnym eksperymentom chirurgicznym.

Mottynianaobozie koncentracyjnym skierowano Marię do obozu pracy w Genshagen koło Berlina. Był to obóz więźniarek z kilkunastu krajów Europy. Wiele wśród nich było komunistek. Poznawały się wzajemnie, nucąc przy pracy MiędzYnarodówką. W ten sposób do Marii zbliżyły się Jugosłowianki i Greczynki. O jakiejkolwiek działa"ności partyjnej nie mogło jednak być mowy. Kobiety były tak wynędzniałe, wycieńczone 12-goćzinną pracą na dobę, że padały z nóg. Mimo to sabotowano produkcję. Praca polegała na rozbieraniu na części samolotów bojowych zestrzelonych w powietrzu. Więźniarki mieszały detale w skrzyniach, rozrzucały je po terenie fabrycznym, niszczyły narzędzia pracy itp. Wiosną 1945 roku po dwu silnych nalotach bombowych na Berlin dano hasło likwidacji obozu. Wojska radzieckie zbliżały się szybkim marszem, a więźniarki długimi kolumnami prowadzono przez 12 dni na zachód, aż w maleńkim miasteczku Parchim M napo.kano na czołówki wojsk amerykańskich. W dniu 3 maja 1945 roku w miasteczku nastąpiło spotkanie zwycięskich armii ZSRR i USA. Oficer rosyjski przyniósł Marii cywilne ubranie zamiast pasiaka 41 , w którym stale jeszcze chodziła. Otrzymała przepustkę na 60 osób i teraz ona poprowadziła kolumnę, ale w kierunku przeciwnym - na wschód. Wciąż przyłączali się do kolumny Słowianie. Dnia 21 maja 1945 roku, pociągiem towarowym z Gorzowa Wlkp, Maria przybyła do Poznania. Odcinek trudnej drogi życiowej został ukończony. Obie z córką zamieszkały w pokoiku na piętrze w domu przy ul. Opalenickiej nr 7, w którym zamieszkiwali Danielakowie. Maria z wolna odzyskiwała siły. Pierwszy zasiłek pieniężny na utrzymanie otrzymała właśnie z komitetu partyjnego.

Kiedy Kazimierz Utrata wrócił z obozu koncentracyjnego w Dachau 42 we wrześniu 1945 roku, Maria czu.a się już nieźle. Razem wstąpili do Polskiej Partii Robotniczej. Zamieszkali przy ul. Matejki 59. Kazimierz Utrata pracował w stolarni Zakładów Przemysłu Metalowego "H. Cegielski" jako majster, a później w Poznańskiej Wytwórni Papierosów, skąd powołany został do pracy w Wojewódzkiej Komisji Kontroli Partyjnej, w której pracował do maja 1957 roku. W lutym 1947 roku Sąd Specjalny w Poznaniu ogłosił wyrok przeciwko prowokatorce Magdalenie Nowak. Skazana została na sześć lat więzienia 43 . Maria nie mogła już podjąć aktywnej działalności partyjnej. Ale na ile pozwalało jej zdrowie, pomagała partii na skromnym posterunku kierowniczki hotelu partyjnego przy ul. Matejki nr 59. Haftowała dla komitetów partyjnych sztandary. Pełniła funkcje sekretarza terenowej organizacji partyjnej nr 2, była członkiem Komitetu Dzielnicowego Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej w dzielnicy Łazarz.

Dnia 27 kwietnia 1955 roku Maria Utrat owa za zasługi położone wobec partii i» ojczyzny odznaczona została Krzyżem Oficerskim Orderu Odrodzenia Polski. Rok wcześniej, 19 lipca 1954 roku, takie samo odznaczenie otrzymał mąż.

Dnia 18 września 1948 roku córka Marii - Gabriela wstąpiła w związek małżeński z oficerem Wojska Polskiego Leopoldem Sokołowskim. Zamieszkali w Bydgoszczy, a od roku 1957 w Poznaniu przy ul. Inżynierskiej nr 11. Maria jest już babcią, a wnuczęta Ryszard i Renata często ją odwiedzają w mieszkaniu przy ul. Chwaliszewo 5/6, dokąd przeprowadzili się z mężem w roku 1953. Dnia 6 sierpnia 1S62 roku w ciszy i przy dobrym zdrowiu, otoczona gronem najbliższych, Maria Utratowa - hafciarka z Chwaliszewa - obchodziła 60 rocznicę urodzin.

Tadeusz Świtała

< * Miejscowość w Niemieckiej Republice Federalnej.

« Ubrania w obozach koncentracyjnych szyte były z materiału w rube pasy.

a Miejscowość w południowej Bawarii w Niemieckiej Republice Federalnej. W latach 1933-1945 obóz koncentracyjny.

43 Akta Sądu Powiatowego dla m. Poznania VIII K 48/46 K. 155.

ANEKSY Nr 1

Zgłoszono 6 list kandydatów wyborczych . . . Kolejny nr 4 otrzymała tylko dla okręgów II, VI, i VIII lista Okręgowego Związku Obrony Lokatorów i Sublokatorów, Okręg II - Ciosański Leon, Borneeki Marian, okr. VI - Ludwiczak Stefan, Zięba Józef, okr. VIII - Matwin Maria, Mróz Władysław.

Poza tym zgłoszono listy nr 5 PPS i nr 6 Społecznej Polskiej Partii.

J ak będzie załatwiona kwestia numeracji list w okręgach, w których nie została wystawiona lista nr 4, ustali komitet wyborczy. Prawdopodobnie jednak celem uniknięcia mogących wyniknąć z tego powodu nieporozumień numeracja i w tych okręgach pozostanie bez zmian. ["Nowy Kurier". R. 1936 z dn. 2. XI!.]

Nr2

W sprawIe lokatorskiej listy wyborczej Wobec licznych zapytań Zarząd Główny Centralnego Związku Lokatorów i Sublokatorów Zachodniej Polski w Poznaniu Al. Marcinkowskiego 19 wyjaśnia, że Centralny Związek Lokatorów nie ma nic wspólnego z osobną listą wyborczą do Rady Miejskiej wysuniętą przez Związek Lokatorów i Sublokatorów.

["Nowy Kurier". K. 1936 z dn. 5. XI!.]

Nr 3

WYBORY nIe odbędą SIę na skutek sprzeCIWU endecji! Poznań, dnia 10 grudnia 1936 r.

W dniu wczorajszym przed Najwyższym Trybunałem Administracyjnym w Warszawie toczył się proces ze skargi większości byłej rady miejskiej, zgrupowanej w Stronnictwie N arodowym, przeciwko decyzji rozwiązania Rady Miejskiej w Poznaniu przez ministra spraw wewnętrznych. Skarżących zastępował adw. Celichowski z Poznania. Późnym wieczorem NTA wydał wyrok uchylający decyzję ministra spraw wewnętrznych. Kilka dni temu prasa endecka rozpisywała się na temat zamierzonego uchylenia decyzji o rozwiązaniu rady miejskiej. Zajęliśmy wtedy stanowisko decyzji wyczekujące, stwierdzając, że informacje prasy opozycyjnej presumują wyrok NT A. Fakt uchylenia decyzji ministra spraw wewnętrznych musi spowodować w konsekwencji przywrócenie praw rady miejskiej, wybranej w listopadzie 1933 roku, której kadencja trwać powinna do końca 1938 roku. Powstaje chwilowo skomplikowana sytuacja prawna wobec faktu rozpisania nowych wyborów. Z prawnego punktu widzenia uchylone zarządzenie p. ministra spraw wewnętrznych pociąga za sobą unieważnienie wszystkich dalszych aktów, z tej decyzji zrodzonych. W tym stanie rzeczy należy oczekiwać, że w wykonaniu wyroku NTA nastąpiłoby wprowadzenie w urząd przez wojewodę zespołu radnych z ostatnich wyborów. W dniach najbliższych właściwe władze opublikują wyrok NTA, przy czym ogłoszona będzie ostateczna decyzja co do rozpisanych już nowych wyborów. ["Nowy Kurier". R. 1936 z dn. 11. XI!.]

Nr 4

Tow. Karol Frankowski

Zakończył życie towarzysz, który wszystkie swoje siły bez reszty poświęcił walce o wyzwolenie mas pracujących z kapitalistycznego ucisku. Tow. Karol Frankowski od wczesnych lat swej młodości stał w pierwszym szeregu bojowników o wolność i sprawiedliwość. Zahartowany w walce, trawiony ciężką chorobą, której się nat-awił podczas pobytu w sanacyjnej katowni - Berezie Kartuskiej - żył i działał z myślą o sprawiedliwej przyszłości. Karol Frankowski urodził s'e w ZawAriziu ko»o Katnwic w roku ]5Jl)7 w rodzinie kowala jako jedno z dziewięciorga dzieci. W ciężkich warunkach - nieraz głód zaglądał do domu Frankowskich - wyrastał młody Karol. Mając zaledwie 13 lat, rozpoczął ciężką pracę, zara

Mottynianabiając na życie. Po ukończeniu 14 roku życia Karol rozpoczyna pracę w kopalni "Kleofas". W wieku 19 lat zostaje zmobilizowany i wysłany na front.

Po raz pierwszy ze zorganizowanym ruchem robotniczym spotyka się tow. Frankowski w okopach, gdzie wielu członków Niemieckiej Partii Socjal-Demokratycznej prowadzi agitację przeciwko wojnie. Tu z narażeniem życia czytuje "Vorwarts". W okopach dochodzą go odgłosy przemian zachodzących po drugiej stronie frontu. Pod koniec 1918 roku towarzysz Frankowski wraca do ówczesnych Katowic i rozpoczyna na powrót pracę w kopalni "Kleofas". W roku 1919 wstępuje do KPD, wkrótce staje się jednym z naj ofiarniej szych działaczy komunistycznych na Śląsku. W tym czasie aktywnie działa w związkach zawodowych, jest członkiem Rady Zakładowej kopalni "Kleofas". J ego działalność wkrótce staje się "solą w oku" dyrekcji kopalni. Zostaje bez żadnego uzasadnienia zwolniony z pracy. W poszukiwaniu zajęcia w roku 1925 tow. Frankowski wyjeżdża do Niemiec, gdzie pracuje w kopalni soli w Turyngii. I tu nie zaprzestaje walki, wspólnie z towarzyszami z KPD walczy z narastającą falą faszyzmu. Po kilku miesiącach władze niemieckie odstawiają go do granicy jako jednostkę niepożądaną. N astępują lata bezrobocia i lata walki. Towarzysz Frankowski pełne 3 lat pozostaje be« pracy. Ten okres wypełnia nieprzerwaną działalnością w służbie klasy robotniczej. Gdy w roku 1929 znajduje zatrudnienie w hucie "Baildon", od razu rozwija ożywioną pracę polityczną. W roku 1932 jest jednym z organizatorów strajku w hucie "Baildon". Powołany na członka OK KPP towarzysz Frankowski działa na terenie Zagłębia Dąbrowskiego, Górnego Śląska, Bielska, Kutna i wielu innych miejscowości. Jest delegatem na VI Zjazd KPP.

W roku 1938 zostaje aresztowany i osadzony w Berezie Kartuskiej. Prześladowany przez okupanta, ucieka z Katowic i wkrótce udaje mu się przedostać na teren Związku Radzieckiego, gdzie jest jednym z aktywnych działaczy Związku Patriotów Polskich. Po wyzwoleniu wraca na Śląsk i mimo złego stanu zdrowia podejmuje ofiarną pracę w przemyśle węglowym. Równocześnie jest aktywnym działaczem PPR, a następnie PZPR. Zmarł dnia 18 grudnia.

Cześć Jego pamięci! [" Trybuna Robotnicza" - Katowice. R. 1955 z dn. 19-20. XI!.]

SESJA POPULARNONAUKOWA POŚWIĘCONA XX ROCZNICY POLSKIEJ PARTII ROBOTNICZEJ W WIELKOPOLSCE

Końcowym akordem obchodów XX-lecia Polskiej Partii Robotniczej w Wielkopolsce była sesja popularnonaukowa, zorganizowana w dniach 26-27 czerwca 1962 r. przez Komitet Wojewódzki Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej przy współudziale poznańskiego środowiska naukowego. W sesji udział wzięli weterani ruchu rewolucyjnego w Wielkoposce, byli działacze Komunistycznej Partii Polski, Polskiej Partii Robotniczej i Związku Walki Młodych, czołowy aktyw partyjny województwa oraz naukowcy zajmujący się badaniami najnowszej historii Polski. W sumie w sesji uczestniczyło ok. 350 osób.

W prezydium zasiedli członkowie Egzekutywy Komitetu Wojewódzkiego Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej w Poznaniu Benedykt Cader, Ludwik Drożdż, Stanisław Furgał , Czesław Kończal, Jerzy Kusiak, Franciszek Nowak, Stefan Olszowski, Jan Olzak, Jan Szydlak.

Podstawę do dyskusji stanowiło siedem referatów: Mariana Olszewskiego - Działalność Polskiej Partii Robotniczej w Wielkopolsce w latach okupacji hitlerowskiej; Ludwika Gomolca Działania dywersyjno-partyzanckie na terenie Wielkopolski podczas okupacji hitlerowskiej 1939-1945; Stanisława Kubiaka -. Organizacyjny i liczbowy rozwój Polskiej Partii Robotniczej w woj. poznańskim w latach 1945- 2946; Franciszka Łozowskiego - Polska Partia Robotnicza w walce o nacjonalizacją przemysłu w woj. poznańskim; Zygmunta Paterczyka Kola Polskiej Fartii Robotniczej w przeprowadzeniu reformy rolnej w woj. poznańskim w latach 1945-1948; Stanisława Koniecznego Walka ze zbrojnym podziemiem i bandytyzmem w woj. poznańskim w początkach władzY ludowej (1945-1948) i Edmunda Makowskiego - Działalność Związku Walki Młodych w woj. poznańskim w latach 1945-1948.

W skład Kolegium Redakcyjnego, które dokonało recenzji prac i przygotowało referaty do publikacji weszli: prof. dr Czesław Łuczak, doc. dr Władysław Markiewicz, dr Antoni Czubiński i mgr Marian Olszewski. N a marginesie podkreślić należy staranne wydanie tych materiałów przez Zakłady Produkcji Skryptów Politechniki Poznańskiej. Otwarcia sesji dokonał I sekretarz Komitetu Wojewódzkiego Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej w Poznaniu Jan Szydlak. W swym przemówieniu zwrócił on uwagę na wielką historyczną rolę, jaką Polska Partia Robotnicza odegrała w dziejach narodu polskiego. Program, a później kierownicza działalność tej partii, stały się podstawą tych wszystkich praeobrażeń społeczno-politycznych i gospodarczych, jakie dokonały się w Polsce w latach 1945-1948. Omawiając krótko istotę tych przeobrażeń, Jan Szydlak skoncentrował się na czterech problemach: na wpływie Polskiej Partii Robotniczej na kształtowanie się polityki zagranicznej Polski, na sprawy ustro;' owe , na reformy społeczne (reforma rolna, nacjonalizacja przemysłu) oraz na sprawy kultury i oświaty. Mówca podkreślił, że mimo szczególnie trudnych warunków okupacji peperowcy podjęli sztandar wa'ki o wyzwolenie społeczne i narodowe, a później w pierwszych dniach wyzwolenia wszystkie siły swe oddali sprawie wprowadzenia i utrwalenia władzy ludowej.

Mottyniana

N a zakończenie swego przemówienia I sekretarz Komitetu Wojewódzkiego Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej wyraził nadzieję, że sesja przyczyni się do wzbogacenia wiedzy o Polskiej Partii Robotniczej i że stanie się ona początkiem systematycznej pracy nad przygotowaniem obchodów XX rocznicy powstania Polski Ludowej.

Przedpołudniowym obradom przewodniczył Jan Szydlak, a następnym posiedzeniom - sekretarz Komitetu Wojewódzkiego Stefan Olszowski. Sesja była dobrze przygo'owana organizacyjnie, a obrady przebiegały zgodnie z przyjętym planem. Ponieważ referaty wręczono uczestnikom sesji już przed jej rozpoczęciem, nie było potrzeby wygłaszania ich w całości. Autorzy dokonali tylko krótkich wprowadzeń. Wszystkie referaty omawiały najbardziej węzłowe problemy związane z powstaniem i działalnością Polskiej Partii Robotniczej oraz z początkami władzy ludowej w woj. poznańskim. Nie ma potrzeby uzasadniać, jaką pplityczną wagę ma podejmowanie i rozwijanie tego rodzaju problematyki. Niewątpliwa wartość tych referatów polegała przede wszystkim na tym, że zajęły się one prob'ematyka dotychczas prawie zupełnie nie zbadaną. Są to więc pierwsze próby podejścia do omawianych zagadnień w sposób naukowy, pierwsze próby oceny pewnych wydarzeń i procesów społecznych z historycznego punktu widzenia. Wszyscy autorzy zdawali sobie z tego faktu doskonale sprawę i dlatego nie pretendowali do wyczerpującego i wszechstronnego naświetlania omawianych problemów. Było to wynikiem uświadomienia sobie podstawowej prawdy, że do właściwej oceny wielkich, przełomowych wydarzeń historycznych konieczny jest pewien dystans czasu, który umożliwia obiektywną ocenę. Trudnością, na jaką napotykali niemal wszyscy autorzy referatów, był brak dostatecznie bogatej bazy źródłowej. Materiały archiwalne są niestety dość skąpe i fragmentaryczne, a do niektórych zagadnień (np. Folska Partia Robotnicza w czasie okupacji) nie ma ich w ogóle. Te zaś, którymi dysponujemy, nie zawsze przysposobione są do tego, aby z nich korzystać. Większość referatów oparta została na materiałach pochodzących z Archiwum Komitetu Wojewódzkiego Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej w Poznaniu, oraz na relacjach i wspomnieniach naocznych świadków. A oto krótkie omówienie referatów.

Marian Olszewski: Działalność Polskiej Partii Robotniczej w Wielkopolsce w latach okupacji hitlerowskiej. Referat składa się z trzech rozdziałów i liczy 60 stronic. W rozdziale pierwszym omówiona została polityka okupanta w Wielkopolsce. Autor wskazuje tu na wyjątkowo trudne warunki okupacyjne, na totalny, obejmujący wszystkie dziedziny życia terror hitlerowski. Te ciężkie warunki okupacyjne, niesprzyjające warunki geograficzne (rzeźba terenu, mały procent zalesienia), jak również słabe stosunkowo tradycje rewolucyjnego ruchu komunistycznego, wszystko to stwarzało duże przeszkody w organizacji ruchu oporu. Rozdział drugi omawia postawę społeczeństwa Wielkopolski wobec okupanta, a w trzecim rozdziale, zasadniczym, omówione zostało powstanie i działalność Polskiej Partii Robotniczej w czasie okupacji. Jak się dowiadujemy, już na początku 1941 r. lewicowy ruch konspiracyjny w Wielkopolsce przybrał zorganizowane formy.

W tym czasie zorganizowany został Komitet Okręgowy Komunistycznej Partii Polski, który liczył na początku 1942 r. już ok. 100 członków. We wrześniu tegoż roku poznańska organizacja komunistyczna przyjmuje nazwę Polskiej Partii Robotniczej. Dalej pisze autor o działalności tej partii, o ludziach, którzy stali na jej czele, wreszcie o masowych aresztowaniach i męczeńskiej śmierci większości jej aktywu. Referat, napisany pięknym językiem, stanowi bardzo pożyteczną lekturę. Należy tutaj podkreślić wielki wysiłek autora referatu, który wobec znanego braku materiałów archiwalnych do tego zagadnienia, zadał sobie wielki trud, zbierając rozrzucone po różnych archiwach i bibliotekach krajowych szczątki materiałów. Jednak podstawą do napisania tego referatu były re acje i wspomnienia byłych działaczy Polskiej Partii Robotniczej, zebrane w poważnej mierze przez samego autora.

Ludwik Gorno.ec: Działania dywersyjno-partyzanckie na terenie Wielkopolski podczas okupacji hitlerowskiej 1939-1945. Referat liczy 62 stronice i składa się z dwóch zasadniczych rozdziałów. W rozdzia'e pierwszym omówiona została działalność dywersyjna. Autor stawia sobie ambitny cel, aby wykazać, że dotychczasowe utarte mniemanie o słabości ruchu oporu w Wielkopolsce jest niesłuszne i na pewno krzywdzące. Ruch oporu w Wielkopo'sce ze względu na szczególnie trudne warunki okupacyjne i inne czynniki posiadał swoją specyfikę, ale przecież istniał. Specyfika ta polegała między innymi na tym, że działały tu na ogół małe grupy konspiracyjne, a główną formą pracy konspiracyjnej była działalność dywersyjna, wywiadowcza i sabotażowa. Autor przedstawia bardzo długi rejestr różnych grup konspiracyjnych i różnorodne formy działania. Z ciekawszych form walki z okupantem odnotować należy np. akcję propagandową i dywersyjną prowadzoną wśród Niemców za pomocą ulotek i gazetek antyhitlerowskich, oraz walkę bio ogiczną i chemiczną. Obok Poznania ważnym ośrodkiem pracy konspiracyjnej był Ostrów Wielkopolski. Drugi rozdział poświęcony jest omówieniu działalności partyzanckiej na terenie Wielkopolski. J ak się dowiadujemy, na terenie naszego województwa działały również oddziały partyzanckie. Autor wymienia tu aż 24 rejony, na których rozwijał się ruch partyzancki. Były to przede wszystkim północno-zachodnie i południowe rejony województwa poznańskiego. Obok oddziałów polskich działali tu również partyzanci radzieccy, rekrutujący się ze zbiegłych jeńców wojennych. Nie były to oczywiście tak wielkie liczebnie oddziały, jak na wschodnich terenach Polski i nie przeprowadzały tak wielkich i głośnych operacji zbrojnych. Niemniej jednak były to oddziały uzbrojone, operujące najczęściej w lasach, oddziały, które obok zadań wywiadowczych i dywersyjnych przeprowadzały również i akcje zbrojne. Referat ten stanowi więc bardzo ważny przyczynek wzbogacający naszą wiedzę o walce społeczeństwa Wielkopolski przeciw okupantowi hitlerowskiemu, chociaż niektóre wysuwane przez autora tezy mają charakter kontrowersyjny. Stanisław Kubiak: Organizacyjny i liczbowy rozwój Polskiej Partii Robotniczej w woj. poznańskim w latach 1945-1946. Referat liczy 43 stronice i składa się z dwóch rozdziałów. W pierwszym autor omawia warunki powstania i rozwoju Polskiej Partii Robotniczej w woj. poznańskim. W ciekawy i przekonywający sposób ukazana została tutaj specyfika rozwoju par ii w Wielkopolsce. Znalazła ona swój wyraz m. in. w bardzo żywym rozwoju partii. W woj. poznańskim Po ska Partia Robotnicza osiągnęła bowiem najwyższy w skali krajowej wskaźnik wzrostu. W okresie od 1. III. do 1. V. 1945 wynosił on 3107%, podczas gdy przeciętna krajowa wynosiła 436%.

Autor wylicza kilka warunków obiektywnych, które miały wpływ na ten stan rzeczy. Do najbardziej istotnjch należy ten, że rozwój Po'skiej Partii Robotniczej zbiegał się z powstawaniem aparatu władzy ludowej. Fakt ten powodował, że do partii w tym początkowym okresie dostało się wiele ludzi przypadkowo, którzy nieraz nie zdawali sobie sprawy z ideowego i politycznego oblicza Polskiej Partii Robotniczej. Innym warunkiem sprzyjającym szybkiemu rozwojowi Polskiej Partii Robotniczej w województwie poznańskim była pomoc ze strony działaczy państwowych i partyjnych, którzy przybyli tu przygotowani odpowiednio z terenów wcześniej wyzwoonych. Jeśli chodzi o warunki subiektywne, to wynikały one przede wszystkim z tego faktu, że klasa robotnicza Wielkopolski entuzjastycznie przyjęła program wyzwo.enia narodowego i społecznego Po skiej Partii Robotniczej. Rozdział drugi poświęcony jest omówieniu ogólnych tendencji liczbowego i organizacyjnego rozwoju Polskiej Partii Robotniczej w Wielkopolsce w latach 1945-1946. Autor dzieli ten okres na cztery etapy w zależności od sytuacji we

Mottynianawnątrzpartyjnej i od zadań, jakie stały przed partią. Dalej omow10ny został rozwój liczbowy Polskiej Partii Robotniczej oraz poddano analizie strukturę organizacyjną i społeczny skład partii. Z analizy tej dowiadujemy się miedzy innymi, że partia w naszym województwie miała charakter wybitnie robotniczy (ok. 64% członków stanowili robotnicy ). Wartość rozprawki polega nie tylko na tym, że podaje ona wiele danych statystycznych dotyczących rozwoju Polskiej Partii Robotniczej, ale przede wszystkim na pewnych uogólnieniach i wnioskach, jakie autor na tej podstawie wyciąga. Franciszek Łozowski: Polska Partia Robotnicza w walce o nacjonalizacją przemysłu w woj. poznańskim. Referat wraz z przypisami liczy 73 stronice i składa się z pięciu rozdziałów.

W rozdziale pierwszym autor omawia w wielkim skrócie program Polskiej Partii Robotniczej w kwestii nacjonalizacji przemysłu. Drugi rozdział omawia rolę Polskiej Partii Robotniczej w zabezpieczeniu i uruchamianiu przemysłu w woj. poznańskim. Autor poświęca również dużo uwagi omówieniu działalności grup operacyjnych Ministerstwa Przemysłu. Utworzone zostały one na wniosek Komitetu Centralnego Po.skiej Partii Robotniczej, a peperowcy brali w nich bardzo aktywny udział. Autor podkreśla zasługi robotników, którzy z narażeniem życia utrudniali Niemcom wywożenie maszyn i urządzeń w ostatnich dniach okupacji, a po wyzwoleniu zabezpieczali fabryki i zakłady pracy przed grabieżą. Tej patriotycznej postawie robotników słusznie chyba autor przypisuje wielkie znaczenie, kiedy pisze: "Ruch na rzecz zabezpieczenia i uruchomienia przemysłu miał w istocie swej charakter rewolucyjny. Dzięki oddolnej inicjatywie mas i szerokiemu ich udziałowi, przyniósł on likwidację kapitalistycznych stosunków własnościowych w przemyśle i oddał kluczowe oraz średnie przedsiębiorstwa we władanie ludowego państwa". W rozdziale trzecim omówione zostały formy organizacji przemysłu w Wielkopolsce. Przy tej okazji autor zwraca uwagę na jedno z trudniejszych zadań, jakie stanęły przed władzą ludową, a mianowicie brak odpowiedniej ilości kadry te ch - nicznej i kierowniczej w przemyśle. Chcąc rozwiązać tę sprawę, Polska Partia Robotnicza podjęła akcję wysuwania przodujących robotników na kierownicze stanowiska. Dzięki temu osiągnięto pozytywne rezultaty. Rozdział czwarty omawia rolę Polskiej Partii Robotniczej w walce z reprywatyzacją przemysłu. N a konkretnych przykładach pokazano tu, jak robotnicy niektórych zakładów pracy (Huta Szkła w Antoninku, Fabryka Makaronu w Poznaniu) przy poparciu Polskiej Partii Robotniczej siłą, niejednokrotnie wbrew wyrokom sądowym, przepędzali byłych właścicieli z terenów fabryk. Mimo wrogiej propagandy, którą ułatwiała jeszcze ciężka sytuacja gospodarcza kraju, partia potrafiła zdobyć zaufanie mas i pokierować nimi. Ostatni, piąty rozdział omawia waAkę Po.skiej Partii Robotniczej o utrwalenie rewolucyjnych przeobrażeń w przemyśle wielkopolskim. U stawa o nacjonalizacji przemysłu uchwalona przez Sejm w styczniu 1946 r. była nie tylko wynikiem programowych założeń kierowniczej siły narodu Polskiej Partii Robotniczej, a e była możliwa dzięki temu, że społeczeństwo, a szczególnie klasa robotnicza, poparło ten program i swą postawą rewolucyjną wywierało oddolny nacisk na najwyższą władzę ustawodawczą. Ten bardzo ciekawy, dobrze napisany referat, oparty, jak wszystkie zresztą, na materiałach archiwalnych, daje jasny obraz tych przeobrażeń rewolucyjnych, jakie dokonały się na terenie Wielkopolski w tamtych pamiętnych latach. Zygmunt Paterczyk: Rola Polskiej Partii Robotniczej w przeprowadzeniu reformy rolnej w woj. poznańskim w latach 1945-1948. Referat liczy 48 stronic i składa się z pięciu rozdziałów.

W rozdziale pierwszym autor omawia specyficzne właściwości reformy rolnej w woj. poznańskim. Specyfika ta polega m. in. na tym, że parcelacji podlegały tu

gospodarstwa rolne powyżej 100 ha oraz że nie tworzono małych gospodarstw poniżej 5 ha. N a ten stan rzeczy złożyło się wiele czynników takich, jak struktura rolna Wielkopolski, spora ilość gospodarstw poniemieckich oraz bezpośrednie sąsiedztwo Ziemi Lubuskiej. Rozdział drugi poświęcony jest omówieniu przebiegu parcelacji. Autor wskazuje tu na duże trudności, jakie napotkano przy rozwiązywaniu tego problemu. Wzrosły one szczególnie z chwilą powrotu Stanisława Mikołajczyka, tj. w drugiej połowie 1945 r., a wyrażały się w masowych zwrotach aktów nadania. Wie'ka rolę w akcji uświadamiania wsi odegrały organizowane przez Komitet Wojewódzki Polskiej Partii Robotniczej w Poznaniu brygady robotnicze, składające się głównie z aktywu partyjnego. Ogółem zorganizowano i wysłano na wieś około 300 takich brygad. W rozdziale trzecim autor omawia osadnictwo na gospodarstwach poniemieckich, a w czwartym wyniki parcelacji. Według danych z 1949 r. w wyniku parcelacji powstało 37 493 gospodarstw oraz upełnorolniona została poważna liczba małych gospodarstw. Wreszcie w rozdziale piątym omówione zostało polityczne, społeczne i gospodarcze znaczenie reformy rolnej w woj. poznańskim. Polegało ono na likwidacji obszarnictwa, zwiększeniu ilości średnich gospodarstw i likwidacji nędzy na wsi. Akcja parcelacyjna, która odbywała się pod kierownictwem i przy aktywnym udziale Polskiej Partii Robotniczej, podniosła wydatnie autorytet partii na wsi i przyczyniła się bezpośrednio do umocnienia władzy ludowej. Jak pisze autor "Polska Partia Robotnicza była nie tylko inicjatorką szerokiej i konsekwentnej reformy rolnej, lecz również główną siłą kierowniczą w jej przeprowadzeniu". Stanisław Konieczny: Walka ze zbrojnym podziemiem i bandytyzmem w woj.

poznańskim w początkach władzy ludowej (1945-1948). Referat składa się z czterech rozdziałów i wraz z indeksem liczy 62 stronice.

W rozdziale pierwszym autor omawia sytuację polityczną w woj. poznańskim po wyzwoleniu, zwracając uwagę na to, że reakcja zarówno jawna jak i zakonspirowana wzmogła swą działalność od chwili powrotu Stanisława Mikołajczyka do kraju. Rozdział drugi poświęcony jest omówieniu struktury organizacyjnej zbrojnego podziemia. Dowiadujemy się, że liczne bandy, z których wiele wywodziło się z Armii Krajowej, były dobrze zorganizowane i posiadały centralne dowództwo. Rozdział trzeci zapoznaje nas z siłami i formami działalności band. Ogółem na terenie naszego województwa w latach 1945-1948 operowały 93 bandy, liczące oko'o 2700 ludzi. Podstawową formą działania był terror. Wyrażał on się w napadach zbrojnych na posterunki Milicji Obywatelskiej, na działaczy państwowych i samorządowych, a przede wszystkim na członków partii. Rejestr morderstw dokonanych przez bandyckie podziemie jest bardzo długi, a nasilenie działalności przypada na okres referendum. N a przykładzie jednej z band działającej w pow. kępińskim, tak zwanej bandy "Otta" , autor ukazuje całe okrucieństwo i bezwzględność tych ludzi, wśród których nie brakło niedobitków armii hitlerowskiej. Sam dowódca bandy Franciszek Olszówka, pseudonim "Otto", był byłym podoficerem Wehrmachtu. Ostatni, czwarty rozdział poświęcony jest omówieniu form walki ze zbrojnym podziemiem i bandytyzmem. Ta walka z bandami była początkowo bardzo trudna. Bandy były dobrze uzbrojone, nieraz i zmotoryzowane, dobrze wyszkolone, posiadały dobrą znajomość terenu i cieszyły się często poparciem nie tylko reakcyjnych <<ił, ale i najbardziej zacofanej części społeczeństwa, szczególnie na wsi. Aparat bezpieczeństwa miał natomiast duże braki w uzbrojeniu i wyszkoleniu, co szczególnie w początkowym okresie dawało się mocno we znaki. Mimo to władze bezpieczeństwa, wśród których było wielu członków partii, odnosiły w tej walce duże sukcesy. Do generalnej rozprawy z bandami przystąpiono wtedy, kiedy do akcji włączyło się wojsko oraz kiedy na początku 1946 r. rozbudowano poważnie szeregi Ochotniczej Rezerwy Milicji Obywatelskiej. Klęska reakcji w referendum i w wy

Sprawozdaniaborach oraz coraz bardziej zdecydowana wroga postawa społeczeństwa wobec band, które pokazały już swoje właściwe oblicze, przypiecze'owały ostateczne rozgromienie reakcyjnego podziemia i bandytyzmu w Wielkopolsce. W połowie 1948 r. przestało ono w zasadzie istnieć. J ak podaje autor, w wyniku działa ności band w latach 1945-1948 zginęło ok. 1045 osób, a rejestr napadów zbrojnych przekracza liczbę 3 tysięcy.

Edmund Makowski: Działalność Związku Walki Młodych w woj. poznańskim (1945-1948).

Referat liczy 46 stronic i składa się z siedmiu rozdziałów. Pierwszy omawia krótko tradycje lewicowego ruchu młodzieżowego w Wielkopolsce. Drugi rozdział poświęcony jest omówieniu powstania Związku Walki Młodych w woj. poznańskim. Autor zwraca tu uwagę na niezwykle szybki rozwój Związku. Młodzież wstępowała do organizacji masowo zaraz po odzyskaniu wolności, bez wzg'edu na światopogląd i pochodzenie klasowe. Oto co pisze o tym autor referatu: "Szeregi Związku Waki Młodych otwarte były dla każdego młodego Polaka, który zgłaszał czynny udział w odbudowie i chciał się przyczynić pracą do zakończenia wojny". W rozdziale trzecim omówiony został rozwój organizacyjny Związku Walki Młodych od czerwca 1945 r. do lipca 1948 r. Różne były koleje losu Związku Walki Młodych w tym okresie. Po początkowym, niezwykle żywym rozwoju nastąpił okres wyraźnej regresji. Autor w przekonywający sposób wymienia wiele przyczyn, które złożyły się na ten stan rzeczy. Przeprowadza również analizę składu socjalnego Związku Wa'ki Młodych. Wynika z niego, że najliczniej w organizacji reprezentowana była młodzież wiejska (ok. 50%), a najsłabszy wpływ miał Związek Walki Młodych w szkołach i wśród młodzieży akademickiej.

W rozdziałach IV, V i VI przedstawiona została działalność społeczno-polityczna, kulturalno-oświatowa i sportowa Związku Walki Młodych. Siódmy i ostatni rozdział omawia zjednoczenie demokratycznego ruchu młodzieżowego. Warto'c referatu Edmunda Makowskiego polega na tym, że daje on rzeczywisty obraz rozwoju tej organizacji, która w swej trzy i pół letniej działalności, przechodziła różne ko I ej e: od masowej, ogólnonarodowej, do bojowej, o skrystalizowanym profilu ideowym i politycznym organizacji. Autor bez zbędnych frazesów pisze zarówno o pozytywach jak i niedociągnięciach i błędach, jakie ta niewątpliwie wie'ce zasłużona dla sprawy Polski Ludowej organizacja w swej działalności popełniała. Dyskusja nad referatami była bardzo ożywiona i bardzo owocna. Brały w niej udział 32 osoby. Dyskutanci bardzo żywo reagowali na poruszone w referatach prob'emy. W ich wystąpieniach nie brakło również momentów po"emicznych, tym bardziej że olbrzymią większość dyskutantów stanowili weterani ruchu rewolucyjnego (27 osób), a więc ludzie, którzy brali aktywny udział w omawianych wydarzeniach historycznych. Sprawą, która wywołała najbardziej ożywioną dyskusję, było powstanie i działalność Folskiej Partii Robotniczej w czasie okupacji. Jest to zupełnie zrozumiałe, jeśli zważymy, że ten właśnie okres jest najmniej znany. Dlatego też relacje, osobiste wspomnienia peperowców mają ogromną wartość. Z drugiej zaś strony taki stan rzeczy powoduje nieraz brak jednolitości w ocenie pewnych faktów i problemów w oczach uczestników tych wydarzeń. Stąd też w dyskusji nad tym okresem najwięcej było momentów polemicznych. Uczestnicy dyskusji zgłaszali wiele postulatów pod adresem referatu. Andrzej Węcławek mówił w swym wystąpieniu o powstaniu Polskiej Partii Robotniczej w Poznaniu. Jego przemówienie było bardzo konkretne. Padały nazwiska założycieli Polskiej Partii Robotniczej, mówił o miejscach spolkań konspiracyjnych i o dyskusjach programowych. Nie ukrjwał przy tym, że założyciele Polskiej Partii Robotniczej, którzy rekrutowali się przeważnie z byłych członków Komunistycznej Partii Polski, mieli w tym okresie bardzo słabe rozeznanie w sytuacji politycznej, że wykazywali pewne inklinacje do sekciarstwa. Dopiero kontakt z Łodzią, skąd otrzymano pierwsze materiały propagandowe Polskiej Partii Robotniczej, pozwolił na właściwą ocenę sytuacji i nakreślenie słusznego programu działania. W dyskusji zarysowała się różnica zdań co do charakteru Polskiej Partii Robotniczej w woj. poznańskim. Chodziło o to, czy Polska Partia Robotnicza była organizacją o charakterze kadrowym, czy też luźną grupą sympatyków komunizmu. Zdecydowana większość dyskutantów opowiedziała się za tą pierwszą oceną. Przemawiał za tym nie tylko fakt, że grupa poznańskich peperowcow posiadała jasny program działania politycznego, ale również i to, że ci wszyscy, którzy przeżyli okupację, stali się po wyzwoleniu czołowymi organizatorami i działaczami Polskiej Partii Robotniczej. To natomiast, że w czasie okupacji członkowie partii tworzyli małe, luźno powiązane grupy, wynikano z faktu, że działali przecież w konspiracji. Jan Brygier w swym żywym i ciekawym przemówieniu wiele miejsca poświęcił omówieniu roli, jaką w pracy konspiracyjnej Polskiej Partii Robotniczej odegrali sympatycy partii. Polska Partia Robotnicza była przecież liczebnie nieduża i aby realizować program walki z okupantem, musiała korzystać z pomocy ludzi sympatyzujących z ruchem komunistycznym. Pomoc ta była, jak się dowiadujemy, niemała. Mówili o tym również i inni dyskutanci - Wacław Weinert i Stanisław Zapeński. Szczególnie na terenie Zakładów "H. Cegielski" i warsztatów kolejowych ta współpraca dawała duże owoce. O tych sympatykach także nie wolno nam dziś zapominać. Inni dyskutanci, jak Józef Pieprzyk i Maria Utratowa, mówiąc o masowych aresztowaniach członków Polskiej Partii Robotniczej, o nieludzkich torturach w gestapo i o bohaterskiej śmierci wielu peperowcow, podkreślali męstwo tych ludzi. Wielu dyskutantów nawiązywało w swych wystąpieniach do okresu okupacji. Tak np. dr Władysław Rogala podzielił się wynikami swych badań nad udziałem Wielkopolan znajdujących się na terenie "GG" w walce z okupantem.

Inną sprawą, która wywołała ożywioną dyskusję, był rozwój Polskiej Partii Robotniczej po wyzwoleniu i ro"a, jaką odgrywała ta partia w życiu narodu. Mówili o tym m. in. wspomniani już Jan Brygier i Wacław Weinert. Józef Piękniewski dzielił się wspomnieniami z pracy nad tworzeniem rad narodowych, zwracając szczególną uwagę na rolę, jaką odegrali tutaj peperowcy. Z wielką werwą wygłosiła swe przemówienie Wiktoria Hetmańska. Ciekawe to wystąpienie zawierało wiele momentów kontrowersyjnych również pod adresem referentów. Dyskutantka polemizowała w sposób bardzo rzeczowy z dość ogólnie przyjętą tezą o braku większych tradycji rewolucyjnych Wielkopolski. Inni mówcy poruszali również rolę Polskiej Partii Robotniczej w walce ze zbrojnym podziemiem i bandytyzmem. Mgr Janusz Dembski mówił o roli PPR w zagospodarowaniu ziem zachodnich i północnych. Organizowanie akcji osadniczej i aktywny udział członków partii w tym osadnictwie, olbrzymia praca propagandowa związana z całą problematyką Ziem Odzyskanych, waka o stabilizację życia na tych terenach - oto niektóre tylko aspekty olbrzymiego wysiłku, jaki wielkopolska organizacja PPR włożyła w dzieło repolonizacji i zagospodarowania ziem zachodnich i północnych. Ciekawe było również wystąpienie Kazimierza Beutlera, który mówił o początkach władzy ludowej w Pile, wskazując przy tym na rolę, jaką w pracy tej odegrała Po'ska Partia Robotnicza. Jan Malicki mówił o roli Polskiej Partii Robotniczej w odbudowie i rozbudowie aparatu służby zdrowia. Zofia Andrzejewska i Jerzy Tuszyński, nawiązując do referatu Edmunda Makowskiego, dzielili się swymi wspomnieniami z pracy w Związku Walki Młodych. Podkreślali przy tym wie ką ofiarność ówczesnych działaczy młodzieżowych, spośród których wielu wyrosło na poważnych działaczy partyjnych i państwowych. W dyskusji zabrali również głos archiwiści - Czesław Skopowski, dyrektor Wojewódzkiego Archiwum Państwowego w Poznaniu i Janina Żebrowska, kierownik Archiwum przy Komitecie Wojewódzkim Polskiej Zjednoczonej Partii Robot

» Kronika Miasta Poznania 4

Sprawozdanianiczej w Poznaniu. Poinformowali oni uczestników sesji o zasobach tych placówek do problematyki, która była przedmiotem obrad sesji. Czesław Skopowski zwrócił przy tym uwagę na fakt, iż szczupłość materiałów archiwalnych do niektórych problemów jest wynikiem braku zrozumienia spraw archiwalnych u niektórych instytucji i organizacji społecznych. Cała dyskusja wniosła wiele ciekawego materiału, który na pewno zostanie wykorzystany przez autorów referatów. Organizatorzy sesji planują bowiem wydanie uzupełnionych referatów i dyskusji w formie oddzielnej publikacji. Janusz Dembski

SESJE RADY NARODOWEJ M. POZNANIA POŚWIĘCONE UDZIAŁOWI PAŃSTWOWYCH I SPÓŁDZIELCZYCH JEDNOSTEK ORGANIZACYJNYCH W BUDOWIE URZĄDZEŃ KOMUNALNYCH I W CZYNACH SPOŁECZNYCH ORAZ OCENIE REALIZACJI WNIOSKÓW I POSTULATÓW WYBORCÓW

XII Sesja Rady Narodowej m. Poznania, która odbyła się 29 maja 1962 roku, poświęcona była sprawom udziału państwowych i spółdzielczych jednostek organizacyjnych w budowie urządzeń komunalnych i w czynach społecznych. Tym nader ważnym zagadnieniom, obok obszernych materiałów dostarczonych radnym przed sesją poświęcone było także wprowadzenie do dyskusji wygłoszone przez zastępcę przewodniczącego Prezydium, radnego Dyonizego Balasiewicza. "Aktualność udziału przemysłu w rozbudowie urządzeń komunalnych miasta - powiedział na wstępie D. Balasiewicz - wynika z tempa narastania niedoborów w zaspokajaniu potrzeb na usługi komunalne, a tym samym z konieczności szybkiej rozbudowy tych urządzeń w mieście. Wkraczamy w okres realizacji poważnych inwestycji komunalnych, których wartość wyniesie w latach 1961-1965 - 273 min zł. Spiętrzenie zadań inwestycyjnych w gospodarce komunalnej zmusza już teraz do ustalenia wszelkich nieprawidłowości utrudniających realizację tych zadań" . Dyonizy Balasiewicz mówił dalej o zadaniach biur projektowych w dziedzinie terminowego wykonania dokumentacji. Są one bardzo napięte i dlatego pilnym zadaniem jest koordynacja pracy. Obok tego jednak wiele jest spraw, których rozwiązanie zależy od prawidłowej polityki inwestycyjnej poznańskich zakładów przemysłowych, np.: likwidacja zadymienia, hałasu, poboru wody, gazu, energii elektrycznej. Niedobór usług komunalnych zobowiązuje wszystkich do oszczędnego ich użytkowania; im więcej wody i gazu zużyje przemysł, tym mniej pozostanie dla mieszkańców miasta. Trzeba także pomyśleć o planowej modernizacji urządzeń komunalnych. Szczególnego znaczenia nabiera sprawa racjonalnego użytkowania oraz budowy, albo rozbudowy wspólnych obiektów komunalnych. Dyrekcja Okręgowa Kolei Państwowych w Poznaniu udostępniła Miejskiemu Przedsiębiorstwu Oczyszczania wodę dla polewania ulic z wodociągu kolejowego. Z ciepłowni wybudowanej dla szpitali akademickich będzie również korzystał Zakład Szkolenia Inwalidów. Na lata 1961-1965 zaplanowano kilka inwestycji na terenach wymagających zagospodarowania komunalnego. Na przykład w rejonie ulic Podolańskiej i Strzeszyńskiej zlokalizowano siedzibę spółdzielni samochodowej, chłodnię, pomieszczenia dla Centrali Spółdzielni Ogrodniczych, Wojewódzkiego Przedsiębiorstwa Handlu Meblami, Wojewódzkiego Przedsiębiorstwa Handlu Obuwiem. Należy więc skoordynować zamierzenia przyszłych użytkowników w realizacji wspólnych inwestycji przy budowie dróg, wodociągów i kanalizacji. U sprawnienia wymaga również koordynacja budownictwa mieszkaniowego zakładów pracy, szczególnie w dziedzinie urządzeń towarzyszących. W mieście np. przewidziano do nadbudowy 82 budynki, z czego 39 budynków w dzielnicy Stare

Miasto. W efekcie można by uzyskać około 1 500 izb mieszkalnych, a jednocześnie poprawić linię zabudowy ulic. Wiele jest do zrobienia przy uporządkowaniu zaplecza technicznego przedsiębiorstw komunalnych, dla których inwestycje odsuwane były na późniejszy okres. Stąd stan naszych urządzeń komunalnych, szczególnie wodociągowych i komunikacyjnych, pozostawia wiele do życzenia. Istnieją różne projekty co do form i metod oddziaływania na poprawę gospodarki komunalnej. Do najskuteczniejszych należy zaliczyć kontrolę społeczną ze strony zakładowych organizacji partyjnych i związkowych. Można np. stosować sankcj e administracyjne, ograniczać limity, podwyższać ceny za usługi komunalne, wszystko to jednak nie zastąpi świadomej gospodarności, uprawianej przez załogi pracownicze. Przechodząc do spraw partycypacji, Dyonizy Balasiewicz powiedział, że nie można jej ograniczyć jedynie do rozrachunku finansowego. Miasto musi uzyskać możliwość przesunięcia części swoich limitów inwestycyjnych na rozbudowę zaplecza przedsiębiorstw komunalnych. W okresie od października 1960 roku do czerwca 1961 roku przeprowadzono ankietyzację wszystkich jednostek gospodarczych zobowiązanych do partycypacji. Pozwoliło to ustalić wielkość przyszłego zapotrzebowania na poszczególne rodzaje usług komunalnych. Stanowią cne podstawę do ustalenia wysokości udziałów w kosztach budowy urządzeń komunalnych i zawierania umów partycypacyjnych. Do pierwszych dni czerwca 1961 roku opracowano 815 takich umów, z czego na rozbudowę wodociągów i kanalizacji - 327, na budowę nowej zajezdni - 186 oraz 302 na rozbudowę dróg. Umowy te opiewają na łączną kwotę 160,2 min zł. N a zakończenie Dyonizy Balasiewicz dokonał krótkiej oceny czynów społecznych.

Stanowią one poważną i nie wykorzystaną dotąd w pełni rezerwę budownictwa komunalnego. Opracowano szczegółowe programy czynów społecznych realizowanych przez komitety blokowe, zakłady pracy, prezydia dzielnicowych rad narodowych, ustalono również program czynów społecznych o znaczeniu ogólnomiejskim. Program ogólnomiejski obejmuje np. budowę parku - pomnika braterstwa i przyjaźni na Cytadeli, uporządkowanie terenów "Areny", Łęgów Dębińskich oraz zalesienie nieużytków. Prawidłowy postęp prac obserwuje się na Cytadeli i w zakresie zadrzewienia. Ogółem wartość czynów społecznych przewidziano na kwotę około 50 min zł.

Dyskusję rozpoczęło wystąpienie radnego Leona Chudzińskiego, który domagał się oddzielenia problemu partycypacji od czynów społecznych z jednoczesnym opracowaniem szczegółowego systemu kontroli wykonania obowiązków zakładów pracy na rzecz rozwoju urządzeń komunalnych w mieście. Radny Karol Jawiński zatrzymał się przede wszystkim nad problemem czynów społecznych. "Przypatrując się uważnie naszemu miastu - mówił K. Jawiński - spostrzegamy, że naszych współobywateli ogarnął niezwykły zapał do prac porządkowych na rzecz miasta. N a skwerach, ulicach i większych podwórkach pracują dorośli, dzieci, młodzież akademicka, szkolna, grupy ludzi różnych zawodów. Z tej trybuny należą się im najserdeczniejsze podziękowania Poznaniacy zawsze byli skłonni do czynów społecznych, trzeba ich tylko zachęcić. Zapewne tu i ówdzie dają się zauważyć niedociągnięcia, lecz trzeba przyznać, że takiego rozmachu prac w czynach społecznych, jaki możemy zauważyć w tym roku, jeszcze nie notowano. Mamy więc czyny społeczne wykonywane przez załogi zakładów pracy, które szczególnie porządkują tereny wokół swoich budynków zakładowych lub pomagają dzielnicy, np. przy zakładaniu ogródków jordanowskich. Między innymi Poznańska Fabryka Łożysk Tocznych bardzo pięknie uporządkowała teren wokół swego zakładu. "Chciałbym tutaj zaapelować do tych wszystkich dyrektorów przedsiębiorstw - mówił dalej K. J awiński · - którzy nie wykazują dostatecznego zainteresowania rozwojem czynów społecznych. Jeżeli czyny społeczne mają być ruchem masowym, wszyscy bez wyjątku muszą przykładać do nich swoją cegiełkę czy to w formie

Sprawozdania

dostarczania środków transportowych, czy dokumentacji itp. Czyny społeczne młodzieży szkół średnich lub akademickich wymagają pieczołowitego zabezpieczenia dokumentacji, nadzoru technicznego i odpowiedniej ilości sprzętu. Zdarzyły się wypadki, że na miejsce pracy przychodziły grupy ludzi, ale wskutek braku sprzętu lub niewłaściwej organizacji pracy trzeba było zaniechać". O przebiegu czynów społecznych w dzielnicy Wilda poinformował Radę przewodniczący Prezydium Dzielnicowej Rady Narodowej Sylwester Kamiński. W okresie od 1 do 30 kwietnia 1962 r. wymalowano tam np. 4000 okien i 300 bram. Wartość czynów społecznych przekroczyła 900 tysięcy złotych. Przedmiotem wielkiej troski Prezydium jest uporządkowanie w czynie społecznym Łęgów Dębińskich i nadbrzeża Warty. Nie da się tego dokonać bez pomocy Rady Narodowej m. Poznania, trzeba bowiem usunąć z tych terenów mieszczące się tam przedsiębiorstwo robót drogowych. Sylwester Kamiński zwrócił się do Rady z prośbą o pomoc. Włodzimierz Wełnicz, przewodniczący Komisji Gospodarki Komunalnej Dzielnicowej Rady Narodowej Nowe Miasto, poruszył problem połączenia komunikacyjnego centrum Poznania z Główną. Komisja proponuje włączyć wykonanie tej inwestycji do 5-letniego miejskiego planu czynów społecznych. Komisja nie upiera się przy budowie linii tramwajowej, o ile inne środki komunikacji miejskiej (trolejbus lub autobus) podołają zadaniu i będzie można z nich korzystać przy dojazdach do śródmieścia bez potrzeby przesiadania i uiszczania dodatkowych opłat. Komisja uznała za niecelowy projekt Komisji Gospodarki Komunalnej i Mieszkaniowej Rady Narodowej m. Poznania przewidujący połączenie linią autobusową Głównej z miastem przez ul. Bałtycką, nowy most na Warcie, Wilczak i Garbary.

Byłoby to bowiem połączenie okrężne, trolejbusowo-tramwajowe i biegnące na długim odcinku drogi przez tereny bardzo słabo zaludnione. Zapewnienie więc opłacalności na tej linii jest wątpliwe, a tym samym budowa jej ekonomicznie jest nieuzasadniona. W imieniu Komisji Gospodarki Komunalnej i Mieszkaniowej obszerne uwagi przedstawił jej przewodniczący, radny Czesław Kołodziejczak. "Rada Narodowa poprzedniej kadencji, doceniając wagę problemu partycypacji, dokonała 15 grudnia 1959 r. dokładnej analizy ówczesnej sytuacji w zakresie usług i potrzeb komunalnych oraz zajęła wyraźne stanowisko w sprawie uczestnictwa zakładów i przedsiębiorstw w rozbudowie zakładów gospodarki komunalnej. Mimo wielu niejasności i wątpliwości, jakie wówczas jeszcze istniały, oraz braku doświadczenia w podjętej wówczas uchwale Rada przyjęła szereg istotnych zaleceń pod adresem Prezydium, jego wydziałów i samych przedsiębiorstw. Aktualność przyjętych wówczas zaleceń odpowiada także potrzebom dnia dzisiejszego. Gdybyśmy mieli dziś podjąć podobną uchwałę, w niczym nie pomniejszyłoby to ważności problemu. W ostatnim paragrafie tej uchwały nałożony został na Komisję Gospodarki Komunalnej i Mieszkaniowej obowiązek systematycznej kontroli realizacji uchwały. Gdyby realizacja uchwały przebiegała w sposób konsekwentny, wysokość dotychczasowych nakładów partycypacyjnych byłaby niewątpliwie wyższa niż owe uzyskane 20 milionów złotych. Duża odpowiedzialność za taki przebieg realizacji uchwały spada również na Komisję Gospodarki Komunalnej i Mieszkaniowej, przede wszystkim za to, że nie umieliśmy w okresie opracowywania założeń do planu gospodarczego na lata 1961-1965 zaakcentować w sposób zdecydowany sprawy udziału jednostek gospodarki uspołecznionej w rozwoju urządzeń komunalnych miasta" .

"Szybkie tempo rozwoju przemysłu i budownictwa mieszkaniowego spowodowały ogromne trudności w zakresie urządzeń komunalnych. Oto jeden przykład obrazujący najpilniejsze potrzeby gospodarki komunalnej miasta: Przyjmując, że w ramach perspektywicznego planu rozwoju miasta do roku 1980 wszystkie drogi winny otrzymać nawierzchnię ulepszoną, nie licząc nowych, których konieczność budowy powstanie dodatkowo - potrzeba łącznie:

- na nakłady inwestycyjne - na remonty kapitalne czyli średnio rocznie miasto winno - na inwestycje drogowe - na remonty kapitalne

2 500 min zł 1 500 min zł wydatkować: 120 min zł 75 min zł".

"Sumy te nie zaspokajają jednak w pełni potrzeb miasta, gdyż należy WZ1ąC pod uwagę, że Poznań nie posiada żadnej arterii prze'otowej i prawidłowego rozwiązania komunikacyjnego w dzielnicach centralnych. Połowa zakładów przemysłowych pracuje po drugiej stronie Warty. Powiązanie komunikacyjne w oparciu o trzy mosty okazuje się niewystarczające. Istniejące koncepcje nowych rozwiązań komunikacyjnych (trasa Chwaliszewska, Hetmańska, Marchlewskiego itp.) wymagają nakładów wynoszących ponad 0,5 miliarda zł. Aby zapewnić harmonijny rozwój komunikacji miejskiej, niezbędne są minimalne nakłady wynoszące w skali rocznej co najmniej 20 milionów zł, nie licząc wydatków na rozbudowę zaplecza technicznego. Miasto nie posiada w pięciolatce 1961-1965 zagwarantowanych wydatków na: 1) rozbudowę linii tramwajowej (80 min zł), 2) budowę 3-5 stacji wzmacniakowych (16 min zł), 3) rozbudowę sieci trolejbusowej (7300 min zł), 4) budowę centralnych warsztatów i zajezdni tramwajowych (160 min zł), 5) rozbudowę istniejących warsztatów tramwajowych (10 min zł), 6) budowę dwóch stacji obsługi (60 min zł), 7) budowę dworca autobusowego i zajezdni tramwajowej (3 m'n zł).

"Obok tych wydatków istnieje konieczność budowy nowego ujęcia wody kosztem 265 min zł i centralnej oczyszczalni ścieków kosztem 185 min zł.

"Chciałbym w imieniu i z polecenia Komisji, w oparciu o posiadane materiały przytoczyć niektóre dane dotyczące współdziałania organów Rady z zakładami i przedsiębiorstwami w dziedzinie rozbudowy urządzeń komunalnych. Stosunkowo naj dalej zaawansowana jest sprawa udziału przedsiębiorstw w rozbudowie nowych ujęć wody. Wysłano umowy i obliczenia do 112 przedsiębiorstw państwowych i 65 zakładów spółdzielczych na łączną sumę 42 642 000 zł. Dotychczas akceptowało umowy 52 zakłady państwowe i 25 spółdzielczych. W budowie centralnej oczyszczalni ścieków mają partycypować 94 zakłady państwowe i 58 spółdzielczych łączną kwotą 45 410 000 zł. Umowy podpisały dotychczas 43 zakłady państwowe i 22 spółdzielcze. W budowie trasy chwaliszewskiej , starołęckiej i zajezdni tramwajowej ma partycypować łącznie 105 zakładów państwowych i 65 spółdzielczych na ogólną sumę 86 min zł. Zawarto jednak dotychczas zaledwie dwie umowy z zakładami państwowymi i pięć ze spółdzielczymi". Radny Czesław Kołodziejczak zakończył swoje wystąpienie pytaniem pod adr e - sem Miejskiej Komisji Planowania Gospodarczego, czy rzeczywiście zakłady przemysłowe świadczą pomoc w rozbudowie gospodarki komunalnej we właściwych wysokościach. Poprawki do projektu uchwały wniósł w imieniu Komisji Budownictwa Stanisław Kołaczkowski. Uzupełnił je przewodniczący Komisji Budownictwa, radny Zygmunt Andrzejewski.

Sprawę realizacji czynów społecznych omówił w swoim wystąpieniu sekretarz Prezydium, radny Czesław Adamski.

,,30 marca 1962 r. - powiedział Cz. Adamski - odbyła się narada z udziałem przewodniczących rad narodowych i przewodniczących komitetów blokowych. Dała ona pewien pogląd, jak w różnych okolicach naszego kraju kształtuje się rozwój czynów społecznych. Wyciągając wnioski z tej narady i podobnej, jaka odbyła się w Bydgoszczy, postanowiliśmy przeprowadzić odpowiednią pracę polityczną w związku z rozwojem czynów społecznych w Poznaniu w latach 1962-1965. Do końca roku 1965 przypada na poszczególne dzielnice wykonanie czynów społecznych za sumy: Wilda - 8 min zł, Grunwald - 3200 tys. zł, Stare Miasto -. 8 min zł i N owe Miasto 3 490 tys. zł.

" Rozwój czynów społecznych powinien odbywać się przy współpracy z komitetami Frontu Jedności Narodu. Nie możemy tej akcji prowadzić jedynie w oparciu

Sprawozdania

o pomoc zakładów pracy. Realizacja czynów społecznych musi wiązać się z najpilniejszymi potrzebami ludności danego bloku lub rejonu. Ro'a aktywu Frontu Jedności Narodu powinna polegać na sondowaniu opinii ludności, szczególnie mieszkającej na peryferiach. Poważnym zagadnieniem jest sprawa planowania. Zdarzało się, że ogródek jordanowski zbudowany w czynie społecznym w jednym roku musiał ulec likwidacji, już w następnym, ponieważ w tym miejscu plan zagospodarowania przewidywał budowę dużego obiektu. Musimy mieć pewność, że budujemy co najmniej na kilkanaście lat, toteż przed przystąpieniem do budowy w ramach czynu społecznego prezydia dzielnicowych rad narodowych powinny zasięgać rady Wydziału Architektury". N a zakończenie radny Cz. Adamski domagał się, aby prezydia dzielnicowych rad narodowych z uwagi na rozszerzającą się akcję czynów społecznych uwzględniały je w swoich planach pracy i przynajmniej raz na kwartał składały dokładne sprawozdania z ich realizacji. Należy również przystąpić do ewidencji i koordynacji czynów społecznych i wyznaczyć do tego celu jednego pracownika w Wydziale Gospodarki Komunalnej i Mieszkaniowej.

Stanisław Rychter, dyrektor Zjednoczonych Zakładów Rowerowych, poruszył sprawę stosowania odpowiednich proporcji w obciążaniu zakładów przemysłowych świadczeniami na rzecz gospodarki komunalnej w mieście. Poza tym w sprawach partycypacji głos zabierali także: przedstawiciel Miejskiego Przedsiębiorstwa Robót Drogowych - Bogusław Korcz, dyrektor Zjednoczenia Przedsiębiorstw Gospodarki Komunalnej i Mieszkaniowej - Kazimierz Górny, dyrektor Międzynarodowych Targów Poznańskich - Stefan Askanas.

Teresa Andrzejewska, przewodnicząca Prezydium jeżyckiej Dzielnicowej Rady N arodowej podkreśliła ogromne znaczenie czynów społecznych. W dzielnicy J eżyce do akcji przystąpiono po opracowaniu planów realizacji poszczególnych czynów. Wszystkie prace wykonywane w ramach czynów społecznych są uprzednio uzgodnione z Wydziałem Architektury. Realizacja czynów natrafia często na niespodziewane trudności. By ich uniknąć należy w większym niż dotychczas stopniu pobudzać całe społeczeństwo do udziału w czynach społecznych. Dotychczas bierze w nich udział głównie młodzież oraz członkowie komitetów blokowych. Bodźcem do udziału w czynach społecznych powinny być tzw. książeczki czynów społecznych. Warto zainteresować się organizowaniem konkursów, np. na najaktywniejszy komitet blokowy. Teresa Andrzejewska podkreśliła, że w wyniku "czynów" w dzielnicy powstało 20 placów zabaw dla dzieci. Powstaje już konieczność zatrudnienia specjalnego pracownika, który by opiekował się tymi placami. Szczepan Kosmatka, przewodniczący Prezydium Rady Narodowej Nowe Miasto.

powiedział m. in., że Rada ma zamiar stworzyć młodzieży dobre warunki zabawy i odpoczynku. W tym celu uporządkować trzeba przede wszystkim nabrzeże Jeziora Maltańskiego i zagospodarować nieużytki przez zasadzenie do końca 1965 r. ok.

200 tys. drzew. Wydatnie pomoże w tym załoga Poznańskiej Fabryki Papieru "Malta". Dziecince powstaną w Głównej, na Osiedlu Warszawskim i w Kobylempolu. Załoga Zakładów Metalurgicznych "Pomet" wystąpiła z inicjatywą budowy stadionu między ul. Warszawską a Jeziorem Maltańskim. Roboty ziemne można by wykonać w czynie społecznym. Jako ostatni zabrał głos Marian Dubisz, dyrektor Dzielnicowego Zarządu Budynków Mieszkalnych S tare Miasto. Rada podjęła jednomyślnie uchwałę o bezpłatnych przejazdach środkami komunikacji miejskiej. Sprawozdanie z pracy Prezydium w okresie między XI a XII sesją złożył przewodniczący Prezydium, radny Jerzy Kusiak. Interpelacje zgłosili: radny Kazimierz Kosmowski w sprawie przerwania robót kanalizacyjnych przy ul. Dzierżyńskiego, radny Zygmunt Andrzejewski w sprawie mieszkaniowej, radny Jan Wellenger w sprawie uporządkowania znaków drogowych. Odpowiedzi udzielił przewodniczący Prezydium, radny Jerzy Kusiak.

W dniu 28 czerwca 1962 r. odbyła się XIII Sesja Rady Narodowej miasta Poznania. Porządek dzienny przewidywał m. in. ocenę realizacji wniosków i postulatów wyborców zgłoszonych pod adresem Rady Narodowej m. Poznania w czasie kampanii wyborczej do Sejmu i rad narodowych, podczas wyborów do komitetów blokowych oraz na zebraniach organizacji partyjnych przed Wojewódzką Konferencją Sprawozdawczo- Wyfcorczą Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej w Poznaniu. Wprowadzenie do dyskusji stanowiło wystąpienie sekretarza Prezydium Rady Narodowej m. Poznania, radnego Czesława Adamskiego. Radny Cz. Adamski przeprowadził w nim analizę toku postępowania pracowników Prezydium, zmierzającego do realizacji słusznych postulatów i wniosków wyborców. Postulatów tych razem z wnioskami zgłoszonymi pod adresem dzielnicowych rad narodowych było razem - 1984. "Jednym z najistotniejszych zagadnień wiążących się z instytucją wniosków i postulatów wyborców - mówił m. in. Czesław Adamski - jest sprawa zapewnienia właściwej kontroli społecznej i zawodowej mogącej zagwarantować prawidłową realizację wniosków i postulatów wyborców. Przebieg realizacji wniosków i postulatów wyborców zgłoszonych pod adresem rad narodowych w Poznaniu był przedmiotem szczegółowej kontroli ze strony Delegatury Najwyższej Izby Kontroli i jednostek kontroli wewnętrznej Prezydium Rady. Kontrola objęła prezydia dzielnicowych rad narodowych: Stare Miasto i Nowe Miasto oraz wydziały: Organizacyjno-Prawny, Gospodarki Komunalnej i Mieszkaniowej, Spraw Lokalowych, Zdrowia i Opieki Społecznej Prezydium RN m. Poznania.

"W wyniku kontroli stwierdzono, że Prezydium Dzielnicowej Rady Narodowej Stare Miasto przed przekazaniem wniosków do realizacji nie dokonało oceny wniosków o charakterze inwestycyjnym. Prezydium Dzielnicowej Rady Narodowej N owe Miasto wskutek niedbałej analizy protokółów spotkań nie zarejestrowało 28 wniosków i postulatów oraz nie przekazało jednostkom resortowym adresów wnioskodawców, co spowodowało znaczne opóźnienie w powiadamianiu ich o postępach w realizacji wniosków. "Niezależnie od tych kontroli zewnętrznych Prezydium Rady Narodowej m.

Poznania przeprowadziło w okresie od lipca 1961 r. do stycznia 1962 r. kilka kontroli wewnętrznych, a w marcu 1962 r. przeprowadzono kontrole w prezydiach dzielnicowych rad narodowych. Zwrócono przy tym szczególną uwagę na sposób prowadzenia rejestru wniosków i postulatów wyborców oraz informowanie ich o postępach w realizacji. Stało się to sprawą bardzo ważną, ponieważ zgłaszanie przez ludność wniosków i postulatów pod adresem rad narodowych nabrało charakteru trwałego i ciągłego. Prezydium Rady w oparciu o doświadczenie wyniesione w toku organizacji załatwiania wniosków i postulatów wyborców zgłoszonych w czasie kampanii wyborczej do Sejmu i rad narodowych ustaliło ostatnio zasady ich załatwiania. Ustalono np., że każda odpowiedź wnioskodawcy winna być omawiana na zebraniu oddziałowej organizacji partyjnej i uzgodniona z członkami Prezydium. Kopie odpowiedzi otrzymać powinny: Komitet Miejski Po'skiej Zjednoczonej Partii Robotniczej i Wydział Organizacyjno-Prawny Prezydium Rady Narodowej m. Poznania. Prezydium będzie informować społeczeństwo miasta o przebiegu realizacji ważniejszych wniosków i postulatów na łamach "Gazety Poznańskiej". Następnie Cz. Adamski omówił projekt uchwały.

Zabierając głos w dyskusji, radny Stanisław Smoliński, przewodniczący Poznańskiego Komitetu Frontu Jedności Narodu, nawiązał do wystąpienia przedmówcy, a szczególnie do sprawy spotkań radnych z wyborcami. W Poznaniu od 15 listopada 1961 r. do końca czerwca 1962 r. odbyło się ok. 500 takich spotkań łącznie z zebraniami wyborczymi do komitetów blokowych. Jednakże nie wszyscy radni brali w tych spotkaniach udział. Stanisław Smoliński apelował do radnych, którzy do tej pory w ogóle nie spotykali się ze swoimi wyborcami, aby to uczynili

Sprawozdaniaw okresie jesieni.' Plan spotkań w tym czasie przygotowuje Poznański Komitet Vrontu Jedności Narodu.

Radny Karol Jawiński, członek Komisji Oświaty oświadczył, że "jeżeli w spotkaniach wzięło udział tylko trzydziestu kilku radnych, nie jest to wina samych radnych. Przyczyny tego należy szukać gdzie indziej". Radny J awiński współpracuje z Dzielnicową Radą Narodową Grunwald i wykorzystuje wszelkiego rodzaju kontakty ze społeczeństwem na najróżniejszych zebraniach, by pomówić o pracy Rady i radnych. Na tych właśnie zebraniach radny J awiński przyjmuje wnioski i postulaty od społeczeństwa. W projekcie uchwały powiedziano, że taki kontakt ze społeczeństwem ma się odbywać przynajmiej dwa razy do roku". Jest to trochę za mało - powiedział radny J awiński - a to choćby dlatego, że życie narzuca wciąż nowe problemy, które trzeba załatwiać doraźnie. Byłoby wskazane, aby Komitet Frontu Jedności Narodu organizował spotkania radnych z wyborcami częściej aniżeli dwa razy do roku. Prośbę mieszkańców Kicina o połączenie autobusowe z Poznaniem przekazał Radzie radny Mikołaj Michalski.

"Materiały, jakie posiada Prezydium - rozpoczął swoje wystąpienie radny Jan Nalepka - nasuwają wniosek, że jest konieczna większa kontrola społeczna realizacji wniosków i postulatów. Należałoby się zastanowić nad tym, czy nie zorganizować poprzez komitety Frontu Jedności Narodu rejestrowania i kontroli wniosków i postulatów zgłaszanych na spotkaniach radnych z wyborcami". Jan N alepka zgodził się z wystąpieniami przedmówców, że nie wszyscy radni brali dostatecznie żywy udział w spotkaniach z wyborcami, ale działo się tak m. in. dlatego, że sposób zapraszania radnych lub zawiadamiania ich o spotkaniach szwankuje. Prawdą jest także, że protokołowanych spotkań było mało, ale nieprotokółowanych spo'kan - bardzo dużo, np. w sprawach rolnictwa i ogrodnictwa do radnego Nalepki przychodzi wielu zainteresowanych, prosząc o porady albo informacje. Radny Na'epka stwierdził, że odpowiedzi otrzymywane na interpelacje budzą na ogół zadowolenie. Wydział Organizacyjno- Prawny dość sprawnie zawiadamia radnych o wszystkich ważnych dla nich sprawach. Następny mówca, Marian Kwiatkowski, radny Dzielnicowej Rady Narodowej Jeżyce, podzielił się uwagami, w jaki sposób zagadnienia objęte porządkiem dziennym sesji realizowane są w dzielnicy Jeżyce. W wyniku reorganizacji komitetów blokowych i obwodowych komitetów Frontu Jedności Narodu wszystkim radnym wyznaczono funkcje w komitetach blokowych bądź też w komitetach Frontu Jedności Narodu. W spotkaniach zazwyczaj biorą udział wszyscy radni wybrani w danym okręgu. Bierze też w tych spotkaniach udział przedstawiciel Prezydium oraz kierownik zainteresowanego wydziału Prezydium. Odbywają się także spotkania w zakładach pracy. Ważną rzeczą w działalności radnego jest czuwanie nad realizacją wniosków i postulatów wyborców. W samej Dzielnicowej Radzie Narodowej Jeżyce zgłoszono 700 wniosków. Dzielnicowy Komitet Frontu Jedności Narodu wyłonił trzyosobową komisję, której zadaniem jest czuwanie nad prawidłową realizacją wniosków i postulatów. Założono też specjalny rejestr wszystkich wniosków i postulatów, które wpłynęły do Prezydium Dzielnicowej Rady Narodowej. Są jednak wnioski, które z różnych względów nie mogą być szybko załatwione. i W I półroczu 1962 r. wykonano czynem społecznym prace wartości 3 400 000 zł.

Ambicją dzielnicy Jeżyce jest wykonać do końca roku prace społeczne wartości 5 min zł.

Janusz Hełkowski, członek Dzielnicowego Komitetu Frontu Jedności Narodu w dzielnicy Grunwald, nawiązał do programu wyborczego Dzielnicowego Komitetu Frontu Jedności Narodu. Realizacja tego programu koordynowana jest przez Prezydium Rady.

Jeżeli chodzi np. o dział zdrowia i opieki społecznej, to zgodnie z programemoddano m. in. nową, wszechstronnie wyposażoną placówkę służby zdrowia przy ul. Grochowskiej. Uruchomiono w r. 1961 pracownię rentgenologiczną przy ul. Małeckiego 8/9, wyposażoną w nowoczesny sprzęt. Utworzono nową placówkę lekarską - przychodnię skórno-wenerologiczną przy ul. Matejki 52, a ponadto otwarto trzy gabinety dentystyczne w szkołach przy ul. Trybunalskiej, Sierakowskiej i na Ławicy. Oddano również na usługi lecznictwa otwartego nową, całkowicie wyposażoną w aparaturę i sprzęt medyczny przychodnię rejonową przy ul. Kanałowej nr 3, przebudowano i zmodernizowano przychodnię dentystyczną i dentystyczno-lekarską przy ul. Głogowskiej nr 227, zwiększono liczbę odcinków lekarskich z 24 do 26 oraz zaopatrzono w kompletny sprzęt wszystkie placówki zakładów leczniczo-zapobiegawczych w dzielnicy. W ramach czynów społecznych mieszkańcy dzielnicy Grunwald wykonali różnego rodzaju prace wartości 450 tys. zł, w tym pomoc Dzielnicowej Rady N arodowej wynosiła 237 tys. zł. Skoro weźmie się jednak pod uwagę faktycznie poniesione przez Dzielnicową Radę Narodową nakłady oraz wartość społecznej pracy szkół, instytucji oraz komitetów blokowych przy wykonywanych czynach społecznych; to do końca maja 1962 r. zamyka się ona kwotą ponad pół miliona złotych, natomiast sama wartość wykonanych urządzeń (gdyby prace te wykonane były przez przedsiębiorstwa) równałaby się sumie kilkakrotnie wyższej. Kazimierz Mulczyński, przewodniczący Dzielnicowego Komitetu Frontu Jedności N arodu w dzielnicy Stare Miasto, poinformował Radę o przebiegu realizacji postulatów wyborczych w oparciu o budżet Dzielnicowej Rady Narodowej. Jest to zagadnienie niełatwe. Trzeba dokonać powtórnej analizy planów finansowych, trzeba ustalić rangę spraw i ich kolejność w realizacji, rozpatrzeć możliwości udziału społeczeństwa w wykonaniu ich własnych postulatów. Bogdan Skierski, członek Komisji Gospodarki Komunalnej i Mieszkaniowej Rady Narodowej m. Poznania, zwrócił uwagę na sprawę sporządzenia rocznych planów Spo' .kan z wyborcami. Ponadto proponował, aby nadzór nad realizacją wniosków i postulatów powierzyć imiennie radnym i członkom Komisji albo zespołom radnych. Zdaniem mówcy, każdy radny lub członek Kdmisji winien kontrolować przebieg ich wykonania, a w odpowiednim czasie składać sprawozdanie. Kazimierz Burkowski, sekretarz Prezydium Dzielnicowej Rady Narodowej Nowe Miaslo, mówił o trudnej sytuacji komunalnej w dzielnicy. Świadczy o tym także liczba wniosków zgłoszonych w okresie kampanii wyborczej i na spotkaniach radnych z mieszkańcami. W porównaniu z innymi dzielnicami zgłoszono ich największą iłość, bo ponad 480 wniosków. Wnioski te dotyczą przeważnie bardzo ważnych spraw, jak: budowy trasy chwaliszewskiej, kolektora, budowy i naprawy dróg, zagadnień zdrowia, komunikacji, budowy szkół (przede wszystkim średnich) i przedszkoli. Zdaniem dyskutanta, należałoby uruchomić komunikację miejską do Caerwonaka i Kicina. Projekt uchwały referowała w imieniu Komisji radna Jadwiga Eichlerowa.

Po naniesieniu poprawek uchwała została podjęta jednogłośnie. Podjęto także jednomyślnie uchwałę w sprawie urealnienia jednostkowego budżetu miasta na rok 1962. Referował zastępca kierownika Wydziału Finansowego - Henryk Bernacik. Informację o pracach Prezydium w okresie między XII a XIII sesją złożył Radzie przewodniczący Prezydium, radny Jerzy Kusiak.

Interpelację w sprawie trudności kadrowych Poznańskiej Spółdzielni Mleczarskiej zgłosił radny Mikołaj Michalski. Z braku kierowców np. stoją bezczynnie cztery samochody ciężarowe. Radna Jadwiga Eich'.erowa zgłosiła interpelację w sprawie korzystania z usług plastyków przy odnawianiu sal szkolnych, radny Zygmunt Andrzejewski - w sprawie mieszkaniowej pracownika Zakładów Naprawczych Taboru Kolejowego Władysława Pielasa. N a tym porządek dzienny sesji wyczerpano.

Alanan Genowefiak

Sprawozdania

ANEKS

Tabela 1

ŚRODKI FINANSOWE UZYSKANE W POZNANIU Z TYTUŁU PARTYCYPACJI W LATACH 1958-1960

Rok 1958 1959 1960

Raz7m

2 255,0 tys. zl 13 322,2 tys. " 5 016,0 tys. " 20 593,2 tys. żT

Z tego zużyto na budowę: 1) nowego ujęcia wody 2) linii tramwajowej przy ulicy Warszawskiej 3) ulicy Michała

15 343,2 tys. zl 5 000,0 tys.

250,0 tys. "

Tabela 2

ŚRODKI FINANSOWE UZYSKANE Z TYTUŁU PARTYCYPACJI W POZNANIU W LATACH 1961-1962

Rok 1961 Rok1962 Budowa Budowa: tram - wajoL. Adiacenci kolek- kolek- wej zap- nowego tora ju- nowego tora ju- ulicy jezdni ujęcia nikow- razem ujęcia nikow- Wołyń- przy ul. razem wody skiego wody skiego skiej Głogowskiej 1 Poznańska Fabryka Maszyn i Apara * tów Przemysłu Spożywczego 201,0 1376,0 1577,0 1084,0 1084,0 2 Poznańska Fabryka Maszyn Żniwnych 893,4 106,6 1000,0 1171,0 1171,0 3 Zjednoczone Zakłady Rowerowe 617,0 383,0 1000,0 278,0 278,0 4 Zakłady Naprawcze Taboru Kolejowego 1221,0 279,0 1500,0 5 Zakłady Spirytusowe 92,0 92,0 354,2 704,0 1058,2 6 Zakłady Piwowarsko-Słodownicze 200,0 200,0 400,0 760,0 1160,0 7 Poznańskie Zakłady Telekomunikacyjne 886,4 886,4 8 Zakłady Przemysłu Cukierniczego "Goplana" 800,0 800,0 9 Inni 400,0 400,0 4024,4 2144,6 6169,0 1838,0 2913,0 886,4 400,0 6037,6

Tabela 3 PRZEWIDYWANE UDZIAŁY Z TYTUŁU PARTYCYPACJI, OBLICZONE W OPARCIU O TABELE PARTYCYPACYJNE, SPORZĄDZONE PRZEZ BIURA PROJEKTOWE ALBO W OPARCIU O CENNIK PREZYDIUM RADY NARODOWEJ M. POZNANIA NA LATA 1963-1965 (w tys. zł)

PozoU działy wg Przewidy- Z tego przypada na lata stała tabel part y- wane udziaL. Tytuł część inwestycyjny Koszt cypacyjnych ły z tytułu udziaP- ogólny albo cennika partycypacji Prezydium w latach 1963 1964 1965 łów po roku Rady 1963-1965 1965 1 Nowe ujęcie wody 265,0 62,9 42,6 7,8 10,0 24,8 20,3 2 Centralna Oczyszczalnia Ścieków 185,2 66,4 18,0 6,0 6,0 6,0 48,4 3 Trasa Chwaliszewska 150,1 60,0 60,0 20,0 20,0 20,0 4 Ulica Starołęcka 41,0 21,8 21,8 11,8 5,0 5,0 5 Zajezdnia tramwaj owa przy ul. Głogowskiej 13,1 6,4 6,4 6,4 6 Linia tramwajowa w ul. Winogrady 5,1 2,0 2,0 2,0 7 Linia tramwajowa w ul. Wołyńskiej 3,3 1,3 1,3 1,3

Tabela 4 WNIOSKI I POSTULATY WYBORCÓW ZGŁOSZONE POD ADRESEM RADY NARODOWEJ M. POZNANIA W OKRESIE OD l. I 1961 DO 30. IV. 1962 R.

Grupa II Ogółem Grupa I wymagająca wprowadze- Grupa III zgło- wymagająca rewizji nia do Narodoweego Planu wymagająca udziału szono planu inwestycyjnego Gospodarczego pracy społecznej wniosResort ków lub załatwiono załatwiono załatwiono postu- w toku w toku w toku latów pozy- nega- pozy- nega- pozy- negatywnie tywnie tywnie tywnie tywnie tywnie Gospodarka komunalna i mieszkaniowa 286 2 4 6 14 7 10 69 52 122 Handel 62 I 1 3 1 20 19 18 - - - Zdrowie i Opieka Społeczna 47 1 - - 6 2 1 20 6 11 Architektura i Nadzór Budowlany 11 - - 1 2 1 3 3 1 Przemysł 10 - 2 1 2 1 4 - - - - Inne 79 - 2 - 2 2 25 30 18 Razem: 495 3 6 6 24 16 16 139 111 174

Tabela 5 WNIOSKI 1 POSTULATY WYBORCÓW ZGŁOSZONE POD ADRESEM RADY NARODOWEJ M. POZNANIA W OKRESIE OD l. I. 1961 DO 30. IV. 1962 R.

Grupa II Ogółem Grupa I wymagająca wprowadze- Grupa III Okoliczności zgło- wymagająca rewizji nia do Narodowego Planu wymagająca udziału zgłoszenia wniosku szono planu inwestycyjnego Gospodarczego pracy społecznej lub postulatu wniosków lub załatwiono załatwiono załatwiono postu- w toku w toku w toku latów pozy- nega- pozy- nega- pozy- nega - tywnie tywnie tywnie tywnie tywnie tywnie Kampania wyborcza do Sejmu Polskiej Rzeczypospolitej Ludowej i rad narodowych 332 - 3 2 2 7 6 82 83 147 Kampania wyborcza do komitetów blokowych 53 2 1 2 12 5 7 8 2 14 Zebrania przed Konferencją Wojewódzką Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej 110 1 2 2 10 4 3 49 26 13 Razem: 495 3 6 6 24 16 .6 139 111 174

PAMIĘTNIK DZIECKA ULICY Maria R a t a j Zaułki grzecznego miasta. Adaptacji dokonał Zdzisław Romanowski, przedmowę napisał Aleksander Rogalski. Poznań 1962, ss. 250+2 nlb.

Trudno o ścisłą kwalifikację gatunku tej książki. Wspomnienia? Chyba nie, w każdym zaś razie nie tylko, ponieważ spisywaniu wspomnień towarzyszy zwykle zamiar dokonania korekty czy uzupełnień faktów historycznych. Reportaż? Też nie, jako że ten gatunek literatury utrwala zazwyczaj wydarzenia współczesne. Dzieło literackie? Także nie, ponieważ zakłada ono warunek fikcji, zmyślenia i stawia wysokie wymagania językowe i konstrukcyjne. Aleksander Rogalski w swojej przedmowie mówi, że jest to autobiografia, tak, ale to także nie określa gatunku literackiego tej publikacji. Książka Marii Rataj nie zawiera bowiem żadnej z tych odmian w formie czystej, chociaż znajdziemy tu elementy* każdego z tych gatunków. Występuje wszak w jej opowieści zarówno autentyk prawdziwego życia, j ak i zdarzenia traktowane prawie z reporterską wrażliwością, nie mówiąc już o literackim obrazowaniu itp. Ale największa zaleta tej książki to ani potocznie rozumiana literackość, ani sensacyjność tematyki, o jej wartości decydują autentyczne przeżycia wyjątkowo wrażliwej autorki, i związany z nimi obraz życia przedmieścia dużego miasta, życia tej zbiorowości ludzkiej, która w sytym i bogatym społeczeństwie zepchnięta została na margines, znalazła się "na dnie". Maria Rataj pochodzi bowiem ze środowiska lumpenproletariatu dawnej, międzywojennej Wildy. Tam spędziła swoje najwcześniejsze dzieciństwo, lata dojrzewania, młodość - wreszcie całe swoje późniejsze życie. Kto inny napisałby może, mając takie doświadczenia, płomienne oskarżenie stosunków społecznych, które zniszczyły mu uśmiech dzieciństwa, albo okrutną, złośliwą książkę cynicznych wyznań dziecka ulicy, które chlubiłoby się dziś, po latach, swoimi doznaniami "wszystkich barw codzienności". Maria Rataj, mając ku temu wszystkie atuty, nie zdecydowała się na żadne z tych dwu zamierzeń. Nie podzielam bowiem sugestii autora przedmowy, jakoby właśnie "pasja demaskatorska i moralizatorska" była motorem powstania tej książki. Powstał wiec niezwykły pamiętnik, zawierający poświadczoną własnym życiem

autorki relację o prawdziwym dniu codziennym środowiska lumpenproletariackiego, stanowiący dziś dokument dla socjologa, badacza dziejów miast i grup społecznych, wychowawcy, polityka, a także lekturę dla każdego, kto interesuje się tematami rzadko podejmowanymi, tematami niemal egzotycznymi. Przedmieścia kapitalistycznych miast, i zamkniętych w nich grup społecznych traktowane były j ak dzielnice egzotyczne, czego dowód w tym, że otrzymywały nieraz takie nazwy, jak Argentyna, Kanada itp. Maria Rataj, pisząc o sobie, o swoje] matce, zresztą z pochodzenia Niemce, o ludziach z najdalszych krańców miejskich Poznania, pisze jednocześnie historię miasta, jego szczytów społecznych, które tam na przedmieściach są przedmiotem komentarzy, utrzymują zresztą z tymi I krańcami miasta i życia stałe, choć raczej dwuznaczne interesy i kontakty. Poznajemy więc w opowieści Marii Rataj przeróżne autentyczne figury wielkiego Poznania, w których ich synowie i wnuki odnajdą ze dziwieniem znajome osoby, oczywiście w książce Rataj pozbawione wszelkiej aureoli, jako że ona widywała je najczęściej w "negliżu". I trzeba przyznać, że ten nurt wspomnień Marii Rataj może zawierać najwięcej sensacji, ale sensacji dla rodzin mieszczańskich i urzędniczych, bo czytelnik spoza tego świata zainteresuje się najbardziej życiem własnym autorki. Życie to rozegrało się między dwoma wojnami pierwsza wojna jest tu zaledwie uświadomiona, powraca echem cudzych wsnomnień, druga wojna nie została przez autorkę uwzględniona; dla niej bodaj sytuacja przedwoienna i okupacyjna niewiele się od siebie różniły. Książka kończy się z nastaniem okupacji - można stąd wnosić, że o tym okresie można się jeszoze spodziewać oddzielnej relacji. Wspomniałem o niezwykłej wrażliwości autorki pamiętnika. Zobaczmy, jak S'ę ta wrażliwość kształtowała? Książka nie pozostawia zresztą w tym względzie niedomówień chociaż - lak wiadomo - redaktor tomu na niektóre fragmenty reladi życia Marii Rataj opuszczał zasłonę. Jakich fragmentów to nie widziałem oryginału wspomnień Marii Rataj.

Zacznijmy od lat szkolnych autorki.

Szkoła nie pozostawiła w jej pamięci miłych wspomnień. Nie umiała się dostosować do wymagań szkoły, świadomością przewyższała ogół dzieci, natomiast program nauki sprawiał jej trudności, w których nauczyciele nie potrafili jej pomóc. Edukacja Marii Rataj, z wszystkimi tego systemu niedoskonałościami, odbywała się jakby na trzech płaszczyznach: uczyła ją ulica, uczył niegodny wzoru dom i dokształcała tylko szkoła. Owe trzy źródła edukacji ilustruje zresztą następujący fragment wyznań (Edek jest tu kolejnym przyjacielem matki autorki): "Mama nie była wierząca, ale przynajmniej zatrzymywała to dla siebie, lecz Edek przy byle okazji gromił księży i zakony i sypał takimi klątwami, o jakich nie miałam pojęcia. Przy wzmiance o burżujach aż kipiał. Z jego słów zrozumiałam jedno: on pragnął Rosji komunistycznej, bo tam rządzą robotnicy, bo tam nie ma tych przeklętych pasibrzuchów. "J ednak im więcej mu się przysłuchiwałam, tym więcej dziwowałam. Ta Edkowa Bosja to była kraina z bajki, gdzie nie trzeba nic robić, tylko spać i jeść, gdzie każdy robił, co mu się żywnie podobało, gdzie nie było musu ni pana. "Tak więc moja edukacja odbywała się doskonale, a w małej głowie zrobił się ferment. W szkole gromili komunistów, że to antychrysty, że źli, podli ludzie, Edek twierdził, że przeciwnie, a mama mówiła najlepiej: »Alles ist ein Kwatsch i pracować trzeba wszędzie, a Edek jest głupi«. "Teraz rosłam w dwóch prądach i bezwiednie łapałam raz jedno raz drugie. To w szkole zadawałam głupie pytania, pełne ciekawości, i za to mnie nauczycielka przezwała małą komunistką, to znów przeczyłam Edkowi, a ten wyzywał mnie od lizusów burżuazyjnych. W końcu dałam temu wszystkiemu spokój i w głębi serca chyliłam się w stronę burżuazji, bo tam znajdowała się siostra Antonina i dobra pani P.". Niczym Andersenowska dziewczynka z zapałkami Maria Rataj chodzi po mieście i, chociaż nie korzysta z oglądanych bogactw, ulega urokowi miasta czuje się jego cząstką. "I dziwna rzecz - wyznaje po latach. - W szkole i w szpitalu czułam się nędzarką, tutaj - na tle tego bogactwa - rosłam w dumę. Bo to było przecież moje miasto, a ja stanowiłam jego cząstkę". Złudzenia potwierdzają się jednak tylko wtedy, gdy wpadnie jakiś zarobek, oferta, «sługa albo pewniejsza - ale nie częsta - przesyłka pieniężna od "ciotek z Berlina". Transakcje wymiany marek na złote załatwiała wówczas Maria. "Znam się na wymia

Recenzjenie doskonale, gdyż już nieraz wymieniałam marki w banku Kwilecki-Potocki na Alejach. Nie było w tym czasie listu z Niemiec, by się w nim choć dwie marki nie znalazły. Za dwadzieścia więc marek musiała mama dostać co najmniej czterdzieści złotych. N owe buty kosztowały tylko sześć, nie mówiąc o używanych za dwa złote". Poczucie własnej nędzy ustępowało zwykle w porównaniu z nędzą jeszcze gorszą, której na Wildzie nie brakowało. Jest to stały motyw pamiętnika Marii Rataj, który raz przewija się w zestawieniu ze światem bogatych, a raz w porównaniu z jeszcze gorszymi biedakami, oto ten drugi świat, zapamiętany z wczesnej młodości autorki: "Dzikie osiedle" . Musiałabym nie chodzić na gemyle ani nie być dzieckiem ulicy, by nie znać smutnej sławy tego miejsca [...] "Był to teren niczyj, czyli miastowy, leżący na nie osłoniętej przestrzeni między dwoma mostami. Tutaj to ostatni biedacy budowali sobie własnym przemysłem domki. A że bieda była, aż piszczało, więc stosowano przy tej budowie pomysły, że hej, godne patentów. Do tego czasu uważałam się za najgorszą nędzarkę, jednak wobec tego, co zobaczyłam, poczułam się <<lepsza»". Zaletą pamiętnika Marii Rataj jest to, że na swoje dzieciństwo nie patrzy ona oczyma dzisiejszymi, lecz stara się odtworzyć przeszłość z tą samą, jakby dziecięcą uczuciowością i wrażliwością, z jaką patrzyła na wszystko u progu swego życia. Towarzyszymy więc procesowi dojrzewania pamiętnikarki, obserwujemy jej reagowanie na minione życie z tą samą niemal szczerością, jaka cechowała ją dawniej. Miarą porównań jest tu przeszłość i tylko przeszłość, z jej systemem ocen, przeżyć, trudności i tragedii. Mamy przecież wszyscy wyrobione zdanie o egzystencji biedoty, o morzu nędzy i bezprawia, o winie kapitalistycznego systemu. Ale autorka tymi ogólnymi ocenami Się nie sugeruje, nie osądza, ona tylko relacjonuje fakty, o sobie, znajomych i swoim mieście. Trzeba było już wyjątkowego zdarzenia, wyjątkowej niesprawiedliwości, aby wyrwało się jej jakieś zdanie w rodzaju: "Stwierdziłam, że w Polsce jest bezprawie". O najbardziej przejmujących sprawach Maria Rataj opowiada tak, jakby nigdy nicto było, tamto się zdarzyło - cóż w tym nadzwyczajnego, tak przedstawiał się przecież zwykły dzień l u d z i, takie było n o rm a l n e życie mieszkańców "wesołego miasteczka", które wcale nie było wesołe. Dramatyczne więc stają się w Zaułkach grzecznego miasta nie zdarzenia, nie fakty, ale sam sposób mówienia o nich: bezbarwny, zobojętniały, pozbawiony zarówno entuzjazmu jak i cynizmu, po prostu normalny. W tym widzę największy walor stylu i w ogóle całego dokumentu wspomnieniowego Marii Rataj.

Przytoczmy choćby taki fragment jej pamiętnika: "Od czasu do czasu zbieram robaki. Dowiedzieli się jednak o tym skądś i inni, i złoty interes bierze w łeb, bo pan aptekarz jest zawalony towarem. Głowię się coraz częściej, jakby tu zarobić, bo coraz więcej mi potrzeba forsy na filmy i książki, coraz też bardziej lubię smakołyki. "Latam więc na posyłki, służę krawcowej z naszej kamienicy za manekin, zbieram po znajomych stary chleb i apteczne butelki na sprzedaż. Od czasu do czasu bucham nawet mamie po parę groszy z tych pieniędzy, które przysyłają ciocie. . ." Kto wie, w jakim kierunku skierowałyby się niewątpliwe przecież uzdolnienia dziewczyny, gdyby nie musiała całej swojej wynalazczości i energii skierowywać na utrzymanie 'się przy życiu. Brakło tu nie tylko środków do życia innego, ale i kogoś, kto by pokierował rozwojem indywidualności. Po latach pretensja Marii Rataj skieruje się pod adresem szkoły. "Dlaczego nauczycielki nigdy nie mogły mnie zrozumieć? G-dyby od początku zamiast kar i strofowań powiedziały mi jedno miłe słowo, okazały trochę ciepła i wytłumaczyły, że robię źle, na pewno bym usłuchała" . Jest w tym wyznaniu zapewne wiele racji.

Lecz wiadomo i to, że szkoła w tych wypadkach ponosi tylko część winy. To przecież znowu sprawa ogólniejsza, której autorka pamiętnika nie pojmuje, której nie jest przygotowana ogarnąć w pełni iskomentować. W dalszym ciągu opowieści znajduje się uzasadnienie takiego stanu rzeczy. Oto przyjaciel matki, Edek, zakłada w mieszkaniu, w którym żyją razem, azyl dla prostytutek. Młodziutka Maria Rataj staje się odtąd wbrew swej woli obserwatorką libacji, podczas których "córy nocy" licytują się w opisach co pikantniejszych szczegółów swojego nocnego rzemiosła. Autorka pamiętnika przyznaje szczerze: "Kłamałabym mówiąc, że mnie te historie nie ciekawiły. Łowiłam je chciwym uchem". Poznaje więc tu w przyspieszonym kursie nie tylko tajniki życia społecznego, nabywa sympatii dla tajemniczego świata nocy i antypatii do życia małżeńskiego, chociaż sama nigdy nie zrezygnuje z marzeń o znalezieniu trwałej sympatii mężczyzny, wyjściu za mąż i założeniu rodziny. Ładna i dobrze zbudowana dziewczyna z odległego przedmieścia Poznania miała wiele okazji spotkania się z natarczywością mężczyzn. Notuje więc te swoje przygody i przeżycia. Pod dość dyskretnymi opisami nie trudno byłoby odkryć prawdziwe osoby, ale nie one przecież mają w tej książce znaczenie. Przychodzi wreszcie taka chwila, kiedy Maria Kataj spostrzega w sobie kogoś zupeł

Recenzjenie innego: "Już nie mam w sobie ani tej dawnej wesołości, ani pogody ducha. Mama mówi, że mój język kąsi. "Bywały i takie chwile, że marzyłam o miłości, lecz jakiż to chłopak by teraz mnie zechciał? Porządny na pewno nie, chyba szuler albo złodziej, a może karciarz w rodzaju wnuka Nika, Lucka". Ale i znajdzie się wyznania inne, pozostające pod urokiem nocnych włóczęg, wyzywania przygody, oddychania powietrzem swoistej swobody. "Lubię te nocki ciemne, jakże dużo zawierają w sobie życia pomimo pozornej pustki". Czy jeszcze inne, wyrażające pewną dumę z przynależności do swojego środowiska i pełną z nim solidarność: "Lumpenproletariat gwizdał na wszystkich, żył beztrosko z dnia na dzień, co zjadł czy erbnął, to było jego i dobra. Tu nie sięgał nikt, nie było lewicy czy prawicy, nie było komunizmu czy kleru, tylko samo prawo życia" . Złym duchem Marii Rataj była Helena.

Dziewczyna buntuje się przeciwko nIej i przeciwko sobie, ale są to odruchy coraz słabsze i coraz rzadsze. Taką otrzymały relację w pamiętniku Rataj: "... nade mną zapanowała Helena, byłam zdana na jej łaskę i niełaskę, już teraz przygasł wszelki wstyd czy odruchy buntu, zresztą umiała je szybko poskramiać. Do tego czasu jeszcze nie spotkałam chłopca, który by umiał z takim żarem całować jak ona, lecz wiedziałam, że prędzej czy później znajdę, a wówczas ją z czystym sumieniem porzucę za moją mękę zmysłową i za to, że tylko przez nią przechodziłam z rąk do rąk". Już przy końcu książki znaiduje się pyszna w swoim rodzaju, oczywiście z punktu widzenia pozycji społecznej autorki, charakterystyka przedwojennej Polski i Polek. Brzmi ona tak: "A bo nasza Polska wraz z nędzą aż do ostatnich warstw wniosła coś fałszywego, jakąś dorobkiewiczowską pychę. Niejedna taka chodziła z głową zadartą, w jedwabnej sukience, lecz co sie pod nia znajdowało, lepiej nie dociekać. Ch'opcy sm'ali s!ęi że większość kobiet sama majtki zdeimuje, żeby nie zobaczyli, jak one wysiadała". Dalsze losy Marii Rataj nie należą bynajmniej do łatwych. Umiera koleiny przyjaciel matki Niko. obie z matka zostaia wyrzucone z mieszkania, idą do baraków, dziecko, kołatanie o zapomogi, życie nocne, wreszcie "krycha" z Włodkiem, ociemniałym kaleką: "na razie zostaję jego kochanką - czytamy w pamiętniku - robię to na zimno, plując na siebie w duchu, lecz tym sposobem mamy parę bochenków chleba na miesiąc". Tak już schodzi do chwili wkroczenia Niemców. Książkę kończy następujące zdanie: "W piątek po południu zajrzeli do baraków Niemcy". W ten sposób zamknął się pierwszy rozdział życia Marii Rataj.

Książka Zaułki grzecznego miasta nie odznacz a się wytwornym stylem, przeciwnie, napisana została mową potoczną, z licznymi wtrętami gwarowymi i germanizmami, w wyniku czego natrafiamy tu na określenia i nazwy, które inaczej zanikłyby zapewne w absolutnej niepamięci. Warstwa językowa i składniowa pamiętnika Marii Rataj stanowi więc o dodatkowej wartości poznawczej publikacji niezwykłego w swoim rodzaju dokumentu socjologicznego życia peryferii Poznania.

W Poznańskiem wytworzyła się tradycja, tłumacząca się miejscową historią, szczególnego upamiętniania jednej strony przeszłości historycznej, przeszłości walk narodowych, obrony polskiego stanu posiadania, zachowania języka polskiego, wiary, określanego przez koła katolicko-pruderyjne wzorca obyczajowego. Stąd rozgłos na całą Polskę wozu Drzymały, strajków dzieci wrzesińskich, powstań wielkopolskich, stąd swoista mitologia wysokiej kultury rolnej Poznańskiego, kas spółdzielczych, organizacji rolniczych, oświatowych, rzemieślniczych. Jednakże oprócz nurtu bohaterskiego, organicznikowskiego, Wielkopolska, podobnie jak i inne regiony kraju, miała też w swojej przeszłości rozdziały mniej chlubne, życienie szczędziło ludziom i tu ciężkich prób, oprócz tradycyjnego wysokiego standardu życiowego i kulturalnego, mniej przecież powszechnego niż się przyjmuje, występowała nędza, brak środków do życia, bezrobocie, wraz z wszystkimi ujemnymi objawami i następstwami tego stanu. I nie były one udziałem wyłącznie leniuchów czy jednostek wyjątkowo niezaradnych, nie. W tym też zakresie przede wszystkim odczuwalny był niedostatek dokumentacji miejscowej, przekazującej owoc doświadczeń i obserwacji całych pokoleń ludzi wyrosłych i związanych całym swoim życiem z tradycją terenu, dobrą i złą. N apisałem: odczuwalny był niedostatek dokumentacji miejscowej, ponieważ w ostatnim czasie Wydawnictwo Poznańskie rozpoczęło edycje wspomnień Wielkopolan - po Poznańskich wspominkach starych poznaniaków ukazał się tom wspomnień Tadeusza Beceli Osobliwe lata, a ostatnio książka Marii Rataj, która stała się przedmiotem tego omówienia dających upoważnienie do nadziei, że jest to początek bardziej systematycznej działalności edytorskiej w dziedzinie pamiętników i wspomnień. Feliks Forna lczyk

TERROR HITLEROWSKI W WIELKOPOLSCE

Ludwik G o m o 1 e c, Stanisław K u b i ak: Terror hitlerowski w Wielkopolsce.

Poznań 1962, ss. 145.

W dziesięć dni po rozpoczęciu II wojny egzekucji. N a czołowym miejscu tej ponurej światowej, 10 września 1939 roku, do stolicy listy znajduje się pow. koniński, gdzie naliWielkopolski - Poznania wkroczyła armia czyć można - według dotychczasowych dahitlerowska. Dla mieszkańców woj. poznań - nych - 46 miejsc egzekucji. W powiecie poskiego, podobnie jak dla całego społeczeństwa znańskim - 31, gnieźnieńskim - 20, oborpolskiego, rozpoczął się okres pięcioletniego nickim - 18, wrzesińskim - 17, kaliskim terroru. - 14. Przerażający jest bilans tych lat: w okre- N ajwięcej ofiar zamordowano w Chełmnie sie od l grudnia 1939 roku do 31 grudnia nad Nerem (pow. kolski), gdzie znajdował 1943 roku hitlerowski okupant wysiedlił z te- się obóz przeznaczony przede "wszystkim dla renów dzisiejszego województwa poznańskie- ludności żydowskiej. Zginęło tutaj około go 363 153 osoby, z czego około lm tys. osób 300 tys. osób pochodzenia żydowskiego oraz z Poznania. Szczególnie dużo osób wysie- około 40 tys. ludności polskiej, w tym spora dlono z ówczesnych powiatów: poznańskiego, grupa dzieci. W powiecie konińskim zginęło kaliskiego, turkowskiego, konińskiego, kol- ponad 20 tys. osób, w obornickim ponad skiego, gnieźnieńskiego, kościańskiego i no- 13 tys., ponad 12 tys. w pleszewskim. W Powotomyskiego. Na miejsce wysiedlonych Po- znaniu i w pow. poznańskim zginęło ponad laków sprowadzono Niemców, naprzód tzw. 5 tys. Ze szczególną zaciekłością niszczył Niemców bałtyckich, a w roku 1942 Niemców hitlerowski okupant pracowników nauki ł wołyńskich. kultury. W okresie okupacji zginęło 65 praW parze z wysiedlaniem szła na szeroką cowników naukowych Uniwersytetu Poznańskalę zakrojona akcja bezpośredniej ekster- skiego. Spośród 59)5 nauczycieli zatrudnionych minacji ludności polskiej i żydowskiej. W 28 w roku 1939 w szkołach okręgu poznańskiego powiatach oraz pięciu miastach wydzielonych do pracy po wojnie powróciło tylko 42,7'/«. znajdujących się w granicach dzisiejszego Tę ponurą statystykę czerpię z wydanej województwa poznańskiego ustalono dotych- ostatnio przez Wydawnictwo Poznańskie na czas, a nie jest to pewno liczba ostateczna, zlecenie Komisji Historycznej Zarządu Okręokoło 200 miejsc masowych i pojedynczych gu Związku Bojowników o Wolność i Demo

krację w Poznaniu, książki Ludwika Gomolca i Stanisława Kubiaka pl. Terror hitlerowski w Wielkopolsce. Po 17 latach od czasu zakończenia wojny Wielkopolska otrzymała próbę szczegółowego opisu zbrodni dokonanych na jej terenach. Książka składa się z trzech części: pierwsza nosi tytuł: Eksterminacja ludności w Wielkopolsce, druga zawiera pamiętniki i wspomnienia byłych więźniów hitlerowskich miejsc kaźni, część trzecia to aneksy zawierające spis miejscowości, daty egzekucji, liczbę ofiar, ustalenie, przez kogo egzekucja została wykonana oraz ewentualne bliższe dane o egzekucji i zamordowanych. Aneks zamyka spis źródeł archiwalnych oraz literatury dotyczącej zagadnienia hitlerowskiej okupacji w Wielkopolsce. Część pierwsza daje ogólną charakterystykę okupacji hitlerowskiej w Wielkopolsce, podkreślając mocno specyfikę terroru, uwarunkowaną faktem wcielenia Poznańskiego jako części składowej do Rzeszy Niemieckiej. Już w październiku 1939 roku komisarz Rzeszy otrzymuje uprawnienia w zakresie konfiskaty majątku polskiego na obszarach wcielonych do Rzeszy. Dalsze rozporządzenia w tym zakresie ukazują się w roku następnym. Również w październiku 1939 roku ukazuje się specjalny dekret podpisany przez Hitlera i stwarzający "prawną podstawę" zakrojonej na wielką skalę akcji przesiedleń ludności polskiej do tzw. Generalnej Guberni. W miesiąc później powstaje plan wysiedleń na najbliższy okres z tzw. Okręgu Warty. W tym samym miesiącu listopadzie 1939 roku - rozpoczęto akcję wysiedlania.

O wysiedleniu zawiadamiano w nocy na 10-20 minut przed wyjazdem. Polacy brutalnie wyrzucani z mieszkań mogli zabrać ze sobą jedynie małe tobołki. Wysiedlonych gromadzono w dwóch przejściowych obozach: w Potulicach i Głównej. W prymitywnych barakach, o chłodzie, głodzie, w urągających elementarnym zasadom higieny warunkach przesuwało się przez obóz w Głównej około 2000 osób dziennie, a w okresie wzmożonych przesiedleń i 6000 osób. Jak można sadzić na podstawie danych, w obozie tym zmarło około 10'/0 przebywającej tam ludności, szczególnie dużo dzieci. Akcja wywożenia do tzw. Generalnel Guberni została "uzunełniona" wywożeniem na przymusowe roboty do Rzeszy. Poza tym przesiedlano ludność polską z gospodarstw lepszych na gorsze i osadzano na tych pierwszych ludność niemiecką. Sporo miejsca poświęcili autorzy książki omówieniu miejsc kaźni, jakie okupant hitlerowski zorganizował na terenie Wielkopolski, a szczególnie w Poznaniu. Ciężkie więzienia znajdowały się w następujących miastach: Chodzieży, Gnieźnie, Inowrocławiu, Kaliszu, Kępnie, Kole, Koninie, Kościanie, Lesznie,

Recenzje

Mogilnie, N owym Tomyślu, Obornikach, Ostrowie, Pile, Poznaniu, Pyzdrach, Rawiczu, Rogoźnie, Słupcy, Szamotułach, Śremie, Środzie, Turku, Wolsztynie, Wronkach i Wrześni.

Więzienie centralne w Poznaniu mieściło się przy ulicy Młyńskiej. Wykonywano tam codziennie kilka wyroków smlerci za pomocą trzech szubienic z automatycznymi zapadniami i gilotyny. Słynne miejsce kaźni znajdowało się w gmachu b. Domu Żołnierza. Tu torturowano i bito więźniów, by wymusić zeznania. Więźniów dowożono z Fortu VII, gdzie zgromadzono ich, w zależności od nasilenia fali aresztowań, w liczbie od lcm do 2500. Pobyt w Forcie VII był dalszym ciągiem szykan, bicia, tortur, jakim poddawano więźniów w czasie przesłuchiwania w gmachu b. Domu Żołnierza. Miejscem kaźni do końca wojny było Zabikowo, gdzie powiązanych drutem więźniów cofający się w roku 1945 hitlerowcy zostawili w barakach, a następnie podpalili. Przez żabikowski obóz przeszło około 40 tys. osób, z tej liczby zginęło na miejscu kilka tysięcy. Poza tym wymordowano, za pomocą zastrzyków pacjentów zakładu dla psychicznie chorych w Dziekance koło Gniezna, zagazowano kilkuset pacjentów z podobnego zakładu w Kościanie i w Owińskach. Różne były metody terroru, ale cel był zawsze ten sam: biologiczne wyniszczenie narodu polskiego. W warunkach szczególnego terroru w Poznańskiem, gdzie każde manifestowanie polskości traktowane było jako zbrodnia przeciwko państwu niemieckiemu, a tym samym karane śmiercią, nie mogło się rozwinąć tak szeroko życie konspiracyjne, jak np. na obszarze tzw. Generalnej Guberni. Ale przecież i tutaj działało kilka organizacji o charakterze militarno-politycznym, ukazywała się podziemna prasa. Tutaj też powstała w roku 1940 organizacja pod nazwą "Związek Patriotów Polskich i Przyjaciół Unii Sowieckiej". W Poznaniu powstała także komórka Komunistycznej Partii Polski. W połowie 1942 roku, gdy samodzielna organizacja Komunistycznej Partii Polski posiadała już świetnie działające komórki w DWM (niemieckie zakłady broni i amunicji - dzisiejsze Zakłady "H. Cegielski") oraz w warsztatach kolejowych, nawiązano kontakty z Polską Partią Robotniczą. W wyniku tych kontaktów poznańska organizacja Komunistycznej Partii Polski przekształciła się w Polską Partię Robotniczą podporządkowaną komitetowi łódzkiemu Polskiej Partii Robotniczej. Działalność poznańskiej organizacji Polskiej Partii Robotniczej skupiała się wokół doraźnych akcji sabotażowych w fabrykach. Wydawano także własną gazetkę. Z początkiem 1944 roku przystąpiono do organizowania własnej siły zbrojnej. Aresztowania wśród czej dokonane w grudniu 1943 roku naprowadziły na ślad organizacji poznańskiej. W)J,944 roku aresztowano 133 członków poznańskiej organizacji Polskiej Partii Robotniczej. Po torturach zapadły wyroki kary śmierci lub w najlepszym wypadku skazania na pobyt w obozach koncentracyjnych. Część druga książki, zawierająca, jak to już wspomniano, pamiętniki i wspomnienia, jest ilustracją części pierwszej. To, co na podstawie badań ustalili historycy zajmujący się dziejami okupacji w Wielkopolsce, tu dokumentują swymi bezpośrednimi relacjami byli więźniowie, którzy mimo terroru zdołali przeżyć. Dwadzieścia jeden fragmentów tych pamiętników i wspomnień czyni na czytelniku wstrząsające wrażenie i daje w sumie na pewno cząstkowy, ale jakże prawdziwy obraz czasów, gdy na Wielkopolskę, podobnie

Recenzjejak na cały kraj, padł cień hitlerowskie) swastyki. Wydaje się jednak, że dla celów dokumentalnych warto było tę część książki poszerzyć o obszerniejsze i liczniejsze wspomnienia i relacje. Mogłyby się tam wtedy także znaleźć wspomnienia, które mówiłyby np. o tajnym nauczaniu. To ostatnie, ze względów, o których już wspomniano wyżej, nie mogło się tak rozwinąć jak na terenach Polski, które okupant nie wcielił bezpośrednio do Rzeszy, ale mimo wszystko w działalności konspiracyjnej w Wielkopolsce zapisało swą piękną kartę. To samo można powiedzieć o akcji pomocy więźniom czy jeńcom wojennym, chociażby na tak pięknym przykładzie patriotycznej postawy, jaką wykazali mieszkańcy Ostrzeszowa, organizując na wielką skalę pomoc dla jeńców pobli

WITRYNA WYDAWNICZA POZNAŃSKIEGO TOWARZYSTWA PRZYJACIÓŁ NAUK

Bohdan D z i a b a s z e w s k i Porosty okolic Poznania na tle porostów Wielkopolski.

Redaktor: Zygmunt Czubiński. [Skrypt powielany]. Poznań 1962, ss. 160.

Praca B. Dziabaszewskiego, traktująca o jednej z naj osobliwszych grup roślinnych, ukazała się w ramach cyklu wydawniczego Komisji Biologicznej Wydziału Matematyczno- Przyrodniczego Poznańskiego Towarzystwa Przyjaciół Nauk jako tom XXII, zeszyt i.

Autor podjął ambitny cel scharakteryzowania flory lichenologicznej okolic Poznania na tle flory całej Wielkopolski. Książka uzupełnia lukę w tej dziedzinie, bowiem dotychczasowe badania (F. Krawca, H. Janiak i innych)ograniczały się do specyficznych siedlisk przyrody lub jej niewielkich obszarów. Praca składa się z dwóch części zasadniczych. W pierwszej, zatytułowanej Dotychczasowy stan badań lich en o logieznycłi w Wielkopolsce ze szczególnym uwzględnieniem Poznania, autor wyjawia cel badań i ich metodę oraz kreśli zakres pracy. W drugiej części znajdujemy drobiazgowo opracowany wykaz systematyczny porostów i wykaz alfabetyczny form. Streszczenie w języku angielskim.

Piotr L e n a r t i Zygmunt Z a g o r s k i O mowie ludowej w Wielkopolsce.

Poznań 1962. Państwowe Wydawnictwo Naukowe Oddział w Poznaniu, ss. 30.

Praca Piotra Lenarta i Zygmunta Zagór- gionalnego sentymentu, lecz również pożyskiego jest pierwszą książeczką Wydawnictwa teczna i to nie tylko dla literatów czy naPopularno-naukowego Poznańskiego Towa- uczycieli polonistów. W ogóle wzbogaca' rzystwa Przyjaciół Nauk z dziedziny języ- świadomość i poczucie językowe, pomaga koznawstwa i stanowi dla miłośników kultury rozwijać zdolności wypowiadania się w języludowej pożyteczne uwagi o osobliwościach ku literackim i uczenia się języków obcych". gwar wielkopolskich. "Znajomość gwar ro- Praca opatrzona jest dwoma mapkami dzinnych okolic - stwierdza prof. WJ. Ku- granic językowych Wielkopolski. raszkiewicz - jest nie tylko przejawem re

Stanislaw N a w r o c k i Rozwój kapitalizmu w rolnictwie w latach 1793-1865. (Na przYkładzie majątku lwóweckiego) Poznań stwowe Wydawnictwo Naukowe Oddział w Poznaniu, ss. 266.

Cenny przyczynek do badań nad rozwojem kapitalizmu w rolnictwie wielkopolskim od przełomu XVIII i XIX wieku, a ściśle od daty przejścia Wielkopolski pad panowanie pruskie aż po rok 1865, datę przyj

10 Kronika Miasta Poznania 4

Wielkopolski 1962, Pań

mowaną jako ostateczne zakończenie uwłaszczenia chłopów. Stanisław Nawrocki nie ogranicza się do badania jednego majątku ziemskiego. Wyniki badań konfrontuje z bogatym materiałem porównawczym dotyczącym

Wielkopolski, a w niektórych przypadkach także innych części kraju. Praca składa się z trzech zasadniczych rozdziałów. Pierwszy, zatytułowany Majątek lwówecki w końcowym stadium feudalizmu, poświęcony jest omówieniu sytuacji majątku na przełomie XVIII i XIX wieku. D 'rugi rozdział nosi tytuł Uujłaszczenie chłopów w majątku lwóweckim i przedstawia wyniki badań c-d genezy i sposobu przeprowadzenia uwłaszczenia aż po rezultaty uwłaszczenia w odniesieniu do folwarków. Rozdział trzeci,

Recenzjenoszący tytuł Ugruntowanie się stosunków kapitalistycznych, zajmuje się zmianami w zakresie sił wytwórczych, stosunkami pracowniczymi gospodarstwa folwarcznego, jego związkami z rynkiem towarowo-pieniężnym i zmianami w administracji folwarku. Praca ilustrowana jest 3 mapami i 39 tablicami. Streszczenie w języku angielskim.

Książka ukazała się w cyklu wydawniczym Wydziału Historii i Nauk Społecznych Poznańskiego Towarzystwa Przyjaciół Nauk.

"Roczniki Dziejów Społecznych i Gospodarczych". Tom XXIII, Rok 1961.

Poznań 1962. Państwowe Wydawnictwo Naukowe, ss. 382.

Dział rozpraw i referatów zawiera: Władysława Rusińskiego Pustki Problem agrarny feudalnej Europy, Stefana Chmielewskiego Zmiany w zachodniej granicy zasięgu sochy w Europie w świetle źródeł historycznych, Jerzego Ochmańskiego Uprzywilejowanie gospodarcze kościoła katolickiego na Litwie w średniowieczu, Czesławy OhryzkoWłodarskiej Sprawa bezrolnych w re

formie uwłaszczeniowej w Królestwie Polskim, Henryka Zinsa Angielskie księgi portowe jako źródło do historii handlu XVI 2U2eKU i Mariana Drozdowskiego Uwagi o polityce walutowo-pieniężncj rządu polskiego lat 1936-1939. Poza tym tom zawiera obszerny dział recenzji, sprawozdań i bibliografii.

"Roczniki Historyczne". Rocznik XXVIII (1962). Warszawa 1962. Państwowe Wydawnictwo Naukowe, ss. 238.

Tom otwiera rozprawa Janusza Pajewskiego pl. Polityka mocarstw centralnych wobec Polski podczas pierwszej wojny światowej. W dziale ARTYKUŁY i DYSKUSJE zabierają głos: Kazimierz Tymiemecki, Jerzy Ochmański, Antoni Gąsiorowski, Jolanta Dworzaczkowa, Tadeusz Wieczorek, Alfred Wielopolski i Henryk Batowski.

W dziale MILLENIUM Kazimierz Tymieniecki omawia książki Witolda Hensla i Aleksandry Broniewskiej. Dział RECENZJI zawiera omówienie 18 pozycji polskich i zagranicznych.

Tadeusz Siwicki

Powyższy artykuł jest częścią publikacji Kronika Miasta Poznania: kwartalnik poświęcony problematyce współczesnego Poznania 1962.10/12 R.30 Nr4 dostępnej w Wielkopolskiej Bibliotece Cyfrowej dla wszystkich w zakresie dozwolonego użytku. Właścicielem praw jest Wydawnictwo Miejskie w Poznaniu.
Do góry