Rektorzy poznańskich uczelni

Kronika Miasta Poznania: kwartalnik poświęcony problematyce współczesnego Poznania 1962.07/09 R.30 Nr3

Czas czytania: ok. 82 min.

PROF. DR OLECH SZCZEPSKI REKTOR AKADEMII MEDYCZNEJ

Olech Szczepski urodził się 17 kwietnia 1914 roku w Poznaniu w rodzinie drukarza Czesława Szczepskiego. W rodzinnym mieście uczęszczał do szkoły podstawowej, a następnie do Gimnazjum Marii Magdaleny. Świadectwo dojrzałości uzyskał 10 maja 1932 roku i bezpośrednio potem zapisał się na Wydział Lekarski Uniwersytetu Poznańskiego, i tu uzyskał absolutorium w grudniu 1937 roku, a dyplom lekarza 9 czerwca 1938 roku. Powołany we wrześniu 1938 roku do czynnej służby wojskowej, kończy Szkołę Podchorążych Sanitarnych Rezerwy, a po odbyciu praktyki w 3 pułku lotniczym w Poznaniu bierze udział wraz z eskadrą liniową w kampanii wrześniowej 1939 roku jako lekarz eskadry. Po przejściowym internowaniu na Węgrzech przedostaje się do Francji, wstępuje ponownie do Wojska Polskiego za granicą i jako lekarz uczestniczy w walkach na froncie afrykańskim i włoskim. Później, do roku 1947, pracuje w oddziałach chirurgicznych, zakaźnych i skórnych szpitali wojskowych polskich, angielskich i hinduskich. Po powrocie do kraju, już jako doświadczony lekarz, Olech Szczepski zaczyna w 1947 roku pracę w klinikach Akademii Medycznej w Poznaniu, przechodząc kolejno wszystkie szczeble pomocniczego pracownika nauki w Klinice Chorób Dziecięcych, pod kierownictwem dra Karola Jonschera. Tam też osiąga specjalizację I I e Z pediatrii.

Dnia 2 lipca 1949 roku Olech Szczepski uzyskuje stopień doktora medycyny na podstawie pracy pL Leczenie streptomycyną ostrych pierwotnych postaci gruźlicy dziecięcej. Gruźlica dziecięca w ogóle jest nie tylko przedmiotem jego pracy doktorskiej, ale staje się' dziedziną jego intensywnych badań. Owocem tych badań jest 15 publikacji naukowych, dzięki którym prof. Olech Szczepski stał się jednym z najwybitniejszych znawców tego problemu w Polsce. Kiedy w roku 1951 wybucha w Polsce groźna epidemia choroby Heinego- Medina, Olech Szczepski jest jednym z pierwszych, którzy wypowiedzieli jej walkę. Dla zwalczania tej choroby organizuje w Poznaniu szpital zakaźny na 200 łóżek, przejmując na ten cel budynek Państwowego Zakładu Ubezpieczeń przy ul. Mickiewicza, kieruje tym szpitalem przez półtora roku, przygotowując kadrę lekarzy do walki z chorobą Heinego- Medina. Po powrocie do Kliniki Chorób Dziecięcych kontynuuje swoje rozpoczęte» uprzednio badania i 5 kwietnia 1955 roku na podstawie pracy pt. Znaczenie rOzPoznawcze i rokownicze badań płynu mózgowo-rdzeniowego u dzieci uzyskuje tytuł samodzielnego pracownika nauki. W tymże czasie, przez cały okres choroby prof. K. J onschera, pełni obowiązki wojewódzkiego specjalisty w zakresie pediatrii. Od roku szkolnego

RektorzY poznańskichuczelni

1953/54 wykłada pediatrię dla studentów IV roku medycyny. Od 1 marca do 31 maja 1956 roku delegowany przez Ministerstwo Zdrowia do Białegostoku, kieruje Katedrą i Kliniką Chorób Dzieci białostockiej Akademii Medycznej. Z chwilą utworzenia II Katedry i Kliniki Chorób Dziecięcych Akademii Medycznej w poznaniu (15. XII. 1956) zostaje ich pierwszym kierownikiem. Przez wiele lat pełni obowiązki konsultanta naukowego w zakresie ftyzjopediatrii w sanatoriach przeciwgruźliczych dla dzieci w Ludwikowie i Kiekrzu pod Poznaniem. Od roku 1958 jest specjalistą wojewódzkim w zakresie pediatrii na terenie woj. olsztyńskiego. W roku 1961 Rada Państwa mianowała doc. O. Szczepskiego profesorem nadzwyczajnym. W latach szkolnych 1960/61 i 1961/62 pełnił funkcję dziekana Wydziału Lekarskiego Akademii Medycznej. Od 1 stycznia 1956 roku jest członkiem Międzynarodowego Towarzystwa Pediatrycznego, od roku 1959 - członkiem Komisji Medycyny Doświadczalnej, a od 1960 roku członkiem Wydziału Lekarskiego Poznańskiego Towarzystwa Przyjaciół Nauk. W roku 1961 wybrany został przewodniczącym oddziału poznańskiego Polskiego Towarzystwa Pediatrycznego. Wyjeżdżał kilkakrotnie w celach naukowych do Moskwy, Leningradu i Paryża.

W działalności naukowej i dydaktycznej obok dorobku własnego, obejmującego prawie 50 różnych prac, na uwagę zasługuje ciągły rozwój kierowanej przez niego kliniki. Nie licząc prac zamieszczanych corocznie w piśmiennictwie fachowym i osiągnięć Koła Studentów, którym się szczególnie opiekował, w katedrze przeprowadzono 8 przewodów doktorskich. Najwięcej prac, bo 16, zajmuje się zagadnieniem gruźlicy. Na ich czoło wysuwają się prace poświęcone badaniom płynu mózgowo-rdzeniowego. Stanowią one podsumowanie sześcioletnich badań, opartych na analizie prawie 10 tysięcy płynów mózgowo-rdzeniowych. Niektóre z badań zostały wykonane w Polsce po raz pierwszy. Na podstawie wnikliwej analizy (liczby, zestawienia, wykresy), popartej gruntowną znajomością piśmiennictwa polskiego i obcego, prof. O. Szczepski wyprowadził wniosek, że nie ma takiego badania poszczególnych składników płynu mózgowo-rdzeniowego, które by mogło samodzielnie przesądzać o rozpoznaniu czy rokowaniu w tym schorzeniu, że decydują zawsze tylko pewne zespoły poszczególnych cech płynu i to z uwzględnieniem, obrazu klinicznego. Jedyną cechą, która może być miarodajna dla rokowania sama przez się, jest występujące na 24-28 godzin przed zgonem kwaśne oddziaływanie płynu. Rozprawa pt. Leczenie streptomycyną ostrych pierwotnych postaci gruźlicy dziecięcej ogłoszona w roku 1949, była pierwszym w piśmiennictwie polskim oprauczelnicowaniem tego problemu, a wnioski z tej pracy, mimo wprowadzenia tymczasem innych środków leczniczych, nadal pozostają aktualne. Świadczy to najlepiej o sumienności obserwacji i umiejętności wnioskowania. Z prac laboratoryjnych zespołowych wyróżniają się prace badawcze nad zachowaniem się płynu mózgowo-rdzeniowego u dzieci leczonych streptomycyną. Wykazują one dużą samodzielność myślenia, umiejętność powiązania badań laboratoryjnych z obserwacjami klinicznymi i - co bardzo ważne - umiejętne stosowanie doświadczeń na chorych. N a podkreślenie zasługują szczególnie badania nad zachowaniem się cukru oraz stężenia jonów wodorowych. Oryginalna cytowana w piśmiennictwie obcym jest praca Lampa kwarcowa w leczeniu gruźliczego zapalenia opon (przygotowana wspólnie z K. J onscherem),' która zapoczątkowała nową metodę leczniczą. Podobnie należy ocenić pracę pL Pierwsze próby leczenia gruźlicy hydrazydem kwasu izonikotynowego (praca wspólna), która była także pierwszym polskim opracowaniem tego tematu. Prace Stan fizyczny dzieci po gruźliczym zapaleniu opon, Badania katamestyczne dzieci po gruźliczYm zapaleniu mózgu i opon mózgowo-rdzeniowych, Zakończenie leczenia i okresy kontroli gruźliczego zapalenia mózgu i opon mózgowo-rdzeniowych zajmują się analizą odległych wyników leczenia i świadczą o entuzjazmie do pracy badawczej, ciągnącej się przez długie lata. Prace z zakresu ostrego porażenia dziecięcego (choroba Heinego-Medina) obejmują 6 pozycji poświęconych pewnym polskim odrębnościom choroby, a przede wszystkim nowoczesnym metodom jej leczenia. Najbardziej godna podkreślenia jest praca wspólna pL: Klinika wczesnych objawów poliomyelitis w ostatniej epidemii i ich znaczenie dla wczesnej diagnostyki. Jest to praca dojrzała, wykazująca dużą bystrość spostrzegania i dużą samodzielność myślenia w oparciu o dokładną znajomość kliniki schorzenia. Samodzielna praca Osobliwości zachowania się płynu mózgowo-rdzeniowego we wczesnych okresach po liomyelitis, potwierdza wnioski pracy poprzedniej, a jednocześnie ponownie świadczy o sumiennym przygotowaniu autora do prac laboratoryjnych nad płynem mózgowo-rdzeniowym i stanowi poważny wkład autora do tej dziedziny wiedzy. Leczenie stanów porażeniowych w chorobie Heinego-Medina szczepionką przeciw wściekliźnie i Wpływ środków podniecających ze szczególnym uwzględnieniem dibazolu na poliomyelitis w okresie po ustąpieniu objawów ostrych (prace wspólne) wskazują ponownie na dużą umiejętność eksperymentowania, samodzielność w myśleniu i krytycyzm w ocenie wyników. Rozważanie zagadnień epidemiologicznych tego schorzenia (Niezwykłe ognisko choroby Heinego-Medina na wsi) świadczy o tym, że nie tylko klinika i eksperyment interesują autora, ale całokształt problemu. W badaniach swych prof. dr O. Szczepski stosuje coraz to nowe metody, o czym świadczą dwie prace na temat badań chromatograficznych płynu mózgowo-rdzeniowego w różnych schorzeniach u dzieci. Badania chromatograficzne aminokwasów płynu mózgowo-rdzeniowego u dzieci 1 Chromatograficzne badania aminokwasów płynu mózgowo-rdzeniowego u dzieci w niektórych stanach chorobowych są pracami oryginalnymi, w polskim piśmiennictwie pediatrycznym ogłoszonymi po raz pierwszy. Zarówno te dwie prace jak i kilka innych (np.: Znaczenie dodatkowych zakażeń gronkowcowych w przebiegu biegunek u niemowląt, Pierwsze próby stosowania antybiotyków w durze brzusznym, Przypadek białaczki u dziecka, leczony aminopteryną oraz przypadek odczynu białaczkowego w przebiegu zakażenia l u b Trzy przypadki grzybicy skóry wyleczone aureomycyną) świadczą wyraźnie, że zainteresowania prof. O. Szczepskiego - aczkolwiek ześrodkowane głównie na gruźlicy i chorobie Heinego- Medina - bynajmniej do nich się nie ograniczają,

RektorzY poznańskichuczelni

a przeciwnie świadczą, że potrafi on krytycznie 1 ciekawie przedstawić 1 inne zagadnienia rozpoznawcze i lecznicze. Pracę naukową prof. O. Szczepskiego cechuje nieustanne szukanie nowych dróg, mających na celu opracowanie nowych, lepszych metod diagnostycznych, leczniczych, które by umożliwiły nie tylko szybsze, intensywniejsze i pewniejsze leczenie pewnych stanów chorobowych u dzieci, ale przede wszystkim zmniejszenie umieralności dzieci z powodu tych schorzeń. Mimo nawału pracy naukowej i dydaktycznej prof. Olech Szczepski zawsze znajdował czas na pracę społeczno-polityczną. Od roku 1948 należy do Związku Zawodowego Pracowników Służby Zdrowia, gdzie przez dwa lata pełnił obowiązki przewodniczącego Rady Miejscowej przy Klinice Chorób Dziecięcych Akademii Medycznej i przez następne dwa lata przewodniczącego Rady Miejscowej Związku Zawodowego Pracowników Służby Zdrowia przy Akademii Medycznej. W latach 1953-1956 był delegatem Związku Zawodowego Pracowników Służby Zdrowia do Senatu Akademii Medycznej. Od roku 1961 jest członkiem Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej.

Wszyscy, którzy stykają się z nim, stwierdzają, że przy dużych wymaganiach stawianych sobie samemu jest to człowiek zawsze chętny do niesienia pomocy potrzebującym, umiejący współżyć z ludźmi, zawsze świadom swoich obowiązków wobec podwładnych i zawsze szczerze oddany choremu dziecku i studiującej młodzieży. Dnia 19 lutego 1962 roku Senat wybrał jednomyślnie prof. dr Olecha Szczepskiego rektorem Akademii Medycznej.

Zebrał: Tadeusz Świtała

40 LAT PRACY I WALKI MAKSYMILIANA BARTZA

Ulica Feliksa Dzierżyńskiego w Poznaniu nie jest nowoczesna arterią wielkomiejską. Wąska, wiecznie zatłoczona, musi co dnia pomieścić spieszących się ludzi, tramwaje i samochody. Łączy bowiem śródmieście z Wildą - robotniczą dzielnicą Poznania, w której mieszczą się Zakłady "H. Cegielski". Gdy przed 40 laty do jednej z tutejszych kamienic czynszowych wprowadził się Maksymilian Bartz, ulica ta, zwana Półwiejską, należała do najbardziej zaniedbanych, a wilgotne suterenowe mieszkania i poddasza zajęte przez miejski proletariat były siedliskiem gruźlicy i krzywicy. N owy lokator wraz z żoną zamieszkał w oficynie domu pod nr 21 w małym pokoiku i kuchence. Słońce tylko w zenicie zaglądało do tonącego w mroku podwórka. Młody kowal przywędrował do Poznania z rodzinnego Inowrocławia i miał już za sobą wstępne boje o prawo do życia, do zarobku, do ludzkiego traktowania, ale tu właśnie, w Poznaniu, miał otrzymać chrzest bojowy, wyrosnąć na aktywistę ruchu związkowego żarliwego działacza Komunistycznej Partii Polski.

Maksymilian Bartz urodził się 4 października 1902 roku w Balczewie, powiat Inowrocław. Przyszedł na świat jako czwarte z kolei dziecko kowala Józefa Bartza i jego żony J uli anny z domu Olszewskiej. Warunki materialne w domu rodzinnym były bardzo skromne. Ojciec, choć bardzo kochał swe dzieci, był dla nich surowym nauczycielem, kierował się zasadą, że każde dziecko już we wczesnej młodości powinno wdrażać się do zawodu. Toteż Maksymilian już w 12 roku życia Maksymilian Bartz dzielnie pomagał ojcu w kuźni w chwilach wolnych od nauki, przyswajając sobie tajniki trudnego zawoiu. W poszukiwaniu zajęcia i zarobku, który by umożliwiał utrzymanie rodziny, stary kowal zmuszony był najmować się do pracy w okolicznych majątkach ziemskich, wędrując z miejsca na miejsce ze swym dobytkiem. Wreszcie rodzina Bartzów na dłuższy czas ulokowała się w Strzeszynie pod Poznaniem. Dorastający Maksymilian pomagał ojcu w zdobyciu skromnych środków na utrzymanie rodziny, wolny

Jubileusze

czas poświęcając nauce. Uczęszczał do szkoły podstawowej, a później, już w Poznaniu, do średniej. Wybuch powstania wielkopolskiego zastał Maksymiliana Bartza w 3 eskadrze lotniczej, przemianowanej później na 14 eskadrę wywiadowczą, stacjonującą w Poznaniu-Ławicy. W tym okresie kończy z odznaczeniem półroczną szkołę mechaników samolotowych. Świadectwo, które wystawił mu ówczesny dowódca szkoły - por. pilot J. Mańczak, określa młodego mechanika jako sumiennego i gorliwego żołnierza. Po zwolnieniu z wojska Maksymilian pracuje kolejno w kilku warsztatach rzemieślniczych. W dniu 8 kwietnia 1922 roku zdaje egzamin czeladniczy w zawodzie kowalskim. W 1922 roku jako 20-1etni młodzieniec i pracownik zbrojowni przy ul. Stawnej wiąże się z klasowym ruchem zawodowym. W rok później zostaje wybrany do Wydziału Robotniczego jako jego przewodniczący. W skład prezydium tego wydziału wchodzili m. in.: Ludwik Sadowski - zastępca przewodniczącego, Adam Sroka - sekretarz i Jan Łuczak. Zjednoczenie Zawodowe Polskie reprezentował Hetmański. Z inicjatywy wydziału postanowiono powołać zarząd oddziału jednostek pracujących dla potrzeb wojska. N a zebraniu delegatów został wybrany Zarząd Oddziału Zakładów Uwojskowionych, którego przewodniczącym został Maksymilian Bartz, sekretarzem Ludwik Mikołajczak, a członkami Stanisław Chełminiak i Maksymilian Ciesielski. Zebrani wybrali również delegacje do ministra wojny Józefa Piłsudskiego, w składzie: M. Bartz, St. Chełminiak i M. Ciesielski. Delegacja ta już od samego początku znalazła się w ostrym konflikcie z kierownictwem zakładu oraz dowódcą Okręgu Wojskowego. Zaczęła się walka o układ zbiorowy, o należne deputaty. Odpowiedzią były represje i szykany. Najpierw przeniesiono Maksymiliana Bartza do oddziału przy ul. Artyleryjskiej, gdzie remontowano broń ciężką. Wszelkimi sposobami kierownictwo zakładu starało się uniemożliwić mu działalność i sparaliżować prace Wydziału Robotniczego, którym nieustraszenie kierował. Wreszcie otrzymuje zwolnienie z pracy, upozorowane przez dyrekcję likwidacją oddziału przy ul. Artyleryjskiej. Było to pierwsze zwolnienie. Takich "terminatek" miało być w przyszłości więcej. Pomocną dłoń w tym czasie podaje mu Związek Robotników Przemysłu Metalowego - Oddział Poznańsko- Pomorski, którego przewodniczącym był ślusarz Stanisław Niedbaiski. Wprawdzie nie udało się "Maksa", jak go popularnie nazywali towarzysze pracy, przyjąć do pracy w Zakładach Uwojskowionych, ale udzielono mu pomocy w znalezieniu pracy w narzędziowni firmy H. Cegielski. W tym czasie Poznańsko- Pomorski Oddział Związku Robotników Przemysłu Metalowego prowadził ożywioną działalność kulturalno-oświatowa. Wielu znanych działaczy i naukowców angażowało się do pracy, zwłaszcza oświatowej. Byli to: niedawno zmarły prof. dr Tadeusz Kurkiewicz, docent Józef Jankowiak, obecny dyrektor Instytutu Balneologicznego, obecny wiceminister zdrowia dr Feliks Widy- Wirski, ambasador Jerzy Grudziński, prof. Zdzisław Kępiński - obecny dyrektor Muzeum Narodowego, Alfred Bem i wielu innych, których zasługą była też pomoc przy organizowaniu Towarzystwa Uniwersytetów Robotniczych. Pomogli oni również wielu robotnikom w nauce na kursach maturalnych Preisa 1. W wyniku wyborów zreorganizowany został Zarząd Oddziału Związku Zawodowego Metalowców Poznań-Pomorze. W jego skład weszli: Antoni Paszkowiak. , Kursy maturalne Preisa cieszyły się popularnością szczególnie wśród tej młodzieży, która na skutek wojny nie mogła ukończyć w normalnym czasie szkoły średniej. Umożliwiały one zdanie egzaminu dojrzałości w charakterze eksterna. N a kursach tych wykładano księgowość, organizacje handlu, geografię gospodarczą i oczywiście przedmioty ogólne. Na kursy te uczęszczał również przez cztery semestry Maksymilian Bartz.

Maksymilian Bartz, Stanisław Niedbaiski, Ignacy Frąckowiak, Stanisław Stolarski i Jan Bartkowiak. Tych dwóch ostatnich po zamachu na Józefa Piłsudskiego (13 maja 1926 roku) przeszło do Związku Związków Zawodowych (tzw. grupa Moraczewskiego). Duszą polityczną jednak Zarządu był nieżyjący już Marcin Chwiałkowski. Pod koniec 1925 roku Maksymilian Bartz ponownie traci pracę. W tym okresie bezrobocia rozpoczęły się na dobre represje polityczne. Rzutki, energiczny ślusarz staje się niebezpieczny. Pod naciskiem granatowej policji, mimo wybrania go delegatem na Zjazd Krajowy Związku Robotników Przemysłu Metalowego w Polsce, Maksymilian Bartz zostaje usunięty z sali obrad w drugim dniu zjazdu wraz z grupą lewicowo nastawionych delegatów - Porębskim i Guziołkiem. Wkrótce w roku 1927 Bartz rozpoczyna pracę w firmie "Techno-Chemia". Ale "cegielszczacy" nie próżnują. Po trzech latach wraca dzięki ich zabiegom do firmy H. Cegielski i w wyniku wyborów zostaje wybrany na przewodniczącego Wydziału Robotniczego. Obok niego do władz weszli m. in.: Marcin Siudziński, Franciszek Ponitka i Józef Kurzawa. Franciszek Po nitka reprezentował Zjednoczenie Zawodowe Polskie, a Józef Kurzawa Związek Zawodowy "Praca Polska". Nadszedł okres masowych zwalniań w fabryce. Był to rok 1934. Sytuacja staje się coraz bardziej niepokojąca. Niektórzy robotnicy nie otrzymują zapłaty od czterech miesięcy. Na nic zdają się petycje, kategoryczne żądania. Gdy wyczerpuje się cierpliwość, załoga przystępuje do strajku okupacyjnego. Wreszcie kierownictwo zakładów kapituluje, wypłaca zaległe zarobki, ale Maks - sprężyna strajku - wędruje do więzienia. Wraz z nim Wawrzyn Dyzman, Kazimierz Żmuda. Zwolnieni z pracy zostają również bracia Klein i wielu innych współtowarzyszy walki. Bartz wychodzi z więzienia po dziesięciu miesiącach śledztwa, jednak fabryka Cegielskiego jest już dla niego zamknięta. Na Maksymiliana Bartza czeka jednak inna praca - nie przy warsztacie, ale w Okręgowej Radzie Związków Zawodowych, obejmującej swym zasięgiem także Pomorze. Z nową energią rzuca się w wir walki. Pośredniczy w zawieraniu umów zbiorowych, interweniuje w sporach między załogami a dyrekcjami, broni zwalnianych. Tam gdzie nie pomagają słowa, organizuje strajki. Podłoża ich są różne. W odlewni w Drawskim Młynie strajkiem walczono o kasę pogrzebową dla rodzin po zmarłych towarzyszach pracy. W Chodzieży - w "Porcelanie i Porcelicie" - strajki mają podłoże ekonomiczne. Wybuchają zbiorowe protesty - strajki solidarnościowe w Fabryce Wagonów w Ostrowie, u kaliskich włókniarzy. Wszędzie tam, gdzie działają komórki KPP. Po każdej manifestacji wędruje do więzienia. Czasem bez wyraźnego powodu, po prostu "na wszelki wypadek". Policja podejrzewa, że jest członkiem Komunistycznej Partii Polski, ale dowodów brak. Władze nie mylą się. W tym bowiem czasie Maksymilian Bartz sprawował funkcję sekretarza Okręgowego Komitetu Komunistycznej Partii Polski w Poznaniu. Na "wszelki wypadek" w styczniu 1936 roku zostaje aresztowany i po lO-miesięcznym pobycie w więzieniu przy ul. Młyńskiej w Poznaniu deportowany do obozu odosobnienia w Berezie Kartuskiej. W księgach obozowych zostaje zapisany pod numerem 796. Taki też numer nosi na plecach swego więziennego ubioru. Przebywając w obozie, zostaje zaocznym wyrokiem skazany za rzekome przemówienie do bezrobotnych, i to w czasie, gdy przebywał w obozie odosobnienia. Nie przeszkodziło to aż 12 świadkom, powołanym przez prokuratora, stwierdzić, że Bartz istotnie był wtedy na wiecu i przemawiał. Po zwolnieniu z obozu, "sprawiedliwości" staje się zadość i Bartz wędruje na sześć tygodni za kraty za to rzekome przemówienie na wiecu. Te chwile izolacji nie osłabiają jednak kontaktu Maksymiliana Bartza z kierownictwem Komitetu Centralnego Komunistycznej Partii Polski oraz jego stałymi łącznikami,

Jubileuszektórzy przekazują mu instrukcje i wskazówki do dalszej pracy. Za ich radą Bartz; decyduje się opuścić kraj, tym bardziej że prasa endecka domagała się ponownie jego aresztowania. W czerwcu 1938 roku wyjechał nielegalnie do Belgii. Przy przekraczaniu granicy niemiecko-belgijskiej został aresztowany przez policję niemiecką i po 8 dniach aresztu deportowano go do Belgii. W nowych warunkach M. Bartz szybko się asymiluje i rozpoczyna działalność polityczną, zarabiając na utrzymanie w przemyśle chałupniczym, gdyż przez długi okres nie miał w Belgii prawa do pracy. Na podstawie dokumentów stwierdzających, że jest działaczem poszukiwanym przez polską policję, otrzymuje prawo azylu. Druga wojna światowa znajduje go w ruchu oporu, gdzie był m. in. szefem zaopatrzenia F. I. (Front Indepandence). "Był jednym z pierwszych - pisze

! -«f

.. .

rlezycl erezla

4r

PRIX ; Fr. SS

BRUK

Fotokopiastrony"tytułowej . 'broszufYo nim później belgijski dziennikarz Maraix Kesler - którzy chwycili za broń przeciwko faszystom". Kiedy zaświtała jutrzenka wolności nad przybraną ojczyzną, Maksymilian Bartz odstawia karabin, a chwyta za pióro, by słowem torować drogę polskiej rzeczywistości, która tam, za Wisłą przyoblekała się w wymarzoną ojczyznę socjalistyczną. Niebywałym powodzeniem cieszył się jego pierwszy odczyt dla mieszkańców Brukseli o przeżyciach w Berezie. Odczyt ten został wydany przez przyjaciół w formie broszury o dwu arkuszach wydawniczych pt. Przeżycia Bereziaka nr 793. Nakład rozszedł się błyskawicznie. Dochód ze sprzedaży Maksymilian Bartz przeznaczył dla dzieci po poległych partyzantach polskich w Belgii Taka adnotacja została umieszczona na odwrotnej stronie karty tytułowej tej wzruszającej książeczki. "Celem wydania tej broszury jest - napisał w słowie wstępnym autor - chęć zdemaskowania tych, którzy ubierają się dziś w togę demokracji, siejąc nienawiść i niezgodę wśród braci naszych, walczących na wszystkich frontach o wolność i niepodległość naszej Ojczyzny. 356 dni przebytych w Berezie daje mi prawo, by zabrać głos i oskarżać tych, którzy twierdzą przed światem, że są spadkobiercami konstytucyjnych rządów polskich".

Maksymiliana Bartza Warto również przytoczyć recenzje i głosy belgijskich czytelników. "Broszura, którą p. Eartz zamieszkały w Belgii przedstawia dzisiaj publiczności - pisze Pierre Seigneur, kierownik polityczny tygodnika »La Patrie« - jest świadectwem jasnym i dokładnym i równie wzruszającym jak źródłowym". "Wierzymy -- notuje swe wrażenia po przeczytaniu Przeżyć Bereziaka nr 793 profesor literatury i historii Benedykt Grynpas - że te kilka stronic pomogą uświa

domić opInIę publiczną na Zachodzie, czym była demokracja w Polsce przedwrześniowej". Bardzo dobitnie recenzuje również książkę G. Goossens, dr en philisophie et lettres, współpracownik Królewskich Muzeów Sztuki i Historii w Brukseli a także O. Borgers, mgr filozofii i filologii, którzy zalecają "przeczytanie jej wszystkim, pragnącym poznać prawdę, bez względu na to, jak by nie była smutna".

IIrm IIT'L«&

.: - --:.' .: . . :.:;;;':':;:':.:. [ -.-.m-III.: "h/III.III. A -. . . . . .. . . .. "';":_: .y-.":." \.:;\II(

. . . . . L' I .

pfeife lIIIrn,ll« mim III Ulh Ul Ul $, m III

40 III%U( IIIfeilte Ul hm IIIJlCm UlU(JlCIIImlIII& U(IIJ mimmi

ŁzJJUULMJL Berts S', te y ei y B ...t .1. a » a

Ulmm2 Il.I,» 3»l\&ft*6ftO& fa$4 *WN*»9£«&NQ«*«W A

Fotokopia wydalenia z pracy w fabryce H. Cegielski z r. 1935

W grudniu 1944 roku odbywa' swój pierwszy zjazd Związek Patriotów Polskich w Belgii. Zjazd ten miał olbrzymie znaczenie dla dalszego rozwoju polskiej emigracji. Dzięki niestrudzonej pracy postępowych działaczy polonijnych, a wśród nich Maksymiliana Bartza, zjazd podał rękę rodzącej się w ogniu i walce Polsce Ludowej. Pierwszym przewodniczącym Związku Patriotów Polskich w Belgii został Maksymilian Bartz. A oto co pisze m. in. w liście otwartym do Bartza w Biuletynie Związku Patriotów Polskich" w Belgii (maj - nr 7) Stanisława Jadowska sekretarka Kola Kobiet w Peronnes: [...] "jesteśmy dumni, że mamy tak drogocenną osobę na czele ZZP, że głównym przewodniczącym naszym na Belgię jest człowiek, który się całkowicie sprawie polskiej poświęcił i zużywa wszystkie swe siły dla dobra ludu polskiego i naszej Ojczyzny". Niedosyt słowa polskiego był jednak tak wielki, że Maksymilian Bartz zdecydował się wydawać gazetę, która by informowała Polonię o sytuacji w kraju a równocześnie przekazywała wiadomości z życia emigracji. Belgijskie prawo prasowe wydawanie periodyku uzależniało od posiadania własnego papieru Wówczas decyzja w tych sprawach należała faktycznie do marszałka Bernarda Mont

Jubileuszegomery, który wcale nie kwapił się przyznawać papieru Związkowi Patriotów . Polskich. Ostatecznie zdecydowano wydawać tygodnik, każdorazowo ubiegając się o przydział papieru, a tym samym i o zezwolenie na druk. Główna trudność polegała na tym, że tygodnik nie mógł ukazywać się stale pod tym samym tytułem. Tak więc raz nazywał się "Wolna Polska", to znów "Nowa Polska" albo "Polska

9B«8IIIT «II, li

* tmmm ID»»« * » «» rew«»}itae» Mfciftt:*»l »Q,lJ,c&aar«!

IIIrjJeU/pm **? < » t/ Xsaw*«« «llB»»** , »»*»»»* !» 7 .l»1»tet«> i w ,

« S s a »iM» as 51.1»

<<i * puB.IaoitrwŁBBttT.OijjO,iattłtaga.IWMHtii, aIIaIII bl*nUl$b lIID>- «i-i»?

*T**** «

. .

11. ui » » st"iJŁ s« *? i pMM« B *y*M»*»*«!l **:ti,,*>M»5I4 S\1l\1l\f <<Bar<<*» ti**s*«@ fesj«*,**»* <<a,n;**<<<<* i 4k!s»A»i»j*aa »»rt«»a» *.

III .' *««M»J#f «B'fAai y! !. !NQ».". ).«- '1'«!-«!».

Fotokopia wyroku zaocznego Sądu Okręgowego w Poznaniu z dnia 7 stycznia 1937 r.

Demokratyczna", "Patriota Polski" itp. Gazeta była stosunkowo droga, bo koszt egzemplarza wynosił 2 franki, rozchodziła się jednak błyskawicznie. W skład jej redakcji wchodzili: Mieczysław K1einert, student, Mieczysław Fleszar, rektor Wyższej Szkoły Ekonomicznej w Poznaniu w latach 1954-58, i oczywiście Maksymilian

Bartz, który często w połowie zapełniał gazetę własnymi artykułami. Nie potrzeba dodawać, jak wielką rolę propagandową odegrał ten tygodnik i jak walnie przyczynił się do budzenia patriotycznych nastrojów wśród belgijskiej Polonii. W roku 1945 Maksymilian Bartz został przez władzie polskie mianowany pierwszym posłem przy rządzie belgijskim i Luksemburga, organizując konsulaty oraz przejmując mienie polskie. W roku 1946 wrócił do kraju, do swego ukochanego miasta Poznania, i objął funkcję I Sekretarza Komitetu Miejskiego Polskiej Partii Robotniczej. Okres ten to pełna energii i poświęcenia praca dla dobra miasta i klasy robotniczej. Organizuje ogniwa partyjne przy instancjach związkowych celem zabezpieczenia należytego rozwoju ruchu zawodowego zgodnie z programem Polskiej Partii Robotniczej.

W późniejszym okresie pełni funkcje dyrektora w Państwowej Fabryce Lamp we Wrocławiu, a potem w Fabryce Maszyn Papierniczych w Jeleniej Górze. W 1956 roku wraca do Poznania i pracuje w Zakładach Metalurgicznych "Pomet" . Na wniosek kierownictwa Komitetu Wojewódzkiego Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej w Poznaniu, którego jest członkiem, zostaje skierowany do pracy w Wojewódzkiej Komisji Związków Zawodowych. Plenum wielkopolskiej organizacji związkowej z całym zaufaniem powierza mu tę odpowiedzialną funkcję przewodniczącego. Działacze związkowi znaleźli w nim doskonałego nauczyciela, wypróbowanego przyjaciela, a szerokie rzesze związkowców człowieka zawsze gotowego do niesienia pomocy. ·

W uroczystym i serdecznym nastroju przebiegało posiedzenie Prezydium Wojewódzkiej Komisji Związków Zawodowych zwołane dla uczczenia 40-1ecia pracy Maksymiliana Bartza w ruchu związkowym. Przybyli na to nieco dzienne posiedzenie wszyscy przewodniczący związków branżowych, starzy działacze i towarzysze walk tamtych, niezapomnianych dni, młodzi przyjaciele, kierownicy partii i metalowcy - towarzysze od warsztatu. Nadeszły życzenia i gratulacje od przewodniczącego Centralnej Rady Związków Zawodowych Ignacego Logi-Sowińskiego i władz miejskich, od przyjaciół z Niemieckiej Republiki Demokratycznej i Freie Deutsche Gewerkschaftsbund Cottbus (Chociebuż), dziesiątki listów od wszystkich, którzy spotkali się z jego życzliwą pomocą i opieką. Pełne serdecznej życzliwości słowa skierowane pod adresem jubilata przez sekretarza Komitetu Wojewódzkiego Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej Jana Olzaka były najlepszą wiązanką życzeń dalszej owocnej pracy na polu związkowym i partyjnym i długiego jeszcze życia dla dobra klasy robotniczej. W dowód uznania Rada Narodowa m. Poznania udekorowała Maksymiliana Bartza Honorową Odznaką miasta Poznania. Maksymilian Bartz otrzymał wiele odznaczeń państwowych, wśród nich Krzyż Komandorski Orderu Odrodzenia Polski. Najmilszym jednak dla niego wyróżnieniem jest obok dopiero co otrzymanej Odznaki m. Poznania - Odznaka Zasłużonego Działacza Wielkopolskiego, z którą wiąże się tyle wspomnień. Nosi ona kolejny numer: pierwszy. Kwiaty i serdeczny nastrój sprzyjają wspomnieniom ... Pozwólmy im płynąć.

Te wspomnienia to uniwersytety Maksymiliana Bartza.

Zebrał: Wacław Rogalewskikarty

WSPOMNIENIE POŚMIERTNE O PROF. DRZE FRANCISZKU ADAMANISIE

W dniu 14 kwietnia 1962 roku zmarł dr Franciszek Adamanis, profesor zwyczajny chemii farmaceutycznej Wydziału Farmaceutycznego Akademii Medycznej w Poznaniu. Franciszek Adamanis urodził się w roku 1900 w Libawie na Łotwie. Gimnazjum ukończył w Homlu w roku 1918. W latach 1923-1927 studiował farmację na Uniwersytecie Poznańskim. Dyplom magistra farmacji otrzymał na podstawie pracy magisterskiej O a Ido lu Heintza i jego otrzYmywaniu. Praca ta została nagrodzona brązowym medalem przez Senat Uniwersytetu Poznańskiego. Po ukończeniu studiów został zatrudniony jako chemik w przemyśle chemiczno-farmaceutycznym. W roku 1932 wrócił do zajęć naukowych, mianowany adiunktem przy Katedrze Chemii Farmaceutycznej w Poznaniu.

W tym samym roku na podstawie rozprawy Analiza optyczna i termiczna niektórych związków organicznych uzyskał stopień doktora filozofii, a w cztery lata później na podstawie pracy Związki addycyjne mocznika i jego pochodae Z substancjami stosowanymi w farmacji habilitował się na docenta chemii farmaceutycznej. W roku 1938 został powołany na stanowisko zastępcy profesora chemii farmaceutycznej. Obowiązki te pełnił do wybuchu drugiej wojny światowej. W okresie okupacji prof. dr FI. Adamanis tylko przez krótki czas pozostawał na wolności. Uwięziony w roku 1940, przez pięć lat przebywał w jednym z najcięższych obozów koncentracyjnych Mathausen-Gusen. Jako więzień umożliwił zorganizowanie akcji oporu polskiej obsługi szpitalnej, ra tując dostępnymi sobie środkami życie współwięźniów. Leki, m. in. 40 000 zastrzyków, produkował sam, nielegalnie i tajnie w warunkach więziennych. Pracę tę wykonywał przez okres 3,5 lat, narażając tym samym każdego dnia własne życie dla współtowarzyszy niedoli. Długoletnie więzienie nie pozbawiło prof. dr F. Adamanisa twórczej energii. Po powrocie do Poznania w roku 1945 podjął się zorganizowania Katedry Chemii Farmaceutycznej i rozpoczął pracę naukowo-dydaktyczną. W roku 1946 został mianowany profesorem nadzwyczajnym. Mimo ciężkich warunków pracy w związku z odbudową wypalonego 1 zrujnowanego przez działaniawojenne zakładu zorganizował prace naukowo- badawcze. Był równlez kierownikiem Laboratorium nr 4 Komisji Farmakopei Polskiej oraz kierownikiem Działu Pracowni Naukowych w Państwowym Instytucie Naukowym Leczniczych Surowców Roślinnych w Poznaniu. Po zgonie prof. dr W. Strażewicza objął stanowisko dyrektora tegoż Instytutu, pozostając na tym stanowisku do roku 1954. Na podstawie decyzji Centralnej Komisji Kwalifikacyjnej z dnia 1 czerwca 1958 roku mianowany został profesorem zwyczajnym. Działalność naukowa Franciszka Adamanisa dotyczy zagadnień produkcji i analizy leków, zarówno pochodzenia roślinnego jak i syntetycznego. Prace naukowe prowadził profesor w trzech kierunkach: fizykochemicznym, analitycznym i fitochemicznym. Był współautorem i współtwórcą szkoły analizy termicznej związków chemicznych stosowanych jako leki. Szkoła ta znalazła duże uznanie wśród fizykochemików, a jej osiągnięcia weszły do piśmiennictwa światowego. Osobny dział dorobku naukowego profesora i jego współpracowników stanowią prace nad lekiem roślinnym. W prach tych w oparciu o selekcję chemiczną roślin leczniczych wykazano możliwość dostarczenia dla przemysłu surowca o maksymalnej zawartości ciał czynnych. Dzięki temu można było poważnie uniezależnić krajowy przemysł farmaceutyczny od importu. Rezultatem badań profesora są liczne publikacje w prasie krajowej i zagranicznej. Ich liczba wynosi ogółem 76 prac. Nie wspominam o pracach wykonanych pod kierunkiem Profesora, ale warto podkreślić, że spośród uczniów Profesora czterech uzyskało tytuł naukowy docenta, a osiemnastu stopień doktora. Uczestniczy w pracach Wydziału Lekarskiego Poznańskiego Towarzystwa Przyjaciół Nauk. Brał w nich czynny i żywy udział jako członek wydziału i jako Przewodniczący Komisji Farmaceutycznej.

7 Kronika Miasta Poznania 3

Ale prof. dr Franciszek Adamanis to nie tylko organizator i badacz. Znana jest Jego wieloletnia działalność pedagogiczna jako profesora, dziekana Wydziału Farmaceutycznego i prorektora Akademii Medycznej. N a podkreślenie zasługuje Jego szczególnie życzliwy stosunek do młodzieży, która zawsze była przedmiotem Jego troski. Z myślą o niej opracował podręcznik chemii farmaceutycznej, który ukazał się już w trzecim wydaniu. Dzieło to wzbudziło szerokie zainteresowanie za granicą, a w Polsce korzystają z niego liczne rzesze farmaceutów studiujących we wszystkich ośrodkach akademickich w Polsce. Niezwykła energia profesora pozwalała Mu zostać ponadto czynnym działaczem społecznym i politycznym o szerokim zakresie zainteresowania. Osobowosc Profesora wywierała przemożny wpływ na działalności Polskiego Towarzystwa Farmaceutycznego, był wieloletnim prezesem Oddziału Poznańskiego, a w ostatnich dwóch latach przewodniczącym Zarządu Głównego tego Towarzystwa. W latach 1954-1936 Franciszek Adamanis był członkiem prezydium Poznańskiego Komitetu Frontu Jedności Narodu. Za ofiarną i aktywną pracę w tej Organizacji otrzymał dyplom honorowy, podpisany przez przewodniczącego Ogólnopolskiego Komitetu Frontu Narodowego. N a podkreślenie zasługuje również fakt otrzymania przez Profesora dyplomu honorowego Światowej Rady Pokoju, przyznany mu z okazji jej lO-lecia jako dowód uznania za działalność nad zachowaniem pokoju na świecie. Brał żywy udział w działalności Związku Byłych Więźniów Politycznych ,i w Związku Bojowników o Wolność i Demokrację.

W licznych dowodach uznania dla twórczego i organizacyjnego wysiłku prof. dra Franciszka Adamanisa nie zabrakło i Poznania. Złota Odznaka Honorowa za zasługi w rozwoju Miasta Poznania jest nagrodą za jego szeroką i aktywną działalność w Poznaniu. W

Z żałobnej kartyroku 1960 profesor otrzymał Nagrodę m. Poznania za wybitne osiągnięcia naukowe i dydaktyczno-wychowawcze w dziedzinie nauk matematyczno-przyrodniczych. Krzyż Kawalerski Orderu Odrodzenia Polski i Medal lO-lecia Polskiej Rzeczypospolitej Ludowej są dowodami uznania władz państwowych dla działalności zmarłego Profesora.

W zmarłym Akademia Medyczna w Poznaniu utraciła pedagoga i naukowca o wielkim umyśle, młodzież oddanego przyjaciela i opiekuna, farmacja polska jednego z pionierów w walce o pomyślny rozwój naszego zawodu, społeczeństwo miasta Poznania - dużej miary społecznika.

Ewaryst Pa we lc:zyk

PROF. DR NAUK BIOLOGICZNYCH TADEUSZ STEFAN KURKIEWICZ (1885-1962) (Wspomnienie pośmiertne)

Tadeusz Stefan Kurkiewicz urodził się 23 lutego 1885 roku w Strzegowie w rodzinie nauczycielskiej. Wstępne nauki pobierał w domu ojca, a następnie w roku 1894 wstąpił do gimnazjum w Płocku i tamże w roku 1902 uzyskał świadectwo dojrzałości. W tym samym roku zapisał się jako słuchacz na Oddział Przyrodniczy Wydziału Matematyczno-Fizycznego Uniwersytetu Warszawskiego. Za czynny udział w strajku

szkolnym w 1905 roku Kurkiewicz został wydalony z uczelni, a chcąc nadal kontynuować rozpoczęte studia, przeniósł się do Krakowa i wstąpił w 1906 reku na Wydział Filozoficzny U niwersytetu Jagiellońskiego. Studia na tej uczelni ukończył w roku 1910, a w rok potem uzyskał stopień doktora filozofii. Od 1908 roku pracował najpierw w Zakładzie Embriologii Uniwersytetu J agiellońskiego pod kierunkiem profesora Emila Godlewskiego jun., a następnie w Zakładzie Histologii Prawidłowej Uniwersytetu Jagiellońskiego u profesora Stanisława Maziarskiego. Po uzyskaniu doktoratu przeniósł się do Warszawy i tu poświęcił się pracy w prywatnym szkolnictwie polskim, a jednocześnie został mianowany asystentem przy Zakładzie Histologii Prawidłowej U niwersytetu Warszawskiego, kierowanym w tym czasie przez profesora Kołosowa. We wrześniu 1914 roku Tadeusz Kurkiewicz ewakuowany został do Tomska i tu od stycznia 1915 roku do października 1921 roku zajmował stanowisko asystenta, pomocnika prosektora i prosektora przy Katedrze Histologii U niwersytetu Tomskiego. W czasie pobytu na Syberii, od czerwca 1916 roku do stycznia 1918 roku odbywał służbę wojskową. W maju 1921 roku habilitował się jako docent histologii na Uniwersytecie Tomskim, a w styczniu 1922 roku powrócił do kraju. Dnia 15 lutego 1922 roku Tadeusz Kurkiewicz mianowany został starszym asystentem i jednocześnie pełniącym obowiązki kierownika Zakładu Histologii Prawidłowej i Embriologii U niwersytetu Poznańskiego. W maju 1922 roku przeprowadził ponownie przewód habili - tacyjny z zakresu histologii i 1 września tegoż roku uzyskał nominację na zastępcę profesora, a 1 stycznia 1923 roku na profesora nadzwyczajnego histologii na U niwersytecie Poznańskim. Tytuł profesora zwyczajnego otrzymał 1 stycznia 1935 roku.

W latach 1935/36 i 1936/37 prof. Tadeusz Kurkiewicz sprawował obowiązki dziekana Wydziału Lekarskiego U niwersytetu Poznańskiego. Od 1939 roku przebywał w Warszawie, pracując w Zarządzie Miasta, w Szpitalu Dzieciątka Jezus, w Klinice Pediatrycznej i w Szpitalu Czerwonego Krzyża, a równocześnie nauczał histologii na tajnych kompletach Uniwersytetu Ziem Zachodnich. Na wieść o załamaniu się frontu niemieckiego wrócił natychmiast do Poznania i tu z ogromnym zapałem przystąpił do odbudowy powierzonego Jego pieczy zakładu naukowego, którym kierował do września 1959 roku. Wiatach akademickich 1945/46 i 1946/47 prof. Tadeusz Kurkiewicz pełnił ponownie funkcję dziekana Wydziału Lekarskiego Uniwersytetu Poznańskiego, a w 1950 roku powołany został na stanowisko pierwszego rektora Akademii Medycznej w Poznaniu. W okresie swej 37 -letniej pracy na stanowisku kierownika Zakładu Histologii Prawidłowej i Embriologii był profesor Tadeusz Kurkiewicz ściśle związany z poznańskim środowiskiem na ukowym. Wybitne zdolności organizacyjne, szerokie horyzonty myślowe, umiłowanie prawdy naukowej i stałe, rzetelne jej poszukiwanie i zgłębianie pozwalają zaliczyć prof. Tadeusza Kurkiewicza do czołowych badaczy polskichz zakresu histologii i embriologii. Prace naukowe Profesora posiadają zawsze ciekawe i trafne założenia, są przeprowadzane preCYZYJnIe, a jednocześnie odznaczają się przejrzystymi i ostrożnymi wnioskami. Z jego różnorodnych kierunków dociekań naukowych na szczególną uwagę zasługują badania nad właściwościami i zachowaniem jądra komórkowego, które - jak stwierdził - oprócz własności generatywnych posiada równIe z własności wegetatywne i bierze udział w wytwarzaniu glikogenu i adrenaliny. Badania te wzbudziły duże zainteresowanie wielu uczonych, m. in. prof. VialIi z Turynu, który nazwał metodę wykrywania adrenaliny, opracowaną przez prof. Tadeusza Kurkiewicza, "bardzo cennym odkryciem naukowym". Innym, ważnym osiągnięciem naukowym prof. Tadeusza Kurkiewicza są prace dotyczące rozwoju i budowy mięśnia sercowego w okresie zarodkowym. I tutaj najlepszą ich oceną są słowa światowej sławy uczonego Heidenhaina, który w swym dziele pt.

Plasma und Zelle tak o nich mówi: "Zagadnienie budowy ściany serca i jego rozwoju we wczesnych okresach życia zarodkowego zostało najdoskonalej ujęte przez Kurkiewicza". Nieprzemijającą zasługą profesora jest stworzenie własnej szkoły histochemicznej i histofizjologicznej. Pod bezpośrednim Jego kierownictwem habilitowało się czterech docentów: Tadeusz Pawlikowski, Jan Słotwiński, Kazimierz Miętkiewski i Kazimierz Dux. Są oni dziś profesorami i kierownikami różnych placówek naukowo-badawczych w Polsce. Był także jednym z twórców polskiej szkoły endokrynologii morfologicznej i eksperymentalnej. Z Jego inicjatywy i pod Jego kierunkiem w poznańskim Zakładzie Histologii Prawidłowej i Embriologii wykonano wiele prac naukowych, które stanowią cenny wkład w tę dziedzinę wiedzy.

Prof. Tadeusz Kurkiewicz potrafił wytworzyć w kierowanym przez siebie

Z żałobnej karty

zakładzie prawdziwie koleżeńską, przyjazną i serdeczną, a jednocześnie nacechowaną umiłowaniem nauki atmosferę. Dzięki jego życzliwości przeprowadzili w zakładzie część doświadczalno-laboratoryjną swych prac habilitacyjnych prof. dr Franciszek Raszeja, prof. dr Alfred Laskiewicz, prof. dr Roman Drews, prof. dr Stefan Soszka i doc. dr Edward Howorka.

Troskliwą opieką otaczał Profesor najmłodszych pracowników nauki, wśród których umiał wzbudzić zainteresowanie i entuzjazm do pracy badawczej. Wykłady Profesora prowadzone zwięźle, jasno i logicznie zjednywały Mu dużą popularność. Posiadał umiejętność szybkiego nawiązywania bezpośredniego i bliskiego kontaktu ze słuchaczami. W 1947 roku napisał książkę pL Histologia człowieka, która była jednym z pierwszych podręczników dla studen - tów medycyny i stomatologii, wydanych po II wojnie światowej. O tej wartościowej pozycji tak pisze prof. Hiller: "Książka prof. Kurkiewicza posiada szereg cennych zalet, które zapewniają jej poczesne miejsce w naszej literaturze podręcznikowej. Podręcznik napisany jest jasno, żywo i zwięźle, a jego stronę ilustracyjną udokumentowano pouczającymi rycinami i schematami". Poza stroną dydaktyczną potrafił prof.

Kurkiewicz wpoić zarówno młodzieży studiującej, jak i swoim najbliższym współpracownikom zasady należytej postawy obywatelskiej i etycznej w stosunku do tak wzniosłego, a jednocześnie odpowiedzialnego zawodu lekarza. Nie zważając na różnorodne trudności i przeciwieństwa, rozwijał prof. Tadeusz Kurkiewicz przez cały okres swej pracy wybitną i postępową działalność społeczną. Po osiedleniu się w naszym mieście był jednym ze współzałożycieli Związku Nauczycielstwa Szkół Wyższych.

Młodzież studiująca na Wydziale Lekarskim Uniwersytetu Poznańskiego zorganizowała w latach międzywojennych Klub Społeczny Medyków, którego opie

kunem przez kilka lat był prof. Tadeusz Kurkiewicz. On to wytyczał kierunki dyskusji w klubie, a jego cenne rady i wskazówki wpłynęły w znacznym stopniu na poziom naukowej dyskusji i jej właściwe, lewicowe zabarwienie . Warto zaznaczyć, że pierwsze zebrania dyskusyjne klubu odbywały bię w pomieszczeniach Zakładu Histolo gii. Duże zasługi położył prof. Tadeusz Kurkiewicz około powstania i rozwoju poznańskiego koła Polskiego Związku Myśli Wolnej. On i znani profesorowie.

Uniwersytetu Poznańskiego - Stanisław Nowakowski i Henryk Ułaszyn - oraz działacz społeczny Jaku b Floryszczak i inni, wygłaszali referaty i odczyty, organizowali ze brania i przyciągali do koła sympatyków ruchu. Studenci - członkowie Akademickiej Sekcji Wolnomyślicieli przy poznańskim kole Polskiego Związku Myśli Wolnej mieli w osobie Profesora wypróbowanego, oddanego doradcę, i przyjaciela, a nierzadko obrońcę. W Polsce Ludowej - nie bacząc na słabnące już siły - nie zaprzestał Profesor działalności wolnomyślicielskiej. W uznaniu zasług wybrany został członkiem Prezydium Zarządu Wojewódzkiego S towarzyszenia Ateistów i Wolnomyślicieli oraz kuratorem Międzyuczelnianego Klubu Wolnomyślicieli pracowników nauki w Poznaniu. Z ramienia Zarządu Wojewódzkiego Stowarzyszenia Ateistów i Wolnomyślicieli wygłaszał wielokrotnie referaty i odczyty popularyzujące ruch ateistyczny. Niezwykły hart ducha i odwagę wykazał profesor, działając w latach 19181939 w akcji niesienia pomocy więźniom politycznym w ramach Międzynarodowej Organizacji Pomocy Rewolucjonistom. A trzeba stwierdzić, że była to wówczas działalność wysoce niepopularna, a nawet niebezpieczna. Ważną pozycją w jego działalności społecznej była rozległa współpraca ze związkami zawodowymi w latach 1918-1939, kiedyto na zebraniach bądź sam wygłaszał referaty, bądź też dobierał prelegentów spośród swoich uczniów i młodzieży studiującej. Do ostatnich niemal chwil swojego pracowitego życia działał Profesor jako przewodniczący Komisji Historycznej przy Wojewódzkiej Komisji Związków Zawodowych, starając się wkładem swej pracy jak najwszechstronniej naświetlić historię ruchu robotniczego mas pracujących naszego miasta. Zmarł dnia 11 marca 1962 roku.

N a uka polska straci ła dużej miary uczonego, najbliżsi współpracownicy szczerze oddanego opiekuna i doradcę, młodzież światłego nauczyciela, a społeczeństwo odważnego szermierza myśli postępowej.

Franciszek

Kopaczyk

PROF. JAN RAKOWSKI

Jakże trudno jest pisać o człowieku, który prawie do ostatnich chwil swego życia był czynnym, pełnym energii i humoru pedagogiem i kolegą. Za bardzo jestem uczuciowo związany z Jego osobą, by już teraz zdobyć się na obiektywne spojrzenie i ocenę Jego wkładu w rozwój Państwowej Wyższej Szkoły Muzycznej, kształtowanie młodych muzyków, których wychowywał w codziennej a żmudnej pracy, oraz wkładu w rozwój życia muzycznego miasta Poznania. Jan Rakowski urodził się 11 sierpnia 1898 r. w Krakowie i tam od dziesiątego roku życia uczęszczał do Konserwatorium Muzycznego, będąc uczniem w klasie prof. Wierzuchowskiego. Studia muzyczne kontynuował po I wojnie światowej u prof. Zdzisława J ahnkego w Poznaniu. Już w 1913 r. Jan Rakowski rozpoczyna pracę w orkiestrze symfonicznej, naprzód w Krakowie, a od r. 1922 w orkiestrze Państwowej Opery im. Stanisława Moniuszki w Poznaniu, której jest koncertmistrzem i solistą jako altowiolista do 1957 r. W okresie przedwojennym i powojennym bierze czynny udział w zespołach kameralnych. Występuje często jako solista na altówce, a także jako jedyny w swoim czasie solista w Polsce, na viola d'amore. Gra na koncertach symfonicznych, występuje przed mikrofonami Polskiego Radia, a także bierze czynny udział w ruchu koncertowym, występując poza Poznaniem w wielu miastach Wielkopolski i innych regionów kraju.

W programach swych koncertów uwzględnia nie tylko utwory dawnych mistrzów, ale i współczesnych. Czuły na każdy zdrowy przejaw współczesności w muzyce, jest gorącym propagatorem tej muzyki nie tylko jako solista, ale także jako pedagog. Działalność pedagogiczną rozpoczął przed II wojną światową w Państwowym Konserwatorium Muzycznym w Poznaniu. Tuż po wyzwoleniu wraca w r. 1945 z wygnania i od razu staje do pracy w orkiestrze operowej i w szkołach. Uczy

Z żałobnej kartynie tylko w Państwowej Wyższej Szkole Muzycznej, ale również w Państwowym Liceum Muzycznym i Państwowej Średniej Szkole Muzycznej. W 1956 r. zostaje mianowany profesorem nadzwyczajnym. Od października 1960 r. był kierownikiem Katedry Instrumentów Smyczkowych i jednocześnie prodziekanem Wydziału II Instrumentalnego Państwowej Wyższej Szkoły Muzycznej. Opracował i wydał drukiem wiele utworów na altówkę i skrzypce. Niesłychanie sumienny, rzetelny w pracy, z całym zamiłowaniem oddawał się kształceniu studentów. W Jego klasie, niejednokrotnie po raz pierwszy w Polsce, wykonywano utwory na altówkę Bartoka, Milhauda, Waltona, Hindemitha i wielu innych. Z klasy prof. Rakowskiego wyszli altowioliści tej miary, co Stefan Kamasa, Włodzimierz Tomaszewski, Henryk Łagoda, Tadeusz Renz i inni.

Za swą pracę społeczną i pedagogiczną odznaczony został Złotym Krzyżem Zasługi, a z okazji 40-1eeia istnienia Państwowej Wyższej Szkoły Muzycznej - Honorową Odznaką miasta Poznania i wyróżniony nagrodą ministra kultury i sztuki. Był ofiarnym działaczem partyjnym, wieloletnim sekretarzem podstawowej organizacji partyjnej przy Państwowej Wyższej Szkole Muzycznej, konsekwentnym propagatorem materialistycznego światopoglądu w teorii i praktyce. Całe życie prof. Jana Rakowskiego wypełnione było muzyką. Jeszcze na kilka tygodni przed śmiercią domagał sięprzeprowadzenia kolokwium ze SWOImI studentami u siebie w domu. Był czarującym kolegą i przyjacielem. Pomagał studentom nie tylko w nauce, ale gdy zachodziła tego potrzeba - również materialnie. Jego serdeczność , Jego uczciwość i bezkompromisowość jednały Mu przyjaciół. N a początku roku akademickiego 1961/62, nie przeczuwając strasznej choroby, snuł projekty rozwoju swojej klasy, uczelni i życia muzycznego Poznania. Nikt z nas wtedy nie przypuszczał, że tak prędko przyjdzie nam żegnać się z Nim na zawsze. Tak się złożyło, że przez wiele lat, a ostatnio w ciągu Jego choroby niemal codziennie chociaż przez parę chwil widywałem prof. Rakowskiego. Nawet wtedy, gdy opadał z sił, żył uczelnią, jej przejawami, interesował się wszystkim, prosił, aby opowiadać mu z najdrobniejszymi szczegółami o wszystkich wydarzeniach w uczelni i w życiu muzycznym Poznania. Nie mógł już brać udziału w uroczystościach 40-1ecia Państwowej Wyższej Szkoły Muzycznej, ale jakże się cieszył, że studenci przyszli do Niego z kwiatami, i z jakim zażenowaniem mówił o udekorowaniu go Honorową Odznaką miasta Poznania. Był niesłychanie prosty, ale przez to jakże bardziej bliski i szczery dla swoich kolegów. Jakże zawsze czuły na ludzkie cierpienie. Był bezkompromisowy w życiu i w sztuce. Odszedł o wiele za wcześnie, w dniu 5 kwietnia 1962 r.

Florian Dąbrowski

TRZY POKOLENIA MASŁOWSKICH

Kiedy kowal Maciej Masłowski znalazł się w 1896 roku na dworcu w Recklinghausen i z ciekawością spoglądał na horyzont najeżony kominami fabryk i wież kopalnianych, opanowała go - jak później opowiadał - tęsknota za rodzinną Krobią w pow. gostyńskim. Miał 24 lata. Był silny, zdrowy i przygnała go tutaj, 'do tego zabrudzonego od węglowego pyłu miasteczka nadzieja na wysokie zarobki w przemyśle. Widział już coś nie coś na tym świecie. Wyuczył się zawodu kowalskiego w Pawłowicach pod Lesznem, odsłużył, co się należało, cesarzowi niemiec

Familijne zdjęcie rodziny Masłowskich przed domem w Langenbochum (1912 r.)kiemu w V pułku artylerii polowej w forcie Grollmanna w Poznaniu i posmakował pracy w fabryce Cegielskiego na Strzeleckiej, gdzie wyrabiano maszyny rolnicze. Roboty u Cegielskiego nie traktował poważnie. Już w wojsku opowiadali mu koledzy o cudach Westfalii. Kiedy więc zarobił u Cegielskiego tyle. by starczyło na drogę do Recklinghausen, wyruszył z niewielkim tłumoczkiem w świat. N agłej tęsknocie za rodzinnym kątem stanęła na przeszkodzie zupełnie prozaiczna sprawa: brak pieniędzy na buet powrotny. I Maciej Masłowski został. Został w Herten koło Recklinghausen okrągłych 25 lat. Chętnie go przyjęto w kuźni kopalni "SchHigel und Eisen" w pobliskiej osadzie Langenbochum. Majster kuźni

Mottyniana

Józef Berger musiał już po pierwszym dniu pracy przyznać, że Maciej zna swój fach i odznacza się niepospolitą siłą. Z czasem sylwetka tego olbrzyma (ważył ok. 130 kg) związała się na trwałe z kopalnianą kuźnią i nikt już sobe jej nie wyobrażał bez Macieja Masłowskiego. Nie podobały mu się jednak miejscowe dziewczęta. Polek było stanowczo za mało j ak na wielki ośrodek przemysłowy, przeważnie zamieszkały przez robotników polskich, a natarczywe wskazywanie przez gospodynię, u której się stołował, pucułowatej córki sąsiada. Maciej zbywał milczeniem. Znał dziewczynę w rodzinnych stronach i czekał tylko okazji, kiedy do niej pojedzie. Antonina była o rok młodsza od Macieja. Pobrali się w roku 1899 w Racocie Kowal Maciej Masłowski (1922 r.) koło Kościana i zaraz po weselu wyjechali do Herten. Kobieta to była gospodarna i zaradna, dobra matka sześciorga dzieci. Masłowscy wynajęli sześciopokojowy dom z dużym ogrodem i dzierżawili jeszcze dwie morgi ziemi pod uprawę ziemniaków Tak jak to było w Westfalii w zwyczaju, część domu odnajęli współplemieńcom, których tysiące ciągnęły do zachodnich Niemiec w poszukiwaniu chleba. Masłowska gotowała im obiady i opierała na równi z mężem. Wkr*ótce też rodzina powiększyła się. W 1901 roku urodził się syn Leon, w rok później - Czesław, w 1903 roku - Helena, w 1905 - Marianna, w 1907 - Kazimierz i wreszcie w rok później ostatniStefan. Wszyscy oni, prócz Czesława, który umarł mając zaledwie 18 lat, żyją jeszcze i cieszą się dobrym zdrowiem. Pracowali Masłowscy uczciwie od rana do wieczora. On w kuźni, ona w domu i obejścou. Całą ich rozrywką były te niedzielne popołudnia, przeznaczane na zebrania w Towarzystwie pod Wezwaniem Świętego Walentego, gdzie układali plany zabaw tanecznych albo śpiewali polskie pieśni. Wiosną 1907 roku Masłowska zaprowadziła naj starszego syna do szkoły w Langenbochum. Skończył 11 marca 6 lat, musi się uczyć! Takie było prawo N auka trwała 8 lat. W dniu 31 marca 1915 roku ukończył Leon Masłowski szkołę powszechną, a 4 kwietnia tegoż roku rozpoczął naukę zawodu. Ojciec przeznaczył go do kowalstwa, nie pytając o zdanie. Ale chłopcu podobał się ten zawód. Perspektywa nauki u boku ojca, a w przyszłości pracy przy jednym kowadle bardzo mu imponowała. Nigdy też nie żałował, że nie zbuntował się przeciw woli ojca. Pokochał ten zawód i pozostał mu wierny do końca swego "pracowitego życia.

Maciej Masłowski był w kuźni już od kilku lat przodownikiem. Kiedy się zwrócił do majstra Bergera o przyjęcie syna do terminu, ten zgodził się bez nalegań. Dwa lata Leon Masłowski nie robił nic innego jak ostrzenie górniczych kilofów i świdrów. Trzeba było taki kilof rozgrzać do czerwoności, wyklepać ostrze młotem, wygładzić nieco pilnikiem i zahartować w zimnej wodzie. Mając 16 lat. Leon zjechał po raz pierwszy w głąb kopalni podkuwać konie. Później nauczył się robienia ogniw łańcuchowych z dwudziestomilimetrowego drutu, potrzebnych do łączenia wagoników z węglem, i wiele innych przedmiotów, a także potrzebnychmu narzędzi. Pracował już na równi z dorosłymi, ciągle jednak nIe mógł zarobić na swoje utrzymanie. Ojciec nie skąpił synowi rad. Takich jak Maciej Masłowski nie zaciągano do wojska, nie wysyłano na front. W kopalni był bardziej potrzebny niż nad Sommą lub Verdun. Wyuczył się więc Leon precyzyjnego kowalstwa więcej pod kierunkiem ojca aniżeli majstra Bergera. Wkrótce też oboje stanowili doskonale zharmonizowany zespół. Leon ukończył naukę w roku 1919, nie mógł jednak złożyć egzaminu czeladniczego, bo cech kowalski zawiesił działalność z powodu wojny. Dopiero w 1920 roku powołano komisję egzaminacyjną. Leon składał egzamin czeladniczy z myślą, że o tytuł mistrza ubiegać się będzie już w wolnej Polsce, o której mówiono, że powstała, i do której chcieli wrócić. W tym celu też matka pojechała z dziećmi do Poznania, a w ślad za nimi podążał wagon kolejowy z meblami i dobytkiem. Niezbyt wesołą wieścią przyjął Poznań rodzinę Masłowskich. Oto Czesław Masłowski, który wcześniej opuścił Westfalię, by służyć w polskim wojsku, umarł na chorobę zakaźną w szpitalu wojskowym. Jego los podzieliło kilku innych żołnierzy z 7 baonu saperów w Poznaniu. Ojciec i syn pracowali jeszcze kilka miesięcy w kopalnianej kuźni. Ale jak pracowali! Stary Masłowski nie chciał, aby go palcami wytykali, że niby 25 lat przesiedział na obczyźnie w bogatej Westfalii i wrócił z pustą kieszenią. Większość oszczędności pochłonęła nienormalna sytuacja bytowa w czasie wojny i wynajęcie wagonu towarowego oraz podróż rodziny do kraju. Żeby dorobić się przynajmniej na tyle, aby można było w Poznaniu kupić maleńki domek! Pracowali więc po 80 godzin tygodniowo i Maciej z każdej tygodniówki odkładał plik równo ułożonych banknotów do czarnego kuferka. Czy syn mógł przypuszczać, że jeszcze w 40 lat później, w parę lat po śmierci ojca, znajdzie ową czarną walizkę wśród rupieci w piwnicy, pełną zdewaluowanych banknotów niemieckich? Nie kupili domku zaraz po przyjeździe do Poznania. Nie kupili domku już nigdy. Zamieszkali przy ul. Bluszczowej nr 1. Wrócili 2 czerwca 1921 roku, a 26 czerwca pracowali już w kuźni Spółki Akcyjnej H. Cegielski na Wildzie.

Niewielka załoga kuźni prędko polubiła Masłowskich. Skromność, spokojne usposobienie, rzeczowy ton przy fachowych rozmowach z "kumplami" siłacza Macieja Masłowskiego przypadły kowalom do gustu. Po kilku latach roboty przy odkuwkach do wagonów - węglarek zaproponowano Maciejowi stanowisko mistrza. Nie zgodził się. Synowi też odradzał. Po piętnastu latach, kiedy otrzymał rentę z górniczego towarzystwa ubezpieczeniowego (Knappschaft) w Niemczech, a wynosiła ona po przeliczeniu prawie tyle co zarobek w kuźni u "Cegielskiego", Maciej

. * ' , .« -..

Kowal Leon Masłowski (1961 r.)

Mottyniana

Leon i Florentyna Masłowscy (1927 r.)zaprzestał pracy zawodowej. Nie na długo jednak. W czasie okupacji hitlerowskiej musiał powrócić do kuźni na stare miejsce. Leon Masłowski nie zagrzał długo miejsca w kuźni. 22 kwietnia 1922 roku otrzymał kartę powołania do odbycia obowiązkowej służby wojskowej w 25 pułku ułanów w Nowojelni koło Lidy. Dziwna to była służba wojskowa. Ułan Leon Masłowski nie posiadał konia, a całe dwa lata podkuwał jedynie konie kolegów z pierwszego szwadronu. To samo, co w kopalni, tyle że nie pod ziemią. Kiedy wrócił z wojska w 1924 roku, ojciec kupił mu ubranie i płaszcz. Po powrocie z wojska trzeba było zwrócić się do kierownika Józefa Rybaka o przyjęcie do pracy w kuźni. N o tak, pracy nie było w Poznaniu, a później było jeszcze gorzej. Setki takich, co wrócili z wojska, wystawało pod fabryczną bramą Wrócił więc Leon do pracy w kuźni u majstra Gurkowskiego. To było coś nowego po dwuletnim oporządzaniu końskich kopyt. Teraz wyrabiał zderzaki, wały pazurowe, haki rozkraczne, haki pociągowe, strzemiona i inne detale wagonów .węglarek. Takie np. wały pazurowe były naprzód wykuwane w kuźni, zanim przeszły ostateczną obróbkę. Leon trzymał w kleszczach obrabiany wał na kowadle, a pomocnik operował młotem pneumatycznym. Kiedy zaś "Cegielski" rozpoczął produkcję parowozów, zaczęły się w kuźni roboty cięższe i bardziej odpowiedzialne Zdolnemu kowalowi powierzono jedno z najtrudniejszych zadań: wykonywanie tzw.

wieńcy paleniskowych do parowozów. Element ten, wagi około jednej tony, był produkowany przy zgodnej współpracy zespołu: kowala, dwóch pomocników i suwnicowego. Masłowski stworzył taki harmonijnie pracujący zespół. Suwnicowym był Leon Skorupka, a pomocnikami Antoni Marek i Leon Feder. Leon Masłowski produkował te wieńce przez prawie 12 lat. Tak zwana "hiperinflacja" skończyła się na początku 1925 roku, ale położenie robotników nie poprawiło się. Nie było też dłuższego okresu czasu, aby na którymś

z trzech oddziałów produkcyjnych' nie wybuchały zatargi robotników z właścicielami fabryki. Ciągłe groźby redukcji i obniżki płac powodowały stan zdenerwowania. Jednego roku prawie 6 tygodni nie było pracy i "załogę" kuźni stanowił tylko kowal maszynowy Wincenty Banach i dwóch kowali ręcznych. Szczególnie silnie wyrył się w pamięci Masłowskiego kwietniowy strajk 1934 roku 2 . Solidarnie strajkowali wtedy na Wildzie i w Głównej. A było o co walczyć! Właśnie tym, którzy najmniej zarabiali, dyrekcja chciała obciąć zarobki o 12 procent. Przez tydzień nie opuszczali robotnicy hal fabrycznych. Kobiety przynosiły jedzenie i podawały przez szpary w parkanie. Oni w kuźni słali sobie posłania z makulatury przeznaczonej na spalenie, dzielili się ostatnim papierosem i tak trwali aż do zwycięstwa. Znacznie później Leon Masłowski zrozumiał, że to zwycięstwo, które powitali takim gromkim "hura" w ostatnim dniu kwietnia 1934 roku, okupione było wydaleniem z pracy kilkudziesięciu robotników, że solidarność robotnicza nie zawsze była mocna jak stal, a kapitaliści doskonale potrafili to wykorzystać dla swoich interesów. Był to ostatni z wielkich strajków w fabrykach Spółki Akcyjnej H. Cegielski". Były też lepsze czasy, kiedy Masłowski po każdej wypłacie chodził z kumplami do knajpy Glajwasa przy ul. Dębieckiej na skraju fabryki. Tam grali w skata o piwo lub wódkę. Glajwas miał takie zaufanie do kowali, że czasem zostawiał towarzystwo na całą noc sam na sam z beczką piwa. Rano płacili sprawiedliwie za wypite kufle i szli na drugą zmianę do kuźni.

Leon i Florentyna Masłowcy w nowym mieszkaniu przy ul. Kosińskiego 2

1 Oddział I mieścił się w Głównej, II przy ul. Strumykowej, III i V po jednej stronie obecnej ulicy Dzierżyńskiego. 2 Por. Aneks.

8 Od grudnia 1927 r. nazwa zakładów brzmiała: "Spółka Akcyjna H. Cegielski"

Mottyniana

Dnia 7 lutego 1927 roku kowal Leon Masłowski pojął za żonę Florentynę J aśkowiak, sprzedawczynię w sklepie towarów spożywczych na Wildzie. Pani Florentyna przybyła do Poznania z Dąbrowy pow. Nowy Tomyśl w latach I wojny światowej w poszukiwaniu pracy. W sklepie spożywczym, gdzie ostatnio pracowała, Leon Masłowski bywał często, zaopatrywał się tam bowiem w warzywa dla swoich ulubionych królików, które namiętnie hodował. Z małżeństwa tego urodziła się trójka dzieci: Czesław - 29 czerwca 1928 roku, Elżbieta - 16 maja 1930 roku i Marian - 25 marca 1933 roku. Po ślubie młodzi Masłowscy zamieszkali u rodziców na Bluszczowej, a kiedy starzy Masłowscy przeprowadzili się na Fabryczną, trzeba było poszukać sobie nowego mieszkania. Poszukać! - Łatwo powiedzieć. Mieszkań ani na lekarstwo. Prawie zupełnie nie budowano. Komorne było wysokie: stawka poniżej 30 złotych za pokój z kuchnią należała do rzadkości, a przy tym właściciele domagali się kaucji na wypadek, gdyby się okazało, że najemca stracił pracę i nie ma z czego płacić Czynszu. W końcu po wielu zabiegach Masłowscy znaleźli wilgotne mieszkanie w podwórzu przy ul. Dębieckiej 4. Za pokój z kuchnią właściciel zażądał 35 złotych miesięcznie i 1500 złotych kaucji. Przeznaczyli na tę kaucję wszystkie oszczędności i jeszcze pożyczyli od szwagra. 40 lat służył Leon Masłowski w "swojej" kuźni, ale dopiero w Polsce Ludowej fabryka zatroszczyła się dla niego o wygodne mieszkanie. Otrzymał je przy ul. Kosińskiego 2, w nowym bloku mieszkalnym, w robotniczej dzielnicy, gdzie bez przerwy buduje się nowe domy o kolorowych tynkach. Najstarsi ludzie mówili, że nie pamiętają, aby kiedykolwiek dawniej fabryka "rozdawała" robotnikom mieszkania z łazienkami. Kiedy prawie bezbronna Polska uległa faszystowskiej przemocy, a Masłowscy przejedli ostatnie złotówki, które Masłowska tak pieczołowicie odkładała, aby kupić sobie w końcu futro - marzenie jej życia, kowal Masłowski udał się na opuszczony posterunek do kuźni. Miał tu poznać Niemców zupełnie innych aniżeli tych dobrych ludzi z Herten i Langenbochum. Nieraz wymieniali na ten temat z ojcem poglądy. Szczególnie nie podobał się Masłowskiemu młody inżynier Ley. Szalał po kuźni i popędzał kowali krzykiem, wyzwiskami, a nieraz kopniakami do większej wydajności. Źle odżywiani ludzie i tak już dawali z siebie wszystko, co można .było dać w tych niewolniczych warunkach pracy. Ale buńczuczne krzyki Leya nie mogły ukryć trudności okupantów. Nie mieli kadry kierowników i majstrów, a co do%wm piero rzemieślników. Bo czyż można naz wać kierownikiem kuźni Niemca Weigla, który był z zawodu muzykiem? Albot ·l I:

Kowal Leon Masłowski z wnuczką w ogródku działkowym można było sobie więc zbytnio pozwalać, skoro produkcja opierała się prawie wyłącznie na rzemieślnikach polskich. W takiej sytuacji w przyległej do kuźni matrycowni, gdzie pracowało się po 12 godzin na dobę, na czele kilkudziesięcioosobowego zespołu stał majster Stanisław Bartłomiejczak, a podlegali mu również robotnicy Niemcy. O tym dobrze wiedzieli Ley i Weigel. Nie liczyło się jednak z tym gestap04 i raz po raz zabierało z fabryki robotników, którzy już nigdy nie wracali. Toteż kiedy pewnego dnia 1943 roku strażnik fabryczny przyszedł do kuźni z zawiadomieniem, aby kowal Franciszek Szymandera zgłosił się na portierni, "bo tam ktoś na niego czeka", Szymandera wyszedł z kuźni, ale zamiast w kierunku portierni skierował się ku fabrycznemu parkanowi i przez niestrzeżoną dziurę w płocie, tak jak był w kombinezonie, uciekł z Poznania. Pojawił się w mieście dopiero w 1945 roku w mundurze oficera Wojska Polskiego. Nie powiodło się natomiast innemu pracownikowi kuźni elektrykowi Kazimierzowi Chudowiczowi, który systematycznie sabotował wyniki produkcji, wykradając z pieców elektrycznych platynowe urządzenia termoparowe i topił je w głębokim zbiorniku wodnym. Zginął zamordowany w forcie VII w Poznaniu.

W przypływie fali dobrego humoru kierownik Weigel podchodził do stanowiska pracy Masłowskiego i zapytywał: "Na, Maslowsky, wie. geht es?" Co miał Masłowski odpowiedzieć? Nie po to zresztą przychodził Weigel. Zaraz rozpoczynała się tyrada o tym, jak to pod cudownym kierownictwem "narodu panów" kuźnia stanie się najpiękniejszym warsztatem w całych wielkich Niemczech. Masłowski słuchał tego wszystkiego z przymrużeniem oka, bowiem na razie nic nie wskazywało na takie perspektywy. Był rok 1944 i od początku 1940 roku, po bitych trzech latach "gospodarki" Niemców, kuźnia wzbogaciła się jedynie o 4 młoty spadowe na deskach marki "Lasco", jedną spawarkę stykową, 6-tonowy młot, dotąd nie zamontowany, i 16-tonowy młot do matrycowania, zamówiony przez "Cegielskiego" jeszcze w roku 1938, a dostarczony dopiero w czasie okupacji. Tymczasem siedmiominutowy nalot amerykańskich bombowców w święto wielkanocne pokazał, jakie "wspaniałe" perspektywy czekają w najbliższej przyszłości fabrykę, jeśli się wojna nie skończy. W sobotę po obiedzie 20 stycznia 1945 roku do kuźni wpadli zdenerwowani strażnicy i rozkazali wymontować górne i dolne zawory z młotów kuźniczych. Zawory należało ułożyć przed młotami, aby usprawnić ich zbieranie i wywóz. Z ciężkim sercem przystąpili robotnicy do wykonania rozkazu. Dobiegające od strony Lubonia odgłosy wystrzałów armatnich wyzwoleńczych armii radzieckich były jedyną osłodą tej ponurej chwili demontażu i nadzieją, że Niemcom nie uda się wywieźć

MottynianatPI iiiflp

II

. . .

I I I

Czesław Masłowski

4 Skrót od Geheime Staatspolizei. (Tajna policja w Niemczech hitlerowskich).

Mottyniana

Czesław i Ludmiła Masłowscy na niedzielnym wypoczynku w podmiejskim lesiefabryki. Tak się też stało! Gdy 14 lutego 1945 roku Masłowski przyszedł ponownie do swojej kuźni, kręcił się tam już Michał Materniak, późniejszy kierownik kuźni. Zabrali się do uprzątania gruzu i odłamków szkła. Spod sterty wszelakich rupieci wygrzebano zawory. Ślusarz Franciszek Goguiski zmontował je i młoty poczęły "chodzić". Jakaś inna była teraz ta fabryka. Nie z powodu zniszczeń, które fachowcy określali na 25 procent. Ludzie pracowali, nie pytając o zapłatę. Inżynier Zbigniew Lutosławski kierował fabryką w imieniu rządu polskiego, a zamiast wydziału robotniczego wybrano radę zakładową, na czele której stanął Piotr Gierszal. Wrócił do pracy majster Sobkowiak, wrócili inni współtowarzysze pracy. Nie chciał zrezygnować z pracy Maciej Masłowski. Nie wrócił tylko pomocnik Antoni Świergiel. Ugodziła go śmiertelnie zabłąkana kula w ostatnim prawie dniu walk o Poznań.

Pomysłowość robotników była godna podziwu. Z remanentów poniemieckich gilz i półfabrykatów zaczęto produkować artykuły gospodarstwa domowego, różnego rodzaju garnki, kotły, dusze do żelazek do prasowania, młotki i inne narzędzia Pierwszą poważniejszą pracą, jaką wykonał w lutym Masłowski, było wykucie wału korbowego dla dużego młyna parowego. Wdzięczna rada zakiadowa młyna przywiozła za to do kuźni wielki wór pszennej mąki. Środki żywności były w tych dniach środkami płatniczymi.. Nie było zresztą innych. Polskie pieniądze napływały z centralnej Polski bardzo powoli, a lekceważenie marki niemieckiej, już bardzo powszechne w latach okupacji, przerodziło się teraz w pogardęulii

Marian Masłowski z żoną Aleksandrą i córką Beatą

Dom przy ul. Dzierżyńskiego 274 (Debieckiej 4), w którym przez wiele lat mieszkał kowal Leon Masłowski z rodziną

Dom, w którym dawniej mieścił. . Gl . l D . , k .

a SIę restauraCja aJwasa przy u. zlerżyns le¥o (dawn. DebiecKiej)

Mottyniana

W dniu 19 lutego 1945 roku uruchomiono pracę w fabryce parowozów. Kuźnia pracowała już pełnym rytmem. Dnia 1 lipca 1953 roku Leon Masłowski został mistrzem. Rok temu odprowadził na miejsce wiecznego spoczynku na cmentarz junikowski ojca, który przepracował w kuźni bez mała 30 lat, pełniąc w ostatnich dwu latach z powodu starości obowiązki magazyniera. A zakłady się rozrastały. Setki wagonów, parowozów, obrabiarek opuszczały co roku fabrykę: potrzeba było tysiące, tysiące ton odkuwek. Rozrastała się więc także kuźnia, którą przecież Leon Masłowski znał prawie od kolebki. No, choćby taki system paliwowy w kuźni.

Najpierw było tu zupełnie prymitywnie, prawie jak w kuźni wiejskiej. Węgiel nakładało się do pieca ręcznie szuflą. Piece dymiły strasznie. Od 1935 roku paliwem stał się gaz z własnych generatorów, doprowadzany do pieców kanałami w ziemi. Nie oczyszczony gaz pozostawiał w kanałach sporo osadu. Wymagały one co pewien okres gruntownego oczyszczania. Była to praca szczególnie niewdzięczna. Ponadto kanały były nieszczelne i w kuźni stale czuć było gazem. Od 1953 roku paliwem stał się gaz z gazowni miejskiej, doprowadzany do pieców przewodami. Uczyniono więc krok naprzód, bo gaz ten, jak wiadomo, jest oczyszczony. Obecnie myśli się o paliwie płynnym. Piece otrzymały aluminiowe ekrany, chroniące kowali przed wysoką temperaturą. Racjonalizatorzy wymyślili na drzwiach do pieców "zasłony wodne". Brama - kolos, która zimą i latem była na oścież otwarta, bo wymagał tego transport wewnątrz-zakładowy, a z tego powodu pracujący bliżej bramy robotnicy ciągle się przeziębiali, jest obecnie zamknięta, a otwiera ją fotokomórka. Posadzka w kuźni, z którą nie można sobie było przez dziesiątki lat poradzić, składa się obecnie z wytłaczanych z trzymilimetrowej blachy kształtek połączonych pazurami. W okolicach młotów i pieców, gdzie posadzka wymaga szczególnej odporności na wysoką temperaturę, składa się ona z płyt żeliwnych, wytrzymujących wstrząsy i uderzenia spadających na nią rozgrzanych do czerwoności odkuwek. Do 1939 roku kuźnia nie miała posadzki, tylko klepisko. Każde wyrzucenie odkuwki z młota matrycowego na stratowane klepisko wywoływało tumany kurzu, co przy upale bijącym z pieców i smrodzie gazów powodowało atmosferę nie do zniesienia.

Najwięcej zmian dokonało się jednak w kuźni w ostatnich latach pracy majstra Leona Masłowskiego. Załoga urosła do 350 osób. Przybyły trzy młoty matrycowe i dwa do swobodnego kucia. Wśród młotów matrycowych Leon Masłowski po raz pierwszy w życiu ujrzał 3-tonowy młot polskiej konstrukcji, wyprodukowany w Hucie "Zygmunt". Produkcja kuźni liczona w tonach wzrosła w latach 1956-1961 dwukrotnie. W transporcie wewnątrz kuźni wydajność pracy wzrosła ośmiokrotnie. Technika transportu zmieniła się zasadniczo drogą tzw. paletyzacji, tj. zastosowania znormalizowanych pojemników do transportu odkuwek i surowców. Są one tak skonstruowane, że można je układać jeden na drugim, "chwytać" wózkami widłowymi wysokiego i niskiego prowadzenia. Suwnice stały się przy tych operacjach transportowych zbędne. Wybudowano ponadto wewnętrzny dworzec przeładunkowy dla wsadu i gotowej produkcji oraz jednokierunkową okrężną drogę transportową. N ajwiększą rewolucją techniczną objęto oddział obróbki cieplnej w kuźni, jeden z głównych działów, w którym odbywają się podstawowe procesy technologiczne. Rozbudowano ten oddział do czterech pieców, wyeliminowano uciążliwe prace ręczne przy wyładunku i załadunku wsadu. Teraz odbywa się to automatycznie. Elektronowe urządzenie kontroluje przebieg procesu technologicznego wewnątrz pieca i sygnalizuje zmiany odpowiednim wykresem, którego linia jest wypadkową czasu i temperatury. Przy niebieskiej tablicy rozdzielczej aparatury stoi dawny kowal w kołnierzyku i krawacie i z kolorowych światełek odczytuje treść zdarzeń w nowoczesnej kuźni. Jesienią, kiedy dojrzały śliwy w ogródku, emeryt Masłowski wybrał się z koszyczkiem owoców do kuźni, by poczęstować współtowarzyszy pracy. Kierownik kuźni, inż. Jerzy Lenartowski, siedział właśnie ze swoim sztabem nad planami rozbudowy kuźni, W-l, jak to nazywają w zakładach. W najbliższych latach "dojdzie" jeszcze jeden 3-tonowy młot do swobodnego kucia, nowa kuźniarka i wszystkie suwnice ulegną modernizacji. Powstanie wielopiętrowy blok socjalno-administracyjny, który pomieści szatnie, łaźnie, jadalnie i lokale biurowe. Czesław Masłowski przekroczył bramę fabryki po raz pierwszy 28 kwietnia 1942 roku, nie mając ukończonych 14 lat i nie ukońszywszy z powodu wybuchu wojny szkoły podstawowej. N a ulicach miasta policja niemiecka "łapała" młodych ludzi i siłą doprowadzała do urzędu zatrudnienia, skąd już droga wiodła w głąb Niemiec na roboty przymusowe. Rodzice chcieli zapobiec ewentualnej deportacji syna i dzięki temu Czesław Masłowski został uczniem w matrycowni przy kuźni. Podpisano z nim umowę, z której wynikało, że nauka trwać będzie 36 miesięcy i że w pierwszym półroczu młody Masłowski będzie zarabiał 4 marki tygod

8 Kronika Miasta Poznania 3 ..

Największy w kuźni młot do swobodnego kucia (6 ton)

Mottyniananiowo, a pod koniec nauki - 10 marek tygodniowo. Na takich samych warunkach rozposzął naukę nieco później syn majstra Sobkowiaka - Stanisław. Było więc w matrycowni dwóch "sztyftów", jak mawiali robotnicy. Jedynym Niemcem w matrycowni był traser matrycowy - Paweł Masztaller, pracujący u "Cegielskiego" od kilkunastu lat. Jego niemieckie pochodzenie, którym się przecież nigdy nie chełpił, sprawiło, że Masztaller uznany został przez władze okupacyjne za Niemca. Przyjął tę decyzję bez entuzjazmu i pracował jak dawniej: skromny, uczciwy pod kierownictwem majstra Bartłomiejczaka. Masztaller pracował w matrycowni do roku 1957. W kilka lat po wyzwoleniu został w pełni zrehabilitowany, a do dziś w matrycowni - w brygadzie Czesława Masłowskiego - pracuje jego syn Zenon Masztaller. N a razie jednak Czesław Masłowski z opaską na ramieniu, na której wydrukowano litery LS (Lehrschuler), przydzielony został przez majstra Bartłomiejczaka właśnie do pomocy traserowi Masztallerowi. Potrak - Młot matrycowy o energii uderzenia 16 tonometrów tował on chłopca życzliwie i nauczył traserskiej roboty. Wszystkie prace ślusarsko-wykrojowe w matrycowni odbywały się jeszcze w tym czasie ręcznie, przecinakiem i skrobakiem. A były przecież detale dochodzące do 130 cm długości. To, co kilka lat później wykona ręczna szlifierka pneumatyczna, wyposażona w ściernice o różnych profilach i przekrojach, w ciągu kilku minut, wymagało dawniej ciężkiej 8-godzinnej harówki. To samo było z "Jakubem". Było to trzykołowe i jedyne urządzenie transportowe w matrycowni wyposażone w dźwig, służące do transportowania ciężkich matryc. Ileż to było wypadków przy pracy z powodu takiego "Jakuba". Chwila nieuwagi i... korba kołowrotu, zabezpieczona bardzo prymitywnym urządzeniem, uderzała robotnika. Teraz suwnica obejmuje swym zasięgiem całą matrycownię. Za "rządów" niemieckich była w matrycowni jedna frezarka do matryc, jedna na wykrojniki, dwie strugarki (poprzeczna i podłużna) i pasowa tokarnia. Obecnie matrycownia, która jest już dużym oddziałem kuźni, posiada pełne wyposażenie mechaniczne, w tym 4 frezarki matrycowe, 2 karuzelówki i 3 tokarnie. Ślusarze matrycowi otrzymali stoły obrotowe.

Obok pracy w matrycowni Czesław Masłowski chodził na zajęcia do szkoły zorganizowanej w fabryce dla uczniów - Polaków w budynku W-4. Kiedy w budynku tym uruchomiono szkołę zawodową dla Niemców, Polaków przeniesiono na Jeżyce, po pewnym czasie zaś oddano do ich dyspozycji jedną salę w godzinach poobiednich, w niemieckiej szkole zawodowej. Zajęcia odbywały się dwa razy w tygodniu i trwały 8 godzin. Jedynym wykładowcą w szkole był inżynier Feliks Maciejewski, po wyzwoleniu mianowany pierwszym w Polsce Ludowej prezydentem miasta Poznania. Wykładał on w języku polskim, używając niemieckiego tylko w przypadkach wizytacji nadzoru niemieckiego.

Po wyzwoleniu Czesław Masłowski ukończy! szkołę zawodową, zorganizowaną naprędce w fabryce, i 6 września 1945 roku złożył egzamin czeladniczy. Został ślusarzem narzędziowym, nie rozstał się jednak z pracą w matrycowni. Powrócił też do niej po odbyciu służby wojskowej w październiku 1951 roku i od 10 lat jest w matrycowni brygadzistą. Młody robotnik ma już na swoim koncie 5 usprawnień produkcji: wszystkie one zmierzały do oszczędności matryc. Przez dwa lata po wyzwoleniu Czesław Masłowski uzupełniał wykształcenie w Szkole dla Dorosłych przy ul. Prądzyńskiego. Tam poznał córkę polskiego górnika z Francji - Ludmiłę Redrych. Młodych małżonków, po ślubie w 1956 roku, przyjęła do siebie na wspólne mieszkanie babka Antonina Masłowska. W dwa lata później Antonina niańczyła małego Piotrusia. [Prawnuczka Małgosia urodzona w roku 1961 pozna już prababkę jedynie z fotografii. Antonina Masłowska zmarła w roku 1962. Inaczej zaczynał pracę w Zakładach Przemysłu Metalowego "H. Cegielski" drugi syn Leona Masłowskiego - Marian. Po ukończeniu szkoły podstawowej rozpoczął w roku 1948 3"'letnią naukę zawodu w zakładowej szkole zawodowej, którą ukończył w roku 1951. Pracował jako tokarz w W-6. Po odbyciu służby wojskowej powrócił do zakładów i przystąpił do pracy w matrycowni. Marian Masłowski pojął w roku 1960 za żonę Aleksandrę Barczyńską. Rodzina najmłodszego Masłowskiego powiększyła się w roku 1961 o maleńką Beatkę. Córka Masłowskich - Elżbieta - wyszła w roku 1953 za mąż za pracownika spółdzielczości pracy mgr Tadeusza Szutryka w Gliwicach. Wnuczka Katarzyna przebywa stale w Poznaniu. Wiosną spaceruje z dziadkiem ul. Dzierżyńskiego aż do ogródków działkowych przy ul. Kasztanowej. Tam kowal Leon Masłowski uprawia z upodobaniem od 14 lat warzywa, hoduje kwiaty i drzewa owocowe. Tadeusz Świtała

ANEKSY ANEKS nr l

Notatka zamieszczona w "Kurierze Poznańskim" z dnia 14 kwietnia 1934 r.

W ciągu dnia wczorajszego dalsza część robotników ziemnych porzuciła pracę. Ogółem zastrajkowało 400 osób. Strajkujący domagają się 68 gr na godzinę. Mimo że wypłacono im zarobki, nie zaprzestali oni strajku i częściowo pozostali na miejscu pracy.

ANEKS nr 2

Wypowiedzenie w fabryce H. Cegielski W dniu l. 4. br. wypowiedziano w fabryce H. Cegielskiego w Poznaniu z dniem l lipca pracę wszystkim urzędnikom. Dol. to 200 urzędników administracyjnych i jest umotywowane oszczędnościami administracyjnymi. Ponowne zawarcie umów ma nastąpić w ciągu najbliższego tygodnia, a nowe warunki prawdopodobnie niewiele będą odbiegały od dotychczasowych. Kurier Poznański - 14. 4. 1934 r.

ANEKS nr 3

Czy bankructwo fabryki H. Cegielskiego w Poznaniu? 1300 robotników na bruku (Kor. własna) Fabryka Lokomotyw! i Wagonów H. Cegielski, Sp. Akc. w Poznaniu, zapowiedziała wprowadzenie nowej taryfy płac, która przewiduje obniżkę płac od 10-1Z/». Jednocześnie z wypo

8*

Mottynianawiedzeniem taryfy robotnicy, którzy na zniżenie warunków płac nie zgodzą się, zostaną z dniem 3 maja 1934 zwolnieni. Sytuacja jest tego rodzaju, że żaden z robotników "n i e wyraża swej zgody na obniżkę", zatem w myśl ogłoszenia zwolnienie obejmuje wszystkich robotników, fabryka zostanie zamknięta, na bruku znajdzie się 1300 osób. Fabryka zdaje sobie z tego sprawę, bo na tym samym tle wybuchł w październiku ub. r.

strajk i fabryka zamierzonej obniżki nie wprowadziła, cofając wypowiedzenie. Jeżeli obecnie zmierza do obniżki, wiedząc, że Związek Robotników Przemysłu Metalowego, którego członkami są w większości robotnicy Cegielskiego, do tego nie dopuści, sytuacja jest jasna:' fabryka H. Cegielskiego stoi w przededniu likwidacji. Fakt wypowiedzenia taryfy i ewenl. strat wynikłych ze zwolnienia robotników wywołał w Poznaniu ogromne wrażenie. Byłoby wskazane, ażeby dyrekcja jak naj prędzej wypowiedziała się w tej sprawie. Fr. B.

["Robotnik". - R. 1934 z dn. 19 kwietnia]

ANEKS nr 4

W obronie płac stanęli robotnicy fabryki H. Cegielski w Poznaniu (Kor. własna) Jak już donosiliśmy w "Robotniku" z dnia 19 bm" Fabryka Lokomotyw i Wagonów H. Cegielski, Sp. Akc. w Poznaniu, z dniem 1S bm. wypowiedziała dotychczas obowiązującą taryfę płac (według której godzinowy zarobek nie przekraczał gr 94 dla rzemieślników, dla robotników zaś 68 gr). N owa obniżka płac wynosić ma od 10-12 proc. i według twierdzeń fabrykanta, staje się "koniecznością", albowiem tego wymaga interes przedsiębiorstwa (dla konkurencji z innymi przedsiębiorstwami); dalej fabrykant oświadczył, że jeżeli robotnicy nie wyrażą swej zgody na obniżkę płac, podyktowaną w sposób dyktatorski przez fabrykanta - grozi likwidacja fabryki. Dla robotników mają być obniżki płac i systematyczne wyrzucanie na bruk. Dla pp.

dyrektorów zaś stałe pensje, diety, tantiemy itp. Firmę "H. Cegielski" stać na utrzymanie kosztownej administracji, natomiast nie stać na możliwe płace dla robotników. Robotnicy, nie chcąc dopuścić do obniżki i tak głodowych i tak nędznych zarobków, przystąpili do strajku. W dniu 24 bm. solidarnie zastrajkowali robotnicy zatrudnieni na terenie oddziału III, a w dniu 25 bm. od godz. 9 rano dla solidarności, robotnicy Oddziału I. W tej chwili strajkuje 1500 robotników.

Konferencje, które dotąd się odbyły w Zw. Pracodawców, jak i w Inspektoracie Pracy, nie dały żadnych pozytywnych rezultatów, albowiem strony twardo stoją przy swoich postanowieniach. Robotnicy przebywają na terenie fabryki i zapowiadają, że solidarnie stać będą tak długo, dopóki ich postulaty nie zostaną zrealizowane. Fr. R. ["Robotnik". R. 1934 z dn. 27 kwietnia].

y

ANEKS nr 5

Zakończenie strajku w fabryce H. Cegielski Wczoraj zakończył się strajk w fabryce H. Cegielski w Poznaniu. Należy nadmienić,' że strajk w piątek doznał zaostrzenia i przerodził się w tak zw. strajk włoski. N a sygnał wzywający do pracy robotnicy nie stanęli do pracy, lecz zatrzymali się przy maszynach i zajęli miejsca w halach fabrycznych. Wczoraj przed południem odbyły się pertraktacje w inspektoracie pracy z wynikiem pomyślnym. Strajk został wczoraj zakończony i robotnicy opuścili teren fabryczny. Od poniedziałku rana [tj. 30 kwietnia - przyp. TS] robotnicy mają ropocząć pracę po uzgodnieniu porządku warunków płacy (KI). ["Kurier Poznański" R. 1934 z dn. 29 kwietnia].

ANEKS nr S

Przed nowymi wyborami do Wydziału Robotniczego w firmie H. Cegielski w Poznaniu Represje i terror ze strony dyrekcji (Kor. własna) Nie dalej, jak w miesiącu lutym rb. odbywały się wybory do Wydziału Robotniczego na terenie f-my H. Cegielski. Oddział III Zw. Rob. Przem. Metalowego w Polsce w wyborach odniósł wspaniałe zwycięstwo, zdobywając 8 mandatów na ogólną liczbę 10. Członkowie Wydziału Robotniczegoz listy zw. klasowego w przeciągu zaledwie 3 miesięcy swego urzędowania zdołali uzyskać załatwienie prawie że wszystkich zaprzepaszczonych postulatów przez stary korupcyjny Wydział Robotniczy spod znaku Z. Z'. P., a w szczególności s p o w o d o wal i d y rek c j ę d o u r e g u l o w a n i a w y p ł a t r o b o c i z n y , z k t ó r y m i z a l e g a n o o d 4--5 tygodni.. I Po pewnym czasie (w dn. 16 kwietnia) firma, nie nasycona zyskiem, zapowiedziała obniżkę płac robotnikom od 10-12 proc. Robotnicy, chcąc ratować się przed narzuceniem głodowych zarobków, solidarnie zaprotestowali przeciwko temu w dniu 24. IV. rb. W rezultacie doszło nawet do okupacji fabryki, albowiem dyrekcja trzymała się kurczowo przy zapowiedzianej obniżce zarobków. Dopiero w dniu 29. IV. rb. zrewidowała swoje stanowisko i zapowiedziała /o obniżkę płac. Walka robotników załamała się w piątym dniu strajku z powodu zdrady przywódców żółtych związków, jak Z. Z. P., "Polska Praca" i "Związek Z. Z. Z.". Dyrekcja, korzystając ze słabości robotników, przystąpiła do rozwiązania Wydziału Robotniczego, zwalniając wszystkich członków Wydziału Robotniczego z pracy. Obecnie stoimy przed rozpisaniem nowych wyborów do Wydziału Robotniczego. Związek Rob. Przemysłu Metalowego w Polsce przygotował listę kandydatów na ogólnym zgromadzeniu w dniu 24. V. rb. Wybór tych kandydatów, mających figurować na liście zw. klasowego, jest w 80 proc. zapewniony. O tym wie również dobrze Dyrekcja, a chcąc to uniemożliwić, zabrała się do stosowania jawnego terroru i szykan wobec kandydatów zw. klasowego, nawet posunęła się do tego, że w dniu 2 bm. prawie wszystkim kandydatom wypowiedziała stosunek najmu pracy, przy czym jednak zapewniła, że ... jeśli kandydat zrezygnuje z kandydowania na liście związku klasowego, to pracę ma w dalszym ciągu zapewnioną (?!!) Metody stosowane przez firmę H. Cegielski są jawną prowokacją robotników, należących do związku klasowego, którzy stanowią 'U wszystkich pracowników f-my H. Cegielski. Jest to pogwałcenie prawa w sposób naj ohydniejszy - i dziwić się należy, że stosuje je tak poważna firma, za jaką chce uchodzić Dyrekcja H. Cegielski Sp. Akc. w Poznaniu. O ile wniesiona w powyższej sprawie interpelacja do Inspektoratu Pracy nie odniesie pożądanego rezultatu, jeżeli Ministerium Opieki Społecznej nie zainteresuje się tą sprawą i nie położy kresu nadużywaniu prawa przez Dyr. H. Cegielski, robotnicy będą musieli przystąpić sami do akcji w obronie prawa na terenie firmy Cegielski. Fr. R. ["Robotnik" R. 1934 z dn. 6 czerwca].

ANEKS nr 7

Wielkie zwycięstwo Zw. Robotników Przem. Metalowegb w wyborach w firmie H. Cegielski w Poznaniu W dniu 21 czerwca 1934 r. odbywały się wybory do Wydziału Robotniczego w firmie H. Cegielski w Poznaniu. Do wyborów stanęły trzy organizacje zawodowe. Lista nr l Z. Z. P.

otrzymała głosów 144 i l mandat. Lista nr 2 "Praca Polska" - głosów 99 i l mandat. Lista nr 3 Związku Robotników Przemysłu Metalowego w Polsce otrzymała głosów 695 i mandatów 8. Ogółem oddano głosów 938. ["Robotnik" R. 1934 z dn. 23 czerwca].

· SESJE RADY NARODOWEJ M. POZNANIA POŚWIĘCONE PROBLEMOM SŁUŻBY ZDROWIA ORAZ WYKONANIU PLANU GOSPODARCZEGO I BUDŻETU ZA ROK 1961

X Sesja Rady Narodowej m. Poznania, obradująca 13 marca 1962 r. poświęcona była problemom służby zdrowia i pomocy społecznej w Poznaniu. Referentami tematu, niezależnie od urzednio opublikowanego referatu, byli: zastępca przewodniczącego Prezydium Rady Naradowej Władysława Klawiter i przewodniczący Komisji Zdrowia i Opieki Społecznej - radny Stanisław Andrzejewski. Ich wystąpienia poprzedziło powierzenie mandatu radnego Rady Narodowej m. Poznania Bolesławowi Królikowskiemu w miejsce Jana Gorajskiego, którego mandat wygasł.

Radny Bolesław Królikowski złożył uroczyste ślubowanie.

Na wstępie swego wystąpienia radna Władysława Klawiter złożyła sprawozdanie z wykonania uchwały Rady Narodowej z dnia 29 września 1959 r. o ochronie zdrowia i opiece społecznej. W latach 1959-1961 uzyskano znaczną poprawę w zakresie rejonizacji lecznictwa otwartego. Zwiększono liczbę rejonów z 84 do 93 (4200 osób na jednego lekarza). Liczba rejonów w lecznictwie dziecięcym wzrosła z 14 do 42. Nastąpił również wzrost poradni dla kobiet z 15 do 20, aczkolwiek liczba ta jest jeszcze niewystarczająca. Sieć aptek wzrosła w tym okresie z 26 do 30. We wszystkich nowo powstających szkołach znajdują się odpowiednie pomieszczenia na gabinety lekarskie. W drugim półroczu 1961 r. zostały powołane przy prezydiach dzielnicowych rad narodowych wydziały zdrowia i opieki społecznej. Niezadowolenie natomiast budzić musi niewielki (jedynie'" 135) przyrost nowych łóżek szpitalnych. Nie zrealizowano też w pełni postulatów zmierzających do skrócenia średniego okresu obłożenia łóżka szpitalnego. Znaczna część łóżek w szpitalach i klinikach zajmowana jest przez ludzi w podeszłym wieku ze schorzeniami nie wymagającymi leczenia szpitalnego. Dlatego m. in. konieczna jest rewindykacja b. Domów Starców przy ul. Mostowej. W latach 1959-1961 przy dość znacznym rozwoju placówek służby zdrowia, nastąpił b. niewielki wzrost personelu pielęgniarskiego. Braku kadr pielęgniarskich nie będzie można inaczej rozwiązać jak przez otwarcie własnego ośrodka szkoleniowego. O poważnym traktowaniu spraw służby zdrowia przez Radę Narodową m. Poznania świadczy fakt, że w ostatnich latach prawie 25 % budżetu miasta przeznacza się na te sprawy. Z największych zamierzeń na lata 1961-1965 wymienić należy budowę szpitala na 650 łóżek, przychodni w dzielnicy Grunwald, kilkunastu nowych aptek, zakładu doskonalenia inwalidów, domów dla starców i przewlekle chorych. W roku 1963 każda dzielnica dysponować będzie własną aparaturą do prześwietleń klatki piersiowej. Następnie radna Władysława Klawiter omówiła najważniejsze problemy poznańskiej służby zdrowia, domagające się zaopiniowania ze strony Rady Narodowej.

Gospodarowanie środkami na służbę zdrowia przebiega w głównych kierunkach prawidłowo, zastrzeżenia budzą jedynie wydatki na płace. W związku z kontrolą finansową stwierdzono zbyt daleko posuniętą tolerancj ę kierowników przychodni obwodowych wobec dyscypliny pracy. Wiele pracowników służby zdrowia pracuje w nadgodzinach lub na kilku etatach. Nie zawsze jest to uzasadnione pilną koniecznością. Kosztowne budownictwo służby zdrowia wymaga sprawnego i terminowego wykonania. Praktyka ostatnich lat wykazuje jednak, że żaden obiekt służby zdrowia nie był oddany do użytku w terminie. Jaskrawym tego przykładem jest ciągłe odwlekanie terminu oddania do użytku budynku Oddziału Chirurgicznego Szpitala Miejskiego im. Raszeji.

W ciągu ostatnich trzech lat (1959-1961) wydatkowano około 208 min. zł na leki dla ubezpieczonych. Wydatki te wymagają skrupulatnej kontroli. Dotychczasowy szczupły aparat nadzoru farmacji Wydziału Zdrowia nie mógł sprostać zadaniom służby inspekcyjnej pod względem prawidłowej realizacji recept. Prezydium postanowiło zasilić nadzór farmaceutyczny, tworząc kilkuosobową komórkę przy Dziale Metodyczno-Organizacyjnym Miejskiej Przychodni Specjalistycznej.

Mimo niewątpliwych osiągnięć służby zdrowia w latach 1945-1961, mieszkańcy Poznania często skarżą. się na niedociągnięcia. Przyczyny tego tkwią w wadliwej organiazcji pracy lekarzy, pielęgniarek i poradni, a także w niedbałym stosunku do chorych. Poprawa usług wiąże się głównie z odbiurokratyzowaniem pracy lekarza i personelu pomocniczego, właściwym rozmieszczeniem kadr i podnoszeniem ich kwalifikacji. Rozpoczęto już organizowanie kursów dla laborantów. Analiza kadr lekarskich w Poznaniu wykazała pewien nadmiar lekarzy - specjalistów. Ich praca jest na pewno bardzo potrzebna, ale lecznictwo otwarte wymaga przede wszystkim lekarzy ogólnych. Kształcenie takich lekarzy wymaga dobrze wyposażonego ośrodka. Pomoc Akademii Medycznej jest tu bardzo potrzebna. Młody lekarz powinien obok wiedzy wynosić z uczelni także poczucie odpowiedzialności za wykonywaną pracę. Na zakończenie Władysława Klawiter omówiła działalność służby sanitarno-epidemiologicznej i sprawy absencji służby zdrowia.

Wiele ciekawych problemów poruszył w swym wystąpieniu przewodniczący Komisji Zdrowia i Opieki Społecznej radny Stanisław Andrzejewski. Doceniając np. wagę stopnia higieny komunalnej i higieny żywienia, Komisja zapoznała się ze stanem sanitarnym miasta. Ludność Poznania w 800/0 zaopatruje się w wodę do picia z wodociągów publicznych. Jakość wody nie budzi zastrzeżeń. Pozostała część ludności korzysta z urządzeń prywatnych lub studzien publicznych. Jakość wody z tych urządzeń jest w wielu przypadkach niezadowalająca, szczególnie ze studni publicznych w dzielnicy Nowe Miasto. W wyniku badań laboratoryjnych stwierdzono, że stan sanitarny niektórych obiektów wodnych pozostawia wiele do życzenia. Warta jest nadal zanieczyszczana przez ścieki z zakładów przemysłowych oraz ścieki miejskie. Woda w Jeziorze Maltańskim jest nadal zanieczyszczana bakteriologicznie przez ścieki ze strumienia Cybiny. W latach 1959-1961 polepszono stan sanitarno-higieniczny sklepów, zakładów żywienia, magazynowania i konserwacji artykułów spożywczych. Przebudowa sklepów i wyposażenie ich w chłodnie i lady chłodnicze daje wyniki zadowalające. Do braków wymagających rychłego usunięcia zaliczyć należy m. in.: rozwinięcie produkcji lodów pakowanych mechanicznie, wprowadzenie sprzedaży chleba w opakowaniu, zmiany sprzętu piekarniczego na nowoczesny, łatwo dający się utrzymać w stanie higienicznym i wprowadzenie transporterów aluminiowych do mięsa i wędlin. Kierownicy zakładów gastronomicznych nie dopilnowują odpowiedniego

Sprawozdaniamycia naczyń stołowych, czystości bielizny stołowej, kuchennej, stanu sprzętu zarówno zaplecza jak i sali konsumpcyjnej. Niższy personel gastronomiczny nie rozumie konieczności stosowania środków dezynfekcyjnych. Radny Stanisław Andrzejewski omówił także ważny problem zaopatrzenia lecznictwa otwartego i zamkniętego w leki w roku 1962. Dyskusję rozpoczęło wystąpienie radnego Zenona Nalipińskiego. Stwierdził on na wstępie, że Wydział Zdrowia powinien się bliżej zainteresować stanem poczekalni w przychodniach. Mało jest poradni i przychodni, w których poczekalnie odpowiadają warunkom sanitarno-epidemiologicznym. Np. przychodnia ogólna, poradnia okulistyczna i poradnia laryngologiczna mają wspólną poczekalnię, ciasną i ciemną, przez którą dziennie przewija aię kilkudziesięciu pacjentów. Bywa, że nie mają oni gdzie usiąść. Podobnie wygląda sytuacja przy ul. Matejki, gdzie pacjenci do badań elektrokardiograficznych czekają w wąskim korytarzyku bez okien. We wzorcowej przychodni dziecięcej przy ul. Strusia poczekalnią dla dzieci jest korytarz bez wentylacji. Radny Z. N alipiński przestrzegł przed pochopnym lokalizowaniem nowych poradni w dotychczasowych pomieszczeniach, gdyż - jego zdaniem - musiałoby to łączyć się z uszczupleniem lub pogorszeniem stanu sanitarnego istniejących poczekalni. Zapewniając lekarzom właściwe warunki pracy, trzeba dbać jednocześnie o chorych czekających w kolejce na przyjęcie. Radny Z. N alipiński omówił jeszcze sprawę upowszechnienia oświaty sanitarnej. W r. 1961 jeden punkt kolportażowy rozpowszechnił przeciętnie 170 egz. broszur sanitarnych. Zdaniem dyskutanta, jest to stanowczo za mało. Liczbę punktów kolportażowych należałoby zwiększyć, głównie w zakładach pracy, ośrodkach zdrowia i poradniach.

Radny Leon Chudziński poświęcił swoje wystąpienie w dyskusji sprawom Pogotowia Ratunkowego. Zdaniem dyskutanta, należałoby zwiększyć liczbę personelu lekarskiego i pomocniczego na nocnej zmianie Pogotowia Ratunkowego, kiedy trudno doprosić się innego rodzaju pomocy lekarskiej. Dyskutant domagał się także powołania drugiej w Poznaniu stacji Pogotowia Ratunkowego we wschodniej części miasta, co niewątpliwie skróciłoby czas i drogę w udzielaniu pomocy chorym. Członek Komisji Zdrowia i Opieki Społecznej, Maria Pierzgaiska, podziękowała przede wszystkim Radzie za zainteresowanie zawodem pielęgniarki. Alarm z powodu braku pielęgniarek w Poznaniu będzie można, zdaniem M. Pierzgaiskiej, rychło odwołać, jeśli Wydział Zdrowia przystąpi do szkolenia kadr pielęgniarek dla potrzeb miejskiej służby zdrowia. Na 1135 lekarzy w Poznaniu pracuje zaledwie 1185 pielęgniarek, a powinno ich być co najmniej 2270 (2: 1). Wtedy można by się pochwalić lepszymi wynikami w służbie zdrowia. Obok tego jednak trzeba ciągle poprawiać warunki bytowe pielęgniarek. Przemówienie rektora Akademii Medycznej prof. dra Olecha Szczepskiego nacechowane było głęboką troską o poprawę trudnej sytuacji w lecznictwie zamkniętym. W Poznaniu brak blisko 2000 łóżek szpitalnych. W związku z tym niedoborem zagęszczenie łóżek w szpitalach miejskich wynosi 120 0 /0, a w klinikach około II3'/0. Jest to wynikiem błędnej polityki inwestycyjnej lat ubiegłych, kiedy to uważano, że skoro rozbudowuje się sieć poradni, nie trzeba budować nowych szpitali. Musimy zjednoczyć wszystkie nasze wysiłki, aby stan ten poprawić. Są już sporządzone plany inwestycyjne rozbudowy klinik Akademii Medycznej. Potrzeba będzie pomocy Rady przy wykwaterowaniu lokatorów z budynków mieszczących się na terenach przewidzianych pod budowę nowych gmachów Akademii Medycznej przy ul. Przybyszewskiego.

Akademia Medyczna - powiedział prof. Olech Szczepski - ma poważne zadania do spełnienia, ale nie uchyla się od niesienia pomocy miastu. W klinikach Akademii Medycznej zwiększono już trzykrotnie liczbę łóżek. Jeśli chodzi o leczenie chorych, to w szpitalach miejskich'przyjęto w 1961 r. 20 907 osób, a w klinikach 28 300 osób. Wskaźnik wykorzystania łóżek wyniósł w szpitalach miejskich 279,2, a w klinikach Akademii Medycznej - 347,4. Działacz Poznańskiego Towarzystwa Turystyczno- Krajoznawczego, Franciszek Jaśkowiak, przedstawił wiele problemów związanych z wypoczynkiem mieszkańców Poznania po pracy. W latach 1959-1961 osiągnięto wiele pięknych rezultatów w dziedzinie organizowania miejsc masowego wypoczynku za miastem. Jest to jednak za mało w stosunku do potrzeb i możliwości. Mamy już ośrodek wypoczynkowy nad jeziorem Rusałka, ale nie mamy go jeszcze nad Jeziorem Strzeszyńskim. Budowę ośrodka wypoczynkowego nad Jez. Strzeszyńskim z uwzględnieniem potrzeb ruchu turystycznego cudzoziemców przewiduje uchwała Komitetu Ekonomicznego Rady Ministrów z I. 1959. N a podstawie tej uchwały rozpoczęto budowę motelu i doprowadzono ją w r. 1961 pod dach. W czerwcu 1961 r. roboty stanęły. Mankamentem Strzeszynka jest komunikacja. Wobec ogromnej frekwencji, szczególnie w dni świąteczne, komunikacja autobusowa nie jest wystarczająca. Problem dojazdu do Jeziora Strzeszyńskiego może być łatwo rozwiązany przez stworzenie przystanku kolejowego w pobliżu jeziora. Jeszcze atrakcyjniejsze jest Jezioro Kierskie, wielki ośrodek wypoczynku i sportu żeglarskiego. Po staremu też odwracamy się plecami od wschodniej, prawobrzeżnej części miasta, która przecież zajmuje 470/0 obszaru miejskiego i posiada wielkie ośrodki przemysłowe z ludnością robotniczą. Od Warty aż do Jeziora Swarzędzkiego dla ruchu turystyczno-wypoczynkowego nie ma ani jednego punktu oparcia. Odwracamy się też od Warty, w dolinie której leży Dębina, uroczy zakątek naszego miasta. Dębina, jedyny kompleks zieleni i jedyne miejsce odpoczynku dla ludności Wildy i Starołęki, jest dziś zupełnie zapomniana. N a zakończenie swego wystąpienia Franciszek J aśkowiak przedłożył siedem wniosków: 1) przyspieszyć budowę ośrodka wypoczynkowego nad Jeziorem Strzeszyńskim; 2) wznowić starania w Dyrekcji Okręgowej Kolei Państwowych o przystanek kolejowy nad Jeziorem Strzeszyńskim; 3) zapobiec chaotycznej zabudowie osiedla wypoczynkowego nad Jeziorem Kierskim; 4) rozbudować zaplecze gastronomiczne w Kiekrzu; 5) nie odwlekać budowy urządzeń sanitarnych nad Jeziorem Kierskim; 6) zagospodarować wschodni klin zieleni miejskiej przez wykorzystanie Jeziora Maltańskiego; 7) Poznańskie Przedsiębiorstwo Usług Turystyczno-wypoczynkowych i Powiatowe Przedsiębiorstwo Usług Turystyczno-Wypoczynkowych winny nawiązać ze sobą ścisłą współpracę celem właściwego zagospodarowania ośrodków wypoczynkowych w okolicy Poznania, a szczególnie w obrębie Wielkopolskiego Parku Narodowego. Radna Jadwiga Kubiak, rozpatrując problem braku kadr pielęgniarek, zaproponowała kształcenie w tym zawodzie również chłopców. Do problemu pielęgniarek nawiązała także w swoim wystąpieniu posłanka Rufina Ludwiczak. Radny Teodor Borówka, opierając się na informacjach Stacji Sanitarno- Epidemiologicznej oraz członków Komisji Zdrowia i Opieki Społecznej, przedstawił Radzie niektóre wyniki kontroli w zakładach gastronomicznych. Badając wartość kaloryczną posiłków, stwierdzono, że w niektórych zakładach żywienia zbiorowego konsumenci otrzymywali posiłki o 4/3 mniejszej wartości kalorycznej od podawanej w raportach. Trudną sprawą jest transport i odbiór artykułów żywnościowych. Odbieranie towaru rozwożonego przed otwarciem sklepów natrafia na przeszkody, które tylko

Sprawozdaniaczęściowo zostały usunięte przez wprowadzenie dyżurów sklepowych. Towar często składa się na chodniku, co wywołuje słuszne żale konsumentów. Przywóz' mięsa odbywa się nieraz w warunkach urągających elementarnym pojęciom higieny, transportery są brudne, konwojenci niechlujni. Przedsiębiorstwa prowadzące sprzedaż pieczywa i wędlin nie przestrzegają zasady, że wyroby garmażeryjne wolno przechowywać tylko w urządzeniach chłodniczych, a ekspedienci nie mogą być jednocześnie kasjerami. Radny Karol Gasser mówił o problemach lecznictwa otwartego i domagał się, by pacjenci mieli możność wolnego wyboru lekarza. Józef Ceptowski, dyrektor Stacji Pogotowia Ratunkowego, uzasadniał konieczność budowy nowej stacji. Analogia, jaką przeprowadził J. Ceptowski z wrocławską Stacją Pogotowia Ratunkowego, wypadła dla Poznania b. niekorzystnie. Bogdan Skierski, członek Komisji Gospodarki Komunalnej i Mieszkaniowej, nawiązał do tej części referatu, w której mowa o tym, że w ciągu jednego miesiąca spada na Poznań 9,5 tony najrozmaitszych zanieczyszczeń, które wyrzucają ze swoich kominów zakłady przemysłowe i kotłownie. Zagadnienie to wymaga przedsięwzięcia radykalnych kroków, których wynikiem powinny być odpowiednie zarządzenia nakładające na zakłady przemysłowe obowiązek instalowania urządzeń pyłochłonnych i urządzeń zapobiegających zatruwaniu wody -. podkreślił Bogdan Skierski.

W zadymianiu miasta przoduje niewątpliwie elektrownia. Jeszcze bardziej pogorszyło stan zadymiania wprowadzenie jako podstawowego środka opałowego miału węglowego. Z tym zagadnieniem wiąże się ściśle sprawa ścieków przemysłowych oraz lotne zanieczyszczenia chemiczne, które nadal zatruwają powietrze. Na przykład Fabryka Nawozów w Luboniu wyrzuca swoje zanieczyszczenia w promieniu 10 kilometrów. Gdy wieje wiatr południowo-wschodni, odpadki te docierają aż do ul. Przemysłowej w Poznaniu. Dodatkowym "efektem" jest kompletnie zniszczony las w otoczeniu fabryki. Na straży zdrowia mieszkańców stoi m. in. Stacja Sanitarno-Epidemiologiczna, stanowiąca sama w sobie również problem, który należałoby rozwiązać. Stacja jednak nie może sprostać nałożonym obowiązkom z powodu braku kadr. Stanisław Klimek, członek Komisji Zdrowia i Opieki Społecznej, poświęcił swoje obszerne wystąpienie higienie w zakładach gastronomicznych i szkołach oraz sprawom nocnych dyżurów w aptekach, a Józef Antkowiak, dyrektor Oddziału Zakładu Ubezpieczeń Społecznych, zobrazował wydatki na zasiłki chorobowe. Interesujące było wystąpienie dyrektora Przychodni Medycyny Pracy - Józefa Nowackiego. Jeszcze nie tak dawno nie było w przemyśle w ogóle lekarzy, byli jedynie lekarze pracujący w kilku zakładach przemysłowych jednocześnie i ten stan utrzymuje się w wielu fabrykach do dnia dzisiejszego. W r. 1958 80% lekarzy zatrudnionych w zakładach przemysłowych pracowało tam po 5 godzin dziennie, a tylko 20% lekarzy traktowało pracę w przemyśle jako swe główne zajęcie. Obecnie pracuje w medycynie przemysłowej 30 lekarzy, specjalizuje się dalszych 32. Pod tym względem Poznań znajduje się na trzecim miejscu w kraju.

Wniosek z tego taki, że aby zapewnić odpowiednią liczbę lekarzy przemysłowych, trzeba ich szkolić. Z tym wiąże się także sprawa pielęgniarek. Nie będzie 1 postępu w społecznej służbie zdrowia, o ile nie będzie odpowiednich kadr pielęgniarskich. Pielęgniarka to prawa ręka lekarza. Dlatego odciążenie pielęgniarek pracujących w przemyśle od wszelkiej pracy administracyjnej, a powierzenie im

\23tylko czynności fachowych, jest pilną koniecznością. Zatrudnienie 30 rejestratorek ze średnim wykształceniem, które mogłyby spełniać te wszystkie czynności administracyjne w służbie zdrowia, rozwiązałoby część naszych kłopotów. Krystyna Szulcowa i Tadeusz Olszanowski, pracownicy aptek, przestrzegali przed połączeniem miejskiej i wojewódzkiej hurtowni leków. Radny Jan Brygier mówił o konieczności ograniczenia zużycia wody pitnej w zakładach pracy dla celów przemysłowych. Radny Witold Sokolnicki mówił o sprawach rehabilitacji inwalidów w zakładach spółdzielczych. Alina Kasprowicz, sekretarz Towarzystwa Opieki nad Zwierzętami,' prosiła Radę o kredyty na zbudowanie schroniska dla bezpańskich zwierząt. Na zakończenie dyskusji zabrał głos przewodniczący Prezydium Rady, radny Jerzy Kusiak. ,,25<Vo budżetu miasta - rozpoczął swoje wystąpienie Jerzy Kusiak - przeznaczamy na zdrowie i opiekę społeczną. Już ten fakt wskazuje na rangę tego problemu w życiu Poznania. Obok dużego dorobku nasza służba zdrowia ma nadal wiele mankamentów, braków i niedociągnięć. "Materiały przygotowane na dzisiejszą sesję przedstawiają aktualną sytuację poznańskiego lecznictwa. Z niepokojem stwierdzamy, że sytuacja w Poznaniu jest gorsza niż w innych dużych miastach w Polsce. Dotyczy to liczby łóżek szpitalnych, wyposażenia szpitali, sprawy pogotowia ratunkowego, stawek na lekarstwa dla szpitali i in. Efektem takiej sytuacji jest to, że wskaźnik umieralności jest w Poznaniu najwyższy ze wszystkich większych miast w Polsce. "Korzystając z udziału w naszych obradach wiceministra zdrowia - posła ziemi wielkopolskiej, Feliksa Widy-Wirskiego, i posłanki Rufiny Ludwiczak, chcielibyśmy zgłosić pod adresem resortu i sejmowej Komisji Zdrowia postulat, by zajęto się sprawą poznańskiego lecznictwa. Pomoc władz centralnych w usuwaniu zaniedbań w lecznictwie miejskim jest niezbędna, jednocześnie jednak widzimy, że własnymi siłami będziemy w stanie wiele naprawić. W służbie zdrowia mamy setki oddanych, ofiarnych pracowników, dla których służenie choremu jest sprawą najważniejszą. Przyznać jednak ze smutkiem musimy, że nie każda z tych 223 milionów złotówek, jakie I. 1961 wydaliśmy na ochronę zdrowia, wydana była najracjonalniej. Ciągle jeszcze nie mamy dostatecznej kontroli nad gospodarką lekarstwami, nad działalnością gospodarczą szpitali. Prezydium widzi konieczność wzmożenia kontroli nad gospodarką finansową w służbie zdrowia. Jeśli wydajemy na ochronę zdrowia 260/» środków budżetowych, to w odpowiedniej proporcji do tego podążać musi także wysiłek organów kontroli. "Dzielnice powinny opracować własne plany działania, przedyskutować je i zatwierdzić na sesjach dzielnicowych rad narodowych lub posiedzeniach Prezydium z udziałem Komisji Zdrowia. "Do zasadniczych problemów, które będziemy musieli rozwiązać - mówił dalej Jerzy Kusiak - należy sprawa pielęgniarek. Wprost trudno uwierzyć, że 400-tysięczne miasto nie posiadało dotychczas własnej szkoły pielęgniarskiej.

Wnioski opracowane w tej sprawie wymagać będą szybkiej realizacji. Znana jest także trudna sytuacja mieszkaniowa pielęgniarek. Dlatego umieściliśmy dodatkowo w planie 1962 r. budowę pawilonu mieszkaniowego z przeznaczeniem na ten cel. Nie będziemy natomiast w stanie uwzględniać poza kolejnością potrzeb mieszkaniowych pracowników służby zdrowia przy ustalaniu planu przydziału mieszkań na zasadach ogólnych. Zrobimy jednak wszystko, by pielęgniarki otrzymały mieszkania w pierwszej kolejności. "Chciałbym wyrazić podziękowanie przedstawicielom Akademii Medycznej za ich czynny udział w przygotowaniu sesji i w pracach dzisiejszej sesji. Jestem prze

Sprawozdania

konany, że wzajemna współpraca, zrozumienie i pomoc przyczynią się do przywrócenia Poznaniowi należnego mu miejsca w lecznictwie. Chciałbym przy tej okazji przekazać jeszcze raz wyrazy podziękowania od Rady dla byłego rektora Akademii Medycznej prof. dra Wiktora Degi.

Rada podjęła jednogłośnie uchwałę w sprawie wzmocnienia porządku i bezpieczeństwa na obszarze miasta. Informacje o pracy Prezydium Rady w okresie między IX a X sesją Rady, złożył radny Jerzy Kusiak. Radny Jan Brygier poświęcił kilka serdecznych słów pamięci zmarłego prof.

dra Tadeusza Stefana Kurkiewicza, b. rektora Akademii Medycznej. Radny Jerzy Kusiak zakomunikował Radzie, że Prezydium podjęło decyzję, by zmarłego pochować w Alei Zasłużonych. Interpelacje zgłosili: radny Stefan Bączyk w sprawie poprawienia warunków sanitarnych na placu Wielkopolskim; radny Stanisław Galasiński w sprawie drogi do cmentarza komunalnego w Junikowie. Odpowiedzi udzielał zastępca przewodniczącego Prezydium, radny Dionizy Balasiewicz.

Dnia 27 kwietnia 1962 r. Rada Narodowa m. Poznania zebrała się na swym 11 posiedzeniu, którego przedmiotem było sprawozdanie z wykonania planu gospodarczego oraz budżetu zbiorczego za r. 1991. W tej sprawie pierwszy zabrał głos przewodniczący Prezydium Rady - Jerzy Kusiak, który przedstawił Radzie uwagi Prezydium o wykonaniu terenowego planu gospodarczego i budżetu miasta za rok 1961'. Poznański państwowy przemysł drobny wykonał swe zadania za r. 1961 w 107,8%>. Jedynie przedsiębiorstwa podległe Centrali Spółdzielni Ogrodniczych nie wykonały swoich zadań. Przyczyna tego tkwi w tym, że zadania planowe tych przedsiębiorstw zostały w r. 1961 poważnie podwyższone, jednocześnie zaś przedsiębiorstwa nie otrzymywały regularnie potrzebnych im surowców. Zasługą przemysłu drobnego i terenowego jest, że w minionym roku gospodarczym wprowadzono na rynek wiele nowych artykułów galanteryjnych, bieliźniarskich i futrzarskich oraz uruchomiono nową rozlewnię dwutlenku węgla. Realizacja zadań produkcyjnych przebiegała w zasadzie pomyślnie. Nie można jednak tego samego powiedzieć o produkcji eksportowej, której plan np. w zakładach podległych Komitetowi Drobnej Wytwórczości wykonany został zaledwie w 7r/o. Niemniej jednak w r. 1961 asortyment towarów eksportowych wzbogacono o suszarki próżniowe, wirówki, farby nawierzchniowe, kit szklarski oraz nowy gatunek pulpy owocowej. Pomyślnie zrealizowany został plan usług dla ludności, których wartość globalna przekroczyła 274,7 min zł. W efekcie roczna wartość usług na głowę 1 mieszkańca wzrosła z 587 zł w r. 1960 do 657 zł w r. 1961. Warto dodać, iż średnia krajowa wynosiła w 1960 r. 237 zł. Pomyślnie przebiegło również wykonanie planu w żywieniu zbiorowym, którego obroty wykonane zostały z ponad 3-procentową nadwyżką. Sieć detaliczna handlu zwiększyła się w r. 1961 o 91 nowych placówek i 6 zakładów żywienia zbiorowego, na co wydatkowano łącznie z nakładami na modernizację i wyposażenie istniejących placówek kwotę ponad 37 min zł. Miastu przy

10 sprawach tych pisze obszernie Urszula Przestacka w sprawozdaniu pL Realizacja planu gospodarczego i budżetu miasta Poznania w r. 1961 w niniejszym numerze "Kroniki". \było 11 km sieci wodociągowej oraz ponad 8 km sieci kanalizacyjnej. Środkami komunikacji miejskiej przewieziono o 26 min osób więcej niż w i960 r. Zwiększenie taboru Miejskiego Przedsiębiorstwa Oczyszczania przyczyniło się do polepszenia stanu sanitarnego miasta. Wyremontowano albo przebudowano kosztem prawie 59 min zł 32 km dróg, uruchomiono 1773 nowych punktów świetlnych. Plan budownictwa mieszkań Rady Narodowej, zakładów pracy oraz ludności wykonany został ogółem w 115 procentach. Oddano do użytku 8627 izb mieszkalnych. W nowych mieszkaniach zamieszkało 23% rodzin wyprowadzonych z suteren, poddaszy i strychów, 21%> rodzin z baraków i altan niemieszkalnych, 18<\ó z budynków zagrożonych, 30% z mieszkań przegęszczonych, 8<70 stanowiły przydziały dla rodzin wykwaterowanych przymusowo, gdyż domy, w których zamieszkiwali, uległy rozbiórce dla celów urbanistycznych. Realizacja kapitalnych remontów budynków mieszkalnych przebiegała w r. 1961 niezgodnie z planem. Nie ukończono remontu co najmniej 30 budynków, wydatkując zaledwie 45 min zamiast 54 min zł. Podobnie przebiegały remonty szkół i szpitali. Uchwalony na r. 1961 budżet wynosił 890,6 min zł, a po dokonanych zmianach zamknął się na koniec roku kwotą 1052,1 min zł. W ciągu r. 1961 zwiększono sumę kredytów budżetowych o 134,6 min zł. Środki na zwiększenie wydatków uzyskano głównie z nadwyżki budżetowej oraz z ponadplanowych dochodów własnych. Do osiągnięcia takich wyników budżetowych przyczyniło się p_rzede wszystkim przekroczenie zadań produkcyjnych przez przedsiębiorstwa przemysłu terenowego oraz przedsiębiorstwa obrotu towarowego. W sumie dochody z gospodarki uspołecznionej wykonano z nadwyżką 96,8 min zł. Wpływy z podatków i opłat od ludności wyniosły ogółem 9,3 min zł, czyli 91,6% planu. O tym niekorzystnym wyniku zadecydowały przede wszystkim niskie wpływy podatku od lokali (58,4%) i podatku miejskiego (56, gr/o) w dzielnicy Stare Miasto, zaplanowane zbyt wysoko. Nie można także przejść do porządku nad pewnymi nieprawidłowościami w działalności przedsiębiorstw spółdzielczych i handlowych, wyrażającymi się w poważnych niedoborach, utrzymujących się na poziomie roku 1960. Wartość niedoborów towarowych powstałych w r. 1961 wynosi 3,6 min zł, z czego spłacone zostało przez osoby materialnie odpowiedzialne za ich powstanie 2,6 min zł. Wpływy z tytułu podatków od przedsiębiorstw spółdzielczych świadczą, że zaniżanie planów produkcyjnych jest charakterystyczne dla wszystkich pionów spółdzielczości. Zjawisko to datuje się już od kilku lat. W sposób niezadowalający przebiegało dokonywanie wydatków budżetowych, które wyniosło ogółem zaledwie 94,6% (995,4 min zł). Główne źródło tego stanu rzeczy tkwi przede wszystkim w bardzo niskim wykonaniu zadań inwestycyjnych i komunalnych. Między innymi zanotowano we wszystkich dzielnicach, z wyjątkiem Nowego Miasta, niedostateczne wykorzystanie kredytów na kapitalne remonty budynków mieszkalnych. Uwagami o wykonaniu planu i budżetu za r. 1961 podzielił się także przewodniczący Delegatury Najwyższej Izby Kontroli Stefan Marzec. "Państwowy przemysł terenowy powiedział Stefan Marzec wykonał wprawdzie w r. 1961 plan produkcji towarowej w 107,8%, uzyskując przy tym wzrost produkcji w stosunku do roku 1960 o 3,7/0, jednakże osiągnięć tych nie można jeszcze uznać za zadowalające. Przyczyna tego leży również w sposobach produkcji, jakimi posługuje się ten przemysł. Nieuwzględnianie postępu technicznego i małej mechanizacji, zbyt powolne tempo unowocześniania parku maszynowego - to główne powody trudności w ożywieniu tempa produkcji. Plany postępu

Sprawozdaniatechnicznego na r. 1961 w minimalnym tylko stopniu uwzględniały modernizację zakładów. Na zakup aparatury kontrolno-pomiarowej czy też mechanizację transportu międzyoperacyjnego przeznaczano tylko niewielkie sumy. Bardzo istotnym problemem drobnej wytwórczości jest także gospodarka materiałowa. Wyniki kontroli wskazują, że w ciągu 1961 r. nie uzyskano w przemyśle terenowym wyraźniejszej poprawy. Przyczyną nadmiernego zużycia materiałów było nieprzestrzeganie norm zużycia, nieodpowiednie zabezpieczenie materiałów, zaniedbania w dokumentacji materiałowej. Uniemożliwiało to kierownictwom przedsiębiorstw sprawowanie kontroli nad gospodarką materiałową, a ponadto stworzyło możliwość nadużyć gospodarczych. Szczególnie jaskrawe zaniedbania w tej dziedzinie stwierdzono w Przedsiębiorstwie Robót Targowych i Wystawowych Przemysłu Terenowego. W przedsiębiorstwie tym brak było bieżącej kontroli zużycia materiałów. Pod koniec r. 1961 nie dokonano tam jeszcze rozliczeń zużycia materiałów na obiektach przekazanych do użytku w r 1960. ,<Plan obrotu towarowego na r. 1961 został poważnie przekroczony. Zaopatrzenie rynku, zwłaszcza w artykuły przemysłowe, było na ogół dobre. Mimo tych oczywistych osiągnięć kontrola Delegatury Najwyższej Izby Kontroli i Państwowej Inspekcji Handlowej stwierdziła w grupie artykułów przemysłowych braki w fasonach, deseniach i rozmiarach odzieży, niedobór części zamiennych do maszyn i aparatów itp. "W gospodarce komunalnej - mówił dalej Stefan Marzec - zagadnieniem, które przysporzyło władzom miasta wiele kłopotu, były remonty budynków mieszkalnych. Fakt, iż miasto Poznań zajęło w kapitalnych remontach budynków mieszkalnych 20 miejsce, a więc jedno z ostatnich, mówi sam za siebie. Kontrola przeprowadzona w Miejskim Przedsiębiorstwie Remontowo- Budowlanym wykazała. że na wykonaniu planu kapitalnych remontów poważnie zaważyły: niedostateczny stan organizacji robót na budowach, brak dyscypliny pracy, stosunkowo niska wydajność pracy, nieposiadanie przez kierowników uprawnień do prowadzenia robót oraz niskie kwalifikacje zawodowe pracowników zaliczonych do średniego dozoru technicznego". Przechodząc do spraw związanych z komunikacją miejską, Stefan Marzec powiedział, że przyczyną zakłóceń w komunikacji były liczne awarie w systemie zasilania, uszkodzenia sieci i torowisk, uszkodzenia taboru w wypadkach ulicznych oraz brak obsugi wozów. Na przykład w r. 1961 zanotowano 1267 nie planowanych zjazdów tramwajów na skutek uszkodzeń urządzeń. Jeszcze wyższe liczby przypadają na trakcję autobusową. Przeszkodą w zwiększaniu liczby i wozów tramwaj owych jak i w zwiększaniu szybkości eksploatacyjnej w tej trakcji jest deficyt mocy energetycznej w podstacjach. Do czasu zbudowania kilku nowych podstacji nie można spodziewać się poprawy sytuacji. Do pokonania są natomiast inne zakłócenia w komunikacji, gdyż ich przyczyna tkwi w niedbałym wykonywaniu remontów, napraw bieżących i konserwacji oraz w braku koordynacji pracy między techniczną obsługą warsztatową a służbą ruchu. Po koreferacie Komisji Budżetu i Planu, który wygłosił przewodniczący komisji radny Bolesław Drogomirecki, rozpoczęła się dyskusja. Radny Witold Sokolnicki w imieniu Komisji Przemysłu, Usług i Zatrudnienia zwracał uwagę na konieczność wykonywania w pełni planów produkcji eksportowej przez przedsiębiorstwa Komitetu Drobnej Wytwórczości. Plan eksportu za r. 1961 wykonany został przez drobną wytwórczość tylko w 920/0. Radny Sokolnicki widział możliwość pełnego wykonywania planu eksportu poprzez pogłębieniewspółpracy drobnej wytwórczości z centralami eksportowymi i wzbogacenie ofert większym asortymentem towarów. Konieczna jest jednak pomoc Wydziału Przemysłu w zaopatrzeniu producentów w surowce. Radny Sokolnicki poruszył także sprawę usług dla ludności. Plan usług punktów usługowych drobnej wytwórczości został w r. 1961 wykonany. Obok tego dodatniego zjawiska zaobserwowano jednak w r. 1901 zjawisko ujemne: sieć punktów usługowych nie wzrosła, a obniżyła się. Uruchomiono bowiem 109 nowych punktów usługowych uspołecznionych i 39 rzemiosła prywatnego, ale równocześnie zaprzestało działalności 286 punktów usługowych rzemiosła prywatnego. Kontrole przeprowadzone przez Komisję Przemysłu, Usług i Zatrudnienia ujawniły ponadto, że wiele branż usługowych nie dysponuje wystarczającą ilością fachowców. Brak jest m. in. rzemieślników w punktach naprawy aparatów radiowych i telewizyjnych, obuwia i zakładach fryzjerskich. Radny Zygmunt J esionowski, opierając się na wynikach wykonania budżetu i planu za r. 1961, zgłosił w imieniu Komisji Oświaty trzy wnioski. Pierwszy z nich dotyczy niedopuszczenia do załamania planu budowy szkół w dzielnicach Wilda i Grunwald, gdyż groziłoby to dalszym zagęszczeniem istniejących izb lekcyjnych. Drugi wniosek domagał się nawiązania kontaktów z zakładami przemysłowymi, które by mogły wyposażyć szkoły zawodowe. Trzeci wniosek dotyczył pilnej konieczności budowy nowych internatów dla szkół zawodowych, a szczególnie dla Technikum Drogowo-Geodezyjnego, Łączności i Samochodowego.

Stanisław Kołaczkowski, członek Komisji Budownictwa, swoje obszerne wystąpienie poświęcił problemom zapewnienia kadr fachowców dla służby inwestycyjnej i przytoczył odpowiednie wskaźniki liczbowe ilustrujące stan obecny. Jeżeli chodzi o biura projektowe, wskaźnik krajowy wynosi 1,4, w miastach o najlepszej obsadzie wskaźnik ten wynosi 2, a w woj. poznańskim tylko 0,7. Mówca był zdania, że Politechnika Poznańska powinna dostarczyć miastu tyle inżynierów, ile tylko potrzeba. Ten sam problem poruszył w swoim wystąpieniu Kazimierz Koczorowski, członek Komisji Budżetu i Planu. Jako główną przyczynę niewykonania w r. 1961 planu inwestycyjnego wskazał on słabą kadrę inwestycyjną. Radny Jan Brygier oświadczył w imieniu Komisji Handlu, że komisja na ogół pozytywnie oceniła wykonanie planu i budżetu za r. 1961 w handlu. Było to możliwe dzięki powiększeniu liczby sklepów i przekroczeniu planu obrotu towarowego. Niemniej jednak komisja zwróciła uwagę na kilka ujemnych zjawisk. Zaliczyć do nich należy: wykonanie planu inwestycji zaledwie w 55 0 /0, nieuruchomienie w terminie 15 nowych sklepów, narzucanie klientowi towarów droższych, np. droższych gatunków wędlin, brak współpracy między handlem miejskim a przemysłem miejscowym i nie zawsze wysoka jakość towarów. Wystąpienie swoje radny Brygier zakończył zgłoszeniem wniosków pod adresem Wydziału Handlu. Komisja Handlu m. in. domaga się w tych wnioskach od Wydziału Handlu, aby: systematycznie kontrolowano postępy w realizacji inwestycji handlowych, przeprowadzano inwentury w sklepach w godzinach nocnych, wzmocniono kontrolę jakości towarów. Przewodniczący Komisji Gospodarki Komunalnej i Mieszkaniowej, radny Czesław Kołodziejczak, przedstawił uwagi komisji o działalności gospodarki komunalnej w I. 1961. Dotyczyły one planowania inwestycji komunalnych (np. trasy starołęckiej), budowy mostów na Warcie, pracy Miejskiego Przedsiębiorstwa Komunikacyjnego, Dyrekcji Budowy Osiedli Robotniczych, remontów budynków mieszkalnych, oświetlenia miasta i wodociągów. Radny Kołodziejczak skrytykował kierownictwo Miejskich Pralni i Farbiarni za to, że ich usługi są głównie nastawione

Sprawozdaniana obsługiwanie zakładów pracy. Na zakończenie radny Kołodziejczak domagał się w dmieniu komisji stosowania ostrych sankcji wobec ludzi odpowiedzialnych za niewykonanie planów. Radna Irena Eichler domagała się powołania Komisji Estetyki Miasta. Do zadań komisji, zdaniem radnej Eichlerowej, powinno należeć m. in. opiniowanie projektów kolorystyki miasta. Dyskusj ę zakończyło głosowanie nad wnioskiem przewodniczącego Komisji Budżetu i Planu Gospodarczego. Uchwałę powzięto jednomyślnie. Po dyskusji większością głosów został uchwalony (3 radnych wstrzymało się od głosowania) następny wniosek Komisji Budżetu i Planu w sprawie podziału nadwyżki budżetowej. Nadwyżka ta w wysokości 75 060 371 zł została rozdysponowana m. in. na remonty placów, ulic, mostów i wiaduktów - 25 min zł, na renowacje parków - 1 min zł, oświetlenie ulic - 1200 tys. zł, na szkoły artystyczne, teatry, biblioteki i instytucje muzyczne - 3429 tys. zł, na szpitale i ochronę zdrowia *- 5509 tys. zł, na sport i turystykę 1448 tys. zł. Po wysłuchaniu informacji zastępcy przewodniczącego Prezydium, radnego Zbigniewa Rudnickiego, o bilansie mieszkaniowym na lata 1961-1965, podjęto uchwały o wprowadzeniu opłat administracyjnych za czynności wykonywane przez Wojewódzką Komisję Cen i w sprawie organizacji służby zdrowia i opieki społecznej na obszarze miasta Poznania w latach 1962-1965. Informacje o pracy Prezydium Rady w okresie między sesjami złożył Radzie przewodniczący Prezydium, radny Jerzy Kusiak. Interpelacje zgłosili: radny Jan Nalepka w sprawie doprowadzenia do końca zagospodarowania i lokalizacji zakładu ogrodniczego w N aramowicach oraz radni: Stanisław N owak i Edmund Zywert w sprawie warsztatu wulkanizacyjnego przy ul. Dąbrowskiego 92. N a tym przewodniczący Sesji, radny Marian Paluchowski, obrady zamknął.

Alanan Genowefiak

ANEKS

WYDATKI NA SŁUŻBĘ ZDROWIA W POZNANIU Z BUDŻETU RADY NARODOWEJ M. POZNANIA W LATACH 1958-1961

Lata 1958 1959 1960 1961 Wydatki ogółem 82717 169069 194198 223692 w tym: wydatki bieżące 79708 165337 187086 216655 w tym: na szpitale 36255 41533 46142 50844 na żłobki 2427 3508 4280 4839 na lecznictwo otwarte 27763 40147 50062 58373 na leki i środki pomocy dla uprawnionych - 61656 65987 80406

WYDATKI NA OPIEKĘ SPOŁECZNĄ W POZNANIU Z BUDŻETU RADY NARODOWEJ M. POZNANIA W LATACH 1960-1961

Wydatki w tys zł

Ogółem: z tego: Zakład Szkolenia Inwalidów Internat dla inwalidów różne akcje specjalne, zasiłki i zapomogi 2 984 424 3 197 400

8.783

NAKŁADY NA INWESTYCJE DLA SŁUŻBY ZDROWIA I OPIEKI SPOŁECZNEJ W POZNANIU W LATACH 1958-1961 (w tys. zł) 1958 1959 1960 196! Roboty budowlano-montażowe 2587 8917 8469 10347 Wyposażenie 1007 6661 8332 9618 Dokumentacja 262 678 385 502 Razem: 4656 16256 1 17186 20467 I

WSPÓŁCZYNNIK ZGONÓW NIEMOWLĄT W POZNANIU W LATACH 1959 1961

Dzielnica 1959 i960 1961 Grunwald 55,60 41,39 46,12 Jeżyce 65,58 42,25 36,21 N owe Miasto 56,83 56,81 45,00 Stare Miasto 64,67 51,69 39,67 Wilda 50,13 43,67 38,48 M. Poznań 57,66 47,65 41,41

STAN PLACÓWEK PEDIATRYCZNYCH W POZNANIU W LATACH 1958 1961 1958 1961 Dzielnica lokali rejonów lokali rejonów Grunwald 2 3 4 11 Jeżyce 2 3 4 8 Nowe Miasto 3 3 4 5 Stare Miasto l 2 4 8 Wilda 3 4 3 10

9 Kranika Miasta Poznania 3

Sprawozdania

WYKONAME ZBIORCZEGO BUDŻETU MIASTA ZA ROK 1961 (w tys. zł)

Dochody

Budżet*

Podatek obrotowy i inne przedsiębiorstw gospodarki uspołecznionej Wydział Przemysłu " Handlu " Gospodarki Komunalnej i Mieszkaniowej " Finansowy Wpłaty z zysku i inne przedsiębiorstw gospodarki uspołecznionej Wydział Przemysłu Budownictwa Handlu Gospodarki Komunalnej i Mieszkaniowej Finansowy Komunikacji Różne wpłaty przedsiębiorstw i jednostek gospodarki uspołecznionej Wydział Przemysłu " Budownictwa " Rolnictwa i Leśnictwa " Handlu " Gospodarki Komunalnej i Mieszkaniowej Dyrekcja Budowy Osiedli Robotniczych Wydział Finansowy Urząd Spraw Wewnętrznych Wpłaty przedsiębiorstw, jednostek i układów świadczących usługi socjalne i kulturalne Inspektorat Oświaty Wydział Kultury " Zdrowia Podatki i opłaty z gospodarstw nieuspołecznionych Wydział Finansowy Fundusz Gromadzki Podatki i opłaty od ludności Wydział Gospodarki Komunalnej i Mieszkaniowej " Finansowy Różne dochody Razem dochody własne Przelewy w tym: Nadwyżka budżetu ż roku ubiegłego Wpływy do wyjaśnienia Przelewy z funduszu dobrowolnych świadczeń społeczeństwa Dochody z gospodarki zarządzanej centralnie Dotacje z budżetu centralnego w tym: Dotacja wyrównawcza na wydatki bieżące Dotacja na budownictwo mieszkaniowe Razem Dotacja wyrównawcza z budżetu miasta dla budżetów dzielnicowych rad narodowych Ogółem dochody 35 184 8 881 2 237 33 437 214 523 26 285 10 100 81 364 16 994 79 780 12 03 2 7 704 f 265 12 o 6 o 28 763 4 196 53 193 70 2 027 725 16 872 151037 295 110 166 30 865 79 301 20613 714985 62 934 44 193 192 092 109 119 1014204 1 052 125

* Po zmianach na koniec roku 1961

Wykonanie 1 1 9 O 190 41 821 9 021 2 863 36 485 241 396 21317 21 356 90 682 29 613 88 335 93 126 421 12 3 92 8 002 1 112 12 832 22 419 3 720 65 851 93 22 951 2 640 845 19 466 161 448 161 103 345 100 898 31 606 69 292 21604 764908 63 079 62 255 375 449 41 604 192 092 82 973 109 119 1 061683 37 921 1 099 604

Wydatkibieżące

Nazwa

Budżet *

Wykonanie

Rolnictwa i Leśnictwa Architektury i Nadzoru Budowlanego Komunikacji Handlu l 149 14 700 2 115 2 66 215 386 8 027 2 291 1067 7 552 300 177 153 167 335 9 802 16 120 37 597 37 567 30 221 817 221 817 1087 132 955 12 891 12 861 30 33 923 709 721968 37 921 37 921 759 889 292 236 1052125 l 149 14 504 2 017 2 66 20 l 640 6 617 2 191 1066 6 968 200 171 075 161 307 9 753 15 99 37 254 37 224 30 216 066 216 066 977 123 854 12 386 12 380 6 32 518

Finansowanie przedsiębiorstw i jednostek gospodarki uspołecznionej Wydział Przemysłu Budownictwa

" Gospodarki Komunalnej i Mieszkaniowej Dyrekcj a Budowy Osiedli Robotniczych Wydział Finansowy Fundusz Gromadzki Prezydium i wydziały administracyjne Urząd Spraw Wewnętrznych Wydział Gospodarki Wodnej Oświata i wychowanie Inspektorat Oświaty Wydział Kultury Prezydium i wydziały administracyjne Szkolnictwo wyższe Kultura i sztuka Wydział Kultury Prezydium i wydziały administracyjne Ochrona Zdrowia Wydział Zdrowia i Opieki Społecznej Kultura fizyczna i turystyka Inspektorat Oświaty Komitet Kultury Fizycznej Świadczenia społeczne Wydział Zdrowia i Opieki Społecznej Wydział Zatrudnienia Administracja publiczna Środki rezerwowe Razem Dotacje dla budżetów terenowych Dotacja wyrównawcza z budżetu miasta dla dzielnic Razem wydatki bieżące Wydatki inwestycyjne Ogółem wydatki 37 921 37 921 728 732 266 728 995 460

* Po zmianach na koniec roku 1962

PODATKI I OPŁATY OD LUDNOŚCI

Budżet 1961 Wykonanie Wyszczególnienie po zmianach wykonania Ogółem 79300,6 69292,2 87,4 w tym: Podatek od nieruchomości 22 706,0 23 850,8 105,0 Podatek od lokali 10 600,0 6 686,9 63, l Podatek miejski 10 794,6 6 675,1 61,8 opłata skarbowa 22 500,0 20 116,4 89,4 Podatek od nabycia praw maj ątkowych 8 800,0 9 577,3 108,8 Inne podatki i opłaty 3 900,0 2 385,7 61, l

9*

Sprawozdania

DOCHODY Z GOSPODARKI USPOŁECZNIONEJ (w tys. zł)

Treść Budżet * Wykonanie Wydział Przemysłu 73 601 75 529 Podatek obrotowy i od operacji nietowarowych 35 184 41820 Wpłaty z zysku 26 285 21 317 Różne: wpłaty z amortyzacji i odprowadzenia z funduszu inwestycyjno- remontowego 12 032 12 392 Wydział Budownictwa 17 804 19 357 Wpłaty z zysku 10 100 11 356 Różne: wpłaty z amortyzacji i odprowadzenia z funduszu inwestycyjno- remontowego 7704 8 001 Wydział Rolnictwa i Leśnictwa 1265 1 112 w tym: zakłady budżetowe 275 264 wpływy ze sprzedaży nieruchomości 900 800 Wydział Handlu 102 305 112 534 Podatek obrotowy i od operacji nietowarowych 8 881 9 020 Wpłaty z zysku 81 364 90 682 Różne: wpłaty z amortyzacji i odprowadzenia z funduszu inwestycyjno- remontowego 12 060 12 832 Wydział Gospodarki Komunalnej i Mieszkaniowej 47 994 54 897 Podatek od operacji nietowarowych 2 237 2 863 Wpłaty z zysku 16 994 29 614 Różne 28 764 22 420 w tym: a) przedsiębiorstwa 14 615 16 937 b) zadania budżetowe i pozostałe 14 148 5483 w tym: opłaty geodezyjne i ośrodki wypoczynkowe 744 1 167 zieleń 540 585 cmentarze komunalne 350 302 inne urządzenia 9 523 - Wpłaty przedsiębiorstw budżetu centralnego na inwestycyjne urządzenia komunalne 1792 1792 Dyrekcja Budowy Osiedli Robotniczych 4 196 3 720 Wydział Finansowy 166 410 190 672 w tym: wpłaty Powszechnej Kasy Oszczędności 3 820 4 343 Poznańskiej Gry Liczbowej "Koziołki" 11200 12 O 1 O udział w marżach handlowych przedsiębiorstw centralnych 7 000 11322 podatek od instytucji publiczno-prawnych 1 789 . podatek od nieruchomości 30 341 32 870 podatek od lokali 7923 9 947 podatek miejski 7923 9 636 Przedsiębiorstwa spółdzielcze podatek obrotowy 33 437 36 485 podatek dochodowy 64 760 71974 U rząd Spraw Wewnętrznych 70 92

* Po zmianach na koniec roku 1962

DOCHODY PRZEDSIĘBIORSTW, JEDNOSTEK I ZAKŁADÓW ŚWIADCZĄCYCH USŁUGI SOCJALNE I KULTURALNE (w tys. zł)

Budżet 1961 r.

Wyszczególnienie po zmianach Wykonanie % Ogółem 19 624 22 951 116,9 w tym: Podatek obrotowy od przedsiębiorstw państwowych - 147 - Podatek od operacji nietowarowych 700 711 101,6 Wpłaty z zysku 13 984 16 287 116,5 N adwyżki środków obrotowych na początek roku - 104 - N adwyżki środków specjalnych i gospodarstw pomocniczych 323 58 18,0 Wpływy przedszkoli 1413 1722 121,9 Wpływy szpitali 1 197 1038 86,7 Wpływy zakładów lecznictwa otwartego 115 259 225,2 Wpływy żłobków 247 318 128,7 Wpływy pozostałych zakładów lecznictwa 60 111 185,0 Wpływy innych jednostek socjalno-kulturalnych 466 686 147,2 Wpływy majątkowe 441 717 162,6 Rozliczenia z lat ubiegłych 26 126 484,6 Odprowadzenia z funduszu inwestycyjno-remontowego 643 643 100,0

PODATKI I OPŁATY Z GOSPODARKI NIEUSPOŁECZNIONEJ (w tys. zł)

Wyszczególnienie Budżet 1961 r. Wykonanie % po zmianach wykonania Ogółem .. 151036,8 161 447,5 106,9 W tym: Podatek gruntowy 4 968,8 5 185,2 104,3 Państwowy Fundusz Ziemi 1 131,0 675,0 59,7 Fundusz Gromadzki 295,0 344,0 116,8 Podatek obrotowy i dochodowy 144642,0 155230,7 107,3

DOCHODY RÓŻNE (w tys. zł)

Budżet 1961 Wyszczególnienie po zmianach Wykonanie Dochody ogółem 20 613 21603 w tym: l560 Różne opłaty 2422 Wpływy majątkowe 1201 834 Grzywny i kary pieniężne 4 164 2993 Dodatek za zwłokę, koszty upomnienia oraz opłaty związane ze świadczeniem należności 2 215 2 517 Wpływy z dopłat do cen napojów alkoholowych 10 000 12 173 Opłaty za zezwolenia na wykonywanie przemysłu, rzemiosła, handlu i niektórych usług przez jednostki gospodarki nieuspołecznionej 340 338 N adwyżki zakładów budżetowych 208 1052

WYDATKI GOSPODARKI NARODOWEJ (w tys. zł)

Budżet Treść po zmianach Wykonanie % Wydział Przemysłu 1 149 1 149 100,0 w tym; Rozwój usług dla ludności 1 100 1 100 100,0 nagrody za roczne wyniki działalności i inne 49 49 100,0 Wydział Budownictwa 15 15 100,0 w tym: N agrody za roczne wyniki działalności i inne 15 15 100,0 l Wydział Rolnictwa i Leśnictwa 700 503 72,0 w tym: U rządzenia rolne 171 69 40,0 Ochrona roślin 139 126 90,6 Popieranie produkcji zwierzęcej 93 72 77,4 melioracje 187 155 82,8 Wydział Architektury i Nadzoru Budowlanego 2 115 2 017 95.3 w tym: Pracownia Urbanistyczna 2 115 2 017 95,3 i Wydział Handlu 66 66 100,0 w tym: Nagrody za* roczne wyniki działalności i inne 66 66 100,0 Wydział Gospodarki Komunalnej i Mieszkaniowej 215 385 201 641 94,0 w tym: Przedsiębiorstwa gospodarki komunalnej 51836 50 753 98,0 Przedsiębiorstwa gospodarki mieszkaniowej 13 323 13 023 97,7 Przedsiębiorstwa budowlano-montażowe 3 993 3 993 100,0 ulice, place, mosty i wiadukty 74 409 71225 95,8 Zieleń 11717 11015 94,0 Oświetlenie ulic 10 500 9 600 91,0 Oczyszczanie miasta 3 034 2 972 97,9 Studnie publiczne 140 127 90,7 Cmentarze komunalne 2 000 1638 82,0 Groby wojenne i uporządkowanie cmentarzy 600 470 78,3 Inne urządzenia i zadania komunalne 5 919 5 666 95,7 Ochrona substancji mieszkaniowej 33 857 27 460 81,1 Prace geodezyjne 3 249 3 119 95,9 Odszkodowania 706 485 68,6 Różna działalność gospodarcza 10 10 100,0 Dopłaty do pracowniczych biletów kolejowych 44 37 84,0 N agrody za roczne wyniki działalności 48 48 100,0 Dyrekcja Budowy Osiedli Robotniczych 8 027 6 617 82,4 Prezydium i wydziały administracyjne 1067 1 066 99,9 w tym: Pracownia Planów Regionalnych 219 219 100,0 Spis Powszechny 689 688 99,9 U rząd Spraw Wewnętrznych 7 552 6 967 92,2 w tym: Ochrona przeciwpożarowa 7 517 6 934 92,2 Wydział Gospodarki Wodnej 400 201 67,0 w tym: Laboratorium, badanie wody i ścieków 250 201 80,4 !

WYKONANIE FINANSOWE INWESTYCJI

Budżet Nazwa jednostki 1961 r. Wykonanie X po zmianach Wydział Przemysłu 13 974 13 867 99,2 " Budownictwa 1 100 1 094 95,5 " Rolnictwa i Leśnictwa 618 489 79,0 " Komunikacji 933 931 99,8 " Handlu 7 732 4 754 61,5 " Gospodarki Komunalnej i Mieszkaniowej 197 307 186413 94,5 Dyrekcja Budowy Osiedli Robotniczych 73 67 91,2 Inspektorat Oświaty 33 162 27 927 84,2 Wydział Kultury 10 549 9 199 87,2 " Zdrowia i Opieki Społecznej 22 257 18 031 81,0 " Budżetowo - Gospodarczy 1912 1655 86,6 Urząd Spraw Wewnętrznych 2 559 2 242 87,6 Komitet Kultury Fizycznej i Turystyki 60 59 98,3 Razem 292 236 266 728 91,3

OŚWIATA I WYCHOWANIE (w tys. zł)

Budżet Treść 1962 r. Wykonanie % po zmianach Wydatki ogółem 177 153 171 075 9,66 w tym: Kapitalne remonty 11736 10 921 93,1 Szkoły podstawowe 62 425 60 820 97,4 Licea ogólnokształcące 12 405 12 002 96,8 Szkoły przysposobienia zawodowego 481 394 81,9 Zasadnicze szkoły zawodowe 18 087 17 838 98,6 Technika zawodowe i licealne szkoły zawodowe 19 834 18 688 94,2 Szkoły artystyczne 8 507 8 476 99,6 Przedszkola miejskie 16 956 15 879 93,6 Świetlice dziecięce 2 014 1872 92,9 Zakłady opiekuńczo - wychowawcze 3 517 3 495 99,4 Kolonie, obozy, półkolonie i wczasy dzieci w mieście 4 600 4 600 100,0 Internaty przy szkołach zawodowych 4 428 4 291 96,9 Stypendia objęte planem stypendialnym 6 100 5 960 97,7 Pozostałe zadania 17 558 16 567 94,4

WYKONANIE BUDŻETÓW JEDNOSTKOWYCH (PO ZMIANACH NA KONIEC ROKU 1961) (w tys. zł)

Dochody Wydatki Dzielnicowa Rada Narodowa Budżet Wykonanie Budżet Wykonanie I l Grunwald I 53 781 50 183 53 781 57 755 Jeżyce » . 52 707 55 890 52 707 48 183 N owe Miasto 39 378 41 528 39 378 37 343 Stare Miasto 55 547 52 933 55 547 51347 Wilda 46 964 49 621 46 964 43 048 . Razem 248 377 257 727 248 377 230 104 I Budżet jednostkowy miasta 803 748 841 877 803 748 765 356 Ogółem 1 052 125 1 099 604 1 052 125 995 460

Sprawozdania

OCHRONA ZDROWIA (w tys. zł)

Treść

Budżet 1961 r. po zmianach

Wykonanie

Wydatki ogółem w tym: Kapitalne remonty Szpitale Zakłady zamknięte przeciwgruźlicze Żłobki stałe Lecznictwo otwarte Stacja pogotowia ratunkowego Kolumny transportu sanitarnego Stacje sanitarno-epidemio logiczne Leki dla uprawnionych Pozostałe zadania 52 299 657 5 042 57 840 2 933 4 699 4 832 80 676 12 839 51 001 408 4 839 55 573 2817 4 656 4 555 80 406 U 811

MUZEUM HISTORII RUCHU ROBOTNICZEGO IM. MARCINAKASPRZAKA POWSTAŁO W POZNANIU

W dniu 30 kwietnia 1962 r. Poznań wzbogacił się o nową placówkę kulturalną: Muzeum Historii Ruchu Robotniczego. Nazwano je imieniem wybitnego działacza robotniczego Wielkopolski - Marcina Kasprzaka. Odbudowany ze zniszczeń wo

Muzeum Historii Ruchu Robotniczego im. Marcina Kasprzaka. Sala ekspozycyjna

jennych zabytkowy "Odwach" na staromiejskim Rynku, gdzie otwarto nowe muzeum, już od dawna nie był świadkiem tak podniosłej chwili. Na uroczystość przybyli sekretarze Komitetu Wojewódzkiego Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej w Poznaniu - Jan Szydlak, Stefan Olszowski, Jan Olzak, Stanisław Furgał i Ludwik Drożdż, oraz członkowie Komitetu Wojewódzkiego i Miejskiego Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej, przedstawiciele stronnictw politycznych, organizacji społecznych i młodzieżowych. Wśród licznie przybyłych na uroczystość mieszkańców miasta widać kilkudziesięcioosobową grupę starych działaczy rewolucyjnych, weteranów ruchu robotniczego Poznania i Wielkopolski, członków Komunistycznej Partii Polski, Polskiej Partii Robotniczej i Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej.

N a zaimprowizowanej trybunie przemówienie wygłosił sekretarz Komitetu Wojewódzkiego i I Sekretarz Komitetu Miejskiego Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej w Poznaniu - Czesław KończaI. Mówca naświetlił dzieje życia i walki Marcina Kasprzaka, którego imię tak mocno związane jest z Wielkopolską. Zasługą Marcina Kasprzaka było ogromne ożywienie ruchu rewolucyjnego w Poznaniu w latach jego pobytu w tym mieście. Był on organizatorem pierwszych pierwszomajowych pochodów, zebrań i wieców robotniczych, a ponadto wydawał i kolportował literaturę socjalistyczną. Po przemówieniu Czesława Kończala rozległy się dźwięki Międzynarodówki.

Przewodniczący Prezydium Rady Narodowej m. Poznania Jerzy Kusiak przecięciem wstęgi dokonał otwarcia muzeum. Wśród gości byli m. in.: prof. dr Janusz Durko, przedstawiciel Zakładu Historii Partii przy KC PZPR, przedstawiciele prasy, radia i telewizji. Rozpoczęło się zwiedzanie ciekawej i z wielką pieczołowitością przygotowanej ekspozycji inauguracyjnej pt. "Marcin Kasprzak - syn Ziemi Poznańskiej" (1860-1905).

Główna ekspozycja wystawy umieszczona została w trzech salach. Podzielona na kilka działów, zawierała dokumenty, fotografie i fotokopie oraz rysunki obrazujące początki ruchu robotniczego w Poznaniu i w kraju, a także działalność jego przywódców. W hallu zwiedzający oglądali naturalnej wielkości rzeźbę Marcina Kasprzaka, dzieło dłuta Anny Krzymańskiej i Ryszarda Skupina. W gablotach umieszczono ciekawe eksponaty, wiele "białych kruków" , unikalnych pamiątek.

Wśród zdjęć zwracała uwagę m. in. fotografia domu we wsi Czołowo pow. Śrem, w której 2 listopada 1860 r. urodził się Marcin Kasprzak. Z dokumentów starannie zebranych prześledzić można było życie wielkiego Wielkopolanina i poznać społeczne tło wydarzeń tamtych lat. Między innymi można było obejrzeć na wystawie oryginalny kontrakt z r. 1848, na podsta

, .,wwie którego Katarzyna Kaczmarek ze wsi

Przewodniczący Prezydium Rady N arodowej m. Poznania Jerzy Kusiak tk(rUig otwaraa Muzeum Historii Ruchu Robotniczego im. Marcina Kasprzaka

Sprawozdania

I Sekretarz Komitetu Wojewódzkiego Polskiej Zjednoczonej P artii Robotniczej Jan Szydlak zwiedza wystawę "Marcin Kasprzak - syn Ziemi Poznańskiej 1860-1905" w Muzeum Historii Ruchu Robotniczego im. Marcina Kasprzaka

Głuszyna pod Poznaniem zobowiązała się do wykonywania przez cztery dni w tygodniu wszelkich prac w majątku, za co otrzymywała rocznie 6 szufli żyta, 3 szufle jęczmienia i 1 tatarki. Dokumenty pokazywały kolejne etapy rewolucyjnej działalności Kasprzaka, a więc Poznań, gdzie rozwinął energiczną działalność i gdzie wyrokiem sądu pruskiego skazany został na dwa lata więzienia. W cztery miesiące po rozprawie udało mu się jednak zbiec z więzienia. Ten brawurowy wyczyn zjednał Kasprzakowi dużą sympatię i popularność w poznańskim środowisku robotniczym. Po krótkim pobycie w Szwajcarii, udał się następnie do Warszawy, gdzie przystąpił do energicznej pracy organizacyjnej. Z jego to inicjatywy w 1887 r. doszło do stworzenia nowej organizacji politycznej, która przeszła do historii pod nazwą: "II Proletariat" . Dokumenty znaczyły długi szlak niezmordowanej działalności i walki Kasprzaka: wyjazd do Londynu i powrót do kraju, aresztowanie i pobyt w osławionym X Pawilonie Cytadeli Warszawskiej, a następnie ucieczkę i ponowne aresztowanie przez pruską żandarmerię. Od wiosny 1896 r., do momentu opuszczenia więzienia, rozwijał Kasprzak działalność rewolucyjną w Poznańskiem. N a wystawie widniały dowody wszechstronnej działalności niezmordowanego rewolucjonisty - egzemplarze redagowanej przez niego "Gazety Ludowej", pierwszego w Poznaniu socjalistycznego pisma wychodzącego w języku polskim. I znów powrót do Warszawy, pamiętna obrona tajnej drukarni i znów X Pawilon, w którym oczekiwał wyroku śmierci. Koncepcja Muzeum narodziła się w Referacie Historii Partii Komitetu Wojewódzkiego Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej w Poznaniu, następnie Egzekutywa Komitetu Wojewódzkiego podjęła uchwałę o celowości powołania do życia tej placówki, po czym Prezydium Rady Narodowej m. Poznania podjęło decyzję o otwarciu muzeum. W tym celu zorganizowano specjalny zespół rzeczoznawców, w skład którego weszli: mgr Marian Olszewski, dr Ludwik Gomolec, dr Stanisław Kubiak i red. Florian Miedziński. Dr Władysław Rogala sprawował pieczę nad naukową stroną placówki. Konsultantami naukowymi całości prac byli: prof. dr Janusz Durko i prof. dr Witold Jakóbczyk. Autorami pięknej oprawy plastycznej muzeum byli poznańscy artyści: Edmund Budasz, Kazimierz Klimek i Bartłomiej Kurka, przy czym grafika jest zasługą Ireny J arzyńskiej, Jerzego Hoffmana i Jana Romeiskiego, a doskonały zestaw zdjęć i fotokopii - Mariana Kucharskiego.

Poznańskie muzeum posiada również pokaźną bibilotekę z czytelnią i wypożyczalnią. Dużej pomocy w zgromadzeniu księgozbioru udzieliła Miejska Biblioteka Publiczna im. Edwarda Raczyńskiego i Wojewódzki Ośrodek Propagandy Partyjnej.

W wyposażeniu pomogło także poznańskie Muzeum Narodowe i Centralne Biuro Wystaw Artystycznych.

Aleksander

Nowak

W XX-LECIE POLSKIEJ PARTII ROBOTNICZEJ NADANIE PAŃSTWOWEMU LICEUM SZTUK PLASTYCZNYCH W POZNANIU IMIENIA FRANCISZKA BARTOSZKA

Dnia 29 kwietnia 1962 r. w Państwowym Liceum Sztuk Plastycznych przy ul. Głogowskiej nr 90 odbyła się' podniosła uroczystość nadania szkole imienia bohatera Gwardii Ludowej, artysty plastyka Franciszka Bartoszka. N a uroczystość przybyła najbliższa rodzina bohatera: matka Józefa Bartoszkowa - 74-1etnia staruszka, rodzeństwo: Marta, Anna, Henryk i Jan, przedstawiciele Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej: sekretarz Komitetu Wojewódzkiego Stefan Olszowski, zastępca kierownika Zakładu Historii Partii Janusz Durko, sekretarz Komitetu Miejskiego Aleksander Anholcer, przedstawicielka ministra kultury i sztuki Helena Wańkowicz, przedstawiciel Prezydium Rady Narodowej m. Poznania Janusz Przewoźny, grono profesorskie i uczniowie Państwowego Liceum Sztuk Plastycznych, przyjaciele i koledzy Franciszka Bartoszka. Uroczystość otworzył prof. Eugeniusz Rozpędowski. O pięknym życiu Franciszka Bartoszka mówił dyrektor Liceum Edward Kurzyński, jeden z wychowawców Bartoszka.

Franciszek Bartoszek urodził się 27 października 1910 r. w Pieraniu, powiat Inowrocław, jako syn nauczyciela ludowego. Franciszek miał dziesięcioro rodzeństwa. Po wojnie światowej 1914-1918 r. ojciec Bartoszka osiedlił się w Czarnkowie, głównie dlatego, aby umożliwić dzieciom uczęszczanie do szkoły średniej. Kiedy Franciszek ukończył gimnazjum w Czarnkowie, rodzina przeniosła się do Poznania.

Franciszek, uzyskawszy świadectwo dojrzałości, udał się na dalsze studia do Warszawy. Obdarzony wrodzoną inteligencją, interesował się wieloma dziedzinami wiedzy. Pobyt w Warszawie sprzyjał dalszemu pogłębianiu zainteresowań społecznych. Ponieważ znajdował się w ciężkich warunkach materialnych, chwytał się każdej pracy, wykonywał prace kreślarskie, rył napisy w kamieniu, dawał korepetycje, byle utrzymać się przy życiu i opłacić studia. Decydując się na wyższe studia, Bartoszek nie od razu odnalazł drogę swego powołania. Przez rok uczęszczał na Wydział Humanistyczny Uniwersytetu War

Sprawozdaniaszawskiego, gdzie studiował romanistykę. Wkrótce jednak doszedł do wniosku, że interesuje go jedynie malarstwo i grafika. Umocnił się w tym przekonaniu po kilkumiesięcznej nauce rysunku w prywatnej szkole malarstwa u Blanka i Mereera. W następnym roku akademickim zdał egzamin do Akademii Sztuk Pięknych. Czas studiów w akademii był jednocześnie okresem kształtowania się jego poglądów na państwo i społeczeństwo. Stał się gorącym zwolennikiem postępu społecz

Tablica pamiątkowa ku czci Frańciszka Bartoszka

Franciszek Bartoszek (zdjęcie sprzed 1939 r)nego. Wstąpił do organizacji młodzieży studenckiej "Życie". Znany był na uczelni z radykalnych poglądów, ceniono jego wiedzę malarską i talent, a jego umiłowanie sztuki budziło dlań szacunek. Po ukończeniu Akademii Sztuk Pięknych w r. 1935 jako jeden z jej najzdolniejszych absolwentów uzyskał stypendium na wyjazd za granicę do Paryża i Włoch. W r. 1938 nie powiodła mu się próba przedostania się do walczącej Hiszpanii. N apad Niemiec hitlerowskich na Polskę i okupacja kraju były dla Franciszka Bartoszka wezwaniem do czynu. Nawiązał kontakt ze Związkiem Walki Wyzwoleńczej. Przebywając w Jaśle, organizuje kilkunastoosobową grupę młodzieżową specjalizującą się w akcjach sabotażowych na szybach naftowych. W połowie 1942 r. przybywa do Warszawy i zostaje żołnierzem Gwardii Ludowej, w której walczy pod pseudonimem "Jacek". W grudniu 1942 I. próbował dwukrotnie wysadzić tunel w Warszawie. W następnym roku w ramach akcji odwetowej za łapanki i masowe wywożenie Polaków do obozów koncentracyjnych "Jacek" podłożył bombę zegarową w restauracji na Dworcu Głównym w Warszawie, która zraniła i zabiła wielu oficerów niemieckich. Zorganizował tak"że udaną akcję uwolnienia

Przemawia dyrektor Liceum Edward Kurzyńskizatrzymanych przez niemiecką policję Polaków. Wspólnie z "Wiktorem" na czele tak zwanej "spec-grupy" wziął udział w przebraniu żandarma w akcji na wytwórnię papierów wartościowych. W marcu 1943 r. niszczył tory kolejowe w Warszawie i okolicach. Było jeszcze wiele innych akcji przeciw agentom gestapo i wyższych oficerom SS, w których brał udział "Jacek". Zginął jako podpułkownik Gwardii Ludowej w akcji na bank "Społem" w Warszawie na Krakowskim Przedmieściu. Za odwagę i bohaterstwo odznaczony został pośmiertnie Orderem Krzyża Grunwaldu jako pierwszy kawaler tego orderu. Z jego prac malarskich dochowało się niewiele: "Kuźnia", szkic pracy dyplomowej, znajduje się obecnie w Muzeum Narodowym oraz pejzaże ziemi czarrikowskiej. Jego autoportret wisi w Muzeum Wojska Polskiego. Kochał sztukę i pragnął, aby była dla odbiorcy jasna i zadziwiała go swoim pięknem. Kochał również muzykę. Odsłonięcia tablicy pamiątkowej przy dźwiękach hymnu państwowego dokonał sekretarz Komitetu Wojewódzkiego Stefan Olszowski, przekazując również Józefie Bartoszkowej gorące pozdrowienia od Polskiej Zjenoczonej Partii Robotniczej. Pod tablicą młodzież i goście złożyli wiązanki białych i czerwonych goździków. W imieniu przyjaciół Franciszka Bartoszka przemawiał prof. dr Andrzej Pilawski. W części artystycznej chór szkolny pod kierownictwem Marii Chojnackiej wykonał kilka pieśni.

Ireneusz

Soliński

Sprawozdania

AKCJA KINOWA

ANEKS

Fragment artykułu Jana Kasprzyka zamieszczonego w "Świecie" nr 555 z 11. III. 1962 T.

. . ." N a dzień 17 stycznia - wspomina »Fe1ek« (Jerzy Duracz) - została wyznaczona akcja odwetowa za łapanki, tak zwana »akcja kinowa«". "Wiktor" z "Wygą" mieli iść do "He1go1andu" (dawniej "Palladium") "Wanda" z "Pietrkiem" mieli iść do "Kammerspie1- Lichttheater" na Marszałkowskiej 8 , "Jacek" do "Mitropy" na Dworcu Głównym, a "Kazik" i ja do "Apollo" na placu Trzech Krzyży. Wszystkie te miejsca były dostępne tylko dla Niemców, tak że mieliśmy stuprocentową pewność, że nasza bomba ugodzi we wroga. Siedemnastego stycznia od samego rana szalały łapanki tak, jak i dnia poprzedniego . . . [. . .] Kiedy z rana wyszedłem na ulicą, pierwszy spotkany granatowy policjant uprzedził mnie, żebym wrócił do domu, bo oba mosty są obsadzone i masa żandarmerii łapie każdego, nie przepuszczając nikogo. Ponieważ rozkaz "Wiktora" brzmiał: "z tarczą, albo na tarczy" , postanowiłem mimo wszystko iść. Wsiadłem do pustego kompletnie tramwaju i dojechałem do rogu Zygmuntowskiej i Jagiellońskiej. N a tym samym rogu żandarmi zatrzymali tramwaj. Wiedząc, że nie mam nic do stracenia, zacząłem uciekać przez most Kierbedzia. N a strzały żandarmów za mną zaczęli od strony miasta zbliżać się żandarmi i też strzelać. Skacząc od przęsła do przęsła mostu, szedłem naprzód, zdając sobie doskonale sprawę, że o ucieczce nie ma mowy. Mostem przejeżdżał zrewidowany już tramwaj. Motorniczy, którego numeru, niestety, nie zapamiętałem, zawołał mnie, żebym skoczył do tramwaju, żandarmi mogą tego nie zauważyć; W ten sposób się uratuję. Rzeczywiście wskoczyłem, położyłem się na podłodze i dzięki temu przejechałem. Wyobrażam sobie głupie miny żandarmów, kiedy się zeszli z obu stron l spostrzegli, że mnie nie ma. Ale na Smolną spóźniłem się o pół godziny. Czekał na mnie mocno zdenerwowany "Wiktor". Okazało się, że nie ja jeden miałem przeprawę. "Pietrek" przyszedł z przestrzelonym paltem, a "Jackowi" przestrzelono kapelusz. Umówione było między nami, że punktualnie o godzinie pół do szóstej zaczniemy wlewać kwas do zapalników. Początek seansu w kinach był o godzinie piątej piętnaście. [. . .] Weszliśmy na salę, seans był już rozpoczęty, ale ponieważ była to zima, dodatek był z frontu wschodniego, więc śnieg, jasno na sali jak przy zapalonych światłach. Wybraliśmy sobie miejsce obok pułkownika żandarmerii, żeby on pierwszy poszedł do nieba. U siedliśmy na miejscach i zdaliśmy sobie sprawę z tego, jak niebezpieczna jest ta akcja. W kinie jest zupełnie jasno, nasze przyjście po zaczęciu się seansu zwróciło uwagę, a teraz zwróci uwagę nasze wyjście. Ale nie było czasu na rozmyślania, dochodziła godzina pół do szóstej. Wyjąłem flaszeczkę z kwasem z kieszeni i po palcu zacząłem wlewać kwas w otwór. Nalewając zacząłem zastanawiać się nad sposobem wyjścia. Ponieważ walizka była jasna z metalowymi okuciami, które prowokacyjnie świeciły, postanowiłem zwrócić na siebie uwagę, żeby nikt nie spostrzegł pozostawienia walizki. Ból poparzonego palca nasunął mi pomysł symulowania bólu zębów. Miało to dwie dobre strony: zwróciłoby uwagę na moją twarz i pozorowało wyjście. Po odczekaniu pięciu minut wstałem jęcząc, trzymając się za twarz i skierowałem się ku wyjściu. "Wanda" udawała, że mnie zatrzymuje, ale jęczącym głosem powiedziałem jedyne zdanie, które umiałem: Gretchen komm (Greto, chodź) i wyszliśmy z widowni. Na korytarzu zagadał mnie stojący żandarm, ale jęknąłem tak przekonywująco, że usunął mi się z drogi. Gdy dochodziliśmy do wyjścia na ulicę, potężna detonacja wstrząsnęła gmachem. Pędem puściliśmy się w stronę placu Unii Lubelskiej, za nami posypały się bezładne strzały żandarmów"

[. . .] W tym samym czasie "Jacek" (Franciszek Bartoszek) zostawił swoją walizeczkę w restauracji "Mitropa" na Dworcu Głównym. Przedtem, wszedłszy, przysiadł do stolika, przy którym siedział jakiś Niemiec ("J acek" mówił znakomicie po niemiecku). Po pewnym czasie Niemiec poprosił go o przypilnowanie miejsca, bo musi na chwilę wyjść. "Jacek" chętnie się zgodził. W tym czasie wlał kwas do walizki. Wtedy właśnie Niemiec wrócił. Teraz "Jacek" poprosił go o pilnowanie walizki i wyszedł. Przystanął przed dworcem. Minęło pięć minut, piętnaście. Cisza. Po pół godzinie "Jacek" postanowił wrócić, by sprawdzić, co się stało z walizką. Było to zresztą z jego strony bardzo nieostrożne. Ale kiedy już miał wejść, bomba wybuchła. . .

DZIAŁALNOŚĆ TOWARZYSTWA MIŁOŚNIKÓW MIASTA POZNANIA W ROKU 1961

Działalność Towarzystwa Miłośników Miasta Poznania wymaga specjalnego opracowania z uwagi na jego bogate i wieloletnie tradycje. O kierunkach tej działalności decydowały stosunki społeczne i polityczne, warunki rozwoju ekonomicznego i kulturalnego kraju. W różnych okresach historycznych zmieniały się podstawy działalności Towarzystwa w zależności od wpływu określonych sił i ugrupowań społeczno-politycznych. Zadaniem niniejszej publikacji jest ogólna ocena działalności Towarzystwa w r. 1961 i naszkicowanie perspektyw dalszego rozwoju. Nowy zarząd Towarzystwa, wybrany na Walnym Zebraniu 13 lutego 1961 I.

i uzupełniony drogą kooptacji, ukonstytuował się w następującym składzie: Stanisław Kubiak - prezes, Zbigniew Zakrzewski i Ignacy Kaczmarek -. zastępcy prezesa, Adam J erzykowski - sekretarz, Janusz Krokowski - skarbnik, Lech Zimowski - bibliotekarz, Stanisław Strugarek, Henryk Śmigieiski, Zenon Szymankiewicz, Henryk Kondziela, Zygmunt Paszek i Włodzimierz Wełnicz - członkowie. Jako główne zadanie zarząd postawił sobie określenie nowych kierunków działalności Towarzystwa, umożliwiających maksymalne zaangażowanie społeczeństwa w pracach społecznych i zainteresowanie młodzieży problematyką miasta, jego przeszłością, życiem współczesnym i perspektywami rozwoju. Taki program wymaga oczywiście zmiany charakteru Towarzystwa, ograniczającego się w poprzednich latach do nielicznego w porównaniu z liczbą mieszkańców grona członków. Wszechstronne oddziaływanie na społeczeństwo okazało się więc sprawą palącą. Wychodząc z tego założenia, należało przystąpić do objęcia działalnością Towarzystwa wszystkich dzielnic Poznania i osiedli podmiejskich, szkół akademickich i zawodowych, liceów ogólnokształcących i szkół podstawowych. Walne Zebranie w dniu 19. II. 1962 r. dokonało oceny pracy Zarządu w r. 1961 i sprecyzowało wskazówki w sprawie dalszego rozwoju Towarzystwa.

1. DZIAŁALNOŚĆ ORGANIZACYJNA

Szerszy wachlarz zagadnień i wzbogacony program działalności wymagały od wielu członków zmiany postawy wobec Towarzystwa. Formalna bowiem przynależność nie przynosi korzyści organizacji społecznej. Stąd przeprowadzona weryfikacja członków spowodowała poważny spadek ilościowy. Organizacja kół dzielnicowych i młodzieżowych nie tylko wyrównała straty, lecz podwoiła szeregi aktywnych działaczy Towarzystwa, które pod koniec roku 1960 liczyło zaledwie ponad 300 członków. W r. 1962, mimo rezygnacji Vs członków, Towarzystwo powiększyło swoje szeregi do ponad 500, bez kół modzieżowych w szkołach wyższych, średnich i podstwowych. Oprócz Koła Miłośników Osiedla Winogrady, które wypracowało sobie ciekawe formy pracy, jak np. konkursy upiększania domów, wieczornice, wycieczki przyrodoznawcze itp., powstały nowe koła w Ławicy, Fabianowie, Głuszynie i w dzielnicy Grunwald." Szczególnie ożywioną działalność przejawiały koła młodzieżowe. Plany pracy i formy organizacyjne przedyskutował Zarząd na specjalnym spotkaniu z przedstawicielami Kuratorium Okręgu Szkolnego, które poparło inicjatywę Towarzystwa. N ależy podkreślić, że władze szkolne nie szczędzą organizatorom swojej pomocy.

W wyniku stałych konsultacji i pomocy Kuratorium zaznacza się stały wzrost zainteresowań młodzieży i nauczycieli poznańskich pracą Towarzystwa. Punkt informacyjno-dyskusyjny jest stale odwiedzany przez młodzież pragnącą zorganizować w swoich szkołach własne koła.

Powyższy artykuł jest częścią publikacji Kronika Miasta Poznania: kwartalnik poświęcony problematyce współczesnego Poznania 1962.07/09 R.30 Nr3 dostępnej w Wielkopolskiej Bibliotece Cyfrowej dla wszystkich w zakresie dozwolonego użytku. Właścicielem praw jest Wydawnictwo Miejskie w Poznaniu.
Do góry