PLON TRZYMIESIĘCZNEJ AKCJI »R«

Kronika Miasta Poznania: kwartalnik poświęcony sprawom kulturalnym miasta Poznania: organ Towarzystwa Miłośników Miasta Poznania 1949 R.22 Nr1

Czas czytania: ok. 45 min.

Już w dniu 15 września ubiegłego roku Rada Państwa, w trosce o polepszenie warunków mieszkaniowych klasy robotniczej, powzięła doniosłą uchwałę, przeznaczając kwotę dwóch miliardÓw złotych na stworzenie specjalnego funduszu, który pozwoliłby na remont i odbudowę mieszkań robotniczych.. Zgodnie z tą uchwałą miasto Poznań otrzymało z Zarządu Samorządowego Funduszu Wyrównawczego dotację na remont domów mieszkalnych i na remont mostów i przepustów drogowych. Polski Bank Komunalny wypłacił na te prace Zarządowi Miejskiemu stoł. m. Poznania - kwotę 76 milionów złotych, z czego 66 milionów przeznaczyło się na remont i odbudowę mieszkań robotniczych, a 10 milionów na naprawę dróg, jezdni, chodników i krawężników na terenie dzielnic robotniczych. Natychmiast po uchwale ukonstytuowała się przy Zarządzie Miejskim Nadzwyczajna Komisja dla spraw mieszkań robotniczych z Prezydentem stoł. m. Poznania ob, Leonem Murzynowskim na czele, jako przewodniczącym i wiceprezydentem ob. Klausem, jako wiceprzewodniczącym, W ten sposób zaczęto na terenie naszego miasta z końcem września ub. roku planową akcję budowy i remontów domów i osiedli robotniczych. Akcję nazwano w skrócie akcją "R". Nie trzeba specjalnie podkreślać społecznego znaczenia tej akcji, zapewniającej przede wszystkim robotnikowi, mieszkającemu po dziś dzień w nieodpowiednich warunkach, czyste i ciepłe mieszkanie. Komisja zakwalifikowała 530 mieszkań robotniczych do remontu indywidualnego. Poza tym w czterech punktach miasta dokonano całkowitej odbudowy zniszczonych domów mieszkalnych. W ten sposób uzyskano 51 mieszkań robotniczych.

W związku z zakończeniem akcji "R" odbyła się w pierwszych dniach stycznia tego roku, w renesansowej Sali Odrodzenia w Starym Ratuszu, uroczystość wręczenia robotnikom, lokatorom nowych domów, orzeczeń i kluczy do odremontowanych mieszkań. W obecności przedstawicieli Rady lvliejskiej, Zarządu Miejskiego, partii politycznych i organizacji społecznych, przewodnizący Miejskiej Rady Narodowej, ob. Edward Stokowski, wręczył klucze do nowych mieszkań 54 rodzinom robotniczym. W okoliczn0ściowym przemówieniu podkreślił on serdeczną opiekę, jaką Rada Państwa i Miej. stworzyć lepsze warunki bytowania. Sprawozdanie z działalności Komisji wygłosił wiceprezydent miasta, ob. Franciszek Klause, Przedstawiciele robotników w serdecznych słowach dziękowali Państwu i Zarządowi Miejskiemu za piękny i cenny dar, jakim w obecnych war1lllkach jest mieszkanie. Ich zapewienie, że włączą się w nurt współzawodnictwa, by tą drogą szybciej zdążać ku Polsce Socjalistycznej, przyjęli zebrani burzą oklasków.

Akcja "R" na terenie naszego miasta miała przebieg skoordynowany. Celem jak najbardziej sprawiedliwego, sumiennego oraz oszczędnego zużycia uchwalonej przez Radę Państwa dotacji, Komisja Nadzwyczajna powołała na terenie fabryk i w większych zakładach pracy "trójki fabryczne" lub "zakładowe", które zbadały na miejscu warunki mieszkaniowe współtowarzyszy pracy. przekazując swą opinię Komisji Nadzwyczajnej dla akcji "R". Przeprowadzone remonty, zależnie od potrzeb i konieczności naprawy, obejmowały postawienie lub przestawienie piecy, naprawę drzwi i okien, położenie podłóg oraz założenie instalacji wodociągowych, kanalizacyjnych i świetlnych. Dokonano równiei szeregu innych napraw mających na celu poprawienie warunków mieszkaniowych w myśl wymogów sanitarno-zdrowotnych. Sprawa oświetlenia ulic należących do ośrodków robotniczych była drugą troską Komisji, Nowych, prawie 200 punktów świetlnych rozjaśni Starołękę, Krzyżowniki, Świerczewo, Naramowice i Górczyn, to znaczy te dzielnice miasta, w których przeważa ludność robotnicza. Niemniej ważną akcją dla Komisji była naprawa dróg, chodników, jezdni 23 ulic w dzielnicach robotniczych, Na marginesie niejako tych robót dokonano naprawy i smołowania dachów osiedli robotniczych i baraków mieszkalnych na Zawadach, Krzyżownikach i Świerczewie. Komisja Nadzwyczajna w wykonaniu zleceń Rady Państwa miała specjalne trudne zadanie w realizowaniu wyżej wymienionych prac. lv1iędzy innymi powodem był również bą.rdzo krótki okres czasu, okres trzechmiesięczny, wyznaczony miastu przez Radę Państwa.

Ukończenie prac w terminie zawdzięczać należy w pierwszym rzędzie wyjątkowo życzliwemu ustosunkowaniu się oraz społecznemu podejściu do tych prac tak pracowników, jak i kierownictwa warunki atmosferyczne, pozwalające doprowadzić prace budowlane do końca, Akcja "R" na terenie naszego miasta dobiegła końca. Część: poznańskich rodzin robotniczych zamieniła piwnice. strychy, poddasza na czyste, nowoczesne mieszkania. Tak władze państwowe jak i mejskie nie poprzestaną na tej akcji. Władze stoł. miasta Poznania cały swój wysiłek kierują w tym roku na odcinek mieszkaniowy. W wyniku tych wysiłków ulegną znacznemu polepszeniu warunki mieszkaniowe w Poznaniu, Szczególną zaś troską otoczy się poznański świat robotniczy, który stosownie do swych zasług otrzyma wygodne mieszkania.

ARCHITEKCI POZNAŃSCY LAUREATAMI KONKPRSU NA GMACH MINISTERSTW A SKARBfT

Jednym z największych powojennych konkursów architektonicznych i swego rodzaju krajową "Olimpiadą" w tej dziedzinie sztuki był Konkurs Stowarzyszenia Architektów Rzeczypospolitej Polskiej na szkicowy projekt gmachu Ministerstwa Skarbu. Konkurs ten po raz pierwszy przyniósł zwycięstwo architektom poznań. skim. Inżynier-architekt Bolesł.aw Szmidt (które'go artykuł o Rozbudowie Międzynarodowych Targów Poznańskich drukujemy w tym numerze) oraz inżynier-architekt Leonard Tomaszewski zdobyli w konkursie tym pierwszą nagrodę w wysokości 300 tys. zł. Inżynier-architekt Bolesław Schmidt był w 1946 roku profesorem i kierownikiem polskiej szkoły architektury w Londynie i Liverpool. Obecnie jest autorem projektów przebudowy Zamku (Nowego Ratusza) oraz od roku 1948 naczelnym architektem Targów Poznańskich.

Inżynier-architekt Leonard Tomaszewski jest współautorem (wespół z inżynierami Pogórskim i Płończakiem) gmachu Urzędów Skarbowych przy ul. Cieszkowskiego, rozbudowy gmachu Biblio.

teki Uniwersyteckiej oraz autorem pierwotnego projektu przebudowy Wieży Górnośląskiej.

£0

Ż Al O B N EJ

KAR T, Y

RAOUL KOCZALSKJ (1885 - 1948)

Raoul Koczaiski zmarł nagle dnia 24 listopada 1948 r. w Poznaniu i tutaj został pochowany na cmentarzu jeżyckim. Pogrzeb odbył się na koszt Państwa. Raoul Koczaiski urodził się w Warszawie. Karierę koncertową rozpoczął wyjątkowo wcześnie, mając dokładnie 5 lat. Był zatem autentycznym "cudownym dzieckiem". Pierwszy występ KoczaIskiego odbył się także w Warszawie. Malec odegrał szereg utworów Fryderyka Chopina na jego własnym fortepianie (znajdującym się wówczas na wystawie muzycznej - 1890 r.). Młodziutki wirtuoz szkoli swój talent unajpoważniejszych profesorów. Po studiach u Gadomskiego (uczeń Moniuszki) i Marka (uczeń Liszta) Koczaiski przechodzi na dłuższy czas pod opiekę Karola Mikulego (ucznia Chopina). Mikuli zaszc'zepia Koczalskienm entuzjazm do sztuki chopinowskiej, entuzjazm, którym płonąć będzie późniejszy "mistrz Raoul" przez ałe swoje życie.

Rozpoczyna się kariera koncertowa - świetna, błyskotliwa, pełna triumfów. Cała Europa słucha Koczaiskiego: od Leningradu i Odessy po Paryż, Barcelonę i Londyn. Wszystkie większe europejskie centra muzyczne goszcz<} u siebie tego młodego chłopaka, z charakterystyczną, równo przyciętą nad brwiami grzywką jasnych włosów, udekorowanego rzadkimi orderami Turcji, Persji, Bułgarii. Oczywista, że Koczaiski nie omija także Polski. Zapewne niejeden ze starszych poznańczyków pamięta młodziutkiego Raoulka, koncertującego w stolicy Wielkopolski (okres około r, 1897). Poznań posłucha Koczaiskiego niejednokrotnie i potem. Wkrótce po zakończeniu I wojny światowej, już jako znakomity, bardzo znany artysta, wystąpił Koczaiski w Poznaniu w cyklu czterech recitali chopinowskich, danych w kilkudniowych zalf'dwie odstępach czasu. I później odwiedza ten znakomity artysta nasze miasto (mieszkając stale za granicą). Pamiętam, dwa latą. przed ostatnią wojną, jak grał w Teatrze Wielkim swój III Koncert fortepianowy (z towarzyszeniem orkiestry - pod batutą Feliksa wiem, Koczaiski występował rzadko. Gdy w r. 1948 mistrz Raoul zagrał po raz pierwszy, po długim czasie, w Warszawie - wzbudził niebywały entuzjazm dla swojej sztuki. Można powiedzieć, że artysta podbił sobie tam z miejsca wszystkie serca, Zebrał najpochlebniejsze recenzje, jakie pianista może kiedykolwiek uzyskać, Czytało się w prasie stołecznej śmiałe zdania, nazywając Koczaiskiego pierwszym polskim wirtuozem fortepianowym (dnia dzisiejszego), zwłaszcza najświetniejszym interpretatorem Chopina. lvIistrz Raoul koncertuje teraz we WS7.yt'.

,O.

stkich większych ośrodkach artystycznych Polski. W Krakowie gra w Filharmonii po kolei "Koncerty": e-moll Chopina, G-Dur Beethovena, a-moll Schumanna, a także własny IV koncert fortepianowy. Było rzeczą wzruszającą, dla wszystkich szczerych miłośników muzyki, uczestniczyć w recitalach tego "wnuka artystycznego" Chopina (poprzez Mikulego).

Czemu należało przypisać rozgłos europejski, jaki zyskała sobie sztuka Koczaiskiego? Mistrz Raoul dysponował techniką wypracowaną precyzyjnie i skończenie (szczególnie tzw. drobną techniką palcową) oraz tonem szlachetnym, pełnym, bogatym w światłocienie, zmiennym w barwie. Koczaiski posiadł wielką tajemnicę legato, czyli ciągłego śpiewu instrumentu. Grał na fortepianie jakby na skrzypcach, wprost płynąc po klawiaturze. Cechą charakterystyczną były tu: brak twardych, szorstkich tonów oraz częstp korzystanie z piana i pianissima. tuozów nawet światowej sławy mógł mierzyć się z nim, jako odtwórcą Kołysanki, Walca brylantowego Es lub Etiud Chopina? Ileż kultury miał Koczaiski już choćby w samym dotknięciu klawiatury! Jakie nieopisanie powiewne tryle, gamki i staccata (np. chopinowska Etiuda tercjowa opus 25, grana w tempie trylu)! Z jakąż wewnętrzną pogodą i romantyczną poezją wyczarowywał artysta schumanowskie Papillons. Ale Koczaiski, . gdy był dobrze usposobiony, zdobywał się także na dramatyczną ekspresję i wielkie gradacje dynamiczne. Pamiętamy grany z żywiołowym, młodzieńczym temperamentem: Koncert e-moll Chopina (Zakłady Cegielskiego, grudzień 1946). Pamiętamy gigantyczny cykl wszystkich Sonat Beetho. vena - granych na 6 wieczorach .- z potężną siłą tonu i energią techniki (1941 r.). Pamiętamy radiowe wykonania I, II, III Sonaty Chopina (z tych "pierwsza" rzadko wydobywana na światło dzienne). Zarzucano niejednokrotnie Koczaiskiemu jako artyście, że grał "po wczorajszemu" zbyt egzaltowanie i romantycznie, że "my rozumiemy dziś Chopina inaczej". Ale zapominano, że "mistrz Raoul" był wychowankiem epoki minionej, Kto wie, czy tak sam Chopin nie interpretował swych utworów? Koczaiski podobno trzymał się' wiernie tradycji Mikulego i był jednym z ostatnich, który właśnie tak "poloneza wodził". Raoul Koczaiski całe życie komponował. Pozostawił ilościowo · olbrzymi dorobek twórczy. składający się z 6 koncertów fortepia-.

nowych, 4 sonat skrzypcowych, 1 koncertu wiolonczelowego, 8 sonat fortepianowych, 4 triów, 1 symfonii, 1 oper, kilku baletów. mnóstwa pieśni i utworów fortepianowych. Z tych kompozycji prawie niczego nie znamy. Raoul Koczaiski niżej podpisanemu przegrywał kilkakrotnie swoje kompozycje. Na marginesie dodajmy, że prezentował on swoje rzeczy wielu muzykom. Pragnął bardzo być znany i ceniony - właśnie jako twórca.

Otwarcie mówił, że wpierw jest kompozytorem (zwłaszcza operowym), dopiero później pianistą. Niektóre kompozycje własne Koczaiskiego należą do rodzaju twórczości salonowej (w dobrym guście, trochę w stylu Moszkowskiego, Rubinsteina, Tostiego itd.). W inwencji Koczaiskiego dopatrzeć się również można nader wyraźnych wpływów Liszta, Chopina, Czajkowskiego, Pucciniego. Jestem przekonany. że z całej tej bogatej spuścizny (bodaj ok. 150 opusów!).

6* mogłyby wejść w skład jakiegoś reprezentacyjnego "Koczalski-AIbumu". Swego czasu słyszałem kilka naprawdę cennych, świe. żych harmonicznie pieśni lirycznych mistrza. A może któraś z polskich placówek operowych, przy okazji, zaprezentuje dawno zapowiadany "Powrót" Koczaiskiego? Może to będzie istotnie "powrót" jego sztuki na estrady i sceny krajowe? Robi się tyle udanych i nięudanych eksperymentów na odcinku muzyki, że można popró bo wać szczęścia i z operą Koczaiskiego. A ten wielki artysta za. służył sobie bezsprzecznie na wdzięczność społeczeństwa - chociażby tylko jako niestrudzony propagator i niezrównany interpretator muzyki Fryderyka Chopina.

Razimierz Nomowiejskiś. p. JAN WRONIECKI

Miesiąc listopad zapisał się żałobnymi zgłoskami w życiu poznańskich plastyków. Nieoczekiwana śmierć wydarła z ich grona jednego z naj wybitniejszych artystów-grafików, zasłużonego organizatora życia artystycznego w Wielkopolsce, doświadczonego pedagoga i serdecznego kolegę. W dniu 24. 11. 48 zmarł na udar serca śp. Jah Wroniecki. Już w r. 1910 po ukończeniu studiów w Berlinie rozpoczyna Wroniecki artystyczną działalność w Poznaniu, zasilając swą pracą nieliczną wówczas gromadkę plastyków grodu Przemysława. W roku 1917 bierze wybitny udział wspólnie z Hulewiczem, Skotarkiem, Kubickim i Szmajem w organizowaniu grupy poznańskiego "Zdroju". W roku 1920 obejmuje, w utworzonej przez Fr. Pautscha Szkole Zdobniczej, kierownictwo kursu grafiki artystycznej i użytkowej, Owocem tej pedagogicznej działalności są nagrody ("Grand Prix") uzyskane na Międzynarodowej Wystawie Sztuk Dekoracyjnych w Paryżu w r. 1925, jak również na P. W. K. (złoty medal). Był członkiem założycielem Grupy Artystów Plastyków "Świt" i "Plastyka". Stały udział w wystawach wszystkich głównych ośrodków artystycznych w kraju, liczne wystawy zbiorowe, wysoki poziom jego twórczości zdobyły mu "Nagrodę Plastyczną" m, Poznania w r. 1936, a na krótko przed wojną . przyznanie - Złotego Krzyża Zasługi.

Twórczość Wronieckiego wywodzi się z założeń malarstwa imI?resjonistycznego. Ulega ona znacznej przemianie, dzięki ze znańskiego "Zdroju". Rok 1917 był historyczną datą powstania tego zrzeszenia, które na jałowym wówczas gruncie naszego miasta rozbudziło nader silny ruch artystyczny i wywołała silne zainteresowanie wśród szerszych warstw społeczeństwa. Wroniecki bierze udział w wystawach wspólnie z czołowymi reprezentantami tego nowatorskiego kierunku, którymi byli: Skotarek, Kubicki, Szmaj, Hulewicz, Świnarski i inni. Drzeworyty, linoryty i rysunki Wronieckiego spotykamy ńiemalże w każdym numerze "Zdroju".

,; fł'-" ;.6 ...

-.. . .

.,. .: . \ :f .j -ł.; '. \

.-\ ,,' \ .

.\.1' '.d .t

Ślady tej dobrej szkoły, jaką przeszedł w tym okresie, powtarzać się będą często w późniejszych pracach, które też dzięki temu nosić będą cechę poprawnie skomponowanego obozu. Powstała w tym czasie skłonność do "kubizowania" ustępować będzie zwolna zdecydowanym skłonnościom do realizmu. W bogatym jego dziele graficznym znajduje .się kilka kolekcji poświęconych odrębnym tematom jak np,: seria rysunków i litografii ze Śląska (motywy fabryczne), znad morza, wreszcie z Kresów Wschodnich. Wiele z jego rysunków odtwarza ze szczerym pietyzmem piękno zabytkowego Poznania. Barwne akwarele Wronieckiego były. to raczej impresyjne rysunki podmalowane kolorem. Charakterystyczną cechą jego twórczości była niezwykle czuła wrażliwość i bezpośredniość w chwytaniu piękna natury połączona z wrodzoną kulturą i dużym poczuciem smaku. ziomem technicznym i subtelnym artyzmem. Okres okupacji spędził Wroniecki w Małopolsce. Natychmiast po wyzwoleniu kraju z okupacji hitlerowskiej wraca do rodzinnego miasta i z niestrudzonym zapałem przystępuje do organizowania WYŻSZj Szkoły Sztuk Plastycznych. lvlimo mocno nadwątlonego zdrowia nie ustaje w wytrwałej, pełnej zapału pracy, którą nagle przerwała niespodziewana śmierć. Cześć jego pamięci!

.l an J/,.ozińiJki

L T

R A

ŻYCIE TEATRALNO-ARTYSTYCZNE MIASTA POZNANIA (15. XI. 48 - 28. II. 49)

Człowieka który nazwałby program naszych teatrów programem atrakcyjnym, można by posądzić o przesadę. Państwowy Teatr Polski dał cztery premiery: "Przemysława II" Romana Brandstaettera, "Pastorałki" misterium ludowe o narodzeniu Pańskim, w układzie Leona Schillera, "Strzały na ulicy Długiej" Anny Swirszczyńskiej i "Major Barbara" Bernarda Shawa. Teatr Nowy dał "Lato w Nohant" komedię Jarosława Iwaszkiewicza, "Króla Ryszarda III" Szekspira w przekładzie Ulricha, Komedia Muzyczna "Słomkowy kapelusz" Labiche'a, w opracowaniu Tuwima, oraz "ósmą żonę Sinobrodego" Alfreda Savoir'a. To wszystko. Czasem wyobrażam sobie, co by się działo, gdyby jakiś recenzent zdobył J;)ię na odwagę cywilną i na łamach swego pisma zakomunikował Dyrektorowi Teatru i aktorom te wszystkie swoje uwagi, którymi dzieli się, podczas przerwy na premierze prasowej, z kolegami "po fachu". W mieście zrobiłby się huczek, aktorzy, uzbrojeni w halabardy, te z "Ryszarda", przetrząsaliby wszystkie redakcje i pokrewne bary w poszukiwaniu nieszczęsnego recenzenta, dyrektorzy teatrów poznańskich, w nieszczęściu wreszcie zgodni, wysłaliby za nim wspólne listy gończe, a czytelnicy dowiedzieliby się wreszcie, co sądzić o . tej czy tamtej sztuce i o grze aktorskiej. Przekonanoby się wtedy, że to, co podoba się wszystkim,znalazło takŻe uznanie recenzentów oraz, że twory, które "vox populi" opatrzył krótko lecz wymownie brzmiącą etykietą "szmira", są nią również w ocenie oficjalnej PT. Recenzentów. Pewien stary acz niezramolały aktor zwykł był mawiać: Namnożyło się kierowników literackich, scenografów, asystentów reżysera, choreografów i Pan Bóg wie kogo, a pacjentowi jest coraz gorzej. Mówiąc o pacjencie myślał oczywiście o teatrze w ogóle, Mówiąc zaś ściślej na scenach poznańskich nadal trwa kryzys aktora i kryzys repertuaru, których to prostych i widomych faktów zdaje sit; nie zauważać, oficjalna poznańska recenzja, mimo że poziom gry jest coraz niższy, że aktorzy mówią niewyraźnie, że obsada ról przekr,acza niejednokrotnie możliwości aktora I niech mi nikt nie zarzuca tu "kałania własnego gniazda"'. Chodzi o dobry, uczciwy teatr, a nie o jakieś tam "kalanie". Proszę prz.ejrzeć tygodniki i miesięczniki literackie i wyliczyć sobie procentowo, ile i co się tam mówi o teatrach innych, a ile o naszych. Proszę też rozejrzeć się w ogólnopolskim repertuarze, którego zestawienie podaje Twórczość. Okaże się wtedy, że najważniejsze wydarzenia życia teatralnego odbywają się poza scenami poznańskimi, że inne sceny potrafią jakoś zdobyć się na odpowiedni zespół aktorski, reżyse Sam chciałbym to wiedzieć.

"Strzały na ulicy. Długiej" Anny Swirszczyńskiej, wystawione z po«zątkiem grudnia ub. r. na scenie Państwowego Teatru Polskiego, w programie noszą nazwę sztuki w 3-ch aktach. Materiału scenicznego starczy tam jednak akurat na jednoaktówkę. Mimo usiłowań reżysera, próbującego zwolnić tempo i przedłużyć spektakl, trwał on z długimi przerwami, niecałe dwie godziny. Nie można oczywiście wartości sztuki mierzyć czasem jej trwania. Chodzi tu po prostu o stwierdzenie faktu, że stuce nie starczyło ładunku emocjonalnego na trzy akty. Pod koniec grudnia Państwowy Teatr Polski wystawił prapremierę swego kierownika literackiego Romana Brandstaettera "Przemysław II". O tej "balladzie dramatycznej", jak nazwał swój utwór autor, pisze program teatralny: "Tragedia Romana Brandstaettera o "Przemysławie II" czyni wrażenie pięknej dramatycznej ballady. Wywołuje to wrażenie niezwykła poetyckość i nastrojowość utworu, tchnienie - legendy i liryzm, zwartość budowy i prostota środków artystycznych" . Wszystko to prawda, "niemniej jednak prawdą jest", że "Przemysław TI" jest właściwie scenicznym artykułem publicystycznym, piętnując:y.m prywatę wielmożów, podkreślającym rację stanu, która przyszłość i pomyślność państwa widzi w szerokim dostępie do morza, we władaniu Bałtykiem. Pewien gorliwy recenzent radził czytelnikom, aby wycięli sobie z jego pisma fotografię Kazimierza Wichniarza, w roli Przemysława, gdyż takmusiał wyglądać właśnie ów dzielny książę wielkopolski. Mimo że nie tylko ja nie zgadzałem się z aktorskim portretem Wichniarza, przyznać z radością muszę, że dał on właściwą aktorską koncepcję swej roli tytułowej. Ożywił długi monolog, którym właściwie jest ta rola, bogactwem i barwą głosu, dając tej nieco papierowej postaci życie. W okresie świąt Bożego Narodzenia i Nowego Roku wystawił Państwowy Teatr POlski misterium ludowe "Pastorałka" w układzie Leona Schillera. Mimo że "nadgorliwcy" próbowali spektakl ten zlekceważyć, właśnie "Pastorałki" miały najwięcej aktorskiego wyrazu. przedstawienie o wyrównanym poziomie oddawało szczery urok misterium. "Pastorałki" raz jeszcze udowodniły, że prawdziwa sztuka jest zawsze prosta, bezpośrednia, szczera.

Ostatnią sprawozdawczą premierą tego teatru była komedia Bernarda Shawa: "Major Barbara". "Major Barbara" to mocna pozycja tego teatru. Od interpretacji reżyserskiej zależy wydobycie nastroju i barwy utworu scenicznego, zwłaszcza takiego pisarza, jakim jest Shaw. Nie powinno się zapominać, że w pierwszym rlzędzie jest on jednak kpiarzem, bardzo mądrym, złośliwym, sceptycznym, ale zawsze kpiarzem. Potem dopiero filozofem, takim współczesnym Sokratesem, w angielskim wydaniu. Można się sprzeczać z reżyserem Wilamem Horzycą, prawdziwym człowiekiem teatru, o interpretację sceniczną, nie można mu jednak odmówić poważnego sukcesu. Przedstawienie zmusza do dyskusji, zostaje w pamięci. Z panów aktorskim sukcesem podzielił się z Kazimierzem Wichniarzem, grającym rolę tytułową; broni, Zdzisław Salaburski, jako Adolf Cusins, profesor greki. Dobrze zarysowane sylwetki bezrobotnych 4ali Eugeniusz Kotarski, Jerzy Kordowski i January Krawczyk. Irenę Maślińsk, bardzo zdoln aktorkę, ujrzeliśmy tym razem znowu w dobrze opracowanej roli Barbary Undershaft, a Julię Kossowską w roli Lady Britomart.

W "Teatrze Nowym" zupełnie zrozumiałym powodzeniem cieszyła się komedia Jarosława Iwaszkiewicza: "Lato w Nohant". Na uwagę zasługuje wyrównana tym razem gra zespołu aktorskiego. Na czoło wysunęły się role kobiece. Rolę główną George Sand grała doskonale Lidia Korwin, wyraźna w geście, pełna dynamiki i aktorskiego wyrazu. Rola Solange w ujęciu Manueli Kiernikówny była prawdziwym popisem aktorskim. W epizodycznej zreszt roli Fryderyka Chopina ujrzeliśmy dobrego jak zawsze Artura Młodnickiego, a wyrazist sylwetkę przyjaciela Chopina, Antoniego Wodzińskiego, dał Roman Cirin. Teatr Nowy zaliczyć może "Lato w Nohant" do najsilniejszych swych pozycyj repertuarowych.

W "Komedii Muzycznej" "Słomkowy kapelusz", ta "arcykomedia" starego Labiche'a pozostawia wrażenie jakiejś bezcelowej gonitwy wszystkich za wszystkimi, a "Ósma żona Sinobrodego" słus:znie wywołała poważne zastrzeżenia niektórych recenzentów. Artur Młodnicki, w roli Johna Browna, milionera, był właśnie w miarę dystyngowanym, w miarę frywolnym starszym panem w "sile wieku" stylowym amantem ze stylowej farsy francuskiej.

Wybitną działalność kulturalną na terenie Poznania i Wielkopolski rozwija Inspektorat Kulturalno-Oświatowy Spółdzielni Wydawn. "Czytelnik". Przede wszystkim "Czytelnik" upowszechnia czytelnictwo, prowadzc szereg akcyj o charakterze kulturalno-oświatowym dla ogółu mieszkańców miast i wsi, zaopatrujc w książki swoich członków - udziałowców, których liczba w Wielkopolsce wzrosła do 8 tys. zrzeszonych w 132 Kołach. Najliczniejsze Koło, liczące 2 tys. członków, istnieje w Poznaniu.

Przeszło sto Kół Terenowych korzysta stale z księgozbioru Inspektoratu w Poznaniu. Księgozbiór ten, z końcem 1948 r. liczył dokładnie 5.329 tomów.

Szczególnym zainteresowaniem cieszyły się imprezy, organizowane przez "Czytelnika" pod hasłem: "Autorzy wsród swoich czytelników" . W ubiegłym roku odbyło się 65 takich wieczorów, w Poznaniu i Wielkopolsce, z udziałem: Brezy, Iwaszkiewicza, Grzymały-Siedleckiego, Andrzejewskiego, Meissnera, Brzechwy, Gałczyńskiego. Wieczory te zgromadziły 18.545 osób. Akcja odczytowa objęła w roku 1948 na terenie Poznania 35 wieczorów, a na . prowincji 166 wieczorów. Czytelnik wykupywał również dla swoich członków przedstawienia w Teatrze Polskim i Operze. W sezonie sprawozdawczym odbyło się 30 przedstawień i 12 koncertów. Poza tym "Czytelnik" zorganizował 19 wystaw, poświęconych propagowaniu ksiżki, a w sezonie wiosennym i letnim organizował wycieczki, umożliwiajce członkom poznanie kraju. Zespół "Zywego Słowa" Czytelnika dał 44 przedstawienia dla 10.639 słuchaczy, w ośrodkach wiejskich oraz fabrycznych. Ponadto zor

89" cych oraz kursy dOkształcające zawo-dowe dla metalowców i księgowych.

W ramach "Czwartków Literackich", które odbywają się w Sali Odrodz.enia Starego Ratusza wystąpili -dwaj pisarze Pomorza, Alfred Kowalkowski, poeta i krytyk literacki, oraz prozaik Marian Turwid. O "Zapomnianym dramacie Mickiewicza "Konfederaci Barscy" mówił znany krakowski krytyk teatralny Wojciech Natansohn. "Czwartki literackie" cieszą się niezmiennym powodzeniem. Na przemian odczyty fachowe o literaturze przeplatają się z wieczorami .autorskimi. Prof. Uniwersytetu Toruńskiego, Konstanty Górski, swym jasnym i wykwintnym stylem mówił o "III części Dziadów na tle prometeizmu w literaturze powszechnej", dobrze znany Poznaniowi prof. Szweykowski mówił o Prusie jako kronikarzu. Wieczór autorski dał Eugeniusz Paukszta, potem Stanisław Hebanowski i Józef Brudkiewicz oraz Eugeniusz Morski, tłumacz poezji rosyjskiej. Na temat plagiatów i mistyfikacyj literackich wygłosił prelekcję pt.: "Na ciemnej ścieżce literatury" dr Al. Rogalski; a szereg najpiękniejszych utworów Mickiewic,za usłyszeliśmy na recytacyjnym wieczorze mickiewiczowskim, w wykonaniu wybitnych artystów Teatru Polskiego.

Na podkreślenie zasługuje ożywiona działalność odczytowa i muzyczna Ymki. Jej wieczory dyskusyjne i wieczory poświęcone muzyce cieszą się coraz większą frekwencją. Posiadają wyrównany poziom artystyczny i ciekawy dobór tematów. W końcu podkreślić wypada przegląd imponujących osiągnięć radzieckiej nauki, literatury i sztuki, jaką pokazała nam Wystawa Książki Radzieckiej, urządzona przez Towarzystwo Przyjaźni Polsko-Radzieckiej i Muzeum Wielkopolskie. Wystawa obrazuje także osiągnięcia radzieckie na polu oświaty. Tablica na Wystawie głosi dumnie, że w ciągu 30 lat w ZSRR. wydano 873 tys. pozycyj księgarskich w 11 miliardach egzemplarzy. Dzieła Marksa i Engelsa ukazały się w 101 językach w 38 miliolllach egzemplarzy. Na Wystawie znalazło się stoisko z dziełami Lenina i Stalina, stoisko nauk społecznych, literatury technicznej, książek z dziedziny nauk przyrodniczych, dział pedagogiki; podręczników szkolnych, literatury pięknej, gospodarstwa rolnego, stoisko literatury narodu ZSRR, literatury dla dzieci i działu muzycznego. Zwracała uwagę estetyczna oprawa książek i poziom graficzny. Wystawa cieszyła się wielką frekwencją. Zwiedziły ją szkoły, związki zawodowe i szerokie rzesze społeczeństwa poznańskiego. Stanisław Krokowski.

ŻYCIE MUZYCZNE MIAST A POZNANIA

Teatr Wielki zainaugurował nowy sezon "Goplaną" Władysława Zeleńskiego (utworem znanym tutaj z lat bezpośrednio poprzedzających ostatnią wojnę). Prowadzący "Goplanę" dyrektor Zdzisław Górzyński jest da

CJOwnym uczniem Zeleńskiego, u którego studiował ongiś w Krakowie. Górzyński zatem podszedł do odpowiedzialnego zadania z całym pietY/'lmem. Dwa, dni przed premierą teatr zawiesił w ogóle spektakle. Odbywały się tyl Wypada przyznać, że te żmudne wysiłki dały rezultat poważny. Wybornie, w sensie precyzji brzmienia, . przygotowana była orkiestra. Chóry śpiewały czysto i akuratnie (co się im w Poznaniu nie zawsze pmydarza). Wśród solistów na pierwsze miejsce wysunęła się Franciszka Denis-Słoniewska, potężny mezzosopran o szerokiej skali głosu i wybitnych zdolnościach aktorskich. Aliną była młoda sopranistka Maria Sowińska. Balladynę śpiewała ceniona tu Zofia Czepielówna. Kirkora kreował Stanisław Roy (tenor). Szereg artystów naszej opery tym razem raczej korzystniej przedstawił się pod względem aparycji i gry niż śpiewu. Może to do pewnego stopnia i wina samych partyj, nie bardz<" wdzięcznych, nie dających śpiewakowi dostatecznego popisu, Poza tym - Zeleński napisał swą "Goplanę" z solidną znajomością techniki operowej {efektowne ensemble L ale bez jakiejś szczególnie wielkiej inwencji w pomysłach melodycznych. Najwartościowsz,e momenty to te, w których do głosu dochodzi nuta słowiańska (pieśń Chochlika, przemiana Grabca w wierzbę, śpiew leśny Aliny, zaręczyny). Wtedy wyczuwamy oryginalność i świeżość.

Druga obsada "Goplany" dała inne, -chwilami dość różne od premiery, ujęcie dzieła Zeleńskiego. Kto wie, czy pod względem wyrównania poziomu wokalnego śpiewaków nie należałoby przyznać pierwszeństwa właśnie tej drugiej "Goplanie". Na premierze były momenty znakomite muzycznie, ale obok tego niewątpliwe uchybienia, l;:tóre aż szokowały.

Demoniczną postać Balladyny zarysowała z rozmachem Antonina Kawecka. Marian Woźniczko (Kostryn) zapowiada się jako wybitny talent operowy. Dzieło Zeleńskiego wyreżyserował w sposób staranny Teofil Trzciński. Oprawę dekoracyjną skomponował Karol Frycz, zasłużony dla sceny polskiej artysta krakowski. Strona inscenizacyjna "Goplany" zasługuje na słowa szczególnego uznania. Wysoce romantyczny. baśniarski, był obraz pierwszy "nadgoplański". Bardzo ciekawe wnętrze zamku Kirkora, z oknem patrzącym na Gopło. W sumie - duży wysiłek całego zespołu, skierowany na wystawienie utworu polskiego (moment, który wypada specjalnie podkreślić!). Jako drugą premierę w tym sezonie Teatr Wielki wystawił "Madame Butterfly" Pucciniego. Jak wiadomo, twórczość autora "Butterfly" spotykała się zrazu z ostrymi atakami ze strony krytyków (na całym świecie), którzy jakoś nie mogli poznać się na wielkim talencie operowym włoskiego maestro. Jakże często i jaskrawo przeciwstawiano t. zw. "miernotę Pucciniego" - różnym współczesnym "asom". Dziś - po upływie blisko pół wieku - czas wymierzył sprawiedliwość. Tak gorąco dawniej wielbione bożyszcza zasnuwa, być może, zmierzch... a opery Giacomo Pucciniego podbijają coraz to nowe pokolenia, odnosząc wszędzie niezwykłe sukcesy. "Madame Butterfly'" przygotowano w Poznaniu równie dokładnie jak "Goplanę". Dekoracje ZygmtUlta Szpingiera, świeże w kolorycie, dawały olśniewającą wizję Dalel(iego Wschodu. Orkiestra oraz chóry brzmiały pięknie pod energiczną Karola Urbanowicza. Na czoło spektaklu wysunęła się postać centralna - Pani Motyl - w ujęciu Zofii Czepielówny, która wprost fascynowała publiczność, przede wszystkim doskonałą grą, jak również zawsze muzykalnym śptewem. Franciszek Arno prezentował się dobrze jako uwodzicielski amant. I pod względem wokalnym wystudiował swą partię dokładnie (efektowne forte). Ale mezza voce tego artysty mają chwilami mało treści dżwiękowej. Teatr Wielki przygotował także drugą obsadę Butterfly (Sowińska, Klonowski, Woźnicko, Urbanowi<;z, Szabrańska, Załuska itd.). Tegoroczny sezon operowy zaczęto pod hasłem odmłodzenia zespołu solistów. "Aida" (z Czepielówną i Słoniewską), "Halka" (z A. Kawecką), "Cyrulik Sewilski'" (z ćwiklińską, Klonowskim, Adamczewskim i Kossowskim) - to najcieklłwieJ obsadzone opery (z zeszłorocznego repertuaru). W naszym Teatrze Wielkim rozbrzmiewa istny świergot młodych pięknych głosów, zebranych z całego kraju. Obok Arno i Roya wybija się dźwięczny i okazały tenor Aleksandra Klonowskiego (Faust, Almaviva, Leński, Pinkerton). Dwie Rozyny w "Cyruliku" Rossiniego śpiewają na zmianę (ćwiklińska i Sawicka). Niedawno w "Carmenie" wystąpił w roli Escamilla Jerzy Garda. Cennym nabytkiem jest dobrze niosący bas E. Kossowskiego. Wśród panów wyróżnia się muzykalnością Jerzy Sergiusz Adamczewski. Przypomnijmy sobie przedwojenną agitację pewnej grupy naszych muzyków; uparcie starających się udowodnić, że opera się przeżyła "jako gatunek widowiska konwencjonalnego i zesztywniałego do szpiku kości". Teoria wprawdzie efektowna, ale... cyfry 83 przedstawień "Aidy", 59 "Fausta", 48 "Cyrulika" itd. mówią ('oś wręcz przeciwnego. Dodajmy, że powyższedane statystyczne pochodzą z dnia 1 stycznia 1949 r. Owe cytowane dzieła grane są w Poznaniu i dalej. Okazuje się raz jeszcze, że teoria swoje, a życie swoje! Publiczność entuzjazmuje się i nadal sztuką operową. Trzecią premierą Teatru Wielkiego stało się widowisko baletowe Oskara Nedbala "Od bajki do bajki". Dotychczasowe powojenne premiery baletowe nie cieszyły się w Poznaniu specjalnym uznaniem. Zeszłoroczny "Swantewit" odstraszył wielu od poznańskiej Terpsychory. Na "BajkacIi" Nedbala spotyka nas jednak przyjemna niespodzianka. Zatem to nie choreograf Jerzy Kapliński zawinił, że tamte balety u nas "padły" ("Swantewita" nawet nie usiłuje się wznawiać). Tam brakowało m. in. dobrych scenariuszy. Poza tym muzyka np. Perkowskiego nie była związana z charakterem akcji i ruchu na scenie. U Nedbala odwrotnie. Gdy na scenę wejdą heroldowie ze złotymi trąbami, słyszymy to w orkiestrz€;. Gdy dziewczynki czule całują swe laleczki, muzyka daje odpowiednią ilustrację. I taniec koguta odmaluje odpowiednia muzyka. Owa "muzyczka" do "Bajek" stoi na poziomie mnij więcej operetki Straussa i Lehara (w dodatku bez ich inwencji melodycznej), ale całość tego czeskiego baletu pozostawia wręcz sympatyczne i miłe wrażenie. Nie znajdując rewelacji artystycznych, musimy przyznać, że Nedbal komponował zręcznie i ostatecznie stworzył zupełnie efektown widowisko teatralne. Muzycznie nie wszystkie bajki stoją na równym poziomie. W niektórych aktach słyszy walczyków. Często brakuje siły dramatyeznej, kontrastów i gradacji. Samo brzmienie orkiestry na ogół niezłe. Za to treść, przykuwająca uwagę widza, jasna i zrozumiała, nawet bez zaglądania do programu <rzecz arcyważna!). Kapliński dał rozwiązania choreograficzne, żonglujące na granicy rewii. Braki wyższych umiejętności naszego "ciała baletowego" wychodziły na jaw niejednokrotnie, ale przyznajmy, że poziom ogólny, techniczny - podniósł się w porównaniu do wyb;;pów dawl1ych. Na scenę patrzyło się z przyjemnością. Szczególnie zair:!ponował talent Barbary Bittnerówny, celującej w tańcach groteskowych. Ta pri. p"abalerina słabiej wypada w "pas" Uasycznych. Wśród panów wod?:i JJrym przystojny i dobrze wyszkolony t.ancerz Bogusław Stancak <podobno rodowity Czech). Dekoracje i kostiuIJIY do "Bajek" projektował także J';)u.y Kapliński, udowadniaj'1c. że jest również utalentow. plastykiem. Np. "_ "Tajemnicy zamku" (obraz III) cah delwracja składa się tylko z jakichś ostrołuków, paru tarczy herbowych i zbrojnego rycerza jadącego na koniu (tzw. dekoracje aluzyjne). Tle..: czarna kotara - i nic więcej. Ale tak właśnie wypada estetycznie. NiektóTe kostiumy wysoce gustowne (np. w obrazie zatytułowanym "Złotowłosa"). Orkiestrą dyrygował Marian Szczęsnowski.

Zespół Filharmonii Poznańskiej podciągnął się wyraźnie po okresie przerwy wakacyjnej. Jak wiadomo, orkiestra odbywała codzienne próby przez mies. sierpień w Lagowie (Ziemia Lubuska), gdzie złonkowie zespołu spędzali wczasy. Wyniki tej pracy można wyraźnie obecnie obserwo

wać. Filharmonicy dają stałe, cotygodniowe koncerty symfoniczne, których w bieżącym sezonie odbyło się już 12. Rewelacją było wykonanie, na koncercie inauguracyjnym, arcydzieła Jana Sebastiana Bacha - Koncertu C-Dur na trzy fortepiany i orkiestrę.

Jest rzeczą zadziwiającą, że tak mistrzowskie utwory muzyczne jak wyżej wspomniany Koncert spoczywają latami w bibliotekach, okryte pyłem zapomnienia, podczas gdy pianiści - wirtuozi powtarzają w kółko wciąż ten sam ograny i ciasny repertuar (głównie romantyczny). Jak wiadomo, Bach jest twórcą szeregu kompozycji na dwa, trzy, a nawet i cztery fortepiany z orkiestrą. Może zachęceni sukcesem muzycy nasi sięgną z kolei i po te rzeczy. Na II koncercie Filharmonii publiczność poznańska zawarła znajomość - poprzez "Uwerturę" - z twórczością wybijającej się kompozytorki polskiej Grażyny Bacewiczówny. Bacewiczówna ma już za sobą rozległą twórczość symfo" niczną, kameralną, wokalną. Ale Uwertura' choć zgrabna w fakturze orkiestralnej i zręcznie zbudowana, nie zrobiła większego wrażenia. Obok momentów pełnych dowcipu wyczuwa się tu spadki inwencji oraz monotonne dłużyzny. Czy Uwertura Grażyny Bacewicz podzieli dotychczasowy los utworów tylu kobiet komponujących, a znanych tylko z nazwiska, jak Maria Szymanowska, Clara Wieck, Nadie Boulanger (autorka opery "śpiące miasto", napisanej do spółki z Raoulem Pugno) - na to dopiero przyszłość odpowie. V koncert symfoniczny poświęcono w całości dziełom Ludwika van Bethovena. W programie: uwertura Koriolan, VIII Symfonia i Koncert c-moll w wykonaniu pianistki kra młodziutka muzyczka (absolwentka konserwatorium) ma wiele danych, aby stać się poważną siłą estradową, o ile nie przestanie gruntownie pracować nad sobą. Opanowanie techniczne, akuratna rytmika zasługują na uznanie. Zastrzeżenia budził ogólny dźwięk, a także prowadzenie tonu przy "legato" koncertantki. Szczególnie psuło to linię środkowej części Koncertu c-moll. Program VI koncertu symfonicznego zawierał kilka kompozycji z repertuaru raczej "popularnego", to znaczy zawsze chętnie słuchanego przez szeroką publiczność. Modest Mussorgski, autor wykonanej "Nocy na Lysej Górze", napisał w swej autob,iografii, że hasłem jego twórczości było: "sztuka to środek do mówienia z człowiekiem". Wypada stwierdzić, że istotnie "Noc" Mussorgskiego przemówiła do każdego słuchacza, nawet tego "nieprzygotowanego". Również dalsze punkty programu - "Kaprys hiszpański" Korsakowa i "Karnawał" Berlioza, to pozycje niewątpliwie wartościowe i dobrze się stało, że je nam przypomniano. Jako solistka wystąpiła Ewa Bandrowska-Turska, prezentując swój kunszt wokalny w "Koncercie na głos"-Tadeusza Kasserna. Punktem kulminacyjnym następnego koncertu Filharmonii stało się wykonanie IV Symfonii Jana Brahmsa. Dyrygent Jan Krenz trafnie podkreślił energię rytmiczną trzeciej i czwartej części dzieła oraz wydobył silną emocjonalność tej wspaniałej muzyki. Krenz lubuje się w pełni i soczystości dźwięku i takie momenty udają mu się najlepiej, W sezonie bieżącym słuchamy Jana Krenza na zmianę ze Stanisławem Wisłockim. Dla miłośników muzyki

jest rzeczą wysoce interesującą obserwować te dwie odmienne indywidualności. Wisłocki przedstawia raczej typ muzycznego intelektualisty. Jego interpretację cechuje zawsze duża powściągliwość artystyczna i brak chęci olśniewania słuchacza. Np. klasycy w tym ujęciu wypadają może za sucho i nazbyt rzeczowo. Natomiast pałeczka dyrygencka Krenza ma w sobie o wiele więcej fluidu, wypływającego zespontaniczności tego talentu. Solistą VII koncertu był młody pianista łódzki, Zbigniew Szymonowicz, który popisał się solidnym opanowaniem klawiatury i muzykalnością. Ale grze tego pianisty brakowało chopinowskiego rubato, ciepła, ładunku emocjonalnego. Szymonowicz ujął Koncert e-moll Chopina aż za spokojnie, klasycznie - ćo zwłaszcza w Larghetto (cz. 2) nie było wcale na miejscu. Na następnym koncercie gościliśmy kapelmistrza Pragi Czeskiej dr. W. Smetaczka i pianistkę Wiktorię Svihlikową. Program zawierał szereg utworów czeskich, więc Suka "Letnią opowieść" i Tańce słowiańskie Dworzaka, muzykę popularną, solidnie brzmiącą, o ładnie, wyraziście zarysowanej tematyce. Kompozycje czeskie przemówiły swym romantycznym polotem, nie stanowiąc żadnych rewelacyjnych pozycji w historii muzyki, nie przynosząc nadzwyczajnych odkryć... A jednak taka "Letnia opowieść" Suka ma w sobie wiele momentów szczerości i dziwnej bezpośredniości. We współczesnej Czechosłowacji rozumie się, że sztuka oprócz estetycznych posiada także wartości wychowawcze, ide-o owe, społeczn. U naszych pobratynców gra się mnóstwo utworów ciwieństwie do wielu polskich kół muzycznych, gdzie popiera się najchętniej prądy formalistyczne, eksperymentalne. Na IX koncercie symfonicznym ukazał się na estradzie Auli Uniwersyteckiej młody dyrygent poznański, Stefan Stuligrosz, który bodaj po raz pierwszy pokierował dużym aparatem chóru j orkiestry. Z niełatwego zadania artysta wyszedł z honorem. Spiewał znany chór im. ks. Gieburowskiego. Szczególnie utwory a capella wykonano kulturalnie. "Alleluja" Haendla wymagało może jeszcze więcej efektownego blasku i mocy głosowej, czego chór nie dał. Tym niemniej przyznać trzeba, że zespół Stuligr08za robi ciągłe postępy i jest nadzieja, że może osiągnie swój dawny przedwojenny poziom (za niezapomnianej dyrekcji ks. W. Gieburowskiego). Otwierająca X koncert symfoniczny "Suita" Igora Strawińskiego stanowi słabszy opus w bogatej twórczości autora święta Wiosny. NatomiaBt wdzięczni byliśmy Janowi Krenzowi za przypomnienie Symfonii D-dur Filipa Emanuela Bacha. Jakież to cenne, świeże a przede wszystkim prekursorskie dzieło w zestawieniu np. z Haydnem i Mozartem! Także dobrze się stało, że dzięki wykonaniu Preludiów Liszta przełamano już pewien szablon w programach naszej Filharmonii (Beethoven-Brahms). W koncercie wzięła współudział sopranistka Olga Lada z Warszawy, wykonując utwory Debussyego i Szeli-gowskiego. Z okazji Drugiego Walnego Zjazdu Delegatów Zjednoczenia Polskich Związków Spiewaczych odbył się uroczysty koncert wielkopolskich chórów i orKiestry Filharmonii. Zainaugu

rowały imprezę pieśni masowe nagrodzone na niedawnym. ogólnopolskim konkursie. Sama idea rozśpiewania narodu szeregiem pieśni o odbudowującej się Warszawie, partyzantce itd. zasługuje na gorące uznanie. Wszakże niedawno jeden z wybitnych twórców radzieckich, Chrennikow, ostro krytykując skrajnie eksperymentatorskie zapędy młodej ,muzyki XX stulecia, zapytywał: "Wskażcie mi tych współczesnych kompozytorów. których pieśni śpiewa cały naród?" Nie taka to prosta sprawa napisanie choćby tylko paru taktów muzyki, która by przyjęła się powszechnie i znalazła na ustach robotników, chłopów i żołnierzy. Wśród szeregu, wykonanych na koncercie Wielkopolskich Chórów, pieśni masowych doprawdy niewiele znajdziemy prac, stworzonych pod . impulsem natchnienia, z żywiołową bezpośrednio d!i\iałającą siłą. Dyrygowali: Mieczysław Barwicki i Tomasz Droszcz. Drugą część koncertu wypełniły dzieła Stanisława Moniuszki, Więc balladę o "Florianie Szarym" spiewał chór męski I Okręgu z towarzyszeniem orkiestry symfonicznej. Solo basowe wypadło doskonale w interpretacji Karola Urbanowicza, który jest specjalistą w odtwarzaniu postaci moniuszkowskich polonusów. Dane jako ostatni numer Sonety Krymskie zawsze wywierają duże wrażenie, zwłaszcza w swej pierwszej partii. Cisza morska, Zegluga i Burza, stanowiące pewną całość muzyczną, mają wspaniałą gradację dramatyzmu. W dalszych sonetach owo napięcie emoejonalne . słabnie, a znużenia słuchaczy nie ożywiło nawet końcowe, powabne arioso, śpiewane z wybitną kulturą wokalno} przez Józefa Wolińskiego. Reprezen Harmonia, Lutnia, Moniuszko i Pozn.

Tow. Muzyczne swoje niełatwe zadanie spełniły sumiennie. Ogromny zespół brzmiał dobrze. Dyrygował Karol Broniewski, poddając cały aparat f'wojej woli arystycznej. Ko('ert k')mentował ze zwykłą swadą i znaną erudycją Jerzy Młodziejowski. Owo wykonanie - na Zjeździe Delegatów - utworów Moniuszki było powtórzeniem tychże z koncertu symf., jaki odbył się dwa dni wcześniej (piątek 14. 1. 1949 r.) Wówczas program uzupełniły: wstęp do opery "Jadwiga" Kal"o!a Kurpińskiego i "Swaty Polskie" Feliksa Nowowiejskiego. Oba utwory prO\\-adził kapelmistrz Marian Obst, którego talent muzyczny jest w Poznaniu dobrze znany. ,,swaty Polskie" pochodzą z lat n,łodzieńczych Nowowiejskiego. Około r. 1900 autor "Roty" przegrywał tę uwerturę Antoniemu Dworzakowi (Praha), u którego wówczas przez jakiś czas pobierał lekcje kompozycji. Pierwsz:ym recitalem solowym, jaki odbył się w bieżącym sezonie koncertowym, był występ znakomitego pianisty radzieckiego Pawła Sierebriakowa, dyrektora konserwatorium w Leningradzie, laureata Wszechzwiązkowego Konkursu Muzyków Wykonawców Z. S. R. R. Sierebriakow okazał się wirtuozem wysokiej klasy, godnym kontynuatorem wielkich tradycji szkoły rosyjskiej, wywodzącej się od Antoniego Rubinsteina. W grze prof. Sierebriakowa imponowało nieskazitelne opanowanie rzemiosła pianistycznego. Natomiast Apassionacie Beethovena brakło wielkiej, dramatycznej linii patosu. Także słynny marsz żałobny (w Sonacie b-moll Chopina) wypadł nader powściągliwie w tej interpretacji.

Sierebriakow potrafił swój temperament dobrze trzymać na wodzy. Najciekawiej przedstawiała się druga część tego recitalu, zawierająca muzykę rosyjską. Dominowały utwory Sergiusza Rachmaninowa, kompozytora niezbyt dobrze znanego w Polsce. Ile słyszymy z rozległej twórczości autora "Wyspy umarłych" poza utworami fortepianowymi? Sierebriakow czuł się wybornie w klimacie muzyki ojczystej i popisał się grą prawdziwie mistrzowską - w II części recitalu. Koncert zorganizowało Towarzystwo Przyjaźni Polsko-Radzieckiej.

Następny recital fortepianowy grał u nas prof. Zygmunt Lisicki, przedstawiając troskliwie zestawiony program, wachlarz stylów muzycznych od Bacha do de FaUi.. Każdy z kompozytorów ukazany został w celniejszych swych kompozycjach. Np. z Liszta wybrał Lisicki dwa fragmenty z natchnionego cyklu Lata Pielgrzymstwa. Cały długi program wykonał Lislcki z wielkim spokojem i pewnością. W najeżonych trudnościami wariacjach "Paganini "Brahmsa artysta popisał się szczególnie precyzyjną techniką. Ale dopiero przy Chopinie i Liszcie pianista rozgrzał publiczność. Doszła do głosu, nieobecna przed tym, poezja. Punkty kulmunicyjne recitalu to Sonet Petrarki E-dur i parafraza "Rigoletto" Liszta. Ogólnie biorąc Z. Lisicki należy do typu pianistów rzeczowych, konstruktywnych. Emocjonalność nie charakteryzuje jego gry, za to wyrazistość linii i mocny chwyt całości wysuwają się na plan przewodni. Delegatura poznańska Społecznej Organizacji Imprez Artystycznych "Artos" urządziła recital fortepianowy węgierskiego pianisty Stefana Antala. W programie znalazły się i Liszta. Artysta zadziwił rzadko spotykaną wirtuozerią techniki, którą rozwinął w "Fantazji Figaro" Liszta oraz w parafrazach tegoż kompozytora. Wielkie zainteresowanie wzbudził również koncert utworów Chopina w wykonaniu Raula Koczaiskiego. Jak się niebawem okazało, był to ostatni poznański występ przedśmiertny mistrza. Kilka dni później Koczaiski zasłabł i zmarł na serce.

Cały polski świat muzyczny okryła żałoba, ponieważ śp. Zmarły należał do rzędu pierwszych artystów kraju. Wśród swych zbiorów i notatek muzycznych niżej podpisany posiada m, in. także jedną z pierwszych recenzji, jaka ukazała się po pierwszym koncercie Franciszka Łukasiewicza w Poznaniu, gdzie krytyka pisała życzliwie o "młodym pianiście z Małopolski", który "przywiózł ze sobą sporo idealizmu". Już według ówczesnych osądów' Łukasiewiczowi "muzyka romantyczna odpowiada najlepiej". "Schubert i Chopin otrzymują od młodego pianisty tę niezbędną ilość ciepła i poezji, bez której nie wolno ich wprowadzać na estradę". Był to rok 1920. Od tego czasu słuchaliśmy stale Łukaszewicza w Poznaniu. Występował w osobnych recitalach, grał z orkiestrą lub brał udział w niezliczonych akademiach. Odwiedzał i inne miasta kraju. Od czasu do czasu wyjeżdżał za granicę. Cała Poiska słuchała Łukasiewicza, który bardzo często koncertuje przed mikrofonem radia. Tutaj, jako kierownik muzyczny rozwija równocześnie owocną działalność na polu popularyzowania muzyki. Ostatni koncert F.Łukasiewicza odbył się z okazji jego 30-lecia pracy artystycznej. Jubilat grał wśród licznych wiązanek kwiatów, będących widomym znakiem sympatii całego społeczeństwa. A krytykowi z roku 1948 - podczas koncertu - przypomniała się owa pierwsza recenzja, jaką przyjęto Łukasiewicza w Poznaniu, w roku 1920. I teraz, po 30 latach, ta sylwetka artystyczna nie zmieniła swych zasadniczych zarysów. Znowu grupa utworów Chopina (jak równiez i Schubert) wypadła najC'iekawiej. Łukasiewicz grał najwięcej utworów chopinowskich, uwypuklając tu głównie momenty patetyczne, bohaterskie. Ten patos zdawał się aż rozsadzać pianistę, którego indywidualność jest w poznańskim życiu artystycznym zjawiskiem wysoce charakterystycznym. W połowie listopada 1948 koncertował w Poznaniu jeden z najlEpszych zespołów słowiańskich Państwowy Chór Radia Bułgarskiego (mieszany).

V\Yystęp tego chóru stał się najbardziej przekonywującą propagandą iJułgarskiej xultury muzycznej. Słuchaliśmy długiego szeregu ludowych i oryginalnych pieśni bułgarskich, rosyjskich, polskich, ukraińskich, czeskich. Wysoce interesująco przedstawiały się szczególnie kompozycje Dymitrowa (Bułgaria), o ciekawie archaizowanych harmoniach i boga dwie rytmicznym. Oprócz wielu utworów napisanych w oryginale na chór, śpiewano przeróbki Preludium A-dur Chopina, Pieśni bez słów Czajkowskiego, Poematu Fibicha. Szczególnie mocne wrażenie wywarła "Mgła" Sergiusza Taniejewa, interpretowana głównie pianissimo. Koncert zakończył hymn "Warszawianka", odśpiewany W języku polskim, z świetną dykcją, Czystość intonacyjna najpierwszego rzęduo Skala dynamiczna możliwości ze_o społu sięgała od delikatnego piano aż . do potężnego fortissimo, które jak się wydawało, hie miało końca! Cechą charakterystyczną była tu pewna ostrość brzmienia (jak należy przypuszczać, efekt przemyślany i zamierzony celowo). Dyrygował z wspaniałą ekspresją Swetosław Obretenow (również świetny i ciekawy kompozytor chóralny) . Wśród nielicznych tego roku recitali wokalnych zwrócił uwagę występ Ludwika Sulikowskiego, na którego koncercie panowała wysoce kulturalna atmosfera. Program zawierał utwory Carissimiego, Scarlattiego, Mozarta, Rossiniego, Scuberta, Lalo itd. Publiczność otrzymała drukowane pełne teksty pieśni i arii, aby mogła łatwiej wniknąć w intencje kompozytorskie. Najciekawiej wykonanym punktem programu okazała się grupa pieśni Schuberta. Jednak szkoda, że (szczególnie w ariach klasycznych) dawała się odczuć tego dnia wyraźna niedyspozycja głosowa koncertanta. Wielki sukces artystyczny zyskała Ewa Bandrowska-Ttlrska, która wystąpiła z osobnym recitalem. W programie był Lotti, Gretry, Debussy, Dupare, Ravel. W drugiej części: Nowowiejski, Kassern i grupa kompozytorów hiszpańskich. Głos Ewy Bandrowskiej niezmiernie imponuje elastycznością i lekkością koloratury, wirtuozerią perlistych kaskad gam, pasaży i trylów, swobodą oddechu a przede wszystkim jakością samego dźwięku. Szczególnie piana wypadły Bandrowskiej najpiękniej, nadając interpretacji znamię wytwornej kultury. Ujęcie każdej kompozycji było głęboko przemyślane i odczute, czym artyska właśnie najbardziej zdobywała sobie słuchacza. Akompaniowała

ceniona muzyczka warszawska, pianistka kameralna, Ewa Wernikówna. W okresie sprawozdawczy.m odbyło się w Poznaniu także szereg koncertów kameralnych. Niestety imprezy te gromadziły niewiele publiczności. Smutny to objaw. Szkoda, zwłaszcza że młodzież, kształcąca się w szkołach muzycznych, nie dopisała. Sądzę, że dyrekcje tych szkół powinny wywrzeć odpowiedni nacisk na studiujących, zobowiązując ich do uczęszczania na koncerty kameralne. Łączność pomiędzy młodzieżą uczącą się muzyki a samą muzyką jest u nas jeszcze bardzo niedostateczna. Np. wiele osób uczy się gry na fortepianie, ale gdy przyjrzymy się tej sprawie bliżej zauważymy, że kładzie sięprzeważnie nacisk na technikę. Wiele czasu zapewne upłynie, nim kiedyś małe dzieci zrozumieją, że muzyka jako sztuka jest jedną z największych rozkoszy duchowych. Właśru.e ci początkujący powinni regularnie słuchać muzyki, zwłaszcza kameralnej, i kształcić swój smak estetyczny. Na I koncercie nasi filharmonicy wykonali ciekawy program: Serenadę Beethovena na flet, skrzypce I altówkę (A. Peresada, L Bogacki, S. Kamasa) - Sonatę na skrzypce i fortepian Brzezińskiego ( Szrajberówna i Renz) - Trio Poulenca na obój, fagot i fortepian (A. Olejnik, J. Witkowski, S. Wisłocki). II lwncert. kamera!n1 zgromadził jeszcze mniej publiczności niż poprzedni. Muzycy grali dosłownie dla pustej sali (Aula Konserwatorium). Sonata wiolenczelowa Antoniego Rubinsteina (której słuchaliśmy) miała wybitnie wartościową część pierwszą. Tematyka tu wykwintna, forma wzorowa. Ale w dalszych fragmentach Sonaty pomysły melodyjne już w trzeciej części dzieła raziły nas mało oszlifowane detale, o tyle cała koncepcja Sonaty pozostawiła dodatnie wrażenie. Rubinstein, mimo wyraźnych zależności, to indywidualność twórcza niewątpliwa. Roman Czarnecki był oddanym wykonawcą Sonaty. Hieronim Szperka, jako muzyk kameralny - niezawodny. Na tymże koncercie grano również "Trio smyczkowe" Sergiusza Taniejewa, utwór napisany z dużą znajomością tajników muzyki kameralnej. Dobrze się stało, że choć przez powyższe "Trio", zapoznała się publiczność nasza z Taniejewem, waźną postaciąw r;osyjskim życiu muzycznym na przełomie XIX i XX w. Wykonawcami "Tria" byli: Jan Kaczmarek, Stanisław Bocek i Stefan Kamasa.

W bieżącym sezonie odbyło się dotychczas 6 wieczorów kameralnych o urozmaiconych programach. Szósty z rzędu wieczór przyniósł Władysława Raczkowskiego "Suitę kolędową" (w układzie fortepianowym na cztery ręce), Sonatę Filipa Gauberta (na flet i fortepian) oraz Mikołaja Rymskij - Korsakowa "Kwintet B-dur" na flet, klarnet, fagot, waltornię i fortepian.

Kazimierz Nowowie;.i

SZTl'kA POZAŃSKA

W miesiącu listopadzie otwarto w Salonie Związku Wystawę prac st. Dawskiego i L. Dołżyckiego z Wrocławia. Pierwszy z nich wystawił kolekcję pięknych rysunków tuszem (figury i akty), drugi pejzaże Ziem Odzyskanych (śląsk) i akwarele. Po kolejnie po sobie następujących 3-ch wystawach prac graficznych, nastąpiło otwarcie Dorocznej Wystawy Związku Artystów Plastyków Okręgu poznańskiego, na której już przeważały obrazy olejne. W wystawie wzięła udział znaczna ilość członków Związku w liczbie 40-tu (71 prac).

Jeśli chodzi o ogólny charakter tego pokazu, to na uwagę zasługuje dość wyrażna zmiana w doborze tematów. Przeważająca do tej pory liczba "martwych natur'" i pejzaży ustąpiła miejsca obrazom rodzajowym, w których na pierwszy plan wysunęły się tematy pracy, zwłaszcza dwa obrazy A. Lenicy "Gornik" i "Robotnicy", wyrozmaJące się oryginalnym ujęciem. W dniu 16. L 1949 r. otwarto "Wy

7*

stawę Barwnego Drzeworytu Japońskiego" ze zbiorów art. maI. Zg. Karolaka. Impreza ta była swego rodzaju rewelacją, jeśli się weżmie pod uwagę wysoki poziom artystyczny plansz, których twórcami są artyści tej miary co: HOkusai, Hiroshige, Kunisada i inni, jak również ilość: 65 drzeworytów. Wystawa cieszyła się dużym powodzeniem, o czym świadczyła wyjątkowo liczna frekwencja. W Muzeum Wielkopolskim po również rewelacyjnej "Wystawie Sztuki Ludowej" (zgromadziła ona po raz pierwszy, nie - jak do tej pory dorobek twórczości z zakresu zdobnictwa,-lecz sztukę "czystą", tj. rzeżbę, malarstwo i drzeworyt) otwarto "Wystawę Grafiki Belgijskiej". Ponad 150 rycin, reprezentujących wszystkie niemal techniki graficzne, dało nam pełny obraz twórczości artystów belgijskich w okresie od końca minionego wieku aż do dni współczesnych. Oznaczały się one przede w!jzystkim również wiele z nich wykazało interesujące wyniki w zakresie wyboru tematów . jak i wysokie osiągnięcia w dziedzinie artyzmu. Następną ekspozycją były prace rzeźbiarskie na konkurs pomnika A. Mickiewicza w Poznaniu.

W dniu 9. 1. 1949 r. otwarto "Wystawę 12-tu Plastyków Poznańskich", prof. Wyższej Szkoły Sztuk Plastycznych. Ogólną uwagę zwracał obraz M. Szmańdy "Rozstrzelanie", jak również oryginalna kompozycja Kępińskiego "Rok 1848", wreszcie silna w wyrazie rzeźba Wiśniewskiego "Rewolucjonistka" i inne. Lącznie z pracami profesorów wystawiono portrety przodowników pracy (rysunki i rzeźby) wykonane w ramach "Czynu Kongresowego" przez studentów Szkoły.

Równocześnie w dolnej sali Muzeum trwała (styczeń), "Wystawa Książki Radzieckiej". Imponująca liczba eksponatów, niezwykle bogata równo rodność wydawnictw, obejmu_ jąca wszelkie dziedziny zainteresowań czytelnika,świadczą o wysoce instruktywnej wartości wystawy. Zwracają uwagę wspaniałe barwne reprodukcje starorosyjskich miniatur, piękna monografia o malarstwie greckim z Fajum, znakomite pod względem graficznym wydanie "Słowa o Pułku Igora" - doskonałe technicznie drzeworyty zdobiące wydawnictwa książek, między innymi poezji Mickiewicza. - Wysoki poziom drzeworytnictwa radzieckiego znany nam jest jeszcze z czasów przedwojennych z "Międzynarodowej Wystawy Drzeworytu" urządzonej w Warszawie,kiedy to drzeworyty radzieckie obok polskich zajęły pierwsze miejsce. W miesiącu listopadzie ukończono prace konserwatorskie przy odnowieniu kościoła św. Jana na śródce, prowadzone pod kierunkiem Woj. Konserwatora mgr. Zdz. Kępińskiego.

Polichromię wnętrza wykonał _ prof.

Teisseyre przy współudziale studentów W. Sz. Sz. PL (Bednarowicz, Flieger, Pągowska).

Z życia organizacyjnego Związku Artystów Plastyków należy zanotować wybór nowego Zarządu, który nastąpił w dniu 18.12.1948 r. na dość burzliwym Dorocznym Walnym Zgromadzeniu. W obradach wziął udział dr Szałagan, który w swym wyczerpującym referacie podkreślił wyraźnie rolę artysty plastyka w dzisiejszej rzeczywistości, wskazując w pierwszym rzędzie na konieczność zdobycia nowego odbiorcy sztuk plastycznych, jakim są tłumne rzesze świata Pracy. Nowowybrany Zarząd ukonstytuował się następująco: prezes ..:...- ob. Lenica A., wiceprezes - !{intopf L. i Wojtowicz R, sekretarz - Szatkowski Zg., skarbnik - Woźniak Cz"gospodarz-Romała M., kronikarz - Lisiecki K., referent wystaw - Kalinowski T., kierownik Salonu - Wieczorek Z., stały łącznik do O. K. Z. Z. - Houwaldowa B. Zorganizowano Oddział Plastyczny dla Wystaw i Targów Krajowych i Zagranicznych przy: "Pracowni A 7 Wydział Plastyczny"; naczelnym architektem jest inż. R Szmidt, kierownikiem Pracowni Plastyków jest Z. Szatkowski, zastępcą M. Romała, delegatem Zarządu Z. Z. P. A. Okr. Pozn. - Kintopf L. i Lenica A.

I.M.

STARY RATUSZ.

Kontynuuje się roboty na wlezy, o których pisaliśmy szczegółowo w poprzednim numerze "Kroniki". Między innymi umieszczono na niej herby i inicjały. Na pozłocenie otrzymał Zarząd Miejski 1 kg złota z Narodowego Banku Polskiego w Warszawie. Prof. Wańkiewicz ze Szkoły Sztuk Plastycznych przygotowuje rekonstrukcję zegarów wieżowych. We wnętrzu wieży ukończono montowanie żelaznego szkieletu klatki schodowej. W miarę postępu robót zdejmuje się rusztowanie z górnej części wieży.

STARY RYNEK.

W chwili obecnej gotowe są JUz projekty elewacji oraz gipsowe makietki wszystkich kamienic otaczających Rynek a także projekty i gips9we modele Arseału, Odwachu i całego zespołu domków budniczych. Przy opracowywaniu projktów elewacji kamienic wysoce pomocną była książka Marii Wicherkiewiczowej "Rynek Poznański i jego patrycjat".

Projekty Wagi, Odwachu i jego skrzydła na miejscu jatek rzeźnickich, wykonał inż. Roger Sławski. Projekty Arsenału i domków budniczych są dziełem inż. Zbigniewa Zielińskiego. Modele gipsowe wykonała pracownia modelarska Wydziału Planowania i Rozbudowy Miasta pod kierownictwem rzeźbiarza Franciszka Gdeczyka

ZABUDOWA OBRZEżNA.

Jeśli chodzi o szczegóły, to projekt przewiduje odbudowę jeszcze jednej kamienicy ze szczytem gotyckim, a mianowicie kamienicy nr 50 (oprócz odbudowanej już kamienicy nr 51).

Szczyt jej będzie bogatszy, bardziej rozczłonkowany niż szczyt kamienicy nr 51. Koszty odbudowy pokryje Konserwator Wojewódzki.

Czerwona Apteka otrzyma wzdłuż ul. Wielkiej podcień przechodzący aż do ul. Klasztornej. Przeprowadzenie podcienia rozwiąże całkowicie problem komunikacji pieszej na tym wąskim a ruchliwym odcinku. Na narożnikach kamienic nr 100 (Stary Rynek - Zydowska) i nr 85 (Stary Rynek - Ryrikowa) na wysokości pierwszego piętra umieszczone zostaną, jak. dawniej, posążki. M. Wicherkiewiczowa podaje w cytowanej wyżej książce, że posążek Matki Boskiej z Dzieciątkiem znajdujący się dawniej na narożniku kamienicy nr 100 zdjęto na początku obecnego stulecia w związku ze. zburzeniem kamienicy umieszczono nad wejściem do kościoła Pana Jezusa, gdzie do dziś się znajduje. We wnęce na narożniku kamienicy nr 85 projektuje się ustawienie posążka Merkurego. Pałac Mielżyńskich (Stary Rynek nr 91) otrzyma elewację taką, jaką miał przed zburzeniem. Zniknie nareszcie dziwaczna fasada kamienicy nr 75 (Apteka pod Lwem), ustępując mIeJsca fasadzie sharmonizowanej z otoczeniem. Odpowiedniej przebudowie ulegnie również elewacja frontowa gmachu Banku PrzemysłowcówStary Rynek nr 73/74.

Jedynym projektem, który może trzeba będzie zmienić, to projekt elewacji kamienicy nr 62. Kamienica ta posiada na pierwszym piętrze wykusz o W"j'stroju architektonicznym z przełomu XIX i XX wieku. Projekt nie przewiduje jego odbudowy. Jednakże w wypadku gdyby przy okazji prze. budowy fasady miało się okazać, że dodatkiem, lecz posiadał poprzednika w dawniejszych czasach, wtedy trzeba by projekt elewacji zmienić.

ZABTTDOWA WEWNĘTRZNA.

Według opracowanych projektów cofnięte zostaną w głąb (w kierunku wschodnim) obydwa skrzydła Odwachu do miejsca, na którym znajdowały się pierwotnie. Cofnięta również zostanie linia zabudowy wewnętrznej od strony południowej (Pfitzner, Czepczyński, Kruk) w nawiązani"u do pozostałości Arsenału, który nie sięgał poza skrzydła Odwachu. W ten sposób zwiększy się powierzchnia niezabudowana na starym Rynku, tym bardziej, że Waga Miejska nie będzie zajmowała tak dużej powierzchni jak wybudowany przez Niemców, a zburzony w czasie ostatniej wojny, budynek Nowego Ratusza. Ponad dachem Odwachu widoczne będą trzy szczyty przerywające monotonię długiego dachu Muzeum Miejskiego (Arsenału). Muzeum będzie od strony ul. Ratuszowej połączone z budynkiem Wagi przejściem znajdującym się na wysokości pierwszego piętra. Nie jest jeszcze rozstrzygnięta kwestia odbudowy Sukiennic, które zajmowały przestrzeń na tyłach drogerii Czepczyńskiego, pomiędzy uliczkami Wiankową Kurzą Nogą, 'Wśród gruzów odkrył inż. Z. Zieliński partię przyziemia Sukiennic wraz z zachowanym nad nią sklepieniem.

DOMIH BUDNICZE.

Niezwykle efektownie przedstawia się projekt odbudowy domków budniczych. W oparciu o odnalezione kolumienki przewiduje się odtworzenie podcienia we wszystkich domkach.

Szczególnego wdziku dodaje podcieniowi różnorodność kształtów nie tylko głowic i baz, ale nawet trzonów zachowanych kolumienek. Niektóre kolumienki trzeba będzie wykuć na nowo, gdyż walące się gruzy spowodowały popękanie głowic. Interesującym jest szczegół, że łuki podcieni posiadają niejednakową rozpiętość odpowiednio do różnej szerokości fasad poszczególnych domków. Domki nakryte będą wysokimi, stromymi dachami o płaszczyznach zwróconych do ulicy. Całość pełna jest niezrównanego czaru płynącego z połączenia naiwnej prostoty z wyrafinowaniem architektonicznym podcienia, którego łuki stanowią nie tylko wartość samą. dla siebie i dla zespołu domków budniczych, ale powtarzają w skromniejszej skali wspaniały rytm arkad fasady Ratusza. Po przywróceniu domkom budniczym ich pierwotnego wyglądu, po odl:!udowaniu Wagi, Odwachu i Arsenału, Stary Rynek w Poznaniu stanie się niewątpliwie najpiękniejszym rynkiem staromiejskim w Polsce.

ZABUDOWA WEWNĘTRZNA RYNKU.

Odbudowa podcienia w domkach budniczych spowoduje konieczność obni:f!enia poziomu przylegającego do nich chodnika. ponieważ bazy odnalezionych kolumienek zagłębione są do 30 cm w ziemi. Poziom Starego Rynku w ciągu wieków stopniowo się podnosił, zasypywany przez gruzy walących się w czasie wojen i klęsk kamienic, na skutek zaśmiecania Rynku przez mieszkańców otaczających domów i przez przekupniów targowych. Projektuje się także usunięcie z Rynku torów tramwajowych. Linie tramwajowe zastąpione zostaną na Rynku otoczona będzie chodnikiem, a na wszystkich czterech narożnikach posiadać będzie, jak dawniej, cztery studnie wybudowane na wzór pozostałej studni Prozerpiny. Będą to studnie Flory, Cerery i Pomony.

ROZPOCZĘCIE ROBóT.

Wielką pociechą jest fakt, że wszystkie te piękne plflny nie pozostają na kalce rysunkowej, lecz stosunkowo szybko przechodzą w stądium realizacji. Między innymi mamy możność zanotowania rozpoczęcia robót nad odbudową pierwszego domku budniczego, stary Ryne.k nr 24. Z inicjatywy Konserwatora Wojewódzkiego, mgr. Zdzisława Kępińskiego powzięła Wojewódzka Rada Kultury decyzję sfinansowania tej inwestycji. Kierownictwo odbudowy powierzono inż. Kazimierzowi Sylwestrowiczowi. Domek zaopatrzony będzie w podcień oparty na dwóch znajdujących się w murach kamienicy kolumienkach. W międzyczasie odbudowano kamieniczkę przy Starym Rynku nr 53/54, dalej na narożniku ul. Zamkowej i ul. Rynkowej, przy ul. Kramarskiej nr 23 i ul. Zydowskiej nr 7. Kamieniczki posiadają szczyty barokowe. Odgruzowano kamieniczkę przy Starym Rynku nr 59. W toku są prace nad odgruzowaniem południowego skrzydła Odwachu, byłych jatek rzeźnickich i posesji Pfitznera. Wojewoda Poznański pzekazał nieruchomość przy Starym Rynku nr 87/88 Centrali Handlowej Przemysłu Chemicznego, która zleciła opracowanie projektu tego domu Centralnemu Biuru Projektów Architektonicznych i Budowlanych, Oddział w Poznaniu.

KATEDRA.

Ukończono murowanie okna gotyckiego pomiędzy wiżami. Okno to otrzyma duże przeźrocze (maswerk) wykonane według odnalezionych resztek. Poniżej głównego przeźrocza będą się znajdować dwa mniejsze. Okno podzielone będzie trzema laskami. We wnętrzu kościoła licuje się mury pod chórem muzycznym i przygotowuje się jego odbudowę. Mury powyżej chóru będą otynkowane i ozdobione polichromią. Lekką polichromią pokryte będą również służki w nawie głównej. Kończy się odbudowę kaplicy Górków. Przęsłom od strony nawy bocznej przywrócono charakter gotycki. Obydwa wejścia do kaplicy zamknięte będą zabytkowymi kratami, które nie uległy zniszczeniu. Zostaną one poszerzone ze względu na to, że usunięto zwężającą przęsła obudowę barokową. Także i tutaj zachowały się dość znaczne ślady polichromii na przęsłach gotyckich, niestety mniej wyraźne niż u wejścia do kaplic Szołdrskich. Poziom posadzki pozostanie taki, jaki był przed zniszczeniem katedry, to jest wyższy od poziomu posadzki w nawie głównej i w nawach bocznych. Różnicę poziomów pokona się przy pomocy kilku schodków granitowych. W toku tych prac odrestaurowano również uszkodzony nieco nagrobek rodziny Górków - dzieło Canavesiego. Ze względu na duży stopień zniszczenia rozebrano wieżyczkę nad nawą północną. Wieżyczkę tę trzeba będzie na nowo wymurować w przeciwieństwie do wieżyczki nad nawą południową, którą można będzie zachować. W prezbiterium ustawiono rusztowanie celem wykonania szalowań pod wi się na drewnianych kratownicach, których montowanie właśnie ukończono. Wymurowano do pionu północne ramię łuku tęczowego, które wychylało się o 35 cm na zewnątrz,

Inne koś('ioły.

...

KOśCIóL SW. WOJCIECHA.

Kościół ten był początkowo jednonawowy i posiadał wieżę. Później dopiero dobuDowano nawy boczne oraz ozdobne szczyty. W związku Z p!'zystąpieniem do opracowania projekt.u elewacji frontowej odbito. z niej zniszczone t.ynk;. Okazało się przy tym, ZE elew'lcja ta posiada barW:o uroz.

maicony wystrój architektoniczny. Okazało się dalej, że okno gotyckie nad głównym wejściem było dotychczas widoczne tylko w górnej swej połowie. Część dolna byhi zamurowana. Po odbiciu tynku odnaleziono w niej nawet laskę z cegły profilowanej. Po obu stronach okna środkowego, na '/3 jego dawnej wysokości znajdują się efektowne fryzy z cegły kładzionej ukośnie. Każdy pas fryzu ma znaczną szerokość pięciu cegieł nałożonych płasko jedna na drugą. Fryzy ciągną się od krawędzi okna do obu skarp dawniej narożnikowych. W południowej części elewacji, pomiędzy dawną i obecną skarpą narożnikową widać niedwuznaczne pozostałości wieży. W przyziemiu odsłoniło się zamurowane ostrołukowe wejście do wieży. Na pierwszym piętrze widać gotyckie okno, również zamurowane, a na piętrze drugim okno o pełnym łuku. W zamurowanym jego prześwicie znajduje się okrągły otwór. Ponad oknem ciągnie się fryz taki sam jak wyżej opisany. Niemniej, a może jeszcze ciekawsze, są szczegóły architektoniczne odkryte w północnej części elewacji frontowej. W przyziemiu odsłonięto wydłużone zakratowane okienko, które jak można sądzić z układu cegieł było poprzednio większych rozmiarów. Ponad znanyn1 fryzem arkadkowym znajdują się dwa wąskie wgłębienia ciągnące się poprzez całą szerokość' ściany nawy bocznej a nad nimi w samym szczycie widać pięć płaskich, kwadratowych wnęk, ugrupowanych w dwóch kolumnach - po dwie i po trzy wnęki jedna nad drugą. e Jedna z nich ma górną krawędź zaokrągloną w łuk, druga zaopatrzona jest w okrągły otwór, przez. który dochodziło światło na poddasze nawy północnej. Zadziwiające bogactwo i różnorodność odkrytych detali! Zamiarem Konserwatora jest odbić tynki ze ścian kościoła i pozostawić otynkowane tylko renesansowe szczyty, przez co uzyska się większy efekt niż przy całkowitym otynkowaniu kościoła. Nie bez znaczenia będzie też konttast z otynkowanym w całości, sąsiadującym kościołem św. Józefa (Karmelitów). Nie przewiduje się odbudowy wieży przy kościele św. Wojciecha. Odbudowana natomiast zostanie wolno stojąca przed kościołem dzwonnica drewniana.

KOClóL I RLASZTOR RARMELlToW.

Po odbudowaniu kościoła św. Józefa (dawniej garnizonowego) przystąpili 00. Karmelici do zabezpieczenia klasztoru. Pracując systemem gospodarczym zdołali już pokryć dachem główny budynek klasztorny i odbudować całe pierwsze piętro. Przy fasadzie kościoła ustawia się rusztowani celem przeprowadzenia badań takich jak w kościele św. Wojciecha, gdyż. i tutaj fasada nie przetrwała do na staci, lecz uległa dość znacznym zniekształceniom. Jaki był pierwotny wygląd fasady o tym daje nam pewne pojęcie fotografia umieszczona w wydawnictwie "Aus dem Posener Lande", rocznik 1910, str. 265.

KOśClóL BOżEGO CIALA ODBUDOWANY.

Losy kościoła Bożego Ciała zarówno obecnie, jak i w przeszłości, nie różnią się od losów innych kościołów poznańskich. Niszczyły go wojny, pożary, powodzie. Przynosiły różnorakie zmiany odbudowy. Rezultat był taki, że ta typowo gotycka świątynia otrzymała beczkowe sklepienie w nawie głównej, barokowe ołtarze, takiż szczyt elewacji zachodniej, takież ozdoby na zwornikach i konsolach sklepienia w prezbiterium. Zniekształcono rrzez obudowanie wszystkie trzy gotyckie portale. Otynkowano kościół nietylko wewnątrz (wraz ze sklepieniami), ale nawet zewnątrz. Oczywiście na starannie fugowanych murach gotyckich tynk nie mógł się utrzymać i odpadał całymi płatami.

Pierwsza odbudowa.

Pi.erwsza odbudowa, uwzględniająca wymogi wiedzy konserwatorskiej, miała miejsce w latach 1922-23 za staraniem ks. L. Rankowskiego. Odbudowa przeprowadzona została pod nadzorem Konserwatora Wojewódzkiego, dr. N. Pajzderskiego, po myśli wytycznych sformułowanych przez zjazd konserwatorów, który wypowiedział się za oczyszczeniem z tynku murów gotyckich, za otynkowaniem wszelkich późniejszych przybudówek i szczytu zachodniego, wreszcie za zastąpieniem cegieł znlszczonycn, nowymi cegłami gotyckiegoformatą Po wykonaniu tych robót kościół zajaśniał dawnym blaskiem.

Zniszczenie.

W takim stanie przetrwał lata okupacji i dopiero w czasie oblężenia Poznania w styczniu i lutym 1945 doznał poważnych uszkodzeń, Zwłaszcza od strony południowej, która szczególnie narażona była na obstrzał artyleryjski idący z kierunku południowego na miasto. Pociski przedziurawiły w wielu miejscach dach, a wstrząsy ybuchów i uderzeń spowodowały oblużnienie, popękanie i osunięGie dachówek na całej prawie powierzchni dachu. Uszkodzona została gotycka więźba dachowa, wykonana całkowicie bez użycia gwoździ. Zelazny krzyż na wschodniej części prezbiterium zawisł nad dachem. Krzyżowe sklepienie w prezbiterium runęło nad przęsłami trzecim i czwartym. Pozostałe części sklepienia w prezbiterium popękane i obciążone gruzem, groziły zawaleniem. Runęła również wschodnia część gwiaździstego sklepienia nakrywającego nawę południową, Pozostałe jego części poprzebijane zostały granatami. Na sklepieniu nawy głównej powstała rysa idąca wzdłuż całego sklepienia. We wnętrzu kościoła mnóstwo dziur w tynkach od odłamków pocisków. W kilku miejscach wybite zostały cegły ze sklepienia.. Schody na chór muzyczny zniszczone. Wszystkie okna wybite. Elewacja zachodnia została nieznacznie tylko uszkodzona w części szczytowej. Natomiast wielkie szkody poniosły mury kościoła od strony południowej. Pociski wyburzyły częściowo mury przy oknach prezbiterium i nawy bocznej, zniszczyły częściowo dwie skarpy nad zakrystią, przy czym obluźnione partie krystii. Całkowicie zniszczone zostały piękne przeżrocza (maswerki) w dwóch. a uszkodzone w dalszych dwóch oknach prezbiterium. Uszkodzone zostały także laskowania ()kienne.

Mniejsze szkody poniosły dachy zakrystii i obydwu kaplic. ścianę południową zakrystii przebiły pociski artyleryjskie w czterech miejscach na wylot. Tynk w wielu miejscach ()dbity.

Prace prz gotowawcze.

Na skutek starań ks. Durzyńskiego rozpoczął Zarząd Miejski prace przygotowawcze do odbudowy kościoła rozpisując przetargi na roboty cie.sielskie, dekarskie, blacharskie i murarskie. Wobec tego jednak, że z dn. L XI. 1945 r. zaczęła działać Poznańska Dyrekcja Odbudowy, do kompetencji której należały m. i. sprawy ()dbudowy budowli zabytkowych, przekazał Zarząd Miejski odbudowę kościoła Dyrekcji Odbudowy. Nadzór nad robotami wykonywał z ramienia Dyrekcji budowniczy Tadeusz Gromadziński. Kierownictwo lokalne powierzono budowniczemu Władysławowi Krychowi. Po usunięciu znajdujących się w kościele niewypałów, można było przystąpić do robót. Przeprowadzono rozbiórkę obluzowanej części skarpy nad zakrystią i roboty zabezpieczające w samej zakrystii. Usunięto zniszczone partie konstrukcji dachowej i zastąpiono j!! nowymi, naprawiono zęści mniej uszkodzone, uzupełniono chodniki na poddaszu, naprawiono i założono nowe łaty pod pokrycie dachowe w różnych częściach dachu, wreszcie zdjęto z naczółka dachu nad prezbiterium krzyż żelazny o wysokości 3 m i rozpiętości 1,80 m.

Roboty dekarskie i blacharskie polegały nie tylko na położeniu dachówek w miejscach gdzie ich zupełnie brakowało, lecz także na przełożeniu dacfiówki na całej niemal powierzchni dachu. starą dachówkę po oczyszczeniu ułożono ponownie na zaprawie wapienno - cementowej. Do pokrycia dachu użyto, zgodnie z zabytkowym charakterem budowli i zgodnie z istniejącym stanem rzeczy, dachówki rzymskiej, co połączone było z trudnościami spowodowanymi brakiem dachówki tego typu. Tylko część dachu od strony północnej pokryto karpiówką. Naprawiono, oczyszczono i uzupełniono rynny i rury spadowe.

Wykonani£' najważniejszych prac. Państwowe Przedsiębiorstwo Budowlane nr 7 (przemianowane potem na P. P. B. nr 1) ustawiło 16-to metrowej wysokości rusztowanie w południowej nawie bocznej oraz 20-to metrowej, wysokości rusztowanie w prezbiterium kościoła, powiązane poprzez otwory okienne z rusztowaniem zewnętrznym, po czym przystąpiło do robót murarskich. Zamurowano wyrwy od granatów w skarpach, polach okiennych i zewnętrznych partiach muru, posługując się przy tym cegłą gotyckiego formatu. Naprawiono również i otynkowanp zniszczone gzymsy. Wyprowadzono laski okienne (sztabwerki), używając do tego cegły profilowanej, wykonanej na zamówienie według wzoru. Z kolei przystąpiono do rekonstrukcji zniszczonej części gotyckiego sklepienia krzyżowego w prezbiterium. Do murowania żeber użyto cegły kształtowanej na wzór istniejących cegieł gotyckich. Wymurowano w ten sposób 94 m źebrowania oraz 87m2 (w rzu nię sklepienia otynkowano, żebra pozostawiono nieotynkowane jak w niezniszczonej części sklepienia. Na zwornikach odtworzono barokowe ozdoby na wzór istniejących. Koniecznym było poza tym usunięcie gruzu zalegającego nieznszczoną , część sklepienia prezbiterium oraz jej naprawa polegająca na oczyszczeniu spoin i zalaniu tej części sklepienia rzadką zaprawą cementową. Odbito tynki ze starego sklepienia i otynkowano je na nowo. Koszt wszystkich tych, finansowanych przez P.O.O., robót wynosił 2.114.927 zł. Koszt dostarczonych przez P.O.O. materiałów oudowlanych wynosił 238.753 zł- Razem 2.353.680 zł. Ponadto Urząd Konserwatorski udzielił subwencji w wysokości 126.667 zł. Niezmordowany w staraniach około podniesienia świątyni ks. prob. Michalski, zmobilizował wszystkie możliwości niewielkiej parafii, dzięki czemu można było pokryć część kosztów odbudowy sklepienia gwiaździstego w południowej nawie bocznej. Zebra tego sklepienia pozostały na życzeme Konserwatora mgr. Zdzisława Kępińskiego, nieotynkowane, w przeciwieństwie do żeber nawy północnej. Dzięki temu żebra występują tak samo jak w prezbiterium, plastyczniej i efektowniej. W przyszłości trzeba będzie oczyścić z tynku również żebrowanie w nawie północnej, która nie została zniszczona w takim stopniu jak sklepienia w prezbiterium i' w nawie południowej, niemniej jednak odłamki pocisków poodbijały tynki a nawet wyszczerbiły żebrowanie. Ze składek parafian uzupełniono zniszczone tynki w nawie południowej, doprowadzono do porządku chór muzyczny i oszklono cały kościół. Nie odbudowano znajdującej się po południowej stronie barokizującej kapliczki, pozbawionej większej wartości estetycznej, a zasłaniającej i zniekształcającej wysmukłą bryłę kościoła.. Brak środków.!inansowych nie pozwolił na wykonanie wszystkich prac zaplanowanych przez Konserwatora Wojewódrz;kiego, pod którego nadzorem prowadziła P. D. O. odbudowę świątyni. Z tych właśnie względów nie odbito tynków z krawędzi filarów nawy głównej, aby odsłonić ich profile. Nie odtworzono też fryzu z cegły glazurowanej (brązowej i zielonej na przemian, który zdobił wszystkie skarpy na wysokości ław okien gotyckich. Niewielki fragment tego fryzu pozostał do dziś dnia na jednej z dwóch skarp otaczających portal północny, a wyraźny ślad po obtłuczonym fryzie widnieje na wszystkich skarpach. Brak pieniędzy nie pozwolił również na odtworzenie zniszczonych dwóch przeźroczy (maswerków) w oknach prezbiterium, ani na zą.opatrzenie tych okien w piaskowcowe obramowanie j takież laskowanie na wzór lasek, jakie odsłoniły się po zarządzonych przez Konserwatora Kępińskiego, próbnych odkuwaniach zamurowanych okien we wschodniej ścianie prezbiterium. Tych efektownych i ponętnych prac trzeba było zaniechać ku wielkiemu żalowi wszystkich miłośników zabytków. Niemniej jednak prace najważniejsze zostały wykonane i kościół Bożego Ciała jest odbudowany.

Witold M{Jiel

Zdzisław Grot: Orężny czyn poznańskiej wiosny ludów. Poznań 1948. s. 39. Nakładem Wojewódzkiego Komitetu Obchodu Wiosny Ludów.

Wszystkie publikacje książkowe w setną rocznicę wiosny ludów ukazały się zbyt późno, bo po uroczystych obchodach. Ale na szczęście książeczki poznańskiego komitetu zdążyły wyjść na czas obchodu ogólnopolskiego w Miłosławiu. Omawiana książe.czka, napisana przez znawcę epoki, zajmuje się w zwięzły sposób walkami powstania poznańskiego w 1848 1'. Rzecz ujęta jest w trzech rozdziałach: 1. poświęcony organizacji siły zbrojnej, 2. przygotowaniom do walki, 3. opisowi samych walk Zgodnie z wynikmi przedwojennych badań naszej nauki, widzi autor główny kierunek polityczny powstania w dążeniu do wspólnej walki Polaków z Niemcami przeciw Rosji Mikołaja I, uwaźanej za ostoję reakcji europejskiej. Istotnie takie plahy snuli niektórzy politycy pruscy, ale nie podzielał ich król ani decydujące czynniki militarno-biurokratyczne. Do wojny nie .doszło, a zamiast niej, musiało dojść do walk z niedoszłym sojusznikiem. Z tej ogólnej początkowej rachuby polskiej wynikł legalizm ruchawki w początkowej fazie. Ster' jej wzięli w ręce umiarkowani. W Poznaniu nie było ludzi prawdziwej rewolucji w chwili jej wybuchu i nie doszło do niej. Ale nawet w ramach tak skromnych zdobyto się na duży wysiłek organizatorski ze strony Komitetu Narodowego i Wydziału Wojskowego. Walka mu

siała skończyć się przegraną i w ówczesnych warunkach nie wygrałby jej sam Napoleon. Ale po raz drugi, jak za Kościuszki, chłopi stanęli pod bronią.

.Nieszczęśliwy wódz, rozumiejący jednak doniosłość tej walki dla przyszłości, pisał później o niej: "Od Książa, Miłosławia i Wrześni lud polski... ma też swoją legendę, od epopei szlacheckiej nie P(J)życzoną, a która, jako wszelkie legendy... zawiera przepowiednie kolosalne___" Istotnie, odtąd datuje się aktywizacja chłopów poznańskich w życiu narodowo-politycznym. Ciekawe są jedyne spotkane i znane n::tm motywy udziału w walce: Prusacy chcieli podzielić wówczas Wielkopolskę i wcielić jej zachodnią część, z Poznaniem, do Niemiec. Chłopów doprowadziło to do rozpaczy i wściekłości. Jak piszą w odpowiedzi na odezwę gen. Pfuela: "A więceśmy wtenczas nie z namowy, ale z własnej woli poszli na armaty". Odnośnie konstrukcji książeczki wydaje się, że lepiej może byłoby rozdzielić dość długi rozdział trzeci i w zakończeniu wspomnieć o dalszych losach żołnierzy i dowódców oraz o akcji sanitarnej i opiekuńczej po walkach. Podobnie też pożądane byłoby opisanie Komitetu Narodowego i jego pierwszych dni w Poznaniu. Bo zapewne nie każdy czytelnik tej książki zaopatrzył sięw inne, uzupełniające publikacje okolicznościowe. Omawiana praca powinna była przedstawić w zwięzłej formie całość akcji, cofając się do roku 1845-6. Ale, w węższym zakresie, autor dał i tak zarys najważniejszych wydarzeń, o ile pozwo

.. ,sponował. Mapa, szkice i ilustracje wzbogacają książecz.kę. Dr W. jakóhczyk

Przegląd Zachodni - Nr 10-12. - Wydawnictwo Instytutu Zachodniego w Poznaniu.

W ostatnim kwartale 1948 r. ukazały się trzy numery Przeglądu Zachodniego bogate w treść, naświetlające problemy zarówno doby współczesnej jak i przeszłej, a związane z naszymi stosunkami z Czechosłowacją i Niemcami. Zygmunt Wojciechowski ("Bolesław Chrobry i kryzys stosunków polsko-niemieckich") poddając analizie początki państwa polskiego, podkreśla znaczenie zjazdu gnieżnieńskiego, jako aktu, który zaciążył na dalszych stosunkach polsk,,-niemieckich. Autor dochodzi do wniosku, że "cała następna historia Niemiec i ich stosunek do Polski łączy się z reakcją niemiecką na zjazd gnieźnieński". Niemcy świadomie starały się w dalszych swoich posunięciach naprawić "błąd" Ottona III i unicestwić rozwijające się u ich wschodnich granic państwo polskie. Jan Berger w rozprawie zatytułowanej "Zwiastun grozy hitlerowskiej Henryk Kleist", udowadnia poprzez szczegółową ocenę i krytykę utworów, że Kleist, mimo że tworzył w początkach XIX wieku, stał się "ostatecznie programowym poetą narodowego socjalizmu", hitleryzm "odkrył w nim nawet swe podstawowe uczucie, jakim była nienawiść". Rozprawa powyższa dostarczyłaby .wiele materiału porównawczego do toczącej się na łamach "Kuźnicy" dyskusji na temat Kleista.

.J, Berger, znawca literatury niemieckiej, nie waha się stwierdzić, że Kleist wywarł decydujące piętno na psychice niemieckiej, której dotychczasowy "idealizm przeradza się w pierwotny, starogermański brutalizm". "...Poeta ten był pierwszy, który nie tylko przeżył imaginacyjnie sen pozaetycznego nastawienia przyszłych pokoleń, ale narzucił się im na mentora przez swoją Hermannsschlacht". E. Kuroński uzupełniając dział niemcoznawczy w rozprawie p. t. "Czy Niemcy są przeludnione" udowadnia, że "niemiecka dewiza "Volk ohne Raum" nie znajduje podstaw. "Niemcy nie były, nie są i nie będą w przyszłości przeludnione". Numer grudniowy "Przeglądu" ze względu na 30-tą rocznicę poświęcony został powstaniu wielkopolskiemu. Cennym przyczynkiem, w braku opracowanego dotąd całokształtu historii wielkopolskiego ruchu zbrojnego, jest rozprawa dr. Grota. Autor naświetla w krótkim szkicu okres poprzedzający wybuch wojny światowej: charakteryzuje tworzącą się w Poznańskim orientację pozywistyczną, przenikanie ideologii socjalistycznej z Galicji i Królestwa oraz pocZątki ruchu narodowego w zaborze pruskim. Liczne organizacje o charakterze wojskowym czy młodzieżowym skupiły i wychowały zastęp ludzi świadomych, o gorącym duchu patriotycznym - toteż wybuch rewolucji niemiecldej wywołał odzew. Autor traktuje powstanie wielkopolskie jako "ogniwo łańcucha powstań narodowych z doby porozbiorowej", podkreśla jego samorzutny charakter w pierwszym okresie. Ocenia wyniki jego jako wybitnie dodatnie. Dzięki powstaniu 'Poznańskie i Prusy Zachodnie uniknęły plebiscytu. Mimo braku wojenne były poważne. Niestety powstanie nie rozwiązało kwestii społecznych, nie przynosząc rozwiązania sprawy agrarnej ani zdecydowanego polepszenia bytu robotnika. T. Grygier ("Powstanie Wielkopolskie a plany wyzwolenia reszty ziem zachodniej Polski") łączy wielkopolski ruch z akcją zmierzającą do wyzwolenia (;ląska i Pomorza i omawia plany Dowbora-Muśnickiego i Korfantego. Obydwaj, przyjmując Wielkopolskę jako punkt oparcia i bazę wypadową, chcieli przy pomocy przybywającej armii Hallera rozszerzyć obszar objęty powstaniem i ustalić nową polską, zachodnią granicę, z tą tylko różnicą, że Dowbór-Muśnicki planował kierunek północny - Pomorze, a Korfanty południowy Śląsk.

W dzisiejszych warunkach, przy olbrzymim zniszczeniu materiału archiwalnego, każda rozprawa, czy przyczynek, dotyczący powstania, nabiera dużej wartości. Niemniej ruch wielkopolski, wskazujący Polsce nowe aspekty polityki zachodniej, czeka na swojego badacza, który przede wszystkim spojrzałby na niego od strony społecznej, wykarzując jego właściwy charakter zrywu robotniczo-chłopskiego. wymiana kulturalna i pogłębienie przyjaźni polsko-cechosłowackiej znajduje odzwierciedlenie w ciekawym, stałym dziale "Przeglądu" pn. "Współczesna Czechosłowacja". Na podkreślenie zasługuje rozprawa St. Wierczyńskiego o "Nowym, czeskim przekładzie "Dziadów" Mickiewicza pióra Fr. Halasa". Autor widzi w przekładzie duże wartości literackie i artystyczne oraz wierne oddanie ducha i ideologii utworu.

Kronika Niemiec współczesnych.

recenzje i korespondencje, ujęte bardzo rzeczowo, uzupełniają i tak już bogatą treść numerów "Przeglądu".

Sprawoz(lania Pozn. Towarzystwa Przyjaciół Nauk za I i II kwartał 1948. Posiedzenia naukowe P. T. P. N.

odbywają się w ramach czterech Wy_o działów: Filologiczno-Filozoficznego, Historii i Nauk Społecznych, Matematyczno-Przyrodniczego Lekarskiego; cytowane powyżej "Sprawozdania" pod redakcją Marii Wojciechowskiej, pozwalają poznać się z twórczą pracą wysiłkiem poznańskiego -świata nauki. Szczegółowe omówienie olbrzymiego i różnorodnego materiału przekracza ramy naszego działu bibliograficznego. Niemniej podkreślić należy z zadowoleniem fakt, że przerzedzone okresem wojny szeregi poznańskich ludzi nauki znajdują uzupełnienie w nowym młodym narybku, rokującym jak najlepsze nadzieje. Dowodem tego jest chociażby praca Anny Dobrzyckiej pt. "Ze studiów nad dekoracją pojezuickiego kościoła w Poznaniu", której ze względu na jej regionalny, poznański temat należy poświęcić kilka słów. Autorka wysnuwa koncepcję, że dekoracje kościoła jezuickiego charakterem swym związane są ze sztuką północnych Włoch, Austrii Tyrolu. Przypuszczalnym autorem dekoracji stiukowej był Giovanni, Battista Bianco, urodzony w Campione, który pozostawał.w styczności z rodziną malarzy i architektów Carlonich, obejmujących swym wpływem artystycznym kraje leżące na północ od Alp,. Analiza szczegółów dekoracji zdaje się potwierdzać koncepcję, autorki rozprawy. Joanna Eckhardt w ramach referatów Komisji Historii Sztuki wypowiada ,;Uwagl o kościelnym złotnictwie wielkopolskim XVII w.". Na podstawie rewindykowanych argentyliów kościelnych można stwierdzić, że złotnictwo wielkopolskie w. XVII, wbrew twierdzeniu nauki niemieckiej, nie posiada charakteru I czysto niemieckiego, ale nosi także cechy włosko-węgierskie póżnego renesansu. Narodowościowy skład złotników wielkopolskich stale zmieniał się w kierunku wzrostu liczby Polaków, tak, że w II połowie w. XVII liczba złotników polskich równała się liczbie złotników obcego pochodzenia.

Poprzestając na. razie na omówieniu powyższych dwóch referatów powroclmy w następnych numerach Kroniki od szerszych recenzji z zakresu publikacji '1'. P. N.

Feliks Róg-Mazurek: "Poznaniac)' w walce o Cytadelę", nakładem Wielkopolskiego Instytutu Wydawniczego. S. 246. Autor w zrozumieniu ważności gromadzenia źródeł, jako podkładu dla przyszłej pracy historyka, przystąpił do napisania powyższej książka. Jak we wstępie zaznacza, kierowała nim chęć "uwiecznienia bohaterskiej walki Poznaniaków o zdobycie ostatniego punktu oporu germańskiego na terenie naszego miasta" oraz "upamiętnienie zrodzonej na polu walki przyjażni dwóch narodów słowiańskich polskiego i radzieckiego". Zebrane z dużą pieczołowitością wypowiedzi uczestników walk o Cytadelę, swoją bezpośrednością oddają najlepiej ducha i na;;troje walczących, stanowiąc 'zarazem materiał do odtworzenia poszczególnych faz boju. Liczne fotografie. plany, fotokopie dokumentów podnoszą wartość historyczną publikacji. Na podkreślenie zasługuje szata graficzna książki, nad którą czuwał art. maI. Ludomir Kapczyński. Mgr M. Markwilzówna

Powyższy artykuł jest częścią publikacji Kronika Miasta Poznania: kwartalnik poświęcony sprawom kulturalnym miasta Poznania: organ Towarzystwa Miłośników Miasta Poznania 1949 R.22 Nr1 dostępnej w Wielkopolskiej Bibliotece Cyfrowej dla wszystkich w zakresie dozwolonego użytku. Właścicielem praw jest Wydawnictwo Miejskie w Poznaniu.
Do góry