GAZETA
Gazeta Wielkiego Xięstwa Poznańskiego 1838.08.09 Nr184
Czas czytania: ok. 20 min.Wielkiego I
Xiestwa POZNANSKIEGO
Nakładem Drukarni-Nadwornej W. Uehera i Spółki, - Redaktor: A. IVannimshi,
J\9 184. _ W Czwartek dnia 9. Sierpnia 1838.
Wiadolllości zagraniczne.
F 2 a n c y, a.
Z P aryż a, dnia 30. Lipca.
Dzień wczorajszy, poświęcony zabawom ludu, spokojnie przeminął. Wesołe tłumy ludu zapełniły już przed południem całą przestrzeń od Tuilleryów do łuku tryumfalnego Etoile. Wszystko odbywało się podług wydanego programmu. O godzinie 2giej było widowisko wodne na Sekwanie; o 5tej puszczenie balonu; o 7mej koncert w ogrodzie tuilleryjskim. Tylko przysposobienia do ogni sztucznych i illuminacyi doznały opóźnienia z przyczyny powstałego o godzinie 5tćj deszczu. Król znajdował się z Aiężniczką Adelaide i Xiestwem Orleańskiem od południa d. 28. w Tuilleryach. Także i Królowa tu przybyła, ale wieczorem zaraz do córki swej., Xiężnej Wirtemberskiej do Neuilly powróciła.
Wczoraj odbyła się rada gabinetowa w Tuilleryach, a potem był wielki obiad, na który wszystkich Ministrów zaproszono. Po obiedzie w czasie koncertu w ogrodzie ukazał się Król na chwilę zgromadzonemu ludowi na balkonie pawilonu de 1 'horologe i został z zapałem powitany. Bassyn Sekwany wystawiał · wieczorem nader ożywiony widok. Pomiędzy wielu wielkiemi statkami uwijało się mnóstwo pomniejszych wśród przygrjwaniamuzyki i palenia ogni sztucznych. Wielka, dekoracją do ognia sztucznego na moście de la Concord gwałtowny wiatr p<* południu w znacznej części uszkodził i w Sekwana wrzucił; Wezuwiusz i Pompei szczęściem nie ucierpiały i wybornie się udały. Po obydwóch stronach łuku tryumfalnego Etoile utworzono długą ulicę z kolumn i trójkolorowych chorągwi t które rzęsisto oświecono. Podobnież wzdłuż całej ulicy od rogatek de 1 'Etoile aż do pólelizej skich poustawiano słupy, na których powiewały chorągwie z krzyżem lipcowym i liczbami 27, 28, 29. W pewnych przedziałach zaś wznosiły się między niemi wyższe słupy, w liczbie 8ó, a na ich chorągwiach był krzyż legii honorowej i nazwiska departamentów. Na szczycie zaś łuku tryumfalnego błyszczał wóz tryumfalny egniem bengalskim. - Co się udziału ludu dotyczy, zapewne, jak zwyczajnie, dzienniki ministerialne poczytują go za ogólny, opozycyjne za niedostateczny. Prawdą zaś jest, ie lud się cieszy przy każdej podanej sposobności, nie pytając się o powód tejże. Główną rzeczą w czasie uroczystości lipcowych bywał odbyty przez Króla osobiście przegląd gwardyi narodowej; odkąd to ustało, cała pompatyczna wystawa nie ma żadnego znaczenia. - Nierównie bardziej zajmuje nas powszechny żal, okazany przez lud zgronaa lipcowych. Unia 28. był natłok wielki przez eały dzień około grobów na Marchće des Innocens, na placukaruzelskim i na polu marsowem. Najwięcej zaś ludzi przybywających i odchodzących należało do średniej klassy · wyrobników i rzemieślników. Stawali oni Z prawdziwem wzruszeniem przy nagrobkach.
Czasami przychodziły processye młodych ludzi, którzy chorągwie i wieńce przynosili i takowe na grobach składali. Wszystko to odbyło się w jak największym porządku bez zakłócenia spokojności publicznej. Sprawcy zgiełku na esplanadzie Luwru byli po większej części cudzoziemcami; nie mieli oni zresztą żadnych złych zamiarów. Umieszczamy tu z D z i e n n ika s p o rów opis tego bardziej nieprzyjemnego, mź ważnego wypadku: »0 godzinie litej zebrało się 1200 do 1500 młodych ludzi, bardzo przyzwoicie ubranych, na placu giełdowym; było nawet między nimi około 40 gwardzistów narodowych,- każdy miał w dziurce od guzika bukiecik kwiatów. Udali się oni w 3ch oddziałach do Luwru, mając na czele chorągwie trójkolorowe, krepą powleczone. Tu szczególniej groby wspaniale przyozdobiono; wznosił się pomnik żałoby, złożony z trzech ułamanych kolumn z wyrażeniem owych trzech dni; gwardziści municypalni odbywali straż honorową. Przy kratach, tworzących wnijście od strony placu St. Germain l'Auxerrois, stało wojsko liniowe. Za zbliżaniem się tego orszaku rozkazał oficer bramę zamknąć i takową dopiero na usilne prośby młodzieńców otworzyć. Stanęli więc w koło nagrobka; jeden z nich wydobył papier z kieszeni i głośno mowę czytać zaczął. Pierwsze zdania zaraz tego były rodzaju, że stojący w bliskości urzędnik policyi zbliżył się, milczenie nakazał i wręczenia rękopismu zażądał. Sierżanci miejscy i gwardziści municypalni wkrótce nadcśli i uporczywych poskromili. Reszta, a między tą i mówca, rozpierzchła się przeskakując przez kraty i ogrodzenie. Skoro tam Marszałek Lobau z Xieciem Choiseulem przybył, już nikogo nie zastał; brama była zamknięta i spokojność zupełna; Marszalek zatem bramę otworzyć kazał. « Statek parowy" Crocodil" przywiózł dnia 25. Lipca do Tulonu wiadomości z Algieru aź do dnia 22. b. m. Dowiadujemy się ciągle jeszcze o nowych szczegółach nieszczęśliwej wyprawy Abdel-Kadera do Ain-Majdehu. Miasto to leży o 6 dni drogi na południe od Tekedemptu, jest obwarowane i nader ważne Żako stanowisko handlu między Marokko a głębią Mryki. Emir musiał wodę potrzebną dla
swej piechoty wieźć z sobą na 1800 wielbłądach, i nie mając przy sobie jazdy i artylleryi wystawiony był z wszystkich stron na napady Beduinów i Kabylów. Nieszczęście to rozjątrzyło go okropnie i mocno się gotuje do powtórnego uderzenia na buntownicze miasto. Generał Galbois wyjechał z obozu pod Belidą do Konstantyny, ale nie wiadomo, czyli tam tymczasowo tylko, czyli też nazawsze miejsce Generała Negriera obejmie.
Donoszą z Algieru pod d. 24. Lipca, o przybyciu tamże Generałów Guingreta i Duval de Dampierre. Pierwszy z nich ma objąć miejsce Rapatela w Oranie, a drugi wysłanego do Konstantyny Galbois w obozie pod B elidą.
Galbois miał Generalnemu Gubernatorowi przyrzec, że ściśle trzymać się będzie danych mu instrukcyi i nadchodzących z Algieru rozkazów, i że nic z bronią w r<,ku bez wiedzy Gubernatora nie przedsięweźmie. O AbdelKaderze ciągle mamy sprzeczne całkiem -wiadomości. Tyle pewna, że go Ben-Arach w Milianie nie zastał. Wieść nawet niosła, że miał umrzeć w skutek postrzału pod AinMajdehem. Ifine listy zapewniają, że Marszałek Vallec odebrał dnia 19. list od Emira, w którym mu o swoim bliskim powrocie do-, nosi. Arabowie w okolicy Mascary i Tlernsenu nie chcieli usłuchać nadesłanego wezwania i połączyć się z wojskiem Abdel-Kadera. Także Szeik El-Barkari otrzymał rozkaz, aby z piechotą i jazdą spieszno z prowincyi algierskiej do Emira przybył. A ngli a.
Posiedzenie Izby Niższej dn. 27-Eipca. - Sir Stratford-Canning zabrał głos i rzekł: «Radbym zasięgnął dokładniejszych wiadomości w przedmiocie, na który raz już uwagę Prezesa kontrolli wschodnio-indyjskiej zwróciłem; wszakże zacny Lord Minister spraw zewnętrznych na zapytanie to równie dokładnie odpowiedzieć potrafi, jak szanowny jego kollega« Mówca chciał następnie rzeczy wyżej zasięgnąć, ale Mówca Izby przerwał mu oświadczając, żeby bez dalszego -wstępu pytanie swoje wniósł. Sir Stratford odrzekł, iż już trzy razy do Izby przyszedł, aby pytanie swoje przedłożyć, a jeżeli mu dzisiaj pewnych wstępnych uwag nie pozwolą, obawiać się powinien, że i dzisiaj celu swego" chybi. Od dawnego czasu zachodziła między Persyą a Rossyą ścisła przyjaźń; przyjaźń ta ustala się w zatrważający sposób i przypuszczają już od dawna, że w ostatnim przez te dwa kraje zawartym traktacie «ą pewne artykuły.... Przerwano tu znowu mówcy okrzykiem: «Do rzeczy, do rzeczy!« «Nie dam się (powiedział) odstraszyć, lecz miem, ze tu jestem w prawie mojem, ze mogę pytanie moje z uwagami połączyć, nie dam więc sobie przeszkodzić, chyba źe Mówca Izby postępowanie moje zgani jako prawom przeciwne.« Mówca Izby odpowiedział: «Jeżeli kto pytanie zapowiada, spodziewam się, źe się na tern ograniczy i dalszych uwag i wywodów uniknie; tu tylko o pytaniu mowa, nie o mocyi; tuszę więc sobie, źe zacny Baronet do ustaw Izby zastosować się raczy.« - N astępnie oświadczył Sir Stratford, iź słyszał, źe między Persy a a Rossy g przymierze odporne i zaczepne istnieje, i źe w Bombay wyprawę uzbrajają, mogącą łacno przyjacielskie stosunki między Anglią i l'ersyą zakłócić. Chce się więc zapytać Lorda Palmerstona, azali cel wyprawy tej takiego rodzaju, iżby Persyą do wojny z Anglią mógł spowodować, tudzież, azali rząd o zawartym między Rossy ą i Persyą traktacie,jakie posiada wiadomości. - Lord Palmerston: «Po d względem pierwszego pytania muszę szanownego Baroneta odesłać do oświadczenia, danego mu przez Prezesa kontrołli wschodnio-indyjskiej (Hobhouse) a co do traktatu oświadczam, iź urzędownie o nim zawiadomionym nie został.« Sii-R. Peel: «Z posiadłości angielskich wyszła zbrojna wyprawa; rozumiem więc, iź nie jest od rzeczy, zażądać pewnych wiadomości o celu tejże, ile źe Izba teraz właśnie budżetem »ię zajmuje. Radbym więc się dowiedział, czy wyprawę wspomnianą zgodnie z życzeniami d woru perskiego, czyli teź w nieprzyjacielskim zamiarze przeciw temu krajowi przedsięwzięto?« Lord Palmerston: «Mój szanowny przyjaciel, Prezes kontrołli wschodnio-indyjskiej, dawniej juź oświadczył, źe wyprawa, bardzo szczupła, podobno z jednego tylko batalionu składająca się, na rozkaz Generalnego Gubernatora Indyow, z Bombay wyruszyła, aby w połączeniu z Rezydentem angielskiim w Buschir bronić interessów W. Brytanii.« - ;<irR. Peel: «Pozwalam sobie zapytać się szlachetnego Lorda, jakie to okoliczności interes Anglii tak na szwank wystawiają?« Lord Palmerston: "Pytanie to powinnoby być podanćm zacnemu przyjacielowi memu, Prezesowi kontrołli indyjskiej." - Sir R. Peel: "Jako członek tej Izby i właśnie teraz, kiedy Parlament do dyskussyi nad budżetem chce przystąpić, powtarzam pytanie moj e : Jakie okoliczności zagrażają tak dalece interesom Anglii, iź o b ro nj batalionu w Buschir potrzeba? Mam prawo domagać się odpowiedzi na to moje zapytanie." - Lord Palmerston: "Jako Minister korony poczytuję rzeczą z obowiązkiem moim niezgadzającą się, inną dać odpowiedź, prócz tej, którą juź dano. J eźeh zacny Baronet mocyc o tym przedmiocie czynić życzy, gotów jestem mu służyć." - Sir R. Peel: "Wiadomo mi dobrze, iź się przypadki zdarzają, gdzie powody polityczne na pewne zapytania odpowiedzi dać nie pozwalają. Jeżeli Minister do takich powodów się odwołuje, to mu chętnie ustępuję i cjalej się nie pytam. Ale właśnie tę ostatnią odpowiedź powinien był dać zaraz z początku." - JSa tern się cala ta sprawa zakończyła. T i m e s stara się dowieść, źe Francya nie miała słusznych powodów do blokowania Buenos-Aires; zapewnia, ze ta blokada obudzą nieukontentowanie w angielskim stanie kupieckim, źe przypisują Rządowi francuzkiemu dalej sięgające polityczne widoki, ponieważ we Francyi chwalą się z mocnej partyi, jaką Rząd ma we wszystkich hiszpańsko-amerykańskich rzeczach-pospolitych, i mówią o mających się zakładać tamże monarchiach pod opieką Francyi, a nawet postawieniu przy ich sterze Xiąźąt francuzkich; nakoniec uszczypliwie wspomina tenże dziennik o rozkazie dziennym, którym Admirał francuzki pod BuenosAires uwiadamia swoje wojsko o tćjźe blokadzie, i gdzie między innemi mówi: źe przykład Algieru służyć może za naukę, jak Francya umie karać tych, którzy odważają się ją obrażać. Hiszpania.
Z nad granicy hiszpańskiej.
Piszą z Bajonny z d. 23. Lipca: «Aź do dn.
20. w południe na Estellę jeszcze nie uderzono, ale w mieście samem co moment się tego spodziewano. Maroto mimo swej złej jazdy oczekuje krystynistów z dobrą otuchą W stanowiskach, miasta broniących. - Oficer karolistowski, któremu Don Carlos dał zlecenie, aby jeńcom karolistowskim w Wittoryi małą summę pieniężną przywiózł, w Wianie zatrzymany i napowrót odesłany został aEspartero dał rozkaz, aby jeńców natychmiast z Wittoryi do Santanderu przeprowadzono. - Sześciu jeźdźców, a między tćmi 5 Polaków, przybyło doEstelłi, aby wstąpić w szeregi karolistowskie pod wodzą Maroty. Każdy z nich otrzymał po 250 fr. - W korpusie Barona Meer, ciągnącym ku Berdze, cała kompania angielskich artylerzystów od marynarki znajdować się ma, która (jak powiadają) z własnego natchnienia w -wyprawie uczestniczy, aby przy użyciu kongrewskich rakiet palnych być pomocną. «Portuga lia.
Korespondent Dzennika M o r n i n g - C h r o - n i c i e w dawniejszym liście z Lizbony pod dn» lionów gwardyi narodowej spokojnie rozbrojonemu zostało i źe później żadne nie zaszły zaburzenia. Nie wspominając bynajmniej o groźbie Generała das Antes, umieszczonej -w M orning -Herald, tak pisze dalej: »Teraz jeszcze tylko pozostaje, aby Rząd -wzmocniony przez obadwa udaremnione buntownicze Erzedsięwzięcia w miesiącu Marcu i Czerwcu . roku, tę powagę sobie zachował i ostatnie nadzieje chciwych rew-olucyi i anarchii stronników zniweczył. Do przywrócenia porządku rzeczy, w którym Portugalia zostawała przed nieszczęśliwem powstaniem wrnicsiącu Wrześniu 1836 r., położenie kraju przyjaźniejszem jest teraz, niż było kiedykolwiek od czasu owej katastrofy. Większa część tych, którzy chociaż nie sprzyjali tej rewolucyjnej odmianie, jednakże znajdowali w niej upodobanie, poznała już od dawna, iź rewolucya ta była tylko poruszeniem stronnictwa, a co się dotyczę korzyści, które obiecywała, istne m złudzeniem. Konstytucyjne stronnictwo, mające wpływ największy, kartyści, którzy mężom rewolucyjnym i przewadze ich podówczas podlegali, przyjęło teraz nową konstytucyą kraju, i jeżeli na przyszłość ze strony rewolucjonistów na władzę kraju żadne me nastąfiią zamachy, zupełnie poddać się jej zamyśla. Jltra zwolennicy rewolucyi -wrześniowej utracili obecnie ze swojej siły przez stłumienie rokoszu w miesiącu Marcu i przez teraźniejsze rozwiązanie przyjaznych im batalionów gwardyi narodowej, a migueliści może Jreraz bardziej niż kiedykolwiek są skłonni do wspierania rządu liberalnego, który publiczną spokojność i bezpieczeństwo życia i majątku im zabezpiecza.
B e 19 i a.
Z Bruxelli, d. 29. Lipca.
W Commerce Beige czytamy: »Możemy czytelnikom naszym z pewnością donieść, źe rząd nader ważne otrzymał depesze pod względem wykonania traktatu obejmującego 24 artykułów; w przeszłą środę zgromadzili się członkowie w Foreign-office (w Londynie) dla wymiany swych pełnomocnictw i przyęcia następnie przyzwolenia Króła niderlandskiego na traktat z' dnia 15. Listopada. Potem przystąpiła konferencya do obrad nad Sposobami, któreby były nalstósowniejszeini, aby obopólne ustąpienie z przeznaczonych dla obydwóch krajów części ziemi do skutku przyprowadzić. Ponieważ pytanie to wielkiej wagi, przypuścić więc nie można, żeby konferencya już do pytania Względem długu przejść miała; ostatnie to pytanie zostało już
poprzednio od każdego z pełnomocnych Ministrów jak naj ściślej zbadane.« · Stosownie do I n d e p e n d e n t , obiegała wczoraj teź na giełdzie pogłoska, źe konferencya londyńska przeciw nowym roszczeniom Belgijczyków bardzo energiczne poczyniła postanowienie. - Wszakże wspomniana gazeta temu nie wierzy, rozumiejąc, źe pełnomocnicy wielkich mocarstw na pierwszćm swem posiedzeniu zapewne tak wspólnego postanowienia wydać jeszcze nie mogli. Z dnia 30. Lipca.
Gazety belgijskie wielką przywięzują wartość do tej okoliczności, źe na statku «Mcnai,« na którym Xiąźę Ligne z Londynu do Antwerpii płynął, bandera belgijska obok angielskiej powiewała, i źe tymsposobempo ra» pierwszy statek z banderą belgijską po skaldzie płynął. D a n i a .
W Aarhuus umarł niedawno znakomity Literat, nazwiskiem Skovgaard; pisma publiczne tak go wysławiają, źe go mieszczą obok bohaterów literatury* duńskiej: »Ewalda i Wessla.
Niemcy.
Z Monachium, dnia 29. Lipca.
Podarunki, które N. Cesarzowa Wszech Rossyi przed odjazdem juź to sama rozdzielała, już to rozdzielać kazała, były prawdziwie Cesarskie. Wielu dworaków dostało w darze kosztowne tabakierki, zegarki, pierścienie, szpilki i t. d., damy dyjamentowe i perłami wysadzane fermoary i inne ozdoby i prawdziwie kaszemirowe szale. N. Pani obecnej tu śpiewaczce Lutzer po jej benensie brylantowe, nadzwyczaj kosztowne kolczyki przysłać raczyła. Dla służby dworskiej ofiarowała wyjeżdżając 700 napoleondorów. Z Hanoweru, dnia 31. Lipca.
J. C. W. W. X. Następca tronu rossyjskiego dzisiaj przed południem tutejszą stolicę opuścił, udając się przez Kassel do Ems. Podczas bytności jego dawano tu wspaniałe festyny. T u 2 C Y a.
Stosownie do korespondencyi z Carogrodu z d. 4. Lipca zamieszczonej w gazecie T i m e s , Sułtan pożyczkę 4 milion, łunt. sz1. zaciągnąć postanowił i Achmedowi Fewzi Baszy polecił, aby podczas bytności swtl w Londynie w stosowne wszedł układy. Wyraźnem oświadczeniem woli Sułtana przyszło -właśnie do skutku kollegium pod względem rolnictwa, przemysłu i handlu, o którego założeniu dawno juź była mowa. - Prezydentem onegoź je.>t Mury-lifendy. Obowiązkiem tego nowego kollegium jest zawiadamiać się o wszystkie m co do handlu, uprą doskonalenie oraz o zakwitnienie tych gałęzi bogactwa narodowego.
JE g i p t.
Z Alexandryi, dnia.6. Lipca.
(Gaz. powsz.) Stosunki polityczne na Wschodzie istotnie groźną postać przybierać się zdają i przesilenie podobno juz nastąpiło. Mehmed Ali długą wydał notę do W. Porty, W której wy raźa (albo ma wyrażać): "że zawsze prawdziwym był przyjacielem Sułtana, źe · wszystko uczynił, aby sławę imienia tureckiego i świetność Pana swego ocalić, źe syn jego Ibrahim Basza Wechabitów, owych nieprzyjaciół Islamizmu, przed 20 laty zniszczył i Greków na wodzy trzymał, a jeżeli przed b laty armią swoje do Syryi i Anatolu aź pod mury Stambułu wyprawił, a w drodze armią turecką, po cudzoziemsku ubraną, nakształt niewiernych, do domu odesłał, wszystko to dla tego tylko się stało, aby ukazać uległość swoje Sułtanowi. W nagrodę za tak bezprzykładną wierność otacza się Sultan jego (Mehmeda) osobistymi nieprzyjaciółmi, osadził · w Dyw.anie mężów, Egipt zniszczyć usiłujących i knowających nawet spiski na życie Wicekróla; jego (Mehmeda) najzaciętszy przeciwnik, Seraskier Chosrew -Basza, w zupełnych znowu łaskach u Sułtana; powstanie Druzów w Huranie było dziełem nieprzyjaznych zabiegów Dywana. Z tych więc i innych powodów ujrzał się spowodowanym prosić Sułtana najunizeniej, aby mu pozwolił ogłosić się niepodległymi niezawisłym. Wszakże mimo to nie przestanie nigdy być najwierniejszym sługą i niewolnikiem Sułtana, którego zawsze za jasne poczytuje słońce, ogrzewające całe pole Muzułmanów. - Na tę piękną notę odpowiedziano, iż go Sultan uprasza, aby w tćm uleganiu wytrwał a przedewszystkiem zalegający już od 6 miesięcy haracz 650000 hiszpańskich talarów zapłacił, kiedy pieniądze te W. Porcie bardzo potrzebne. W przeciwnym razie W. Porta do Francy i i Anglii .zrobi podanie, któpe to mocarstwa w pokoju w Kiutahia za punktualną wypłatę haraczu ręczyły; równocześnie wezwie Sułtan pomocy Rossyjan, którzy co chwila Sułtanowi. w pomoc przyjść gotowi. Co więc · wśród obecnych okoliczności Mehmed Ali uczyni, niewiadomo ; ale ci, co dokładnie stó* sunki tutejsze znają, przekonani są, że kroki nieprzyjacielskie ]f(OZf)ocznie, nie zważając na żadne przeszkody. ,
ROZlllaite wiadolllości.
Tygodnika rolniczo-przemysłowego wyszedł N ro. 37. i obejmuje przedmioty następujące: l) O wylęganiu zboża. 2) O rzepaku. 3) O koniach arabskich (dokończenie). 4) Gospodarstwo stawowe. 5) Zapytanie do powszechności dla osiągnienia jak największego z ziemiaków i z pszenicy pożytku: w wyrabianiu tychże na krochmal, syrop, lub gorzałkę i inne napoje. Zawiązane w J assach towarzystwo literackie, trudniące się, jak już donosiliśmy, przekładem na język ojczysty dzieł obcej literatury, zajmuje się właśnie tłumaczeniem dramatów Józefa Korzeniowskiego. Ko l ej e w B elgii. (Z pamiętników pewnego podróżującego.) Nie mogłem się oddalić z Bruxeili, a w ogólności z Belgii, tego największym przemysłem na stałym, europejskim lądzie odznaczającego się państwa, nie przejechawszy się wprzódy po żelaznych jego kolejach, które w naszych czasach tak sławnemi się stały. Doznałem wielkich trudności w uskutecznieniu mego zamiaru; albowiem .więcej półtora tysiąca ludzi jednegoź ze mną było życzenia, i ze wszystkich stron, bądź pieszo, bądź kon.no, bądź w omnibusach do ogniska żelaznych kolei spieszyli. Ze .wszystkich ulic miasta sypali się rojem na miejsce, gdzie były do nabycia bilety; bo chociaż ośm osób je rozdawało, i dla poskramiania wielkiego natłoku, na straży nie zbywało, przecież on burzliwą i rzeczby można zbuntowaną przedstawiał tłuszczę. Zewsząd widać było tylko chęcią jazdy rozognione twarze i wyciągnione ramiona; bez ustanku słychać było na przemiany wrzaskliwie odzywające się głosy: Ahl mon nie u! ils me pressent! - ils rn 'ecrassen t! - une voiture pour Anvers! un phaeton pour Gand! un landeau pour Louvain!« Szczęściem, że urzędnicy rozdawający bifety obwarowani byli mocną kratą, w której owalne otwory się znajdowały; przez takito otwór · wysuwa urzędnik rękę, i odebrawszy pieniądze, wydaje bilet żądany. Pojedziesz lub nie pojedzieszP Otóż wielkie pytanie, które w tćm miejscu się rozstrzyga. Dwadzieścia rąk ciśnie się w jednej chwili, a przez natłok i potrącanie pełzną najpiękniejsze nadziej e, I w t e m miejscu zdarza się najczęściej, iż pomoc i przypadek mają prawo za sobą i odnoszą zwycięztwo. Podczas tego zgiełku odzywa się głos dzwonka. -' Nadeszła nieszczęsna chwila, po której nie czekaą ani minuty, a po jej upłynjeniu pozostający, muszą z cierpliwością na drugą oczekiwać jazdę. Ja miałem to szczęście pozyskać dla siebie miejsce, i swobodnie towarzystwo podróżne składało się przeszło z 1800 osób obojej płci różnego wieku, stanu i zarobku. Gdyby żelazna kolej ta była nas zaniosła na pusta wyspę, karawana ta byłaby dostateczną do zaludnienia całego miasta. N a przodzie długiego rzędu powozów (waggonów) 2 olbrzymie machiny wydawały przytłumiony ryk, wychodzący z ich wnętrza; czarny, gęsty dym, buchający z ich nozdrzy parskających rzęsistemi iskrami, zapowiadał niecierpliwość, tych szczególnych, nieskrowitych, a jednak tak posłusznych rumaków. Sądzę, iż najlepsze mogę dać -wyobrażenie o pospiechu naszej jazdy, gdy powiem, żeśmy jak wiatr lecieli. Porównanie to jest wpra wdzie zwyczajne, lecz istotne; gdyśmy bowiem wyjeżdżali, wiał wiatr południowy, a podczas naszej jazdy zaczął nagle dąć z północy. Rzeczą istotną jest to, żeśmy w sześciu minutach jedne pocztową milę (4 kilometry) ujechali. Niechże więc czytelnik tę spieszną jazdę nasze sam obliczy. Chciałem pojrzeć na gościniec, po którymeśmy lecieli; lecz oko się zciemniło, głowa się zawróciła, a przeto niepodobna była wykonać tego zamysłu. Drzewa jak działowe kule przemykały; na żaden sposób na bok spojrzeć nie mogłem, byłem więc przymuszonym zwracać oko zawsze naprzód siebie w odległość. Wsie, lasy, góry pojawiały się i niknęły w okamgnieniu; zdawało się, iż wszystko w nieustannym było taricu. Nie czując by najmniejszego wstrząsnienia, siedziałem sobie wygodnie oparty na poduszce, jak gdybym się na miękkiej sofie w mym pokoju rozpierał. (Dokończ, psatąpj)
Jeszcze kilka słów o Karpińskim. - Dokończ. - Zkąd się jednak wzięło, że Karpiński ma w rzeczy samej odrębną fizyonomiją śród naszej literatury Stanisławowskiej P Wtedy nawet kiedy u nas raczono narodowych pisarzy pochwałami tak czczemi, że z małerni odmianami do -wszystkich synów Adama i Ewy, którzy cokolwiek pisali, przymierzać się mogły, o nim musiano się i wtedy odzywać z osobnego tonu: poeta tkliwy, sielski, serdeczny, narodowy, kochanek Justyny. Ta osobliwość (indywidualność) Karpińskiego śród społczesnych mu poetów, nie zaciera się * oddalaniem się jego epoki od nas; owszem może coraz widoczniejszą się staje, a nawet przeciwieństwo swoje od innych, jako wielką zasługę odkrywa. Widzieliśmy tego dowód Wocenieniu świeżo dokonanem przez P. Podwysockiego*). Trzymając stronę Pana Kraj W miejscu tu także będzie powiedzieć jak niewłaś*ci. wie niektórzy odzywali się, o artykule o Karpińskim
szewskiego kiedy przestrzega ażeby wizerunkowi Pana Franciszka (warto mu zostawić to nazwanie przypominające jego drużbę po imieniu i zakochaniu, Petrarkę, me>ser Francesco), ażeby mówię wizerunkowi Karpińskiego zachować rzetelną, historyczną jego fizyonomiję, znajduję że nie sprzeciwi się bynajmniej tej rzetelności, upatrywać w nim znakomitego poetę, który zapewne nie przez omyłkę zaskarbił dla siebie narodowe spółczucie. Wtym ostatnim względzie łączę się ze zdaniem Pana Podwysockiego , łączę się ze zdaniem a raczej z uczuciem samego Pana Kraszewskiego, objawionem w artykule »P ru ź a n a« trzymam z najzapaleńszemi wielbicielami Karpińskiego, a właśnie dla tego, że podobałem sobie zawsze i podobam w jego poezyi, staram się wybadać tajemnicę jej uroku dla mnie, dla nas wszystkich. Karpiński, mojem zdaniem, sam jeden ze Stanisławowskich · wierszopisów urodził się poetą. W duszy jego odbił się niczgładzenie ów świat staropolski, który go otaczał jeszcze w dzieciństwie, a który przeobrażała, jakeśmy w początku tych uwag namienili, reforma w ostatniej połowie wieku dokonana. Byt jednakże tej staropolszezyzny, choć opóźnionej za drugiemi narodami w niektórych względach, choć nieoświeconej, albo właściwiej choć oświeconej po staroświecku, miał jednakże swoje cechy moralne szacowne, cechy prostoty, uczciwości, wiary, serdeczności, i inne, śród których, jak śród rodzinnego powietrza, -wyrósł Karpiński na wsi, w chudopacholskim szlacheckim domu, śród krewnych, śród sąsiadów, wszystko ludzi dawnego ukształcenia, prostych, ale uczciwych. Zajaśniała nowa oświata w jego narodzie; przejął i on od niej zło i dobro,- nie [ustrzegł od niej ani ustrzegał też wcale swego rozumu, ułożenia, gustu; -w sercu jednem została zawsze jakaś miła swojszczyzna. Przez nią nie zrywał nigdy ostatecznie z dawnym bytem. Z -wszelkich epok życia, z kończyny najbardziej zmienionych wyobrażeń, powracał (zawsze choć czemkolwiek do niego; łączył się z niem tajemnemi ale ściślemi sympatyami. N ie zapomniał nigdy swego prostego ale cnotliwego ojca; powagi i pokoju domowego koła; im dalej zachodził w lata i nabywał po drodze cierpkiego doświadczenia rzeczy, tym bardziej wszelki wdzięk i szczęście widział powiązane z wyobrażeniami swej młodości. Tymczasem te tajemne sympaumieszczonym w Rusałce: »0 Karpińskim wszyscy już wiedzą!« O naturze, historyi i literaturze wiecznie wszystkiego nie wypowiedzą, o naszych zaś rzeczach piśmiennych, odzywać się według szczerego przeświadczenie zaledwie zaczynają, [Przyp. autoia.J serce, te pamiątki wszędzie z sobą noszone, wpłynęły na t o, źe głos Karpińskiego, jako poety, wykształcił się na jakiś ton rzewny, dziwnie melancholijny, choć dziwnie prosty. Za obrazami jego, za samemi słowami,odsłania się zawsze świat osobny, świecący z jakiejś ponętnej dali domowej. Nie bez celu użyłem tych ostatnich omówień., W istocie trudno powiedzieć źe to a to dzieło Karpińskiego jest obrazem naszej narodowości; ale to pewna źe przy każdem unosi się nieodłączna jej cień, brzmi coś jak gdyby echo. - Główny teź to urok poezyi Karpińskiego. Można powiedzieć źe w Historyi wieku mego i l u d z i najwięcej z tych ulotnych odblasków znajduje się zatrzymanych i zakutych w słowa; takie są obrazy dzieciństwa Karpińskiego, cudów i zabobonów domu rodzinnego, wszystkie wspomnienia ojca poety, którego pamięć towarzyszy mu ciągle w życiu, tak źe nawet w późnej starości, bliski połączenia się z, nim na tamtym świecie, do niego jeszcze, jak do żywego, z tej strony grobu głos podnosi. Tak przy sposobności poetyczny głos Karpińskiego mógł się okrysztalić na poetyczny obraz, ale właśnie tych to sposobności brakowało mu w ciągu pisarskiego zawodu, rozrywanego ku celom literackiego dzieła -według wyobrażeń wieku. Tłumacz dydaktycznych poematów, autor sielanek pięknych a(e podafnisowanych i pokorydonowanych, nie miał czym innym przejawiać swoich sympaty) sielskich, szczero-narodowych (sympatyj którego czyniły poeI..I,) chyba w tonie głosu którym się wyrażał, w nawodzeniu z daleka każdego swojego dzieła barwą, która odziewała zwykły świat jego upodobań, w kłonieniu ich ku prostocie i naturalności, którą tam znał i odwyknąć od niej nie podołał. Dowodem jak Karpiński w swoich osobistych skłonnościach wynaj dował, a raczej mimowolnie znachodził te tajemnice sztuki, jest to źe nikt ich oprócz niego nieposiadał . Jednakże to, ze nazwę, wewnętrzne poetyczne ciepło, zdradza duszę w utworz'e Karpińskiego; występuje na zewnątrz, na oblicze utworu. Naród zaś czuje swoich prawdziwych poetów sympatycznie. Nic tu niezawadza jeżeli uroki poezyi działają jeszcze pośrednio, z po za drugiego przedmiotu, skrycie, nieustawicznie; to są iskry, to jest najsubtelniejszy płyn magnetyczny; byłe był przytomnym, wejdzie natychmiast w związek ze wszystkie mi jednorodnemi pierwiastkami obok siebie. Tak teź i tutaj j śród przekształcającego się. i przekształconego wieku, śród dworu Stanisława Augusta, śród poleroyynych towafzystyy, uczuto
Uli
ła two, źe ze wszystkich powstałych dość tłumnie rymotworców, jeden tylko wracał tajemne sympatye ku tym wrodzonym uczuciom i przymiotom, które na chwilę usunęły się były na stronę, dając niejako miejsce naglejszym zaprzątnieniom swojej epoki, lecz nie przestawały być gruntem narodowego charakteru. Naród zaś dla tych przejaw swojego własnego niezgładzonego nigdy indywidualizmu nie może być nie czuły i tak mało" może wyrzec się spułczucia dla sw oj ego poety, jak zaprzeć samego siebie. - M. Gr.
TEATR POLSKI.
(Nadesłano.) - Z żadnej sztuki w wysokim tak stopniu zadowolnieni dotąd nie byliśmy, żadna tyle błogich, tyle miłych wspomnień Z serc naszych nie wywołała, jak przedwczorajsza "Krakowiaków i górali" część druga. Pierwsza część tylko z względu źe jest oryginalną i niejako objawieniem się poezyi i muzyki narodowej cenioną być może; druga jednak jako dzieło, w dramat ycznem i muzycznćm względzie zupełnie wykończone. - Z sztuk dramatycznych naszych nie znam nic piękniejszego! \ L'oezya, muzyka i taniec łączą się t u, aby to co piękne, co wzniosłe w jak najbardziej czarującym wystawić świetle i zagrzać słuchaczy do cnoty i do poświęcania się dla ludzkości; sztuka ta więcej na moralność i kształcenie serca wpływać może, jak najdłuższe moralne rozprawy i całoroczne kazania. - Równie jak wiersz i układ tak i muzyka jest wyborną. Opera ta z wszystkich oper Kurpińskiego najpiękniejszą, najpoctyczniejszą jest; gdyby Kurpiński nic więcej jak tę jedną operę nie był napisał, juźby był sobie sławę słusznie zjednał. J ui w wstępie ob.awia się geniusz kompozytora przez te kilka taktów początkowych tak dobrze dudy naśladujących, dalej przez przejścia na wyborne dwa temata smętne, przypominające nam melodye z pierwszej części "Krakowiaków", z których jedna tak wybornie kontrapunktycznie wypracowana, okazuje, źe kompozytor równie jest naturalnym, poetycznym, jak gruntownie wykształconym. Nie podobna nam wyliczać wszelkie piękności całego dzieła, chcąc to uczynić, trzebaby prawie o każdej scenie, każdej śpiewce mówić; każda ma coś w sobie ujmującego, coś czarującego. - Z przedstawy onegdajszćj widać było, źe i nasi artyści przejęli się byli wzniosłością sztuki, a nawet orkiestra wykonała swą rzecz dość dobrze, i co dotąd nie czyniła, starała się zastosować się do śpiewających. P. Raszewski wybornym był Jonkiem a Pan Łoziński rolę studenta oddał z zapałem czuł. Pani Dąbrowska, którą juz tak dawno (nie wiemy z jakiej przyczyny) publiczność na scenie nie miała przyjemności widzieć, oddała swą rolę tak jak zwykle komiczne oddaje - t. j ślicznie. P. Winnicki jako Miechodmuch był wybornym organistą i podobał się powszechnie, równie jak gra i śpiew Pana JNowaczyńskiego (Bryndus) i PP. Oymidowicza i Uznańskiego, którzy w rolach komicznych więcej się daleko podobać mogą jak w poweźnych. Panna Michałowska i Pani Raszewska zadowolniły jak zawsze tak i onegdaj publiczność przez swą naturalną i miłą grę, - słowem cała reprezentacya szła wybornie i pewnie nikogo nie było, któryby teatr nie był zadowolniony grą artystów naszych opuścił. A. DONIESIENIE TEATRALNE.
W niedzielę, to jest dnia 12. Sierpnia 1838.
Dwudzieste drugie przedstawienie polskie towarzystwa dyrektora teatru P. Raszewskiego, przedstawi bardzo wesołą komedyą przez Alex. Hr. Fredro, oryginalnie w 4ch aktach napisaną, pod tytułem: "Pan Jowialski." - Poprzedzi komedya w l. akcie wierszem, pod tytułem: ..Miłe zeiście." *
OBWIESZCZENIE.
Właściciel dóbr ziemskich Jmci Pan Emil de Swinarski na Dernbcu, do którego grunt ratyński należy, ma zamiar młyn ten nad Notecią położony, który w roku 1833. pogorzał, na nowo z trzema gankami · wystawić, dopraszając się na ten przedmiot udzielenia mu konsensu. Stosownie więc do przepisów, a mianowicie prawa powszechnego krajowego Części II. Ty t. 15. . 229. et seq. jako też publikacyi w Dzienniku urzędowym na rok 1837. na stronnicy 274. ob ętćj,- wzywa- się przeto niniejszem · wszystkich tych, którzy by mniemali mieć prawo opozycyą przeciw temu założeniu uczynić, aby swoje w tej mierze mniemające powody do niedozwolenia w przeciągu 8 tygodni pod prekluzyą podpisanemu urzędowi Radzco-Ziemiańskiemu podali, ile źe po upłynieniu pomienionego czasu na źa-> den przeciwny wniosek uwaźanem nie będzie, i raezej domagany konsens udzielonym zo» tanre.
W Czarnkowie, dnia l. Sierpnia 1838.
Król. Urzad Radzco-Ziemia ński.
SPRZEDAŻ- KONIECZNA.
G łów n y Są <] Z i e III i ari s Ki w B y d g o s z c z y .
Wieś szlachecka Wielkie Łubowice z folwarkiem J a n o w o z przyległościami w powiecie Goieźnińskim położona, przea DypelH2kcyą Zi'em«wa kredytowego ną 12,575 talarów 27 sgr. i len. otaxowana, sprzedana, ma być w terminie na dzień 22. Września .1838przed południem, o godzinie litej w sali.ptf. siedztń sądowych wyznaczonyrf1. - Taxa, wyciąg Uypotęczny i warunki sprzedaży przejrzane !>yć moga w Rp gistralnrze. SPRZEDAŻ KONIECZNA.
Sąd Ziemsko-miejski w Kościanie.
Nieruchomość do pozostałości Walentego i Rozalii z Ptaszyńskich, małżonków Stęszewskich należąca, jako t o: l) kamienica tu w Kościanie pod Nr. 32. położona wraz z tyłnemi budynkami i chlewami sądownie na 2700tal, oszacowana; 2) ogród przed bramą poznańską 90 l prętów kwadrat, obejmujący 50 " 3) ogród niedaleko domu poprawy, 2 morgi .100 " 4) ogród przy drodze Szmigielskiej, 2 morgi .200 " 5) folwark we wsi kamelarnej Nacławiu pod Nr. 20., dawniej 21., składający się z domu mieszkalr nego i budynków gospodarczych, i 10 kwart roli, sądownie na. 4760" otaxowany; wedle taxy mogącej być przejrzanej wraz z wykazem hipotecznym w Registraturze, ma być d. 12. Stycznia 1839. r. przed południem o godzinie IOtej w mie.scu zwykłem posiedzeń sądowych sprzedarfa. Wszyscy niewiadomi pretendenci realni wsponmionych ogrodów wzywają się, ażeby się pod uniknieniem prekluzyi zgłosili najpóźniej w terminie oznaczonym. Kościan. dnia 29. Czerwca 1838.
UW1JIUOMIENIE.
Szanownym przyjaciołom p r a w d z i we g o piwa Bawarskiego mam zaszczyt donieść uniżenie, iż znaczny onegoż sprowadziłem transport i że je przedaję tak śklenicami, iakotei ryszałtem i -wprawdzie w oryginalnych beczkach od 160 do 200 kwart pruskiej miary, także w pomniejszych naczyniach (sadkach) od 15 do 100 kwart.
Mieszkam do ś. Michała r. b. w domu pana zegarmistrza Masłowskiego na ulicy W r o - cławskiej Nr. 10-, a od ś. Michała r. b. mieszkatMjędę w domu pana kupca Czarnikowa na ulicy Fryderykowskiej Nr. 167. Upraszając o łaskawe nawiedźmy, przyrzekam najrzetelniejszą i najgotowszą posługę. Poznań, dnia 7. Sierpnia 1838.
Jerzy Wawrzyniec Fischer z Bawaryi.
Powyższy artykuł jest częścią publikacji Gazeta Wielkiego Xięstwa Poznańskiego 1838.08.09 Nr184 dostępnej w Wielkopolskiej Bibliotece Cyfrowej dla wszystkich w zakresie dozwolonego użytku. Właścicielem praw jest Wydawnictwo Miejskie w Poznaniu.