er A 2i E T A,
Gazeta Wielkiego Xięstwa Poznańskiego 1839.07.30 Nr175
Czas czytania: ok. 10 min., i! lrrJVielkiego
POZN
Xicstwa
SKI EGO.
Nakładem Drukarni Nadwornej W, Dekera i Spółki. - Redaktor: .lI» Wunnotvahi.
MIAn.
We Wtorek dnia 30. Lipca.
1839.
Wiadomości zagraniczne.
Hiszpania.
z nad granicy hiszpańskiej. Dnia 13. Lipca o godzinie 2giej z południa -przyszło pod Valcarlosem między karo listami a krystynistami do utarczki. Gdy dowódzca wojska francuzkiego nad granicą spostrzegł, źe kule karolistowskie na ziemię francuzką padały, wysłał oficera, któryby im strzelania w tym kierunku zakazał. Oficer ten spotkał dowódzcę karolistowskiego, ale ten wystawiał mu, źe wśród powszechnego zamieszania trudno się będzie w tej mierze porozu - mieć. Skoro jednak tymczasem batalion Francuzów nad granicą wystąpił, cofnęli się karoliści bez odpowiadania na wystrzały krystynistów , bo inaczej kule ich byłyby żołnierzy francuzkich raniły. Donoszą z Carcassone z d 15. Lipca: «Między wojskiem Generała Yaldeza a Hrabiego Espany przyszło do zaciętej rozprawy. Generał Valdes bowiem wysłał w celu zaopatrzenia korpusu swego w żywność konwój z 1200 ludzi, przydanych mu do strzeżenia go. Lecz przewidując, źe Hrabia Espana na oddział ten uderzyć nie omieszka, postępował za nim w niewielkiej odległości na czele 10,000 ludzi. Nie wiedzący o tćm karoliści uderzyli na eskortę, ale natychmiast zewsząd
otoczeni utracili prócz wielu zabitych i ranionych 300 ludzi, którzy się do niewoli dostali. Sam Hrabia Espana raniony został kulą karabinową W ramię.« Niemcy.
z Hanoweru, dnia 22. Lipca. Dnia 20. wydała Król. Dyrekcya policyi następujące obwieszczenie: "N a wysoki rozkaz Król. Ministerstwa spraw wewnętrznych ogłaszają się następujące przepisy policyjne z zaleceniem, aby ich każdy przestrzegał: 1) Surowo zakazuje się przechadzanie się tłumami i zgromadzanie po ulicach, jako też robienie wrzasków, krzyków i świstania po ulicach. 2) Dzieci, uczniowie i rzemieślnicy nie powinni się krzątać na ulicy po godzinie 8mej wieczorem. 3) Tutejsi właściciele domów powinni o godzinie lOtej wieczorem mieszkania swoje zamykać. 4) Gospody i szynkownie równie w mieście, jak za miastem o godzinie 9. wieczorem pozamykane być powinny. 5) W razie powstania zgiełku na ulicy gromadzenie się mieszkańców domów przed ich domami cierpianem być nie może; owszem są oni obowiązani nawet wśród dnia na pierwsze wezwanie policyi cofnąć się do mieszkań swoich i takowe pozamykać. 6) Ciągle przebiegające patrole na to uważać będą, aby wszędzie przepisów tych przestrzegano, przekroczenia zaś w tej mierze podług okoliczności karane Rodzice, krewni i majstrowie osobiście są odpowiedzialni za nadużycia, popełnione przez zostającą pod ich dozorem młodzież. - Hanower, dn. 20. Lipca 1839. Król. Dyrektor policyi. " Multany i Wołoszczyzna.
Znad granicy wołoskiej, #. 10. Lipca.
. (Gaz. l is a.J - Pr dług co tylko riadeszłych wIadomoscI z Bukarestu, wyjechał nagle Xiążę Miłosz wraz z synem swoim, Xieciem Michałem, w głąb Kossyi, i, jak powiadają, przybył do Odessy. O powodach do takowej podróży różne krążą wieści. Powiadają nawet, źeXiążę Miłosz do Petersburga pojedzie. T li r C y a.
Gazeta powszechna zawiera z Kontantynopola pod d. 3. Lipca jeszcze następujące szczegóły o ostatniej chorobie i śmierci Sułtana Mahmuda: »Mahmud II dożył lat 54 silnej budowy ciała i konstytucyl, ciągle zu pełnego używał zdrowia. Od roku dopiero dostrzeżono, że Sułtan chudnąć zaczął i już tej wesołości, która go dawniej znamionowała nie okazywał. Przypisywano to jednak ciągl natężonym myślom jego i troskom, jakich doznawał zajęty ciągle uszczęśliwieniem kraju swego, ale o chorobie nikt nawet nie pomyślał. Od półroku na lekki zapadał katar, który często ginął i znowu vvracal, W ciągu tego czasu leczyli Sułtana Hakim Baschi i dwaj lekarze greccy, Stefanaki i Konstantyni. Chudnięcie coraz się bardziej zwiększało i w ostatnim czasie doznał mocnego upływu krwi w skutek hemoroidów, a to wszystko zwiększ ło słabość chorego. W tym roku często mnIemano, że Sułtan do zupełnego powraca zdrowia. Ale było to czystem złudzeniem bo w czasie swej ostatniej bytności w Belgra dzie,. gdzie się znajduje wielki wodociąg, opatrujący Konstantynopol w świeżą wodę, cztery razy po sobie zemdlał. Musiał więc wrócić do domu nie będąc przytomnym urządzonym tamże na c.:eść jego uroczystościom. Następnego dnia przywołano niemieckiego learza przybocznego Sułtana, zapewne za pózno, bo ten po tureckti nie umie a dawniej stanu choroby sultańskiej tłumaczowi powierzyć nie chciano. Hakim Baschi i lekarze greccy poczytywali początkowo tę chorobę zawodną puchlinę w piersiach, potem za słabość żołądkową, a nareszcie za defekt hemoroidalny, Dr. N euner zaś oświadczył źe to jest choroba plucową, połączona z ocnem nadwerężeniem wątroby. Dodał także, iż z powodu szybkiego przebiegu choroby pacyenta długo przy życiu utrzymaj nie można. Dr. N euner wezwany tylko, jak słyszę, do
rady, nie mógł zapobiedz przeniesieniu Sułtana do kiosku, należącego do siostry Sułtańskiej, gdzie powietrze nierównie jest ostrzejsze, niż w Bejlerbeju. Podobnież miał Hakim Basza bez wiedzy lekarza niemieckiego zasilać Sułtana w ostatnich dniach jego słabości winem tokajskiem i iikworami, jako też znacznemi poreyarni opium. Godzina śmierci jego dotąd niepewna. Po południu dnia 28. Czerwca już żadnego lekarza do Sułtana nie wpuszczono. - Już wczoraj usunięto Dr. N eunera, a Ormianka Marya, której Abdul Medszyd zdrowie swoje i życie zawdzięcza mieszkanie jego zajęła i odtąd urząd lekarz przybocznego przy Sułtanie pełnić będzie. Pod względem niespodziewanego i dotychczas jeszcze tajemnego postępowania Kapudana Haszy donoszą U a zecie p owsz e chnej z onstantynopola pod d. 8. Lipca, co następUje: »Kapudan Hasza wydane doń rozkazy P.orty., a y dalej nie płynął, tą edparł odpowIedzIą, ze od Chosrewa Baszy żadnych rozkazów nie przyjmuje, źe go za zdrajcę kraju poczytuje, który władzcę swego nie tylko w ręce nieprzyjaciół wydal, lecz nawet otruł. Nie chce więc z obecnym rządem nic mieć do czynienia lecz wolałby z Mehmedem Ali się połączyć, który jeszcze czystomuzułmańskim duchem przyjęty. Nie zaprzestał na tych pogróżkach, lecz wynurzYł głośno zamiar udania się da Kandyi, aby siebie i powierzoną sot(ie .flottę stawi pod rozrządzenie Baszy EgIpskIego. AdmIrał Francuzki Lalande . " stOjący z kilku okrętami liniowe mi przed Dardanella.mi, w skutek tego oświadczenia KapudanowI Baszy odpłynięcia nie wzbronił, żą?ał tylko od niego aby do Rhodus się udał I z tamtąd z Mehmedem Ali wszedł w układy.
'Yez.waniu temu Kapudan Basza zadość uczy?Ił I pr.zeprowadzany przez okręt wojenny IrancuzkI do Rhodus sję puścił. Wystawić sobie można, jakie wrażenie wiadomość ta sp a ił , ile źe nie wiadomo, czy to odpadnIęcIe Innych za sobą nie pociągnie a tak Porte na sztych wystawi. To tylko jedynie Porcie odwagi dodaje, źe Hanz Basza, wezwany przez Kapudana Baszę, aby za jego fioszedł przykładem i z Egipcyanarni si'" poączył, tego uroczyście się wzbraniał. Dywan ogłosiwszy się za nieustający, postanowił wyprawić posłannika do Kapudana Baszy, aby mu dać jak najdokładniejsze szczeguły śmierci Sułtana i go przekonać, że naturalną umarł śmiercią, ale oraz go surowo wezwać, żeby do powinności swej wrócił. Równocześnie Lord Ponsonby gońca wysłał do kapitana Walker z wezwaniem, iehy flottę turecką natychmiast opuścił, gdyby Kapudan Basza zdradzieckie zamiary swoie chciał usbi do Alexandryi, przewożącego Mehmedowi Alemu warunki pokoju.«
J- u
ROZlllaite wiadolllOŚci.
Z Poznania Tygodnika literackiego wyszedł Nr. 18, zawiera: Les sept cordes de la Lyrt par G. Sand, przez J. J. Kraszewskiego. - Werner poezya przez F. Z. - Zalotnik marcowy powieść prz. K. Wł. Woycickiego, - Przegląd prac literackich Dunina - Borkowskiego (dokończenie). - Korespondencya; List z iNamysłowa. Donesienia
"terack, >_
N owy gatunek granitu." - W Londynie zaczęto nie dawno robić nowe chodniki. Materyał do tego jest nowym wynalazkiem, który kunsztownym granitem się nazywa. Massa leje się podobnie jak asfalt w gorącym stanie na miałki piasek, z którym się łączy. Kilka minut jest dostatecznych do 0sludzenia i zamienienia w naj twardszy kamień tej gorącej massy. Chodniki tym sposobem wylane wyglądają jak gdyby były wyłożone pięknie salutowanym, czarnym marmurem. Massa ta nie wciąga w siebie wilgoci; słońce nie wywiera nań żadnego wpływu, jak na asfalt, i trwalsza jest niż marmur, co się ztąd okazuje, iż na kawałku tej massy, bez uszkodzenia jej wyszlufować można kawał marmuru lub granitu. Twardość jej okazała się z następującego doświadczenia: Kawał tej massy mający 5 stóp długości, a trzy szerokości i 2 cale grubości, nie rozpękł się, choć weń 0gromnemi młotami biło kilku kowali, podczas gdy marmur, granit lub jakikolwiek inny kamień byłby się na kawałki rozleciał. Posąg SzylIera. - Podług najnowszych, bezstronnych doniesień ze Stutgardu, uroczystość przyodsłonieniu pomnika Szyllera nie była bynajmniej tak świetną, jak ją powszechnie opisywano, i na jaką największy poeta niemiecki zasłużył. Prócz Waimaru żadne inne miasto niemieckie deputacyi nie przysłało, ani nawet Jena, gdzie Szyller przez lat wiele był professorem. Przyczyną tego miała być niedbałość i skąpstwo wydziału, kierującego wystawieniem posągu, który nie wielką ilość zapraszających odezw, rozesłał i nie dość wcześnie program ogłosił. N awet posąg Szyllera nie powiódł się tak, jak się tego po dłucie najpierwszego z teraźniejszych rzeźbiarzy spodziewano. Thorwaldson w posągu Szyllera nie przedstawił jenijalnego poetę, ale bardziej myślącego filozofa. . - Szyller zamiast mieć wzrok w niebo wzniesiony, stoi pochylony « o finiis7 .csioaemi w ziemię oczyma.
Trup rozdający pięstuki. - W Pary« ź.u wydarzył się osobliwszy wypadek. Stróże nocni jadąc w«zem naładowanym trupami tak % Morgue (t. j. z publicznej grobami, do której zwykle zanoszą zabitych, utonionych wAekwanie, lub też zmarłych na ulicach Paryża, aby tamże od krewnych lub przyjaciół poznanymi być mogli), jakoteż i trupami ze szpitalnych grobami na cmentarz, dla pogrzebania ich razem w jednym dole, mieli ten przypadek, iż się im wóz na skręcie ulicy wywrócił, i wszystkie trupy na ziemię wypadły. Stróże ładując znowu na wóz umarłych, postrzegli nagle, że jeden z nich moc*m ruszać się zaczął. Lecz ponieważ podług przepisu wszystkie trupy w M o r g u e anatomicznie przez cliyrurgów rozbierane bywają, a zatem będąc przekonanymi, że człowiek, w którym wszystkie organy ciała są poprzecinane, a żaden sposób dłużej żyć nie może, chcieli i tego, który się ruszał, wrzucić na wóz do drugich, lecz ten powstaje niespodzianie, z rąk się im wydziera, i tak potężnie każdego z nich ugadza pięścią, źe stróże strachem przejęci, porzuciwszy wóz, konie i umarłych, co mieli tchu uciekli. Po niejakiej chwili opamiętawszy się, przyszło im na myśl, iź niepodobna, aby umarły mógł się im tak silnie pięściami dać uczuć, jak te n, który ich do ucieczki przymusił. Wracają więc do wozu i tam się rozwiązuje cała zagadka. O podał, od karawanu znajdują spokojnie śpiącego, upitego drąźnika, który wprzódy niezawodnie na tern samem leżał miejscu, na którćm ich wóz z trupami się wywrócił, i którego oni mniemając, źe to jest trup z grobami, razem z drugimi umarłymi na wóz wrzucić chcieli. Jakoż wstrząsnąwszy nim przekonali się, że się nie mylili w swoim domyśle, albowiem drążnik przebudziwszy się, zaczął znowu ten sam manewr powtarzać, który już wprzódy tak skutecznie wykonał. Jednakże nic nie pomogło, stróże ujęli go i zaprowadzili na odwach, gdzie przynajmniej pod dachem wyspać się mógł po swojem upiciu.
TEATR POLSKI.
(Nadesł.) - Po reprezentacyach wielu SŁtuk tłumaczonych i obcych, nareszcie w zeszłą niedzielę dn. 28..Lipca Pan Dyrektor Anczyc przedstawą oryginalnej, ojczystej komedyf, t». »Szlachcic staropolski« przez Żółkowskiego, publiczność nasze uraczył. - Chociaż komedya ta nie odznacza się wielką oryginalnością osnowy ani nie widzimy w niej wątku sztucznie założonego, coby w uderzający się rozwijał sposób, jednakże dramatyczne źe tak powiem wykonanie na wszelką zasługuje pochwałę, język czysty, myśli prawdziwie wzniosłe, a jednak be3Łprzesady i pieszczącej więcej znaczy niż to wszystko - staropolski duch i wszędzie przebijające się tło narodowości naszej. Dla tego też śmiało komedyę tę stawiamy obok lepszych sztuk niemieckich i francuzkich z czasów, kiedy jeszcze szalon ej nie było literatury. - O ile tez publiczność nasza reprezentacyą ta była zadowolona i ile znachodziła pięknych w niej pomysłów co dzielnie do serca jej trafiały, tego dowodziły rzęsiste oklaski, któremi pojedyncze ustępy przyjmowała i ktdreby zapewne jeszcze hucznie jszćmi były, gdyby się w i ę c e j szlachty staropolskiej na replwzentacyę tę było zebrało! - Główna, rolę ma, jak wiadomo, Szczerowiejski. Miłość ojczyzny - ten węgielny kamień wszelkich cnot obywatelskich - rzetelność, wiara, skrzętność a nawet wzniosłość nad przesądy stanów - te to są główne zarysy charakteru staropolskiego szlachcica, którego Pan Ładnowski z oną oddał żywością dobrodusznego starca i tak wiernie i zgodnie z prawdą, iż zaiste nie wiemy, czy te oklaski, któremi go publiczność obsypywała, autorowi t. j. treści słów, czy też grze aktora się przynależały. Objętość innych ról nie jest w stosunku z znaczeniem tej roli, ale mieli jednak artyści nasi każdy w swojćm miejscu sposobność odznaczenia się. Przedewszystkie m pochwalamy tu grę Matyldy (JPanny Królikowskiej), której żywość i śmiałość, połączona wszelako z wdziękiem dziewicy, przedstawię całej wielkiego dodały powabu. Mniej nam się podobał brat jej (J P. Holzmann), który się niekiedy zacinał i jąkał, i którego na nieszczęście w chwilach miłosnego uniesienia pamięć (jak się zdawało) opuszczała. Kawaler Trezoliriski (JPan Dymidowicz), Monsieur Jean (JP. Wojciechowski) i Żytomierz Szyper (JP. Frey), byli każdy na swojćm miejscu i dowiedli, że się rolą swoją przejąć mogą; zdawało nam się jednakże, że - czego się zresztą w podobnych rolach rzadko aktor ustrzedz zdoła - niekiedy gra ich nieco na karykaturę i przesadę zakrawała; prócz tego Monsieur Jean powinien był więcej dawać baczności na dyałekt, bo raz W wymowie swojej Francuza aż zanadto słyszeć dawał, a potem znowu jak najczystszą mówił polszczyzną. - Wszakże, jakkolwiek bądź - całe przedstawienie szło jednak okrągło i zaspokoiło zapewne słuszne roszczenia publiczności. Oby tylko Pan Anczyc odtąd sztuki podobnej treści na scenę wprowadzał, a przekona się, że nawet i w tej porze żniwa - podróż do wód - upałów - i Bóg wie jakich przeszkód - jednak publiczność polską do siebie zwabić potrafi. S.,..
TEATR MIEJSKI.
We wtorek dnia 30. Lipca 20te przedstawienie polskie towarzystwa artystów dramat ysznych pod dyrekcyą Pana ZygmuntaAnczyca: Spiewaczki wiejskie; opera w 2. aktach z muzyka Fiarowan tego, Przy wyjściu wczoraj z teatru, d. 28. Lipca, zginęła mi tabakierka srebrna środkiem wyzłacana; za zwrot takowej szanownemu znalazcy nagrodę przyzwoitą na Garbarach JSr. 38. pod Złotą kulą zarzekam.
W. T.
* * * * * * * * * * * * * * * * *
Upalony gips poleca tanio * M. J. Ephraim, # w starym rynku Nr. 79- · %* * * * * * * * * * * * * * * * * *
Klirs papierów i pieniędzy giełdy Berlinskie. .
JNapr. kurant Stojjma aj, juipca 183Y.
papie- l gofopfC. rarni I wizną
Obligi długu państwa .
Pr. ang, obligacje 1830.
Obligi premiow handlu morsk Obligi Kurmarchii z bież. kup Obligi tymcz. N owej Marchii dt Berlińskie obligacje miejskie Królewieckie dito Elblągskie dito Gdańskie dito w T.
Zachodnio - Pr. list/ zastawne Listy zast. W. X. Poznańskiego Wsthodnio - Pr. listy zastawne Pomorskie dito Kur- i Nowomarch. dito Szląskie dito ObI. zaległ, kap, iprC. Kur- i No wej - Marchii 4 4 4 4 4 lJ 4 4 1031 70
103' 1021 ! 69i 1021 102 f 103' 1011 1021 105 102* 1031 1031 102J
103J
47f Z 4 215 214 m 13 r 12{ 4 -I
Złoto a l marco , ,
Frydrychsdory , inne monety złote po 5 talarów Oi. sronfo .. t
Ceny targowe w mieście Poznaniu.
Dnia14.Lipca 1839. r.
od I do Tal, łgr .fen.fTal. sgr .jen.
1122, 6 1125 - 20 1 - - 125 - 20 - 1 7
Pszenicy szefel Zyta dt.
Jęczmienia d1. .
Owsa dt.
Tatarki dt.
Grochu dt.
Ziemiaków dt.
Siana cetnar.
Słomy kopa Masła garniec.
Spirytusu beczka
.,
Powyższy artykuł jest częścią publikacji Gazeta Wielkiego Xięstwa Poznańskiego 1839.07.30 Nr175 dostępnej w Wielkopolskiej Bibliotece Cyfrowej dla wszystkich w zakresie dozwolonego użytku. Właścicielem praw jest Wydawnictwo Miejskie w Poznaniu.