KARCZMA 1 OBERŻA.

Gazeta Wielkiego Xięstwa Poznańskiego 1842.09.22 Nr221

Czas czytania: ok. 6 min.

fB,IJ;OMIIIT. (% Roxż». Lwouitk.J (DokońcLenie. ) »Pr recie się to nie godzi mości gospodarzu«« odezwałem się do niego, »tak zdzierać Panów» co z zagranicy do nas przyjeżdżają.« »A oni to nie drą Panów, kiedy Panowie jeździcie po ich kraju?« o powiedział. »D » brze, że choć cząstkę odbIerzemy na p bw.r?t z tych pieniędzy, co Panowie tam zostawIają - a potem czy to Pan nie widział, że pocztą przyjechał!« «Masz prawdę«, odpowiedziałem przekonany, bo mi przyszło do pamięci, kiedym za granicą pocztowymi jeździł końmi b w ł. n każde) stacyi pocztowe) skubany nlehtosclwle, a niemiłosiernie darty na popasie i noclegu. »Bo to widzi Pan«, mówił dalej gospodarz · chcąc żyć na tym świecie, potrzeba czasem skubnąć, gdzie się da, jak to mówią: d!zyj y ka, gdy się drą, ale na tern sztuka, wIedzlec kiedy i kogo; bo widzi Pan-Panu naprzykład podałem na rachunku tylko tyle co słuszna -ale jak mi we wrota zajeżdża jaka kareta mitrami, albo jaki magnat rossyjs i, co do kąpiel naprzykład jedzie - oh .Pa.n e, to Wtenczas trzeba widzieć rachunek, JakI ja mu nasmaruję, aż się za głowę czasem weźmie s zadziwienia. " »Ale czy zapłaci zawsze wszystko co napiszesz?« zapytałem. »Mamy na to sposoby, i tak naprzykład: kiedy zacznie się gniewać, wtenczas ?stro mu się postawić, odpowiem bardzo, rozjątrzę go do tyla, że w końcu, choćby był najwięk.szYI?W świecie flegmatykiem, jeżeli nie porWIe SIę na mnie to przynajmniej tabliczką w łeb rzuci. Tego mi' też trzeba, wtenczas ja Panie robię alarm zwoływam łudzi, świadków, cały dom prote tuje, 'klnę się, zapowiadam, że robię l?roces. Nastraszenie takie, dotąd zawsze mIało swój skutek.« »To zapewnie, ie Pan podróżny zapis sobie do puilaresika godne nazwisko two e oberży, i w powrocie ominie ją i do drugIej zaj edzie. " »1 trafi z deszczu pod rynnę«, odpowie« dział gospodarz, zapinając swoją kamizelkę. W dziwnym sposobie zbudowany, ruszyłem dalej, rychło przyszło mi się pożegnać z bitym gościńcem, wiernym dotąd mojej o.dróży t warzyszem, zboczyłem na drogę wIejską, ktora aaoiedzami pól, to wąwozem, to znowu korytem wstecz płynącego strumienia, biegła sobie swobodnie, tu wspinała się na pagórek, tam wpadała w dolinę, opisując do kola każdego zasianego łanu, każdego lasku róźnokształtne do wyższej jur matematyki należące figury Moźnaby powiedzieć, że jadący wiejską naazą drogą, jest właśnie w położeniu c ło ieka, którego prowadzi jakie swawolne Igrające dziecko. Już tię zmierzchać zaczynało, dzień, który dotąd miał oblicze zdrowego i wesołego. człowieka, powoli blednąc, barwą smutku 1 choroby powlekać się zaczynał. Słońce jeszcze przed swoim zachodem zaszło dla ziemi za chmurę, która w podlóżnym kształcie miedzianego koloru ciężko,' leniwie zsuwała się z nieba, na roztoczone wzgórza się kładła-jakby do nocnego spania. Z św atła dziennego przygaśnięciem gasły kolory ZIemi blaski ziały się z cieniami w jedno-stajną sin posępności barwę, co się rozwlekła po całej okolicy. I cichość nastała, bez gwaru wiatrów szelestu liścia, bez śpiewu ptaków; częste t;lko a niezwyczajne rżenie moich oni było jedynym w tej puszczy odzywającym się głosem. Bryczka moja zaczęła się staczać z wysokiego brzegu w jakiś ciemny, hizki padół, do którego z jednej strony zsuwał i z góry czarny szmat jodłowego lasu, z drugIej wodnIsta r zścielała się płaszczyzna szuwarem obrosła, blałem kwieciem' bagienka zasiana gdzie niegdzie tylko poba».ii(*,-jra lirn wody rzarnt» i zachmurzone. W nie znaną a niewesołą wjechawszy okolicę, widząc już zbliżająey się wieczórrado powitałem postrzeżony budynek, wedle drogi stojący. Lubo on nie rniał kształtu k rczmy polskiej, wyżej opisanej i ani był kamIenicą, kwalifikującą się na Oberżę, .wszelako ?twarta brama stajni obok stojącej, nareSZCIe gałęź jodliny wisząca .na sz urze. nad dr wi mi od domu, dozwolIły mI wnloskowac, ze do zajezdnego domu dojeżdżam kazałeJ? zajechać na nocleg. Moj rozkaz jednak nIe podobał się woźnicy, ani koniom, któr,e i sty ktem jakimś natchnięte, powodowac SIę nIe dały, i miasto ku karczmie nawróci , w p zeciwną pchały się stronę, kilkakrotnIe dopIero napomnione batem, pokonały swój uJ?ór. - Zajechałem, wysiadłem, karczma .t w nleprzyjaźnćm i odludnem położona mIejSCU, y awała mi się budynkiemjakimś posępnym 1 CIężkim nie mając tego wejrzenia lekkiego i wesołego domu, który wygląda właśnie jakby z ziemi jak drzewko wyrósł, w dach wystrzelił owszem domostwo to z ścianą swoją, z wilgotnych kamieni spojoną, grubą: ciężk , bryłowatćmi szkarpami podpartą, Wl?OC le gniotło ziemię, która tym tłoczącym ją Clęzarem przywalona, zatamowany reiała oddech swojej wegetacji, schla» padała i pękała do gałęziami swoiemi dotykały ściany, widać było na nich chorobę euchot, a jeź-li dawały je»*cze na niektórych gałązkach oznaki życia, to chyba stygnaeego i gasnącego już iycia. Wstąpiłem do sieni płytami kamiennemi wyłożonej, a zimno lakieś od nóg rozeszło sjc po calem ciele i skroi mnie przeniknęło. Izba szynkowna była obszerna, ale pusta, bez sprzętów, bez ludzi, ciemna i cicha, jakiś mężczyzna, chorowitego oblicza z twarzą chustka, obwiązana, powstał z ławy, na której przy piecu siedział, zbliżył się do mnie, i czego żądani zapytał. «Stancji!« powtórzył głosem zadziwienia, »jegomość doprawdy myśli tu nocować?« «Nie inaczej, alboźto nie oberża?« »To nie oberża, to karczma«, odrzekł surowo, wziął do ręki łoj owe świecę ze stoła, przypalony jej knotek urwał palcami i rzucił o ziemię, nogą przydeptał. »Proszę jegomości za mną«, rzekł i Z łojó»v« ką w ręku prowadził. Minąwszy sień, wstąpiłem do stancyi, a zdaje »ię, że wstępuję do zakrystyi, bo juz w progu owiał mnie zapach jałowcowego kadzidła, a od ścian płachtami wilgoci obciągniętych, szło na mnie jakieś grobowe zimno. W górze sklepienie popękane', z tynku obdarte, wisiało nad tą izbą ni»ko, ciężko, jakby chmura gradem i oberwaniem się grożąca; w jednym rogu stał piec kaflowy zimny, bez lustra i blasku, wapnem biatem ob ciąg <<iivty, iv drugim było łóżko, miasto pościeli słoma na nićro roztrząśnięta, właśnie jakby łoże umarłemu posłane. Okno małe, w głęboką osklepienia czeluść wciśnięte, osnute było do koła pajęczyną, ale jakąś pajęczynę nie żywą, pustą - - i cichość była w izbie, nie rozweselona nawet brzękiem latającej muchy albo komara; do koła ścian, z każdej szczeliny podłogi, -wyglądały białe gąbki grzybów, zdało się, że to rozsypany po ziemi różaniec trupich główek patrzy na mnie. Przykrem uczuciem dotknięty, obejrzałem się za gospodarzem, który za mną wstąpił do tego osępnego mieszkania - gospodarza już nie yło; tylko nad drzwiami pokazała mi eię tablica i ten napis na niej: "Ta karczma Rzym U{ nazywa.« " TA- a > * o tu, . ? ł ł J' . aj .« zawo a em.

»1 utaj« - odpowiedział głos - bylto. . . . .

(Z Sylica rerum Jadami.)

OBWIESZCZENIE.

Zdziałanym na dniu 5. IJpca 1805. roku te« stamentem przeznaczył niegdy F r a n c i s z e k

M a l c z e w s ki, Rotmistrz, legat na wsparcie ehorycb, pielęgnowania potrzebujących, pod opieką zostających i do rodu Malczewskich liczących się, lub toż nazwisko noszących osób, »koroby tez ostatnie wychowania, 1:o;b jakowego wsparcia potrzebowały. Wyznaczony na 40 fundusz w ilości 6730 Talarów znajduje się w Depozycie naszym.

Wszyscy przeto, którzyby do tegoż funduszu pretensye jakowe mieć sądzili, wzywają się ninieiszem, aby się do nas zgłosili, zarazem zaś legitymacją swą udowodnili. Poznań, dnia )4. Września 184? Królewski Sąd Główny Ziemiański II. wydziału.

-AA-n A" A A A .

«1 ««. . ««.. . «««. »»« « »«««»»»»«. »1

OBWIESZCZENIE.

Następujące dokumenta, jako to: 1) obligacya sądowa z d. 24. Lipca 1837. r., na fundamencie której dla sukiennika J a« na Samuela Kiintzel na gruncie w Brojcu pod liczbą 36. dawniej 92. poło« ionyra, Janowi Bogumiłowi Pfeiffer i małżonce jego należącym, pretensya Tal, 2flO wynosząca, stosownie do dekretu z d.

8. Sierpnia 1837« r. zaintabulowaną została; 2) kontrakt kupna sądowy z d. 27. Kwietnia 1837. r., na fundamencie którego dla Jana Samuela Kintzel na gruncie w Brojcu pod liczbą 68. dawniej 176. położonym, Samuelowi N oske należącym, pretensya Tal. 50 wynosząca, stosownie do dekretu z dnia 26. Września 1837. f» zaintabulowaną Jest; 3) działy sądowe z dnia 28. Stycznia r. 1828., na fundamencie których dla Walentego, Maryanny i Justyny, rodzeństwa Woz n y c h, na gruncie w Lo wini u pod liczbą 23. położonym, Walentemu Woźnemu należącym, w księdze hypotecznćj Rubr. III. pod N ro. 2. scheda w ogóle Tal. 90 wynosząca, stosownie do dekretu z dnia 9. Lipca 1828. r. zaintabulowaną została, zginęły. Wzywają się więc wszyscy ci, którzy jako właściciele, cessyonaryusze lub posiedziciele fantowi lub listów pretensye do rzeczonych trzech dokumentów mieć mniemają, aby z takowemi się w przeciągu miesięcy trzech, najpóźniej jednak w terminie na dzień % Grudnia r. b. o godzinie litej przed południem, przed W. Boretius, Sędzią Ziemiańskim, naznaczonym, zgłosili, inaczej zostaną z takoweuii wykluczeni i im wieczne milczenie nałożone, dokumenta zaś za umorzone uznane. Międzyrzecz, dnia 18. Lipca 1842.

Król. Pruski Sąd Ziemsko-miejski.

Powyższy artykuł jest częścią publikacji Gazeta Wielkiego Xięstwa Poznańskiego 1842.09.22 Nr221 dostępnej w Wielkopolskiej Bibliotece Cyfrowej dla wszystkich w zakresie dozwolonego użytku. Właścicielem praw jest Wydawnictwo Miejskie w Poznaniu.
Do góry