GA

Gazeta Wielkiego Xięstwa Poznańskiego 1844.03.09 Nr59

Czas czytania: ok. 19 min.

VVielkiego

HllIllI lili stwap O Z N A N 8 K I E G O.

Nakładem Drukarni Nadwornej W Dekera i Spółki. - Redaktor: A. Wannowski.

*? A» .

W Sobotę dnia 9. Marca.

1844.

Wiadomości zagranIczne.

Rossya.

z Petersburga, dnia 22. Lutego. TS. Cesarz Jmć najwyżej rozkazać raczył: do Instytutu korpusu dróg kommunikacyi przyjmować jedynie synów rzeczywistej szlachty i pod żadnym pozorem nie starszych nad lat trzynaście wieku. U marł 10. Lutego w Petersburgu Senator, Rzeczywisty Radzca Tajny Hrabia Kinski.

Po ciągle łagodnej zimowej pogodzie, przeplatanej odwilżą, śniegiem i mrozami uieprzecliodzącemi kilku stopni, w sam Karnawał mrozy nadzwyczaj się wzmogły. Od niedzieli zapustnej dotąd, mamy bez przerwy mrozy od stopni przeszło 20 Reaumura, (niektóre przechodziły 25) i kilkakroć przy takich mrozach panowały śnieżne zamieci z silnym północnym wiatrem. Plaslwo martwe znajdowano na ulicach. Francya.

Z Paryża, dnia 29. Lutego.

N a posiedzeniu Izby deputowanych podał P. Dumon, Minister robót publicznych, kilka wniosków do prawa tyczącego się kolei żelaznych z Paryża do granicy belgijskiej i aż do Kanału, z Orleanu do Vierzon, a z Montpellier do ISimes. Potem rozpoczął Deputowany Carne zapowiedzianą interpellacyą względem wypadku zaszłego na Olaheili i postanowienia rządowego. Minister marynarki, Pau; Mackau,i Minister spraw zagranicznych, Pan Guizot, odpowiedzieli obszernie. Odczytano także list Królowej Pomareh pisany do Króla Francuzów.

Pan (iuizot protestuje jak najmocniej przeciw »podłemu oszczerstwu,« jakoby w postanowieniu swojem nieuznającem kroku Admirała Dupetit- Thouars, przeciwnego traktatowi z dnia 9. Września roku 1842., dał się powodować wpływowi gabinetu angielskiego. Przy odchodzeniu poczty był na mównicy deputowany Billa ult.

Wczoraj, po powrocie Króla z Eu, miał znowu Hrabia Mole posłuchanie u Króla J. M. To zapewne spowodowało dziennik N a t i o n a l do twierdzenia, że się Król w Eu zajmował utworzeniem nowego gabinetu. Dziennik Sporów odpowiedział tylko na to, że uiepojmuje, jak dziennik ten czytelnikom swoim do prawdy tak śmieszne baśnie opowiadać może. Do dziś dnia trwają jeszcze po dziennikach żwawe rozprawy o przywróceniu na tron Królowej otaheityjskićj. Dzienniki oppozycyjne powtarzają wciąż te same argumenta, a D z i e nn i k S p o rów, który wczoraj przypomniał był, z jakiem szyderstwem roku przeszłego przyjęła oppozycya wiadomość o ustanowieniu opieki francuskiej nad wyspą Otabeiti, stwierdza dzisiaj wczorajszą swoje wzmiankę kilkoma wyjątkami z ówczesnych obrad Izby deputowanych. N adszedł więc dzień, w którym się rozpoczyna tak upragniona dyskussya względem wy czone były wchody pałacu Bourbon ciekawymi widzami i słuchaczami. Chociaż posiedzenie publiczne rozpoczyna się dopiero o godziuie 2. z południa, a loże dopiero się około południa otwierają, jednak juz o godzinie 10. cisnęły się osoby z kartami sweini około kraty Izby deputowanych. Pomijając ciekawość, jaką sprawa otaheityjska powszechnie wzbudza, krążyła wczoraj pogłoska, ze oppozycya domagać się dziś będzie, aby przeciw Panu Guizotowi skargę wytoczyć. Ze niektórzy depulowani oppozycyjni w rzeczy samej taki mieli zamiar, zdaje się być rzeczą niewątpliwą, ponieważ w tym celu ułożono na wczorajszy wieczór osobue zgromadzenie lewej i lewego środka w pokojach Pana Duvergier d'Hauranne, gdzie się także P. Thiers i P. Odilon Barrot znajdowali. Podano tam między innemi wniosek, aby się domagać mianowania osobnej komissyi, któraby postępek Pana Guizola wyśledziła i osądziła. Wniosek ten podobał się bardzo członkom strony lewej. U dało się jednak Panu Thiersowi namówić zgromadzenie, aby się wstrzymać od wszelkiego kroku wstępnego, dopóki się Pan Guizot na posiedzeniu dzisiejszem nie usprawiedliwi z polityki swoje'j, jak to przyobiecał. Gdyby w tedy Izba na usprawiedliwieniu jego nie poprzestała, owszem była lego zdania, że gabinet z dnia 29. Października sprawę kraju na szwank naraził, będzie jeszcze dosyć czasu do podania adressu do Króla, z żądaniem, aby ministerstwu teraźniejszemu dał dymissyą. Ma tern stanęło.

Mocnoby się ten mylił, ktoby się sądził, że P. Thiers ze wspaniałomyślności tak sobie postąpił. Pan Thiers, jako były Prezes ministerstwa z dnia l. Marca, przejrzał dobrze niebezpieczeństwo, w jakie minister popaść może przez wytoczenie skargi przeciw niemu, gdyby ministeryalną odpowiedzialność zbyt ściśle brać miano. H o d i e t i b i, e r a s m i h i, myślał sobie P. Thiers, i dla tego nie chciał zapewne takiego środka w życie ministeryalne wurowadzać. Jakkolwiek P. Guizot mało ma osobistych sympatyi pomiędzy konserwatystami, to jednakowoż nigdyby oni nie dopuścili, aby minister broniący ich polityki, na korzyść i za wolą oppozycyi oskarżony być miał. Przeciwnie, byliby oni oppozycyi odpowiedzieli, że rząd z dnia l. Marca najbardziej na oskarżenie i sądzenie zasłulył. Konserwatyści byliby się tym sposobem na raz stali gorącymi obrońcami Pana Guizota, a chwiejąca się rozdwojona większość ministeryalną byłaby się ściślej aniżeli kiedyllI.«kolwiek z gabinetem teraźniejszym połączyła. Wszystko to przewidział P. Thiers na pierwszy rzut oka, i dla tego za stosowną uważał oppozycyi umiarkowanie zalecić. Komissya mająca polecenie zdać opinią z nadzwyczajnych kredytów za r. 1843. składa się po większej części z deputowanych konserwatywnych. Pomimo to wszystkiego ona poszukuje aby gabinet kłopotu nabawić. I tak dowiaduję się od jednego członka komissyi, że lubo poselstwo do Chin dopiero w ostatnim Grudniu wyszło, takowe jednak w budżecie z r. 1843. już przeszło 1,700,000 franków kosztuje. W to wliczyć naturalnie należy nadzwyczajne wydatki na okręty wojenne, na których poselstwo to wyjechało. Pomimo (o znajduje kommissya nadzwyczajny ten kredyt nadto przesadzonym, gdyż wnosząc z miesiąca Grudnia r. 1843. missya do Chin kosztowaćby musiała około dwudziestu milionów. Podobue znaczne wydatki widzieć się dają na nadzwyczajnych missyach do Haiti, Montevideo, Brazylii, Guadeloupy i t. d. Pana Guizota wzywano już dziesięć razy do kommissyi, aby dał objaśnienia w tym względzie. Odpowiedzi jego nie zadowolniły podobno komissyi; tak iż się ostrego sprawozdania, a jeszcze ostrzejszego sporu w Izbie spodziewać można.

G a c e t a de M a d r i d z d. 23. t. m. zawiera urzędowe ogłoszenie warunków, pod które mi monopol tabaki rządu na lat 10 wydzierżawionym być ma. Z dnia l. Marca.

Wczorajsze posiedzenie I zb y D e p u t o w an y c h już poprzednio wielką wzbudzało ciekawość, ponieważ wiedziano, że na niem mowa będzie o sprawach Olahejti. Wszystkie trybuny więc i galerye były przepełnione, wszyscy deputowani na miejscu swoje'm, podobnie i trybuna ciała dyplomatycznego nadzwyczaj była ożywiona. Pau C a r n e wstąpił na samprzód na mównicę z interpellacyą swoją przeciw ministrom. Dowodził, że Francya zatknąwszy raz banderę narodową na Olahejti już więcej cofnąć się nie może; mówca bronił postępowania Admirała Dupelit Thouars, zaś Królową Pomareh obwiniał o umyślne naruszenie zawartego w r. 1842. traktatu. Admirał francuski nie chciał i nie mógł chorągwi fantazyjnej Królowej uznać; niechaj nikt się nie urąga z dumy żeglarza, z jaką 19nie do swoje'j bandery; nie może jej puszczać chyba że się razem z nią w przepaściach morskich pogrzebać chce. - Po nim zabrał glos minister marynarki, Admirał M a c k a u, i podał dokładną definicyję bandery; z palm kokowych. Kontr-Admiral żądał, żeby te palmy kokowe czerwonym i białym gwiazdom ustąpiły; na co gdy Królowa przystać nie chciała, powstał spór i zajęcie wyspy. Po ministrze marynarki wystąpił Pan Guizot z obszerną mową. Na samym wstępie oświadczył, że gdyby chciał iść za własneui natchnieniem, potwarz rzuconą przy tej sposobności na rząd, jakoby zewnętrznemu wpływowi ulegał i zagranicznemu gabinetowi był posłusznym, nazwałby niegodziwością. Tego wszelako uczynić nie chce, aby nie jątrzyć i rozdrażniać umysłów. Przeczytał potem główne warunki traktatu z I. 1842. i wydane w ciągu tych 2ch lat instrukcye do Kapitana Bruat i Contre admirała Dupetit- Thouars, w których im rząd zaleca, żeby zawsze w zgodzie z Królową Pomareh działali, kiedy Francya li tylko wykonywania traktatu opieki sobie życzy, i niczego więcej. Królowa czy chcąc czy nie chcąc, stosowała się jednak do traktatu, a ponieważ i oficerowie marynarki angielskiej oświadczyli, że rząd ich prawa nasze uznaje, nie było więc dostatecznego powodu do przekroczenia granic traktatu. Confre-admirał może że na zła wolę natrafił, ale bandera protektoratu nigdy na Otaheiti powiewać nie przestała. Królowa do te'j bandery drugą jeszcze dodała, którą od osób Francyi nieprzyjaznych otrzymać miała. Ale w tej mierze nic nie jest dowiedzioneui, a jakkolwiek bądź, bandera francuska pozostała na swem miejscu; Królowej służyło prawo dodać do tej bandery każdą inną polubowną: było to prawem zwierzchnictwa, nie sprzeciwiającem się prawom narodów. - Nareszcie oświadczył minister, że jakkolwiek od kilku lat jest zamiarem polityki rządu działać w zgodzie i porozumieniu z Anglią, Anglia nigdy jednak nic by od F r a n c y i nie otrzymała, coby uleganiu albo słabości podobnem było. - Następnie P. Billault jął mówić i w przegryźliwej mowie obwiniał ministra, że w całej swej polityce dziwnie z życzeniami i widokami Anglii się zgadza: nareszcie po kilku rozprawach za i przeciw ministerymn, uchwalono rzecz zostawić w zawieszeniu i obrady nad nią aż do wieczora następnego odroczyć. Poprzednio P. Ducos uczynił wniosek: »Izba przechodzi do porządku dziennego, n i e pochwalając postępowania gabinetu« ale z powodu zaciętego oporu Pana Guizot nie przyszło do rozslrzygnienia sprawy. Anglia.

z Londynu, dnia 27. Lutego. Pogłoska rozsiana zapewne z Paryża wywołała wczoraj w Ci ty dość wielką niespokojność. Fregatta »Dublin« 50-działowa, jak mówiono w odnodze O t a h e i t i napadniętą została przez trzy francuskie fregaty, i zburzoną. Pogłoskę tę uważam za bezzasadną; oczekujemy wszakże z niecierpliwością bliższych w tym względzie wiadomości z Oceanu spokojnego. Tymczasem kwestya między rządem angielskim a francuzkim w sposób przyjacielski załatwioną została. Ludwik Filip i Pan Guizot ganią wzięcie się Admirała Thouars, który działał żadnych nieodebrawszy instrukcyi, i zobowięzują się Królowej Pomareh przywrócić rządy pod prolektorslwem Francyi. Rząd angielski odwołał Pana Pritahard, missionarza baptystę, który sprawował urząd konsula na wyspach towarzyskich, a który przy ostatnich zajściach bardzo nierozsądnie się brał, podburzając Królowę Pomaieh do prześladowania rzymsko katolickich missyonarzy, i przeciw eskadrze francuzkiej obiecując pomoc z strony angielskich okrętów. Gdyby Kapitan Nicholas, odważny ale niebaczny oficer, był pozostał w Otaheiti na statku swoim »Vindictive«, byłaby zapewne kolizya jakaś zaszła. Ale i w obecnym stanie rzeczy łatwo być może, iż flotty obudwóch państw zetrą się ze sobą, nim jeszcze nadejdzie rozkaz przywrócenia Królowej Pomareh. Królowa zapewne szukała schronienia pod stacyą angielską, a to mogło łatwo spowodować Admirała francuzki ego do zaczepki Anglików. -

Hiszpania.

z M a d r y t u, dnia 2 3. L u t e g o . Oświadczenia, które Lord Aberdeen na posiedzeniu parlamentowem angielskiein dnia 12. uczynił przez na zrobione mu HI. Clarendon zapytania w sprawach hiszpańskich, przyjęte tu były z wielkim udziałem. W rzeczy samej żadne wysłowienie się nie może być bardziej uzasadnionein, jak to, które wyszło z ust Lorda Aberdeen, to jest że dyplomacya angielska za wiele dotąd mieszała się w sprawy Hiszpanii, i że wmieszanie to wielkim było błędem. Można z pewnością utrzymywać, iż w mowie ministra angielskiego ani jedno zdanie objawionem nie było, któreby każdy Hiszpan z czystem sumieniem nie był golów podpisać. Tern milej więc być musi wszystkim Hiszpanom, kochającym spokojność i niepodległość swej ojczyzny, iż instrukcye udziołone tutejszemu posłowi angielskiemu P. Bulwer, w tejże samej zrobione są myśli, i przez niego zapewne .'V prawdziwem ich znaczeniu wykonanemi będą. Nie tylko bowiem spokojność kraju tutejszego, ale także wszelkiego mieszania się w wewnętrzne stosunki Hiszpanii. Jeden z punktów, względem którego gabinety angielski i francuzki są w zgodzie, jest jak Lord Aberdeen nadmienił utrzymanie systemu konstytucyjnego w Hiszpanii, Zachodzi więc teraz pytanie, czyli za pośrednictwem sporozumienia się tego, ma być Hiszpanom odmówione prawo, zmienienia stosownie do potrzeby urządzeń, które się dotąd nie objawiły z korzyścią dla kraju, i wywołane były powstaniem, które kilku podoficerów w Ja Granja 1836. zrobiło, a wódz naczelny w Walencji 1840. do końca przyprowadził. Rozwiązanie kwestyi tej zapewne nie zadługo nastąpi. Ze Lord Clarendon nie chciał, by go uważano za sprawcę »szkaradnego « powstania żołnierzy w la Granja, tego spodziewać się było można po mężu znanym z szlachetnych przymiotów, i z przywiązania do narodu hiszpańskiego. Jedyny wpływ, który Lord, wówczas Pan Villiers, przy owej sposobności wywarł, wywołany został przez samą Królową regentkę. Księżna ta, która nie chciała się ugiąć przed bagnetami rozhukanego żoldactwa, zdecydowaną była złożyć raczej rządy, aniżeli podpisać żądane ogłoszenie konstytucyi z 1812. Zamiar ten udzieliła ona posłowi angielskiemu, Panu Villiers, i Baronowi Bois le Comte znajdującemu się w Granja z nadzwyczajną missyą. Obadwaj dyplomaci ci zwrócili uwagę Królowej na smutny los, któryby zagrażał w tym razie jej córkom, i wymogli na niej podpis dekretu. Szef powstańców, sierżant Garcia, taką powziął nieufuość przeciw posłowi, iż zabrał depesze nadesłane do niego z Madrytu, one otworzył, i wśród żelżywych wysłowień wzbraniał się oddać je w ręce sekretarza legacyi Lorda Hervey. Interesowny opis nieszczęśliwego zajścia w la Granja ma wkrótce być ogłoszony jako oddział jeden do druku przeznaczonych pamiętuików Margrabi Miraflores.

Szwajcarya.

Z Fryburga. (Gaz. Zur.) - Jezuici dla wychowańców pensyonaln swego osobne pieniądze bić zakali, aby ich zniewolić to co kupują, u pewnych osób w domu albo po za domem nabywać. Pieniądze te, które znowu za inne mogą być zamienione, na jednej stronie mąją napis: »Dominus spes nostra,« ana drugiej krzyż z napisem; »Moneta convict u s F r i b u r g, « Dania.

Z Kie lu, duia 20. Lutego.

Wiadomość o odwiedzinach Cesarza Mikoła

ja zdaje się potwierdzać. Podczas jego obecności przegląd 12,000 wojska na Seeland odbyć się ma. Generał Krusenstem przywiózł Królowi naszemu urzędową wiadomość o zaślubieniu córki Cesarza z Xi<;ciem Fryderykiem Heskim.

Rozmaite wiadomości.

Z Poznania. - Dnia wczorajszego JPan Goldschmit fortepianista z Pragi, w sali hotelu Drezdeńskiego pierwszy dał koncert. Śmiało powiadamy, ze wszelkie oczekiwania nasze przewyższył i głośną sławę, która go poprzedzała i którą tak znakomity talent zawsze sobie zjednać musi, jak uajświetnićj usprawiedliwił. Zrazu zdawało się, że publiczność obojętnie grze jego się przysłuchiwała, ale z każdą sztuką, którą odegrał, zwiększał się zapał, który nareszcie gdy genialny ten artysta z P o l k ą swoją słyszeć się dał, do najwyższego doszedł uniesienia. Koinpozycya tej Polki jest istotnie urocza, tak smętna, rzewna, a przy tern jednak duchem dumy i śmiałości natchniona, że zwłaszcza przy istotnie mislrzowskiein wykonaniu głębokie na nas uczyniła wrażenie i przekonani jesteśmy, ze równie żyć będzie w pamięci Poznańczyków, jak ów Karnawał Wenecki Ernsta. Gra Pana Goldschmidt posiada wszelkie przymioty wykończonego artystostwa; wyrównywa on w każdym względzie Lisztowi a przewyższa go może jeszcze mocą i precyzyą, co po części też doborowi instrumentu i miejscowości przypisać należy. Publiczność dość licznie się zebrała i obsypywała wirtuozę najżywszemi oklaskami. Tuszymy sobie, że na drugi koncert Pana Goldscbmidt więcej jeszcze pięknych Polek się zgromadzi, aby jego Polkę słyszeć ipodziwiać.

R. S.

» T y g o d n i k a l i t e r a c k i e g o « wyszły Num. 51, i 52., zawierają: Dalej na koń, ra mną wiara! (Poezyja). - O stosunku kobiety do mężczyzny i w ogóle do społeczeństwa (dokończenie). - Kilka uwag potocznie rzuconych o narodowości (dok,). - Piętnaśiie lat życia Mazurki, Powieść (dok.). - Krytyka parafiańszczyzny (dok.). - Fantazyja Zyglińskiego: Notatki z podróży. - Krytyka Muzameryta Siemieńskiego pr, M. Szulca. - Wiadomości literackie (o dziele »fIlozofIja ekonouiyi materyalueJ ludzkiego społeczeństwa). - Do tego numeru dodany jest spis przedmiotów w 5lym tomie Tygod. lit. zawartych, oraz tytuł i spis przedmiotów szóstego tomu, Nr. 5. i zawiera: Poezya do naszych poetów.

- Demonomania, nauka nadziemskiej mądrości przez Br. Trentowskiego. - Spis dzieł wyszłych w W. X. Poznańskim w r. 1843. pr. Z. - Nowiny literackie z Warszawy.

(Gaz. lwów.) - Pismo Kwiaty czeskie (wPradze wychodzące) donosi, iż d. 4. Lutego była w Wiedniu na Józefsztadzie rzadka w swym rodzaju zabawa - bal sł awiański. W pięknie przystrojonej sali zebrało się dość liczne grono (300 osób) Dam i mężczyzn z różnych stron rozległych krajów sławiańskich. Pomiędzy płcią piękną widziano najwięcej Kroatek i Polek; Czeszek było najmniej; szczególniejszą uwagi zwracały na siebie w tańcach dwie dziewice polskie cudnej urody. Prócz języka niemieckiego słyszano tam powiększej części dźwięczne głosy narzeczy sławiańskich, tańczono także narodowe tańce, a dziwnie zachwycająco wydawał się polski mazurek, obok ilirjjskiego kolo i czeskiej polki. Z osób wyszych zaszczycili fen bal obecnością swoją: Miłosz, byty Książę Serbii, Hrabia KolowratKrakcwsky, HI. Zamojski, iliryjski Hr. Padzicz itp. Na tej zabawie był także między innemi znany serbski literat Wuk Stefanowicz Karadzicz z piękną swą córką, oraz dwóch dostojnych Czarnogórców (Moutenegrynów) w narodowych strojach.

(Z Tyg. Petersb.J

CZAE 11 @Cli, Powieść Pantofla, ogłoszona pr%e% Eleonorę Sstyrmer.

(Ciąg dalszY.) Ta niecierpliwość starca, który wcale nlemiał miny spekulanta, żywo mię zajęła. Co też on chce kupić? rzekłem do Marcelego. Poczekaj ja się wraz dowiem, odpowiedział mój towarzysz, i niby bez zamiaru poszedł wtamlę stronę, odwołał jakoś urzędnika i pocichu zaczął z nim rozmawiać. Człowiek w węgierce, widocznie starał się podsłuchać o cze'm mówili; na twarzy jego widać było wielką niespokojność, kręcił się na miejscu w ciekawości. INareszcic namiętność wzięła górę nad inneroi względami, zrobił krok naprzód, nie śmiało zbliżając się do urzędnika żeby mu przerwać, albo może podsłuchać rozmowę.... W tern głośno drzwi si5 rozwarły i jakiś młodzieniec arcydziwne'j powierzchowności zabawnie wpadł

do sali, ledwie na środku zdjął kapelusz z głowy i stanął przy kratkach niecierpliwego starca. Ubrany był podług ostatniej mody, ale oczywiście niezwracał na ubiór żadnej uwagi, bo chustkę miał szkaradnie krzywo zawiązaną na szyi, rejtfrak niby cokolwiek ciasny i jakby pożyczony, kapelusz fantastycznie pomięty, koszlawe obcasy u obuwia i u dwóch pięt jedną tylko ostrogę. Spostrzegłszy oprócz tego jakieś hyperboliczue wyrażenie na twarzy, grymasy i ruchy ciała osobliwszeeo gatunku, powiedziałem sobie, że ten jegomość musiał jakim sposobem wyleżćżywo z którejkolwiek powieści Hoffmana, i że życie jego nie może ubiedz zwyczajną koleją. Z pierwszego rzutu oka powziąłem mimowolnie podpjrzenie, że albo już był igrzyskiem tajemniczych sił duchowego świata, albo niebawem znajdzie się z niemi w styczności. W zapędzie wyobrazili, coraz więcej podżeganej jego ciekawą figurtą, gotów byłem nawet posądzić go o znajomość z odwiecznym nieprzyjacielem naszej duszy. Na szczęście spostrzegłem, że się przywitał z Marcelim i zaczął poufale rozmawiać. Ta prosta okoliczność niewiem dla czego zatrzymała nagle bystry potok domysłów, co z szumem przerzynał się przez sam środek mego biednego mózgu. Wkrótce potem i Marceli powrócił do mnie, i wprzód nim mogłem go spytać o nieznajomym młodzieńcu, szepnął mi doucha: »Starzec chce kupić jakiś obraz, ostatnie dzieło malarza, który w tych dniach umarł u Bonifratrów.«

Cóż to za obraz? spytałem.

Nie wiem, odpowiedział mój towarzysz, musi być w nim coi osobliwszego; zobaczymy. Aha! patrz, oto go masz przed sobą, - I w tej chwili postawiono obraz na stole. Szmer ogólny, znak żywego interessu, powitał dzieło artysty. N a płótnie w naturalnej wielkości widać było młodą śliczną kobietę, siedzącą na rozkosznej ottomance. W pewnej odległości od niej stał średnich lat mężczyzua, maleńkiego wzrostu, chudy, na cienkich nóżkach i w okropnej passy i, Twarz jego wykrzywio A na i zielona od wewnętrznej fermentacyj żółci, oczy uieruchomie utkwione w twarz kobiety, ogniste, gorejące straszne; wreszcie cala postać konwulsyjuie złamana na połowę i naprzód pochylona, z dłońmi przycisniętemi do skroni; wszystko to zrobiło na mnie okropne wrażenie. Dreszcz mnie przejął, jakby mi na serce padł odblask tej rozpaczy ł boleści, tego szaleństwa i jadu piekielnego, które artysta zostawił na fataluem płótnie. Musiałem chwilę odpocząć i 0 lepiej rozpatrzyć kobietę. Dziwna rzecz! siedziała obojętnie, i z jakąś ironią patrzała nieszczęśliwemu w oczy. Maleńki piesek na jej kolanach miotał się z przestrachu; ona była spokojna, głaskała go ręką. To cały dramat, pomyślałem sobie, jakaś tajemnicza historya jednej chwili, ale w lej chwili może los całego życia dwóch serc się rozstrzygnęły. Sto złotych! zawołał licytator.

Dwieście, krzyknął natychmiast człowiek w węgierce, i oczy jego błysnęły jakby łzą, co się nagle zatrzymała. Czterysta! podchwycił młodzieniec w reitfraku, i coraz mocniej zaczął się wpatrywać w malowidło. - Pięćset - cierpko zawołał starzec.

- Tysiąc, odstrzelił młody anatomista, i fizyonomia jego przybrała szczególniejsze wyrażenie. Łatwo było dostrzedz, ze na starca uiezwracał żadnej uwagi, bo wzrok miał sztywno utkwiony na płótno artysty, ale na czole i we wszystkich rysach twarzy widać było niepokój gwałtownie wstrząśniętej duszy, i latały dzikie myśli w nieładzie, jak ptastwo nagle ze snu zbudzone. Człowiek w węgierce nieustannie podwyższał cenę, młodzieniec bez namysłu podwajał jego kwoty. Obydwa oczu niespuszczali z obrazu. Zdawało się, że ci ludzie prowadzą grę hazardowną i postanowili sobie jeden drugiego do szczętu zrujuować. Wszyscy obecni patrzali na nich z uieopisuem zadziWlemem.

- Dziesięć tysięcy! jąknął starzec, zwrócił się ku swemu przeciwnikowi i ostry wzrok wlepił w niego. - Dwadzieścia! w ten moment podchwycił młodzieniec, zawsze patrząc na malowidło. Starzec zbladł, zmieszał się i z jakąś żałością odezwał się do gorącego amatora: »Czy pan mnie tylko na przekorę dajesz tak ogromną kwotę, czy z miłości sztuki tak uporczywie chcesz nabyć ten obraz? Właśnie kiedy tych słów domawiał, rozchodzące słońce strzeliło w okno ostatnim swoim blaskiem, i złotym potokiem światła cudownie oblało tajemnicze malowidło. Młodzieniec w reitfraku szybko zwrócił się ku swemu przeciwnikowi i porwawszy go za rękę, zawołał z nieudanym zapałem: «O mój szanowny panie! któżby sobie nie życzy ł posiadać to arcydzieło sztuki? Przypatrz się tylko, mój dobrodzieju, dziwnie pięknym, ezarnym oczom tej kobiety, a jestem pewny, ze pojmiesz z jaką rozkoszą poświęciłbym cały majątek, ieby tylko zawsze widzieć je przed sobą.

Istotnie miał słuszność; nigdy wżyciu nie widziałem takich oczu! Nie mogłem patrzyć na nie, tak głęboko z martwego płótna spojrzenie ich przezierało się do serca i kłóciło jego pokój. Był w nich jakiś czarodziejski urok; ale nieprzyjemnie mi było doświadczać jego potęgi. Czułem mimowolną trwogę, jak gdybym o północy siedział sam jeden w ciemnym pokoju. Posłyszawszy odpowiedź młodzieńca, starzec stracił przytomność, załamał ręce, chciał coś powiedzieć i nagłe zatrzymał się. Nieznajomy spytał go: «Czy masz pan żonę i dzieci?« - Mam, bąknął biedny, machinalnie.

- N o, to wracaj do nich, szanowny panie, bo choćbyś nawet był bogatszym odemnie, zawsze przez wzgląd na obowiązki ojca i męża, jako człowiek sędziwy, rozumny, możesz mi ustąpić-błagam pana o tę łaskę! -O młodzieńcze! zawołał starzec z goryczą, gdybyś wiedział jak dla mnie drogi ten obraz, pewniebyś mi go nie wydzierał. Pomyśl, może mi go jeszcze ustąpisz?... Ale prawda, na co się to przyda, nie mam przy sobie dwudziestu tysięcy i w domu ich nie mam w gotówce!... Polem w największe'; rozpaczy wybiegł z sali.

Młodzieniec kazał zabrać malowidło, zabawnie przy całem zgromadzeniu nasadził sobie kapelusz na głowę i powędrował do domu. + + -< ROZMOWA.

Jegomość , skąpiec niesłychany! trzyma rozum w kieszeni tlla wlasiieca li użytku i dla pxtraordyiiariiych potrzeb. Z processtt kryminalnego,

- Powiedz mi też, spytałem Marcelego wychodząc z Ratusza, kto to jest ten dziwak w reitfraku? - At sobie, prosto oryginał, excentryk, odpowiedział mój kolega; to ChryzantyDewilski. -Czy dobrze jesteś z nim znajomy? - A, widać podobał się waszmości, Nie dziwię się temu bynajmniej, ze mną kiedyś zdarzyło się coś podobnego. Przychodzę raz do kawiarni na Podwalu i chcę sobie wejść do osobnego pokoiku, w którym zwyczajnie siadywałem, ale kawiarka powiada, że jakiś muzyk z Norymbergii i drugi jegomość już go zajęli. Drzwi były zamknięte, słychać było żywy gwar, stuk i brzęk jak szklanek. <<Aj cóż oni tam robią, czy się nie pobili? zawołała J ózia, i ostrożnie uchyliwszy drzwi zajrzała do pokoju odskoczyła natychmiast, zbladła z przestrachu, przeżegnała się wielkim krzyżem izmie, szanym głosem rzekła mi: «Panie! to czarci!., zobacz pan tylko co oni dokazują.!« - Patrzę mniej zdało mi się, że się zeszło dwóch opętanych albo fixatow. N a środku pokoju Dewilski i Niemiec trzymając w ręku niedopite szklanki ponczu, wyciągnąwszy szyję naprzód, zgiąwszy się w dziwaczny pałak i skacząc naprzeciw siebie na jednej nodze, jakimś djabelskim głosem recytowali Triuklied z Frejschiitza, i takty szklankami wybijali. Później dowiedziałem się od Dewilskiego, ze właśnie ten śpiew Kaspra z towarzyszeniem dwóch pikulinów, nad którego pięknością się delektowali, doprowadził ich powoli do tej muzycznej furyi. Wszakże owo zdarzenie tak mocno mię zajęło, ze wszełkiemi sposobami starałem się poznać P. Chryzantego Teraz jesteśmy z sobą bardzo dobrze, bywamy razem w kilku domach, najczęściej go jednak spotykam u Pani Szczeropolskiej. - U pani Szczeropolskiej! ach, mój najmilszy Boże! wszakże to moja dawna znajoma i w części krewna nawet. A często on tam bywa? - Nie wiem czy wody w Busku, zkąd wczora dopiero powrócił, nie przeminiły go, ale dawniej nic pewnego w tym wgłędzie nie można było powiedzieć. Bywał bardzo często i bardzo rzadko; czasami kilkanaście wieczorów z rzędu, a czasami raz w miesiąc. Z tćm wszystkiem, pani Szczeropołska zawsze chętnie widzi go u siebie. - A nadobna córeczka jej, Rózia?

-Ach! ta biedaczka szalenie w nim żako« chana. W tym oryginale? - Tak, tak, mój kochany, w tym oryginale.

Ależ bo młodej kobiecie trudno nie kochać takiego człowieka. Nic mówiąc już o lem, że przystojny i bogaty, P. Chryzanty posiada ogromną naukę, niepospolity dowcip, wielką przenikliwość, wielką znajomość ludzi, coś poetycznego w umyśle, w uczuciach-, wyobraźnię araba, fautastyczność Hoffmana. A przytern charakter naksztalt żywego srebra ruchliwy czyni go codzień nowym człowiekiem. Tajemniczość, którą lubi się otaczać rodzi tysiące o jego życiu domysłów, a nieustanne dziwactwa f+1 i wybryki zrobiły go chodzącym, że tek rzekę, bohaterem romansu. Nie wystawisz sobie, co to za interessująca persona. - W samej rzeczy chciałbym go poznać.

- Synu szczęścia! życzenie twoje jeszcze dziś się spełni; prosiłem go na nasz wieczorek i dał mi słowo, że będzie niezawodnie. - O! jakie ci jestem wdzięczen, żeś takdoskonale odgadł moje życzenie; ale powiedzże mi, czy kocha on Rózię? - Tej tajemnicy nikt doląd nie zbadał. Panna Rozalia nawet o ile mogę sądzić, nie ma żadnej w tym względzie pewności, chociaż mówią, że kobiety zgadują iustynktem, kto się w nich kocha. Dziwactwa tego człowieka niweczą wszelkie rachuby, wszelkie iustyukta. - Jakąż on gra rolę w salonach? - Tysiąc rozmaitych roi! W jeden wieczór go widzieć uczonym, dzieckiem, mizantropem, modnym kawalerem, filozofem, poetą, a najczęściej dziwakiem i mistykiem. W znajomych domach escentryczność jego niKogo nie razi, ma sobie dany jakby przywilej na zupełną swobodę, i używając jej nie tylko nikomu nie staje się przykrym, ale owszem, każdy mimowolnie jakoś mu sprzyja. (Dal. c nast.)

SPROSTOWANIE.

W numerze wczorajszym Gazety W. X. P.

na str. 458 zaczyna się artykuł jeden od słów: Znowu pewna gazeta berlińska z śmiałem wystąpiła zdaniem. Ponieważ tego śmiałego zdania w Gazecie naszej nie ma, więc cały ten artykuł przekryślić wypada. Red.

Amatorowie teatru Polskiego na dochód Towarzystwa pomocy naukowej przedstawią dnia 17. lYIarca krotofifę oryginaluą ze śpiewkami: Każdy swój towar chwali; kanrlyą: niezgody domowe, i Trafila kosa na kamień.

Biletów dostać można w księgarniach Zupańskiego, Stefańskiego i w kawiarni Jabłkowskiego przy ulicy Wodnej.

.1-5*r? UlĘn*. ,

H K i (u i

*tf

III SIGM. GOŁiSGl · I W PONIEDZIAŁEK kllanią

Maren.

i1+f

OBWIESZCZENIE.

Zwózka cegieł i wapna do budowy twierdzy tutejszej, od 1. Kwietnia 1844. do tego samego czasu 1845., ma drogą snbmissyi na piśmie, jak dawniej, najmniej żądającemu być wypuszczoną. Submissye do wtorku dnia 19. Marca r. b. przed południem o godzinie 9tej percie w biurze Dyrekcyi budowy twierdzy, podać należy, gdzie także bliższe szczegóły i warunki każdego czasu przejrzane być mogą. Otworzenie tychże i dalsze układy nastąpią w wspomnionym dniu o godzinie 9tej tamże. Poznań, dnia 7. Marca 1844.

Król. Dyrekcya budowy twierdzy

P. Dani elewie z przybyły zFrancyi, którego pensya młodzieży od 2 lat exystuje, wraz z swą żoną francuzką (która mając dyplom z Akademii, życzy sobie poświęcić 2 godzin dziennie na lekcye prywatne wmieście), donosi, źe może przjjąć 2. młodzieńców do przygotowania ich do szkół na rok przyszły szkolny, lub też do klass wyższych stosownie do życzeń Szanownych Rodziców.

Donosi oraz, źe ma jeszcze miejsce na 2 pensyonarzy uczęszczających do szkół lub prywatyzujących. Każdy z jego pensyonarzy w 2ch Jatach nauczy się (za co zaręcza) gruntownie języka francuzkiego, gdyż konwerzacya w tymże ciągle jest prowadzoną, prócz tego udzielane są lekcye języków niemieckiego, angielskiego, włoskiego i muzyki. Cena stała 150 Talarów z korepetycyą szkolną oraz prywatne mi języka francuzkiego zaręcza, źe nie zyski są celem, gdyż prawdziwą jego nagrodą jest usposobienie młodzieży na użytecznych obywateli. Dozór najściślejszy w cale'ra znaczeniu tego wyrazu zaręcza o postępie w naukach. Mieszka przy ulicy Wrocławskiej Nr. 38.

Dla mieszkańców wsi i miast! 1. Wiele dóbr szlacheckich i dzierżaw wieczystych rozmaitej wielkości jest pod korzystiiemi warunkami do nabycia i zadzierzawienia. 2 W pi<;kne'm mieście, blisko granicy Szląskićj jest na sprzedaż pod korzystne mi warunkami dom murowany o jednem piętrze, w którym się znajduje 5. izb do opalania, kuchnia, spiżarnia, sutereny, piwnica i góry, jak najlepiej urządzone, podwórze, stajnie i ogród; do domu tego należy kawał dobrej roli i łąka, stykającą się z aleą obsadzoną przeszło 2UO owocowemi drzewami.

3. Porządny, biegły w swoim zawodzie ekonomista, który przez wiele lat zajmował się praktycznie i teorycznie wszystkie mi gałęziami gospodarstwa wiejskiego z korzyścią osób, u których w obowiązkach zostawał, mówiący po polsku i po niemiecku i zdolny nadać sobie powagę względem podległych sobie urzędników, życzy sobie przyjąć obowiązki kornmissarza w znacznych dobrach. W razie potrzeby gotów jest złożyć kaucyą. 4. Jeszcze kilka porządnych mieszkań na dole i na pierwszem piętrze w najpiękniejszych okolicach miasta, jest od Wielkiej nocy do wynaJęCIa. Główna Agentura dóbr.

przy ulicy Wrocławskiej pod Nr. 30. w Poznaniu.

Pomieszkania do wynajęcia.

Przy małej Garbarskiej ulicy N I. 10. są wielkie i małe pomieszkania z stajniami i bez tychże i wozowniami od 1. Kwietnia r. b. do najęcia. Bliższą wiadomość powziąść można w domu na pierwszem piętrze.

N owe skrzydłowe Fortepiany, które się tak przez ładną i poprawną robotę, jak nadewszystko przez piękny dźwięk i trwałe strojenie odznaczają, zostały mnie od znanych, i zdatnych mistrzów z Wrocławia na przedaj powierzone i przyjmuje się przy niskich cenach także zapłaty poczetowe. Poznań, dnia 9go Marca 1844.

Bock Organista, ulica Franciszkańska, Nr. 2.

W Niedzielę dnia 10. Marca 1844 ostatnia tegoroczna WIELKA REDUTA w sali Hotelu Saskiego.

Biletów po 10 sgr. dostać można do niedzieli godziny 6. wieczornej w pomieszkaniu lnojein przy Wrocławskiej ulicy Nr. 27., wieczorem zaś przy kasie po 15 sgr.

E. Rohrmann.

W niedzielę dnia 10. Marca 1844. r.

będą mieli kazanie

W ciągu tygodnia od dn. I.

do duo 7. Marca r. b.

Ważny kościołów.

przedpołudniem.

W kościele katedralnym .... W kość. farno S. Maryi Magd.

"W kościele S. Wojciecnapopołudniuurodź, się 15Wlumarło . ił A wzięło par n. = 1 3..N

H C I-o £x. Pn. Wieruszewski. X. Kau. J nbrzyiiski. Kleryk. - Mans. Fabisz.

- Mau. Celler.

- D j.ick. Kamieński.

- Prae b. Grandke.

- Praeb. Scholtz.

Franciszk. (gmina niem. - katol.) .

W klasztorze Dominikanów W klaszt. Sióstr miłosierdzia W kość. cwanie l. S. Krzyża. , W" kość. etvaniel. ». Piotra , "w kościele garnizonowym , 3 2 6 3 3 4 l 2 l 2 l 4

- Pr. Grandke.

- Praeb. stamm.

Kleryk Westpbal.

Superintend. Fischer. Pastor Friedrich.

R. Kons. Dr Siedler.

Nad-Eazo. w. Cranz.

2 l l l 1&

Ogółem . . ,

Itr

(i

It»

Powyższy artykuł jest częścią publikacji Gazeta Wielkiego Xięstwa Poznańskiego 1844.03.09 Nr59 dostępnej w Wielkopolskiej Bibliotece Cyfrowej dla wszystkich w zakresie dozwolonego użytku. Właścicielem praw jest Wydawnictwo Miejskie w Poznaniu.
Do góry