GiLiifXXX

Gazeta Wielkiego Xięstwa Poznańskiego 1844.05.25 Nr121

Czas czytania: ok. 15 min.

VVielkiego

Xiest w a

PO ZNA N SKI EGO.

N akładem Drukarni Nadwornej W Dekera i Spółki. - Redaktor t A. Wannowahi.

f»I.

W Sobotę dnia 25. Maja.

1844.

W Poniedziałek, w drugie święto Zielonych Swiątek, nie wyjdzie Gazeta.

Wiadomości krajowe.

Z Berlina, da. 23. Maja.

N. Pan Ja. Xi<;ciu von Y sen bnrg und B u e d i n g e n order orła czerwonego 1. ki. dać raczył. Z Berlina, dnia 22. Maja.-Dyrektorowi wydziału handlu, przemysłu i budowli w ministeryum skarbu, B e u t h, N. Pan przydomek »Excellencya« nadać raczył. - Słychać, ze w miejsce Dr. H e r m e s dotychczasowy feuilletoniste Dr. J. B. R o u s s e a u jako współpracownik co do politycznej części Gazety Powszechnej Pruskiej nastąpi.- Petycyę podaną przez tutejszą gminę katolicką bezpośrednio do N. Pana i Króla względem wybudowania drugiego kościoła katolickiego w stolicy, przekazano ministrowi oświecenia dla zdania z niej sprawy JI. Panu. Przy tej sposobności pokazało się, ze Berlin około 20,000 katolików liczy, między tymi jest 3800 żołnierzy załogi tutejszej. Zważając ze kościół tutejszy św. Jadwigi z przyczyny szczupłości swej ledwo połowę tutejszych żołnierzy katolickich objąć może, przekonywamy się, ze budowa drugiego kościoła katolickiego u nas istotną jest potrzebą.

Wiadomości zagranIczne.

Polska.

Z War s z a w y, dnia 2 1. Maja.

N. Pan Najmiłościwiej udzielić raczył, wiecznemi czasy na dziedzictwo: - Pomocnikowi naczelnika sztabu oddzielnego kaukaskiego korpusu, Pułkownikowi szabu głównego Buturlin, dobra Ręczno i Stobnicę, w pcie Piotrkowskim, gub. Kaliskiej, i dowódcy pułku huzarów imienia J. Kr. Mości króla hanowerskiego, Pułkownikowi Mielników, dobra Zbuczyn, w pcie Siedleckim gub. Podlaskiej.

N. Pani, raczy wszy przyjąć złożony sobie przez Członka Rady Oświecenia publicznego w Królestwie polskie'm, Radcę Stanu Pawliszczewa, exemplarz napisanej przez niego Hisloryi polskiej, poleciła oznajmić autorowi Monarsze swoje zadowolenie Francya.

Z Paryża, dnia 15. Maja.

N a dzisiejszćm posiedzeniu I z b y P a rów odezwał się raz jeszcze P. C o u s i n w sprawie duchowieństwa a mianowicie Jezuitów. Broniąc paragrafu tyczącego się warunków względem zaświadczeń naukowych, odpowiedział uczony ten mówca Hrabiemu Montalembert w następujący sposób: «Pytano się, skąd to pochodzi, nia naukowe nie koniecznie są potrzebne, teraz Za warunkiem tym glosuję. Tak jest, Panowie, takiego byłem zdania w r. 1836., a w r. 1840. ułożyłem nawet wniosek do prawa, w którym o podobnych świadectwach najmniejszej nie było wzmianki. Cóż więc zdanie moje amieniło? 010 wy, Pauie Hrabio Monlalembert i Jego przyjaciele, którzy w myśli służenia religii i wolności, z najlepszemi może chęciami, zamierzyliście pewną słusznie czy niesłusznie wzgardzoną kongregacyą znów do czci przywołać i na głowy nasze zwalić, przez co kraj .W alarm wprawiony został. Zaiste, byłoby to niedorzecznością, dla którejby mnie raz jeszcze do szkoły wysłać należało, gdybym tu, na mocy zasady teoretycznej, zbijać chciał nieodzowną konieczność, że wielkiemu złemu zapobiedz i pewnej części młodzieży fraucuzkiej nieposwolić należy uczyć się w zagranicznych i słusznie podejrzanych instytutach, ażeby pod płaszczykiem bakkalaureatu przywozili nauki dla konstytucyi naszych zgubne i takowe jako kontrabandę pośród nas rozszerzali. (Bardzo dobrze!) Jesteśmy ludźmi praktycznymi, i oświadczam, że teraz, jakkolwiek z żalem i od WPana zmuszony, za zaświadczeniami głosuję. Nie idzie tu o uniwersytet. U niwersytet nie boi się konkurencyi z Biirgelelle i Fryburgiem. Gdyby wielki jaki komitet europejski sądzić miał o owocach naszych kollegiów a dwóch owych sławnych instytutów, stanęlibyśmy z niejaką pewnością przed takowym trybunałem. (Oklaski.) Idzie tu o Francyą, o ojczyznę z wszystkieini j ej ustawami, obyczajami i jej duchem. Wszystko to, dzięki WPanu, Zawarte jest w lichej tej kwestyi o zaświadczenia naukowe. Nie wynika stąd, żebyśmy życie Monarchii i ojczyzny do pytania tego przywięzywali. Prawo nie jest wieczne. Któż z nas przed 4 lub 10 łaty myślał o Jezuitach i o tajnych towarzystwach religijnych? Komuż z nas przez myśl kiedy przeszło, aby od przewodnika pensyonatu domagać się piśmiennego oświadczenia, że nie należy do żadnej kongregacyi zakazanej ? Nie żądano takowej -deklaracyi w roku 1818.

i 1819*, ele jej zażądauowr. 1828. Czemu? Bo się stała potrzebną, bo Jezuici znów się byli pojawili. Rewolucya lipcowa rozproszyła ich i <lo zwyczajnych zapędziła kryjówek, Dzięki postępom wolności i pokoju, dzięki przede wszystkie m pobłażaniu, na jakie liczyli, pojawili się znowu, aby, jak zawsze, wojnę pomiędzy nami wzniecić, aby wszystkie roztrząsania zatruć, aby biskupstwa podburzyć, uwieśći za sobą porwać. Wierzcie mi Panowie, bi* skupstwa nie są tak wolne, jak to powiadają. Słyszałem ja skargi, bolesne skargi, a gdyby spór zachodził tylko pomiędzy uniwersytetem a kościołem, czyliźby rząd, obejmujący jedno i drugie, sporowi temu nie był łatwo koniec położył? Kościół i uniwersytet nie mają dążności przeciwnych, boby uniwersytet znieść należało, gdyby religii chciał szkodzić", jak znów z drugiej strony kościół ciężkąby winę na siebie zwalił, gdyby uniwersytet w sprawowaniu dzieła jego miał niepokoić. Ale pox między kościół a uniwersytet wcisnęli się ludzie obcy, którzy by zginąć musieli, gdyby obiedwie te instytucye w dobrem były porozumieniu; ludzie, którzy w wojnie tylko zyskać mogą, którzy czemsiś tylko być mogą przez obalenie wszystkich naszych instytucyi i starych zasad, które ich odpierają; kongregacyą, która tylko po Za szańcami nieograniczonej wolności znów się pojawić może, i dla tego duchowieństwo do głupiego tego wzywania nieograniczonej wolności pobudza, duchowieństwo, które nieznanej (ej wolności nie potrzebuje, tylko slarej i wiecznej wolności kościoła, wolności nauczania tego, co mu Bóg powierzył. Tak jest, Jezuici to podburzają Biskupów, i w takowych okolicznościach widzę się zmuszonym domagać się nawet rękojmi przeciw tej kongregacyi.« Wstąpił potem na mównicę Wielki Kanclerz, P. Martin du Nord, i oświadczył, że zdania Pana Cousina i obawy jego pod względem J ezuitów nie podziela. Zaprzeczył nasamprzód, iżby Jezuici tak wielki wpływ na Biskupów wywierać mieli: w wystąpieniu tychże Biskupów nie widzi on nic tak nadzwyczajnego, a że się w polemikę i pisma czasowe wdają, przypisuje to skutkom instytucyi francuzkich. Co do Jezuitów samych, oświadczył kanclerz, że jeźli kto, to ou dobrą miał sposobność uważać wszystkie zjawiska i kroki kongregacyi j a nic tak okropnego nie dostrzegł, jak to P. Cousiu kreśli. Według kanclerza zdania instytucye krajowe dosyć są mocne, aby wszystkim zabiegom Jezuitów w samym źródle tamę położyć, ani też nawet zakonowi temu tak wielkiej wagi po dziś dzień przypisać nie należy. - Na to Hr. S t. P r i e s t: »Dowody Patia Kanclerza bynajmniej mnie nie przekonały; nie chce on prawie wiedzieć o istnieniu Jezuitów, a przecież oni sami to wyznają i chełpią się z tego. Zdaje mi się, że P. Minister nie dobrze jest pod tym względem zainformowany. Byłem zrazu przeciw świadectwom; teraz za niemi głosuję, a to z powodów, które P. Cousin rozwinął. Zara eil za sposób, w jaki zdania Pana MontiJemberła sprostowali. Szanowny Pan Moiitalembert popełnił anachronizm; przypomniał ou sobie, ze Jezuici nietylko osobom prywatnym, ale nawet potężnym Królom niegdyś strachu napędzali, i że ci Królowie jarzmo ich dźwigać musieli, nim je z karków zrzucili. Ale Hrabia pomylił się pod względem czasu i nie baczył on na to, ze żyjemy teraz w innej epoce i pod innym rządem, i ze jawność rządu konstytucyjnego już im postrachu rzucać nie pozwala. Rozstrzygnięcie względem paragrafu dotyczącego świadectw nauki odłożono do duia następnego. Z dnia 1 6. Maja.

Pisemko, które Ksieżę J oitiville wydał pod tytułem: «Note sur l'etat des forces navales de la Prance«, wielką podobno zwróci na siebie uwagę. Autor zamierzył w niem dowieść, że francuska na morzu potęga niezmiernie po za czasem została i że szybkie i silne rozwinięcie marynarki parowej koniecznie jest potrzebuem, jeżeli Prancya chce stanąć na takiej stopie, aby w wojnie morskiej z Anglią zaszczytnie i bezpiecznie zmierzyć się mogła. Książę J oinville z góry przyznaje, że o zupełnem Anglii na wodzie wyrównaniu Prancya ani pomyśleć nie może i tym sposobem oświadcza się za zdaniem, które wprawdzie najpospolitszemu rozumowi jest oczy wistem, ale które przecież zawsze zapaleńcy francuskiej narodowej godności za szkaradne bluźnierslwo poczytywali; autor pisemka ciężko za poważne jegoż ogłoszenie będzie musiał odpokutować. »Nie należę do tych, mówi Książę Joinville, co w obłędzie narodowej chełpliwości wierzą, że jesteśmy w stanie równemi siłami walczyć na morzu z potęgą bry ttyjską, lubo nie poważyłbym się utrzymywać, iż jej się w żadnym razie oprzeć nie zdołamy. J ak ja nad rzeczą pomyślałem, to rozumiem, że wytrzymamy wojnę Z każdem państwem, nawet z Anglią i niejakieś zaprowadzić zdołamy wyrównanie przez rozsądne użycie naszych pomocnych źródeł. Nie będziem zaiste i wtenczas świetnem szczycić się powodzeniem, ale przynajmniej pewnym krokiem zbliżymy się do celu, którym jest utrzymanie Prancyi w należnej godności.« W tymże sensie mówi Książę Joinville na innem miejscu: »Nie zapominajmy nigdy wpływu, jaki w r. 1840. wywarło odwołanie floty; lubo odwołanie to było jedynem, co wówczas uczynić było można, a i dzisiaj przy pielWszem zagrożeniu wojną nie inaczej by postąpić wypadało.« Autor przeprowa

dza to twierdzenie, dowodząc, że najzupełniejsze nawet zwycięstwo, jakieby flota francuska w roku 1840. na angielskiej odnieść była mogła, przecież byłoby tylko początkiem zniweczenia francuskiej na morzu potęgi. Prancya, mówi on, w każdym razie długiego potrzebowałaby czasu, aby szkody floty naprawić, kiedy Anglia w przeciągu miesiąca dwie lub trzy floty w miejsce straconej wystawić jest w stanie, a z pomocą swych parostatków wojennych wszystkie portowe miasta Prancyi spustoszyć. Prancya ma wprawdzie obecnie 43 parostatki wojenne, ale z tych według zaręczenia Księcia J oinville ledwie 6 może się mierzyć z angielskiemu Do swych żaglowych okrętów nie może się już odwoływać, bo te od czasu użycia siły pary do żeglugi w większej części straciły znaczenie i na przyszłość zajmą w potędze morskiej już tylko to miejsce jakie ma artylerya w sile lądowej. Z dnia 17. Maja.

Z Londynu odbieramy dzisiaj pewną wiadomość, że Markiz Viluma, który dopiero lemi dniami swoje pismo zawierzytelniające Królowej Wiktoryi wręczył, wezwanie do objęcia Miuisterstwa spraw zagranicznych przyjął i do powrotu do Madrytu się wybiera. Wszystkie rapporta o utarczce, stoczonej przez Księcia Aumale d. 24. Kwietnia z Kabylami w prowincyi Konstantine, wtem się zgadzają, że Książę wwidoczuem był niebezpieczeństwie albo zginąć, albo - coby może jeszcze gorzej było - dostać się w niewolą. Li tylko własnej waleczności i waleczności otaczających go Oficerów zawdzięcza swoje ocalenie. J ego koń dwoma albo - jak inni donoszą - trzema kulami ugodzony został. M o n i t e u r a l g e r i e n podaje liczbę poległych oczewiście za nisko tylko na 21 ludzi, pomiędzy tymi wymienia też Koinmendanta Gallias: inne rapporta, wspominają o 13 Oficerach i 100 szeregowych po części ranionych, po części też zabitych; dwa działa Arabowie na chwilę zdobyli, ale w króte je im znowu odebrano, wszyscy Oficerowie pierwszego, 2. i 3. batalionu strzelców bagaże a po części i konie swoje stracić mieli. Oraz mieli Arabowie wszelką żywność za kolumną postępującą zabrać, dla tego też 3800 racyi żywności pod zasłoną 100 żołnierzy niezwłocznie za nią wysłano. Całą tę przygodę przypisują trwodze paniczne'}, która Goum (Konlyugens) sprzymierzonych Arabów, po bokacli kolumny maszerujących, podczas gęstej mgły opanowała; zamieszanie przez nich sprawione udzieliło się le'ż innym częściom kolumny. Z postradania wszelkich bagaży wy nie można bowiem przypuścić, zęby żołnierze bez rozlewu krwi je poświecić mieli. Przypadek ten niepomyślny ożywi męstwo Kabylów i zapewne też inne pokolenia do odpadnięcia spowoduje. Ztąd powstanie dla Francyi konieczność ponoszenia nowych ofiar. Najbardziej jednak objawia się przy tej sposobności obawa, azali istotnie w tych małych a jednak z tylu niebezpieczeństwy połączonych wyprawach życie Królewiczów ua szwank narażać wypada.

Anglia.

Z L o n d y n u, dnia 1 O. Maja.

Dnia 5. obchodziło »T owarzystwo literackie polskie« uroczystość 121etniego by lu swego a to, jak zawsze, pod przewodnictwem szanownego i godnego przyjaciela Polaków Lorda Dudley Stewart. Zgromadzenie nie było wprawdzie bardzo liczne ale dobrane i przedstawiało rzadki widok, że mężów wysokiego urodzenia j geniuszu protestantów i katolików, Torysów i Whigów do wspólnego jednoczyło celu. Było też pocieszającą, że strata poniesiona przez śmierć Sir F. Btirdett i dwóch albo trzech innych przyjaciół, przez przystąpienie do towarzystwa 20 nowych członków sowicie wynagrodzoną została. Do liczby tych nowo-przyjętych należy Lord, Sandon i irlandzki Ultra-protestant Lord Jocelyn, syn Hr. Roden, którego nawet wspólnictwo z O'Connellein od publicznego oświadczenia udziału swego dla sprawy Polaków wstrzymać nie mogło. Był też ua posiedzeniu tem Samuel Rogers, poeta »rozkoszy wspomnieli.« Tak tedy towarzystwo nie tylko się utrzymuje, lecz wzmaga się nawet od roku do do roku pomimo oszczerstw, rozsiewanych przeciw Polakom i samemu nawet Lordowi D. Stewart, których sprawcą-jak teraz z pewnością wiemy-był Polak, podła dusza. Jest to lei wielkim dla przebywających w Anglii Polaków zaszczytem, że chociaż większa część z pomiędzy nich do niższych stanów należy, jednak dotychczas nikt z nich zbrodni sie. nie dopuścił. - To przynajmniej twierdził Lord D. Stewart a ja przekonany jestem, że prawdę powiedział. Ale nie można ich za to uwolnić od zarzutu, że nieszczęściem jątrzeni między sobą często kłótnie i zwady miewają.Towarzystwo rzeczone ma zresztą ten cel, aby tych Polaków wspierać, którzy za poźuo tu przybyli jak aby w zapomóikach rządu udział mieć mogli. Ponieważ jednak rząd do tego nareszcie się skłonił, że za każde 3 osoby, wykreślane z listy swojej, jedną z listy towarzystwa przyjąć chce, a obie listy ciągle się przez wynajdywanie zatrudnień, śmierć i wydalenia zmniejszają, chwila niedaleka, w której towarzystwo przestanie być zakładem dobroczynności a ograniczać się będzie na ożywianiu między Anglikami współczucia i udziału dla narodowości polskiej. Wniosek Anglika jednego: »aby dzień przybycia Cesarza Mikołaja do [Anglii towarzystwo jako dzień żałoby obchodziło« jako nieprzyzwoity odrzucono. Turcya.

Z K o n s t a n t y n o p o l a, d. 1. Maja.

Pokazuje się z doniesień, że albańskie spustoszenia dalekie końca, owszem z dniem każdym się zwiększają, że Baszowie nie zdolni są ich pochamować, że jeżeli prędko skuteczniejsze nie nastąpią środki, zamieszki te straszne mi stać się mogą Porcie. Sułlau wraca znów do swego dawnego projektu odwiedzenia osobiście prowincydw - ale napotyka też same trudności i zawady od dworzan, które przed kilku tygodniami plan ten rozbiły, i istotnie nie rozumiem jakąby korzyść przyniosła osobista bytność Sułtana w prowineyach, kiedy Jego Wysokość nie posiada tej siły woli ani bystrości, któremi się jego ojciec odznaczał. Przecież ten raz Padyszach podobno upiera się przy swe m postanowieniu, i mówią że tylko tyle ustąpił prośbomWalidy, ii zaczeka raportów Riza Baszy o stauie krajów niepokojonych, za nim przedsięwzięcia dokona. Zdaje się jednakże, że to tylko plotki serajowe, mające na celu rzecz całą zwlec i zamiar Sułtana zwłoką podkopać. - Sir Stratford Canning oburzony strasznem wyuzdaniem Arnautów, zdaje się coś stanowczego zamierzać i Porte zmusić do wyjawienia zasad na których nadal działać będzie i których niezmiennie trzymać się ma. Europa bowiem, utrzymuje Sir Stratford, nie mogąc dozwolić Turkom szerzyć barbarzyństwa, przywłaszczyła sobie prawa interwencyi w jej iuteresa; zamiast dotychczasowego zapuszczenia się w szczegóły- któicdla Europejczyków równie jest niedogodne jak urażające rząd tureckiniechby Porta raz na zawsze ogłosiła zasady, których się na przyszłość trzymać zamierza, i klóre zapobiedz winny oburzającym scenom niestety codziennie się wydarzającym. - Temu zarzucają reprezentanci niemieccy i rossyjski, że taka deklaracya, owa z Giilhaneh, już raz jest daną, a wiadomo że się na nic nie przydała. Zresztą deklaracya uczyniłaby ciągłą kontrolę konieczną, i obce mieszanie się w szczegóły prędzejby się pomnożyło niż stało zbytecznem: że zatem lepiej trzymać się pojedyń aby milicye albańskie rozpuściła, odesłała je do domów, i utrzymani" publicznego pokoju powierzyła wojsku regularnemu co łatwem być powinno, ile że milicye owe dla Porly w czasie pokoju prędzej niebezpieczne niż pożyteczne.

Rozmaite wiadomości.

(T Tyg. Pełersb.) GAWĘDY LITERACKIE.

o nowych publikacyach naszych, tak w 0góluości teraz cicho-głucho, że gdybyśmy nie byli najmocniej przekonani, iż to jest wyjątkowćm, przypadkowem, ze składu okoliczności, jak pospolicie mówią, wynikającem zapomnieniem, sądzilibyśmy, że się już powszechność uasza, autorowie, czytelnicy i krytycy, wszyscy razem znużyli życiem umyslowem i myślą spokojnie na laurach spoczywać. Taką mamy skłonność do próżniactwa wrodzoną, że wszystko to czego się lękamy nie przypuszczając, staćby się gotowo. Mówmy naprzód o autorach, jako o wątku na którym snuje się umysłowe życie, mówmy - albo może nie mówmy o nich. Bo naprzód jesteśmy ich częścią, uależym do korporacyi, posądzonoby nas o stronnosć, powtóre gdybyśmy trochę ostrzejszą prawdę powiedzieć chcieli, zakrzyczanoby na stronnosć znowu, na burzycielstwo bezpotrzebne. - A jednak znalazłoby się tyle rzeczy do powiedzenia o nicho nas. Nasi pisarze wystawieni z natury, wyportretowaui żywo, stanowiliby jeden z najciekawszych obrazów J). Począwszy od Jaśnie Wielmożnych piszących, do chudopachołków, do młodzieży próbującej sil, do spekulatorów , tłumaczów itd. ile przewybornych typów: Na nieszczęście są to obrazki do pamiętników chyba pośmiertnych, krzyczano by na osobistości, gdyby ich nawet nie było. W ogólności tak jakoś dziś zachciało się nam krzyczeć, że krzyczym nie wiele patrząc na kogo i dla czego, kłócim się z najlepszemi przyjaciółmi. Les petits presents entretiennent l'amitie; mybyśmy mogli powiedzieć: Les petites querelles entretiennent l'amitie. Taka to tam i przyjaźń. Jeśli kiedy były tak zwane w literaturze naszej koterye, to przynajmniej dziś już na nie nikt prawa nie ma się uskarżać 2 )wszyscy wszystkim doskonale są obojętni, wyjąwszy jednak P. Bomby z kompanią jego Ta') Dla czego tjlko nasi? (Wyd. Typ;.) J) Tern lepiej. (Wjd. Tyg.)ratutków etc. , którzy sobie staruszkowskim sposobem d1Winkują i gderają. Coby też starzy robili, gdyby nie gderali? Szlachcie potrzeba przynajmniej dozwolić nagderać się na książki, kiedy je kupuje. A wreszcie darujmy coś niecoś i chęci popisania się - to rzecz tak naturalna, że jej się w biednych ludziskach, nie ma nawet co dziwić. Mimowolnie jakoś zapędziliśmy się między krytyków. Stójmy więc, lewa noga w tył i odwrót. Wszakże Zegota Kostrowiec tykać nam krytyki i krytyków nie dozwala 3 ), on tak poczciwy, że jeszcze wierzy w sumienność krytyka, w kapłaństwo krytyka. Gdybym mógł, ucałowałbym go za to. - To dowodzi szlachetnej i pięknej duszy, to dowodzi tego co jego krytyki - że on jest wyjątkiem. A wyjątki wedle Alwara potwierdzają regułę. (Tak to przynajmniej dawniej bywało). Otóż znowu nie możemy, sub poena indignationis mówić o krytyce i krytykach. Szkoda, i tu by się znalazło co powiedzieć, nie tykając nawet Bomby, aby się nam nie roztfzasla zdradliwie na kolanach. Quod Deus avertat. Mówmy więc o publice naszej - o czytelniach. - Ale jak? Przychodzi mi na myśl, ze gdybym mówił o publice, ona by gotowa się i nie bez przyczyny pogniewać. - Boisz się więc zaczepiać swoich współbraci pisarzy, swoich nie-braci krytyków, (wiadomo, że niżej podpisanego nikt nigdy za krytyka ex professo, nawet za estetyka, nawet za jakiegokolwiek mniejszego - tyka, nie chciał uznać), - a (powiada dalej powszechność) nie boisz się mnie? Mnie królowej? Mnie wszechwładnej? Mnie, która kupuję twoje bazgraniny i okrywam cię z dziećmi twemi, z niedolężnemi dziećmi twemi, swoją protekcią?? Jest racya - dajmy więc pokój czytelnikom, to dobrzy ludzie, mają swoje wady - ale - cóż robić, już widać nie my ich poprawiemy. Albo czas, albo nikt. Najpewniej ostatnie. Ale już cicho - ani słowa 4). 3) Gdzie to wyczytał P. Kr.? Żeg. Kostrowiec w iadnym artykule tego nippowiedziat; on chce tylko, żeby krytyki były pisane sumiennie, z przekonania i ze znajomością, rzeczy. (Wyd. Tyg.) 4) Przyznajemy sie, ze całej tej tirady nieroznmieuiy; wypada z niej, że niema krytyki sumiennej, że ta stanowi tylko wyjątek, etc. Zdania te z odczarowania, zwątpienia, przypominają pierwsze czasy wy stąpień P. Kr. w Literaturze, a które, mniemaliśmy, daleko za sobą zostawił. J ak to niema J sumiennej krytyki? ten co to pisze nierozumie innej i do innej nieprzyzuaje się. Dalej P. Kr. mówi że nikt go za krytyku nieenctut uważać. To bardzo dla wielkiej wagi przyzwoitości i okoliczności, mówić ani o krytykach, ani o pisarzach, ani o czytelnikach - mówmy o dziełach. Jest to niby coś zupełnie odrębnego. Tyle ich temi czasy wyszło - tak nie wiele jeszcze czytaliśmy!! O niektórych słyszemy dawno, a w oczy im zajrreć przez jakąś dziwną fatalność nie możemy. Zacznijmy od Warszawy, a w Warszawie od biblioteki. - Biblioteka zeznaniem wszystkich stoi dziś na czele pism peryodycznych -literackich naszych; nie tylko się nie cofa, ale widocznie ulepsza, a nowy redaktor P. Wójcicki, wszelkich starań dokłada, aby ją ożywić, i doborem artykułów odznaczyć. Krytyki biblioteki warszawskiej (widzę jakie tu będzie posądzenie!) są daleko lepiej wyrozumowane, chłodniejsze i sprawiedliwsze, świadkiem rozbiór Legend X. Hoło· wińskiego i inne; nierównie niżej stoją powieści i poezye, ale to nie wina redakcyi 5 ). O pielgrzymie tegorocznym nic powiedzieć nieumiemy, bośmy go nie widzieli, wiemy jednak, że szanowna redaktorka jego, nie ustaje w przedsięwzięciu i nieupada na siłach. Przegląd obok dwóch pism utrzymujący się, dowodzi, że czytelników nam nie braknie. Wydawca jego P. H. Skimborowicz, z młodzieńczym zapałem, stara się wlać życie w to pismo, któremu jak pielgrzymowi, kollaboracyi braknie. W tern. samem położeniu bywa zapewne nie raz i biblioteka i athenaeum (Experto crede Roberto). Stosy ramot zawalają półki redakcyi, a nie ma jednak co drukować; niektórzy bowiem ze znakomitych pisarzy uznali, że czas włożyć szlafmycę i pójść sobie. Z książek wyszłych w Warszawie, nic prawie nie znamy czysto-literackiego, coby na wzmiankę zasługiwało. Przekłady, nieforemne naśladowania (wszakże li{ tajemnice Warszawy!!) ramoty, zabierają miejsce czemuś pożądanszemu, pochlony wają picuią* dze i psują smak czytelników.

- Tłumaczą głopiusieńkie i dowcipne tylko wr oryginale (a i to nie bardzo) flziologie - tłumaczą P. de Kock Wielkie miasto! (vernaculo sermotic Paryż) - tłumaczą o N a p o l e o n i e , któren już gorzej niż w 1812 roku kością stoi · w gardle, tyle o nim bredzą a zresztą. - Zresztą nic, lub tak jak nic. (dok. nast.)rzecz naturalna; jakże można nważać za krytyka tego, kio dla mej wyznaje lak absolutny aleizni? S) Te słowa P. Kr. niech nam wolno nwaiać nie za rys obecnego sianu rzrrzy, ale za wieszczbę lepszej przyszłości - i w tćm lączemy nasze najszczersze życzenia, (Wyd. Tyg. )

OBWIESZCZENIE.

Pożary, które się tu wydarzyły w ostatnich czasach, wywołują p o t r z e b ę utworzenia oddziału służby ogniowej. Lubo z cWubą wyznać musimy, że w mieście tutejszem na odgłos pożaru wiele osób śpieszy z chętną pomocą swym współobywatelom, kiedy atoli siły ich nie działają w porzadne'm połączeniu, nie dziw, że tlWOnią się bez widocznej korzyści, i często stają się zawadą zamiast pomocy. Postanowiono przeto utworzyć dla miasta Poznania oddział straży ogniowej, złożonej z ochotników, z którymi następnie ma się naradzić względem jej uorganizowania. Mieszkańców tutejszych chcących o d d a ć i w tej mierze usługi swoje cierpiącej ludzkości, i wstąpić do oddziału tego, wzywamy uprzejmie, aby się raczyli piśmiennie lub osobiście zgłosić do Prezydenta Policyi M i n u t o l e g o , do Nadburmistrza Tajn. Radzcy Regencyjnego INaumanna lub do Radzcy Policyi Bauera.

Skoro tylko liczba osób przystępujących do tego związku będzie dostateczną, poda się do publicznej wiadomości przez pisma termin do ułożenia statutów. Poznań, dnia 16. Maja 1844.

Minutoli. Naumann.

OBWIESZCZENIE.

Tegoroczny wiosenny targ wełniany odbędzie się jak zwyczajnie ,_. w dniach 7. - 10. Czerwca. Wszystko, co tylko dla dogodności i pośpiechu handlowego służyć może, w znany sposób urządzonem będzie. Poznań, dnia 20. Maja 1844.

Magistrat.

Sprzedaż publiczna celem rozporządzenia się. Sąd Nad-Ziemiański w Poznaniu.

Wydziału I.

Dobra ziemskie Za dory z wsią Drozdzice do takowych należącą i folwarkiem Roszkowo, w powiecie Kościańskim położone, sądownie oszacowane na 57997 Tal. 14 sgr. 4 fen. wedle taxy, mogącej być wraz z wykazem hipotecznym i warunkami w Registraturze naszej przejrzanej, mają być dnia 27. Czerwca 1844. r. zrana o godzinie Wtćj w miejscu zwykłych posiedzeń sądowych sprzedane. Wszyscy nieznajomi wierzyciele realni wzywają się, aby się pod uniknieniem wyłączenia najpóźniej w terminie niniejszym zgłosili. Sukcessorowie: Urszuli z Prusimskich pierwszego ślubu Turno, drugiego d'Alfons, rodzeństwo Adolf, Arthur, Władysław, Józef, Alexandra, Wincenty i Stanisław d'AIfons, z pobytu niewiadomi, na których tytuł possessyi w księdze hipotecznej także zapisanym jest, zapozywają się na takowy publicznie. Poznań, dnia 30. Listopada 1843,

Powyższy artykuł jest częścią publikacji Gazeta Wielkiego Xięstwa Poznańskiego 1844.05.25 Nr121 dostępnej w Wielkopolskiej Bibliotece Cyfrowej dla wszystkich w zakresie dozwolonego użytku. Właścicielem praw jest Wydawnictwo Miejskie w Poznaniu.
Do góry