GAZETA

Gazeta Wielkiego Xięstwa Poznańskiego 1844.06.13 Nr136

Czas czytania: ok. 17 min.

VVielkiego

Xi stwa p o Z N AN 8 K I E G O.

Nakładem Drukarni Nadwornej W Dekera i Spółki. - Redaktor: A. Wannowski.

JW13«.

W Czwartek dnia 13. Czerwca.

1844.

Rzut oka na wojnę Kaukaską w r. 1841.

(Dalszy ciągj Skoro tylko Generał Grabbe do Grocznoju przybył, kazał budowę twierdzy Zaghen)urt natychmiast rozpocząć. Leży ona około dwieście wiorst na zachód od Grocznoju nad Sundszą. Przybywszy tamże, zasialiśmy drugi brzeg nieszerokiej lu jeszcze rzeki gęslym lasem zarosły, i tej też sposobności używali Czeczeńcy na szkodę wszystkich posterunków. Kiedy żołnierze nasi z tej strony robole zaczynali, dawali tamci, drzewem i liściem zasłonieni, przez cały dzień ognia do pracujących. Wiadomo zaś, że Azyaci dobrze celują, tak iż wnet zmuszonymi się być widzieliśmy do ostrych środków przeciw tym śmiertelnym igraszkom. - Owoż jeszcze przed rozpoczęciem budowy domów robiono wycieczki na drugi brzeg rzeki. Jedna część ludzi zatrudniała nieprzyjaciół na wszystkich stronach, prąc ich od Sundszy w głąb kraju, a druga część spuszczała drzewa nad brzegiem stojące. Tym sposobem wycięto las i zniszczono kryjówki Czeczeńców; byliśmy tym sposobem przynajmniej w porze dziennej bezpiecznymi. Ale w skutek tego daleko niebezpieczniejsze stały się noce. Adhigowie skradali się nocą do naszych straży i piket i takowe zabijali. Także i od strony przeciwnej czyniono podobne wycieczki, a wnet każde światełko w namiotach obozowych stało się celem dla chytrych synów górniczych. Wzmocnienie straży i posteruuków, jako też wyselanie częstych wi« det nie wiele co pomagało; również mało skutku miało strzelanie z naszej strony. Rozkazano nareszcie wcale do nich nie strzelać.. Zrazu miotali wystrzały jak zwykle, ale wnet potem zamilkli, a w ciszy nocnej dało się słyszeć zapytanie, dla czegóż my to nie strzelamy? czy niemi gardzimy? »chce nam się spać, odpowiewiano im, zróbcie i wy to samo!« Śmiali się Czeczeńcy, hałasowali i lżyli przez czas niejaki, ale nie padł juz ani jeden wystrzał. Żaden pewno ucywilizowany nieprzyjaciel nie postąpiłby sobie z taką szlachetnością, jak ci »dzicy Azyac1.« Wszakże śmiesznyby był wniosek, żeby sposób ten obrony oparty tylko na moralnym charakterze Adighów, starczyć miał na czas dłuższy, zwłaszcza iż my z naszej slrony nietroszcząc się o nieprzyjacielską wspaniałomyślność w prześladowaniu naszćm nie ustaliśmy. Dla tego też po skończeniu twierdzy Zaghenjurtu przedsięwzięliśmy wycieczkę do Czecznii końcem oczyszczenia kraju ponad rzeką leżącego. Skutek tej wyprawy był małoznaczny. Zburzono kilka wsi, zabrano kilka trzód i ujęto kilku Czeczeńców. Nigdzie nie przyszło do znaczniejszej potyczki. Powróciwszy z wyprawy przystąpiliśmy do budowy drugiej twierdzy nad Sundszą, t. j. Naghaniurtn, znów może ze dwadzieścia wiorst ua zachód od Zagheujurtu. Ta skończoną zo żadnych przeszkód nie stawiali. Tymczasem nadszedł z Petersburga rozkaz, aby znaczniejszą przedsięwziąść wyprawę do witlkiej Czecznii, co także jeszcze w ostatnich dniach Września rozpoczęto. Przedsięwzięcia takowe tyleśmy już razy skreślili, a sposób walczenia w Kaukazie tak dalece sobie równym zostaje, iżby zbyteczną było rzeczą wyprawę tę szczegółowo opisywać. I lą rażą do wielkiej potyczki nie przyszło, lubo z góry i zdołu, z lasów i krzaków wciąż brzmiał krzyk wojenny i huk wystrzałowy. Tylko pode wsiami, któreśmy burzyli, przychodziło czasem do żwawych potyczek. Jak wielki okręt, tocząc się przez morze, długą po za sobą zostawia bruzdę, a z przodu i po bokach wały się łamią, ustępują i znów się łączą - tak toczyła się wyprawa nasza przez kraje Czeczeńców. Gdzie przechodziła, nie było nieprzyjaciół; ale z przodu i z boków drażnili nas ustawicznie, a w tyle poza wojskiem, ledwo co rozdzieleni, znów się ziewali. Wyprawa ta nie pozostawiła między nimi żadnych wyraźnych śladów. Tylko tu i owdzie powiewała z głębi ich leśnego morza rossyjska czerwona bandera - wioska gorejąca. Kilka jeńców i kilka trzód bydła, olo wszystko co było naszym znakiem zwycięskim. Może w Petersburgu w innem świetle wyprawa ta jaśniała. Kierunek drogi był następujący. Z Grocznojn szła wyprawa ku stronie południowo wschodniej aż do początku gór, wzdłuż których skierowała się potem ku wschodowi, przes?ła polem przez kilka rzek, gór i lasów, aż nareszcie, idąc po lewym brzegu Kasby, rzeczki do Tereku wpadającej, ku końcowi Października doszła znów do ziemi rossyskiej pomiędzy Andrejewem a Mamuliurtem. Pomiędzy wszyslkiemi wsiami odznaczała się jedna tylko przez to, że cała prawie z kamiennych się składała domów. Zastaliśmy ją wprawdzie zupełnie opuszczoną, były jednak we wszystkich prawie domach chirurgiczne instrumenta i znaczne zbiory zielne, co było znakiem, ie wieś tę powiększej części azyatyccy lekarze zamieszkiwali. Gdyby chirurdzy nasi ziół tych użyć byli umieli, byłaby to może najlepsza zdobycz. Bo lekarze Adighów tak są biegli w leczeniu ran najniebezpieczniejszych przez związanie, polewanie i zastosowanie ziół górnych, że sami chirurdzy rossyjscy pierwszeństwo im przyznają. Także i w użyci« instrumentów nader są biegli, mianowicie zaś w rozpoznawaniu rany. Trudno ich jednak do tego

skłonić, aby do obozu rossyjskiego leczyć przychodzili, a z wiadomościami swemi farmakologicznemi i chirurgiczne rai mocno się przed Europejczykami kryją. Tyle tylko jest rzeczą pewną, że nieraz chirurdzy rossyjscy o uzdrowieniu rany zwątpili, gdy tymczasem chirurdzy czerkiescy często bez wielkich operacyi tęż ranę uleczyli w krótkim bardzo czasie. Podobne doświadczenia pamiętają llossyanic i z wojen perskich. (DalszY ciąg nastąpi,)

Wiadomości krajowe.

Z Berlina, dnia 10. Czerwca.

O to szczegóły wspomnionego już powstania robotników z fabryk bawełny w obwodzie Reichenbachskim. - Wybuchły dnia 4. m. b.

w Peterswaldau tumult wymierzony przeciw jednemu przedsiębiercy fabryki w celu zburzenia jego domu, oraz zniszczenie wszystkich jego zasobów, przyczem właściciel z rodziną swoją ledwie ucieczką życie swe ocalić mógł, dowiodły, że władza nie posiadała dostatecznych środków do utrzymania spokojności. - Władza "»vice miejscowa ujrzała się w konieczności zażądania od komendanlury w Świdnicy pomocy wojskowej; wysłano natychmiast 200i ludzi piechoty pod dowództwem wyższego oficera w zagrożoną okolicę. Przez wkroczenie siły zbrojnej, wichrzyciele z rozwalin zburzonych domów wyparci i spokojność w Peterswaldau przywróconą została. Ledwo co tam porządek wrócił, a już nadeszła wiadomość o wybuchu drogiego tumultu w pobliskiem mieście fabrycznćin Langenbielau, liczącem 10000 mieszkańców. Ponieważ stosownie do raportu i tam zburzeniem fabryk odgrażano, oficer więc wspomniany z 160 wojska niezwłocznie do Langenbilau wyruszył, 40 żołnierzy na obronę Peterswaldau zostawiwszy. Tymczasem zaburzenia w Langenbielau skore czyniły postępy. Pewien kupiec tameczny tym coby go od groźnych tłumów obronili, pieniądze dać przyrzekł, a ponieważ z wypłatą tą trochę się ociągał, powstanie wybuchło. Szturmowano dom do kupca tego należący i zburzono go zupełnie; właśnie zabierano się do niszczenia drugiego, gdy tymczasem siła zbrojna nadeszła. Wszakże gromady spikuiouych coraz to bardzo się zwiększały; na prawne wezwanie, żeby się rozeszli, odpowiedziano rzucaniem kamieniami. Ponieważ tym sposobem wielu żołnierzy ciężko ranionych zostało, oficer musiał dać rozkaz, żeby broni palnej użyto; poległo podług innych podań 9) i wielu mniej więcej niebezpieczue odniosło rany. Ponieważ wszelako pomimo wrażenia w miejscu przez wypadek ten sprawionego, spiknie nie coraz bardziej wzrastało (przeszło 2000 ludzi albowiem w kamienie i kije uzbrojonych z wojskiem się ścierało) oficer dowodzący uznał stosowną połączyć się z wojskiem, którego się w pomoc dla siebie z Świdnicy spodziewał, zaś aż do nadejścia tego bezpieczne zająć stanowisko. Z Świdnicy niebawem 4 kompanie wyruszyły, aby Langenbielau militarnie obsadzić. D. 6. Czerwca podług ostatnich doniesień Peterswaldau i Langenbielau były spokojne, wszakże dniem przed tern w Langenbielau nawet bronione od siły zbrojnej domostwo zburzono. Chwycono się odtąd ze strony władzy energicznych środków, aby podobnym zdrożnościom na przyszłość zapobiedz. - Jest to tylko trafunkowym zbiegiem okoliczności, ze w nocy od dnia 6go na 7. i od 7. na 8. m. b. w Wrocławiu małozuacząee zbiegowiska ludu zachodziły, wszczęte przez rzemieślników z tego powdu, ponieważ oczekiwanego podczas bytności J. K. W. Księcia Adalberta wielkiego czapstrychu nie było. Bezprawia ograniczały się na tłuczeniu szyb w oknach; kilku wichrzycieli przyaresztowauo. Skuteczne, wspólne działanie władz królewskich i miejskich, oraz powszechne oburzenie obywatelstwa, słuszną podają nadzieję, że się bezprawia nie powtórzą.

Wiadomości zagraniczne.

F rancya.

z Paryża, dnia 4. Czerwca. Król i rodzina królewska wczoraj w południe z N euilly do Tuilleryów przybyli, gdzie poseł brazylijski na prywatnem posłuchaniu królowi trzy W. krzyże orderu brazylijskiego «Krzyża południowego« doręczył, które Cesarz Don Pedro w dowód życzliwości swej szwagrom swoim, Książętom N emours, Aumałe i Montpensier, przesłał. Podobną oznakę otrzymali też książęta neapolitańscy. G lob e potwierdza dzisiaj obiegającą już od dni kilku pogłoskę o wielkim festynie, który Król Ludwik Filip przy sposobności wystawy płodów przemysłu wszystkim artystom i rzemieśluikom, którzy do tej wystawy wyroby dostawili, w W e r s a l u dać zamyśla i na który 6- 7000 osób zaproszono* Festyn ten ma być dany w ostatnich dniach miesiąca bieżącego i ma w południe w przepysznych ogro

dach od dejeuner pod golem niebem się rozpocząć. Wodotryski przez cały dzień czynne będą; wielki koncert w tak nazwanej Salle des Coucerts Ludwika XIV. dany będzie, a z zapadającym zmrokiem cała galerya narodowa rz<;sistem zajaśni światłem. Zakończy się cala uroczystość przedstawieniem scenicznem, które król i rodzina król. obecnością swoją zaszczycą. Z dnia 5. Czerwca.

Izba d e p u t o w a n y c h zajmowała się wczoraj obradami lyczącemi kredytów dodatkowycłi dla wsparcia poczmistrzów, przez koleje żelazne stratę ponoszących i do wynagrodzenia prawo sobie roszczących. Komissya prawa tego przyznawać im nie chce. W Echo fran<;ais czytamy: W artykule poświęconym pamięci P. Lafilte, C o u r r i e r f r a n <; a i s wskazuje udział jaki ten słynny bankier z P. Lafayette mieli w wypadkach 1830. r. i przypomina, że obaj wkrótce zaćmieni zostali przez Pana Kazimierza Pe'rier, potem dziennik ten dodaje: «Zmarły teraz Jakób Lafilte nie mógł się nauczyć w łonie swojej szkoły narodowej, szkoły sentymentalnego i patryotycznego liberalizmu, tej sztuki monarchii reprezentacyjnej, którą Kazimierz Perier zbadał w swej szkoło parlamentarnej, obok Generała Foy i pod Benjaminem Constan1. Perier był jednym Z aktorów w piętnastoletniej komedyi; Lafitle nigdy nim nie był. Czyż przyjaciel jego Manuel nie był wyrwanym z izby do której Benjamin Constant się uczepił? Tak więc u Periego były zasoby nauki rządzenia których Lafittowi nie dostawało. Zachowuje on jako mąż stanu wyższość, na którą współ-zawodnik jego zasługuje szłachetnemi uczuciami a bardziej z tytułu bankierstwa. Kiedy Kazimierz Perier majątku używał tylko za narzędzie osobistego wyniesienia się, kiedy pozostawał obojętnym na przyszłość przemysłowej potęgi, gdzie odbył pierwsze w niej pole jakby dla tego jedynie, aby innego chwycić się przeznaczenia, Jakób Lafitte na to zgromadził wszystkie swe sympatye, cały obrócił umysł i dumę swą na tern usadowił. Perier mieści się w rzędzie polityków, lecz po za tern kołem jest tylko silną i świetną indywidualnością. Lafitte przebiegł zawód polityczny z cudownym blaskiem i pozostał przywiązanym do wielkiej przemysłowej rodziny. - Dziwna rzecz, ta antyteza dwóch bankierów powołanych uajpierwej do władzy po rewołucyi lipcowej ponawia się, w rysach nacechowanych moraluem podobieństwem w ich politycznych następcach, obu pisarzach, historykach i dziennikarzach. Pojedynek, walka przez PP. Guizot i Thiers. Pan Guizot pochodzi ze szkoły konstytucyjnej, P. Tiers ze szkoły narodowej, a oba schodzą się w szkole parlamentarnej. «

Anglia.

Z Londynu, d. 4. Czerwca.

Poruszenie w Irlaodyi bynajmniej tak grozącem nie jest, iżby miało wielką jaką sprawiać bojaźń, a chociaż z razu miano tu w tym względzie pewną obawę, przyczyną tego były li tylko przesadzone sprawozdania dzienników oppozycyjnych, które wespół z liczne mi repealowgkiemi dziennikami Irlandyi, stau kraju nie» bezpieczniejszym wystawiać się starają, aniżeli jest w rzeczy samej. Chociażby następujące tu sprawozdanie gazety Times, rzecz tę całą w zanadto dobrem wystawiało świetle, w każdym wszakże razie zasługuje ono na większą wiarogodność, aniżeli hałasujące i obrażające mowy oppozycyi. Times donosi pod d. 1. z Dublinu: »Jak było można przewidzieć, wszelkie niezwyczajne poruszenie, które wywołane było osądzeniem Repealów, uspokoiło się w 24 godzinach, a Pan O'Connell tak prędko i z tak slabem współuczuciein odprowadzony został do więzienia, jak każdy inny więzień. W podobny sposób objawiło się uczucie publiczne po proklamacji przeciw Clontarf- Meeting. Repealiści dobrze to czują, i widzą, iż energiczne środki przedsiębrane dla poskromienia poruszenia, celu swego nie chybiają. Starają się więc oni na wszelki sposób, wypadkom obecnym nadać jakąś kunsztowną ważność. Zgromadzenia nocne komitetu związku repealskiego ciągle się odbywają, a następnego rana odbyte narady ogłoszone bywają w odezwach do ludu irlandzkiego, z napominaniem go niby do spokojności i porządku. Istotny zamiar wszakże jest nie uspokojenie, ale raczej poruszenie wszelkich namiętności. - Dzisiejszy» Bulletin von Bridewell« donosi, iż więźniowie »lepiej się mają, jak się było można spodziewać,« i że doznają wszelkich wygód, jakie tylko w więzieniu dozwolone być m&gą P. O'Connell codziennie odbiera wizyty; między innem i odwiedził go także Lord Mayor Dublinu, który przy tej sposobności wynurzył uieukontentowanie swoje z powodu zapadłego wyroku. Wiadomości z prowincyi są pomyślne; jak się zdaje nigdzie nie było żadnych znacznych poruszeń, ani leż zgromadzeń ludu.« Całkiem inaczej znów piszą dzienniki repealskie, jak np. Evening Post: »Uwięzienie wielkiego przywódzcy katolickich milionów, nadzwyczajne sprawiło wrażenie na kraj. Postępowanie, przez które dopięto wyroku takiego, i sposób w jaki obstawano przv wykonaniu tegoż wyroku, oburzyły do najwyższego stopnia opinią publiczną. Pozorem do prześladowania przy tern nadzwyczajneui poruszeniu kraju jest pognębienie niespokojuości repealskie j. Ale jakże się w tym względzie pomylono i t. d!« Przy tak różniących się sprawozdaniach, trudno nabyć prawdziwego wyobrażenia o obecnem położeniu Irlandyi, dotąd bowiem mamy tylko sprawozdania dwóch stronnictw państwa. Przyszłość musi wnet rzecz w prawdziwem wystawić świetle. Rząd wszakże uznał za rzecz potrzebną, mieć w Londynie kilka batalionów gwardyi gotowych do pochodu.

Z dnia 5. Czerwca.

Zamierzony już od niejakiego czasu bal na korzyść wychodźców polskich, niezawodnie d. 10. m. b. dany będzie. - Przed kilku dniami mówiono o tern, że festyn ten do późniejszego czasu odłożony zostanie. Na zgromadzeniu jednak wczoraj przez damy, protektorki balu tego, odbytem, na czele których stoi Margrabina Ailesbury, oświadczono jednozgodnie, iż nie ma przyczyny do odłożenia balu tego; oraz oznajmiono, że juz do obecnej chwili trzy razy tyle biletów rozprzedano jak w roku zeszłym w podobnym celu. Jeżeli więc się sprawdzi, co wczoraj doniesiono, że Cesarz Mikołaj do dn. 11. tu zabawi, dauy więc będzie bal ten dla Polaków właśnie podczas jego bytności. Portugalia.

Z L i s b o n y , dn. 18. Maja.

Wszystkie intrygi, których użyto przeciw Ministrowi spraw wewnętrznych panu Costa Cabrai, skończyły się zupełuem przez niego udniesionćin zwycięztwem, aKr ó l o w a dała mu nowy dowód swego zaufania, zezwalając na żądaną od niego modyfikację gabinetu. Pomiędzy wychodzącemi Ministrami znajduje się Prezes rady Książę Terceira, Minister spraw zagranicznych, pan Gomez de Castro, i Minister skarbu baron Tojal; jak zaś pójdą plany tego ostatniego, czy jego następca przychyli się do wzięcia za nie odpowiedzialności przed izbami, tego nic można z pewnością przewidzieć. Wczoraj także wyszedł dekret królewski odraczający Kortezy aż do 30. Września. Do tej pory nowy gabinet będzie miał dosyć czasu aby interessa urządzić i przed kortezami stanąć. Składa on się zaś z następnych osób: Pan Antonio Bernardo de Costa Cabrai, stoi jako Pre wnętrznych na czele iządu; Munster wojny, General major Eusebio Condido Pinheiro Bosteiro FurIado; spraw zagranicznych, baron Catania; skarbu, Lopez Pastor; sprawiedliwości, Benedito Ferrageuto; Marynarki, J oze Dieque de Fonseca. W politycznym względzie gabinet ten jest zupełnie jednorodny i pan Costa Cabrai jego najzupełniejszem wyrażeniem. Szwajcarya.

Z Sitten, dnia 30. Maja.

Kommissarze związkowi, którzy odebrali byli polecenie, działauia w «porozumieniu się 2 Panem Ruchet, cieszą się nadzieją, ii im się uda odroczyć sąd wojenny. Rada stano nakłania się do tego, sama wszakże nic uczynić nie jest w stanie. Niektórzy członkowie wieb ki ej rady, robili w tym względzie radzie państwa przedstawienia i nawet groźbami się odkazywali. Wzięcie się to wywołanćm być ma częścią przez uwolnienie kilku więźniów, częścią przez przybycie deputowanych niższego Wallis, którzy miawszy udział w walce, teraz znów ukazali się w wielkiej radzie. Będą oni zapewne ze zgromadzenia wykluczenia bez dalszego ich prześladowania. N aczelnicy wszakże poruszenia i inni niektórzy, koniecznie przed sąd zapozwani być powinni, gdy lud się tego domaga; jak się zdaje jednak nie nastąpi żadna kara śmierci, ani też inue hańbiące kary. Przedwczoraj wieczorem przybyło tu 1800, a wczoraj 1000 ludzi wyższowallizejskiej łaudwery z niższej części kraju. N aczelnicy ich chcieli ich namówić, by nie prędzej złożyli broń, dopóki wyrok na naczelników oppozycyi wydanym i wykonanym nie będzie. Na przedstawienie wszakże rady państwa, iż to być nie może, i że ich dłuższy pobyt w niższym Wallis, przyczyną głodu stać by się mógł, oddalili się; musiano wszakże dać im przyrzecze» nie, iż sprawiedliwość wykonaną będzie. Niższy Wallis obsadzonym będzie 1300 ludźmi tak długo, dopóki wszystkie gminy nie spłaca swych podatków wojennych. Generał KaU bermatten obrany został na miejsce radzcy państwa Torrent, członkiem rady państwa i Szefem wydziału wojskowego. Włochy.

Z Rzymu, dnia 24. Maja.

Wczoraj wieczorem Król bawarski pod nazwiskiem Conte d'Augusla przybył do tutejszego miasta i był przyjmowanym od Bawarskiego posła hrabiego Spaur i od obecnych tu bawarskich i innych niemieckich malarzy i artystów wszelkiego rodzaju.

Rozmaite wiadomości.

Z Po zu an i a. - »Dziennika domowego v wyszedł Nr. 12. i zawiera: Artykuł wstępny (o pauperyzmie). - Stanisław Strawiński, konfederat Barski (dok.). - O Stowarzyszeniach Art. III. - Rozmaitości, Mody i Objaśnienie rYCIny. - - »Gazety t u t ej s z ej kościelnej wyszedł Nr. 23. i zawiera: Rok kościelny. - Protestanci w obronie klasztorów. - Prześladowanie katolików. - Przywrócenie dekretem królowej hiszpańskiej przed trzema łaty zniesionego trybunału duchownego. - Doniesienia z Anglii, z Bawaryi, z Turcy i, przejście greckich nieuuitów do protestantyzmu. - Z Saksonii. - Rozmaitości. -»- Literatura.

ZWIERCIADEŁKO.

POWIASTKA ZE STARYCH CZASÓW.

(Ciąg dalszy.) »Ciebie zostawię w pokoju - a sam będę nie-w pokoju?« ozwał się młokos. »Nie wiem nic o waszych niepokojach,« odrzekła pani Magorka. »Ąj, słodkie we dwoje i niepokoje - śpiewają w Wiślicy«, młodzik zagadał. »Ja nie Wiśliczanka!« odparła Magorka.

»Jużci ja nie cygan żaden a wszelako wierzę, co mi wróżyła cygauka - wróżyła mi tydzień temu: Ze ja będę jechać poty wieczorem, miesiącem, Poty jechać-aż się spotkam z samem, czystćm słońcem. O, słoneczko jasne moje, to ty innym rado świecisz a odemnie się odwracasz? « »Ja was nie znam.« »Więc mnie poznaj pani miła, byś się ku mnie nawróciła.« »Jakże ja was poznać mogę ?« zapytała Magorka. »Spojrzyj jeno, a wnet poznasz sługę twego.« »Jeślić to prawda, żeście sługą moim, to idźcie - nieznani jeszcze dworu mego; poraź pierwszy was widzę. -- O rety !« wyrzekła nagle, »a kędyż moje zwierciadełko? Dolaż moja dola! Wypuściłam w zapomnieniu, aj co prędzej skoczę Z konia i po nocy szukać będę, aż nie znajdę.« »Zwoli miła Pani podać rękę?« zapytał młodzian. »Dobry sługa zna swą służbę!« odpowiedziała Pani. ziemi, kouia puścił, a sam podbiegł - i ochoczo, zgrabnie i usłużnie podał ramię do oparcia się z-siadającej z konia Pani. »Przytrzymajcież mi strzemionka,« rzekła Magorka. »J ak baczę, daleko wam jeszcze do dobrego sługi.« »Moja ochota to moja cnota !« odparł rozweselony młodzian-i ręką jedną chwycił za strzemiona a drugą w powietrzu potrzymał i wnet poczuł lekki ciężarek drobnej nóżki; Pani stąpiła na ziemię. Idąc wolnym krokiem obok towarzysza, z oczyma spuszczouemi szukała po ziemi. -Za jej przykładem poszedł młodzianspuścił oczy, wzrok natężył i patrzał po ziemi zgubionego szkiełka; Magorka zatrzymała kroku i roześmiała się głośno. »Przezco się śmiejesz miła moja?« zapytał zdziwiony jej towarzysz. Sinieję się z takiego sługi, który szuka tego, co ja nie zgubiła!« i pokazała zwierciadelko. »Ąj śliczności moja, ja i serca twego szukam, że byś jeno zgubić chciała.« »Z sercem będzie jak z zwierciadłem,« odpowiedziała Pani. »Oby chciało być zwierciadłem i odbiło w sobie całe serce moje !« »Wie chce mi się trudzić zwierciadelko taką robotą małowdzięczną; « odrzekła zagadnięta. »Malowdzięczuą! Święty Iwonie, mój patronie, bądź mi świadkiem - przysięgam na mój skapIerz poświęcony!« » Ej, nie pierwszy raz przysięgasz.« »1 raz pierwszy i ostatni!« zawołał młodzian.

»1 dla tego tak donośnie i głośno, żeś pacboJika aż nastraszył. Hej mój Jasiu, pójdź sam, pójdź sam do mnie.« To przywołanie świadka trzeciego, nie było do smaku młodzianowi, zwiesił głowę i zadumał się. Magorka do pacholika mówić zaczęła: »Znalazła się zguba jedna, idź mój Jasiu, szukaj drugiej: mój rańtuszek mój pisany, gdzieś zgubiła, opuściłam, chodź a szukaj póki nie wynajdziesz.« Posłuszne chłopię uwiązało konia u płotu, i wolnym zaczęło iść krokiem, patrząc po ziemi, szukając rańtuszka. Młodzian ujrzał się znowu sam na sam z piękną swoją towarzyszką; radość wróciła do niego; wnet zawiązał przerwaną rozmowę, która stawała się coraz żywszą, poufalszą. Pani Magorka była pustą: to go drażniła niechęcią, to znowu na przemian slodszem słówkiem, ściśnieniem ręki wydawała, że nie ma cale gniewu na niego; i to dopóty, aż młodziana serce miękkie i do przyjęcia wrażeń skore, przylguęło całe do miodowego lepu jej słówek - i juz w sidełka miłości wikłać się zaczęło. Pani Magorka rada i wesoła prowadziła go coraz dalej gościńcem - wieczorkiem; a wieczorek taki miły: zorze gasły już na niebie, noc pogodna na swym wozie gwiaździstym toczyła się po niebiosach; księżyc świecił w górze, a na dole ziemia młoda i zielona i majowa pluskała się w kroplach rosy-myła się w świeżościach nocy. Mila cisza była wkoło-ani wiatr nie zaszumi ani drzewko zaszeleści, tylko słowik zapiał z cicha i umilknął. Ząbki zagrzegotaly - i umilkły. Magorka z towarzyszem dochodziła wtenczas do figury wedle gościńca. Na mogiłce stała męka boża: wystrugany z drzewa wizerunek, mechem porosły-a u spodu opasany koszulką chorego dziecięcia; pod figurą siedziała żebraczka, z pod zgrzebnego obwinięcia na głowie wyglądała twarz jej starością już pomięta, czarna i szkaradna, a z rąk jej chudych wisiały paciorki z trupią główką i krzyżykiem. Żebraczka widząc nadchodzących, podniesła obie ręce - i żebrzącym głosem jęta wołać miłosierdzia. « Dla pięciu ran przenajświętszych! Dla tego ukoronowanego co cierpiał na krzyżu i Przenajświętsza senatorko! Królowo! Podaruj, podaruj Królowo!« Młodzian sięgną! do kaletki po jałmużnę, ale Paui Magorka zatrzymała jego rękę. »Zamknij Panie miły sakwy twoje; domagałeś się koniecznie, abym tobie powiedziała kto jestem, wieszże teraz, żem Królową; ta żebraczka Królową mnie zrobiła-ha, ha, ha! Słyszysz ty brzydka żebraczko; kiedy ja Królową, podzielę się z tobą berłem mojem!« To rzekłszy złamała pręcik wierzbiny co w ręku miała, rzuciła go na twarz staruszki i rozśmiała się głośno: »Ha, ba, ha!« »Bóg zapłać lobie za to;« zagadała żebraczka.

»Idźmy od niej, idźmy!« mówiła P. Magorka.

»Okropna bierze patrzeć na nią - taka brzydka - taka czarna.« »Będziesz taką, jako ja; poraruczała staruszka. »Ąj to złe licho jakieś!« ozwała się Pani Magorka. »Jeszcze oczaruje mnie, ratuj mnie ratuj!« i obiema rękami uczepiła się ramienia mężczyzny. »ISie bój się złota moja,« rzeki młodzian, »na psa jej czary - nie na ciebie.« »Nie boję się jej czarów!« mówiła Magorka.

»Ale jej się boj ę, widzisz jaką grubą palicę ma przy sobie. Ona rzuci kijem na mnie, mnie uszkodzi; odbielZ jej tea kij, odbielZ i rzuć to, zrób. »Młodzian ledwie posłyszał tę wolę niewiasty, juz uczyuił jej zadość. Raźno przyskoczył do staruszki, chwycił kulę, podporę jej kalecjwa, i rzucił ją o staje daleko w same gąszcze krzaków. Zebraczka chciała się podnieść i padła na ziemię, załamując ręce. »Ąj ludkowie, litość miejcie!« wolała. »Co ja złego wam zrobiła? Nie pustować wam z kaleką; Pan Bóg was ukarze; je kaleka bez mojej kuli nie dźwiguę się z miejsca, nie zajdę do chaty, wilki mnie zjedzą w tern miejscu. Litość miejcie, oddajcie kulę moje, oddajcie ludzie !« »Uciekajmy bo to licho nas urzecze!« wołała Pani Magorka i nawróciła kroku ciągnąc za sobą młodziana, który dał jej się powodować i biegł za biegnącą. Wołanie staruszki coraz słabiej dochodziło do nich, a potem głos wzywający litości, juz się tylko obijał o błyszczące gwiazdy Boga, niknął jak na puszczy uiknie głos wołającego. I była cisza zupełna-a noc zaczęła się chmurzyć i ciemnic; wiatry się zrywały, szum lasu stą wzmagał, a staruszka sama, opuszczona, śród nocy, w bliskości łasa załamywała ręce, któremi z miejsca dźwignąć się nie mogła, bo nie miała swojej kuli, swojej podpory i opiekunki. Az oto zatętniła znowu droga, i niebawem nadjechał młodzianek sam bez towarzyski, nie czekając wezwania, zeskoczył z siodła i do staruszki się zbliiył. Ta zagadała w ten sposób: »A widzisz paniczku, ze przychodzisz do upamiętania, naprawie to napraw, coś mi złego zrobił; Bóg będzie pamiętał o dobrym uczynku; o złem pamiętać tobie nie będzie. Czy ciebie nie uczono doma: co tobie nie milo nie czyń drugiemu; a widzisz paniczku, żebyś ty był na mojem miejscu, a tobie kto taką wyrządził psotę niepoczciwą, czybyś go nie przeklął i czartom nie oddał, a widzisz paniczku, ze ja nie mściwa, pomsty na ciebie nie wywołuję, jeszcze pobłogosławię na drogę, a droga twoja daleką, boś młody. A ci, co po twoim grobie chodzić będą, jeszcze nie chodzą po ziemi. - Widzisz paniczku - wziąłeś mi mój kij, rzuciłeś go; teraz musisz go szukać, i poty szukać, póki go nie wyszukasz; idź, idź, trap się teraz, bo widzisz paniczku, len kij jeslto moja podpora, jestlo mój przyjaciel, mój opiekun, mój synek, kochanek, który dwadzieścia lat mnie prowadzi po świecie, a gdzie nie był ze mną, tam i ja nie była; a pokaż mi dwór jaki, a kościół, czy nie był tam ze muą mój przyjaciel,mój synek, a tys" go porwał i rzucił jak kij jaki niepotrzebny; idź teraz, idź i trap się i szukaj.« A młodzian, jak posłuszne dziecko na rozkaz matki, poszedł i zaczął szukać kija; chodził tu i tam, trapił się i szukał, i poty szukał-ai go wynalazł, i uradowany powrócił do żebraczki z kijem. »A widzisz paniczku, ześ ty dobry;« zaczęła znowu gadatliwa staruszka; ja wiem nawet ze ty i coś więcej dla mnie zrobisz, ty mnie odprowadzisz do mojej chaty, bo widzisz paniczku, gdyby uie ty, juibym tam była zaszła za widoku póki miesiąc świecił; teraz sama się boję; o wilka o psotnika nie trudno; wilk może mnie zjeść, a psotnik dokuczyć, jakeś ty to zrobił z poduszczenia tej szatauki; a wiesz ty kto ona za jedna? Widzisz paniczku-musisz iść ze mną, z brzydką staruchą, a to za karę, ieś prowadził młodą i ładną. Nie bój się, nie będziesz mnie trzymał za rękę; na to nie potrzebuję ciebie; mój kij kochany, ten u mnie wszystkie 'm, wolę mój kij jak ciebie.« »Zaprowadzę was do chaty,« odrzekł młodzian, «ale mnie powiecie, kto ona za jedna, ta gładka i biała biatogłówka. Na to zagadała zebraczka: »A paniczku od cudzej zony wara, bo za to w piekle kara; ba i tutaj ciebieby nie minęła, gdyby byli cię przydybali z nią razem; a wiesz ty paniczku, Pan Magora poustawiał swoje spieiki po róinych miejscach, bo ma żonkę zalotną, rady sobie dać z nią nie uioie; czy ty miałeś paniczku jakie dobre przeczucie czy co, ześ się nawrócił, i opuścił Panią Magorkę?« »Powiem wam szczerze,« odrzekł młokos, »iem się nawrócił jedno dla tego, bo zaprawdę litość mnie wzięła i żal, iem krzywdę wam zrobił i nie poszanował starość waszą i odebrał wam tę kulę, bez której do domu zajść nie możecie; nawróciłem się ażeby wam pomódz.« »A widzisz paniczku ześ ty dobry; pamiętajże sobie ze: Kto się miłosierdziem kieruje, Tego Pan Bóg miłuje, I w najgorszej przygodzie Zle go nie dobodzie.

Widzisz paniczku żeś ty dobry; szkodaby cię było; owóż w tym ci pomogę, nie będzie cię. brała pokusa do cudzej a ładnej żonki, bo to przykazanie boskie: nie pożądaj cudzej żony - a ty przecie. . . . .« (Dok. n.) Teatr polski.

W piątek dn. 14. Czerwca: komedya w 5 aktach z francuskiego Alexandra Dumas pod nazwą: »Peusyonarki w St. Cyr.«

Powyższy artykuł jest częścią publikacji Gazeta Wielkiego Xięstwa Poznańskiego 1844.06.13 Nr136 dostępnej w Wielkopolskiej Bibliotece Cyfrowej dla wszystkich w zakresie dozwolonego użytku. Właścicielem praw jest Wydawnictwo Miejskie w Poznaniu.
Do góry