DOM W OGRODZIE NAD WARTĄ Starołęcka historia Leona i Cecylii
Kronika Miasta Poznania 2009 Nr4; Starołęka, Głuszyna, Krzesiny
Czas czytania: ok. 13 min.KATARZYNA BARTZ-OYLEWICZ
R ok 1929/ rok Powszechnej Wystawy Krajowej, słynnej PeWuKi, w naszej rodzinie kojarzy się z zakończeniem budowy przez moich dziadków, Leona i Cecylię, okazałej, nowoczesnej jak na tamte czasy, nadwarciańskiej willi w Wielkiej Starołęce na południowych przedmieściach Poznania. Historia Leona i Cecylii (z domu Jakubowskiej) Maćkiewiczów to obraz losów ówczesnej młodej generacji, która potrafiła wykorzystać szanse, jakie stworzyła im możliwość życia w odrodzonej Rzeczypospolitej, dramatycznie przerwanych przez II wojnę światową i powikłanych w okresie PRL-u. Poznali się tuż po I wojnie światowej w czasach odradzających się nadziei i perspektyw lepszego jutra. Leon, urodzony w 1893 rokuJ odzyskiwał właśnie pełnię sił po wielomiesięcznym leczeniu w licznych wojennych lazaretach przestrzelonej nogi. Został ranny pod Verdun jako żołnierz zmobilizowany do armii kajzerowskiej. Pochodził z wielkopolskiej nauczycielskiej rodziny. Był nastolatkiem/ kiedy rozpoczął naukę w zawodzie kupieckim, pragnąc wyspecjalizować się w handlu wysokiej klasy winami i luksusowymi alkoholami. Uprawnienia kupieckie uzyskał w 1910 roku po ukończeniu Szkoły Doskonalącej w Ostrzeszowie. Ucząc się, jednocześnie pracował w Destylarni, Fabryce Likierów i Składach Spirytusu Marcelego Cieplika. W latach 1910-13 odbył liczne praktyki w renomowanych wytwórniach i składach win, likierów i koniaków. Pracował w destylarni D. Zernik w Raciborzu, w piwnicach zamku w Bolkowie na Śląsku w składach rumu, araku i koniaku R. Pilza, w fabryce likierów E Lehmanna w Gdańsku-Oliwie i w Fabryce Likierów Hartwig-Kantorowicz w Poznaniu. W 1913 roku ukończył Szkołę Handlową Strelewicza we Wrocławiu, a rok później rozpoczął pracę w destylarni i fabryce likierów W Schade w Rothenburgu, gdzie zastał go początek wojny. Na początku 1917 roku jako inwalida wojen
Katarzyna Bartz-Dylewicz
Ryc. 1. Sklep Leona Maćkiewicza przy ul. Wrocławskiej 32, fot. z lat 30. XX w.
Ryc. 2. Raut kupiecki w Bazarze, od lewej: właściciel fabryki luster Pukacki, drogerzysta Markiewicz, Polski, dentysta Kępiński, drogerzysta Rzepczyński, Groszkiewicz, właściciel (wespół z Pukackim) fabryki luster Pokora, Rogoziński i Leon Maćkiewicz, fot. z lat 30. XX w.
Ryc. 3. Cecylia (siedzi po prawej) z matką i rodzeństwem na fotografii wykonanej po śmierci ojca
Ryc. 4. Pracownicy firmy Franza Kantorowicza, w środku państwo Kantorowiczowie; trzeci od prawej stoi Leon Maćkiewicz, fot. z połowy lat 20. XX w.
Katarzyna Bartz-Dylewicz
Ryc. 5. Świadectwo pracy Leona Maćkiewicza w firmie Karol Ribbeck w Poznaniu z 1921 rny wrócił do Poznania i rozpoczął pracę zawodową. Z rekomendacji samego Franza Kantorowicza został zatrudniony w charakterze kierownika ekspedycji w hurtowni win Karola Ribbecka przy ul. Pocztowej. Mimo kalectwa (jego przestrzelona noga była o 10 cm krótsza) szybko uzyskał sprawność pozwalającą mu nawet na udział w wieczorach tanecznych, popularnej w tamtym czasie formie spotkań towarzyskich. W czasie jednego z takich wieczorów, które odbywały się w domu właściciela znanej wytwórni stempli Ludwika Kapeli, poznał Cecylię Jakubowską.
Cecylia pochodziła z patriotycznej poznańskiej rodziny. Urodziła się w 1898 roku na Starym Rynku, na nieistniejącej już dziś ulicy, którą dawni poznaniacy nazywali Między Nogami. Przez całe życie żartobliwie wspominała o swoim dwuznacznym miejscu urodzin. Była naj starszą córką Władysława i Julii (z domu Hildebrandt) Jakubowskich. Jej dziadek prowadził szkołę w Zaniemyślu, ojciec, absolwent Gimnazjum św. Marii Magdaleny, poza działalnością zawodową (z sukcesem rozwijał kolejne firmy w branży cukierniczej) był głęboko zaangażowany w pracę konspiracyjną. W trakcie rozwożenia po zaprzyjaźnionych, wielkopolskich dworach odezw niepodległościowych nabawił się zapalenia płuc i w dość młodym wieku osierocił liczną rodzinę. Cecylia, jako najstarsza z córek, przez wiele lat, także po zamążpójściu, musiała wspierać matkę i ośmioro młodszego rodzeństwa. Matka Cecylii Julia odznaczała się niepospolitą urodą. W młodości zachwycił się nią przyjaciel rodziny, znany malarz Bolesław Łaszczyński, któremu pozowała podczas prac nad monumentalnymi obrazami przedstawiającymi prastare dzieje Polski, do czasu wojny zdobiące prezbiterium poznańskiej katedry. Rysy jej twarzy można było dostrzec m.in. w postaci Rzepichy na obrazie Aniołowie u Piasta. Niestety, w 1945 roku w trakcie bombardowania Poznania malowidła wraz z katedrą spłonęły. Ślub młodego, dobrze zapowiadającego się kupca Leona Maćkiewicza i Cecylii Jakubowskiej odbył się 9 sierpnia 1919 r. w poznańskiej farze. Pannę młodą do ołtarza, w zastępstwie nieżyjącego ojca, prowadził przyjaciel pana młodego, znany poznański dentysta Ludwik Oppeln-Bronikowski. W latach 1919-25 młoda para mieszkała w nowej kamienicy przy ul. Różanej.
W 1920 roku urodził się im syn Czesław, a rok później córka, moja mama Adela.
Druga córka, Urszula, przyszła na świat w 1926 roku już w mieszkaniu przy ul. Wrocławskiej 35. Przeprowadzka ta była spowodowana faktem uruchomienia przez Leona w 1923 rokuJ po zakończeniu pracy w firmie Karola Ribbecka, samodzielnej działalności produkcyjno-dystrybucyjnej w sąsiedniej kamienicy
Ryc. 6. Malowidło Aniołowie u Piasta Bolesława Łaszczyńskiego z prezbiterium katedry poznańskiej; do postaci Rzepichy pozowała prababcia Julia, fot. z lat międzywojennych
Katarzyna Bartz-Dylewiczpod numerem 32. Początkowo dziadek wytwarzał tam głównie likiery według własnych, oryginalnych kompozycji. Jak wynika z zachowanych do dziś w zbiorach rodzinnych etykiet i oryginalnych przepisów, specjalizował się w produkcji likierów korzennych z nutą owoców egzotycznych. Najbardziej popularnym wyrobem z jego wytwórni był likier Shimmy, nazwany tak od najmodniejszego wówczas tańca, i wiśniówka L. Maćkiewicz. W 1926 rokuJ po zaostrzeniu monopolistycznej polityki Państwowego Monopolu Spirytusowego, zlikwidował własną produkcję i zajął się jedynie hurtem i sprzedażą detaliczną win i wyrobów alkoholowych w nowo uruchomionym sklepie. W działalności handlowej preferował wysokiej klasy wina z Burgundii i okolic Bordeaux oraz oryginalne szampany. Importował także najwyższej klasy wina tokajskie i koniaki z małych wytwórni tego regionu. W swojej ofercie posiadał również 120-letnie butelki koniaku z czasów napoleońskich znalezione podczas prac remontowych w piwnicach Saskiego Dworu, w którym w przeszłości rezydował ponoć sam Napoleon.
Leon lubił życie towarzyskie. Prawdopodobnie dlatego w następnych latach w nowo pozyskanych pomieszczeniach od strony ul. Jaskółczej uruchomił likiernię, a następnie śniadalnię, które stały się miejscem spotkań staromiejskiej elit y/ kupców i lekarzy z pobliskiego Szpitala Miejskiego przy ul. Szkol
Ryc. 7. Telegram ślubny Maćkiewiczów z 1919 r.
Ryc. 8. Cecylia i Leon Maćkiewiczowie I fot. z ok. 1921 fnej. Legendarnym miejscem był słynny kantorek na piętrze, dostępny tylko dla wybranych, gdzie można było w niezakłóconej atmosferze delektować się rarytasami przechowywanymi w istniejących od prawie 500 lat piwnicach na rogu Wrocławskiej i Jaskółczej. Tam też zapewne przyjaciele Leona - Stanisław Gurzyński, właściciel Fabryki Tytoniowej przy ul. Wojskowej i rezydencji w Starołęce przy ul. Skoczowskiej, oraz kapitan lotnictwa Józef Sidor (zginął, jak wielu innych przyjaciół domu Maćkiewiczów, w Katyniu), właściciel gustownego/ małego dworku przy ul. Dziedzickiej (w którym obecnie mieści się przedszkole) - namówili go do nabycia nadwarciańskiej działki przy ul. Starołęckiej 138/ naprzeciw lasku dębińskiego i stawów wodociągowych. Pomysł ten był, delikatnie mówiąc, oryginalny, ponieważ wtedy był to teren odludny, a dojazd możliwy jedynie dorożką, taksówką lub... motorówką. A dodać należy/ że w domu dorastało troje dzieci, które czekało jeszcze wiele lat nauki i to/
Katarzyna Bartz-Dylewiczw zamiarach rodziców, w dobrych szkołach zlokalizowanych w centralnych dzielnicach miasta. Mimo to 80 lat temu na przepięknej, nadwarciańskiej skarpie stanęła okazała willa z unikalnym, tarasowym ogrodem dochodzącym do samej Warty. Plany i projekty budowy zaginęły w czasie zawieruchy wojennej, jednak z relacji mojej mamy, córki właścicieli Adeli Bartz (z domu Maćkiewicz) wiem, że projektantem domu był budowniczy Antoni Najgrakowski, znany działacz istniejącego przed I wojną światową Towarzystwa Przemysłowego w Poznaniu. Założenie ogrodowe stworzył wujek Cecylii Jan Woźny, inspektor Izby Rolniczej, powszechnie ceniony twórca ogrodów pałacowych i parków. Zgodnie z życzeniem właścicieli udało się projektantowi połączyć nowoczesną bryłę budynku z funkcjonalnością i przytulnością wnętrz. Pomieszczenia parteru rozpoczynały się reprezentacyjnym holem otwartym na półowalną klatkę schodową oświetloną na całej wysokości budynku przez wąskieJ długie okno. Z holu wchodziło się do trzech dużych pomieszczeń pełniących funkcję biblioteki - salonu, jadalni oraz pokoju codziennego. Ten ostatni był połączony z oszkloną werandą - oranżerią służącą głównie panom do gry w karty i palenia cygar. Jadalnia poprzez szerokieJ przeszklone drzwi otwierała się na podpiwniczony taras z zejściem do ogrodu. Miejsce pod tarasem służyło za schronienie innym ważnym mieszkańcom tego domu - dogom arlekinom/ które były dumą mojej mamy Adeli i zdobywały rozliczne laury na wystawach psich piękności.
Ryc. 9. Adela, Urszula i Czesław Maćkiewiczowie, fot. z 1926 r.
Ryc. 10. Dom przy ul. Starołęckiej 138 w 1929 r.
Jadalnia została wyposażona w kupione na Pewuce i tam nagrodzone gdańskie meble. Obszerna kuchnia ze spiżarnią były królestwem Cecylii, która była mistrzynią w kreowaniu nowych kompozycji smakowych. Kucharki oraz współpracujący przy większych przyjęciach protoplasta cateringu kucharz Weiss mieli trudne życie z wymagającą gospodynią i jej kulinarnymi pomysłami. W dużych piwnicach znalazło się miejsce na piec chlebowy, wędzarnię oraz pomieszczenie mieszczące winne zbiory Leona i przetwory z ogrodowych zbiorów. Dom miał nowoczesną pralnię, kotłownię umożliwiającą centralne ogrzewanie oraz wyodrębnione mieszkanie dla ogrodnika i kucharki. Na piętrze mieściły się sypialnie, pokoje dzieci i obszerna łazienka. Z sypialni gospodarzy można było wyjść na duży balkon otwierający się na ogród i płynącą poniżej Wartę. Całość wieńczyło poddasze. Budynek miał płaski dach, którego unikalną częścią było romantyczne solarium. Założenie ogrodowe składało się z trzech tarasów stopniowo opadających w stronę Warty i połączonych murowanymi schodami. Głównymi elementami ogrodu były szpalery drzew owocowych wyodrębniające poszczególne tarasy i wytyczające kierunek spaceru w stronę rzeki. Główny ciąg komunikacyjny przebiegał w szpalerze utworzonym z pnących krzewów różanych. Pierwszy poziom, najbliższy domu, miał charakter ozdobny, drugi - rekreacyjny (zbudowano na nim altanę), a trzeci pełnił funkcje użytkowe. Cały ogród otoczony był żywopłotem z zielonych tui. Ciekawie rozwiązano frontową część ogrodu i zajazd pod budynek. Centralnym elementem był tutaj duży klomb w kształcie
Katarzyna Bartz-Dylewicz
Ryc. 11, 12. Plany parteru i piwnicy domu przy ul. Starołęckiej 138, szarym kolorem zaznaczono pierwotny obrys budynku
Ryc. 13, 14. Plany pierwszego piętra i poddasza domu przy ul. Starołęckiej 138, szarym kolorem zaznaczono pierwotny obrys budynku
Katarzyna Bartz-Dylewiczserca, który zdobiły byliny i niskieJ kwitnące krzewy. Po bokach symetrycznie posadzono topole, lipy oraz zwisające odmiany wierzb i grabów, pod którymi niższe piętro tworzyły krzewy bzów. Cecylia i Leon, chociaż przenieśli się do Staro łęki i tam prowadzili otwarty dom, nie zrezygnowali z mieszkania przy ul. Wrocławskiej, ponieważ miejskie życie kusiło ich swoimi urokami. Nie stronili od udziału w prestiżowych balach i rautach. Cecylia wspierała poznańską farę, była m.in. współfundatorką nowych dzwonów, które wykonała wytwórnia braci Felczyńskich w Przemyślu
Ryc. 15. Elewacja ogrodowa domu Maćkiewiczów
Ryc. 16. Adela z koleżankami przy pianinie w salonie domu Maćkiewiczów
w 1928 rokuJ natomiast Leon udzielał się w stowarzyszeniach kupieckich i hojnie łożył na tworzącą się Izbę Handlową. Ogromny urok miały jednak, szczególnie w ciepłeJ letnie noce, powroty dorożkami do Starołęki, nierzadko w licznym towarzystwie przyjaciół (Leon miał do stałej dyspozycji zaprzyjaźnionych dorożkarzy rezydujących w bliskim sąsiedztwie firmy, na dziedzińcu Saskiego Dworu). Zdarzało się, że do nadwarciańskiego ogrodu docierało się stateczkiem spacerowym, który normalnie kończył swój rejs przy starołęckim moście kolejowym/ w pobliżu nadbrzeżnej restauracji. Lata 30. mijały szybko. Dzieci dojeżdżały do szkoły - Czesław do Gimnazjum im. Bergera, Adela, a później i Urszula do Gimnazjum Królowej Jadwigi. Wymagało to niemałego trudu związanego z dotarciem do centrum miasta.
Gospodarze spędzali długie godziny w śródmieściu, doglądając rozwoju firmy. Starołęckie życie rozkwitało szczególnie latem i podczas weekendów, na co dzień przebywli tam zwykle liczni rezydenci - głównie członkowie bliższej i dalszej rodziny. Zycie towarzyskie toczyło się w gronie trzech zaprzyjaźnionych domostw: Gurzyńskich, Sidorów i Maćkiewiczów. W letnie dni dorastająca młodzież wolne chwile chętnie spędzała na korcie tenisowym i basenie,
Katarzyna Bartz-Dylewicz
Ryc. 17. Spotkanie rodzinne na tarasie domu przy ul. Starołęckiej; pod tarasem znajdowało się pomieszczenie dla zwierzęcych domowników
Ryc. 18. "Toskański widok" domu i ogrodu od strony Warty, fot. z ok. 1930 r.
Ryc. 19. Cecylia, Leon i Urszulka w starołęckim ogrodzie, w tle zabudowania szkoły powszechnej, fot. z 1. połowy lat 30. XX w.
Ryc. 20. Altana ogrodowa
Katarzyna Bartz-Dylewicz
Ryc. 21. Szpalerowe drzewa owocowe tworzące aleję prowadzącą do Warty, na drugim planie rozlewiska rzeki i tereny Dębcaktóre mieściły się w posiadłości Gurzyńskich. Jesienią i zimą panowie polowali na zające, bażanty i kuropatwy, Leon nie lubił polowania na płową zwierzynę. Liczni przyjaciele należeli do grupy młodych oficerów usuniętych z wojska po nieudanej interwencji poznańskich pułków w obronie rządu w czasie przewrotu majowego w 1926 roku. Dlatego też, jak wielu Wielkopolan, nie należeli oni do zwolenników Marszałka. Stałymi bywalcami w starołęckim domu Maćkiewiczów byli: kupcy Pokora, Pukacki, Matuszkiewicz, Rosiński i Kulesza/ dentyści Hoffmann i Oppeln-Bronikowski, porucznik Marian Mowius, Kosiński z Zieleńca oraz szwagrowie Celiny - dyrektor Banku Cukrownictwa Sypniewski, hrabia Orłowski z Wołynia oraz przemysłowiec Kamiński, kontynuator drogi życiowej swego teścia Władysława Jakubowskiego w przemyśle cukierniczym.
Jak w wielu przedwojennych domach, gospodarze i goście bardzo lubili śpiew i muzykę. Spotkania towarzyskie często ogniskowały się przy stojącym w salonie pianinie, na którym bardzo lubiła grać Cecylia. Miała świetny słuch i poza klasycznymi, krótkimi utworami potrafiła natychmiast zaimprowizować współczesne szlagiery. Po wielu latach zagrała je na fortepianie jeszcze raz, w swoje 90. urodziny. Dom służył też jako miejsce przyjęć weselnych najmłodszych sióstr Cecylii, zwanej przez najbliższych Celiną. W rodzinnych wspomnieniach pozostały szczególnie spotkania poprzedzające nieuchronnie nadchodzącą wojnę/ tym bardziej że wśród przyjaciół domu było wielu oficerów Wojska Polskiego, a także liczna inteligencka młodzież. Wszyscy zdawali sobie sprawę z katastrofalnego położenia ojczyzny/ a wielu wręcz przeczuwało swoją bliską śmierć. Tym bardziej atmosfera Starołęki pozwalała choć na kilka chwil zapomnieć o złych myślach i uciec w beztroskę. Lata wojny obeszły się okrutnie ze starołęcką rezydencją. Najpierw straszliwe mrozy zimą 1939 i 1940 roku zniszczyły wspaniały ogród, potem właściciele zostali wysiedleni, a następnie aresztowani. Pozostałe lata okupacji spędzili w więzieniu. Ze Starołęki uratowali jedynie nieliczne pamiątki: trochę porcelany, obrazy/ pojedyncze zdjęcia i opisaną wyżej jadalnię, którą zawczasu umieścili u przyjaciół w gospodarczych zabudowaniach Starego Miasta. W tym czasie w willi mieszkał osadnik nie- Ryc. 22. Rekonstrukcja ogrodu założonego w okresie miecki, Baltendeutsch von Stry- międzywojennym, rys. G. Klause 2009 r.
Katarzyna Bartz-Dylewicz
cki, który opuścił dom dopiero wtedy, gdy zbliżała się ofensywa Armii Czerwonej. Czerwonoarmiści po zajęciu rezydencji w styczniu 1945 roku urządzili w niej początkowo lazaret, potem krótko dom był siedzibą NKWD. Po przekazaniu budynku władzom polskim urządzono tam przychodnię lekarską, a część domu przydzielono jako mieszkanie urzędującemu lekarzowi. Właścicielom domu pozwolono na powrót pod koniec 1945 roku. Zastali w nim nie tylko przychodnię, ale także licznych lokatorów. W następnych latach Leonowi udało się stopniowo odzyskiwać kolejne pomieszczenia - najpierw pokój dla jednej z córek, następnie dwa kolejne dla syna i jego nowo założonej rodziny. W 1948 roku dom na Starołęce znów ożył - odbyło się tam przyjęcie weselne mojej mamy Adeli, która poślubiła młodego poznańskiego dentystę Kajetana Bartza. W tym czasie następna generacja dojeżdżała już do Starołęki samochodami. Z wczesnego dzieciństwa pamiętam kabriolet Jawa, w którym jechało się w specjalnie uszytych pilotkach. Limuzyna Adler wujka Czesława w późniejszych latach służyła jako obiekt niezapomnianych zabaw z moimi koleżankami. Leon, będący w bardzo trudnej sytuacji materialnej, w pierwszych latach po wojnie próbował na terenie posesji uruchomić małą wytwórnię produkującą soki owocoweJ ale firma została zlikwidowana w czasach stalinowskiej nagonki po 1948 roku. Później / po październikowej / krótkiej odwilży 1956 rokuJ nie miał już sił na nową działalność. Kolejną próbę ożywienia Starołęki podjął jego syn Czesław, który wspólnie z A. Niedźwiedzińskim uruchomił tu wytwórnię linoleum, nadbudowując dawne pomieszczenia piwnic
Ryc. 23, 24.. Etykiety soków produkowanych w wytwórni Leona Maćkiewicza
Ryc. 25. Jawa, kabriolet Kajetana Bartza, zięcia Maćkiewiczów, przed domem na Starołęckiej w latach 50. XX w.
winiarskich. Niestety, odwilż szybko minęła, a Czesław zmarł nagle w trakcie kolejnej wizyty w urzędzie skarbowym tropiącym wtedy bezlitośnie tzw. prywatną inicjatywę. Dom stopniowo podupadał, starzejących się mieszkańców nie było stać na kosztowne remonty. Ogród stawał się coraz bardziej dziki, ale zarazem romantyczny. Wraz z moją siostrą Marią spędzałyśmy u dziadków wspaniałe wakacje, odkrywając uroki podmiejskiego życia i tajemniczego ogrodu. Dziadek Leon miał genialne pomysły. Ogrodnika próbował zastąpić baranami, które miały zapanować nad wysokością trawnika, wykorzystując posadzone po wojnie krzewy winorośli, produkował nie tylko "napój bogów", ale także zbierał żerujące w ogrodzie ślimaki winniczki, dawne winiarskie piwnice zmienił na pieczarkarnię/ a miejsce po przedwojennych pawiach zajęły kury. Nadal utrzymywał przyjacielskie kontakty z sąsiadami, szczególnie z przesiedlonym w latach 60. z przejmowanych na nowe osiedle mieszkaniowe poznańskich Rataj znanym ogrodnikiem bułgarskim Dymitrem Kocewem. Mieszkając w Starołęce w latach 70./ pamiętam kopiaście załadowaną, unikalną ciężarówkę, którą pracowity Bułgar dowoził codziennie na Rynek Jeżycki swoje wspaniałe produkty. Nową siedzibę ogrodnictwa spotkał ten sam los - została zajęta przez autostradę.
Katarzyna Bartz-Dylewicz
Ostatnią próbę ratowania Starołęki podjął mój ojciec Kajetan Bartz. Udało mu się wtedy uporządkować sprawy własnościoweJ wyłączyć obiekt spod tzw. kwaterunku i wykonać niezbędne prace zabezpieczające. W 1969 roku uroczyście świętowano 50. rocznicę zawarcia związku małżeńskiego Leona i Cecylii. Natomiast z końcem 1971 roku znaleźliśmy tam schronienie my, przedstawiciele następnej generacji - jaJ wnuczka Leona i Cecylii, i mój mąż Piotr Dylewicz, świeżo upieczeni absolwenci poznańskiej Akademii Medycznej. Do dotychczasowych psich mieszkańców Starołęki, owczarka nizinnego Diany i mieszańca Pikusia, dołączył nowy przedstawiciel psiej arystokracji, Airedale Terrier Deti, która - wychowana przez babcię Celinę na starołęckich, nadwarciańskich łąkach i w ogrodzie - znów, jak przed wojną arlekiny, zwyciężała w międzynarodowych wystawach. Dom, jak niegdyś, tętnił życiem. Bywali tam niezwykle licznie nasi rówieśnicy, dziś prominentni i zacni obywatele miasta. Tak jak kiedyś dorożkami, teraz zajeżdżało się terenowym tarpanem, załadowanym maluchem, trabantem lub syrenką. W kuchni nadal królowała babcia Celina, duszą towarzystwa był jak dawniej dziadek Leon, który z zasobnej piwniczki wynosił swoje kompozycje i owoce winnych eksperymentów. Jak kiedyś żyło pianino, przy którym w tych czasach najczęściej zasiadała moja mama Adela, ale zawsze choć na chwilę zastępowała ją babcia Celina, która na życzenie gości grała Casanovę. W 1973 rokuJ w dniu moich 25. urodzin, zasadzono w ogrodzie ostatnie 25 róż. Niestety, rok ten przyniósł nieuchronne załamanie. Dziadek Leon doznał ciężkiego udaru mózgu i po roku walki z chorobą zmarł. Od tego cza
Ryc. 26. Urszula Maćkiewicz, Katarzyna Bartz, wówczas studentka medycyny przed przysięgą wojskową w ramach studium wojskowego, i dziadkowie Cecylia i Leon przed domem przy Starołęckiej w 1970 r.
Ryc. 27. 50-lecie ślubu Leona i Cecylii, od lewej: wnuczka Maria, Cecylia, Kajetan Bartz, Adela, Leon i Katarzyna, fot. z sierpnia 1969 r.
su nasiliła się też choroba najmłodszej córki dziadków, mojej ciotki Urszuli, zachorował także mój ojciec Kajetan, nie tylko materialna podpora rodziny. Zajęci dwuzmianową pracą i dyżurami szpitalnymi coraz częściej nie zdążaliśmy dorzucić koksu do dogasającego pieca. Podjęto decyzję o sprzedaży domu. Babcia Cecylia z córką Urszulą zdecydowały się skorzystać z oferty zamieszkania w budowanym wówczas na Winogradach wieżowcu planowanym jako tzw. Dom Złotej Jesieni. Ze Starołęki zabrały jedynie 16-letniego Pikusia. Legendarne pianino, świadek tylu pięknych chwil, trafiło do mieszkania Adeli przy ul. Strzeleckiej. Mojemu mężowi i mnie udało się zdobyć mieszkanie na piętrze domu przy ul. Zagrodniczej, bo jedynie tam można było zmieścić historyczną jadalnię. Był tam ponadto niewielki ogród, w którym ostatnie lata spędziła terierka Deti. W pośpiechu wyprowadzki pozostawiono starą prasę do wina dziadka Leona, którą przejął nowy właściciel parteru domu, kolekcjoner staroci. WspaniałeJ białe piwonie z klombu przed domem babcia Celina podarowała do ogrodu parafii św. Antoniego.
Katarzyna Bartz-Dylewicz
Dalsze losy domu nie były bardzo chwalebne. W pewnym okresie przypominały historię o Pawle i Gawle, co nie pozostało bez wpływu na kształt budynku/ który próbowano brutalnie podzielić, a następnie chaotycznie rozbudować. Z początkiem lat 90. kolejnemu właścicielowi, Piotrowi Pawłowi Repczyńskiemu, udało się szczęśliwie przejąć całą willę i, jak kiedyś napisał, "założyć szkołę swoich marzeń". Od 1992 roku mieści się w niej IV Prywatne Liceum Ogólnokształcące im. Augustyna Aureliusza. "Liceum w Ogrodzie nad Wartą" z pewnością cieszy gdzieś w niebie dawnych właścicieli, Leona i Cecylię, których ojcowie i dziadkowie byli przecież nauczycielami.
Powyższy artykuł jest częścią publikacji Kronika Miasta Poznania 2009 Nr4; Starołęka, Głuszyna, Krzesiny dostępnej w Wielkopolskiej Bibliotece Cyfrowej dla wszystkich w zakresie dozwolonego użytku. Właścicielem praw jest Wydawnictwo Miejskie w Poznaniu.