KU "POZNAŃSKIEMU CITY". STARY RYNEK W XIX WIEKU

Kronika Miasta Poznania 2003 Nr2 ; W cieniu wieży ratuszowej

Czas czytania: ok. 29 min.

PRZEMYSŁAW MATUSIK

D oku 1793 dnia 31 stycznia o godzinie 10 rano awangarda wojska pruskieftgo licząca 3000 ludzi i 8 armat pod dowództwem jenerała Trencka weszła do Poznania, a tegoż samego dnia przybył feldmarszałek Mollendorf z większym jeszcze oddziałem wojska i stanął kwaterą w pałacu Gurowskich, teraz Działyńskich w rynku", pisał o początku rządów pruskich w Poznaniu Emil Kierski 1 . Owe osiem armat kazał Mollendorf ustawić w rynku, by "obrócić wszystko w perzynę w razie choćby najlżejszego oporu"2. Prócz praktycznego, militarnego względu, stojące w sercu miasta i wycelowane w Poznań armatnie lufy były oczywistym symbolem nowych porządków i nowej władzy. Jak się okazało, nie było konieczności ich użycia. Kilka miesięcy później, 7 maja, armaty wywędrowały przed jedną z bram miejskich, by strzelać na wiwat z powodu odbywającego się w farze homagium - uroczystego hołdu nowych poddanych pruskich składanego reprezentantom króla. Rynek znów stał się scenerią demonstracji siły, ale i blasku nowej władzy. Homagium poprzedził bowiem uroczysty przejazd z pałacu Gurowskich do fary kawalkady powozów z największą, ośmiokonną karetą królewską wiozącą królewskich komisarzy - feldmarszałka Mollendorfa i ministra Dankelmanna. Kawalkadę otwierały i zamykały oddziały pruskich dragonów i grenadierów. Ich koledzy już od szóstej rano stali na rynku i na poznańskich ulicach: piechota z nasadzonymi na karabiny bagnetami, jazda z wyciągniętymi z pochew pałaszami. Nic nie mogło więc zakłócić uroczystości zakończonych wieczorem balem w pałacu Gurowskich 3 . Ciąg symbolicznych wydarzeń uświadamiających poznaniakom stabilizację pruskich rządów wieńczyć miała pięć miesięcy później wizyta samego króla Fryderyka Wilhelma II lustrującego swe nowe polskie posiadłości. lon, przybywszy do Poznania 10 października 1793 f., idąc śladem starego Mollendorfa, zatrzymał się przy rynku w reprezentacyjnym pałacu Gurowskich, prócz wszelkichinnych zalet ułatwiającym ochronę, bo położonym przecież naprzeciw odwachu. W drzwiach pałacu witało króla 12 kupieckich córek w białych sukniach z czerwonymi wstęgami, zaś w środku oczekiwała go okoliczna szlachta. Wieczorem miasto iluminowano; szczególnie pięknie wyglądać miał ratusz, gdzie na cześć króla Prus grała orkiestra. Władca zaszczycił Poznań aż trzydniowym pobytem. Pierwszego dnia wizyty, 11 października wieczorem, przed pałac Gurowskich przybyło poznańskie kupiectwo, które w świetle pochodni urządziło królowi koncert, łaskawie wysłuchany przez władcę z balkonu. Z kolei 13 października, po tym jak Fryderyk Wilhelm wziął udział w nabożeństwie w kościele ewangelickim, dla wyznaniowej równowagi z tego samego balkonu odebrał procesję poznańskich zakonów prowadzoną przez biskupa poznańskiego Franciszka Ksawerego Rydzyńskiego. Następnego dnia król opuścił miast0 4 , podejmując wcześniej szereg decyzji przypieczętowujących nowe miejskie porządki. Tak zaczynała się nowa epoka w dziejach miasta, nowa także w dziejach poznańskiego Rynku, serca staropolskiego Poznania. Dotąd Rynek był centrum nie tylko w sensie przestrzennym, ale w istocie tu skupiały się najważniejsze sfery miejskiego życia. Już wkrótce miały nadejść zmiany. N owe, pruskie porządki polegały bowiem nie tylko na reorganizacji miejskiego zarządu, ale i na nadaniu miastu nowego kształtu. Musiało to wpłynąć również na nowe określenie roli centrum Poznania. Zamysł pruski polegał na wybudowaniu obok starego, nowego miasta, wytyczonego z nowoczesnym rozmachem. Jego oś stanowić miała poznańska U nten den Linden - AL Wilhelmowskie, reprezentacyjne zaś centrum - pi. Wilhelmowski, tworzący w zamierzeniu wyraźną przeciwwagę dla Starego Rynku. Do realizacji tych zamierzeń Prusacy zabrali się z dużą energią. Sprzyjał im nawet wielki pożar, który wybuchł w 1803 roku. Ogień strawił sporą część Starego Miasta, w tym pierzeje północną i wschodnią rynku, co spowodowało przeniesienie się części mieszkańców do nowego miasta. Musiało jednak upłynąć jeszcze wiele czasu, by pi. Wilhelmowski i Aleje stały się pod względem reprezentacyjnym skuteczną konkurencją dla Starego Rynku. Jak wspominał na łamach "Posener Zeitung" niemiecki autor używający pseudonimu "Stary poznaniak" i mający chyba ambicje stać się pruskim Mottym, jeszcze w 1827 roku "tylko centrum, Stary Rynek i otaczające go ulice przypominały miasto" ("waren in einem stadtahnlichen Zustande "), natomiast przy pi. Wilhelmowskim znajdowało się tylko kilka "masywnych domów", podobnie zresztą jak przy Alejach 5 . Warto jednak zauważyć, że już w pierwszych latach XIX wieku były Aleje wraz z placem świetnym miejscem spacerowym, a jeszcze lepszą areną parad i przeglądów wojskowych. Już wkrótce miało się to bardzo przydać. Trzynaście lat po pierwszej wizycie króla pruskiego w Poznaniu na magiczne hasło "Jena i Auerstadt" przyszło dobrze już zadomowionym tu Prusakom w pośpiechu opuszczać miasto. Rynek znów, jak w 1793 roku, stał się widownią wydarzeń symbolizujących zmianę władzy, tym razem jednak całkowicie spontanicznych. Gdy bowiem wieczorem 3 listopada 1806 r. dotarł do miasta płk Remy Exelmans z 200 szaserami, entuzjazm poznaniaków był tak wielki, że szczupły oddział francuski miał trudności z przejściem na rynek, gdzie zgotowano mu tłumne i owacyjne przyjęcie. W podobnej scenerii - nocy oświetlonej blaskiem

Przemysław Matusik

pochodni - witano trzy dni później Jana Henryka Dąbrowskiego i Józefa Wybickiego. Przy wjeździe do miasta wyprzęgnięto z zaprzęgu konie i "najprzedniejsi" obywatele zaciągnęli powóz na rynek, przed pałac Mielżyńskich (róg Rynku i Wronieckiej), gdzie obaj wielcy mężowie mieli stanąć i gdzie Dąbrowskiego na rękach wniesiono do pałacu. Przez najbliższe dni pałac Mielżyńskich był nieustannie oblegany przez radosne tłumy. Skądinąd miał być dla Dąbrowskiego nasz Rynek miejscem szczęśliwym, tu bowiem na balu w końcu 1806 roku poznał piękną pannę Barbarę Chłapowską i tu, 5 listopada 1807 f., odbyło się ich wesele. Kilka dni po wjeździe Dąbrowskiego, 9 listopada 1806 r., do miasta wkroczył marszałek Louis Nicolas Davout ze swym korpusem. Jego piechota stanęła na rynku, gdzie, ustawiwszy broń w kozły i oczyściwszy ubrania, rozpoczęła we własnym gronie zabawę, czemu przypatrywał się zdumiony Dezydery Chłapowski, przyszły adiutant Napoleona i baron Cesarstwa. Kulminacją tego pierwszego napoleońskiego miesiąca był dzień 27 listopada, gdy o godzinie 10 w nocy wjechał do Poznania sam Napoleon, który, przejechawszy rzęsiście oświetlony Rynek, zatrzymał się w gmachu pojezuickim mającym stać się jego stałą w Poznaniu kwaterą6. Okres napoleoński to dla Rynku barwny i dość burzliwy czas przemarszów i rozkwaterowań wojsk oraz ekscytujących całe miasto wizyt różnych notabli z Cesarzem na czele. Zdarzały się także i dramatyczne momenty. Pierwszy miał miejsce już 15 listopada 1806 f., gdy na rozkaz Davouta skazano na śmierć dwóch niemieckich burmistrzów Obrzycka i Gołańczy oskarżonych o zdradę. Wyrok przez rozstrzelanie wykonano miedzy ratuszem i fontanną Prozerpiny, co sto lat później niemieckie Towarzystwo Historyczne Prowincji Poznańskiej uczciło wmurowaniem tablicy pamiątkowej na ścianie ratusza. Równie drastyczne wydarzenie miało miejsce następnego dnia. Tym razem przed odwachem rozstrzelano francuskiego żołnierza winnego wymuszania pieniędzy od poznańskich obywateli, m.in. od Józefa Marcinkowskiego, ojca Karola 7 . Nie był to ostatni taki przypadek. Także w czasie pobytu Napoleona w Poznaniu na przełomie maja i czerwca 1812 roku skazano na śmierć żołnierza, który przy próbie rabunku zabił chłopa w dobrach Działyńskich. Ponieważ prośba o ułaskawienie zaniesiona do samego cesarza nie przyniosła skutku, więc "na mocy wyroku sądu wojennego [winowajca] na trzeci dzień rozstrzelany został w Rynku przed odwachem, zatem i przed pałacem Działyńskich"g. Heroiczne czasy Księstwa Warszawskiego skończyły się dla Poznania z początkiem 1813 roku, zaś 24 maja 1815 r. na powrót wkroczyli do miasta Prusacy. Przed ratuszem dowodzący wojskiem gen. Thiimen zarządził defiladę, po czym stanął, obyczajem pruskich generałów, w pałacu do niedawna Gurowskich, obecnie już Działyńskich. Druga defilada przed ratuszem odbyła się 8 czerwca po uroczystościach przekazania miasta władzom cywilnym, czego symbolem było zdjęcie z ratusza polskiego orła, odniesionego z honorami do kwatery gen. Thiimena, i zastąpienie go orłem pruskim 9 . Było to jedno z ostatnich wydarzeń, w których Rynek pełnił funkcję centralnego, reprezentacyjnego placu Poznania. Funkcję tę przejmować zacznie w coraz większym stopniu pi. Wilhelmowski, skądinąd niemal zatratowany przez wojsko za czasów Księstwa Warszawskiego. Na Rynku pozostanie odwach, jako jedyna wojskowa placówka, przed którym codziennieo godzinie 12.30 będzie mIec mIejSCe uroczysta zmiana warty wabiąca grupy spragnionych atrakcyjnego widowiska i wojskowej muzyki gapiów. Po fajerwerkach epoki napoleońskiej życie codzienne na Rynku wróciło do powszedniej, nieco sennej normy. Najważniejszymjej elementem był oczywiście handel pozwalający na zaopatrzenie poznańskich domów w najpotrzebniejsze, codzienne produkty. To ściągało od rana na Rynek przede wszystkim służbę domową, której kroki kierowały się najpierw na ul. Wiankową (ob. Jana Baptysty Quadro), skądinąd "ponurą i nie zawsze porządną", gdzie przyczepione do budynku wagi miejskiej stały "stare, kryte stragany, tzw. Chlebowe Budki". Sprzedawano tam żytni chleb okrągły, jak mówiono "wodny", bo bochenki przed upieczeniem kąpano w wodzie. Był to ulubiony chleb poznaniaków"lo. Tuż obok budek znajdowała się piwiarnia Zienkowicza, gdzie podawano piwo grodziskie i gdzie "w skwarne dni lata i zimą wieczorem pełno (...) było ludzi przyzwoitych, mieszczan, urzędników, księży, spomiędzy Polaków", Niemcy bowiem, "nie mając pociągu do lekkiego piwa", rzadko się tam pojawiali ll . Jeśli spragnionych by

Ryc. 1. Rynek poznański podczas jarmarku, ok. 1841-46, litografia W. Kurnatowski, wg rys. W. Baeselera. Ze zb. Muzeum Narodowego w Poznaniu (dalej MNP).

Przemysław Matusik

ło zbyt wielu, mogli pokrzepić się w znajdującej się naprzeciw piwiarni Więckowskiego. Dalej, w głębi śródrynkowego bloku znajdowały się jatki mięsne, co ciekawe niewzmiankowane przez Mottego, chyba właśnie dlatego, że były przede wszystkim domeną służby, nie "państwa". Jednak nawet najlepsze towarzystwo musiało zauważyć współtworzące przez dziesięciolecia koloryt Rynku, a położone przed domami budniczymi tzw. budki śledziowe, czyli - jak pisze Mott y - "ludowe garkuchnie" , w których "od czasów Stanisława Augusta prażyły się, po większej części pod gołym niebem, na patelniach, w rynienkach, rondelkach mięsiwa, kartofle, kapusty i sztokfisze ku zmartwieniu przechodzących nosów, lecz ku pociesze wyrobników i uboższych rzemieślników, którzy tanio pożywić się tam mogli"12. Dodatkowej malowniczości dostarczać temu miejscu musiały "rej wodzące rybaczki i przekupki, znane z popędliwości, wymowy, sprzeczek i ostrego języka"13. Do tych stałych elementów handlowego wystroju Starego Rynku zaliczyć też trzeba targ kwiatowo-owocowo-warzywny. Szczególne natężenie handlu przypadać tu miało na poniedziałek, środę i piątek, w pozostałe dni ruch był ponoć mniej szy 14. Pomimo upływu czasu i coraz silniejszej konkurencji innych rynków (najwcześniej Nowomiejskiego, czyli Kolegiackiego, którego przekupki barwnie opisał Mott y) Stary Rynek zdołał w całym XIX wieku obronić w zasadzie swą pozycję targowego centrum Poznania. W zasadzie, bo jednak z czasem zdystansował go pi. Sapieżyński (Wielkopolski), który w końcu wieku przynosił miastu niemal dwa razy więcej dochodów 15 . Jeśli budki chlebowe, jatki i kramy tworzyły swego rodzaju plebejską przestrzeń handlową Rynku, o tyle stosunkowo małojeszcze w l. połowie wieku rozwinięte sklepy chętnie odwiedzało lepsze towarzystwo. A miało do wyboru wielką ich różnorodność: od składów win Poweiskiego, Sypniewskiego i Wojkowskiego, kawiarni Pfitznera, poprzez apteki (Kolskiego, Dahnego i Bergmanna), księgarnie (Szumskiego, później Mittelera, wreszcie Moraczewskiego na rogu N owej, Munka na rogu Zamkowej), aż do przyklejonego do ratusza kramu zabawkarskiego starego Vettera, gdzie Mott y zaopatrywał się w "rurę do strzelania i ćwieczki", swe ulubione zabawki 16. Jednak chyba najliczniej reprezentowana była na Rynku branża bławatna ze sklepami niemieckimi (Puscha, Senftlebena, Bielefelda, Gumprechta) i żydowskimi (Falka, Hermana, Kónigsbergera), "a przede wszystkim Witkowskiej", do których "panie nasze chodziły jak muzułmanie do Mekki"17. Tendencja ta wydawała się utrzymywać, bowiem w 1876 roku na Starym Rynku nadal dominowały sklepy z różnego rodzaju tekstyliami (ok. 46), pasmanterie (22), otwarto nawet osiem sklepów oferujących garderobę męską. Prócz tego Rynek prezentował jednak różnorodną, by nie powiedzieć nieco bałaganiarską ofertę handlową, odbiegającą od nobliwego charakteru Alei czy pi. Wilhelmowskiego, przy których mieściły się siedziby banków, hotele, renomowane restauracje i kawiarnie, ekskluzywne księgarnie (Bote u. Bock), sklepy jubilerskie etc. Przy Rynku bowiem znajdowały się także trzy składy mąki, pięć składów zbożowych (to z pewnością w związku z działającą na Garbarach Giełdą Zbożową), a nawet firma rejestrowana w kategorii "Lumpen und Knochen" ("Szmaty i kości"). Można było tu także zakupić maszynę do szycia (w dwóch punktach), porcelanę (w trzech), artykuły papiernicze (w dwóch), wina (w sześciu), meble (w pięciu),artykuły metalowe (w ośmiu), zaopatrzyć się zabawki w 12 sklepach tej branży oraz nabyć artykuły spożywcze w 12 sklepach z wiktualiami lub kołonialkach 18 . Oczywiście życie na Rynku nie ograniczało się jedynie do spraw handlowych.

Ratusz był przecież siedzibą władz miejskich, a do 1840 roku także policji, przeciągali więc tędy zarówno radcy miejscy i urzędnicy magistratu, jak i interesanci. Codzienną rutynę przełamywały niekiedy większe atrakcje. I tak, Mott y wspomina z lat swych dziecinnych "linochodów", którzy wędrowali na linie przyczepionej z jednej strony przy ziemi u wylotu ul. Butelskiej, z drugiej do ratuszowej galerii. Najsłynniejszym miał być niejaki Kolter, który wchodził po linie "bez drąga, kłaniając się na wszystkie strony i strzelając z pistoletu, powtórnie zaś puszczał się tą samą drogą pchając taczkę przed sobą i schodził na powrót zdrów i wesół". Występy linoskoczków miały się zakończyć na początku lat 30., gdy - ku przerażeniu zebranych - pod jednym z nich zerwała się lina. Linoskoczek na szczęście tylko się potłukł, zaś szczodrzy poznaniacy z nawiązką wynagrodzić mu mieli doznany uszczerbek 19 . Mniej mrożącą krew w żyłach, ale za to stałą atrakcją były uroczyste przemarsze poznańskiego Bractwa Kurkowego, które inaugurowało sezon strzelecki w drugi dzień Zielonych Świątek. Wczesnym popołudniem, ok. godziny 14, członkowie bractwa zbierali się przed ratuszem i, poprzedzani przez orkiestrę, ze sztandarem ruszali na strzelnicę. Pięknie umundurowanym strzelcom towarzyszyli przedstawiciele władz miejskich i rejencyjnych 20. Czasami uroczyste przemarsze zdarzały się także z innych okazji, jak na przykład 15 października 1833 r., gdy wyruszono na strzelnicę "z powodu w tym roku przypadających urodzin Najjaśniejszego Królewicza Pruskiego Następcy Tronu", obwołanego wcześniej królem strzeleckim 21 .

ą UJ

II

. .

I I 1,1 2*

II I f

\ni

Ryc. 2. Poznańskie Bractwo Strzeleckie na placu przed ratuszem po uroczystym nabożeństwie w farze, fot. z ok. 1902 r. Ze zb. MHMP.

Przemysław Matusik

Gruss vorn 22. Bundes-Sehiessen Begriissung der Schiitzen-Gildto *d. Mari; Posener Sehiitzenbtmdes. durch Oberbiirgermeister Dr. Wilms, Ryc. 3. Bractwo Strzeleckie, powitanie na stopniach ratusza przez nadburmistrza Wilmsa, pocztówka z 1903 r. Ze zb. Biblioteki Uniwersyteckiej (dalej: BU).

Wielkim świętem na Rynku była coroczna procesja Bożego Ciała wymieniana przez Mottego jako największa, obok jarmarków świętojańskich, poznańska atrakcja. Zjeżdżały na nią, przynajmniej w l. połowie wieku, tłumy wiernych także z okolic Poznania. Każdego dnia, przez całą oktawę Bożego Ciała procesja wychodziła z innego poznańskiego kościoła. Zaczynało się w samo święto procesją katedralną, zaś procesja farna do czterech ustawionych w Rynku ołtarzy, z głównym przed pałacem Działyńskich, miała miejsce w niedzielne przedpołudnie. Celebrował albo sam arcybiskup, albo któryś z biskupów sufraganów, straż honorową przy celebransie pełnili zwyczajowo członkowie Bractwa Strzeleckiego z bronią, a pod koniec wieku także Sokoli. Celebransa poprzedzało oczywiście licznie zebrane duchowieństwo, przed którym kroczyły reprezentacje przynajmniej kilkudziesięciu, a niekiedy i przeszło stu cechów, bractw oraz towarzystw "z chorągwiami, obrazami i światłem". Szczególnie staranna była oprawa muzyczna uroczystości. Jak donoszono w 1900 roku, "śpiewy wykonali członkowie koła śpiewackiego", a na wieży ratuszowej orkiestra powtarzała "hejnały, grane na dole". Tego dnia po południu obchodziła rynek jeszcze jedna, równie uroczysta procesja, tym razem idąca z kościoła podominikańskiego przy ul. Szewskiej22. Poznańska oktawa Bożego Ciała kończyła się w następny czwartek wieczorem odśpiewaniem na wieży ratuszowej Twoja cześć chwała i odegraniem h . ł ' 23 eJ na ow . W normalnym dniu pod wieczór ruch na Rynku zamierał; latem zapewne nie tylko Augustyn Kolski "z długą fajką" siadał na ławce przed swą apteką, zażywając odpoczynku 24 . Fontanny znajdujące się w czterech rogach Rynku, a szcze

golnie ta naprzeciw wylotu ul. Wodnej, stawały się mIejSCem "schadzek i serdecznych wywnętrzań, czasami bohaterskich zapasów licznych bab, kucharek i stróżów domowych" schodzących się tam z konwiami i nosidłami do wod y 25. Zaprowadzenie w 1866 roku nowych wodociągów, czerpiących wodę z ujęć warcianych, spowodowało likwidację dotychczasowych ulicznych studzienek 26 , wtedy zniknąć też musiały nie tylko fontanny rynkowe (z wyjątkiem fontanny Prozerpiny), ale i owe zgromadzenia poznańskiej służby. Ruch ostatecznie zamierał o godzinie 9, gdy - jak wspominała Maria Wicherkiewiczowa - "odbywała się na Odwachu w Rynku zmiana wart przy dźwiękach melodii, która nawoływała do snu. Najej zew odpowiadali rytmicznie chłopacy na Rynku: - Schlafen, schlafen, schlafen gehen, Herr Hauptmann hat gesagt! (Spać, spać, idźcie spać, pan kapitan kazał!) ,,27. Ten dość spokojny rytm życia poznańskiego Rynku zakłócały, jeśli można tak się wyrazić, cztery doroczne jarmarki: wielkanocny, świętojański, na Św. Michała i gwiazdkowy. Najsłynniejsze były jarmarki świętojańskie, organizowane na przełomie czerwca i lipca lub z początkiem lipca, które w l. połowie XIX wieku gromadziły tysiące gości. Świętojańskie zjazdy były tym samym najważniejszymi wydarzeniami w życiu miasta, i to nie tylko handlowymi, ale i towarzysko-obyczajowo-kulturalnymi, Rynek zaś stawał się centrum wielkiego wiru interesów i zabaw 28 . Ich bardziej prozaicznym, acz istotnym dla ówczesnego społeczeństwa elementem było to, iż "w Rynku około figury św. Jana Nepomucena gromadziły się (...) kawiarki , panny służące, piastunki, stangreci, kucharze, strzelcy. Tam też schodziły się osoby z jaśniepańskiego świata poszukujące wszelkiego rodzaju służby domowej ,,29. Wydaje się, że napływ tysięcy gości i interesantów na jarmarki musiał jaskrawo uzmysławiać pewną podstawową ułomność układu przestrzennego miasta w l. połowie XIX wieku. Wynikała ona z faktu, iż przez niemal 40 lat oba ośrodki - stare i nowe miasto -pozostawały we względnej wobec siebie izolacji, niejako odwrócone do siebie plecami. Aż do przebicia ul. N owej (Paderewskiego) jedyną możliwość dotarcia ze Starego Rynku na Aleje i z powrotem stwarzały ulice Wrocławska i Podgórna lub, z drugiej strony, Rynkowa lub Zamkowa do Fryderykowskiej (ob. 23 Lutego). Oznaczało to, jak podkreśla niemiecki kronikarz miasta Moritz Jaffe, że wprawdzie pi. Wilhelmowski i Stary Rynek dzieliło niecałe 300 kroków, ale by się dostać z jednego na drugi, trzeba było przebyć trasę trzy razy dłuższą. "Dla mieszkańców N owego Miasta - pisał Jaffe - w większości wyższych urzędników, rentierów oraz pojednyńczych zamożnych kupców, było to tym bardziej nieprzyjemne, że brakowało w ich dzielnicy sklepów i targowisk; wszystkie więc potrzeby gospodarcze musieli zaspokajać na starym mieście, nawet wodę do picia trzeba było nosić ze Starego Rynku"30. Jednak to z polskiej strony wyszedł w 1829 roku konkretny projekt przebicia ulicy łączącej obie części miasta. Jego inicjatorem był hI. Edward Raczyński, któremu miało zależeć na wygodnym dojściu do świeżo otwartej przy pi. Wilhelmowskim bibliotekel. N a przeszkodzie realizacji tychże planów stanęły wygórowane żądania finansowe, jakie stawiać miał właściciel gruntu przy ul. Wilhelmowskiej. Istotny był także opór właścicieli "sklepów, kramów lub winiarni i restauracji" położo

Przemysław Matusiknych przy dotychczasowych traktach komunikacyjnych, do których należało "przypadkowo wielu deputowanych miejskich"32. Dopiero w latach 30. interwencja władz administracyjnych, a ściślej samego Naczelnego Prezydium, miała niejako wymusić na władzach miejskich realizację tej inwestycji. Ulicę Nową otwarto ostatecznie w 1838 roku 33 , tym samym wpisując Rynek w ramy traktu łączącego zachodnią i wschodnią część miasta. Aktywność Naczelnego Prezydium wynikała zapewne z jego nowego usytuowania: po odwołaniu namiestnika Antoniego Radziwiłła przeniosło się ono do zajmowanych dotąd przez niego obszernych gmachów pojezuickich, potrzebowało więc dobrej komunikacji z nową częścią miasta, gdzie mieściły się np. poczta oraz kompleks wojskowy. Stary Rynek z punktu centralnego w przestrzeni miejskiej stawał się coraz bardziej rodzajem wygodnego łącznika pomiędzy różnymi ważnymi punktami zmieniającego się Poznania. Takim ważnym punktem dla Polaków stał się już wkrótce położony na rogu ul. N owej i Alej hotel Bazar. Tymczasem 2. połowa lat 40. XIX wieku miała przynieść poważne wstrząsy w życiu miasta, których scenerią stał się m.in. Stary Rynek. Pierwsze z nich miały miejsce w 1845 roku. Ich przyczyną był ex-ksiądz katolicki Jan Czerski, który jesienią 1844 roku założył w Pile nową gminę religijną "apostolsko-katolicką". Wiosną następnego roku poznański księgarz Jakub Cohn, sympatyzujący z ruchem Czerskiego, wystawił w oknie swej księgarni przy Rynku karykatury duchowieństwa katolickiego i rysunki przedstawiające tryumf religii "apostolsko- katolickiej" nad rzymsko-katolicką. Choć na polecenie prezydenta policji rysunki zniknęły z witryny, to jednak dalej były przez Cohna sprzedawane. W tej sytuacji w niedzielę 4 maja 1845 r. lud poznański nie tylko zdemolował skład Cohna, ale ijego samego dotkliwie poturbował. Na tym się nie skończyło, bowiem w końcu lipca zjechał do Poznania sam Czerski z zamiarem odbycia tu nabożeństwa i utworzenia gminy, co wywołało silne wzburzenie tutejszych katolików. W dniu 28 lipca ok. godziny siódmej wieczorem szewc Kazimierz Suchocki, będąc w stanie nietrzeźwym, oddał strzał z pistoletu, jak tłumaczył, ćwicząc się przed zastrzeleniem samego Czerskiego. Gdy policja aresztowała niefortunnego zamachowca, na Rynku i okolicznych ulicach zebrał się już tłum, który powybijał szyby w żydowskim sklepie na Wodnej, a w czasie następnej interwencji policyjnej wdał się w szarpaninę ze stróżami prawa prowadzącymi aresztowanych na odwach; przed samym zaś odwachem urządzono kocią muzykę. Tłum cofnął się nieco, gdy wojsku na odwachu wydano ostrą amunicję i gdy dla wsparcia przybyły na Rynek dwie kompanie piechoty. Jeszcze o 10 w nocy oddział konnicy objechał trzykrotnie przepełniony ludźmi Rynek. Wszystko uspokoiło się dopiero ok. godziny 11. Następnego dnia rano, gdy Czerski odprawiał swe nabożeństwo w kościele protestanckim św. Krzyża na Grobli, z katedry ruszyła prowadzona przez abpa Leona Przyłuskiego potężna procesja, która przy wtórze dzwonów przez Chwaliszewo, Wielką i Rynek przeszła do fary. W procesji brać miało udział co najmniej 20 tys. ludzi i było to z pewnością jedno z największych zgromadzeń w dziejach dziewiętnastowiecznego Poznania. Także po jej zakończeniu doszło na Rynku do półtoragodzinnych starć z wojskiem, które atakowało tłum bagnetami, szarżowali też pruscy huzarzy. Dopiero po południu zdołano opanować sytuacj ę 34.

Najakiś czas w cieniu ratuszowej wieży zapanował spokój. Tylko 29 kwietnia 1847 r. zdesperowany tłum bezrobotnych złupił budki chlebowe na ul. Wiankowej35. Nadciągały jednak poważniejsze wydarzenia, których scenerią znów miał się stać Rynek. Przyniosłaje ogólnoeuropejska fala Wiosny Ludów 1848 roku. To, co działo się w Poznaniu, było niejako odpowiedzią na rewolucję berlińską. Wrzenie w Berlinie w połowie marca sprawiło, że w poniedziałek 20 marca zjawić się miało na cotygodniowym poznańskim targu więcej ludzi niż dotąd, spragnionych z pewnością wieści ze świata. W tej niespokojnej atmosferze z Bazaru, centrum ruchu polskiego, ruszył w południe pochód ku Rynkowi, a raczej ku Rejencji, jednakjeszcze na ul. N owej zatrzymało go wojsko. Dopiero po południu, już po ukonstytuowaniu się w Bazarze Komitetu Narodowego i nadejściu wieści o rewolucji w Berlinie, Rynek stał się miejscem spontanicznej manifestacji pod polskimi sztandarami. Wprawdzie następnego dnia wojsko usiłowało spacyfikować miasto, zajęło Bazar i pałac Mielżyńskich przy Rynku, gdzie obradował Komitet Narodowy, lecz nazajutrz musiało się wycofać. Komitet Narodowy, prowadzony tryumfalnie przez tłum poznaniaków, zajął jedną z sal ratuszowych jako miejsce obrad 36 . Odtąd Rynek z ratuszem stały się na kilkanaście dni centrum ruchu polskiego w Poznańskiem. Wybór ratusza na siedzibę Komitetu był poniekąd oczywisty - była to najbardziej reprezentacyjna budowla miasta mogąca z powodzeniem konkurować z siedzibą władz pruskich w rejencji. Prócz tego zarówno ratuszowe loggie, jak i przestrzeń Rynku stwarzały wymarzoną wręcz scenerię dla rewolucyjnego spektaklu władzy, na poznańską skalę, wymagającego przecież obecności ludu i stałego dialogu z ludem. Jak pisał Mott y, członkowie Komitetu "siedzieli tu [na ratuszu] dzień i noc prawie; zawsze kilku z nich zastałeś, choć komplet rzadko się zebrał (...); radzono, rozprawiano, pisano, rozsyłano ludzi na wszystkie strony. Tłumy stojące przed Ratuszem oczekiwały ciągłe czegoś nowego; czasami niecierpliwiły się mocno i stawały się wrzaskliwe, a natenczas występował któryś z członków Komitetu, najczęściej Stefański, i uspokajał ludek, głosząc jakąś nowinę lub prawiąc mu cośkolwiek. Mimo ścisku, nieładu, wędrówek i entuzjazmów żadnych nadużyć i gwałtów nie było; ludzie zachowywali się uczciwie i rozsądnie ,,37. Wartę przed Ratuszem trzymała Gwardia Narodowa, a z czasem także i polska Legia Akademicka przybyła z Berlina. Nie brakowało oczywiście wydarzeń podniosłych i narodowych celebracji. Pierwsza z nich miała miejsce już 22 marca wieczorem, gdy przybyli z Berlina pierwsi uwolnieni z Moabitu; ich powóz zaciągnięty został przez lud do ratusza, gdzie powitał ich uroczyście Komitet Narodowy . Jeszcze bardziej tryumfalny wjazd czekał Ludwika Mierosławskiego, eskortowanego przez Gwardię Narodową, który z ratusza wygłosił mowę do zebranego na Rynku ludu 38 . Jak na rewolucję przystało, mieliśmy także swój dyskusyjny klub polityczny, tzw. Klub Polski, który wieczorami zbierał się w budynku wagi miejskiej39. Jednak atmosfera rewolucyjnego karnawału z czasem zaczęła mijać. Poznańscy Niemcy i Żydzi coraz bardziej nieprzychylnie patrzyli na polskie poczynania, zaś sprowadzona do miasta pomorska landwera nie kryła wcale swej wrogości. W dniu 3 kwietnia grupa pijanych landwerzystów usiłowała wedrzeć się na ratusz, ale została odparta przez trzymającą straż Legię Akademicką kierowaną przez Jana Koźmiana 40 . Stanowczość mło

Przemysław Matusik

Ryc. 4. Powitanie więźniów Moabitu na placu przed ratuszem podczas Wiosny Ludów, rys. F. Samecki. Ze zb. MNP.

dych legionistów nie na wiele jednak się zdała, z każdym dniem bowiem pozycja Komitetu stawała się słabsza, aż 9 kwietnia został on przez magistrat "bez ceremonii" usunięty z ratusza, przenosząc się do hotelu Wiedeńskiego przy pi. Piotra 41 . Wkrótce potem wojsko położyło też kres działaniom Klubu Polskiego w wadze. Od tego momentu przez kilkadziesiąt lat historia omijała Rynek. Nie oznaczało to jednak, że ostatecznie przestał on być widownią gwałtowanych wydarzeń. Doszło do nich 16 lat później, w sierpniu 1864 roku, tym razem z powodu... religijnych objawień. Otóż pewnego wieczoru z domu położonego na rogu Rynku i ul. Wodnej oderwał się kawał tynku. W strukturze tego, co zostało na murze, lud prosty dostrzegł postać Ukrzyżowanego, mówiono też o bijącej stamtąd jasności. Przez jakiś czas dom przeżywał prawdziwe oblężenie. Doszło do rozruchów tłumionych przez wojsko i licznych aresztowań. Ogłoszenie zakazu zgromadzeń i wystawienie posterunków wojskowych stopniowo uśmierzyło nastroje, kładąc zarazem kres tym wydarzeniom 42 . Wiele lat później, 7 kwietnia 1877 r., na Rynku wiecowali bezrobotni murarze i cieśle 43 , z kolei 29 listopada 1880 r. zebrały się tu "prawie cała" poznańska policja oraz wzmocniona załoga odwachu, obawiając się, że Polakom mogą przyjść do głowy jakieś niedorzeczne pomysły z powodu obchodzonej uroczyście w farze 50. rocznicy powstania listopadoweg0 44 . Jednak nie te rzadkie i dość przypadkowe incydenty miały zadecydować o charakterze starego centrum Poznania w 2. połowie XIX i na początku XX wieku.

Zmiany niosła cywilizacja odmieniająca życie poznaniaków i kształt ich miasta. Symptomem nowego było uruchomienie w 1856 roku oświetlenia gazowego, a 10 lat później nowych wodociągów. Rewolucyjną zmianą było wszak dopiero zaprowadzenie w Poznaniu tramwajów konnych. Odtąd wygodny i szybki dojazd niejako na nowo zorganizował związki między częściami miasta, co w dużej mierze przesądziło o charakterze poszczególnych miejskich dzielnic. Atutem Rynku było jego centralne położenie, nic więc dziwnego, że przecięła go już pierwsza linia tramwajowa, łącząca dworzec kolejowy z Ostrowem Tumskim. Pierwszy konny tramwaj ruszył poznańskimi ulicami sobotnim rankiem 31 lipca 1880 r. Jak przestrzegał "Kurier Poznański", szybki zjazd "po żelaznych szynach" ze stosunkowo stromej ul. N owej grozić mógł przy wjeździe na Rynek kolizją z jakimś przejeżdżającym właśnie "ładownym wozem", za czym szło wezwanie: "Ostrożność i głośne dzwonienie byłyby tu konieczne ,,45. Do tragicznego wypadku tramwajowego rzeczywiście dojść tu miało, jednak 32 lata później, już w erze tramwaju elektrycznego. Otóż w niedzielę 3 listopada 1912 r. na wysokości Prezydium Policji (dziś róg ulic 27 Grudnia i Ratajczaka) poznańscy tramwajarze stracili panowanie nad wagonem z uszkodzonymi hamulcami, wagon wjechał w ul. N ową i "w miarę zbliżania się ku Rynkowi staczał się z coraz większą szybkością, gdy nagle, będąc już na Starym Rynku, wyskoczył z szyn i szybując po bruku pomiędzy figurą św. Jana N epomucena a cukiernią Pfitznera wpadł z kolosalnym impetem na narożnik kamienicy p. Czepczyńskiego, w której mieści się skład firmy Łuczak i Ska. ,,46. Tramwaj rozbił szyby i naruszył fasadę sklepu, a przede wszystkim zabił dwie stojące tam osoby, kilka następnych ciężko ranił. Ta katastrofa, "bodaj pierwsza w swym rodzaju od czasu istnienia koleipIZy nąjwiększym specyainym składzie garderoba męzkiej i ula cWqri)w Łuczaka & Sp

Ryc. 5. Katastrofa tramwajowa w 1912 r., pocztówka. Ze zb. BU.

Przemysław Matusik

Ryc. 6. Tramwaje na Starym Rynku, pocztówka z ok. 1898 r. Ze zb. BU.

elektrycznych", ściągnęła nieprzebrane tłumy ciekawskich, które zająć miały cały niemal Rynek 47 . Tramwajowa codzienność nie była oczywiście tak dramatyczna. Pierwszy przystanek tramwajowy na Rynku ustalił się właśnie przed figurą św. Jana N epomucena. Tu następowało także przeprzęganie koni: parę ciągnącą wagony z dworca zastępował jeden ciągnący wagony dalej, ulicami Butelską (Woźną), Garbary i Chwaliszewo do Tumu 48 . W drodze powrotnej doczepiano z powrotem dwa konie, a przy dużym obciążeniu wagoników jeszcze trzeciego, by uciągnąć tramwaj w górę ul. Nowej49. Widok czekających pod Św. Janem Nepomucenem na swoją kolejkę tramwajowych koni chyba zanadto nie dziwił, zważywszy na fakt, iż nieopodal, niedaleko odwachu, wzdłuż południowej pierzei Rynku znajdował się postój miejskich dorożek 50 . Wkrótce linii tramwajowych przybyło - 5 grudnia 1896 r. otwarta została linia z Rynku przez ul. Wrocławską do bramy Wildeckiej, zaś rok później puszczono tramwaje ul. Wodną (zamiast Butelskiej) ku Tumowi, skąd wracać miały ul. Wielk ą 51; wtedy też wyznaczono drugi rynkowy przystanek, na wprost ratuszowego wejścia. Nową epokę w tramwajowych dziejach Rynku wyznaczyć miało wprowadzenie tramwajów elektrycznych. Właśnie na Rynku 5 marca 1898 r. o godzinie 10 nastąpił policyjny odbiór nowych tramwajów polegający na komisyjnym przejeździe wszystkimi trasami 52 . W tymże roku przebiegało przez Rynekjuż pięć linii tramwajowych, plac ten stał się więc centralnym punktem na komunikacyjnej mapie Poznania, punktem, w którym krzyżowały się linie tramwajowe zapewniające komunikację z naj dalszymi zakątkami miasta 53 . To sprawiło, że w końcu XIX i w pierwszych latach XX wieku Rynek był miejscem coraz bardziej ruchliwym,

nawet jeśli weźmiemy pod uwagę fakt, iż ruch samochodowy dopiero się zaczynał. Nie bez powodu już w latach 80. pisał Marceli Mott y z nostalgią o innej "fizjonomii rynku przed półwiekiem", "było na nim, w zwyczajnych czasach, spokojniej, wiele spokojniej... ,,54. Wydarzeniem w jakiejś mierze przełomowym w dziejach dziewiętnastowiecznego Poznania była wielka powódź w 1888 roku. Pod koniec marca Warta wystąpiła z brzegów, zalała Chwaliszewo, a Garbary zamieniła w kolejne swoje koryto. Po Wielkiej, Wodnej i Butelskiej pływano łódkami. W piątek 30 marca "Dziennik Poznański" donosił, że woda zalała także całą wschodnią część Rynku, gdzie znajdować się miała "głęboka wklęsłość", oraz uliczkę przy ratuszu od strony południowej, nie mówiąc już o ratuszowych "sklepach"; dla spieszących do magistratu interesantów trzeba było zbudować specjalną kładk ę 55. Jak relacjonowano, "ulice górnego miasta mało wieczorem ożywione. Za to gdy się zbliżysz ku Staremu Rynkowi już u wejścia uderzy twe uszy szum rozhukanego żywiołu, około którego - ile tylko dostęp wolny - kupią się całe gromadki ciekawych lub spieszących, by po improwizowanych pomostach, deskach i łatach dostać się dość wcześnie do mieszkań zalanych od dołu"56. Ta wielka klęska zmusiła władze miejskie do bardziej energicznych poczynań modernizacyjnych, dając początek nowej koncepcji miasta. Jednym z elementów owej modernizacji było zbudowanie kanalizacji, co objęło także Rynek. Rozpoczęto w 1891 roku skanalizowaniem ul. Nowej, w następnym roku położono kanały na południowej stronie Rynku, w 1893 roku - na wschodniej, by rok później skanalizować

Ryc. 7. Pochód Kół Śpiewaczych w czasie Prowincjonalnego Święta Śpiewaczego, pocztówka z ok 1887 r. Ze zb. BU.

Przemysław Matusik

pozostałą część Rynku i Wzgórze Przemyśla 57 . Położenie kanalizacji nie tylko poprawiło komfort i bezpieczeństwo w tej części miasta, ale pozwoliło także na dokonanie sukcesywnej wymiany bruku na całym Starym Rynku. Jednocześnie z tymi zmianami zaczęła się stopniowo przeobrażać architektura Rynku. W1895 roku oddano do użytku nowy dom miejski (Neues Stadthaus) zwany przez Polaków po prostu "nowym ratuszem". Potężne, neogotyckie gmaszysko, połączone na pierwszym i drugim piętrze specjalnym korytarzem ze starym ratuszem, z pewnością poprawiło komfort funkcjonowania magistratu i rady miejskiej, niekorzystnie jednak wpłynęło na wygląd Rynku. Był to wszelako pierwszy krok ku jego przeobrażeniu i nadaniu mu bardziej nobliwego wyglądu. Służyła temu m.in. likwidacja bardziej plebejskich elementów jego sztafarzu. Pierwsze ofiarą zmian padły chlebowe budki zlikwidowane wespół ze zburzonym budynkiem wagi, następne, w końcu lat 90., były budki śledziowe, zwane Schmuddelbuden (schmuddelig - niechlujny, brudny)58. Także w latach 90. przypieczętowany został los poznańskichjarmarków , których rola, tak ważna dla miasta w l. połowie wieku, w 2. zmalała. Przejawem obniżającej się rangi jarmarków było to, iż - jak zauważały władze miejskie w 1890 roku - "sprzedającymi są w większości tu mieszkający rzemieślnicy, posiadający swoje stałe lokale handlowe. Natomiast przez kupców z zewnątrz są te jarmarki słabo odwiedzane"59. Słabe wyniki handlowe jarmarków w 1891 roku sprawiły, że postawiona została kwestia likwidacji trzech naj słabszych: wielkanocnego, świętojańskiego i na św. Michała. Ostatni, kończący wielką, dziewiętnastowieczną tradycję jarmark świętojański odbył się w 1892 roku. Decyzją Rady Prowincjonalnej od następnego roku trzy poznańskie jarmarki miały być zniesione 60 , pozostać miał tylko jeden - gwiazdkowy. Te ostatnie, bożonarodzeniowe jarmarki stawały się coraz ważniejszym elementem poznańskiej tradycji. Co roku w grudniu zamieniały one Rynek "w las choinek, a budy jarmarczne w strojne cuda, do których wzdychały dzieci, krążąc wieczorem wśród kramów"61. Trwały zwykle ok. 10 dni, od mniej więcej 14 grudnia do Wigilii, od rana do wieczora oblegane przez tłumy kupujących. Gwiazdkowa atmosfera oddziaływała przede wszystkim na małych poznaniaków. "Było też na co popatrzeć - wspominał Leon Henryk Śliwiński. - Ciężkie buty robocze, pantofelki damskie, buciki dziecięce, płótna, wzorzyste chusty, czapki, artykuły gospodarstwa domowego, wszelkiego rodzaju zabawki, pierniki toruńskie, słodycze, ozdoby choinkowe itp. znajdowały się tu w wielkim wyborze. Wszystko to można było na jarmarku kupić, mając pieniądze. Wieczorem, kiedy w każdej budce paliła się lampa naftowa, jarmark gwiazdkowy budził w nas zachwyt. Pięknie malowane zabawki, słodycze i ozdoby choinkowe w świetle naftowych lamp błyszczały i mieniły się wszystkimi kolorami tęczy"62. Powodzenie jarmarków gwiazdkowych sprawiło, że zaczynało brakować dla nich miejsca na Rynku, dlatego na przełomie XIX i XX wieku przeniesiono handel choinkami na pi. Wilhelmowski. W 1912 roku wprowadzono nowe przepisy bezpieczeństwa i przeciwpożarowe, które zmusiły połowę kupców do przeniesienia się na pi. Sapieżyński 63 , a trwający w tym czasie remont Ratusza, ograniczający przestrzeń Rynku, powodował, że rozważano nawet, czy nie przenieść tam całego jarmarku. Pomysł upadł, już wkrótce jednak cios śmiertelny zadać miała jarmarkombożonarodzeniowym wojna. W 1914 roku poinformowano, że z powodu dużego ruchu samochodów należących do administracji wojskowej (Heeresverwaltung) jarmark gwiazdkowy się nie odbędzie 64 . I tak już niestety miało zostać. Tylko choinki na pi. Wilhelmowskim sprzedawano dalej, mimo wojny. Powolnemu zmierzchowi jarmarków towarzyszył stopniowy wzrost znaczenia handlu sklepowego. N owym elementem były budowane tu domy handlowe; pierwszy, Rudolfa Petersdorfa powstał już w 1901 roku, zaś w latach 1905-11 wzniesiono na Rynku następnych dziewięć 65 . Te szybkie zmiany architektoniczne budziły oczywiście kontrowersje. Ich wyrazem był głos G. Brandta, który w 1907 roku tak charakteryzował zachodzące procesy: "Dzięki poszerzeniu miasta i zwiększeniu liczby jego mieszkańców nasz Rynek stawał się od mniej więcej połowy lat 90. centrum handlu, zaś coraz droższy grunt rodził konieczność wprowadzenia tu dużych, wysokich domów handlowych. Na naszym Starym Rynku odbywa się więc w małej skali tworzenie »city« (»city- Bildung«): na pomieszczenia mieszkalne grunt będzie za drogi, a otoczenie ze wzrastającym ruchem handlowym także nazbyt niespokojne. Mamy tu więc do czynienia ze zjawiskiem organicznego rozwoju, nad którym można ubolewać, jeśli się chce, którego jednak nie można zatrzymać"66. Zachodzące zmiany oznaczały zarazem nadanie profilowi handlowemu Rynku bardziej jednorodnego charakteru. Z jego krajobrazu zniknęły sklepy ze zbożem czy mąką, sklepy spożywcze zaś, z wyjątkiem jednej kolonialki i nieśmiertelnych jatek mięsnych, przeniosły się na boczne ulice. W 1910 roku było tu aż 17 sklepów oferujących artykuły dla panów (Herrenartikel), siedmiu kapeluszników (na 16 w mieście) oraz czterech producentów czapek, 12 sklepów obuwniczych oraz jeden magazyn obuwniczy Maxa Bergheima (Stary Rynek 55). Panie miały do dyspozycji cztery sklepy z garderobą damską oraz trzy z dziecięcą (na sześć w ogóle funkcjonujących w Poznaniu). Do tego dochodziły dwa domy towarowe z artykułami tekstylnymi (S. Kornickera, Stary Rynek 77 i Leo Paradiesa, pod nrem 41), pięć sklepów detalicznych, 12 sklepów bieliźniarskich oraz ponad 20 oferujących produkty lniane, jedwabne lub wełniane. Ofertę tę poszerzało 10 sklepów pasmanteryjnych, czyniąc konkurencję domowi handlowemu Rosenbaum u. Co. pod nrem 49, dwa sklepy ujęte w intrygującej kategorii "Militareffekten- Waaren" (I. Mullera, Stary Rynek 29 i Karla Pachę, nr 84), sklep motocyklowo-rowerowy Jana Kamińskiego, a także wypożyczalnia masek i strojów Bolesława Nixdorfa pod nrem 42. Znacznie też wzrosła oferta gastronomiczna, bo zmęczeni klienci sklepów mieli teraz do wyboru aż 17 restauracji 67 . Te przemiany oznaczały, że z początkiem XX wieku Rynek rozpoczął nową, acz zakorzenioną w tradycji karierę poznańskiego "city" - centrum przede wszystkim handlu tekstyliami i odzieżą. Tworzyło to nowy klimat tego coraz bardziej ruchliwego miejsca. Jednocześnie zmiany wyglądu Rynku zwróciły uwagę władz miejskich na konieczność ochrony jego historycznego charakteru. Już "nowy ratusz" niekorzystnie zmienił wygląd Rynku, jednak dopiero dom handlowy Petersberga na rogu Rynku i ul. Żydowskiej zmusił niejako magistrat do podjęcia stosownych kroków. Konsekwencją było powołanie w 1905 roku tzw. praw fasadowych rygorystycznie zakreślających granice inwencji budowlanej poznańskiego kupiectwa 68 . Ostatnim z poczynań, nadają

Przemysław Matusik

Ryc. 8. Regiment huzarów przed ratuszem w 1901 r., pocztówka. Ze zb. BU.

cyc h Rynkowi nowy "szlif', była wielka renowacja Ratusza w latach 1911-13 69 . Jego uroczystego otwarcia dokonał w czwartek 27 sierpnia 1913 r. sam cesarz Wilhelm II, biorący tego samego dnia udział w poświęceniu kaplicy w swym nowym , k . k 70 poznans Im zam u . W ten sposób ukoronowane zostały przeszło stuletnie zmiany zapoczątkowane zaraz po przejęciu władzy przez Prusaków w 1793 roku. Jeśli domeną Rynku w czasach staropolskich była jego wielofunkcyjność, to musiało się to zmienić pod wpływem ogólnej tendencji wieku XIX zmierzającej do rozgraniczenia poszczególnych funkcji w przestrzeni miejskiej. Trzeba powiedzieć, że i w interesującym nas stuleciu pozostał Rynek, a dokładniej ratusz, siedzibą władz miejskich, co przydawało mu oczywiście oficjalnego charakteru. Jednak to nie magistrat był w dziewiętnastowiecznym Poznaniu "najważniejszą władzą". Znaczenie miasta wynikało bardziej z miejsca zajmowanego w strukturze państwa w charakterze stolicy prowincji i siedziby władz wojskowych. Dla zrozumienia rangi Starego Rynku w przestrzeni ówczesnego Poznania istotne wydaje się to, iż pozostał on placem "municypalnym", podczas gdy punkt ciężkości coraz bardziej przesuwał się na pełniące funkcje "państwowe" nowe, "pruskie" centrum miasta wyznaczane przez pi. Wilhelmowski i Aleje. W konsekwencji spowodowało to utratę przez Rynek rangi głównego miejsca reprezentacyjnego Poznania, gdyż to na pi. Wilhelmowskim odbywały się parady wojskowe i oficjalne uroczystości. Symbolem tego stanu rzeczy było i to, że w obrębie Starego Rynku nie stanął żaden pomnik, co kontrastowało z mocno nasyconym pomnikami obszarem Alei i pi. Wilhelmowskiego. Skądinąd reprezentacyjne centrum miasta coraz

bardziej się od Rynku oddalało. O ile Fryderyk Wilhelm II rezydował w położonym przy Rynku pałacu, to jego prawnuk, Wilhelm II, wybudował sobie na drugim krańcu miasta, niedaleko dworca, własną rezydencję, stanowiącą centralny punkt dzielnicy cesarskiej, a na Stary Rynek przybywał tylko z konieczności. W XIX wieku na Rynku coraz mniej "się dzieje", a coraz częściej się przezeń jedynie przejeżdża. Czasami zresztą całkiem efektownie, jak choćby 13 czerwca 1894 r., gdy o szóstej rano przeciągnął przez ustrojony stosownie Stary Rynek 2. batalion pułku grenadierów z Jeżyc prowadzony na pola ćwiczeń wojskowych pod Główną przez samego Wilhelma II 7l . Zmianom funkcji Starego Rynku towarzyszyła swego rodzaju zmiana na mapie narodowościowej Poznania. W l. połowie stulecia Rynek został zdominowany przez Niemców i Żydów, którzy zostawili Polakom sferę "plebejskiego" handlu straganowego i oczywiście pewne istotne przyczółki, jak silnie zaznaczający się na mapie kulturalnej miasta pałac Działyńskich czy kawiarnia Pfitznera, renomowana przystań gastronomiczno-towarzyska poznaniaków. Później Polacy zaczęli niejako odzyskiwać utraconą pozycję, coraz śmielej wkraczając w obręb starego centrum 72 - reprezentacyjna siedziba polskiego Banku Przemysłowców i stojący na rogu ul. Szkolnej Dom Towarowy Kajetana Ignatowicza były spektakularnymi symbolami tego procesu. Jednak to nie stopniowy napór polskiego kupiectwa zadecydować miał o przyszłym obliczu Rynku. I wojna światowa, zamiast oczekiwanego zwycięstwa Rzeszy, miała przynieść jej druzgocącą klęskę. Także w położonym z dala od frontów wojennych Poznaniu coraz silniej zaczynał wiać wiatr historii. Jednym z pierwszych jego porywów były uroczyste obchody ku czci Tadeusza Kościuszki 14 października 1917 r. Na zamieszkanych przez Polaków kamienicach w Rynku zawisły biało-czerwone flagi, sam zaś Rynek znów wypełnił się polskim tłumem zmierzającym uroczyście z fary pod pomnik Mickiewicza 73 . Rok później, podobnie jak w 1848 roku, fala rewolucji, która w listopadzie zalała Niemcy, dotarła do Poznania. N owa, rewolucyjna władza, Rada Robotniczo-Żołnierska, usadowiła się w Ratuszu, który, jak widać, majakiś nieodparty czar przyciągania wywrotowców w chwilach krytycznych. W dniu 12 listopada 1918 r. funkcję nadburmistrza Poznania przejął Jarogniew Drwęski, pierwszy od ponad stu lat Polak na tym stanowisku. Nadchodziła epoka polskich porządków.

PRZYPISY:

l E. Kierski, Wspomnienia miasta Poznania od czasu zaboru pruskiego, [w:] Kalendarz Poznański na rok Pański 1866, Poznań 1866, s. 27. 2 K. J arochowski, Literatura poznańska w pierwszej połowie bieżqcego stulecia, Poznań 1880, s. 8. 3 E. Kierski, op. cit., s. 29-30.

4 Opis pobytu w Poznaniu podała "Schlesische Zeitung", nr 123 z 1793 r., cyt. za: R. Priimers (Hg.), Das J ahr 1793. Urkunden und Aktenstucke zur Geschichte der Organisation Sildpreussens, Po sen 1895, s. 98-99; także wspomina o niej E. Kierski, op. cit., s. 33.

5 Erinnerungen eines alten Poseners, "Posener Zeitung" , nr 347 z 27 VII 1905 r.

Przemysław Matusik

6 Ostatniego opracowania tych wydarzeń dokonał L. Trzeciakowski, Poznań w dobie napoleońskiej. Pierwszy rok wolności, "Kronika Miasta Poznania" (dalej: KMP), 3/1993, s. 65-103; tam również bibliografia. 7 Ibidem, s. 76. Por. także A. Wojtkowski, Poznań w czasach Księstwa Warszawskiego, KMP, 1927, s. 184-185.

8 Napoleon I w Poznaniu w 1812 r. Opisał naoczny świadek, "Dziennik Poznański", nr 22 z 26 11878 r., s. 1. 9 S. Karwowski, Historya Wielkiego Księstwa Poznańskiego, T. 1:1815-1852, Poznań 1918, s. 8-10. 10 P. Cegielska, Z moich wspomnień. Przechadzki po mieście, Poznań 1997, s. 63.

11 M. Mott y, Przechadzkipo mieście, T. I, Poznań 1999, s. 48.

12 M. Mott y, op. cit., s. 6-7. Do przywoływanych przez Mottego specjałów Arthur Kronthal dorzuca jeszcze "das polnische Nationalgericht »Flaki«" (polską narodową potrawę - flaki). A. Kronthal, Beitriige zur Geschichte der posener Denkmiiler und des kiinstlerischen und geistigen Lebens in Posen, [w:] Die Residenzstadt Posen und ihre Verwaltung im Jahr 1911, Posen 1911, s. 428.

13 M. Wicherkiewicz, Najmilsze miasto, [w:] Poznańskie wspominki. Starzy poznaniacy opowiadają, Poznań 1960, s. 166. 14 Bericht iiber die Verwaltung und der tand der Gemeinde-Angele-Genheiten in der Stadt Posen, 1889-1890, Posen 1890, s. 156. 15 Chodziło o opłaty targowe: jeśli w 1890 r. Stary Rynek przynosił 5688,73 marki dochodu, to pi. Sapieżyński - 10030,81 marki. Z kolei w 1905 r. Stary Rynek przyniósł 4836,85 marki zaś pi. Sapieżyński - 9455,65 marki. Na podst. Bericht iiber die Verwaltung... za lata 1890/91 i 1905/06.

16 M. Mott y, op. cit., s. 56.

17 Ibidem, s. 10.

18 Oprać, na podstawie: Adressbuch der Stadt Posen 1876, Posen 1877.

19 M. Mott y, op. cit., s. 40.

20 T. A. Jakubiak, Kurkowe Bractwa Strzeleckie w Wielkopolsce, Poznań 1986, s. 188-189.

21 Księga Jubileuszowa Bractwa Kurkowego w Poznaniu 1253-1929, Poznań 1929, s. 80.

22 Wiadomości miejscowe i potoczne, "Dziennik Poznański", nr 137 z 19 VI1900 r.

23 Wiadomości miejscowe i potoczne, "Dziennik Poznański" , nr 141 z 23 VI 1900 r.

24 M. Mott y, op. cit., s. 16.

25 Ibidem.

26 E. Wemicke, Die Wasser - Versorgung der Stadt Posen, [w:] Die Residenzstadt Posen, Posen 1911, s. 155. 27 M. Wicherkiewicz, op. cit., s. 164.

28 Por. ostatnio L. Trzeciakowski, Jak to podczas Jarmarku Świętojańskiego bywało, KMP, 2/1996, s. 45-61.

29 M. Wicherkiewicz, op. cit., s. 162.

30 M. Jaffe, Die Stadt Posen unter preussischer Herrschaft. Ein Beitrag zur Geschichte des deustchen Ostens, Leipzig 1909, s. 138. 31 Z. Ostrowska-Kębłowska, Architektura i budownictwo w Poznaniu w latach 1790-1880, W arszawa- Poznań 1982, s. 266; także W. Molik, Edward Raczyński, Poznań 1999, s. 171-172.

32 Jaffe, op. cit., s. 139.

33 Ibidem.

34 Z. Zalewski, Herezja Jana Czerskiego w Poznaniu, KMP, 1924, ss. 172,175-179.

35 Por. cytowaną za "Gazetą Wielkiego Księstwa Poznańskiego" z l V 1847 r. relację A. Wojtkowskiego, Rozruchy głodowe w Poznaniu, KMP, 1930, s. 278.

, 36 S. Kieniewicz, Społeczeństwo polskie w powstaniu poznańskim 1848 r., Poznań 1960, ss. 147-152,165-166. 37 M. Mott y, op. cit., s. 45.

38 S. Karwowski, op. cit., s. 387.

39 M. Mott y, op. cit., s. 46.

40 P. Matusik, Religia i naród. Zycie i myślfana Koźmiana 1814-1877, Poznań 1998, s. 131.

41 S. Kieniewicz, op. cit., s. 332.

42 A. Kronthal, op. cit., s. 444"'45. Wydarzenia te opisuje także M. Mott y, op. cit., s. 11, datując je nietrafnie na r. 1849 lub 1850. 43 Por. Z. Boras, L. Trzeciakowski, W dawnym Poznaniu, Poznań 1969, s. 289.

44 S. Karwowski, op. cit. T. II, s. 332.

45 Cyt. za: J. Marchwicki, E. Nadolski, Sto lat komunikacji miejskiej w Poznaniu (1880-1980), KMP, 4/1979, s. 18.

46 Wielkie nieszczęście na kolei elektrycznej w Poznaniu, "Kurier Poznański", nr 253 z 5 XI 1912 r., s. 3. W cytowanej relacji podaje się wersję, że wagon urwał się z jadącego ku pi. Wilhelowskiemu składu. Następnego dnia pojawiło się urzędowe wyjaśnienie całej sprawy, z którego miało wynikać, że wagon "uciekł" tramwajarzom już na Kaponierze, wjechał w Gwarną (wówczas Wiktorii) i wykoleił się na rogu 27 Grudnia (Berlińskiej). Tu został znów umieszczony na szynach, dopchany do Prezydium Policji, gdzie znów stracono nad nim kontrolę. "Opis powyższy słyszy się jak opowiadanie z tysiąca i jednej nocy, a jednak ma być prawdziwy" komentowano w "Kurierze", por.: Podczas niedzielnej katastrofy..., "Kurier Poznański", nr 254 z 6 XI1912 r., s. 4. 47 Wielkie nieszczęście... Nieprecyzyjny opis wydarzenia u Z. Zakrzewskiego, Przechadzki po Poznaniu lat międzywojennych, Warszawa- Poznań 1983, s. 29. 48 J. Wojcieszak, Poznańska kolej konna (1880-1898), KMP, 1/1998, s. 316.

49 L. H. Śliwiński, Daleko za murami, [w:] Poznańskie wspominki..., op. cit., s. 45-46.

50 S. Nogaj, Za Bramą Wildecką, [w:] ibidem, s. 120.

51 J. Wojcieszak, op. cit., s. 322.

52 J . Wojcieszak, Tramwaje elektryczne w Poznaniu (cz. 1), KMP, 2/1998, s. 331.

53 Ibidem, s. 337.

54 M. Mott y, op. cit., s. 7.

55 Powodzie, "Dziennik Poznański", nr 75 z 30 III 1888 r., s. 2.

56 Powódź, "Dziennik Poznański", nr 76 z 31 III 1888 r., s. 4.

57 Por. kolejne roczniki Bericht iiber die Verwaltung ... za lata 1891-94.

58 A. Kronthal, op. cit., s. 427-428.

59 Bericht iiber die Verwaltung..., 1890/91, Posen 1891, s. 132.

60 Bericht iiber die Verwaltung..., 1892/93, Posen 1893, s. 144. Jarmark na św. Michała nie odbył się już w 1892 r. z powodu zagrożenia cholerą. 61 M. Wicherkiewicz, op. cit., s. 172.

62 L. H. Śliwiński, op. cit., s. 50-51.

63 Bericht iiber die Verwaltung..., 1912/13, Posen 1913, s. 138.

64 Bericht iiber die Verwaltung..., 1914/15, Posen 1915, s. 173.

65 J. Skuratowicz, Architektura Poznania 1890-1918, Poznań 1991, s. 258-265.

66 E. Brandt, Posens Alter Markt, "Historische MonatsbHitter", J ahrgang 8,1907, s. 87.

67 Oprac. na podst. Adressbuchfiir die Stadt Posen, 1910, Po sen 1911.

68 Por. J. Skuratowicz, op. cit., s. 261.

69 W. Bettenstaedt, Das Rathaus in Posen und seine Herstellung in den Jahren 1910-1913.

Denkschrift zur Einwiehung des Rathauses, Posen 1913; także J. Skuratowicz, op. cit., s. 312-314. 70 Por. zwięzłą relację Uroczystości niemieckie w Poznaniu, "Dziennik Poznański", nr 197 z 28 VIII 1913 r., s. 3. 71 Cesarz w Poznaniu, "Dziennik Poznański", nr 133 z 14 VI1893 r., s. 3.

72 Por. analizy ksiąg adresowych z lat 1844 i 1910 J. Wiesiołowskiego, stanowiące komentarz do stwierdzeń na ten temat M. Wicherkiewiczowej, J. Wiesiołowski, Posłowie, [w:] M. Wicherkiewiczowa, Rynek poznański ijego patrycjat, Poznań 1998, s. 170-175.

73 Por. J. Karwat, Od idei do czynu. Myśl i organizacje niepodległościowe w Poznańskiem w latach 1887-1919, Poznań 2002, s. 313.

Powyższy artykuł jest częścią publikacji Kronika Miasta Poznania 2003 Nr2 ; W cieniu wieży ratuszowej dostępnej w Wielkopolskiej Bibliotece Cyfrowej dla wszystkich w zakresie dozwolonego użytku. Właścicielem praw jest Wydawnictwo Miejskie w Poznaniu.
Do góry