POŁĄCZYŁA ICH MIŁOŚĆ DO MUZYKI
Kronika Miasta Poznania 2002 Nr2 ; Zawady i Główna
Czas czytania: ok. 6 min.MARIA Z GDAŃCÓW ORZAŻEWSKA
Dzy ul. Głównej 64 (dawniej 108) stoi kapliczka, a w niej figurka Matki Boskiej.
rNiegdyś znajdowało się tam przedstawienie Męki Pańskiej. Na ceglanym postumencie widnieje napis Fundatorka Petronela Czarnecka 1884. Od czasów zaboru pruskiego po dzień dzisiejszy zatrzymują się tu pielgrzymki idące do Dąbrówki Kościelnej, procesje Bożego Ciała, a od paru lat w pierwszy piątek maja o godzinie 21 odbywa się w tym miejscu apel jasnogórski. Do kapliczki tej, otoczonej w 1910 roku ozdobnym płotkiem, dobudowano trzykondygnacyjną kamienicę. Dobudowano, ponieważ w księgach hipotecznych nieruchomości umieszczono zapis, że "postawiona na gruncie przez wymiernicę wdowę Petronelę Czarnecką z domu Kosmowską w Głównie figura Męki Pańskiej pozostaje nadal na tym samym miejscu, na którym stoi". W 1904 roku właścicielem kamienicy został mój pradziad Sylwester lany. Kiedy przyjechał do Poznania, miał 46 lat, a jego żona Zofia z domu Lesicka - 40. Oboje pochodzili z Lubasza koło Czarnkowa. Z trojga ich dzieci żyła już wtedy tylko córka Anna. Moi pradziadowie zajęli mieszkanie na pierwszym piętrze, składające się z czterech pokoi, kuchni i przedpokoju, korzystali też z jednego pokoju na drugim piętrze. Ubikacje znajdowały się na półpiętrach. Z przedpokoju mieszkania pradziadków wchodziło się do jadalni, gdzie znajdowały się piękny kredens i oryginalny stół, przy którym mogły jednocześnie zasiąść 24 osoby. Mam ten stół o dziś. Z jadalni drzwi prowadziły do gabinetu ze stylową biblioteką, szerokimi fotelami i biurkiem. Z lewej strony przedpokoju był salonik, a dalej sypialnia, do której meble zamawiano w Swarzędzu. Na wprost drzwi wejściowych mieściła się kuchnia. Okna kuchni, saloniku i sypialni wychodziły na wąską uliczkę biegnącą w kierunku dworca. W podwórzu domu przy Głównej mój pradziadek prowadził dużą piekarnię, w której zatrudniał kilka osób.
W 1905 roku dwudziestodwuletnia Anna lany poślubiła cztery lata starszego Leonarda Konrada Gdańca. Mój dziadek urodził się w Więckowach w powiecie kościerzyńskim, gdzie jego rodzice posiadali duże gospodarstwo rolne. Odebrał staranne wychowanie, był człowiekiem wykształconym, znał doskonale język niemiecki. W 1921 roku Leonardowi, jako byłemu powstańcowi wielkopolskiemu, człowiekowi prawemu, o niewątpliwych zdolnościach organizacyjnych i znającemu pracę w administracji, zaproponowano stanowisko komisarza rządowego w Miłosławiu. Anna i Leonard, już wtedy rodzice dwóch synów: Tadeusza i KazimiemmSM&AAAA&iAM A
Ryc. l. Projekt ogrodzenia ukazujący sposób wmontowania kapliczki w narożnik domu Sylwestra Jany przy Hauptstrasse 108 autorstwa M. Grzybka z 1910 r., zatwierdzony przez Witkowskiego
Maria z Gdańców Orzażewska
rza, spędzili tam kilka lat. Synowie dojeżdżali do gimnazjum do Wrześni. Obaj byli niezwykle utalentowani artystycznie. Mój ojciec Kazimierz grał pięknie na fortepianie, Tadeusz ukochał skrzypce, pisał wiersze i malował. Obaj rozpoczęli studia muzyczne w poznańskim konserwatorium. Kazimierz ukończył je w 1935 roku, w klasie prof. J. Skrzydlewskiego, z wynikiem bardzo dobrym, zaliczając w jednym roku dwa lata nauki. Na ostatnim roku studiów został asystentem w swojej macierzystej uczelni. Tadeusz studia przerwał.
Po powrocie na Główną Leonard Gdaniec otrzymał posadę asesora w Urzędzie Wojewódzkim w Poznaniu. Pracował tam aż do wybuchu wojny. Dom na Głównej, w którym dziadkowie mieszkali do 1939 roku, był źródłem dochodów pozwalającym na dostatnie życie czterech osób i utrzymanie służącej. Rodzice Anny już wtedy nie żyli - moja prababka zmarła w 1926 roku, a Sylwester Jany w 1931 roku. W 1934 roku Kazimierz Gdaniec ożenił się z Marylą Perlińską. Połączyła ich miłość do muzyki. Poznali się nieopodal domu, rodzina mojej matki mieszkała bowiem przy ul. Głównej 48 (dawniej 116). Dom ten kupił w 1920 roku od pana Owczarza ks. Hipolit Zieliński, proboszcz z Wieruszowa. Chciał zapewnić swojej rodzinie: matce Apolonii, z domu N ehring, siostrom Marii Zielińskiej i Marii Sewerynie Perlińskiej oraz jej trzynastoletniej córce Maryli, mojej matce, odpowiednie warunki życia. Wybrał Główną, bo, jak mówił, "jest tu dużo zieleni i zdrowe powietrze". Dom wydawał mu się dostatni i dochodowy - mieściły się w nim dwa lokale handlowe, w jednym była pracownia zegarmistrzowska, którą prowadził pan Żychliński. Mieszkało tutaj również kilku lokatorów... no i nie był drogi. Do kamienicy ks. Zielińskiego przylegał bardzo duży ogród, sięgający aż do dworca kolejowego, który w latach 50. XX wieku został prawie całkowicie zabrany pod budowę nowej szkoły. Przedtem ogród i sad przynosiły wcale niezłe dochody.
.A. .. .
· · ? l ". .
Ryc. 2. Sylwester J any, jego żona Zofia z Lisieckich i córka Anna, fot. z 1912 r.
Ryc. 3. Grupa pracowników Urzędu Wojewódzkiego w Poznaniu, drugi od lewej w drugim rzędzie Leonard Gdaniec, fot. z lat 30. XX w.
Seweryna Perlińska po śmierci męża Ignacego, adwokata w Wieruszowie, który zmarł na zapalenie płuc, osierocąjąc czteroletnią córkę, przebywała przez dłuższy czas u swojej siostry Sabiny Kobierzyckiej w dworze w Pyszkowie koło Sieradza. Powiązania rodzinne z rodami Kobierzyckich, Wężyków i Jerzmanowskich pozwoliły na wychowanie młodej Maryli w atmosferze patriotyzmu i dobrych manier. W Poznaniu Seweryna pracowała jako ochmistrzyni w hotelu Bazar, a moja mama uczyła się w Szkole Wydziałowej przy ul. Działyńskich. Tam uzyskała świadectwo dojrzałości i kontynuowała naukę w Prywatnym Seminarium Nauczycielskim im. Słowackiego. W 1930 roku otrzymała dyplom. W 1923 roku, 13 lipca, zmarła Seweryna Perlińska, a pogrzeb odbył się trzy dni
Ryc. 4. Ksiądz Hipolit Zieliński
Maria z Gdańców Orzażewska
później w dzień imienin jej córki. Babcia miała dopiero 42 lata. Była osobą bardzo pogodną, życzliwą, lubianą przez wszystkich i bardzo ładną. Opiekę nad osieroconą Marylą roztoczyła siostra mojej babki Maria. Prababka Apolonia Zielińska zmarła dziesięć lat po śmierci Seweryny. Moi rodzice zamieszkali przy ul. Głównej 48. W 1936 roku urodziła im się pierwsza córka Barbara, która niestety po roku zmarła na zapalenie płuc. Dwa lata później wyprowadzili się na Górczyn. Przeprowadzki dokonała firma Hartwig. Koszta, z uwagi na pianino, były bardzo wysokie. Ja urodziłam się już na Górczynie. Na chrzcie nadano mi imię Maria. Wojna przerwała normalne życie mieszkańców. Brat ojca Tadeusz Gdaniec z żoną Heleną i paromiesięczną córką Danutą oraz teściem wyjechał do Rzeszowa i tam spędził całą okupację. Dziadkowie Anna i Leonard oraz moi rodzice ze mną, paromiesięcznym dzieckiem, opuścili Poznań, zostawiając cały dobytek i zabierając tylko niezbędne rzeczy. Chcieli dotrzeć koleją do Warszawy, niestety podróż skończyła się w Kutnie. Już w połowie września wrócili wynajętą furmanką do Poznania. Od 1940 roku zaczęły się masowe wysiedlenia Polaków, które nie ominęły i naszego domu na Głównej. Dziadkowie noce spędzali u przyjaciół w centrum Poznania, a rodzice ukrywali się wraz ze mną na strychu. Pewnej nocy rozległo się łomotanie do bramy wejściowej kamienicy przy Głównej 64. Niemcy przyszli po właścicieli domu, Annę i Leonarda Gdańców, oraz po syna państwa Kwietniów i jego żonę z nowo narodzonym dzieckiem. Zabrali rodzinę Kwietniów, a mieszkanie oplombowali. Mieszkanie dziadków wkrótce zajął Volksdeutsch Schikora. Cała moja rodzina zamieszkała wtedy na Górczynie, gdzie mieliśmy do dyspozycji tylko jeden pokój z kuchnią i łazienką. W 1941 roku urodziła się moja siostra Anna. Od tego czasu w dwudziestometrowym pokoju mieszkało sześć osób. Ojciec pracował jako tramwajarz, co ocaliło go przed wywiezieniem do pracy w Niemczech. U dzielał też tajnych lekcji gry na fortepianie.
Ryc. 5. Seweryna z Zielińskich Perlińska, ochmistrzyni w hotelu Bazar
Ryc. 6. Maria Zielińska, Apolonia z N ehringów Zielińska i Stanisława Zielińska - Hanke z synkiem Januszem, stoi wnuczka Apolonii Maria Perlińska, fot. z ok. 1923 r.
Ryc. 7. Anna i Leonard Gdańcowie z synami Kaźmierzem (z lewej) i Tadeuszem, ich żonami Marylą i Heleną oraz dziećmi
Maria z Gdańców Orzażewska
Ryc. 8. Anna z Janych Gdaniec, Maryla z Perlińskich Gdaniec, Maria Zielińska i Kazimierz Gdaniec, na spacerze ok. 1936 r.
Ryc. 9. Kamienica Gdańców współcześnie, fot. A. Jabłońska
Moja siostra Anna, słabsza i młodsza, zmarła 11 października 1945 r. na dyfteryt. W tym czasie z Rzeszowa wrócił wraz z rodziną brat ojca Tadeusz Gdaniec, podjął pracę w administracji PWN i zamieszkał przy ul. Woźnej. Po wojnie dziadek Leonard starał się o odzyskanie swojego domu na Głównej 64 i przywrócenie polskiej pisowni nazwiska, które Niemcy zmienili na Gdanietz. Dziadkowie odzyskali nazwisko i dwa pokoje z kuchnią, reszta zajęta była przez lokatorów z kwaterunku. Zapanowały nowe porządki. Od początku lat 50. parter domu zajmowała księgarnia, drugi, mniejszy lokal - fryzjer, a w podwórzu, gdzie kiedyś była piekarnia dziadka, mieści się teraz warsztat galwanizacyjny. Na miejscu drzew postawiono blaszane garaże. Jedynie elewacja domu nie uległa istotnym zmianom i przypomina dawne czasy. Ciotka mojej mamy Maria Zielińska nie wróciła po wojnie do swego mieszkania. Było już zajęte. Zamieszkała z nami na Górczynie.
* * *
Stuletnie domy Gdańców i Zielińskich na Głównej czasy swojej świetności mająjuż za sobą. Ich dawni właściciele, Anna z Janych i Leonard Gdańcowie, ich dzieci Tadeusz z żoną Heleną i Kazimierz z żoną Marią z Perlińskich, spoczywają na cmentarzu Gorczyńskim. Zofia z Lesickich i Sylwester Janowie, od których zaczęła się ta historia, zostali pochowani na cmentarzu przy kościele Św. Jana Jerozolimskiego na Malcie, a po jego likwidacji przeniesiono ich doczesne szczątki na cmentarz Miłostowski.
Powyższy artykuł jest częścią publikacji Kronika Miasta Poznania 2002 Nr2 ; Zawady i Główna dostępnej w Wielkopolskiej Bibliotece Cyfrowej dla wszystkich w zakresie dozwolonego użytku. Właścicielem praw jest Wydawnictwo Miejskie w Poznaniu.