RZEŹNICY TOKŁOWICZOWIE

Kronika Miasta Poznania 2002 Nr1 ; Górczyn

Czas czytania: ok. 7 min.

ANDRZEJ NIZIOŁEK

R anciszka Matecka i Aleksander Tokiowicz pobrali się około 1890 roku, cztery tygodnie po tym, jak się poznali. Nie była to wielka miłość. Raczej normalna w tamtych czasach umowa "handlowa" dwóch rodzin rzeźnickich - pana młodego z Komornik i panny młodej z Mosiny - wsparta chyba znaczną ochotą Aleksego, jak go powszechnie nazywano, do ożenku. Bo czas ku temu był najwyższy, by 25-1etni, dobrze zapowiadający się rzeźnik i handlarz bydłem w końcu się ustatkował. Franciszka miała wcześniej adoratora, za którego nawet chciała się wydać, ale kiedy ten zaczął ją namawiać: "Niech Frania jedzie ze mną do Ameryki", powiedziała: "Co sobie Ignacy myśli, że ja do Ameryki pojadę? A co by ludzie powiedzieli?" l została w domu. Wkrótce potem zmarł ojciec i dziewczynę, naj starszą z szesnaściorga czy osiemnaściorga rodzeństwa, wydano za pierwszego dobrego kandydata, który się pojawił. Było to w interesie jej matki, która musiała gwałtownie zmniejszyć liczbę "gęb" do nakarmienia. Przez pierwszy, "miodowy" miesiąc małżeństwa Franciszka nie zwracała się do męża inaczej niż "pan", zamienione potem na "co sobie Aleks myśli", "niech Aleks to zrobi"... Zamieszkali przy ul. Sielskiej w Górczynie , wsi, którą dziesięć lat później włączono w granice Poznania. Stały tu liczne małe domki zamieszkałe przez niebogatą, częściowo chłopską, a częściowo robotniczo-rzemieślniczą ludność. Aleksy dorabiał się. Kupował zwierzęta, bił je, dzielił tusze, przygotowywał mięso oraz przetwory, a potem sam rozwoził towar do klientów w Poznaniu, Mosinie, Puszczykowie, Kórniku... Miał specjalnie przystosowany wóz konny z dużym, półokrągłym pojemnikiem na platformie, w którym układano

* Tekst powstał na podstawie wspomnień Barbary Sobolewskiej, córki Marianny Urbanowicz, wnuczki Tokłowiczów.

Andrzej Niziołek

Ryc. 1. Franciszka (1866-1944) i Aleksy (1865-1935) Tokłowiczowie z dziećmi; od lewej: Marianna (1897-1982), Jan (1900-1947), na kolanach matki Michał (1903-1ata 60.), Kazimiera (1897 -1976), Stefan (1902-1943), Helena (1899-1945) i Józef (1892-1939), fot. z ok. 1904 r.

Ze zb. B. Sobolewskiej.

mięso. Żeby zawsze było świeże, zwierzęta biło się dwa razy w tygodniu, starannie myjąc metalowy pojemnik przed każdym transportem. Swoje wyroby Aleksy rozwoził także wtedy, gdy miał już własny sklep na Górczynie. Przed 1897 rokiem Tokłowiczowie kupili piętrowy dom przy ul. Gorczyńskiej 4, raczej skromny, ale wyróżniający się dwiema wieżyczkami wyrastającymi z dachu, od podwórza otoczony stajnią i zabudowaniami gospodarczymi. Na parterze otwarli skład rzeźnicki - królestwo wieprzowiny, wołowiny i baraniny, wszelkich kiełbas, salcesonów, kiszek kaszanych, pasztetów i szynek, które sprzedawała i na które zamówienia przyjmowała Franciszka. Przez sklepioną bramę domu wjeżdżało się na wybrukowane kocimi łbami podwórko. Tu, w dużym pomieszczeniu na tyłach sklepu Aleksy miał warsztat wędliniarski. W chlewiku hodował świnie, na podwórzu zaś lub w pomieszczeniach gospodarczych ubijał zwierzęta. W 1892 roku urodził się pierworodny syn Franciszki i Aleksego - Józef. Następna trójka dzieci zmarła w niemowlęctwie. W styczniu 1897 roku, pięć lat po Józefie, przyszła na świat Marianna, jeszcze w tym samym roku w grudniu Kazlmlera, następna była Helena, urodzona w 1899 roku, potem Jan (1900), Stefan (1902), Michał (1903) i Janina (1905). Ostatnie dziecko Tokłowiczów zmarło krótko po porodzie. Tak licznej rodzinie trudno było pomieścić się w trzypokojowym mieszkaniu na piętrze, zwłaszcza że w największym pokoju, od ulicy, Franciszka urządziła mały salonik. Pośrodku stał przykryty żakardową narzutą stół, wokół kilka krzeseł, pod ścianami jakaś serwantka i bufet, na którym stały bibeloty. Na ścianach wisiały patriotyczne obrazy. Z salonu korzystano tylko w największe święta - tu odbywały się imieniny, wesela, tu siadano do Wigilii i wielkanocnego śniadania. Obok znajdowała się kuchnia.

Okna sypialni Franciszki i Aleksego wychodziły na podwórze (trzeba było mieć oko na czeladników!), tak samo jak okna ostatniego, najmniejszego pokoju. W sypialni dominowało solidne małżeńskie łoże z nieodłącznymi stoliczkami nocnymi po bokach, stała tu także obszerna szafa i wisiało lustro. Jedynym niezwykłym sprzętem w domu Tokłowiczów była pancerna kasa Aleksego, w której przechowywał pieniądze, dokumenty i ulubione cygara.

Ryc. 2. Franciszka Tokłowicz, fot. z I wojny światowej. Ze zb. B. Sobolewskiej.

Franciszka, młoda mężatka pochodząca z biednej rodziny, miała ambicję posiadania mieszkania "na poziomie". Pomagając Aleksemu w rozwożeniu towaru, podpatrywała więc mieszczańskie wnętrza i naśladowała je, urządzając własny dom. W następnych latach najego unowocześnianie nie miała chyba jednak czasu, bo aż do końca lat 30. mieszkanie nie zmieniło swego wystroju. Ósemka dzieci razem ze służbą spała na stryszku, w dwóch prowizorycznych pomieszczeniach - osobnych dla dziewcząt i chłopców. Nie było tam pieców, toteż zimą mali Tokłowiczowie przykrywali się pierzynami po czubek nosa. Franciszka i Aleksy wstawali wcześnie rano, niewiele później zrywając z łóżek dzieci. Starsze pomagały rodzicom w porannych zajęciach, potem wspólnie

Andrzej Niziołekjedzono śniadanie i dorośli szli do pracy, a dzieci - do szkoły. Nie wiadomo, czy wszystkie kończyły szkołę powszechną przy ul. Bosej (dzisiaj Szkoła Podstawowa nr 10), część na pewno, wiadomo natomiast, że dziewczynki chodziły również do niemieckiej szkoły przy ul. Berwińskiego. Po powrocie ze szkoły dzieci odrabiały lekcje, a później pomagały w gospodarstwie. Synowie mieli zostać rzeźnikami, przyuczali się więc do przyszłego zawodu pod czujnym okiem Aleksego. Córki zajmowały się pracami domowymi. Franciszka uważała, że - wychodząc za mąż - muszą umieć prowadzić dom, uczyła je więc szyć, cerować, prać i gotować... Co tydzień inna miała dyżur w kuchni. Tylko Kazimiera próbowała wyłamywać się z tych domowych obowiązków, chowała się gdzieś i... czytała. Przy stole rodzina Tokłowiczów zbierała się codziennie, prócz śniadania, jeszcze trzy razy - podczas obiadu, podwieczorku i kolacji. Wspólne posiłki były w tym domu świętością. W niedzielę rodzina szła na przedpołudniową mszę św. do kościoła Matki Boskiej Bolesnej na Łazarzu, potem zaś siadano do uroczystego obiadu. Na stole obowiązkowo pojawiał się rosół z makaronem własnej roboty i jakieś mięso. Potrawy w domu Tokłowiczów były proste, choć syte: szare kluski, kopytka, ziemniaki. .. Od wielkiego święta zaś ciasta. Po południu rzeźnik i jego żona zamykali

Ryc. 3. Jan Tokłowicz jako czeladnik rzeźnicki, fot. z ok. 1916 r. Ze zb. B. Sobolewskiej.

Ryc. 4. Rodzeństwo Marianna, Helena i Jan Tokłowiczowie, fot. z ok. 1915 r.

Ze zb. B. Sobolewskiej.

się w swoim pokoju, Aleksy otwierał kasę pancerną, wysypywał z woreczków tygodniowy utarg i wspólnie z Franciszką liczyli pieniądze. W osobne stosiki układali "złotka" (niemieckie marki w złocie), w osobne pozostałe monety. Sumy zapisywali w specjalnym zeszycie, tym samym, w którym notowali wydatki. Nie robili tego tylko w pierwsze święto Bożego Narodzenia i Wielkanocy - wtedy w domu Tokłowiczów nie wolno było robić absolutnie nic. Nawet czyścić butów. Będąc tak skrzętnymi i pracowitymi, jeszcze przed I wojną światową Aleksy i Franciszka kupili kolejny dom, również piętrowy, z oficyną, przy ul. Głogowskiej 139. Wynajmowali w nim mieszkania, tam też zamieszkała po zamążpójściu ich córka Janina. Tokiowiczowie zajmowali w górczyńskiej społeczności wysoką pozycję. Byli ludźmi uczciwymi, a Aleksy uchodził za doskonałego rzeźnika. Ceniono jego zaangażowanie w komitecie budowy kościoła Matki Boskiej Bolesnej. Wspólnie z Franciszką znaleźli się wśród osób, które fundowały sprzęty dla nowej świątyni. Oboje bardzo dbali o patriotyczne wychowanie dzieci - wszystkie chodziły na organizowane przez księży z łazarskiego kościoła lekcje języka polskiego i historii. Kiedy na świadectwie szkolnym naj starszej córki nauczyciel napisał jej nazwisko w zniemczonej formie, oburzona Franciszka, osoba apodyktyczna, poszła do dyrektora, pokazała mu akt urodzenia i twardo oznajmiła, że jej córka nazywa się Marianna Tokłowicz, a nie Marianne Tokiowicz. I świadectwo zostało wydane jeszcze raz. Nieumiejętność okazywania uczuć powodowała, że Franciszka robiła wrażenie osoby surowej i oschłej. Była jednak dobrym człowiekiem. Kiedy w czasie I wojny światowej w domu Tokłowiczów zakwaterowano niemieckich żołnierzy, karmiła ich tak dobrze, że nie chcieli zmienić kwatery. Mówiła: "Może moje dzieci też kiedyś pójdą na wojnę. Może i nimi ktoś będzie się tak opiekował". Ale trzymała dzieci krótko, ucząc je przede wszystkim obowiązkowości. Tak i ją wychowano.

Ryc. 5. Zdjęcie ślubne Marianny Tokłowiczówny i Jana Urbanowicza, podwórze domu przy ul. Górczyńskiej 29 marca 1921 r. Ze zb. B. Sobolewskiej,

Andrzej Niziołek

Aleksy przeciwnie. Był człowiekiem pogodnym i jowialnym. Namiętny palacz cygar, lubił czytać i grać na skrzypcach, na co żona za często mu nie pozwalała, bo na pierwszym miejscu była praca. Ciekawy świata, niekiedy zabierał ją do kina. Trzeba go było jednak pilnować, bo lubił grać w karty. Zdarzało się, że zaAp H i

Ryc. 6-7. Końcowy przystanek tramwajowy na ul. Głogowskiej, dzień zaślubin Marianny Tokłowiczówny i Jana Urbanowicza, młoda para oraz zaproszeni goście wsiadają do wynajętego tramwaju, by udać się na ślub do kościoła Matki Boskiej Bolesnej na Łazarzu. Ze zb. B. Sobolewskiej.

robiwszy duże pieniądze, wychodził z kolegami i nie wracał do domu do późnego wieczora. Franciszka szukała go wówczas w jego ulubionych lokalach na Górczynie i Łazarzu, a znalazłszy, zgarniała do fartucha leżące na stole pieniądze i rozgniewana krzyczała na graczy: "A teraz raus do domu!" Najczęściej nikt nie śmiał protestować. Tak zdobyte pieniądze Franciszka przeznaczała potem na cele charytatywne. Po I wojnie światowej dom Tokłowiczów zaczął pustoszeć. Jako pierwsza opuściła rodziców Kazimiera. Została nauczycielką. Jak tylko skończyło się powstanie, przeszła półroczny kurs nauczycielski i jeszcze w 1919 roku pojechała organizować polską szkołę do Wielenia. Potem zamieszkała w Inowrocławiu. Wyszła za mąż dopiero w czasie okupacji, w Starachowicach, za nauczyciela, który po raz pierwszy oświadczył się jej dwadzieścia lat wcześniej. Helena w 1920 roku wyszła za oficera Adama Górala (we wrześniu 1939 roku był już podpułkownikiem). W dniu 29 marca 1921 r. odbył się ślub Marianny Tokłowiczówny z Janem Urbanowiczem, wówczas oficerem wojska polskiego. Młoda para i goście weselni - ubrane w eleganckie płaszcze panie, panowie w cylindrach i liczni wojskowi - jechali do ślubu tramwajem, który na przedzie i z boku miał napis "Wóz zamówiony". Był to czas galopującej inflacji, dorożki, które zazwyczaj najmowano do ślubu, były drogie i ktoś doradził panu młodemu, żeby wynajął tani wóz tramwajowy. "Pojazd ślubny" wzbudził małą sensację wśród górczynian. A pomysł był o tyle przedni, że dom Tokłowiczów stał na rogu ulic Głogowskiej i Gorczyńskiej, dokładnie naprzeciw końcowego przystanku linii tramwajowej kursującej na Górczyn. Tramwaj zawiózł młodą parę i gości wprost pod bramę kościoła Matki Boskiej Bolesnej, a po uroczystości - z powrotem na weselisko (ryc. 6-7).

Mąż Marianny, powstaniec wielkopolski i uczestnik wojny z bolszewikami 1920 roku, pół roku po ślubie przeszedł do cywila. Dorobił się sklepu z alkoholami przy ul. Wielkiej, róg Szewskiej. II wojnę światową wysiedleni z Poznańskiego Urbanowiczowie spędzili, podobnie jak Kazimiera, w Starachowicach. Pod koniec lat 20. XX wieku Tokłowiczowie zamknęli swój sklep i zakład rzeźnicki. Aleksy miał coraz mniej sił do prowadzenia interesu, a na dodatek na Górczynie wyrosła konkurencja. Zaczął wtedy pracować w Rzeźni Miejskiej przy Wielkich Garbarach, tak samo jak jego dwaj synowie Jan i Michał. Spośród czterech synów Tokłowiczów właśnie oni przejęli fach po ojcu. Najstarszego Józefa w 1939 roku zabili Niemcy. Stefan został fryzjerem. Podczas okupacji dziwnym trafem znalazł się, jako trzeci z rodzeństwa, w Starachowicach. Aresztowany przez Niemców, zmarł w 1943 roku w więzieniu w Wiśniczu. Aleksy, który wcześniej nigdy nie chorował, zmarł w 1935 roku i został pochowany na cmentarzu Gorczyńskim. Franciszka została sama w domu przy ul. Gorczyńskiej, najmując do pomocy dziewczynę. W 1940 roku Janina oddała starą i chorą matkę, która nie mogła już chodzić, pod opiekę sióstr z ul. Sielskiej. U nich zmarła w 1944 roku. Żaden z wnuków Tokłowiczów nie został rzeźnikiem.

Dom przy ul. Gorczyńskiej sprzedano pod koniec lat 40. XX wieku. Został wyburzony ponad dziesięć lat temu.

Powyższy artykuł jest częścią publikacji Kronika Miasta Poznania 2002 Nr1 ; Górczyn dostępnej w Wielkopolskiej Bibliotece Cyfrowej dla wszystkich w zakresie dozwolonego użytku. Właścicielem praw jest Wydawnictwo Miejskie w Poznaniu.
Do góry