JAK RESZCZTI<OWIE Z ZEGRZA NIEDOPITĄ SZLACHTĘ Z KARCZMY WYGNALI

Kronika Miasta Poznania 2001 Nr3 ; Rataje i Żegrze

Czas czytania: ok. 15 min.

JACEK WIESIOŁOWSKI

W iadomość o niedzielnej bójce w karczmie na Miasteczku w 1635 roku dotarła do władz miasta zapewne w poniedziałek. Nikt nie zginął, więc incydent ten nie wzbudziłby prawdopodobnie zainteresowania miejskich włodarzy, gdyby nie udział w nim chłopów z wsi miejskich z jednej, a szlacheckich pachołków z drugiej strony. Bójka miała miejsce na miejskim terenie, a jej stroną byli poddani miejscy, za których miasto, jak każdy pan feudalny, ponosiło odpowiedzialność. Sprawa stała się poważniejsza, gdy we wtorek trzech pobitych pachołków Jana Manieckiego z Rogalinka nadal leżało w sąsiedniej karczmie, kurując swe rany. Groziło to sprawą między miastem i Manieckim, prowadzoną przed szlacheckim sądem grodzkim podległym staroście generalnemu Wielkopolski. Starosta Stanisław Przyjemski, marszałek nadworny koronny i dawny wojewoda poznański, miał dotąd dobre stosunki z władzami Poznania, ale Jan Maniecki, co prawda mniej znany i mniej zamożny, sprawował od niedawna (1632) tytularny urząd łowczego poznańskiego i nabył dom w Poznaniu, zatem zatarg z jego sługami groził miastu konfliktem. Urząd burmistrzowski sprawował w owym półroczu krojownik sukna Jan Unger ze znanej, poznańskiej, patrycjuszowskiej rodziny. Była to jego druga kadencja burmistrzowska, uprzednio był starszym bractwa krojerskiego, ławnikiem i rajcą. Zdawał sobie sprawę, że konflikt ten mógł zagrozić jego karierze, gdyż starosta generalny jednoosobowo wyznaczał burmistrzów i decydował o składzie rajców. Rozpoznanie sprawy zlecił szafarzom miejskim, kupcowi i ławnikowi Łukaszowi Winklerowi oraz starszemu bractwa krojowników sukna Walentemu Margowskiemu. Ten ostatni, homo novus, dopiero rozpoczynał karierę starszego bractwa krojerskiego, natomiast Winkler, pochodzący ze znanej rodziny kupieckiej, był od lat albo rajcą, albo ławnikiem Poznania, co dało mu pewne doświadczenie sądowe.

Jacek Wiesiołowski

Obaj szafarze udali się we środę na Miasteczko i w domu starszego przedmieścia, garncarza Walentego Rurki, byłego cechmistrza garncarzy, rozpoczęli przesłuchanie świadków! . Jako pierwszy zeznawał karczmarz Wojciech Sieradzki, komornik prowadzący karczmę w domu po szlachetnym Marcinie Grudzkim, a jednocześnie sługa kościelny w kaplicy kupieckiej w kolegiacie św. Marii Magdaleny, potemjego służebna Dorota i żona Anna 2 : "W niedzielę przeszłą, gdym przyszedł z nieszporu od fary, zastałem w domu, kędy mieszka(m), nie mało gości na piwie, tak z Zegrza, z Rataj, z Szczepankowa, inszych których nie znam. Gospodarze sobie siedzieli w izbie z żonami, a młódź w sieni tańcowała. Jam poszedł do piwnice, na teł. Zastałem tam pana Salomona płóciennika, Andrzeja piekarza, obudwu z tegoż Miasteczka i [Tomasza] Śniega z Rataj ogrodnika, i tamem z nimi siedział. Wtym dziewka Dorota [z Kościana] dała znać żenię mojej [Annie], że pachołcy jacyś przyszli i poczęli się bić z tymi gościami, którzy byli na piwie u mnie. Zatym poszła ija też za nią. Obaczyłem kilka szabel dobytych, że się ciż pachołcy z chłopy bieli, ale że nie mogli wskurać, musieli ustąpić. Pytałem potym Szymka Reszczyka, widząc krew na twarzy jego, coby mu to było i skądby się ta zwada wszczęła. Powiedział: »A to ten pachołek [Makowski] ciął mię nachejką przez gębę i drugi mi pięścią w gębę dał. Żem tylko rzekł, iż piwa nie masz«. Potym się też tam na ulicy bieli ci pachołkowie z chłopami. Było tych pachołków czterej [!] i student piąty między nimi, a chłopów do dwunastu". Dziewka Dorota z Kościana, służąca w karczmie Sieradzkich, zeznała: "W niedzielę przeszłą po nieszpornych godzinach przyszli pachołcy, jako zdawają, jegomości pana Jana z Rogalinka Manieckiego, czterej albo pięć, pijani od [Jana] Bartnika z przeciwia wyszedszy, i kazali sobie piwa dać. Jam rzekła, że piwa nie masz, toż i [Szymek] Reszczyk młodszy z Zegrza rzekł: »Panowie, piwa nie masz, aż i dla nas, co tu dawno pijemy, gdzie indzie(j) biorą«. Tamże w rozmowach jeden z tych pachołków Makowski, który to ranny jest, ciął nachejką tegoż Reszczyka przez gębę, a drugi tegoż Reszczyka pięścią w gębę uderzył, aż mu się krew lanęła [!]. Wtym brat starszy tegoż Reszczyka przyszedł z sieni do izby i rzekł do tych sług pańskich: »Coż to za zwada«. Tamże nie wiem, kto z nich pierwy porwał się do broni. Jam w tym odeszła z izby dając gospodyni [Annie] znać, która w piwnicy na tele beła. Potym wygnali chłopi tych pachołków na ulicę i tam się z nimi bieli. A ten Makowski został był w izbie za piecem, którego aż chłopi, którzy nie wiem skąd tele byli, bo ich nie mało było, ujrzawszy kiedy z zapiecka wychodzieł, poczęli bić kiejmi, aż uciekł na tyłek bocznemi drzwiami i potem Reszczyk młodszy ciął na ulicy barda tegoż Makowskiego". Potem zeznawała Anna Sieradzka, karczmarzowa: "W niedzielę przeszłą, kiedy mój mąż [Wojciech] już przyszedł był od fary, i tam przed piwnicą siedział z sąsiadami, dała mi dziewka moja Dorota znać, że studenci przyszli do mnie i chciali się bić z chłopy, którzy na piwie byli z różnych wsi. Jam rzekła dziewce: »Powiedzże im, że piwa nie masz«. Potym dziewka wróciła się do mnie, dając mi znać, że już ci pachołcy z chłopy się biją. Poszłam do izby. Zastałem już [jak] ci pachołcy porzucili byli Reszczyka starszego z Zegrza na łóżko i z gołymi szablami nad nim szermowali. Nawet jeden z tych pachołków, wysoki, co też ranny jest [Makowski], porwał był bardę Reszczyka młodszego, która za tym łóżkiem była.

Ryc. l. Karczmarz, ilustracja z Calendarium perpetuum et libri oeconomici Johannisa Coleriego, 1610

Ale mu ja ją uchwycieła, potym mi ją ten [Szymek] Reszczyk młodszy wydarł.

Potym się jęli wszyscy wadzić, siec, aż tych pachołków chłopy wygnali z izby i tam tenże pachołek większy dostał rany w głowę. Nie wiem od kogo, bom nie mogła na to patrzyć, jeno żem krew widziała. Zawołałam też była do tego męża swego, żeby poznał, jeżeli to studenci, jako mi powiedziała dziewka, a tern go potym wepchnęła nazad na teł. Ci pachołcy przyszli byli od [Zofu] Bartniczki z przeciwia, którym tam przedtym do tyG)ż Bartniczki ode mnie wzięto z dzie., .,." SlęC rozmlarow plwa .

Zeznania pierwszych trojga świadków w zasadzie wyjaśniły całą sprawę zajścia w karczmie. Bójkę sprowokowali pachołkowie pana Manieckiego, którzy, już pijani, przybyli do karczmy i, nie dostawszy piwa, zaczęli się awanturować. Pobili najpierw młodszego Reszke, syna Stanisława półrolnika z Zegrza (znanego już z inwentarzy ratajskich od 1600 roku i inwentarza z 1635 roku), potem wyplazowali szablami jego starszego brata. Prowodyrem był Makowski, który pierwszy uderzył młodego chłopa nahajką w twarz, potem któryś z pachołków poprawił jeszcze pięścią. Po pobiciu młodych Reszków na pachołków ruszyli chłopi z karczmy, przybyli tam nie tylko z miejskich wsi Zegrze i Rataje, ale ze Szczepankowa i innych okolicznych wiosek, nad którymi miasto nie miało żadnej jurysdykcji. Walka przeniosła się na ulicę, tam właśnie - jak zeznała służąca - Szymek Reszka uderzył swą halabardą Makowskiego, który najpierw schował się za piecem w izbie karczmy, skąd, wygnany kijami przez chłopów, uciekł przez podwórko na ulicę.

Jacek Wiesiołowski

Szafarze przesłuchali jeszcze dwóch chłopów z Rataj3. Zagrodnik Tomasz Śnieg, znany z inwentarza wsi z 1635 roku, jeden z trzech mieszkających tam zagrodników, zeznał: "W niedzielę przeszłą o wieczornych godzinach przyszli byli pachołcy jacyś do Albertusa [Wojciecha z Sieradza], który mieszka w domu nieboszczyka pana Marcina Grudzkiego, od [Jana] Bartnika z przeciwia. Jam tedy siedział z gospodarzem i z Salamonem płóciennikiem i z Jędrzejem piekarzem na tyle przed piwnicą. I słyszałem, gdy białogłowy zawołały: »Biją się, dla Pana Boga«, Ryc. 2. Bibosze, ilustracja z książki Mikołaja Reja a było tam przed tym w tymże domu chłopów dość na piwie z różnych wsi, jako z Ninkowa, z Garaszewa, z Starołęki i z inszych. TyG) zwady powiadano tam zaraz po skończeniu tego kłopotu przyczynę, że ciż pachołcy, których pięć było przyszło pijanych od Bartnika z przeciwia, kazali sobie piwa dać. Dziewka [Dorota] im rzekła, że piwa nie masz, oni kazali gospodyni wołać. [Szymek] Reszczyk młody rzekł, że i dla nas piwa nie masz, co tu dawno pijemy.

Którego to Reszczyka począł jeden z tych pachołków [Makowski] nachejką siec po gębie, na co tenże Reszczyk nic nie rzekł, ale ustąpił do stołu. Aż potym brat jego starszy przyszedł i pytał się, skąd ta zwada, i tam się - jakom słyszał - poczęli bić, ale nie wiem, kto komu dał przyczynę do tej zwady dałszy(j)". Kolejnym przesłuchiwanym był niejaki Mateusz, mieszkający ze swą niewiastą "komorą" w chałupie Andrzeja Myciołki (Myczułka) , zagrodnika z Rataj (nie z Zegrza, jak podaje mylnie protokół przesłuchania): "W niedzielę przeszłą o wieczornych godzinach przyszło pachołków kilku do domu nieboszczyka pana [Marcina] Grudzkiego (jakom słyszał, że od [Jana] Bartnika przyszli) i poczęli w sieni tańcować, a chłopi też tam pierwy(j) tańcowali. Potymjeden z tychże pachołków, upadszy tamże w sieni, rzekł: »Znieważają nas, by ich pozabijano, ale przeciąłbym mu gębę«. Jam rzekł: »Panowie, bodajbyście skurali [?], bo tu są bracia, wujewie, powinni«. Potym poszły do izby ciż pachołcy i tamże się wnet z chłopy zwadzieli. Ja nie wiem, z jaki(j) przyczyny, bom tam za nimi nie szedł i niepatrzaiem się tam na to. Jedno, że tych pachołków przegnali chłopi z izby przez sień, kądymja siedział, na ulice. Jam się nie ruszeł, bom też i pijany, i niewiasta m(n)ię moja trzymała, a prętko się też tam stało".

Dwaj ostatni świadkowie nie wnieśli do sprawy wielu nowych informacji, poza tym, że w czasie całego zajścia w karczmie byli obecni także chłopi z Ninkowa, Garaszewa i Starołęki, wsi, które nie podlegały miastu. Dalszy ciąg przęsłuchan nastąpił kolejnego dnia. Szafarze przesłuchali wtedy sześć osób z Zegrza i Miasteczka 4 . Jako pierwszy zaznawał Wojciech Stanio, zamożny półśladnik z Zegrza i włodarz rataj ski (znany z inwentarza ratajskiego spisanego w 1635 roku), wieloletni sąsiad Reszków, który nie wspomniał nawet, że sam był w wówczas w karczmie: "Ja nie wiem nic. Powiadał w poniedziałek po ranu, gdyśmy siekli na łące, przede mną parobek Paweł, który służy u [Marcina] Bracha w Zegrzu, iż przyszedszy w dom nieboszczyka pana [Marcina] Grudzkiego pachołcy jacyś, dał jeden z nich [Szymkowi] Reszczykowi nachejką w gębę, a drugi pięściami. Więcej nie pamiętam, co tam powiadał". Potem zeznawali mieszkańcy Miasteczka, Jan Bartnik z żoną i płóciennik Salomon. Jan Bartnik, zawołany pszczelarz, był tą osobą, do której przybyli pachołkowie Manieckiego i u której kurowali się potem z ran. Podał: "W niedzielę blisko przeszłą, w pułotwieczerz [!], przyszli jakoś do mnie trzej słudzy jegomości pana [Jana] Manieckiego z Rogalina [!]. Jednego zowią po szlachecku Makowski, drugiemu imię Łukasz [Prusiński], a trzeciemu Wojtaszek. Czwarty pedagog, co dzieci jegomości uczy. Już się byli napięli, jako było potrzeba i przyszedszy, rzekli: »Pomaga Bóg«. Jam im odpowiedział i poczęstowałem ich. I tak poczęli mi mówić od pana, prosząc mię, abym do pszczół przyjachał do jegomości. Jam się obiecował, skorno bym się ułacnieł. W tym-em ich w domu swoim odszedł ija poszedłem do Stanisława Kulibaby pszczoły osadzać, bo kilka razy słał po mię. I nie przyszedłem aż w sa(m) wieczór, alem wszystkich pachołków nie zastał u siebie w domu. Tylko gdym już począł jeść wieczerzę, przywiedziono ich do mnie już poranionych. Którzy to słudzy, przyszedszy do mnie w dom, prosili mię, abym poszedł tam do domu tegoż pana Grudzkiego do gospodarza prosić, aby im wrócono szable i czapki, bo bez czapek przyszły. Jam poszedł, wywiadując się, co by to za przyczyna tego tumultu była, ale mi gospodarz powiedział: »Ja, dalibóg, nie wiem, bom ja na tele był «". Interrogatus [zapytany] co słudzy, jako powiedają, skąd się ta zwada wszczęła między niemi, respondit [odpowiedział]: "Powiadają sami, iż poszli na Grudzkie, kazali sobie piwa dać. Ozwał się im tam młodzieniec jakiś [Szymek Reszka], że piwa nie masz. Zatym go jeden z tych sług [Makowski] nachejką przeciął. WięcyG) mi nie powiadali. Dwaj [!] ich u mnie rannych leży, jednego zowią Makowski, a drugiego Łukasz Prusiński. Ten Prusiński nie tak bardzo stęka i przecie je, i był już raz potym w zamku. Tenże zaś Makowski skarży na głowę i na boki, jeść nie chce, tylko piwo ciepłe pije, ale przecie wstawa potrosze. Opatruje ich obudwu barwierz z Chwaliszewa" . Podobne informacje podała żona Bartnika Zofia. Opowiedziała: "W niedzielę przeszłą, w dzień ś. Maryji Magdaleny po obiedzie, przyszli do męża mego [Jana] czeladź jegomości pana Jana Manieckiego z Rogalinka, to jest Makowski, Łukasz [Prusiński] i Wojtaszek, i pedagog dziatek jegomości, potym nierychło Kamieński student, który podle domu naszego tam tedy siedział, przyszedł jako pedagog do pedagoga. Wypięli tam u mnie w domu ze trzy dzbany piwa, po które na Grudzkie chodzono. Potym ci pedagogowie odjechali na koniech do miasta, ajam też przed tym jeszcze kazała mężowi swemu iść do pszczół do pana Stanisława Kolibaby. Wtym słudzy jegomości pana Manieckiego, nie mogąc się koni doczekać od tych pedagogów, szli ku miastu i tam się z sobą kądyś zminęli,

Jacek Wiesiołowskiże pierwyU) pedagogowie przyjechali na koniech, niż słudzy przyszli. Potym pedagogowie ujrzeli te sługi drzwiami i wyszli naprzeciwko nim. Tamże kiedy się wespół zeszli, szli na Grudzkie. Tam, nie wiem co za przyczyna była, pobieli się ze sobą. Tylko kiedym po chwili wyjrzała, obaczyłam, a ono się biją, z szablami uwijają. Potym kazałam Makowskiego rannego przyprowadzić w dom, którego dziś po południu do miasta, do kamienice jegomości pana Manieckiego na Butelską [Woźną] ulicę, gdzie nieboszczyk Winerowicz mieszkał, odwieziono.

Sa(m) syn jegomości po niego przyjeżdżał. A drudzy, to jest Łukasz i Wojtaszek, sami przyszli. Pierwszy raz ich od Marcina barwierza zGarbar opatrował czeladnik, ale potym z Chwalisz ewa - bo mówią, że to tam tańszy - począł ich opatrywać. I to wczora tylko raz u nich był. Makowski najbarzyU) na głowę styskuje, dziś przecie dwa garnyszki piwa wypieł z siedmią kminków i marchwie trochę jadł, z łyżkę. W tęż niedzielę chodzieła(m) na toż Grudzkie po szablę tegoż Makowskiego, którą mi gospodyni [Anna] sama wydała z komory". Zeznania Bartników były ważne. Najlepiej bowiem znali poturbowanych pachołków, potwierdzili, że przybyli do Miasteczka podpici ("napięli, jako była potrzeba") i że u nich wypili kilka dalszych dzbanków piwa. Czy pili jeszcze potem na Grobli i w Poznaniu, nie wiadomo, ale pili na pewno, spotkawszy się ponownie na Łacinie. Dodatkową przyczyną ich rozdrażnienia był fakt, że pogubili się na prostej drodze między Poznaniem i Groblą. W bójce nie tylko zostali poszkodowani fizycznie, ale utracili czapki i szable, po które poszli potem Bartnikowie. Stracić czapkę z głowy to był wstyd, ale utrata szabli to był szczególny dyshonor dla pachołków szlacheckich. Ta wiadomość mogła mieć wartość dla burmistrza przy tuszowaniu sprawy. Dalsze informacje były jednak w większości niepomyślne dla władz miasta. Pobicie stwierdzili balwierze z Garbar i z Chwaliszewa, którzy leczyli rannych, a Prusiński już był w Poznaniu "na zamku", czyli prawdopodobnie złożył zeznanie do akt grodzkich. Oznaczało to, że jakaś sprawa znajdzie się w sądzie. Niewielkim pocieszeniem był fakt, że pachołcy sami powiedzieli Bartnikowi, że zaczęło się od uderzenia nahajkąjakiegoś "młodzieńca". O niczym nie wiedział i niczego nie widział płóciennik z Miasteczka, Salomon Kicynk, który złożył następujące, krótkie i zwięzłe zeznanie: "Było już o dwudziestyA) pierwszyU). Siedziało nas trzej [!] z gospodarzem na Grudzkim, ale nie wiem, kto się tam bieł, tylko żeśmy tam trzask słyszeli, ale żaden z nas nie wyszedł. Tylko na ulicy widziałem, kiedy leżał ranny człowiek [Makowski]. Ale kto go bieł, nie wiem i więcyU)-m nic widział, bom zaraz poszedł do swego rzędu". Z kolei przystąpiono do przesłuchania świadków z Zegrza, sąsiadów Reszków. Przywołany przez włodarza Stania na świadka Paweł, parobek u półrolnika Marcina Bracha, przybył do karczmy "z chłopiętami" zapewne swego gospodarza. Potwierdził fakt domagania się piwa przez pachołków i znany już przebieg pobicia Szymka Reszki, dodając, iż po uderzeniu upadł, podobnie padł "wznak na łoże" uderzony starszy brat Szymka, który próbował ułagodzić zwadę. "W niedzielę przeszłą przyszedłem z chłopięty wiejskimi na Miasteczko do domu nieboszczyka pana [Marcina] Grudzkiego i prosiełem gospodyni [Anny], aby nam kazała piwa dać. Powiedziała, że go już nie masz. Jamjej przecie prosił i tak za uproszeniem rzekła: »Nu, jest ci sam jeszcze troszkę. NaU)dźże sobiegarnka jakiego, boć też nie mam i w co tego piwa dać«. I tam dostała kądyś rozmiarka, co drudzy dopięli rzędu swego, i dała mi rozmiarek piwa i potym, kiedym po drugi posłał, przysłała. Wtym przyszli panowie jacyś, nie wiem skąd. Było ich czterech mniej więcyU). Usiedli sobie, kazali piwa dać. Rzekła im dziewka gospodarska: »Prawdziwie-ć, panowie, nie ma piwa, aż z inszyU) gospody przynoszą dodawać do rzędu, bo by chłopi niepłacieli, co wypięli przedtym«. Przyszedł w tym [Szymek] Reszczyk młodszy, stanął u stola przy tych panach i rzekł im: »Panowie. Dalibóg piwa nie masz, aż gdzie indzieU) po nie chodzą«. Rzekł mu jeden z tych panów: »Aboś ty gospodarz«, odpowiedział Reszczyk: »Nie gospodarz«. Zatym go jeden [Makowski] nachejką przeciął, a drugi mu pięścią w gembę [!] dał i tak odstąpię! ten Reszczyk młodszy i upadł sobie. Potym przyszedł starszy brat tego Reszczyka i rzekł tym panom: »Panowie, czego chcecie?«. Odpowiedział mu jeden z nich: »A tobie co do tego. Piwa chcemy. Aboś ty gospodarz?«. Powiedział im ten starszy Re szczyk: »Panowie, nie trzeba bić«. Był i [Wojciech] Stanio ze mną, ale pierwyU) wyszedł z izby, niźli parobek Brachów [!]. Tamże poczęły chłopięta, co ze mną przyszły, uciekać i nie mogłem dobrze dojrzeć, czyli ci panowie, czyli Reszczykowie, rzucieli się do broniej. Jednom widział, kiedy ten starszy Reszczyk padł wznak na łoże. Wtym przyszła gospodyni, tam się między nie rzucieła, aja wyszedł z izby do sieni i nie przyparrowałem się temu, co by się tam daliU) działo". Ostatni zeznawał półśladnik z Zegrza Marcin Chwirała (znany z inwentarza z 1635 roku i z rachunków ratajskich). Niewiele mógł powiedzieć, bo był wtedy pijany i spał: "W niedzielny dzień, w święto świętyU) Maryji Magdaleny, poszedłem z drugimi sąsiadami, to jest [Wojciechem] Staniem włodarzem na Miasteczko, do domu nieboszczyka pana [Marcina] Grudzkiego. Nie mogę dobrze wiedzieć, co ijako się tam stało, bom się już był dobrze napie! i spałem. Tylkom

Flyc. 3. JCarcznrrarka, fragment polichromii kościoła w Słopanowie

Jacek Wiesiołowskisłyszał chwyr [!], wtym-em się też porwał z(z)a stoła, chcąc się uchronić. I rzekł mi [Sebastian] Orzech, sąsiad nasz: »Siądź, nie chodź nigdzie, nie będzie nic«, com ja tak uczynieł. Obaczyłem przytym bronie gołe dobyte, kiedy się tam w izbie z sobą szamotali. I wtym słudzy poczęli uciekać, a Reszczykowie za nimi wypadli. Jam się nie przypatrował, bom nigdzie z izby nie wyszedł, i co by się tam na ulicy działo. Przyszedł jeszcze do nas [Szymek] Reszczyk młodszy do stołu, niźli na się broni dobeli, z gębom ukrwawioną, i rzekł nam: »Widzicie, co mi się stało. Dali mi panowie w gębę ni z tego ni z owego, potym dało więcy(j)«. Nie wiem, jak się co skończyło". Przesłuchanie jedenastu świadków nie wyjaśniło, kto pobił podpitych pachołków szlacheckich. Z wyjątkiem zbyt gadatliwej służącej, wszyscy pozostali nie widzieli finału bijatyki. Jedni byli zbyt pijani, inni akurat nie patrzyli albo akurat nie mogli zobaczyć z naj rozmaitszych powodów. Dużo natomiast mówili o niewinności młodych Reszków i ich polubownej postawie. Młodzi nie byli przepytani przez szafarzy, zapewne zdążyli opuścić Zegrze i zniknąć gdzieś w Wielkopolsce. Nie uzyskano wielu informacji, które pozwoliłyby władzom miasta uniknąć odpowiedzialności przed sądem grodzkim, natomiast wystarczająco dużo, by próbować polubownie załatwić sprawę. Finału sprawy nie znamy. Wiadomo jednak, że starosta generalny na kolejną kadencję wybrał innych burmistrzów. Brak spisu radnych i ławników z kadencji 1635/36 nie pozwala stwierdzić, czy burmistrz Unger wszedł choćby do nowej rady czy ławy. Ale niełaska nie była długa. Jesienią 1636 roku Jana Ungera znajdujemy ponownie wśród rajców, a burmistrzem został Łukasz Winkler, który jako szafarz wyjaśniał sprawę bitki. Nie wiemy natomiast, czy młodzi Reszkowie powrócili na Zegrze. W inwentarzu z 1647 roku wymieniony został co prawda jakiś Reszka, ale bez imienia, trudno więc stwierdzić, czy był to nadal Stanisław, czy może któryś z jego synów. Zeznania świadków pozwalają na poznanie obrazu wiejskiej karczmy, bo taki charakter miała karczma "u nieboszczyka Grudzkiego" na Miasteczku. Na pewno można się było w niej napić piwa, nie wspomina się natomiast, by jej goście cokolwiek jedli owego niedzielnego wieczoru. Cały lokal składał się z izby i sieni, tak jak karczmy żegierska i ratajska w XVII wieku, a gdy tam nie było miejsca, piwo podawano przy piwnicy na tyle domu. Izba miała charakter mieszkalny, stało tam łoże, za które gospodyni wetknęła halabardę Szymka Reszki, wielki piec, za który schował się Makowski, oraz stół i ławy, na których "rzędem" siadali goście. Być może była tam jeszcze jakaś komora, o której nikt nie wspomniał. W obszernej sieni siedziano, pito piwo i tańcowano. Podobnie była urządzona karczma Bartników, w której najpierw pili, a potem kurowali się pachołkowie. W karczmie rządziła gospodyni - w tym przypadku Anna Sieradzka albo Zofia Bartniczka - czasem zatrudniano dziewkę, jak u Sieradzkich. Karczmarz zwykle gdzieś dorabiał; często na wsi do karczmy należał kawałek roli, na którym karczmarz odrabiał jak komornik. Karczma była miejscem spotkań chłopów z różnych wsi. W czasie bitki u Sieradzkich siedzieli, prócz miejscowych, ludzie z Zegrza, Rataj, Szczepankowa, Ninkowa, Garaszewa i Starołęki, bo akurat karczma w Zegrzu była "pusta"

z powodu braku karczmarza. Mimo pozornej równości w karczmie istniała hierarchia - w izbie siedzieli gospodarze z żonami, a młodzi siedzieli lub tańcowali w sieni. Wieś bawiła się sama, nawet rzemieślnicy z Miasteczka woleli razem z karczmarzem pić piwo na dworze, koło piwniczki. A zaopatrzenie karczmy w piwo, zwłaszcza w lecie, było problemem, jeżeli się trafnie nie oszacowało napływu gości. Anna Sieradzka najpierw dawała piwo Zofii Bartniczce, a potem, gdy jej zabrakło, donoszono napitek z "inszej gospody" na przedmieściu. Skądinąd ułatwiało to rozliczanie się z gośćmi, jak powiedziała dziewka Dorota, "bo by chłopi niepłacieli, co wypięli przedtem".

W niedziele, a może i w sobotnie wieczory, karczma tętniła życiem. Tu pito, muzykowano, śpiewano, tańczono. W dniu codziennym karczma była pustawa, gdyż trzeba było pracować (karczemne pijaństwo rozwinęło się później, w 2 poło XVII wieku, gdy w każdej wsi była karczma, a na każdym folwarku browar). Zeznania świadków w sprawie pobicia pachołków na Miasteczku ukazują odświętne życie mieszkańców Rataj i Zegrza w niedzielny wieczór, w czasie sianokosów i żniw. Ludzie, znani z inwentarzy wsi i folwarków, uzyskali choć kilka indywidualnych rysów, jak na przykład wzmiankowany kilkukrotnie Stanisław Reszka, nad którym w 1635 roku zawisła groźba utraty dwóch synów.

PRZYPISY:

1 Actum feria quarta ipso die festi sancti Jacobi apostoli anno domini 1635. Inquisitio in suburbio post pontem Łacins ratione vulnerationis certorum famulorum generosi domini Joanni Maniecki de Rogalinko. Spectabiles DD. Lucas Winkler scabinus et Valentinus Margoński dispensatores ac provisores bonorum reipublicae civitatis Posnaniae ad suburbium Łacina dictum descendentes ibidemque in domo honesti Vjalentini] Rurka figuli eiusdem suburbii senioris residentes inquisitionem ratione convulnerationis certorum famulorum generosi domini Joannis Maniecki de Rogalinko seorsive fecerunt tali prout sequitur modo. Całość tekstu: APP, AmP, I k. 110-112. 2 1. Inprimis honestus Albertus Sieradiensis servitor capellae mercatorum in ecclesia collegiata sanctae Mariae Magdalenae et inquilinus domus olim nobilis Martini Grundzki in suburbio post pontem Łacina existens deposuit his verbis. [-] 2. Dorothea de civitate Costen eiusdem Alberti ancilla. [-] 3. Honesta Anna eiusdem Alberti uxor.

3 4. Thomas Śnieg de Rathaje colonus [-J. 5. Matthaeus Andreae Myciolka coloni de Zegrze inquilinus.

4 Actum feria quinta ipso die festo sanctae Annae anno domini 1635. Coram officio spectabilium dominum dispensatorum bonorum reipublicae civitatis Posnaniae comparentes personaliter infranominati suburbani de suburbio post pontem Łacina dieto et villani qui infrascripta attestati sunt tenore tali: 6. Albertus Stanio vladarius de Zegrze. [-] 7. Joannes Bartnik eiusdem suburbii Łacina suburbani [!]. [-] 8. Salomon Kicynk teletextor de suburbio Łacina [-]. 9. Sophia J oannis Bartnik de suburbio post pontem Łacina uxor [-]. 10. Paulus Martini Brach de Zegrze famulus [-J. 11. Martinus Chwyrala emeto de Zegrze villa civili [-].

Powyższy artykuł jest częścią publikacji Kronika Miasta Poznania 2001 Nr3 ; Rataje i Żegrze dostępnej w Wielkopolskiej Bibliotece Cyfrowej dla wszystkich w zakresie dozwolonego użytku. Właścicielem praw jest Wydawnictwo Miejskie w Poznaniu.
Do góry