Miałem wspaniałych nauczycieli

Kronika Miasta Poznania 2001 Nr1 ; Lekarze

Czas czytania: ok. 3 min.

10 MW A;.

s właściciela indeksu

AKADEMIA MEDYCZKA W POZNANIU

Nazwisko i imię J A P It I i f ÓW A? "CoiMOH,

Rok sludiów_X

Nazwisko wykładającego

?rof

O*c»itr

Dcett

Troi- eWłref. civ.

.Rok "k. 195/ jJt_

U*bo

Rodzaj zajęcia nazwo przedmiotu

T 5 Y LtMa.ii"'»

Ortopedia

Ckoiofcy C&ŁHycodo

AKADEMIA MEDYCZNA W POZNANIUwydzia.

LskarAis-C. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .

OfMzii,! Snidiu

Z - 12 ) ) l " Nr dii y

NDEKSniżwisko

I in;« (j<- SSOMu*.

Rtkiotnań, dnia "*'* M / f5«*fl

1AOEMIA MEDYCZNA W POZNANIU

IfO/CUOIOIT.2if:j?***.*S'

Eg zamin

Dało i PodpistfńyZĄfsi#e A

HL

Ryc. 11,12. Indeks Romana Trojanowicza, studenta Akademii Medycznej

Vi-.

Roman Trojanowicz

Ryc. 13. Po absolutorium; od lewej: Stanisław i Marta Trojanowiczowie, Roman Trojanowicz, Zofia Muszyńska (później Trojanowiczowa) i Augustyn Bachmura (dziadek Romana)skiej oraz, w miarę możliwości, służyć lekarską pomocą. Czymś wyjątkowym w owych czasach miał być udział w obozie studentów medycyny z Uniwersytetu Humboldta w Berlinie. Kierownikiem obozu był dr Barańczak. Z lekarzy pamiętam dr Zofię Barańczakową z chirurgii stomatologicznej, dr Marię Goncerzewiczową, która w przyszłości, już jako profesor pediatrii, była przez wiele lat dyrektorem Centrum Zdrowia Dziecka, i Krzysztofa Dzikowskiego, również pediatrę. Byli też chirurg, ginekolog i inni jeszcze, których nazwisk już nie pamiętam. Państwo Barańczakowie zabrali z sobą dzieci, córkę Małgosię i syna Staszka. Pływając z małym Stasiem, przyszłym profesorem Harvardu, kajakiem po jeziorze, zupełnie nie wyczuwałem w nim skłonności do angielskiej poezji metafizycznej ani do zwierzęcej zajadłości. N a brzegu jeziora oczekiwała na nas z lekkim niepokojem mama Barańczakową z córką Małgosią (dla nieświadomych rzeczy obecną Małgorzatą Musierowicz). A był to sierpień 1956 roku. Studenci niemieccy, bardzo zainteresowani chorobami ludności wiejskiej okolic Konina, pytali jednak (wypłynąwszy najpierw kajakiem jak najdalej od swych opiekunów), jak to właściwie było w czerwcu w Poznaniu. Doktor Barańczak stale nas upominał, byśmy naszym zagranicznym kolegom, broń Boże, nie przekazywali fałszywych informacji o tamtych wydarzeniach, a najlepiej byłoby, na co bardzo nalegał opiekun grupy niemieckiej,gdybyśmy na ten temat w ogóle nie rozmawiali. Myślę wszakże, a nawet jestem pewien, że wiedza historyczna naszych gości znacznie się wtedy zwiększyła. Program studiów medycznych przewidywał, że na trzech pierwszych latach student zapozna się z teoretycznymi podstawami rozpoznawania i leczenia. Profesor Antoni Horst rozważał znaczenie podstawowych pojęć, co to właściwie jest choroba, jak się w historii kształtowały poglądy na przyczyny ludzkiego cierpienia, jaki ma wpływ psychika na rozwój choroby, a jaki czynniki wrodzone i dziesiątki jeszcze innych problemów. Miał u nas opinię człowieka o niebywale precyzyjnym i krytycznym sposobie myślenia. Te cechy osobowości powodowały, że nie był łagodnym egzaminatorem. Odpowiedzi przyjmował milcząc, dezaprobatę wyrażał wyłącznie mimicznie. Zarówno pytania egzaminacyjne, jak informacja o wyniku były formułowane za pomocą minimalnej ilości słów. W przyszłości przekonałem się, że udział prof. Horsta w spotkaniach i konferencjach naukowych w znamienny sposób wpływał na poziom dyskusji. Farmakologia, nauka o lekach to właściwie prawie cała medycyna. Jak tego nauczyć w ciągu dwu semestrów studentów, którzy wiedzieli tylko od mamy, że aspiryna dobrze robi na grypę, a od babci, że też dobry jest rumianek. Wszystko o wszystkich lekach ówczesnej medycyny chciał nam powiedzieć prof. Józef Dadlez. Pewnie nie udało mu się to w całości, ale wiele z jego wykładów pamiętam do dziś i zdarza mi się zaglądać do granatowej, podniszczonej książki Farmakologia J. Dadleza, F. Kubikowskiego. Egzamin u niego też nie był łatwy, trwał za to bardzo krótko. Wylatywało się nieraz po trzech minutach i jednym pytaniu. Mnie się udało. W ogóle bardzo się cieszę, że wszystkie egzaminy, które zdawałem w czasie studiów, były rozmową z profesorami, których znałem z wykładów, okolicznościowych spotkań, opowieści kolegów ze starszych lat, prawdziwych czy nie anegdot i plotek. Większość tych "egzaminów-rozmów" pamiętam, jakby miały miejsce w ubiegłym tygodniu. Zupełnie inaczej było na mikrobiologii u prof. Jana Adamskiego, którego po przejściu na emeryturę zastąpił prof. Józef Wiza. Profesor Adamski mówił na wykładach wolno, cichym głosem, często cytując napisany przez siebie podręcznik. Zarówno prof. Adamski, jak i prof. Wiza mieli, jak mówiono, wielkie zasługi w badaniach nad bakteriami duru brzusznego.

Po nie bez trudu zdanych egzaminach z dyscyplin ogólnych, przeszedłem na rok IV, którego program był już rzeczywistym przygotowaniem do zawodu lekarza. Poznałem znakomitych klinicystów, o których dziś mówi się z najwyższym uznaniem. Profesorowie Jan Roguski, Roman Drews, Bolesław Gładysz, Teodor Rafiński, Adam Straszyński, Anatol Dowżenko, Stefan Kwaśniewski, Ryszard Dreszer, Wiktor Dega - to tylko niektóre nazwiska wynotowane z mojego indeksu. Indeks, opatrzywszy odpowiednim numerem, wydała mi pani Ela Marciniakówna w Dziekanacie Wydziału Lekarskiego w 1953 roku. Ona też dała mi do ręki po kilku latach dyplom lekarza nr 2746, a jeszcze później, w 1967 roku, zaświadczenie o uzyskaniu stopnia doktora nauk medycznych. Pewnie byłem kowalem swego losu, czy dobrym, tego oczywiście nie wiem.

Ale jedno wiem na pewno, nauczycieli miałem rzeczywiście wspaniałych.

Powyższy artykuł jest częścią publikacji Kronika Miasta Poznania 2001 Nr1 ; Lekarze dostępnej w Wielkopolskiej Bibliotece Cyfrowej dla wszystkich w zakresie dozwolonego użytku. Właścicielem praw jest Wydawnictwo Miejskie w Poznaniu.
Do góry