OD REDAKCJI
Kronika Miasta Poznania 2001 Nr1 ; Lekarze
Czas czytania: ok. 3 min.Ogłoszony w ubiegłym roku plebiscyt "Gazety Wyborczej" na Wielkopolanina XX wieku był niezmiernie pouczający. Najpierw eksperci wyłonili 64 "wspaniałych". Wśród nich znaleźli się ortopeda prof. Wiktor Dega i ginekolog prof. Heliodor Święcicki, pierwszy rektor Uniwersytetu Poznańskiego. Potem czytelnicy uzupełnili tę listę o dodatkowe osoby, m.in. leprologa dr Wandę Błeńską, chirurga prof. Romana Drewsa, niemieckiego bakteriologa prof. Romana Kocha, laureata nagrody Nobla, wreszcie uczestnika ruchu oporu dra Franciszka Witaszka. W zbiorowej pamięci poznaniaków zabrakło miejsca dla lekarzy - patronów szpitali, takich jak Franciszek Raszeja i Bolesław Krysiewicz, czy patronów ulic, jak np. prof. prof. Juraszowie i wielu, wielu innych. Pamięć o nich okazała się mniej trwała u ekspertów niż u mieszkańców, ale i ci ostatni przestali kojarzyć osoby upamiętniane w nazwach szpitali i ulic z konkretnymi postaciami, działającymi w przeszłości w Poznaniu. Sława lekarska zdaje się być ulotna, zanikająca wraz ze śmiercią ostatnich pacj entów. W plebiscycie lekarze (poza drem Witaszkiem - 54 miejsce) wypadli znakomicie. Profesor Dega był drugi, przegrywając jedynie z legendarnym prezydentem Poznania Cyrylem Ratajskim, a prof. Święcicki - ósmy. W pierwszej dwudziestce zmieścił się prof. Koch (20), w trzydziestce dr Wanda Błeńską (24). Niewiele ustąpił jej prof. Drews, zajmując miejsce 32 na 89 sklasyfikowanych postaci. Profesorowie medycyny znaleźli się na czele pokaźnej wśród wybitnych Wielkopolan grupy profesorskiej, zebrali też więcej głosów niż liczniej reprezentowani literaci czy plastycy. Okazuje się, że poznaniacy i Wielkopolanie bardzo wysoko cenią swych lekarzy, trzeba im tylko o nich przypominać. Więc przypominamy. Zaczynamy, w nieco żartobliwym tonie, od wykurowania Mieszka I jeszcze w pogańskich czasach, ale już całkiem serio piszemy o Mikołaju zDaszewic, szlachcicu z okolic Głuszyny, pierwszym lekarzu pochodzenia polskiego, doktorze książąt wielkopolskich i właścicielu domu w świeżo lokowanym Poznaniu. Wspominamy znakomity dla miasta czas Odrodzenia, gdy wykształceni we Włoszech lekarze nie tylko leczyli, ale zaczęli również publikować prace naukowe i zabrali się za burmistrzowanie. Józef Strusiek, patron szpitala przy ul. Szkolnej, jest dziś symbolem całej grupy lekarzy o podobnych życiorysacho d redakcji
Inne obowiązki nałożył na lekarzy okres zaborów. Trzeba było nie tylko umieć stawiać trafne diagnozy i ordynować odpowiednie kuracje, ale okazywać patriotyczną postawę i społecznie działać w jakiejkolwiek polskiej organizacji - w zarządzie Sokoła, w chórze amatorskim, radzie nadzorczej spółki zarobkowej lub spółdzielni, banku spółdzielczym, kółku teatralnym, bractwie kurkowym, w spółkach Bazar i Teatr Polski czy w Towarzystwie Pomocy Naukowej oraz Towarzystwie Przyjaciół Nauk Poznańskiego, jak zwał się dzisiejszy PTPN. Do takich lekarzy garnęli się pacjenci, zapewniając im wysoki standard życia i prestiż społeczny. Odzyskanie niepodległości zmieniło sytuację lekarzy. Prestał na nich ciążyć obowiązek pracy społecznej, przejętej częściowo przez agendy państwa i samorządu, bo rozpowszechniony wówczas, "galicyjski" model lekarza nie przewidywał roli społecznika dla przedstawicieli omawianej profesji. Ważne było powołanie Wydziału Lekarskiego Uniwersytetu Poznańskiego. Głównie z Galicji napłynęli do miasta młodzi profesorowie i docenci dobrze przygotowani do uniwersyteckich karier. N a czele lekarskiej hierarchii w stolicy Wielkopolski znalazł się profesor uniwersytetu, zastępując praktyka-społecznika, sprawującego nadal "rząd dusz" na prowincji, a także pełniącego funkcję dyrektora szpitala. Klinika uniwersytecka stała się synonimem najwyższej szpitalnej jakości. Odbudowa opieki lekarskiej po II wojnie światowej nastąpiła zrazu według dawnego wzorca, z coraz ostrzejszym podziałem na lekarzy praktyków i klinicystów. Później rozpoczęły się nieustające do dziś reformy i zmiany, przy wciąż obniżającym się statusie materialnym lekarzy. Symbolem tych zmian było utworzenie Akademii Medycznej w miejsce Wydziału Lekarskiego Uniwersytetu Poznańskiego i wszelkie wynikające z tego faktu przemiany organizacyjne. Latami trwały walki pokoleniowe między starymi i nowymi, bezpartyjnymi i partyjnymi. Linie podziałów bynajmniej nie były jednoznaczne. Na świecie nastąpił intensywny rozwój nauk medycznych, a wyniki badań coraz częściej docierały do Polski, zwiększała się też liczba łóżek szpitalnych i nowoczesnej aparatury, mnożyły się przychodnie. Z ilością było coraz lepiej, z jakością lepiej lub gorzej, z organizacją zawsze były kłopoty. Całe ostatnie pięćdziesięciolecie, wraz z najnowszą reformą, wymagać będzie spokojnego podsumowania. Mamy coraz lepszych lekarzy, umiejących tyle samo co ich rówieśnicy we Francji czy Niemczech. Nasi profesorowie "wyhodowali" właśnie kolejne roczniki wysoko wykwalifikowanych młodych "tygrysów" medycyny. To znakomicie rokuje na przyszłość.
Powyższy artykuł jest częścią publikacji Kronika Miasta Poznania 2001 Nr1 ; Lekarze dostępnej w Wielkopolskiej Bibliotece Cyfrowej dla wszystkich w zakresie dozwolonego użytku. Właścicielem praw jest Wydawnictwo Miejskie w Poznaniu.