BUDOWANIE WPOZNANIU NIE BYŁO SPRAWĄ TRUDNĄ O XIX-wiecznym rynku mieszkań
Kronika Miasta Poznania 1999 R.69 Nr4 ; Dawne domy i mieszkania
Czas czytania: ok. 16 min.JAN SKURATOWICZ
Z ajęcie Wielkopolski przez Prusaków w 1793 roku zahamowało wszelkie ruchy budowlane w miastach. Władze pruskie szybko jednak stworzyły na zajętych terenach prowincji własne, sprawne służby urbanistyczno-architektoniczne, których zadaniem była inwentaryzacja pozyskanych obszarów. Aby tego dokonać, opracowano dokładne mapy i plany, w tym również szczegółowe plany miasta Poznania, oraz zorganizowano na nowo nadzór nad wznoszonymi budowlami.
N a czele tych służb stał przez wiele lat znakomity berliński architekt David Gilly.
Władze pruskie, odmiennie od Komisji Dobrego Porządku, zrezygnowały z utrzymania średniowiecznego pierścienia murów jako granicy miasta. N owe granice przesunięto w kierunku zachodnim, a na pozyskanym terenie zaplanowano reprezentacyjny plac (ob. plac Wolności) oraz wychodzące zeń ulice z szeroką ul. Wilhelmowską (ob. Al. Marcinkowskiego). Powiększone miasto miało zostać otoczone wałem ziemnym, w którym umieszczono wjazdy do miasta z budynkami rogatek miejskich. Na nowo wytyczonym placu miał stanąć teatr, symbol nowych czasów, o niemal surowych proporcjach architektury zwanej awangardową. N owo wzniesione budynki mieszkalne, przeznaczone dla oficerów, znacznie odbiegały od tego, co dotychczas budowano na terenie miasta. Domy ustawiano teraz kalenicami do ulicy, a ich program użytkowy nie odbiegał od innych tego typu domów wznoszonych we Wrocławiu, Berlinie czy na Śląsku. Miejsce wąskiej, trudnej do zabudowy działki zajęła działka szeroka, doświetlona słońcem, często mogąca pomieścić dodatkowo boczne oficyny. Schemat ten stał się podstawą niemal wszelkich parcelacji na terenie miasta. W 1803 roku scalono tereny wokół kościoła dominikańskiego, zajęte przez ludność żydowską. Pozwoliło to władzom architektonicznym na wytyczenie
Jan Skuratowicz
Ryc. 1. Ulica Wilhelmowska (ob. Aleje Marcinkowskiego), akwarela z l pol. XIX w.
nowego układu znacznie szerszych ulic, przy których stanęły teraz niższe, bo piętrowe, ustawione kalenicą do ulicy domy. W podobny sposób zaczęto zabudowywać Wyloty ulic. Szerokie działki pojawiły się przy ul. Półwiejskiej, przy dawnej Bramie Wrocławskiej i na wytyczonej przez Gilly'ego ul. Garbary. Oś tej ulicy wytyczono dokładnie na wieże kościoła bernardyńskiego, drugą ulicą, także osiowo związaną z kościołem Bernardynów, była ul. Długa. Epizod wojen napoleońskich nie wstrzymał prac budowlanych. Wolnych terenów było dużo i zabudowa ich nie była zbyt intensywna. Architekci pruscy pozostali na miejscu, by po roku 1815 kontynuować swe urbanistyczne i architektoniczne wizje. Powstające teraz budynki mieszkalne niewiele różniły się od tych powstałych w okresie Prus Południowych. Zatwierdzony w 1828 roku projekt budowy twierdzy Poznań przewidywał zlikwidowanie rozrastających się swobodnie przedmieść z ich domkami i ogrodami, a w ich miejsce pojawiły się ponownie masywne, ceglano-ziemne obwarowania, poprzez które dostać się można było do miasta wąskimi bramami. Mogło się ono odtąd rozwijać jedynie w zakreślonych wałami granicach. Wraz z budową twierdzy zmieniły się tradycyjne dotychczas metody stawiania domów, ponieważ twierdza wymagała doskonałych materiałów budowlanych i doskonałego rzemiosła. Powstały zatem liczne cegielnie, a poziom umiejętności zawodowych ogromnie się podniósł. N owe przepisy budowlane,
nakazujące zwartą zabudowę działek budowlanych, przyniosły w latach 40. nowy model kamienicy, z reguły dwupiętrowej, o dwuipółtraktowym układzie pomieszczeń, ustawionej kalenicowo do ulicy. Przejazd na podwórze oraz skromne dekoracje opraw okiennych i pasy dekoracyjnych sztukaterii tworzyły z ulic tunele jednostajnych, powtarzalnych kamienic. Po roku 1845, pod wpływem Berlina, zabudowa działki uległa zmianie. Kamienica frontowa stała się znacznie szersza, a po jej bokach budowano połączone z nią w jeden organizm oficyny. Pojawiały się wówczas tzw. pokoje berlińskie (Berlinerzimmer), pełniące najczęściej funkcje jadalni, umieszczone na styku kamienicy i oficyny, a poprzez skośne ścięcie jej ściany doświetlane wielkimi oknami od podwórza. Kuchnia mieściła się teraz w oficynie, w której budowano dodatkową, pomocniczą
Ryc. 2. Dom przy ul. Wilhelmowskiej 13, arch. David Gilly, rysunek elewacji
,
, .
Ryc. 3. Dom przy ul. Wilhelmowskiej 13, arch. David Gilly, plan parteru wg stanu z 1805 r.
Jan Skuratowicz
Ryc. 4. Dom na narożniku ul. Szerokiej i Dominikańskiej z pocz. XIX W., fot. z lat 30. XX w.
klatkę schodową. Frontowa kamienica mieściła więc jedno lub dwa mieszkania o zróżnicowanych wielkością pokojach oraz mniejsze mieszkania, umieszczone w oficynach. Standard higieniczny budynków nie był najlepszy. Publicznej kanalizacji w mieście nie było, a woda docierała jedynie do naj droższych mieszkań. W końcu lat 40. pojawił się zwyczaj wynajmowania mieszkań. Wielopokojowe mieszkanie od frontu było oczywiście droższe od skromnych lokali w oficynach, ale wśród tych pierwszych najcenniejsze było frontowe mieszkanie na piętrze, tańsze i skromniejsze znajdowały się na wyższych kondygnacjach. Partery, jeśli nie były zajęte przez sklepy, służyły także jako niżej cenione kwatery. Pojawiające się równocześnie sutereny stanowiły początkowo powierzchnie magazynowe, szybko jednak przeistoczyły się - na terenach zajętych przez ludność ubogą - w bardzo prymitywne mieszkania. Jednak mimo zagęszczania się zabudowy miejskiej i coraz dokuczliwszego braku wolnych terenów, nie doszło w Poznaniu do takiego skoncentrowania zabudowy, jak w Krakowie. Lokalne obyczaje mieszkalne spowodowały, że na terenie miasta nie pojawiły się tak popularne w Berlinie "mietskasserne", czyli zabudowujące działkę w głąb bardzo prymitywne budynki mieszkalne dla najuboższych. Problem lokali dla biedoty pojawił się w Poznaniu dopiero w końcu lat 80. Lata 50. XIX w. przyniosły szereg niezwykle ważnych realizacji mieszkalnych.
Architektura tego czasu pozostawała pod wpływem dwóch wybitnych architektów: Polaka Stanisława Hebanowskiego i Niemca Gustawa Schulza. Właściwie całe dzisiejsze centrum to dzieło tych dwóch ludzi. Szczególną popularność zyskał sobie w Poznaniu Schulz, zwany Facaden-Schulz. Okazałe kamienice jego projektu ciągle jeszcze dominują przy ul. Gwarnej, 23 Grudnia, AL Marcinkowskiego. Programy mieszkalne nie zmieniły się wiele, upowszechnił się "Berlinerzimmer" , pojawiły się też ubikacje na podestach schodów. Zmieniła się dekoracja wnętrz, wykonywana teraz z fabrycznie produkowanych elementów sprowadzanych z Wrocławia oraz Berlina i natychmiast reprodukowanych w poznańskich wytwórniach, np. Antoniego Krzyżanowskiego. Momentem przełomowym dla Poznania stała się wielka powódź w 1888 roku.
Zalanie ogromnych obszarów miasta (po Starym Rynku pływano łódkami), zainteresowanie władz centralnych i naciski władz miejskich przyniosły rozluźnienie tzw. ograniczeń fortecznych, zakazujących budowy trwalszych domów na esplanadzie twierdzy. Był to już ostatni moment. Miasto dusiło się w otaczających je murach, wskaźnik zaludnienia przekroczył wszelkie dopuszczalne normy,
Ryc. 5. Dom z pocz. XIX w. na narożniku ul. GaIbary i Dowbór- Muśnickiego, fot. z ok. 1980 r.
Jan Skuratowiczmieszkania w suterenach i na strychach były dla znacznej części poznaniaków koniecznością, a brak lokali o wysokim standardzie zniechęcał przybywających do miasta urzędników i wojskowych. Kierunek rozwoju został jednak wytyczony. Jedynie tereny na zachód od miasta nadawały się pod szybką zabudowę. Zniesienie ograniczeń doprowadziło do chaotycznej początkowo zabudowy w rejonie ul. Szamarzewskiego. W1900 roku formalnie zniesiono fortyfikacje miejskie i przyłączono do miasta okoliczne wsie. Pozyskanie nowych terenów budowlanych poprawiło sytuację mieszkaniową. N owe, często luksusowe domy zaczęły .wyrastać w zachodniej części miasta. Obok okazałych kamienic, wyposażonych we wszystkie udogodnienia, powstawały zespoły niewielkich willi, dostępnych dla mniej zamożnych urzędników i nauczycieli, oraz niezwykle popularne zespoły domów spółdzielczych, dających dobre wyniki mieszkaniowe za stosunkowo niskie czynsze, jednak jedynie dla Niemców. Miasto przekształcało się w szybkim tempie. Miejsce
szeregów pozornie do siebie podobnych kamienic zajmowały teraz domy o zróżnicowanym kształcie architektonicznym i różnych standardach wyposażenia. Rozwój budownictwa spowodował, że w 1914 roku władze miejskie praktycznie nie miały już problemów z mieszkańcami strychów i suteren. Ta zmora Warszawy i Krakowa w tym czasie nie dotyczyła Poznania, dopiero Wielka Wojna przyniosła ponownie problem mieszkań dla najuboższych. Na krótko przed wojną miasto zdecydowało się na kolejną inwestycję, jaką było nowoczesne - jak pisano - osiedle podmiejskie na terenach Sołacza. Odległość od centrum rekompensowana była niską ceną budynków i dogodnymi kredytami. Zamieszkiwali tu urzędnicy, maszyniści, architekci i emeryci. Domki wzniesione w różnych konwencjach, otoczone ogródkami, stały się synonimem nowego sposobu życia w mieście - życia w otoczeniu zieleni. Rozwój Poznania nie przebiegał bez przeszkód. Koszty wprowadzanych zmian były ogromne, a miasto zadłużyło się na horrendalną sumę równą kilku budżetom rocznym. Gwałtowne tempo inwestycji przyniosło też szereg błędów
Ryc. 7. Typowy dom z lat 40. XIX w. przy ul. Berlińskiej (ob. 27 Grudnia)
Jan Skuratowicz
Ryc. 8. Kamienice z lat 60. XIX w. przy ul. Pólwiejskieji pomyłek, których skutki odczuwano jeszcze po wielu latach. Jednak dzięki umiejętnościom urbanistów i architektów oraz zdolnościom inwestorów powstał nowoczesny organizm miejski, zdolny stawić czoła nadchodzącym czasom.
Budowanie czegokolwiek w Poznaniu nie było nigdy sprawą trudną. Trzeba było tylko dysponować kilkoma elementami, w tym oczywiście gotówką lub kredytem w banku. Na początek należało nabyć odpowiednią działkę. Ordynacja budowlana, uchwalona w 1853 roku i później wielokrotnie nowelizowana, ustalała w mieście precyzyjnie opisane strefy budowlane oraz określała, jakie budynki mogły być tam wzniesione. W przypadku kamienicy określano wysokość budynku do gzymsu, linię zabudowy, wielkość podwórza czy przedogródka, a w przypadku willi określano wielkość terenu, który można było zabudować budynkiem, ilość kondygnacji i wysokość do gzymsu. O żadnych budynkach warsztatowych w dzielnicy willowej mowy nie było. Wynikało to z przepisu uchwały Rady Miejskiej i żaden urzędnik nie mógł jej zmienić. Samo nabycie gruntu nie było skomplikowane. W przypadku gruntów prywatnych podpisywano umowę u notariusza, w przypadku gruntów miejskich trzeba było uzyskać zgodę od władz miasta. Jeden z najbogatszych kupców Poznania Hermann Loevy napisał taki wniosek na własnej wizytówce. Władze budowlane nakleiły
Ryc. 9. Ulica Buddego 13 (ob. Roosevelta), dom z pocz. lat 90. XIX w.
ją na arkusz szarego papieru i wysłały poprzez woźnego do wszystkich służb miejskich z prośbą o opinię. I taką opinię zebrano w ciągu jednego dnia (normalnie trwało to kilka dni). Odrębną sprawą była cena działki. Można było czasami uzyskać działki bardzo tanio. Tak było w przypadku, gdy przyszły nabywca wiedział przedtem o planowanych przez miasto inwestycjach. Mógł wówczas kupić duże obszary gruntu i odsprzedać potem z dużym zyskiem. Tak postąpiło przed rokiem 1900 dwóch znanych później w Poznaniu lekarzy: dr Święcicki (późniejszy rektor Uniwersytetu) i dr Wicherkiewicz, wykupując niemal za bezcen ogromny obszar w rejonie dzisiejszej ul. Matejki. Zysk z transakcji liczyć można było wartością kilku obszernych kamienic w tym rejonie miasta. Działki położone w centrum miasta czy w pasie ringów kosztowały już bardzo dużo. Działka, na której znany poznański adwokat Fritz Orgler wybudował swą okazałą willę (dawniej konsulat USA), kosztowała 90 tys. marek, gdy cena samej willi zamknęła się sumą 100 tys. marek (w tym czasie za 90 tys. marek można było nabyć dochodową kamienicę na Wildzie, a domy przy ul. Matejki wyceniano na 200-300 tys. marek). Po nabyciu działki należało rozpocząć budowę. Potencjalny właściciel mógł do woli wybierać w licznych firmach i pracowniach budowlanych oferujących
Jan Skuratowiczswe usługi, które zaspokajały każdą zachciankę inwestora. Budowa domu stawała się od tego momentu sprawą firmy. Ona zajmowała się organizacją robót, ona załatwiała z władzami budowlanymi miasta wszystkie sprawy formalne, ona w końcu odpowiadała przed nimi za popełnione błędy. Oczywiście można było nabyć gotowy dom czy kamienicę. Liczba budynków przeznaczonych na sprzedaż była w tym czasie znaczna. Bardzo często budowano je "na zapas", aby, w momencie gdy znajdzie się potencjalny kupiec, korzystnie je spieniężyć. Większość firm budowlanych dysponowało własnymi cegielniami, co dodatkowo zmniejszało koszta budowy domu, a zwiększało zyski. Każdorazowa budowa była skrupulatnie nadzorowana i to nie tylko przez urzędników policji budowlanej, sprawdzających zgodność realizacji z projektem, ale i zwykłej policji, która dysponowała specjalnymi blankietami, wypełnianymi przez policjantów, na których informowano władze o postępie robót. Kwitek taki już następnego dnia trafiał do służb budowlanych, które sprawdzały informacje. O samowolach budowlanych nikt wtedy nie słyszał, była to bowiem rzecz nie do pomyślenia dla ówczesnych poznaniaków. Z urzędem można było wszystko szybko uzgodnić, nie warto więc było narażać się na bardzo wysoką grzywnę, utratę zaufania społecznego czy utratę wierzytelności w banku, z czym się bardzo liczono. Podczas budowy władze ściśle przestrzegały przepisów. Nie dopuszczano do odstępstw w projekcie, szczególnie w sprawach bezpieczeństwa w razie pożaru. Zabraniano zajmowania chodników w trakcie budowy, a konieczne zajęcia przy kopaniu fundamentów pod kamienice kosztowały firmy bardzo dużo, stąd szybkie tempo budowy domów. Przeciętną kamienicę wznoszono w ciągu jednego sezonu budowlanego, aczkolwiek do zamieszkania dom taki nadawał się dopiemm
Ryc. 10. Plan kamienicy z pocz. lat 90. XIX w.
znajdującej się przy ul. N aumanna 14 (ob. Działyńskich)ro w następnym sezonie, gdy wyschły ściany. Stąd bardzo popularne wówczas powiedzenie: "W pierwszym roku dla wroga, w drugim dla przyjaciół, w trzecim dla siebie". Oczywiście wybudowanie domu czy dochodowej kamienicy nie zawsze przynosiło zyski. Należało zainwestować pieniądze w tzw. dobrej dzielnicy (Jeżyce, część Łazarza lub tereny ścisłego centrum), gdzie ceny mieszkań i lokali były bardzo wysokie. Potem pozostawało tylko poszukać lokatorów. Pod
Ryc. 11. Ulica Nowoogrodowa 5 (ob. Matejki), plan reprezentacyjnej kamienicy z 1903 r.
Jan Skuratowicztym względem obowiązywały w Poznaniu specyficzne obyczaje. Koszt wynajmu mieszkań był różny nie tyle w zależności od dzielnicy, gdzie bywały ulice lepsze i gorsze, ale i od piętra, na którym lokal był położony. W Poznaniu najbardziej cenione były lokale na pierwszym piętrze i one osiągały najwyższe ceny czynszów. Przeciętny czynsz za niemal 100-metrowe mieszkanie na Jeżycach wynosił około tysiąca marek, a w centrum wzrastał do ponad 2 tys. 500 marek. Mieszkania wynajmowano z reguły na rok z początkiem października. Często na okres dłuższych wyjazdów poza miasto likwidowano mieszkanie, a meble składowano w specjalnych magazynach firm spedytorskich. Po powrocie wynajmowano mieszkanie w tej samej dzielnicy. Władzom miejskim udało się przed I wojną świat, niemal zupełnie zlikwidować substandardowe mieszkania na strychach i w suterenach. W zasadzie do wszystkich domów doprowadzono wodę i kanalizację, niektóre kamienice w centrum miały nawet windy. Najdroższe, a zarazem najbardziej poszukiwane, były mieszkania duże, a to ze względu na napływ wielu urzędników i wyższych wojskowych. Lokowali się oni w okazałych kamienicach przy ul. Matejki w mieszkaniach o powierzchni ponad 200 m 2 . Bardzo często przeprowadzali się stamtąd do własnych willi. Najpopularniejsze wśród tej warstwy społecznej były lokale 4-5-pokojowe, z kuchnią, łazienką i pokojem służącej, o powierzchni ok. 100 m 2 . Takie mieszkania przeważały w zachodnich dzielnicach miasta. Oczywiście standardy na Chwaliszewie czy na Wildzie były znacznie gorsze i słabiej wyposażone. Powszechne wówczas budownictwo spółdzielcze, wyłącznie dla Niemców, gdyż Polaków wykluczano na mocy szczególnych policyjnych przepisów, było nieco skromniejsze, a obniżenie kosztów domów uzyskiwano ich typizacją, większym wykorzystaniem terenu i skromniejszą dekoracją. Zespoły domów przy ul. Skrytej, Śniadeckich czy Poznańskiej znakomicie świadczą o tego rodzaju budownictwie.
Robotnicy i rzemieślnicy mieszkali skromnie. Obowiązywał standard 2 A 3 izb mieszkalnych i kuchni, ale i tutaj domy były wykańczane porządnie. Dla najuboższych wznoszono budynki spółdzielcze na początku pozbawione standardów, potem wyposażone w kanalizację i wodę, nie zawsze w mieszkaniu. Na krótko przed I wojną zbudowano na Wildzie wzorcowe osiedle dla najbiedniejszych, złożone z czynszowego, szeregowego bloku i piętrowych domków z ogródkami. Cena takiego domku nie przekraczała 18-20 tys. marek.
* * *
W Poznaniu przez wiele dziesiątków lat obowiązywały specjalne lokalne przepisy prawa budowlanego, zniesione dopiero po 1950 roku. Przyjmowano w nich zasadę udziału właściciela w inwestowaniu w uzbrojenie terenu. Stąd każdy, kto chciał dzielić grunty na działki, musiał obowiązkowo oddać miastu tereny pod ulice za darmo i opłacić część kosztów uzbrojenia. Miasto budowało ulice (bez chodników) zakładało wodę, gaz i właściciel mógł budować. I chyba do tego wzoru moglibyśmy powrócić.
RAFAŁ NADOLNY
P uszczykowo oraz związane z nim Puszczykówko swój dynamiczny rozwój zawdzięczają dogodnemu położeniu w okolicy Poznania oraz walorom krajobrazowym. W końcu XIX wieku miejscowości te stały się modnymi letniskami. Oprócz licznych gasthausów, restauracji oraz pensjonatów przeznaczonych dla letników bogatsi poznaniacy zaczęli także budować swoje prywatne domy letniskowe, zwane często landhausami - popularnymi w tym czasie w Niemczech domami przeznaczonymi do pobytu rodziny poza miastem przez dłuższy czas. Bardzo interesujący zespół tego typu budynków powstał w Puszczykówku przy obecnej ul. Ratajskiego, położonej prawie nad samym brzegiem Warty. Działki wzdłuż tej ulicy były od 1900 roku sukcesywnie zabudowywane landhausami bogatych obywateli Poznania. Właścicielami tych domów byli między innymi architekci Hermann B6hmer i Paul Preul, dyrektor Zakładu Ubezpieczeń Ogniowych Carl Riedel, wyższy funkcjonariusz policji Franz Kosmowski, lekarz dr Tuszewski, dyrektor Banku Związku Spółek Zarobkowych w Poznaniu Władysław Tomaszewski.
Po 1918 roku, w związku z falą wyjazdów osób narodowości niemieckiej do Niemiec, wiele nieruchomości w Puszczykowie, podobnie jak w Poznaniu, zostało sprzedanych w polskie ręce, ale nowi nabywcy landhausów w Puszczykówku prezentowali ten sam status społeczny i materialny, co poprzednicy. Landhaus przy obecnej ul. Ratajskiego nr 25, zbudowany w latach 1903-05, odkupił od Carla Riedla prezydent Poznania Cyryl Ratajskil. Jest to budynek murowany, na wysokim cokole, całkowicie podpiwniczony, o powierzchni zabudowy około 200 m 2 i powierzchni użytkowej około 450 m 2 , usytuowany w północnej części działki, cofnięty o około 10 m w stosunku do ulicy. Bryła landhausu została rozbita przez liczne ryzality, nakryta łamanym dachem mansardowym z wieloma mansardami. Elewacje pozbawione są symetrii, a okna mają różne wielkości. Od strony
Rafał Nadolny
Ryc. l. Dom przy ul. Ratajskiego 25 w Puszczykówku. Fot. R. N adolny .
wschodniej, ogrodowej, znajduje się duży taras, na który prowadzi wejście z salonu. Elewację południową wzbogacono ryzalitem, który w strefie dachu został wykonany z zastosowaniem konstrukcji szachulcowej. Budynek wzniesiono na nie regularnym rzucie, którego plan wynika ze swobodnego zestawienia ze sobą pomieszczeń różnej wielkości. Układ wnętrz (łącznie było w budynku 11 pomieszczeń), obecnie zniekształcony przez wtórne ścianki działowe, jest wynikiem zarówno swobodnego sposobu kształtowania bryły, jak i rozplanowania pomieszczeń przez architekta. Z niewielkiego holu z klatką schodową, znajdującego się w bocznej, północnej części landhausu, prowadzi wejście do salonu, który otwierał się dużymi oknami oraz drzwiami wyjściowymi na taras i dalej na rozległy ogród. W części budynku od strony ulicy znajdowały się trzy mniejsze pomieszczenia, z których część mogła pełnić funkcję gospodarczą (kuchnia). Obok salonu, w północno-wschodnim ryzalicie, znajduje się pokój z obrębnym balkonem. Pomieszczenia o funkcjach mieszkalnych zostały usytuowane w strefie łamanego dachu. Parter pełnił więc funkcję reprezentacyjną (duży salon, jadalnia, gabinet) i był przeznaczony głównie do spędzania wolnego czasu, natomiast pomieszczenia na piętrze były strefą prywatną właścicieli. Niemniej jednak z danych zawartych w księgach meldunkowych wynika, że w landhausie były zameldowane różne osoby, często przez bardzo krótki okres, nawet 2-3 tygodni, w ciągu całego roku 2 . Prawdopodobnie więc w czasie gdy właściciele nie przebywali na miejscu, pokoje w budynku były wynajmowane różnym osobom, być może bliższej i dalszej rodzinie oraz znajomym. Takie rozmieszczenie pomiesz
Ryc. 2. Dom przy ul. Ratajskiego 7 w Puszczykówku. Fot. R N adolny.
czeń oraz ich funkcja całkowicie zaspokajały potrzeby właścicieli, nawet w przypadku prowadzenia przez nich bogatego życia towarzyskiego, gdyż chodziło głównie o spędzanie wolnego czasu na łonie przyrody, w oderwaniu od miasta. Dlatego nie był potrzebny obszerny salon, gdyż chętniej spędzano czas z gośćmi w ogrodzie lub nad brzegiem Warty. Ogród w konwencji krajobrazowej, z altaną w południowym narożniku, został zaprojektowany przez M. Tessenowa z PoznanIa. W podobny sposób został zaprojektowany landhaus przy obecnej ul. Ratajskiego 7, który został wybudowany około 1902-03 roku jako dom własny przez architekta poznańskiego Hermana B6hmera 3 . Po 1918 roku właścicielem stał się dr Kazimierz Hącia, dyrektor Banku Przemysłowców w Poznaniu, który opuszczając Wielkopolskę w 1928 roku sprzedał dom adwokatowi Leonardowi Wlazło, dziekanowi Rady Adwokackiej w Poznaniu. Landhaus usytuowany w centralnej części parceli jest obiektem o dwutraktowym układzie wnętrz, częściowo podpiwniczonym, w części parterowej murowanym, z piętrem wykonanym w technice szachulcowej, nakrytym dużym, namiotowym dachem. Budynek o powierzchni zabudowy około 140 m 2 , posiadając łączną powierzchnię użytkową około 265 m 2 , został wzniesiony na rzucie zbliżonym do prostokąta, z przybudówką od wschodu na rzucie wycinka koła, umieszczoną osiowo od strony ogrodowej. W węższym trakcie od strony ulicy znajduje się hol oraz dwa pomieszczenia. W trakcie ogrodowym znajdują się trzy duże pokoje. Od strony północnej zaprojektowano obszerną jadalnię z niewielkim aneksem i wyjściem
Rafał Nadolnydo ogrodu, na osi środkowej - półkoliście zakończony salon, a w południowej części pokój dzienny. Ten sam układ pomieszczeń został powtórzony na piętrze. Bryła i elewacje są natomiast pozbawione osi symetrii. Piętrowy budynek nakryty został przytłaczającym, wielopołaciowym dachem z wydatnymi okapami, silnie rozczłonkowanym przez daszki nad różnego rodzaju przybudówkami, głównie od strony ulicy. Między elewacjami ogrodową i frontową występuje silny kontrast. Elewacja frontowa od zachodu jest sześcioosiowa, niesymetryczna, z oknami o różnej wielkości, których osie na parterze i piętrze często się nie pokrywają. Przed lico muru występuje wejście oraz ryzalit z klatką schodową, nakryte samodzielnymi dachami. Skomplikowana konstrukcja wspierająca daszek nad ryzalitem klatki schodowej wsparta jest na małych kroksztynach. Elewacja wschodnia - ogrodowa - jest mniej dynamiczna, bardziej stonowana i uporządkowana. Przybudówka osiowa, na planie wycinka koła, z pięcioma wąskimi oknami sięgającymi prawie do podłogi, ujęta jest w płaskie pilastry zwieńczone prostymi, impostowymi - wręcz rudymentarnymi - kapitelami, wspierającymi gładkie boniowanie. Osie pilastrów zostały podkreślone przez słupki balustrady znajdującej się na tarasie na przybudówce. Projektant tego budynku, którym był niewątpliwie B6hmer, przy braku stosowania, z wyjątkiem przybudówki ogrodowej, historyzujących elementów dekoracji architektonicznej, wykorzystuje w celach ornamentalnych i dekoracyjnych własności konstrukcji szachulcowej oraz elementów drewnianych. Okapy zostały w wielu miejscach wsparte przez drewniane profilowane zastrzały, natomiast słupy i rygle oraz oczepy szachulca działają prostotą swej konstrukcji, ale są wzbogacane przez elementy nie mające znaczenia konstrukcyjnego. W elewacji południowej i północnej parter od piętra jest oddzielony gzymsem, który łączy w sobie elementy tradycyjnego gzymsu kostkowego z główkami belek w formie niewielkich kroksztynów. Powierzchnie wypełnienia między belkami konstrukcji szachulcowej, pokryte tynkiem zacieranym, obramione są opaskami wykonanymi w gładkim tynku. Architekt prowadzi przy kompozycji wystroju elewacji tego budynku swoistą grę między elementami drewnianymi i tynkowanymi, różnicując ich faktury, przez co nadaje im większej dynamiki. Dekoracja architektoniczna obiektu oraz formy rozczłonkowania bryły noszą cechy charakterystyczne dla prac powstających na deskach kreślarskich spółki B6hmer- Preul. Budynki powstające w tej pracowni, głównie autorstwa Bóhmera, charakteryzowały się asymetryczną kompozycją, rozczłonowaniem brył wykuszami i wieżyczkami oraz charakterystycznym detalem sztukatorskim, łączącym formy drewniane z tynkowanymi, często zacierającymi granicę między konstrukcją szkieletową a murowaną4.
Na tych dwóch przykładach scharakteryzować można program funkcjonalny domu podmiejskiego, który był zwykle drugim domem właścicieli. Program reprezentacyjny jest ograniczony do minimum i składa się z salonu, jadalni oraz pokoju dziennego, zgrupowanych wokół holu z klatką schodową. Na drugiej kondygnacji mieściły się pomieszczenia sypialne, zwykle już w partii poddasza, w związku z tym - o znacznie niższym standardzie. Były jednak zupełnie wystarczające, gdyż życie domowników przez cały dzień toczyło się na parterze oraz w ogrodzie lub na wycieczkach w plenerze. Wnętrza projektowano zwykle
Ryc. 3. Dom przy ul. Ratajskiego 7 w Puszczykówku, elewacja ogrodowa. Fot. R Nadolny.
w układzie dwutraktowym, zbliżonym do tradycyjnie stosowanego w wolnostojących domach mieszkalnych. Jeden trakt, zwykle szerszy, pełnił funkcję strefy przeznaczonej do przebywania w czasie dnia i łączył rekreację z funkcją reprezentacyjną. Składał się on zwykle z salonu (który był zwykle pomieszczeniem największym), łączącego się bezpośrednio z ogrodem przez drzwi lub przez taras, jadalni oraz gabinetu lub pokoju dziennego. Taki program traktu jest redukcją do minimum programu reprezentacyjnego, jaki istniał w dużych, bogatych willach powstających w tym czasie w miastach. Brakuje tu na przykład palarni, pokoju muzycznego, ogrodu zimowego, osobnego pokoju dla pań i panów oraz pokoju dziecinnego. Trakt ten był zwykle zwrócony w stronę ogrodu, który w dalszej perspektywie łączył się wizualnie z rozległym krajobrazem. W landhausach przy ul. Ratajskiego trakty te znajdują się od wschodu, od strony Warty, zapewniając widok ze skarpy nadbrzeżnej na rzekę i lasy na drugim jej brzegu. W tych przypadkach pomieszczenia reprezentacyjne umieszczone zostały niezbyt korzystnie w stosunku do stron świata i nie są skierowane "ku słońcu", co było zalecane dla dobrego i zdrowego wypoczynku. Drugi, węższy trakt pełnił funkcje komunikacyjne i zaplecza gospodarczego.
Zazwyczaj w jego skład wchodził przedsionek, czasem hol z klatką schodową, kuchnia wraz z towarzyszącymi pomieszczeniami (spiżarnia, skrytka) oraz łazienka. Klatka schodowa, przez usytuowanie w tym trakcie, nie pełni już funkcji reprezentacyjnej, jak to się działo w willach miejskich. Jest ona z reguły wciśnięta w ciąg pomieszczeń gospodarczych (kuchnia - spiżarnia - łazienka) lub oddziela
Rafał Nadolny
wraz z korytarzem pomieszczenia dzienne - reprezentacyjne - od zaplecza kuchennego. Przebywanie w landhausie, w miejscu wypoczynku i spędzania wolnego czasu pozwalało na nieoficjalne zachowanie, przez co nie było potrzeby podporządkowywania układu domu celom reprezentacyjnym. Przejawem braku reprezentacyjności było również zwrócenie domu fasadą "gospodarczą i technologiczną" - traktem kuchennym - w stronę ulicy. Jest to tym samym zanegowanie tradycji umieszczania od strony ulicy pompatycznego ogrodu i reprezentacyjnej, osiowo symetrycznej fasady. Część brył budynków w Puszczykowie (ul. Dębowa 3, Ratajskiego 7, 25, Wiosenna 22, Podleśna 10) jest skomponowana w postaci bardziej lub mniej swobodnego zgrupowania wszystkich pomieszczeń wokół holu, a elewacje - zgodnie z zasadami o prawdzie w architekturze - są nawrotem do tego, co rodzime, szczere, rzeczowe i logiczne w tradycji budowlanej, wynikające z samej istoty konstrukcji. Dekoracyjność tych realizacji opierała się na podkreślaniu elementów konstrukcyjnych i ukazywaniu naturalnej faktury materiału. Jednak w kompozycji konstrukcji szachulcowej pojawiają się często elementy o funkcji wyłącznie ozdobnej (ul. Ratajskiego 7,11).
PRZYPISY:l "Ostdeutsche B auzeitung" , nr 18, 1908; APP Inspekcja Budowlana Śrem, sygn. 3; APP Akta gminy Puszczykowo, sygn. 93.
2 APP Akta Gminy Puszczykowo, sygn. 93.
3 "Gazeta Puszczykowska", nr 8,1990.
4 Por. Jan Skuratowicz, Architektura Poznania 1890-1918, Poznań 1991, s. 229-240.
Powyższy artykuł jest częścią publikacji Kronika Miasta Poznania 1999 R.69 Nr4 ; Dawne domy i mieszkania dostępnej w Wielkopolskiej Bibliotece Cyfrowej dla wszystkich w zakresie dozwolonego użytku. Właścicielem praw jest Wydawnictwo Miejskie w Poznaniu.