WILNIANIN Z SOŁACZA, KRONIKARZ ZIEM ODZYSKANYCH

Kronika Miasta Poznania 1999 R.69 Nr3 ; Sołacz

Czas czytania: ok. 17 min.

PIOTR KRASZEWSKI

E ugeniusz Paukszta urodził się 4 sierpnia 1916 r. w Wilnie i tam spędził dzieciństwo i wczesną młodość. Tam też, po ukończeniu Gimnazjum im. Adama Mickiewicza, rozpoczął studia prawnicze na Uniwersytecie Stefana Batorego, a w wileńskiej prasie publikował swoje debiutanckie opowiadania, nowele i reportaże. Także lata okupacji sowieckiej, a później niemieckiej, spędzał na Wileńszczyźnie, biorąc czynny udział w działalności Związku Walki Zbrojnej, następnie Armii Krajowej, m.in. współredagując prasę podziemną oraz uczestnicząc w akcjach dywersyjno-sabotażowych. Aresztowany przez gestapo w początku sierpnia 1942 roku był więziony najpierw w wileńskim więzieniu na Łukiszkach, a następnie, od lutego 1943 roku, w obozie koncentracyjnym w Prowianiszkach w pobliżu Kowna. Po ucieczce z obozu, w początku 1944 roku, powrócił do czynnej działalności konspiracyjnej jako członek oddziału partyzanckiego wchodzącego w skład 1. Pułku im. Bolesława Chrobrego Armii Krajowej.

Kilka miesięcy po zajęciu Wilna przez Armię Czerwoną, jesienią 1944 roku, Eugeniusz Paukszta został aresztowany przez NKWD i uwięziony ponownie na Łukiszkach, a na przełomie stycznia i lutego 1945 roku wywieziony do pracy przymusowej w Magdalenowce w Zagłębiu Donieckim. Zwolniony z powodu ciężkiej choroby zdołał w listopadzie powrócić do Wilna, a kilka tygodni później - podobnie jak kilka milionów Polaków, a także wielu bohaterów jego późniejszych powieści - zmuszony został do opuszczenia swojej "małej ojczyzny" i repatriowania się do Polski. W drodze na Śląsk transport wysiedlonych z Wileńszczyzny zatrzymał się na kilka godzin w Poznaniu. Wtedy to miało miejsce pierwsze spotkanie Paukszty z naszym miastem. Trzydzieści lat później wspominał to spotkanie następująco:

,,[...] Na szlaku repatrianckiej wędrówki widziałem już wiele miast obróconych w perzynę, wiele spalonych wiosek. A przecież ten pierwszy powojenny obraz Poznania na trwałe wrył mi się w pamięć. Ale zawsze muszę przymykać oczy, by wywołać go w sobie w całej wyrazistości. Bo jakże na wymuskanym, urokliwym dziś Starym Rynku odnaleźć ślady swych rumowisk, jakże w zwieńczeniach ratusza i smukliźnie wieży dopatrzeć się owego rozpaczliwie o pomstę wołającego kikuta, jakże na stojącym teraz przed dniami wielkiej przebudowy Chwaliszewie odnaleźć owe zapadliska mostu, gdzie po prowizorycznych kładkach, czepiając się pogiętego żelastwa, w karkołomnych ewolucjach mieszkańcy przedostawali się na drugą stronę rzeki, jakże na ruchliwej dzisiaj ulicy Lampego przypomnieć choć pył z tamtych zwałów pokruszonych cegieł, żelastwa i własne wędrówki po wąskich ścieżynkach wśród wąwozów i rozpadlin... To było moje pierwsze powojenne przywitanie z Poznaniem, gdy jeszcze nie wiedziałem, że stanie się mą nową ziemią rodzinną, powtórnym spełnieniem utraconej wyrokami historii miłości. [... y,l Poznań musiał rzeczywiście zrobić na Eugeniuszu Paukszcie silne wrażenie.

Wprawdzie podążył on dalej z transportem wysiedleńców do Gliwic, lecz już kilka miesięcy później słał do swoich poznańskich znajomych listy z prośbą, aby pomogli mu znaleźć w Poznaniu mieszkanie 2 . Tymczasem, mieszkając w Gliwicach, zaangażował się w prace Polskiego Związku Zachodniego. Organizacja ta funkcjonowała pod wymienioną nazwą od 1934 roku, kontynuując tradycję Związku Obrony Kresów Zachodnich, m.in. kierując uwagę społeczeństwa polskiego i władz państwowych na sprawę niemieckiego rewanżyzmu, a także na potrzebę zagospodarowania i spolonizowania świeżo wówczas przyłączonych do Polski ziem zachodnich i północnych. Możliwość przeniesienia się do Poznania nadarzyła się Eugeniuszowi Paukszcie dopiero wiosną 1947 roku. Zaproponowano mu wówczas objęcie stanowiska kierownika Wydziału Zagranicznego oraz Wydziału Polonii Zagranicznej w Zarządzie Głównym Polskiego Związku Zachodniego, którego siedziba mieściła się właśnie w Poznaniu. Po kilku miesiącach przejął kierownictwo Wydziału Zaludnienia i Ekonomiki Ziem Odzyskanych. Praca na tym stanowisku wiązała się z częstymi, nieraz wielodniowymi podróżami po ziemiach zachodnich i północnych. Wtedy właśnie, jak zwierzał się po latach w jednym z wywiadów, nauczył się "zaangażowania bez reszty w sprawy Ziem Odzyskanych, zaangażowania nie tylko rozumowego, lecz i emocjonalnego"3. Swoimi obserwacjami i spostrzeżeniami poczynionymi podczas tych podróży dzielił się Paukszta z czytelnikami pism społeczno-kulturalnych, na łamach których systematycznie publikował swoje reportaże i felietony, w pierwszym rzędzie z czytelnikami "Polski Zachodniej" - pisma wydawanego przez Polski Związek Zachodni, w którego redakcji pełnił funkcję zastępcy redaktora naczelnego oraz kierownika działu kultury. Jako pisarz pozostał Eugeniusz Paukszta wierny problematyce ziem zachodnich i północnych przez ponad dwadzieścia lat 4 , Poznaniowi - do końca życia. Znalazł bowiem tu, na Sołaczu, "nową ziemię rodzinną". Warto w tym miejscu wspomnieć, że sołacki genius loei zdawał się sprzyjać twórczości ukierunkowanej

Piotr Kraszewski

na problemy ziem zachodnich i północnych. Spośród przedwojennych mieszkańców tej dzielnicy zaangażowanych w sprawy zachodnie wymienić należy Józefa Kisielewskiego, redaktora "Tęczy", autora reportażu dokumentalno- historycznego o dziejach konfliktu niemiecko-słowiańskiego Ziemia gromadzi prochy, w którym sformułował on słynne swego czasu "pięć prawd Polaków". Zarówno przed, jak i po wojnie mieszkał na Sołaczu także prof. Zygmunt Wojciechowski, założyciel i pierwszy dyrektor istniejącego do dzisiaj Instytutu Zachodniego. W zasadzie nie sposób wymienić wszystkich funkcji pełnionych przez Eugeniusza Pauksztę w poznańskim okresie jego życia bez obawy pominięcia którejś z istotnych. W latach 1949-50 był kierownikiem literackim Oddziału Poznańskiego Państwowego Instytutu Wydawniczego. Jednocześnie działał w Związku Literatów Polskich, pełniąc w latach 1953-55 funkcję prezesa Oddziału Poznańskiego. W latach 1953-57 był radnym Wojewódzkiej Rady Narodowej, sprawując jednocześnie funkcję przewodniczącego jej Komisji Kultury. Od 1966 roku przez dwie kadencje zasiadał w Radzie Kultury przy Ministrze Kultury i Sztuki. W1972 roku wybrano go na stanowisko wiceprzewodniczącego Wojewódzkiego Komitetu Frontu Jedności Narodu, a od 1976 roku pełnił także funkcję prezesa Wielkopolskiego Towarzystwa Kulturalnego. Nadto, od 1973 roku aż do swojej nagłej śmierci 20 maja 1979 r. był redaktorem naczelnym kwartalnika "Kronika Wielkopolski". Przede wszystkim zaś dużo pisał i publikował - zarówno powieści, jak i felietony, reportaże czy polemiki.

Przyjmując, że niezależnie od stopnia artystycznego przetworzenia każde dzieło literackie stanowi dokument czasów, w których powstało, na prozę Eugeniusza Paukszty spojrzeć można właśnie jak na dokument nie tyle nawet utrwalający rzeczywiste wydarzenia, co odzwierciedlający żywe w latach 40., 50. i 60. koncepcje "przyswojenia" ziem zachodnich i północnych społeczeństwu polskiemu. Pamiętać wszakże przy tym trzeba, że w wymienionych latach wszelka twórczość literacka musiała utrzymywać się w ramach wytyczanych jej przez partyjnych sterników propagandy i nie mogła wykraczać poza granice tematów dopuszczanych przez państwową cenzurę5. Stąd też i owe "powieściowe dokumenty" bliższe były sytuacjom postulowanym niż rzeczywistości; wyraźniej oddawały to, co władze życzyły sobie widzieć niż to, co naprawdę było widać. Granica kompromisu pomiędzy tym, co pisarz chciał, a tym, co mógł napisać, choć posiadała pewne punkty stałe, zmieniała się w kolejnych podokresach dziejów Polski Ludowej. Wyłącznie od pisarza zależało, czy potrafił zmiany te wykorzystać, czy też zatrzymywał się przed przewidywaną kreską cenzorskiego ołówka. W literackim dorobku Eugeniusza Paukszty znajduje się dziewiętnaście powieści i zbiorów opowiadań, których akcja rozgrywa się na ziemiach zachodnich i północnych współcześnie lub w przeszłości. Zagęszczenie wydarzeń, mnogość wątków, liczba pierwszo- i drugoplanowych postaci, dążenie do nakreślenia wszechogarniającego obrazu wydarzeń sprawiają, że na kartach powieści Paukszty odnaleźć można niemal wszystkie sytuacje, jakie zdarzały się na tzw. polskim Dzikim Zachodzie, a także opis procesów, jakim poddawani byli przesiedleńcy osiedlający się na ziemiach zachodnich i północnych, nim wykształciło się z nich nowe społeczeństwo. Bohaterowie powieści Eugeniusza Paukszty (Trud ziemi nowej, Po burzYjest pogoda, Przejaśnia się niebo oraz Wrastanie) przybywali na ziemie odzyskane z różnych dzielnic ziem polskich, nierzadko z rodzinnej Wileńszczyzny pisarza. Wywodzili się z różnych warstw oraz grup społecznych, odmienne też były ich wcześniejsze losy i doświadczenia życiowe. Przybywali na ziemie odzyskane grupowo bądź indywidualnie. Przyjeżdżali pociągami w przesiedleńczych transportach, z całym czy też prawie całym dobytkiem. Wcześniej od nich rozpoczęli poszukiwania swojego miejsca na ziemiach odzyskanych ludzie powracający z robót przymusowych w Trzeciej Rzeszy, więźniowie obozów koncentracyjnych oraz żołnierze-rekonwalescenci, zdemobilizowani po wyleczeniu ran i kontuzji odniesionych w boju. Równocześnie z nimi na ziemie odzyskane napływał tłum szabrowników oraz różnego rodzaju kombinatorów. Ci na ogół krótko przebywali w powieściowym planie. Nie mieli przecież zamiaru tutaj się osiedlać, gdyż głównym, jeśli nie jedynym ich celem było zrobienie dobrego "interesu".

Piotr Kraszewski

Przejęcie ziem nad Odrą, Nysą Łużycką i Bałtykiem pod zarząd polskiej administracji bohaterowie powieści Eugeniusza Paukszty traktowali przeważnie jako naturalną konsekwencję przegrania przez Niemcy wojny. Dla Niemiec, dla całego narodu niemieckiego - w rozumieniu bohaterów wspomnianych powieści - była to kara za wspieranie hitleryzmu, za udział w jego zbrodniach. Dla Polaków natomiast ziemie zachodnie i północne stanowiły rekompensatę za poniżenie, cierpienia i straty, jakich doznali z rąk niemieckich w latach wojny. Takie podejście do kwestii polskich praw zwierzchnich nad ziemiami leżącymi nad Nysą Łużycką, Odrą i Bałtykiem nie sprzyjało dostrzeganiu podobieństwa losu Polaków z Kresów Wschodnich i losu Niemców wysiedlanych za Odrę. Pomijając bowiem wszelkie urazy, jakie nagromadziły się między Polakami i Niemcami podczas II wojny światowej, trudno było wymagać, aby polscy osadnicy współczuli wysiedlanym Niemcom, skoro wysiedlano ich z ziem uważanych już przez osadników za "należące się" Polsce. Stąd też, osiedliwszy się na ziemiach zachodnich i północnych, bohaterowie powieści Paukszty niezbyt już często wspominali swoje strony rodzinne, a jeśli nachodziła ich nostalgia, starali się z niej wyzwolić możliwie szybko. Bohatera Trudu ziemi nowej Zygmunta Woźnickiego wspomnienie o ojcowej zagrodzie i rodzinnej wsi Marcinkańce ogarnęło na widok sarny stojącej na ośnieżonej polanie: "Nasuwało mu się nieodparcie wspomnienie takiego samego obrazu sprzed paru miesięcy. Taka sama polana w gąszczu jedliniaka, samotny, biały pień brzozy i ta sarna, patrząca tak dobrotliwie, łagodnie ,,6. Podobnie szybko zadomowili się na ziemiach zachodnich wojskowi osadnicy z powieści Po burzY jest pogoda. We wspomnieniach nie cofali się oni poza okres walk frontowych. Tylko jeden z nich, Sylwester Kardasz, sięgnął pamięcią dalej - działalność w wileńskiej AK przypomniał mu Urząd Bezpieczeństwa. Nie była to jednak, jak się wydaje, okoliczność sprzyjająca nostalgicznym wzruszeniom. Z kolei bohaterowie ostatniej z tzw. powieści osadniczych Paukszty Przejaśnia się niebo nie pozwalali sobie na chwile sentymentalnych wzruszeń. Byli zajęci najpierw walką z niemieckimi dywersantami, później odbudowywali zrujnowane miasteczko i starali się uruchomić zniszczone zakłady pracy. Na sentymenty i wspomnienia nie było więc już czasu. Zastanawiające wydaje się jednak, że w żadnej z powieści Paukszty poświęconej sprawie osiedlania się Polaków na ziemiach odzyskanych nie ma nawet drobnej wzmianki o powszechnym przecież wśród polskich osadników poczuciu tymczasowości, niepewności jutra, nadziei na szybki powrót w rodzinne strony. Jedynie ojciec bohatera Wrastania, tęskniąc za rodzinnym Wilnem, decyduje się na wyjazd do Związku Radzieckiego. Po kilku latach wraca jednak na Pomorze. W osadniczych powieściach Paukszty pierwsi Polacy, napływający na ziemie odzyskane niemal bezpośrednio za przesuwającym się na zachód frontem, przybywali do miast i wsi w znacznej już części opuszczonych przez ludność niemiecką. Sprawiało to, że bohaterowie powieści działali w krajobrazie wyludnionym, lecz jednocześnie z domami i mieszkaniami wprawdzie bez właścicieli, ale z szafami pełnymi ubrań i spiżarniami nie ogołoconymi z zapasów. Znalezienie sobie odpowiedniego domu, gospodarstwa lub mieszkania nie nastręczało żadnych trudności. Bohaterowie Po burzY jest pogoda, gdy zdecydowali osiedlić się we wsi opodal Wału Pomorskiego, w pierwszej kolejności wprowadzali się do domów i gospodarstw opuszczonych już przez Niemców. Dopiero gdy do zasiedlenia pozostały już tylko zniszczone budynki, osadnicy zaczęli wprowadzać się do domów, w których mieszkali jeszcze Niemcy, na ogół starcy, kobiety i dzieci. Dla odmiany bohaterowie Trudu ziemi nowej po przyjeździe ich transportu do mazurskiego miasteczka zostali zakwaterowani w barakach niedaleko stacji kolejowej (później w tych samych barakach gromadzono ludność niemiecką oczekującą na transport do Niemiec). Z opisu miasteczka, w którym autor ulokował akcję Przejaśnia się niebo, wynika, że walec wojny przetoczył się przez nie całym swoim ciężarem. W gruzach leżała znaczna część domów mieszkalnych, zrujnowana była również jego infrastruktura. Pierwszym polskim przybyszom miasteczko przedstawiło się mniej więcej tak: "Nie ma już domków z ogródkami, gruzy, jakaś ledwie przetarta pośród nich ścieżka, usypiska, zwały cegieł, kamieni, cementu, kominy sterczące jak tragiczne wyrzuty sumienia, puste oczodoły okien, zwisające pośród żelbetu framugi, strzęp jakiego materiału. Nic z tamtych zapachów odżywającej ziemi, powietrze ciężkie, nasączone osadem pyłu i mdlącego zaduchu"7. Nocami natomiast miasteczko tonęło w ciemnościach, gdyż Niemcy unieruchomili elektrownię. Starania osadników ojej ponowne uruchomienie, a także o zachowanie ocalałej jeszcze materialnej substancji miasteczka tak pochłonęły

Piotr Kraszewskiuwagę autora, iż poza przytoczonym wyżej passusem nie zajmował się więcej opisem ruin i zniszczeń. W powieściach Paukszty ważną rolę odgrywały zresztą wzmianki na temat elektryczności. Scena uruchamiania przez Polaków zdemontowanej elektrowni w Przejaśnia się niebo miała, jak się wydaje, obrazować dojrzałość polskich osadników do objęcia w posiadanie ziem zachodnich. W oficjalnej propagandzie polskiej lat 40. i 50. elektryfikacja traktowana była bowiem - na równi z przemysłem ciężkim -jako synonim cywilizacyjnego rozwoju i postępu. Jej brak świadczył o zacofaniu i gospodarczym upadku.

Bohaterowie powieści Eugeniusza Paukszty na ogół nie mieli kłopotu z przystosowaniem się do cywilizacyjnej odmienności oraz technicznego wyposażenia, z jakimi spotykali się w nowym miejscu zamieszkania. W Trudzie ziemi nowej ojciec głównego bohatera, Andrzej Woźnicki, początkowo niezbyt pewnie czuł się, oglądając urządzenia gospodarcze, których nie znał z Wileńszczyzny: "Początkowo spoglądał stary na te wszystkie wymysły nieufnie podejrzewając w nich jakąś niepotrzebną wymyślność i marnotrawienie pieniędzy, nie zaś gospodarską wygodę. [000] Bogaty musiał być Niemiec gospodarz, bo gdzieby go inaczej stać było na murowaną oborę z cementową, pochyłą podłogą i ściekami prowadzącymi do również ocementowanej, pokrytej żelazną klapą jamy gnojowej za ścianą. Albo ta stodoła misternie i racjonalnie przemyślana, że anijedno zboże z drugim się nie mieszało, ani maszyny ustawione nie przeszkadzały. Szczególnie do gustu przypadły staremu gospodarzowi zasieki w świrnie na wysokiej podmurówce, ze specjalnymi wietrznikami w oknach"s. Uznanie bohatera Wrastania dla pomysłowości Niemców wzbudzały słoje Wecka, popularne weki. Opisując starania o pozyskanie sprzętu pszczelarskiego, zanotował: "00. wymieniłem u ludzi to za wódkę, to za weki, których u mnie w piwnicy było pełno. Niemiecka moda, wszystko pakować w słoje. Wygodne, u nas tego nie znano; jak coś trzeba było dłużej przetrzymać, to się soliło"9. W pierwszych latach powojennych życie rolników na ziemiach zachodnich i północnych narażone było na wiele rozmaitych niebezpieczeństw. W pierwszych miesiącach ludzie ginęli na skutek detonacji min pozostawionych przez wycofujące się wojsko niemieckie. Środek zaradczy w postaci wypalania pól nie zawsze okazywał się skuteczny. We Wrastaniu, mimo wcześniejszego wypalenia pola, podczas którego detonowała większość ukrytych w ziemi min, młody oracz najechał pługiem na tę jedną jeszcze, nie zdetonowaną minę. Mieszkańcom ziem odzyskanych zagrażały również napady rozmaitych band i zbrojnych grup zarówno polskich, jak i niemieckich. W Trudzie ziemi nowej banda taka napada nocą na pobliską osadę mazurską, grabiją, podpala domy. Z kolei w powieści Po burzY jest pogoda wojskowych osadników kilka razy atakują zbrojne grupy żołnierzy niemieckich, a młoda Niemka, z którą romansuje jeden z osadników, okazuje się członkiem Wehrwolfu. W powieściach Eugeniusza Paukszty dość często spotkać można wzmianki o szabrze oraz bandyckich napadach rabunkowych, jakie miały miejsce w pierwszym okresie napływu ludności polskiej na ziemie odzyskane. W Trudzie ziemi nowej, obok grasującej w sąsiedztwie bandy, postrachem okolicy są osadnicy z Polski centralnej zajmujący opodal kilka gospodarstw. Jeden z wileńszczuków

Ryc. 3. Gabinet pisarza. Fot. J. Unierzyński.

mówił o nich: "Myszkują tylko od niezajętej zagrody jednej do drugiej i ściągają dobytek poniemiecki do siebie. Pozawalali domy po wierzch wszelakim dobrem. [000] Dziewczęta nasze zaczepiają po pijanemu, awantur szukają, nie dalej jak trzy dni temu, u tego Ambroniewicza w Wilkasach tak się napili, że potem poszli podpalać zagrody poniemieckie. I spalili jedną... ,,10 W kreślonym przez Eugeniusza Pauksztę obrazie ziem odzyskanych nie sposób nie zauważyć występujących niekonsekwencji. Stanowią one efekt wiernego stosowania się pisarza do wytycznych oficjalnej propagandy, zgodnie z którymi osadnicy napływający na ziemie odzyskane musieli przybywać do miejscowości zniszczonych w trakcie działań wojennych. Temu obrazowi przeciwstawiano obraz ziem odbudowanych, zurbanizowanych, zindustrializowanych, zelektryfikowanych itd., rzecz jasna dzięki wysiłkowi polskich osadników inspirowanych przez przedstawicieli polskiej lewicy. Jednak, aby nie rozmijać się z rzeczywistością, pisarz musiał przedstawiać realia w miarę wiernie. Wśród okropnych zniszczeń osadnicy znajdowali więc bez trudu mieszkania w dobrym stanie, niekiedy pełne jeszcze wszelkich sprzętów, odzieży, a nawet żywności. T ego przecież Paukszta nie mógł pominąć, gdyż taka rzeczywistość znana była czytelnikom jego powieści.

Informacje na temat kilku wieków dziejów ludności mazurskiej wprowadzał Paukszta do powieści Trud ziemi nowej stopniowo, jakby oswajając z nimi zarówno

Piotr Kraszewski

jej bohaterów, jak i czytelników. Najpierw więc sołtys jednej z gmin mówił podwileńskim rolnikom: "00. o ludności rdzennej, jakichś Mazurach". Nieco później jadący wraz z przesiedleńcami nauczyciel opowiadał przesiedleńcom o historii Mazur i Mazurów, o dawnych związkach mazurskiej ziemi z Polską. Opowieść ta, jak się wydaje, miała wzmacniać przekonanie rolników spod Wilna, że jadą osiedlić się "na swoim". Historyczne przygotowanie, jakie bohaterowie Trudu ziemi nowej otrzymali podczas podróży, już wkrótce mogli sprawdzić w praktyce. Gdy transport spod Wilna dotarł wreszcie do miejsca swego przeznaczenia, przesiedleńcy spotkali po raz pierwszy w swoim życiu mówiących po polsku Mazurów. Ich polszczyzna różniła się jednak znacznie od tej, jaką posługiwali się rolnicy z podwileńskiej wsi. Powstrzymywało to większość z nich przed nawiązywaniem kontaktów z Mazurami, skłaniało raczej do zachowywania wobec nich rezerwy, nieufności, a niekiedy wręcz wrogości. Z kolei propolsko nastawieni Mazurzy, inaczej wyobrażając sobie "przyjście Polski", zrażeni sposobem traktowania ich przez część polskiej administracji oraz przybyszów z różnych stron Polski, zniechęceni wreszcie wszechobecnym w tym czasie chaosem i bezprawiem, zamknęli się we własnym kręgu. Obie społeczności, którym przyszło żyć obok siebie, nie podejmowały więc z początku żadnych kroków, aby nawzajem się poznać, zrozumieć i do siebie zbliżyć. Wzajemne izolowanie się przesiedleńców i rodzimej ludności mazurskiej nie wykluczało indywidualnych kontaktów pomiędzy przedstawicielami obu grup, szczególnie pomiędzy młodzieżą. Jak wyjaśniał autor: "Mazurki były urodziwe i chłopaki chętnie się do nich paliły". Zdarzało się jednak, że nawet najbardziej otwarci na kontakty z Mazurami osadnicy przeżywali momenty zawahań, jak ojciec głównego bohatera, zastanawiający się, czy zaprosić na wielkanocne śniadanie sąsiada Mazura. Aby jednak mogło dojść do zbliżenia i zbratania się przesiedleńców z Mazurami, obie społeczności musiały się do siebie przekonać. Okazji do tego dostarczyło przedstawienie dożynkowych zwyczajów i pieśni mazurskich w wykonaniu młodzieży mazurskiej. Przekonało ono osadników o polskości Mazurów. Odtąd integracja obu społeczności postępowała w szybszym tempie. Najlepszym tego przejawem było przyzwolenie starego Woźnickiego na ślub syna z Mazurką Helenką Topkówną. W innej mazurskiej powieści, Srebrnej ławicy, "produkcyjniaku" typowym dla pierwszej połowy lat 50., bardziej przypominającym momentami podręcznik rybołówstwa śródlądowego niż utwór literacki, Eugeniusz Paukszta ulokował postacie dwóch rybaków Mazurów: Kulawika i Pajki. Sylwetki obu Mazurów zarysował jednak skrótowo i schematycznie. Kulawik, który przed wojną wiele wycierpiał z niemieckich rąk za swoją działalność na rzecz Polski, kroczy drogą prostą, bez wahań co do swej tożsamości narodowej. I choć w powieści nikt nie zadaje mu tego pytania, to czytelnik nie obawia się, aby Kulawik mógł powiedzieć o sobie, że jest Niemcem. Postawy tej nie były w stanie zmienić ani krzywdy, jakich doznał od szabrowników, ani szykany i nieprzyjemności ze strony ludności napływowej. Inaczej Pajka, syn zamordowanego przez Niemców działacza mazurskiego. Nie znając okoliczności śmierci swojego ojca, wyznawał pogląd, iż Mazurzy nie powinni być ani za bardzo za Polską, ani za bardzo za Niem

cami. Żył więc w Polsce, lecz na wszelki wypadek, gdyby na Mazury mieli powrócić Niemcy, starał się być jedynie Mazurem ll . Gdy jednak dowiedział się, z czyich rąk zginął jego ojciec, zmienił radykalnie stanowisko. Zbiegiem okoliczności w domu Pajki ukrywał się akurat niemiecki dywersant, były esesman, syn mordercy Pajkowego ojca. Dzięki informacjom "nawróconego" Mazura milicja ujęła dywersanta. Domyślności czytelnika pozostawił jednak pisarz kwestię, czy zmiana w postawie Pajki nastąpiłaby również i wtedy, gdyby ów dywersant nie byl synem mordercy jego ojca. W swoich mazurskich powieściach Eugeniusz Paukszta przedstawił nader optymistyczną wizję integracji ludności osadniczej i ludności mazurskiej. Jak się wydaje, można to wytłumaczyć faktem, iż pisarz, będący w latach 1946-47 czynnym działaczem Polskiego Związku Zachodniego, przeżywał euforię z powodu przejęcia przez Polskę ziem zachodnich i północnych i wierzył, że wszystkie problemy będzie można szybko rozwiązać. W późniejszych latach dostosowywał się natomiast do stawianych przez władze wymagań i w swoich utworach minimalizował ostrość konfliktów występujących pomiędzy polskimi osadnikami i ludnością mazurską. Nie usprawiedliwia to oczywiście nietrafności jego prognoz. Jeśli nawet, jak w Trudzie ziemi nowej, przybysze z Wileńszczyzny przekonali się do polskości swoich mazurskich sąsiadów, to w tym samym czasie rabunkowe napady na wioski mazurskie oraz działalność szabrowników wystarczały całkowicie, aby Mazurzy nabawili się głębokiego urazu do Polaków, a także by nabrali przekonania, że są w Polsce całkiem niepotrzebni i niechciani. W takim przekonaniu utwierdzało ich również postępowanie władz 12 . Bez takiej informacji dzisiejszemu czytelnikowi mazurskich powieści Paukszty trudno jest zrozumieć, dlaczego skoro już w 1946 roku wszystko układało się tak pomyślnie, od drugiej połowy lat 50. Mazurzy skwapliwie korzystali z wszelkich nadarzających się sposobności i emigrowali do Republiki Federalnej Niemiec. Czy należy kłaść to na karb wyjątkowej sugestywności zachodnioniemieckiej propagandy reklamującej uroki "cudu gospodarczego" w RFN? Czy też przyczyn takiego postępowania należy upatrywać w szczególnej niewdzięczności Mazurów, nie potrafiących należycie docenić zalet życia w Polsce Ludowej? W swojej twórczości Eugeniusz Paukszta odnotowywał także fakt obecności na ziemiach odzyskanych ludności niemieckiej. W pamięci powieściowych bohaterów funkcjonują przede wszystkim jako oprawcy z okresu wojny. Są też obecni w podtekście fabuły beletrystycznej jako przemijająca siła sprawcza, pozostawiająca po sobie zniszczenia i cierpienie; są anonimowi, bez nazwisk i twarzy, niczym rekwizyty potrzebne do wypełnienia sceny, by widz mógł zidentyfikować czas trwania akcji. Niemcy w Trudzie ziemi nowej to najpierw grupa osób z białymi opaskami na rękawach, pracujących przy rozładunku pociągu z osadnikami, później grupa odprawiana do Niemiec. Jedyny zindywidualizowany w tej powieści Niemiec Janek-Hans Topka w zasadzie nie jest Niemcem, lecz ofiarą hitlerowskiej propagandy, Mazurem, który uwierzył w swój niemiecki rodowód. Wydaje się jednak, iż postać ta była autorowi potrzebna jedynie do naszkicowania dramatu rodziny mazurskiej rozdartej między dwa skonfliktowane narody. Wszak Helenka, siostra Hansa, więziona przez hitlerowców za kolporto

Piotr Kraszewski

wanie polskojęzycznego "Mazura", ani przez chwilę nie wątpiła w przynależność Mazurów do narodu polskiego, a stary Topka, choć po okresie plebiscytu nie udzielał się zbyt aktywnie w ruchu polskim, był Mazurem świadomym swojej polskości. Znając skłonności Paukszty do optymistycznych zakończeń, można przypuszczać, że gdyby na Hansie nie ciążyła wojenna przeszłość, czytelnicy doczekaliby się opisu powrotu "zbłąkanego syna" na łono Matki-Polski 13 . W powieściach, w których Paukszta dotykał kwestii konfliktu polsko-niemieckiego, Polaków charakteryzował na ogół jako spadkobierców "ducha słowiańskiego" czy "ducha polskiego", Niemców natomiast jako nosicieli wartości "germańskich". Nosiciele "ducha słowiańskiego" cechowali się łagodnością charakteru i wstrętem do przemocy, z kolei buta oraz arogancja były wartościami "germańskimi". W scenie załadunku wysiedlanej ludności niemieckiej do pociągu, przedstawionej w Trudzie ziemi nowej, tłum polskich osadników odgrywał rolę niemego świadka. Podziw dla karności i organizacyjnej sprawności Niemców mieszał się z nienawiścią do nie dawnych wrogów i prześladowców. Okazja do jej zademonstrowania nadarzyła się wówczas, gdy starej i zniedołężniałej Niemce wypadł z rąk ciężki pakunek. Żaden Polak nie pomógł kobiecie. Według pisarza arogancko zachował się natomiast młody Niemiec. Podniósł on pakunek i z "germańską butą" rzucił w stronę Polaków spojrzenie pełne nienawiści, w którym mogli oni odczytać pogróżkę: my tu niedługo wrócimy. Niemców "z twarzą" oraz nazwiskiem wprowadził Paukszta dopiero do ostatniej swojej powieści osadniczej Przejaśnia się niebo. Są to przeważnie osoby, które z różnych pobudek podjęły współpracę z nowymi władzami polskimi. Karl Blincke, będąc przekonanym o bezsensowności walki prowadzonej przez Wehrwolf, zdecydował się pełnić rolę przedstawiciela ludności niemieckiej i współdziałać z Polakami. Z odmiennych powodów zdecydowała się na współpracę z polską milicją Niemka Ingeborga. Zarówno ona, jak i Blincke zginęli z rąk podziemnej organizacji niemieckiej, a czytelnik staje przed nie rozwiązanym przez autora dylematem, czy należy użalać się nad losem postaci nie całkiem jednoznacznych.

* * *

Liczba wznowień oraz wysokość nakładów kolejnych powieści Paukszty pozwalają wnioskować, że urzędnicy sterujący w Polsce Ludowej polityką wydawniczą widzieli w nim pisarza, którego twórczość można popierać i popularyzować. Taka ocena posiadała znaczenie niezwykle istotne, gdyż dla pisarza wiązały się z nią korzyści płynące z kolejnych wydań jego powieści. Jednocześnie administracyjne zarządzanie ruchem wydawniczym posiadało tę istotną wadę, iż odgórne ustalanie wysokości nakładów zniekształcało obraz poczytności książek pisarza. W rezultacie trudno oszacować, na ilu czytelników oddziaływał kreślony przez autora obraz ziem zachodnich. Przyznać wszakże trzeba, że, poczynając od Trudu ziemi nowej, starał się Paukszta w miarę rzetelnie opisywać stan ziem zachodnich i północnych z okresu pierwszych lat powojennych. Najwięcej kłopotu sprawiała mu przy tym obecność na tych ziemiach Niemców. Niechęć donich, przebijająca z kart wszystkich jego powieści, sprawiała, że wykreował on w zasadzie tylko jedną literacką postać Niemca, pełnoprawną z literackimi postaciami Polaków - doktora Knabbe w utworze Lody pękają. Zważywszy liczbę powieści tego pisarza, w których Niemcy są obecni, trudno taką reprezentację ich literackich postaci uznać za tłumną. Upływ czasu zdezaktualizował problemy, które pisarz poruszał w swoich utworach. Dzisiaj, pochylając się nad literackim dorobkiem Paukszty, nie sposób nie zadziwić się jego niesłychaną pracowitością, wiernością podjętej tematyce, determinacją w propagowaniu spraw ziem zachodnich i północnych. Biorąc zaś do ręki jego książki, pamiętać należy, że obiektywizm kronikarza zależy zawsze od uwarunkowań, w których przyszło mu tworzyć swoje dzieło.

PRZYPISY:l E. Paukszta, Rozumem i sercem. Impresje nie tylko osobiste, s. 84-85. 2 Listy z 1 i 20 lipca 1946 r. do Edwarda Serwańskiego (w posiadaniu autora).

3 Rozmowa z Eugeniuszem Paukszta, rozm. Monika Warneńska, "Przegląd Księgarski i Wydawniczy" nr 10 (551) z 30 maja 1968 r., s. 2. 4 W 1968 r. E. Paukszta został pierwszym, spośród pisarzy lokujących akcje swoich powieści na ziemiach zachodnich i północnych, laureatem Nagrody Państwowej II stopnia. 5 O sposobach i zakresie ingerencji cenzury por.: O. S. Czamik, Pisarz wobec spoleczeństwa ipaństwa, [w:] Literaturapolska 1918-1975, podred.A. Brodzkiej i T. Bujnickiego, Warszawa 1996, s. 109-113. 6 Trud ziemi nowej, Poznań 1949, s. 65.

7 Przejaśnia się niebo, T. I, Poznań 1976 (wyd. V), s. 20-21.

s Trud ziemi nowej, op. cit., s. 154. 9 Wrastanie, op. cit., s. 46.

10 Trud ziemi nowej, op. cit., s. 73-74.

11 Srebrna lawica, Warszawa 1953, s. 43. W rozmowie z Kulawikiem Pajka przekonuje: " Wy, fater, to jesteście taki większy Polak, jak oni wszyscy. A mnie się zdaje, że trzeba być tak sobie pośrodku. Ani za wiele tu, ani za wiele tam. Aby jakoś... Różne mogą być czasy. Niemcy chcą tu przyjść znowu... ja wiem, że oni nie przyjdą. Ale gdyby? To powiedzą, że Kulawik i Pajka byli tacy za bardzo... Czy to dobrze? Co nam do Polski albo do Niemiec? My Mazury..." 12 Por. A. i AK Wróblewscy, Zgoda na wyjazd, Warszawa 1989.

13 Trud ziemi nowej, op. cit., s. 147.

Powyższy artykuł jest częścią publikacji Kronika Miasta Poznania 1999 R.69 Nr3 ; Sołacz dostępnej w Wielkopolskiej Bibliotece Cyfrowej dla wszystkich w zakresie dozwolonego użytku. Właścicielem praw jest Wydawnictwo Miejskie w Poznaniu.
Do góry