KOMISJA MIĘDZYSOJUSZNICZA POD KIERUNKIEM JOSEPHA NOULENSA W POZNANIU W MARCU 1919 ROKU

Kronika Miasta Poznania 1998 R.66 Nr4; Naczelna Rada Ludowa 1918-1920

Czas czytania: ok. 48 min.

Fragmenty "Dzienników" Janiny Żółtowskiej

BARBARA WYSOCKA

Tanina Żółtowska, urodzona 27 czerwca 1886 I. w Wilnie, była córką WawrzyńJ ca Puttkamera i Zofii z Kieniewiczów, prawnuczką słynnej Maryli WereszczaKówny. Rodzinne włości tworzyły Bolcieniki (w pow. lidzkim) oraz Rajca i Korelicze z przyległościami (w pow. nowogródzkim). Odebrała staranne wychowanie domowe, dużo podróżowała. We wrześniu 1910 roku poślubiła Adama hI. Żółtowskiego z szeroko rozgałęzionej, wielkopolskiej rodziny ziemiańskiej. W latach 1919-20 towarzyszyła mężowi, zatrudnionemu wówczas w Ministerstwie Spraw Zagranicznych, w wyjazdach do Wilna (z misją Morgenthaua), Poznania (z misją J. Noulensa) i Opola (w Komitecie Plebiscytowym). Z racji koneksji rodziny własnej i męża należała do społecznej i towarzyskiej elity. Spokrewniona lub zaprzyjaźniona z wieloma znanymi rodzinami prowadziła bogate życie towarzyskie, była bywalczynią arystokratycznych i inteligenckich salonów. Konserwatywne przekonania społeczne zbliżały ją do narodowej demokracji. Spowinowacony z nią Konstanty Jeleński wspominał: "Ciocia Jania była rzadką dziś, prawdziwą reakcjonistką, za grzech pierworodny ludzkości uważała Rewolucję Francuską, teoretycznie była więc bliska Sienkiewiczowi i Weyssenhoffowi. Cóż, kiedy była dobrym obserwatorem, rzetelnym pisarzem. Solidarna ze swą klasą, w której widziała »Okopy Świętej Trójcy«, opisała ją tak bezlitośnie [...] broniąc pojęć reakcyjnych pogrążała poprzez swój realizm swoje środowisko"*. W latach 1921-33, gdy Adam Żółtowski kierował katedrą Historii Filozofii Nowożytnej na Uniwersytecie Poznańskim, mieszkała w Poznaniu, gdzie prowadziła własny salon. Po utracie katedry przez Adama, w wyniku reformy "jędrzejewiczowskiej", Żółtowscy przenieśli się do Boicienik, a w 1939 roku przez Kowno i Szwecję prze

* K. Jeleński, Zamiast postawia, (w:) M. Czapska, Europa w rodzinie, Warszawa 1989, s. 268.

dostali się do Anglii. Resztę życia spędzili w Londynie. Janina zmarła w lutym 1969 roku.

Janina Żółtowska przez bez mała czterdzieści lat spisywała dzienniki. Obdarzona darem realistycznej obserwacji, potrafiła uchwycić i oddać atmosferę czasu i miejsca poprzez szczegóły charakterystyczne i znaczące. Stworzyła prawdziwą kronikę rodzinną, towarzyską i obyczajową złożoną z faktów, wrażeń i obserwacji. W 1939 roku jej dzienniki zostały zdeponowane w Archiwum Żółtowskich w Bibliotece Ordynacji Krasińskich. Obecnie znajdują się w Bibliotece Narodowej w Warszawie. W 1949 roku, na emigracji, napisała pamiętniki. Początkowa ich część, która ukazała się drukiem w Londynie w 1959 roku (Inne czasy, inni ludzie), to wspomnienia z dzieciństwa i młodości (do 1909 roku), poświęcone głównie życiu kresowych dworów na Wileńszczyźnie, N owogródczyźnie i Polesiu. Wybrane fragmenty pochodzą z 15. tomu "Dzienników" (rękopisy Biblioteki Narodowej, sygn. BN II 10277/15) i spisane zostały po 22 marca 1919 r. w Wierzenicy, majątku Augusta Cieszkowskiego. Dotyczą pobytu w Poznaniu, w marcu 1919 roku Komisji alianckiej pod przewodnictwem J. N oulensa, której towarzyszył Adam Żółtowski przydzielony przez MSZ do reprezentacji amerykańskiej. Janina odgrywała czynną rolę w towarzyskiej "oprawie" pobytu Komisji. Opisała zatem "śniadania, obiady i rauty" oraz całe ówczesne "poruszenie" wywołane jej przyjazdem. Wydarzenie to w dziejach miasta było znamienne, otwierało dyplomatyczne kontakty Poznania z zagranicą w niepodległej Polsce. W relacji J. Żółtowskiej z pobytu misji w Polsce opuszczony został okres warszawski (od 12 do 28 lutego), jako wykraczający poza zakres tematyczny "Kroniki Miasta Poznania". Były w tym fragmencie interesujące zapisy o prywatno-towarzyskim naborze kadr do nowo powstającego MSZ, przyjęciach wydawanych na cześć misji, uroczystym spektaklu w Teatrze Wielkim dla Sejmu i Komisji itp. Opuszczone zostały także partie dotyczące spraw ściśle rodzinnych, refleksje historiozoficzne lub moralizatorskie autorki.

* * *

Po I wojnie światowej granice państw oraz ich zobowiązania polityczne ustalała Konferencja Pokojowa obradująca w Paryżu od stycznia 1919 roku. Organ kierowniczy Konferencji stanowiła Rada Najwyższa, złożona z premierów i ministrów spraw zagranicznych pięciu głównych mocarstw: Stanów Zjednoczonych, Wielkiej Brytanii, Francji, Włoch i Japonii. W wyłącznej gestii tych mocarstw pozostawały sprawy wojskowe i terytorialne; jedynie ich przedstawiciele wchodzili do komisji terytorialnych Konferencji, m. in. do komisji polskiej kierowanej przez reprezentanta Francji J. Cambona. W toku trwania Konferencji Najwyższa Rada Konferencji przeistaczała się niejednokrotnie w Najwyższą Radę Wojenną; dokooptowywano wówczas do niej marszałka F. Focha, jako naczelnego wodza wojsk sojuszniczych, oraz (ewentualnie) dowódców poszczególnych armii. W dniu 22 stycznia 1919 r., podczas posiedzenia Najwyższej Rady Wojennej, G. Clemenceau zaproponował, aby uwzględnić sugestię I. Paderewskiego

Barbara Wysocka

Ryc. 1. Mieszkańcy Poznania witąjący Ko ę Międzysojusznicza przed Dworcem Kolejowym, l III 1919 ri wysłać do Warszawy międzynarodową komisję z zadaniem przygotowania dla Konferencji sprawozdania o sytuacji na ziemiach polskich. Jako delegaci rządów sojuszniczych weszli do Komisji: Joseph Noulens (przewodniczący), gen. Henri Niessel (Francja), minister pełnomocny Esme Howard, gen. Adrian Carton de Wiart (W. Brytania), gen. major Francis J. Kernan (USA), minister pełnomocny G. C. Montagna, gen. Romei - Loughena (Włochy). Ponadto wydelegowani zostali: pułkownik de Montmarin, major Sayet, kapitan Galland, komisarz marynarki wojennej de Fradel, Louis de Robień (Francja), major F. King, kapitan Loveson Gover, kapitan Marshall, M. Fleury, Rowland Kenny (W. Brytania), Robert Howard Lord, gen. Wernau, kapitan Ewell, kapitan Work, R. C. Foster (USA), kapitanJ. Venturi (Włochy). Instrukcja dla Komisji Międzysojuszniczej (z l lutego) stwierdzała m.in.: "Obowiązkiem delegatów sojuszniczych będzie przekazywanie swoim rządom możliwie najwcześniej informacji o obecnej sytuacji w Polsce. Najpilniejszymi są zagadnienia wojskowe i żywnościowe, ale sprawozdania o warunkach politycznych i społecznych kraju powinny być również wysyłane bez niepotrzebnej zwłoki"**. "Zagadnienia wojskowe" dotyczyły działań wojennych prowadzonych zarówno na froncie zachodnim, jak i wschodnim. Komisja miała "pełnomocnictwa do wprowadzenia tam, w miarę możności, porządku"***.

** Sprawy polskie na Konferencji Pokojowej w Paryżu w 1919 r. Dokumenty i materiały, T. I, red. R. Bierzanek i 1. Kukułka, Warszawa 1965, s. 56-57. *** Tamże, s. 372.

Polskie MSZ oddelegowało do kontaktów z Komisją Zygmunta Wielopolskiego, poruczników Jerzego Adamkiewicza, Kukowskiego i Olszanowskiego, rotmistrza Legatowicza, Jana Ciechanowskiego, Kajetana Morawskiego, Rogera Raczyńskiego, Romana Rzyszczewskiego i Adama Żółtowskiego. Reprezentanci strony polskiej mogli uczestniczyć w posiedzeniach Komisji tylko wzywani w charakterze informatorów. Do Warszawy Komisja przybyła 12 lutego ijuż nazajutrz rozpoczęła przesłuchania (m.in. Wojciecha Korfantego) w sprawie sytuacji w Poznańskiem. W depeszy wysłanej do Paryża 13 lutego postulowano włączenie do przedłużenia układu rozejmowego z Niemcami klauzuli zalecającej zaprzestanie działań wojennych przeciwko Polakom. W następnych dniach Komisja zajmowała się przestrzeganiem rozejmu (m.in. 20 lutego przesłuchano w tej sprawie gen. Ch. Duponta) oraz ustalaniem przepisów chroniących ludność niemiecką i polską po obu stronach linii demarkacyjnej. W dniu l marca członkowie Komisji przyjechali z Warszawy do Poznania, a ich głównym zadaniem było zastąpienie linii demarkacyjnej wytyczonej w Trewirze 16 lutego linią utworzoną przez pozycje zajmowane aktualnie przez obie strony. Delegowano następnie oficerów z misji w teren dla ustalania wypadków naruszania rozejmu (Grenzschutz prowokował ciągłe incydenty zbrojne). W dniu 5 marca pełnomocnicy Komisji udali się do Krzyża na rozmowy z delegacją Niemieckiej Komisji Rozejmowej. Następnego dnia reprezentanci niemieckiej Kwatery Głównej i rządu niemieckiego (łącznie około 30 osób) przybyli do Poznania i poddani zostali polskiemu nadzorowi, podobnie jak uprzednio delegaci NRL w Berlinie (2-5 II 1919). Ze strony niemieckiej delegacji przewodniczyli Albrecht von Rechenberg i gen. von Dommes, ponadto przyjechali m.in. minister Wilhelm Drews, pułkownicy Thaer, Schumacher, majorzy Aleksander von Falkenhausen, B6hno, Schobert, rotmistrz von Brentano- Tremezzo, asesor regencyjny Krahmer- Mollenberg, Schilling. W trakcie rokowań wyłoniono trzy podkomisje: wojskową, polityczną i ekonomiczną. Podkomisja wojskowa wytyczała linię demarkacyjną i ustalała warunki rozejmu (m.in. wycofanie artylerii po obu stronach frontu); sojusznicy zażądali także formalnych gwarancji dla wylądowania i przejścia przez Gdańsk powracających z Zachodu dywizji polskich. Podkomisja polityczna określała gwarancje opieki dla życia i mienia oraz swobód obywatelskich i narodowych obu narodów w całym zaborze pruskim (nie tylko w wyzwolonej części Wielkopolski), warunki uwolnienia jeńców wojennych, internowanych, aresztowanych i uwięzionych - oskarżonych przez Niemców o zdradę stanu. Stwierdzeniem pozostałych szkód miała się zająć osobna komisja. Podkomisja ekonomiczna negocjowała tryb wznowienia ruchu kolejowego, wodnego, handlu, swobody podróżowania, funkcjonowania poczty. Przewidziano utworzenie Głównej Mieszanej Komisji Odwoławczej z siedzibą w Poznaniu i podkomisji na Śląsku, w Prusach Królewskich oraz Książęcych, kontrolujących przestrzeganie układów poznańskich. Strona niemiecka stosowała różne manewry, aby storpedować układy, np. zatrzymano wojskowych członków delegacji niemieckiej w Kołobrzegu, gdy podkomisja wojskowa udała się tam 14 marca; odwoływano i przetrzymywano dele

Barbara VVysocka

Ryc. 2. Kazanie ks. T. Dykiera podczas uroczystości poświęcenia baterii na pi. Wolności, 2 III 1919 r.

gatów cywilnych w Berlinie pod pozorami konsultacji; nie chciano uznać wspólnych uzgodnień na temat ochrony Polaków i Niemców po obu stronach linii demarkacyjnej; odmawiano uwolnienia polskich jeńców wojennych. Naczelne Dowództwo Niemieckie zakazało swemu przedstawicielowi, gen. von Dommes, podpisania układu. W dniu 19 marca rokowania zostały zerwane. Bezpośrednim powodem był skład Głównej Mieszanej Komisji Odwoławczej. Komisja Międzysojusznicza proponowała jednego członka mianowanego przez rząd polski, jednego przez rząd niemiecki, jednego przez Komisję Międzysojusznicza w Warszawie i dwóch z kooptacji. Następnie - w drodze ustępstw - już tylko jednego delegata rządu polskiego, jednego - rządu niemieckiego i jednego ze stałej Międzynarodowej Komisji Rozejmowej w Spa. A. Rechenberg, wykonując instrukcje ministra Rzeszy M. Erzbergera, żądał wprowadzenia do Komisji Odwoławczej przedstawiciela papieża lub Szwajcarii. Komunikat oficjalny misji obarczył całkowitą odpowiedzialnością za zerwanie rokowań stronę niemiecką. Tego samego dnia (19 marca), po uroczystym obiedzie na Zamku, Komisja opuściła Poznań, udając się do Warszawy; 6 kwietnia nastąpił wyjazd do Paryża. W specjalnym oświadczeniu dla narodu polskiego wydanym l kwietnia delegaci rządów sojuszniczych stwierdzili, iż granice Polski zostaną określone decyzją Konferencji Pokojowej. Obiecali również przedłożenie na Konferencji propozycji pomocy gospodarczej dla Polski.

Noty o członkach Komisji Ententy, delegatach polskiego MSZ, delegatach niemieckich

JERZY ADAMKIEWICZ (Uf. 1881), dr praw, dyplomata. W MSZ od 25 II 1919 r., 1921-36 na placówkach dyplomatycznych w Londynie, Jerozolimie, Lipsku, Montrealu, Ottawie.

ADRIAN CARTON de WIART, generał brytyjski, doradca delegacji brytyjskiej na Konferencji Pokojowej w Paryżu, członek podkomisji do spraw zawieszenia broni na froncie polsko-ukraińskim.

JAN MARIA CIECHANOWSKI (1887-1973), od listopada 1918 f. w służbie dyplomatycznej, jako referent do spraw angielskich w MSZ, w 1919 f. sekretarz L Paderewskiego, 1920-29 na placówkach dyplomatycznych w Londynie i w Waszyngtonie, 1941-45 ambasador RP w Waszyngtonie.

WILHELM DREWS (1870-1938), prawnik, w 1914 f. podsekretarz stanu w pruskim Ministerstwie Spraw Wewnętrznych, 1917-18 minister spraw wewnętrznych, 1919-23 komisarz państwowy dla reformy administracyjnej, 1921-37 prezes pruskiego Naczelnego Sądu Administracyjnego.

ALEKSANDER von FALKENHAUSEN (1878-1966), zawodowy wojskowy, generał niemiecki od 1934 r.; szef misji militarnej wpomagającej Czang-Kai-Szeka, 1940-44 walczył w Holandii, Belgii, północnej Francji, w 1951 r. w Belgii skazany na 12 lat więzienia, zwolniony po roku.

Sir ESME W. HOWARD (1863-1939), dyplomata brytyjski, 1903-06 konsul generalny na Krecie, następnie na placówkach w Waszyngtonie, na Węgrzech, w Szwajcarii i Szwecji; delegat brytyjski na Konferencję Pokojową w Paryżu, w 1924 f. ambasador w Hiszpanii.

ROBERT HOWARD LORD (1885-1954), amerykański historyk, profesor Harvard University. W latach 1908-10 przebywał w Berlinie, Wiedniu, Petersburgu i Moskwie oraz we Lwowie i Warszawie. Ogłosił monografię The Second Partition oj Poland. A Study in Diplomatie History (1915) oraz studium The Third Partition oj Poland (1925), wydane w jęz. polskim w 1973 r.; 1918-19 doradca delegacji amerykańskiej na Konferencji Pokojowej w Paryżu, członek kilku komisji i podkomisji związanych ze sprawami polskimi, przeciwdziałał tendencjom nieprzychylnym Polsce. W 1921 f. został członkiem korespondentem AU w Krakowie i otrzymał doktorat honoris causa Uniwersytetu im. Jana Kazimierza we Lwowie. W 1929 r. przyjął katolickie święcenia kapłańskie.

KAJETAN MORAWSKI (1892-1973), Uf. W Jurkowie (pow. kościański), dyplomata, działacz organizacji rolniczych, wiceminister skarbu RP. l IX 1918 r. podjął pracę w Departamencie Stanu rządu Rady Regencyjnej, przekształconym następnie w MSZ. Był sekretarzem spraw niemieckich (od l X 1918 f.), później referentem spraw zachodnich w Departamencie Politycznym. W służbie dyplomatycznej do 1934 f. Ód 1939 f. na emigracji we Francji, autor wspomnień, esejów biograficznych, artykułów (m.in. Tamten brzeg, 1960, Na przełaj, 1969).

HENRI ALBERT NIESSEL (1866-1955), karierę wojskową zaczynał w Algierii i Maroku (1902-14). W czasie I wojny światowej awansował od stopnia generała brygady do generała armii. W 1917 f. stał na czele francuskiej misji wojskowej w Rosji. Członek N ajwyższej Rady Wojennej sprzymierzonych mocarstw; w 1919 f. przewodniczył komisji kontrolnej dla ewakuacji wojsk niemieckich z krajów bałtyckich. W latach 1920-21 szef francuskiej misji wojskowej w Polsce. Od 1924 f. był generalnym inspektorem lotnictwa we Francji, członkiem Rady Wojskowej i in.

JOSEPH NOULENS (1864-1939), dyplomata francuski, 1902-19 deputowany, 1913-14 minister wojny, 1914-15 minister skarbu, 1917-18 ambasador Francji w Piotrogrodzie, 1919-20 minister rolnictwa, w 1921 f. W komisji Czerwonego Krzyża do pomocy Rosji, 1920-24 senatof.

Barbara Wysocka

ROGER RACZYŃSKI (1889-1945), dyplomata, wojewoda poznański, wiceminister rolnictwa i reform rolnych RP. W MSZ od 12 XIl918 r., wystąpił ze służby w 1923 f.

ALBRECHT FREIHERR von RECHENBERG (Uf. 1861), baron niemiecki, przewodniczący delegacji niemieckiej do rokowań z Komisją Międzysojusznicza w Poznaniu w 1919 f.

LOUIS de ROBIEŃ (1888-1958), dyplomata francuski, 1914-18 attache ambasady w Petersburgu, od września 1919 f. sekretarz ambasady w Brukseli, do 1928 f. na placówkach na Węgrzech, w Brazylii i Urugwaju, następnie do 1940 f. urzędnik Ministerstwa Spraw Zagranicznych. Autor pamiętników Journal d'un diplomate en Russie (wydanych w 1967 r.)

ZYGMUNTWIELOPOLSKI (1863-1919), polityk, działacz gospodarczy. Wraz z R. Dmowskim założył Komitet Narodowy w Petersburgu; w 1916 f. wyjeżdżał w misjach dyplomatycznych do Anglii, Francji i Włoch. ADAM ŻÓŁTOWSKI (1881-1959), Olozof, działacz polityczny. Od powstania polskiego Ministerstwa Spraw Zagranicznych do 1920 f. jego pracownik. Od 1920 f. profesor katedry Historii Filozofii Nowożytnej na Uniwersytecie Poznańskim; w roku akademickim 1931/32 dziekan Wydziału Humanistycznego. W latach 1928-30 poseł na sejm z listy Związku Ludowo- Narodowego. Członek PTPN i Kuratorium Fundacji "Zakłady Kórnickie". W 1933 f., jako przeciwnik sanacji, utracił katedrę i osiadł w majątku żony BoIcieniki. Od 1939 f. na emigracji w Londynie.

* * *

[27 lutego] [k. 84v] [...] Pisanie listów, podróże, telegrafowanie, wydaje się obecnie najeżone trudnościami. Byłam całkiem zdziwiona, że dojechałam cało i bez szwanku do Poznania. O dwa dni wyprzedziłam misję. Adam mi polecił, abym wszędzie kołatała o większy ład i porządek niżeli w Warszawie: "W czterech pierwszych samochodach muszą jechać czterej główni reprezentanci misji, a każdy samochód powinien powiewać swoją narodową chorągwią. Apartamenty w zamku powinny być zawczasu rozdzielone, a każdy pokój zaopatrzony w kartkę z napisem." [...] [k. 85] [...] Myślałam ciągle o tym, co to będzie za radość dla Adama [...] ujrzeć [...] Poznań, ten Poznań, w którym zamknęła się cała jego dziecięca i młodzieńcza nienawiść do Niemców, od tychże Niemców uwolniony. [...] Wiedziałam, iż znajduję się w polskim Poznaniu, ale nie czułam tego. Po czterech latach wojny zastałam miasto odrapane i brudne, wskutek czego wydało mi się jeszcze brzydsze. "Wśród takiej brzydoty mieszkać, to prawdziwa tortura" pomyślałam. Miasta o wyglądzie niemieckim, jak Poznań, były jeszcze znośne, dopóki świeciły się czystością, błyszczały świeżością, nadymały dostatkiem. Gdy jednak zniknął blichtr pozorny i wyjrzała tandeta, okazała się z nimi razem cała płytkość obecnej cywilizacji. Poznań opuszczony i zjadany przez bluszcz, nie mógłby pozostać pięknym, jak nimfa, ale zamieniłby się w śmietnik i niekształtne rumowisko. Polacy w Poznaniu wydawali mi się dawniej rzadcy, jak mili podróżni, całe zaś miasto miało wybitny charakter niemiecki. Wszędzie słyszałam ten okropny język, turkoczący, jak koła po bruku. "Bazar"! stanowił jedyny szaniec polskości. Zaraz po przyjeździe chciwie łowiłam uchem rozmowy przechodniów, dlatego, że się nie mogłam dosłyszeć jednego niemieckiego akcentu. Polska mowa nie przelewała się przez ulicę wartkim potokiem - w skutek

czego przechodnie wydawali mi się niemi. Dopiero uważając bardzo, przekonałam się, że szepcą po niemiecku. I choć pamiętałam, jakie krzywdy Niemcy wyrządzili Litwie, zaczęłam ich trochę żałować. We wszystkich oknach magazynowych widniały pocztówki z orłem polskim, albo nalepianki, albo białe na czerwonym tle napisy - "Boże zbaw Polskę". Dawniej za każdą taką pocztówkę wytaczano przestępcy proces - recytowałam sobie. [...] N[aczelna] R[ada] Ludowa 2 zajęła cały gmach Kolonizacji 3 tuż za Zamkiem 4 . I znowu idąc po tamtejszych korytarzach recytowałam w duchu. "Dawniej [k. 85v] pracowała tu Kolonizacja niemiecka, a teraz tronuje Naczelna Rada Ludowa". Inny szczegół, który mnie w Poznaniu uderzył, to jego taniość, ale zarazem i nędza. Na wzmiankę o mydle subiekci w magazynach uśmiechali się ironicznie. W hotelu "Rzymskim"5 zjedliśmy obiad za sześć marek, za to bardzo niesmaczny. Dorożki żądały tylko 2 mk za kurs. Na podwieczorek wybrałam się do najlepszej cukierni, gdzie z trudem przełknęłam obstalowane ciastka i herbatę. Daleko tu było do lekkomyślnej wspaniałości Warszawy. Zewsząd dawała się poznać na niemieckich wzorach kopjowana oszczędność. [...] W Poznaniu spotkałam moją dawną znajomą - Jadzię Sapieżankę, już jako panią Aleksandrowa Szembek ową 6. Wyjechała z Siemianic, podobnie jak moja teściowa [Maria Żółtowska] ze Strońska 7 , dlatego, że u nich rozgościł się także Grenzschutz niemiecki 8 . Jej mąż zaprzągł się do pracy przy nowym rządzie w Poznaniu i stał się rodzajem ministra rolnictwa. Jadzia zaprosiła mnie do swego pensjonatu na podwieczorek [...] [k. 86] [...] Zastałam towarzystwo poznańskie w stanie fermentu i oburzenia trudnym do opisania. Naczelną Radę Ludową wyzywano od bolszewików i gburów, a wszystko dlatego, że każdy pragnął brać udział w przyjmowaniu Ententy9, podczas gdy N. R. Ludowa ze swego stanowiska [narodowo] demokratycznego bojkotowała aktywistów 10 . W Poznaniu, daleko więcej niż w Warszawie, kontrolowano każdego przeszłość polityczną. Interdykt padł przede wszystkim na Olgierda CzartoryskiegolI , jako ożenionego z arcyksiężniczką, a przy tym pogrążonego w aktywiźmie. On został zraniony do żywego tym, że nie mógł odegrać pierwszej roli. Spotkałam go na wstępie w hallu bazarowym [hotelu "Bazar"]. Zasypał mnie pytaniami, bo polityka go ciekawi, oznajmił, że wyjeżdża do Warszawy, że w Poznaniu wybuchnie lada dzień rewolucja, że tylko Hanka 12 i Marysia Zamoyska 13 zostały zaproszone na Zamek na bankiet, że zresztą przyjęcie będzie pewnie chybione, bo demokraci o niczym nie mają pojęcia. Po Olgierdzie odjechała na wieś jego żona, dziedzicznie obciążona. Tylko ks. Maneczka 14 pozostała mężnie nie tracąc nadziei, chociaż może pierwszy raz w życiu żałowała świetnego dawniej małżeństwa syna. Inni potentaci prowincjonalni z cienia swych wsi nawet się nie wychylili, tak że demokracja wszędzie mogła przewodzić i być górą. Plotki i wiadomości lęgły się w atmosferze hallu bazarowego, jak grzyby po deszczu. "Pań na bankiecie wcale nie będzie, bo w takim razie musiałyby na nim figurować panie Poszwińskie, Seydziny, Korfanci ny 15, a żadna z tych dam nie potrafi rozmówić się z żadnym cudzoziemcem." "Pań z towarzystwa dlatego nie proszą, ażeby swoją umiejętnością w językach żadnej z pań z miasta nie kompromitowały". "Będą panie przydzielone do asysty pani Noulens, jeżeli przyjedzie". - "Nie, takich pań nie będzie". [...]

Barbara Wysocka

[28 lutego] [k. 86v] [...] Nikt z towarzystwa nie otrzymał zaproszenia na raut na Zamku, a ponieważ wiedziano, że nastąpi zaraz po przyjeździe Ententy, więc się niepokój wzmagał. Nareszcie przyszła telefoniczna wiadomość, że misja jedzie wraz z p. [anią] N oulens. Zjawiła się do mnie z rana ks. Maneczka i oznajmiła, że pani N oulens złoży wizytę - przy tym się na mnie znacząco patrzała, jak gdybym posiadała klucz do Sezamu. Naturalnie mówiłam, że ekskluzywność demokratów nie ma sensu i że w Warszawie działa się inaczej. Radziłam wprost o zaproszenia zabiegać. "Po co się pchać, kiedy nas nie chcą" - oświadczyła ze swoim zmysłem negacji Jadzia [Szembekowa]. Wśród tego Tomasz 16 [Żółtowski] grał wielką rolę organizatora i człowieka dobrze poinformowanego. "Janiu, powiedział, zapraszam ciebie niniejszym do sali Białej bazarowej o dziewiątej na konferencję ks. Adamskiego 17 . [...] Na konferencję przyszłam ostatnia [...] Czterdzieści krzeseł tworzyło wyspę na środku sali i wśród nieznanych mi pań dostrzegłam tylko szare pióropusze pani Seydziny. [...] Pomysł konferencji był niemiecki i pedantyczny w swoim założeniu, ale ks. Adamski mi się podobał swą siłą zmieszaną z prostotą i dobrodusznością. Ostrzegał przed wybuchami nienawiści względem Niemców, gdyż one rażą Amerykanów. Radził unikać kwestii ruskiej i zatargów narodowościowych. Zalecał skromność w stroju i przyjęciach, bo jakoby w Warszawie mieliśmy zdumiewać misję naszym bogactwem. "Francuzi i Włosi są nam przychylni, a Amerykanie najtrudniejsi do pozyskania", powiedział.

W sobotę l-ego marca o dziewiątej, oni mieli przyjechać. Nowe narady i nowe wzburzenia powstawały na temat kto i skąd ma się wjazdowi przyglądać. Jedni mieli karty wstępu na dworzec. [...] [k. 87] Szare, brudne domy Poznania zostały przeistoczone, bo każde okno świeciło się krasną nalepianką, z każdego okna i balkonu powiewały narodowe chorągwie. Takiej rozrzutności, takiego nadmiaru czerwieni i bieli nie widziałam w Warszawie. Boczne ulice niczym nie ustępowały głównym w piękności dekoracji. Na balkonie Zamku zwisły cztery sztandary Ententy, podczas gdy nasz polski powiewał gdzieś wysoko, na jednej z baszt. Gdyby Zamek wydał mi się piękniejszy, to bym się może więcej cieszyła, że już go posiadamy, ale tak ciężko, z takim brakiem perspektywy wydobywał się z asfaltu ulicy, że tylko niechętnie wtórowałam licznym uwagom na temat "że dziedziczymy po Niemcach piękne gmachy, i że Niemcy solidnie budowali."[...] defilowanie misji trwało bardzo krótko. Poprzedziły je okrzyki tłumu. Na przodzie ukazał się powóz z czwórką koni [...] gdzie siedział ambasador francuski 18 z panią N oulens [...] następnie, jeden za drugim wjechały na dziedziniec zamkowy samochody [...] Wreszcie szóstkami przedefilował [k. 87v] szwadron żółtych ułanów. "Niech żyje wojsko" wołano [...] [...] Z ramienia Poznania wystąpili na Zamku dwaj Szołdrscy, Szembek 19 , Tadeusz Morawski 20 - e.t.c. Pan Karol Sczanieckf 1 został burgrabią zamkowym i otrzymał batutę nad wyżywieniem gości. [k. 58] [...] Misja w komplecie zamieszkała na Zamku, gdzie miały się odbywać wspólne śniadania i obiady. Prócz tego N.R. Ludowa pół hotelu "Rzymskiego" przeznaczyła dla swych gości. [...] Adam a szczególniej Tomasz chciwie korzystali z obiadów na Zamku, które byłyzorganizowane ze wspaniałością prawdziwie polską. Co dzień siadało do stołu sześćdziesiąt przeszło osób. Adama protekcje rodzinne (bo Tomasz albo Luluś 22 pisali kartki) umieszczały wysoko przy ambasadorach, tak, że ich wszystkich poznał dobrze. Zresztą misje między sobą dopiero w Poznaniu zawarły bliższą znajomość przez to wspólne, hotelowe życie [...] [k. 88] [...] Pani Marysia Morawska pod wielkim sekretem powierzyła mi nowinę, że mamy być mianowane do asysty p.fani] Noulens, i że Wielopolski bardzo się dziwił, że pań na Zamek nie zapraszają. Czekałam na tę nominację z niecierpliwością.

W niedzielę [2 marca] rano pomstowałam na Poznań, bo nie mogłam trafić na żadną cichą i krótką mszę. W wielkich miastach religia i magazyny stosują się do ludzi o szerokiej skali życia, podczas gdy w małych wszystko ciasne, jak mieszczańskie istnienie. O jedenastej z trudem przedostałam się do mieszkania pani Ostrowskiej23, gdzie wytworzył się nowy raut przy oknach. Plac Wolności, dawniej Wilhelmowski widać było doskonale. Pod nami stanęła piechota, [k. 88v], funkcjonująca jak mechanizm zegarka, naprzeciwko, po drugiej stronie placu, uszykowali się ułani. Artyleria stanęła w dwóch rzędach pośrodku. "Pomyśl", mówiła mi moja teściowa, która ogromnie żywo przejmowała się każdym świętem patriotycznym "że to wojsko zostało zaimprowizowane, i że każda z armat jakie widzimy, jest zdobyczna." Domy naprzeciwko nas czerniły się od widzów. Amarantowe chorągwie powiewały w słońcu. Powtarzałam jak lekcję "Wojsko polskie czeka w Poznaniu na przegląd przez jenerałów Ententy." Tylko wspomnienia napoleońskie zdawały mi się godne tej chwili. Komisariat i członkowie misji uszykowali się po przyjeździe od strony starego, niemieckiego teatru 24 . Przemówił ks. Dekert 25 . Następnie szybkim, żołnierskim krokiem przemaszerował wzdłuż armat i błogosławił je szerokim gestem kropielnicą. Oczy zaszły mi łzami i odczułam, co się przede mną dzieje. Generał Niessel i liczna świta wojskowych obeszła następnie kwadrat wojska. Salutowała konnica, salutowała piechota, a cały tłum zebrany na placu i w oknach domów krzyczał "niech żyje wojsko." Miałam też bilet wstępu na Ratusz. [...] Moja karta wstępu otwierała mi wszystkie szpalery, tak żeśmy się prędko wspięli na pierwsze piętro Ratusza, gdzie pani Drwęska 26 , żona prezydenta miasta, z bukietem czekała na przyjazd pani Noulens. Ratusz, niedawno odnowiony przez Niemców, uderzył mnie swą wspaniałością i złym smakiem. W górnej sali spotkaliśmy p. Szembek ową 27 z domu Fredrównę, damę zamaszystą i pełną sobiepaństwa. Pochwaliła się zaraz swe mi stosunkami z p. Drwęską (une tres gentille personne )28, i że jako jedyna z pań została przez nią zaproszona na śniadanie po mowach i przyjęciu. Była jeszcze chwila wahań i niepewności, wobec opornego stanowiska miasta. Ja namawiałam moją teściową, aby się do śniadania przyłączyła, ale p. Szembekową, dumna [k. 89] ze swoich przywilejów wyperswadowała to Mamie. Nagle i bardzo prędko sala z kolumnami zapełniła się ludźmi, ukazały się różnorodne zagraniczne mundury, p. Drwęski 29 przemówił po francusku. Noulens odpowiedział dźwięcznym i entuzjastycznym potokiem elokwencji, zebrani krzyczeli "niech żyje". Tłum z placu wołał tak donośnie, że głosy jego przedzierały się aż na salę i spowodowały Noulensa do rzucenia paru zdań donośnych z balkonu.

Barbara Wysocka

Ryc. 3. Członkowie Komisji Międzysojusznicza na uroczystości poświęcenia baterii na pi. Wolności, 2 III 1919 r.

Zaraz potem proszeni i nie proszeni podążyli za misją po schodach na drugie piętro. Pani Szembekowa musiała podzielić swoje zaszczyty z legionem. Mnie posadzono obok pani N oulens, otyłej i zarumienionej na twarzy osoby. Byłam wystraszona tym zaszczytem, szczególniej, że dzięki przechwałkom p. Szembekowej czułam się do niego niepowołana. Zamieniłam z nią tylko parę zdań o piękności dekoracji sali (niemieckiej) i o doskonałości rozlewanego wina (pewnie też niemieckiego) ijak tylko mogłam ustąpiłam swoje miejsce komu innemu. Za to bardzo pięknie, przy pomocy Adama, przedstawiłam się paniom z miasta.

Przywitałam też, po raz pierwszy od Warszawy, moich Amerykanów. Ewell [...] w imieniu generała [Kernana] zaprosił mnie na śniadanie na Zamek, lecz musiałam odmówić, zważywszy na burzę, jaką bym wywołała, wiedziałam już bowiem, że wszelki projekt obiadu z paniami upadł. Zemstę za ten ostracyzm wywarłam na p. Karolu Sczanieckim - długim, chudym, ze wspaniałymi faworytami. Gdy mnie przepraszał za to, że na moją obecność na Zamku nie mógł się zgodzić, powiedziałam mu: "Misjom chodzi o panie i tylko o panie" i przytoczyłam historię generała Duponta 30 , którego tak długo trzymano w osamotnieniu, aż się zapytał: "II y aurait en Pologne les memes moeurs qu'en Turquie?"31 Naturalnie podczas przeglądu wojska doszło już było do ostrego konfliktu i obrazy. Jedni winili gen. Dowbór- Muśnickieg0 32 , Amerykanie cały gniew spychali na znienawidzonych Francuzów. Gdy ks. Dekert skończył błogosławienie armat, generał Dowbor zwrócił się do generałów w misji i swą złą francuszczyzną zawołał "Mes generanse, en avant"33. Wtedy Niessel, który zdjął już płaszcz, szybkim krokiem ruszył naprzód [k. 89v] i nim Romei i Kernan uczynili to samo, oddalił się od nichznacznie w towarzystwie Muśnickiego. Wtedy tamci uznali, że nie wypada im doganiać Niessela. Romei się zachmurzył, Kernan zaczął mrugać okiem, zostali razem z cywilną misją pod starym teatrem i w rewji wojsk nie wzięli udziału. Łagodzono potem na rozmaity sposób te gniewy. Może najlepiej wpłynął na humory entuzjazm tłumu przed Ratuszem. Takiego nie pamiętano w Warszawie i nawet domorośli krytycy raczyli przyznać, że równał się temu pierwszemu wybuchowi radości, jaki ogarnął Poznań przy wjeździe Paderewskiego. Podczas śniadania a la fourchette 33 na drugim piętrze wyborne wina dodały jeszcze radości. Wytworzył się ów szczęśliwy nastrój, który się potem długo pamięta. Sir Esme [Howard] powiedział mi przy pożegnaniu" Cest une journee inoubliable"35. [...] Wieczorem odbył się raut na Zamku. Mówiono, że rozesłano trzy tysiące zaproszeń 36 . Ja przypomniałam sobie żart p. [Stanisława] Czarneckieg0 37 , który zawołał do pracujących przy budowie Zamku robotników "Hej chłopcy! Murujcie dobrze, aby mój syn mógł na tych salach tańczyć mazura." [...] Zamek kosztował podobno 12 miljonów i został wzniesiony w celach politycznych, ażeby zadokumentować suwerenność cesarza nad marchjami Wschodu. Jeszcze przed paru laty, podczas pobytu cesarza w Poznaniu garstka Polaków wybierała się na Zamek w tym przekonaniu, że spełnia donośną misję polityczną. Tymczasem wszechpotężny cesarz zamienił się na banitę internowanego w Holandii, a polskie panie z Poznania wchodziły po romańskich, krętych schodach na pokoje, jak do siebie. Chociaż przedstawicielki zwycięskiej idei, raziły mnie one brzydotą swoich strojów. Podobnie sale Zamku świeciły zanadto parweniuszowskim bogactwem, ażeby można w nich było długo marzyć o tragicznej zmienności losów. Podziwiałam ład i porządek w organizowaniu przyjęcia. Między gośćmi starano się utrzymać szpaler, w głębi, niby efektowny obraz nowych czasów usadzono ze trzydzieści bamberek 38 w strojach narodowych. Zaraz po moim przybyciu weszła Entente'a i muzyka niemiecka, umieszczona gdzieś pod mozaikowym sklepieniem, najfałszy [k. 90]wiej w świecie zagrała hymn powitalny. Tego samego dnia, podczas przeglądu, mazurek Dąbrowskiego grano z rytmem polki. Zaraz po wkroczeniu Ententy szpaler się rozerwał i zmieszał i wtedy w tłumie odnalazłam wszystkich tych, którzy tak uporczywie skarżyli się na brak zaproszeń. [...] Asysta polska przy misji mogła jedynie myśleć o zabawie, bo nawet Wielopolskiego nie dopuszczano do konferencji. Adam był jednak tak przejęty swymi obowiązkami, że go wcale nie widywałam. Obraźliwe incydenty na Zamku następowały jedne po drugich i Adam zaczynał rozumieć owe wieczne waśnie królów i książąt przytaczane przez historię. [...]

[k. 91v] [...] Wieczorem w poniedziałek [3 marca] miał być piknik wojskowy w hotelu "Rzymskim" organizowany przez p. Lossowową z domu Szembekównę39. Raut miała poprzedzić siadana kolacja. Krążyły na ten temat fantastyczne plotki. Rozsiewała je szczególniej p. Szembekowa - car je remarquais en eile le besoin de se faire importante 4o . Mówiono, że takie tłumy się wpraszają, że nie ma gdzie je pomieścić, że p. Lossowową traci głowę, bo Entente'a co chwilę zmienia godzinę swego przybycia. Znudzona tym gadaniem postanowiłam wybrać się po kolacji. Trafiliśmy jeszcze za wcześnie, bo na chwilę, kiedy wynoszono sto

Barbara Wysockały i kiedy goście, nie wiedząc co ze sobą począć mieli, kręcili się po korytarzach i schodach. W podobnym co i my popłochu schronił się do naszego pokoju [Jan] Ciechanowski. [...] Naturalnie obaj z Adamem mówili o ostatnim incydencie. Polegał on na tym, że misja dla niewiadomych [k. 92] powodów, taiła nazwiska mających się z nią spotkać parlamentariuszy niemieckich. Ciechanowski nazwiska te gdzieś wyszperał. [...] Trudno opisać brzydotę, nieład i ścisk tego oficerskiego przyjęcia. Podróżni przyjeżdżający do hotelu swymi kuferkami popychali tłoczących się na schodach gości. Ja pojąć nie mogłam, żeby w Poznaniu nie było jednego pałacu, jednego prywatnego mieszkania, nie mówię jak w Krakowie, ale jak w Wilnie, na którego tle można było estetycznie wystąpić. Brzydkie ściany i brak organizacji działają zwykle przygnębiająco na zebranych. [...]

Oleś Szembek [...] we wtorek [4 marca] wydał wielkie śniadanie dla misji francuskiej. Stało się ono prototypem wszystkich innych. Za tło służyła Biała sala "Bazaru". Duży stół ubrany kwiatami przecinał ją w całej długości. Saloniczek obok służył za punkt zborny, a następnie za fumoir [palarnię]. Część gości zostawała zresztą przy czarnej kawie na bocznych kanapach wielkiej sali. Panie były proszone bez mężów, bo członkowie misji tworzyli i tak nadmierny kontyngent panów. Prawie czterdzieści osób siadło do stołu. [...] Po śniadaniu Hanka [Żółtowska] i Marysia [Zamoyska] unieruchomiły przy stoliku ze świecą i papierosami pól misji, a ja przeniosłam się do wielkiej sali. Hr. de Robień powiedział mi "Żebyśmy Polaków nienawidzili, tobyśmy z nimi przez rozsądek szukali sojuszu, bo oni jedni mogą świat ura[k. 92v]tować od bolszewizmu". Moje pierwsze, dłuższe spotkanie z Francuzami prawie mnie oszołomiło, tak przy każdym ich słowie odnajdywałam braci po duchu, widziałam w nich jak gdyby eksterioryzację moich własnych myśli. Już tego pierwszego dnia spostrzegłam ich silną niechęć do Amerykanów. "Amerykanie pragną tylko jak największego spustoszenia Europy - rzekł Robień - ażeby tym łatwiej zagarnąć monopol handlu i wszystkim sprzedawać swoje maszyny." Wśród swoich kolegów Robień miał najmniej cech narodowych i był najzimniejszy. Pozował na artystę i fantastę. [...] Zdumiał mnie tylko pamięcią do nazwisk polskich i łatwością z jaką się rozpoznawał w towarzystwie warszawskim. Przywykliśmy sądzić cudzoziemców po nieudatności naszych guwernantek, tymczasem podczas pobytu misji w Poznaniu, gafy z powodu przekręcania nazwisk, albo nieświadomości w etykiecie były zawsze popełniane ze strony polskiej. Szembek aby ich nie popełniać, zaprosił sobie do pomocy le commandant Gallot, [tu słowo nieczytelne] i czciciela Noulensa który mu wszystkie rangi i tytuły wypisał. Dowiedziałam się, że należy mówić MI. 1 'ambassadeur de France et Mme l 'ambassadrice, ale nie mniej, na rozmaitych obiadach widziałam kartkę z napisem "J.E.MI. 1 'ambassadeur N oulens". O piątej ks. Czartoryska wydała dla Włochów herbatę, lecz żaden nie przyszedł, bo o tej porze zwykle konferowali. Zawsze ci sami, żądni zabawy i rozmowy z cudzoziemcami spotkali się przy ciastkach, papierosach i cukierkach. Mieszkanie księżnej nieduże, umieszczone na końcu dziedzińca 41 , posiada parę ładnych obrazów, ale zresztą żadnych cech tego, co Włosi nazywają "seducente"42. Księżna, od śmierci męża, który ją maltretował, odetchnęła i puściła wodze swej

ptasiej naturze. Przejęła się ona modą sprzed lat dwudziestu i do dziś dnia podaje rękę z zaokrąglonymi łokciami. Suknie jej trąciły zawsze modą sprzed lat pięciu, szczególnie zaś dziwaczne wydawały mi się białe piuropusze jej kapelusza. Niekiedy wśród rozświergotania towarzyskiego zwracała na jednego ze swoich gości poczciwe, zużyte i wyblakłe oko istoty nie zawsze szczęśliwej i wca1e nie przywykłej do tryumfów. Wrodzona dobroć zastępuje u księżnej rozum, a zarazem takt salonowy43. [...]

[k. 93] [...] W środę [5 marca] misja pojechała do Krzyża, a Adam przewidując, że go do żadnej konferencji nie dopuszczą, został szczęśliwie w Poznaniu i przewidział dobrze, bo Wielopolski cały dzień przesiedział na twardej ławeczce na dworcu. [...] O piątej zawsze to samo kółko znajomych zeszło się na herbatę do p. Misi Ostrowskiej. [...] Do mnie przysiadł się Alfred Chłapowski 44 , wygolony pan, o fizjonomi labusia, któremu monokl wypadał niekiedy ze zmęczonego oka. Po pierwszych zalotnych słowach jakie ze mną zamienił, odgadłam w nim konserwatystę i aktywistę. Bolszewizm widział na każdym kroku a szczególnie uskarżał się na demagogiczną propagandę kleru. Irena Bnińska 45 odpowiadała mu na nutę starodawnego entuzjazmu do ziemi ojców i wołała, że sobie jej wydrzeć nie da. Myślałam, nie bez goryczy, że na darmo uczono nas przez lat pięćdziesiąt czci do ziemi. Mimisia Żółtowska 46 i zresztą wszyscy cieszyli się na raut resursy, jako na najpiękniejsze przyjęcie. Wystąpili na nim wszyscy ci, którzy rozmyślnie nie bojkotowali misji. Kolacja polska, przy małych stolikach została wyśmienicie zorganizowana. [...] Misja wróciła z Krzyża z tryumfalną wiadomością, że Niemcy zgodzili się pertraktować z nią nadal w Poznaniu. Powrócił i ukazał się na sali cały szereg cudzoziemców ze Lwowa. Generał Berthelemy, Foster i Lord 47 . Tego ostatniego wzięła w obroty Marysia Zamoyska ijak sama potem mówiła, złapała go w pułapkę na temat bolszewizmu. Obie z Hanką usnuły na jego temat czarną legendę, ale w końcu, chociaż niechętnie, przyznałem, że miały rację. [...] "Moja droga mówiły, jest on Żydem, bolszewikiem i masonem, a nas nienawidzi"48. [k. 93v] W czwartek 6 marca moja teściowa wydała śniadanie dla Amerykanów. [...] Z wyjątkiem pięknego Fostera i generała żaden z nich nie wyglądał na dżentelmena. P. Czarnecki, Polak przesadzony na grunt zamorski wcale nie zyskał w nowym środowisku, bo obok nabytej brutalności zachował dawną obraźliwość. Chodził on po mieście i zbierał opinie polityczne po sklepach, a gdy wciąż słyszał, że Amerykanie nie dopuszczą do przyjazdu wojsk Hallera, wpadł w złość i już leciał na skargę do generała. Adam ledwo go uspokoił. W parę dni potem wyszło oficjalne w tej sprawie dementi. Ewell przyszedł chory i poprosił o kieliszek portweinu przed śniadaniem. Gdy go przyniesiono generał nazwał go "the cup of love"49 i kazał nam po kolei w nim usta maczać, ale ta forma jankesowego rozczulenia nie bardzo się przyjęła. Siedziałam między Wielopolskim a p. Bossem, korespondentem zdaje mi się United Press. Zauważyłam, że prawie wszyscy przysłani do nas misjonarze znali doskonale albo wschód, albo Rosję. Boss opowiadał mi o Japonii, ja dość prędko nawróciłam do rozmowy leżącej mi

Barbara Wysocka

Ryc. 4. Przemarsz wojskowych członków Ko i Międzysojusznicza podczas przeglądu wojska na pi. Wolności, 2 III 1919 rna sercu, a mianOWICIe do Litwy. Przyznałam się, że mam kuzyna bolszewika, i że są ludzie przekonani o tym, że bolszewicy postępują W dobrej wierze. Boss całkowicie mi przytakiwał: "Tak" - powiedział - "ludzkość próbuje nowej formy życia, jest to wielkie i poważne doświadczenie polegające na aksjomacie - wszystko albo nic. Trzeba przeczekać jak się to rozwinie. Francuzi dbają tylko o swoje miljardy i dlatego pchają do interwencji." Radziłam bardzo, aby się do Wilna wybrał i przyjrzał nowym doświadczeniom. [...] [...] [k. 94] Cieszyłam się na obiad [u Wiktorów Szołdrskich], bo wiedziałam, że będąc weseli i łatwi stworzą na tle sali bazarowej milą atmosferę. I nie myliłam się wcale. Siedziałam między Montagną a margrabią Czapskim 50 - na miejscu tak honorowym, że to mnie aż zdziwiło. O Montagną mówiono w Warszawie, że to Włoch drugiej kategorii, a potem znów w Poznaniu, że należy do najtęższych głów w misji. Dla sprawy polskiej odnosił się ze zrozumieniem równie gorącym, jak niestety bezsilnym. Mówił, że ma nadzieję osiąść na stałe w Warszawie i że wtedy zacznie się uczyć po polsku. [...] Pierwszy toast wzniósł Wiktor Szołdrski, z odwagą, bo bardzo złą francuszczyzną. Potem margrabia Czapski po włosku chwalił dobrodziejstwa, jakie na nas spłynęły dzięki królowaniu u nas Bony Sforza. Montagną odpowiadał. Zadźwięczał niby muzyka cudny włoski język, pełen ognia i pieszczotliwości, tak że natychmiast powiew radości przeszedł wśród zebranych. Generał Romei kazał Venturiemu chwalić po polsku piękność i wdzięk Polek i tylko po włosku dodał, że choć nie rozumie, co mówi Venturi, przecież pod każdym jego słowem się podpisuje. Venturi spędził także długie miesiące w Moskwie i Mohylowie i poznał do głębi zgniliznę rosyjską. Nawet młode wiel

kie księżne nie wzbudziły jego współczucia, bo jak twierdził, w obyczajach naśladowały matkę. "Klęski, które na Rosję spadły są sprawiedliwą karą". [...] Część osób po obiedzie p. Szołdrskiej znikła, wybierając się na francuski wieczór do ks. Maneczki, a od księżnej przyszedł do p. Szołdrskiej jeden Francuz w mundurze marynarki. "Kto to?" spytałam Wielopolskiego, "Martin "odparł po chwili namysłu i wysiłku. Wkrótce, przy ogólnym poruszeniu gości p. Szołdrska posadziła mnie obok rzekomego Martina. Mówiliśmy dużo o bolszewiźmie i o Rosji i naturalnie rozumieliśmy się lepiej niż dwaj Polacy między sobą. Mój Francuz się dziwił, że z wybuchem [k. 94v] rewolucji bolszewickiej instynkt religijny mas rosyjskich zawiódł zupełnie. Twierdził, że Rosja mu ze wszech miar przypomina Turcję, a ja mu tłumaczyłam nasz wstręt do Wschodu i nasze powołanie do walki ze Wschodem wyrażone w "Psalmach" Krasińskiego. [...] Nazajutrz dopiero dowiedziałam się, że mój Francuz nazywa się hI. de Fradellieutenant et commissaire de marine 5 !.

[...] Podczas gdy potentatów przyjmował gen. Dowbor, Hanka i Marysia urządziły w piątek [7 marca] wieczór herbatę dla prasy angielskiej i amerykańskiej ażeby ją jednać. U dałam się tam na chwilę. [...] Rachowałam na dzień następny i śniadanie u Jasiów Szołdrskich. Odbyło się na tle sali bazarowej z tym samym gronem osób. Z Anglików znałam już Lowesona Gowera i Altera korespondenta "Times'a", a siedziałam obok młodego oficera z Information Service, który na swoim nowoczesnym mundurze nosił na plecach czarną bawetkę, służącą w umundurowaniu XVIII wieku za ochronę od pudru przy harcapach. [...] Mój sąsiad bawił w Gdańsku i tam poznał w komisji żywnościowej W. Wańkowicza. Współczuł głodnym Niemcom, którzy musieli wyładowywać żywność dla Polski, a ja według rozkazu ks. Adamskiego wtórowałam temu współczuciu. [8 marca] Zaraz po śniadaniu [...] p. Morawska 52 kazała mi powiedzieć, że na mnie czeka. [k. 95] Miałyśmy panią Noulens zawieźć do Antonina 53 na podwieczorek do Stablewskich. Zajechałyśmy po nią na Zamek, zastałyśmy ją w romańskim hallu pierwszego piętra. Kręciło się tam wielu członków misji, żołnierzy, adjutantów, trzej komisarze ludowi 54 naradzali się w kącie. Przywitałam się z Paderewskim i p. Paderewską. Paderewski wydał mi się przemęczony i przybity. Mówiono, że położenie Lwowa jest rozpaczliwe, że wytrwać może zaledwie tydzień, że miasto zostało całkiem otoczone przez Rusinów, i że Paderewski przyjechał szukać ratunku u Poznańczyków. Szeptano po cichu, że Amerykanie wypowiedzieli się za oddaniem Lwowa i że nawet Forster, najbardziej dla naszej sprawy kupiony, śmiał z taką propozycją wystąpić przed prezesem ministrów, za co go tamten po prostu złajał. Pfanią] Noulens wsadziłam do samochodu z depresją w duszy. "Czy te zabawy - myślałam - są ostatnim odblaskiem ery mającej się zakończyć? Czy tańczymy i śmiejemy się nad własnym grobem?" Poznań od stu lat może nie widział takiego wybuchu życia towarzyskiego. Daremnie miasto gorszyło się na szereg śniadań, daremnie przestrzegano, że ta wesołość może wyrobić o nas niekorzystne pojęcie u cudzoziemców, niby zorza zaświtała we wszystkich sercach i wytworzył się zespół, o jaki tak bardzo pomiędzy ludźmi trudno. [...] "Bazar"

Barbara Wysockasłużył za punkt zborny, nikt nikogo nie zadziwiał ani ekwipażami, ani służbą, ani kuchnią, panie świeciły bardziej pięknością, niż toaletami, natura przyczyniała się więcej więcej do ogólnego nastroju, niżeli sztuka. Niezwykła chwila, przebyte nieszczęścia, zgłuszyły wiele uprzedzeń i usunęły wiele konwenansów. Nikt nie przewidywał, co będzie jutro. [...] Nic tak nie usposabia do marzeń, jak jazda samochodem do nieznanej miejscowości. Zabawiałam p.[anią] Noulens, myśląc o czymś innym. W Antoninie owiała nas atmosfera bardzo ciekawego wnętrza. Cieszyłam się, że p. Noulens pozna dom ludzi niezamożnych, [k. 95v] Ponieważ lubi gospodarstwo, pokazano jej ze szczegółami cały folwark. [...] Naturalnie suchy sceptycyzm, Polakom właściwy, zdecydował, że p. Noulens jest podobna do wszystkich otyłych bon francuskich, jakie kiedykolwiek nawiedzały nasze dwory. Uznano także, że jest fatalnie ubrana. Jadzia Szembekowa trzymała prym w tym przedrwiwaniu [...] Ja wiedziałam, że suknie i kapelusze pani N oulens pochodzą od pierwszorzędnych magazynów. Przedstawiała ona dla mnie przeciętny typ Francuzki praktycznej i niezmiernie konkretnej, ale zarazem nie pozbawionej zmysłu do wytworności niewieściej. [...] Wracaliśmy prawie o zmroku.

[...] Tego wieczora [8 marca] była herbatka dla Włochów u ks. Czartoryskiej.

[...] W powietrzu zarysowało się parę projektów. Ja chciałam urządzić piknikowe śniadanie, gdzieby dziesięć pań zaprosiło każda jednego miłego cudzoziemca, ale nasz dzień wyprosili sobie Morawscy55 na swoje śniadanie. Jadzia mówiła, że p. Noulens kwaśną zrobiła uwagę, że Włosi mają takie powodzenie, i że ich tak fetują. Zaraz postanowiłam, że trzeba coś dla pani Noulens zorganizować. Wezwałyśmy ks. Maneczkę, która z radością się zgodziła na malutkie śniadanie dla Francuzów. [...] [k. 96] [...] Wieści ze Lwowa stanowiły temat niepokoju w rozmowach. Wielopolski ukazał się tak ponury, że aż na niego spojrzano. Podobno Muśnicki wzbraniał się z wysłaniem wojska pod Lwów przed zawieszeniem broni z Niemcami. [...]

Szołd rscy 56 zorganizowali na dzień następny [niedziela 9 marca] wielkie przyjęcie u siebie w Żydowie. [...] Adam zorganizował mi miły sposób jazdy, bo zamiast kolej ą 57, jak wszyscy, zabraliśmy się amerykańskim samochodem z Lordem i Sir Esme. Maszyna silna i rozpędzona, leciała po szosie wzdłuż płaskich, nudnych pól, pozbawionych wszelkiej niespodzianki i tajemnicy. Wioski i folwarki swą brzydką regularnością przypominały zabawki dziecinne. [...] Starałam się wytłumaczyć moim towarzyszom, o ile piękniejsza jest Litwa. Mówiliśmy o Lordzie, że wie wszystko o Polsce, tylko, dodał śmiejąc się Adam, nie chce jeszcze znać granicy wschodniej. Dzieci, a nawet ludzie dorośli, spotkani po drodze, zdejmowali czapki na widok amerykańskiej chorągiewki powiewającej przy samochodzie. W wiosce żydowskiej [Żydowie] przejechaliśmy przez pierwsze łuki tryumfalne, wśród okrzyków "niech żyją", ale nasi towarzysze się zachmurzyli, bo spostrzegli z boku, na drodze do Rokietnicy, którędy misja miała przyjechać, arkady zieloności jeszcze wspanialsze. Sir Esme lekko się krzywił, że musi się kłaniać za honory oddawane fladze amerykańskiej. Minęliśmy budynki folwarcznei bramę, a kiedyśmy okrążali trawnik ukazał się nam pałac żydowski, nieduży, biały w rodzaju zgrabnej willi. Przez błękitne oko Sir Esme przemknęło rozczarowanie. Na ganku pani Szołdrska przywitała [k. 96v] nas z roztargnieniem z emocji i podniecenia. Dom wewnątrz podobał mi się jeszcze więcej, przez swą nowoczesną świeżość. Został urządzony i odnowiony w epoce dobrego smaku. [...] Przy śniadaniu siedziałam znowu bardzo wysoko, bo przy samym N oulensie. Chwilę przedtem zaszedł był bardzo ładny incydent. Stara guwernantka pani Szołdrskiej Francuzka, witając się z generałem Niessel powiedziała "Mam nadzieję, że pan dla tego kraju coś zdoła uczynić, boja go kocham jak mój własny, a ludzie tutaj byli zawsze nadzwyczaj dla mnie poczciwi." N oulens mi się spytał, czy ta sama guwernantka przypadkiem mnie nie wychowywała. Odparłam, że niestety nie, ale nie mniej od dzieciństwa karmiłam się, jak mogłam, ze źródeł cywilizacji francuskiej, "et que suis toute penetree de l'esprit francaise"s8. [...] Noulens zdawał się być pod wrażeniem okazałości i zbytku Żydowa, co mnie trochę dziwiło, bo przywykliśmy uważać siebie za naród ubogi i nie mogący rywalizować ze wspaniałością Zachodu. N oulens podobnie zdumiewał się nad przepychem klejnotów noszonych przez panie w Warszawie i Poznaniu. [...] Obawiałam się, aby tych pozorów zbytku nie brał za lekkomyślność i tłumaczyłam mu, że klejnoty dziedziczą się zwykle z pokolenia na pokolenie. Z drugiej strony siedział koło mnie Lord. Zapytał mi się, czy nie uważam, że cała szlachta wschodnich prowincji powinna swe majątki rozparcelować i przenieść się do Gdańska gdzieby za te pieniądze powstała silna polska flota. "Za pięćdziesiąt lat - dodał z ironią - równie świetne jak dzisiejsze towarzystwo bawiłoby się w Gdańsku". "Marzenie całkiem pociągające, tylko my, dla tamtych krajów stanowimy [k. 97] niezbędny element cywilizacji. Gramy tam rolę Rzymian w Galii Cezara." "Ale pani uznaje konieczność reformy agrarnej?" Zapytał przenikliwie i z naciskiem, jak gdyby wiedział, że mi sprawia przykrość. "Naturalnie" odparłam żywo, "szczególniej na wschodzie, gdzie wielkie przestrzenie ziemi leżą odłogiem od wojny, parcelacja stanie się jedynym ratunkiem dla zniszczonych gospodarstw. Moi krewni, którzy mają 60-tysięcy dziesięcin z radością odstąpią 50 tys. dla chłopów". "Ale socjaliści" rzekł Lord "nie uznają i tak dużej własności". "Socjaliści chcą burzyć, a nie uznają, że przez ewolucję dochodzi się dopiero do postępu." Widziałam jednak, że Lord mi nie dowierza i chce we mnie widzieć pieniężny i klasowy interes. [...] Mówiłam dalej, że wśród szlachty istnieją prądy nieomal demagogiczne, że my jesteśmy dziwnie postępowi, ale wobec opornego stanowiska Lorda zapomniałam, iż o tradycji nie należy mu wspominać i oświadczyłam, że mój pradziadek przemawiał pierwszy na Litwie za uwłaszczeniem włościan. Wreszcie, gdyśmy wypili kawę w ustronnym salonie pomyślałam, że więcej dla sprawy nie uczynię [...] Tymczasem reszta towarzystwa także wypiła kawę, otworzono drzwi z hallu na taras, wielu panów wyszło na dwór, gdzie stały dzieci szkolne ubrane w stroje narodowe. Niektórzy mieli kodaki i fotografowali. Szołdrski, zwyczajem Polaków, pragnął zadziwić swoich gości więc podprowadził ich ku stajniom i zabudowaniom folwarcznym. Chciał też pokazać cudzoziemcom, jak wygląda warsztat wielkiego gospodarstwa polskiego. Długi orszak zaproszonych gości wydłużył się niby łańcuch poloneza. Czerwone czapki

Barbara Wysocka

Ryc. 5. Członkowie Komisji Międzysojuszniczej na Ratuszu, 2 III 1919 r.

generałów francuskich świeciły wesoło w słońcu, siwy mundur Duponta tworzył plamę. Niessel maszerował na przedzie z głową zadartą, inni stawali grupkami, przyglądając się urządzeniom rolniczym. N oulens, który był swego czasu ministrem rolnictwa 59 , wygłosił przed pługiem parowym dociekły [!] wykład nacechowany ciasną praktycznością burżuja. U nas najbardziej fachowi ludzie nie zatracili piastowskiego gestu chłopa żyjącego na roli. [...] [k. 97v] [...] Pobyt był zresztą tym niezły, że krótki. Misja spieszyła się z powrotem na konferencję o czwartej. [...] Pobyt misji ciągle się przedłużał. Niemcy na konferencji zwlekali jak mogli, odwołując się wciąż do swego rządu. Generałowie francuscy tracili cierpliwość. Konflikt między nimi, a Amerykanami, się zaostrzał.

Ostatnie wielkie śniadanie wydali Kociowie Morawscy w poniedziałek 11 marca [sic! w. b. 10 marca]. Kucharz przyjechał z Objezierza. P. Turn0 60 , taki wyznawca Niemców, że aż podpisywał U -bout spende 61 , tylnimi drzwiami wślizgiwał się w łaski Ententy. Inni potentaci prowincjonalni, nawet tego nie uczynili, tylko sarkali na uboczu. Opowiadano sobie, że Ententa podziwia panie poznańskie, ale pyta, gdzie są mężczyźni? Mieczysławowa Chłapowska 62 , wielka społecznica, o surowych zasadach, wyraziła się, że "cudzoziemców przyjmują same dzierlatki". [...] [k. 98] [...] Śniadanie Morawskich trwało do późna. [...] W ogóle przykład Żyd owa podziałał. Ponieważ nie było już nikogo do wydawania fet w Poznaniu, więc gości zagranicznych proszono po kolei do rozmaitych rezydencji. Anglicy byli w Bonikowie i Psarskim, a Francuzi w Turwi 63 .

We wtorek [11 marca] Paweł 64 przyjechał z Biedruska, żeby pożegnać się ze swoimi. Przyjazd Paderewskiego podziałał i generał Dowbor zgodził się wysłać jeden pułk pod Lwów. Paweł mówił, że jego kompanja składa się z samych szesnastoletnich chłopców, całkiem nie wyćwiczonych. Gdy jednak do koszar sprowadzono doktora, aby najsłabszych odesłać, powstał taki płacz i lament, że musiano ich zostawić. [...] [k. 98v] [...] Na wieczorze u p. Drwęskiej odegrał się incydent polityczny.

Niemcy każdą okazję w lot chwytali, aby się skarżyć i rekryminować. Otóż znowu przyniesiono list od Reichenbacha 65 do Noulensa z protestacją. Niemcom mieszkającym w Rezidenz Hotel 66 wolno było, wedle umowy, chodzić po mieście aż do jedenastej. Tymczasem oficer, świeżo przydany im do asysty, nie wypuścił ich od siódmej. Noulens przyleciał do mnie cały wzburzony i wymachując krótkimi rękami - "Należy umów dotrzymywać" wołał "ii ne faut pas vous donner un semblant de fort". 67 Następnie wszystkie głowy misji usunęły się do odrębnego saloniku na naradę. Poczułam nieprzyjemnie siłę Niemiec, jeżeli taka drobnostka mogła wywołać takie zamieszanie. Noulensa poznawałam coraz lepiej, krępy niski, o pozornie naiwnym wejrzeniu, miał sposób bycia o wiele mniej wulgarny od Amerykanów. Posiadał trzy wybitne cechy - południowca, adwokata i arywisty, ale cała glina, z której powstały, była subtelniej sza, niż w innych krajach. Powiedział mi: "Je suis le premier commis voyager de mon pays"68.1 rzeczywiście, bardzo pilnie chodził za interesami handlowymi Francji, w czem znowu rywalizowali z nim Włosi. Zapalił się nawet do miny [kopalni] cynku Adama. "Polacy są porządni, to znaczy za mało pewni siebie", tłumaczył mi. "Wy jesteście zanadto nieśmiali i wszystkiego zanadto się boicie"[...] Paradował również przede mną swoją pamięcią i recytował mi jedne po drugich bitwy Napoleona z datą dnia, miesiąca, roku. Na wieczorze u p. Drwęskiej poznałam kores[k. 99]pondenta du "Petit Parisien"69 i przyjaciela N oulensa, którego wrażenia z Poznania miało czytać dwa miljony Francuzów. Przedstawiono go pod jego pseudonimem - Claud Ahnet, a jego właściwe imię było Schurat. Spędził długie miesiące na froncie rosyjskim w okolicy Mołodeczna.

[k. 99v] [...] W środę 13-tego [w. b. 12-ego] zawieźliśmy z ks. Maneczka panią Noulens do Wierzeni cy 70. Nie oceniła ona ani małego dworku, ani mądrości jego właściciela. Z rautem i wspaniałym bufetem wystąpiła znowu na salach "Bazaru" pani Marylka z Radziwiłłów Skórzewska 71 . Raut ten natchnęła radziwiłłowska zamaszystość i zmysł Skórzewskich do okazałości. Służba wystąpiła w liberii, w kontuszach, w strojach strzeleckich z jelenimi rogami na piersiach, zupełnie jak w maskaradzie. Srebra przywieziono z Lubostronia. Bufet był doskonały. [...]

[k. 100] [...] [15 marca] Zaprosiłam [Adama Grzymałę-] Siedleckiego 72 na śniadanie. Poprzedniego dnia Siedlecki miał odczyt 73 , na którym byłam, ale w taki popadł patos na temat "chłopa", że aż mnie to rozgniewało. Dziwiłam się, że tak wytrawny umysł ulega ogólnemu pędowi do ludowości. Brakło mi w odczycie zacięcia, jakie niekiedy posiada jego proza. P. Guga [August Cieszkowski] przy

Barbara Wysocka

Ryc. 6. Mieszkańcy Poznania witający Komisję Międzysojusznicza na Starym Rynku, 2 III 1919 r.

gotował Siedleckiego na katedrę filozofii w Poznaniu, ale miejscowi augurowie 74 dopatrzyli się w nim braku matury. Przy śniadaniu Siedlecki był o wiele milszy niż na wykładzie. Powiedział, że w Sejmie zarysowuje się nieprzeparta antypatia chłopa do socjalisty. Wyraził mi swój gniew na przewrotność Piłsudskiego, który według niego nie chciał bronić Litwy i Lwowa i robił co mógł, aby jak najwięcej inteligentnej młodzieży poległo. Ponieważ ma skłonność do banalności, więc się rozczulił na widok mojej teściowej, jako doskonałego typu matrony. [...]

[16 marca] [k. 100v] [...] Spotkałam się znowu z Siedleckim na herbatce zorganizowanej przez p. Misie Ostrowską trochę na cześć Siedleckiego, trochę na cześć Lorda. Ale ten ostatni nie przyszedł i tylko Wielopolski przyniósł wiadomość, że nagle i niespodziewanie odjechał do Paryża via Berlin. [...] Lord już dawno dąsał się, że nie wraca do Paryża i nie może wpłynąć na decyzje kongresu, ale w jego nagłej podróży via Berlin widzieliśmy tajemne konszachty z Niemcami. Adam przyszedł nieco później uwolniony od Lorda, ale obarczony nowym gniewem generała. Misjonarze jak dzieci, paradowali, jeden przed drugim ze swoich sukcesów. Anglicy, wróciwszy z Niechanowa 75 rozpowiadali długo przy obiedzie na Zamku o tym jak Gniezno było udekorowane, i jak ich u wrót katedry spotkał sam arcybiskup. Wtedy Kernan, który był także w Niechanowie, wspomniał z goryczą, że jego nie spotkał żaden biskup, i że go tłumy (na czas nie powiadomione) nie witały entuzjastycznie. Zobaczywszy Adama, na jego głowę wylał swą żółć, w uwagach równie miłych, jak następujące "że się czuje całkiem zbytecznym w kraju, gdzie tak mało wznieca przyjaźni" [k. 101] "Co dla tego gbura

wymyśleć?" wołał Adam załamując ręce. Po długich naradach Marysia wynalazłajazdę do Kórnika. Nazajutrz, przez cały ranek przechodziliśmy emocje organizując wyprawę. Adam nie dawał znać czy generał przyjął zaproszenie i daremnie telefonowałam z "Bazaru" do Zamku. Potem dzwoniliśmy nieustannie do Kórnika, żeby obstalowywać chorągwie, banderję, owacje. "Muszą być kwiaty i mała dziewczynka z ogromnym bukietem". Hanka i Marysia zajęły się zapraszaniem gości na wyprawę. Nagły popłoch wznieciła wiadomość, że Włosi także wybierają się do Kórnika, ktoś więc znowu poleciał do telefonu, ażeby zapowiedzieć, że tylko Amerykanie jadą w charakterze oficjalnym. Potem powstał trans, że samochody nie przyjadą na czas, ale o wpół do czwartej cały ich szereg zatoczył się wolno przed drzwi hotelu "Rzymskiego". [...] Słyszałam tyle o brzydocie Kórnika, o fałszu i pretensjijego architektury, że doznałam niemalże miłego zdziwienia. Czas naturalnie i tu zrobił swoje, bo pozwolił tę rezydencję ująć z oddalenia jako doskonały symbol pewnej epoki. Chciałabym, aby nawet po secesji została architektoniczna całość tak skończona, przepojona atmosferą, jak Kórnik. Gdy przeszłam most zwodzony w przedsionku i bibliotece przypomniałam sobie Walter Scotta i gorsze, całkiem romantyczne ustępy z prozy p. Zygmunta [Krasińskiego]. Portret p. Jana Działyńskieg0 76 wiszący w salonie tym żywiej uprzytomnił mi ten niezwykły wybuch fantazji na zimno. W umeblowaniu odnalazłam pewien przewrotny gust Zamoyskich, którzy unikają zawsze złoceń i blichtru, a wskutek tego osiągają pewne minimum dobrego smaku. Przyjmowali nas i oprowadzali siwiuteńki castellanus 77 ijego córka. Wchodząc do salijadalnej Tomasz powiedział "że czuć dystyngowany zapach zamkowy, tak jak w Krasiczynie ,,78.

[W tym miejscu urywa się T. 15 "Dziennika". Następny tom dotyczy już innych wydarzeń] .

PRZYPISY:

1 "Bazar" - reprezentacyjny hotel i dom handlowy, ośrodek polskiego życia społecznego. Wybudowany w latach 1838-41 przez spółkę akcyjną wg projektu Ernesta Steudnera. 2 Naczelna Rada Ludowa powołana została przez Sejm Dzielnicowy (reprezentujący Polaków z całego zaboru pruskiego) obradujący w Poznaniu 3-5 XII 1918 r.

3 Kolonizacja niemiecka - (K6nigliche Ansiedlungskomission) Komisja Kolonizacyjna utworzona 26 IV 1886 r. dla wykupu polskich dóbr ziemskich i osiedlania na nich niemieckich chłopów. Gmach Komisji, barokowo-klasycyzujący, wybudowany około 1910 r. wg projektu Baurata Deliusa kosztem 2 min 250 tys. marek. Obecnie Collegium Maius. 4 Zamek Cesarski, neoromański, wybudowany około 1910 r. wg projektu Josepha Stiibbena.

5 Hotel Rzymski, budynek z polowy XIX w. na rogu placu Wilhelmowskiego (obecnie Wolności) i Alei; gruntownie przebudowany w 1866 r. W latach 1897-98 podwyższony o dwa piętra (do wysokości czterech pięter) stał się jednym z najbardziej monumentalnych gmachów przy placu Wiłhelmowskim. Kolejne przebudowy nastąpiły w okresie okupacji hitlerowskiej i po zniszczeniach 1945 r. 6 Aleksander Szembek (1886-1928), syn Piotra Szembeka i Marii z Fredrów, właściciel Siemianic koło Kępna.

7 Teściowa Janiny - Maria Żółtowska z Sapiehów (1855-1929), siostra kardynała Adama Sapiehy.

Barbara Wysocka

8 Grenzschutz - organizacje militarne tworzone z resztek armii cesarskiej oraz ochotników. Działały od listopada 1918 f. do początków lat dwudziestych. 9 Członkowie NRL brali udział we wszystkich uroczystościach związanych z pobytem misji. l marca w powitaniu na dworcu kolejowym wzięli udział ks. S. Adamski, W. Korfanty, A. Poszwiński, W. Seyda z Komisariatu NRL przemawiał prezes Rady dr B. Krysiewicz. 2 marca z balkonu Ratusza przemawiał A. Poszwiński. W. Seyda z żoną wydali uroczysty obiad dla członków misji. W. Korfanty wielokrotnie wygłaszał mowy podczas oficjalnych przyjęć. 10 Aktywiści - w czasie I wojny światowej orientacja polityczna rozwiązania sprawy Polski w oparciu o Niemcy.

11 Olgierd Czartoryski, syn Zdzisława Czartoryskiego i Marii z Zaleskich, ur. 1888.

W 1913 r. ożenił się z Mechtyldą (1891-1966) z austriackich arcyksiążąt Habsburgów z Żywca. 12 Hanka - Hanna Żółtowska z Mężyńskich, Uf. 1876, od 1903 f. żona Leona Żółtowskiego, brata Adama (Uf. 1877). 13 Marysia - Maria Zamoyska, siostra Hanny Żółtowskiej.

14 Ks. Maneczka - Maria Czartoryska z Zaleskich (1862-1942), żona Zdzisława Czartoryskiego (1859-1909), właściciela Starego Sielca pod Jutrosinem, syna Adama Konstantego i Elżbiety z Działyńskich. 15 Panie Poszwińskie, Korfanciny, Seydziny - żony członków Komisariatu NRL - Zofia z Obrębowiczów (1883-1976), żona Adama Poszwińskiego; Elżbieta ze Szprotów, żona Wojciecha Korfantego; Maria z Leitgeberów, żona Władysława Seydy.

16 Tomasz Żółtowski (1897-1935), brat Adama.

17 Ks. Stanisław Adamski (1875-1967), od 1904 f. W Poznaniu, działacz polityczny i społeczny, organizator Sejmu Dzielnicowego (3-5 XII 1918), członek 6-osobowego Komisariatu NRL. 18 Joseph N oulens występował w Polsce w randze ambasadora.

19 Dwaj Szołdrscy, Szembek - Jan Szołdrski (1881-1939), właściciel Gołębina Starego oraz Psarskiego i Jaszkowa (w pow. śremskim); Wiktor Szołdrski (1908-1939), właściciel Żydowa (w pow. poznańskim); Aleksander Szembek (pOf. przyp. 6).

20 Tadeusz Morawski (1893-1974), brat Kajetana, działacz społeczny i polityczny, poseł do Sejmu RP. 21 Karol Sczaniecki (1850-1921), właściciel Podarzewa (w pow. śremskim), poseł do Sejmu Pruskiego.

22 Luluś - Ludwik Żółtowski, ur. 1894, stryjeczny brat Adama (syn Marcelego), właściciel dóbr Brześnica, oficer Wojska Polskiego. 23 Hf. Maria Ostrowska, żona Tomasza Ostrowskiego, mieszkała przy pi. Wolności 18.

24 Stary teatr niemiecki - budynek wzniesiony przy pi. Wilhelmowskim w latach 1802-04 wg projektu Friedricha Gilly'ego, gruntownie przebudowany w latach 1878-79 oraz 1895-96. Po kolejnej przebudowie w 1911 f. przestał pełnić funkcje teatralne. Obecnie tzw. Arkadia.

25 Ks. Dekert - pomyłka autorki "Dzienników". W uroczystościach tych brał udział ks. Tadeusz Dykier (1877-1927), działacz społeczny, do czerwca 1919 f. dziekan generalny (w randze pułkownika) wojsk wielkopolskich.

26 Pani Drwęska - Izabela z Amrogowiczów, od 1907 f. żona Jarogniewa Drwęskiego.

27 Pani Szembekowa - Maria Szembekowa (1862-1937), poetka, działaczka patriotyczna, córka Jana Aleksandra Fredry i Marii z Mierów, wnuczka Aleksandra Fredry. Od 1881 r. żona Piotra Szembeka, właściciela Siemianic koło Kępna. 28 U ne tres gentille personne - franc, nader uprzejma osoba.

29 P. Drwęski - Jarogniew Drwęski (1873-1921), prawnik, od 11 XI 1918 f. nadburmistrz, od 17IV 1919 f. prezydent Poznania. 30 Charles Joseph Dupont (1863-1935), generał francuski, 1908-1914 szef służby wywiadowczej II oddziału Sztabu Generalnego, 1918-19 szef Francuskiej Misji Wojskowej w Berlinie, członek Komisji do Spraw Granicy Wschodniej Niemiec, 1921-26 szef Francuskiej Misji Wojskowej w Polsce, od 1926 f. W stanie spoczynku.

31 11 Y aurait en Pologne les memes moeurs qu'en Turquie? - franc, Czy w Polsce są takie same obyczaje, jak w Turcji? 32 Gen. Dowbor - Józef Dowbór-Muśnicki (1867-1937), od 6 11919 r. z ramienia NRL głównodowodzący wojskami powstańców wielkopolskich. 33 Mes generanse, en avant - franc. (błędnie - w. b. mes generaux), Panowie generałowie, naprzód. 34 A la fourchette - franc, dosłownie "na widelcu", tu - na stojąco.

35 Cest une journee inoubliable - franc, to dzień niezapomniany.

36 Prasa poznańska podawała, iż w raucie wzięło udział ponad tysiąc osób.

37 P. Czarnecki, zapewne Stanisław Czarnecki (1877-1942), właściciel Gogolewa (w pow.

gostyńskim). 38 Bamberki - mieszkanki podpoznańskich wsi w charakterystycznych strojach regionalnych, nazwa pochodzi od osadników z Bambergu sprowadzonych w XVII w. wokolice Poznania. 39 P. Lossowowa - Helena z Szembeków, córka Aleksandra, właściciela Słupi, od 1904 r.

żona Józefa Antoniego Lossowa, właściciela Gryżyny i Boruszyna. 40 Car je remarquais en eile le besoin de se faire importante - franc, bowiem ja zauważyłam u niej potrzebę stania się ważną. 41 Ks. M. Czartoryska mieszkała przy ul. Wesołej 2 (obecnie Zygmunta N oskowskiego).

42 Seducente - wł., ujmujący, sympatyczny.

43 J. Żółtowska tak scharakteryzowała księżnę Marię Czartoryską: "Poczciwa Maneczka, czyli ks. Zdzisławowa, z tego co słyszałam, miała ptasi umysł i niepohamowane zamiłowanie do tańca, tak, że w Poznaniu, i ku rozpaczy męża, gotowa była tańczyć do rana i to z byle kim". Inne czasy, inni ludzie, Londyn 1958, s. 166. 44 Alfred Chłapowski (1874-1940), dr nauk ekonomicznych, polityk i dyplomata, właściciel Bonikowa (w pow. kościańskim), poseł do parlamentu Rzeszy, Sejmu RP, minister rolnictwa, ambasador RP w Paryżu. 45 Irena Bnińska z Ponińskich (1885-1946), od 1911 r. żona Konstantego Bnińskiego (1889-1972), właściciela majątków Dobczyn, Dąbki i Samostrzeł (w pow. śremskim i wyrzyskim) . 46 Mimisia Żółtowska - Maria z Kwileckich (1870-1959), od 1891 r. żona Adama Żółtowskiego, właściciela Jarogniewic 47 Cudzoziemcy ze Lwowa - członkowie międzysojuszniczej misji informacyjnej wysłanej do Galicji Wschodniej, m.in. gen. Joseph Berthelemy. 48 Por. notę biograficzną o R. H. Lordzie. H. Arctowski we wstępie do tłumaczonego przez J. Kasprowicza odczytu R. Lorda (Polska, Lwów 1921) napisał: ,,[...] Polskę pokochał Lord, on pokochał całość narodu [...] Czyżbyśmy zasłużyli na taką przyjaźń?" 49 The cup of love - ang., czara miłości.

50 Margrabia Bogdan Hutten-Czapski (1851-1937), prawnik, polityk, właściciel ordynacji smoguleckiej (w pow. wągrowieckim), członek pruskiej Izby Panów. Z dóbr smoguleckich utworzył fundację dla popierania nauki polskiej. 51 Lieutenant et commissaire de marine - franc, lejtnant i komisarz marynarki.

52 P. Morawska - Maria z Turnów (1893-1971), od 1915 r. żona Kajetana Morawskiego, właściciela Jurkowa (w pow. kościańskim). 53 Pomyłka autorki "Dzienników", chodzi tu o Antoninek pod Poznaniem, posiadłość Karola Stablewskiego (1855-1941) i jego żony Anny de Myło.

54 Komisariat NRL - ciało wykonawcze Rady. Wchodzili do niego ks. S. Adamski, A. Poszwiński, W. Seyda, jako przedstawiciele Wielkopolski, S. Łaszewski z Pomorza, W. Korfanty i J. Rymer z Górnego Śląska.

55 Morawscy - Kajetan Morawski (1892-1973) i żona Maria z Turnów.

56 Szołdrscy - por. przyp. 19.

57 W tym dniu uruchomiono specjalny pociąg z Poznania do Rokietnicy, skąd około 50 osób udało się powozami do Żydowa.

Barbara Wysocka

58 Et que je sui s toute penetree de l'esprit francaise - franc, i że jestem cała przeniknięta duchem francuskim. 59 Pomyłka autorki, N oulens był ministrem rolnictwa w rządzie Clemenceau od 29 VII 1919 r. do 18 11920 r.

60 P. Turno - Stanisław Turno (1866-1943), właściciel Objezierza (w pow. obornickim).

61 U -bout spende - dobrowolna ofiara na niemieckie łodzie podwodne podczas I wojny światowej. 62 Mieczysławowa Chłapowska - Wanda z Potworowskich (1882-1959), córka Gustawa Potworowskiego i Franciszki z Kurnatowskich. 63 Bonikowo (w pow. kościańskim) należało do Alfreda Chłapowskiego, Psarskie (w pow.

śremskim) do Jana Szołdrskiego, Turew (w pow. kościańskim) do Zygmunta Chłapowskiego (1869-1919) i jego żony Tekli z Mańkowskich. 64 Paweł - Paweł Żółtowski, ur. 1889, brat Adama.

65 Reichenbach - pomyłka autorki "Dzienników". N a czele delegacji niemieckiej stał baron Rechenberg. 66 Residenz Hotel - budynek wzniesiony około 1890 r. przy ul. Św. Marcin 44 (obecnie 74).

67 II ne faut pas vous donner un semblant de fort - franc, nie można wam dać pozoru siły. 68 Je suis le premier commis voyager de mon pays - franc, jestem pierwszym komiwojażerem mojego kraju. 69 Zapewne pomyłka autorki. Obszerne korespondencje z Polski zamieszczał dziennik "Le Petit J ournal" .

70 Właścicielem Wierzenicy był August Cieszkowski (1861-1932), filozof, filantrop, syn znanego filozofa Augusta. 71 Maria z Radziwiłłów Skórzewska - żona Zygmunta Skórzewskiego (1894-1974), ordynata na Czerniejewie- Radomicach i na Łabiszynie- Lubostroniu. W raucie wzięło udział około 130 osób. 72 Adam Grzymała-Siedlecki (1876-1967), krytyk literacki i teatralny, prozaik, dramatopisarz. 73 Siedlecki wygłosił w Poznaniu dwa odczyty w sali Bazaru: 11 marca "Literatura polska wczorajsza, dzisiejsza i jutrzejsza", na którym nie zmieścili się wszyscy chętni; drugi - 14 marca "Stanisław Wyspiański". 74 Augurowie - łac. augures, w starożytnym Rzymie kolegium kapłańskie badające wolę bogów. 75 Niechanowo (w pow. gnieźnieńskim) - majątek Leona Żółtowskiego, brata Adama.

76 Jan Działyński (1829-1880), mecenas kultury, działacz społeczny i polityczny, właściciel dóbr kórnickich. 77 Castellanus - łac, mieszkaniec zamku. Był to Zygmunt Celichowski (1845-1923), bibliotekarz kórnicki, plenipotent W. Zamoyskiego, historyk, wydawca, działacz społeczny. 78 Krasiczyn (w Przemyskiem) siedziba rodowa Krasińskich z późnorenesansowym zamkiem, przebudowanym w XIX w.

ANEKS NR l Opisy pobytu Komisji Międzysojuszniczej w prasie poznańskiej

"Kurier Poznański" z 2 III 1919 nr 51

Powitanie Misji Koalicji w Poznaniu Dziś rano [1 marca - sobota] już przed godz. 7 panował na wszystkich ulicach miasta ruch niezwykle ożywiony. Przy oknach mieszkań i składów gorączkowe wykańczanie sztandarów polskich i państw Ententy. Na ulicach zaś spieszą z różnych stron gromadki cywilnych mężczyzn i kobiet, z kokardami, miarowym krokiem kroczą oddziały wojsk, zastępy Straży Ludowej. Na plac Wolności (b. pi. Wilhelmowski) jako na miejsce zbiórki dążą niezliczone gromadki młodzieży szkolnej i drużyny Skautów obojej płci. Fale ludzkie płyną i koncentrują się koło zamku i dalej poprzez "Kaponierę", aż do dworca. Fale rosną z każdą chwilą i zamieniają się w jedno wielkie morze głów, powstrzymywane karnie przez dwa żywe szpalery, ciągnące się od zamku, aż do dworca. Szpaler tworzą: polska młodzież szkolna wszystkich szkół poznańskich, młodzież skautowa, tudzież Straż Ludowa. Na placu dworcowym po lewej stronie umundurowany oddział poznańskiego Bractwa Strzeleckiego z nowym swym sztandarem polskim i Straż Ludowa. Naprzeciw zaś kompania piechoty i szwadron ułanów z proporczykami pełniących straż honorową. W środku, przy stacji tramwajowej około 20 samojazdów i tyleż powozów oczekujących dostojnych gości. Na pomoście łazarskim i wschodach znowu jedno wielkie morze głów - tam ustawili się już od wczesnego ranka najpilniejsi i najdowcipniejsi, zyskując w ten sposób najlepszy widok. Na dachu dworcowym ulokował się również tłum ludzi. Do hali dworcowej wstęp tylko za specjalnymi legitymacjami. Oprócz sztabu Głównego Dowództwa gromadzą się tam członkowie Komisariatu i Prezydium Naczelnej Rady Ludowej, przedstawiciele prasy, prezydent miasta p. mec.

Drwęski, prezydent policji p. K. Rzepecki oraz przedstawiciele wszystkich ważniejszych instytucji. Tam ośmiu chorążych skautowych stanęło w szeregu z swymi proporczykami, chorąży Straży Ludowej z nowym sztandarem itd.

Powitanie Misji na dworcu Pociąg przewożący dostojnych gości z Warszawy opóźnił się o l i pół godziny (z powodu -jak się dowiadujemy - gorącej owacji zgotowanej im w Środzie). Wreszcie godz. 9.00 - pada hasło "jedzie" - krótka komenda na peronie: "Prezentuj broń" - orkiestra wojskowa gra Marsza Dąbrowskiego i pociąg zajeżdża. Wśród gromkich okrzyków "Niech żyje Koalicja" wysiadają z wagonów członkowie Misji w towarzystwie posła Korfantego i kilku gości z Warszawy. Orkiestra gra teraz hymn narodowy francuski - Marsyliankę, burza okrzyków na cześć Koalicji wybucha na nowo, a w tym czasie witają drogich gości komisarze Nacz. Rady Ludowej i główny wódz wojsk naszych gen. Dowbór-Muśnicki, który jednocześnie składa szefowi Misji, p. N oulensowi oficjalny raport

Barbara Wysocka

Po tym wstępnym akcie powitalnym na peronie nastąpiła defilada orkiestry znajdującej się tam honorowej kompanii piechoty, zaczem poprowadzono dostojnych gości do hali dworcowej przybranej obficie w zieleń i emblematy narodowe polskie oraz w sztandary państw koalicyjnych. Tu w otoczeniu przedstawicieli miasta i społeczeństwa powitał drogich gości przemową francuską prezes N.R.L. p. dr Boi. Krysiewicz*.

[...] Więc przyjmujemy Was Panowie, jako swoich drogich gości, a przedstawicieli tych narodów, z którymi w przeszłości łączyła nas zawsze wspólność idei ogólnoludzkich i braterstwo broni, a w teraźniejszej wojnie wspólność interesów i dążeń politycznych, co daje rękojmię jeszcze ściślejszych węzłów w przyszłości [...] W odpowiedzi na mowę p. dr Krysiewicza przemówił szef Misji ambasador N oulens: [...] stoimy tutaj na ziemi polskiej, z której wyszła wielka dynastia Piastów, i z której świetny rozwój Polski wziął swój początek [...] Polacy na tej ziemi są placówką, o którą rozbijały się fale niemieckie. Ziemia ta [...] jest i w przyszłości potrzebna państwu polskiemu, do którego musi powrócić. W hali dworcowej rozległy się entuzjastyczne okrzyki na cześć pana N oulensa i Misji, które w lot pochwyciły zgromadzone na placu dworcowym tłumy. Był to prawdziwy, żywiołowy wybuch naj szczerszego entuzjazmu, który już niemal nie ustawał i raz wraz z nową dobywał się siłą. A wśród tego rozległy się dźwięki orkiestry, która zagrała teraz hymn narodowy angielski [eee] Dostojni goście w asystencji komisarzy i Głównego Dowództwa udali się na plac dworcowy [...] Pada komenda i wśród nieustających oznak szczerego zapału dokonuje się defilada piechoty i jazdy. Szczególniej jazda nasza, dziarscy ułani ze swym porucznikiem p. Ciążyńskim na czele wywołała wśród drogich nam gości wyrazy podziwu i zachwytu.

Pochód do zamku Piechota i ułani tworzyli czoło pochodu triumfalnego prowadzącego członków Misji do zamku. Zaledwie ukończyła się defilada zajechał powóz zaprzężony w prześliczną czwórkę koni maści "izabelowej", zajęli w nim miejsce państwo N oulens. Za nimi samojazdy i powozy, w których zajęli miejsca wszyscy inni członkowie Misji, tudzież komisarze N.R.L., Gł. Dowództwo itd. Poza łańcuchem tym runęły tysięczne tłumy zgromadzonych, wśród ustawicznych okrzyków. Poznań zgotował przedstawicielom mocarstw Koalicji powitanie królewskie.

* W prasie poznańskiej mowy wygłoszone w obcych językach podawano jedynie w polskim tłumaczeniu.

"Kurier Poznański" z 4 III 1919 nr 52

Misja Koalicyjna w Poznaniu [2 marca - niedziela] Na placu Wolności ustawione w bajecznym ordynku w czworobok kolumny wojsk naszych, a w środku 4 baterie [...] Po tej uroczystości [poświęcenia baterii] udała się Misja z Komisariatem [N.R.L.] i Gł. Dowództwem itd. przed gmach Banku Włościańskiego, naprzeciw ustawiła się orkiestra wojskowa i rozpoczęła się defilada wszystkich formacji wojsk załogujących w Poznaniu, piechoty, artylerii i konnicy, która trwała około pół godziny. Następnie wśród rozbrzmiewających z tysięcznych piersi okrzyków członkowie Misji powsiadali do samojazdów i udali się na przejażdżkę po wiadomych już z sobotniej notatki ulicach Poznania [Alejami, św. Marcinem, do pi. Piotra, ul. Strzelecką, Zielonym Ogrodem, pi. Bernardyńskim, Wielkimi Garbarami, Chwaliszewem do Środki i z powrotem, następnie - Wielkimi Garbarami, Małymi Garbarami, p. Wronieckim, pi. Sapieżyńskim, koło Głównego Dowództwa, Alejami na ul. Fryderykowską, pi. Królewskim, ul. Teatralną, pi. Wolności, ul. N ową do ratusza - "Kurier Poznański" l III 1919 nr 50].

Bankiet O godz. 7 odbył się na zamku na cześć Misji bankiet przy udziale 120 osób.

Tam komisarz Korfanty wzniósł następujący toast przemawiając najpierw w języku francuskim [...] Panowie Reprezentanci pięknej i heroicznej Francji! W imieniu tej części narodu polskiego, która od wieku przeszło znosiła i częściowo jeszcze znosi ciężkie jarzmo największego wroga wolności mam zaszczyt powitać Was w tej dzielnicy, która jest kolebką narodu i państwa polskiego. Serca nasze zawsze zwracały się do Was, ponieważ wspólne ideały i stare węzły przyjaźni łączą Polskę z Francją. Od wieków wywiera geniusz francuski niezatarty wpływ na cywilizację polską. Ideał wolności i demokracji jest nam wspólny. Za wolność, równość i braterstwo przelewała się szlachetna krew francuska od wieków na całym świecie i Polacy są dumni, że walczyli i walczą jeszcze ramię przy ramieniu z Francuzami o zwycięstwo tych zasad [...] Dzięki Waszemu zwycięstwu powstała także Polska wolna, niezależna, zjednoczona, życzymy, aby sojusz ścisły między Francją a Polską oparty na podstawie naszych zwycięskich ideałów trwał zawsze. Niech żyje piękna i heroiczna Francja!

[W. KoIfanty wygłosił następnie jeszcze dwie mowy po angielsku do członków Misji - Anglików i Amerykanów].

Barbara Wysocka

ANEKS NR 2

Leon J anta - Połczyński 1 Spotkania z wybitnymi osobistościami.

[Rozmowy z J. Noulesem i R. H. Lordem].

BK, rkps, sygn. 11028, s. 16-22, 26.

[...] Przedstawiono mnie Przewodniczącemu, byłemu francuskiemu ambasadorowi w Petersburgu panu Noulens, zażywnemu lecz dostojnemu i wesołemu panu, jako przygodnego przedstawiciela "Prus Zachodnich". Powitał mnie tymi słowy: "Prusy Zachodnie, wszak to N adrenia" Co mi Pan może powiedzieć o francuskiej granicy. Zaśmialiśmy się obydwaj. Zaznaczył wprawdzie, że Komisja jest wyznaczona do limitacji granic Poznańskiego, lecz kiedy mu powiedziałem, że u nas czeka się tylko z wybuchem powstania, gdyż wszystko jest przygotowane ijutro może nastąpić wybuch w Toruniu i Bydgoszczy, uznał od razu, że to ściśle łączy z powstaniem poznańskim. Posadzono mnie obok niego do obiadu, przy stole wspaniale ubranym w kryształy, srebra i brązy. [...] N oulens: [...] Zapoznam Pana z jego [Wilsona] przedstawicielem w naszym gronie i osobistym przyjacielem i współwyznawcą programu, prof. Lordem. Niech Pan spróbuje jego przekonać o polskich prawach nie tylko, ale i o interesie świata, by wam się działa sprawiedliwość. O wybuchu powstania gdzieś tam u was lepiej mu nie mówić. "Bigos" (miał na myśli Bydgoszcz) to nie świat w rozumieniu Amerykanina. [...] Ja: Francja musi uzgodnić się z Wilsonem, a dla was przyszłość Polski nie jest bynajmniej obojętna. Niemcy dziś pokonane nie przestaną być 70 milionowym narodem, to jest "światową potęgą". Francji musi zależeć na tym, żeby w jej zapleczu mieć sojusznika i to nie słabego. Wy pretendujecie do Alzacji i Lotaryngii. Na drodze do Strassburga i Metzu leży "Bigos" (Bydgoszcz). To pierwszy "etap".

Czy Pan tego nie uważa? N oules: Ja w życiu politycznym należę do partii... Teraz Pan się dziwi... Do socjalistów radykalnych. Postaram się Panu wytłumaczyć naszą czołową opinię: My upatrujemy rozwiązanie zagadki pokoju w świecie w gospodarczym zagadnieniu jako wyżywienie. Droga do pokoju takjak miłość wiedzie przez żołądek. Zgadzamy się na najszerszą wolność polityczną ludności, ale zastrzegamy możliwości gospodarcze i pod tym względem jesteśmy o wiele mniej radykalni, niż wasi tutejsi demokraci, którzy dziecinnie się przechwalają, że Polska jest najtańszym krajem Europy. To jest błąd, jeżeli nie umie się korzystać z takiej koniunktury. My nosimy serce po lewej, a portfel po prawej stronie. Przy czarnej kawie zapoznał mnie z profesorem Lordem, jako ze swoją "Skałą Tarpejską". Był on światłym naukowcem z miłą formą towarzyską. N oules dał nam dwa dni czasu do wygadania się. Lord zaprosił mnie na drugi dzień do swo

* Leon Janta Połczyński (1867-1961), właściciel Wysokiej w pow. tucholskim, działacz gospodarczy, oświatowy i polityczny; delegat rządu polskiego na konferencję pokojową w Paryżu; senator RP; 1930-32 minister rolnictwajego biura, "na razie w cztery oczy". Nie bardzo wypoczywająca była dla mnie noc, ale jednak w dobrej kondycji, a uzbrojony w całą walizkę "materiałów", stawiłem się rano u Lorda. Profesor miał czoło wyniosłe, oko myślące i trzeźwe, a uśmiech jego był zachęcający, lecz powściągliwy. Przyjął mnie dobrą kawą i wybornym hawajskim cygarem, jako amerykańskimi przyczynkami do dyskusji. Zacząłem od wywodów historycznych praw Polski do Pomorza Gdańskiego, przedkładając mu mój memoriał angielski. U śmiechnął się pobłażliwie i powiedział: N as Amerykanów nie mogą przekonać argumenty historyczne, bo na takich podstawach (śmiejąc się) możnaby żądać zwrotu Ameryki jej pierwotnym właścicielom Indianom. Dziś trzeba mówić o wymogach nowszych czasów. Odłóżmy historię starożytną. (Mój memoriał, nie zajrzawszy do niego, odłożył. Paznokciem zrobił na nim znak makulatury). Zresztą ciągnął dalej, znam waszą historię z angielskiej encyklopedii "Britannica" .

Ja: To mało (odrzekłem) "Britannica" pochodzi z czasów, kiedy się historię upatrywało w przewadze siły i przemocy. I to jest historia starożytna. Czy Pan np. wie, że Polska była pierwszym krajem na kontynencie europejskim, w którym decydującym czynnikiem polityki był Sejm z władzą naczelną (królów). Król był obieralny, a zatem Polska była demokratyczna. [...] Czy Pan wie, że pierwszym uniwersytetem był polski Kraków, który wydał takich uczonych jak Kopernika? Czy Pan wie, że Polska była jedynym krajem wolności religijnej. [...] Czy Pan pamięta, że za waszą wolność bili się Polacy, i to nie byle jacy, bo Kościuszko i Pułaski, wodzowie polskich walk przeciw Rosji, dla których ówczesna Europa zdobyła się tylko na platoniczne sympatie jednostek. Anglia finansowała zaborcze wojny i intrygi pruskiego Fryderyka II o dzisiejszy Śląsk, a któremu "Britannica" przyznaje tytuł wielkiego? Lord: Przyznaję, że z takiego naświetlenia historii Polski nie zdawałem sobie sprawy. Mam nadzieję, że Kongres Pokojowy wymierzy Polsce sprawiedliwość jako (znowu lekko ironicznie) "pionierce wolności" w Europie. Ale my tu przy tym stoliku nie możemy roztrząsać wielkich zagadnień. N as interesuje tylko szczegół i to drobny, to jest wasza prowincja i jej przyszłość.

Lord: Niemcy znajdują sobie zakulisowy dostęp do prezydenta Wilsona. Poznańskie już zdaje się, że uważają za przegrane, lecz bronią Prus Zachodnich, tj. waszego Pomorza, kładąc nam w uszy, że jego przysądzenie Polsce stanowiłoby odcinek zapalny, bądź zupełny chaos, gdyż Polacy dali historyczne dowody, że rządzić nie umieją. Ja: Więc dobrze. Przedstawię Panu ich rządy, a potem Polski nierząd. [...] Oto mapa pruskiej prowincji "Prus Zachodnich". N azwy z czasów, w których przyszła potęga pruska, oprócz Brandenburgii, obejmowała tylko Prusy pierwotne, zdobyte na rodzimych Prusakach przez Niemiecki Zakon Krzyżowy. Polska w myśl orędzia Wilsona pretenduje tylko do tych części, które są dotąd bezwzględnie polskie, tj. wykazujące ponad 50 proc. ludność polską. (Oto druga mapa). W tym odcinku wieś jest zamieszkała przez 78 proc. ludności polskiej, mia

Barbara Wysocka

sta w 60-70 proc. Większości niemieckiej nie ma żadnej, jeżeli odejmiemy urzędników administracji pruskiej i oczywiście wojsko, i odkąd powstała Komisja Kolonizacyjna, która wykupywała polską własność na korzyść sprowadzonych z zagranicy niemieckich urzędników, których oczywiście trzeba odliczyć od liczby autochtonów. (Odruch zaskoczenia Lorda). [...] [Dowodów] na poczekaniu nie mógłbym Panu dostarczyć, chyba w niemieckim opracowaniu. Pochodzą one z kuźni wszechniemieckiego H. K. T. i naświetlają wszystkie przejawy polskiej pracy, jako zagrożenie "bytu państwa pruskiego". Przyniosłem Panu do przeglądu całe grube tomy. Lord: Specjalnie jestem wdzięczny Panu za te niemieckie ilustracje. Niech Pan nie sądzi, że mi Pańskie wywody nie wystarczają, ilustracje jednak świetnie uzupełniają obraz obecnej sytuacji. Jako Amerykanin jestem zaskoczony ciasnotą ram tego sporu, który u nas mógł mieć tylko znaczenie mało ważnego odcinka. Mówiąc o szczegółach to nie dotknął Pan sprawy Gdańska. I on jest częścią prowincji, a Pan nawet nie sugeruje, żeby Gdańsk mógł być polski. Ale dla mnie to zupełnie niepotrzebne. - Jeżeli Polsce, co jest niewątpliwe, Kongres przyzna własność państwową, to jest oczywistością, że Państwo, mające 25 milionów ludności, musi mieć dostęp do morza. To jest warunkiemjego bytu, a Gdańskowi się krzywda nie stanie. Jako portowe miasto jest zależne od swego handlowego zaplecza, którym będzie Polska. Przypuszczam, że jako większe miasto będzie umiała jego inteligencja ocenić ten monopol i wyciągnąć odpowiednie konsekwencje. Pan mnie specjalnie ujął podkreśleniem gospodarczej strony współżycia narodów. - "Wolność" i "kultura" są dopiero pochodnymi znamionami pewnego dobrobytu. Zamożny człowiek nie odczuwa ani "niewoli" ani innej krzywdy. [...] Następnego ranka plenarne zebranie pod przewodnictwem Noulensa. Odbyło się ono w przewidziany sposób, gładko przyjęto delimitacje granic Poznańskiego. Wówczas N oulens zgrabnie zasugerował zajęcie się chociażby tylko teoretycznie sprawą Pomorza, gdzie rzekomo lada chwila także wybuchnć może powstanie, któremu by można zapobiec wydaniem opinii przez tak kompetentne grono ekspertówf...] . Wobec cichych oklasków zebrania Lord zabrał głos, stwierdzając bardzo stanowczo, że w pokojowej Europie niepodobna zostawić zapalnego ogniska jakim jest Pomorze. I mnie wcale nie wspominając, udowodnił cytacjami z niemieckich prac naukowych, które mu dostarczyłem, do jakiego stopnia Rząd Niemiecki wyczerpawszy wszelkie sposoby zwalczania Polskiej pracy gospodarczej i kulturalnej, postanowił polską rasę "ausrotten" (wyniszczyć, wytępić). Wprawdzie rząd i nacjonalizm pruski wypiera się tego zamiaru, ale domyślić się można, że zagraża dostępowi do morza krajowi o 25 milionowej ludności. Z naciskiem podkreślił, że nie może się powtórzyć taka ewentualność. Wobec tego i bezsprzecznie stwierdzonej większości ludności polskiej na Pomorzu, on by opiniował za przyznaniem Pomorza, z portem w Gdańsku, jako minim um gospodarczych możliwości dla Polski. Komisja się zgodziła. N oulens oczywiście zastrzegł sobie, że to nie jest żadna decyzja, tylko uzgodniona opinia. Kiedy po rozejściu się zebranych N oulens w obecności Lorda winszował mi sukcesu, oświadczyłem, że to sukces tylko moralny, ale nie praktyczny. [...]

Powyższy artykuł jest częścią publikacji Kronika Miasta Poznania 1998 R.66 Nr4; Naczelna Rada Ludowa 1918-1920 dostępnej w Wielkopolskiej Bibliotece Cyfrowej dla wszystkich w zakresie dozwolonego użytku. Właścicielem praw jest Wydawnictwo Miejskie w Poznaniu.
Do góry