MISCELLANEA

Kronika Miasta Poznania 1998 R.66 Nr2; Inteligencja poznańska, historia i wspomnienia

Czas czytania: ok. 16 min.

SMUTNE LOSY OGRODU SZELĄGOWSKIEGO

WALDEMAR KAROLCZAK, GRZEGORZ SPORAKOWSKI

P rzed ponad stu laty jeden z najbardziej popularnych ogrodów wycieczkowych w Poznaniu znajdował się na przedmieściu Szeląg. W czasie kiedy miasto stanowiło potężną twierdzę pruską i otoczone było fortyfikacjami, po przejściu Bramy Szelągowskiej do wspomnianego ogrodu prowadziły aż trzy drogi. W "Kurierze Poznańskim" z 6 czerwca 1879 r. czytamy: "Nasyciwszy się wreszcie do woli tą smętną, rzewną a błogą melodyą niebiańskich śpiewaków, postąpimy kilkaset kroków naprzód i dojdziemy do bramy fortecznej, od której trzy wiodą znów drogi do Szeląga: trakt bity środkiem, prosto, jakby wystrzelił; szeroka ścieżka ogrodzona od traktu bujnym, żywym płotem krzewu akacyi, z odnogą swą przez las na stokach fortecznych; wreszcie ścieżka nad samym brzegiem rzeki Warty. Przechadzka do Szeląga, mianowicie w tej chwili, w której wody Warty i Cybiny szerokim płyną korytem, przedstawia nam dziwnie piękny krajobraz, mogący bezpiecznie iść w zawody z tak chwalonymi wybrzeżami Renu. Przypominamy przytem, że Szeląg w soboty i niedziele zwykle odwiedzany bywa tłumnie przez ludzi obcej nam narodowości; kto więc pragnie odbyć samotnie lub w dobranem kółku przechadzkę, nie chcąc spotkać długim szeregiem podążających lub wracających gromadek, ten powinien upatrzeć sobie czas w dni powszednie, w których nasi najserdeczniejsi zwykle siedzą po domach, po magazynach, kantorach, w magistracie lub Radzie Miejskiej". Ogród Szelągowski służył mieszkańcom miasta już od 1843 roku, gdy w dawnej willi syndyka miejskiego Ernesta G. Menzla otwarto dużą restaurację z kawiarnią. Wkrótce wybudowano tam także kręgielnię, hale spacerowe i pawilon dla orkiestry. Całość otaczał wielki ogród, założony w stylu angielskiego parku krajobrazowego. Ogród usytuowany był na spadzistej, wysokiej skarpie, opadającej tarasowo ku Warcie, a ocieniał go wspaniały starodrzew. Rosły w nim platany, kasztanowce, dęby, klony, lipy, topole białe i czarne, graby, leszczyny, cisy i wiele innych gatunków drzew, niektóre o pomnikowych wymiarach. W każdą niedzielę odbywały się tu koncerty orkiestr wojskowych, a po ich zakończeniu,

Waldemar Karolczak, Grzegorz Sporakowski

- W, łft 2 U f

4(<<PI 4

;g/\

Ryc. 1. Widok na zabudowania Ogrodu Szelągowskiego od strony Warty Pocztówka z ok. 1913 r. Ze zbiorów Muzeum Historii Miasta Poznania.

Ryc. 2. Ogród Bractwa Kurkowego w Poznaniu na Szelągu. Fot. R. S. Ulatowski, 19271 Ze zbiorów Muzeum Historii Miasta Poznania.

gdy zapadał zmrok, wielkie pokazy ogni sztucznych, podczas których cały ogród był rzęsiście iluminowany. Corocznie w pobliżu Ogrodu Szelągowskiego, nad brzegiem Warty, odbywały się słynne "wianki". N owy etap w dziejach ogrodu rozpoczął się wkrótce po odzyskaniu niepodległości, gdy zainteresowało się nim poznańskie Bractwo Kurkowe. To właśnie na jego terenie bractwo postanowiło zbudować dla siebie nową siedzibę, gdyż dotychczasowa strzelnica, położona na coraz bardziej zabudowującym się Sołaczu, ze względów bezpieczeństwa musiała zostać zamknięta. W 1921 roku Bractwo Kurkowe przejęło na własność wspomniany ogród, będący od 1904 roku w posiadaniu miasta, a już dnia 20 maja 1923 r., w pierwsze święto Zielonych Świątek, odbyła się uroczystość poświęcenia nowej strzelnicy. Tego samego dnia, lecz nieco wcześniej, w kolegiacie farnej dokonano uroczystego aktu poświęcenia nowego sztandaru bractwa, a po nabożeństwie i defiladzie wokół Starego Rynku odbył się przemarsz do nowo zbudowanej strzelnicy na Szelągu. Na czele pochodu szła orkiestra wojskowa, a - ponieważ pogoda dopisała - towarzyszyły jej ogromne tłumy publiczności. Po półgodzinnym marszu pochód dotarł do strzelnicy udekorowanej girlandami z zieleni i kwiatów oraz flagami o barwach narodowych i francuskich. N a bramie umieszczono olbrzymi transparent z napisem "Witamy". Jak donosił "Dziennik Poznański" z 23 maja 1923 r., "tu odbyło się oficjalne przejęcie Strzelnicy i wręczenie dyplomów członkom honorowym bractwa: generałowi Raszewskiemu, prezydentowi Ratajskiemu i byłemu wojewodzie dr. Celichowskiemu. Otwarcia Strzelnicy dokonał naj starszy brat p. Jan Łuczak, poprzedzając sam akt stosownym przemówieniem. Kolejno składali Bractwu życzenia ob. wojewoda Bniński, generał Raszewski i prezydent Ratajski. Proboszcz parafii Św. Wojciecha ks. Kościeiski dokonał ceremonii poświęcenia strzelnicy". N azajutrz rozpoczęło się trwające cały tydzień strzelanie zielonoświąteczne o godność króla kurkowego i rycerzy. Zaszczytny tytuł króla kurkowego za rok 1923 zdobył mistrz rzeźnicki Stanisław Smulski, pierwszym rycerzem został Franciszek Rogoziński, właściciel fabryki obuwia, a drugim - Stanisław Żurkiewicz, mistrz rzeźnicki. Strzelnica na Szelągu była wówczas największą i najnowocześniejszą taką strzelnicą w Polsce. Zajmowała razem z ogrodem teren 36 mórg. U sytuowana została w obszernej kotlinie, położonej w środku nierównego, pagórkowatego terenu. W przedniej części strzelnicy pobudowano solidny, parterowy budynek, mieszczący 37 krytych stanowisk strzeleckich, rozmieszczonych rzędem na długości około 52 m. Każde stanowisko zaopatrzone było w specjalny aparat oświetlający tarczę, dzięki czemu możliwe było zliczenie oddanych do niej strzałów. Ponadto znajdował się tam sygnalizator, za pomocą którego informowano o liczbie oddanych strzałów. Na ścianach, wzdłuż i w poprzek stanowisk strzeleckich porozwieszane były tarcze wszystkich dotychczasowych królów kurkowych. W tylnej części wspomnianego wyżej budynku mieściła się zbrojownia, puszkarnia, zakład fryzjerski i biura zarządu bractwa. Zbrojownia ozdobiona była obrazami przedstawiającymi symboliczne sceny: Tadeusza Kościuszkę składającego przysięgę i marszałka Francji, Ferdynanda Focha, depczącego potęgę krzyżacką.

Waldemar Karolczak, Grzegorz Sporakowski

Ryc. 3. Wnętrze strzelnicy Bractwa Kurkowego na Szelągu. Fot. St. Markiewicz, ok. 1928 r.

Od ściany przedniej, pod którą umieszczone były stanowiska strzeleckie, ciągnął się prostokątny jar o długości 175 m, na końcu którego umieszczone były tarcze strzeleckie. Jar otaczały z trzech stron dwunastometrowej wysokości wały Na wprost stanowisk strzeleckich usytuowany był kulochwyt, składający się z dwóch, umieszczonych jedna za drugą, żelazobetonowych zapór strzeleckich Obiekt przystosowany był także do prowadzenia strzelania z pistoletów i sztucerow, co umożliwiały dwa betonowe przejścia podziemne, którymi wychodziło się na usytuowane bliżej tarcz stanowiska strzeleckie. Tuż za wałami, po obu stronach strzelnicy, znaj dowały się dwie gęsto zadrzewione aleje spacerowe Rok po otwarciu nowej strzelnicy, 24 maja 1924 r., odbyło się oficjalne otwarcie dla publiczności dużego ogrodu restauracyjnego. Budynek restauracyjny poddany został gruntownej renowacji i przebudowie, przekształcono także całkowicie przylegający do niego obszerny ogród. Wycięto wówczas część zbyt gęsto rosnących drzew, zasypano bagniska, a najbardziej spadziste miejsca wyrównano Wykonano także kilka w miarę płaskich tarasów opadających łagodnie ku Warcie. Piętrowy budynek restauracji mieścił na parterze, poza salą bufetową, wielką salę jadalną z pięknymi malowidłami ściennymi. Oprócz rzeźbionego herbu miasta Poznania znajdowały się tam godła wszystkich miast zachodniej Polski Ponadto na ścianach wspomnianej sali wisiały portrety: prezydenta Rzeczypospolitej Stanisława Wojciechowskiego z jego własnoręcznym podpisem, generała Kazimierza Raszewskiego, dowódcy Okręgu VII Korpusu Armii w Poznaniu wojewody poznańskiego Adolfa Bnińskiego, prezydenta miasta Cyryla Ratajskiego i byłego prezydenta Poznania Jarosława Drwęskiego. Do sali restauracyjnej

przylegał pokój klubowy, bogato zdobiony trofeami myśliwskimi. Warto tu jeszcze dodać, że budynek, w którym mieściła się restauracja, pełnił także funkcje pensjonatu. Schody w przedsionku do sali restauracyjnej prowadziły na piętro, gdzie znajdowało się 16 dwu- i jednopokojowych pomieszczeń, z których większą część wynajmowano podczas sezonu letniego na mieszkania. Ogród restauracyjny był na tyle obszerny, że mógł pomieścić do 5 tys. gości.

Najego terenie znajdował się pawilon muzyczny, a za nim duża, podpiwniczona hala bilardowa, mieszcząca wewnątrz także bufet, budkę telefoniczną, a nawet małą mleczarnię. W poprzek hali bilardowej zbudowano dwutorową kręgielnię. Ogród leżał na trzech tarasach, z których drugi i trzeci połączone były ze sobą murowanymi, paradnymi schodami z balustradami, ozdobionymi stylizowanymi na antyczne wazami i posągami królów polskich: Władysława Łokietka, Stefana Batorego, Jana III Sobieskiego i Stanisława Augusta Poniatowskiego. Postacie władców nie znalazły się tam przypadkowo, umieszczono je tu z wdzięczności za nadanie Bractwu Kurkowemu licznych przywilejów. Na jednym z pagórków przylegających do ogrodu, zwanym pagórkiem Mickiewicza, wznosił się kamienny posąg wieszcza. Wspomnieć tu należy o ogrodzie warzywnym prowadzonym przez dzierżawcę restauracji i pensjonatu, którym była "Gastronomia. Spółka Zjednoczonych Pracowników Gastronomicznych w Poznaniu". Na jego terenie znajdowały się także szklarnie, gdzie hodowano różne odmiany sezonowych kwiatów ciętych, którymi dekorowano pomieszczenia restauracji i strzelnicy Bractwa Kurkowego na Szelągu oraz innych restauracji. Na zapleczu ogrodu mieściły się różne zabudowania gospodarcze, należące do zakładu restauracyjnego: chlewy, obory, stajnie, wozownia, remiza strażacka, stolarnia itd. Aby umożliwić zmotoryzowanym mieszkańcom miasta łatwy dojazd do samego ogrodu, magistrat nakazał przebudowanie dotychczasowej zwykłej drogi prowadzącej brzegiem Warty na wygodną szosę oświetloną w nocy lampami elektrycznymi. W latach 1927-28 uregulowano także drogę prowadzącą do Szeląga, a położoną na niezbyt wysokiej skarpie, znacznie ją podwyższając. Dla złagodzenia pochyłości, poszerzenia i wyprostowania przeprowadzono wówczas prace niwelacyjne i regulacyjne. W ich rezultacie zbudowano jezdnię o szerokości 10 m, pięciometrowy chodnik od strony Cytadeli i nową promenadę o szerokości 8 m, którą zadrzewiono dopiero w roku 1930. Wcześniej, 19 sierpnia 1926 r., dotychczasowa szosa otrzymała nazwę aleja Szelągowska, którą zachowała do dzisiaj. Ten sielankowy i bardzo zadbany ogród nie oparł się aktom wandalizmu.

Zdarzały się przypadki niszczenia zieleni, a nawet małej architektury ogrodowej.

Wspomina o tym reporter "Dziennika Poznańskiego", który pewnego sierpniowego dnia 1930 roku wybrał się na wycieczkę do Szeląga: "prowadzi droga dalej brzegiem Warty do Strzelnicy Bractwa Kurkowego. Patrycjat poznański ładne sobie wybrał miejsce. Strzelnica pierwszorzędna. N awet przyznam, zbytnio nie przestraszyłem się groźnego napisu »Baczność, chodzenie po skarpach zagraża życiu ludzkiemu!« To ostrzeżenie w tern pięknym miejscu nie większe sprawia wrażenie, niż napis: »Ostrożnie, świeżo malowane!« Po prawej stronie przy wejściu do parku Braci Strzelców pomnik Kościuszki na tle kobierca kwiatów - ry

Waldemar Karolczak, Grzegorz Sporakowskicerz bez skazy i zmazy zażywa tu wielkiego poważania. Za to przedstawiciel wielkiej naszej poezji romantycznej, wieszcz Adam, którego niewielki pomnik znajduje się na jednym z tak licznych wzgórzy, ma ręką wandala jakiegoś spłaszczony nos i tern samem zapewne narzędziem podbite oczy. Smutny widok przedstawia Mickiewicz, a jego odrapana twarz, zda się dziwić: po co ja właściwie tu wlazłem, gdzie strzelają! Zapewne zarząd Bractwa Kurkowego o tern pohańbieniu wieszcza narodu nic nie wie, gdyż w przeciwnym wypadku na pewno starałby się pomnikowi przywrócić jaki taki ludzki wygląd. Okropna ta nasza łobuzeria. Nic dla niej świętego, nic godnego szacunku, pobudką działania tylko chamski instynkt". W niedziele i święta odbywały się w ogrodzie strzeleckim koncerty orkiestr wojskowych, zwykle połączone z zabawami organizowanymi przez różne poznańskie towarzystwa, a także przez samo Bractwo Kurkowe. W "Dzienniku Poznańskim" z 9 sierpnia 1925 roku znajdujemy następujące doniesienie: "Wielki koncert familijny Bractwa Strzeleckiego w Szelągu odbędzie się w niedzielę dnia 9 bm. z nader urozmaiconym programem, nad którego przygotowaniem pracuje energicznie kilka komisyi składających się z członków miejscowego Bractwa pod przewodnictwem brata Bilskiego. Podczas koncertu przewidziane są różne gry dla pań, panów i dzieci o wartościowe premie, a mianowicie: ostre strzelanie dla członków i przez nich wprowadzonych gości, strzelanie z wiatrówek, kulanie w kręgle, dla pań strzelanie rybą do tarczy, gra w kaczki, koła szczęścia, różne gry dla dzieci, poczta japońska. W salce tańce od godz. 5. Początek koncertu od godz. 4 po południu. Wstęp do ogrodu 25 groszy od osoby. Kasy będą otwarte już od godz. 3. Od godziny 9 wieczorem zapewniono z miastem komunikację łodzią motorową". Wielką popularnością wśród poznaniaków cieszyły się organizowane corocznie w ogrodzie strzeleckim tak zwane "Dożynki Mierzejewskiego". Panował na nich niczym nie zmącony nastrój wesołości i dobrej zabawy. Jak donosił "Dziennik Poznański" z 14 sierpnia 1928 roku: "Na efektowną całość złożyły się popisy solowe i chórowe członków Tow. Śpiewackiego im. Moniuszki, następnie korowody w krakowskich ludowych strojach, oryginalne tańce wykonane przez zespół liczący około 60 osób itp. Zainteresowanie wzbudziły tańce cygańskie, a szczególną wesołość grupa ucharakteryzowanych Żydów. Zabawę, która zaczęła się około godziny 3 po południu, zakończył uroczysty polonez, odtańczony przez cały zespół. Artystyczne opracowanie dożynek i wykonane z werwą i rozmachem produkcye zyskały pełne uznanie publiczności, która często żywiołowymi oklaskami wyrażała swe zadowolenie. Wieczorem po zabawie odbyły się różne gry i loteria fantowa". Aby jeszcze bardziej uprzyjemnić gościom pobyt w ogrodzie, niektóre towarzystwa i stowarzyszenia organizujące w nim zabawy starały się o dodatkowe atrakcje. I tak na przykład w "Kurierze Poznańskim" z 26 czerwca 1935 r. znajdziemy informację o zabawie organizowanej przez siostry wincentki z parafii Św. Marcina: "Specjalną uwagę zwrócić należy na kiosk portretowy, w którym urzędować będzie znakomity nasz rysownik, Wit Gawęcki, który w sposób błyskawiczny wykonywać będzie portreciki za tanią złotówkę!"

Strzelnica i ogród Bractwa Kurkowego na Szelągu były jedną z wizytówek ówczesnego Poznania. Z tych też względów przyprowadzano tam liczne wycieczki krajowe, a niekiedy nawet zagraniczne, głównie polonijne. Jedną z takich wycieczek, polskich rolników z Danii, opisywał "Dziennik Poznański" z 22 lipca 1938 r.: "Z wielkim zainteresowaniem oglądano urządzenia strzelnicy, jednej z najlepszych w Polsce. Wdrapywano się na mocne wały ochronne, na których obecnie studenci poznańscy wykonują swój obowiązek zastępczej służby wojskowej, dyskutowano, porównywano, komentowano. W dalszym ciągu p. prezes Michałowicz zaprowadził swych gości do winnic p. radcy Netzła, gdzie z zachwytem oglądano produkcję winogron, zdobywających sobie coraz lepszą markę za granicą. Wśród ogólnej wesołości p. radca N etzel ufundował wspaniałe wieńce z lilii, o które potem Polacy z Danii strzelali na gościnnej strzelnicy Bractwa Kurkowego na Szelągu". Wymieniony w relacji radca Edmund N etzel był wówczas prezesem Wielkopolskiego Związku Towarzystw Ogrodniczych i właścicielem jedynych w Polsce plantacji winogronowych (łoziny winnej) w szklarniach, znajdujących się tuż za Ogrodem Strzeleckim na Szelągu. Własne ogrody warzywne oraz szkółkę drzew i krzewów ozdobnych miała na Szelągu także gmina miejska (od grudnia 1926 roku).

Strzelnicę i Ogród Szelągowski odwiedzali nawet prezydenci państwa podczas swych wizyt w Poznaniu. Tak było między innymi w dniu 28 kwietnia 1924 r., gdy zwiedził je prezydent Rzeczypospolitej Stanisław Wojciechowski i 31 lip

Ryc. 4. Wizyta prezydenta Rzeczypospolitej Stanisława Wojciechowskiego w siedzibie Bractwa Kurkowego w Poznaniu na Szelągu 28 kwietnia 1924 r. Od lewej prezydent miasta Cyryl Rataj ski, w środku prezydent Stanislaw Wojciechowski, z prawej I Starszy Bractwa Jan Łuczak. Ze zbiorów Muzeum Historii Miasta Poznania.

Waldemar Karolczak, Grzegorz Sporakowski

Ryc. 5. Restauracja Ogrodu Strzeleckiego na Szelągu - widok z drugiego tarasu, fot. z okresu okupacji hitlerowskiejca 1928 f., gdy swą obecnością zaszczycił Szeląg prezydent Ignacy Mościcki. Dnia 23 listopada 1924 r. do Złotej Księgi Bractwa Kurkowego wpisał się Ignacy Jan Paderewski. W czasie wojny ogród wykorzystywali okupanci, a walki w 1945 roku o pobliską Cytadelę spowodowały niemalże całkowite zniszczenie wspaniałego założenia ogrodowo-parkowego. Po wstępnym remoncie zaczął służyć w 1946 roku Polakom. Lokal na terenie ogrodu prowadził Tadeusz Deska, który odnalazł nawet zagubione w czasie wojny popiersia królów polskich. Tak więc na krótko udało się wrócić do przedwojennych tradycji. Odbywały się wówczas na Szelągu imprezy cechowe, między innymi piekarzy, które uświetniały "koła szczęścia", fantowe loterie i tańce. Wznowiono tradycje świętojańskich wianków, z korowodami udekorowanych kwiatami łodzi. Na dłuższą beztroskę jednak nie pozwolono, ponieważ w życie zwykłych ludzi brutalnie wkroczyła "wielka" polityka. Tak więc już w roku 1950 lokal zamknięto, pod pretekstem likwidacji prywatnych firm. O dalszych, smutnych losach Ogrodu Szelągowskiego zdecydował przede wszystkim niechętny stosunek ówczesnych władz politycznych do Bractw Kurkowych, skupiających przedwojenną finansową elitę. Ogrody strzeleckie przekazywano masowo Lidze Obrony Kraju, a dawne strzeleckie obiekty popadły w ruinę. Nie bez znaczenia był w tej sytuacji także brak wyobraźni i kunktatorstwo, zdawałoby się pragmatycznych, ale działających pod naciskiem miejskich władz Poznania.

N a terenie dawnej restauracji strzeleckiej powstał tak zwany Dom Zatrzymań dla nieletnich, którzy weszli w konflikt z prawem. Zlikwidowany został wkrótce z powodu braku odpowiednich zabezpieczeń. Dawną restaurację przekazano - z przeznaczeniem na magazyny - Teatrowi Lalki i Aktora. Budynek ten, częściowo zamieszkany przez dzikich lokatorów, niszczał stopniowo aż do ostatecznej rozbiórki w roku 1961. Po budynku nie ma dzisiaj najmniejszego nawet śladu. Mimo to o poznańskim Szelągu nie zapomniano, szczególnie w krótkim okresie po październikowej politycznej odwilży. W 1959 roku Halina Szafran w książce "Miasto Poznań i okolica" pisała między innymi: "Dzisiaj ogród jest opuszczony i zaniedbany, a budynki ulegają ruinie 1...1'. Sprawa odżywała co jakiś czas na lamach poznańskiej prasy. "Gazeta Zachodnia" alarmowała 21 grudnia 1976 r. wartykule "Bractwo kurkowe i poznańskie Bielany": ,,1...lznane już w początkach XIX wieku miejsce wycieczkowe mieszkańców Poznania, pięknie położone na wysokim, lewym brzegu Warty 1...1 ulega dalszej dewastacji. 1...1 Największe zaniepokojenie budzi opłakany stanjednego z najstarszych miejskich drzewostanów. 1...1 Czy uda się ocalić od zupełnego zniszczenia piękne okazy platanów, kasztanowców, płaczących wierzb? 1...1 Niewiele też zachowało się z samych ogrodowych zabudowań - żałosne resztki reprezentacyjnej niegdyś bramy, prowadzące donikąd schody, strzaskane i zwalone ogrodowe balustrady dopełniają obrazu kompletnego zaniedbania". W "Gazecie Wielkopolskiej" z 22 kwietnia 1995 r. ukazał się reportaż "Plecami do rzeki", w którym czytamy: "piękny, tarasowy park wygląda dziś jak cmentarzysko; wszędzie walają się śmieci, resztki balustrad i kamiennych schodów. Po ogrodzeniu zostały resztki bramy 1...1 wokół umierają wielkie, stare kasztanowce".

Ryc. 6. Stan obecny Ogrodu Szelągowskiego. Fot. Łukasz Cynalewski.

Waldemar Karolczak, Grzegorz Sporakowski

Ryc. 7. Stan obecny Ogrodu Szelągowskiego. Fot. Łukasz Cynalewski.

Chęć przywrócenia temu zakątkowi Poznania jego rekreacyjnego, a zarazem kulturotwórczego charakteru powraca do dziś. Władze miasta powinny poświęcić temu historycznemu miejscu więcej uwagi. To wymarzony teren wypoczYnkowy i piękna n a dwarciańska promenada nie tylko dla naszYch pensjonariuszY. To miejsce Z tradycji Z sentymentem wspominał o nim na przYkład znawca i miłośnik turystyki, ówczesny WG jewoda poznański Włodzimierz Łęcki, nazYwając go, w czasie wizYt u nas, »starym Sze lągiem«. Może więc »staremu Szelągowi« przYda się... nowe myślenie? - taką wypowiedź Grzegorza Kozielskiego, dyrektora sąsiadującego z ogrodem Domu Pomocy Społecznej, zamieścił 11 lipca 1997 r. "Głos Wielkopolski" w obszernym artykule "Stary Szeląg był kiedyś piękny". Bezpośrednim efektem tej publikacji było dalsze zainteresowanie Szelągiem, o czym "Głos" donosił już 4 sierpnia 1997 r. w artykule "Co dalej z Szelągiem?" Z publikacji tej dowiadujemy się, iż reaktywowane Poznańskie Bractwo Kurkowe wystąpiło pismem z dnia 14 lipca 1997 r. do wojewody poznańskiego o zwrot terenów Poznańskiego Ogrodu Bractwa Kurkowego na Szelągu, celem przywrócenia mu pierwotnych funkcji i powrotu do dawnych tradycji. Teraz czasy się zmieniły i może wrócą majówki i spacery na Szeląg, przecież to pra) centrum miasta, pisała w liście do redakcji Jadwiga Deska- Kop rowiak, córka powojennego właściciela lokalu na Szelągu. Trudno być optymistą i podzielać nadzieję, iż stać się to może rychło. Mimo zniszczeń rejon poznańskich ulic Szelągowskiej, Ugory i Nadbrzeże zasługuje jednak na generalne uporządkowanie i wreszcie długo oczekiwane zainteresowanie miejskich władz. Być może zwróci na to uwagę powyższa publikacja, która oby nie stała się jeszcze jednym głosem bez odzewu w dyskusji "Co dalej z Szelągiem?" Z ZAŁOBNEJ KARTY

PROFESOR WŁADYSŁAW KURASZKIEWICZ (22 111905 - 10 III 1997)

BOGDAN WALCZAK

N auka polska poniosła wyjątkowo bolesną i niepowetowaną stratę. 10 marca 1997 roku zmarł w Poznaniu nestor polskichjęzykoznawców, emerytowany profesor Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza, przedtem profesor Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego i Uniwersytetu Wrocławskiego, Władysław Kuraszkiewicz. Był postacią wielką i niezwykłą - "Nie podług miary krawca, lecz Fidiasza!" Jego długie i niewyobrażalnie pracowite życie to cała epoka w historii polskiego językoznawstwa. Urodził się 22 lutego 1905 r. we Włodawie nad Bugiem jako syn Pawła Kuraszkiewicza i ZofIi z Soroków. Gimnazjum ukończył w Chełmie, a studia polonistyczne i slawistyczne odbył na Uniwersytecie Jana Kazimierza we Lwowie w latach 1924-29. W 1929 roku ukończył je doktoratem, uzyskanym na podstawie rozprawy o polskich samogłoskach nosowych. Językoznawstwo polskie przeżywało podówczas okres wspaniałego rozwoju w odrodzonym państwie. Powstawały nowe językoznawcze katedry polonistyczne i slawistyczne na nowych lub reaktywowanych uniwersytetach w Warszawie, Poznaniu, Wilnie i Lublinie (KUL). Ukazywały się monumentalne syntezy polskiej gramatyki opisowej i historycznej. Wśród mistrzów i nauczycieli Władysława Kuraszkiewicza byli najwybitniejsi ówcześni polscy lingwiści, współtwórcy nowoczesnego językoznawstwa polskiego: Tadeusz Lehr-Spławiński, Jan Rozwadowski, Kazimierz Nitsch, Jan Janów - profesorowie lwowscy i krakowscy. Po doktoracie bowiem lwowski absolwent uzyskał asystenturę na Uniwersytecie Jagiellońskim i, łącząc obowiązki asystenta z pracą w szkole średniej (a ponadto ze służbą wojskową, którą odbył w artylerii konnej w latach 1930-31), kontynuował studiajęzykoznawcze, zwieńczone habilitacją slawistyczną w 1934 roku. Rozprawa habilitacyjna o gramotach (dokumentach ruskich) halicko-wołyńskich XIV-XV wieku wyznaczyła drugi - obok polonistycznego - główny nurt działalności badawczej Władysława Kuraszkiewicza.

W pełnijuż ukształtowany i dojrzały uczony przez rok pogłębiał jeszcze swoją wiedzę w Wiedniu i Pradze, pod kierunkiem jednego z największych języko

Bogdan Walczak

znawców XX wieku - Mikołaja Trubeckiego. W wieku 31 lat, w 1936 roku, otrzymał Władysław Kuraszkiewicz nominację na profesora nadzwyczajnego Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego. Wszczęte już postępowanie w sprawie uzwyczajnienia profesury przerwał wybuch II wojny światowej.

Aresztowany w listopadzie 1939 roku, przetrzymywany do czerwca 1940 roku w więzieniu na zamku lubelskim, został następnie Profesor Kuraszkiewicz wywieziony do obozu koncentracyjnego w Sachsenhausen, gdzie jako numer P 25793 przebywał do oswobodzenia obozu. Do kraju powrócił ze zrujnowanym zdrowiem, po kilku ciężkich operacjach w Lubece. Zrazu łączył obowiązki na KUL ze stanowiskiem profesora zwyczajnego filologii słowiańskiej we Wrocławiu. Ostatecznie w roku 1950 przeniósł się - jak się okazało, już na stałe - do Poznania. Na Uniwersytecie Poznańskim kierował kolejno katedrą filologii słowiańskiej, katedrą (później zakładem) języka polskiego, wreszcie Instytutem Filologii Polskiej. Był prodziekanem Wydziału Filologicznego i prorektorem (w latach 1959-62) Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza. Na emeryturę przeszedł w roku 1975, co uwolniło Go od obowiązków organizacyjnych, za którymi nie przepadał, lecz w najmniejszym nawet stopniu nie spowolniło Jego pracy badawczej ani nie umniejszyło naukowego wpływu na uczniów i na całe środowisko językoznawcze. Był bowiem Profesor Kuraszkiewicz naj czystszym przykładem autentycznego entuzjasty pracy naukowej, którą uważał za najszlachetniejsze zajęcie człowieka i największą wartość w swoim życiu. Toteż owocem tak pojmowanej pracy jest imponujący dorobek naukowy, ogromny i objętością, i wartością. Bibliografia Profesora przekracza 270 pozycji, co jednak nie daje jeszcze wyobrażenia o rozmiarach Jego naukowej spuścizny. Trzeba sobie uświadomić, że obejmuje ona kilkanaście książek (oprócz wspomnianych już rozpraw doktorskiej i habilitacyjnej są to książki o języku polskim w obozie koncentracyjnym, o genezie polskiego języka literackiego, o językach wschodniosłowiańskich, o nowogrodzkich gramotach na brzozowej korze itd.; nie doczekał już, niestety, wydania ostatniej książki o słowniku Jana Mączyńskiego z 1564 roku jako zwierciadle szesnastowiecznej kultury polskiej) i kilka dalszych rozpraw, które - choć nie wyszły jako osobne książki - rozmiarami przewyższają niejedną książkę. Jakjeden człowiek mógł tyle dokonać? Zastanawia się nad tym niejeden specjalista.

Ryc. 1. Prof. Władysław Kuraszkiewicz

W dorobku Profesora, który nigdy nie dążył do łatwych, koniunkturalnych sukcesów naukowych, przeważają żmudne, lecz zachowujące trwałą wartość studia materiałowe i prace edytorskie. Wydanie piętnasto- i szesnastowiecznych rot przysiąg (czyli krótkich, lecz licznych tekstów zeznań stron i świadków) z ksiąg sądowych warszawskich uratowało dla nauki bezcenny materiał językowy, gdyż oryginały tych ksiąg spłonęły w czasie wojny. Monumentalną pięciotomową edycję rot wielkopolskich (ogromny zbiór, obejmujący około 6360 rot) uważał Profesor Kuraszkiewicz za swoje opus vitae.

A przecież były jeszcze znakomite wydania "Rozmyślań dominikań - skich" , średniowiecznych wierszowanych legend o świętych, najważniejszych utworów Mikołaja Reja, polskich wyrazów z łacińsko-polskiego słownika Mączyńskiego itd. Swoimi pracami edytorskimi stworzył Profesor solidne podstawy źródłowe gramatyki historycznej i historii języka polskiego. W licznych szczegółowych studiach udoskonalił filologiczną metodę analizy języka staropolskich zabytków, doprowadzając ją, dzięki zastosowaniu statystyki, do nieosiągalnego wcześniej stopnia ścisłości naukowej.

TOWARZYSTWO NAUKOWE KATOLICKIEGO UNIWERSYTETU LUBELSKIEGO WYKŁADY I PRZEMÓWIENIA

= = = I b

WŁADYSŁAW KURASZKIEWICZ

JĘZYK POLSKI W OBOZIE KONCENTRACYJNYM

W 25793

LUBLIN 1947

TOWARZYSTWO NAUKOWE K. U- L.

AL RACŁAWICKIE 14

Ryc. 2. Strona tytułowa książki prof. Wł. Kuraszkiewicza

Poświęcając najwięcej czasu i wysiłku gromadzeniu i opracowywaniu staropolskiego - a także, na drugim polu swojej działalności badawczej, wschodniosłowiańskiego - materiału językowego, nie stronił przecież Profesor od teorii i syntezy. Uważał tylko - naj słuszniej w świecie - że synteza musi być oparta na wyczerpujących badaniach szczegółowych, a teoria - na solidnej podstawie faktograficznej. Tak rozumianych syntez i teorii nie unikał: w obszarze polonistycznym na czoło wysuwa się książka o genezie polskiego języka literackiego i synteza (w wersji polskiej i niemieckiej) gramatyki historycznej, natomiast światową sławę przyniósł mu podręcznik dialektologii wschodniosłowiańskiej. Z dorobku teoretycznego należy wspomnieć o tzw. wskaźniku obfitości słownictwa i statystycznej metodzie ustalania autorstwa tekstów anonimowych. Imponowała nieustanna otwartość naukowa Profesora. Jako pięćdziesięcioletni uczony o uznanym dorobku i ustalonej pozycji w nauce stał się inicjatorem i głównym promotorem rozwoju badań z zakresu statystyki językoznawczej w Polsce, odegrał więc rolę, jaka zwykle przypada w udziale badaczom najmłodszym, pozbawionym ugruntowanych nawyków i przyzwyczajeń nauko

Bogdan Walczakwych. Zaskakiwał doskonałą orientacją w najnowszych teoriach i kierunkach lingwistycznych, czemu dawał wyraz w licznych recenzjach wewnętrznych. Choć bowiem, nękany rozmaitymi przypadłościami, w ostatnich kilku latach niewiele już publikował, śledził na bieżąco literaturę językoznawczą, wiele książek opiniował do druku, a dzięki swemu ogromnemu autorytetowi naukowemu był rozchwytywany jako recenzent przewodów habilitacyjnych i wniosków o tytuł naukowy profesora. Z głębokim wzruszeniem przeżywam fakt, że ocena mojego dorobku naukowego w związku z wnioskiem o tytuł profesorski była ostatnią recenzją, jaką napisał. Profesor Kuraszkiewicz był nie tylko wielkim uczonym, ale i wielkim nauczycielem i mistrzem naukowym. Wykształcił wielu uczniów, z których najstarsi są już dzisiaj sami wybitnymi i powszechnie znanymi profesorami. Stworzył szkołę naukową, dla której znamienna jest przejęta od mistrza postawa metodologiczna: szacunek dla faktów, dążność do obiektywizmu i wymierności wyników badawczych, unikanie mód, efekciarstwa i blichtru naukowego. Był człowiekiem uderzająco skromnym. Nigdy nie zabiegał o godności i zaszczyty - przyszły same, w uznaniu bezspornych i wielorakich zasług: rzeczywiste członkostwo Polskiej Akademii Nauk, doktoraty honoris causa UAM i Uniwersytetu Warszawskiego, honorowa profesura Uniwersytetu w Kolonii, najwyższe odznaczenia państwowe z Krzyżem Komandorskim z Gwiazdą Orderu Odrodzenia Polski. Profesor Władysław Kuraszkiewicz, jak rzadko kto, zasłużył się nauce polskiej. Jego osiągnięcia stawiają Go w rzędzie największych polskich językoznawców w całej historii naszej dyscypliny oraz największych polskich uczonych bieżącej doby. Przy całej swojej pasji badawczej i benedyktyńskiej pracowitości nie był Profesor bynajmniej typem mola książkowego. Wręcz przeciwnie - impulsywny, obdarzony żywym usposobieniem, był człowiekiem pogodnym i dowcipnym. Umiał żartować z siebie samego. Pogodę ducha i ogromną życzliwość wobec świata czerpał zapewne z nieprzebranych pokładów głębokiej - choć nigdy ostentacyjnej - religijności. Z wielkim emocjonalnym zaangażowaniem śledził upadek komunizmu i bieżące wydarzenia polityczne. Lubił wspomnienia, w których odżywały - a był urodzonym gawędziarzem - tysiące zdarzeń Jego długiego życia, tysiące szczegółów - i ważnych, podniosłych, i zabawnych, anegdotycznych - składających się głównie na historię, również jakże pasjonującą "historię prywatną", polskiego językoznawstwa. Był prawdziwą arką przymierza między dawnymi a nowymi laty. Kochaliśmy Go i szanowali. Serdeczny i bezpośredni, nigdy nie stwarzał dystansu - a przecież również nigdy nie opuszczała nas świadomość, że dane jest nam obcować z postacią "podług miary Fidiasza", z jednym z tych tytanów pracy, woli i czynu, których tylu znamy z naszej narodowej przeszłości, a o których tak trudno dzisiaj. I z idealnym ucieleśnieniem prawdziwego profesora w najlepszym dawnym stylu. "Ach, to może ostatni! patrzcie, patrzcie, młodzi. Może ostatni, co tak poloneza wodzi!" Niestety, dziś już musimy użyć formy czasu przeszłego: wodził. Może ostatni, a na pewno jeden z ostatnich.

Powyższy artykuł jest częścią publikacji Kronika Miasta Poznania 1998 R.66 Nr2; Inteligencja poznańska, historia i wspomnienia dostępnej w Wielkopolskiej Bibliotece Cyfrowej dla wszystkich w zakresie dozwolonego użytku. Właścicielem praw jest Wydawnictwo Miejskie w Poznaniu.
Do góry