TADEUSZVETULANI-CZŁO EKIUCZONY
Kronika Miasta Poznania 1998 R.66 Nr2; Inteligencja poznańska, historia i wspomnienia
Czas czytania: ok. 20 min.ZYGMUNT VETULANI
Sławę ludzi winno się mierzyć zawsze środkami, których użYwali do jej zdobycia. l Rochefucauld
Korzenie T adeusz Bolesław Vetulani, syn śp. Romana Wawrzyńca, profesora gimnazjalnego w Sanoku i Elżbiety Karoliny Z Kunachowiczów, narodowości polskiej, religii chrześcijańskiej, wyznania rzymsko-katolickiego, stanu wolnego, urodził się w Sanoku dnia 13 marca 1897 roku. Tam uczęszczał do szkoły powszechnej oraz w tamtejszym gimnazjum klasycznem ukończył 7 klas gimnazjalnych w terminie normalnym; do ósmej klasy gimnazjalnej uczęszczał w polskim gimnazjum we Wiedniu i tamże składał egzamin dojrzałości w dniu 5 lipca 1915 roku. W roku akademickim 1915/16 był zwyczajnym słuchaczem Uniwersytetu Wiedeńskiego i studiował filologię klasyczną, germanistykę oraz niektóre przedmioty filozofii ścisłej. Od sierpnia roku 1916 do listopada 1918 służył w wojsku austriackim, początkowo w macierzystym pułku piechoty nr 45, następnie skutkiem przebytej w wojsku choroby nerek w różnych formacjach pomocniczych. Zwolniony od służby czynnej na podstawie powyższego warmii polskiej, od 8. listopada 1918 do 20 kwietnia 1919 r. był zajęty jako adiunkt gospodarczy w Wojskowym Oddziale Odbioru Bydła w Pogórzu- Wiśle. Od maja 1919 roku był zwyczajnym słuchaczem Studium Rolniczego przy Wydziale Filozoficznym na Uniwersytecie Jagiellońskim, a kontynuując swe studia przez lata następne: 1920/21, 1921/22 złożył czwarty, końcowy egzamin rolniczy w Krakowie dnia 17 czerwca 1922 r., uzyskując stopień inżyniera rolnictwa. Ten metodycznie napisany, nieco przeciążony szczegółami tekst stanowi początkowy fragment życiorysu złożonego w roku 1935 przez Tadeusza Vetulaniego na ręce Dziekana Wydziału Rolniczo-Leśnego Uniwersytetu Poznańskiego w związku z ubieganiem się o stanowisko profesora nadzwyczajnego, kierownika Katedry Szczegółowej Hodowli Zwierząt 2 . Styl tego tekstu pokrywa się z utrwaloną wśród bliskich i współpracowników opinią o wielkiej, graniczącej z pedanterią, skrupulatności w pracy i w życiu.
Zygmunt Vetulani
Ryc. 1. Tadeusz Vetulani (Poznań 1939)
Tadeusz Vetulani przyszedł na świat w rodzinie, w której przekazywane z pokolenia na pokolenie wspomnienie włoskiego pochodzenia rodu nie przysłaniało polskich tradycji partiotycznych. Przechowała się więc pamięć i o udziale Vetulaniego w wydarzeniach Wiosny Ludów i o tym, że praprababka Tadeusza była siostrą generała Skrzyneckiego, napoleończyka i wodza powstania listopadowego. Niewątpliwie atmosfera ta zadecydowała o postawach Tadeusza ijego braci podczas II wojny światowej. Inną wartością domu rodzinnego Vetulanich były silne więzi rodzinne. A rodzina Tadeusza była liczna, był on bowiemjednym z sześciorga rodzeństwa. Mimo przede wszystkim ziemiańskich korzeni Vetulaniowie już w pokoleniu Romana Wawrzyńca, a po mieczu znacznie wcześniej, byli przedstawicielami inteligencji o zainteresowaniach często inżynieryjno-matematyczno-przyrodniczych. Według tradycji rodzinnej przodkowie rodu pracowali w wyższym dozorze górniczym żup solnych Bochni, wspomniany Roman był profesorem matematyki i muzyki, przyrodni brat Kazimierz był matematykiem, profesorem Politechniki Lwowskiej, zamordowanym przez hitlerowców na Wzgórzach Wuleckich 4 lipca 1941, młodszy od niego brat Tadeusza Zygmunt był dyplomatą w randze konsula generalnego RP, zaś najmłodszy Adam - wybitnym historykiem prawa i kanoni stą 3. Tadeusz nie wyrodził się z tej tradycji i mimo tlWającej wojny światowej, która pociągnęła za sobą przymusową ewakuację do Wiednia, oraz trudnych warunków materialnych rodziny podjął właściwe swojemu wiekowi nauki, które bardzo szybko zmieniły się w życiową pasję. Zainteresowania naukowe nie wygasły w rodzie Vetulanich na pokoleniu
Ryc. 2. Prof Tadeusz Vetulani wśród koników w Ogrodzie Zoologicznym w Poznaniu (mąj 1927)
Tadeusza, bo pasji tej oddali się i syn Adama Jerzy, światowej sławy farmakolog, i syn Tadeusza, obecnie profesor UAM, specjalista z zakresu lingwistyki kompu.4 terowej .
Dzieło Tadeusz Vetulani utrwalił swoje nazwisko jako wybitny przyrodnik, badacz pochodzenia zwierząt domowych, przede wszystkim konia i owcy, inicjator programu ratowania konika polskiego jako rodzimej pierwotnej formy konia. Zainteresowania te były wynikiem poszukiwań i świadomych wyborów życiowej drogi. Pierwotnie interesowały Ojca dyscypliny na wskroś humanistyczne. Do zmiany przedmiotu studiów - tu za jego uczniem prof. Jerzym Zwolińskim przywołuję jego własne słowa - skłoniło go to, że wobec aktualnej sytuacji kraju studia filozoficzne wydawały mu się zbyt oderwane od potrzeb ówczesnego żYcia praktycznego. To właśnie było powodem podjęcia w roku 1919 studiów rolniczych. Życie akademickie wciągnęło go zresztą głęboko i to zarówno na płaszczyźnie naukowej, jak i tzw. społecznej. Jak sam pisał w cytowanym już życiorysie: w okresie studiów rolniczych brał czynny udział w żYciu akademickiem zwłaszcza na terenie stowarzyszenia akademickiego "Kółko Rolników W(szechnicy) jagiellońskie J)' a trzechkrotnie wybierany do Zarządu, w ostatnim roku swoich studiów by l prezesem wymienionego stowarzyszenia. Nadto na I-ym Ogólno-Polskim Zjeździe MłodzieżY Akademickiej w roku 1920 reprezentował interesy i postulaty wszystkich kół naukowych Wydziału Filozoficznego UJ. Dodam, znowu za Zwolińskim, że będąc prezesem
Zygmunt Vetulani
Kółka przyczynił się do wywalczenia tytułu inżyniera dla kończących UJ rolników. Musiał więc być już wtedy nie tylko osobą lubianą i szanowaną wśród kolegów, ale wręcz predysponowaną do działań na rzecz swego otoczenia co potwierdzą dwadzieścia lat później zdarzenia II wojny światowej. Jednakże ani życie w tętniącym intelektualnie Krakowie, ani udzielanie się na rzecz środowiska studenckiego nie uczyniły z niego rolnika mieszczucha, gdyż zaraz po studiach rozpoczął pracę rolnika praktyka w charakterze rządcy majątku Wola Sławińska w Lubelskiem, a potem administratora w Polance Wielkiej w Krakowskiem. Ten krótki, bo trzyletni okres pracy w rolnictwie praktycznym musiał mieć znaczny wpływ na ukształtowanie się Vetulaniego rolnika, gdyż jeszcze w latach 70. spotykałem dawnych pracowników rolnych, którzy z uznaniem wspominali umiejętności praktyczne profesora Vetulaniego. Te świadectwa mają dużą wymowę, znając podejrzliwość a priori szeregowych pracowników rolnych wobec rolników akademickich. O późniejszej karierze Tadeusza zadecydowała jednak nie tyle praca na roli, co zetknięcie się w okresie studiów krakowskich ze znamienitym uczonym wiedeńskim, Leopoldem Adametzem, który w tym czasie był także wykładowcą UJ. To sprawiło, że już w roku 1923 rozpoczął badania nad konikiem polskim, które miał kontynuować do ostatnich godzin życia. W roku 1925 definitywnie zakończył pracę agronoma, aby poświęcić się całkowicie badaniom, tymczasowo jako asystent przy katedrze Hodowli Zwierząt SGGW w Warszawie.
Mistrzem Tadeusza był Adametz 5 , w owym czasie jeden znajwybitniejszych uczonych na świecie, wiedeńczyk, wykładający mleczarstwo i hodowlę zwierząt między innymi w Krakowie. Przekazał swym uczniom zamiłowanie do podejmowania tematów o dużym znaczeniu praktycznym, a na szczególną uwagę zasługują jego badania nad początkami ras bydła i koni. Tę ostatnią tematykę podjęli jego polscy uczniowie, a więc Vetulani rozpoczął studia nad konikiem polskim, Starzewski - nad koniem huculskim, a Sokorski - nad koniem arabskim. Myśl Adametza o ścisłej zależności między środowiskiem, w którym żyją zwierzęta, a poprawą ich produkcyjności nazwalibyśmy dziś pro ekologiczną - i z tej perspektywy należy patrzeć na dzieło jego uczniów. Tu należy się kilka słów obiektowi życiowej pasji Tadeusza - konikowi polskiemu. Właśnie pod wpływem Adametza zainteresował się znanymi dotąd w literaturze naukowej przede wszystkim z pracy dwóch studentów (Grabowskiego i Schucha) małymi myszatymi konikami spotykanymi w ubogich gospodarstwach rolnych okolic Biłgoraja. Interesując się wtedy głównie zagadnieniem pochodzenia rodzimych ras koni, podjął szeroko zakrojone badania wykraczające poza tradycyjny warsztat przyrodnika. Obserwacje materiału biologicznego, badania biometryczne, analiza materiału kostnego, ale także dociekliwe badania pisanych źródeł historycznych skłoniły go do postawienia ważnej hipotezy naukowej, której weryfikacja zajęła mu resztę życia. Hipotezę tę zawarł w fundamentalnej w ocenie znawców jego dorobku pracy "Badania nad konikiem polskim z okolic Biłgoraja". Stwierdził w niej, pisze Zwoliński, iż koniki krajowe stanowiqfaktycznie pierwotnqforrnę konia, przYnależnq do grupy koni wschodnich typu tarpana stepowego (Equus cab. gmelini
- ru n II
: III Uprawniado pntefaxslJ\w
Legitymacja Nr. MMp<jńs5v jowymiko m uni kbcyjjity nslwfidług ulgtokowych *. .
. promMfvr&<5i$nlkdw
Cf"'iajeriyjfflk łł"'ąiiaMSte"'lojłSEńglwowfdhiŁ&t A
Ważrsa no ro k Wysławienia» Ważność legUymacji przedłuża się na rok:
!9>5#
[ l 9
Ryc. 3. Legitymacja profesorska Tadeusza Vetuianiego Ant.). (Dodajmy, że sam dziki tarpan stepowy został wytępiony przez człowieka w latach 70. XIX w.). Wspomniana wyżej praca z roku 1925 była w roku następnym podstawą promocji doktorskiej w zakresie rolnictwa na Uniwersytecie Jagiellońskim. W tym czasie był już jednak Ojciec związany z Poznaniem, gdzie z dniem 1 września 1925 r. przyjął obowiązki starszego asystenta na Wydziale Rolniczo-Leśnym Uniwersytetu Poznańskiego. Już wkrótce, bo w marcu 1929 roku Rada tegoż Wydziału zatwierdzi jego habilitację na podstawie pracy "Dalsze badania nad konikiem polskim", poświęconej uzasadnieniu tezy, iż na terenach Europy Środkowej i Północno-Zachodniej wytworzył się w epoce lodowcowej, przez aklimatyzację do miejscowych warunków, swoisty podgatunek tarpana stepowego nazwany tarpanem leśnym 6 . Poczynione odkrycia kryły w sobie wielki potencjał i Vetulani potrafił należycie go wykorzystać. Głównym jego pomysłem była idea restytucji tarpana leśnego na podstawie istniejącej populacji koników. Tarpany leśne nie przetrwały w formie dzikiej. Pod koniec XVIII wieku wyłapano ostatnie dzikie okazy tarpana leśnego, aby umieścić je w Zwierzyńcu Zamoyskich, a na przełomie XVIII i XIX wieku ostatecznie rozdać włościanom. W stanie półdzikim, ze stosunkowo małą domieszką ras kulturalnych, przetrwały one cały wiek XIX. Początek XX wieku był jednak ostatnią okazją, aby konie te uratować. Zamiarem Vetuianiego było, aby metodami hodowlanymi, przez umiejętną selekcję sztuk uznawanych za nietypowe, skonsolidować populację wokół cech uważanych za właściwe dla "czystego" tarpana leśnego. Punktem wyjścia były konie skupowane pod kątem cech wskazujących
Zygmunt Vetulani
Ryc. 4. Inauguracja roku akademickiego na Uniwersytecie Poznańskim, 1935 r.
Czwarty od lewej Tadeusz Vetulani.
na ich tarpanowate pochodzenie. Poza odpowiednim doborem osobników do dalszej hodowli, plan ten opierał się na pomyśle umieszczenia całej populacji przeznaczonej do badań w środowisku naturalnym, rezerwatowym, zbliżonym charakterem do ostatnich historycznych ostoi tych zwierząt, aby ułatwić regenerację poprzez możliwość łatwiejszego typowania osobników przejawiających cechy i zachowania konia dzikiego. Wybór padł na Puszczę Białowieską i tam też, dzięki poparciu ówczesnych władz, powstał w roku 1936 rezerwat koników. Już wkrótce można było poczynić szereg interesujących obserwacji, jakpojawiające się u niektórych osobników cechy atawistyczne, mianowicie cecha sezonowego bielenia oraz krótka stojąca grzYwa, a także odradzanie się w populacji instynktu stadnego. Kto nie czuje piękna tej idei (restytuowania tarpana) jest chyba daltonistą na sprawy kultury - napisał prof. M. Czarnowski. Niezależnie od powodów natury estetycznej prekursorski pomysł Tadeusza Vetulaniego nabiera wagi w świetle obecnych poglądów przyrodniczo-ekologicznych. Działania Ojca szły bowiem w kierunku zjednej strony ochrony najzdrowszych (bo mało zniekształconych przez hodowlę użytkową) zwierzęcych zasobów genetycznych, jak też w kierunku przywracania równowagi biologicznej poprzez reintrodukcję gatunków w ich pierwotne środowisko. Sam Tadeusz Vetulani pisał tak: Nawet gdyby cala akcja zmierzająca przez ochronę konika do odrodzenia - konika polskiego - miala ostatecznie zawieść, nie wolno nam, pod odpowiedzialnością wobec następnych pokoleń, patrzeć spokojnie na zagladęjednego Z najwięcej pierwotnych w Europie odlamów konia, nie wypróbowawszy pod każdym względemjego znaczenia dla zamierzeń praktyczno-hodowlanych.
Vetulani nie zamierzał spokojnie patrzeć na tę zagładę, która w momencie podjęcia przez niego działalności była realną groźbą. W chwili podjęcia działań ratunkowych prawie nie było już typowych ogierów, a i reszta populacji była
przetrzebiona i rozproszona. Kilkanaście lat intensywnej pracy badawczo- hodowlanej sprawiło, że w roku 1939 stado białowieskie liczyło 40 sztuk, w tym pięć ogierów, 14 klaczy i 21 źrebiąt (za M. Kownackim). Prowadzono przy tern także hodowlę stadnino wą, która była pochodną stada białowieskiego. Prawdziwe zagrożenie miało jednak nadejść i to wielokrotnie, w postaci wyniszczającej nie tylko ludzi, ale także i zwierzęta II wojny światowej, jak i meandrów polskiej polityki hodowlanej pierwszych lat powojennych. Należy tu oddać sprawiedliwość stwierdzeniem, że okupacja radziecka z końmi obeszła się, chciało by się powiedzieć, po ludzku. Program Ojca został przejęty i kontynuowany bez modyfikacji przez wybitnych specjalistów radzieckich, a jego prace zostały przy tej okazji przetłumaczone na język rosyjski. Z uczonymi radzieckimi prowadził zresztą ożywioną korespondencję naukową i przed, i po wojnie. Jednocześnie w katastrofalny sposób na sprawie koników odbiła się okupacja niemiecka. Niemcy również doskonale znali, choćby z licznych publikacji w języku niemieckim, dorobek Vetulaniego i również interesowali się odtworzeniem pierwotnych form konia europejskiego. Nie wierząc w głębi ducha w trwałość wojennych nabytków terytorialnych, postanowili najcenniejszy materiał wywieźć w głąb Rzeszy. I tak z 35 sztuk koni wywiezionych transportem adresowanym na Tiergarten Miinchen, nie udało się odzyskać żadnej sztuki, mimo skierowania po wojnie do Niemiec specjalnej wyprawy rewindykacyjnej. Na szczęście materiał zgromadzony do tej pory, aczkolwiek pozbawiony najlepszych elementów, był na tyle liczny, że pozwolił na podjęcie na nowo zagrożonych prac. O tym okresie emerytowany prof. UJ M. Czarnowski napisał w artykule, który nie mógł się był ukazać w latach 50.: W roku 1952 w rezerwacie koników było już 40 osobników, wśród których były już konie Z cechami tarpanów (...). Mniej więcej w tym samym czasie, kilka osób, które w czasie zamętu porewolucyjnego u nas zdołały czY to wcisnąć się do tak zwanego "świata naukowego' czY też stać się tak zwanym "czYnnikiem oficjałnym" w naszej zbiurokratyzowanej maszYnie państwowej rozpoczęło akcję dyskredytowania osoby i prac Vetuianiego. (..) Nie trudno dociec co mogło być przYczYną niechęci dzisiaj7 "decydujących czYnników" do Vetuianiego. Zazdrość, zawiść, bo wszak w tym czasie po raz drugi akcja Vetulaniego uwieńczona pierwszYmi sukcesami na pewno odegrała tu najważniejszą rołę (...) Akcja przeciw Vetulaniemu zaczęła się więc od wykazYwania kosztowności imprezY, zmuszania Vetulaniego do zmniejszenia ilości koników itd. Podnoszono zarzut, że cała impreza Vetulaniego to "chyź' że nigdy dzikiego konia na świece nie było, bo dotąd nie znaleziono materiału paleontologicznego. Mówiono, że nawet gdyby Vetulaniemu udało się wyhodować zwierzę o wSzYstkich cechach tarpana, to nie byłby to "tarpan dialektyczny". Inni podnosili, że eksperyment Vetulaniego pachnie reakcją, bo selekcjajest prowadzona bez odrzucenia zasad genetyki mendlizm u-morganizm u. Stawiający te zarzuty nie wiedzieli, że czcigodna rosyjska uczona, Gromowa, już dawno znalazła materiał paleontołogiczny, potwierdzający słuszność idei Vetulaniego. .. Oponenci nie wiedzieli, że Vetulani był w stałym kontakcie Z radzieckimi uczonymi, którzY na pewno nieco lepiej się orientują, co może, a co nie może być dialektyczne, oraz co pachnie, a co nie pachnie reakcją...
o tym, że współpraca z radzieckimi uczonymi była całkowicie ponad różnicami politycznymi czy światopoglądowymi, świadczy zachowana koresponden
Zygmunt Vetulanicja z prof. Gromową, prowadzona pół po polsku, pół po rosyjsku. W jednym z ostatnich listów adresowanych do Gromowej Vetulani wysunął projekt zorganizowania eksperymentalnej grupy konika i umieszczenia jej w środowisku stepów czarnomorskich na warunkach dzikiego chowu tabunowego wg zasad stosowanych w Białowieży. Niezależnie od merytoryczneh wartości tego pomysłu liczył zapewne i na to, że wciągnięcie do współpracy znanych uczonych radzieckich (skądinąd chętnie tę współpracę podejmujących) ochroni i wzmocni samo przedsięwzięcie.
Mimo przedwczesnej śmierci Tadeusza Vetulaniego w lutym 1952 roku groźba zniszczenia dorobku została zażegnana dzięki staraniom ludzi przekonanych o słuszności sprawy, w szczególności jego uczniów (pewną pozytywną rolę mogły też tu odegrać reakcje zagraniczne), a także interwencjom jego żony Marii. Mimo więc likwidacji w dniu 5 maja 1953 r. przez Ministerstwo Rolnictwa rezerwatu białowieskiego (później reaktywowanego), koniki znalazły miejsce w Popielnie na Półwyspie Piskim, gdzie kontynuowany jest do tej pory rezerwatowy chów tabunowy przy znikomej ingerencji człowieka. W nieomal półwiecze po omawianych wydarzeniach ustaliła się pokrój owo wyrównana rasa 8 , wykazująca wiele cech "tarpanowatych" , o odzyskanie których chodziło Vetulaniemu 9 .
Wśród 104 prac, artykułów i innych publikacji naukowych znajdują się również ważne prace z zakresu owczarstwa, a także sporo bieżącej publicystyki rolniczej, świadczącej o tym, że zainteresowania Tadeusza Vetulaniego nie zamykały się w monotematycznych problemach badawczych. Publikował zawsze samodzielnie, nie roszcząc pretensji współautorskich do prac powstałych pod jego kierunkiem. Wreszcie, jak przypomina Zwoliński, jego ulubiony uczeń i asystent, niebagatelnym elementem dorobku Vetulaniego było przygotowanie pod jego kierunkiem dwóch rozpraw habilitacyjnych, trzech prac doktorskich i 66 prac magisterskich. Liczni studenci zasilili rolnicze kadry inżynierskie wielu rejonów kraju, przede wszystkiem jednak Wielkopolski. Spośród asystentów wybitną rolę odegrali późniejsi profesorowie Akademii Rolniczej w Poznaniu - Alexandrowicz, Folejewski i Zwoliński. Ten ostatni zgodził się pracować jako wolontariusz, gdy zmartwiony brakiem środków na zatrudnienie obiecującego asystenta Vetulani zakomunikował mu, że niestety nie może go w Zakładzie zatrzymać. Ojciec ofertę wolontariatu przyjął z radością i była to decyzja obustronnie fortunna, zaś środowisko poznańskie pozyskało przyszłego wybitnego rektora Akademii Rolniczej.
Wojny Wojny 1 pol. XX stulecia odcisnęły brutalną pieczęć zarówno na życiu, jak i dziele Vetulaniego. I wojna światowa oznaczała dla Ojca twarde warunki materialne w Wiedniu, przerwę w studiach i pobór do wojska austriackiego. Przebyta w wojsku choroba nerek sprawia, że zostaje przeniesiony do służby w formacjach pomocniczych, gdzie służy aż do rozpadu Cesarstwa, aby zarazpotem, już na ochotnika, zgłosić się do Polskich Wojskowych Formacji Pomocniczych. Po raz kolejny zgłosi się ochotniczo do służby wojskowej w czasie wojny bolszewickiej, gdzie, ponownie przydzielony do ochotniczych formacji pomocniczych, pozostaje do ich rozwiązania w roku 1920. Znacznie niebezpieczniejsze wyzwania, choć z dala od broni i munduru, postawi przed nim II wojna światowa. Przebywając na dobrowolnym wygnaniu w Krakowie, otrzymał w maju 1940 roku propozyję objęcia stanowiska łącznika i rzecznika Polskiego Czerwonego Krzyża wobec Niemieckiego Czerwonego Krzyża i władz okupacyjnych. Doktor St. Uhma tak oto pisał lo o okolicznościach podjęcia tej pracy: A mial Vetulani do takiej wlaśnie pracy nieprzeciętne zalety. Wladal znakomicie w mowie i piśmie wspólczesnym językiem niemieckim, który tak daleko odbiegi od klasycznej niemczyzny Z końca XIX wieku wyniesionej przez nasze pokolenie ze szkól
\ >
JK **
Ryc. 5. Tadeusz Vetulani w mundurze Polskiej Annii Ochotniczej (1920)i studiów uniwersyteckich. Byl profesorem uniwersytetu w Poznaniu, a wrażliwi na tytuly Niemcy przeważnie zachowali szacunek dla profesora chociaż to "tylko Polak". Ale ten profesor mial też wyrobioną pOzYcję w naukowych sferach niemieckich jako badacz konia tarpana, którym interesowali się także naukowcy niemieccy. Mial swój system pracy nacechowany pedanterią, dokladnym rozpoznaniem sprawy, w której mial interweniować i konsekwencję w jej prowadzeniu do ostatecznego zalatwienia. Mial teżjeszczejedną zaletę, która wyszla najaw dopiero w czasie pracy, chociaż staral sieją wstydliwie tuszować: wrażliwość na ludzkie cierpienie - serce, które mu nakazYwalo twardo postawić się wobec niemieckich urzędników, zaryzykować wlasną wolność, aby tylko doprowadzić do slusznego zalatwienia sprawy i uzYskać przez to zlagodzenie losu ofiar wojny. Jego praca w PCK polegała między innymi na licznych interwencjach w urzędach niemieckich i to często w tych okrytych najgorszą sławą. Kontakty te były niebezpieczne także dlatego, że Niemcy wykorzystywali je w sposób systematyczny do sondowania nastrojów polskiego społeczeństwa. Tu przywołuje dr Uhma porównanie obowiązków Vetulaniego do pracy czlowieka-muchy, który chadzal po linie rozpiętej na wysokości conajmniej drugiego piętra na przestrzeni kilkudziesięciu metrów. Przytacza dalej Uhma, za samym Vetulanim, opis następującego incydentu ll : Wjakiejś sprawie wypadla interwencja w komendzie policji bezpieczeństwa i slużby specjalnej jSiecherheistspolizei und SonderDienstj przY ul. Lenartowicza 14. Gdy komendantowi zameldowano, że przyszedl przedstawiciel P.C.K kazalgo wezwaćprzed swoje oblicze. Dobrowolnie wchodzący do tego urzędu Polak byl zjawiskiem nieczęstym. Pan Haupsturmfiihrer Halske poprosil uprzej
Zygmunt Vetulanimie o zajęcie miejsca i nawiązuje do świeżo poruszanej sprawy Katynia i pyta, co sądzi o tej sprawie społeczeństwo polskie. "Ograniczyłem się do lakonicznego powiedzenia, żejesteśmy wszyscy wstrząśnięci sprawą Katynia". Na to Halske Z udanym współczuciem mówiłw dalszym ciągu - "dlaczego oficerowie polscy pchali się do niewoli sowieckiej, a nie do niemieckiej? Zapewne propaganda polska straszyła ich, że Niemcy będą mordować, a może Rosjanie byłi uważani za pobratymców, Z którymi można będzie się porozumieć?" Vetulani opanowany i spokojny odpowiedział: "Żołnierz i oficer polski szedł na wojnę, aby się bić z wrogiem, a nie myślał o niewoli i o tym, aby ją sobie wybierać. Co do losów naszych jeńców wojennych to istotnie panuje w społeczeństwie polskim powszechne przeświadczenie, że jeńcy polscy podlegający w niewoli władzom niemieckim wojskowym są prawdopodobnie pewniejsi żYcia aniżeli ludność polska w kraju". (Vetulani.) Poderwał się Halske Z krzesła i przeszywając mnie wzrokiem zapytał: "Co Pan chciał przez to powiedzieć?" Wy trzymałem jego wzrok najspokojniej (i) odpowiedziałem: "Pan wie chyba najłepiej". Nie padły na pewno w tym gabinecie takie mocne słowa. I nie mógł wiedzieć Vetulani, dokąd wyjdzie po nich Z tej twierdzy ciężkich rządów niemieckich - do domu czy do Oświęcimia. 7L tej i wielu innych podobnych wizyt wracał mimo wszystko szczęśliwie do domu, a za nieustanny stres zapłacić miał dopiero za lat kilka poważną chorobą serca. Co się zaś tyczy sprawy Katynia, to nie dał się wciągnąć do komisji złożonej z przedstawicieli PCK, którą Niemcy zawieźli pod Smoleńsk celem dokonania wizji miejsca zbrodni. Nie chciał bowiem brać udziału w wydarzeniu, z którego Niemcy zamierzali odnieść korzyści propagandowe. Tym samym odrzucił glejt bezpieczeństwa, którym niewątpliwie, w jakimś stopniu, byłby udział w owej komisji. Vetulani zrezygnował z pracy w PCK w czerwcu 1943 roku z powodu nienormalnej - jak pisze Uhma - atmosfery wewnątrz tej organizacji, nie zaprzestając jednak pracy na rzecz pomocy jeńcom polskich oflagów, którą od tej pory kontynuował na własną rękę. W rodzinnych zbiorach przechowały się do dziś cenne pamiątki w postaci podziękowań za opiekę nad jeńcami Oflagu VIB od generała broni Leona Berbeckiego czy też przepięknie wykonanej przez jeńców tegoż Oflagu szkatułki na cygara z dedykacją "Drogiemu Opiekunowi P. Dr. Vetulaniemu Obóz Oficerski Polskich Jeńców Wojennych w Dossel, 24 XII 1943 r."
Poznań Droga życiowa Vetulaniego wiodła przez miasta, co jest okolicznością paradoksalną dla rasowego rolnika, będąc, rzecz jasna, naturalnym udziałem badacza akademickiego. O ile Wszechnica Jagiellońska zadecydowała o jego dalszej karierze naukowej, a sam Kraków był dla niego ojczyzną naturalną, to miastem z wyboru był Poznań. Co prawda samo zatrudnienie w Poznaniu w charakterze starszego asystenta było zapewne nieco przypadkowe i wiązało się z istnieniem wolnego etatu akademickiego, to jednak późniejsze pozostanie w tym mieście, z dala od rodzinnej Małopolski, było skutkiem przemyślanych decyzji i sympatii, jaką poczuł do Poznania. Trafił zresztą w Poznaniu na środowisko przychylne, o czym świadczy szybka habilitacja, a tym samym przyjęcie do grona profesorskiego. Brak etatu profesorskiego skłonił Go co prawda do przyjęcia nominacji na stanowisko zastępcy profesora i objęcia w roku 1931 Katedry Hodowli
Ryc. 6. Mieszkanie Vetulanich w Domu Profesorskim Uniwersytetu Poznańskiego przy ul. Libelta 24/9
Ryc. 7. Zakład Szczegółowej Hodowli Zwierząt Uniwersytetu Poznańskiego
Zygmunt Vetulani
Zwierząt na Uniwersytecie Wileńskim, z jednoczesnym jednak zastrzeżeniem ciągłości pracy na etacie starszego asystenta UP, z którego to etatu, na własne wyraźne życzenie, był tylko urlopowany. Okazja powrotu do Poznania pojawiła się w roku 1935 po przejściu na emeryturę dotychczasowego kierownika Katedry Szczegółowej Hodowli Zwierząt, prof. Pankowskiego. Przy pewnym zaskoczeniu władz Uczelni, które przypuszczały, że Vetulani nie zechce zrezygnować z katedry prowadzonej przez siebie na Uniwersytecie Wileńskim, ten skorzystał z okazji i przedstawił swoją kandydaturę na wakujące miejsce. Drugi powrót do Poznania nastąpił po zakończeniu wojny. Ojciec kategorycznie odrzucił bowiem propozycję władz okupacyjnych zachowania katedry na uniwersytecie niemieckim zorganizowanym w Poznaniu pod warunkiem złożenia deklaracji przynależności do narodowości włoskiej i w obawie przed szykanami przeniósł się do Krakowa, gdzie mieszkała wtedy cała jego najbliższa rodzina. Powodem tych powrotów musiało być to, że czuł się wyjątkowo dobrze w poznańskim środowisku akademickim, skoro nie przeszkadzało mu oddalenie od ważnego dla niego stanowiska pracy, jaką była Puszcza Białowieska. Ajeździł do Białowieży często, bywało że raz w miesiącu. Rzecz jasna także na miejscu miał do dyspozycji stanowisko do pracy z konikami, którym były podpoznańskie Złotniki, gdzie mieścił się Rolniczy Zakład Doświadczalny Uniwersytetu, a później Wyższej Szkoły Rolniczej. Inną ważną instytucją, z którą blisko współpracował, był poznański Ogród Zoologiczny, gdzie utrzymywana była grupa koników. Tym jednak, co w pierwszym rzędzie zatrzymało Ojca na stałe w Poznaniu były, obok odpowiednich warunków do pracy, bardzo dobre stosunki panujące ówcześnie w gronie profesorskim. Nic też dziwnego, że miał w tym gronie oddanych kolegów i przyjaciół (Czekaiski, Dobrowolski, Jagmin, Moczarski, Schramm, Simm, Staniewicz, Pollak, Runge, Zaleski...). Także i poznańscy studenci darzyli go sympatią - jako były reprezentant studentów musiał doskonale znać i rozumieć ich problemy. W rewanżu krążył po Uniwersytecie sympatyczny wierszyk: "DłuższY ogonjest od szYi CzY też szYja od ogona" Naukowe to zadanie
Kwestia sporna, niezgłębiona; Wyjaśniłjq Vetuiani - Tu się cała mądrość kryje: Nie szyjajest od ogona Lecz ogon dłuższy nad szyję.
Zycie prywatne Blisko pół wieku minęło od śmierci Ojca i czas ten zatarł w ludzkiej pamięci wiele szczegółów z jego życia. Mnie samemu nie dane było przechować w pamięci Jego obrazu. Z opowiadań coraz węższej grupy ludzi, którzy go pamiętają, rysuje się postać pogodna, zrównoważona i otwarta. Na licznie przechowanych fotografiach widać młodego, a na innych już w sile wieku będącego mężczyznę, często w kapeluszu, zawsze w elegancko skrojonym garniturze, w pozie niekiedy lekko nonszalanckiej i z delikatnym uśmiechem na twarzy, często z kwiatem w butonierce. Miał wyczucie fotografii, na której znał się zresztą doskonale, bo była ona częścią jego warsztatu badawczego. Fotografował dużo i lubił do zdjęć pozować, często zresztą w towarzystwie pięknych kuzynek, w które jego krakowska rodzina była nad wyraz zasobna. Dodajmy, że miał zwyczaj starannego podpisywania wszystkich zdjęć - na ogół na maszynie. Był bardzo rodzinny, toteż urlopy starał się spędzać głównie w Małopolsce - w Krakowie lub Biskupicach Melsztyńskich, w posiadłości nabytej przez brata jego matki Stanisława Kunachowicza, a będącej miejscem spotkań licznej młodzieży z rodzin Kunachowiczów i Vetulanich. Od brydża, w którego wówczas namiętnie grywano czy to w Krakowie, czy w Poznaniu, wolał spacery i żywy kontakt z przyrodą, choć zdarzało mu się siąść przy stoliku w gronie bliskich przyjaciół. Grał jednak - jak wspomina Alexandrowicz - kiepsko. N o cóż, widocznie nie za wirtuozerię przy wistowaniu ceniono sobie jego towarzystwo. Nie stronił też od sportów uprawianych wyłącznie rekreacyjnie i towarzysko. Był blisko związany ze swymi braćmi, szczególnie ze starszym Zygmuntem i młodszym Adamem, a także z matką Elżbietą. Ta ostatnia zapewne martwiła się stanem kawalerskim syna,
Ryc. 9. Tadeusz Vetulani na ślizgawce z Zofią z Dziurzyńskich Rosińską, znaną poznańską malarką (kuzynką Tadeusza)
Zygmunt Vetulani
Ryc. 10. Zdjęcie ślubne Marii z Godlewskich i Tadeusza Vetulanich (5.06.1949 r.)stąd zachowały się w domu liczne, przepisywane przez nią na maszynie zbiory przepisów kucharskich, zapewne adresowanych też do przyszłej synowej.
Ojciec był niewątpliwie bardzo skrupulatny, żeby nie powiedzie pedantyczny. Ta cecha charakteru mogła jednak go drogo kosztować. U dał się bowiem, jako profesor Uniwersytetu, na fatalne zebranie, na które okupacyjne władze niemieckie wezwały profesorów UJ, aby natychmiast ich aresztować. Uratowało go spóźnienie i to, że niemiecki wartownik znał swoje obowiązki i, mimo energicznych protestów, spóźnionego profesora zostawił za bramą... Skrupulatność nie była bez wpływu na jego życie osobiste. Swoją przyszłą żonę, stomatologa, asystentkę Wydziału Medycznego, a przed wojną dobrze zapowiadającą się sopranistkę (uczennicę Orłowa i Ady Sari) poznał, gdy, pragnąc opublikować pracę dyplomową wyróżniającego się studenta Władysława Godlewskiego, udał się na poszukiwanie jego rodziny. Władysław zginął w pierwszych dniach wojny, a Ojciec uznał, że nie wolno mu skierować pracy do druku bez zgody jego bliskich. Wizyta w domu Godlewskich pociągnęła za sobą następną i dalsze, z punktu widzenia publikowania pracy całkowicie zbędne. Ożenił się z Marią Godlewską w dniu 5 czerwca 1949 r. 12 Ślub ten był podobno sporą sensacją w środowisku akademickim Poznania, były ponoć nawet na tę okoliczność zakłady... Powodem takiej właśnie reakcji był zapewne nie tylko dojrzały wiek Pana Młodego, ale i to, że trudno było wyobrazić sobie Vetulaniego w oderwaniu od pracy naukowej, która pochłaniała go niemal całkowicie. I w rzeczy samej, zdarzało się, że nadmiar obowiązków zawodowych był powodem wyrzutów ze stronysporo od niego młodszej . 13 zony . W rodzinie zapamiętano jego upodobanie do muzyki, które u Vetulanich nie było rzadkością (jedną z kuzynek Ojca była słynna śpiewaczka Jadwiga Szajer, znana jako Ada Sari, teorią muzyki interesował się też jego przyrodni brat Kazimierz). Sam Ojciec jednak nie muzykował, choć w Operze poznańskiej był częstym bywalcem - siadał zwykle w środku trzeciego rzędu. W środowisku muzycznym Wielkopolski miał też przyjaciół. Jednym z nich był Feliks Nowowiejski, który krótko przed wojną pisał utwory do "Teki Białowieskiej" i bawił w związku z tym u Ojca w Białowieży. Tadeusz Vetulani miał talent pisarski, a w każdym razie tzw. lekkie pióro i nie stronił od publicystyki naukowej, a nawet reportażu. Ważne dla jego dorobku naukowego podróże badawcze do Turcji dały, obok licznych rozpraw, książkę-reportaż "Wzdłuż Anatolu", którą z ciekawością czyta się i teraz 14 .
Ryc. 11. Tadeusz Vetulani z synem Zygmuntem, czelWiec 1951 r.
Ojciec zmarł przedwcześnie, bo w 55. roku życia. Od kilku już lat chorował na serce, co, biorąc pod uwagę trudy lat wojennych i stosunki panujące w pierwszych latach "realnego socjalizmu" w Polsce, nie może dziwić. Sprzeciw budzi to, że tak skuteczny, gdy interweniował w sprawach bliźnich, nie zdołał wywalczyć dla siebie samego właściwej opieki medycznej, a wnioski o skierowanie do sanatorium były systematycznie oddalane przez "nadrzędne czynniki w Warszawie", jak czytamy w korespondencji adresowanej do Rektoratu Uniwersytetu Poznańskiego. Pracował do ostatnich niemal godzin życia w laboratorium profesora Grodzińskiego w Krakowie, gdzie uczył się nowych technik badań histologicznych. Zasłabł w laboratorium 24 lutego 1952 r. i tego samego dnia zmarł w domu brata Adama, a prof. M. Czarnowski mógł zatytułować artykuł, którego nigdy nie dane mu było opublikować: "Jak u nas wymierają rzadkie zwierzęta i prawdziwi . '15 uczenI
PRZYPISY:
1 Tym właśnie mottem opatrzył biogram Tadeusza Vetulaniego zamieszczony w "Kartach z Dziejów Zootechniki Polskiej" jego uczeń, asystent i przyjaciel Jerzy Zwoliński. 2 Profesorem zwyczajnym został w roku 1949.
Zygmunt Vetulani
3 Miał jeszcze dwie siostry: Marię i Elżbietę.
4 Kieruję obecnie Zakładem Lingwistyki Informatycznej 1 Sztucznej Inteligencji na Wydziale Matematyki i Informatyki UAM. 5 N a podstawie artykułu Zdzisława Kosieka.
6 Jak pisze Zwoliński, "Szereg dalszych badań w tym względzie (...) doprowadził Vetulaniego do wyodrębnienia osobnej formy zoologicznej dzikiego konia, określanej nazwą tarpana leśnego (Equus cab. gmelini Ant. forma silvatica Vet.). Ta forma jednego z dzikich przodków koni domowych została przyjęta i uznana przez wielu czołowych zoologów i ekwidologów, jak. L. Adametz, O. Antonius, W. Gromowa, L Sokolov, W. Heptner i inni".
7 Artykuł pt. "Jak u nas wymierają rzadkie zwierzęta i prawdziwi uczeni" miał ukazać się po roku 1956 w "Życiu Literackim", a później w "Po prostu", lecz do publikacji nie doszło. 8 Według ustalonej jeszcze przez Vetulaniego nomenklatury nazwę "konik polski" stosować się winno do tej właśnie rasy i nie należy mylić jej z określeniem" tarpan" czy "tarpan leśny", który oznacza rasę wymarłych przodków konika.
9 Nie wszystkich jednak. Zdaje się, że szansa, o ile takowa w ogóle istniała, na spodziewane przez Vetulaniego odzyskanie cechy okresowego bielenia przepadła bezpowrotnie na skutek pogorszenia się materiału wyjściowego spowodowane wspomnianymi tu okolicznościami. 10 We wspomnieniu: "Tadeusz Vetulani w pracy Polskiego Czerwonego Krzyża w Krakowie w czasie okupacji niemieckiej 1939-1945", oryginał prawdopodobnie w archiwach PCK. 11 Przytoczony jak się zdaje na podstawie wspomnień Vetulaniego spisanych po wojnie na prośbę PCK. 12 Młoda Para zamieszkała wkrótce w Domu Profesorskim UP przy ul. Libelta 24 m. 9.
13 Maria Vetulani, dr med., Uf. 1910, opublikowała w kraju i za granicą kilkanaście prac z zakresu chirurgii szczękowej, zmarła w roku 1995 jako nestor wielkopolskich stomatologów; sopranistka, w objęciu posady solistki w Polskim Radiu przeszkodził jej wybuch II wojny światowej.
14 Z taką opinią zetknął się autor niniejszego tekstu podczas zbierania materiałów do jego napisania. 15 Tadeusz Vetulani ma syna Zygmunta, profesora UAM (ur. 1950), oraz wnuczki: Agnieszkę (ur. 1981) i Marię (ur. 1996), które są córkami Zygmunta i Grażyny Vetulani, z domu Swierczyńskiej (ur. 1956), doktora nauk humanistycznych, adiunkta w Instytucie Filologii Romańskiej UAM. Agnieszka jest obecnie uczennicą VIII Liceum Ogólnokształcącego w Poznaniu i klasy fortepianu w Państwowej Szkole Muzycznej II stopnia im. Fryderyka Chopina w Poznaniu.
Wykorzystane źródła: Archiwum Akademii Rolniczej w Poznaniu, teczka personalna Tadeusza Vetulaniego.
Archiwum PAN w Poznaniu, Materiały, sygn. P.III-47.
Archiwum Polskiego Radia w Poznaniu.
Bajer M. Rodzina Vetulanich (w cyklu Rody Uczone, 4), Forum Akademickie, nr 10,1996.
Dzieje Akademickich Studiów Rolniczych i Leśnych w Wielkopolsce 1919-1969 (praca zbiorowa), Wyd. PWN, Poznań 1970. Hroboni Z., Jaworowska M.: Tablice genealogiczne Koników Polskich (z przedmową W. Pruskiego), (w:) Prace i Materiały Zootechniczne, zeszyt 7 - dodatek, PWN, Warszawa 1975.
Karty z Dziejów Zootechniki Polskiej (praca zbiorowa), Państwowe Wydawnictwo Rolnicze i Leśne, 1973.
Kownacki M., Koniki Polskie, PWN, 1984.
Materiały ze zbiorów Zygmunta Vetulani.
Wielkopolski słownik biograficzny, PWN, Warszawa- Poznań, 1981.
Powyższy artykuł jest częścią publikacji Kronika Miasta Poznania 1998 R.66 Nr2; Inteligencja poznańska, historia i wspomnienia dostępnej w Wielkopolskiej Bibliotece Cyfrowej dla wszystkich w zakresie dozwolonego użytku. Właścicielem praw jest Wydawnictwo Miejskie w Poznaniu.