NOWAARCHITEKTURA W "NOWYCH CZASACH" z Piotrem Wędrychowiczem, prezesem poznańskiego oddziału SARP rozmawia

Kronika Miasta Poznania 1998 R.66 Nr1; Budowniczowie i Architekci

Czas czytania: ok. 9 min.

DANIEL NIEDBAŁA

Ponad rok temu wybrano Pana na prezesa poznańskiego oddziału Stowarzyszenia Architektów Polskich (SARP). Czy to oznaczało także wybór innych celów i zadań dla Stowarzyszenia? - Mimo że SARP jako stowarzyszenie powstał już ponad sto lat temu, cel pozostaje wciąż taki sam: walka o piękno architektury i harmonię przestrzeni. Do 1989 roku SARP był organizacją masową - skupiał właściwie wszystkich architektów. W trudnym dla architektury czasie staraliśmy się bronić praw zawodowych, otwarcia rynku, przeciwstawialiśmy się też głupocie budowlanej. N atomiast w tej chwili sytuacja jest zupełnie inna, dlatego też zadania stawiane przede mną, jako prezesem SARP-u, są zupełnie inne. Na przykład należy zastanowić się, dlaczego tak wielu absolwentów studiów architektonicznych nie wstępuje w szeregi Stowarzyszenia. Młody człowiek dziś nie walczy z ideologią, ale zadaje sobie pytanie: co ja będę z tego miał? Musimy więc dotrzeć do nie zrzeszonych architektów i przekonać ich, by wstąpili do SARP-u. W nowych warunkach, w jakich dziś powstaje architektura, bardzo ważny jest przekaz informacji, a właśnie m.in. temu służy Stowarzyszenie. W naszej siedzibie, w kamienicy na Starym Rynku 56, organizujemy wystawy architektoniczne, publiczne dyskusje, promocje czy wystawy i wykłady autorskie. Używa Pan stwierdzenia "nowe warunki". Ale czy te "nowe warunki" są dobrym podłożem dla lepszej architektury? - Zdecydowanie tak. Przed 1989 rokiem architektura realizowana dla prywatnego inwestora, a w tamtych czasach to mógł być jedynie budynek kościoła lub domku jednorodzinnego, nie mogła wypełnić zapotrzebowania na dobrą i zróżnicowaną architekturę. Były to jedyne możliwości wykonywania zawodu architekta w sposób niezależny od obowiązujących przepisów, których rezultatem w Poznaniu są np. osiedla ratajskie.

Daniel Niedbała

Przekształcenie gospodarki państwowej w wolnorynkową spowodowało przejście architektów do własnych pracowni. Tych ostatnich jest tyle, że będą mogły pozytywnie zmieniać obraz wielkopolskich miast. Teraz architekci sami muszą pozyskiwać klienta, dlatego powinni wciąż podnosić swoje kwalifikacje. A wszyscy wiemy, że wyższe kwalifikacje i umiejętności zawodowe podnoszą jakość powstającej architektury. Teraz już nie wystarczy, by architekt potrafił tylko projektować. Właściwie dochodzimy do tego, że w dzisiejszych czasach architekt znowu musi być tak wszechstronnie wykształcony, jak twórca renesansu. Musi więc posiadać wiedzę o architekturze, znać nowe technologie i materiały, walczyć o zlecenie, koordynować pracę zespołów wielobranżowych. Cały proces projektowy musi być skończony w ściśle określonym terminie, przekroczenie którego czasami grozi wysokimi karami finansowymi. Ale żeby to wszystko było profesjonalne, architekt musi mieć z jednej strony oparcie instytucj onalne, a z drugiej posiadać u klienta mandat zaufania, który wystawi mu np. SARP. Te nowe sytuacje w warunkach gospodarki rynkowej wymuszają stworzenie innej organizacji zawodowej o charakterze obowiązkowym - Izby Architektonicznej. Wówczas zostaną uporządkowane sprawy środowiskowe, np. określenie powszechnie obowiązujących standardów świadczenia usług czy wysokości honorariów usług architektonicznych. Przynależność do takiej Izby będzie gwarantem, że architektowi można powierzyć najtrudniejsze zadanie. Czyli jesteśmy świadkami, kiedy w "nowych warunkach" zaczyna powstawać nowa architektura? Czy w tych zmianach nie pominięto architektury regionalnej? - W tej chwili architektury regionalnej w takim rozumieniu, jak np. styl zakopiański Stanisława Witkiewicza i zbudowane w tym stylu willa "Koliba" (1893 r.) czy Jaszczurówka (1900 r.), nie ma. Dziś w Wielkopolsce pod wpływem międzynarodowych wzorów architektury współczesnej kreuje się architekturę uniwersalną. Jej styl powoduje, że tak zaprojektowany budynek mógłby powstać również w innych miejscach. Ale są - i u nas, i za granicą - realizacje, które opierają się temu trendowi. Na przykład w Anglii silnie rozwinął się nurt projektowania nowoczesnego z elementami tradycyjnymi. Tamjuż dawno architekci nauczyli się projektować architekturę wyrastającą z miejsca, w które wrasta. Z dawnego obozu państw socjalistycznych przykładem architekta, który projektuje zgodnie z duchem regionalnym, jest Węgier Imre Makovecz (ur. 1935), czego dowodem jest" Naturata" , sklep i restauracja (projekt 1992 r.) czy Pawilon Węgierski na EXPO 1992 w Sevilli.

Także w Poznaniu architekt Mariusz Wrzeszcz tworzy zgodnie z duchem miejsca; np. willa na Sołaczu przy ul. Wołyńskiej wrosła w nowe miejsce, nie można jej przenieść w inne. Zaprojektowano ją w skali otoczenia z historyzującym detalem oraz w stylu charakterystycznym dla Sołacza. Pozytywnie też oceniam realizację nowych "plomb" w Poznaniu, które bardzo dobrze wpisują się skalę miasta. O architekturze tych budynków zawsze można jeszcze podyskutować.

Ryc. 1. Restauracja-hotel "Meridian" w parku Sołackim, zrealizowany w latach 1989-91 wg projektu Piotra Wędrychowicza, Jolanty Lisiak i Rafała Lisiaka

W wielu krajach powstają precyzyjne reguły określające, jak projektować i tak powstaje architektura regionalna. Czy taki mechanizm działa też u nas? - W Wielkopolsce też powinniśmy dążyć do sprecyzowania pewnych lokalnych zasad projektowania. Pozytywnym przykładem jest miasto Puszczykowo, gdzie stworzono pewne architektoniczne ograniczenia, np. określenie minimalnego kąta pochylenia dachu, wielkości działki budowlanej czy maksymalną wysokość gzymsu i kalenicy. Dzięki takim zapisom po budynkach szpitala kolejowego nie powstaną już na tym terenie następne kilkunastopiętrowe wieżowce. Te dwie wielkopłytowe pamiątki ubiegłego systemu pozostaną przykładem, jak projektuje się bez uwzględnienia architektury miejscowej. Myślę, że takie ograniczenia dopingują do tworzenia rzeczy dobrych. Czy w "nowych warunkach" powstawania architektury widoczne są efekty współpracy architektów z lokalnym samorządem? - Nie ma efektów, bo nie ma współpracy. Architekci współpracują jedynie z Komisją Artystyczną. W siedzibie SARP-u z aktywnym udziałem członków Komisji Zagospodarowania Przestrzennego odbywają się dyskusje na temat kształtowania przestrzeni miejskiej. Jednak wygląda na to, że Komisja nie ma wpływu na zmiany w Poznaniu. Niektóre decyzje podejmowane przez Wydział Architektury, Urbanistyki i Nadzoru Budowlanego oraz Zarząd Miasta są dla Komisji zaskoczeniem. Z tego powodu SARP wielokrotnie próbował rozmawiać z decydentami o naszym mieście, ale nic z tego nie wynika. W Poznaniu podejmuje się decyzje, nie licząc się ze zdaniem nie tylko Komisji, ale również SARP-u czy TUP-u (Towarzystwo Urbanistów Polskich).

Daniel Niedbała

Czy architekci mają do dyspozycji uprawnienia dające podstawę do rozmów z samorządem lokalnym? - Stowarzyszenie Architektów Polskich posiada osobowość prawną i pełną samodzielność gospodarczą. Aktywnie rozpoczynamy dyskusję, gdy widzimy, że łamane są prawa autorskie. Takim jaskrawym przykładem łamania praw autorskichjest historia budowy muzeum. Przypomnijmy krótko: w latach 60. SARP zorganizował konkurs na projekt nowego skrzydła Muzeum Narodowego przy Al. Marcinkowskiego w Poznaniu. Wygrali go warszawscy architekci Ryszard Trzaska i Tadeusz Nasfeter. Do projektu w 1976 roku wniesiono poprawki i budowa ruszyła. Jej realizacja trwa do dziś. Jednak wiele rzeczy, powstających na budowie, jest niezgodne z projektem. Z tego powodu poznański oddział SARP-u zwrócił się do architekta miejskiego o interwencję i możliwość kontroli nad zgodnością realizacji z proj ektem. Naszą propozycją dla miasta jest również to, by wprowadzić kontrolę zgodności wydawanych warunków lokalizacji z planem zagospodarowania przestrzennego miasta, a potem tych warunków z projektem i realizacją. Proszę sobie wyobrazić, że w miejscu pasa zieleni przy ul. Serbskiej powstały najpierw stacja benzynowa, potem metalowa puszka TTW, a teraz powstaje następna. Z naszych informacji wynika, że w przypadku TTW architekt miejski postawił warunki, których projekt w ogóle nie uwzględnił. Budynek miał mieć podziemny parking, bryła miała być lekka i prześwitująca, a mimo to niezgodny z tymi warunkami budynek zrealizowano bez żadnych trudności. Takich przykładów można by wskazać jeszcze wiele. Powodem jest brak kontroli pewnych ważnych dla miasta lokalizacji, a SARP chętnie by uczestniczył w takiej komisji. Jest Pan również przeciwnikiem budowania domów poznańskiego TBS-u przy ul. Murawa. - Budynki TBS-u miały być z założenia tanie, a więc tanie nie tylko poprzez niskie czynsze, ale tanie dla inwestora. Znów wracam do planu zagospodarowania przestrzennego miasta, zgodnie z którym w tym miejscu powinny pojawić się usługi najwyższej jakości; np. bardziej pasuje tu kompleks handlowo-biurowy "Alfa" z ul. Św. Marcin. Przecież wystarczy zapytać, czy po drugiej stronie ulicy w tych dwóch wieżowcach przy ul. Gronowej jest jakieś wolne do wynajęcia biuro. Nie ma. Proszę pamiętać, że ten teren posiada pełną infrastrukturę techniczną, czyli że wartość tego terenu jest bardzo wysoka. Więc miasto na wybudowaniu mieszkań TBS-u traci, bo mogłoby za pieniądze uzyskane ze sprzedaży ziemi kupić nową ziemię i wybudować takie domy. Tylko na osiedlach winogradzkich mieszka ponad 60 tys. mieszkańców, na Piątkowie jeszcze więcej, wokół same domki jednorodzinne. Powstają pytania: po co w nieskończoność powiększać tę sypialnię i gdzie ci ludzie mają pracować? Przecież na Winogradach czy na Piątkowie nie moglibyśmy spotkać się w kawiarni na tę rozmowę, bo takiej kawiarni tam nie ma. Więc w miejscu teoretycznie najlepszym dla handlu i usług powstaną kolejne mieszkania. Zresztą same budynki nie będą tanie, skoro wyposażone będą w windy. Czy takich sytuacji można by uniknąć? - Oczywiście, że tak. Po pierwsze można by wrócić do dobrej tradycji opiniowania projektów w konkretnej lokalizacji. Dawniej komisja składająca się

Ryc. 2. Projekt konkursowy z 1986 r. na zagospodarowanie ul. 27 Grudnia przed Teatrem Polskim. Projekt: Piotr W ędrychowicz, Piotr Z. Barelkowski, Przemysław Borkowicz i Andrzej Kałużny

z pięćdziesięciu wybitnych specjalistów, m.in. z SARP-u, ekonomistów, inżynierów środowiska wypowiadała się na takie tematy. Wówczas nie było mowy, by jakiś projekt został przygotowany niezgodnie z planem zagospodarowania przestrzennego miasta, albo żeby realizacja projektu była tak nie przemyślana, jak budynków TBS przy ul. Gronowej. Innym sposobem na uniknięcie przestrzenno-architektonicznych pomyłek jest dyskusja poprzez konkursy. Należy pamiętać, że po wojnie większość wybitnych dzieł architektonicznych na świecie powstała w wyniku konkursów. N a przykład do wyłonienia projektu 112-metrowej wysokości łuku zamykającego kompleks biurowy La Defense potrzeba było kilku konkursów. Konkurs stwarza warunki do powstania dzieła. Po pierwsze najlepsi specjaliści np. z SARP-u wspólnie z inwestorem przygotowują warunki dla danego miejsca w mieście czy poza nim. W drugim etapie powstają prace konkursowe. Na koniec grupa autorytetów z różnych dziedzin wybiera najlepszą propozycję.

Te najbardziej nowatorskie są wyróżniane. Jest to bezpieczny dla wyglądu miasta sposób wypełnienia ważnych miejsc. Jednak w Poznaniu z konkursami bywa różnie. Właśnie, jak wyglądają losy projektów, które wygrywały konkursy realizacyjne w Wielkopolsce? - Poznań nie wykorzystuje szans, jakie stwarza konkurs, tak jak się to dzieje w Warszawie czy Krakowie. Na przykład dzięki międzynarodowemu konkursowi na projekt posadzki i organizacji przestrzeni Starego Rynku w Krakowie cały świat mówił o tym mieście. Więc konkurs to również promocja miasta czy regionu.

Daniel Niedbała

W Wielkopolsce po konkursach organizowanych po 1989 roku zrealizowano jedynie Akademię Muzyczną przy ul. Św. Marcin w Poznaniu, zaprojektowaną przez architekta Jerzego Gurawskiego z zespołem, pawilon gastronomiczny na terenach MTP przy ul. Grunwaldzkiej, zaprojektowany przez Mariana Urbańskiego, oraz Wzgórze Lecha w Gnieźnie projektu Studio ADS. Ale są też konkursy, których zwycięzcy nie doczekali się realizacji. N ajbardziej skandaliczne jest odsunięcie od realizacji zwycięzcy konkursu na projekt placu Wiosny Ludów w Poznaniu. Projekt powierzono innym architektom. Inny przykład: w 1994 roku rozstrzygnięto konkurs na zagospodarowanie przestrzenne północno-wschodniej części Międzynarodowych Targów Poznańskich. Mimo tego trzy lata później opracowanie projektu rozwoju MTP powierzono firmie architektonicznej, która nigdy nie startowała w żadnym konkursie, który dotyczył MTP. Na projekt zagospodarowania terenu przed Teatrem Polskim były dwa konkursy, a dzisiaj proponuje się projekt przywieziony w teczce nie wiadomo skąd. Prawda, że dziwne? Jak potoczyły się konkursowe losy projektu na plac Wolności, który wygrała Pana praca? - Od dwustu lat plac Wolności jest jedną z ważniejszych dominant przestrzennych Poznania. Niestety jego obecny wygląd sprawia, że nie jest to ulubione miejsce spotkań poznaniaków, a na pewno nie jest wizytówką naszego miasta. Tyle się mówiło o konkursie, o jego realizacji, o planach. U rząd Miejski zlecił nawet mojej pracowni wykonanie projektu pokonkursowego. Do tego zamówiono również analizę widokową, czy projekt przypadkiem nie zasłoni zabytkowych obiektów przy placu - to było m.in. uzasadnieniem przyznania mi pierwszej nagrody. To było jednak w 1994 roku i od tej pory nie zrobiono nic więcej. A wystarczy przespacerować się przez centrum Poznania, by stwierdzić, jak bardzo potrzebny jest wielopoziomowy parking podziemny. Odnoszę wrażenie, że zrobiono tak dlatego, żeby - z jednej strony - pokazać poznaniakom, że miasto się stara, tylko wciąż nie ma pieniędzy, a z drugiej strony po to, by zatkać usta architektom konkursem. A przecież nie tylko architektom winno zależeć na pozytywnych zmianach kształtu przestrzeni naszego miasta. Tak szczerze mówiąc, chyba nie ma nikogo, kto w sposób profesjonalny umie urzeczywistniać takie zamierzenia. Nie można czekać na inwestora zagranicznego. Trzeba tu, na miejscu szukać niezbędnych finansów. A czy ktoś z miasta złożył propozycję bankom zlokalizowanym przy placu Wolności, a może mógłby ruszyć system finansowania przez poznaniaków tej realizacji poprzez sprzedaż obligacji miejskich czy cegiełek? Tutaj potrzeba pomysłu, a dlaczego go nie ma, należałoby zapytać w Urzędzie Miejskim. Czyli miasto, województwo, region tracą na braku konkursów? - W dłuższej perspektywie czasu tak, bo powstają rzeczy przypadkowe. Ale nie tylko z tego powodu miasto traci. Nie ma w ogóle rozmów o planach zagospodarowania przestrzennego. Proszę sobie wyobrazić, że od 1965 roku wciąż aktualny jest projekt śródmieścia Poznania z tamtego okresu, który przewidywał wyburzenie prawie wszystkiego.

Dodatkowo każdego roku w Instytucie Architektury i Planowania Przestrzennego Politechniki Poznańskiej powstają projekty analizujące urbanistykę, plany krajobrazowe regionu, projekty architektoniczne konkretnych lokalizacji, które odkładane są na półkę do archiwum. Już dawno proponowaliśmy miastu, by stworzyć stałą lub czasową wystawę z takimi projektami. I jaka jest odpowiedź na naszą propozycję? Jaka? - Nie ma żadnej. A przecież ktoś z Biura Promocji Miasta mógłby się przynajmniej zainteresować powstającą dyskusją na temat miasta. Proszę pamiętać, że wśród studentów ta dyskusja pozbawiona jest ograniczeń, czyli bardzo często wkracza w XXI wiek. Czyli miasto nie interesuje się młodymi architektami? - Nie. Między innymi z tego też powodu nieliczni z tych młodych ludzi chcą pracować w Miejskiej Pracowni Projektowej. A najlepsi z powodu marazmu, niemożności tworzenia rzeczy pozytywnych dla miasta bardzo szybko rezygnują z tej pracy. Proszę sprawdzić, ilu młodych ludzi pracuje w Urzędzie Miejskim? Czy np. organizuje się jakieś konkursy dla młodych architektów? Nie. Co roku SARP oraz TUP organizują konkurs na najlepszą pracę dyplomową. Zainteresowanie ze strony władz miejskich kończy się na wręczeniu najlepszym książek. Więc władz miejskich ci najlepsi studenci też nie interesują. A przecież w projektach, tych nagrodzonych i nie nagrodzonych, zawarty jest bardzo ważny materiał do dyskusji o naszym regionie czy mieście. Może po takiej rozmowie nadejdą lepsze czasy dla SARP-u w Poznaniu.

Piotr Wędrychowicz, architekt i urbanista, urodził się 18.04.1938 roku w Poznaniu.

Studiował na Wydziale Architektury Politechniki Krakowskiej. Od 1975 roku wykładał na Politechnice Poznańskiej. W latach 1989-90 był głównym architektem Poznania. Prowadzi autorskie, prywatne biuro architektoniczne. Od roku 1996 jest prezesem poznańskiego oddziału SARP. Jest laureatem konkursu na uniwersytet w Calabrii (Włochy). Żona Ewa jest anglistką. Ma dwoje dzieci.

Powyższy artykuł jest częścią publikacji Kronika Miasta Poznania 1998 R.66 Nr1; Budowniczowie i Architekci dostępnej w Wielkopolskiej Bibliotece Cyfrowej dla wszystkich w zakresie dozwolonego użytku. Właścicielem praw jest Wydawnictwo Miejskie w Poznaniu.
Do góry