RUPIECIE SPRZED WIEKÓW, CZYLI ZESPÓŁ KAFLI PIECOWYCH Z KAMIENICY NR 95/96 PRZY STARYM RYNKU

Kronika Miasta Poznania 1998 R.66 Nr1; Budowniczowie i Architekci

Czas czytania: ok. 28 min.

PIOTR WAWRZYNIAK

O d kilku lat trwają intensywne prace archeologiczne na obszarze Starego Miasta w Poznaniu. Dzięki staraniom władz miejskich, konserwatorskich (w szczególności miejskiego konserwatora zabytków) i prywatnych sponsorów dokonano szeregu spektakularnych odkryć, stawiających w nowym świetle życie w dawnym Poznaniu. Okazją do prowadzenia tego typu badań są rozliczne remonty kapitalne i adaptacje do nowych celów kamienic staromiejskich, wymiana starych i budowa nowych podziemnych sieci instalacyjnych, remonty nawierzchni ulic itp. Zapoczątkowane przeszło rok temu badania archeologiczno-architektoniczne w kamienicy przyrynkowej nr 95/96 dostarczyły m.in. znakomitych w swojej klasie zabytków sprzed kilkuset lat. Na szczególną uwagę zasługuje zespół kilkudziesięciu późnorenesansowych kafli piecowych.

Kamienica (ryc. 1) położona jest w północno-wschodnim kwartale zabudowy przyrynkowej, zlokalizowanym między ulicami Żydowską, Kramarską i Wroniecką oraz Starym Rynkiem. Zajmuje frontową partię dwóch parcel, nr 95 i 96, odpowiadających historycznie ukształtowanym działkom miejskimI. Zamiar adaptacji budynku na nowe cele spowodował na przełomie 1996 i 1997 r. - w myśl U stawy o ochronie zabytków i stosownych przepisów - wszczęcie systematycznych badań archeologiczno-architektonicznych. Właściwe prace badawcze trwały do połowy marca 1997 r. 2 , a później prowadzono ścisły nadzór konserwatorski nad wszelkimi robotami budowlano-remontowymi. Będzie on kontynuowany aż do zakończenia budowy. W historii miasta kamienica zajmuje nader poczesne miejsce. Z treści tablicy zawieszonej na froncie budynku wynika, że "Tu była siedziba Poczty Polskiej w latach 1778-93..." Ponoć dla naj starszych poznaniaków jest to nadal gmach "Starej Poczty". Oczywiście dzieje kamienicy są znacznie starsze i sięgają niemal

Ryc. 1. Elewacja frontowa kamienicy nr 95/96 przy Starym Rynku w Poznaniu. Stan z grudnia 1996 r. Fot. KlaudynaKucharska.

początków miasta. W wykopach archeologicznych, założonych w piwnicach, odkryto na głębokości ok. 4-4,50 m poniżej obecnego poziomu użytkowego Rynku relikty mieszkalnej zabudowy drewnianej z XIV i początków XV wieku. Były to stosunkowo niewielkie założenia o wymiarach w przybliżeniu 6x6 m (ok. 36 m 2 powierzchni), których przody były cofnięte o ok. 2-3,50 m w stosunku do obecnej pierzei rynkowej. Ich zasięg często nie pokrywa się z obecnymi granicami działek rynkowych, ostatecznie ukształtowanymi - jak się wydaje - w 2 poło XV w., tj. po wzniesieniu względnie stałej zabudowy murowanej. Budynki murowane, ceglano-kamienne, powstały na obu działkach ok. 1450 r.

(na działce nr 95 nieco wcześniej, na działce nr 96 z kolei pierwotny zasięg domu murowanego obejmował przód dzisiejszych dwóch posesji - nr 95 i 96; stan ten trwał stosunkowo krótko i zapewne już w 2 poło XV w. były to dwa osobne założenia). Po kolejnych rozbudowach, ok. 1560 r., istniały na obu posesjach dwa murowane, kilkukondygnacyjne założenia: zachodnie (nr 95) trzytraktowe i wschodnie (nr 96) dwutraktowe, do których przylegały od północy, oddzielone wybudowanymi ok. poło XVI w. poprzecznymi murami granicznymi, murowane domostwa zwrócone frontem ku ul. Kramarskiej. W latach 1778-81 dokonano remontu kapitalnego obu kamienic przyrynkowych, scalając je i ujednolicając elewację frontową (również dla potrzeb powstającego wówczas urzędu pocztowego). Kolejne remonty w XIX i XX wieku (w tym po wielkich zniszczeniach wojennych dokonanych w 1945 roku) zmieniły całkowicie układ wnętrz kondygnacji naziemnych, ale pierwotne założenie gotyckie pozostało czytelne w niemal nie zmienionych piwnicach. Obecne starania idą w kierunku przynajmniej częścio

Piotr Wawrzyniakwego "zregotyzowania" przyziemia i odsłonięcia - w formie świadków - starych reliktów architektonicznych na poziomie I piętra przy bezwzględnym poszanowaniu gotyckiej kondygnacji piwnicznej i klasycystycznej elewacji frontowej.

Opisany poniżej zespół kafli zarejestrowano w niewielkim wykopie archeologicznym (o wymiarach 1,40x1,40 m) zlokalizowanym w nie istniejącym obecnie pomieszczeniu, które mieściło się pod wybudowaną zapewne w 2 poło XVI, ewentualnie na przełomie XVI i XVII wieku, klatką schodową, usytuowaną onegdaj w narożu południowo-zachodnim pomieszczenia frontowego kamienicy nr 96. Klatkę rozebrano w latach 1778-81 i prawdopodobnie wtedy większość kafli tam złożonych uległa zniszczeniu (zostały zapewne wyrzucone), a pozostałe uległy potłuczeniu (wyjąwszy dwa egzemplarze). Tym niemniej wyciągnięto spod bruku piwnicznego kilkaset ułamków czerepów glinianych, z których po mozolnych, kilkutygodniowych zabiegach zrekonstruowano 26 niemal kompletnych i 11 zachowanych fragmentarycznie kafli; tak więc uzyskano w sumie 39 egzemplarzy. Niejako "przy okazji" wyklejono także kilka niewielkich naczyń. Z analizy nawarstwień kulturowych wynika, że ów "skład" kafli w skrytce pod schodami powstał w końcu XVI lub w początkach XVII wieku w trakcie jakiegoś - nie uchwyconego niestety w badaniach - remontu wnętrz budynku. Zapewne po rozbiórce pieca zdun stwierdził, iż kafle z niego pochodzące - mimo że stare i niemodne - nadają się do dalszego użytku. Wobec powyższego złożono je w najciemniejszym kącie piwnicy, być może z myślą o sprzedaży bądź wtórnym wykorzystaniu przy awarii nowo postawionych pieców, po czym - jak to zwykle bywa - zupełnie o nich zapomniano. Powstał więc klasyczny "lamus" rzeczy niepotrzebnych, dziś jakże wspaniała gratka dla archeologów. Kafle pochodzą z którejś z poznańskich garncami, prawdopodobnie z przełomu 3 i 4 ćw. XVI w. Wydaje się, że użyto ich do budowy jednego pieca. Są wśród zrekonstruowanych kafli egzemplarze płytowe (formowane w matrycach): wypełniające środkowe (siedem sztuk), wypełniające narożnikowe oraz wieńczące środkowe (po jednym okazie); i miskowe (formowane na kole garncarskim): zdobione (pięć sztuk) i pozbawione elementów dekoracyjnych (25 sztuk)3. Zdecydowana większość z nich jest niepolewana (trzy płytowe i 25 miskowych); na pozostałych zastosowano polewę cynową lub cynowo-ołowiową, jednobarwną (wyjąwszy okaz kafla wieńczącego) - zieloną, przechodzącą niekiedy w bardzo ciemne odcienie, niemal czerń, bądź brązową. Kafle wykonano z gliny żelazistej, do której dodano stosunkowo niewielkie ilości drobnoziarnistego piasku i tłucznia. Wypał bardzo dobry, jednakże kafle miskowe wypalono mniej starannie. Na odwrociach lic pięciu kafli płytowych zauważono bardzo wyraźne odciski tkanin. Wszystkie kafle noszą ślady okopcenia od wewnątrz. Kafle miskowe różnią się przede wszystkim wysokością kołnierzy. Wydzielono trzy grupy: a. - "niskie" o wysokości 7-9 cm - 11 egzemplarzy (w tym wszystkie zdobione i zarazem polewane; ryc. 3; 1-3,4) b. - "średnie" o wysokości 10-llcm - 12 egzemplarzy (ryc. 2; 1) c. - "wysokie" o wysokości 12-13 cm - 5 egzemplarzy (ryc. 2; 2).

Ryc. 2. Kafle miskowe bez zdobień - wybór. Rys. Jolenta Kędelska.

Przy ryc. 2-10 zastosowano następujące symbole graficzne: CN w kółku - ceramika nowożytna barwy ceglastej; kreska pionowa w kółku - polewa barwy brązowej; kreska pozioma w kółku - polewa barwy zielonej; krzyżyk w kółku - polewa barwy niebieskiej; krzyżyk w kółku z zamalowanym górnym, lewym narożem - polewa barwy żółtej; krzyżyk w kółku z zamalowanymi narożami górnym lewym i dolnym prawym - polewa barwy czarnej; kółko z zamalowaną partią prawą - polewa barwy fioletowej; linia przerywana poprowadzona wzdłuż lica kafla - zasięg polewy; krzyżyki poprowadzone wzdłuż odwrocia lica - ślad odciśnięcia się tkaniny; linia poprowadzona pod dnem kafla miskowego - dno "odcinane" od koła garncarskiego sznurkiem bądź drutem; kreski ukośne pod dnem kafla miskowego - ślad podważania nożem dna przed zdjęciem kafla z koła garncarskiego; przekrój kafla zaczerniony - przełom ścian kafla jednobarwny, jednolity; przekrój kafla nie zaczerniony - przełom ścian kafla niejednobarwny, niej e dno lit y; jedna kropka bądź romb umieszczony na przekroju kafla - mała ilość domieszki drobnoziarnistego piasku bądź tłucznia; dwie kropki bądź romby umieszczone na przekroju kafla - średnia i duża ilość domieszki drobnoziarnistego piasku bądź tłucznia. Liniami ciągłymi na przekrojach kafli zaznaczono miejsca sklejania lic z kołnierzami, a przerywanymi otwory na kołki (druty?) konstrukcyjne.

10 cm

Ryc. 3. Kafle miskowe zdobione rozetami. Rys. Jolenta Kędelska.

Piotr Wawrzyniak

W dwóch przypadkach wymiarów nie określono. Wyloty (otwory) kołnierzy mieszczą się w granicach 15/16xI5/16 cm, grubości ścianek zaś w przedziale od 0,4-0,6 cm (dna) do 0,8-1,0 cm (kołnierze). Zdobienie kafli ogranicza się do jakże pięknych w swojej prostocie, plastycznych rozet otoczonych pierścieniami, powstałych poprzez wyciskanie gliny palcami na dnie kafla (ryc. 3; 1-3, 4). Sporą osobliwością jest bardzo masywny kafel przedstawiony na ryc. 4 - miskowy, wypełniający narożnikowy, mający lico czołowe skonstruowane w formie miski i ozdobione rozetą, natomiast lico boczne jest płytą i zostało ozdobione motywem wici roślinnej w formie winnej latorośli. Fragment podobnego egzemplarza odnotowano w zbiorach Muzeum Archeologicznego w Poznaniu; pochodzi z wykopalisk prowadzonych na poznańskiej starówce 4 . Kafli płytowych bądź ich fragmentów znaleziono zaledwie dziewięć. Są nader interesujące. Bardzo masywne, o wymiarach lic 17/18xI7/18 cm, wysokości kołnierzy dochodzących do 10,5-11 cm i grubości ścianek mieszczących się w przedziale 1,0-1,4 cm, wszystkie zdobione bardzo ciekawymi i zróżnicowanymi motywami figuralnymi bądź roślinnymi. Bogactwo i różnorodność motywów zdobniczych na tych kilku renesansowych zabytkach wyjaśnia fragment pracy M. Dąbrowskiej poświęconej kaflom i kaflarstwu: "...Konstrukcja kafli płytowych stwarzała możliwość znacznej rozbudowy ornamentyki. Powstały zatem całe programy zdobnicze... Zawsze były to zespoły powtarzających się lub zbliżonych tematycznie motywów... Ornamenty te mogły tworzyć na przykład program o tematyce religijnej lub świeckiej i były najczęściej komponowane z motywami roślinnymi. Ale występowały także tylko układy stylizowanych elementów roślinnych i geometrycznych lub zoomorficznych - nawiązujących w tym przypadku do wschodnich kobierców... Ważną rolę odgrywały też barwy polew, a różnicowanie płaszczyzn ścian [pieców - przyp. autora] uzyskiwano dzięki stosowaniu różnego typu kafli i różnych technik ornamentacyjnych... 5

Ryc. 4. Kafel miskowy - wypełniający narożnikowy, zdobiony rozetą i motywem winnej latorośli. Rys. J olenta Kędelska.

Niewątpliwie najpiękniejszym okazem jest duży fragment kafla ozdobiony postacią anioła w stylizowanych chmurach, przybranego w mocno udrapowane szaty i trzymającego w rękach szarfę. Palec wskazujący lewej ręki anioła pokazuje, niestety zupełnie starty (?), napis na szarfie. Kafel pełnił rolę kasetonu; jego naroża ozdobiono zabiegiem "groszkowania" uwypuklającym centralnie umieszczoną postać anioła (ryc. 6). "Kasetonami", wyjąwszy fragment egzemplarza zwieńczeniowego , są tutaj wszystkie kafle płytowe. Inne kafle wypełniające środkowe bądź narożnikowe ozdobiono wyrazistymi motywami roślinnymi w różnej formie: - "wirującej", czyli nadającej pozorny ruch wirowy rozety kwiatowej o grubych, mięsistych płatkach (kafel narożnikowy, którego boczne lico zaopatrzono w ornament winnej latorośli, taki sam jak na kaflu z ryc. 4); ryc. 5

Piotr Wawrzyniak

Ryc. 7. Kafel płytowy - wypełniający środkowy, zdobiony motywem fantazyjnego pąka kwiatowego. Rys. J olenta Kędelska.

Ryc. 8. Fragment kafla płytowego - wypełniającego środkowego, zdobiony prawdopodobnie fantazyjnym pąkiem kwiatowym. Rys. J olenta Kędelska.

- fantazyjnego, rozkwitającego pąku kwiatowego; ryc. 7 i 8 - liści i owocu granatu; w tym przypadku zdobienia wręcz naklejono na lico kafla; ryc. 9. Jedyny, zachowany niestety we fragmencie kafel zwieńczeniowy jest przykładem bardzo popularnego motywu młodzieńca podtrzymującego tarczę herbową, znanego także z innych badań archeologicznych na terenie miasta Poznania. Możliwe, że na tarczy prezentowanego na ryc. 10 egzemplarza umieszczono herb Doliwa lub Dryja. Całość pokryto różnobarwną polewą cynową (postać młodzieńca zieloną i niebieską, tarczę fioletową, a tło żółtą). Częściowej rekonstrukcji dokonano, opierając się na egzemplarzu wykopanym na Ostrowie Tumskim jeszcze w latach 50 6 .

Przyjmując, że do budowy przeciętnego pieca ówczesny zdun zużywał około 160-200 kafli, do naszych czasów zachowało się około 20-25 proc. całości. Nie

Ryc. 9. Kafel płytowy - wypełniający środkowy, zdobiony motywem owocu i liści grana tu. Rys. J olenta Kędelska.

Ryc. 10. Fragment kafla płytowego - zwieńczeniowego środkowego, z motywem młodzieńca trzymającego tarczę herbową (herb - przypuszczalnie Doliwa lub Dryja) .

Rys. J olenta Kędelska.

stety, brak elementów pośrednich - kafli gzymsowych i fryzowych - uniemożliwia próbną rekonstrukcję, jakkolwiek w literaturze przedstawiono kilka propozycji bez kafli pośrednich 7 . Można więc jedynie przyjąć, że piec ustawiono na planie czworoboku i składał się z dwóch skrzyń, z których dolna (podstawa) zbudowana była raczej z kafli płytowych, a górna (nadstawa) z miskowych. Wobec powyższego postanowiono w remontowanej kamienicy wyłożyć fragment ściany gipsowymi atrapami kafli wykonanymi na podstawie znalezionych oryginałów. Wykonania kopii i realizacji projektu (ryc. 11) autorstwa arch. Jacka Wilczaka (niezbędnych wskazówek merytorycznych udzielił autor niniejszego artykułu) podjął się mgr Jerzy Borwiński. Przy odlewaniu kopii kafli gzymsowych oraz kafla z herbem miasta Poznania (nazwanego roboczo "centralnym") posłużono się jako wzorami znaleziskami wydobytymi w trakcie badań kamienic przy ul. Kramarskiej nr 24 i Starym Rynku nr 98.

Piotr Wawrzyniak

Ryc. 11. Rysunek "konfabulacji" pieca ustawianego w jednym z pomieszczeń przyziemia kamienicy. Rys. Jerzy Borwiński.

Fundatorem pieca był, być może, Jan Kurowski, rajca miejski, właściciel kamienicyw 2 poło XVI w. Wdowa po nim, Elżbieta, sprzedała dom w 1602 roku piwowarowi Janowi Byczkowi. Ten zapewne - w ramach nowych porządków - kazał stary, nie sprawny piec rozebrać i co lepsze kafle złożyć w piwnicznym lamusie. I tam dotrwały do marca 1997 roku...

PRZYPISY:

1 A. Rogalanka, O układzie i wielkości parcel w średniowiecznym Poznaniu (próba rozpoznania problemu), [w:] Początki i rozwój Starego Miasta w Poznaniu, Warszawa- Poznań 1997, s. 323-376.

2 Badaniami i nadzorami kieruje autor niniejszego artykułu w ścisłej współpracy z mgr. Januszem Pietrzakiem z Instytutu Archeologii Uniwersytetu Łódzkiego. W badaniach brał również udział p. Zenon Seroczyński - absolwent archeologii UAM. Inwestorami prac - bardzo życzliwymi i pełnymi zrozumienia dla działań badawczych - są panowie Andrzej i Henryk Zołądkowscy, właściciele dobrze znanej społeczeństwu Poznania firmy AVANTI. Wynikiem badań jest praca autorstwa J. Pietrzaka i P. Wawrzyniaka, Badania kamienicy staromiejskiej przy Starym Rynku nr 95/96 w Poznaniu. Wyniki, Poznań 1997, mpis w Archiwum Miejskiego Konserwatora Zabytków w Poznaniu. Praca przygotowywana jest do druku. 3 Wszelka terminologia wzięta z: M. Dąbrowska, Kafle i piece kaflowe w Polsce do końca XVIII wieku, Wrocław- Warszawa-Kraków-Gdańsk-Łódź 1987. Poszczególne etapy budowy kafla płytowego (formowanego w matrycy - tutaj kafel złożony) także w pracy K. Dymek, Średniowieczne i renesansowe kafle śląskie, Wrocław 1995, tablica XXXVII.

4 Informacja mgr. Z. Karolczaka.

5 M. Dąbrowska., Kafle i piece kaflowe..., s. 124-125.

6 Tamże, ii. 28; 1.

7 K. Dymek, op. cit, s. 88, tab!. XXXIV, M. Piątkiewicz- Dereniowa, Kafle wawelskie okresu wczesnego renesansu. Studia do dziejów Wawelu, T. II, Kraków 1961, s. 356-361. U "SŁAWETNEGO GRZEGORZA LENCA, MISTRZA MURARSKIEGO" TERMINOWAŁ

MAGDALENA MRUGALSKA-BANASZAK

W Muzeum Historii Miasta Poznania w Ratuszu znajduje się wyblakłe i podniszczone świadectwo wyzwolenia z końca XVII wieku należące do czeladnika murarskiego Marcina Witkowicza. Jego treść, uzupełniona o zapisy archiwalne i literaturę przedmiotu dotyczącą działalności poznańskich cechów l , pozwala na odtworzenie wydarzeń, od momentu kiedy Witkowicz został uczniem, do czasu gdy otrzymał papiery czeladnicze. Rekonstrukcja ta będzie próbą odpowiedzi na pytanie, co działo się w ciągu tych czterech lat, co robił w tym czasie Witkowicz, jakie miał obowiązki i jakie stawiano przed nim wymagania oraz jakie warunki musiał spełnić, by zostać czeladnikiem.

Rzemieślnicy w dawnych wiekach zorganizowani byli we własnych organizacjach zawodowych, czyli cechach, które powstawać zaczęły zaraz po lokacji miast. Skupiały one rzemieślników trudniących się takim samym, pokrewnym lub uzupełniającym się zawodem. Cechy monopolizowały produkcję rzemieślniczą, regulując jej wielkość, jakość i zbyt, broniły prawnych i gospodarczych interesów swoich członków, pełniły funkcje polityczne, społeczne, religijne, artystyczne i towarzyskie. Cech był bractwem zależnym od władz miejskich i przez nie kontrolowanym. Podstawą prawną organizacji i działalności cechów były statuty. Regulowały one najważniejsze funkcje produkcyjne i pozaprodukcyjne cechów, ustalały sposób wyboru władz i zakres ich kompetencji, jak również prawa publiczne i osobowość prawną posiadania i dysponowania majątkiem ruchomym i nieruchomym. Zazwyczaj cech sam opracowywał statut, a jego zatwierdzenie należało do Rady Miejskiej.

Magdalena Mrugalska- Banaszak

Struktura cechu została wykształcona w formie trójstopniowej hierarchii: uczeń (chłopiec), czeladnik (towarzysz) i mistrz (majster). Droga do osiągnięcia mistrzostwa i posiadania własnego warsztatu była długa i trudna. Naukę zawodu rozpoczynano bardzo wcześnie, zazwyczaj około dziesiątego roku życia. Po jej zakończeniu następowały uroczyste wyzwoliny na czeladnika. Aby osiągnąć godność mistrza, należało odbyć wędrówkę (przeważnie kilkuletnią) po kraju i zagranicy, w celu dalszego kształcenia i doskonalenia kunsztu. Warunkiem uzyskania tytułu mistrza było m.in. wykonanie sztuki mistrzowskiej, tzw. majstersztyku. Pierwszymi wśród mistrzów byli dwaj starsi cechu wybierani na jeden rok. Do obowiązków starszego należało przewodniczenie obradom, kontrolowanie pozostałych mistrzów i reprezentowanie cechu na zewnątrz (przede wszystkim w gronie przysiężnych we władzach miasta). Cech posiadał własne fundusze pochodzące ze składek i kar członków. Przechowywał je wraz ze statutami, przywilejami i innymi dokumentami w skrzynce cechowej, tzw. ladzie. Członkowie cechu spotykali się na kwartalnych zebraniach, czyli schadzkach. Na parę dni przed przewidzianym spotkaniem jeden z uczniów bądź czeladników, czasem najmłodszy z majstrów, chodził po warsztatach mistrzowskich z obesłaniem. Był to przedmiot spełniający rolę legitymacji cechowej, z którym wysłannik zjawiał się w warsztacie, zawiadamiając o dniu i godzinie zebrania. Na schadzkach, odbywających się w gospodzie cechowej, omawiano sprawy organizacyjne, ale także wspólnie bawiono się i pito piwo.

Opowieść o Marcinie Witkowiczu rozpoczyna się na samym początku 1687 roku. Nie wiadomo, czy był on mieszkańcem Poznania, czy też przybył do miasta na naukę zawodu, jakiej był narodowości i wyznania. Prawdopodobnie był Polakiem, być może wyznania rzymskokatolickiego. W tym czasie miał zapewne kilkanaście lat, więc nie mógł sam załatwić formalności związanych z rozpoczęciem nauki (niewykluczone, że pomagali mu w tym jego rodzice lub opiekunowie). Zgodnie z obowiązującym wówczas statutem cechu murarskiego, wydanym przez Radę Miejską w 1667 roku, kandydat na ucznia mógł sam decydować o wyborze mistrza, który musiał jednak spełniać określone warunki. Najważniejsze było posiadanie mistrzostwa, a warsztat powinien działać już od pewnego czasu (w statutach cechu murarzy okres ten nie został dokładnie określony, ale najczęściej wynosił od roku do trzech lat), a w momencie przyjmowania nowego ucznia mistrz mógł kształcić dwóch chłopców (mistrzowi nie wolno było zatrudniać dowolnej liczby uczniów, ponieważ była ona ograniczona przez przepisy cechowe i jednocześnie mógł kształcić trzech chłopców). Poza tym w jego warsztacie powinni pracować również czeladnicy, którzy pomagali mistrzowi w kształceniu przyszłych murarzy. Mistrz, pełniący funkcję nauczyciela i wychowawcy, musiał posiadać dobrą opinię w cechu i cieszyć się zaufaniem starszyzny. Marcin Witkowicz, wraz ze swoimi opiekunami bądź też bez ich pomocy, wybrał warsztat Grzegorza Lenca 2 . Nie wiadomo niestety, czy poza tym, że spełniał on warunki pozwalające na przyjęcie do swojego warsztatu nowego ucznia, na decyzję Witkowicza miały wpływ jeszcze inne względy. W momencie

kiedy Witkowicz zjawił się u Lenca, a ten wyraził zgodę na przyjęcie go, rozpoczęła się procedura załatwiania formalności. Marcin przedłożył Lencowi "świadectwo dobrego urodzenia" lub też przedstawił dwóch wiarygodnych świadków potwierdzającychjego prawe urodzenie. Następnie na zebraniu cechowym Lenc zaprezentował Witkowicza, który przyjęty został do grona uczniów mistrza. Jego dokumenty zostały złożone w skrzynce cechowej. Teraz nadszedł czas na odbycie przepisowej i obowiązkowej próby, która trwała zazwyczaj od dwóch do sześciu tygodni. W tym czasie Lenc obserwował poczynania młodego Witkowicza i sprawdzał, czy posiada predyspozycje do fachu murarskiego, a sam Witkowicz ostatecznie decydował o tym, czy jego wybór był słuszny. Wynik próby był pozytywny dla obu stron, bowiem w końcu stycznia 1687 roku Witkowicz został uczniem Lenca. U mowę o pracę zawarto po zakończeniu próby. Jako że Witkowicz był małoletni, być może w jego imieniu wystąpili rodzice lub opiekunowie. Obecni byli również dwaj mistrzowie murarscy, którzy zgodzili się być poręczycielami Witkowicza. Posiadania poręczycieli wymagał obowiązujący w tym czasie statut cechowy. Ci dwaj, nieznani z imienia i nazwiska mistrzowie murarscy byli odpowiedzialni za Marcina w czasie, kiedy terminował u Lenca. W razie konfliktów lub nieporozumień do nich właśnie udawał się Lenc z prośbą o radę lub interwencję. Ustna umowa określała wzajemne zobowiązania mistrza wobec ucznia i odwrotnie, a prawa i obowiązki obu stron wynikały ze statutu i przepisów cechowych. Najważniejszym elementem umowy było określenie czasu trwania nauki.

Lenc umówił się z Witkowiczem na trzy lata. Według statutu powinien on trwać o rok dłużej, jednak w przypadku tego przepisu dopuszczano zarówno skrócenie czasu nauki, jak i jego wydłużenie. Sprawa ta zależała przede wszystkim od mistrza i ustaleń, jakie poczynił z kandydatem na ucznia. Trudno jednoznacznie odpowiedzieć na pytanie, dlaczego w przypadku Witkowicza przepisowe cztery lata terminowania zostały skrócone, bowiem prawo cechowe dopuszczało taką ewentualność z kilku powodów. Przede wszystkim czyniono to wówczas, gdy kandydat na ucznia był synem mistrza poznańskiego. Czy był nim Witkowicz, nie wiadomo, wydaje się jednak, że raczej nie, bowiem w regestrach muratorów tego czasu nie ma majstra o tym nazwisku. Niekiedy powodem skrócenia czasu nauki był wiek ucznia. Jeżeli miał on "doskonałe lata", czyli był w wieku starszym niż zwyczajowo przyjmowani chłopcy, to mógł liczyć na krótsze terminowanie. Statut cechu murarzy nie określał, o ile można skrócić czas nauki. Najczęściej jednak poznańskie cechy dopuszczały zmniejszenie go o rok. Często zdarzało się również, że nauka trwała krócej, jeżeli mistrz nie zobowiązał się do dostarczania swojemu uczniowi odzieży przez cały okres trwania nauki. Kolejny powód miał związek z rotacją uczniów w warsztacie mistrza, który nie mógł zbyt długo ich szkolić, bowiem uniemożliwiało to przyjęcie następnych kandydatów. Najprawdopodobniej któryś z tych trzech powodów, wykluczając domniemanie, że Witkowicz był synem mistrza murarskiego, zaważył na tym, że nauka Marcina trwała trzy lata. W zamian za skrócenie okresu kształcenia Witkowicz musiał przekazać Lencowi pewną kwotę pieniędzy i odrobić ten rok jako czeladnik w jego warsztacie, co wyraźnie wynika z tekstu świadectwa.

Magdalena Mmgalska- Banaszak

Poza tym, że Lenc zobowiązał się do wykształcenia Witkowicza w kunszcie murarskim, panujące wówczas przepisy cechowe nakładały na niego także inne świadczenia. Musiał on przyjąć Marcina pod swój dach i zapewnić mu wyżywienie oraz czuwać nad prawidłowym wychowaniem swojego nowego ucznia, który w zamian powinien pilnie pracować pod okiem mistrza i być mu we wszystkim posłuszny. Po ustaleniu wzajemnych praw i obowiązków, zawarciu umowy i zakończeniu próbnego okresu terminowania, Lenc ponownie udał się z Witkowiczem na zebranie cechowe. Najpierw mistrz, lub też poręczyciele, wpłacił do kasy cechowej "wpisowe" w wysokości 20 gr, później ówcześni starsi cechu przedstawili Witkowiczowi jego obowiązki w stosunku do Lenca i cechu, a także te, wynikające z podjęcia nauki. Na koniec nazwisko nowego adepta sztuki murarskiej wpisane zostało do księgi cechowej. Marcin zamieszkał w domu swojego mistrza i rozpoczął naukę rzemiosła murarskiego. W tym czasie, po latach stagnacji spowodowanej wojnami, w Poznaniu panował ożywiony ruch budowlany. Od lat 70. XVII w. miasto zmieniało swój wygląd dzięki najprężniejszym ówczesnym inwestorom, czyli zakonom. Zbudowano w tym czasie kilka obiektów sakralnych (m.in. kościół Jezuitów, Bernardynów, Franciszkanów), które nadały miastu nowe, barokowe oblicze 3 . Działało wówczas w Poznaniu kilku wybitnych muratorów (Jan Koński, Jerzy Catenaci [Catenazzi], Jan Catenaci, Krzysztof Bonadura i inni), których pracę i jej efekt końcowy mógł podziwiać młody Witkowicz. Jednak na co dzień pracował pod kierunkiem mistrza Grzegorza Lenca 4 . Kim był nauczyciel, wychowawca i opiekun Witkowicza? Najprawdopodobniej był Niemcem, akta miejskie odnotowują, że kiedy był wzburzony, klął po niemiecku, przybył do Poznania ok. 1657 roku, a kilka lat później został przyjęty do grona poznańskich mistrzów murarskich. Niestety, nie zachowało się zbyt wiele informacji na temat jego działalności budowlanej, wiadomo jedynie, że prowadził bliżej nieokreślone roboty murarskie przy Katedrze poznańskiej i w Radlinie, ponadto brał udział w wizjach lokalnych przyrynkowych kamienic. Natomiast akta miejskie pełne są przekazów o jego rozlicznych procesach. Jeden z pierwszych konfliktów miał miejsce w 1662 roku, kiedy to majstrowie murarscy, bracia Daniel i Wojciech Langierowiczowie oskarżyli go o pobicie, a starsi cechowi o lekceważenie przepisów brackich. Dzięki poręczeniu nie został skazany na karę więzienia. Kolejny proces odbył się w 1669 roku, a ówcześni starsi cechu: Jan Koński i Jerzy Catenaci, postawili Lencowi aż 15 zarzutów. Dotyczyły one m.in. tego, że "targuje roboty od sześciu lat, chowa czeladź, a dał tylko trochę wstępnego nie przedstawiwszy pracy mistrzowskiej ani nie wyprawiwszy »kolacyey«", ponadto "szkalował młodego Bonadurę, ze starszym zaś wadził się często, trzaskał drzwiami, a nawet ośmielił się powiedzieć, że w mieście nie ma »żadnego murarza cnotliwego«". Oskarżono go ponadto o sfałszowanie listu wyzwoleńczego dla jednego ze swoich czeladników, a także o ustawiczne ubliżanie innym mistrzom murarskim; o Krzysztofie Bonadurze mówił, że "bękart", a o Janie Wesołym, że "ślepy", poza tym wielokrotnie publicznie nazywał ich "partaczami", czyli najbardziej wówczas pogardliwym określeniem. Wyrok w procesie wydano 10 lutego 1670 r. Zgodnie z postanowię

niem sądu Lenc zobowiązany został do wydania "kolacyi" i ścisłego przestrzegania przepisów cechowych. Natomiast za obrażanie cechu skazany został na "jeden miesiąc więzienia w Czerwonej Wieży i 50 grzywien kary". Zwolniono go natomiast z zarzutu fałszerstwa listu wyzwoleńczego. W tym samym roku Lenc wybrany został, wraz z Janem Końskim, starszym cechu murarskiego. Być może pomiędzy nim a pozostałymi mistrzami ucichły konflikty, skoro obdarzono go zaufaniem i powierzono najwyższą godność w bractwie. Ponownie w aktach sądowych pojawił się Lenc w 1676 roku. Otóż wówczas, pełniąc po raz drugi funkcję starszego cechu, wspólnie z mistrzami murarskimi braćmi Langierowiczami "wszyscy trzej zmyśliwszy sobie zgodę prezydenta miasta, dla odebrania piwa jakoby im należnego po zresturowaniu miejsca kaźni udali się wracając od roboty do dzielnicy żydowskiej ze sztandarem i bębnem i odważyli się napaść na żydów i synagogę i tamże wyczyniali rozmaite zbytki". Nie wiadomo, jak zakończył się ten i inne incydenty, bowiem po latach spokoju Lenc ponownie ujawnił swój nieprzeciętny temperament. W 1682 roku oskarżył go czeladnik Krzysztofa Bonadury, Stanisław Brodzikowicz, o pobicie przed kamienicą ławnika Lipińskiego (przy Starym Rynku 44). Rok później doszło do bliżej nie wyjaśnionego konfliktu pomiędzy cechem a Lencem. W efekcie tej niejasnej sprawy tym razem Lenc podał do sądu Daniela Langierowicza o to, że "zabrał mu narzędzia w jego rzemiośle używane". Lenc był niewątpliwie człowiekiem skłonnym do kłótni i awantur. Często obrażał ludzi, czynił to "słowy niepoczciwymi po niemiecku, których się tu [księgi miejskie] pisać nie godzi". Z trudem potrafił podporządkować się obowiązującym wówczas przepisom cechowym, często ich nie przestrzegał, "uspokoił się" dopiero w okresie, kiedy był starszym cechu. Popadał w ciągłe konflikty z mistrzami murarskimi, nie miała z nim łatwego życia jego własna żona, skoro wygrażał, że ją zabije. Można sądzić, że w stosunku do własnych czeladników mógł zachowywać się podobnie, a być może traktował ich z jeszcze większym lekceważeniem, skoro pracowali u niego i od niego byli zależni. Zapewne Marcin Witkowicz nie miał łatwego życia u mistrza Lenca. Pracował po kilkanaście godzin dziennie; w tamtych czasach średnia długość dnia pracy wynosiła 12 godzin na dobę. W przypadku murarzy w zasadniczy sposób o długości dnia pracy decydowała pora roku, bowiem pracowali oni najczęściej w terenie i potrzebowali odpowiednich warunków atmosferycznych i dziennego oświetlenia. Dlatego też w porze letniej, określonej wyraźnie w statucie, a trwającej od św . Wojciecha (23IV) do św. Bartłomieja (24 VIII), praca trwała od świtu do zmroku, a w okresie zimowym (od św. Bartłomieja do Wielkanocy) z oczywistych powodów ulegała skróceniu. W czasie pracy uczniom i czeladnikom przysługiwała przerwa na spożywanie posiłków. Po godzinie na śniadanie, które spożywano na miejscu, i na obiad. Wówczas pracownicy mogli opuścić miejsce pracy i udać się do gospody. Za spóźnienie groziła kara "pół funta wosku dla gospody". Dopuszczano możliwość krótszego dnia pracy przede wszystkim w dniu ważnych uroczystości religijnych. Statuty stanowiły, że zarówno mistrzowie, czeladnicy, jak i uczniowie powinni brać udział w kwartalnej mszy brackiej, nieobecni musieli zapłacić karę "funta wosku dla gospody". Obowiązkowe było

Magdalena Mrugałska-Banaszakrównież uczestnictwo w wotywie, "która się raz w roku będzie odprawowała na dzień Świętej Barbary męczenniczki w Kościele Świętej Mariej Magdaleny, powinni się będą wszyscy stawić i Mszy Świętej słuchać, i na ofiarę iść, tak Magistrowie jako i Czeladź i Uczniowie pod winą funta wosku z osoby każdegoS" . Poza tym brać murarska musiała uczestniczyć w każdym pogrzebie członka cechu, jego żony, dziecka lub sługi, "przy czym młodsi bracia niosą trumnę" . Witkowicz w ciągu długiego dnia pracy nie tylko poznawał tajniki sztuki murarskiej, miał również inne obowiązki. Jego pieczy powierzono "statki", czyli narzędzia znajdujące się w warsztacie, które musiał utrzymywać w należytym porządku, "a potym nazajutrz rano do roboty przyszedszy onym [mistrzowi i towarzyszom] je do rąk oddać"6. Natychmiast po zakończeniu pracy statuty kategorycznie zabraniały, "aby żaden Towarzysz ani Pomocnik ani Chłopiec, gdy idą do domu nie ważył się nijakich drew brać, także Wapna y Cegły, pod winą iaką Panowie uznaią"7. Marcin wykonywał także wszelkie inne polecenia Lenca, co zostało wyraźnie sprecyzowane w statucie cechu: "To sobie jednak warując, żeby żaden uczeń nie był żonaty, ale zawsze przy majstrze w domu jego obecnie na usłudze majstrowskiej w warsztacie zostawał, posłuszeństwo wszelkie odprawiał, o statkach i instrumentach majstrowskich wiedział"s. W okresie trzyletniej nauki mistrz nie płacił za jego pracę, lecz zapewniał mieszkanie i wyżywienie. Nie wolno było Witkowiczowi szukać dodatkowej pracy u innego mistrza murarskiego. Statut cechowy nakazywał, by przez cały czas pobytu w domu Lenca Witkowicz i inni uczniowie byli posłuszni także żonie majstra, słuchali jej poleceń i pomagali w pracach związanych z prowadzeniem gospodarstwa domowego. Przepisy cechowe zobowiązywały Lenca do kontrolowania poczynań Witkowicza także poza godzinami jego pracy. Mistrz miał prawo wiedzieć, co robi w tym czasie, czy przypadkiem "nie zmawia się" z czeladnikami przeciwko niemu, za który to postępek groził "dzień siedzenia na Czerwony Wieżey y dwa Funty wosku 9 ". Poza tym Witkowicz musiał informować swojego mistrza, o której godzinie wróci do domu (spędzanie nocy poza nim było zabronione). Wydaje się jednak, że przy tak długim dniu pracy, rozlicznych obowiązkach związanych z fachem murarskim, pomocą "pani majstrowej" i innymi związanymi z ówczesnymi obyczajami cechowymi, Witkowiczowi pozostawało niewiele wolnego czasu. Mijały trzy lata i zbliżał się czas zakończenia nauki. Lenc pozytywnie oceniał pracę Witkowicza, bowiem nie skorzystał z możliwości przedłużenia okresu terminowania przewidzianej w prawie cechowym. Dotrzymanie terminu oznacza, że Witkowicz posiadał choć część przymiotów, o których rozpisywały się ówczesne statuty. Zapewne więc był on dobrym uczniem, posłusznym mistrzowi i jego żonie, wykonującym ich polecenia, uczciwym i prawym, a jego zachowanie musiało być co najmniej poprawne. Lenc podjął więc decyzję o wyzwoleniu Witkowicza i na początku 1690 roku poinformował o swojej decyzji starszych cechu. Uwieńczeniem trzyletniej nauki była uroczystość wyzwolenia na czeladnika.

W zimowy dzień 30 stycznia Lenc wraz ze swoim uczniem udali się do gospody cechowej na nadzwyczajne zebranie, na którym obecni byli wszyscy członkowie bractwa. Starszy cechu otworzył skrzynkę, a gest ten oznaczał, że można zaczy

Ryc 1. List wyzwolenia Marcina. Wł. Muzeum Historii Miasta Poznania w Ratuszu.

nać obrady. Jako pierwszy głos zabrał Lenc, który zdał zebranym relację z przebiegu nauki Witkowicza i zapewnił obecnych, że w tym czasie zachowywał się poprawnie. Jego sprawozdanie wpisane zostało być może do ksiąg cechowych. Następnie mistrz i poręczyciele Witkowicza, w imieniu swojego podopiecznego, poprosili członków cechu o jego wyzwolenie. Ten punkt przebiegu uroczystości był wyraźnie zapisany w statucie: "Który uczeń obecnie się stawić powinien przed wszystkich majstrów i tam prosić przez rękojmiów i majstra swego o wyzwolenie z nauki 1o" . Teraz nadszedł moment, w którym zebrani wypowiadali się na temat kandydata na czeladnika i, jeżeli zachodziła potrzeba, przedstawiali okoliczności uniemożliwiające dokonania aktu wyzwolin. W przypadku Witkowicza członkowie cechu postanowili wyrazić zgodę na przyjęcie go do cechu murarskiego. Wówczas jeden ze starszych cechu pouczył Witkowicza o jego nowych obowiązkach i odczytał mu obowiązujący statut, natomiast nowo wyzwolony czeladnik złożył uroczystą przysięgę, że będzie do przestrzegał. Nazwisko nowego członka cechu zostało uroczyście wpisane do księgi brackiej. Zazwyczaj ostatnim punktem uroczystości było wręczenie listu wyzwolenia. Jednak Witkowicz otrzymał go rok później, bowiem zgodnie z umową zawartą z Lencem, zobowiązał się przepracować w warsztacie mistrza jeszcze rok po swoim wyzwoleniu. Ta celowa zwłoka w wydaniu listu dawała Lencowi gwarancję, że Witko

Magdalena MrugaIska - Banaszak

wicz pozostanie w jego warsztacie, a był to zwyczaj praktykowany także w innych poznańskich cechach 11. Od momentu wyzwolenia uległa jednak zmianie pozycja Witkowicza w warsztacie mistrza. Mógł już samodzielnie wykonywać prace murarskie, za które otrzymywał określone przez mistrza wynagrodzenie. Przy pracy nie używał już narzędzi majstra, ale posiadał "własne statki": młotki, kielnię, pędzel, gruntwagę. W dalszym ciągu mieszkał w domu Lenca, jednak nie był już pod jego ścisłą kuratelą. Kiedy skończył się roczny termin pobytu u mistrza, Witkowicz ponownie zjawił się u starszych cechu i odebrał od nich swój list wyzwolenia, w którym władze cechowe oświadczyły, co następuje:

"WszYstkim i każdemu Z osobna do kogo nimniejsze listy dotrą, zwłaszcza zaś magistrom cechu murarzY i kamieniarzY współbraciom naszYm najdroższym, tym zaleceniem pilnej u nas nauki oznajmiamy, że uczciwy Marcin Witkowicz okaziciel nimniejszego [pisma] sztukę murarską u sławetnego Grzegorza Lenca współbrata naszego cechowego należYcie i porządnie odbył, ijemu i bractwu naszemu tak [jak zwyczaj i obyczaj nakazuje] i rzemiosłu temu we wszystkim zadość uczynił i zachowywał się w stosunku do niego i pozostalych innych swego stanu uczciwie i godnie pochwaly, nigdy nic złego, gdy między nami przebywał komukolwiek nie było slyszane. A zatem po skończeniu trzyletniej nauki przez rzeczonego Grzegorza Lencajako swego pana własnego od służby i nauk sztuki murarskiejjuż w roku pańskim 1690 dnia 30 stycznia został wyzwolony, i myje go pilnie waszmościom zalecamy, jako listem tym rekomendujemy, pilnie i usilnie prosząc aby okaziciela nimniejszego, uczciwego Marcina Witkowicza dojakiegokolwiek miejsca się uda i swoje rzemiosło będzie wykonywał, wspomagając swoimi radami i pomocą i wszelkiego rodzaju przYchylnością obdarować, takiego dobrodziejstwa i łaski w stosunku do nas od wszelkiego rodzaju waszmosci sprawujących urzędy oczekujemy. Dla której to rzeczY wiarygodności pieczęć cechu naszego została zawieszona. Dano w Poznaniu 30 stycznia 1691"12.

Na świadectwie złożyli swoje podpisy ówcześni starsi cechu murarskiego: Woyciech [Wojciech] Langierowicz 13 i Jan Kunsky [Końskir 4 (na dole dokumentu, po lewej stronie) oraz "notarius concubernii" (pisarz cechowy) Jan Langierowicz 15 , syn starszego cechu i czeladnik murarski (po stronie przeciwnej; patrz ryc. 1 i 8). Akt przekazania listu wyzwoleńczego odbył się zapewne w gospodzie cechowej w dniu 30 stycznia 1691 f., a za jego wystawienie Witkowicz zapłacił 6 zł 16 . Z okazji tak ważnego wydarzenia w swoim życiu wyprawił on "kolacyę" dla członków cechu, na której to, zgodnie ze zwyczajem, zebrani spożywali pieczeń i raczyli się beczką piwa. W statutach murarskich z 1591 i 1618 roku wymagano, by podczas uroczystości wyzwolin mistrzowie i towarzysze nadawali czeladnikom "przemianki" , czyli przezwiska, które później stawały się niekiedy nazwiskami rzemieślników (np. Doikrowa, Łysywojtek, Pielucha, Pierzykoszula, Sądnydzień, Słodzinka) lub zanikał y 17. Jednak statuty z 1667 roku 18 nie podają informacji na temat przemianku, zapewne więc Witkowicz nie otrzymał żadnego przezwiska. Wraz z otrzymaniem świadectwa rozpoczął się nowy etap w życiu Marcina. Postępując zgodnie z przepisami cechowymi, musiał on udać się niezwłocznie na wędrówkę. W czasie jej trwania miał zapoznać się z postępem technicznym w innych miastach lub krajach, "albowiem kto chciał być doświadczonym budowniczym, musiał coś w świecie widzieć 19 ". Natomiast praca w warsztatach różnych mistrzów miała ułatwić mu wybór docelowego miejsca zamieszkania, w którym w przyszłości mógłby rozpocząć samodzielną działalność. Tak więc Witkowicz spakował swój tobołek, zabrał list wyzwolenia i opuścił Poznań, udając się na trzyletnią wędrówkę. Wiadomo, że dotarł do Lublina i złożył swoje świadectwo w miejscowym cechu murarzy i kamieni arzy 20. Nie sposób jednoznacznie stwierdzić, czy Lublin był jednym z pierwszych miast, które odwiedził, czy też stanowił kolejny etap wędrówki. Pewne jest natomiast, że było to ostatnie miasto, do którego przybył. Najprawdopodobniej tutaj zakończył swój krótki żywot, bowiem gdyby powędrował dalej czy też został mistrzem w Lublinie lub gdzie indziej, jego list wyzwolenia nie przeleżałby w skrzynce cechowej lubelskich murarzy i kamieniarzy przeszło dwieście lat.

'IJI Ma OM t*o(

List wyzwolenia Marcina Witkowicza stał się pretekstem do odtworzenia mniej lub bardziej prawdopodobnych zdarzeń z jego życia. Dotyczą one czterech udokumentowanych lat, wynikających z treści świadectwa.

List wyzwolenia Marcina Witkowicza napisany został czarnym atramentem na pergaminie (o wymiarach 267x376+30 mm), natomiast do nazwisk w nim wymienionych użyto koloru czerwoneg0 21 . Do dokumentu przywieszona została, na żółtej,

widnieje pod zadaszeniem kołowrotek murarski, a z lin zwisają cegły ułożonę na poziomych deskach. Na drugim planie (z lewej strony) znajduje się widok nieokreślonego miasta (ryc. 3). Tłem do kolejnego rysunku są schematycznie przedstawione wzniesienią terenu i zarysy zamku. Dwóch murarzy niesie na drągach cebrzyk z zaprawą murarską, a przed nimi trzeci pcha taczkę (ryc. 4). Wszyscy zmierzają (następny rysunek) w kierunku placu budowy, na którym trwa wznoszenie muru. Na rusztowaniach trzech murarzy układa cegły, a czwarty niesie zaprawę (ryc. 5). Piąty rysunek przedstawia obronny zamek z wieżami i basztami, a w centrum kościół z wieżą (ryc. 6). W prawym górnym narożniku dokumentu narysowano okazałe drzewo, do gałęzi którego przymocowany został bloczek murarski. Obok drzewa stoi trzech mężczyzn, którzy ciągną linę z wiszącymi na niej narzędziami murarskimi: "łokciem" z podziałką, pałkami, młotkami, kielniami, cyrklem, ekierką. Na końcu liny siedzi murarz z kuflem w ręku (ryc. 7). Na ostatnim rysunku (w prawym dolnym narożniku) dwóch klęczących mężczyzn piłuje drzewo, które leży na krzyżaku. Obok wśród drzew stoi niewielki domek ze spadzistym dachem (ryc. 8). Rysunki na dokumencie zostały zakomponowane w taki sposób, iż stanowią rodzaj ramy, w którą wpisana została treść listu. Główny nacisk położony został na górny pas, na którym znajduje się pięć rysunków. Zwisające liny, umieszczone przy skrajnych przedstawieniach, zamykają po bokach cały układ kompozycyjny, który "wzmocniony" został rysunkami w dolnej części dokumentu. Nie wiadomo, kto był autorem dekoracji plastycznej listu Marcina Witkowicza. Skoro wystawiony został przez cech murarski, można przypuszczać, że twórcą rysunków był jeden z członków bractwa, być może ówczesny pisarz cechowy Jan Langierowicz, którego podpis widnieje na dokumencie. Autor rysunków nie posiadał zbyt wielkich umiejętności plastycznych, jego prace są płaskie i schematyczne. Wyraźnie widać, że twórca tych przedstawień nie zajmował się na co dzień rysowaniem, a czynił to okazjonalnie. Dlatego też nie walory artystyczne stanowią o unikalności tego dokumentu. Polega ona przede wszystkim na tym, że jest to jedyny list wyzwoleńczy z końca XVII wieku, który dotrwał do naszych czasów, a umieszczone na nim rysunki są materiałem ilustrującym i uzupełniającym jego treść. Przedstawiają bowiem kolejne etapy pracy murarzy w tamtych czasach: od przygotowywania zaprawy, ciosania kamieni, zwożenia materiałów, aż po efekt końcowy, czyli gotową budowlę. Jak widać na jednym z ostatnich rysunków, po zakończeniu pracy murarze raczyli się mocniejszymi trunkami (mężczyzna z kuflem). Ponadto na ich podstawie można zorientować się, jakich narzędzi używali murarze w tamtych czasach i jak zorganizowana była ich praca.

RyC

1-*"*r>

TA_/ p *

'/ . "

Magdalena Mrugalska-Banaszak

Ryc. 9. Świadectwo czeladnicze Szymona Jurkiewicza, 23 VI 1711.

Ze zbiorów Archiwum Państwowego w Poznaniu.

Ryc. 10. Świadectwo czeladnicze z widokiem Poznania z 1786 r.

Ze zbiorów Archiwum Miejskiego w Ołomuńcu.

Swiadectwo Marcina Witkowicza jest jedynym zachowanym tego typu dokumentem poznańskim z końca xvn wieku, dlatego trudno rozstrzygnąć, czy inne wystawiane w tamtym czasie dokumenty tego rodzaju były równie bogato dekorowane. Wydaje się jednak, że z reguły zawierały one tylko sam tekst i ewentualnie ozdobną literę inicjalną (przykładem jest świadectwo Szymona Jurkiewicza z 1711 roku; ryc. 9), natomiast dekoracja zależała od inwencji piszącego lub też osób upoważnionych do wystawienia świadectwa. Inne znane tego rodzaju dokumenty pochodzą dopiero z końca XVIII wieku 23 i nie mogą służyć jako materiał porównawczy, ponieważ od 1730 roku obowiązywał gotowy druk (najczęściej w technice drzeworytu lub miedziorytu) uzupełniany później o nazwisko czeladnika. Od około 1770 roku były one ozdabiane widokami miast, w których je wystawiano (ryc. 10,11). Obok dokumentu Marcina Witkowicza, który trafił do Muzeum Historii Miasta Poznania na pocz. lat 90. XX w., w zbiorach tej instytucji jest jeszcze pięć innych związanych z poznańskim cechem murarzy24. Podobnie jak list Witkowicza, który przechowywany był w skrzynce brackiej lubelskich murarzy, także poznańskie statuty wraz z innymi dokumentami, insygniami i pamiątkami cecho

.,......... .

,e: :.\ .,,,.. .....e:--,. _:_._._.;:.:iTllf;

Ryc. 11. Świadectwo czeladnicze z widokiem Poznania z 1790 r.

Ze zbiorów Muzeum Historycznego we Frankfurcie nad Menem.

Magdalena Mrugałska- Banaszakwymi znajdowały się do wybuchu II wojny światowej w posiadaniu cechu. W 1966 roku murarz Antoni Leitgeber przekazał do zbiorów muzeum pięć statutów murarzy oraz skrzynkę cechową. Leitgeber był wybitnym przedstawicielem swojego fachu, jako młody chłopak rozpoczynał swoją zawodową karierę przy konserwacji poznańskiego Ratusza, prowadzonej w łatach 1910-13. Natomiast w czasach, gdy gmach ten był odbudowywany po zniszczeniach wojennych, kierował pracami murarskimi. Świadectwo Marcina Witkowicza i pozostałe dokumenty murarzy, obok zespołu pamiątek po bractwie kupieckim 2 \ są najcenniejszym fragmentem kolekcji Muzeum w Ratuszu, która dotyczy historii poznańskich cechów.

PRZYPISY:

1 T. Ereciński, Prawo przemysłowe miasta Poznania w XVIII wieku, Poznań 1934; Z dziejów budowniczych poznańskich, Poznań 1938; S. Wileński, Regestr czeladników i mistrzów cechu muratorów w Poznaniu z lat 1618-1679, (w:) Studia Poznańskie, Poznań 1954, cz. II, s. 306-330; J. Wisłocki, Organizacja prawna poznańskiego rzemiosła w XVI i XVIII wieku, Poznań 1963 (przede wszystkim na podstawie w. w. literatury opracowano niniejszy artykuł) . 2 Na świadectwie Witkowicza nazwisko jego mistrza wymienione zostało dwukrotnie, przy czym pisownia jego imienia może budzić wątpliwości: GEORGIUS [Jerzy] czy też GREGORIUS [Grzegorz]. W tym czasie w Poznaniu nie było mistrza murarskiego Jerzego Lenca, natomiast działał wówczas murator Grzegorz Lenc [Lendz, Lentz, Lędz, Ledz]; por. K. Malinowski, M uratorzy wielkopolscy drugiej połowy XVII wieku, Poznań 1948, s. 169-176; Obydwa imiona (Jerzy i Grzegorz) pisze się po łacinie bardzo podobnie, a wątpliwość ta powstała z powodu złego stanu dokumentu. 3 O barokowej architekturze Poznania: E. Linette, Zycie artystyczne - sztuka baroku, (w:) Dzieje Poznania do roku 1793, pod red. J. Topolskiego, T. I cz. 2, Warszawa-Poznań 1988, s. 701-732.

4 K. Malinowski, op. cit., s. 169-176; poniższe informacje i cytaty tamże.

5 Według statutu z 10 11667.

6 Według statutu z 26 111667 ( 21).

7 Z dziejów budowniczych, op. cit., s. 186 ( 23).

8 T. Ereciński, op. cit., s. 162, przyp. 4.

9 Z dziejów budowniczych, op. cit., s. 186.

10 T. Ereciński, op. cit., s. 186, przyp. 6.

11 T. Ereciński, op. cit., s. 195/196.

12 Świadectwo napisane zostało po łacinie, dziękuję w tym miejscu Panu prof. Jackowi Wiesiołowskiemu za pomoc przy przetłumaczeniu treści dokumentu. Dokument publikowany: H. Łopaciński, Z dziejów cechu mularskiego i kamieniarskiego w Lublinie, (w:) "Sprawozdania Komisji do Badania Historii Sztuki w Polsce", Kraków 1899, T. VI, z. 4, s. 230-321. W oryginale dokument brzmi następująco: "Nos Seniores Magistri Contvbernii Muratorvm et Stametorvm Civitatis Posnaniensis. Vniversic et singulis, ad quoscunque Praesentes devenerint Literae praesertim vero Contubernij Muratorum et Stametorum Magistris Confratribus nostris Charissimis praemissa studiorum nostrorum diligenti comendatione Significamus Honestum M artinum Witkowicz Exhibitorem praesentium artem Muratoriam apud Famatum Gregori um Lenc Confratrem Nostrum Contubernalem rite ac dębi te didicisse eidemque ac Contubernio nostro ita ut moris ac consuetudinis at Artificij huius in toto satisfecisse seque erga eundem ac caeteros sui Ordinis honeste ac laudabiliter gessisse, nihil unquam dum inter nos conversatus fuerit quidquid sinistri auditum sit. Ac proinde cum peracto Triennio per praefatum Gregorium Lenc uti protunc Dominum ipsius proprium a servitijs Tyrocinij et Artis Muratoriae jam Anno Dni 1690 Die 30 Januarij liberum factum esse sciant. Quem et nos diligenter D.D.V.V. [Dominationibus Vestris] commendatum duximus, prout tenore praesentium commendamus studiose ac diligenter rogantes [velint] praesentium Exhibitorem Honestum [Marjtinum Witkowicz ubicunque locorum sese converterit, suumque artificium exercuerit, sui s consiliis et auxilijs adjuvare atque omni genere benevolentione prosequi. Talis beneficij et gratitudinis vice nos omni officiorum genere D o m i n a t i o n e s Ve s t r a s promoveri studebimus. In cujus rei fidem sigiIlum Contubernii Nostri praesentibus est appensum. Actum Posnaniae Die 30 Januarij Anno Dni 1691".

13 K. Malinowski, op. cit, s. 176-186.

14 H. Łopaciński, op. cit., s. 231 błędnie odczytane nazwisko Końskiego, autor podaje " Nurski" .

O Końskim por. K. Malinowski, op. cit., s. 95-139.

15 J w. 16 T. Ereciński, op. cit., s. 187 (przyp. 2 - "Od listu wyzwolenia złotych sześć dać będzie powinien") . 17 Z dziejów budowniczych, op. cit., ss. 64,164; J. Wisłocki, op. cit., s. 43.

18 Z dziejów budowniczych, op. cit., s. 164.

19 Z dziejów budowniczych, op. cit., s. 165 20 H. Łopaciński, op. cit., s. 230-231.

21 Por. przyp. 8 - wyrazy spacjowane oznaczają kolor czerwony.

22 J. Wisłocki, Cechowe tłoki pieczętne jako źródło kultury materialnej, "Studia i Materiały do Dziejów Wielkopolski i Pomorza", Poznań 1956, T. II, z.l; s. 240; autor publikuje rysunek (ryc. 9) tłoku pieczętnego cechu murarzy. Napis i data są identyczne, jak na pieczęci dowieszonej do dokumentu Witkowicza, natomiast nieco odmiennie umieszczone są narzędzia murarskie (pośrodku znajduje się miara z podziałką, z jej lewej strony kielnia, a po prawej cyrkiel, pod nim młotek). Oznacza to, że w 1604 roku cech murarzy dysponował dwoma tłokami pieczętnymi. Zarówno w dokumencie, jak i na tłoku pieczętnym widnieją kamieniarze, którzy musieli dołączyć do cechu murarzy po 1591 roku (pierwszy statut), a przed 1604 rokiem. 23 K. Stopp, Die handwerkskundschaften mit ortsansichten. Beschreibender katalog der arbeitsattestate wandernder handwerksgesellen, Stuttgart 1988, s. 78-86. 24 Są to następujące dokumenty: - statut cechu murarzy; 10 IX 1591; j. pol.; pergamin 375x650 mm; przy dokumencie wielka pieczęć m. Poznania; nr inw. MNP D 1356 - odpis statutujw.; 10 IX 1591; j. niem.; pergamin 610x680 mm; nr inw. MNP D 1357 - statut uczniów i czeladników murarskich; 4 111618; j. pol; pergamin 475x76; nr inw. MNP D 1358 - jw., 26 111667; j. pol; pergamin, okładka papierowa 315x205 mm; nr inw. MNP D 1359 - odpis statutu jw.; 9 V 1667; j. niem.; poszyt papierowy 295x200mm; nr inw. MNP D 1360 25 M. Mrugalska-Banaszak, Materiały do dziejów Bractwa Kupieckiego w Muzeum Historii Miasta Poznania, " Studia Muzealne", Poznań 1992, z. 15, s. 193-212.

Powyższy artykuł jest częścią publikacji Kronika Miasta Poznania 1998 R.66 Nr1; Budowniczowie i Architekci dostępnej w Wielkopolskiej Bibliotece Cyfrowej dla wszystkich w zakresie dozwolonego użytku. Właścicielem praw jest Wydawnictwo Miejskie w Poznaniu.
Do góry