KASATA JEZUITÓW POZNAŃSKICH
Kronika Miasta Poznania 1997 R.65 Nr4 ; Nasi dawni Jezuici
Czas czytania: ok. 18 min.JÓZEF MODRZEJEWSKI
16 listopada 1773 r. czterech komisarzy przybyło do kolegium jezuickiego w Poznaniu, gdzie, po przeczytaniu zakonnikom bulli papieskiej rozwiązującej zgromadzenie, przystąpiło do wykonywania szczegółowych jej postanowień. Odebrano jezuitom budynki, majątki w mieście i na wsi oraz przekazano kościół św. Stanisława parafii Św. Marii Magdaleny. Jednocześnie opieczętowano zakrystię ze wszystkimi sprzętami kościelnymi. Rektorowi polecono zaś spisanie ruchomości klasztorów i podanie informacji o stanie dóbr i sumach na nich ulokowanych. W tej relacji, która została umieszczona w Kronice Bernardyńskiej, wspomina się dalej, że w kolegium pozostawiono rektora i czterech nauczycieli. Wielu zakonników rozproszyło się po kraju, przy czym część udała się na dwory magnackie, a część ulokowała się na probostwach. Uczniowie natomiast w znacznej liczbie przenieśli się do Szkoły Lubrańskiego. 13 sierpnia następnego roku miała miejsce tzw. taksacja dóbr nieruchornych należących do jezuitów w Poznaniu, która została zanotowana w księgach miejskich. Uczestniczyli w niej, obok komisarzy, starsi cechu murarzy i cieśli oraz inni zainteresowani rzemieślnicy. Objęła ona, poza konwiktem i bursą, ocenę trzech kamienic, kilku cegielni, browaru, kuźni, stajen, pralni, młyna, ogrodów i mniejszych obiektów. Zaznaczono przy tym, że część z nich wymaga większych lub mniejszych napraw.
Kim byli czterej komisarze, którzy z upoważnienia ówczesnych władz centralnych dokonali aktu kasacji zgromadzenia jezuitów w Poznaniu? Dwóch z nich, Maksymilian Skrzetuski i Józef Rokossowski, reprezentowało duchowieństwo świeckie, zajmując stanowiska prowincjałów i kanoników diecezji
Józef Modrzejewskignieźnieńskiej i poznańskiej. Pozostali to Franciszek Ksawery Kęszycki herbu Nałęcz i Michał Krzyżanowski herbu Świnka, przedstawiciele szlachty wielkopolskiej należący do starych rodów, ale nie posiadający znaczniejszych dóbr. W biogramach ich wszystkich termin desygnowania do tej przykrej, ale nieodzownej funkcji, stanowi dość wyraźną cezurę. Maksymilian Skrzetuski, urodzony w Krzesinach pod Poznaniem, pochodził z dość znanego rodu. Mikołaj, sławny "zbarażczyk", i Jan Skrzetuscy walczyli pod znakami Sobieskiego. Jan był panegirystą i fundatorem nietuzinkowego nagrobka swej żony Katarzyny w kościele Franciszkanów w Poznaniu (tu również znajduje się łaciński napis informujący o szczegółach genealogicznych rodu). Maksymilian, jako kanonik, występował od roku 1766 z ramienia kapituły w urzędach i licznych poselstwach. Trzy lata po kasacji jezuitów został opatem komendatoryjnym cystersów w Wągrowcu i wtedy dał się poznać jako znakomity gospodarz (odbudował i urządził dwór w Kiszczanach, wsi opackiej, w Wągrowcu wystawił folusz, browar, węgornię i dom zajezdny, w folwarkach zakonnych budował i remontował różne obiekty oraz kanały melioracyjne ). Józef Rokossowski, urodzony w 1731 roku, wszedł do kapituły poznańskiej nieco wcześniej (1761 rok), uzyskał kanonię "fundi rogalin", dziesięć lat później kanonię gnieźnieńską. Był proboszczem m.in. parafii Św. Wojciecha w Poznaniu. Bliżej nieznana jest jego działalność pozakościelna. Wiadomo, że otrzymał order św. Stanisława, który jako votum kazał umieścić na ołtarzu Św. Krzyża w Katedrze poznańskiej. Tam też został pochowany w roku 1803. Podobnie jak Skrzetuski jest wymieniony w latach 80. jako członek Trybunału Koronl nego . Franciszek Ksawery Kęszycki, urodzony ok. 1742 roku w Błociszewie koło Śremu, był określany jako człowiek "wykwintnie wychowany" (przebywał na dworze króla Stanisława Leszczyńskiego w Luneville), stroniący, mimo walorów osobistych, od układów na zamku króla Stanisława Poniatowskiego, odmawiający przyjmowania honorów (nie przyjął tytułu hrabiowskiego). Na Konferencji Warszawskiej w sprawie dóbr królewskich (w latach 1773 - 75) miał otrzymać jako wieloletnią dzierżawę wieś Sowiniec pod Środą (mylnie podaje się do dziś, że odbyło się to prawem kaduka), a dwa lata później również jako emfeutyki pojezuickie wsie Piotrowo i Ptaszkowo koło Poznania oraz w podobnej formie Russów, Tykadłów i Tłokinię koło Kalisza. Okres po kasacji zakonu przynosi uregulowanie spraw rodzinnych i dziedzictwa. W roku 1774 Kęszycki żeni się z Ludwiką Kwilecką, rok później obejmuje po swym teściu starostwo mosińskie, a w 1776 uzyskuje prawa własności do rodowego majątku Błociszewo. Jako dzierżawca wsi podkaliskich włącza się w krąg luminarzy grodu nad Prosną, w którym dużą rolę odgrywają ówczesny cześnik poznański i kaliski Michał Krzyżanowski i pisarz Ksawery Mikorski. Dzięki tym nowym koneksjom dochodzi np. do translokacji Jakuba, bratanka Michała, w rejon Izbicy, gdzie majątki posiadają krewniacy Ksawerego. W efekcie zawartego tam małżeństwa Jakuba rodzi się Justyna - przyszła matka Fryderyka Chopina.
Ryc. 1. Stary dwór w Jurkowie. Miejsce urodzenia X. 1. Rogalińskiego.
Spotkania Kęszyckiego z dwoma nowymi znajomymi przynoszą jeszcze inne ważne następstwa. W roku 1778 wszyscy trzej zostają powołani do Komisji Dobrego Porządku w Kaliszu, a Franciszek Ksawery dwukrotnie pełni tutaj funkcję przewodniczącego. Obrady trwały kilka lat (do roku 1788), a wyniki ich zostały spisane w trzech obszernych tomach. Dzieło otrzymało nazwę Złotej Księgi Miasta Kalisza. Badacz tych czasów i tamtego regionu Władysław Rusiński ocenił je z perspektywy dziejowej jako bardzo cenne, podkreślając, że Komisja stała się inicjatorem niemal wszystkich korzystnych zmian w Kaliszu w ostatnich latach Rzeczypospolitej2. Mimo tych długich i trudnych prac Kęszycki nie wiązał się nadmiernie z grodem nad Prosną. Prowadził, wzorem ówczesnych działaczy, życie bardzo ruchliwe, nie omijając samego Poznania. Inwentarz miasta z roku 1779 wymienia go jako właściciela placu zwanego Łabędź na Piekarach i innego placu z mielcuchem i stajniami na Grobli. Brak natomiast przekazów o stałej tutaj siedzibie lub miejscach, gdzie się zatrzymywał. N iepewne są też przypuszczenia, że miał jakąś stałą rezydencję w rodzimym Błociszewie. Należy sądzić, że najczęściej bywał w swej starościańskiej Mosinie. Stąd drogi jego wiodły do Gniezna, gdzie uzyskał w roku 1781 nominację na kasztelana, potem do Kalisza, gdzie również przyznano mu kasztelanię i wreszcie znów do Gniezna, gdzie w roku 1786 został wojewodą. Dzielił swój czas między obowiązkami rodzinnymi (ożenił się powtórnie po śmierci swej żony z jej siostrą Barbarą, z którą doczekał się dwóch synów i córki) a społecznymi. Znalazł też czas na
Józef Modrzejewski
pewne transakcje handlowe, podobnie bowiem jak Michał Krzyżanowski pośredniczył w sprzedaży dóbr w interesie Józefa Mycieiskiego. Głównie jednak zajmowały go sprawy sądowe. W roku 1778 został sędzią sądów sejmowych, a potem marszałkiem Trybunału Koronnego. Zmarł w wieku zaledwie 47 lat we Wschowie. Jego ciało przewieziono do Poznania i pochowano w kościele Bernardyńskim. Na nie istniejącym już grobowcu umieszczono napis, w którym zawarto taki passus:
"To nie dziw, że będąc człowiekiem, że doszedł kolei a nie mógł ziścić żadnej nadziei Lecz, że chęć skutkiem przyjąć każdy raczy" (...)
Czwartym z komisarzy wyznaczonym do kasacji jezuitów był Michał Krzyżanowski. W przeciwieństwie do swych partnerów nie doczekał się dotąd swego biogramu. Informacje o nim (dość liczne) są rozproszone głównie w poznańskich księgach grodzkich, skąd przepisywali je, znów fragmentarycznie, autorzy herbarzy. Brak w nich daty i miejsca urodzenia (odpowiednia część nagrobka została odłamana i zagubiona), możemy więc tylko przypuszczać, że należał do rówieśników Franciszka Kęszyckiego (ojciec Łukasz, pisarz grodzki i ziemski, ożenił się po raz wtóry z Heleną Sniegocką w roku 1737 i miał z nią czworo dzieci, matka zaś wyszła powtórnie za mąż za Jakuba Zakrzewskiego, dziedzica Gaju, kasztelana śremskiego). Przyszedł na świat zapewne w majątku rodzinnym w Słupi, wsi między Środą a Poznaniem. Michał, jako reprezentant licznego i rozgałęzionego rodu, członek skromnej i niezamożnej szlachty, wykazywał, podobnie jak jego bracia i bratankowie, duże ambicje wybicia się ponad przeciętność. Stanisław Krzyżanowski jest wymieniany jako kierownik drukarni jezuickiej w Kaliszu w latach 1757 - 58. Brat naszego komisarza Marcin ożenił się zaś z siostrą kanonika poznańskiego Antoniego Miaskowskiego. Tenże kanonik, lub bliski jego krewniak, uczestniczył w uroczystym otwarciu gabinetu fizycznego w kolegium jezuickim w roku 1763. Czy sam Michał uczęszczał jako młodzieniec do owego kolegium - nie wiadomo. Pewnym jest zaś, że w swej późniejszej działalności okazał się znakomitym jurystą. Pisze o tym pamiętnikarz Franciszek Gajewski 3 . Nie ma dowodów na to, że Michał angażował się w sprawę odzyskania sum należnych jezuitom przede wszystkim z majątków w Radlinie i Koźminie. Trudno także przesądzać udział w niej jego brata Piotra i bratanka Józefa, choć źródła potwierdzają ich obecność w tych miejscach w latach 80. Kierowała nimi wówczas zapewne skłonność do pośrednictwa handlowego (Piotr był wciągnięty m.in. w sprzedaż dóbr króla Leszczyńskiego i jego córki) względnie nawet chęć nabycia pewnych wsi dla pomnożenia skromnych dochodów ze Słupi. Pośredniczenie w transakcjach związanych z kupnem majątków stało się w tym czasie praktyką nawet u znanych i poważnych działaczy politycznych. Wspomnieliśmy już wyżej Franciszka Ksawerego Kęszyckiego, który - jak się zdaje - wziął przykład z Michała Krzyżanowskiego. Księgi grodzkie notują
np. sprzedaż przez niego Józefowi Mielżyńskiemu czterech wsi w Kościańskiem w roku 1776. Suma sprzedażna wyniosła 292 tys. zł. Jeszcze wyższą sumę wymienia się przy sprzedaży Starego i N owego Trzciela oraz czterech folwarków również Józefowi Mielżyńskiemu - osiągnęła ona 910 tys. zł. Działo się to 25 czerwca 1782 r., kiedy Krzyżanowski zajmował urząd cześnika poznańskiego. Krótko potem został podczaszym w naszym grodzie, z kolei pod koniec lat 80. najpierw kasztelanem santockim, a potem kasztelanem międzyrzeckim (1790 r.). Michał należał do grona wielkopolskich posłów. W tym charakterze przypadł mu smutny obowiązek uczestniczenia w sejmie grodzieńskim w 1792 roku. W drodze towarzyszył mu Józef Wybicki, o czym donosił w swej korespondencji do najbliższych. Krzyżanowski w tym okresie zawarł dość spóźnione w stosunku do rówieśników małżeństwo z Alojzą Gajewską (rok 1790) i niemal zaraz po ślubie kupił majątek w Pakosławiu koło Rawicza, gdzie wystawił efektowny pałac ozdobiony płaskorzeźbami ilustrującymi walki z Niemcami w obronie zachodniego pogranicza w średniowieczu.
II
Decyzja o kasacie jezuitów najbardziej krytyczne reakcje wywołała, rzecz jasna, wśród byłych zakonników. Nie są one jednak ujawniane w formie bezpośrednich relacji, ale głównie w opiniach osób trzecich, które z różnych powodów stykały się z członkami rozwiązanego zgromadzenia. Do wyjątków należy anonimowy rękopis cytowany przez J. Łukaszewicza w jego "Obrazie historyczno-statystycznym miasta Poznania (...)". Autor rękopisu przyrównuje wydarzenia z końca 1773 roku do burzy morskiej, która powoduj e, że zaskoczony przez nią okręt ze swym bogatym ładunkiem tonie w mgnieniu oka. W tej katastrofie miały przepaść złote i srebrne ozdoby z kościoła zakonnego, z biblioteki zniknęły dzieła najwybitniejszych twórców i rozproszeniu uległy szczególnie cenne przyrządy fizyczne i astronomiczne. Fakty te anonim nazywa wprost grabieżą, sprawców znajduje w ówczesnych instytucjach i osobach zarówno publicznych, jak i prywatnych, a samą kasację nazywa "wyrzutem hańbiącym uczciwość i cnotę". Zastrzega, że wypowiada się raczej w sposób umiarkowany, gdyż później, kiedy znikną aktualne ograniczenia, będzie można pisać śmielej i w sposób pełniejszy. Trudno wyobrazić sobie, abyeksjezuici godzili się bez zastrzeżeń z breve Kaliksta XIV, zwłaszcza że wydano je jeszcze w toku ogólnoeuropejskich dyskusji na temat zgromadzenia. Niektórych mogła zaskoczyć kategoryczność nakazów i krótki czas na ich wypełnienie, biorąc pod uwagę fakt, że dorobek np. poznańskich jezuitów był wcale okazały. Pozostawała im jedynie troska o uchronienie stanu posiadania przed roztrwonieniem, a w perspektywie nadzieja na zupełną odmianę w szczęśliwych okolicznościach. Powołana w Warszawie w roku 1774 komisja dla rozdawnictwa majątku pojezuickiego miała niewątpliwie zapobiec żywiołowemu przywłaszczaniu
Józef Modrzejewskiaktywów materialnych i finansowych. Wprędce okazało się, że ten masowy ruch stwarzał okazje do nie uzasadnionych lub wygórowanych świadczeń. Niektórzy wielmoże, jak np. Adam Poniński, z tej kasy płacili swym adherentom za poparcie swoich planów politycznych. W poszczególnych przypadkach Komisja Edukacji Narodowej wytoczyła procesy ludziom niesłusznie obdarowanym, opierając się na lustracjach z lat 1773 - 74. Nie do końca jest jasne, czy zostały sporządzone spisy wszelkich ruchomości jezuickich zgodnie z poleceniem czwórki głównych lustratorów. Franciszek Chłapowski, uważny badacz wszelkich takich śladów, utrzymuje, że nie napotkał ich w Poznaniu, ale zachowały się w pełni we Wschowie i w Międzyrzeczu. Komisja rozdawnictwa dóbr pojezuickich działała na szczęście tylko dwa lata (do 1776). Tymczasem o znakomitej części dziedzictwa zakonu - kościele św. Stanisława wraz z przynależnościami, szkole i teatrze konwiktorskim, Collegium i drukarni - decydowała Komisja Edukacji Narodowej jako spadkobierczyni rozwiązanego zgromadzenia. W przypadku kościoła postanowienia odnośnie jego przeznaczenia łączyły się z losami kolegiaty św. Marii Magdaleny. W ciągu zaledwie siedmiu lat (od roku 1773) dwukrotnie pożar, a raz katastrofa budowlana niszczyły największą świątynię miejską. Stąd zaniechano w ogóle wysiłków wokół jej odbudowy. Nabożeństwa przeniesiono tymczasowo do budynku przy ulicy Gołębiej, który KEN przekazała najpierw biskupowi Antoniemu Okęckiemu, a potem kapitule kolegiackiej. Biskup Ignacy Raczyński ustanowił go kościołem parafialnym (1798 rok). Później przeniesiono tu kilka cennych zabytków z dawnej kolegiaty. Inaczej rzecz się miała ze szkołą i teatrem konwiktorskim. Tutaj w połowie XVIII wieku odbywał się trzeci, ostatni etap rozbudowy, którego zadaniem było nadania fragmentom budynku jednolitego charakteru, a w odniesieniu do teatru - adaptacja sceny i widowni do bieżących potrzeb. Po kasacji jezuitów cały obiekt przeszedł - jak utrzymuje J. Maciejewski w swej pracy o teatrach 4 - w ręce zarządu magistratu miasta, który wynajmował go odtąd różnym osobom, a uzyskane od nich środki przeznaczał na pokrycie wydatków parafii farnej wykorzystującej już wtedy kościół pojezuicki. Dotyczyło to również części budynku zajmowanego przez salę teatralną. Znajdowała się w niej scena na podium wyposażona w kulisy z zestawem dekoracji oraz widownia z trzema rzędami miejsc siedzących i miejscem dla widzów stojących, która mogła pomieścić ok. 180 widzów. Wojciech Bogusławski stworzył tu zalążki stałego teatru miejskiego, co zbiegło się w czasie z nagłym wzrostem zainteresowania tą sceną wśród szlachty i mieszczaństwa. Niebawem szukać trzeba większej sali w Poznaniu. Według niemieckiego leksykonu teatralnego "wraz z wejściem wojsk pruskich w 1793 roku przedstawienia ustały, gdyż budynek szkolny został przemieniony na magazyn". Gimnazjumjezuickie nie uległo likwidacji jednocześnie z kasatą zakonu, lecz zostało przekształcone w Akademię Poznańską (wzgl. Wielkopolską). Dokonano pewnych zmian w programie (usunięto filozofię i teologię) i w składzie zespołu pedagogicznego (pozostało w nim kilku zaledwie eksjezuitów na ogólną liczbę czternastu profesorów). Rektorem Akademii KEN mianowała jezuitę, księdza
Józefa Rogalińskiego. Ulokowano ją w głównym gmachu Collegium. W tej nowej sytuacji zachowano nie tylko główną siedzibę dawnej szkoły jezuickiej, ale jej podstawowe wyposażenie, m.in. cenne przyrządy do nauki fizyki i astronomii oraz bibliotekę. Były więc podstawy do podjęcia starań, zresztą nie po raz pierwszy w dziejach tej uczelni, o nadanie szkole statusu uczelni wyższej. Głównym rzecznikiem tej koncepcji był ksiądz Józef Rogaliński. Nadzieje na pomyślny skutek jego długich i uporczywych starań wiązały się z życzliwym i pełnym uznania stosunkiem samego króla Stanisława Augusta do naukowej działalności rektora (otrzymał złoty medal za prace w dziedzinie nauk ścisłych), a także do jego postawy etycznej (nadano mu order św. Stanisława). Nie tak jednoznaczna była postawa Komisji Edukacji Narodowej. Jako zwolennika nowych prądów w nauce i kulturze nominowała go wprawdzie na rektora Akademii Poznańskiej i wizytatora szkół KEN w Wielkopolsce, w roku 1775 przyznano mu też dożywotnio przywilej kierowania drukarnią pojezuicką, odmówiono mu jednak zgody na tłoczenie w niej podręczników szkolnych. Trzy lata później zwrócono się do niego z propozycją sprzedaży części instrumentów astronomicznych dla obserwatorium królewskiego w Warszawie. Mimo dużego przywiązania do nich zgodził się na tę propozycję, ponieważ nie mógł już liczyć na dawnego współpracownika A. Gawrońskiego, który przeniósł się do stolicy, a ponadto wobec złego stanu obserwatorium poznańskiego i rysowania się przy nim murów Collegium. Rozebrano je zresztą dopiero w roku 1786 po wywiezieniu reszty przyrządów przez Jana Śniadeckiego. Natomiast chronił Rogaliński zachowane na miejscu elementy wyposażenia tzw. muzeum, czyli pracowni fizyczno-matematycznej. Jeszcze w swym testamencie w roku 1799 nakazywał, aby je przechowywano z dużą troską6. Tymczasem zarysowuje się wyraźny przełom w traktowaniu spuścizny materialnej zakonu. W roku 1780 zapada ostateczna decyzja KEN odnośnie statusu Akademii Poznańskiej. Nie będzie ona trzecią w kraju wyższą uczelnią, ale tylko tzw. szkołą wydziałową o średnim poziomie nauczania. Wieloletnie zabiegi Rogalińskiego, inicjatora promocji poznańskiej placówki, kończą się więc porażką. Zrażony do decyzji KEN, za którą domyśla się działań ks. Hugona Kołłątaja, zwolennika utrzymania monopolu Uniwersytetu Jagiellońskiego w Polsce, podaje się do dymisji. Od tego czasu zaczynają się różnorodne zabiegi wokół podziału i zmian w funkcjonowaniu poszczególnych składników dawnego kompleksu jezuickiego. Z planami nowego wykorzystania owego dziedzictwa występują niebawem z ramienia KEN jej wizytatorzy. Księdza Bonifacego Garyckiego, piszącego raport w lipcu 1783 roku, niepokoi sprawa utrzymania gmachu Collegium ze względu na koszty i w związku z tym sugeruje nawet sprzedaż jego części, w której mieści się biblioteka. Książki miałyby być przeniesione na salę "służącą na popisy". Wizytator nie radzi jednak rozmawiać o tym z ówczesnym rektorem, gdyż nie wierzy, "aby on chciał szczerze przyłożyć się do podanego projektu - dla nadziei powrócenia Jezuitów". Propozycja została jednak przyjęta za sprawą nowego rektora, gdyż rzeczywiście niebawem zbiory biblioteczne zmieniły swoje tradycyjne locum. Czy przy
Józef Modrzejewski
tej okazji część książek nie została wysłana do Krakowa - trudno zdecydowanie przesądzać. W każdym razie J. Łukaszewicz 7 powołuje się na Jerzego S. Bandtkiego, który stwierdza, że rzeczywiście znalazł w bibliotece Uniwersytetu Jagiellońskiego taki depozyt. Kolejny przedstawiciel KEN, Franciszek Salezy J ezierski, zaleca w roku 1785 przenieść zachowane tomy dla odmiany do tzw. sali muzealnej, gdyż ta "dla popisów" miałaby być oddana na potrzeby teatru. Tego domagali się podobno obywatele miasta. Także i ta sugestia doczekała się, choć w zmienionej formie, realizacji. Na obszernym dziedzińcu Collegium, przed schodami do sali "dla popisów" odbywały się od 1785 roku występy zespołu baletowego z tańcami, baletami i pantomimami 8 . J ezierski został wkrótce odwołany z funkcji wizytatora, ale propozycje jego, podobnie jak poprzednika, znalazły niedługo odzew w tych i podobnych sprawach. Zabrakło już ks. J. Rogalińskiego, troskliwego opiekuna schedy pojezuickiej, stąd też w czerwcu 1783 roku przybywa do Poznania, na polecenie KEN, Jan Sniadecki i zabiera kolejną część zbioru instrumentów astronomicznych. Były wśród nich jeszcze cenne przedmioty, m.in. wymieniane z podziwem przez dawnego ucznia kolegium Lubrańskiego takie sprzęty, jak zegar astronomiczny Le Paula, kwadrat astronomiczny Caniveta, reflektor Fesllera, dwa globusy i teleskop. Czy spełniły one gdzie indziej jakąś pożyteczną rolę? N a ten temat brak konkretnej odpowiedzi.
Ks. J. Rogaliński zrezygnował niebawem z dożywotniego przywileju dysponowania drukarnią pojezuicką. Wydał tu drukiem 24 pozycje. Znalazły się wśród nich trzy publikacje Józefa Wybickiego pod wspólnym tytułem "Myśli polityczne o wolności cywilnej" (1 775 - 76). Po z górą jedenastu latach wytłoczono tutaj dwie inne książki tego autora - komedie "Samnitka" i "Kmiotek". Dawny dysponent nie tracił niemal do końca z oka pojezuickiej oficyny. Gdy upadła KEN i nastąpił III rozbiór Polski, wszedł ponownie w jej posiadanie, wydając jeszcze 12 druków 9 . Trudno prześledzić dokładnie losy biblioteki pojezuickiej. Badacze nie są zresztą zgodni w ocenie jej zawartości. Wielu z nich, wraz z Franciszkiem Chłapowskim, autorem dzieła "Życie i prace ks. Józefa Rogalińskiego" (Poznań 1903), podaje, że liczyła ok. 20 tys. woluminówlo. Tymczasem Maria Falińska i Krystyna Kuklińska podnoszą tę liczbę do 50 tys. woluminów ll . Wspominaliśmy już za J. Łukaszewiczem, że znaczna część wartościowych pozycji znalazła się, nie wiadomo zresztą jakim sposobem, w bibliotece Uniwersytetu Jagiellońskiego, inne, jak podaje Fr. Chłapowski, miały trafić do biblioteki nowej parafii farnej.
III
Skromne i wyrywkowe mamy dotąd wiadomości o losie i stanie największego dziedzictwa pojezuickiego - Collegium - na przełomie XVIII i XIX wieku i w czasie późniejszym. Zofia Ostrowska- Kębłowska pisze krótko w swej publikacji o "Architekturze poznańskiej lat 1790-1880", że budynki adaptowanodo celów administracyjnych i mieszkalnych, przy czym przed wkroczeniem wojsk napoleońskich stanowiły siedzibę kamery, potem władz regionalnych Księstwa Warszawskiego, w okresie 1815 - 33 przekazano je na rezydencję namiestnika Antoniego Radziwiłła jego rodziny i dworu, w końcu umieszczono tam naczelne prezydium władz pruskich. Jeśli chodzi o stronę zewnętrzną obiektów, to nie uległy - zdaniem autorki - poważniejszym zmianom do roku 1873, czyli do przebudowy. Upływało wtedy dokładnie sto lat od kasacji jezuitów. W związku z tym powstaje szereg pytań, m.in. na ile w gmachu o nowym charakterze zmieniły się jego wnętrza, w jakim stopniu wprowadzano odpowiednie elementy wystroju i wyposażenia, co pozostawało z dawnego stanu i dorobku jezuickiego. Osobnym problemem było, w jakim stopniu utrzymywała się w świadomości ówczesnych ludzi pamięć o dawnym charakterze budowli i jego pierwotnych użytkownikach. Najwcześniejszy i najobszerniejszy materiał o nowym, przebudowanym gmachu zawiera elaborat pt. "Inwentarz zamku królewskiego w Poznaniu" z lutego 1808 roku 12. Określenie "zamek" pochodzi od trójki lustratorów - nadbudowniczego Christiana Wernicke, malarza i rysownika Józefa Mielcarzewicza (ojca znanego później litografa Teofila) i bliżej nieznanego Schoenfelda. Termin ten znajduje uzasadnienie w samym tekście, gdzie dwukrotnie wspomina się o pobycie w tych murach cesarza Francji i króla saskiego. Cały inwentarz odznacza się dużą drobiazgowością, przez co zyskuje na wartości. Pewnym mankamentem opracowania jest brak przy opisach detali plastycznych i elementów konstrukcyjnych czasu ich powstania. Trudno w tej sytuacji wyraźnie odpowiedzieć, co pozostawili jezuici, a co jest dziełem użytkowników późniejszych. Można jedynie przypuszczać, że wszystkie sklepione sufity na drugim, eksponowanym piętrze należały chyba do reliktów z czasów jezuickich. Na pewno zaś były nimi dwie sale dwupoziomowe, wymieniane jako dawne muzeum i biblioteka. Pierwsza posiada sklepiony plafon ozdobiony malowidłami figur matematycznych, aktualnie mocno zatartych, oraz resztki galeryjki, która ongiś okalała całe wnętrze, a obecnie została zwalona. Podobnie wygląda druga, w której plafon jest podparty filarem ozdobionym dwiema kulami i tyluż figurami. Pozostaje w złym stanie, tak samo jak galeryjka, posadzka i schodki. Obie sale są mocno zrujnowane i wymagają - jak zaznaczają lustratorzy - dużych nakładów na ich restaurację. Niestety, kolejni następcy jezuitów zupełnie zlekceważyli te, bądź co bądź efektowne, pomieszczenia. Wiele w "Inwentarzu" jest wzmianek dotyczących wystroju sal i pokoi, głównie na I piętrze, przeznaczonych na rezydencję Napoleona i prefekta Łuby. W pomieszczeniu audycjonalnym utrzymywały się lamperie marmoryzowane, malowane arabeski, sztukaterie, girlandy, putta, koszyki z kwiatami - głównie w płycinach, na suficie zaś malowidło ukazujące geniuszy w kręgu girland. W pokoju określanym nr 9 znajdowała się dekoracja w formie rozet, w pokoju nr 10 - wyobrażenie Jowisza z ogniem i piorunami w rękach, a obok orła, w pokoju nr 17 sztukaterie i wyobrażenie - jak się określa - parasola ze spływającymi w dół girlandami kwiatów. Inny charakter zachowywał pokój
Józef Modrzejewski
nr 12 nawiązujący do stylu gotyckiego. Podkreślały to malowidła ścian w postaci filarów i sufitu z ostrymi łukami. Innymi ozdobami były w dalszych pokojach kobierce z wybitego sukna, zielonego lub niebieskiego, a nawet kominek ze sztukateriami i wplecionymi w nie głowami Hermesa. Rycina wnętrza sali naukowej zamieszczona w dziele ks. J. Rogalińskiego z 1770 roku wskazywałaby na to, że również jezuici stosowali zdobienie ścian, wydaje się jednak, że z powodu treści malunków wiele detali plastycznych wymieniono i znaczna ich część pochodziła już z czasów, gdy gmach znalazł się w posiadaniu KEN, a później przez trzynaście lat był w rękach Prusaków, którzy wykazywali niemal na każdym kroku tendencje do zeświecczenia obiektów sakralnych. Lustratorzy wykazywali bardzo dużą ilość mankamentów: brak wielu szyb, szeregu drzwi, klamek, uszkodzenia licznych posadzek, pieców i kominków. Obniża to wyraźnie wartość "zamku królewskiego" i każe się zastanowić, kto i kiedy dokonał tych zniszczeń. Może było to skutkiem rozprzężenia w miejscowym garnizonie pruskim po klęskach armii Fryderyka Wilhelma III w roku 1806? Podobne fakty miały miejsce we Wrocławiu w tym samym czasie 13 : "Wszystko, co tylko można było ruszyć i mogło znaleźć nabywcę, jak drzwi, okna, zamki i okucia zostało błyskawicznie rozkradzione i sprzedane (...). Pijani żołnierze strzelali zaś w nocy na ulicach, trafiając często do oświetlonych okien". Inną przyczyną dewastacji i zaniedbań była niechęć, a nawet wrogość zaborcy wobec reliktów polskich i kościelnych, czego wyrazem stała się np. odmowa zgody na odbudowę spalonej średniowiecznej fary niedaleko Collegium. Należy jednak sądzić, że rzeczowe wskazówki lustratorów i ich troska o usunięcie zauważonych mankamentów w tym gmachu pozostawały w zgodzie z polityką ówczesnych władz Księstwa Warszawskiego. Stąd możliwość ich likwidacji w miarę uzyskiwania środków publicznych na ten cel. Jest bowiem charakterystyczne, że już w lipcu 1815 roku został tutaj zainstalowany namiestnik nowych władz w Księstwie Poznańskim książę Antoni Radziwiłł, a dwa lata później, w maju, odbył się tu wielki bal z udziałem króla Fryderyka Wilhelma III oraz przedstawienie teatralne, które było już raczej tylko wspomnieniem znakomitych imprez, które zapoczątkowali jezuici jeszcze w XVII wieku, a które przenieśli później do specjalnej sali w nowo zbudowanym gimnazjum po przeciwnej stronie ulicy Gołębiej. Wypada tu zaznaczyć, że losy obydwóch budynków w okresie zaboru pruskiego były różne. O ile nowi właściciele okazywali troskę o stan i wygląd dawnego Collegium (z wyjątkiem roku 1806, na który przypadały opisane wyżej dewastacje), o tyle w tym samym czasie niewiele starali się o wygląd gimnazjum. Marceli Mott y pisze, że w klasach na parterze wnętrza "mimo białych ścian wyglądały ponuro, promienie słoneczne nigdy tu nie docierały, podłoga była czarna jak ziemia", a pokoik dla pedagogów z jednym oknem krótki i wąski odznaczał się niebywałą ciasnotą. Pamiętnikarz wspomina jednocześnie, że w parterowych klasach utrzymywały się jednak, zapewne z czasów jezuickich, drewniane kolumny, takie same otaczały balkon w dużej sali,gdzie odbywały się uroczyste egzaminy i obchody. Na tym samym piętrze usytuowano, podobnie jak kiedyś w Collegium, gabinet fizyczny, bibliotekę i zbiory. W innym miejscu autor dodaje, że za jego młodzieńczych lat znajdował się w gabinecie portret dawnego rektora i kilka aparatów, "o których nam prof. Czwalina mówił, że te Rogaliński zrobił lub sprowadził, jak wiele innych". O wyglądzie wnętrz dworu namiestnikowskiego z kolei nie zachowały się bardziej szczegółowe opisy, w przeciwieństwie do wydarzeń, których były świadkami. Bogusława z Dąbrowskich Mańkowska pisze w swych "Pamiętnikach" , że Antoni Radziwiłł z rodziną zajmował tutaj obszerne mieszkanie, zapewne na I piętrze: "W tym pałacu jest szereg okazałych salonów stosownie do większych i mniejszych recepcji. (00.) Po nich następowały codzienne pokoje mieszkalne, obrazami i artystycznymi sprzętami zapełnione" 14. Pamiętnikarka wymienia min. duży pokój księżniczki Elizy zastawiony obrazami, sztalugami i modelami do malowania i rzeźbienia. Nie wspomina ani nie opisuje jednak pomieszczenia, w którym przez szereg lat odbywały się popularne kwartety księcia namiestnika, być może tego samego, w którym wystąpił z koncertem Fryderyk Chopin, a które przedstawił w swym znanym obrazie Henryk Siemiradzki. W każdym razie pokój, w którym mogły odbywać się te imprezy, należał raczej do średnich, był oświetlony przez jedno duże okno i miał jedno wejście, w obu przypadkach w obramowaniach barokowych. Brak natomiast zupełnie opisów sal, w których odbywały się w porze zimowej większe zjazdy szlachty obu narodowości oraz uroczystości, np. bale kostiumowe, obiady i inne. Istniejące ciągle dwa najważniejsze obiekty pojezuickie stały się w I poł. XIX wieku terenem bardzo ważkich wydarzeń politycznych, oświatowych i kulturalnych. W dawnym Collegium mieściła się przez dwa tygodnie główna kwatera N apoleona. Stąd wychodziły rozkazy do wielu krajów, tu gościły, choć krótko, różne osobistości tamtego okresu. Zainstalowanie się na kilkanaście lat w tym gmachu ks. Radziwiłła miało obok oczywistych skutków politycznych także poważne znaczenie jako zjawisko kulturalne. Dawne Collegium stało się za jego przyczyną ważnym ośrodkiem życia artystycznego, głównie muzycznego (organizowanie czwartkowych kwartetów, spotkania z wybitnymi twórcami - Fr. Chopinem i K. Wolickim). Tutaj urządzano bale kostiumowe z tzw. żywymi obrazami z historii polskiej, dla których namiestnik wraz z córką Elizą poszukiwał modeli wśród dawnych obrazów i rycin. W dawnym refektarzu pojezuickim odbywały się znów baliki dziecięce. Młodocianym ich uczestnikiem był Marceli Mott y, o czym wspomina w "Przechadzkach po mieście".
Gdy nadszedł czas przebudowy i rozbudowy gmachu Mott y pisał o nowej jego części: "co do stylu zewnętrznej architektury nie rozróżnisz go od reszty". Miało to być uznaniem trwałości i walorów architektonicznych całości kompleksu. Zofia Ostrowska- Kębłowska podkreśla zaś pełen pietyzmu stosunek autorów do budowli z okresu baroku, mimo że owa epoka nie wywoływała jeszcze wtedy zainteresowania architektów i historyków sztuki 15. Autorami projektów byli Henryk Koch - rządowy radca budowlany, i młody Polak Juliusz Hochberger. Ten znakomity później twórca siedziby Sejmu Galicyjskiego w sąsiedztwie dawnych ogrodów pojezuickich i szeregu obiektów publicznych
Józef Modrzejewski
we Lwowie urodził się I przebywał w Poznaniu w kręgu mIejSCowego Collegium. Marceli Mott y zaznacza w swym dziele, że jego matka i stryj Józef mieszkali ongiś przy dzisiejszym placu Kolegiackim, pozostając od najmłodszych lat w ścisłych związkach rodzinnych ze swoim bratem kanonikiem ks. Karolem Zeylandem, któremu w znacznej mierze zawdzięczali swoje wychowanie i zabezpieczenie przyszłości. Młody Juliusz pozostawał więc w swych młodych latach w otoczeniu szacownych murów nie tylko szesnastowiecznej kanonii, którą zajmował protektor jego rodziny, ale samego głównego gmachu Collegium i kościoła farnego, w którym stryj wygłaszał głośne w całym mieście kazania. Koligacje familijne i historyczne sąsiedztwo pozostawiły więc u przyszłego architekta i współpracownika rządowego radcy budowlanego niewątpliwy szacunek dla tych miejsc i obudziły troskę o zachowanie, na ile było możliwe, ich śladów, nawet w najtrudniejszym momencie, jakim stała się przebudowa.
PRZYPISY:
1 Ks. Jan Korytkowski, Prałaci i kanonicy katedry metropolitalnej gnieźnieńskiej, Gniezno 1883 r., T. III, ss. 522 - 523 (Skrzetuski), 378 - 379 (Rokossowski). 2Wł. Rusiński, Życie codzienne w Kaliszu w dobie oświecienia, Poznań 1988, s. 366-367.
3Fr. Gajewski, Pamiętniki, Poznań 1913, s. 139.
4 J. Maciejewski, Teatry poznańskie w latach panowania króla Stanisława Augusta, Warszawa- Poznań 1986, s. 32. 5 V.W.rz.4 - Posen, w Algemeines Theater- Lexikon oder Encyklopedie alles Wissenswerthen fur Buhnenkunstler, Dilettanten und Theater - freude unter Mitwirkung des sachkundingenen Schrifsteller Deutschlands, Sechster Band, Altenburg und Leipzig 1842, s. 111 -112.
6Br. Natoński, Polski Słownik Biograficzny, T. XXXI, W-wa 1988-89, s. 401-404.
7 J. Łukaszewicz, Obraz historyczno-statystyczny miasta Poznania w dawniejszych czasach, Poznań 1838, T. II, s. 26. 8 J. Maciejewski, op. cit., ss. 49 i 56.
9 Br. Natoński , Józef Rogaliński, Polski Słownik Biograficzny, s. 401 - 404.
10 Fr. Chłapowski, Życie i prace Józefa Rogalińskiego, Poznań 1903 r., T. II odsyłacz.
11 M. Falińska i K. Kuklińska, Szkolnictwo, (w:) Dzieje Poznania, Warszawa - Poznań 1988, s. 896.
12 Inwentarz zamku królewskiego w Poznaniu, "Zeszyty Naukowe Uniwersytetu Poznańskiego", nr 12, 1972. 13 T. Kulak, Przewodnik historyczny po Wrocławiu, Warszawa - Wrocław 1997.
14 Z Dąbrowskich Mańkowska, Pamiętnik 1880-83, Poznań, T. II, s. 208.
15 Z. Ostrowska- Kębłowska, Architektura i budownictwo w Poznaniu w latach 17801880, Warszawa - Poznań 1982, s. 351 - 353.
Powyższy artykuł jest częścią publikacji Kronika Miasta Poznania 1997 R.65 Nr4 ; Nasi dawni Jezuici dostępnej w Wielkopolskiej Bibliotece Cyfrowej dla wszystkich w zakresie dozwolonego użytku. Właścicielem praw jest Wydawnictwo Miejskie w Poznaniu.