SZKOŁY JEZUICKIE W POZNANIU* 1573 -1653

Kronika Miasta Poznania 1997 R.65 Nr4 ; Nasi dawni Jezuici

Czas czytania: ok. 49 min.

Wedle dyaryusza kolegium poznańskiego opowiedział Ks. CHOTKOWSKI

I.

Dnia 28 czerwca 1571 r., w wigilię śś. Piotra i Pawła, zajechało w Poznaniu przed pałac biskupi pięciu duchownych. Byli to pierwsi Jezuici, jakich Poznań widział: prowincyał Austryackiej prowincyi, do której wówczas Polska należała, O. Wawrzyniec Magius; O. Jakub Wujek, przeznaczony na rektora kolegium, mającego się założyć w Poznaniu, i O. Szymon Wysocki; dwaj pozostali byli bracia zakonni, t. zw. coadiutores temporaies. Goście ci przybywali prosto z Warszawy od króla Zygmunta Augusta, do biskupa poznańskiego, Adama Konarskiego, którego jednakże w domu nie zastali. Był właśnie w poselstwie u cesarza Maksymiliana. Przyjął ich za to poznański jeneralny wikaryusz a zarazem kostosz kolegiaty św. Maryi Magdaleny, ks. Jan Piotrowski, który w swoim kościele odprawił uroczyste Te Deum, na podziękowanie Panu Bogu za przybycie Jezuitów; a łatwo pojąć, że zdarzenie to niemałe wzbudziło zaciekawienie. Mnóstwo też ludzi zbiegło się do kościoła: ciekawych i pobożnych. Suknie nowoprzybyłych nie różniły się wiele od sukni księży świeckich, o tyle tylko praktyczniejsze, że nie mają żadnego guzika i tylko pasem są związane. Kołnierz stojący, zapięty pod szyją, uwalnia od kłopotu o kołnierzyki i obojczyki. Przybycie Jezuitów nie było zupełną niespodzianką dla Poznania, bo biskup Konarski nosił się z myślą sprowadzenia ich do swej stolicy już od lat kilku.

Poznał ich w czasie swoich częstych podróży w sprawach publicznych, mia

* Tekst jest przedrukiem z książki wydanej w Krakowie w roku 1893. Skróty pochodzą od redakcji. Zachowano oryginalną pisownię, w nieznacznym stopniu zmodyfikowano interpunkcję.

Ks. Chotkowskinowicie w Wiedniu i w Pradze. Przedtem niepokoiło biskupa to, że szkoła katedralna podupadła wówczas zupełnie, a przedewszystkim seminaryum duchowne potrzebowało dobrego kierownictwa, bo brak duchowieństwa był wielki, a wykształcenie jego tak małe, że wielu używało "Postylli Bullingera" , tłumaczonej przez Reja z N agłowic, "dla dworności języka", jak powiada Wujek. Popierał też gorąco tę myśl biskupa nuncyusz apostolski, będący naówczas w Polsce, Wincenty Porticus, kładąc głównie przycisk na to, że szkoły jezuickie w Poznaniu odciągną młodzież polską od szkół heretyckich i od podróży do Lipska i Wittenbergi. Jednakże biskup Konarski, zajęty sprawami państwa, puszczał sprawę w odwlokę, a tymczasem wyprzedzili go inni biskupi. Stanęły już kolegia jezuickie: w Brunsberdze [Braniewie], Pułtusku i Wilnie, nim przyszła kolej na czwarte w Poznaniu. Przyspieszyło i zdecydowało sprawę niezwykłe zdarzenie. Dwaj kanonicy poznańscy, celujący nauką i pobożnością, porzucili Poznań i wstąpili do Zgromadzenia Jezuitów, którego następnie chlubą i ozdobą się stali. Jeden z nich był Benedykt Herbest, który w Akademii Krakowskiej kolegował ze Sk argą 1; drugi, Stanisław Warszewicki, który razem ze św. Stanisławem Kostką odbywał nowicyat w Rzymie. Ten był nawet kanclerzem [poznańskim i sekretarzem królewskim], ale "dworską sławę i bogate prelatury i nadzieję biskupstwa, której najbliższy był, porzuciwszy: światem i sam sobą pogardził i w tejże szkole rzymskiej Panu Bogu się oddał i najpierw żywot św. Stanisława po łacinie napisał"2. Wysłany z Rzymu do Wilna, wpłynął na decyzyę biskupa Konarskiego tak, że ze sejmu Warszawskiego (1570) wezwał do siebie prowincyała, O. Magiusa, który wówczas w Pułtusku bawił, i z nim rzecz całą ułożył. Postanowiono założyć w Poznaniu kolegium, któreby 30 Ojców pomieścić mogło, na co biskup zobowiązał się dawać rocznie 700 złp. w gotówce, a nadto dostarczać zboża i drzewa. Pierwszy kłopot przedstawiał teraz w Poznaniu wybór miejsca na pomieszczenie kolegium. Konarski ofiarował stary dom w pobliżu katedry, znajdujący się na otwartym i wyniosłym miejscu, do któregoby łatwo można dodać boczne domy. Ale Jezuici woleli mieć kolegium w środku miasta, zwłaszcza, że i mieszczanie tego pragnęli. Biskup nie upierał się więc przy swojej propozycyi - ale wybór nie był łatwy. Upatrzono wreszcie miejsce położone tuż obok szkoły parafialnej w sąsiedztwie kościoła św. Maryi Magdaleny, obok kościoła św. Stanisława. Kościół ten zbudował Jan z Lubrańca, biskup poznański i ustanowił przy nim duchownych dla służby Bożej. Dokoła były domki księży i kaplica św. Gertrudy, nadto szpitalik dla chorych księży i scholastyków. Całe to miejsce było nieczyste i nieporządne, i tak ciasne, iż wielu zarzucało nieroztropność Jezuitom, że przenieśli je nad wysokie i otwarte, które im biskup ofiarował. Druga też trudność przedstawiała się w tern, że Jezuitom oddawał biskup i magistrat kościół św. Stanisława, ale przeciwko temu protestowali duchowni, przy tymże kościele umieszczeni. Popierał ich w tern Łukasz Górka, wojewoda poznański, któremu oczywiście, jako innowiercy, byli Jezuici solą w oku. Dowodził nawet, że kościół ten jego przodkowie fundowali i że bez jego pozwoleniafundacja nie może być unieważniona. Wszelako rozstrzygała tu wola biskupa. Księża przenieśli się do kościoła Wszystkich Świętych, który stał opuszczony tak, że nawet heretycy mieli ochotę go zabrać. Do tego kościoła przeniesiono więc wszystkie fundacye z kościoła Św. Stanisława; a że potrzebował koniecznie restauracyi, więc Jezuici dali na to 71 złp. Wtedy (9 września 1571 roku), zabrawszy ławki i wszystko, co się łatwo zabrać dało, przenieśli się duchowni z uroczystą procesyą z kościoła Św. Stanisława do kościoła ww. Świętych. Kościół ten stał za murami miasta na tern miejscu, gdzie dzisiaj stoi szkoła [przy uL] ww. Świętych oraz dzwonnica kolegiaty Maryi Magdaleny. Dla pomieszczenia duchownych zbudował magistrat dom murowany tuż obok t. zw. b r a m ki, który starsi z nas jeszcze pamiętają. Dopiero jednak w następnym roku (30 lipca 1572) wprowadzeni zostali Jezuici uroczyście w posiadanie kościoła św. Stanisława, przyczem oddano im także w posiadanie kościółek Św. Gertrudy i szpitaliki sąsiednie 3 . Oczywiście musieli przez ten czas kościół odnowić i urządzić, skoro księża z niego zabrali co mogli. Równocześnie też budowali kolegium. Był to dom piętrowy, przytykający do szkoły parafialnej, którą następnie miasto im odstąpiło na powiększenie kolegium. Na dole mieściły się szkoły, a na piętrze urządzono wspólne pomieszczenie (hypocaustum commune) i pomieszczono bibliotekę, której pierwszym zawiązkiem był księgozbiór darowany przez sufragana poznańskiego, ks. Stanisława Szedzińskiego (t 1572). Pośpiech był tern potrzebniejszy, że i wojewoda poznański, Łukasz Górka, i kasztelan gnieźnieński, Jan Tomicki, wszelkie mi sposobami usiłowali budowli przeszkodzić. N a domiar złego, powstał niebawem groźniejszy jeszcze nieprzyjaciel właśnie w tym roku (1572). Był to rok straszliwej w Polsce pamięci: wymarł ród Jagiellonów i Polska po raz pierwszy ujrzała się wobec prawdziwego bezkrólewia, tern groźniejszego, że rozterki religijne powiększyły niezgodę domową, a na domiar złego panowały w Wielkopolsce dwie klęski: głód i zaraza. Po ulicach i po domach leżały wówczas trupy niepochowane, a zdawało się, że wielu raczej z głodu, niż z zarazy umierało. Wtedy to założono staraniem Jezuitów, za murami miasta, szpital dla chorych, który przezwano "Lazaretem". Co gorsza, umarł na zarazę wielki przyjaciel Jezuitów, wikaryusz jeneralny i kustosz [katedralny Jan Piotrowski], a proboszczem został niechętny im akademik krakowski: vir non indoctus, theologiae baccalaureus, Cracov. Academiae alumnus [Wałowski Maciej], który też w rozmaity sposób im dokuczał. Mimo to wszystko już nazajutrz po św. Janie Chrzcicielu r. 1573, zostały otwarte szkoły jezuickie w Poznaniu. Był na tym akcie uroczystym główny i hojny ich fundator, biskup Adam Konarski, który właśnie był, po drodze do Paryża w poselstwie do króla Henryka Walezego, wstąpił do domu. Wraz z nim brali udział w uroczystym akcie: opat francuski, poseł do Rzeczypospolitej i czterech polskich panów, pomiędzy którymi dwaj byli innowiercy. Uroczystość odbywała się mowami i "dyalogiem Apolina", w którym występowało siedem sztuk wyzwolonych, każda z obroną swej godności. Ostatniego dnia czerwca rozpoczęły się rzeczywiście nauki w trzech klasach, tj. gramatyce, syntaxis i humanitas. [...]

Ks. Chotkowski

II.

W chwili, gdy Jezuici otwierali szkoły w Poznaniu (1573), nie mieli jeszcze jednolitego, gotowego planu, bo dopiero w szesnaście lat później wypracowało go 6-ciu członków Towarzystwa. Ale i wtedy jeszcze wystawiono go na próbę tylko, aż po 10-ciu latach starannego badania ogłosił jenerał Zakonu, Klaudyusz Aquaviva (+ 1615), ostateczny plan nauk, czyli t. zw. Ratio studiorum S. j. (1599). Ten też jenerał przypisał, żeby każdy dom jezuicki prowadził rocznik, i żeby w księdze tej zapisywano wszystkie ważniejsze zdarzenia, prace i owoce prac misyjnych wszystkich członków domu, nadto otrzymane jałmużny i dobrodziejstwa. Każdy dom wysyłał też co rok do Rzymu sprawozdanie, t. zw. annuae litterae. Dyaryusze te zniknęły niestety wszystkie bez śladu. Jeden z nich, pisany w Krakowie przez ks. Jana Wielewickiego, został uratowany i trzy tomy z niego zostały ogłoszone drukiem, reszta materyału starczy jeszcze na dwa lub trzy podobne tomy4. Wielewicki wspomina też o dyaryuszu kolegium Poznańskiego, który musiał widzieć, bo sam był tegoż kolegium rektorem przez trzy lata (1626-1629). Rzeczywiście istnieje ten dyaryusz w dwóch tomach, z których pierwszy jednak na roku 1653 się urywa, drugi zaś po przerwie szesnastoletniej ciągnie się od roku 1669 do 1771 5 . Pierwszy tom naszego dyaryusza zaczęto pisać roku 1608 6 . Posługiwał się autor notatkami, jakie znalazł w kolegium, wypytywał też starszych Ojców, ale zapisywał sprawy publiczne tylko o tyle, o ile roztropność nakazywała. Prowincyał bowiem wydawał nawet wyraźne nakazy, żeby w dyaryuszach nic nie pisano, jeśli czasy były burzliwe. Tak n p. w czasie niefortunnej podróży króla Zygmunta III. do Szwecyi, nakazał prowincyał Confalonieri nic nie pisać w dyaryuszu o sprawach publicznych przez trzy lata (1594 -1597) 7. Pod względem wartości nie może ten dyaryusz iść w porównanie z "Historyą Domu św. Barbary" Wielewickiego, ale mimo to ma on niezaprzeczenie ważność pierwszorzędnego źródła. Jest to bowiem, począwszy od roku 1615, raptularz, który nie był przeznaczony na oglądanie światła dziennego. Pisany pospiesznie, często niedbale, zawiera on to, co dla prywatnego użytku w kolegium mogło się przydać, jeśli przeto oko profana go czyta, to ma przed sobą zupełnie prywatne, a więc zupełnie wiarygodne zapiski. Na ten moment należało zwrócić uwagę dlatego, że na tern źródle wyłącznie się opieramy. To cośmy dotąd wiedzieli o szkołach jezuickich w Poznaniu, zawdzięczamy dwom pracom Józefa Łukaszewicza, z których jedna zajmuje się historyą miasta Poznania, przyczem poświęca osobny ustęp szkołom jezuickim. Druga zaś praca, w czterech tomach, przedstawia historyę szkół w Polsce 8 . Drugie to dzieło wyszło w jedenaście lat po historyi miasta Poznania, ale to co autor mówi tu o szkołach jezuickich w Poznaniu, jest prawie dosłownem powtórzeniem tego, co powiedział przed jedenastu laty. [...]

III.

Metoda naukowa w szkołach jezuickich stosowała się do ówczesnych wyobrażeń i ducha czasu, była więc humanistyczna i przeważnie formałistyczną, tak samo jak w szkołach protestanckich i wszystkich innych katolickich. W Polsce też wszystkie szkoły: akademickie, później pijarskie, miały mniej więcej ten sam plan i rozkład nauk co jezuickie, ustępowały im tylko pod względem doboru nauczycieli i sprężystego przeprowadzania planu 9 . Wyuczenie łaciny było wszystkich ówczesnych szkół głównem zadaniem, dlatego posługiwano się łaciną do wykładu już w t. zw. gramatyce, a wprawę miała dać wzajemna konwersacya uczniów, której strzegło t. zw. signum. [...] Jezuickie szkoły unikały też przesady w uczeniu łaciny i nie zaniedbywały języka ojczystego. Plan nauk (Ratio stud. art. I, lit. 7.) przepisywał w niższych klasach ćwiczenia piśmienne w mowie ojczystej, zwłaszcza ze względu na ortografię; nadto pozwalał plan na wykład w języku ojczystym przy przedmiotach, które się teraz zwykle "realia" zowią, a które plan jezuicki nazywa "erudycyą". (Art. 2, 1). Na tern właśnie polega różnica wielka pomiędzy szkołami jezuickimi a ówczesnymi szkołami protestanckimi, nawet najglośniejszemi, jak Trotzendorfa w Goldbergu i Jana Sturma w Strasburgu. Dlatego też poznańskie szkoły jezuickie posiadały bogaty i największy na całą Polskę gabinet fizykalny i matematyczny, podczas gdy np. wydział medyczny w Uniwersytecie Krakowskim nie posiadał, aż do czasów Komisyi edukacyjnej, a więc aż do zniesienia Jezuitów, "żadnego gabinetu anatomicznego, żadnego zbioru do nauk"lo.

Inna była jednakże, ważniejsza jeszcze różnica, mianowicie ta, że Jezuici uważali słusznie formałistyczną metodę nie za cel sam w sobie, ale za środek do rozwijania rozumu i władz umysłowych. Nie masz bowiem lepszej gimnastyki ducha młodzieńczego nad naukę klasycznych języków. Dlatego formałistyczną nauka miała na to służyć, aby uczeń wyższe nauki filozoficzne i teologiczne mógł pojmować i rozumieć. Co się zaś tyczy pedagogiki, to o całe niebo różniły się szkoły jezuickie od protestanckich tern, że pedagogika stała tu nad dydaktyką, tj. że wychowanie było najwyższym celem, nauczanie zaś było do niego tylko środkiem. Samo przez się rozumie się, że wychowanie w szkołach jezuickich było religijne, a dziś podobno nikt już nie będzie robił z tego zarzutu Jezuitom, że wychodzili z tej słusznej zasady, że nauka sama bez religijnego i moralnego wychowania może być dla młodego pokolenia raczej zgubną niż pożyteczną. W owe czasy zaś, w których chodziło o przywrócenie w narodzie zachwianej wiary katolickiej i rozerwanej przez rewolucyę kościelną jedności, wynikało ze samego celu i powołania Zakonu, że przez wychowanie religijne młodzieży pragnął religię wzmocnić w narodzie. W tej mierze postępowała jednakże Ratio studiorum zupełnie inaczej niż obecne systemy szkolne. Nie uważała bowiem religii za osobny przedmiot (fach) naukowy, na równi i obok innych przedmiotów, i dlatego nie przeznaczała osobnych godzin na naukę religii, oprócz pół godziny w sobotę, w czasie której objaśniano młodzieży ewangelię, przypadającą na następną

Ks. Chotkowskiniedzielę. Za to miała religia być wewnętrznym żywiołem i podstawą całej dydaktyki, tak że nawet przy objaśnianiu pogańskich autorów, miał nauczyciel stosowne miejsca wybierać, aby zwracać uwagę młodzieży na zasady wiary chrześcijańskiej, tak żeby: "poganie nawet byli zwiastunami Chrystusa". Przepisane jednak było przy tern umiarkowanie i unikanie przesady, żeby nie nużyć umysłów. W tym celu pragnęli Jezuici przyzwyczajać młodzież do praktyk religijnych, do wypełniania przepisów wiary11 . Wszędzie zakładali też bractwo Zwiastowania N. Maryi Panny, t. zw. Sodalitas Mariana, a wiadomo, że następnie nie było szlachcica w Polsce, któryby się nie nazywał Sodalis Marianus. W poznańskich szkołach zawiązana została taka Sodalitas już w rok po otwarciu szkół (31 paźdz. 1574). W miarę jak liczba studentów rosła, wzmagała się też liczba członków kongregacyi Maryańskiej, tak że r. 1602 utworzono dwie kongregacye: mniejszą i większą. Mniejsza liczyła 70 członków (£ 44 v.). W r. 1614 podzielona była kongregacya nawet na trzy oddziały (£ 76. v.).

Członkowie tych kongregacyj ćwiczyli się nietylko w pobożności, ale i w miłosierdziu chrześcijańskim. Tak np. w Wielki Czwartek otrzymywało około stu ubogich obiad kosztem młodzieży. Co niedzielę wielkopostną i adwentową odwiedzali, podzieleni na klasy, szpitale i lazarety, rozdawali chorym jałmużny, przyczem "Moderator" kongregacyi, czyli Ojciec przełożony, przemawiał do chorych, aby ich ducha orzeźwić chrześcijańską pociechą. Na inną praktykę możeby nie wszyscy się dzisiaj godzili, a mianowicie na to, że w środy i piątki Wielkiego Postu młodzież się biczowała, a w Wielki Piątek czyniła to publicznie w kościele, modląc się do północy, na co licznie zgromadzona pobożna publiczność z wielkim wzruszeniem patrzyła, tak że i wielu z młodzieży do kongregacyi nie należącej, i wielu innych, między tymi nawet prałatów, do tej praktyki pobożnej się przyłączało 12 . Co więcej, podczas wypraw wojennych, jak np. (1602) na Wołoszę, odprawiali Jezuici kilkakrotnie 40-sto godzinne nabożeństwo, a młodzież należąca do kongregacyi za zbliżeniem się wieczoru poczęła się biczować aż do północy i wtedy około 300 osób prosiło, aby ich dopuszczono do udziału w tej pobożnej k 13 pra tyce . Odtąd - zapisuje dyaryusz - sodales co rok się biczowali, czyli jak się wyraża: Christo corpora sua crucij3xerunt, krzyżowali ciała swoje dla Chrystusa 14. Pojęcia i wyobrażenia o pedagogice są dzisiaj tak odmienne od ówczesnych, że na to biczowanie może mieć kto chce odmienne zapatrywanie, ale podobno nikogo dziś niema, któryby nie rozumiał, jak wysoko patryotyczna myśl w tern leżała, że podczas gdy ojcowie w polu ponosili trudy obozowe i przelewali krew za ojczyznę - ich synowie, modląc się za ojców w kościele, młode ciała swoje krzyżowali dla Chrystusa. Przedewszystkiem jednak zauważyć trzeba, że Jezuici nie zmuszali nikogo z młodzieży, aby do tych kongregacyj należał 15 , ale nie ulega wątpliwości, że kongregacye te były najlepszym środkiem przygotowania młodzieży do stanu duchownego i zakonnego. Wielu też członków tych kongregacyj wstępowało do Towarzystwa Jezusowego, jak dyaryusz powiada 16 , ale wstępowali też do

innych zakonów. Tak np. pod rokiem 1584 czytamy17, że wielu bardzo studentów wstępowało do Bernardynów i Dominikanów, a pod r. 1616 18 zapisano, że 52 studentów jezuickich wstąpiło do różnych zakonów. Liczba, jakiej dotąd jeszcze nie było. Ci, którzy układali plan naukjezuickich, wiedzieli doskonale, że cały sekret wychowania zależy na dwóch rzeczach, tj. poznaniu charakteru ucznia, aby nań stosownie wpływać, i na przyświecaniu własnym przykładem. Dlatego w niższych szkołach jezuickich, od infimy aż do syntaxis, istniał system [...] t. zw. klasowy, tj. że jeden nauczyciel sam wszystkiego uczył, a nie było nauczycieli t. zw. fachowych. Chciano przez to osiągnąć dwie rzeczy: najpierw żeby nauczyciel mógł lepiej ucznia poznać i skuteczniej na jego wychowanie wpływać, a powtóre unikać przez to zbytniego przeciążania uczniów. Było to potrzebniejsze, że uczniowie musieli wszystkie pensa zadane powtarzać z pamięci. Ponieważ zaś młodzież posiada doskonały dar intuicyjnego poznawania charakteru nauczyciela, przeto przepisywała Ratio studiorum (Art. I. 5), że nauczyciel sam powinien przykładem doskonałości w cnotach chrześcijańskich swoim uczniom przyświecać, nie zaniedbywać ćwiczeń pobożnych i unikać wszystkiego, coby mogło razić uczniów, choćby nawet było jemu dozwolone. Ponieważ zaś kierunek wychowania jest daleko łatwiejszy, jeśli młodzież jest pod ciągłym dozorem, dlatego w zasadzie dążyli Jezuici do tego, żeby młodzież mieć w konwiktach. W Poznaniu też istniał konwikt, ale dyaryusz nigdzie nie wspomina, kiedy został założony i gdzie się mieścił 19 . Do szkół jezuickich w Poznaniu uczęszczali, mianowicie na filozoficzne i teologiczne kursą, członkowie innych zgromadzeń zakonnych i klerycy seminaryum dyecezalnego. Uczniowie zaś t. zw. externi, byli synowie mieszczańskich rodzin z Poznania, a nadto biedni chłopcy. Dla tych to ubogich uczniów założyli Jezuici w Poznaniu bursę. W tym celu zakupili pod koniec września r. 1615 dom za 300 zł., zaopatrzyli go w potrzebne sprzęty i umieścili tam 10-ciu chłopców, którzy żywili się z jałmużny pobożnych osób. Całym tym interesem pokierował doskonale O. Tomasz Stanisiusz. Dyaryusz jednak nie powiada bliżej, gdzie stał ten dom zakupiony na b 20 ursę . Jezuickie szkoły różniły się też i tern od dzisiejszych, że były wolne od opłaty szkolnej, a więc ułatwiały oświatę najuboższej młodzieży. Zarzut, że "demoralizowały naród", przez to że młodzież do nich zwabiona robiła szkody w sadach i ogrodach 21 , jest tak błahy, że nawet na zbijanie nie zasługuje. [...] Środków wychowawczych używali Jezuici dwojakich: rozbudzania ambicyi i ścisłego rygoru. Celem pierwszego dzielono klasy na dwie części (pars graeca, pars romana); najpilniejszym uczniom nadawano godności: imperator, censor, decurio, praetor. N adto dawano za pilność i dobre obyczaje nagrody, przyczem Ratio studiorum przypisywała, żeby nagrody były dawane skąpo i tylko za rzeczywistą zasługę. Miały też być małej ceny, tak żeby całą ich wartość stanowił zaszczyt wobec współuczniów. Gdzie ambicya nie miała wpływu, a środki inne i upomnienia okazały się bezskuteczne, tam pozwalała Ratio studiorum na karę, jako środek wychowawczy. Kara ta miała być zastosowana do przewinienia, tak

Ks. Chotkowskinp. kto opuścił pensum zadane, musiał podwójnego pensum się wyuczyć. Kara cielesna była dozwolona tylko jako środek ostateczny, a miała być wymierzana nie przez duchownych nauczycieli, lecz przez osobnego "korrektora" , nie należącego do Zgromadzenia. Miało to być tern większe m dla ucznia upokorzeniem, a wynikało z doświadczenia w poprzednich latach zdobytego. Czytamy bowiem w naszym dyaryuszu 22 , że zaraz po otworzeniu pierwszych klas w Poznaniu, zaczęły się skargi uczniów na to, że ich przymuszano do recytowania codzień z pamięci pensów z czterech lekcyj; mimo to nie ustąpiono w niczem, dbając o to, żeby karność szkolna nie osłabła. Ponieważ zaś starsi pomiędzy uczniami pojąć tego nie mogli i rozruchy nawet wywołali, przeto zostali obici, a następnie jeszcze wygnani. Ale w 10 lat potem zaszedł przypadek gorszy23. Uczeń retoryki, Stanisław Łącki, zganiony ostro przez prefekta, hardo się stawił, a kiedy go tenże chciał ukarać, pięścią go uderzył. Wtedy przyzwany O. Rektor (Jan Konarski) zawołał chłopców i, twardo ochłostanego batem, ze szkół wykluczył, a uczniom zakazał, żeby się nie wdawali z hardym chłopakiem. Następnie jednak trzymano się tej zasady, że jeżeli się który uczeń, mianowicie starszy, karze cielesnej poddać nie chciał, wtedy wydalano go ze szkoł y 24. [...]

IV.

Nasz dyaryusz nastręcza mnóstwo materiału do ciekawej kroniki Poznania, mianowicie burd studenckich. Każdy wypadek jest zapisany dokładnie i jest ich wymienionych trzydzieści. [eee] Zaraz w pierwszym roku po otwarciu szkół jezuickich w Poznaniu, wybuchła kłótnia pomiędzy studentami a złotnikami, lecz wcześnie uśmierzona, bo senat wtrącił złotników do więzienia, a tych studentów, którzy dali powód do niezgody, ukarano, j eden zaś zupełnie ze szkół został wydal ony 25. Pierwszy więc ten zatarg dowodzi, że O. Jakób Wujek, jako rektor kolegium, nie myślał wcale tolerować wybryków młodzieży; jednego wszelako przestrzegał, tj. żeby studenci szkół duchownych nie byli sądzeni przez heretyków, mianowicie żeby mniejsze przewinienia karane były w szkole. Kiedy więc 11 sierpnia 1575 r. jeden ze studentów został za kłótnię z Żydem wtrącony do więzienia miejskiego, udał się O. Jakób Wujek do magistratu z przedstawieniem, żeby mniejsze wykroczenia karane były w kolegium. Jeśliby zaś coś ważniejszego zaszło, na coby kara szkolna była za mała, żeby wtedy sprawy szlacheckiej młodzieży oddawano kasztelanowi, a mieszczańskiej - magistratowi. Student, o którego w tym przypadku chodziło, był wprawdzie synem mieszczanina poznańskiego, ale kłótni z Żydem nie uważano jeszcze wówczas za sprawę tak dalece ważną, żeby aż studenta do więzienia wtrącać. Dlatego też panowie radni, czyli senat miasta Poznania, wyraźnie okazał swoje niezadowolenie i nie pochwalał postępku wójta Stanisława Brzeźnickiego, który wstydząc się swej śmiałości (suam erubescens audaciam) obiecał, że na przyszłość będzie wobec studentów łagodniej szy 26.

Tu więc należy szukać klucza całej kwestyi owej mniemanej "niekarności" studentów jezuickich. Żydzi byli prawie wyjęci z pod praw, i tolerowani w owe czasy, więc też wedle ówczesnych pojęć i wyobrażeń, a nie wedle dzisiejszych stosunków, zupełnego ich równouprawnienia, sądzić należy. Dlatego też uczniowie szkoły Lubrańskiego, o której wznowieniu w XVII. w. następnie jeszcze powiemy, chociaż kosztem jezuickich uczniów tak bardzo przez Łukaszewicza chwaleni 27 , wobec Żydów daleko gorzej sobie poczynali. "Biada Żydowi, który się odważył wstąpić nogą na Chwaliszew, Śródkę lub Ostrówek i Zawady! Gradem kamieni od uczniów obsypany i kijami obłożony, nieraz ledwie z życiem ujść zdołał. Że zaś Żydom w Poznaniu i z okolic wypadło częstokroć niezbędnie przez przedmieścia te przejeżdżać lub przechodzić, przeto musieli sobie okupować u rektora pokój od uczniów i w tym celu składali co rok na ręce jego pewien rodzaj podatku, zwanego "kazubał", który rektor pomiędzy uczniów dzielił". Nic podobnego nikt dotąd nie zarzucił Jezuitom, żeby p o d a t e k brali od Żydów, przeto prosta słuszność nakazywała przyznać, że swoich studentów w większej karności trzymali - bez "kazubału". Wszelako utrzymać ówczesną młodzież w karbach, było trudniej zapewne niż dzisiaj. Dlatego nowy wojewoda poznański, Stanisław Górka, który po bracie swoim Łukaszu (t 1573) objął tę godność, odbywszy (20/6 1576) wjazd uroczysty do Poznania, powitany przez studentów jezuickich piśmienną gratulacyą, dał im za to 8 czerwonych złotych, ale 00. Jezuitów upomniał, aby studentów powstrzymywali od dręczenia Żydów, nad którymi opiekę miał sobie powierzoną28. Jednakże upomnienie to niewiele poskutkowało, bo jeszcze w tym roku wynikła wielka burda studentów z Żydami. Rzecz poszła o jakiegoś Żyda z Kościana, który z rodziną chciał przyjąć chrzest i w tym celu przybył do Poznania z dwoma synami, a żonę i dwie córki sprowadził nieco później. Trzy te niewiasty uprowadzili Żydzi gwałtem. Działo się to w samo południe i studenci, pierwsi, podczas obiadu, o tern się dowiedziawszy, pobiegli szukać Żydówek. Niebawem przyłączyli się do nich rzemieślnicy i pomogli wyłamać drzwi, uprowadzić porwane niewiasty. Motłoch napadł następnie na synagogę i zrabował, a z kolei inne domy żydowskie zaczął rabować. Magistrat kazał zamknąć bramy miasta, a Jezuici wysłali dwóch magistrów, żeby studentów od tej burdy odwołać. Obaj jednakże niewiele sprawili. Dopiero noc położyła kres zaburzeniu. Wojewoda mocno był tern zajściem oburzony i wysłał groźne listy do mieszczan i do kolegium, ale znacznie ochłonął w gniewie, gdy mu rektor, ks. Jakób Wujek, cały stan rzeczy wyjaśnił 29 . Sprawa jednak wytoczoną została przed sejmem. Wojewoda bardzo się ujmował za sprawą Żydów i bardzo był markotny, że król żadnej kary na mieszczan nie naznaczył, a Jezuitom jedynie przez kanclerza przesłał upomnienie, aby na przyszłość tego rodzaju burdom starannie zapobiegaleO . Przez trzy lata następne był też pokój zupełny; dopiero na św. Jan dawali studenci teatr na cmentarzu kościoła Św. Maryi Magdaleny. Teatr skończył się wieczorem, a studenci wracający do domów (ad hospitia), wszczęli burdę z Żydami. Rychło jednak uśmierzyli ją Jezuici i magistrat. Wojewoda żądał po kilku

Ks. Chotkowskidniach, aby mu Jezuici wydali sprawców zaburzenia, lecz odpowiedzieli, że to nie przystoi zakonnikom, a zwłaszcza J ezuitom 31 . Z tych dwóch zdarzeń widoczna więc, że Jezuici nie bronili bezkarności studentów, lecz tego, żeby wobec wojewody heretyka zachować niezależność szkół swoich 32 . Większą ich łagodność wobec zatargów studenckich z Żydami zrozumieć też łatwo można, jeśli się rozważy, że kiedy np. r. 1601 w dzień św. Bartłomieja wynikła burda z Żydami, i syn szlachecki został przez Żydów ranny, wtedy musieli zapłacić 100 dukatów kary i jeszcze studentów przeprosić 33 . Ta autonomia szkolna była też widocznie przyznawana szkołom, bo gdy (1584 r.) student syntaxy został wtrącony do więzienia, wtedy studenci wyłamali bramę więzienia i uwolnili kolegę. Widocznie musiał się dostać do kozy za Żydów, bo studenci mszcząc się, zaczęli wybijać okna Żydom i wyłamywać drzwi, ale i ten rozruch wnet został uśmierzony34. Inny jednak przedmiot sporu pojawia się już pod koniec XVI. wieku, a mianowicie innowiercy. Początek do zatargów z heretykami dali jednak nie studenci jezuiccy, lecz niewiasty poznańskie, które w kwietniu 1584 roku wyprawiły srogą burdę. Rzecz poszła o to, że złotnik jakiś nawrócił się, a Superintendent heretycki z dwoma towarzyszami, chcąc go odwieść od zamiaru, poszli do jego domu. Wtedy opadły ich niewiasty i poczęły srodze okładać kijami, przyczem proboszcz M. Magdaleny ostro im przycinał słowami. Dopiero magistrat wyrwał ich napół żywych z tej awantury35. Gorsza sprawa zaszła w maju tegoż roku. Chowano właśnie jakiegoś heretyka i orszak pogrzebowy spotkał się w bramie miasta z wozem, na którym jechało parę szlachcianek i dwaj studenci jezuiccy. Heretycy chcieli pierwej przejść przez bramę i dlatego wóz zatrzymali, ale studenci ustąpić nie chcieli. Spór toczył się dosyć długo, aż studenci, widząc szlachtę patrzącą z okien sąsiednich domów, dobyli pałaszy. N a ten widok pospieszyła im na pomoc szlachta z sąsiednich domów, rozegnała cały orszak pogrzebowy, jednych poraniła, inni napół żywi zalegli pobojowisko, a trumna została na wozie. Ciężko byli obrażeni tą zniewagą heretycy, a wojewoda i tak już zagniewany na Jezuitów, że kaznodzieja ich rodzinę jego zaczepił, posłał rektorowi ostre napomnienie. Ale i on z czasem ochłonął 36 . Jasna rzecz, że dwaj chłopcy nie mogli być uważani za sprawców całej tej burdy, bo przyczynę do niej dali, licząc widocznie na pomoc szlachty, gotowej do zwady. Ale ówczesny rektor, ks. Jan Konarski, był energiczny człowiek, i dlatego kiedy w lipcu roku 1586 znowu się wszczęła burda z Żydami, zaburzenie uspokojono szybko, a sprawca złego został publicznie obity i ze szkół wygnany37. [...] W Poznaniu innowiercy mieli kilka zborów i publicznie nabożeństwo odprawiali. Nadto odbywali nabożeństwo w domu Czarnkowskich. Jednakże w maju 1593 r. wypędził ich Stanisław Czarnkowski ze swego domu, w czasie, kiedy właśnie na nabożeństwo się zebrali. Otoczywszy dom żołnierzami, wygnał ich przemocą, a bramę domu opieczętował. Inni z jego rodziny, którzy jeszcze do innowierców należeli, byli wprawdzie tern obrażeni, ale następnie ucichli i odtąd już Czarnkowski do swego domu heretyków nie wpuszczał 38 .

Zatargu studentów z innowiercami w Poznaniu należało się więc lada chwilę obawiać, tern bardziej, że sami postępowaniem swojem oburzenie wywoływali. Tak np. heretycy, mieszkający w sąsiedztwie szkoły, rzucali kamieniami do okien podczas przedstawienia, za co im magistrat kazał zburzyć część domu, z której mogli do okien szkoły zaglądać 39 . Inny raz znowu heretyk Leonard Górecki wszedł do szkoły, pod nieobecność profesora, i usiadłszy na katedrze, począł przed chłopcami wygadywać na Jezuitów i od szkoły ich odmawiać. Wypędzony ze szkoły i pozwany o to następnie przed kasztelana, gdy się hardo stawił, otrzymał potężny policzek 40 . Zaczepki publiczne Jezuitów zdarzały się także, ale mimo to p r z e z d z i esięć lat był w Poznaniu spokój, aż w samo Boże Ciało r. 1596 wybuchła wielka burda, która skończyła się zburzeniem zboru kalwińskiego. Rzecz opisuje nasz dyaryusz obszernie.

W pobliżu kolegium był kościół Św. Barbary 00. Franciszkanów, zwanych Minorytami, którzy Boże Ciało z wielką obchodzili uroczystością. Studenci jezuiccy bywali zapraszani na nabożeństwo i udawali się tam ze świecami. Już po nabożeństwie, ale nim się jeszcze wszyscy studenci do domów rozeszli, szedł do tego kościoła ks. Hieronim Stefanowski, profesor filozofii (+ 1606 w Gdańsku). W drodze napadł go jakiś heretyk zelżywemi słowami, a wreszcie uderzył go kamieniem. Rozgłosiło się to między studentami, którzy zniewagę profesora pomścić postanowili. Część ich pewna, która wróciła do domu, została zamknięta przez rektora, ale inni, otrzymawszy wnet pomoc w gawiedzi, napadli zbór Braci Czeskich, których dyaryusz zowie Pikardystami. Wyłamali drzwi i zniszczyli budynek do szczętu, tak że tylko zostały gołe ściany. Bibliotekę wyniesiono na ulicę i spalono. Wreszcie udało się studentów odciągnąć od tej burdy, ale motłoch nie przestał rabować, niszczyć i palić. Zdarzenie to było bardzo fatalne, bo nawet katolicy poczęli przeciwko Jezuitom powstawać, jakoby oni rzeczywiście byli winni tego zajścia, i wtedy to "pokazało się kto był ich wierny, a kto udany przyjaciel", posądzono ich bowiem nawet o to, że oni umyślnie kogoś nasadzili, aby zaczepił O. Stefanowskiego. Ówczesny rektor, O. Stanisław Grodzicki, zwołał przeto wszystkich studentów i surową miał do nich przemowę, a w listach wysłanych do króla, biskupów i panów, przedstawił cały przebieg sprawy. Wreszcie został też schwytany prawdziwy winowajca i okuty w kajdany wyznał, że z nienawiści do Jezuitów rzucił kamieniem, a tak upadło główne podejrzenie. Mimo to zgromadził rektor wszystkie władze: sufragana, kasztelana, sędziów ziemskich, burmistrza i wójta, i wobec nich jeszcze raz do studentów powtórzył tę samą mowę, którą ich był już pierwej strofował, aby pokazać, że nigdy tej burdy nie pochwalał 41 . W trzy lata potem (1599) znowu się wszczęło zaburzenie z innowiercami i znowu chcieli studenci zburzyć zbór heretycki, lecz tą rażą potrafili nauczyciele łatwo przywieść młodzież do porządku 42 . Roku 1602 wszczęło się w wigilię Bożego Narodzenia zaburzenie przy zborze luterskim i kilku studentów odniosło nawet od heretyków rany, ale wczesne wdanie się Jezuitów położyło koniec tej burdzie 43.

Ks. Chotkowski

Ponieważ zaś heretycy nie przestawali skarg podnosić przeciwko Jezuitom, dlatego za radą biskupa wydalili ze szkół kilku studentów, którzy uchodzili za sprawców ostatniego zaburzenia. Wszelako biskup pozwolił im apelować przed swój trybunał, jeśliby jeszcze dalej od heretyków mieli być naciskani 44 . Nie Jezuici też i nie studenci ich szerzyli nienawiść do innowierców, bo w trzy lata potem (1605) pospólstwo poznańskie spaliło zbór innowierców, przyczem studenci wcale nie brali udziału, bo szkoły jezuickie były z powodu k . 45 zarazy zam nlęte . W następnym roku (1606) przyszła kolej na zbór luterski, który stał za miastem na górze, zwanej "Łysą Górą", w sąsiedztwie kościoła św. Wojciecha, o której to górze opowiadano sobie na ucho, że tam nocną porą czarownice odbywają schadzki 46 . W sam Wielki Czwartek (23 marca 1606 r.) o godzinie 5-tej w nocy, rozegnali jacyś przebrani ludzie straż, która nikogo poznać nie potrafiła, i zbór spalili. Natychmiast rzucono podejrzenie na Jezuitów razem ze studentami, co było tern większą klęską dla nich, że to był właśnie nieszczęsny rok, pamiętny rokoszem Zabrzydowskiego, w którym wszystkie umysły były przeciwko Jezuitom, jako wiernym króla zwolennikom, zwrócone. Zebrzydowski sam, choć gorliwy katolik, niemało się do tej ogólnej niechęci przyczynił. Należało się więc obawiać, że innowiercy wytoczą tę sprawę na sejmie i dlatego O. rektor Marcin Śmiglecki zawczasu uprzedził jenerała Zakonu, króla i senatorów o tern co zaszło, aby w obronie Towarzystwa Jezusowego stanęli. Król wyznaczył osobny sąd do zbadania tej sprawy. W skład tego sądu wchodził biskup poznański, Wawrzyniec Goślicki, jenerał wielkopolski, dwaj proboszczowie: kolegiaty M. Magdaleny i św. Marcina, nadto kilku przedniejszych mieszczan. Sąd ten zebrał się 19 czerwca 1606, przesłuchiwał wielu świadków, ale nikt nie wspomniał ani o Jezuitach, ani o studentach, jako sprawcach tego pożaru. Jedyna nadzieja luteranów była jeszcze w dwóch ostatnich świadkach, których przyprowadzili, ale i ci nic przeciwko Jezuitom nie zeznali, a jeden z nich, szlachcic, w dodatku jeszcze publicznie w kościele św. Marcina wyznanie wiary katolickiej złożył. Sąd przeto, nie zdoławszy wykryć żadnego sprawcy, poprzestał na tern, że kazał publicznie ochłostać kogoś, który się pożarowi przypatrywał, a przez to na siebie ściągnął podejrzenie 47 . Pozostała jednak nienawiść do studentów pomiędzy innowiercami i w trzy lata potem (1609) dali sami powód do zaburzenia, przy którem przyszło aż do małego krwi rozlewu, bo niektórzy z heretyków odnieśli lekkie rany. Rzecz byłaby mogła wziąć jeszcze gorszy dla nich obrót, gdyby Jezuici nie byli z wielkim mozołem zaburzenia uśmierzyli 48 . To też nie dziw, że gniew ich zwrócił się znowu przeciwko studentom i Jezuitom, kiedy w pięć lat potem zniszczono im zbór i trzy domy49. Dyaryusz opisuje to zajście jak następuje: "Nieznani jacyś ludzie spalili synagogę luterską, nazajutrz sąsiedni dom gościnny, trzeci kalwiński, który był pomiędzy domami katolików, wypędziwszy ministra, w nocnym napadzie zburzyli; wreszcie prywatny dom pewnego heretyka zrabowali. Ta sprawa dała heretykom okazyę do czernienia nas, głównie dlatego, że dwaj współwinni tego rabunku schronilisię do naszego kolegium przyczem nasi o nic ich nie podejrzewali, a następnie ucieczką się ratowali. Cały gniew ich jednak zwrócił się następnie przeciwko biskupowi poznańskiemu (Jędrzejowi Opalińskiemu), który spaloną synagogę odbudować zakazał"50. Wreszcie w nocy 13 lipca 1616 r. spalony został zbór luterski. Sprawę tę znowu przypisywano studentom, a najgłośniej odzywał się z tern mieszczanin toruński, Jeremiasz Koninberg. Pozwali go więc Jezuici i studenci do senatu miejskiego o oszczerstwo. Wtedy, trzeciego dnia, stawił się pokornie w kolegium, przybrawszy sobie jeszcze dwóch obywateli, zarzekając się, że nic na Jezuitów nie wygadywał. Rektor nie poprzestając na tern, kazał mu wobec wójta złożyć takie samo piśmienne oświadczenie. Taki sam los spotkał jakiegoś szewca, który również oszczerstwa na Jezuitów miotał 51 . Z tym też rokiem kończą się zaburzenia i zatargi z innowiercami, o które studentów jezuickich wprawdzie zawsze posądzano, ale nie zawsze sprawiedliwie i słusznie. Odtąd trafiają się jeszcze raz po raz zatargi z Żydami, przeciwko którym pospólstwo niemal codziennie burdy uliczne wszczynało, jednakże Jezuici wydalali bezwzględnie każdego studenta, który zaburzenia stał się przyczyną52. Wszystkie te zaburzenia, w których studenci jakikolwiek udział brali, są starannie zapisywane, więc też najmniejszego niema powodu wątpić o ich ścisłości. Jeden z najgłośniejszych rozruchów przeciwko Żydom był 24 maja 1628 r., wywołany przez pospólstwo i jakiegoś duchownego. Wmieszali się też do niego studenci, ale wysłano czterech Jezuitów, którzy studentów i duchownego odwiedli i tumult uśmierzyli. Ale nazajutrz burda wszczęła się na nowo, a co gorsza, pospólstwo rabowało nawet domy szlacheckie. Bramy miasta były przez cały następny dzień zamknięte, a magistrat i urząd grodzki domagali się wydania studentów. Jezuici odmówili, oświadczyli tylko, że winnych ukarzą, albo ze szkół wydalą. Sejmik średzki wymógł wysłanie podwójnej komisyi śledczej, ze strony króla i ze strony biskupa poznańskiego, ale inkwizytorzy skonstatowali, że wszyscy studenci, którzy udział wzięli w zaburzeniu, albo już byli ukarani, albo ze szkół wydaleni 53 . W czasie tym był rektorem kolegium poznańskiego znany nam już O. Jan Wielewicki. Nie mniej energicznie postąpił sobie w 4 lata potem (1632) rektor Stanisław Szczytnicki, kiedy studenci wszczęli zatarg ze strażą miejską w bramie Wrocławskiej. Jeden ze straży zdrzemnął się i przez nieostrożność przestrzelił kapelusz studentowi. Za to go studenci obili. O tę obrazę straży miejskiej u pomniał się jenerał wielkopolski i marszałek nadworny (Stanisław Przyjemski). Rektor urządził śledztwo i chłopiec, który dał główną przyczynę zaburzenia, jako jeszcze mały, dostał rózgi, a starsi dostali baty, wobec wszystkich zgromadzonych klas 54 . Tę satysfakcyę uznano też za wystarczającą, a kiedy w miesiąc potem jeden ze straży przechodzącego bramą chłopca pięścią uderzył, został na trzy dni wsadzony do wieży i musiał publicznie w kolegium prosić oprzebaczenie 55 . Takie surowe postępowanie miało też ten skutek, że zaburzenia trafiają się coraz rzadziej, a ostatnie ważniejsze zapisuje nasz dyaryusz krótko pod r. 1639. Był to zatarg studentów z obywatelami miasta na ulicy Wrocławskiej, o to, że

Ks. Chotkowski

jeden z nich wydalił z domu swego studenta, który mu nie mógł za stół zapłacić. Sprawa skończyła się wypędzeniem winnych ze szkoł y 56. Z tego szeregu studenckich zaburzeń wynika dla nieuprzedzonego czytelnika najpierw to, że w ciągu lat 80-ciu, jakie obejmuje nasz dyaryusz, wydarzyło się ich razem trzydzieści, licząc w to najdrobniejsze figle studenckie, których inna szkoła w swojej kronice pewnieby wcale nie zapisywała. Po wszystkie bowiem czasy młodzież szkolna szukała guza i nikt z nas pewnie za młodych lat bez niego się nie obył. Z tego więc o niekarności studentów jezuickich wnioskować wcale nie można. Tern mniej posądzać Jezuitów o tolerowanie wybryków, skoro za nie i bili i ze szkół wypędzaliv.

Szkoły jezuickie uważały za część niezbędną wychowania włożenie młodzieży do grzeczności i obejścia z ludźmi, do szanowania starszych i zasłużonych osób. Zwano to urbanitas, a pojmowano ją jako zewnętrzną ogładę, przyzwoite ułożenie i zachowanie się w mowie i w ruchach. A ponieważ młodzież polska miała przed sobą w dalszym życiu szerokie pole do publicznego występowania, więc zaprawiano ją do tego przez deklamacye i popisy publiczne, desputy, dyalogi i teatralne przedstawienia. Jest to strona wychowania dzisiaj w niektórych krajach zupełnie zaniedbana tak dalece, że publiczność wcale nie ma do szkoły przystępu. Szkoły protestanckie dbały wówczas również o tę stronę wychowania i dawały także teatralne przedstawienia i dyalogi, z tą tylko różnicą, że nie bardzo były troskliwe w dobieraniu przedmiotu i uczniowie ich przedstawiali komedye Plauta, które dla młodzieży nie bardzo są stosowne. Natomiast jezuiccy studenci dawali przedstawienia z historyi św. i powszechnej oraz z życia Świętych. Układali je profesorowie, a czasem i zdolniejsi uczniowie. Inny jeszcze był rodzaj publicznych występów młodzieży, tj. panegiryki, które układali uczniowie na przyjęcie dostojników, którzy szkoły odwiedzali, a jakiekolwiek może być zapatrywanie na okres panegiryczny naszej literatury, to przecież przyznać należy, że lepiej jest, gdy młodzież zasłużonych w kraju obywateli uczy się szanować, niż żeby lekceważenie jawnie okazywała, jak to się niestety nieraz widzieć zdarza. Po otworzeniu szkół w Poznaniu, przez pierwsze lat dwadzieścia, rozpoczynano nauki uroczystością szkolną dwa razy do roku. Dopiero Ratio studiorum przepisała, żeby uroczystości szkolne raz do roku się odbywały. Tern samem rok szkolny trwał cały rok i raz na rok tylko dawano promocye do wyższej klasy57. W pierwszym zaraz roku, jakeśmy już wspomnieli, rozpoczęto nauki na św. Jan. We wrześniu były wakacye, a po miesiącu na nowo uroczyście zaczęto nauki. Najciekawsze zaś przy tern było to, że rozpoczęto je publicznemi dysputami, na które innowiercy zostali wezwani. Stawili się też licznie. Byli nawet heretycy z Włoch, którzy jednak "miękko i skromnie dysputowali".

Było to w Polsce coś tak nowego, że ciżby ciekawych nie mogła pomieścić szkoła, tak dalece, że Stanisław Górka, brat wojewody, stał na ulicy i oknem dyspucie się przysłuchiwał. Dotąd bowiem uchodzili heretycy za mądrzejszych od katolickiego duchowieństwa, które wyzywane na dysputy zwykle się nie stawiało. Teraz znalazł się ktoś, który sam innowierców wzywał do walki, i teraz odwróciła się karta: najgłośniejsi w Poznaniu heretycy, Jakób Niemojewski i Leonard Górecki, wzywani na dysputę publiczną, nie stawiali się później na wezwanie. Przegrana więc była po ich stronie, a cały urok uczoności, jakim się dotąd otaczali, został tern samem zniweczony. U ludności katolickiej potrafiły szkoły jezuickie obudzić wielkie zajęcie, a co ważniejsza, potrafiły w rodzicach rozbudzić chęć posyłania dzieci do szkoły, która nie była bardzo wielka. Ponieważ zaś przymusu szkolnego w Polsce nie było, więc też później musiała kapituła poznańska nakazywać mieszkańcom Chwaliszewa, Sródki, Piotrowa, Zawad i Ostrówka, aby dzieci swoje nie gdzieindziej tylko do szkoły Lubrańskiego posyłali 58 . Zakaz ten jednak nie bardzo skutkował, choć te części miasta do juryzdykcyi kapitulnej należały. Środkiem, który szkoły jezuickie czynił popularnemi, były między innemi publiczne przedstawienia. Pierwsze takie przedstawienie odbyło się w kościele św. Maryi Magdaleny w Boże Narodzenie. Były to jasełka (dialogus pastorum), a napływ ludu był taki, że aż na ołtarze wchodzili. Ponieważ duchowieństwu to podobać się nie mogło, przeto odtąd dawano przedstawienia dla ludu po polsku na rynku lub na cmentarzu, a po łacinie w szkole, dla zaproszonych gości. Te publiczne przedstawienia dla ludu bywały widoczne w związku z kazaniami, które Jezuici miewali w kościele. Tak np. dawano przedstawienie polskie z historyi Tobiasza, aby lud lepiej spamiętał objaśnienia tejże księgi, które w szeregu kazań słyszał z amb ony 59. Te przedstawienia publiczne musiały też wielkie wywierać wrażenie na lud, który teatru wogóle nie znał i nie widział. Czytamy bowiem, że kiedy studenci dali na rynku w Boże Ciało (1577) przedstawienie "Ofiary Izaaka", wtedy lud płakał z rozrzewnienia 60 .

Przedstawienia w szkole trwały czasami aż dwa dni, jak np. tragedya "Achaba" , która się niezmiernie widzom podobała 61 . Zdarzało się też, że przedstawienie przeciągało się do późnej nocy. Tak np. r. 1636, gdy nowy biskup poznański, Andrzej Szołdrski, wielki uczącej się młodzieży dobroczyńca, z którego fundacyi istniał konwikt im. Szołdrskich, nastał do Poznania, dawano w kolegium dyalog, który trwał od południa do późnej nocy, tak że biskup nie mógł już do domu wrócić, tylko przenocował w kolegium. Nazajutrz odprowadzili go studenci uroczyście do pałacu w licznym bardzo i niezwykle strojnym orszaku. Treści tego dyalogu nie podaje nasz dyaryusz 62 . N owość ta podobała się tak dalece polskim panom, że byliby chcieli studenckich przedstawień używać do podniesienia domowych swoich uroczystości. Tak np. wojewoda gdański (Maciej Zaliński), zachwycony jednem z przedstawień, danem na rynku, prosił Jezuitów, aby przysłali studentów na pogrzeb jego żony. Tej prośbie jednak odmówiono. Trudniej było odmówić większemu panu, jakim był marszałek koronny, Opaliński, który wydawał za mąż córkę

Ks. Chotkowski

(1580) i prosił żeby studenci na weselu dali przedstawienie. O. Brant ułożył tragi-komedyę, przedstawiającą "ucztę Baltazara", co nie bardzo jako temat weselny mogło być stosowne. Teatr był na zamku wspaniale urządzony, ale ponieważ obiad trwał aż do wieczora, więc przedstawienie przeciągnęło się do drugiej w nocy. Dlatego też prowincyał zakazał raz na zawsze, żeby poza domem takich przedstawień nie urządzano 63. Dyalogi i przedstawienia publiczne ustały widocznie rychło, bo dyaryusz wspomina tylko o czterech czy pięciu; przedstawienia w szkole były zrazu dwa razy do roku, stosownie do tego, że i szkoły dwa razy uroczyście rozpoczynano. Z zaprowadzeniem nowej Ratio studiorum odbywały się tylko raz na rok, a później jeszcze rzadziej. Tylko profesor retoryki miewał uroczystą mowę przy rozpoczęciu nauk, co się działo pod koniec września. Wzmianki o dyalogach i przedstawieniach (actio) są też w dyaryuszu coraz rzadsze i to zwykle z okazyi jakiej innej uroczystości, albo na przyjęcie jakiego dostojnika. Zaraz też w pierwszym roku po otwarciu szkół (4 lutego 1574 r.) witali studenci jezuiccy uroczyście Henryka Walezego. Student jezuicki, przebrany za św. Michała Anioła, trzymał w ręku miecz i wagę. Ten miecz srodze się nie podobał innowiercom, podejrzewali bowiem, że na nich głównie miał być wymierzony. Pochód orszaku królewskiego trwał cały dzień, tak że dopiero pod wieczór sam król wjechał w bramę i tu powitany został przez studenta. N azajutrz był obiad w pałacu biskupim i wtedy inny ze studentów, w polskim stroju, deklamował przed królem wiersz francuski. Francuzi dziwili się doskonałej wymowie, aż ku wielkiej swej radości dowiedzieli się, że chłopiec był rodowity Paryżanin. Całe to wystąpienie Jezuitów musiało bardzo kłuć w oczy innowierców, bo król Henryk nawet nie śmiał odwiedzić kolegium, żeby ich bardziej jeszcze nie obrazić. Cała ta uroczystość skończyła się też smutnym wypadkiem. Ponieważ w tym czasie było w Poznaniu bardzo wielkie błoto, więc chłopcy musieli z pałacu biskupiego wracać konno. W drodze obalił się koń pod studentem i chłopiec złamał nogę64. Również witali studenci uroczyście każdego nowego biskupa i wojewodę. Króla Zygmunta III. witali dwa razy uroczyście. Pierwszy raz 1 marca 1594 r., kiedy po koronacyi wracał ze Szwecyi, powitali go pod łukiem tryumfalnym. Nazajutrz był król wraz z królową na Mszy św. w kościele św. Stanisława i odwiedził kolegium, gdzie go witali łacińską oracyą. Drugi raz odwiedził król Zygmunt Poznań w r. 1623, ale w dyaryuszu naszym rok ten zupełnie jest pominięty. Wiemy tylko skądinąd, że król, wraz z królową Konstancyą i królewiczem Władysławem, odwiedził kościół św. Stanisława i kolegium, gdzie go studenci uroczyście witali oracyą łacińsk ą 65. Niemniejszą wystawność rozwijali studenci jezuiccy przy pogrzebach swoich współuczniów. Tak np. kiedy (r. 1632) umarł student retoryki, Mikołaj Szołdrski, a ciało eksportowano do Czempinia, wtedy studenci odprowadzili je za bramę miasta z wielką pompą. Najpierw zbudowano łódź, jako herbowy znak umarłego, umieszczoną na wozie. Na łodzi tej spoczywała trumna. Na przodzie łodzi stał student, wyobrażający anioła stróża Kongregacyi Maryańskiej i tentrzymał w ręku kotwicę. Drugi, także przebrany za anioła, trzymał chorągiew z napisami. Za miastem miał student mowę polsk ą 66. Przedstawienia te i uroczystości, przy których młodzież okazywała tyle pewności w wystąpieniu publicznym, musiały się podobać rodzicom, dlatego też szkoły jezuickie w Poznaniu cieszyły się coraz większą liczbą uczniów. Z początku nie musiała być liczba ta zbyt wielka i dyaryusz nic o niej nie wspomina. Dopiero pod r. 1581 znajdujemy wzmiankę, że biskup poznański (Kościełecki Łukasz 1577 -1597) bierzmował w kościele Św. Stanisława 200 uczniów i to w dzień św. Katarzyny67. Ta sama liczba uczniów znalazła się w pięć lat potem (1586), kiedy otwierano szkoły 16 marca. Przerwała jednak wówczas nauki powódź i dlatego rozpuszczono chłopców, a rozpoczęto nauki ponownie 18 kwietnia 68 . Rok to jednak był nieszczęśliwy, bo wybuchła zaraza we wrześniu i znowu, za radą magistratu, musieli Jezuici młodzież rozesłać do domów. Natomiast w r. 1609 urosła już liczba uczniów do tysiąca, tak że uczniów gramatyki w trzech klasach pomieścić musiano 69 . Do powiększenia tej liczby studentów przyczyniło się wtedy i to, że Kalisz wówczas pogorzał. Liczba ta jednak nie umniejszyła się następnie, lecz owszem jeszcze urosła, bo w r. 1614 było uczniów przeszło tysiąc 70 . Roku 1644, za rektoratu O. Kaspra Drużbickiego, musiała ta liczba być jeszcze większą, skoro uczniów retoryki liczono 160. Z tego powodu musieli Jezuici zmienić lokale, tak że retorykę umieścili w lokalu filozofów, a filozofów w retoryce. Srodze o to byli filozofowie obrażeni, tak że prawie wszyscy (oprócz trzech) za przewodem zakonników szkołę opuścili. Strike [strajk] ten nie trwał jednakże długo i skończył się ukaraniem jednych, a wydaleniem drugich 71 . Nie ulega wątpliwości, że do podniesienia liczby uczniów jezuickich przyczyniło się i to, że przez dłuższy czas nie było innej szkoły wyższej w Poznaniu i że nawet seminaryum dyecezalne było z nią połączone. W chwili gdy Jezuici przybyli do Poznania, nie było takiego seminaryum ani w Poznaniu, ani w Gnieźnie 72 . Dlatego też biskup Konarski pragnął oddać jego kierunek Jezuitom, a na założenie tegoż seminaryum zapisał 4500 zł. kapitule, która też czynsz od tej sumy (320 zł.) w następnym roku wypłaciła 73 . Jezuitom nadto zapisał 1000 zł., ale kiedy go śmierć zaskoczyła (1 grudnia 1574 r.), a rektor ówczesny Jakób Wujek dopominał się o wypłatę tej sumy, wtedy krewniacy biskupa, którzy się o pozostałe ruchomości między sobą kłócili, ledwo go nie rozsiekali 74 . W trzy lata potem dał początek seminaryum kanonik poznański, Hieronim Powodowski, który najął stancyę u pewnego obywatela i czterech młodzieńców umieścił. Z tych wstąpił jeden do Franciszkanów De obseruantia, trzej inni po dwu latach święcenia kapłańskie otrzymalC 5 . Nareszcie po trzech latach (1580) pomyślała kapituła poznańska na seryo o założeniu seminaryum duchownego. Przyspieszyła sprawę ta okoliczność, że w Poznaniu bawił właśnie wizytator O. Wawrzyniec Magius. Ten też zgodził się na żądanie kapituły, żeby Jezuici objęli ster seminaryum. Najęto przeto dom sąsiadujący z kolegium (na Butelskiej [Woźnej] ulicy), sprawiono

Ks. Chotkowski

potrzebne sprzęty, wyznaczono z pomiędzy kanoników prowizorów, ekonomem ustanowiono mieszczanina, który miał być pod dozorem O. Rektora i w następnym roku (1581), w dzień św. Agnieszki, wprowadzono do nowo urządzonego budynku dwunastu alumnów, z którymi mieszkało dwóch Jezuitów, jeden Ojciec i jeden scholastyk. Nazajutrz wysłuchali klerycy w katedrze, w kaplicy fundatora, biskupa Konarskiego, Mszy św. i wykonali przysięgę wobec kanonika, prowizora seminarium, wedle formuły, którą im przedł . 76 ozono . O losach tego seminarium dyecezalnego nie masz odtąd w dyaryuszu żadnej wzmianki. Istniało ono tam jednak trzydzieści trzy lata (1581 -1614). Dopiero bowiem 26 maja 1614 r. zostało przeniesione do innego budynku w pobliżu katedry. Jako powód podawano brak funduszów, w rzeczywistości chodziło o to, żeby kościół katedralny miał z kleryków posługę i ozdobę. Jezuici domagali się wówczas świadectwa od kapituły, że nie mają żadnej w tern przeniesieniu winy. Kapituła jednakże tego świadectwa im nie dała. Wtedy kazali je sobie wystawić przez publicznego notaryusza 77 . Musiały przy tern zajść pewne kwasy, skoro kapituła nie chciała żądanego świadectwa wystawić, ale dziwniejsza jeszcze jest ta okoliczność, że dyaryusz ani słowem nie wspomina, iż właśnie w tym czasie otworzono na nowo szkołę Lubrańskiego przy tumie, która w [2 poł.] XVI. wieku całkiem była podupadła.

Wznowił ją Jan Rozdrożewski, sufragan kujawski, który w r. 1612 znaczny legat (28.000 złp.) na nią przeznaczył i statut przepisał. Szkoła ta, w połączeniu z seminaryum duchownem, nosiła odtąd tytuł akademii i to był też jeden z powodów, że Jezuici nie mogli dla swoich szkół otrzymać tytułu akademii, choć w rzeczy ją mieli, jak o tern zaraz powiemy. Akademia Lubrańskiego kwitnęła w Poznaniu tak długo, jak sięga nasz dyaryusz, tj. do napadu Szwedów (1656). Potemjuż się podźwignąć nie zdołała. W naszym też dyaryuszu znajdują się tylko rzadkie i dorywcze wzmianki o tejże szkole, które świadczą, że Jezuici musieli starannie unikać wszelkiego powodu do zatargu, zwłaszcza, że biskupi poznańscy byli na tym punkcie widocznie bardzo drażliwC 8 . Nie obyło się też i bez tego, żeby między studentami jednej i drugiej szkoły nie wyrodził się pewien antagonizm. Jednakże dwa razy tylko wspomina dyaryusz o bójkach pomiędzy studentami i to pod r. 1638. W tym roku wynikł zatarg pomiędzy studentami obydwóch zakładów. Celem uspokojenia umysłów naznaczył biskup ([Andrzej] Szołdrski) sąd, złożony z dwóch profesorów akademii i dwóch Jezuitów. Przewodniczył jeden z kanoników poznańskich. W czasie sądu uderzył w sieni przed szkołą jezuicki student akademika w twarz. Biskup wziął to zrazu za swoją obrazę, wezwał przed siebie Jezuitów, ale następnie złagodniał 79 . Tegoż roku w czerwcu zranili trzej akademicy studenta jezuickiego na ulicy. Za to zapłacili karę i wzięli w skórę od swoich przełożonych, a rektora kolegium (Szczytnickiego ) przeprosili 80 . Wspomniana przez nas sprawa akademii jezuickiej w Poznaniu, była niedawno temu [w 1888 r.] dosyć obszernie opisana 81 . Nasz dyaryuszjednakże wprost o nIej nie wspomina, więc też ściśle WZIąwszy, do naszego zadania tutaj nie należy. W rzeczy samej chodziło właściwie tylko o prawo promocyi i udzielania stopni akademickich, bo w szkołach poznańskich mieli Jezuici kursą akademickie, tj. filozofii i teologii, innych bowiem nie wykładali. Kurs filozofii otworzyli już r. 1585 i wtedy zapisało się od razu 40 uczniów, którzy już retorykę ukończyli. Pierwszego profesora sprowadzili z Włoch i był nim O. Fabrycy Palavicini, drugim profesorem był o. Jan Klein, następnie profesor w Ołomuńcu, Gracu i Wiedniu 82 (t 1602). Kur s t e o log i i s c h o l a s t y c z n e j otworzyli dopiero w dwanaście lat później (1598) i znowu sprowadzili dwóch profesorów, głośnych z nauki, a mianowicie z Hiszpanii O. Jakóba Ortiz(iusza) i O. Ryszarda Singleton z Anglii. Ponieważ zaś liczba słuchaczów filozofii i teologii była wielka, przeto teologię wykładało od razu pięciu profesorów. Oprócz bowiem dwóch wyżej wymienionych, wykładało jeszcze trzech innych: jeden casus conscientiae tj. teologię moralną, drugi controversias tj. teologię fundamentalną, a trzeci wykładał język hebrajski. Rok to pamiętny śmiercią pierwszego rektora poznańskiego kolegium, O. Jakóba Wujka (t 1598), którego nazwisko wiąże się z tłumaczeniem Pisma Św. na język nasz ojczysty, aprobowanem przez Stolicę Apostolską83.

Równocześnie rozpoczęli Jezuici budowę osobnego budynku na pomieszczenie akademii, która w tym roku znacznie już postąpiła. Zdaje się, że na ten ceł właśnie odkupili od wojewody kaliskiego, Potulickiego, dom, dawszy mu na zamianę inną kamienicę w Toruniu, i że go przebudowali 84 . Z tą chwilą odbijają się i w naszym dyaryuszu echa głośnego zatargu Jezuitów z Akademią Krakowską, która opierając się na przywileju swoim, że obok niej żadnej innej akademii w Polsce być nie powinno, przywileju tego zacięcie broniła. Po stronie Akademii stawali wówczas biskupi i szlachta na sejmikach i sejmach, ale dzisiaj nikt pewnie nie będzie podzielał tej zasady, żeby na całą Polskę jeden zakład naukowy miał być wystarczający. Dlatego też król Batory, nie pytając o przywileje, otworzył akademię w Wilnie, a nawet nieprzyjaciele Zakonu przyznają, że liczne ich kolegia, zakładane na Litwie i Żmudzi, rozproszyły ciemnotę, która te strony zalegała 85 . Akademia Krakowska wówczas obawiała się emulacyi Jezuitów do tego stopnia, że nie dopuściła do wykonania uchwały synodu Piotrkowskiego z r. 1589, aby Jezuici w uniwersytecie wykładali Pismo św. [...] Inną też drogą niż Akademia Krakowska poszła Sorbona paryska w XVI. wieku, bo gdy Jezuici założyli akademię w Paryżu, zwaną Clairmont (na Clara Mons), Sorbona zebrała najlepsze siły naukowe i rywalizacyi wcale się nie ulękła. Jezuici w Poznaniu mieli trzykrotnie od królów polskich dany przywilej na otworzenie akademii: r. 1614 od Zygmunta III., r. 1650 od Jana Kazimierza i 1678 od Jana III. Za każdym razem musieli królowie cofać dany przywilej. [...]

Ks. Chotkowski

VI.

W miarę jak rosły szkoły jezuickie, okazywała się też potrzeba rozszerzenia gmachu szkolnego i pomieszczenia coraz liczniejszego Towarzystwa Jezusowego. Zrazu wybudowali niewielki dom tuż obok szkoły parafialnej, tuż obok kościoła św. Stanisława, i w tym domu na piętrze urządziwszy wspólne mieszkanie (hypocaustum commune), otworzyli swoje szkoły. Ale już w sześć lat potem okazał się ten dom tak szczupłym, że marszałek koronny, Opaleński, zniewolił magistrat, że odstąpił Jezuitom budynek szkoły parafialnej, a w to miejsce zbudował nową szkołę obok" [Ciemnej] Bramki"86. Inna jeszcze była niedogodność w tern, że mur miejski odgradzał Jezuitów od ogrodów, które już posiadali poza kościołem św. Stanisława. Pierwszy z tych ogrodów darował im Jezuita, O. Grodzicki, odziedziczywszy go po matce, dalsze powoli dokupywali. Z trudnością tylko uprosili sobie klucz od furty w murze (porta minor), która do tego ogrodu prowadziła 87 . Za tym ogrodem płynęła stara Warta i dlatego wyrobili sobie Jezuici osobne pozwolenie na lat 10, zbudowania mostu mimo przeciwnych usiłowań heretyków 88 . Wtedy też rozpoczęli na ogrodach swoich budowę kolegium za murami miasta (1583), które już w następnym roku podniosły się wysoko. Przy budowie jednak popełniono ten błąd, że nie dano fundamentów od razu, tylko częściowo, co następnie całej budowli okazało się szkodliwem 89 . Nieprzyjemnie też miało sąsiedztwo nowo budujące się kolegium, bo i kanały miejskie, uchodzące do starej Warty, i łaźnię publiczną. Jednakże magistrat uczynił zadość życzeniu Jezuitów, i łaziebny musiał się przenieść gdzieindziej a kanały nakazano mu utrzymywać w należytej czystości, w czem jednak nie bardzo był gorli wy 90. Równocześnie rozpoczęli Jezuici przebudowanie i powiększenie kościółka św. Stanisława (1591), tak, że trzy razy był większy od pierwotnego. W dwa lata potem już odbyło się poświęcenie nowego kościoła 91 , i w tym to kościele przyjmowano uroczyście króla Zygmunta III. (1594). Była to jednakże tylko tymczasowa budowa, i widocznie bardzo słaba, bo cały ten kościół zawalił się w 55 lat potem (1649) w sam dzień św. Cecylii. Stało się to na szczęście w południowych godzinach, kiedy kościół był zamknięty, tak, że żadne nieszczęście przytem się nie wydarzyło 92 . Wiedzieli to dobrze Jezuici i dlatego już r. 1625 poczęli myśleć o budowaniu nowego kościoła. W tym celu pozwolił magistrat na otworzenie nowej ulicy w sąsiedztwie kolegium, co tern łatwiej dało się uskutecznić, że Jezuici kupili kamienicę, która stała w drodze i to właśnie na tern miejscu, gdzie kościół przyszły miał stanąć. Zburzywszy ten dom zyskali nową uli cę 93, prowadzącą do ulicy Wrocławskiej. Zwano ją ulicą św. Stanisława. Minęło jednak 25 lat nim położono kamień węgielny pod nowy kościół.

Uroczystości tej dokonał biskup poznański, Floryan z Klewania Czartoryski, 4 maja 1651. Budową kierował polski architekt, Wojciech Przybyłowicz 94 . Miało jednak minąć pół wieku, nim stanął ten kościół wspaniały, w którym do dzisiaj rozbrzmiewa chwała Boża, a który jest nie tylko ozdobą Poznania, ale i Polskicałej. Zniknęły bez śladu inne kościoły: św. Gertrudy, św. Barbary, św. Maryi , Magdaleny, Wszystkich Swiętych, które w blizkości siebie stały; ten jeden został na pamiątkę, że przecież Towarzystwo Jezusowe, tyle spotwarzane, zostawiło po sobie w Polsce trwałe i piękne pamiątki. Szkoły jezuickie w Poznaniu doznały kilkakrotnie przerwy z powodu klęsk elementarnych, jak powodzi, ale groźniejszy wróg rozpędzał sześć razy studentów w ciągu lat 80, które obejmuje nasz dyaryusz. Była to zaraza. Ostatni raz nawiedziła ona Poznań r. 1653, i w tym roku urywa się nasz dyaryusz na nekrologu Wojciecha Wolskiego. W następnym roku 1654 trwało jeszcze morowe powietrze i dlatego szkoły były zamknięte, a roku 1655 weszli do Poznania Szwedzi i zburzyli szkołę i kolegium ze szczętem, mszcząc się na murach, gdy Jezuici rąk ich uszli. Miary spustoszenia dopełnili Brandenburczycy, którzy po Szwedach weszli do Poznania. Dalsze losy szkół jezuickich nie należą już do naszego założenia. Dla uzupełnienia tylko dodać należy, że jak Polska dźwignęła się z ówczesnego "potopu", tak i szkoły jezuickie dźwignęły się na nowo w Poznaniu, a zakwitły tern bardziej, że nowe gmachy, wspanialsze i wygodniejsze, zyskały. Takie klęski, jak napad Szwedów i zburzenie kolegium, za słabe były, aby na dłuższy czas zachwiać działalnością Jezuitów. Nie potrafili im też zaszkodzić nieprzyjaciele. Potrzeba było współwyznawców, a więc przyjaciół i katolików, aby zniweczyć Zakon. Dopiero też połączone zabiegi dworów burbońskich nakłoniły papieża Klemensa XIV. do zniesienia Towarzystwa Jezusowego i wtedy jak piorun z pogodnego nieba spadła na nie Bulla kasacyjna: Dominus ac Redemptor noster (1773) i od razu wszystko zniweczyła. "Jak burza morska, powiada współczesny rękopis, która uderza o ląd okrętem, bogactwami naładowanym, sprawuje, że w okamgnieniu znika wszystko, tak się i w owej czasu stało nawałności. Od powszechnego marnotrawstwa nie były i w Poznaniu wyjęte liczne po tym zakonie pozostałości. Znikły złote i srebrne ołtarzów ozdoby, które tu przez półtora wieku ludzka składała pobożność. Wypróżnioną została z najpiękniejszych autorów ubogacona wielu książkami tutejsza biblioteka, a narzędzia matematyczne i fIzyczne, których w muzeum tutejszem był skład taki, jakiego mu równego w całym nie było kraju, po stronach rozprowadzono. Każde miejsce stało się łupem publicznej i prywatnej grabieży. Słowem, dom ten we wszystkich swoich sprzętach i porządkach wystawiał widok taki, jaki wystawiają żyzne okolice powodzią spłukane. Była to więc klęska publiczna, którą poniosło nasze społeczeństwo, strata nie dosyć jeszcze dotąd oceniona. [000]

PRZYPISY:

'Skarga, "Żywoty Świętych", ed. Grodzisk. 1866, t. II, p. 1066.

2 Tamże, t. II, p. 1058.

3 Burmistrz miasta zastrzegł, aby Jezuici zobowiązali się na zawsze prawić kazania w bazylice św. Maryi Magdaleny lingua nativa, a w kościele św. Stanisława po niemiecku. Te kazania niemieckie były następnie przedmiotem sporu, dlatego, że magistrat polecił je 00. Bernardynom, a Jezuici mimo to niemieckich kazań nie zaprzestali.

Ks. Chotkowski

41) Historia diarii domus professae S. J. Cracoviensis ano 20. 1579- 1599, ed. Szuj ski. Ed.

Col. histor. Acad. lit. Cracoviensis 1881. Scriptores t. VII.

2) Histor. diarii ano 9. 1600-1608, ed. Chotkowski. Ed. Col. histor. Acad. lit. Cracoviensis 1886. Scriptores t. X.

3) Histor. diarii ano 11. 1609 - 1619, ed. Chotkowski. Ed. Col. histor. Acad. lit. Cracoviensis 1889. Scriptores t. XIV.

5 Pierwszy tom rękopisu nosi tytuł: Annales Collegii Posnaniensis Societatis Jesu. Pod tytułem zaś napisano: "Post multos anno s sui, nescio quo fato interitus, tandem isti Annales inventi apud Praedicantium (sic) Vratislaviae et redempti aureis nummis sex a. 1798 mensę Decembri, ab Illma Radzewska, Succameraria Posnan". Jest to foliant oprawny w białą skórę i to przed napisaniem, bo czystego papieru została prawie połowa. Stron zapisanych jest 300, czyli fol. numer. 150. Połowa rękopisu ucierpiała mocno od wilgoci, tak że ostatnie strony są tak zalane, iż pismo przebiło na następne strony. Drugi tom nosi tytuł: Historiarum Collegii Posnaniensis Soc. Jesu, Tomus II. Jest tu fol.

numer. 190, a nieliczbowanych 42. Zaczyna się z r. 1669 za rektoratu Baltazara Wielewieyskiego, a kończy na roku 1771 za rektoratu Michała Orłowskiego. Oprócz powyższych dwóch tomów dyaryuszów, istnieją jeszcze dwa inne odnoszące się do kolegium poznańskiego, mianowicie: Liberresignationum Collegii Posnaniensis Rectorum ab a. 1643. Jest to inwentarz majątku i ruchomości tegoż kolegium, powtarzany przy obejmowaniu urzędu nowego rektora, mniej więcej co trzy lata. Drugi rękopis nosi tytuł: Acta Consultationum habitarum in Collegio Posnaniensi Soc. Jesu iuxta Ordinationem Patris Nostri Joannis Pauli Oliva conscripta. Potissimum in negotiis Collegii gravioribus, ex quibus informatio haberi possit pro subsequentibus temporibus praeter eas consultationes, quae de personisjiunt ex aliis ordinariis rebus. - Do rękopisów tych wrócimy w dalszym ciągu naszej pracy. 6 Pod r. 1609 f. 63 v. czytamy: "Restat ut de his, quos hactenus scripsimus annalibus nonnulla dicamus. Facta est haec historia Collegii hoc anno et praecedenti, stylo rudi et simplici, quem Simplex rerum narratio inter plures occupationes permittebat. Continentur in ea praecipua Patrum acta et si qui interdum graves Reip. fuere tumultu s hi quoque suo loco et tempore sunt inserti". 7Pod r. 1594 f.. powiada: "Non dubito annum hunc qui sequuntur illum proximi tres, non inferiores annis ante actis fuisse; ceterum non habui unde fructus eorum annotarem. N eque vero cuiusquam incuria aut negligentia adscribendum est. sed sapienti Dei consilio, optimaeque ipsius ordinationi. Cum enim hactenus notarentur diaria et gesta notabiliora perstringerentur, id ne his annis fieret, vetuerat certas ab causas R. P. Bernardinus Confalonerius Provincialis. Sed ubi iterum renovata est postliminio vetus consuetudo, fecit, ut et nos in narrando essemus prolixiores postmodum et in ordine temporum accuratiores. Ea porro quae de consequentibus his quatuor annis scripsi ex impressis litteris annuis excerpi, partim ex gravium Patrum relatione et nonnullis fragmentis annotavi, ita tarnen ut et ratio temporis et nomina personarum ignorentur". Co do autora pierwszych lat tego opowiadania, tj. od początku (1571) do r. 1609, możnaby się domyślać, że był O. Scheiner T. J. Pod rokiem bowiem 1609 f. 64 czytamy nową ręką napisane: "Quoniam historia haec a primis Collegii repetita initiis, ita confecta est, ut anni exitum scriptor non expectavit sed eo duntaxat rem perduxit, cum alio migrandum illi, voluntate Superiorum erat, ideo ad complementum anni, quae desiderabantur, post illam solemnem clausulam authoris addenda judicavimusg". Poprzednio autor zrobił wzmiankę o tern, że O. Scheier otrzymał misyę do Niemiec.

Teraz zaraz czytamy o jego wyjeździe i dyspucie z heretykiem. Nowy pisarz prowadzi rzecz do r. 1615 f. 76 V., potem już następują różnemi rękami, co rok się zmienia jącemi, zapiski często luźne i urywane. Domysł ten, że rocznik poznański pisał Niemiec, potwierdzać się zdaje i ta okoliczność, że pod r. 1575 f. 9, pisząc o Stefanie Batorym, w 23 lat po śmierci tego króla (1608), ani słowa nie poświęca jego pamięci, prócz suchej wzmianki, że potrafił ubiedz cesarza do polskiego tronu. "Quod Serenissimum Regem Stephanum electum attinet non est nostri instituti pertractare. Electus a paucis quidem Regni Senatoribus sed celeritate sua effecit ut illa firmaac rata esset electio; cum interea caesar Ratisbonae Comitia Imperii indiceret, ut eo maiori apparatu in Poloniam veniret". Jeśli się rozważy, jakim dobroczyńcą Jezuitów był Batory, i jeśli się porówna to, co Wielewicki o nim mówi (a. a. 1586, nr. 17), to przypuścić jedynie można, że Niemiec tylko tak sucho mógł wspomnieć o takim królu i nie mógł mu darować, że ubiegł arcyksięcia Ernesta. To przypuszczenie tłumaczyłoby też tę okoliczność, że na pierwszych kartach dyaryusza naszego, niema prawie nigdzie wzmianki o sprawach publicznych, które cudzoziemca mało obchodziły. Natomiast są właśnie w początkach dyaryusza staranniejsze zapiski o szkołach, i o tern co ich dotyczyło, niż w dalszym jego ciągu. 8 "Obraz historyczno-statystyczny miasta Poznania w dawniejszych czasach". Poznań 1838. Tomy 2. - "Historya szkół w Koronie i w W. Ks. Litewskiem od najdawniejszych czasów aż do roku 1794". Poznań 1879. Tomy 4. 9 Łukaszewicz, "Historya", l. c, t. I, p. 251: "Pod względem zakresu nauk nie były gorsze od akademickich, owszem przewyższały je w tej i owej mierze". Tom I, p. 226: "Szkoły więc akademickie pod względem nauk były w tej epoce niższe od szkół jezuickich". 10 Łukaszewicz, "Historya" , l. c, t. I, p. 200, uwaga 2. - Łukaszewicz, "Obraz", l. c, t. II, p. 25: "Gabinet narzędzi fizycznych w poznańskiem kolegium Jezuitów, był dziełem Maryi Leszczyńskiej, królowej francuskiej; założeniem go trudnili się jej spowiednicy: ks.

Biegański i Trąbczyński Jezuici, sprowadziwszy z Francji za kilkadziesiąt tysięcy franków rozmaitych narzędzi i apparatów. Pomnożył później ten zbiór ks. Józef Rogaliński". 11 Łukaszewicz, "Historya" , l. c, t. I, p. 253: "W nauce religii więcej Jezuitom chodziło o napawanie uczuć dewocyą, zabobonami, niż obznajmienie z prawdami i obowiązkami chrześcijańskiemi. Każdą lekcyą zaczynali i kończyli uczniowie modlitwą klęcząc; codzień musieli się pod najsurowszemi karami znajdować na mszy. Co tydzień, później co miesiąc chodzić do spowiedzi". To wszystko więc uważał Łukaszewicz za "dewocyę i zabobony!" 12 Fol. 43. v. a. a. 1602. "Sodales Parthenii, praeter prandium quo 100 circiter pauperes die coenae Domini exceperunt, singulis Dominicis diebus ac festis quadragesimae et adventus nosocomia, certas in classes distributi, visitarunt egenosque liberali eleemosyna recrearunt nec deerat pia aliqua cohortatio, qua ab ipso Sodalitatis Moderatore animi eorundem reficiebantur. Postea itidem quadragesima feriis quartis et sextis in oratione sese diverberabant in cuius societatem facti multi alii, nondum de numero illorum, se liberaliter obtulerunt. Sacro vero Parasceves die in templo nostro, maximo hominum concursu et animorum motu pene ad mediam noctern ordines duxerunt, acrius in se flagellis quam alias saevientes, quibus non pauci e juventute nostra, imo etiam de aliis (inter quos et praelati) sese adiunxerunt". 13 Fol. 44. v. "Sodalitas B. M. Virginis in ea precatione multis excussit lacrymas, cum sub noctern facto initio flagellantium se ordines ad mediam pene noctern ducebat et cum se parthenii ipsi expedivissent certatim alii ex omni genere hominum se admitti petierunt et 300 in Universum numerati, qui in sua dorsa acriter sevierunt". 14 Fol. 52, a. a. 1606.

15 Łukaszewicz, "Historya" , l. c, t. L, p. 253: "Do bractwa tego musiał należeć każdy uczeń" . 16 Fol. 44.

17 Fol. 20.

18 Fol. 83.

19 Jakie były koszta całego utrzymania ucznia szlacheckiego wraz z chłopcem dodanym mu do posługi (który zwykle w szkole razem z paniczem się uczył), wnosić można z następującej wzmianki. Lekarz poznański, Jakób Grodzicki, dał 8000 zł. Jezuitom na to, aby jego syna na wychowanie przyjęli, dlatego że mu żona umarła. Ponieważ przez lat 30 był troskliwym lekarzem w kolegium, więc Jezuici zgodzili się na to żądanie. Dali przyzwoite mieszkanie i chłopca do posługi (puer ad obseąuia ąuotidiana). Ponieważ jednak Grodzicki nie był kontent z wiktu i ubrania, które syn jego w kolegium dostawał, więc żądał zwrotu pewnej części danej przez siebie sumy. Jezuici jednak wykazali mu, że chłopiec kosztował ich więcej niż 500 zł. rocznie, razem ze służącym. (Fol. 98, a. a. 1627; fol. 99, a. a. 1628).

Ks. Chotkowski

20 Fol. 78. r. a. a. 1615. "Indigentiae pauperum, scholas nostras frequentantium consultum quoque, nam ad finem septembris domo pro iis florenis 300 coempta, supellectili et alimentis instructa fuit, quo negotio P. Thomas Stanisius egregiam suam curam et operam navavit, iamque in illam decem recepti, piorum eleemosynis sustentantur". 21 Łukaszewicz, "Historya" , l. c, t. L, p. 269.

22 Fol. 5. r. 1573.

23 Fol. 19. V. 1583.

24 Fol. 139, V. a. a. 1648. "Studiosus externus philosophiae propter notoriam clerici percussionem amotus est a scholis nostris, praesertim cum subire disciplinam scholasticam recusaret et contumax in sententia deserendi scholas manserit". 25 Fol. 6. v. a. a. 1574. "Orta etiam fuit aliqua Studiosorum cum Aurifabris contentio, sed tempestive sopita cum et a Senatu in carcerem aurifabri coniecti, et puniti e Studiosis illi, qui praebuerant dissidii occasionem, unusque omnino ex Scholis est ablegatus". 26 Fol. 8. v. a. a. 1575.

27 Łukaszewicz, "Obraz" l. c, t. II, p. 20.

28 Fol. 10. v. a. a. 1576.

29 Fol. 11. v. a. a. 1576: "Palatinus interim civibus et collegio per literas intentat minas.

Multum remisit de furorę, ubi a P. Rectore plenius rei veritatem didicisset".

"'Fol. 10 v. - 11 r.

31 Fol. 15. r. a. a. 1579. "Palatinus post aliquot dies authores turbarum voluit sibi a nostris tradi, sed responsum est illi, id dedecere maxime Religiosos et praesertim Societatem J esu". 32 Łukaszewicz, "Obraz",!. c, t. II, p. 297. Opisuje pierwsze to zdarzenie wedle akt grodzkich, które nic nie wspominają o udziale studentów jezuickich w rozruchu. O drugiem wcale niema wzmianki u Łukaszewicza. 33 Fol. 43. r. a. a. 1601.

34 Fol. 21. v. a. a. 1584, d. 17 kalend, aprilis.

35 Fol. 21. v.

36 Fol. 23. r. a. a. 1585.

37 Fol. 24. v. a. a. 1586.

38 Fol. 33. v. a. a. 1593.

39 Fol. 10. a. a. 1576.

40 Fol. 8. a. a. 1575.

41 Fol. 36. r. - 36. v. a. a. 1596.

42 1 Fol. 39. v. a. a. 1599.

43pol. 44. v. a. a. 1602.

44 Fol. 45. v. a. a. 1603. Zdarzenie to zamieszcza Łukaszewicz, "Obraz", l. c, t. II, p. 307 pod rokiem 1603, wedle akt grodzkich: "W środę przed św. Pryska w nocy pospólstwo i uczniowie jezuiccy napadli na kościół luterski za miastem leżący i zniszczyli go, powybijawszy drzwi i okna" i t. d. Ponieważ dzień św. Pryski przypada 18 stycznia, a dyaryusz mówi o wigilii Bożego N arodzenia, więc zachodzi tu widocznie co do daty omyłka. Taka sama różnica co do daty zachodzi przy spaleniu zboru kalwińskiego. Łukaszewicz, l. c, p. 308, kładzie ten fakt pod dniem 13 kwietnia 1605, dyaryusz zaś mówi: "in vigilia natalis Domini". Dyaryusz mówi: conflagravit, a wedle Węgierskiego (Slavonia reformata) został uratowany przez gminę tegoż wyznania. 45 Fol. 50. r. a. a. 1605.

46 Fol. 46. r. a. a. 1603: "Ajebant illum Calvum montem Posnaniae (videlicet templo S. Adalberti vicinum) ubi est synagoga Lutheranorum, sagarum conventiculis celebrari".

47Fol. 51. r. - 51. v. a. a. 1606. Cfr. Łukaszewicz, "Obraz", l. c, t. II, p. 308, nie wspomina nic o tym sądzie, lecz za Węgierskim przytacza twierdzenie: "dnia 13 kwietnia (ma być 23 marca) około 300 uczniów jezuickich, uzbrojonych w broń palną, napadło na kościół luterski, rozegnało straże i zniszczyło gmachy kościelne ogniem i żelazem". 48 Fol. 63. r. a. a. 1609.

49 Łukaszewicz, "Obraz", l. c, t. II, p. 314: "Dnia 6 czerwca (1614) uczniowie jezuiccy z pospólstwem spalili kościoły braci czeskich na p r z e d m i e ś c i u św. Woj c i e c h a i luterski na górze czerwowskiej".

50 Fol. 76, a. a. 1614. "Haereticorum maior in praesens furor quam alias. Nam qui dam vulgo ignoti homines s y n a g o g a m L u t h e r a n o r u m, altero die d o m u m v i c i n a m h o s p i t a l e m incendio sustulerunt, t e r t i am Calvinistarum q u o d in ter domos Catholicorum esset, fugato ministro, nocturno insultu diripuerunt, postremo p r i vat a m unius haeretici d o m u m spoliarunt. Ea res maximam haereticis dedit ansam nos calumniandi". 51 Fol. 80. v. a. a. 1616. - Łukaszewicz, "Obraz", l. c, t. II, p. 314: "Dnia 12 lipca uczniowie jezuiccy wraz z pospólstwem, opatrzonem we wszelkie narzędzia, zrównali z ziemią kościół luterski na górze czerwowskiej. Dnia 3 sierpnia t. r. ciż sami uczniowie zniszczyli podobnymże sposobem kościoły braci czeskich na przedmieściu św. Wojciecha". A więc dwa razy to samo (r. 1614 i 1616) się powtórzyło? 52 Roku 1618, powstrzymani zostali studenci od udziału w zaburzeniu, które wynikło przeciwko Żydom, o obrazę malarza, który namalował Żyda siedzącego na świni. Przy zaburzeniu tern krew się polała. (Fol. 88. r. a. a. 1618). R. 1619, wszczęła się burda o to, że chirurg heretyk obił Cystersa, słuchacza teologii w szkole jezuickiej. Ujęli się studenci, a chirurg obity i do więzienia wtrącony, musiał publicznie studentów przeprosić i z miasta został wydalony. (Fol. 90. v. a. a. 1619). R. 1626, wszczął się spór pomiędzy studentem retoryki a Żydem Manasesem, który służył u wojewody łęczyckiego, jenerała Wielkopolski (Adama Czarnkowskiego). Burgrabia wojewody, Sztamet, kazał studenta pochwycić hajdukom i obić. Za to studenci złapawszy Manassesa, oddali mu piękne za nadobne i ciągnęli go do rzeki, żeby go niby ochrzcić, aż go Jezuici z rąk studentów uwolnili. Pokazało się następnie, że ten Manasses był złodziej i chciał okraść wojewodę, przeto wydał go Żydom, a ci batami go obili. (Fol. 96. v. a. a. 1626). 53 Fol. 99. r. a. a. 1628. Łukaszewicz, "Obraz", l. c, t. II, p. 319. O udziale studentów jezuickich w ostatnich tych burdach nic nie wspomina. 54 Fol. 107. v., 27Maii 1632.

55 Fol. 108. 20 Junii 1632.

56 Fol. 121. v. Junius a. 1639. Łukaszewicz, "Obraz", l. c, t. II, p. 322.

57 Fol. 31. r. a. a. 1592. "Nova per universam Provinciam ratio studiorum cepit, multo melior et commodior antiqua. Iamque in posterum una dumtaxat solemnis ad superiores scholas fiet studiosorum in anno promotio, quae hactenus bis fieri solebat" . 58 Łukaszewicz, "Obraz", l. c, t. II, p. 20.

59 Fol. 9. r. VII. Kai. Octobris, "repraesentatus est populo dialogus Tobiae polonicus, ut plebs eo maiori fructu me moria teneret quae paulo ante in concionibus circa libri huius explicationem audiverat". 60 Fol. 11. r. a. a. 1577. "Pro festo Corporis Christi habitus in foro dialogus, qui Abraham immolantem Isaac, cum ea audientium voluptate repraesentavit, ut multi resoluti in lachrymas, piam ani mi prodiderant affectionem". 61 Fol. 10. v. a. a. 1576. "Idibus Octobris repetita studiorum ratio... Postmotum data Achabi Thragoedia duobus continuata... Fuit hoc insolitum et valde gratum auditoribus, tantae longitudinis spectaculum". 62pol. 119. a. a. 1636.

«Fol. 11. v. a. a. 1577. Fol. 15 v. a. a. 1580.

64 Fol. 6. v. a. a. 1574.

65 Fol. 34. r. a. a. 1594. Łukaszewicz, "Obraz", l. c, t. II, p. 316.

66 Fol. 109.

67 Fol. 17. v.

'«Fol. 24. v.

69 Fol. 64. v. a. a. 1609. "Numerus crevit ingenter studiosorum propter Calissium recenter exustum, initio statim milIeni numerabantur, quare ad genuinam grammaticae scholam omnino addenda erat tertia. Eam ob rem secuta est aliqua permutatio scholarum, quod hac occasione quaerendus esset locus aliis, eademque occasione schola rhetoricae in superiorem domus partem trądu eta". 70 Fol. 76. v. a. a. 1614. "Scholae florentissimae sunt numero et splendore, milI e amplius gymnasium frequentant".

Ks. Chotkowski

71 Fol. 126. a. a. 1644. "Multitudine rhetorum exagerante quodque eos schola sua non caperet (erant n. 160) translati sunt Philosophi in eorum (?) ilIis autem Philosophorum schola assignata turbavit (?) insolentes. Philosophos adeo, ut pene omnes (vix tribus exceptis) ductoribus Religiosis quibusdam eiusdem auditoribus, abierunt omnes ex ColIegio. Porro cum stultae ipsorum insolentiae nulIa ratio haberetur tandem poenitentia ducti, contumatiam posuere et variis iniustis modis vix tandem veniam impetrarunt et poenis datis, aliquibus etiam exclusis, ad modestiam et scholam rediere". 72 Fol. 18. r. a. a. 1582. "Interea JH. Rm. Stanislaus Karnkowski e Wladislaviensi Episcopatu in Metropolitanum Archipraesulem erectus... Nostris... consilia sua de novo ColIegio et Seminario extruendo et Posnaniensi perficiendo aperuit". - Seminaryum dyecezalne gnieźnieńskie założone zostało przy kolegium jezuickiem w Kaliszu i było tam aż do r. 1622. Czyni o tern wzmiankę dyaryusz (Fol. 93. v. 30 Maii 1622): "Actum est a R. P. Rectore (Wielewicki) cum Dnis Capitularibus Gneznensibus, qui Seminarium Calissiense, nostris olim a S. Memoriae Illmo Stanislao Karnkowski Archiep. Primate Regni, Fundatore ColIegii Caliss. addictum, anobis alienabant. Sed nihil effecit P. Rector. Oblata ilIis officiosa citatione discessum est". 73 Fol. 10. v.

74 Fol. 7. v. a. a. 1574: "Parum aberat, quin ipsi consanguinei Antistitis, de bonis mobilibus et haereditate secum invicem contendentes, digladiarentur". 75 Fol. 12. a. a. 1577. "Hieronimus Powodowski, vir in religione promovenda liberali praeditus ingenio et postmodum pluribus honoribus ecclesiasticis auctus et piorum librorum, quos edidit, dignitate celebris, quoddam futuri seminarii praeludium hoc anno cepit. Conducto enim apud quendam civem hospitio, quatuor iuvenes in studio alebat. Quorum unus religiosus S. Francisci Minorum de Observantia factus, tres alii in presbyteros ordinati post biennium, beneficiis Patroni vocatione sua responderunt". 76 Fol. 15. v. a. a. 1580. Fol. 17. r. a. a. 1581.

77 Fol. 76. a. a. 1614. "Contubernium clericorum externorum 26 Maii dissolutum est et nostris cura eius sublata: causa dissolutionis praetexebatur defectus impensarum. Verum successu temporis animadversa est alia, nempe, ut ex civitate ad episcopale templum transferatur et eidem maiori commodo et ornamento esset. Ac ne inde nobis aliquod malum accessetur, nostri postularunt testimonium a V. Capitulo, quo pateret non nostra id culpa factum esse, quod quia non monstraverunt, coram alio publico notario suam hac in parte integritatem attestari et ab eo testimonii publicum instrumentum impetrare debuerunt"... 78 R. 1628 w październiku dowiedział się rektor (Jan Wielewicki) , że Wiktor Szamotuiski, lektor Bernardynów w Kobylinie, napisał list do dyrektora szkoły katedralnej, w którym Jezuitówoczernił. Zniewolono go do odwołania. (Fol. 99. r. October 1628). R. 1632 miał przy uroczystem otwarciu szkół mowę magister retoryki O. Jan Pigłowski. Obecni niektórzy roznieśli, że mówił przeciw szkole katedralnej. ("Academiam vulgo vocant". Fol. 108. r. a. a. 1632). R. 1647, uciekło kilku chłopców ze szkoły Lubrańskiego do szkoły jezuickiej, ale ich rektor (Drużbicki) nie przyjął, "offensam Rdissimi veritus". Mimo to był biskup (Andrzej Szołdrski) tak zagniewany, że nie chciał rektorowi udzielić umocowania do aprobaty. Następnie jednak dał się ułagodzić. (Fol. 134. a. a. 1647). 79 Fol. 120. r. a. a. 1638 mensę Januario.

80 Fol. 120. v. a. a. 1638 Junius.

81 L. Scherman, Der Plan der Griindung einer Jesuiten- Universitiit in Posen. Festschrift. Posen 1888. Autor dziękuje mi w swej pracy za udzielone mu wówczas wskazówki i wypisy z dyaryusza Wielewickiego (Cfr. 1. c, p. 31, 64). Na mocy niniejszego dyaryusza będzie należało niejedno w tej pracy uzupełnić i sprostować. 82 Fol. 22. v. a. a. 1585. "Cum eo anno dandum esset Philosophiae initium, institutum est examen Rhetorum, ut idoneis auditoribus pateret aditus ad eam audiendam. Itaque 6 Idus Januarii praemissa Oratione in laudem Philosophiae, disputatum est... et Philosophi promoti quadraginta". - Ponieważ O. Palavicini nie przybył na czas, więc tymczasem O. Marcin Łaszcz dyktował prolegomena filozofIi. - W r. 1597 zawieszony był kurs filozofii: "pluresob causas intermissus hoc anno philosophiae cursus, plures et diligentiores pro anno sequenti peperit auditores" . 83 Fol. 38. r. a. a. 1598. "Primus iste est annus theologiae scholasticae, de qua dudum instituenda agebant Patres, sed quia sumptus necessarii defuerunt, negotium fuit in hunc annum prolongatum. Primi professores dati sunt magnae eruditionis viri P. Jacobus Ortizius, Hispanus, et P. Richardus Singletonius, Anglus".

84 Fol. 38. r. Fol. 39. r. a. a. 1598.

85 Fol. 28. r. a. a. 1589. Fol. 28. v. a. a. 1590. Fol. 74. r. a. a. 1612. Łukaszewicz, "Historya szkół", l. c, t. I, p. 272. 86 Fol. 14. r. a. a. 1578. Szkołą tą parafialną zamierzali niektórzy z radnych miejskich zrobić konkurencyę szkołom jezuickim, i dlatego sprowadzili z Krakowa magistra sztuk wyzwolonych, który też nową organizacyę tejże szkole nadał, i nawet przedstawienie teatralne urządził. Jednakże te usiłowania spełzły na niczem. 87 Fol. 24. a. a. 1585.

88 Fol. 19. v.

89 Fol. 21. r.

90 Fol. 29. a. a. 1590. Wedle Łukaszewicza, "Historya" , l. c, t. IV, p. 135, zobowiązali się następnie Jezuici r. 1622, wymurować kanał przez ogrody swoje, otrzymawszy za to duży plac rozciągający się aż pod mury miasta. Dyaryusz (Fol. 93. a. 1622) mówi krótko o: "donatio fundi in ripa fluvii". O zobowiązaniach nic nie wspomina. 91 Fol. 33. v. a. a. 1593.

92 Fol. 139. r. a. a. 1649.

93 Fol. 97. r. a. a. 1626. "Cum superiore anno pro exstruendo templo futuro concessiset civitas Posn. plateam vicinam, et ob pestem in acta publica referre, nec dimensionem iuridice facere poterant, 4 die Junii mensis ex senatu et scabinis et ex platea deputati sunt, qui plateam templo occupandam mensissent, domo vicina (quam in templi materiam emeramus) diruta ad plateae usum: quae eorum designatio postea publice aprobata est". Nieco odmiennie opowiada to Łukaszewicz, "Historya" , l. c, t. IV, p. 135. 94 Fol. 148. r. a. a. 1652.

Powyższy artykuł jest częścią publikacji Kronika Miasta Poznania 1997 R.65 Nr4 ; Nasi dawni Jezuici dostępnej w Wielkopolskiej Bibliotece Cyfrowej dla wszystkich w zakresie dozwolonego użytku. Właścicielem praw jest Wydawnictwo Miejskie w Poznaniu.
Do góry