NIEZWVKŁA HISTORIA HALI ZEPPELINA

Kronika Miasta Poznania 1997 R.65 Nr3 ; Marsz, marsz Dąbrowski

Czas czytania: ok. 8 min.

JANUSZ MARCISZEWSKI, GRZEGORZ SPORAKOWSKI

N ie jest to rzecz o niczym nowym ani sensacyjnym, a jedynie ponowne odkrywanie tajemnic jednej z największych budowli poznańskich z połowy XX wieku - hali zwanej oficjalnie balonową, a potocznie zeppelinową. Hali, która wkomponowana w pejzaż północnej części Poznania, w dawne Winiary, przy niegdysiejszej ulicy Wyłom, stanowiła zawsze przedmiot zainteresowania i obserwacji. Hali, o której pamięć zachowana jest już jedynie w luźnych zapisach pochodzących z różnych okresów. Postanowiliśmy więc, chociaż w wielkim skrócie, zebrać to wszystko razem, łącznie z równie krótkimi dziejami sterowców. O tych sprawach rozpisywano się w początkach XX wieku, kiedy halę budowano i kiedy była miejscem postoju sterowców konstrukcji grafa Fęrdinanda von Zeppelina, potem w okresie II Rzeczypospolitej, kiedy służyła polskiemu lotnictwu. Po II wojnie światowej jakby o niej zapomniano. Zresztą wkrótce ją rozebrano, jeśli nie użyć popularnego wówczas terminu - rozszabrowano, chociaż jej konstrukcja niewiele tylko ucierpiała w czasie działań wojennychI. Hala balonowa miała wymiary 150 na 60 metrów. Główny trzon budowli stanowiła konstrukcja metalowa, natomiast obudowa była drewniana. Całość wyglądała jak tunel przystosowany do pomieszczenia dwumotorowego sterowca. Aby go jednak wprowadzić do wnętrza, potrzeba było kilkunastu, jeśli nie kilkudziesięciu ludzi obsługi naziemnej. Hala była doskonale widoczna z mostu Teatralnego. Po zmierzchu dostrzegało się stamtąd dwie czerwone latarnie sygnalizacyjne na obu krańcach hali. Według relacji naocznych świadków, krótko po wybuchu I wojny światowej jeden z zeppelinów eksplodował, będąc już w powietrzu 2 .

* * *

Już zaledwie pięć lat po pierwszych, pionierskich wzlotach aerostatów braci Montgolfierów (1783), zaczęto się zastanawiać nad usprawnieniem balonów, które zdane były dotąd wyłącznie na łaskę wiatru. Musiał jednak upłynąć

pewien czas, zanim francuski konstruktor A. Giffard postanowił do wydłużonego już jak cygaro balonu podwiesić gondolę i silnik. Pierwszy lot był krótki, ale stanowił podwaliny pod loty sterowcowe i dał asumpt do dalszych poszukiwań innym konstruktorom francuskim. Nie oni jednak dokonali w tej dziedzinie rewolucji technicznej. Uczynił to dopiero Ferdinand graf von Zeppelin (1838 - 1917), oficer armii pruskiej, dzięki któremu powstał pierwszy sterowiec o sztywnej konstrukcji. 2 czerwca 1900 r. w powietrze wzbił się sterowiec LZ 1, owoc długiej i ciężkiej pracy samego Zeppelina i jego współpracownika Theodora Kobera. Sterowiec wystartował do dziewiczego rejsu z Friedrichshafen nad Jeziorem Bodeńskim 3 . Do skonstruowania "dającego się kierować sterowca z wieloma przymocowanymi gondolami" skłoniła von Zeppelina rozprawa ówczesnego poczmistrza Heinricha Stephana: "Poczta światowa i żegluga powietrzna" z 1874 roku. Pierwszy usztywniony szkieletem aluminiowym sterowiec Zeppelina miał 188 metrów długości, 11,73 metra średnicy i mieścił 11 327 metrów sześciennych gazu. Napędzały go dwa silniki Daimlera o mocy 16 koni mechanicznych, a więc dużo słabszej niż ma nasz współczesny fiat 126p, którego moc silnika wynosi 24 konie mechaniczne. Marzący o potędze militarnej na ziemi, morzu i w powietrzu niemieccy stratedzy natychmiast zorientowali się, jakie znaczenie mogą mieć sterówce w przypadku wojny. Potężna moc przenoszenia bomb tkwiąca w sterowcach

Ryc. 1. Archiwalne zdjęcie poznańskiej hali zeppelinowej wykonane z samolotu startującego z Ławicy. Rep. Andrzej Szozda.

Janusz Marciszewski, Grzegorz Sporakowski

skłoniła Niemców do użycia ich na frontach I wojny światowej. Bojowe zeppeliny dokonywały nalotów na Liege, Paryż, Londyn... Niemcy mogli nimi swobodnie operować, gdyż mieli do dyspozycji aż 78 sterowców! Niektórzy badacze twierdzą, że zanim 8 marca 1917 r. zmarł graf Zeppelin, w projektach jego biura konstrukcyjnego znajdował się sterowiec, który mógłby zbombardować N owy Jork i powrócić bez przeszkód do Niemiec. Zresztą późniejsze loty przez Atlantyk potwierdziły takie możliwości, a wkrótce stały się one niemal codziennością. Tymczasem, zanim jeszcze wybuchła I wojna światowa, Niemcy poczęli budować wzdłuż wschodniej granicy Rzeszy rozliczne hale zeppelinów, których dziesiątki konstruktor i budowniczy graf von Zeppelin szczodrze dla armii niemieckiej przeznaczył. Wybudowano więc sterowcowe hale w Dreźnie, Lipsku, Legnicy, Olsztynie, Toruniu, Słupsku i w Poznaniu. Tę ostatnią w 1913 roku stawiała firma Artur Miller. Pierwszym zaś sterowcem, który w Poznaniu zacumował, był Zeppelin D4, dowodzony przez oberlejtnanta Jacobiego. Chrzest bojowy, chociaż jeszcze nie wojenny, sterowiec ten przeszedł wkrótce potem na Śląsku podczas ostrych ćwiczeń. Z początkiem wojny, na Winiarach widziano innego zeppelina, oznaczonego znakiem "Z5", który prawdopodobnie w 1914 roku bombardował Warszawę i Łomżę. Ferdinand Zeppelin zmarł wprawdzie jeszcze przed zakończeniem I wojny światowej, ale jego idea funkcjonowała nadal. Budowano coraz większe obiekty latające, które pokonywały coraz dłuższe dystanse. Sensacja goniła sensację. W październiku 1924 roku z Niemiec wystartował Zeppelin "LZ 126", pilotowany przez bliskiego przyjaciela grafa Zeppelina Hermana Eckenera. Po 81 godzinach i 17 minutach dotarł do N owego Jorku, co stanowiło początek transatlantyckich przelotów sterowcami. Tenże Eckener dokonał wkrótce potem przelotu dookoła świata. Lot trwał 20 dni i 4 godziny. Inny sterowiec niemiecki "Graf Zeppelin" w 1930 roku wylądował w Brazylii. Ale z wielką tragedią wiąże się największa jednostka latająca świata, sterowiec" Hindenburg LZ 129", trzy razy większy od współczesnych Jumbo jetów! Ten wyprodukowany w zakładach Zeppelina kolos miał 245 metrów długości, 46,8 metrów średnicy i mieścił w swych komorach 200 tys. metrów sześciennych gazu. Przeznaczony był dla 75 pasażerów i 25 osób obsługi. W ciągu jednego tylko roku pokonał kilkakrotnie dystans z Niemiec do Stanów Zjednoczonych. Ostatni jego lot zakończył się katastrofą. Podczas lądowania w Lakehurst w stanie New Jersey wybuch gazu spowodował gigantyczny pożar i śmierć 35 pasażerów i członków załogi. Cudem uratowano 62 osoby. W ciągu zaledwie kilku sekund tylna, górna jego część napełniona wodorem stanęła w ogniu i olbrzymia konstrukcja sterowca niemal doszczętnie się stopiła. Był to wówczas sygnał ostrzegawczy dla konstruktorów sterowców. Budowano je wprawdzie nadal, ale już nie tak potężne. Nie tylko zresztą w Niemczech. Bardzo interesujące wydarzenie przypomniał w korespondencji do redakcji "Głosu Wielkopolskiego" dr Jerzy Durkalec. Otóż w 1928 roku na lotnisku Jezierzyce pod Słupskiem wylądował awaryjnie włoski sterowiec "Italia" z wielkim badaczem polarnym - Umberto Nobilem. Leciał on z Mediolanu

Ryc. 2. Charles de Gaulle (najwyższy na zdjęciu) w czasie wizytowania poznańskiej hali balonówdo bieguna północnego, ale gwałtowna burza podczas przelotu nad Sudetami uszkodziła sterowiec, zmuszając go do niespodziewanego lądowania. Po dwóch tygodniach, w czasie których naprawiono szkody, N obile odleciał najpierw do Norwegii, a potem, 24 maja 1928 f., osiągnął biegun północny, gdzie przebywał przez dwie godziny. Następnego dnia, wskutek bardzo złych warunków atmosferycznych, uległ katastrofie. Zginęło wówczas 10 spośród 18 uczestników wyprawy. Wśród pierwszych ewakuowanych samolotem był Nobile. Polska miała swój sterowiec "Lech", jedyny zresztą i dużo mniejszy od zagranicznych konkurentów. Ten właśnie 50-metrowy sterowiec z gondolą i dwoma silnikami, w 1922 roku przebył drogę z Torunia do Poznania, lecąc na wysokości 300 metrów. Wylądował przy poznańskiej hali balonów i po bodajże trzech czy czterech dniach odleciał prawdopodobnie znów do Torunia. Halą sterowców w Poznaniu interesowali się nie tylko miejscowi. Zwyczaj oglądania jej przez wybitne osobistości należał niemal do rytuału wszelkich oficjalnych wizyt. Między innymi odwiedził ją, w towarzystwie polskich oficerów, ówczesny delegat armii francuskiej warmii polskiej, późniejszy generał, wódz Wolnych Francuzów w czasie II wojny światowej i prezydent Francji - Charles de Gaulle.

* * *

Janusz Marciszewski, Grzegorz Sporakowski

Ryc. 3. Tak wyglądały ostatnie fragmenty hali po II wojnie światowej. Wł. M. Rosady.

Po kilkudziesięciu latach zapomnienia obecnie znów wróciło zainteresowanie sterowcami i tą jedną z najbardziej burzliwych, ale i malowniczych historii poznańskich, historii hali zeppelinowej . Może dlatego, że - na szczęście - pozostawiono niewielkie i nieliczne relikty jej przeszłości. Nie tylko te widoczne pośrodku ulicy Serbskiej, lecz także te znajdujące się po drugiej stronie ulicy: betonowe bloki i stalowe uchwyty, które kiedyś służyły do cumowania wielkich statków powietrznych. Wydawało się, że wszystko pozostanie nadal dostępne i widoczne, ale budowa ogromnego pawilonu handlowego zatarła ostatnie już prawie ślady po hali balonowej. Propozycje zbudowania w pobliżu małej repliki lub choćby tylko makiety dawnej hali i urządzenie w niej kawiarni czy restauracji (przy stacji bezynowej miałyby bez wątpienia powodzenie wśród turystów) nie znalazły niestety żadnego odzewu. Nie znalazł się nikt z wyobraźnią, gotów zaryzykować zainwestowanie, w sumie przecież niewielkich pieniędzy w takie turystyczno - handlowe przedsięwzięcie. Pozostały więc tylko do oglądania fragmenty betonowego półokręgu na pasie zieleni między jezdniami przy ulicy Serbskiej. N a tym właśnie betonowym półkolu toczyły się, na kolejowych szynach, jednoskrzydłowe, ogromne wrota hali. Wiedzą o tym jednak tylko nieliczni. Natomiast osoby przejeżdżające samochodami ulicą Serbską, myślą zapewne, że są to jakieś resztki pozostawione przez niechlujnych budowlańców. Przypadkowy przechodzień także

3ii %

%m

P i I i

'Susli

Ryc. 4. Bloki betonowe (zdjęcie górne) i stalowe koła do kotwiczenia sterowców.

Fot. (2x) Andrzej Szozda.

Janusz Marciszewski, Grzegorz Sporakowski

Ryc. 5. Betonowy półokrąg, na którym po kolejowej szynie toczyła się brama hali balonowej. Pozostałość na pasie zieleni przy ulicy Serbskiej. Fot. Maciej Fiszernie jest w stanie rozpoznać w tej betonowej skamienielinie arcyciekawej, a tak w czasie nieodległej , przeszłości tego miejsca. N ie jest tajemnicą, dlaczego hala zniknęła z powierzchni ziemi. Po II wojnie światowej największą w Poznaniu budowlę zaczęto systematycznie rozbierać. Części drewniane stały się łupem okolicznych mieszkańców. Brak opału w handlu mógł bezsprzecznie zainspirować marznących ludzi do zabierania wszystkiego, co popadło, tym bardziej że nikt hali nie pilnował. Części metalowe demontowali natomiast pracownicy "Cegielskiego" i MPK, bo i tam zaraz po wojnie materiałów do produkcji nie stało. I to był właściwie koniec hali balonowej. Pytanie, czy halę naprawdę musiano doszczętnie rozebrać, jest już dziś mało istotne. Ale gdyby w tamtych, powojennych latach znaleźli się wpływowi wizjonerzy i halę udałoby się zachować, mogłaby do dzisiaj służyć różnym praktycznym celom: jako obiekt sportowy, hala targowa lub widowiskowa. Próżne są jednak dzisiaj utyskiwania, że zniknął jedyny taki w skali kraju dawny militarny obiekt, mogący jeszcze przez dziesiątki lat służyć z powodzeniem praktycznym - ponoć - poznaniakom.

Mimo katastrof sterowców, wojennych zniszczeń i, wydawałoby się, ważniejszych spraw, era aerostatów wcale nie minęła! Wprawdzie budowania wielkich sterowców, zwłaszcza w Niemczech, zaprzestano już w 1937 roku, lecz teraz... idea zeppelinów jakby odżywa na nowo. W Niemczech postanowiono skonstruować po kilkudziesięciu latach nowy model sterowca, trzykrotnie coprawda mnIeJSZY od słynnego "Hindenburga". Miałby on - w zamyśle - odbywać loty tylko nad Europą, a gazem nośnym ma być niepalny hel. Natomiast w Stanach Zjednoczonych od wielu lat latają sterówce, wykorzystywane najczęściej do celów reklamowych, a także podczas rozmaitych imprez - jak na przykład - niedawnej Olimpiady. Sterówce amerykańskie, zwykle ze znakiem "Good year", nie robią na współczesnych żadnego wrażenia. Świat od epoki sterowców nie takie rzeczy widział! Ich przeloty nie są też taką sensacją, jaką stanowił ongiś przelot zeppelina nad Poznaniem. Dzisiaj jednak, w naszym mieście, może także bylibyśmy zaskoczeni na widok takiego, zdumiewającego niepomiernie naszych dziadów, latającego monstrum. Ech... gdzie zeppelin z tamtych lat?..

PRZYPISY:

1 Niedawno, bo zaledwie przed dwoma laty, temat hali balonów powrócił na łamach "Głosu Wielkopolskiego" w szeregu publikacji własnych oraz listach czytelników pamiętających halę i wydarzenia z nią związane. Niemal równocześnie, opierając się na materiałach i zdjęciach zamieszczanych w "Głosie", 17-1etni uczeń XX Liceum Ogólnokształcącego w Poznaniu - Michał Osięgłowski - napisał na międzyszkolny konkurs "Nieznany Poznań, nieznana Wielkopolska" pracę pod tytułem "Hala Zeppelinowa w Poznaniu". Zdobyła ona uznanie jury konkursowego, które przyznało młodemu tropicielowi historii I nagrodę. Później w oparciu o tę pracę, publikacje w "Głosie Wielkopolskim" oraz o własne spostrzeżenia, materiały i pamięć miłośnika posnanianów Mariana Rosady Telewizja Poznań pokazała f11m o pozostałościach hali balonowej, znajdujących się dziś pośrodku ulicy Serbskiej, na zielonym pasie w pobliżu stacji benzynowej ESSO. Temat okazał się niezwykle nośny. Pozwolił przy okazji na zbieranie dalszych jego wątków. Znaczny udział miał w tych dociekaniach Waldemar Karolczak z Muzeum Historii Miasta Poznania, który odnalazł zdjęcia przelatującego nad Poznaniem zeppelina oraz modelu "Statku powietrznego »Zeppelin 5«, kryjącego się w poznańskiej hali dla statków powietrznych". Natomiast Kaziemierz Sławiński w książeczce wydanej w 1975 roku "Ławica - poznańskie lotnisko" przypomina, iż po zdobyciu Ławicy powstańcy wielkopolscy znaleźli w hali sterowcowej na Winiarach sprzęt balonowy i wiele samolotów różnych typów. Także w książce-albumie z 1978 roku Mariana Olszewskiego znajdujemy zdjęcie przedstawiające "pozostawione przez uciekające wojska niemieckie pełnosprawne samoloty w hali Zeppelina w Poznaniu". Dodając swoje uwagi do materiałów publikowanych w "Głosie", Franciszek Mączyński przypomniał, że w okresie międzywojennym hala balonów była wojskowym magazynem, a obok, na lotnisku, stacjonowały polskie samoloty. Natomiast Henryk Kraska napisał, że w grudniu 1944 roku widział przed halą sterowiec Zeppelin. Wprawdzie inni obserwatorzy twierdzą, że w tym czasie nie mogło być sterowca w Poznaniu, jednak świadczy to tylko o tym, jak rozmaite mogą być spostrzeżenia i pamięć różnych ludzi. We wspomnieniach ostatniego sołtysa Winiar, Antoniego Bajerleina, znajdujemy również ciekawą refleksję, tym razem wydaje się rzetelną, stwierdzającą, że w 1913 roku rozpoczęto budowę hali balonowej, a tego samego jeszcze roku wystartował z niej pierwszy zeppelin. 2 Najwięcej uwag, i bodaj najbardziej wiarygodnych, przekazał wspomniany już Marian Rosada, wyjaśniając wiele ciekawych faktów. Opisany fakt zaobserwowali jego rodzice.

3 Jak nas poinformował Olgierd Czarnecki, w mieście tym otwarto ostatnio "Zeppelin Museum Friedrichshafen", w holu którego w spisie naziemnych portów sterowców, obok takich miast, jak Nowy Jork, Rio de Janeiro, Petersburg, Lipsk i Drezno, wymieniony jest na poczesnym miejscu Poznań. Przewodniczka, oprowadzająca wycieczkę, w której uczestniczył nasz informator, wspomniała też o stacjonowaniu powietrznych gigantów w dzisiejszym Zgorzelcu i Legnicy.

Powyższy artykuł jest częścią publikacji Kronika Miasta Poznania 1997 R.65 Nr3 ; Marsz, marsz Dąbrowski dostępnej w Wielkopolskiej Bibliotece Cyfrowej dla wszystkich w zakresie dozwolonego użytku. Właścicielem praw jest Wydawnictwo Miejskie w Poznaniu.
Do góry