MISCELLANEA

Kronika Miasta Poznania 1997 R.65 Nr3 ; Marsz, marsz Dąbrowski

Czas czytania: ok. 6 min.

NIEZNANY LIST KAROLA MARCINKOWSKIEGO DO CELESTYNY DZIAŁYŃSKIEJ Z 24 LIPCA 1846 R.

JERZY KOZŁOWSKI

W zbiorach rękopisów Biblioteki Kórnickiej, w korespondencji do Celestyny (Celiny) Działyńskiej (sygnatura 7353) zachował się list Karola Marcinkowskiego, datowany w Poznaniu dnia 24 lipca 1846 r. List jest napisany atramentem na arkusiku papieru listowego, który po złożeniu go wpół tworzy dwie kartki (cztery strony). Całość arkusika z zapisanymi trzema stronami została poskładana i uformowana w kopertkę z wykorzystaniem nie zapisanej czwartej strony na umieszczenie adresu: "Pani Działyńskiej w Kórniku". Obok adresu, w prawym górnym rogu kopertki, poczta "Posen" umieściła swoją okrągłą pieczątkę. List ten napisał ciężko chory Karol Marcinkowski trzy i pół miesiąca przed śmiercią. Jego zdrowie mocno nadszarpnęły przeżycia z pierwszych miesięcy 1846 roku, gdy na Wielkopolskę spadła bolesna klęska próby powstania, przygotowywanego wbrew jego ostrzeżeniom i programowi pracy organicznej. Kiedy nadeszło skwarne lato tegoż roku "choroba płucowa doszła ostateczności" - pisał jego biograf. "Wsparty na kiju i ramionach obcych wspinał się jeszcze, jak świadczą współcześni, ostatkami sił na piętra i poddasza chorych, on, który wówczas ze wszystkich już był najbardziej chorym" 1 . Nieznany dotychczas list z 24 lipca 1846 r. był jednym z jego ostatnich listów. Wkrótce potem, w sierpniu - nie znamy dokładnej daty - Marcinkowski opuścił Poznań i udał się do domu swego przyjaciela, Wiktora Łakomickiego, do Dąbrówki Ludomskiej koło Obornik. Tam 31 sierpnia napisał testament, który pod koniec października zdeponował w sądzie w Rogoźnie. Przy tej sposobności spotkał się i rozmawiał z Marcelim Mottym, autorem słynnych "Przechadzek". Od Mottego dowiadujemy się, że Marcinkowski był wtedy bardzo zmieniony i wychudły, a oczy dziwnie mu się świecił y 2. Niedługo potem, 7 listopada 1846 r. zmarł w Dąbrówce w domu Łakomicki e go.

Jerzy Kozłowski

W testamencie Marcinkowski skrupulatnie rozdysponował swój skromny dobytek (koń, powozy, instrumenty chirurgiczne, biblioteka, trochę mebli, garderoba, pamiątkowe drobiazgi) oraz trzy akcje Bazaru, będące jego własnością. Ze zebranych za sprzedane, pozostałe rzeczy pieniędzy nakazywał opłacić jak najskromniejszy pogrzeb - "jak przy ubogim człowieku". "A jaki tylko grosik się oszczędzi, rozdać między ubogich"3. Również publikowany niżej list do pani Tytusowej Działyńskiej pisał z myślą o ubogich i chorych. Adresatka listu, Gryzelda Celestyna Działyńska, z domu Zamoyska (1804- 1883), nazywana w rodzinie Celiną, była szeroko znana w Poznaniu i Wielkopolsce z działalności charytatywnej i filantropii 4 . Kiedy z inicjatywy Karola Marcinkowskiego w listopadzie 1845 roku zostało utworzone Towarzystwo ku Wspieraniu Ubogich i Biednych, do którego już w pierwszych tygodniach istnienia przystąpiło około 700 członków, Celestyna Działyńska w pełni włączyła się w jego działalność i podjęła współpracę z Marcinkowskim, stając na czele grupy pań zajmujących się dobroczynnością. Jak świadczy publikowany list, kontaktowała się ona z Marcinkowskim, przewodząc członkiniom Towarzystwa, które zajęły się między innymi przygotowaniem i wydawaniem ciepłych posiłków, głównie obiadów, dla licznej w Poznaniu biedoty. Obiadami obdzielano około 500 osób dziennies. Przerwaną w okresie letnim akcję wydawania posiłków - jak to wynika z listu Marcinkowskiego - miano wznowić w okresie jesienno-zimowym 1846 -1847. Skądinąd wiemy, że w łonie towarzystwa działała także od początku kasa zapomogowo-pożyczkowa 6 , a jednym z jego celów było również zakładanie ochronek dla biednych dzieci, czym również interesował się MarcinkowskC. O wielkim harcie ducha tego znanego i powszechnie szanowanego lekarza świadczy brak jakichkolwiek akcentów osobistych, a w szczególności wzmianki o chorobie, na którą cierpiał. List przepojony jest natomiast serdeczną troską o chorych biedaków poznańskich. Marcinkowski wykazuje przy tym znajomość ich sytuacji, wie, że latem łatwiej się im wyżywić, zaspokoić głód nawet lekką zupą. Proponuje więc, aby na razie gromadzić środki i przygotowywać się do akcji dożywiania jesienią i zimą. Jest to wskazane, tym bardziej że panie należące do Towarzystwa wyjechały na lato z Poznania ("dam nie masz w Poznaniu"). Sama adresatka listu przebywała w Kórniku i Marcinkowski obiecuje cierpliwie czekać na jej powrót do miasta. Z listu poznajemy również Marcinkowskiego jako lekarza domowego rodziny Działyńskich s . Zajmując się zdrowiem adresatki i jej męża Tytusa Działyńskiego, mimochodem ujawnił Marcinkowski ciekawe zapewne z punktu widzenia medycznego sposoby kuracji. Pani Działyńska, cierpiąca na bliżej nieokreśloną chorobę ręki, miała stosować "płukanie ręki w jeziorze" i jak to już Marcinkowski wiedział (być może z listu otrzymanego od niej wcześniej) - kuracja ta pomagała. Tytusowi Działyńskiemu zalecił na jego chorą nogę siadanie na gorącym piasku i wygrzewanie nogi na słońcu. Troszczył się, czy aby pacjent o tym nie zapomniał. W ostatnim akapicie listu zainteresował się Marcinkowski samopoczuciem i zdrowiem panny Birt, Angielki, nauczycielki dzieci Działyńskich 9 . W niezwykle

TS I\. r- N K X \ > . 3 l f ok. v N . * v *v % \. V xKi e4-s *s* «8 >1 5 1\ J D« < N « A S ;> -N > 1 NZ v 4 ] 1 1 o ; 1\ Ja O) 'S -v "- £4 V J j()k 5 -Oen

<1v A . \ llJ C I\.

1\ 5 .0 1 4 Nt

-1\ - &

.x /\ . N fi 4 A 4-!- - X Si

'cq

1 es O

.0* I VI

Jerzy Kozłowskiciepłych słowach sugerował, że źródłem jej choroby jest tęsknota za krajem rodzinnym i dlatego radził pani Działyńskiej, aby pozwoliła jej wyjechać do Anglii. Użycie formy pisowni nazwiska w postaci "Bird" kojarzyło się z angielską nazwą ptaka i nadawało tej części listu jakiś romantyczny wydźwięk: "Trzeba jej będzie pozwolić odlecieć". Rekapitulując można stwierdzić, że ten nieznany dotychczas list Karola Marcinkowskiego pozwala nam głębiej wniknąć w jego psychikę, lepiej poznać jego postawę pełną miłości do biednych chorych i troskliwości o pacjentów. Świadomość własnego poświęcenia pozwoliła mu spojrzeć na siebie jakby z perspektywy odchodzenia, a skupić całą uwagę na cierpieniach innych ludzi. Ten wielki społecznik i zarazem człowiek praktyczny odsłonił w tym liście duszę swej epoki, duszę romantyka. W publikowanym tekście listu zastosowano obecną pisownię i miejscami uzupełniono interpunkcję.

PRZYPISY:l1gnacy Zielewicz, Żywot i zasługi Karola Marcinkowskiego oraz dzieje Towarzystwa Pomocy Naukowej dla Młodzieży W. Księstwa Poznańskiego, Poznań 1895, s. 72.

2 Marceli Mott y , Przechadzki po mieście. Opracował i poslowiem opatrzył Zdzisław Grot, Warszawa 1957, T. I, s. 24-25.

'T estament Karola Marcinkowskiego podał drukiem I. Zielewicz, op. cit., s. 116 -118 (w wydaniu pierwszym z 1891 r. - s. 138 -140). Przedruk (w:) Witold Jakóbczyk, Karol Marcinkowski 1800-1846, Warszawa-Poznań 1981, s. 175-178.

4 Por. artykuł biograficzny Stanisława Bodniaka w Polskim Słowniku Biograficznym, T. VI, s. 75. Z dużym uznaniem pisał o niej Marceli Mott y (Przechadzki po mieście, T. I, s. 31 - 32): "Nie szczędziła wydatków, gdy szło o dobro publiczne, o interes Kościoła, o biednych i podupadłych. (u.) Pod tym względem Poznań wiele jej zawdzięcza, ona bowiem pierwsza, o ile mi wiadomo, rozbudziła u nas ducha dobroczynności i dała początek zakładom, których wpływ dotychczas zbawienny". Celestyna Działyńska organizowała działalność dobroczynną także w następnych latach, po upadku w roku 1848 Towarzystwa ku Wspieraniu Ubogich i Biednych, i doprowadziła w 1853 r. do utworzenia w Poznaniu Towarzystwa Miłosierdzia św. Wincentego a Paulo. 5 Witold Jakóbczyk, Studia nad dziejami Wielkopolski w XIX wieku. Dzieje pracy organicznej, T. I: 1815-1850, Poznań 1951, s. 73-74. 6 Ibidem. Praktycznym krokiem było również założenie przy Towarzystwie biura pośrednictwa pracy, które rozpoczęło nieznaną nam bliżej działalność 2 lutego 1846 f. 7Adam Wrzosek, Karol Marcinkowski, T. I-II, Warszawa 1960-1961, T. II, s. 61.

8 Tytus i Celestyna Działyńscy byli rodzicami Elżbiety (zwanej Izą), urodzonej w 1826 r., Jana Uf. w 1829, Jadwigi Uf. w 1831, Marii Uf. w 1834, Cecylii Uf. w 1836. Najmłodszej, Anny, Karol Marcinkowski nie znał, gdyż urodziła się kilka dni przed jego śmiercią, 2 listopada 1846 f. Jako lekarz domowy Działyńskich wiedział jednak zapewne, że przebywająca w Kórniku Celestyna Działyńska spodziewa się dziecka. 9 Anna Birt (Birth), długoletnia guwernantka w domu Działyńskich. Wywarła znaczny wpływ na wychowanie starszych dzieci. Była protestantką, obdarzoną "zdrowym angielskim zmysłem", a oddane pod jej opiekę dzieci wdrażała do życia surowego, uczulając je zarazem na ludzką nędzę. W latach późniejszych była powierniczką, przyjaciółką i towarzyszką wielu podróży Jadwigi z Działyńskich Zamoyskiej, która bardzo ciepło pisze o niej w swoich Wspomnieniach (Londyn 1961). Por. także: Józef Łoś, Na paryskim i poznańskim bruku.

Z pamiętnika powstańca, tułacza i guwernera 1840 -1882. Wstęp i opracowanie Krystyna Nizio, Kórnik 1993, passim; Anna z Działyńskich Potocka, Mój pamiętnik. Opracował Andrzej Jastrzębski, Warszawa 1973, s. 436 (przypis; Zofia Karczewska- Markiewicz, Panna Lodowata, Poznań 1973, s. 18.).

* * *

Pani Działyńskiej w Kórniku Poznań d. 24 lipca 1846.

Ja zaś proponuję, żebyśmy teraz organizacji dostarczania stosownej żywności dla biednych chorych nie rOzPoczynali - kiedy dam nie masz w Poznaniu, a Z zastępców ich możeby chorzY nie byli kontenci - bo doprawdy ten rodzaj ludzi najbardziej wymagający. Mogła rzecz cała spoczywać dotychczas, możemy jeszcze 6 tygodni poczekać, ażją do życia wzbudzimy. W lecie łatwiej lada czem chorych zaspokoić, zupą z bułki Z mleka lub owocu: a o to pomiędzY biednymi nie tak trudno. Wjesieni i w zimie to co innego - tam chodzi o ciepłą i pożywniejszą strawę. Potem zrobiłoby nam się zabałamucenie, gdybyśmy teraz wSzYstkich do pałacu przYciągnęli, a potem im powiedzieli, odtąd musicie chodzić gdzie indziej. Więc czekając cierpliwie do powrotu Pani nie myślę, że wielką krzywdę cierpiącym przYczyniam. Cieszę się, że płukanie ręki w jeziorze pomaga. Męża zupełnie inaczej kuruję, każę mu Z nogą w gorący piasek siadać na słońce. CZy on zaś o tern wspomnieć nie zapomniał? Pannie Bird Z każdym latem jak zagranicznemu ptastwu tęsknota dokucza. Trzeba jej będzie poZ)Volić odlecieć. Jestem pewny, że to ją najwięcej zrestauruje. Sądzę to [przekreślone: przYp. - JK] z doświadczenia przeszłorocznego. Objawy o zaszkodzenie żadnej nie mam. Zupełnie tak cierpiącą wyjeżdżała do Anglii i dojechała zdrowa. WSzYstkim Wam najmilsze przesyłam pozdrowienie

K. Marcinkowski

Powyższy artykuł jest częścią publikacji Kronika Miasta Poznania 1997 R.65 Nr3 ; Marsz, marsz Dąbrowski dostępnej w Wielkopolskiej Bibliotece Cyfrowej dla wszystkich w zakresie dozwolonego użytku. Właścicielem praw jest Wydawnictwo Miejskie w Poznaniu.
Do góry