OD REDAKCJI
Kronika Miasta Poznania 1997 R.65 Nr2 ; Banki poznańskie
Czas czytania: ok. 6 min.U sługi bankowe poznaliśmy o całe wieki wcześniej niż banki. Właściwie to wszystko zaczęło się wówczas, gdy Mieszko I oddał Polskę pod opiekę Stolicy Apostolskiej i zaczęliśmy płacić świętopietrze. Wtedy pojawił się po raz pierwszy problem, jak dokonać transferu pieniędzy z Polski do Rzymu. Pierwotnie kolektorzy świętopietrza i innych papieskich podatków nakładanych na duchowieństwo rezydowali w Krakowie, ponieważ leżał bliżej Rzymu. W okresie pobytu papiestwa w Awinionie w XIV wieku szansę taką uzyskał Poznań, skąd łatwiej było przez Niemcy dotrzeć do Francji. Wśród kleru poznańskiego znalazło się wtedy kilku dobrych finansistów, pełniących obowiązki kolektorów generalnych. Poznańska rodzina patrycjuszowska Strosbergów zawdzięcza swój majątek stryjowi Mikołajowi Strosbergowi, kolektorowi generalnemu. W końcu XIV wieku te obowiązki pełnił też przez kilka lat biskup poznański Dobrogost N owodworski, późniejszy arcybiskup gnieźnieński. Zachowały się też rozliczenia z 1487 roku innego kolektora generalnego U riela Górki, późniejszego biskupa poznańskiego, z których wynika, że współpracował on z kupcami poznańskimi mieszkającymi przy Rynku - słynnym burmistrzem Mikołajem Wildą i Pawłem de Promontorio, Włochem zamieszkałym w Poznaniu. Obaj kupcy dokonywali dla Górki zamiany pieniędzy. Dzięki kolektorom papieskim nawiązane zostały stosunki z najlepszymi domami bankowymi Włoch obsługującymi Kurię Rzymską, zwłaszcza z florenckimi bankami Medicich, Bardich, Pazzich. Dopiero biskup poznański Jan Lubrański wolał posługiwać się niemieckim bankiem Fuggerów. Sztukę emisji pieniądza opanowali władcy Polski i Poznania bardzo szybko.
Książę wielkopolski Mieszko Stary zasłynął jako realizator pomysłu na stałą wymianę pieniędzy, na której zarabiał skarb państwa, a tracili mieszkańcy. Co jakiś czas powstawała i zaprzestawała swej działalności mennica poznańska, zarówno ta w drewnianym grodzie, jak i następna, mieszcząca się już w murowanym wykuszu miasta. Z utratą stołeczności Poznania emisja pieniądza zeszła na margines funkcji miejskich. Kredyt hipoteczny też był znany w średniowieczu. Jego stopa była wysoka - 8% rocznie - co było maksymalną stawką aprobowaną przez Kościół, każdy wyższy procent był już grzeszną
Od redakcjilichwą. W XV wieku już chyba wszystkie inwestycje budowlane w Poznaniu oparte były na kredycie hipotecznym, tak samo znaczna część zakupów domów. Były to umowy prywatne, dwustronne, a rolę ksiąg hipotecznych pełniły księgi Ławy Miejskiej Poznania. Ogromną rolę kredytodawczą pełniły wtedy poznańskie kościoły, które drobne datki, ofiary i opłaty kumulowały, i zamieniały na czynsze lokowane na hipotekach domów, rzadziej innych nieruchomości. W 1510 roku były one wyższe od budżetu miasta Poznania. W okresie reformacji wiarygodność mieszczańskich czynszów hipotecznych maleje. W Polsce nie było w tym czasie szansy na egzekwowanie zaległości hipotecznych od mieszczan sprzyjających reformacji. Znaczna część kościelnych kapitałów została wtedy przeniesiona na hipoteki szlacheckie, jako łatwiejsze do egzekwowania, oraz na hipoteki synagog żydowskich, które słynęły jako najlepsi płatnicy w Królestwie. Dla gmin żydowskich był to jednocześnie rodzaj ubezpieczenia przed rozruchami antysemickimi, gdyż zgodnie z prawem płatność czynszów hipotecznych ulegała zawieszeniu w wypadku zniszczenia obiektu, a moratorium trwało przez cały czas odbudowy. Kryzys kredytu hipotecznego doprowadził do powstania w końcu XVI wieku instytucji charytatywno-kredytowych, tzw. banków pobożnych (Montes Pietatis). Taka instytucja - inspirowana przez jezuitów - powstała w Poznaniu w 1598 roku. Nie odegrała jednak większej roli wskutek nikłego kapitału. Średniowiecze znało też rodzaj obligacji miejskich płatnych z dochodów miasta. Jednakże władze Poznania sporadycznie korzystały z tego sposobu finansowania inwestycji czy łatania deficytu w kasie miejskiej. Wyjątkiem były wieczyste fundacje charytatywne dla mieszkańców Poznania powstające od końca XV wieku. Paradoksalnie powstanie banków mieszczańskich opóźniało się wskutek pomyślności handlowej miasta. Zyski z handlu i pośrednictwa handlowego do poło XVII w. były wyższe niż dopuszczalna stopa procentowa. Potop szwedzki i nakładane wówczas na mieszczan poznańskich kontrybucje pozbawiły ich bieżącej gotówki, a zniszczenie całych przedmieść i części miasta wewnątrz murów załamało kulejący od dawna system kredytów hipotecznych. Jednoczesne załamanie się handlu dalekosiężnego, idącego dotąd przez Poznań, spowodowało długotrwały kryzys gospodarczy w mieście. Pogłębiły go w pocz. XVIII w. wojny, okupacje, rekwizycje wojsk szwedzkich, rosyjskich, saskich, pruskich, a także wojsk królewskich polskich i konfederackich. Dopiero w poło XVIII w. odbudowa miasta została zakończona i wtedy przy Rynku powstały pierwsze banki mieszczańskie. Zygmunt Goebel (zm. w 1776) ze swego domu przy Starym Rynku 72, jako pierwszy znaczący bankier poznański, prowadził prawdziwe interesy bankowe z bankami Amsterdamu, Berlina, Hamburga czy Warszawy (Piotra Blanka, Piotra Treppera). Inny bank prowadził od 1789 r.
zięć Goebla Jakub Klug (zm. w 1818), zamieszkały również przy Rynku (nr 92), założyciel, bądź współudziałowiec, pierwszych poznańskich manufaktur. Rozbiory Polski podkopały zaufanie Polaków do banków. Doszedł do tego kryzys ziemiaństwa polskiego spowodowany konfiskatą przez Prusaków kapitałów kościelnych ulokowanych na hipotekach majątków ziemskich,
obciążeniami podatkowymi w nie spotykanych dotąd rozmiarach i przetaczającymi się przez Wielkopolskę wojnami napoleońskimi. W czasach Karola Marcinkowskiego odbudowę kapitałów polskich trzeba było zaczynać prawie od zera. Do Poznania weszły pruskie instytucje kredytowe i bankowe częściowo oparte na gwarancjach państwowych. W "naj dłuższej wojnie nowoczesnej Europy" trzeba było zatem stworzyć własne, polskie instytucje bankowe, nauczyć się wykorzystywać pruskie, a potem niemieckie ustawodawstwo oraz niemieckie formy bankowej spółdzielczości. Ponownie ogromną rolę odegrało tu duchowieństwo polskie - księża Szamarzewski i Wawrzyniak, wraz z setką polskich plebanów sprawujących rząd dusz w polskich wsiach i miasteczkach, dokonali rewolucji w mentalności Wielkopolan. Wsparło ich ziemiaństwo tak autorytetem moralnym, jak swymi niezbyt wielkimi kapitałami. Idea solidaryzmu narodowego odniosła sukces. Powstawały banki ludowe, różnego rodzaju kasy oszczędnościowe i spółdzielnie kredytowe. Każdy niemiecki wynalazek w zakresie oszczędzania i finansowania drobnego handlu, rzemiosła czy przemysłu był błyskawicznie adoptowany. Powstawały instytucje - banki czy kasy - dla włościan, przemysłowców, ziemiaństwa, dla Polaków z kilku sąsiadujących parafii. Ogromna liczba ich udziałowców wchodziła do zarządów banków, ucząc się na własnych błędach i na szkoleniach organizowanych przez Patronat Związku Spółek Zarobkowych. Pomagało nam też to, że uczyliśmy się na dobrych, niemieckich wzorach, najlepszych w tym czasie w Europie. Rozwój polskiej bankowości nie odbywał się w próżni. Analogiczne niemieckie instytucje działały na tym samym terenie, co więcej, korzystały ze wsparcia swych berlińskich central, rządu pruskiego czy niemieckiego, wreszcie zakamuflowanego wsparcia osławionej Komisji Kolonizacyjnej. Powstawały solidnie budowane, według pruskich wzorów, siedziby różnych niemieckich banków, swym rozmachem mające przekonać o swej potędze i wypłacalności. Przeciwstawiało się im pospolite ruszenie polskich banków i kas ulokowanych w skromnych budynkach - w należących dziś do Banku Spółdzielczego domach przy Rynku Jeżyckim i Głogowskiej czy w istniejących do 1945 roku starych siedzibach bankowych przy Alejach Marcinkowskiego i na Starym Rynku. Te małe banki, współpracując i łącząc się, potrafiły swymi wpływami sięgnąć na Śląsk i Pomorze, co więcej, zorganizować transfer zarobionych marek z każdego skupiska polskiej emigracji w Rzeszy Niemieckiej do Wielkopolski. To one zrobiły z Poznania liczące się centrum polskiej bankowości w ówczesnych Niemczech. Nie wiadomo, jak długo toczyłaby się ta wielkopolsko-niemiecka wojna bankowa, gdybyśmy nie wygrali powstania wielkopolskiego, a potem nie odtworzyli państwa polskiego. Wspaniałe, nowoczesne gmachy bankowe wzniesione w pocz. XX w. przez Niemców zostały wykupione - dość tanio - przez banki polskie. Budynek Banku Rzeszy przy Al. Marcinkowskiego stał się siedzibą Banku Polskiego, dawny Bank Wschodni wykupił zasłużony Bank Związku Spółek Zarobkowych. W 1920 roku Poznań dysponował najnowocześniejszą siecią bankową w kraju, tworzył jeden blok gospodarczy z Pomorzem i Śląskiem, brakowało mu tylko wolnego kapitału.
Od redakcji
Powojenna inflacja i hiperinflacja zniszczyły jednak oszczędności poznaniaków. Po 1925 roku centralizm państwowy zaczął oddziaływać na Wielkopolskę. Nie było państwowych pieniędzy na ratowanie czy wspomaganie poznańskich banków kierowanych przez endeków czy chadeków bądź opanowane przez nich samorządy. Polityka wmieszała się do gospodarki. N awet potężny Bank Związku Spółek Zarobkowych został ostatecznie poddany finansowej kontroli państwa. N a rynek poznański wchodziły państwowe banki warszawskie. Drobnych ciułaczy uwodziła Pocztowa Kasa Oszczędności, rolników Państwowy Bank Rolny, jeszcze innych Bank Gospodarstwa Krajowego. Wszystkie one były powiązane z Ministerstwem Skarbu. Lokalne banki Poznania, Katowic, Krakowa okazywały się być za słabe. Chyba jedynym" tygrysem" wielkopolskim okazał się Bank Cukrownictwa, kierowany przez niesłusznie zapomnianego Józefa Żychlińskiego. Wyspecjalizowany, ściśle powiązany z silnym przemysłem cukrowniczym, a przez to z międzynarodowym rynkiem cukru, odnosił sukcesy. W 1939 był u progu przejęcia kontroli nad Bankiem Handlowym w Warszawie i wysforowania się na czoło polskich banków prywatnych. Plany te przekreśliła wojna. Radził sobie dość dobrze Bank Kwilecki Potocki i Ska. Na nowo poznańska bankowość zaczynała odżywać po 1935 roku. Skąpe kredytowanie przedsiębiorstw wielkopolskich przez banki państwowe i rosnąca zamożność społeczeństwa stwarzały szansę dla lokalnych poznańskich banków. Ale przyszła wojna. Po wojnie, w 1945 roku państwo nie przewidziało już dalszego funkcjonowania prywatnych, komunalnych czy akcyjnych banków poznańskich. Ostatnie z nich, wegetujące i pozbawione kapitałów, zlikwidowano w 1948 i 1949 roku. Nawet bankom państwowym zmieniano nazwy, i tak z Pocztowej Kasy Oszczędności powstała Powszechna. Samodzielność poznańskich oddziałów państwowych banków była iluzoryczna. Funkcjonowały obok mieszkańców, za kontrahentów miały centralnie finansowane państwowe i spółdzielcze przedsiębiorstwa. Może tylko Bank Rzemiosła wyłamywał się z tego schematu. Nim nastąpiły zmiany polityczne po Okrągłym Stole dokonano reformy polskiej bankowości. Z molocha NBP wyłoniły się różne banki państwowe, banki spółdzielcze uzyskały samodzielność. Dopuszczono do powstawania banków prywatnych. Potem, wraz ze zmianami politycznymi i gospodarczymi, pojawiły się przedstawicielstwa banków zagranicznych. Zaczął funkcjonować rynek bankowy. I nagle okazało się, że Poznań, tak jak w 1920 roku, jest niezwykle atrakcyjnym miejscem dla siedzib i oddziałów bankowych. Ich pojawienie się i trwanie jest przejawem uznania dla dynamizmu gospodarczego Poznania i Wielkopolski. Jak długo utrzymamy nasze tempo wzrostu gospodarczego w mieście i regionie, tak długo będziemy mieli szansę na obronę swej nowej pozycji - drugiego po Warszawie centrum banków, jedynego porządnego ośrodka bankowego między Berlinem i Warszawą. Ten numer "Kroniki" przygotowaliśmy przy współpracy Zakładu Historii Gospodarczej Instytutu Historii UAM i Wyższej Szkoły Bankowej. Czy uda nam się przekonać Państwa, że banki są jedną z tradycyjnych lokomotyw rozwoju Poznania, nie wiemy. Ale może za kilka następnych lat wszyscy razem się o tym przekonamy.
Powyższy artykuł jest częścią publikacji Kronika Miasta Poznania 1997 R.65 Nr2 ; Banki poznańskie dostępnej w Wielkopolskiej Bibliotece Cyfrowej dla wszystkich w zakresie dozwolonego użytku. Właścicielem praw jest Wydawnictwo Miejskie w Poznaniu.