ŻYCIE TEATRALNE
Kronika Miasta Poznania 1996 R.64 Nr4; Lata dwudzieste, lata trzydzieste
Czas czytania: ok. 20 min., /{rlll", > .,t'. '/ł", ,". ._ '....".,',.-"'-' ':;':'I' '... .. ,;.
......" ... I "{ l,..". fiII"'"
... (: '
WOLNOŚĆ CZY PIENIĄDZE? Siedem trudnych lat teatralnego Poznania
OLGIERD BŁAŻEWICZ
D o 1989 roku nie było w Polsce wiele wolności, towarów w sklepach i cywilizacyjnych wygód. Wszystko było reglamentowane i wszystko pod kontrolą państwa. Ale był za to w PRL świetny teatr. Ludziom potrzebny i umiejący im opowiedzieć o tym, co ich najbardziej boli. Wraz z "okrągłym stołem", a może raczej upadkiem muru belińskiego, życie w kraju nabrało ogromnego przyspieszenia. Zaczął się czas transformacji. Zaczął się czas wielkich przemian. Teatr także zaczął się zmieniać. Z tym tylko, że życie zaczęło zmieniać się na lepsze, a teatr wręcz przeciwnie, teraz dopiero zaczął pogrążać się w kryzysie. I po raz pierwszy chyba ludzie teatru poczęli zadawać sobie pełne dramatyzmu pytanie: Co dla teatru jest ważniejsze - wolność czy pieniądze? To, że bez wolności był on w stanie wcale nieźle prosperować, najlepiej dowiodły lata PRL. Ale jak funkcjonować bez pieniędzy i, co gorsza, jeszcze bez publiczności? A tego właśnie miał teatr doświadczyć w tych tak trudnych czasach transformacji i przełomu. W 1980 roku polskie sceny miały dziewięć milionów widzów. W 1993 było ich już tylko 5 mln 880 tys. a rok wcześniej zanotowano największy spadek - tego roku odwiedziło teatry zaledwie 3 mln 480 tys. widzów. W ciągu trzech kolejnych sezonów polskie sceny straciły 37% publiczności. Gdy można już było wszystko powiedzieć wprost i bez aluzji, teatr jakby przestał być ludziom potrzebny. Czas transformacji najtrudniejszy okazał się dla państwowych gospodarstw rolnych i dla teatru. Pegeery padły, a teatr ostał się, chociaż pogrążony w biedzie i kryzysie. Ale, o dziwo, w najtrudniejszej sytuacji w III Rzeczypospolitej znalazły się teatry w Warszawie oraz na bardzo głębokiej prowicji. W Poznaniu ani przez chwilę ich byt nie był zagrożony. Spadek frekwencji najdotkliwiej ugodził w Operę, w teatrach dramatycznych widownia zmalała o kilka zaledwie procenł. Ale niestety stanowczo za bardzo odmłodniała. Ciekawość teatru zachowali w sobie przede wszystkim ludzie młodzi i ze środowisk inteligenckich.
Olgierd Błażewicz
Sezon poprzedzający wielki przełom był dla teatralnego Poznania wcale udany. Oba teatry dramatyczne, Nowy i Polski, nieźle prosperowały. Nowy lepiej, Polski gorzej, ale i on nie miał przecież jeszcze większych kłopotów ani z repertuarem, ani z publiczością. Sytuacja obu od lat była stabilna. Teatr Nowy od 1972 roku pozostawał pod tą samą dyrekcją Izabelli Cywińskiej. Teatrem Polskim też długo, bo od 1982, kierował Grzegorz Mrówczyński. Na festiwalu kaliskim Teatr Nowy zrobił prawdziwą furorę molierowskim "Tartuffe'em" w reżyserii Izabelli Cywińskiej, rozbijając festiwalowy bank nagród. Pierwszą nagrodę aktorską otrzymała Danuta Stenka za rolę Elmiry, z nagrodami aktorskimi wrócili też z Kalisza Jerzy Stasiuk - Orgon, Maria Rybarczyk i Sława Kwaśniewska.
Izabella Cywińska z końcem sierpnia wyjechała do Omska reżyserować "Tartuffe'a". Wyjechała jako reżyser, a wróciła do kraju jako minister kultury i sztuki w rządzie Tadeusza Mazowieckiego. I tak, w glorii, dobiegła końca najdłuższa w dziejach teatralnego Poznania, bo aż 16-letnia, dyrekcja. I była to największa zmiana w teatralnym Poznaniu. Teatr Nowy nagle znalazł się pod ścianą. Bez dyrektora i głównego reżysera. Cywińska długo szukała następcy. Chętnych, o dziwo, nie było. Wreszcie jej wybór padł na młodego reżysera z Wrocławia Eugeniusza Korina, osiadłego w Polsce wychowanka szkół teatralnych Leningradu. Dla Poznania był on jednak absolutną niewiadomą. Nigdy nie był dyrektorem teatru, nie miał za sobą żadnych doświadczeń w kierowaniu instytucją artystyczną. Teatr Polski w tym sezonie zbierał jeszcze plony poprzednich lat. Świętował mały jubileusz setnego wykonania koronnego swego spektaklu - "Dziadów" Mickiewicza w inscenizacji Grzegorza Mrówczyńskiego. Cieszył się też z powodzenia "Kurki wodnej" Witkacego w reżyserii Jacka Bunscha. Najwięcej powodów do zmartwienia dostarczał Poznaniowi Teatr Lalki i Aktora, który po odejściu Leokadii Serafinowicz i Wojciecha Wieczorkiewicza przez długie lata nie był w stanie odnaleźć się artystycznie. Ale i ten problem został rozwiązany wraz z objęciem dyrekcji artystycznej teatru przez Janusza Ryl-Krystianowskiego. Sezon 1989/90 na scenach Poznania był jeszcze kontynuacją poprzedniego.
Repertuar Teatru Nowego przygotowany został przez Izabellę Cywińską. Najpierw było "Drzewo" Wiesława Myśliwskiego w gościnnej reżyserii Krzysztofa Nazara, potem fredrowskie "Damy i huzary" Janusza Nyczaka, autorski spektakl Andrzeja Maleszki "Maszyna zmian", a na małej scenie "Dziennik uwodziciela" Sorena Kierkegaarda oraz "Pocałunek Kobiety-Pająka" Manuela Puiga. Największy sukces przyniosły teatrowi "Damy i huzary". Przedstawienie Janusza Nyczaka okazało się i najbardziej festiwalowym, i najbardziej kasowym spektaklem, i jedną z najlepszych realizacji scenicznych Fredry lat 90. A był to także świetny aktorsko spektakL Na festiwal kaliski Teatr Nowy zaproszony został z dwoma przedstawieniami. I oba obsypane zostały nagrodami. Teatr otrzymał grand prix i za "Damy i huzary", i za "Drzewo". Nagrodą specjalną uhonorowany został reżyser Fredry Janusz Nyczak, nagrodą Pagartu zespół aktorski "Dam i huzarów". Nagrodzone też zostało przedstawienie Nyczaka na festiwalu polskiej klasyki.
Ryc. 1. Fredrowskie "Damy i huzary" Janusza Nyczaka, Scena zbiorowa Fot. Grzegorz Maćkowiak
,.
,,' ....y
'¥ y".
: A i',V'< k\ . r-i
I" .. '1
.., ...:; ,
. ,o.. $' " .. "," .",
"j J "o.,ł" ;.
..
.'" " .I
>",.
.
'
.. :
. :: ,ft ,
..
....-.
'"
. -, " T' oli io o . o,
._ o
11<._
't,,
\<{:i ł'
'" ;30"
---'ł .
. ......
-.
o.ł
, 'iIi,'
'"
\.\
.. ".'\1'::.:«
.,
Teatr Polski wprowadził w tym sezonie na swe afisze sztukę Y okio Mishimy "Madame de Sad e" w reżyserii Grzegorza Mrówczyńskiegu, "Wścieklicę" Witacego w reżyserii Jacka Bunscha, fredrowskie "Śluby panieńskie" w reżyserii Mrówczyńskiego oraz bajkę dla dzieci "W Krainie Kłamczuchów", która zapewnić miała frekwencję. W sensie artystycznym jeden spektakl zasługiwał tutaj na uwagę - "Wścieklica", i to głównie ze względu na aktorstwo Małgorzaty Mielcarek-Lektorowiczówy i Mariusza PuchaIskiego w roli tytułowej. W tym sezonie przedmiotem szczególnej uwagi stał się w Poznaniu teatr lalek. Wraz z objęciem dyrekcji artystycznej przez Janusza Ryl-Krystianowskiego zmienił on i profil, i nazwę. Już pierwsze przedstawienia nowego Teatru Animacji jak najlepiej rokowały tej scenie. Inauguracyjny spektakl Krystianowskiego ,,0 chłopie co wszystkich zwodził" Leona Moszczyńskiego pozwolił niemal od razu poznać specyfikę programu artystycznego teatru oraz duże
Olgierd Błażewicz
\\.
,.
i1. ,#i , '::::, .,.,:..;. - 1 '\"J ',...,' j} , 'v ,' -"i "" c' .
'c .
r; .;
.;,;!' ,; ' ,,,f.... '.
-, 10 II:!: f
., ...:II" ,",.;- ;<oO!'.;.' <>., " / '- t_
".
,/
.. '1 ;' ,',,'
\) .
." F.
., j' '\
- .
17 .. {: «r.
>.
I,,",
.";.... .
. .IV.
.'ł. \t , 'ol'." \, '\ .'. : i#;' . :: \ '>, , /!' q:-t;.... ' '.
; , ./:F . . _'llF.,, . .....
...;;,'
Ryc. 2. Najprzyjemniejsza sztuka w repertuarze Teatru Nowego - "Piękna Lucynda" Mariana Hemara. Maria Rybarczyk, Sława Kwaśniewska, Daniela Popławska. Fot. Wojciech Plewińskiaktorskie aspiracje zespołu. Potwierdził je także gęsty od pomysłów, wyraźnie kabaretowy "Tymoteusz i Psiuncio" w reżyserii Zdzisława Reja. Sezon 1990/91 najwięcej zmian przyniósł w Teatrze Nowym. Najbardziej szokujące dla poznańskiej publiczności było pojawienie się na poznańskiej scenie kilku znanych aktorów warszawskich. Dotąd kierunek transferów był jednostronny i prowadził z Poznania do Warszawy. Teraz okazało się, że Teatr Nowy może być dla znanych z ekranu artystów równie atrakcyjnym miejscem pracy jak sceny warszawskie. Dyrektor Korin zaangażował Stanisławę Celińską, Witolda Dębickiego, Marka Obertyna i Aleksandra Machalicę. Teatr zainaugurował sezon "Portretem" Sławomira Mrożka w reżyserii Eugeniusza Korina, potem na małej scenie był utkany z francuskich piosenek spektakl muzyczny "Paris, Paris" w reżyserii śpiewającego aktora Andrzeja Lajborka, a w styczniu na dużą scenę weszła powieściowa "Ferdydurke" Witolda Gombrowicza w adaptacji i reżyserii Waldemara Śmigasiewicza. "Portret" pojawił się na scenie jakby nie w porę. Właśnie opadła na widowni pierwsza wielka fala zachłyśnięcia się wolnością, fascynacji polityką i narodową martyrologią.
W przedstawieniu Korina nie wczorajsza wiara w Stalina była sprawą najważniejszą, lecz problem upływającego czasu. Pokazany on został od strony teatralnej całkiem interesująco, widownia czego innego jednak teraz oczekiwała. I szczerze mówiąc, pierwsza praca nowego dyrektora nie najlepiej została przez widzów przyjęta. Wydała im się nazbyt przeinscenizowana i wykoncypowana. Lepszy odbiór, zwłaszcza u młodej widowni, miał Gombrowicz. Gdyby spektakl skrócić nieco i wprowadzić do niego parę korekt, mogło to być rzeczywiście świetne przedstawienie. A tak odnosiło się wrażenie, jakby tych wszystkich smakowitych igrediencji było w nim za wiele. Wydarzeniem sezonu w Poznaniu miała być w Nowym polska prapremiera "Ghetta" Joshuy Sobola w reżyserii Eugeniusza Korina. Ale czy stała się nim? Podziw budziło świetne aktorstwo, a szacunek ogrom włożonej w przygotowanie przedstawienia pracy. Dla polskich widzów największą barierą w odbiorze okazała się chyba musicalowa formuła spektaklu pozostająca w jakiejś sprzeczności z jego martyrologiczną tematyką. Rzecz cała rozgrywa się bowiem u Sobola w wileńskim getcie lat wojny i okupacji, i opowiada nam pełne tragizmu dzieje fukcjonującego w nim aż do ostatecznej zagłady żydowskiego kabaretu. Świetne role Bożeny Krzyżanowskiej i Mariusza Sabiniewicza, efektowna insceniza.cja i scenografia przemawiały zdecydowanie na korzyść tego spektaklu. Dla wielu jednakże widzów w Polsce ów mariaż musicalu z Holocaustem był trudny do pogodzenia. Publiczność zagraniczna, bardziej oswojona z formą musicalu, odbierała go jednak świetnie, o czym miałem okazję przekonać się podczas festiwalowych występów Teatru Nowego w Lozannie. Teatr Polski zaczął sezon kabaretem według Boya-Żeleńskiego "Bój się Boya" w adaptacji i reżyserii Szczepana Szczykny. Doprawdy jednak trudno było się bać tego Boya; przedstawieniu wyraźnie zabrakło satyrycznego ostrza i odwagi w pokazywaniu tego, co nawet w czasach Boya było w Polsce prowincjonalne i nieeuropejskie. Na Scenie W Malarni Mariusz PuchaIski przygotował spektakl na kanwie "Sporu" Pierre Marivaux "Kobieta i Mężczyzna". Na dużej scenie Conrad Orzewiecki wystawił fredrowską " Zemstę" , Jacek Bunsch "Szewców" Witkacego, a Grzegorz Mrówczyński od dawna zapowiadane "Wyzwolenie" Wyspiańskiego. Wyreżyserowanej przez znakomitego choreografa "Zemście" wyraźnie zabrakło aktorskiej dyscypliny i kultury słowa. "Szewcy" Witkiewicza w reżyserii Jacka Bunscha okazali się już trochę spóźnieni. Jeszcze przed dwoma, trzema laty te same sceny, zdarzenia i postacie widownia odbierałaby z zapartym tchem. Teraz, gdy na politycznej scenie zaczęło być tak, jak u Witkacego, zainteresowanie widowni szewską rewolucją wyraźnie osłabło. Podobnie rzecz miała się z "Wyzwoleniem" Wyspiańskiego w reżyserii Grzegorza Mrówczyńskiego. Było to bardzo efektowne inscenizacyjnie przedstawienie, ale niestety znaczeniowo martwe. Najlepiej działo się w tym sezonie w Teatrze Animacji, a to przede wszystkim za sprawą świetnego, adresowanego w tym samym chyba stopniu do dzieci, jak i dorosłych "Czerwonego Kapturka" w reżyserii Janusza Ryl-Krystianowskiego. Znakomitym pomysłem reżysera okazała się projekcja wszystkich po kolei, opowiadających nam ten sam ciąg zdarzeń, Czerwonych Kapturków. Brzechwy,
Olgierd Błażewicz
'"
.
,,;-; 1i..' -; .. .ł' .
pi:
. '\ .
. ..i.'" \; :. t . r,:" ..... ..'.' ; ;:-.;, '1
V';i.
.'t
..:J,,
,.....'1\ ';'* -.. l ,:.;>' 7:\::,;:i:?: ' I ' <. ,.t,. /. '- ',..- " , -", ., .s: ',ł . :t ' . .:." . ,4.ł;": .. ' .... , .::-. -.... ... . "'"....'\;.... <ł "'1'.;' \".;, . " ".t ...'i -".., ,, ,""
, ,:-.
..........
......ot, . <;.
"...J'I>.-: './j;<:, '
; : .... « '1>,"
'i
t.
, . I >
\ :J ,"", "j . ; ". .
:'" '!
."
:.1.. .
: .'t i ' . . \ l. . t ą: '. \..... : t--».
....2':.
..;:ł ."x. ,
.... .
,...!' '" " .' .. .
:.
. <'Ó"">
",,/I. :'"
.I!I>«."
\:',
: ;.....
Ryc. 3. Hit frekwencyjny teatralnego Poznania "Lot nad kukułczym gniazdem". Scena zbiorowa. Fot, Stefan Okołowicz
Grimmów, Perraulta i najzabawniejszego z nich wszystkich - Mrożka. Ten spektakl świetnie wprowadzał dzieci w świat teatralnej gry i konwencji. A jeszcze lepiej chyba bawił rodziców. Wydarzeniem dla Poznania stała się też pierwsza po latach banicji premiera owianego legendą Teatru Ósmego Dnia. Premierowy spektakl zatytułowany "Ziemia niczyja" pomyślany został przez Lecha Raczaka jako gorzka, a zarazem pełna ironii opowieść o doświadczeniach życiowych dysydentów i emigrantów oraz o ich powrocie do kraju, który okazuje się inny i nie do końca już dla nich zrozumiały. Wraz z powrotem tego teatru z emigracji przybyła Poznaniowi jeszcze jedna stała scena. Jaki jednak był dla teatralnego Poznania ten zapowiadający się na przełomowy sezon? Otóż przede wszystkim teatr zaczął się zmieniać. Jeszcze szybciej jedak zmieniała się otaczająca go rzeczywistość. A to rodziło w teatrze poczucie niepewności i pewnego rodzaju dyskomfortu. Życie teatralne Poznania po raz pierwszy chyba okazało się bogatsze od oferty jego scen stacjonarnych. Przede wszystkim pojawiły się w Scenie na Piętrze gwiazdy aktorskie z Warszawy w rozmaitych małoobsadowych spektaklach. Władze miasta zafundowały też Poznaniowi, w tym i następnym sezonie, całą serię gościnnych występów artystów czołowych polskich scen. Poznań mógł wreszcie zobaczyć ostatni spektakl Tadeusza Kantora "Dziś są moje urodziny", Gardzienice, Akademię Ruchu, Teatr im. Witkiewicza z Zakopanego, Scenę Plastyczną KUL. Na Scenie na Piętrze pokazało się też wielu znanych aktorów - Marek Kondrat z Władysławem Kowalskim
r"" . t-' "t ,;..7"'" -" \' . JI!!IllI' \' ':{'v \ ;, ' . _\
'
, i . ""> . .. '......... ).' A. ,..;/' .t: " , ,; \\' t:t ... ' l .)' ,
. ,II ;":', \.] .
, ,
1. .
<:oc ":'..v.c
'"
.'
......'ł
. "<
"\.: .j
.. .:f<>,;',\"
.
;
.1 l
2"fI
II
<, .... . ,
Ryc. 4. Janusz Andrzejewski w przedstawieniu "Czerwone nosy".
Fot. Stefan Acołowicz
w "Opowiadaniu O Zoo" Albeego, Roman Wilhelmi w "Sammym". Teatr Ósmego Dnia też stał się wkrótce przede wszystkim pełną gości sceną impresaryjną. W kalendarzu wielkich, międzynarodowych, plenerowych imprez pojawił się Festiwal Teatralny na Malcie. I wszystko to stało się wyzwaniem dla stacjonarnych scen Poznania. Wyzwaniem, któremu trzeba było sprostać. Nastroje w środowisku były jednak wówczas jak najgorsze. Nigdy chyba nie było tylu obaw i poczucia niepewności. Pieniędzy brakowało, ale najgorsze było to, że spływały one tak bardzo nieregularnie. "Jak mam planować repertuar" - żalił się podczas dyskusji redakcyjnej w "Głosie" Eugeniusz Korin - "gdy nie wiem, czy będzie mnie stać na «Króla Leara» czy tylko na «Dwoje na huśtawce» i to bez huśtawki."" Tak złej sytuacji, jaka jest obecnie, nigdy dotąd nie widziałem i prawdę mówiąc tego, że jest ona aż tak zła, nie rozumiem" - powiedział podczas tej dyskusji Mariusz Puchalski. - "Bo to, co może jest wielką szansą dla kraju, dla jego gospodarki, najdotkliwiej godzi teraz właśnie w kulturę". Nowy zaczął sezon 1991/92 zapomnianą komedią Włodzimierza Perzyńskiego z lat dwudziestych "Świat się zmienia, czyli Polityka", którą teatr zainteresował się w kontekście zbliżających się wyborów. Ta okraszona muzyką i piosenkami ramotka, opowiadająca o nagłej miłości podczas kampanii wyborczej młodych ludzi o absolutnie odmiennych opcjach politycznych wyraźnie przypadła do gustu publiczności. Potem było autorskie przedstawienie Andrzeja Maleszki "Mama-Nic" adresowane i do dzieci, i do rodziców. Wszystko
Olgierd Błażewicz
I' .. '
r
.;),," <>.
.'t 'f'
-
,, ':' , .'H9" >' ' , .....,.,
- --
-;:--..
< .
f
<.! .
; ,,1' ,-,:::,:' '\' ....... .....1,..
> -j . ł=i
.Oj., ,
.... . v: A "?
,J
''1'.' .. , . ':,;
.'
..
. '1""11
< > -,...
.r
.1: -, < \ -os:
;J
'
.-..
'.
".
,'
Ryc. 5. "Czajka" w reżyserii Eugeniusza Korina. Na pierwszym planie Agnieszka Różańska - Nina. Fot. Bogusław Bieguskipodporządkowane zostało jednak w tym sezonie tej jednej, najważniejszej dla tego teatru premierze szekspirowskiego "Króla Leara" z Tadeuszem Łomnickim w roli tytułowej. Teatr stanął przed wielką, absolutnie wyjątkową szansą. To, że największy współczesny polski aktor postawił na Teatr Nowy i na Eugeniusza Korina jako reżysera, miało przecież swoją wymowę. Premiera zapowiadała się jako wydarzenie w skali kraju. Nie zobaczyliśmy jednak Leara - Łomnickiego. Podczas próby generalnej wielki aktor zasłabł i zmarł 22 lutego 1992 roku na atak serca. Gotowe już przedstawienie nigdy nie weszło na afisze. Po Łomnickim nikt nie chciał zmierzyć się z jego Learem. Potem Marek Obertyn spróbował swych sił jako reżyser, wystawiając, niestety nieporadnie i bez pomysłu, "Don Juana" Moliera. Teatr Polski na małej scenie pokazał sztukę Eugene Ionesco "Król umiera, czyli ceremonie", w reżyserii Jacka Bunscha. Na dużą scenę wprowadził G. Mrówczyński najbardziej kasową farsę tych lat z repertuaru londyńskiego East Endu "Czego nie widać" Michaela Frayna. Farsa rzeczywiście okazała się w samym swym pomyśle bardzo zabawna i pełna gagów. U poznaniaków cieszyła się sporym wzięciem, mimo iż wykonawstwo tak wiele pozostawiało do życzenia. Jak się bowiem okazało, aktorzy nieporównanie lepiej radzili sobie z "Dziadami" i z Witkacym, niż z najzwyczajniejszą na świecie współczesną farsą. I trudno się temu nawet dziwić. W czymś takim nigdy dotąd nie grali,a fars z londyńskiego East Endu czy nowojorskiego Broadwayu nigdy zapewne nie oglądali. Podobnym niepowodzeniem zakończyła sie też próba zrealizowania współczesnego polskiego musicalu. "Zęby 2" Marka Koterskiego na scenie nie obroniły się, z wyjątkiem może samej muzyki Grzegorza Stróżniaka. Najbardziej udane, a zarazem kasowe okazało się przedstawienie dla dzieci, "Przyjaciele wesołego diabła" według Kornela Makuszyńskiego.
W następnym sezonie Teatr Polski znalazł się nieoczekiwanie na czołówkach gazet. Nie za sprawą sztuki jednak, lecz ujawnionej przez NIK malwersacji i niegospodarności. Ostatni sezon dyrekcji G. Mrówczyńskiego został przez zarządzającego teatrem wojewodę skrócony. A rozpoczął się on nader efektownie premierą "Nawróconego w Jaffie", według Marka Hłaski z gościnnie występującym Januszem Gajosem. Menedżerskich talentów nie można było dyrektorowi G. Mrówczyńskiemu odmówić, chociaż one to właśnie de facto go zgubiły. Pomysł ze ściągnięciem do Poznania J. Gajosa rzeczywiście odpowiadał zapotrzebowaniu widowni na wielkie aktorskie nazwiska. Przedstawienie Jana Buchwalda wielkim dziełem wprawdzie nie było, niemniej mogło aktorsko publiczność usatysfakcjonować i to nie tylko w kontekście roli Roberta - Janusza Gajosa, ale i partnerującego mu Mariusza PuchaIskiego. Teatr dał jeszcze w tym sezonie dwie premiery. Na małej scenie pokazał wystawioną bez powodzenia z okazji Dni Dramatu Emigracyjnego sztukę Andrzeja Bobkowskiego "Czarny piasek", na dużą natomiast wprowadził sztukę Sławomira Mrożka z 1980 roku "Pieszo" w reżyserii Krzysztofa Rościszewskiego i scenografii Henryka Regimowicza. I wcale niezłe było to przedstawienie. Chociaż nie za bardzo może odpowiadało ono wówczas zapotrzebowaniu widowni na piękny i wzniosły obraz powracającego z wojny Polaka. U Mrożka ten obraz był gorzki, ironiczny i groteskowy, ale przez to chyba bardziej prawdziwy. Kolejną premierą miała być "Balladyna" Słowackiego w reżyserii Grzegorza Mrówczyńskiego i scenografii Zbigniewa Bednarowicza. Do premiery jej już jednak nie doszło. W marcu, w pełni sezonu, w trybie pilnym dyrektor Mrówczyński został odwołany w wyniku ujawnionych przez NIK nadużyć. Większość zarzutów nie potwierdziła się. Dyrektora zgubiło to, co wydawało się największą jego zaletą - menedżerskie talenty w pozyskiwaniu pieniędzy dla teatru. Teatr Polski kończył sezon pod komisarycznym zarządem. Nowy dyrektor wyłoniony miał zostać w drodze konkursu. Inaczej więc niż dyrekcja Cywińskiej w Teatrze Nowym dobiegła końca jedenastoletnia kadencja Grzegorza Mrówczyńskiego w Polskim. Na taki tryb rozstania z teatrem z całą pewnością sobie jednak nie zasłużył. W konkursowe szranki stanęło 11 kandydatów. Nowym dyrektorem z konkursu został Zbigniew Jaśkiewicz, przed laty zastępca I. Cywińskiej w Teatrze Nowym. Obowiązki dyrektora artystycznego objął jeden z czołowych aktorów Teatru Nowego czasów Cywińskiej Jerzy Stasiuk.
Dla Teatru Nowego był to natomiast świetny sezon. I nigdy chyba w jednym sezonie nie miał on aż tylu tak dobrze przyjętych przez widzów i krytykę premier. Absolutnym hitem okazała się przygotowana na Dni Dramatu Emigracyjnego "Piękna Lucynda" Mariana Hemara. Rzecz zapowiadała się jako
Olgierd Błażewicz
. .....
.L :
'r ł. J
/I
.,
...
"\" - ! <.
'" "
, .
r { ,( :,' " ;;,;.;.--'
...
" ,
, , .' < N. Y
.. "''f:;-:,':'.';; .' .. "'::. ....>..2..;f::<):: ..:: , "', ::;..{;,.:,,, : ...., ';,': .....:',.\iIIIt... ,,.. ...... .. :: .h';;::, . _..... N ';:'fi.;_., ..;,...._*,...' ._ "'.......a<::. .....,.._
!lo
Ryc. 6. "Nawrócony w Jaffie" Marka Hłaski w Teatrze Polskim w Poznaniu. Na zdjęciu Janusz Gajos, Józef Jachowicz, Mariusz Puchaiski. Fot. Bogusław Bieguskiukłon w stronę zaproszonego na premierę polskiego Londynu oraz pastiszem podszyta stylowa zabawa. Reżyser tyle jednak przydał tej przeróbce "Natrętów" Bielawskiego sytuacyjnego humoru i dowcipu, że spektakl aż iskrzył od pomysłów oraz funkcjonujących poza tekstem gagów. Najzabawniejsza chyba była tu otwierająca spektakl scena, w której to trzy wyraźnie znudzone sobą aktorki-muzy: Krystyna Feldman, Sława Kwaśniewska i Kazimiera Nogajówna, z najwyższym przerażeniem dostrzegają odsłoniętą kurtynę i czują się zmuszone coś zagrać. I w chwilę potem ta druga, w której zakochanemu poecie Mariuszowi Sabiniewiczowi unosząca się nad nim w powietrzu Muza podpowiada rymy. Przedstawienie bardzo podobało się i w Poznaniu, i w Łodzi na Festiwalu Sztuk Przyjemnych, na którym to uznane zostało za najprzyjemniejsze i dostało główne nagrody, i w czasie gościnnych występów w Warszawie. Co najmniej interesująca okazała się także w Nowym farsa George'a Taboriego o młodym Hitlerze oraz opiekującym się nim starym Żydzie Herzlu "Mein Kampf". Krzysztof Nazar wystawił ją na sposób ekspresjonistyczny w stylistyce przedwojennego niemieckiego teatru, dla którego wszystko było kabaretem. Ta farsa wcale nie była więc zabawna. Chwilami ze sceny wiało grozą. Świetnie z tymi arcytrudnymi rolami poradzili sobie aktorzy. Ileż wyrazu miał stary Herzl Michała Grudzińskiego! Kolejną premierą na Scenie Nowej był monodram na kanwie "Morfiny" Michaiła Bułhakowa w wykonaniu Janusza Andrzejewskiego i w reżyserii Macieja Wojtyszki. Ale przedstawieniem sezonu stała się chyba w Nowym realizacja sceniczna sztuki angielskiego
Ryc. 7. "Szewcy" Witkacego w reżyserii Jacka Bunscha.
Na planie pierwszym Małgorzata Mielcarek - Księżna
A'MlO .,.
, :;
_"ł«
, ""II ifł'l:, ,( l; { ,
Lj _'ó
, "*' '-.,' }o,"
,.
.
'''I>.''' -"
- ' f ;, '-.... ;,."'. "I!;. -- __ " - \ '''"- -/ J - -'I. - A' - - \ I
.;."
, ,
_tjAt }-&.., -
/;..\ ;":
. -. r, "," 'bc.q,Ą,;V,'Ił>_<';""+"",v".
tJi : <1="'= '".
-'
,........ .
.
. "'.>.f .".- '(> j!J'
'- l__ - .',':lY f ''t: . " I .,
>. "'-.:;:"
pisarza Petera Barnesa "Czerwone nosy" w reżyserii Eugeniusza Korina i scenografii Pawła Dobrzyckiego. Sztuka o pustoszącej czternastowieczną Francję zarazie okazała się jak najbardziej współczesna w swym przesłaniu o potrzebie miłości, radości, uśmiechu i konieczności odrzucenia ślepej wiary we wszelkie nakazujące czynić coś wbrew naszym przekonaniom autorytety. I znowu był to świetny aktorsko, typowo ansamblowy spektakl, z prawdziwymi perełkami aktorskimi Witolda Dębickiego, Michała Grudzińskiego, Aleksandra Machalicy. Sezon 1993/94 zaczął Nowy premierą amerykańskiego "Lotu nad kukułczym gniazdem", według głośnej i tak świetnie przez Milosa Formana zekranizowanej powieści Kena Kesseya. Do realizacji tego spektaklu dyrektor Korin zaprosił i reżysera, i scenografa ze Stanów Zjednoczonych - Dale Hamiltona i Geffrey'a Stuarta - Guzika. I znowu był to przede wszystkim świetny
Olgierd Błażewiczaktorsko spektakl, nie tak może głęboki w swym przesłaniu, jak film czy głośne przed laty warszawskie przedstawiewienie Teatru Powszechnego, ale za to bardzo widowiskowy i po prostu świetnie teatralnie skrojony. A przy tym zaopatrzony przez reżysera w zaskakujące nas nieco przesłanie o potrzebie zachowania swej kulturowej tożsamości i nie uleganiu amerykanizacji. Spektakl ten, jak żaden chyba, przypadł poznańskiej publiczości do gustu. I trudno chyba się temu dziwić w kontekście świetnych aktorsko ról Danieli Popławskiej, Mariusza Sabiniewicza, Aleksandra Machalicy, Mirosława Konarowskiego. Wielkie oczekiwania wzbudziła też następna premiera w Nowym - "Śmierć i dziewczyna" Ariela Dorfmana, a związane one były zarówno z reżyserem przedstawienia, Krzysztofem Zanussim, jak i zaproszoną do zagrania gościnnie głównej roli Joanną Szczepkowską. Ten spektakl wielkich nazwisk po prawdzie jednak trochę rozczarował. Sztuka okazała się trochę przereklamowana, a przedstawienie jakby nie do końca na sposób teatralny wyreżyserowane. Wszystko to sprawiło, że Szczepkowska nie była chyba w stanie zademonstrować w nim całego swojego aktorskiego kunsztu. Mieszane odczucia budził też premierowy spektakl "Trucizny teatru" Rodolfa Sirery w reżyserii Krzysztofa Warlikowskiego. A był w tym i podziw dla interesującej teatralizacji, i pewna podejrzliwość wobec pretensjonalnej konstrukcji sztuki i fabuły. Ambiwalentne odczucia budziła także realizacja sceniczna komedii Carla Goldoniego "Sługa dwóch panów" w gościnnej reżyserii Romana Kordzińskiego. Ujawniła ona jednakże autentyczny talent komediowy młodego, rozpoczyna'ącego dopiero pracę w tym teatrze aktora Mirosława Kropielnickiego w brawurowo zagranej roli Truffaldina. Podobnie nie do końca przekonywał kształt sceniczny "Antygony w Nowym Jorku" Janusza Głowackiego w reżyserii Roberta Glińskiego. Ta świetnie napisana sztuka o bezdomnych z nowojorskiego parku w założeniu autora miała mieć w sobie coś z greckiej tragedii, nie przestając równocześnie być pełną gagów współczesną komedią. W poznańskim spektaklu cała ta jej komediowość została jednak aż do przesady stonowana. Sztuka zyskała przez to szerszy i bardziej uniwersalny wymiar, ale widzów nie bawiła. Nowi natomiast dyrektorzy Teatru Polskiego, rozpoczynając sezon, znaleźli się w nader trudnej sytuacji. Teatr absolutnie nie miał co grać, zespół był rozbity i zdekompletowany. Sezon zaczął się ewidentnym falstartem. Typowo kameralna etiuda aktorska na małą scenę, staropolska "Komedyja Lopesa Starego ze Spirydonem" Herakliusza Lubomirskiego w reżyserii Tomasza Szymańskiego, przeniesiona na dużą scenę w naj mniejszym stopniu się na niej nie sprawdziła. I po kilku zaledwie przedstawieniach padła. Jako sprawdzian możliwości zespołu pomyślana została następna premiera "Nasze miasto" Thorntona Wildera w gościnnej reżyserii Jana Błeszyńskiego. Spektakl był na miarę możliwości zespołu wcale sprawnie wyreżyserowany i wykonany. Wydaje się jednak, że sztuka sprzed lat wielu o ludziach i problemach amerykańskiej prowinicji nie za bardzo chyba odpowiadała oczekiwaniom widowni. Podobnie rzecz miała się z wystawioną na małej scenie przez Stefana Szaciłowskiego komedią Joe Ortona "Zabawiając pana Sloane'a". Mieszane
,.' ..
>.fIlI!!/t,;....... ',.....n'\",....
., .....
!"":,v:.
'.J ; .::: '>;;;
t..
<
, '.
, ,
.'-. ....... ,
-.
, , ...
,r/ItIl.
ł. o,!
Ryc. 8. "Nasze miasto" Wildera. Jacek Pawlak - Webb i Katarzyna Traczyńska - Emilka. Fot. Romuald Sakowiczodczucia budziła też wystawiana na Scenie w Malarni odstręczająca widzów drastycznością sytuacji, sztuka Mario Vargasa Llosy "Chunga" w reżyserii Tomasza Zygadły. Dopiero piąta z kolei pozycja repertuarowa sezonu okazała się w pełni udana. A był nią "Dekameron" Boccaccia w reżyserii Jacka Bunscha i scenografii Jadwigi Mydlarskiej-Kowal. Największym walorem tego przedstawienia była świetna plastyka i muzyka. Ale i aktorsko było tu zaskakująco dobre. A trzy co najmniej role - Małgorzaty Mielcarek, Waldemara Obł ozy i Janusza Stolarskiego - zasługiwały w nim na uwagę. Sukces spektaklu wyraźnie podbudował zespół. Raz jeszcze okazało się, co jest w stanie wykrzesać z aktorów naprawdę dobry, profesjonalny reżyser. Tym większe więc były nasze oczekiwania pod adresem następnej premiery, od dość dawna nie oglądanego w Poznaniu Szekspira. Wybór padł na "Juliusza Cezara", którego to Leszek Goliński wcześniej wystawił w teatrze Słowackiego w Krakowie i to właśnie z Jerzym Stasiukiem w roli tytułowej. Był to spektakl bardzo efektowny inscenizacyjnie, ale trochę jednak martwy i operowy. I niewiele mu pomogło dobre aktorstwo odtwórców obu ról pierwszoplanowych - Jerzego Stasiuka - Cezara i Tomasza Międzika - Brutusa.
W tym sezonie znowu kazał przypornieć o sobie Teatr Animacji. Absolutnym hitem okazał się tutaj montaż dydaktycznych i bogoojczyźnianych polskich rymowanek dla dzieci w reżyserii Janusza Ryl-Krystianowskiego, zatytułowany dość dziwnie "Ribidi rabidi knoll". Zaproponował on widzom coś
Olgierd Błażewiczwięcej niż tylko świetną teatralną kabaretem podszytą zabawę. Powstał z tego taki mały pamflet na Polskę zdziecinniałą i sklerotyczną. Było w tym przedstawieniu coś z publicystyki Stanisława Brzozowskiego i coś z Gombrowicza. Ale były w nim też zaskakująco finezyjne aktorsko role Marcina Ryl-Krystianowskiego i Lecha Chojnackiego. Przedstawieniem tym Teatr Animacji zrobił furorę i na festiwalu teatru lalek i podczas gościnnych występów w Warszawie. Wyraźnie zaistniały też w Poznaniu jeszcze dwa teatry adresujące swe przedstawienia głównie do dzieci. Teatr Wierzbak i rekrutujący się również z aktorów dawnego poznańskiego "Marcinka" Teatr Obok. Wierzbak Bogdana Wąsiela dał dwie premiery - "Spazm" i "Cecylię", Teatr Obok pokazał m.in. "Pastorałkę dziecięcą" Tytusa Czyżewskiego. Omawiając dokonania teatralnego Poznania tych lat, nie sposób pominąć pierwszego po rozstaniu z Teatrem Ósmego Dnia spektaklu autorskiego Lecha Raczaka "Orbis Tertius" . Było to interesujące przedstawienie, ale jakby wewnętrznie pęknięte. Świetny spektakl bez niemal żadnego kośćca dramaturgicznego. I przez to chyba był on tak trudny w odbiorze. Teatr Ósmego Dnia po rozstaniu z Raczakiem przede wszystkim stał się główną sceną impresaryjną teatru alternatywnego, miejscem gościnnych występów, spotkań, dyskusji. Dał on jednak również dwie własne premiery, jedną plenerową zatytułowaną "Sabat" i drugą przygotowaną w stałej siedzibie na 3D-lecie teatru "Tańcz, póki możesz". I ona to potwierdziła, że ten teatr nadal żyje i jest w stanie nam coś powiedzieć od siebie o Polsce i o życiu. O tej zdającej się nie mieć końca gonitwie i chaosie. Teatr Nowy po swych ubiegłorocznych sukcesach frekwencyjnych znalazł się w sezonie 1994/95 w doprawdy komfortowej sytuacji. Wszystkie jego przedstawienia świetnie się sprzedawały, a to sprawiło, że wprowadził on na swe afisze jedną tylko premierę. Trzeba jednak przyznać, że na ten swój sukces u widzów uczciwie sobie zapracował, powołując do życia i "kuchnię teatralną", i Scenę Verbum. I w którymś momencie wszystkie te jego działania i programy edukacyjne zaczęły mu po prostu na widowni procentować. Tą jedyną premierą roku była w Nowym opera bluesowa Jacka Kaczmarskiego do muzyki Jerzego Satanowskiego "Kuglarze i wisielcy". Był to utkany z piosenek Satanowskiego musical, któremu reżyser spektaklu Krzysztof Zaleski nadał kształt barwnego kostiumowego widowiska. Temu świetnemu w sensie inscenizacyjnym i aktorskim przedstawieniu wyraźnie zabrakło jednak jakiegoś przesłania lub chociażby tylko współczesnego punktu odniesienia. Dużym natomiast odkryciem tego przedstawienia okazała się świetna rola nowej, młodej aktorki Bożeny Borowskiej jako Królowej Anny.
Diametralnie inna była sytuacja w Polskim, któremu ewidentnie brakowało już teraz wszystkiego: i repertuaru, i reżyserów, i aktorów, i co najgorsze także widzów. Z końcem sezonu nie bez powodzenia wystawił on w amfiteatrze na Cytadeli na zakończenie festiwalu maltańskiego "Antygonę" Sofoklesa w reżyserii Jerzego Moszkowicza. I tam, to wielkie widowisko plenerowe, rozgrywające się nocą w tłumie statystów w blasku ognia i dymu, pozostawiło po sobie jak najlepsze wrażenie. Przeniesione jednak po wakacjach na scenę pudełkową Teatru Polskiego absolutnie rozsypało się. Następna premiera na
:f' :i
.-Ą
- ?
. .
r
'"
:łi;' .' I . ' .'< Y"... \' <;.
':, ." t
nł;,
'-:"'. '.
:IIi> y "" -'e< ,... .'t' ,: :" ,- . : .,. n .. -, " ,,-, . ,\ .. >,' , t..:: .;
.,.:>...
,{
'",
'\ .
t, .'
.
r f I
'.
t ' '. ł;
".;", ,'''''. <'r::"l"
"Ih. '." ., ..
....,,' "" ': J< '-
.:''''
",
.
.. ł!. '
... . ' 3 .
.--:.'
.-i
Ryc. 9. "Don Kichote" w reżyserii Jacka Bunscha. Scena zbiorowa. Fot. Marek Grotowskimałej Scenie w Malarni również nie przysporzyła mu widzów. Szlachetna w swych intencjach sztuka chińskiego dysydenta Gao Xingjiana o tragicznych wydarzeniach na pekińskim placu Tian'anmen w reżyserii Edwarda Wojtaszka stała się trudnym testem dla widzów. Kolejną pozycją w repertuarze tego teatru był monodram Philipa Dimitri Galasa "Zemsta czerwonych bucików" w wykonaniu Janusza Stolarskiego, który też nie był chyba w stanie porwać widowni. Na dodatek w tym właśnie czasie zaczęły się w teatrze waśnie i spory. I coraz trudniej było dyrektorowi naczelnemu znaleźć wspólny język z artystycznym, a artystycznemu z naczelnym. Z końcem roku w trakcie przygotowań do premiery "Pana Jowialskiego" dyrektorzy rozstali się. Odszedł Stasiuk, Jaśkiewicz pozostał. "Pan Jowialski" w reżyserii Romana Kordzińskiego zapoczątkował natomiast w Teatrze Polskim całą serię wyjątkowo nieśmiesznych komedii. Nawet farsa Schisgala "Sie kochamy" w przedstawieniu zagranym i wyreżyserowanym przez aktorów tego teatru bardziej przywodziła na myśl dramat społeczny niż komedię. Podobnie rzecz miała się z "Małym ilustrowanym karawanem" Henri Pierre Cami. Wprowadzono go na afisze, by śmieszył, a nie śmieszył. Z naprawdę szerokim zaintersowaniem w tym sezonie spotkała się tylko bajka dla dzieci "Tajemniczy ogród" Frances Burnett w reżyserii Edwarda Warzechy. Teatr Polski u progu swojego tak świetnego jubileuszu 120-lecia istnienia znalazł się w poważnym kryzysie. Nadzieją władz, zespołu i dyrektora Jaśkiewicza był teraz Lech Raczak, który zastąpił w połowie sezonu Jerzego Stasiuka w obowiązkach dyrektora artystycznego.
Olgierd Błażewicz
Ryc. 10. Największy przebój Teatru Animacji "Ribidi rabidi Knoll". Fot. Adam BernardiIii '" -<0 'j
.....
'-:!Ii1. " ....-$<' .,: .
'i,<,, ,<\: '!. i .' A;... "', <- ,,=- ::\4 -:> , _ _ ...:< < . ..< ..;..t;'.
..
'.
,,:'; la.
, j
!\ >' :Ii",," "<:n;"-"""'''I'< łi>
-. '" - .......
.,
:'" ""-< . /i" < ''I;y I- ' _,o
W Teatrze Nowym sezon 1995/96 upłynął pod znakiem trzech premier.
Na dużą scenę Krzysztof Warlikowski wprowadził głośną sztukę francuskiego dramaturga Roberta Koltesa "Roberto Zucco". Dwie pozostałe stały się udziałem Eugeniusza Korina, który na małej scenie nader zgrabnie wystawił "Zagraj to jeszcze raz, Sam" Woody Allena, a na dużej pokazał wreszcie od dawna zapowiadaną "Czajkę" Czechowa w nowym, własnym przekładzie. I wszystkie przedstawienia sezonu były tym razem udane. Mroczny i straszny spektakl Koltesa był próbą rozmowy z widzem o najstraszniejszej pladze naszych czasów, jaką stała się teraz przemoc połączona z okrucieństwem. Kilka ról i postaci zwracało w tym przedsawieniu szczególną uwagę. Świetny debiut Agnieszki Różańskiej w roli Dziewczynki, rola tytułowa Redbata Klijinstry. Bardzo teatralnie i aktorsko udane było też przedstawienie Woody Allena. Wreszcie publiczność poznańska mogła obejrzeć dobrze napisaną i równie dobrze zagraną współczesną komedię z kilkoma świetnymi rolami Mirosława Kropielnickiego, pozyskanej z Teatru Polskiego Małgorzaty Mielcarek oraz niedawnego jej kolegi z tego teatru Mariusza Puchalskiego w roli filmowego Bogarta. Tym największym jednak wyzwaniem, a zarazem rzeczywistym sprawdzianem możliwości aktorskich zespołu, stać się miało dla Teatru Nowego premierowe przedstawienie " Czajki" . Czechow Korina był trochę inny, bardziej współczesny i opowiedziany na sposób filmowy. Przede wszystkim był to jednak spektakl typowo aktorski, spektakl z kilkoma co najmniej świetnymi aktorsko rolami: Agnieszki Różańskiej - Niny, Haliny Skoczyńskiej - Arkadiny,
Aleksandra Machalicy - Dorna. Przedstawienie Korina wyraźnie zaistniało w Kaliszu na festiwalu. Główną nagrodę aktorską otrzymała Agnieszka Różańska, z nagrodą wróciła też z Kalisza Grażyna Choroszy - Masza. Dla Teatru Polskiego ten sezon nie był tak udany, niemniej zdecydowanie lepszy od poprzedniego. Pierwsza pozycja repertuarowa sezonu, szekspirowskie "Jak wam się podoba" w reżyserii Jacka Zembrzuskiego, tego jeszcze nie zapowiadała. Przedstawienie zbudowane zostało na jednym tylko reżyserskim pomyśle - wyłącznie męska aktorska obsada. Świetna rosyjska sztuka "Noc Walpurgii" Wieniedikta Jerofiejewa zbyt płasko, jednoznacznie i niepotrzebnie tak kabaretowo odczytana została przez Waldemara Modestowicza. Ten swoisty poemat o ludziach radzieckich znajdujących dla siebie azyl tylko w pijaństwie zupełnie niepotrzebnie ubrany został przez reżysera w formę pierszomajowej akademii. Trzy następne premiery były już jednak nieporównanie lepsze i ciekawsze. "Edmond" Davida Mameta w reżyserii Lecha Raczaka, "Droga do Mekki" Athola Fugarda i "Pan Paweł" Tankreda Dorsta. Przedstawienie Mameta miało jedną niewątpliwą zaletę. Nie był to kolejny spektakl o niczym. Szczególnie udane było przedstawienie Fugarda z udziałem aktorów z zewnątrz - Kazimiery Nogajówny i Mariana Pogasza. Ale tym najlepszym przedstawieniem sezonu był świetnie zorganizowany i zwizualizowany "Don Kichote" Cervantesa w adaptacji i reżyserii Jacka Bunscha i w scenografii Jadwigi Mydlarskiej-Kowal. Jaki był teatralny Poznań przez ostatnie siedem lat dzielących nas od tamtego wielkiego historycznego przełomu? Otóż przede wszystkim nie sprawdziły się proroctwa o nieuchronnym zmierzchu niepotrzebnego już teraz widzom teatru. W Poznaniu stało się wręcz przeciwnie. Obserwując tłumy na festiwalowej Malcie, na przedstawieniach Forum Teatrów Szkolnych, w Teatrze Nowym lub na gościnnych występach tuzów aktorskich Warszawy, można było odnieść wrażenie, że Poznań zakochał się w teatrze. Że właśnie w tym mieście jest ta świetna i tak spragniona dobrego teatru publiczność. Nieuzasadniony okazał się też na szczęście paniczny strach teatrów przed komunalizacją. Pieniędzy teatrom jak brakowało, tak brakuje. Nie ma już jednak tego panicznego strachu przed nieznanym. Czego przez te lata teatr nauczył się? Przede wszystkim tego, że teraz znowu, tak jak przed wojną, o wszystkim decyduje P.T. łaskawa publiczność.
Powyższy artykuł jest częścią publikacji Kronika Miasta Poznania 1996 R.64 Nr4; Lata dwudzieste, lata trzydzieste dostępnej w Wielkopolskiej Bibliotece Cyfrowej dla wszystkich w zakresie dozwolonego użytku. Właścicielem praw jest Wydawnictwo Miejskie w Poznaniu.