DWA NIEZNANE OPISY POZNANIA Z LAT DWUDZIESTYCH, CZYLI BAROKOWE HEŁMY NA WIEŻACH CESARSKIEGO ZAMKU I PULSUJĄCE TĘTNO MIASTA
Kronika Miasta Poznania 1996 R.64 Nr4; Lata dwudzieste, lata trzydzieste
Czas czytania: ok. 16 min.W stęp, wybór i opracowanie MAGDALENA W ARKOCZEWSKA
D wa teksty zaprezentowane poniżej opisują Poznań lat dwudziestych. Powstały przed Powszechną Wystawą Krajową i w obu czuje się już atmosferę wystawowej gorączki, która wkrótce ogarnęła poznaniaków. Każdy z autorów miał własne spojrzenie na miasto, inaczej je widział i z obserwacji wyciągał inne wnioski. Ludwik Puget (Puszet, de Puget), zwany także Pięknym Lulu, był krakowianinem, który w Poznaniu spędził kilka lat. Bywał tu przelotnie w roku 1901, 1923 i od września 1926 do października 1927. Od 1928 do 1935 roku mieszkał w Poznańskiem stale, pisywał artykuły i eseje do redagowanego przez Witolda Noskowskiego Działu Kultury i Sztuki "Kuriera Poznańskiego", z którego pochodzi także niżej drukowany felieton. W roku 1929 na zlecenie Departamentu Sztuki Ministerstwa Wyznań Religijnych i Oświecenia Publicznego kierował pracami zmierzającymi do przystosowania dawnego cesarskiego zamku na cele reprezentacyjne jako rezydencji Prezydenta Rzeczypospolitej. W latach 1931-1933 był kustoszem Muzeum Miejskiego. W pamięci poznaniaków, utrwalonej np. w Księdze mojego miasta Leonarda Turkowskiego, zapisał się przede wszystkim jako postać barwna, malownicza i niekonwencjonalna. Rzeźbiarz, felietonista i satyryk był spiritus movens życia artystycznego utrzymanego w tradycji krakowskiego Zielonego Balonika. W 1932 roku założył "Różową Kukułkę", literacko-artystyczny kabaret, dla którego pisał teksty, zabawne, nieco sentymentalne fraszki i sam je prezentował na scenie. Współpracowali z nim m.in. Artur Maria Swinarski, Jerzy Gerżabek, Jan Sztaudynger. Na Poznań patrzył krytycznie - doceniał urodę zabytkowej architektury Starego Miasta, cieszył się nowymi gmachami, które powstawały już pod polskimi rządami, nie akceptował natomiast tego wszystkiego, co zbudowanow XIX i na początku XX wieku. Widział w architekturze tego czasu - nie bez pewnych racji - przejaw dominacji rządów niemieckich, które narzuciły polskiemu miastu zabudowę wyrażającą obcą dla Polaków ideologię. Takie "narodowe" spojrzenie na architekturę nakładało się na panujące powszechnie, nie tylko na ziemiach polskich, niezrozumienie dla dziewiętnastowiecznego historyzmu, odmawiające architektom i budowniczym działającym w tej epoce oryginalności, zarzucające im wtórność i kopiowanie bądź nieudolną kompilację stylów historycznych. Puget przyznawał wprawdzie, że niektóre ze wzniesionych wówczas gmachów (np. Muzeum i Teatr Wielki) pozostaną świadectwem dobrej architektury, ale nie akceptował całości programu budowlanego władz niemieckich, nie dostrzegał nawet urbanistycznej perfekcji Josepha Stiibbena. Totalna krytyka architektury cesarskiego zamku doprowadziła go do pomysłu "oswojenia" tego gmachu w polskim pejzażu i do wniosków, które z dzisiejszego punktu widzenia wydają się zgoła kuriozalne. Anonimowy autor drugiego tekstu spoglądał na Poznań zupełnie inaczej.
Histońa, zabytki pojawiają się jakby w tle jego rozważań, najważniejsze jest natomiast cywilizacyjne oblicze Poznania, jego wielkomiejskość, szerokie, czyste i ruchliwe ulice, piękne sklepy, restauracje i kawiarnie. Dzięki swobodnej, felietonowej formie opowiadania autor mógł w ciepłych słowach zwrócić uwagę na charakterystyczne typy pojawiające się na ulicach i ożywiające miejski pejzaż, opisać najpiękniejsze, jego zdaniem, fragmenty miasta. Do tekstu przygotowanego w związku z PeWuKą dołączono krótkie monografie reklamujące kilkanaście firm, które zresztą zapewne sponsorowały wydawnictwo. Oba teksty publikowane są według obowiązujących zasad, z zachowaniem oryginalnej pisowni i interpunkcji. Przypisy pochodzą od wydawcy.
PRZYPISY:l Leonard Turkowski, Księga mojego miasta. Poznańskie wspomnienia z lat 1919-1939, Poznań 1983, s. 109-114; Władysław Czarnecki, To był też mój Poznań, Poznań 1987, s. 34-35; PSB.
Ludwik Pugeto WYGLĄD POZNANIA
LUDWIK PUGET
Odbitka z Działu Kultury i Sztuki "Kurjera Poznańskiego", nakładem autora, czcionkami Drukarni Polskiej T. A. Poznań, Poznań 1928
Niedawno temu, przepędziwszy szereg tygodni wśród rozpaczliwych alpejskich śniegów, i wydostawszy się z krainy szaletów, krów i czekolady, oglądałem zieleniejącą już Europę tern świeżem okiem, jakie się ma, wychodząc z otoczenia martwych murów pomiędzy ludzi i żywą przyrodę. Łagodna, pełna dobrobytu, okolica Lichtensteinu, kawałeczek Austrji, gdzie publiczne gmachy Bregencji zachowały coś z cesarskiego majestatu i jakiś pół-włoski, pół-czeski charakter, zielone łąki bawarskie, wszystko to wydawało mi się cudownie sympatyczne. Ale dopiero, jadąc następnego poranka przez ulice Berlina, uczułem się nagle - o ironjo, o zgrozo! - jak w domu. Bardzo mało bywałem w Berlinie i z pewnością nigdy się tam nie czułem zadomowiony. Ale te domy, sklepy, szyldy... Poprostu miałem wrażenie, że jestem w Poznaniu! Zdawało mi się, że lada chwila wysunie się z za węgła tramwaj z napisem "Śródka" lub "Jeżyce", że uszedłszy kilkaset kroków dalej, oddam walizkę memu staremu znajomemu, port jerowi w Bazarze. Hm..! niema się co łudzić. Oczywiście to nie Berlin jest tak podobny do Poznania, ale Poznań do Berlina. O zgrozo! Ten skandal musi ustać. Powoli i cierpliwie, ale musimy mu położyć koniec.
Mimo całego uznania dla Niemców, ich miast, ulic, cegieł i sklepów, granica polsko-niemiecka musi się dla oka oznaczać czemś więcej, niż czerwono-białemi barjerkarni za Zbąszyniem. Popod plugastwem galicyjskiej Rudolphskasarni, popod rosyjską ponurością monotonnych fasad warszawskich o wąziutkich oknach, które nadają budynkom wygląd przybytku morderców, łatwo możemy, usuwając w myśli to alluwium, odnaleźć pierwotny wygląd polskiego miasta, epokę, na której budować należy dalszą jego architektoniczną postać. Prusacy zawalili Wielkopolskę większym ciężarem cywilizacji i pracy, miljony pożytecznych cegieł przygniotły miasta i miasteczka grubą skorupą niemieckich form. Niema mowy o tern, aby ją za jednym zamachem usunąć. Ale musimy ją konsekwentnie kruszyć, dopóki nie zniknie z powierzchni ziemi polskiej. O niemieckim wyglądzie Poznania mówią równie dobrze niechętni Warszawiacy, jak rozczarowani Francuzi, wszyscy przyjmują ten fakt, tak jak nieładny
LUDWIK PUGETo WYGL,Ą,D POZNANIA
OD81'1'B.& li DZI4łoU Km.. '1'01' . BITni ....UlI.
IlU po_AłaJm:ao" _.KI.&... AUTO.. CSCIOJIKAID D811UBIII POLIIUU '1'. .a. PO...... PDIi.U .1.1kolor oczu jakiejś kobiety lub śmiesznie mały wzrost danego jegomościa. Lecz, jeśli żadna kosmetyczka nie zmieni koloru ludzkich oczu, ani żaden z nas, "myśląc, nie może dodać łokcia wzrostu swego", to miasta mają żywot długi, człowiek stwarza je i przetwarza, powoli, ale dowoli. Do Poznania zabrać się musimy odrazu i nie ustać, dopóki podróżnik, patrzący z okien auta na jego ulice nie będzie miał, nawet nie czytając napisów, niezawodnego wrażenia, że jest w Polsce, tak samo jak ten, który dwieście lat temu wysiadał z kolasy przed ratuszem na Rynku, widział odrazu, że się znajduje w tym samym kraju, w którym leży Kraków i Wilno, Warszawa i Tarnów. Jak się do tego zabrać? Rozróżnić możemy w Poznaniu trzy elementy. Pierwszy, to stary Poznań; pochowane po kątach Katarzynki, Fara, kościół św. Wojciecha, różne dawne uliczki, jak Dominikańska, Mokra, Kozia, Jezuicka}, etc., Stary Rynek, Ratusz. Śliczne, malownicze i swojskie zabytki. One tworzą pergamina szlacheckie polskiego Poznania, choć poplamione i - jak mówiliśmy - schowane w kąt. Należy je odczyszczać i wydobywać z ukrycia. Odczyszczać ze szpecących naleciałości i przywracać przy wszelkich przeróbkach. I wydobywać z ukrycia. Nie można ich oczywiście przesunąć z miejsca. Ale można przesunąć ku nim zainteresowanie i życie. Umieszczenie Województwa w dawnym gmachu pojezuickim, usadowienie Szkoły Zdobnictwa w starej uliczce obok, to wydobycie tych malowniczych zakątków na widok, przed oczy ludzi, którzyby ich inaczej nie ujrzeli. Zakładając nowe archiwa, specjalne zbiory, drobne kulturalne instytucje, należy pamiętać o tych pięknych uliczkach. Jak dobrze byłoby, gdyby chcieli tam zamieszkać ludzie wykształceni, oceniający urok tych starych kątów. Tak w Warszawie uratowano dom Baryczków, czyniąc zeń lokal wystawowy zabytków, szereg zamożnych i kulturalnych osób osiedlił się w okolicach Starego Rynku, a Kanonia stała się siedzibą artystów i literatów. Cała ta śliczna część miasta, która w wieku XIX spadła była do rzędu martwego śmietnika, jest dziś najwykwintniejszym i najbardziej artystycznym składnikiem żywej Warszawy. Podobnie stać się może i stać się powinno ze starym Poznaniem. Drugim, krańcowo przeciwległym elementem Poznania jest to, co powstaje w chwili obecnej. Wznoszą się przeważnie duże gmachy państwowe i miejskie. Z radością stwierdzić trzeba, że, o ile przedrozbiorowe zabytki Poznania świadczą o wykwintnej, swojskiej i do łacińskiego świata zbliżonej kulturze, o tyle nowe budowle tchną tym szczerym, artystycznym duchem, w którym się obecnie odradza architektura polska. Spokojny i monumentalny dom akademicki, zbudowany na Wałach Leszczyńskieg02 przez architektę radcę Sławskiego, nowe gimnazjum na Łazarzu, dzieło prof. Pilara, domy miejskie przy parku Wilsona, których twórcą jest radca Ruciński, to jakby jasne stwierdzenie nowej kultury artystycznej polskiej, opanowującej Poznań. Do ich rzędu przybywa cały zastęp gmachów, w których mieścić się będzie przyszłoroczna Powszechna Wystawa Krajowa, a które pozostaną jako budynki stałe, bądź wystawowe, bądź uniwersyteckie, bądź mieszkalne. I tak np. dział sztuki, kultury i nauki mieścić się będzie we wspaniałem przyszłem Collegium Anatomicum,
Ludwik Puget
największem podobno, jakie jest na naszem kontynencie, i w przyszłem Collegium Chemicum. Ten ostatni gmach, powierzchnią zabudowania równa się mniejwięcej dawnemu Zamkowi cesarskiemu. Ze szczególną radością wita się wieńczącą budynek, wysoką staropolską attykę. Architekt, p. Sławski, miał przed sobą zadanie wyprowadzenia nad dach niezliczonego szeregu kominów odciągających laboratoryjne gazy. Uczynił to zapomocą attyki, która, będąc w ten sposób logicznie i użytkowo umotywowaną, daje zarazem budynkowi prawdziwie polski charakter. Długa linja jej esownic wznosić się będzie zdala, nad całą dotychczasową dzielnicą pruskich willi, jak rozwinięty sztandar polskości. Poznań może więc być dumny ze swych ostatnich architektonicznych nabytków, równie jak ze swych zabytków przeszłości, dotychczas niedosyć ocenionych i uwidocznionych. Ale... Ale... Pozostaje trzeci, pośredni element, i to jest właśnie najtwardszy orzech do zgryzienia. Pomiędzy wykwintną łacińską kulturą przedrozbiorową a potężnym rozpędem odrodzonego państwa polskiego, żył Poznań przygniecioną egzystencją prowincji pruskiej. Pomiędzy Ratuszem, Farą i pięknymi starymi zaułkami wschodniej części miasta a wspaniałymi polskimi gmachami, które budują się w części zachodniej, ciągnie się banalny Poznań niemiecki. Taki ma charakter jego część środkowa i główna jego arteria, ciągnąca się od Kaponiery przez plac Wolności do Starego Rynku. Nie uwłaszczajmy niemieckiej sztuce. Wydała arcydzieła. Ale na wielkopolskiej ziemi nie zostawiła ani bamberskiej katedry, ani Vischerowskich grobowców, ani nawet tumu kolońskiego, Niektóre budynki, jak n. p. obecny Uniwersytet, Muzeum Wielkopolskie, Teatr Wielki pozostaną jako świadectwo dobrej lub znośnej architektury. Ale nie możemy zdobyć się ani na krztę sympatji do niemieckich zabytków w typie kartonowych pasztetów. Do nich przedewszystkiem należy Zamek cesarski. Raz trzeba o nim pomówić. Jest to jedna z tych wypocin mózgowych, zawracających głowy kołtunom wykształconym artystycznie na podręczniku o stylach. Należy do tej samej rodziny co Sacr€ Coeur paryskie i ś. p. konfekcyjna cerkiew bizantyjska na placu Saskim. Dodajmy, że pod tymi monumentalnymi ciosami kryje się ordynarna tandeta. Wie o tern każdy, kto postukał palcem w odpadające fałszywe gipsatury i malowane olejno na marmur blachy w święto-graalowych salach Zamku, tak samo zresztą jak w hotel-palaceowem wnętrzu dawnej komisji kolonizacyjnej. Takim jest Zamek pod względem artystycznym. Moralnie jest on monumentem ducha niemieckiego. Wyraża jego sentymentalny romantyzm. Bo w duszy niemieckiej jest zawsze zakątek z grotą lazurową, w której odbywają się mistyczne zaślubiny lohengrinowskiego łabędzia z domową gęsią. O ileby ten romantyzm wyraził się w podobnej średniowiecznej maskaradzie z cegieł i gipsu gdzieś nad Renem, moglibyśmy poprzestać na wzruszeniu ramionami. Ale na wielkopolskiej ziemi chce się on jeszcze w innym kierunku wyrazić. Zamek przypominać ma zwycięską "niemiecką pięść", która jeszcze na wieki przed wynalezieniem niemieckiego "suchego prochu"przeprowadzała dzieło niszczenia ludów. To przedewszystkiem wyraża ów gmach. A widny jest zdaleka. Jego tępe romańskie wieże, mające przywodzić na myśl jakichś Geronów, Ottonów, czy innych eksterminatorów Słowian, wprowadzają w sylwetę Poznania ton nieobojętny. Jest to może najgorsza jego strona. Jednak właśnie na nią najłatwiej zaradzić. I tutaj, czytelnicy podręczników o stylach podskoczą, słysząc myśl bluźnierczą: należałoby wieże zakończyć hełmami skomponowanymi w linjach swobodnego baroku o polskim charakterze. Jakto? Hełmy barokowe na romańskich wieżach? A tak! Jeden z najśliczniejszych hełmów w Polsce, tak charakterystyczny dla sylwety Wawelu, jest barokowy, a wznosi się na gotyckiej Wieży Zegarowej. Jeżeli autentyczne romańskie czy gotyckie wieże tak często bywają uwieńczone autentycznym barokowem czy rokokowem zakończeniem, dlaczegoż nad tym fałszywem romanizmem niema się wznosić fantazyjny barok? Zaraz dodam, że skomponowanie hełmów powierzyłbym genialnemu fantaście - architekcie prof. Noakowskiemu. Stworzyłby coś, co nie kłóciłoby się z linjami budynku, co nie byłoby kopją niczego, ale jakąś swobodną bajką o polskiej wieży, i ciekawem przez to dziełem sztuki, a pejzażowemu konturowi Poznania nadawałoby, już zdaleka, prawdziwie swojski charakter. Od strony Teatru i z innych pobliskich punktów Zamek zaznaczałby się prawie jedynie tą wieżą, względnie wieżami. A zbliska, od ulicy Wjazdowej3, oko biegnąc ku głównemu efektowi, t. j. hełmom, mniejby się zatrzymywało na ponurych ścianach operowej rezydencji Barbarossy.
Odejdźmy od niej wreszcie i przejdźmy teraz na najważniejszy punkt miasta, którym jest plac Wolności. Nie brak tu elementów dodatnich, szczególnie na północnej połaci. Wschodnia strona jest zupełnie piękna. Pozwalam sobie podnieść myśl, której dałem wyraz zeszłego roku w projekcie pomnika Wolności. W miejscu, gdzie się dziś znajdują granitowe słupy latarniane powinien stać rodzaj łuku triumfalnego. Nie mogę się tu szczegółowo rozwodzić, dlaczego wskazanym jest w tym punkcie taki łuk, któryby wytyczał pewną oś, przecinał długość placu zbyt wielką na jego szerokość, ujmował w ramę śliczną perspektywę ulicy Nowej4. Ale przedewszystkiem, w polskich motywach skomponowany, wprowadzałby w plac Wolności silnie grającą nutę swojską. A teraz przejdźmy się po ulicach. Tu i owdzie domy ładne, inne obojętne, inne znów szczerze brzydkie, ale jakże to wszystko przypomina Berlin! Jak temu zaradzić? Niema mowy oczywiście o burzeniu, lub przerabianiu, prawie nowych kamienic. Co jednak, częściej niż kształt, nadaje im szczególny pruski charakter, to ponury, zimno szary tynk. Więcej jasnych tonów! Jasnych i ciepłych! Nietrudno o to przy odświeżaniach domów. Więcej wesołości w kolorze, więcej barwy w okładzinach sklepowych! l tu dotykamy motywu, który silniejszą prawie gra rolę we fizjognomji ulicy od samej architektury domów, to sklep, jego szyld, okładziny, okno wystawowe. Z rzadkimi wyjątkami Poznań wzoruje się tu na Berlinie. Ten sam chaos tłoczących się na siebie napisów o literach za ciężkich i przez to samo
Ludwik Puget
mało czytelnych. Jakby nie rozumiano, że napis bardziej dyskretny, ale izolujący się większą przestrzenią powietrza od sąsiadów, jest nietylko estetyczniejszy, ale i bardziej widoczny. W Poznaniu dziwnie łatwo jest minąć znany sklep, którego się właśnie szuka. Wszystkie wydają się stłoczone, splątane. Chaos, brak dominujących tonów, panuje również w sklepowych wystawach, wskutek czego ledwo się rozróżnia księgarnię, magazyn z krawatami i skład czekolady. We Francji sztuka urządzania wystaw sklepowych ma specjalistów, drogo częstokroć opłacanych" witrynierów" . W Poznaniu pozostaje pod tym względem bardzo dużo do zrobienia. Sądzę, że cel dałoby się osiągnąć stałem organizowaniem konkursów z nagrodami za najlepiej urządzone wystawy. Kupiectwo nasze, raz wszedłszy na drogę estetycznych udoskonaleń, tak zgodnych zresztą z interesem reklamy, przeniosłoby je z pewnością z wystawy na całe wewnętrzne i zewnętrzne urządzenie sklepu, a rozwój współczesnej sztuki dekoracyjnej polskiej pozwala wnosić, że wycisnęłaby ona i na tym dziale wysoce artystyczne i rodzime piętno. Poznań miałby wszelkie dane, aby w tym ruchu przodować. Oto jedno z zagadnień "urbanizmu", sztuki urządzania miast. Poznań posiada miejską komisję artystyczną, która do ich rozwiązywania ma wszelkie kwalifikacje. Wszystkie zaś te zagadnienia powinny, obok innych, obejmować ten ważny cel, jakim jest: odniemczenie wyglądu miasta. W ten sposób z czasem, twarda łupina orzecha zostanie skruszona, a z oswobodzonego jądra wyrośnie pełny kwiat, mieniący się bogatemi rodzimemi barwami.
PRZYPISY:lOb. ul. Świętosławska. 2 Ob. aleja Niepodległości.
3 Ob. ul. Św. Maron 4 Ob. ul. Paderewskiego
ŻYCIE POZNANIA
Nakładem Wydawnictwa "Nasze Życie", wydawca Kazimierz Gawlikowski, Poznań. Czcionkami Drukami Mieszczańskiej T. A.
Poznań, ulica Muma 2
Pulsującym tętnem miasta są ulice. Przyjrzyjmy się ich życiu zbliska. Będzie to wprawdzie znajomość powierzchowna, nie mniej jednak cenna, gdyż urozmaicona w beztroskiej włóczędze oglądaniem witryn, podpatrywaniem typów i obserwowaniem obyczajów tłumu. Oblicze Poznania przebija się jak w zwierciadle, w swej ulicy. Zacznijmy wędrówkę od kipiącego nerwowem życiem dworca. Na wylewające się z niego fale tłumu podróżującego oczekuje rój dorożek. Przesuwają się auto-taxisy. Tutaj zaraz należy pospieszyć z objaśnieniem, że 3 razy mniejszy od Łodzi pod względem liczby ludności, Poznań posiada 10 razy od niej więcej dorożek samochodowych, daleko w .__CftI..mt'a;..:U,I[UI.IUlI1.UIO'ftll . Pll..... tyle pod tym względem pozostawiając inne miasta «......., D................' T.A. F'''. ,H.. .,T tej samej wielkości. Wystarczy przejrzeć codzienną gazetę, by z rubryk wypadków samochodowych przekonać się, że nasi szoferzy wcale się nie różnią od swych kolegów, np. nowojorskich, najeżdżających na Bogu ducha winnych przechodniów.
By się im nie narazić, radzę iść trotoarem. Właśnie dochodzimy do mostu kolejowego, łączącego ulicę Głogowską z dzielnicą wildecką. Przed schodami zaprasza nas uprzejmym głosem do swego warsztaciku czyściciel obuwia, sympatyczny kandydat na miljonera, któremu należy bezwzględnie przyjść z pomocą do osiągnięcia karjery, o jakiej niejeden z was, choć może na wyższym szczeblu społecznym, zapewne marzy. Otrząsnąwszy pył podróżny z obuwia, idziemy dalej. Możemy iść piechotą, gdyż primo, lepiej sobie wszystko obejrzymy, sekundo, drugiego kandydata na miljonera znajdziemy pod Esplanadą na placu Wolności. Czyścicieli obuwia ma Poznań zaledwie 3. Nie dlatego, żeby ludzie mało dbali o wygląd swych trzewików, lecz poprostu z tego powodu, że ulice poznańskie są czyste i schludne. Właśnie idąc do City mamy sposobność przekonać się o tern. Na pierwszy rzut oka czynią ulice Poznania wrażenie par excellance wielkomiejskie: są szerokie, widne i toną w zdrowej zieleni. Szerokie są nawet ulice przedmieść, gdyż te jak Jeżyce, św. Łazarz i Wildę budowano planowo w ostatnich dziesiątkach lat. Porządek, w jakim są utrzymane, zyskuje miastu nie byle jaką sławę.
(fragmenty)
ŻYCIE POZNRNIR .1.
I1111!1111U II!IIIII! DLIII1!II!ID 111l1li60 l a. p.
...... _ ..... ..........-.- .. alt.
TIIIIf....:14-11 Ad,....II..r.
........ ...ac... ..c.r._........ ... . _. _. ......1. ... .-....... .....---.
.....
1llI.I!nllilr -lilii "lIIn'II3.PaHIII -111m...
Wlaśc. :: POZNA N ,
FABRYKA WSZELKICH WYROB6w DRUCIANYCH S la e c i a I n O Ś CI Komlaletne ogrodzenia z lIstawieniem
W drodze do śródmieścia przyglądaliśmy się ruchowi tramwajowemu. "Jedynka", "Dziewiątka", "Czwórka" przebiegają koło nas znacznie ostrożniej od szalonych auto-taxis. Stare to, ale bezpieczne wehikuły. Stajemy właśnie na Kaponierze, która jest przystanią dla pracowników tramwajowych, zmieniających tutaj pod zegarem służbę. Tramwajarz poznański jest uosobieniem uprzejmości i grzeczności Można często być świadkiem miłego widoku, gdy konduktor pomaga wejść do wozu starcom i kalekom, lub gdy opiekuje się dziećmi, które troskliwie wysadza na przystanku. Obcym służy chętnie wyczerpującymi objaśnieniami. Idziemy dalej, koło Zamku na ulicę św. Marcina, jedną znajruchliwszych ulic z Poznania, przy której mieszka więcej ludzi niż w pobliskim mieście Swarzędzu.
Gdy przechodzimy w centrum miasta, przed wystawami składów kupieckich przewala się przed naszemi oczyma całe bogactwo rodzimego handlu i przemysłu. Bajeczny przepych okien wystawowych przykuwa oczy przechodnia i kusi do kupna. Wieczorem gra to wszystko najwspanialszemi akordami barw i świateł, składając się na najmilszą mozaikę wrażeń. Wzdłuż oświetlonych wystaw uwija się po skończonych zajęciach pracowitego dnia niefrasobliwy ludek poznański, spacerując od ul. Gwarnej wzdłuż placu Wolności, aż do Starego Rynku, kuszony reklamą ginie w kinematografach lub zachęcony dźwiękami muzyki zasiada gwarnie w kawiarniach, które prześcigają się wzajem w dostarczaniu gościom różnorakiej rozrywki. W kalejdoskopie ulicy przesuwają się przed obserwatorem znane typowe twarze, z któremi Poznań zżył się od wielu lat. Smętny człowieczek w melonikuz nieodstępnym papierosikiem w ustach, schylony nad miseczką z różami, stale przebywający w okolicach Teatru Wielkiego - siwy, chudy, uśmiechnięty jegomość, którego spotykamy codziennie w kawiarni, zbierającego do puszki datki na biedne dzieci, i szereg innych jakże znanych postaci, bez których trudno sobie wyobrazić życie ulicy poznańskiej. Do późna w noc rozbrzmiewają kawiarnie i restauracje gwarem. Ulica pustoszeje zwolna, cichnie i maleje.
Czuwają nad nią do świtu wąsaty policjant i pobrzękujący kluczami stróż nocny. Wtulony w dorożkę "dryndziarz" śni o wygraniu dolarówki, by móc sobie kupić taksówkę, znajdującą większe zastosowanie w nerwowym tępie życia wielkomiejskiego, niż rachityczna szkapa ledwie "na siebie" zarabiająca... Nazajutrz zwiedzimy miasto dokładniej...
* * *
SAMOCHODY
,(
. " 1'10- ,) I
. .
ł .
, 'fIr'
,}
.... =
. "'L/:- . .c_ .\ l" -....
.' \, ---...."
TATRA-AUTO Sp.zo.o
Skład fabryczny;
Poznań - ul. Kantaka 7
Te' 40-24 .
Jeżeli ten skrawek ziemi, którego ośrodek stanowi droga z Poznania do Inowrocławia, był kolebką narodu polskiego, sądzićby można, że stare historyczne osiedla z Poznaniem na czele stanowią zaciszną świątynię przeszłości narodowej, której życie nowoczesne drugorzędną jakoby odgrywa rolę wobec narzucających się ogromnych wrażeń historycznych. Losy takich spokojnych zabytków nie dzieli Poznań, bo wprawdzie dużo widomych znaków starożytności zburzyły wojny od XVII i XVIII w., ale pozatern ta dawna stolica Wielkopolski zachowała niewyczerpane zdrowie i siłę zawsze młodą i świeżą. Genius loci Poznania łączy dawność historyczną z bujnem wybitnie wszechstronnem życiem nowoczesnem i ta nowoczesność stanowczo nawet przytłacza - zewnętrznie biorąc - charakter dawny. Znajdziesz tu ślady pracy wszystkich epok historji narodu polskiego, spotkasz zabytki gotyckie, wspaniały klejnot sztuki renesansu, zobaczysz i barok, neoklasycyzm i sztukę nowszą, a jednak narzucać ci się będzie wszędzie to, co nowe, co dzisiejsze, na poziomiekuchenne I stolowe
<POT"",tasaki r - , , ;,,._"., . kucbeone ., I rz\'Żol<'ld"noże \ t rolnicze. 'oporowe ,bboowe '-... .. ./ "--- .
radliczkl do opełaczy r"t.nych "ystfabrykujl\ jako speclalnl'4Ć
B mCi PluclńSC9 Fabr)'k« .t........ycla aaraęd".
p o z n a 1\ - ul. S:tamonewsklego 43
Teleion O;h12s""l"\,. rflut.'f;f Dostawa t) Ik.. dla odspnedaJ4f!)'cb
Adr. leh'gr.; łfN(1i.o\vni."
,1I( - Hn". I(fA RAD(J(WKI
Fabr)'ka Wyrobów Blaszanych ł I..udownl Poznań - KomandorJa ul. Warszur.Jsku
T....'o.. 31-4'wyrabia 8przły kucbenne f gOj,podarc7.e I t6iDychblaeh. Jak: .Itk.. '.rlllW ... .Ia.t. ..rk.. IIII.nr , . r ...re...... ..Ie, i... w.cak.. I'U", . k.,!) .... lNłłent... ... ."c6.
I wiele podobnych art)'ku-= łów oraz ........e _'..T cltl"'... .. CI e... I c........le .uto...."...e ... ......u elelctr.ca.....
'" I I.
,i I \częstokroć wzorowym, godnym pokazu, czy - jak to lubimy nazywać - na poziomie europejskim. Naczelne to znamię uderzy każdego, kto potrafi odczuć istotny charakter miasta. Jeżeli przeto gość z Poznania chce choć pobieżnie rozejrzeć się po mieście, winien być przygotowany na to, że tu ujrzy nowoczesny park, a obok kościół gotycki, tam kamienicę barokową, a wokół tego rozmaitych form i kształtów nowe budowle. Brak może olbrzymich zakładów przemysłowych oprócz metalurgicznych, a równocześnie jednak przemysł tutejszy jest najbardziej różniczkowany, przeplatany dominującym w Poznaniu handlem. Wysiadłszy z pociągu na dworcu głównym, zajdzie gość Poznania w tych dniach wprost na Targ Międzynarodowy. Zachodnia część Poznania, na której odbywają się Targi, jest zresztą naogół dzielnicą mieszkalną. Znajdziesz w tej stronie prócz nowoczesnych ulic (bo i na to zaiste warto zwrócić uwagę!) piękny park Wilsona na św. Łazarzu, dalej ku północy, ogród zoologiczny, bardzo dobrze utrzymywany, zjeżdżając na zachód Jeżyc zobaczysz zabudowania Radja Poznańskiego, a dalej wzorowy ogród szkolno-botaniczny, poza który mógłbyś wyjechać już tylko na wyścigi konne do Ławicy albo na lotnisko Towarzystwa Aero. Ponieważ jednak nie opuścisz jeszcze samolotem Poznania, nie obaczywszy śródmieścia, zawróć na Sołacz, gdzie znajdziesz piękny park, las podmiejski i nowoczesną kolonję willową. Stamtąd do śródmieścia. Wjeżdżając od Kaponiery ujrzysz odrazu kilka monumentalnych nowych budowli, Uniwersytet, Zamek, gmach Ziemstwa Kredytowego a poprzez planty, pyszny
Teatr Wielki, obok którego wznosi się gmach Okręgowego Urzędu Ziemskiego.
Pasmo plant (wałów) okala całe śródmieście Poznania, rozszerzając się tu i ówdzie na osobne parki; zieleń naokoło a tej zieleni jest w Poznaniu prawdziwie wiele. Koło Zamku jaśnieje Alma Mater Posnaniensis, Uniwersytet, którego oddziały rozrzucone są po całym mieście w różnych budynkach. Najpiękniejszy z nich to będący w budowie i przeznaczony w pierwszym rzędzie na P. W. K gmach chemji i fizyki przy ul. Grunwaldzkiej. Wjeżdżając na główny trakt zachodnio-wschodni, gdzie koncentruje się ruch miejski, tj. na ulicę Gwarną, 27 Grudnia, plac Wolności, ul. Nową i Stary Rynek, wkraczamy w dzielnicę wielkich magazynów handlowych, banków, restauracyj pierwszorzędnych i kawiarń. Przy ul. 27 Grudnia kryje się zasłużony Teatr Polski, scena dramatyczna na wysokim postawiona poziomie. Również i Teatr Nowy, mieszczący się przy ul. Dąbrowskiego, spełnia swe kulturalne zadanie w mieście, utrzymując się z funduszów prywatnych. Wielka Bibljoteka Uniwersytecka mieści się przy ulicy Franciszka Ratajczaka, oddział prahistoryczny Muzeum Wielkopolskiego przy ul. Seweryna Mielżyńskiego, przyrodniczy w ogrodzie zoologicznym. Życie artystyczne pulsuje żywem tętnem w stolicy Wielkopolski, która wśród szarej pracy i wysiłków gospodarczych, nie zapomina o rzeczach pięknych, dba o nie i kultywuje je. Charakterystycznem jest, że we wszystkich nowych budowlach miejskich, przeznaczonych dla celów mieszkalnych, urządza się na najwyższych piętrach bardzo wygodne atelier dla artystów malarzy. Poznań, jako jedno z pierwszych miast, ustanowił kilka dorocznych nagród artystycznych. W północnej części Starego Miasta osobliwości zabytkowych mało; kościół Katarzynek, kościółek Pana Jezusa, kościół Podominikański, kościół św. Wojciecha. W południowej stronie śródmieścia wznoszą się znaczniejsze budowle. Kościoła Farnego, gmachu Urzędu Wojewódzkiego (dawnego kolegjum jezuickiego), kościoła bernardyńskiego, kościoła Bożego Ciała, kościoła ewangelickiego św. Krzyża. Wielkie zakłady przemysłowe ożywiają południowe dzielnice miasta, Wildę, za którą stanęła kolonja willowa w Dębcu. Prawy brzeg Warty posiada wybitny charakter zabytkowy, szczególnie wyraźny na Ostrowie Tumskiem: Katedra, kościół Panny Marji, Psałterja, Archiwum i Bibljoteka archidiecezjalna w gmachu akademji Lubrańskiego, pozatern Seminarjum duchowne, pałac arcybiskupi, siedziba Prymasa Polski. Na Śródce stary kościół św. Małgorzaty, kościół Reformatów, dalej na Komandorji bardzo dawny kościół św. Jana. Wokoło Starego Miasta prawobrzeżnego wre gorączkowa praca około zniwelowania fortyfikacyj z XIX w., buduje się nową olbrzymią targowicę zwierzęcą i nową elektrownię, prowadzi regulację rzeki Warty. Miasto Poznań żyje pełnem, skonsolidowanem życiem wszechstronnem, łączy dużo piękna z tern, co użyteczne i wywiera na każdym swym gościu wrażenie ze wszech miar dodatnie. Imponuje i przykuwa, zmusza do uznania i pochłania, uczy i - porywa.
Powyższy artykuł jest częścią publikacji Kronika Miasta Poznania 1996 R.64 Nr4; Lata dwudzieste, lata trzydzieste dostępnej w Wielkopolskiej Bibliotece Cyfrowej dla wszystkich w zakresie dozwolonego użytku. Właścicielem praw jest Wydawnictwo Miejskie w Poznaniu.