"ZDARZENIA ŻYCIOWE FRANCISZKA I JANINY ZE SZCZEPANlAKÓW LEWANDOWSKICH", CZYLI PRZYCZYNEK DO ŻYCIA CODZIENNEGO WILDECKIEJ RODZINY W DWUDZIESTOLECIU MIĘDZYWOJENNYM

Kronika Miasta Poznania 1996 R.64 Nr4; Lata dwudzieste, lata trzydzieste

Czas czytania: ok. 14 min.

MAGDALENA MRUGALSKA-BANASZAK

Z daniem współczesnych badaczy życie codzienne stało się nowym kierunkiem badań w ramach historii kultury}. Jako temat badawczy jest ono także przedmiotem zainteresowań poznańskich muzealników z Muzeum Historii Miasta. Placówka ta od wielu już lat gromadzi przedmioty związane z życiem codziennym mieszkańców Poznania. Ten fragment zbiorów jest niezwykle różnorodny, znajdują się tu zarówno przedmioty powszedniego użytku, elementy wyposażenia mieszkań, fragmenty strojów, rodzinne pamiątki, fotografie, różnego rodzaju dokumenty. Każdy z tych obiektów posiada własną, nierzadko frapującą historię, która uzupełnia dotychczasowy stan badań nad tą tematyką. Kolekcja Muzeum jest ciągle uzupełniana, przy czym, co warto podkreślić, ogromny wpływ na wciąż powiększające się zbiory miały zorganizowane do tej pory wystawy o historii poznańskich dzielic - Wildy, Jeżyc i Chwaliszewa 2 . Uświadomiły one bowiem zwiedzającym, co kryje się pod pojęciem obiektu muzealnego, że nie jest nim tylko obraz wybitnego malarza czy też wysokiej klasy wyrób rzemiosła. Muzealna publiczność zaczęła doceniać historyczną i poznawczą wartość posiadanych przedmiotów codziennego użytku, dokumentów i pamiątek rodzinnych, które nie zawsze przechowywane były z należną im pieczołowitością. W efekcie wielu mieszkańców miasta przekazało do zbiorów Muzeum te nie doceniane zazwyczaj źródła o życiu ich przodków i historii miejsca zamieszkania. Wśród muzealnych obiektów związanych z życiem codziennym mieszkańców Poznania szczególne miejsce zajmuje, pozyskany niedawno do zbiorów, album mieszkającej na Wildzie rodziny Lewandowskich. Jest on tym bardziej interesujący, że wklejone do albumu fotografie i dokumenty opatrzone zostały napisaną współcześnie, wierszowaną historią rodziny ułożoną przez Bogumiła

Magdalena Mrugalska-Banaszak '"< .n d

Ryc. 1. Franciszek Lewandowski ok. 1919 r.

'.7

,: ,?6 o. 1;' . i._ i1IIiJ+ <: ............... , 1> :;,- ;r

;... ".

I

""II'

. ;t:...: .J .

, .. l l r ł ; ), '.

:. <a-"l'!

,"f .. :..ł .

't .. ł

",.

' ,.;

.. , ,

""

Lewandowskiego. Album opowiada przede wszystkim o życiu Franciszka Lewandowskiego (1900-1976) i Janiny ze Szczepaniaków Lewandowskiej (1905-1980), ale nie brakuje w nim również fotografii rodzeństwa małżonków Lewandowskich, dat ich życia i krótkich biografii. Poza tym Bogumił Lewandowski uzupełnił historię swojej rodziny, dorzucając garść wspomnień o ich życiu w międzywojennym Poznaniu. Franciszek Lewandowski urodził się w Stefanowie koło Wrześni, jego rodzicami byli Jakub i Walentyna z domu Krzak. Historia jego życia rozpoczyna się tak:

W marcowy, wiosenny poranek, Na świat przyszedł - Mały Franek.

Tuliła Matka do swego łona, Była z niego bardzo zadowolona.

Zdrowo i szybko rósł Mały Franek, Nie miał żadnych zachcianek.

Płynęły lata, był zawsze wesoły, Mając sześć lat poszedł do szkoły.

Pilnie się uczył, rysikiem na tablicy pisać I w elementarzu duże i małe litery czytać.

Uczył się dobrze, choć w nie jednej szkole, Nie trzeba było mówić: "Ty głupi wole".

Zawsze miał dobre stopnie, Zazdrościli mu koledzy okropnie.

Kiedy szkołę już ukończył, Nowy duch w niego wstąpił.

Pragnął dalej się uczyć, Lecz musiał zamiar porzucić.

I-wsza Wojna Światowa to sprawiła, Pracować musiał ponad siła.

Marzył żeby się los odmienił, Ciężkie życie na lepsze zmienił.

Marzenia Małego Franka stawały się coraz bardziej realne, zbliżał się koniec pruskiego panowania, a tym samym nadzieje Franka i całego jego pokolenia na lepsze życie w wolnej ojczyźnie nabierały realnych kształtów. Wybuch powstania wielkopolskiego przyspieszył realizację marzeń, a Franciszek brał czynny udział w ich urzeczywistnianiu:

W 19-tym roku tak się stało, Wielkopolskie Wojsko - go powołało.

Pożegnał Matkę i dom rodzinny, W Poznaniu, na Cytadeli świat inny.

Trudny żywot w wojsku rekruta: Dopasować nie można munduru, ni buta.

Marnym zajęciem go przezywano, Na szarym końcu w szeregu stawiano.

Był sprytny, pogodny, choć mały, Minę miał dziarską i był zuchwały.

Nie raz z miotłą trzeba było latać, Dziedziniec koszar dobrze zamiatać.

Mały Franek był początkowo szeregowcem w VII Batalionie Łączności stacjonującym na Cytadeli. W 1920 roku, jeszcze podczas służby wojskowej, spełniając młodzieńcze marzenia o dalszej nauce, został słuchaczem Prywatnej Akademii Handlowej w Poznaniu, która posiadała państwową koncesję Towarzystwa Książkowości, a mieściła się przy ulicy Św. Marcin 38. Rok później, w sierpniu, otrzymał świadectwo ukończenia szkoły. Napisano w nim, że przeszedł pozytywnie zarówno przez zajęcia teoretyczne, jak i praktyczne,

Magdalena Mrugalska-Banaszak

"szczególnie prowadził księgi pojedyńczej i podwójnej książkowości według włoskiego i amerykańskiego systemu, jak również i zakończenia miesięczne i roczne, brał także udział w kursach korespondencji polskiej, gramatyki oraz pisania na maszynie". Otrzymał bardzo pozytywną opinię: "Pan Lewandowski okazywał zawsze nadzwyczajną pilność i jesteśmy przekonani, że przyniesie szczególne usługi w biurze urzędowym lub handlowym. Wobec tego możemy śmiało p. L. jako pożyteczną siłę w interesie polecić". Ukończenie szkoły zapewne zadecydowało o tym, że w wojsku zatrudniony był od tej pory w kancelarii Kompanii Telegrafii Lokalnej jako zastępca kierownika Wydziału Technicznego. W sierpniu 1922 roku został zwolniony z wojska w stopniu kaprala, władze wojskowe wystawiły mu bardzo pochlebne świadectwo: "przez cały czas swojej służby zachowanie L. było zawsze wzorowe. Odznaczał się pilnością i sumiennością w wypełnianiu obowiązków, przeto w życiu cywilnym polecamy go jako gorliwego pracownika biurowego". Mimo tak dobrych rekomendacji:

Stał się cywilem bez pracy.

Niedługo stało się inaczy.

Szczęście się uśmiechnęło jak słonko z nieba, Znalazła się praca, nie braknie już chleba.

Po zwolnieniu z wojska Franciszek powrócił w rodzinne strony i tutaj znalazł posadę. Od grudnia 1922 roku pracował w biurze policyjnym wrzesińskiego magistratu. Mając zapewniony byt, zatęsknił za ciepłem domowego ogniska, bowiem:

Choć życie wesołe, i ubrany schludnie, Samotnemu na świecie żyć trudno.

Założyć rodzinę, panne już się miało, Żyniaczki mu się zachciało.

Mały Franek kolejny życiowy cel zrealizował 8 września 1923 roku, żeniąc się w Poznaniu z Janiną Szczepaniakówną, o pięć lat młodszą panną rodem z Wildy. Rodzina Szczepaniaków była liczna, Marcin i Cecylia oprócz Janiny mieli czworo dzieci: Teofilę, Franciszka, Stefana i Mariana. Cecylia nigdy nie polubiła swojego zięcia Franciszka Lewandowskiego, miała do niego głęboki żal, że naruszył tradycję wychodzenia za mąż według starszeństwa i ożenił się z jej młodszą córką Janiną, a nie starszą Teofilą. Wesele młodej pary odbyło się w domu rodzinnym Janiny przy ul. Traugutta 32.

Blondyneczkę - Jankę sobie wybrał, Wyraziła zgodę, na zapowiedzi dał.

Ach, co to była za para? Franek - mężem, Janka - żoną się stała.

Ryc. 2. Narzeczeni Janina Szczepaniakóvvna i Franciszek Lewandowski, ok. 1922 r.

;-' io. no>;:

7:1- .. r

.

t

.' .

.?}.

. ..L.. ;c,:;.X>\.o( ....- '.' .' .

.. .

fłci

:..

.,

"S; .. ,

; r

.A:i.'. H. A r.-.;:., .-::,.. ,r: .

r'iiI1II '.'

Weselisko było jakich mało: Sześciu cyganów z ul. Szyperskiej przygrywało.

Małżeństwo - mówią - to "Dar Boży", Zależy, jak się komu - "Z Ludźmi" - ułoży.

Dzieciak mały ta Janka mała, Na żonę szybko się dopasowała.

Franek był dumny, że jest mężem, Przeszkody pokonywał " orężem" .

Dorabiać się trzeba było, Gotowego nic się nie odziedziczyło.

Po powrocie z Wrześni do Poznania Franciszek podjął pracę w Warszawskim Towarzystwie Ubezpieczeń na stanowisku księgowego. Od 1928 roku pracował w Towarzystwie Ubezpieczeń i Banku "Vesta", gdzie po pewnym

Magdalena Mrugalska-Banaszak

( :,' -;I:: :. ,.

"., "''%, " ".. :, '},r:-' :":f ;:

: ---('!' ......... """j

;t

..<",

,7' :""'.

Ryc. 3. Współczesny wygląd kamienicy przy uL Traugutta 32, fot.

B Orzewiecka

.. ':w.,i'h ., ,;.

1:. "h .

I i;

.

":'<

....,v :;' Lł

'.

iJ , , .' .ł! ' .. "'.

+ ,. .

",f -< .....;.

;.- ".,.

.-:""'..... f ! ' _l fi:

J.

"

I'.'

czasie awansował i został kierownikiem działu statystyki i analiz ekonomicznych. Młodzi małżonkowie zamieszkali na Wildzie przy ul. Traugutta 32, w mieszkaniu znajdującym się w oficynie. Natomiast w kamienicy od frontu, na wysokim parterze, mieszkali teściowie Franciszka. Z czasem, gdy "młodym" powodziło się coraz lepiej, a na świat przychodziło kolejne potomstwo: w 1924 roku pierworodny Bogumił, trzy lata później Eugenia, a w 1931 roku Donata, rodziny Lewandowskich i Szczepaniaków, około 1933 roku, zamieniły się mieszkaniami. Franciszek, zarabiający wówczas 300 zł miesięcznie, mógł sobie pozwolić na opłacenie czynszu za nowe locum w wysokości 89 zł. I tak pięcioosobowa rodzina zamieszkała w obszernym, liczącym JOD m 2 mieszkaniu z balkonem, w którym były trzy pokoje z "antrejką", kuchnia ze spiżarnią i mały pokoik dla służącej. Kiedy mieszkali w nim dziadkowie Szczepaniakowie, oświetlenie było gazowe, a "za potrzebą" chodziło się na półpiętro.

.. '':>i:iI

;.:

''''ji< ,.

" ii

.:...<.'::::3:' ..-. .&.."-......... . .

",<;" ...,.

..,h

..Utj :t_ tt ..:. . ;. !: ';':N -;'" . , .j ł: 'J f:.'. #;g})<ló /\L,'J\;;:;>.. .

:' · ił!: .. . '.. lit '-;;,J.:f$';V'

.. .

.!'f""'¥"

:;.

..::/.! ;.

:' .at"" tt:,. ..,

;t;,

:L.

;'.,.

')

;:?'1.'Ji:; .d

. ,;.

, " , :.

(f:' rii" i ? .ł;' 1.

]1 : . r:

It:t? '

. "li"tf ..; : ,

?::

:Ji . i.>

"". , ,....:.< y. .

,.,y}.. ; (,<. :;x.

"::-,w" '. .

:.'

...

Ryc. 4. Rodzina Lewandowskich w swoim mieszkaniu: Franciszek i Janina, na kanapie siedzą Eugenia i Bogumił, na podłodze Donata. Fotografia z 1933 roku

Franciszek, idąc z duchem czasu, postanowił wprowadzić pewne udogodnienia, przede wszystkim założył w mieszkaniu elektryczność. I tak rodzina Lewandowskich, poza właścicielami kamienicy, była jedyną posiadającą elektryczne oświetlenie. Zlikwidowano także pokoik służącej, której na stałe w domu nie było, i urządzono w nim nowoczesną, jak na owe czasy, łazienkę. Skończyło się nareszcie uciążliwe bieganie na półpiętro. Kolejne wydatki związane były z umeblowaniem mieszkania, a przede wszystkim z odpowiednim wyposażeniem "dużego" pokoju, w którym odbywały się przyjęcia rodzinne i gdzie przyjmowano gości. Zakupiono więc w Fabryce Mebli mistrza stolarskiego Marcina Dostatniego, mieszczącej się przy uL Dąbrowskiego 81, jadalnię dębową "wykonaną podług zamówienia", a rachunek opiewał na kwotę 830 zł. Nowy zestaw mebli składał się z bufetu, kredensu, owalnego, rozsuwanego stołu, szafki do zegara i sześciu "wyściełanych gobelinem" krzeseł z wysokimi oparciami. Dzień powszedni rodziny Lewandowskich wyglądał podobnie jak każdy dzień poznańskiej urzędniczej rodziny w tamtych czasach. Rano Franciszek wychodził do pracy. Janina, choć nigdy nie pracowała zawodowo, miała wiele obowiązków. Przede wszystkim zajmowała się wychowywaniem dzieci, kiedy były małe pomagała jej w tym dochodząca niania, i prowadzeniem domu. Sama codzienne przygotowywała posiłki, sprzątała, prała i robiła zakupy. Niemal zawsze w "kolonialce" pani Szos takowej naprzeciw ich kamienicy. Po mięso i wędliny chodziła do rzeźnika Czajki przy Górnej Wildzie. Tak jak większość ówczesnych pań domu, Janina robiła zakupy "na książkę", a rachunki

Magdalena Mrugalska-Banaszak

..... .

;;J. ;<

::f ł ".' \.. "'.,; '*

Ryc. 5. Janina i Franciszek Lewandowscy na Górnej Wildzie (za ul.

Chłapowskiego), lata trzydzieste

/. . '. . . .

;".:' ,-, ::i{" :::-:_ 'h

-:'".'

. ,,>' '_>M< . k..

'..--'j" ,f')' , . r . '.'.

f,::.' .':",

::;... .(' '''ii<'li>

.....s: j..

...".-..1'iff ,

='1

; I '.: A '

., '.

--..-_:.

?

>

'<..'

J.", ,

ł '.t. , '

.... ł

. ," .. 1 ,

'.:" <':!:"'

&:.t:

. .0/ 1 i .. . ,regulował mąż raz w miesiącu. Zdarzało się jednak, że niewielka kwota 10-15 zł - przechodziła na następny miesiąc. Wówczas biegł oddać dług mały Bogumił, bowiem wtedy zawsze dostał od pani sklepowej "tytkę klimków", jeżeli szedł ojciec, musiał niestety kupić je sam. Obowiązkowo, codziennie mama zabierała dzieci na spacer, później już tylko dziewczynki, bo najstarszy Bogumił poszedł do Szkoły Powszechnej im. Jana Suchowiaka przy ul. Prądzyńskiego. Chodził sam, nikt go nie odprowadzał, musiał jednak uważać przy przechodzeniu przez ruchliwą Górną Wildę, a później już puszczał się "na sza gę" przez pola i łąki leżące przy częściowo tylko zabudowanych ulicach prowadzących do szkoły. Jak wspomina pan Bogumił, w domu panował "pruski dryl". Ciągle słyszał "Boguś nie garb się", "nie odzywaj się nie pytany", "nie trzymaj rąk w kieszeni", aż po prostu któregoś dnia mama zaszyła mu kieszenie we wszystkich spodniach. Ojciec codzienne po powrocie z pracy wzywał przed swoje oblicze małego Bogumiła, który musiał zdać dokładną relacjęd. /i ...

.>:/ 'i ". $

, l' .;._

. . i' " . : f1 "\. ,': "'I: .

'.;. '. . ." . ' ,. . ¥..," ":")=;.

..

" ..;'.".,

,d ':Jj

<'",J ,1::'-'lfI1 .

-"".

. ,

":.

4? :i'>

:; 't"j}>"

::f.

;: :et .

fi ,,

'-,

'*: ,"".

'ą'

:;:.

Ryc. 6. Imieniny Marcina Szczepaniaka (w mieszkaniu Lewandowskich); siedzą od lewej: Janina Szargolówna, Stefan NN, Konstancja Szargolowa, Janina Lewandowska, Franciszek Lewandowski, Roman Szymanowski, Helena Leszczyńska, solenizant - Marcin Szczepaniak, NN, Marian Szczepaniak, Stefan Szczepaniak, NN Gorączkowa, NN Gorączko, Teofila Skrzypczyńska; siedzą oparci o stół Lodzia NN i Mieczysław Szargol. Fotografia z lat trzydziestychz tego, co działo się w szkole. Ojca interesowało wszystko: czy był pytany, jakie otrzymał stopnie, co słychać u kolegów i czy odrobił już lekcje - jeżeli tak, to był odpytywany i dopiero wówczas mógł iść "na ulicę" bawić się z kolegami. Chodzili najczęściej na ul. Rolną, przed cmentarz ewangelicki (ob. tereny przy skrzyżowaniu ul. Rolnej i Hetmańskiej), a gdy zachowywali się zbyt głośno, przeganiał ich stamtąd pan Sznajder, cmentarny dozorca. Dzieciom nie wolno było bawić się na podwórku, kategorycznie zabraniał tego srogi właściciel kamienicy Tomasz Ziętowski. Był wyraźnie niezadowolony, kiedy czasami bawiły się przed domem. Franciszek wiele czasu poświęcał na wychowanie dzieci, a szczególnie syna Bogumiła. Często zabierał go na spacery do miasta i na zwiedzanie muzeów.

Gdy Bogumił podrósł, w 1937 roku został uczniem Gimnazjum Bergera, bywali na przedstawieniach w Teatrze Polskim i w Operze. Byli zagorzałymi kibicami piłki nożnej. Chodzili na mecze na boisko Warty przy ul. Rolnej, na Górną Wildę, gdzie grała drużyna Cegielszczaków, czy na Dębiec na mecze Ligi, późniejszego zespołu KPW czyli Kolejowego Przysposobienia Wojskowego. Ich faworytami była poznańska Legia, gdzie większość zawodników stanowili

Magdalena Mrugalska-Banaszak

1' : ':'J : .

:1 ; .. .... .<: .f 1 t

, .

f.t<..?(

'\

.:

',.'. '1

',f"

....''' , "{.

.. ,:

":">'--:::!

. .. ..., ., ::t .. "'..: J

.

.:f

.....4

......."'/

..,

\i&.:t. '.

j. :.

:,1.0,

"'

" .. ...;. C...,j'.:

"< .'',

.,

Ryc. 7. Imieniny Janiny Lewandowskiej, siedzą od lewej: Marcin Szczepaniak, Franciszek Lewandowski, Cecylia Szczepaniakowa, Marian Szczepaniak, Jana i Jan Kordzińscy, Teofila Skrzypczyńska, Stefan Szczepaniak i solenizantka Janina Lewandowska.

Fotografia sprzed 1934 r.

bezrobotni. Nie mieli oni własnego boiska, trenowali w ogrodzie "San Domingo" przy Drodze Dębińskiej, a mecze rozgrywali na boisku Warty albo na stadionie miejskim. Bogumił bardzo lubił te wspólne wyprawy sportowe. Do dziś z rozrzewnieniem wspomina któreś święta Bożego Narodzenia, wysoką pod sufit choinkę i gwiazdora, który przyniósł mu w prezencie łyżwy. Nie były to zwykłe łyżwy, tanie i metalowe, ale popularne wówczas "niklusy", drogie i w srebrnym kolorze. Ojciec uczył go jazdy na łyżwach na lodowisku przy ul. Przemysłowej, vis-a-vis Szkoły Budowy Maszyn (ob. Politechnika), a gdy już opanował jazdę na "niklusach", chodził sam na "Surmę" (ob. boisko lekkoatletyczne przy ul. Królowej Jadwigi). Innym ulubionym sportem zimowym było "saneczkowanie". Bogumił z siostrami i cała okoliczna dzieciarnia zjeżdżali na sankach z wysokiej skarpy ul. Saperskiej, koło bramy koszar saperów. Nieopodal wojskowi urządzili dla dzieci trzy tory saneczkowe. Natomiast jesienią chodziło się puszczać latawce na położone niedaleko domu łąki przy Dolej Wildzie. W słoneczne, wietrzne dni po niebie szybowało wiele "drachet" . Pośród nich zawsze największy zachwyt wzbudzał latawiec p. Koszuty z ul. Traugutta 30, był największy i latał nawyżej. Każda niemal niedziela przebiegała w ten sam sposób. Rodzice szli na godzinę ósmą rano do swojego parafialnego kościoła pow. Zmartwychwstania Pańskiego, Bogumił godzinę później na mszę młodzieżową. Kiedy już wszyscy

, .

? '"{;::;':o.łiW. ............. --,"

.....'...:.

"".."

" "

,*",

.:-}>}'..;"f2t

.'. -:",:\\ p ,'I'

'<;':A»

:,

:f.

. . ::-. f.>t"::

,{ii:.

.-: . to,. ", """"':1-;""

I ..... .. '.' "

,.4; ..... """l' ; < "

,..

.7, !/;

,""OJ';

"__'or..

-'

, '4 i' [ y;'

Ryc. 8. Spotkanie towarzyskie, tańczą od lewej: Janina Lewandowska i Jan Kordziński, NN i Mieczysław Szargol, Stefan Szczepaniak i Genia NN, Franciszek Lewandowski i Jana Kordzińska. Fotografia z lat trzydziestychbyli w domu, zasiadali do lekkiego śniadania przy wspólnym stole w jadalni. Na co dzień dzieci jadały osobno, przy małym stoliku w kuchni. O pierwszej był obiad, a o czwartej kawa z obowiązkowym plackiem. Po południu cała rodzina wychodziła na spacer, często, by sprawić dzieciom radość, na Fogielkę przy Drodze Dębińskiej, gdzie do woli mogły jeździć na karuzeli i urzędować w beczce śmiechu. Wieczorami ojciec słuchał radia, a matka oddawała się swoim ulubionym robótkom ręcznym. Mieszkanie pełne było haftowanych poduszek, a każda niemal figurka i doniczka stała na szydełkowanych serwetkach. Pośród zwyczajnych dni w ciągu roku były i te wyjątkowe. Należały do nich imieniny dziadków Szczepaniaków oraz Janiny i Franciszka. Obchodzono je bardzo uroczyście, zjawiała się cała liczl1a rodzina i znajomi. Początkowo życie rodzinne koncentrowało się w domu rodziców Janiny, później ona wraz z Franciszkiem przejęła ten zwyczaj, a ich dom stał się centrum życia rodzinnego i towarzyskiego. Do stołu zasiadało kilkanaście osób, gospodyni serwowała wykwintne dania i trunki. Panowie w garniturach i zawsze białych koszulach, panie w eleganckich sukienkach. Często wieczór umilano sobie tańcami, bowiem w domu był sprzęt grający, ciągle inny, bo rodzice lubili muzykę i nie stronili od nowinek. Najpierw był to polifon, na który mówiło

Magdalena Mrugalska-Banaszak

,

.

Ryc. 9. Janina Lewandowska podczas spaceru na Dębinie, fotografia z początku lat dwudziestych.

." 4i: ': .,

.1'.

C< -..

'.I';'

:.- t!.:j, .

;..

:::.::" '. " .: '" .} ..

:: :;.

«'"

<.

}-L

'1.'., }.

.,.""'.=. "l':. > -: .-:.

. .n . ..

J.r'-':

.<' :ł."

. J:., .

" . ,,: ,,l.

łsię "folifon", później patefon z wielką, połyskującą tubą, któregoś dnia zastąpił go walizkowy gramofon, a następnie ówczesny krzyk mody, czyli radio. Do wyczekiwanych przez cały rok dni należały wakacje. Wówczas to dzieci wraz z rodzicami na całodniowy pobyt udawali się, z koszem prowiantu, na Dębinę. W tamych czasach było to jedno z najbardziej popularnych miejsc wiosenno-letniego wypoczynku. Tłumy mieszkańców miasta kąpały się w Warcie, korzystały z łazienek rzecznych. Przyciągały ich tutaj także ogródki restauracyjne i proponowane przez ich właścicieli liczne atrakcje: kręgle, potańcówki, występy zespołów teatralnych itp. Często też wybierano się na przejażdżkę parostatkiem do Puszczykowa, Puszczykówka i Radojewa lub w tzw. "nieznane". Ta wyprawa dostarczała najwięcej emocji - nikt nie wiedział, w którym miejscu zostaną wysadzeni wycieczkowicze; najczęściej "nieznane" był to ogród na Szelągu. Jeżeli rodzice byli zajęci, rodzeństwo spędzało letnie dni w Dziechku Miejskim "Pod Słońcem". Na dwa tygodnie rodzina wyjeżdżała

...",J","< ..:::. .;.:

",: Y, :-!<"

"" ':J;' ;; .. .. i: '.. Ii/"" f ! '' \ i '..,.,.

.ił ...: #

;y,l#fL,..;:.:;"'f;:' . .'... *},' /. .

:";/ .,

,:.": 00.:;',)1

't"

., ,f..:...

4? .:{-/

.J

';{,,, . :'" ",' "'.'

:.:.

.,r, ,/.;. '

'. t

,.. '.ł: .

.,

*' ,1-:: :.

."..:.;........

......... .

,.

'j,

. '<\ "

.?.

:y;"":

:};:v.

., ,.

......

,

>.:..

..?:} ::'

.'... '.-<c" '" u'. 0<>.: .:<. .:.f;:.:.6::;:. :.;.:.-; v'>,-: .:.

;, ':: ->' .Y.:;' >".?; ";" A ><'"<-..,

." ::,t'..

..:

Ryc. 10. "Wesołe towarzystwo" nad Wartą, od lewej stoją: Helena Szargolówna, Stefan Szczepaniak, Teofila Skrzypczyńska, Marian Szczepaniak, Janina Szargolówna, Roger Rydygier, Janina i Frandszek Lewandowscy, fotografia z końca lat dwudziestychy:?>: It' . , ' ' I .. ,: # ,

,.

... ..q.., "

"- -- '.

.. .. . <'...

, ',

. "'.' ",."".

._:£:.

"'f ,

1"....:..,.

t j .. . . ., . ł'i',: tt:'W.

'.

i<:

. ,>. --::,f'

:.: ri...:1j

, w.":: .

....»f<>tt>',.,.. .,...,;ł.h : , . ,

..' .;."....,

;,tł, ..\.< :H, .' f, "1., ,. ,. ".., . )i ' . . , Alt .. . , : /. .",, { " 'J; ;..:, i. .;. . ,' ..:j ::.. :...., >..t ;L :.. .

., ,ii.

h.":

b..:'

-i. ,..,.

....... :,;.> .'""" '''..j ;-'';'1

'.

-.. .t".

'.

'" ""11'

: <:.,.., }.:- :<:; .h. /.:.. r'"

Ryc. 11. Na majówce w Dębinie, od lewej: Stefan Szczepaniak, Sopińska, Hajduk, Jana Kordzińska, Franciszek i Janina Lewandowscy, Jan Kordziński, Maria Hajdukowa, stoją Bogumił i Eugenia, 1930 r.

Magdalena Mrugalska-Banaszak

:. _( -, ¥. ;.-... x-: .. -iE: o::.

\ ""',;: , i -4 '":".

<,. . .' ..... .:>. ... .. .. . . ,,""ł., Ii>_,,"'". "'I.:" '"

Itr:

"'11'"

-' " ''''¥ .

. '"

1.""

"-C:...J ',.,.

.....?': ":.." .. .- .4-.,".' ,.,.

.;;. 1

';-, "'.. ..' ', /.. , .:.....-ł .. .. :"r

'.>, ., w'" . .

;,.:v>'

# ,

., Ol'

-.

o". __"l"

:""'!'"

...... .

: :;., ..

..

'.. .. ,

Y"

. 1 ....--' ._

'.

,. "'

./ ,.

:;,;i; ". Z

...

Ryc. 12. Franciszek Lewandowski w drodze do pracy, sierpień 1939 r.

do "wiejskiej babusi" Lewandowskiej, do Opatówka koło Wrześni. Rodzinnym zwyczajem Walentynę Lewandowską nazywano "babusią", natomiast mieszkającą w Poznaniu Cecylię Szczepaniakową "babcią". Do wakacyjnych tradycji należał także zwyczaj wprowadzony przez Tomasza Ziętowskiego, właściciela kamienicy, w której mieszkała rodzina Lewandowskich.

Mimo że był on dla dzieci niezwykle surowy, a one bały się go i nie przepadały za nim, co roku wybierał spośród potomstwa lokatorów dwóch chłopców i dwie dziewczynki i jechali koleją do Ludwikowa. Pan Ziętowski miał tam duży sad, pszczelamie i baseny z wodą do podlewania drzew. Na jednej z takich wypraw był Bogumił. Wspomina, że raczyli się miodem i kąpali w basenach, a później pan Ziętowski zabrał ich na spacer nad Jezioro Góreckie, po którym pływali rowerami wodnymi. Był także obiad w resturacji, lemoniada i lody. W drodze powrotnej do Ludwikowa pan Ziętowski zawsze odpytywał dzieci z różnych dziedzin wiedzy szkolnej, a za każdą dobrą odpowiedź dostawały po cukierku. Rodzina Lewandowskich żyła w zgodzie i harmonii. Ojciec, choć despotyczny i wymagający, bardzo dbał o dom i wychowanie dzieci, a sekundowała mu w tym żona. Z Janką, bo tak ją nazywał, świetnie się rozumieli i uzupełniali. Po latach tak wspominały ją dorosłe już dzieci: "była skromna, rzeczowa i prostolinijna, trochę staroświecka, przejęta na wskroś sprawami rodzinnodomowymi. Świadomie obrała sobie, swoje przy Mężu miejsce. Nigdy nie próbowała zająć bardziej wysuniętej pozycji, niż u jego boku. Sympatyczna, przyjemna, okrągłych kształtów, umiłowana Żona i ukochana Mateczka, trzymała się stale za Mężem i proklamowała: życie to mój Franek, nasz dom, nasze dzieci".

W jeden z sierpniowych poranków 1939 roku uliczny fotograf wykonał zdjęcie Franciszka Lewandowskiego w drodze do pracy. Nikt wówczas nie przypuszczał, że Mały Franek idzie do "Vesty" po raz ostatni. Ta mała fotografia kończy historię życia rodziny Lewandowskich w dwudziestoleciu miedzywojennym. 24 sierpnia 1939 roku Franciszek został zmobilizowany do VII Batalionu Telegraficznego Armii " Poznań" . Po latach jego syn napisał:

Żyli w szczęściu ładnych parę lat, Aż II-ga Wojna Światowa zapaliła świat.

Zakłócono im życie spokojne: Mały Franek - Ojczulek musiał iść na Wojnę.

Przykro żegnać dzieci i żonę, Iść w ciężki bój, Ojczyzny obronę.

Smutno żonę i dzieci żegnać, Myślało się najeźdzcę wnet przegnać.

W sercu o rodzinę troska, o siebie trwoga, Mężnie nad Bzurą biło się wroga.

Wiara, nadzieja i ufność nie opuszczała, Aby kogo z bliskich śmierć nie zabrała.

Z wierszy i wspomnień Bogumiła Lewandowskiego wyłania się obraz poznańskiej rodziny na przestrzeni kilkudziesięciu lat. Czytelnikowi ta historia wydawać się może nazbyt sielankowa, ale nie jest to relacja postronnego obserwatora, lecz wspomnienia z lat dziecinnych i młodzieńczych uczestnika tamtych wydarzeń. Niemal każdemu dzieciństwo jawi się we wspomnieniach jako najpiękniejszy okres w życiu. Pomijając emocjonalną stronę tych wspomnień, jak i literacką formę wierszy, przynoszą one nowe informacje o życiu typowej wildeckiej rodziny w dwudziestoleciu międzwojennym. Uzupełniają ciągle jeszcze niepełny obraz dnia powszedniego mieszkańców miasta i rejestrują przemiany zachodzące w wyglądzie dzielnic y 3.

PRZYPISY:

l W listopadzie 1995 roku zorganizowana została przez Zakład Historii Nowożytnej Instytutu Historii PAN w Warszawie sesja naukowa pt. "Życie codzienne - nowy kierunek badań w Tamach historii kultury". Materiały z sesji znajdują się w druku w "Kwartalniku Historii Kultury Materialnej".

2 Magdalena Mrugalska-Banaszak, Cykł wystaw "Ulice i zaułki dawnego Poznania" jako wizualizacja badań nad życiem codziennym mieszkańców miasta, (w:) Studia Muzealne, Poznań, zeszyt XIX (w druku).

3 Historia innych członków szeroko rozgałęzionych rodów Lewandowskich i Szczepaniaków będzie tematem następnych artykułów w kolejnych numerach "Kroniki Miasta Poznania".

Reprodukcje fotografii 1, 2, 5-10, 12 wykonała B. Drzewiecka.

Powyższy artykuł jest częścią publikacji Kronika Miasta Poznania 1996 R.64 Nr4; Lata dwudzieste, lata trzydzieste dostępnej w Wielkopolskiej Bibliotece Cyfrowej dla wszystkich w zakresie dozwolonego użytku. Właścicielem praw jest Wydawnictwo Miejskie w Poznaniu.
Do góry