OD A DO Z Ze Stanisławem Smoczyńskim, pracownikiem MTP z półwiecznym stażem, rozmawia

Kronika Miasta Poznania 1996 R.64 Nr2;Targi, jarmarki, MTP

Czas czytania: ok. 4 min.

TOMASZ STACHOWIAK

STANISŁAW SMOClYŃSKl urodził się 3 listopada 1929 roku w Międzychodzie. Jest absolwentem Akademii Ekonomicznej, gdzie studiował w latach 70- tych. W czasie wojny był gońcem i pomocnikiem piekarskim w Piekarni Mechanicznej w Poznaniu, potem gońcem w Zarządzie Miejskim Stołecznego Miasta Poznania. W październiku 1946 roku związał się z Targami. Początkowo pracował jako referent, potem był kierownikiem wydziałów: Ogólnego, Obsługi Zwiedzających Targi, Eksploatacji i Administracji. W roku 1978 awansował na stanowisko zastępcy dyrektora naczelnego d/s administracyjno-eksploatacyjnych. Na emeryturę przeszedł w roku 1994, a od 1995 jest doradcą prezesa Zarządu MTP. Jest żonaty, ma trzy córki i syna.

- Rok jubileuszu Międzynarodowych Targów Poznańskich, które na targowej mapie świata pojawiły się 75 lat temu, jest dla pana pięćdziesiątą rocznicą związków z Targami. -- Tak, to prawda. Zaraz po wojnie przez kilka miesięcy pracowałem w tzw. magistracie, czyli Zarządzie Miejskim Stołecznego Miasta Poznania. W 1946 roku zwrócono się do mnie z zapytaniem, czy nie jestem zainteresowany pracą na odradzających się właśnie po wojennej przerwie Targach. Byłem zainteresowany. W owych czasach - z uwagi na wojenne zniszczenia - dyrekcja Targów mieściła się przy ul. Zwierzynieckiej 13, w gmachu Związku Kupców Polskich, gdzie udałem się na rozmowę do ówczesnego dyrektora naczelnego Józefa Szłapczyńskiego, który zaproponował mi stanowisko młodszego - z pewnością z uwagi na mój młody wiek - woźnego. I tak 21 października 1946 roku rozpoczął się mój - jak się później okazało - bardzo długi związek z Targami. Pamiętam też jak po dwóch miesiącach pracy dyrektor Szłapczyński spytał: "Jak się pracuje?". "Dziękuję, dobrze" - odpowiedziałem. Pierwszego odebrałem wyższą pensję.

Tomasz Stachowiak

Ryc. 1. Si. Smoczyński z H. Suchocką i wojewodą Wł. Łęckim.

Fot. E. Orhon-Lerczak

Jak dziś patrzy pan na minione półwiecze, jak je pan ocenia? Przez te pięćdziesiąt lat pracy na MTP przeszedłem przez niemal wszystkie komórki i stanowiska. Praktykę rozpocząłem w Wydziale Administracji, byłem pomocnikiem księgowego, samodzielnie prowadziłem referat płacy, organizowałem od podstaw Wydział Obsługi Zwiedzających, kierowałem targową administracją. Doświadczyłem twardej, dobrej szkoły. Pozwoliło mi to min. na opracowanie "Analizy gospodarki środkami trwałymi" oraz "Analizy kosztów własnych i rentowności w Międzynarodowych Targach Poznańskich" jako pracy dyplomowej i magisterskiej w Akademii Ekonomicznej w Poznaniu. - Lata pracy i bogate doświadczenie oraz obecność na targach z pewnością pozwalają panu na wskazanie różnic pomiędzy targami sprzed lat a współczesnymi. - Różnic jest wiele, można je zaobserwować na różnych płaszczyznach.

W latach scentralizowanej gospodarki, gdy rozmowy handlowe prowadzić mogły jedynie centrale handlu zagranicznego, Targi były min. miejscem do zaprezentowania efektów gospodarki planowej. Imprezy te były licznie odwiedzane przez grupy zorganizowane. Bywało, że czercową imprezę zwiedzało około 1 200 000 osób. Do obsłużenia takiej masy ludzi Targi w charakterze przewodników po ekspozycji zatrudniały aż 70 pracowników. Wyraźne różnice występowały także w zakresie wykonawstwa zabudowy stoisk targowych. W tamtych latach nie było przecież elementów zabudowy wielokrotnego użycia. Drewno, płyta pilśniowa i sklejka, merla czyli gaza, farba i gwóźdź, pędzel

Ryc. 2. Si. Smoczyński

i młotek - to wykorzystywane przed laty materiały i narzędzia. Podłogi wykładano chodnikiem kokosowym. Zatrudniano duży zespół wykonawców, a zabudowa trwała kilka tygodni. Cykl przygotowywania i likwidacji stoisk nie pozwalał więc na organizowanie takiej ilości imprez jak obecnie. Dopiero wprowadzenie nowych technologii zabudowy, coraz lepsze wyposażenie techniczne naszych obiektów oraz usprawienia organizacyjne, a także - co też miało ogromne znaczenie - zmierzające w kierunku rynkowym zmiany gospodarki, pozwoliły obecnie na wydłużenie sezonu wystawienniczego do praktycznie całego roku. - Zmieniały się także same imprezy.

- Oczywiście. Targi Poznańskie - zgodnie z trendami panującymi w światowym wystawiennictwie - już w latach siedemdziesiątych zaczęły wyodrębniać w swoim programie salony specjalistyczne, stopniowo odchodząc od targów wielobranżowych. - Niezmienna pozostawała jednak pewna specyfika pracy na Targach.

- "Targi to specyfika, a specyfika to tabu" - tak jeszcze w latach pięćdziesiątych wielu kolegów określało to, o czym pan wspomniał. Powiedzenie to oczywiście nie wyjaśniało na czym owa targowa specyfika pracy polega. A polega ona na tym, iż na Targach, które obowiązują dokładnie takie same reguły gry jak inne przedsiębiorstwa, w stosunkowo krótkim czasie piętrzą się zadania, które trzeba terminowo wykonać. Nigdy nie mogło być przecież mowy o nieotwarciu na czas zaplanowanej imprezy. Na marginesie powiem, że godzinne przesunięcie uroczystości otwarcia Targów zdarzyło się w Poznaniu tylko raz, jednakże nie z naszej winy, ale spowodowane było opóźnionym

Tomasz Stachowiak

Ryc. 3. Si. Smoczyński na spacerze z córkami

przylotem oficjalnej delegacji z Warszawy. Zawiniły fatalne warunki atmosferyczne, fatalne oczywiście w Warszawie, tu bowiem na czas imprez zawsze zapewnialiśmy "pogodę targową". - Zapewnienie odpowiedniej pogody także leżało w zakresie pańskich obowiązków? - Wielu kolegów żartowało, że tak właśnie było, zakres ten bowiem faktycznie był bardzo szeroki. Stanowisko, które mi powierzono różnie na przestrzeni lat było nazywane, różnie określane. Jako ciekawostkę powiem jednak, że dyrektorowi do spraw administracyjnych przypisany był symbol AZ, co - z przymrużeniem oka - mogło oznaczać, iż mój pion zajmował się wszystkim, czego nie można było przypisać gdzie indziej: od A do Z. - Dbając o tak wiele różnych spraw, zapewne stykał się pan z różnymi sytuacjami - także niespodziewanymi lub zabawnymi? - Oczywiście. Wiele z nich mocno zapisało się w pamięci. Np. w roku bodajże 1950 wydawcą oficjalnego katalogu targów była firma Merkuriusz. W tekst zakradł się błąd - pod hasłem Związek Socjalistycznych Republik Radzieckich zamiast - jak być powinno - "...największym eksponentem targów" napisano "00. największym eksponatem targów". "Winnym" wspomnianego błędu został pan Edmund PachoIski z Wydziału Propagandy, który odchodząc z Targów trafił, jako sprawozdawca sportowy, do Polskiego Radia i przez lata mogliśmy z przyjemnością słuchać jego relacji.

Innym razem w dniu otwarcia Targów w restauracji Adria przygotowano, jak zawsze, oficjalne przyjęcie. Kiedy wszystko było już zapięte na ostatni guzik - białe obrusy, porcelana, szkło, sztućce - przez pomyłkę włączono nie używane jeszcze nigdy przedtem urządzenie wentylacyjne i w jednej chwili stoły i cała zastawa zmieniły kolor na siwy. Po jakimś czasie przywykliśmy do pracy, której towarzyszyły także i takie niespodzianki. - Niektóre z nich z pewnością wiążą się ze znanymi osobistościami.

- Wiele. Przytoczę jedną. Inauguracja kolejnej imprezy. Po zwiedzeniu ekspozycji przyszedł czas na posiłek. Przy stole siedzą m.in. premier Józef Cyrankiewicz, gospodarz miasta Jerzy Kusiak, także minister handlu zagranicznego, dyrektor Targów. Cyrankiewicz podnosi napełniony wódką kieliszek, zatrzymuje się jednak - najwyraźniej widać, że poczuł zapach, którego się nie spodziewał. Szybko zarządziłem, aby wymienić kieliszki i feralną butelkę. Pech chciał, że wcześniej była ona użyta do nafty i, niestety, zapach pozostał. Co decydowało o tym, iż z opresji takich jak te, opisane tu przez pana, można było wychodzić bez szwanku? Ludzie - ich fachowość, obowiązkowość i przywiązanie do firmy.

Powyższy artykuł jest częścią publikacji Kronika Miasta Poznania 1996 R.64 Nr2;Targi, jarmarki, MTP dostępnej w Wielkopolskiej Bibliotece Cyfrowej dla wszystkich w zakresie dozwolonego użytku. Właścicielem praw jest Wydawnictwo Miejskie w Poznaniu.
Do góry