KRONIKA CZASÓW "POTOPU"
Kronika Miasta Poznania 1996 R.64 Nr1; Mury miejskie
Czas czytania: ok. 9 min.JÓZEF ŁUKASZEWICZ
Integralną część "Opisu Poznania" stanowi kronika (T. II s. 243-434) sięgająca od X wieku do rozbiorów. Jest to chronologicznie ułożony zbiór notatek z lektury dzieł historyków, kronik klasztornych, akt miejskich i grodzkich Poznania, wreszcie różnych rękopisów użyczonych Łukaszewiczowi przez innych badaczy. Notatki i wypisy źródłowe tworzą dziś rodzaj nowoczesnej powieści historycznej, której bohaterem jest miasto Poznań. Dzieje jego opowiadają tak zróżnicowane w formie i języku teksty, że lektura wciąga, wkraczając z historii na pogranicza nowoczesnej, dobrej, wysmakowanej literatury. O tych wydarzeniach por. Dzieje Poznania, Poznań 1988, T. 1 cz. 2 s. 618-{)19. [Red.]
T egoż roku dnia 12. Sierpnia widziane było w Poznaniu całkowite zaćmienie słońca. Rzadkie li nas zjawisko to nabawiło lud wielkiej trwogi. "Obiecywali sobie" - mówi kronika klasztoru Benedyktynek - "ludzie wielkie i niesłychane dziwy, a niektórzy sądny dzień; wszyscy biegli przez ten czas do kościołów i my w naszym byłyśmy przez dwie godziny na modlitwie". Rok 1655. Dnia 29. Lipcal poddał się Poznań Szwedom, na mocy 3go artykułu ugody zawartej między województwami kaliskiem i poznańskiem, a Arnoldem Wittembergiem, wodzem wojsk szwedzkich w dniu 15. Lipca 1655. roku. Radziejowski i generał szwedzki Marderfeld, uprzedzili wojsko szwedzkie do Poznania dla nakłonienia mieszkańców, aby się Szwedom poddali; co oni też, naśladując zły przykład ślachty województw wielkopolskich, uczynili, ale przeniewierstwo to drogo przypłacili, Albowiem ledwie wojsko szwedzkie do Poznania weszło, dopuszczało się natychmiast niesłychanych zdzierstw, bezpraw i gwałtów. Nie ochraniając nikogo, wywarli Szwedzi swoją złość szczególniej na duchowieństwo świeckie i zakonne. Jezuitów i Bernardynów, zabiwszy z tych ostatnich jednego, wygnali z miasta. Braniecki, sufragan poznański, broniąc praw kościoła, legł w przysionku kościoła katedralnego
trzema kulami od Szwedów przeszyty. [Rudawski, Kochowski, Pufendorf, kronika bernardyńska.] ..Tegoż roku tydzień przed Ś. Marcinem" - mówi rękopis współczesny..Szwedzi wszystkę księżą ś. Maryi Magdaleny, jako i od ś. Marcina na zamek powsadzali przez kommendanta szwedzkiego na imie Dudesztala. Co tam w tern więzieniu ucierpieli, Pan Bóg lepiej wie i ci co tam byli." Kronika klasztoru panien Benedyktynek tak o zajęciu Poznania przez Szwedów i ich pobycie w tern mieście opowiada: "W dzień ś. Anny (1656). zaraz po obiedzie Szwedzi przyjechali. Już w ten dzień rozboje po drogach panowały. Panowie nasi naprzód przyjechali, pan wojewoda poznański [Krzyszt. Opaleński] z panem wojewodą kaliskim [And. Grudzińskim] rozkazując miastu, aby się poddało, trębacz szwedzki był z nimi. Czego gdy mieszczanie nie chcieli uczynić, opierając się i powiadając, że się mieli czem bronić i że mają siły na obronę miasta, panowie rzekli do nich: jeźli wy się bronić będziecie, my będziemy przeciwko wam, a będzie wam gorzej, bośmy się już wszyscy królowi szwedzkiemu poddali." Tu już rada nie wiedząc co czynić, nie sprzeciwiała się, a zatem trębacz rozgłosił wolny przystęp Szwedom do miasta. Nazajutrz wyjechał kommendant, kommissarz i insi starsi, a panowie wojewodowie nasi jak najprędzej z Poznania ujechali. Nakazano zaraz dawać ordynaryą pewną tym, którzy byli przed miastem, na każdy dzień wołów 15, owiec 100, chleba 3000 bochenków, każdy po 8 funtów, piwa 130 beczek; prócz tych, których w mieście podejmować musieli, było tych oszarpańców dosyć, lud bardzo znędzniały i zmorzony. Mówili potem sami tak naszym: by was było wyszło ze trzysta zbrojnych i do bitwy gotowych, w niwecz byście nas byli obrócili, choć nas 7000 było. Pierwszego dnia mówiono, że pokój, że to już nasi panowie; aliści drugiej nocy poczęli sklepy łupić Żydom i samym mieszczanom; wino ze sklepów fasami brali a na rynek wystawiali, pili i jako bestye się walali, mógłby był do jednego porzezać ktoby się był na to udał. Potem w kilka dni przyjechali szwagier królewski, kanclerz i Radziejowski; co wszystkę armatę miastu odebrali. Pytali się o wszystkich prawach i konstytucyach miejskich, które mieszczanie pochowali, albo raczej niektórych sprawniejszych z niemi wysłali, i niechcieli o nich żadną miarą powiedzieć. Wymawiali się z tego, że bez króla naszego nieśmierny się tego ważyć; a widząc ich statecznych, dano co starszych do więzienia, a burmistrza pod straż, gdzie się tylko ruszył, rajtarowie tuż przy nim. Potem musieli przysięgać, że nie wiedzieli, kędy się te prawa natenczas obracały. Po tej przysiędze trochę się uspokoili i kazali radę wypuścić, wszakże ich przecie pod strażą mieć kazano. Potem panowie Szwedzi postanowili urząd wszystek swój, a nasi już niczem nie rządzili. Zatem kościoły łupili, księży bili, despektowali, w nocy księży tak świeckich, jako i Jezuitów na zamek brano, kijami bito, a to o skarby kościelne, które choć pobrali, jednak jeszcze więcej chcieli. Klucze od wszystkich kościołów odebrali, tylko samą farę do nabożeństwa katolickiego zostawili. A oni sami kilka zborów po kamienicach sobie uczynili i na ratuszu także zbór i na wadze. Przed Wielką nocą tegoż roku, kazali zwołać wszystkich księży i zakonników, których jeszcze było w Poznaniu 60 [porabowawszy wprzód wszystkie kościoły i klasztory] żeby się ześli, których zaraz wszystkich wygnano
Józef Łukaszewiczi wytrąbiono z miasta. Trzej tylko Jezuici się obrali, którzy się uprosili, żeby zostać dla usług wiernych." "A siostry nasze w nieznośnym strachu i bojaźni zostając, bo się to wszystko o uszu ich obijało, miłosierdziu boskiemu się polecając, czekały co się z niemi dziać będzie; bo panowie nasi Lutrzy największą chrapkę na kościół nasz mieli, z tej przyczyny, że przed kilkadziesiąt lat był ich zborem; jednak dziwnej obrony boskiej w tej mierze siostry doznały. Bo gdy się o to panom starszym szwedzkim przykrzyli, ci chcąc ich jakokolwiek kontentować, chcieli sami pierwej ten kościół widzieć. Posłali tedy do sióstr dwie panie, prosząc, żeby je widzieć mogli w jakim ubiorze chodzą i za tą okazyą, aby i kościół widzieć mogli, obiecując pokój. Zaczem siostry z bojaźnią wielką, jednak za radą duchownych osób, pozwoliły przyjść tym, którzy sobie tego życzyli, to jest, szwagier królewski, sekretarz i kanclerz i siostra królewska z dwiema białemi głowami, tylko do najpierwszej furty. Skoro weśli, taką ostrożność zachowali, że ani jednemu czeladnikowi za sobą wniść nie dopuszczając, zaraz za sobą drzwi zarygowali. Tam wielką ludzkość siostrom pokazali, dwie panie były tłumaczami, pytali się o zgromadzeniu, kędy są i wiele ich jest. Potem prosili, żeby ich do kościoła puszczono. A że z ulicy były drzwi bardzo zatarasowane, chciały ich przez klasztór puścić, ale oni żadną miarą niechcieli, obawiając się jakiej zdrady. Musiano tedy drzwi odwalić i przez ulicę ich puścić. Obejrzawszy kościół, rzekli do siebie niemieckim językiem, że jest bardzo mały, podziękowali bardzo siostrom, że ich do kościoła puściły i odeśli." "Potem w dzień trzeci przed świętą Katarzyną tegoż roku, przyśli kommendant, kommissarz i Wajer i na trzydziestu człeka z strzelbą. Ci wartowali i pukali po sklepach, osobliwie jeden, w którym naleziono cenę, którą siostry schowały." Dalej opowiedziawszy kronika, że Szwedzi zabrali im cenę, miedź i co tylko jakąkolwiek wartość miało, tak następnie mówi: "W tymże roku [1656.] po Wielkiejnocy wyśli Szwedzi z Poznania, a na to miejsce zaraz Brandenburczyk nastąpił, jeszcze gorszy niż Szwed, bo Szwed tylko przedmieścia palił i rozbierał dla szańców, Brandenburczyk zaś spalił co najprzedniejsze kościoły i klasztory; 14 kościołów natenczas zniszczono, klasztorów 5, bernardyński, Klarek, franciszkański, Bosaków i Karmelitów od Bożego ciała." "Przed samym ś. Janem przystąpili nasi pod Poznań, już o odbieraniu jego myśląc. Dopiero Brandenburczycy widząc, że się zostać nie mieli, kościoły i klasztory palić zaczęli; a gdy farę palić miano, przestrzeżono siostry, żeby wyszły, albo wyjechały z klasztoru, dając im pocztę i mówiąc, że nie zniosą tego, co się tu dziać będzie, ale siostry odpowiedziały, że choćby nam zginąć, tedy klasztoru nie odstąpimy. Sama tylko panna Gręznianka bardzo się bojąc, wyszła z białogłową jedną do Owinsk, ta miała wolne przejście, dla niej samej zwód wzniesiono i gdy przeszła, znowu bramę zawarto. Byli jej bardzo radzi nasi, którzy obozem za miastem stali, bo wiadomości swojej od nikogo mieć nie mogąc; co się w mieście działo, ona im o wszystkim powiedziała, jako i które kościoły palono i jako klasztór nasz i tum był w niebezpieczeństwie, bo się nań przegrażali. Zaczem nasi zmorniwszy się, bliżej przystępowali pod miasto i most zrzucili, odejmując przystęp nieprzyjacielowi do tumu. Bardzo
z dział nasi strzelali, aż i po siedmnaście granatów w klastorze naszym zbierano z wielkim napsowaniem murów. W nocy gdy farę palić miano. Najświętszy sakrament z puszką kapłan jeden do kościoła naszego przyniósł, którego przez klasztór puścić musiano. W wielkiej natenczas siostry nasze były bojaźni, która im ani spać niedopuszczała, bo im spaleniem klasztoru grożono i już po kilkakroć słomę około klasztoru kładziono." "Wyszedł ten lud brandenburski z Poznania we dwie niedziele po ś. Janie 1657. roku." Tegoż roku na schyłku zimy przybył do Poznania Karól Gustaw, król szwedzki. Rok 1656. W miesiącu Marcu wysłało miasto w interesie swoim do króla szwedzkiego do Prus Jerzego Eiberle i Kaspra Gruntmanna. "Tydzień przed ś. Stanisławem" - mówi rękopism współczesny - "Szwedzi wszystkę księżą, tak zakonników jako i świeckich wygnali z Poznania." "Tegoż roku w tydzień później wszystkie przedmieścia poznańskie popalili. " W kilka niedziel później więzieni od Szwedów w zamku poznańskim Jan Bronowski, Cybulski, Radzimiński, Grodzki, Czechowski z 12 innymi osobami i ks. Radzimińskim, za to, że się z Szwedami łączyć nie chcieli, wyłamali, za pomocą Grygiera, mieszczanina poznańskiego, [który im z niebezpieczeństwem własnego życia młotów itp. narzędzi dostarczył] mur swego więzienia i uszli szczęśliwie z Poznania. Ucieczka ta ocaliła im życie; albowiem w kilka dni później, doszła kommendanta szwedzkiego wiadomość o zabiciu w Kościanie księcia Fryderyka Landgrafa heskiego, przez Żegockiego, starostę babimostkiego; niechybnie byłyby wywarł zemstę na tych uwięzionych. [Akta grodzkie.] Tegoż roku generał szwedzki Bernhard Muller ustąpił Poznania wojsku brandenburskiemu, pod dowództwem generała D6rffinger. Rok 1657. Dnia 27. Czerwca wojsko brandenburskie spaliło kościoły bernardyński, ś. Anny, ks. Karmelitów i ś. Marcina. [Rękopism współczesny.] "Tymczasem gdy wojsko szwedzkie i brandenburskie dopuszczało się w Poznaniu takich bezpraw, Wielkopolanie postanowili odzyskać stolicę swojej prowincyi, Pod dowództwem walecznego Opaleńskiego, wojewody podlaskiego, i Krysztofa Grzymułtowskiego, podkomorzego poznańskiego, opasali Poznań ze wszech stron i niedozwolili zamkniętej w mieście załodze brandenburskiej wychylić się za mury po żywność. Opasanie to Krysztof Grodzki, generał artyleryi, przybywszy z pod Gdańska, gdzie go Jan Kazimierz był zostawił, zamienił w porządne oblężenie. Znajdowało się w mieście 2000 Brandenburczyków pod sprawą Wediga Bonina, kommissarza elektorskiego, Krystyana Klejt półkownika, Jana Reisfeld, Wilhelma Hubert i Tomasza Brasse. Załoga czyniła częste wycieczki, ale dobrze rozstawione i czujne szyki wojska polskiego odpierały zawsze nieprzyjaciela, a artylerya oblegających zarządziła w szeregach jego dotkliwe straty. Kilka tygodni zeszło na strzelaniu z dział do murów miasta i na utarczkach pod murami. Aż nareszcie oblegającym udało się opanować wyspę około kościoła katedralnego i tym sposobem pozbawić oblężeńców paszy dla koni i bydła. W codziennych utarczkach o odzyskanie
Józef Łukaszewicztej wyspy, utracał nieprzyjaciel wielu ludzi; do tego zagęściły się w szeregach jego choroby i wkrótce głód mu zagrażał. Z tych pobudek dowódzca załogi zaczął się skłaniać do oddania miasta, a gdy i oblegający pragnęli trudom swoim i niedoli mieszkańców Poznania koniec jak naj rychlej położyć, stanęła następująca kapitulacja: "Osada elektora brandenburskiego opuści miasto. Wszelkie sprzęty kościelne, -księgi akt publicznych, metryki, archiwa, depozyty ślachty, towary kupców i majątki mieszkańców w ogólności i w szczególności pozostaną nietknięte. Długi za ciągnione zaspokoi załoga gotówką. Jeżeli który z mieszkańców upomni się o swoją krzywdę u dowódzcy przed wyjściem załogi z miasta, dowódzca winien będzie ją nagrodzić; reklamacye po wyjściu załogi do dowódzcy czynione, nie będą mieć żadnej wagi. Załoga wyjdzie z miasta z bronią, z rozwiniętymi chorągwiami, zapalonemi lontami, i uda się do Drezdenka w Marchii, po przydaniu jej oddziału wojska polskiego, które ją aż do granicy odprowadzi. Z załogą poznańską wolno będzie połączyć się wojsku brandenburskiemu, stojącemu w Kurniku. Załoga wyprowadzi swoje działa: działa zaś szwedzkie zostawi miastu. Żonom urzędników i żołnierzy szwedzkich dozwala się wyjść z załogą." Wyszło tedy około 1200 ludzi wojska brandenburskiego z Poznania, dnia 28. Sierpnia 1657. roku. Oddział pomnożony załogą kumicką i kościańska urósł do 2000 ludzi i odprowadzony został aż do Marchii przez oddziały Jana Gnińskiego, starosty gnieznieńskiego, Wilhelma Butlera, starosty radzyńskiego, i Franciszka Rydzyńskiego, miecznika poznańskiego. "Tym sposobem" - mówi Kochowski - "oswobodzonem zostało miasto Poznań i samo szukało się w sobie, a przebudziwszy się po dwuletnim śnie ujrzało się nakoniec ogołocone z swoich ozdób, pozbawione mięszkańców, złupane z towarów; słowem, podobne owym, którzy przebudziwszy się z letargu ku zmysłom przychodzą." Dnia 29. Sierpnia po odzyskaniu Poznania, wjechał na katedrę poznańską, Wojciech Tholibowski, biskup. Tegoż samego dnia poświęconym został sprofanowany przez Szwedów kościół katedralny. Tegoż roku król Jan Kazimierz zawarłszy traktat z elektorem brandenburdzkim przybył w dniu 22. Listopada do Poznania, gdzie zamyślał wraz z królową zimę przepędzić. Ztem wszystkiem Poznań po ciężkim oblężeniu, ogołocony z ludności, zapchany nieczystościami różnego rodzaju, był zbyt niezdrowem miejscem, aby monarcha długo w niem mógł bawić. Wiele też osób z orszaku królewskiego, a wnet i sama królowa Ludwika na zdrowiu zapadła. Za radą tedy lekarzy, przeniósł się król w Lutym 1668. roku do Boguniewa pod Rogoźnem, włości należącej do Jana Starkowieckiego, kasztelana kaliskiego.
PRZYPISY
] Niektórzy histor. naznaczają opanowanie Poznania przez Szwedów w dniu 29. Lipca; Rudawski w dniu 15. t.m. rękopism zaś współczesny mówi: Szwedzi przyjechali do Poznania w dzień ś. Anny a zatem dnia 26. Lipca.
Opis Poznania, T. II, s. 331-338
Powyższy artykuł jest częścią publikacji Kronika Miasta Poznania 1996 R.64 Nr1; Mury miejskie dostępnej w Wielkopolskiej Bibliotece Cyfrowej dla wszystkich w zakresie dozwolonego użytku. Właścicielem praw jest Wydawnictwo Miejskie w Poznaniu.