DZIAŁALNOŚĆ POZNAŃSKIEJ SPOŁECZNOŚCI RZEŹNICKO-WĘDLINIARSKIEJ W PIERWSZYCH LATACH POWOJENNYCH
Kronika Miasta Poznania 1995 R.63 Nr3; Bitwa o handel
Czas czytania: ok. 46 min.WINCENTY PEZACKIl. Pierwsze dni trzeciej niepodległości
Jeszcze w czasie walk wyzwoleńczych, 15 lutego 1945 roku, pokolenie rzeźników poznańskich, które było zawodowo czynne w okresie II RP, zaczęło odnawiać swoje organizacyjne więzi zawodowe. W tymczasowej siedzibie Urzędu Miasta przy ul. Matejki 49 zorganizowano pierwsze powojenne zebranie Cechu Rzeźnicko-Wędliniarskiego. Po bez mała sześcioletniej przerwie cech ten obradował znowu w języku polskim, którym posługiwał się przez cały okres zaborów. Pierwsze zebranie zwołał i otworzył mistrz Zdzisław Piskorski l . Przewodniczył wieloletni, przedostatni starszy cechu z okresu II RP, mistrz Maksymilian Górecki. W zebraniu wzięło udział 57 mistrzów i 12 zawodowo już samodzielnych czeladników. Wybrano sześcioosobowy zarząd cechu z Piskorskim jako starszym cechu i Stanisławem U rbankiem jako podstarszym cechu na czele. Zaznaczając, że wskrzeszony cech jest kontynuacją tego, który przerwał swoją działalność w lecie 1939 roku, omawiano następnie aktualne sprawy zawodowo-gospodarcze. Po poznańsku uważano, że spełnianie swego obowiązku zawodowego to sprawa podstawowa. Myślano ponadto, że zbiorowe zorganizowanie się rzeźników poznańskich sprzyjać będzie lepszemu i sprawniejszemu zaopatrzeniu poznańskiego rynku i polskich mieszkańców Poznania, tak przecież przez okupanta wygłodzonych. Sprawa była tym istotniejsza, że najbliższe Poznania tereny rolnicze były pozbawione żywca rzeźnego. Żałować jednak trzeba, że poznańska społeczność rzeźnicko-wędliniarska nie podliczyła w trakcie swego pierwszego pookupacyjnego spotkania swoich strat ludzkich. Dotąd - po upływie pół wieku - nie wiadomo, kto spośród rzeźników poznańskich poległ w czasie drugiej wojny światowej, kogo repre
Wincenty PezackisYjnIe zamęczył okupant, kto był w obozie koncentracyjnym, jaki był udział rzeźników w okupacyjnym ruchu oporu oraz zdobywaniu cytadeli poznańskiej i jakie były ich starty osobowe z tej racji. Trudno sobie przecież wyobrazić, by wśród 45 - 50 tysięcy poznaniaków, którzy w czasie drugiej wojny światowej ponieśli śmierć lub też byli przez okupanta prześladowani, nie było rzeźników. Patriotyzm tej części społeczeństwa wielkopolskiego jest od lat przecież znany. W innych miastach, np. w Bydgoszczy i Warszawie, nie poniechano podliczenia własnych strat społecznych. Potrzebę spojrzenia wstecz na najbliższą swoją historię uzasadniał również fakt, że podobnie jak inne cechy, poznański cech rzeźnicko-wędliniarski rozpoczynał w 1945 roku pracę w nowych uwarunkowaniach polityczno-gospodarczych i społeczno-prawnych. Styl i charakter pracy poznańskiej społeczności rzeźnicko-wędliniarskiej kształtowały odtąd przede wszystkim kilkakrotne zmiany podstaw prawnych ich organizacji cechowej, duża zmienność liczebności jej członków, organizacja dostaw surowców rzeźnych i surowców pomocniczych, dystrybucja towarów, wywłaszczanie, opieka nad majątkiem cechu oraz kształcenie młodych kadr zawodu rzeźnicko-wędliniarskiego. N adrzędnym czynnikiem sprawczym wszystkich zmian był postulat likwidaqi wolnorynkowej dystrybucji towarowej i zastąpienie jej towarową gospodarką nakazowo-rozdzielczą, centralnie sterowaną. Z praktyki dnia codziennego znane są już oba podstawowe systemy narodowej gospodarki. W tej sytuacji zbyteczne jest przedstawianie łańcucha sprzężeń zwrotnych w społecznym i gospodarczym życiu poznańskiej społeczności rzeźnicko-wędliniarkiej analizowanego okresu.
2. Majątek cechu
W okresie II RP Cech Rzeźnicko-Wędliniarski w Poznaniu dysponował znacznym, zarówno nieruchomym, jak i ruchomym majątkiem. Składały się na niego przede wszystkim jatki na Starym Rynku 5, kilkupiętrowy dom cechowy przy ul. Masztalarskiej 8, sztandar cechowy z 1932 roku oraz dwa łańcuchy starszego cechu. Jeden łańcuch był ufundowany w 1932 roku z okazji 675-tej rocznicy założenia cechu. Drugi łańcuch pochodził natomiast z 1910 roku i był łańcuchem starszego Cechu Wędlianiarzy w Poznaniu, popularnie zwanego niemieckim cechem. Z okazji zjednoczenie obu poznańskich cechów łańcuch ten był przekazany zjednoczonemu cechowi. Łańcuch z 1910 roku był pozłacany i emaliowany, drugi - szczerozłoty. Skrzynią cechową cech nie dysponował już bodajże od początku lat dwudziestych. W 1945 roku cech - kontynuator tradycji sprzed 1939 roku - dysponował tylko poważnie zniszczonym domem przy ul. Masztalarskiej. W pierwszym okresie po wyzwoleniu cech nie dysponował również żadnym z trzech utensylii (sprzęt cechowy, czyli sztandar, skrzynka cechowa i łańcuch), które były w jego posiadaniu przed wrześniem 1939 roku.
Dotąd niepowetowaną stratą cechu są starorynkowe jatki i teren, na którym pobudowano je pierwszy raz w 1280 roku. Jatki te zostały całkowicie zniszczone w lutym 1945 roku w czasie walk o Poznań, a więc tuż przed zakończeniem drugiej wojny światowej. Pojatkowego terenu nie odgruzowano jednak do końca 1948 roku. Cech nie mógł zmobilizować członków do oczyszczenia tego terenu. Jedynie w czerwcu 1946 roku cech skierował do Urzędu Miasta prośbę o odszkodowanie. W dokumentacji cechowej nie odnaleziono odpowiedzi adresata na tę prośbę. Można wnioskować, że Urząd Miasta nie zainteresował się sprawą.
W lutym 1947 roku Urząd Miasta zwrócił się do cechu rzeźnickiego z propozycją kupna terenu pojatkowego za gotówkę lub wymianę na inną działkę budowlaną. W odpowiedzi na to cech poprosił o zezwolenie na odbudowanie jatek i nie obarczanie go kosztami odgruzowania terenu pojatkowego. Na tym chyba wymiana zdań się zakończyła. Znowu teren robił wrażenie zapomnianego. W sierpniu 1948 roku - przy okazji reorganizacji cechu i przekazania majątku dawnego cechu nowo utworzonemu - wartość starorynkowej działki pojatkowej oceniono na jeden milion złotych. Pod koniec 1948 roku cech stwierdził, że bez porozumienia się z nim straż pożarna wywiozła "konstrukcje żelazne jatek". Były to zapewne obie bramy (południowa i północna), które ograniczały teren jatko wy. Dopiero w grudniu 1948 roku zapadła decyzja, że pojatkowy teren odgruzuje miasto, a na tym miejscu stanie muzeum. Decyzja ta zmobilizowała cech nie tyle do skutecznego protestu, lecz do sugestii, by na murze zewnętrznym budynku muzeum była umieszczona tablica informująca o tym, co znajdowało się tutaj w latach 1280 - 1945. Po upływie bez mała 50 lat od decyzji o budowie muzeum, współczesny cech rzemiosła rzeźnicko-wędliniarskiego nie doczekał się realizacji tego projektu, nie mówiąc już o zwrocie terenu będącego jego odwieczną własnością. Na skutek walk wyzwoleńczych poważnie uszkodzony był dom cechowy przy ul. Masztalarskiej 8a. Zniszczony był dach i najwyższa kondygnacja budynku oraz znaczna część zorganizowanego tutaj archiwum cechowego. Niezniszczoną część archiwum odratowano. Po stosunkowo długim czasie przekazano ją do organizującego się w Poznaniu Muzeum Przemysłu Mięsnego. Uratowane archiwum cechowe stanowi podstawową dokumentację niniejszego opracowanIa. Zniszczony dom cech odnowił i do użytku oddał już w połowie 1946 roku.
Jego prawnemu właścicielowi, tj. Cechowi Rzeźników i Wędliniarzy w Poznaniu, cały budynek przekazano już w czerwcu 1945 roku. N aprawa trwała zatem rok. Znaczną część kosztów pokryto w lipcu 1945 roku z wewnętrznej cechowej pożyczki, w której wzięło udział 44 członków. Niezależnie od tego dwóch członków cechu, a mianowicie Kazimierz Przybyła i Adam Wujec, darowało cechowi, z przeznaczeniem wyłącznie na odbudowę domu cechowego, po 5000,- zł. Darowizna miała miejsce równocześnie z zaciągnięciem pożyczki wewnętrznej na ten cel. Szybko doprowadzony do stanu użytkowego budynek cechowy był odtąd jego siedzibą. Spora część zebrań cechu tu się odbyła.
Wincenty Pezacki
Ryc. 1. Łańcuch starszego cechu z 1910 roku. Aktualnie w Wielkopolskim Cechu Rzeźnicko- Wędliniarskim w Poznaniu.
Cech me zajął oczywiście całego budynku. Urządzono w nim gospodę cechową, część przeznaczono na mieszkania dla lokatorów, pozostałą część wynajęła spółdzielnia farmaceutyczna. Po nieudanej próbie innego załatwienia sprawy administrację domu zlecono odpłatnie starszemu cechu, mistrzowi A. Redlarskiemu. Nie ulega wątpliwości, że dom przy ul. Masztalarskiej był źródłem niewielkich wprawdzie, ale stałych dochodów. Budynek ten cech utracił po 1953 roku, tj. wówczas, kiedy był wykreślony z listy społecznych organizacji poznańskich. W sierpniu 1948 roku wartość budynku cechowego określono na dziesięć milionów złotych. i Q A r o t o k f z P l e n a m e O «brania cechu, które odbyło się w dniu 22 lipca 1945 f., informuje o odnalezieniu sztandaru cechowego, którym w okresie okupacji opiekował się aktywny członek cechu, mistrz Walenty Janiak. Po upływie czterech lat, tj w sierpniu 1949 roku, Janiak Walenty i mistrz Urbaniak Antoni otrzymali od Wielkopolskiego Związku Rzemieślników Chrześcijan dyplomy uznania za uratowanie w okresie wojny i okupacji sztandaru cechowego Nie ma jednak wyczerpującej informacji na ten temat. Nie wiadomo więc dotądw jaki sposób sztandar cechowy został zabezpieczony i jaki był udział obu uhonorowanych w tym dziele. Do 1989 sztandar ten był używany przez Wielkopolski Cech Rzeźników i Wędliniarzy. Odnowiony tak, że nie widać na chorągwi śladów zniszczeń, sztandar ten (razem z 19 innymi) znajduje się obecnie w Muzeum Przemysłu Mięsnego w Poznaniu. Szczerozłotego łańcucha starszego cechu, ufundowanego w 1932 roku, dotąd nie odnaleziono. W czasie odbudowy zniszczonego budynku poznańskiej Izby Rzemieślniczej, w gruzach odnaleziono natomiast łańcuch starszego cechu z 1910 roku (fot. 1). Łańcuch ten odnalazło dwóch murarzy, którzy współuczestniczyli w odbudowie gmachu. W pierwszych dniach kwietnia 1945 roku łańcuch został oddany ówczesnemu cechowi poznańskiego rzemiosła rzeźnickowędliniarskiego. W imieniu cechu łańcuch odebrałjego starszy A. Redlarski, który poza cechem przechowywał go kilkanaście lat. W połowie lat pięćdziesiątych, gdy moralnym autorytetem wielkopolskiej społeczności rzeźnicko-wędliniarskiej stał się Władysław Marcinkowski, Redlarski przekazał Jemu przechowywany dotąd łańcuch starszego cechu. Po śmierci Marcinkowskiego łańcuch przechowywała jego rodzina, aż do czasu organizacji Wielkopolskiego Cechu Rzeźników i Wędliniarzy. Łańcuch ten jest dotąd użytkowany jako oznaka godności tego właśnie cechu.
3. Młoda kadra zawodowa
Rzeźnicko-wędliniarska społeczność poznańska znana była w okresie IIRP ze swej troski o napływ młodej, jak najlepiej przygotowanej kadry zawodowej. Przysłowiowym oczkiem w głowie tej społeczności była dokształcająca szkoła zawodowa w Poznaniu przy ul. Wszystkich Świętych. Ze wszystkich tego typu szkół w Wielkopolsce szkoła w Poznaniu była najwcześniej zorganizowana. Dysponowała ona m.in. świetlicą i biblioteką liczącą ponad 1500 tomów. Utrata tej biblioteki, spalonej prawdopodobnie przez okupanta, jest niepowetowaną stratą. W okresie pookupacyjnym kształcenie młodej kadry zawodowej stosunkowo szybko zorganizowano w całej Polsce inaczej. Nie przewidując tej zmiany, w ciągu pierwszych trzech miesięcy, tj. do końca kwietnia 1945 roku, przeprowadzono trzy egzaminy czeladnicze. 57 egzaminowanych otrzymało wówczas dyplomy czeladnicze. Wkrótce zorganizowano także egzaminy mistrzowskie. Już w czerwcu 1945 roku cech dopominał się o zorganizowanie szkoły dokształcającej dla uczniów rzeźnickich. Pod kierownictwem mistrza Edwarda Pospieszaiskiego otwarto ją już jesienią 1945 roku. W maju 1946 tenże kierownik szkoły stwierdza na nadzwyczajnym zebraniu cechu, że połowa uczniów nie uczęszcza regularnie do szkoły. Miesiąc później cech sugerował reorganizację nauczania. Zaproponowano, by po każdych 6 miesiącach praktycznej nauki zawodu przerwać ją na dwa miesiące, w czasie których uczeń ma uczęszczać do szkoły dokształcającej. Zajęcia szkolne mają w tym okresie trwać 24 godziny tygodniowo. Przypominano również, że niezależnie od charakteru zajęć uczeń ma być traktowany jako członek rodziny. Jednocześnie podtrzy
Wincenty Pezacki
mano postulat nieprzyjmowania w naukę zawodu młodzieży, która nie ukończyła siedmiu klas szkoły podstawowej. Zainteresowanie rzeźników problemami młodej kadry, a w szczególności tej jej części, która dopiero uczyła się zawodu, wkrótce zmniejszyła się znacznie. Przedsiębiorcy rzeźniccy byli zajęci problemami swego bytu zawodowego, zagrożonego coraz rozleglejszą akcją uspołeczniania ich warsztatów i wywłaszczania. Fakty te zmniejszyły oczywiście zainteresowanie kilkunastoletnich chłopców zawodem rzeźnickim. Dwa dodatkowe czynniki spotęgowały ten brak zainteresowania. Było to przedłużenie okresu nauki zawodu do 3,5 lat i coraz większa łatwość uzyskania większego zarobku w przemyśle, np. maszynowo-metalowym, rozwijającym się w Poznaniu bardzo szybko. Zresztą coraz mniejsza liczebność warsztatów rzeźnickich w Poznaniu uniemożliwiała nauczanie większych rzesz uczniów. Niezależnie jednak od wskazanych perturbacji w szkoleniu młodej kadry zawodowej rzemieślników, w kraju zaczął rozwijać się odmienny model kształcenia, mianowicie szkolnictwo zawodowe (min. przetwórstwa mięsnego). Było to szkolnictwo dwustopniowe: średnie i zasadnicze. Pierwszą zasadniczą szkołę zawodową przetwórstwa mięsnego zorganizowano w Krotoszynie w 1951 roku. Z biegiem lat kształcenie młodzieży na poziomie zasadniczym, m.in. dla tego przetwórstwa, kontynuowano w pięciu formach organizacyjnych. Absolwenci szukali pracy przede wszystkim w przemysłowych lub spółdzielczych zakładach mięsnych, rzadko w rzemieślniczych warsztatach rzeźnicko-wędliniarski c h. Skupiając wszystkie swoje myśli i wysiłki na utrzymaniu się na powierzchni życia gospodarczego, rzeźnicy poznańscy nie interesowali się reformą szkolenia zawodowego na zasadniczym poziomie. Dopiero kilka lat później, gdy na skutek zmiany polityki gospodarczej państwa po okresie regresu prywatna gospodarka zaczęła się rozwijać, rzeźnicy skrytykowali efekty nauczania zawodu w zasadniczej szkole. Ich zdaniem abiturienci tego typu szkół byli mało przygotowani praktycznie do pracy w warsztatach rzemieślniczych, szczególnie słabo zmechanizowanych i niewielkich. Organizacja pracy produkcyjnej była w nich inna niż w większych od nich zakładach spółdzielczych i w jeszcze większych zakładach mięsnych. Z prawnego punktu widzenia kandydat do nauki zawodu przetwarzania surowców rzeźnych miał zawsze, tj. bez względu na aktualną politykę gospodarczą państwa, możność alternatywnego wyboru pogłębiania wiedzy z tego zakresu w szkole zasadniczej lub u uprawnionego mistrza rzeźnicko-wędliniarskiego. Początkowo wybierano prawie zawsze szkołę zawodową. Dopiero w miarę rozwijania się rzemieślniczej gospodarki mięsnej, powiększyła się stosunkowo szybko i dość znacznie liczba uczniów rzeźnickich uczących się zawodu u wybranego mistrza. Kształtująca się od końca lat sześćdziesiątych i dotąd istniejąca dwudrożność nauki zawodu nie jest społecznie zjawiskiem korzystnym i pożądanym. Dualizm metodyczny nauczania zawodu jest bowiem przedwczesną polaryzacją miejsc przyszłej pracy. Jest to zatem ograniczenie swobody decyzji wyborumiejsc pracy. Zresztą w przyszłości coraz bardziej zacierać się będzie różnica w stopniu technizacji procesu produkcyjnego stosowanego w zależności od koncentracji mocy produkcyjnej. W miarę postępu mechanizacji i automatyzacji tego procesu pojęcie "Mały zakład rzeźnicko-wędliniarski" wskazywać będzie zakład w każdym razie nie tak wielki i tak mało umaszynowiony jak poznańskie warsztaty rzeźnicko-wędliniarskie w początkach lat czterdziestych i dziesiątki lat później. Współpraca mistrzów z uczniami układała się w analizowanym okresie raczej dobrze. Odosobniony był przypadek przerwania nauki zawodu na skutek okradania mistrza. Nie tak dobra była natomiast współpraca z czeladnikami, którzy odpłatnie byli zatrudnieni przy uboju. Podstawowym problemem między czeladnikiem a jego pracodawcą było wynagrodzenie za pracę, a raczej sprawdziany do ustalenia jego wysokości. Po raz pierwszy w tę sprawę ingerowały związki zawodowe. Do takiej ingerencji rzeźnicy-pracodawcy nie byli przyzwyczajeni. Zresztą dla sporej ich części sprawa była bezprzedmiotowa, bo w 65% prywatnych przedsiębiorstw czeladnicy w ogóle nie pracowali. Czeladnicy przyubojowi byli zjednoczeni w spółdzielni "Jedność". Zapłata za pracę była zatem uzgodniona nie z poszczególnymi czeladnikami, lecz z zarządem spółdzielni. Paktem jest, że rzeźnicy nie byli zadowoleni ze staranności wykonywania prac ubojowych. Stwierdzali oni np., że często skóry ubijanego bydła są dziurawione, mięśnie przyskórne ile usunięte, a cięcia skóry, które są konieczne dla jej zdjęcia z tuszy, są nieprawidłowo usytuowane. Podobnie jak dziurawienie pogarsza to klasyfikację skóry i naraża tym samym rzeźnika na straty finansowe.
4. Kolejne organizacje cechowe
Pod względem częstotliwości zmian prawnej regulacji organizacji, terenu i charakteru działania okres 1945 - 1953 jest dla cechu poznańskich rzeiników i wędliniarzy wprost wyjątkowy. Najłatwiej postrzeganym objawem zmian sytuacji prawnej tego cechu było pięciokrotne w tym okresie przekształcanie jego nazwy (tab. 1). Dowodzą tego zresztą następujące fakty.
Tabela 1
Zmienność prawnej regulacji pracy poznańskiego cechu rzemiosła rzeźnicko-wędliniarskiego
Cech Rzeźnicko-Wędliniarski Przymus. Rzeźników i Wędliniarzy
W okresie luty 1945 - kwiecień 1945 (kwiecień 1945) luty 1946 - kwiecień 1949 kwiecień 1949 - czelWiec 1950 czelWiec 1950 lipiec 1953
Wędliniarzy Rzeźników i Wędliniarzy na woj.
poznańskie Rzemiosł Różnychlip iec 1953
Wincenty Pezacki
W połowie lutego 1945 r. wznowiono cech pod dawną nazwą pochodzącą z początku lat trzydziestych. Był to wolny Cech Rzeźnicko- Wędliniarski w Poznaniu z samorządnie wybranym samorządem. Pierwszym sygnałem zachodzących po okupacji zmian było unieważnienie tego wyboru przez poznańskie władze wojewódzkie. W czasie zebrania cechu w dniu 8 kwietnia tegoż roku, jeden z jego uczestników, mistrz Antoni Redlarski, poinformował zebranych o tej decyzji. Jednocześnie oświadczył, że został komisarycznym starszym cechu i przedstawił członków komisarycznego zarządu (4 osoby i 2 zastępców) a także komisaryczną komisję rewizyjną. W takich okolicznościach od września 1945 roku był to już Przymusowy Cech Rzeźników i Wędliniarzy. Formalnie poprzedni cech zlikwidowano dopiero w dniu 21 lutego 1946 roku. W tym samym terminie majątek dawnego cechu przekazano nowemu, zmieniając jednocześnie statut. Tak postanowiła bowiem miejscowa władza wojewódzka. Cechowy spokój organizacyjny rzeźnickiej społeczności w Poznaniu nie trwał jednak długo. W dniu 20.07.1948 r. Izba Rzemieślnicza w Poznaniu zwróciła się bowiem do tutejszego wojewody z propozycją zorganizowania Cechu Wędliniarzy z Redlarskim jako komisarycznym starszym cechu na czele. Zakres zawodowy tego nowego cechu był dość oryginalnie wytyczony: od wędliniarzy sensu stricto do produkujących musztardę i sosy. W dniu 1 września 1948 r. wojewoda uczynił już wstępnie zadość tej sugestii: rozwiązał dotąd pracujący Cech Rzeźników i Wędliniarzy w Poznaniu i zarządził przekazanie jego majątku. Powołany w dniu 25 kwietnia 1949 r. nowy cech był jednak tylko cechem wędliniarzy. Określenie "rzeźników" pominięto, gdyż w tymże okresie nie ubijali oni już zwierząt rzeźnych, lecz, kupując hurtowo surowiec rzeźny w miejscowych zakładach mięsnych, zajmowali się wyłącznie jego przetwarzaniem. Starszym był nadal Antoni Redlarski. Na wniosek poznańskiej Izby Rzemieślniczej wojewoda zmieniał tylko niejednokrotnie jego współpracowników w zarządzie. Przyczyny tych zmian nie były najczęściej cechowi znane. Członkami poznańskiego cechu w analizowanym okresie byli także rzeźnicy z powiatu poznańskiego. W związku z tym w 1946 roku zlikwidowano terenowe cechy rzeźnicko-wędliniarskie w Pobiedziskach, Stęszewie i Swarzędzu. Członkami cechu mogły być również spółdzielnie branżowe działające w Poznaniu i na terenie powiatu poznańskiego. Mierząc ilością zebrań cechu i jego zarządu aktywność działania, trzeba stwierdzić, że poznański cech był bardzo aktywny. W okresie od lutego 1945 do sierpnia 1946 r. zorganizowano bowiem 11 plenarnych zebrań cechu. Dziewięć razy zbierał się ponadto zarząd cechu. W pierwszych dniach września 1946 roku pojawiła się nowa forma zebrań plenarnych cechu, tj. zebrania informacyjne. W czasie zebrań informacyjnych zarząd przekazywał członkom informacje o nowych ustawach, zarządzeniach władz nadzorczych i regulacjach obrotu towarowego mięsem i wyrobami mięsnymi. W nawale burzliwych przekształceń jednego modelu gospodarki narodowej w drugi, nowy i co najmniej z psychicznym oporem akceptowany model, była to niewątpliwie pożyteczna działalność. Ponieważ w czasie zebrań informacyjnych uczestnicy niezabierali głosy dyskutującemu, była to ponadto forma organizacyjna stosowana chętnie przez zarząd cechu. Równocześnie z cechem rzeźnicko-wędliniarskim w 1945 roku odrodziła się w Poznaniu idea ponadcechowej organizacji tego rzemiosła. Do Poznania powrócił bowiem jej twórca i realizator w okresie międzywojennym Kazimierz Syller. Syller wznowił swoją przedwojenną współpracę z Kazimierzem Przybyłą. Obaj zwołali w Poznaniu, w lipcu 1945 roku, zjazd organizacyjny Polskiego Związku Cechów Rzeźnicko-Wędliniarskich w Wielkopolsce i Poznaniu. W zjeździe wzięło udział 12 członków założycieli. Pomorze na tym zjeździe reprezentował mistrz Godek z Bydgoszczy, z którym zresztą później były kłopoty organizacyjne. Ustalono, że wpisowe do związku kosztować będzie 500 zł a członkostwo roczne 1000 zł. Zjazdowi przewodniczył Przybyła. Syller został zatwierdzony na przedwojennej funkcji przewodniczącego związku. Działalność odrodzonego, pochodzącego z okresu II RP związku to praktycznie osobista działalność przewodniczącego Syllera. Była ona zresztą tolerowana do 1950 roku, tj. do administracyjnie zarządzonej reorganizacji sieci cechów w całej Polsce w tym oczywiście w Wielkopolsce. Wznowiona po okupacji przez Syllera ponadcechowa organizacja to drugi etap tej idei zrodzonej w Poznaniu w okresie II RP. N atomiast po 1945 roku organizowane były przymusowe, zarówno powiatowe, jak i okręgowe związki jednobranżowych cechów. Wspomnianą regulacją administracyjną było zarządzenie wojewody poznańskieg0 2 , w myśl którego Cech Wędliniarzy w Poznaniu został zobowiązany do przekazania do 15 marca 1950 roku swego majątku i wszystkich agend, z wyjątkiem sądu cechowego i komisji rewizyjnej, nowo tworzonemu Cechowi Rzeźników i Wędliniarzy na województwo poznańskie z siedzibą w Poznaniu.
Zgodnie z tym zarządzeniem przeorganizowano zresztą cechy wszystkich rzemieślników w zasięgu poznańskiej Izby Rzemieślniczej. Zarządzenie wojewody poznańskiego w sprawie zjednoczenia cechów rzemieślniczych było wykonaniem polecenia Państwowego Komitetu Planowania. Ponownie zreorganizowany cech rzeźników i wędliniarzy, który zawodowo działał w Poznaniu i powiecie poznańskim, obejmował odtąd całe województwo poznańskie (fot. 2). Oprócz tego cechu identycznie rozległy teren działania miały jedynie cechy trzech innych rzemiosł. W związku z tak dużym terenowym zasięgiem do nowo zorganizowanego Cechu Rzeźników i Wędliniarzy w Poznaniu włączono 25 dotychczasowych cechów tego rzemiosła z terenu województwa poznańskiego. Był to zresztą tylko jeden z dziesięciu nowo tworzonych zjednoczonych cechów, których siedziby zlokalizowano w Poznaniu. Jednocześnie w 31 miejscowościach województwa poznańskiego zorganizowano w sumie 171 nowych zjednoczonych cechów. W ich wykazie nowy, poznański rzeźnicko-wędliniarski cech jest wymieniony na pozycji 101. Zarządzenie reformujące cechy rzemieślnicze w zasięgu działania poznańskiej Izby Rzemieślniczej przewidywało, że w przypadku braku na tym terenie 50 jednobranżowych rzemieślników należało zorganizować cech rzemiosł różnych.
Wincenty Pezackif t
Rzeźników! Wędliniarzy NAWÓJ. POZNAŃSKIE w Poznaniu Masztalarska 8a m. 7 16}" 28 -42 i 11-47»
Ryc. 2. A. Pieczęć Cechu Rzeźnicko-Wędliniarskiego w Poznaniu używana od 1945 do 1950 roku. B i C. Pieczęcie Cechu Rzeźników i Wędliniarzy w Poznaniu używane w okresie 1950 - 1953.
Pod koniec lipca 1950 roku zatwierdzony został nowy statut przeorganizowanego cechu rzeźników i wędliniarzy. W pewnych szczegółach różnił się on znacznie od poprzednich statutów tegoż cechu. Jako przykład nowych postanowień statutowych można wymienić możliwość organizowania spółdzielni cechowych, popierania i organizowania klubów sportowych, i popierania wynalazczości członków klubu. Charakter podstawowej pracy nowo zorganizowanego cechu rzemiosła rzeźnicko-wędliniarskiego zmienił się jednak niewiele. W dalszym ciągu kierował nim zarząd komisaryczny z Antonim Redlarskim na czele. W zarządzie tym pracowało również trzech innych funkcyjnych członków. Podobnie jak w poprzednim cechu członkowie zarządu zostali wkrótce zmienieni. Jedynie mistrz Redlarski kierował cechem nadal do ponownej jego . . .
reorganIZaCj 1.
Okres działalności cechu przeorganizowanego nie jego samorządną decyzją, lecz decyzją lokalnej władzy administracyjnej jest najsmutniejszym okresem w jego kilkusetletniej historii. Był to bowiem okres bardzo szybkiego zmniejszania autorytetu społecznego i gospodarczego cechu. Dwie przyczyny spowodowały ten proces, a mianowicie: 1. gwałtowne zmniejszanie się liczebności członków cechu oraz 2. zmniejszona sprawność organizacyjna i administracyjna nowego cechu.
Podstawową przyczyną zmniejszania się liczebności członków cechu było ich wywłaszczenie z przedsiębiorstw, które dotąd były ich własnością lub co najmniej dzierżawą. Zmniejszenie się tej liczebności nie powstrzymało rozszerzenie terenu jego działalności na województwo poznańskie ani przymus należenia do cechu tych, których wywłaszczono z warsztatów i którzy z tego powodu byli nawet zwolnieni z wszelkich opłat i dotacji członkowskich. Poważne powiększenie obszaru działania cechu na całe województwo poznańskie było ewidentną przyczyną wyraźnego zmniejszenia sprawności jego działania. Tak duża rozległość działania nowego cechu utrudniała bowiem w ówczesnych warunkach technicznych bieżące kontakty członków z zarządem. Nie było wówczas nawet zautomatyzowanych, lokalnych central telefonicznych. Pozostawał jedynie kontakt osobisty, utrudniony z powodu dużych niekiedy odległości, lub korespondencja. Był to jednak kontakt czasochłonny i drogi. Efektywność centralnie sterowanej gospodarki wymagała natomiast możliwie szybkiego i sprawnego przepływu informacji. Być może, że przewidywane trudności w kontaktach członków danego cechu spowodowały po upływie prawie sześciu miesięcy, tj. w dniu 31 sierpnia 1950 f., powołanie okręgowych związków cechowych. W całym województwie poznańskim powołano 7 takich związków. Jeden z nich miał siedzibę w Poznaniu. Członkami były zjednoczone cechy branżowe działające w Poznaniu, Wągrowcu i Gorzowie Wlkp. Okręgowe związki cechów powołał Centralny Urząd Drobnej Wytwórczości w Warszawie. I te związki cechowe powołała zatem znowu centralna władza administracyjna a nie samorząd cechowy. Okręgowe związki cechów były zresztą także zarządzane przez komisaryczne zarządy. Komisarycznym prezesem Okręgowego Związku Cechów Rzeźników i Wędliniarzy w Poznaniu został mianowany Antoni Redlarski, prezes Cechu tego rzemiosła w Poznaniu. Był nim do likwidacji tego związku w 1953 roku. Po trzyletnim doświadczeniu, tj. w 1953 roku, zreformowano ponownie w całym kraju, a więc również w Wielkopolsce, sieć cechów rzemieślniczych. Podstawą prawną do zmian cechowych w tej dzielnicy Polski było zarządzenie Prezydium Wojewódzkiej Rady Narodowej w Poznaniu z dnia 30 czerwca 1953 r., które weszło w życie dnia następneg0 3 .
W nowej reform.ie wielkopolskich cechów rzemieślniczych zrezygnowano z wielomiastowej ich organizacji i częściowo z jednobranżowości, lecz nie zrezygnowano z prawnego przymusu przynależności i komisarycznego zarządzania nimi. Dotychczasowa zasada "jeden powiat, jeden cech rzemieślników tego samego i bardzo podobnych zawodów" straciła swoją dotychczasową dyrektywną wartość. Jednobranżowe cechy organizowano tylko wówczas, gdy
Wincenty Pezackiw danym powiecie (lub mieście) pracowało co najmniej 50 rzemieślników tego samego zawodu. Gdy warunek 50 członków nie był spełniony, organizowano cech rzemiosł różnych. W województwie zorganizowano w różnych miastach w sumie 30 cechów rzemiosł różnych. Jednym z takich cechów był Cech Rzemiosł Różnych w Poznaniu. Włączono do niego 17 różnych zawodów. Zaliczono do niego również rzeźników i wędliniarzy z Poznania i powiatu poznańskiego. N owy komisaryczny zarząd tego cechu stanowiło siedem osób. Starszym cechu był fotograf Witold Czarnecki, podstarszym również fotograf, sekretarzem introligator, skarbnikiem fryzjer a członkami zarządu galanter, fryzjer i piekarz. Starszyzna cechowa prezentowała po prostu najliczniejsze i w społeczeństwie najpopularniejsze zawody. W takich okolicznościach, po bez mała 800 latach pracy organizacyjnej, z listy polskich cechów wykreślono zasłużony i przez całe wieki samodzielny cech rzemiosła rzeźnicko-wędliniarskiego. W ramach cechu rzemiosł różnych wydzielono tylko branżową sekcję tego rzemiosła, które w danej miejscowości liczyło co najmniej dziesięciu samodzielnych rzemieślników tego samego zawodu. Utworzono pięć takich sekcji branżowych. Nie było wśród nich branżowej sekcji rzeźnickowędliniarskiej. W Poznaniu i powiecie poznańskim w 1953 roku pracowało w sumie bowiem tylko sześciu samodzielnych rzeźników. Ale nawet wówczas, gdy warunek liczebności był spełniony, komisja branżowa była tylko wewnętrznym doradcą danej izby rzemieślniczej lub ich związku. Mogła ona opiniować przepisy prawne i poszczególne decyzje gospodarcze, o ile wpływają one na pracę danego rzemiosła i jej wyniki. Dziewięć zadań szczegółowych dla branżowej komisji rzeźników i wędliniarzy ustalono już na początku czerwca 1958 roku. Tylko samej komisji nie było, bo w Poznaniu było kilka razy mniej prywatnych przedsiębiorstw niż minimalnie wymagano. Przez długie lata warunkowi temu nie można było uczynić zadość. Marazm organizacyjny trwał zatem nadal.
5. Członkowie cechu
Nigdy w historii cechu poznańskich rzeźników i wędliniarzy liczebność jego członków nie zmianiała się tak szybko i gwałtownie jak w ciągu tych kilku lat po 1945 roku. Pierwsza lista, którą sporządzono w tym okresie, wymieniała 406 członków, a więc o 33% więcej niż w latach trzydziestych XX wieku, kiedy to poznański Cech Rzeźnicko-Wędliniarski był największym cechem tej branży w kraju. W roku 1953 cech ten liczył natomiast tylko 3 członków. Na podstawie zachowanej dokumentacji można orientować się w dynamice ubytku liczebności członków tylko do początku 1951 roku (tab. 2). W okresie późniejszym, tj. wówczas, kiedy dynamika tego zjawiska gwałtownie i bardzo wydatnie powiększyła się, można tylko z trudem i w przybliżeniu ustalić szybko zmieniającą się liczbę członków cechu.
Tabela 2
Liczebność członków Cechu Rzeźnicko-Wędliniarskiego w Poznaniu
Lp. Okres Członków W tym w Poznaniu Spoza Cech rozeznania razem Poznania liczebności niew. mężcz. razem ilość % l 1946 początek 406 16 331 347 59 15 Rzeźnicko2 1946 - koniec 370 14 277 291 79 21 W ędliniar.
3 1947 320 16 243 259 2 / 61 19 (Przym.
1947 3 / Rzeźn. i 4 296 - - 296 - Wędliniarzy) 5 1947 4 / 255 14 225 239 5 / 16 6 6 1949.01.01 67 305 - - 305 - 7 1949.10.30 250 - - 250 - Wędliniarzy 8 1949 144 - - 144 - 9 1949 134 3 113 116 18 13 7 / 10 1950 (maj) 121 4 100 104 17 14 11 1950 (paźdz.) 115 - - 115 - Rzeźników i 12 1951 (luty) 123 8 / - - 123 - - Wędliniarzy 13 1951 93 - - 93 - - na woj.
14 1953 3 3 pozn.
- - - - 15 1955 2 - - 2 - - Rzemiosł 16 1956 l - - l - - Różnych 17 1957 3 - - 3 - - grupa rzeźników 18 1958 3 - - 3 - - i wę dliniarzy 19 1959 4 - - 4 - - 20 1961 4 - - 4 - - 21 1962 9 / l - - l - -
Uwagi: 1/ Oryginały list członków sporządzone bez dat i zgromadzone w jednym skoroszycie. Daty sporządzenia poszczególnych list są z tego powodu przybliżone, tj. ustalone na podstawie innych datowanych faktów. 2/ W tym 84 członków-użytkowników jatek rzeźnickich na pięciu rynkach miasta.
3/ Info11llacja rocznika statystycznego m. Poznania.
4/ Po przemianowaniu w 1947 roku ul. Strumykowej na ul. Sikorskiego.
5/ W tym 42 członków-użytkowników jatek rzeźnickich na pięciu rynkach miasta.
6/ Według danych z protokołu zebrania Cechu.
7 / Lista członków Cechu z pow. poznańskiego po raz pierwszy oddzielnie sporządzona.
8/ W latach 1951-1962 rzeźnicy zatrudniali pracowników: 1947 - 677, 1951 - 93, 1955 - 7, 1956 - 6, 1957 - 22, 1958 - 22, 1959 - 22, 1961 - 4, 1962 - 1. Dane z rocznika statystycznego m.
Poznania.
9/ W latach 1947-1962 czynne były ponadto 2-3 przedsiębiorstwa rzeźnickie, które przetwarzały koninę.
Zatrudniały one w sumie 10-12 pracowników.
Można wymienić dwie podstawowe przyczyny tego rodzaju kilkuletniego zmniejszania się liczebności członków cechu, a mianowicie powojenną migrację ludności całego kraju oraz uspołecznianie prywatnej własności członków cechu rzeźnicko-wędliniarskiego, tj. ich wywłaszczanie bez jakiejkolwiek rekompensaty. Pierwsza z wymienionych przyczyn determinowała liczebność cechu w pierwszych trzech latach pookupacyjnych. Druga, z czasem
Wincenty Pezackinasilająca się przyczyna, to wywłaszczanie rzeźników, które rozpoczęło się w 1948 roku. Powojenna ruchliwość terytorialna ludności była związana z powrotem z przymusowej pracy w Niemczech lub z obozów koncentracyjnych, repatriacją z zachodu i wschodu, zasiedlaniem ziem odzyskanych, penetracyjnymi przyjazdami mieszkańców z innych regionów i miejscowości wielkopolskich związanymi z poszukiwaniem lepszych warunków bytu itp. przyczynami. Na tle skutków drugiej przyczyny, która radykalnie zmniejszyła ilość członków cechu, pierwsza z nich była niewątpliwie mniej efektywna. Nie można jednak wykluczyć i tego, że część rzeźników wyjechała z Poznania i osiedliła się na ziemiach odzyskanych. Chwilowy brak rozeznania skutków takiej decyzji uniemożliwia dalszą analizę tego zjawiska. Tak liczne zgłaszania się rzeźników do cechu może być oczywiście różnie, a przynajmniej dwojako wyjaśnione. Można widzieć w tym fakcie nasiloną chęć bratania się Polaków, czego wyrazem była postrzegana zaraz po wyzwoleniu łatwość nawiązywania kontaktów nawet przez ludzi nie znających się. A może był to skutek tradycji cechowej, przez wieki jedynej organizacji zawodowej, która w okresie okupacji urosła do rangi symbolu? Ci, którzy cech po okupacji odnowili, patrzyli na niego jak na chwilowo przerwany ciąg dalszy swojej przeszłości. W takich okolicznościach przeszłość - nawet tą sprzed kilku lat - idealizuje się. Zasadność tych rozważań dowodzi nie tylko napływ sporej liczby członków cechu, ale także przodująca aktywność ich działania w organizacyjnych ramach odnowionego cechu i nawet jego komisarycznego zarządu. Symbolicznym nawiązaniem pookupacyjnego cechu do swych dawnych tradycji było organizowanie co roku w farze cechowego nabożeństwa w dniu patrona cechu św. Błażeja. Była to zresztą również coroczna okazja do towarzyskiego spotkania się rodzin rzeźnickich. Miało ono zawsze miejsce w godzinach popołudniowych lub wieczornych tego samego dnia. Kontynuowanie tradycji dnia św. Błażeja w okresie nasilonej i oficjalnej propagandy antydeistycznej dowodzi, że społeczność rzeźnicka nie wyrzekła się swoich przekonań, a może tylko pamiętała przeżycia z okresu młodości. Do przeniesienia tradycji cechowej przyczynili się niewątpliwie członkowie cechu, którzy należeli do niego już w okresie międzywojennym. Kontynuatorami tradycji byli przede wszystkim ci, którzy w cechu już poprzednio wyróżniali się swoją aktywnością lub osiągnięciami zawodowymi. Nawiązując do tradycji cechowej, w lutym 1946 godność członków honorowych cechu przywrócono Bolesławowi Cabańskiemu, Ludwikowi Rostowi oraz Kazimierzowi Syllerowi. W kwietniu postanowiono także wznowić zwyczaj wręczania dyplomu uznaniowego za 25 lat pracy w zawodzie rzeźnicko-wędliniarskim. Człowiekiem sprzed 1939 roku był m.in. komisaryczny starszy cechu Antoni Redlarski, aczkolwiek w omawianym okresie był to młody człowiek prawie zaczynający swą karierę zawodową. W okresie pełnienia funkcji starszego cechu Redlarski pracował również w innych organizacjach społecznych. Byłmin. w Związku Zachodnim starszym Sekcji Rzeźników i Wędliniarzy, a od 1958 roku był członkiem zarządu poznańskiej Izby Rzemieślniczej. Wcześniej, bo w lipcu 1945 roku, Redlarski został wybrany na zastępcę prezesa Polskiego Związku Cechów Rzeźnicko-Wędliniarskich na Wielkopolskę i Pomorze, a w czerwcu 1948 roku jego prezesem. Po prawnej śmierci tego związku w lipcu 1950 roku Redlarski został komisarycznym przewodniczącym okręgowego związku rzemieślników tego zawodu. Związek utworzono w wyniku zarządzonej reorganizacji sieci cechów w Wielkopolsce. Jako komisaryczny prezes poznańskiego cechu rzeźników i wędliniarzy Redlarski nie zostawił po sobie złych wspomnień. Pomijając nawet inne zasługi, nie można przecież zapomnieć, że gdyby nie Redlarski zginąłby ostatni zabytkowy łańcuch starszego cechu rzeźnicko-wędliniarskiego w Poznaniu. Ponieważ nie ma innego przekazu historycznego, można przyjąć, że w swojej prawie osiemsetletniej historii cech ten miał tylko dwa łańcuchy. Pozostali członkowie pierwszych pookupacyjnych zarządów cechu to również przede wszystkim ludzie, którzy swoją działalność zawodową i cechową rozpoczynali w okresie II RP. Byli wśród nich nawet aktywiści ówczesnego cechu. Siedemdziesięcioosobowa społeczność rzeźnicka, która w walczącym jeszcze Poznaniu obradowała pod przewodnictwem Górskiego, wybrała do zarządu cechu tych najbardziej znanych. Wybrany zarząd pracował tylko dwa mIeSIące. Redlarski kierował cechem przez osiem ostatnich lat jego działalności. Często zmieniali się natomiast współpracujący z nim członkowie zarządu cechu. Motywacja tych zmian nie jest jednak dostatecznie oczywista. O obsadzie zarządu decydował bowiem wyłącznie Wydział Przemysłu i Handlu miejscowego U rzędu Wojewódzkiego na wniosek miejscowej Izby Rzemieślniczej. Wskazane okoliczności nie kształtowały jednak negatywnej opinii cechu w tej sprawie. Najlepszy dowód, że były, jedyny demokratycznie wybrany starszy cechu Zdzisław Piskorski był później dwukrotnie członkiem komisarycznego zarządu cechu. W czasie pełnienia w drugiej kadencji funkcji sekretarza zarządu cechu wywłaszczono go z jego warsztatu. Piskorski nie spodziewał się tego. W związku z tą decyzją w dniu 17 sierpnia 1949 r. zrezygnował ze swej cechowej funkcji. Na podstawie braku informacji o podobnej reakcji innych wywłaszczonych członków cechu można sądzić, że był to jedynie osobisty protest, a nie zapowiedź akcji poznańskiej społeczności rzeźnicko-wędliniarskiej. Nie było to pierwsze wywłaszczenie poznańskiego rzeźnika, ale po raz pierwszy dotyczyło ono członka zarządu komisarycznego. W początkach pookupacyjnego okresu działania poznańskiego cechu rzeźnicko-wędliniarskiego - obok Górskiego - szeroko znanymi, popularnymi i uznawanymi członkami cechu z lat II RP byli Kazimierz Przybyła i Kazimierz Syller.
Maksymilian Górski to wieloletni starszy cechu z tego okresu, członek honorowy poznańskiego i leszczyńskiego cechu rzeźnicko-wędliniarskiego. Gdy przewodniczył pierwszemu cechowemu zebraniu pookupacyjnemu, był to już człowiek leciwy. Górski był bowiem zawodowo czynny już na początku drugiej
Wincenty Pezacki
niepodległości Polski. Z tego też powodu Górski nie włączył się do pracy w odrodzonym cechu, ajego syn, Edward, rozpoczynał dopiero pracę w tym samym zawodzie. W okresie II RP Kazimierz Przybyła był właścicielem jednego z dwóch największych, przemysłowych przedsiębiorstw mięsnych. Przedsiębiorstwo to wyrosło z rzemieślniczego warsztatu rzeźnicko-wędliniarskiego. Pookupacyjnej społeczności rzeźnicko-wędliniarskiej w Poznaniu Przybyła przypomniał się w 1945 roku szczodrą ręką i niewątpliwie szerokim gestem. Na odbudowę domu cechowego przy ul. Masztalarskiej, dość poważnie zniszczonego w czasie walk wyzwoleńczych Poznania, Przybyła przekazał w 1945 roku pokaźną, jak na owe czasy, kwotę 5 000 zł. Przybyła wkrótce zaprezentował się zgromadzonym rzeźnikom pochodzącym nie tylko z Poznania. W dniu 30 września 1945 r. przewodniczył zjazdowi organizacyjnemu Polskiego Związku Cechów Rzeźnicko-Wędliniarskich w Wielkopolsce i Pomorzu, który obradował w Poznaniu. Działalność zawodowa Przybyły z okresu pookupacyjnego przypominała jego pracę z lat trzydziestych. Na początku stycznia 1948 roku członkowie cechu zostali poinformowani, że Kazimierz Przybyła skupuje szynki z przeznaczeniem na eksport. W 1958 roku Przybyła był jeszcze zawodowo czynny. Brał wówczas aktywny udział w wojewódzkim zjeździe rzeźników i wędliniarzy wielkopolskich, który był organizowany w Poznaniu. Przybyła zajmował miejsce przy stole prezydialnym. Jego i Marcinkowskiego zjazd wybrał na delegatów do Ogólnopolskiej Komisji Branżowej Rzeźników i Wędliniarzy w Warszawie. Na drugi dzień po zakończeniu zjazdu poznańskiego obaj delegaci pojechali do Warszawy, by wziąć udział w pracach ogólnopolskiej komisji. Na tej wzmiance kończy się informacja o działalności zawodowej - już wówczas ponad 60 lat liczącego - Przybyły. Poznańskim rzeźnikom oraz wędliniarzom - zresztą nie tyłki im - dobrze znana była przedokupacyjna działalność Kazimierza Syllera. Honorowy członek poznańskiego cechu, Kazimierz Syller, był założycielem i przewodniczył Polskiemu Związkowi Cechów Rzeźnicko-Wędliniarskich z siedzibą w Poznaniu. Funkcję tę sprawował od 1922 roku do rozłamu związku na początku lat trzydziestych. To Syller przyczynił się do tego, że w pierwszych latach niepodległości II RP Poznań był faktyczną stolicą rzemieślniczej gospodarki mięsnej w Polsce. Idea ponadcechowych organizacji została w pełni zaakceptowana przez rzeźników wielkopolskich. Najlepszym dowodem jej społecznej akceptacji jest powrót do niej po wojnie i zakładanie, m.in. w Poznaniu, związku cechów rzeźnicko-wędliniarskich. Syller nie zmienił w okresie PRL stylu i problematyki swojej działalności społeczno-organizacyjnej . Jego działalność po okresie okupacji jest zbliżona swoim charakterem i jakością pracy do tego, czym zajmował się w okresie II RP. Dowodzi tego chociażby wzmianka cechowa z lipca 1945 roku, która informuje o tym, że na zjeździe organizacyjnym Polskiego Związku Cechów Rzeźnicko- Wędliniarskich na Wielkopolskę i Pomorze Syller został powołany - podobnie jak przed wojną - na jego przewodniczącego.
Za swój podstawowy obowiązek Kazimierz Syller uważał aktywną obronę interesów nie tylko poznańskiej, lecz przede wszystkim krajowej społeczności rzeźnickiej. Jeszcze w 1958 roku, na poznańskim zjeździe rzeźników i wędliniarzy z Wielkopolski, Kazimierz Syller upomniał się o równy start w ich działalności zawodowej z sektorem gospodarki uspołecznionej. W takim rozumieniu swoich zadań interweniował u władz ministerialnych w Warszawie w celu uzyskania uchylenia niekorzystnych dla społeczności rzeźnickiej regulacji prawnych lub zarządzeń. Dokumentacja wspomina, że w dniu 16 października 1949 r. Syller uzyskał przedłużenie terminu spłaty podatku obrotowego i ubojowego do końca roku. Nie był to zresztą jedyny tego rodzaju sukces Syllera. Rok wcześniej, w listopadzie 1948 roku, Syller wynegocjował w Warszawie zwolnienie rzeźników w całej Polsce z obowiązku jednorazowej wpłaty na społeczny fundusz oszczędnościowy. Również w kwietniu 1950 roku Syller postarał się dla rzeźników o ulgi podatkowe. Z uwagi na trudną sytuację finansową rzeźników, trudną od samego początku pookupacyjnego okresu, było to oczywiście mile przez nich widziane i pożądane działanie. N a sporządzaniu różnych ekspertyz dla poznańskiego cechu rzeźnickowędliniarskiego Syller zarabiał jakąś część pieniędzy, potrzebnych do utrzymania siebie i swojej rodziny. Brak możliwości oceny, w jakim stopniu dochody te wystarczały Mu na pokrycie kosztów bytowych. W dniu 31 sierpnia 1951 r. Syller został przez zarząd cechu powiadomiony, że od października tego roku nie będzie już otrzymywał tego rodzaju zleceń. Jest to zresztą przedostatni ślad cechowych kontaktów i działalności Syllera na terenie poznańskim. Ostatnia wzmianka wskazuje, że Syller wziął aktywny udział we wspomnianym już zjeździe wielkopolskich rzeźników w Poznaniu, który obradował w dniu 1 czerwca 1958 r. Zajmującemu miejsce przy stole prezydialnym Syllerowi zaproponowano kandydowanie na stanowisko przewodniczącego nowotworzącej się Wojewódzkiej Sekcji Branż Rzeźnickich i Wędliniarskich w Poznaniu. Syller nie zgodził sie kandydować w takim charakterze, został jednak wybrany zastępcą przewodniczącego tej sekcji. Jednocześnie z Redlarskim pracował Syller w tym okresie w zarządzie poznańskiej Izby Rzemieślniczej.
Jest to ostatnia informacja o społeczno-zawodowej działalności Syllera w Poznaniu. Przypomnieć można, że w oparciu o zarządzenie władz wojewódzkich od 1950 roku działał już w Poznaniu nowy okręgowy związek cechów rzeźnicko-wędliniarskich. Po 30 latach skończył się zatem prawny byt organizacji ponadcechowej , której inicjatorem i autorem był Syller (fot. 3). Wysiłki Syllera należy oceniać pozytywnie. Ich sprawczą motywacją była chęć niesienia pomocy cechowi, z którego wyrósł. Prawdąjestjednak i to, że cech ten niósł pomoc społeczną nie tylko dla swoich członków. Ta gotowość niesienia pomocy społecznej była trwałą wartością pracy poznańskiego cechu rzeźnicko-węd1iniarskiego. Ofiarność Przybyły, Wujca i wielu innych, już bezimiennych członków tegoż cechu, jest najlepszym przykładem zrozumienia potrzeb społecznych najbliższej, ale już pozarodzinnej zbiorowości. Rzecz w tym, że pomoc ta nie była niesiona z budżetowych funduszy cechowych. Były to bowiem datki lub towaro
Wincenty Pezacki
Ryc. 3. Kazimierz Syller (1887 -1961), aktywista społeczno-zawodowy w środowisku rzeźnicko-wędliniarskim całej Polski od 1922 roku, w tym także w latach 1945 -1960.
:4we zobowiązania członków. Najczęściej były one podejmowane w czasie zebrań na apel jednego z członków cechu, rzadziej przedstawiciela jego zarządu. Wyjątku w tej regule me stanowiło nawet wypłacanie zapomogi członkom, którzy byli w krytycznej sytuacji finansowej. Ponieważ cech - przynajmniej do końca 1948 roku - był organizacją samofinansującą się, zapomogi te pochodziły również z opłat członków cechu. Wskazane przykłady pozaprogramowych świadczeń finansowych, tj niesienie dodatkowej pomocy finansowej swemu cechowi, nie są zjawiskiem odosobnionym w działalności rzeźników i wędliniarzy w Poznaniu. Starym cechowym zwyczajem pomyślano wpierw o żołnierzach poznańskiego garnizonu. Na gwiazdkę 1945 roku i na nowy rok 1946 przekazano im około 3/4 tony rożnych wyrobów mięsnych. Od kwietnia 1945 cech przekazywał bezpłatnie 7 n! f A T z * i e r o c i ń c a P r z y uL Charkowskiej 2,5 kg mięsa tygodniowo. W latach 1946-49 cech przekazał na różne cele dobroczynne - głównie dzieciom - ponad półtora miliona złotych. Niezależnie od tego w 1948 roku każdy członek na te same cele wydał po 300 zł. Pod koniec 1949 roku kończą się zapiski o akcjach pomocy, które cech świadczył potrzebującym. Dalej znajdują się informacje o prawach i obowiązkach członków cechu. Wiele miejsca poświęcono zlikwidowanym i nie czynnym już przedsiębiorstwom rzeźnickim.
Zaawansowanie akcji wywłaszczeń rzeźników podważyło materialne możliwości tradycyjnej już ofiarności społecznej ich cechu. Przez krótki okres i w bardzo wąskim zakresie straty te rekompensowały zapomogi finansowe cechu świadczone swoim członkom, którzy znaleźli się w trudnej sytuacji materialnej. Środki finansowe na ten cel pochodziły nie tylko z budżetu cechu, ale także z bezpośrednich darów członków. I tak np. w lipcu 1950 roku zebrano w ten sposób 11.830 zł. Wzorem działań podejmowanych w II RP, również w okresie PRL rzeźnicy poznańscy zadbali o dodatkowe zapewnienie swego bytu materialnego. Zastosowali oni niestety prawne formy organizacyjne, które nie były do zaakceptowania w okresie narodowej gospodarki centralnie sterowanej. A oto przykłady takiej działalności samoobronnej członków poznańskiego cechu rzeźnickiego. W lipcu 1947 roku zaproponowano wznowienie rzeźnickiej składnicy surowych skór zwierząt rzeźnych. Wkrótce trzeba było ją zamknąć, bo w całym państwie zagospodarowaniem skór, jak i wszystkimi ubocznymi surowcami rzeźnymi, zajmowało się specjalistyczne przedsiębiorstwo państwowe. W lutym 1948 roku wznowiono zapomogową kasę samopomocy, a więc organizację, która była wzorowo zorganizowana w całej międzywojennej Wielkopolsce. Była to zresztą organizacja, która dobrze prosperowała i niejednokrotnie wspomagała pieniężnie lokalne cechy rzeźnicko-wędliniarskie. W celu uniknięcia krytycznych uwag o gospodarce finansowej, która była typowa dla okresu II RP, zaproponowano oryginalną formę zbierania środków finansowych na akcję samopomocy. Pomoc ta miała być udzielana członkom kasy w przypadku choroby, niezdolności do pracy, wypadków przy pracy i strat, które były spowodowane oceną sanitarno-weterynaryjną zwierząt i surowców rzeźnych. Tak długo, jak na akcję tego rodzaju będą potrzebne fundusze, tak długo miały być pobierane dodatkowe opłaty przy uboju trzody chlewnej i bydła. Gdy nie będzie zapotrzebowania na zapomogi, opłaty te nie miały być pobierane. Po półtorarocznej działalności, w sierpniu 1949 roku, nakazano zlikwidowanie przedmiotowej kasy zapomogowej. W listopadzie 1948 roku proponowano założenie cechowej spółdzielni zakupu żywca rzeźnego. Projektu nie zrealizowano nigdy. Handel żywcem rzeźnym był ostatecznie w ręku spółdzielni, praktycznie gminnych spółdzielni Samopomocy Chłopskiej. W marcu 1949 roku zakładano pomocniczą spółdzielnię cechową, która miała przejmować od członków cechu ich warsztaty i sklepy mięsne. U niemożliwiono jednak organizację tej spółdzielni, aczkolwiek prawnie odpowiadała ona programowej formie organizacji gospodarki. Można oczekiwać, że byłaby to bardziej humanitarna i gospodarczo efektywna forma wykorzystania wywłaszczonego mienia. Jedynie w kwietniu 1951 roku udało się zorganizować cechową poradnię techniczną. Brak jednak śladów jej działalności. Jedną z pierwszych inicjatyw starszego cechu Redlarskiego, z którą wystąpił już we wrześniu 1945 roku, było założenie Przycechowego Kółka Rodzinnego
Wincenty Pezacki
Pań. Celem tej nowej organizacji, dotąd w żadnej organizacji cechowej rzeźników nie stosowano tej formy współpracy, było podtrzymanie współpracy mężów i wzajemna pomoc w wychowaniu uczniów. Do kółka zapisało się 35 pań. Jak na ówczesną liczebność członków cechu nie było to wiele. Paniom przewodniczyła Redlarska. W zachowanej dokumentacji nie ma śladów społecznej działalności tego kółka. Paktu tego nie można chyba tłumaczyć tym, że kółko było społecznie zbyteczne. Można natomiast sądzić, że nie było ono dostosowane do ówczesnych warunków społeczno-gospodarczych. Klęska wywłaszczeń utrudniała przecież nie tylko byt rodzin rzeźnickich, ale odwracała także uwagę pań od problemów ogólniejszych.
6. Utrudniona działalność gospodarcza
W analizowanym okresie rzeźnicy poznańscy krótko kontynuowali swoją trójetapową działalność gospodarczą (zakup żywca, przerób surowców rzeźnych, dystrybucja przede wszystkim we własnych jednobranżowych sklepach). Dopóki pozwolono im na prywatną działalność gospodarczą surowce rzeźne zakupywali hurtowo w poznańskich zakładach mięsnych, tj. w przedsiębiorstwie państwowym, i sprzedawali przede wsystkim we własnych sklepach detalicznych. W okresie nasilonego uspołeczniania ich przedsiębiorstw rzeźnicy sprzedawali swój towar, praktycznie wyłącznie wyroby podrobowe i smalec, hurtowo do sklepów spółdzielczych i państwowych. Charakteryzując organizacyjnie problem, trzeba stwierdzić, że były to prawie wyłącznie tzw. jednolokacyjne przedsiębiorstwa. Jednolokacyjne przedsiębiorstwo rzeźnickie to przedsiębiorstwo, w którym na jednej i tej samej działce budowlanej znajdował się sklep sprzedaży, warsztat przetwórczy i mieszkanie rzeźnika. Według statystycznego rozeznania w maju 1950 roku w Poznaniu 117 rzeźników mieszkało, produkowało i sprzedawało swoje wyroby w jednym miejscu, 2 rzeźników w jednym miejscu produkowało, a w drugim, od niego oddalonym, sprzedawało swój towar. Dwóch pozostałych rzeźników nie zajmowało się przetwarzaniem surowców rzeźnych, lecz jedynie ich detaliczną sprzedażą oraz sprzedażą wyrobów mięsnych zakupionych hurtowo. Popełniając statystycznie niewielki błąd, można zatem stwierdzić, że w 1950 roku typowe dla Poznania było jednolokacyjne, prywatne przedsiębiorstwo rzeźnickie z jednobranżowym sklepem mięsnym. Pod tym względem Poznań nie różnił się od innych miejscowości. Z informacji w oficjalnym wojewódzkim wydawnictwie statystycznym wynika, że w 1947 roku czynnych było w Poznaniu 296 warsztatów rzeźnickowędliniarskich. Zatrudniały one w sumie 677 osób. W przeciętnym zakładzie pracowały zatem dwie osoby. Rozeznanie cechowe wskazuje natomiast, że w dniu 8 sierpnia 1949 r. pracowało w Poznaniu 139 warsztatów rzeźnickowędliniarskich. Łącznie zatrudniały one 286 pracowników. Przeciętnie w poznańskim przedsiębiorstwie rzeźnicko-wędliniarskim w dziale produkcji pra
cowały zatem dwie osoby. Liczebność pracowników produkcyjnych w poszczególnych warsztatach wahała się jednak od jednej do czterech osób. Według mocy produkcyjnej wyrażonej liczebnością pracowników warsztaty te można zatem podzielić na cztery grupy. Zatrudnieni w nich pracownicy byli zawodowo różnie przygotowani do wykonywanych czynności. W kolejności byli to mistrzowie (49% ogółu), uczniowie (23%), czeladnicy (17%) i pracownicy przypadkowi, tj. niewykwalifikowani (11%). Układ osobowy w poszczególnych warsztatach był znacznie zróżnicowany (tab. 3). Spośród 13 konfiguracji dwie miały miejsce najczęściej, tj. warsztaty, w których mistrz pracował sam (27% ogółu) lub z jednym tylko uczniem (27%). Najmniej płatni pracownicy, tj. uczniowie, niewykwalifikowani pracownicy i pomocnicy stanowili w sumie 34% ogółu zatrudnionych. Natomiast 27% przedsiębiorstw rzeźnickich nie zatrudniało w ogóle pracowników najemnych. Z przytoczonych faktów można wnioskować, że sytuacja materialna poznańskich rzeźników w analizowanych latach nie była najlepsza. Aż 94% ogółu pracowników było w Poznaniu zatrudnionych w małych, 1-3 osobowych warsztatach rzeźnicko-wędliniarskich. Reszta pracowała w większych przedsiębiorstwach, które z pewną trudnością zaliczyć można do warsztatów średniej wielkości. Wyłączając z rachunku robotników niewykwalifikowanych, można szacować, że to te właśnie najmniejsze przetwórnie rzemieślnicze dostarczały na rynek około 90% całkowitej masy mięsnych towarów produkowanych przez rzeźników. Drobnotowarowość rzemieślniczej produkcji mięsnej była zatem w tym okresie cechą poznańskiego rynku. Wywłaszczenie zlikwidowało ją prawie całkowicie. Podkreślić ponadto trzeba, że bez względu na ogólną liczebność pracowników produkcyjnych, we wszystkich warsztatach pracowali i nimi kierowali mistrzowie rzeźniccy, a ilość uczniów była ponad dwukrotnie mniejsza od ilości mistrzów. Opieka zawodowa nad uczniami powinna być zatem zapewniona. Przeważająca część (60%) ogółu warsztatów rzeźnickich w 1949 roku nie kształciła jednak uczniów w ogóle. Sytuacja taka jest tym bardziej zaskakująca, że przecież we wszystkich warsztatach pracowali mistrzowie, a uczniowie byli zawsze uważani za najtańszą siłę roboczą. Dysproporcja między potencjalnymi, a faktycznie wykorzystanymi możliwościami w zakresie nauki zawodu dowodzi niedoboru chętnych do pracy w tym, bądź co bądź trudnym zawodzie. Przytoczoną charakterystykę towarową poznańskiego rynku mięsnego z okresu przed wywłaszczeniem prywatnych rzeźników potwierdzają i rozbudowują wyniki ankiety, którą w dniu 15 grudnia 1952 r. przeprowadzono wśród członków cechu. Ankietę rozesłano do 76 producentów, z których 65 odpowiedziało. Ankieta ta dotyczyła wyposażenia technicznego warsztatów rzeźnickich w PoznanIU. Biorąc pod uwagę ówczesny postęp technizacji procesu przetwarzania surowców rzeźnych, trzeba stwierdzić, że każdy warsztat rzeźnicki powinien być wyposażony w co najmniej trzy lub cztery maszyny produkcyjne. Są to urządzenia do rozdrabniania (wilki), wyrobienia surowców z wodą (kutry),
Tabela 3
Struktura kwalifikacji zawodowych pracowników w poznańskich warsztatach rzeźników (stan w dniu 8 sierpnia 1949 r.)
Pracowników produkcyjnych w warsztataciejedendwóchtrzechczterechich kwalifikacje
2mm+cm+nm+2um+2nm+c+um+c+nm+c+nm+c+2n m+2c+u m+2c+n
'0w liczebności warsztatów
Uwagi: m - mistrz c - czeladnik u - uczeń n - pracownik niewykwalifikowany
Tabela 4
Ilościowa charakterystyka zatrudnienia w poznańskich warsztatach rzeźnicko-wędlinarskich (stan w dniu 8 sierpnia 1949 r.)
Warsztatów Kwalifikacje zatrudnionych Pracown. Liczebność mistrzów czeladno . , niewykwali - ucznIOW fikowanych razem w jednym ilość % ilość % ilość % ilość % ilość % ilość % l 38 27 38 27 38 13 2 64 46 66 47 23 47 33 51 6 19 128 45 3 32 23 32 23 21 43 25 38 24 77 102 36 4 5 4 5 3 3 10 7 11 l 4 18 6 Razem 139 100 141 100 100 100 100 100
wymieszania rozdrobnionych surowców (mieszarki) i formowania wymieszanych surowców w bryły odpowiednie do jakości wytwarzanego wyrobu i sposobu jego towarowej dystrybucji (nadziewarki). Od przełomu lat dwudziestych i trzydziestych wilki i kutry umieszczano w jedej obudowie. Pojawił się kutrowilk, na przemian użytkowany jako wilk i kuter. Przedmiotowa ankieta wykazała, że żaden z poznańskich warsztatów rzeźnickich nie dysponował pełnym wyposażeniem technicznym. Wszystkim rzeźnickim przedsiębiorstwom brakowało mieszarek mechanicznych do równomiernego wymieszania ze sobą różnych rozdrobnionych surowców, a ponadto 15 brakowało nadziewarek, trzem kutra, a jednemu nawet wilka do rozdrabniania bezkostnych surowców. Kutrowilkami dysponowało natomiast zaledwie 11 rzeźników. Nie biorąc pod uwagę mieszarek, pod koniec 1952 roku jedynie 80% samodzielnych rzeźników w Poznaniu dysponowało minimalnym kompletem maszyn produkcyjnych. Dodać można, że jeden z nich posługiwał się ręczną maszynką do mielenia mięsa jako wilkiem. Do posesji drugiego nie była widocznie doprowadzona energia elektryczna, bo posiadane maszyny do rozdrabniania napędzał za pomocą kieratu dwukonnego. Na temat mocy produkcyjnych swoich maszyn i ich stanu technicznego ankietowani podają wprost niewiarygodne informacje. Być może jednak są celowo zniekształcone z uwagi na ogólną sytuację gospodarczo-polityczną, w czasie której je zbierano. Właścicielom chodziło widocznie o to, aby zniechęcić do nich tych, którzy mieliby ochotę na przywłaszczenie sobie ich warsztatów. O możliwości przetwarzania surowców rzeźnych nie decydują jednak tylko ludzie i odpowiednie maszyny technologiczne, ale także warunki lokalowe oraz warniki, wędzarnie i chłodziarki względnie chłodnie. Wykorzystując utrwalające działanie chłodu, rzeźnicy poznańscy korzystali z komór chłodniczych, które były specjalnie dla nich wydzielone z chłodni rzeźnej. Była to sytuacja podobna do korzystania z chłodni w rzeźni miejskiej w okresie II RP. Do 1949 roku rzeźnicy poznańscy korzystali z 58 rzeźnianych komór chłodniczych. Z jednej komory korzystało niejednokrotnie 2 - 3 przedsiębiorstw rzeźnickich. Jeżeli wziąć pod uwagę, że część powierzchni komory
Wincenty Pezacki
chłodniczej, liczącej 3,5 m 2 powierzchni, trzeba było przeznaczyć na komunikację wewnętrzną, było to bardzo niedogodne. Zresztą użytkownicy narzekali w ogóle na sposób udostępniania im rzeźnickich komór chłodniczych. Od połowy 1950 roku rzeźnicy przestali w ogóle korzystać z chłodni rzeźnickiej. Decyzja ta pozbawiła chłodni ponad 80 rzeźników.
W maju 1950 roku tylko 34 jednobranżowe sklepy rzeźnickie dysponowały chłodniami komorowymi (14 komór o powierzchni 4 - 24,5 m 2 ) lub chłodziarkami szafkowymi (20 sklepów). W 8 sklepach urządzenia chłodnicze nie były czynne. Miesiąc później nieczynne były tylko dwa urządzenia chłodnicze, do których rzeźnicy nie mogli dokupić uszkodzonych części. W takich przypadkach chłodziarki zalecano zamienić na lodówki schładzane lodem wodnym lub suchym (zestalonym dwutlenkiem węgla). Z uwagi na to, że ogromna większość rzemieślniczych przedsiębiorstw rzeźnickich była przedsiębiorstwami jednomiejscowymi, sprawa lokalizacji urządzeń (w przetwórni lub w sklepie) nie ma większego znaczenia w ogólnej ocenie stanu tych przedsiębiorstw. Istotną sprawą jest to, że ilość czynnych jeszcze warsztatów rzeźnickich była znacznie większa od ilości zainstalowanych komorowych czy szafkowych urządzeń chłodniczych. Dysproporcję tą powiększyło w 1949 roku wypowiedzenie połowy użytkowanych komór chłodniczych w rzeźni miejskiej. N a skutek tego rzeźnicy znaleźli się w krytycznej sytuacji. Z uwagi na to, że niektóre surowce rzeźne łatwo ulegają poubojowym zmianom, które pogarszają ich jakość i dyskwalifikują ich przydatność spożywczą, urządzenia chłodnicze w każdym przedsiębiorstwie mięsnym są współcześnie nieodzowne. Ich brak zmienia charakter i rytm pracy takiego przedsiębiorstwa. Krótko mówiąc, niedobór zainstalowanych urządzeń chłodniczych był kolejnym czynnikiem, który utrudniał pracę rzeźnikom poznańskim i pogarszał jej efektywność gospodarczą. Dodać trzebam że już w okresie II RP nauczyli się oni technologicznego wykorzystywania chłodu, tak korzystnie im udostępnianego przez ówczesną rzeźnię miejską. Biorąc pod uwagę powyższą charakterystykę oraz nie najlepsze warunki lokalowe poznańskich warsztatów rzeźnickich, a także całkowity brak mechanizacji czynności za- i wyładunkowych oraz transportu wewnętrznego, można wnioskować, że praca w rzeźnictwie nie była łatwa. Wręcz przeciwnie: jeszcze w owym okresie był to jeden z fizycznie i psychicznie najtrudniejszych zawodów. Cztery okoliczności utrudniały wówczas dodatkowo produkcyjno-dystrybucyjną gospodarkę rzemieślniczych przedsiębiorstw rzeźnicko-wędliniarskich, a mianowicie: 1. trudności w zaopatrzeniu przedsiębiorstwa w dostateczną ilość i odpowiednią jakość zasadniczych (półtusz świń i bydła oraz tusz cieląt i owiec) i ubocznych (głównie jelitowe osłonki wędlin i papier pakunkowy) surowców rzeźnych, materiałów pomocniczych (drewno do wędzenia, węgiel, środki czystości itp.), a nawet paszy dla koni; 2. administracyjne ustalenie proporcji masy surowców przeznaczonych do przerobu i sprzedaży detalicznej w stanie nieprzerobionym, a także ustalenie asortymentów wędlin i proporcji ich masy dozwolonych do produkcji;
3. administarcyjne ustalenie masy towarów dozwolonej do sprzedaży jednej osobie, w tym proporcji mięsa i słoniny oraz wędlin, a także tzw. dni bezmięsne (nie sprzedawano mięsa); 4. rozszerzenie lub wprowadzenie księgowości finansowo-materiałowej, dotychczas najczęściej ograniczonej do skrótowych notatek w brulionie lub w notesie.
Punktem wyjścia wszystkich kłopotów produkcyjnych rzeźników poznańskich była likwidacja miejskiej targowicy zwierzęcej, która przylegała do rzeźni miejskiej. Możliwość korzystania z niej była tym istotniejsza, że w najbliższej okolicy Poznania nie było po okupacji zwierząt rzeźnych. Można przyjąć, że tutaj walczące wojska uzupełniały sobie nimi racje pokarmowe. W tej sytuacji brak targowicy zwierzęcej, do której dowóz żywca rzeźnego był przecież zawsze zorganizowany, stanowił pierwszą trudność w zaaprowizowaniu miasta przez rzeźników. Była to pierwsza, ale nie jedyna przeszkoda w zdobywaniu przez rzeźników żywca rzeźnego czy nawet surowców rzeźnych. Administracyjnie zmieniano bowiem formy tej dostawy. Wpierw zakazano rzeźnikom zakupu żywca bezpośrednio u hodowców i nakazano jego zakup wyłącznie u komisjonierów. Później pozwolono im na zakup tusz zwierząt rzeźnych i ubocznych surowców rzeźnych, następnie tylko mniej przydatnych do przerobu części tych tusz, a w końcu tylko podrobów. Nie był to zresztą wolny handel, lecz wykup przydzielonej, coraz zresztą mniejszej masy surowców rzeźnych i pomocniczych. Rzeźnicy nie mogli kupić tyle, ile im potrzeba kaszy i jelit sztucznych, nie mówiąc już o naturalnych jelitachjako osłonkach wędlin. W konkretnym przypadku urząd zaopatrzeniowy odmówił wprost zrealizowania zapotrzebowania, bo towaru takiego nie posiada i nie wie, kiedy jego dostawa będzie możliwa. Jak mógł zareagować rzeźnik na tego rodzaju niesprawność dostawczą centralnie sterowanej gospodarki narodowej? Mógł myśleć tylko o zmianie sposobu zarobkowania. Słuszności tej decyzji przyświecał zresztą także niedobór węgla, drewna na opał oraz papieru do pakowania kupionego towaru. Należy przypomnieć, że ogromna większość asortymentowa wędlin wymaga obróbki cieplnej. Bez ugotowania, oparzenia lub uwędzenia nie ma po prostu większości wędlin. Dodać można, że nawet paszę dla koni, jedynego i niezbędnego zwierzęcia pociągowego, trzeba było kupować według tych samych zasad. Nierzadko bywało i tak, że przez dłuższy okres nie było przydziału paszy dla koni i rzeźnik stał przed alternatywą: nielegalny zakup paszy lub pozbycie się konia i przewożenie na ręcznym wózku tego, co dla produkcji niezbędne. Można dyskutować czy wskazane braki zaopatrzenia rzeźników były następstwem niedowładu towarowego rynku rolnego, czy też nakazowego skierowania tej masy towarowej na zaspokajanie innych potrzeb w celu zniechęcenia rzeźników do działalności gospodarczej na własny rachunek. Za zasadnością ostatniego poglądu przemawia to, że państwowy i spółdzielczy przemysł mięsny był zawsze lepiej zaopatrywany w surowce i na dogodniejszych warunkach niż prywatne rzeźnictwo.
Wincenty Pezacki
Warunki i sposób surowcowego zaopatrzenia rzeźników pogarszały się z roku na rok. Zresztą nie tylko zdobycie potrzebnej ilości i jakości surowców rzeźnych było problemem, ale także dalsze fazy ich towarowego wykorzystania. W tym aspekcie wystarczy uwagę zwrócić na trzy następujące problemy: 1. Najwięcej utyskiwań wzbudziła konieczność przymusowego zwrotu uspołecznionemu sektorowi gospodarki mięsnej części jelit zabitych zwierząt rzeźnych oraz określonych mas słoniny grzbietowej. W podobny sposób bardzo niechętnie rezygnowano z poubojowego oczyszczania jelit tych zwierząt we własnym zakresie. Z jakości wykonania pracy przez pracowników, specjalnie w tym celu zorganizowanego przedsiębiorstwa, rzeźnicy byli z reguły niezadowoleni. Uważali oni, że w podmianie, która miała przy tej okazji miejsce, byli zawsze pokrzywdzeni. 2. Na podmianę jakościową nabywanych surowców rzeźnicy skarżyli się w czasie zebrań cechu, oczekując, że jego zarząd będzie interweniował u dostawcy nieodpowiedniego towaru. Można by przytaczać także ich wypowiedzi o rozbieżnościach między faktyczną jakością odbieranej tuszy, a lepszą jakością wypisywaną na rachunku, niedomiarze pęczków cienkich jelit naturalnych, nadmierną zawartością soli kuchennej w pęczkach, a nawet kwestionowanej świeżości odbieranych surowców. Bywało i tak, że spółdzielnia nie wykupywała całej masy przydzielonych jej surowców rzeźnych, bo nie miała wolnych mocy produkcyjnych. Prywatny rzeźnik, którego maszyny nie były w pełni wykorzystane, nie mógł jednak spółdzielczego nadmiaru wykupić. Tracili wówczas wszyscy: spożywca i producent. 3. Wydawanie hurtowo zakupionych surowców rzeźnych nie było dostatecznie sprawne, jego organizacja i harmonogram zmieniany bez uprzedzenia itp. Na odbiór towaru trzeba było długo wyczekiwać. Było i tak, że Zakłady Mięsne w Poznaniu, jedyny hurtowy dostawca surowców rzeźnych, odmówił indywidualnej ich dostawy poszczególnym rzeźnikom. Możliwy był wówczas zakup zbiorowy firmowany przez cech i płatny gotówką. Był jednak i taki okres, w którym za takie zakupy płacono tylko czekiem wyznaczonego banku. Technologiczną dyspozycyjność zakupionych surowców ograniczał niedobór ilościowy i ich jakość. Skuteczność wynikających stąd ograniczeń jest tym większa, im mniejszy jest zestaw asortymentowy produkowanego towaru i jego z góry ustalone proporcje ilościowe. W takich ograniczeniach pracowali właśnie poznańscy rzeźnicy. Asortyment produkowanych kiełbas i proporcje ich masy były również administarcyjnie ustalone. Jedynie kiszki podrobowe (m.in. kaszanki i wątrobianki) można było produkować w dowolnej ilości, lecz oczywiście z góry ustalonym procesem. Ceny były oczywiście we wszystkich przypadkach administracyjnie ustalone. W sytuacji permanentnego braku takiego czy innego składnika surowcowego, czy przyprawowego, trudno w dodatku o powtarzalność i identyczność jakościową kolejnych partii produkcyjnych tego samego wyrobu. Jest faktem, że rzeźnicy poznańscy otrzymywali od czasu do czasu zamówienia z Warszawy na większe partie określonych asortymentów kiełbas. Mimo, że sprzedaż następowała w warunkach finansowych hurtu, była to ko
rzystana okazja. Rzadko kiedy rzeźnicy przyjmowali jednak zamówienie. Odmowę motywowali oni najczęściej brakiem takiego czy innego składnika i niemożnością jego zakupu lub trudnościami w uzyskaniu pozwolenia władzy zaopatrzeniowej na nabycie. Sprzedanie towaru na zaopatrzenie Warszawy nie było oczywiście częstą okazją. Była to jednak okazja tym cenniejsza, że administracyjnie ograniczano zakres zbytu towarów tylko do własnego sklepu. Zakazano np. zbytu towaru wyprodukowanego przez rzemieślnika do tzw. punktów zbiorowego żywienia (stołówki, restauracje, szpitale itp.). Sposób dystrybucji towaru we własnym sklepie był jednak również administracyjnie regulowany. Cały towar gotowy do sprzedaży musiał być zawsze wyłożony w sklepie na widoku kupującego. Dzieciom nie wolno było sprzedawać. Dorosły klient mógł - nawet przed okresem sprzedaży na kartki - kupować tylko określone ilości towaru. Ilość kości w porcji mięsa nie mogła przekroczyć odpowiednich proporcji ogólnej masy. Gotowy towar musiał być wyprzedany, a jego zasób w sklepie na bieżąco uzupełniany. Nie można było nic przechowywać na zapleczu sklepu. Było to uznawane za działanie na szkodę kupującego. Jest faktem, że nawet w okresie największych braków zaopatrzeniowych rzeźnicy nie chcieli w swoich sklepach sprzedawać drobiu, głównie kurczaków rzeźnych, które były im oferowane. Swoją niechęć w tym zakresie tłumaczyli niedoposażeniem sklepów w urządzenia chłodnicze. Jest to prawda technologiczna. Prawdą jest również to, że obrót tuszkami kurcząt był jeszcze mniej intratny niż mięsem i przetworami mięsnymi. A może i ta przyczyna nie wyczerpuje problemu, gdyż pomija pewien tradycjonalizm rzeźników. W analizie trudności, z którymi borykali się rzeźnicy w prowadzeniu własnych przedsiębiorstw, nie można pominąć nieodpowiedniej kalkulacji cen, tj. złej proporcji surowców i cen gotowych towarów. Chodziło tutaj o produkcyjny zysk brutto. Zysk ten był tak mały, że nie zabezpieczał tzw. godziwego zysku netto. Dawano przykład bydlęcej skóry, która na żywym zwierzęciu jest droższa niż po jego uboju i wstępnym przygotowaniu jej do dalszego obrotu handlowego. Ekonomiczne warunki życia pogarszała rzeźnikom dodatkowo coraz mniejsza masa surowców, którą im przekazywano do obrotu towarowego. Zysk nie pokrywał potrzeb. Na skutek tego ubożeli (musieli uszczuplać swój kapitał zakładowy). Już ten fakt stawiał ich przed alternatywą ruiny majątkowej lub zamknięcia przedsiębiorstwa. Bez zgody nadzorczych władz administracyjnych nie mogli jednak w tym zakresie dysponować swoim majątkiem. Prowadząc swoje przedsiębiorstwo, rzeźnicy nie byli przyzwyczajeni do niektórych czynności zawodowych. Jako przykład można w tym względzie wskazać na obowiązkowy obrót bezgotówkowy, jak i żmudne, choć proste, rozliczanie się z kartek na mięso. Bez takiego rozliczania się nie było możliwości uzyskania przydziału następnej partii surowców. Niewątpliwie pewną trudność w organizacji produkcji i sprzedaży gotowego towaru sprawiały dni bezmięsne. W warunkach niedoposażenia chłodniczego przerwanie procesu przetwórczego na okres dni bezmięsnych i prze
Wincenty Pezacki
chowanie surowców oraz wyrobów sprawiało trudność. Powiększało się wówczas niebezpieczeństwo ich rozkładu, a przynajmniej pogorszenie ich jakości. Potencjalnie jest to największe niebezpieczeństwo w okresie ciepłej pory roku, ale zawsze jest groźne dla doraźnych dochodów i utraty nabywców. Przymuszeni nieodwracalnością sytuacji, rzeźnicy musieli jakoś dać sobie radę z tym problemem. W każdym przypadku regulacja prawna obrotu mięsem i wyrobami dopuszczała jednak sprzedaż tych towarów nie tylko w sklepach mięsnych, ale także chwilowo w halach mięsnych i tanich jatkach oraz - w specjalnych okolicznościach - w przenośnych jatkach rynkowych. Jatki te mogły być uruchamiane w drodze wyjątku, tj. wówczas, gdy brak było odpowiednich hal targowych. Sprzedający w takich jatkach musieli mieć fachowe wykształcenie i legitymować się wymaganymi uprawnieniami przemysłowymi. Potrzebne uprawnienia przemysłowe to spełnienie wymogów administracyjnych korzystania z jatki. Ponadto musieli oni po prostu być kwalifikowanymi rzeźnikami. Kwalifikacja ta dawała im możność należenia do cechu rzeźnicko-wędliniarskiego. Nie byli oni jednak tak liczni jak w okresie II RP. Ponieważ w Poznaniu brak było nadal targowych hal mięsnych, przez kilka lat na pięciu rynkach miasta czynne były straganowe jatki mięsne (tab. 5).
Tabela 5
Lokalizacja straganowych jatek mięsnych w Poznaniu w drugiej połowie lat czterdziestych
Rynek Rok 1947 Rok 1949 lipiec grudzień Bernardyński 22 9 3 J eżycki 29 19 7 Łazarski 23 10 4 Śródecki - l - Wildecki 10 3 2 razem 84 42 19
W ciągu jednego roku ich ilość zmniejszyła się dwukrotnie. Szczególnie zmniejszyła się liczebność tego typu jatek mięsnych na Rynku Wildeckim i placu Bernardyńskim. Ogólna liczba poznańskich, przenośnych jatek mięsnych była jednak co najmniej dwukrotnie mniejsza od ich ilości w Poznaniu okresu II RP. Ich liczność można wiązać z mniejszym niż sklepów mięsnych kapitałem zakładowym. Jest sprawą nie mniej ciekawą, że za wyjątkiem dwóch wzmianek zachowana dokumentacja cechowa nie wspomina o nich po roku 1945. Widocznie jako własność prywatną likwidowano je wcześniej niż prywatne sklepy mięsne (tab.5). Rynkowe jatki mięsne w pookupacyjnym Poznaniu były zatem prawie efemerydą. Na rynku pojawiły się one ponownie dopiero za dwie dziesiątki lat. Krótkofalowym zjawiskiem gospodarczym była również znaczna większość organizowanych jednocześnie jednobranżowych sklepów mięsnych. Przeszłyone przez krajobraz Poznania niczym letnia burza, lecz kilka spośród nich przetrwało kilkanaście lat. Jeden z nich - założony przez mistrza Władysława Marcinkowskiego - przetrwał do dzisiejszego dnia mimo przeciwstawnych koncepcji aktualnego rozwoju polskiej gospodarki narodowej, w tym także gospodarki mięsnej. W 1945 roku zgłosiły się do poznańskiego cechu setki rzeźników z zamiarem wznowienia tutaj lub rozpoczęcia od nowa działalności gospodarczej. Następstwem tego było zorganizowanie kilku setek warsztatów rzeźnicko-wędliniarskich i otwarcie sklepów mięsnych. Płynność rzesz "wędrującego ludu" pozwoliła dopiero po roku ustalić, że utworzono wówczas prawie trzy setki takich sklepów (tab. 6). Przyczyny, które spowodowały gruntowne zmniejszanie się liczebności członków cechu, zmniejszyły oczywiście także liczność prywatnych sklepów mięsnych w Poznaniu. Po upływie pięciu lat została ich 1/3, a po upływie dalszych trzech lat pozostał zaledwie 1%, tj. trzy sklepy. Jakże często w tych samych miejscach, w których wcześniej zorganizowano warsztaty rzeźnickowędliniarskie ijednobranżowe sklepy mięsne, od końca lat czterdziestych czynne były identyczne sklepy sektora uspołecznionego, tj. spółdzielczości i państwowych zakładów mięsnych 4 . Jednobranżowe sklepy mięsne, które początkowo stanowiły własność prywatną poznańskich rzeźników, nie były w mieście jednakowo rozprzestrzenione. Rozmieszczenie to uzależnione było od charakteru i nasilenia rozwoju gospodarczego danej dzielnicy. Gospodarczo najlepiej rozwinięte było Śródmieście. To tutaj zaludnienie było największe, a kupiectwo było naj silniej rozwinięte. W odróżnieniu od tego gospodarczo najsłabsze było N owe Miasto. Miało one naj silniej rozwinięte rolnictwo. Silniejsze uprzemysłowienie Wildy dopiero zaznaczało się. W aspekcie lokalnej gospodarki mięsnej znaczenie poszczególnych dzielnic miasta można ponadto scharakteryzować następująco: 1. U dział wszystkich dzielnic w tej gospodarce zmianiał się w czasie, lecz w różnym tempie. Ich udział w tej gospodarce był zatem funkcją czasu. 2. Przez cały analizowany okres największy udział w tej gospodarce, mierzony ilością otwartych, prywatnych sklepów mięsnych, miały Jeżyce, natomiast najmniejszy Wilda. Drugą dzielnicą był w tym zakresie Grunwald. 3. Początkowo najwięcej samodzielnych rzeźników osiedliło się w Śródmieściu. Pod koniec obserwowanego okresu, a więc po czterech latach, było ich tutaj najmniej, tj. prawie siedem razy mniej niż na początku. 4. Przy 19 ulicach. Poznania osiedliło się początkowo co najmniej po 4 rzeźników. Po czterech latach były zaledwie 3 ulice o podobnym zagęszczeniu sklepów mięsnych. 5. Trzy ulice stanowiły w Poznaniu, przez cały analizowany okres, centrum gospodarki mięsnej. W malejącej kolejności znaczenia gospodarczego są to ulice: Rokossowskieg0 5 , Daszyńskiego i Szamarzewskiego. Po 1947 roku ulica Dąbrowskiego straciła swoje gospodarcze znaczenie w tym zakresie. Dodać można, że przedstawiona lokalizacja terenowa poznańskiego centrum miejskiego jest bardzo podobna do sytuacji znamiennej dla okresu II RP.
Wincenty Pezacki
Tabela 6 Czasowo-terenowe rozprzestrzenianie się przedsiębiorstw rzeźnicko-wędliniarskich
Rok 1946 1 19472 1950 3 1953 Razem sklepów 291 179 104 3 G 65 41 23 l Z tego J 70 43 28 l w dzielnicy N 36 33 26 - S 80 34 12 l W 40 28 15 - Razem 131 100 78 3 l 80 69 65 3 Ulice ze 2 22 17 9 - sklepami 3 10 6 l - powyżej 3 19 8 3 -
Naiwięcei skle )Ów przy ulicy rok rok ulica 1946 1947 1950 ulica 1946 1947 1950 ilość ilość Chwalisz ewo 4 - - Kraszewskiego 4 - - Daszyńskiego 12 11 5 Poznańska 7 4 - Dąbrowskiego 14 7 - Półwiejska 7 6 - Fabryczna 4 - - Rokossowskiego 22 14 9 Garb ary 4 , 9 - Rynek Sródecki 4 - - Grochowe Łąki 6 - - Słowackiego 5 - - Grobla 4 - - Starołęka 4 - - Grunwaldzka 4 - - Szamarzewskiego 4 7 4 Jeżycka 5 - - Wielka 4 - - Kościelna 4 - - Wrocławska - 4 -
Uwagi: Ij/ z końca 1946 r. (wg tab. 2, l.p. 2) , z okresu po zmianie nazwy ulicy (wg tab. 2, lp 4) 3/ Z maja 1950 r. (wg tab. 2, lp 7) Zakresy znaczeniowe symboli: Dzielnice: G - Grunwald, J - Jeżyce, N - N owe Miasto, S - Stare Miasto, W - Wilda W części "Najwięcej sklepów przy ulicy", znak (-) informuje, iż przy danej ulicy w tymże roku znajdowały się mniej niż 4 sklepy.
Wskazany zanik liczebności jatkowych, jak i sklepowych punktów zaopatrywania ludności Poznania w żywność mięsną ma tą samą przyczynę i chronologię, co równoczesne zmniejszanie się liczebności członków poznańskiego cechu rzeźnicko-wędliniarskiego. Nie są jednak znane przyczyny zamykania poszczególnych prywatnych punktów rzeźnickich. Już w pierwszych dniach września 1947 roku rzeźnicy poznańscy byli uprzedzani pismem miejscowej Izby Rzemieślniczej i U rzędu Wojewódzkiego o zamiarze przyszłej likwidacji ich przedsiębiorstw i ich uspołecznieniu. U spo
łecznienie rzeźnicko-wędliniarskiego rzemiosła nie miało być jednak spowodowane naciskiem administracyjnym, lecz miało być dowodem uświadomienia społecznego i zrozumienia nadrzędności uspołecznienia środków produkcji. Zakładano zatem, że nie może być ono dokonywane w drodze przymusu i atmosferze psychicznego nawet tylko oporu ze strony dotychczasowego właściciela. Odpowiednimi akcjami uświadamiającymi sens i cel uspołeczniania miała być przygotowana również rzeźnicko-wędliniarska społeczność poznańska. I w tym przypadku marzenie nie odpowiadało rzeczywistości.
Akcję uspołeczniania przedsiębiorstw tej społeczności rozpoczęto w 1948 roku i zakończono w ostatnich miesiącach 1952 roku. W roku 1948 przejęto przymusowo 4 warsztaty rzeźnickie, w 1952 roku natomiast 102, z czego 76 przedsiębiorstw zlikwidowano na przełomie października i listopada tegoż roku. Jednocześnie uruchomiono wprawdzie 2 nowe przedsiębiorstwa rzeźnicko-wędliniarskie, ale wkrótce i je zamknięto. Właściciele zlikwidowanych przedsiębiorstw rzeźnickowędliniarskich w Poznaniu nie korzystali z reguły z przyznanego im dalszego członkostwa cechu i nie kontynuowali pracy w cechu. Realizacja administracyjnej decyzji o zamknięciu danego przedsiębiorstwa rzeźnicko-wędliniarskiego odbywała się na cztery sposoby, a mianowicie: 1. Przekazanie całego przedsiębiorstwa, tj. zarówno warsztatu, jak i sklepu mięsnego, uspołecznionemu sektorowi gospodarczemu, tj. miejscowym, państwowym zakładom mięsnym lub spółdzielni. N astępstwem uspołecznienia mogło być takie same, tj. rzeźnicze wykorzystanie pomieszczeń lub też przeznaczenie ich na inne cele. Decyzja w tym zakresie należała wyłącznie do nowego dyspozytora przedsiębiorstwa. 2. Wykorzystanie tylko warsztatu do produkcji wyrobów mięsnych lub na inne cele. Możliwa była też umowa z dotychczasowym właścicielem o produkcję, z reguły, wyrobów podrobowych, które po cenach hurtowych sprzedawano wówczas uspołecznionemu zleceniodawcy. Taką formę zawłaszczenia nazywano wówczas popularnie produkcją rabatową. Zleceniodawcę nie interesowały wówczas przejściowe lub stałe losy sklepu mięsnego. 3. Zarekwirowany warsztat łącznie ze sklepem pracował pod firmą społecznego przedsiębiorstwa i na jego rachunek. W takim układzie stosunków w zarekwirowanym przedsiębiorstwie mógł pracować były właściciel i jego rodzina. Wynagrodzenie otrzymywał on według umowy lub w zależności od wartości sprzedanego towaru. Znane są jednak przypadki wykorzystanie tylko sklepu. Warsztat - niewykorzystany i z reguły zaniedbany - niszczał najczęściej w takiej sytuacji. Tego rodzaju niewykorzystanie zainstalowanych i sprawnych mocy produkcyjnych było niewątpliwie sprzeczne z zarządzeniem Rady Ministrów PRL z dnia 25 sierpnia 1950 r. (Dz U 1950, nr 48, poz. 242). Rozporządzenie to zezwalało rzeźnikom na produkcję przetworów mięsnych i wyrobów garmażeryjnych, o ile wnieśli za nie kilka tysięcy złotych opłaty. 4. Po zamianie właściciela na społecznego dysponenta, zarówno warsztat, jak i sklep mięsny były zamknięte i przez różne okresy nie używane. Z reguły w pełni wykorzystane, nawet odnawiane przez społecznego użytkownika, były przedsiębiorstwa, które znajdowały się w tzw. kupiecko dobrym
Wincenty Pezacki
punkcie miasta. Przykładem tak ocenianej części miasta było oczywiście Śródmieście. O małych sklepach, a szczególnie tych na dalszych przedmieściach, nierzadko zapominano. Przymusowe przekazanie społecznemu użytkownikowi tego, co było dotąd prywatną własnością rzeźnika i umożliwiało mu prowadzenie na własny rachunek przedsiębiorstwa, nie kończyło jednak sprawy. Rozpoczynało się bowiem wówczas biurokratyczne załatwianie sprawy - w sensie dokumentacji urzędowej tego faktu. Posiadając taki dokument, rzeźnik mógł dopiero wówczas przerwać płacenie podatków i innych opłat przemysłowych. Dopiero wówczas mógł także zgłosić się do urzędu zatrudnienia i uzyskać skierowanie do pracy najemnej. Do czasu otrzymania urzędowego potwierdzenia wywłaszczenia z przedsiębiorstwa, rzeźnik płacił wszystkie należności w takiej wysokości, którą płacił, gdy jego przedsiębiorstwo było czynne, a on był jego właścicielem lub prywatnym użytkownikiem. W przypadku większych przedsiębiorstw czy też znajdujących się w dobrym miejscu pod względem handlowym stosowano inne postępowanie. Zamykano po prostu nie tylko warsztat i sklep, ale wywłaszczano także z budynku, o ile był on własnością tego samego rzeźnika. Tak właśnie postąpiono z Przybyłą, Dawidowskim, Knopińskim, Jerzykiewiczem i wielu innymi najzasobniejszymi rzeźnikami poznańskimi. W polskiej historii gospodarczej jest to drugi okres porównywalnie rozległego wywłaszczania członków cechu rzeźnicko-wędliniarskiego. Żadne z trzech państw, które w drugiej połowie XVIII wieku brało udział w rozbiorze Polski, nie zastosowały takiej formy gwałtu wobec obywateli państwa polskiego włączonych do obcego państwa. Jako pierwszy dokonał tego hitlerowski okupant i to nie tylko w stosunku do rzemieślników. Zmieniając po 1945 roku model gospodarki narodowej, władze własnego państwa założyły, że uspołecznienie środków produkcji ma mieć rewolucyjny, a nie ewolucyjny charakter. W oparciu o ówczesną regulację prawną wywłaszczano wówczas m.in. samodzielnych rzeźników, członków przymusowego Cechu Rzeźników i Wędliniarzy w Poznaniu. Wywłaszczeni rezygnowali z członkostwa w cechu. W rozumieniu władz cechu zachowali oni jednak prawo przynależności do cechu. Wywłaszczeni nie korzystali z tego przywileju. W ciągu kilku lat liczebność członków cechu zmalała na skutek tego od kilkuset do kilku osób. Już to stanowiło przesłankę dalszego jego przeorganizowania i wymazania nazwy cechu z rejestru organizacji społecznie potrzebnych. W pewnym, niewielkim zresztą stopniu ubytek liczebności członków cechu dynamizowało możliwość należenia do cechu spółdzielniom branżowym i wdowom po rzeźnikach - członkach cechu, o ile nie mają one równorzędnych kwalifikacji zawodowych. Stanowił o tym wyraźnie nowy, od 1950 roku obowiązujący statut cechu. Niezależnie od materialnej własności, którą przekazywano w to samo lub podobne użytkowanie społecznemu sektorowi, było to wywłaszczenie najczęściej z dorobku całego życia. W dodatku często było to już drugie w ciągu kilku lat pozbawienia majątku. Pierwsze było dziełem Polskę okupującego narodu i jego ustroju społeczno-politycznego. Wywłaszczaniu z lat czterdziestychpoznańscy rzeźnicy poddawali się w milczeniu. Z perspektywy lat widać tym lepiej, że była to postawa uznania godna, bo rozważna. Tam, gdzie działanie to natrafiło na aktywny opór rzeźników (np. w Lesznie), stosowano przecież dodatkowe przymusowe zabiegi uspakajające w postaci więzienia. Brak odruchowo żywego reagowania na wywłaszczanie nie może być jednak uważany za akceptację tego, co się dzieje. Spokój psychiczny krzywdzonego nie był również wyrazem gotowości zaangażowanie do pracy równie wydajnej jak dotychczasowa. Jeżeli w tym względzie było inaczej, to tylko dowód refleksji rzeźników poznańskich i umiejętności polaryzacji swego działania na cel nadrzędny, historycznie trwały. Dobra opinia zawodowa, którą wypracowali sobie rzeźnicy poznańscy - pracownicy najemni obu typów społecznych zakładów mięsnych - jest najlepszym dowodem zasadności prezentowanego poglądu. Pod koniec akcji wywłaszczeniowej ta sama władza, która akcję tą zarządziła, zdobyła się na gest uspokojenia społeczeństwa. Tak chyba należy rozumieć wytypowanie przez nią trzech prywatnych przedsiębiorstw rzeźnickich w Poznaniu, które nie ulegną likwidacji i mają pracować nadal. Wyznaczono w tym celu trzy małe, na obwodzie Poznania zlokalizowane przedsiębiorstwa, które były własnością mistrzów Franciszka Dolińskiego (przy ul. N aramowickiej), Mariana Szczepaniaka (przy ul. Ługańskiej) oraz Ignacego Świerkiela (przy ul. Nowotarskiej). Dwóch spośród nich już wcześniej zgłosiło dobrowolnie chęć likwidacji swoich przedsiębiorstw. Wobec propozycji podtrzymania produkcyjnych czynności przez wskazane warsztaty, ich współwłaściciele jasno sformułowali swoje żądania, które warunkują zadośćuczynienie tej propozycji. Zażądali oni stałej dostawy paszy dla koni, dostawy urządzeń chłodniczych, zmniejszania opłat za czynsze i energię elektryczną oraz polepszenia marży zarobkowej brutto. W końcu jednak i z tych warunków wycofali się. Wskazali bowiem dodatkowo na dużą odległość ich siedzib od rzeźni. Koszty przewozu surowców z rzeźni do przetwórni i z powrotem do miasta podważają bowiem wszelką kalkulację. Dodać można, że ul. Nowotarska (Krzesiny) jest odległa 13 km od rzeźni, nie mówiąc już o śródmieściu. Niezależnie jednak od motywacji ostatecznej decyzji, rozwaga i odwaga trzech wskazanych mistrzów rzeźnicko-wędliniarskich wzbudza do dziś uznanie. Byli to przecież ludzie z podstawowym tylko wykształceniem, których bodajże jedynym celem życia i polaryzatorem wszelkich działań było zarobienie pieniędzy na utrzymanie siebie i swojej rodziny. Nie wiadomo czy odmowa przyjęcia omawianego "wyróżnienia" spowodowała zmianę poglądów administracji wojewódzkiej na to, jakie rzeźnickie przedsiębiorstwa mają nadal spełniać swoją gospodarczą rolę w zaopatrywaniu społeczeństwa poznańskiego w żywność mięsną. Faktem jest jednak, że trzy nowo wytypowane przedsiębiorstwa wyraziły na to zgodę. Przedsiębiorstwa te pracowały przy trzech ulicach gęsto lub gęściej zabudowanych, a mianowicie przy ul. Dniestrzańskiej (Jeżyce, Czesław Mastalarz), Głogowskiej (Grunwald, Władysław Marcinkowski) i Wronieckiej (Śródmieście, Tomasz Waściński).
Odtąd przez wiele lat sytuacja i liczba samodzielnie w Poznaniu pracujących rzeźników nie zmieniała się. Przez kilkanaście lat kilku rzeźników (1 - 4) praco
Wincenty Pezackiwało samodzielnie i na własny rachunek. Z roku na rok zmieniały się osoby i ich przedsiębiorstwa. Nie było jednak ilościowego ijakościowego, a także społecznego i gospodarczego rozwoju rzeźnictwa poznańskiego. Był to chyba najgorszy okres w jego historii, okres wegetacji. W takim mrocznym okresie wyłoniła się silna indywidualność, konkretnie i efektywnie walcząca o swój byt i podtrzymująca na duchu innych. Był to mistrz Władysław Marcinkowski, jeden z trzech poznańskich rzeźników, którzy o dwa - żyli się utrzymać swoje przedsiębiorstwa w końcowym okresie wywłaszczeń. Były okresy, w czasie których przedsiębiorstwo Marcinkowskiego było w Poznaniu jedynym czynnym rzeźnictwem. Troska o byt swój i swojej rodziny nie powstrzymała go przed angażowaniem się w społeczno-zawodowym życiu swego rzemiosła. Mimo że z powodu przyczyn prawnych nie można było zorganizować Sekcji Branżowej Rzemiosła Rzeźnicko-Wędliniarskiego w poznańskim Cechu Rzemiosł Różnych, Marcinkowski wspólnie z Przybyłą i Syllerem znaleźli w 1958 roku możliwość wyjścia z przykrej sytuacji. Było to przedwiośnie końca regresu organizacyjnego poznańskiej społeczności rzeźnicko-wędliniarskiej i zapowiedź poprawy sytuacji tego rzemiosła. Są to jednakjuż nowe dzieje i nowy rozdział w historii tej społeczności, które doprowadziły w ciągu dwudziestu lat do organizacji w Poznaniu Wielkopolskiego Cechu Rzeźnicko- Wędliniarskiego.
PRZYPISY
1 Poległ w poznańskich wypadkach czerwcowych 1956 roku.
2 Dziennik Urz. Wojewódzkiego w Poznaniu, nr 6 z 10 marca 1950, poz. 136.
3 Dziennik Urz. Wojewódzkiego w Poznaniu z dnia 30 czerwca 1953 r., nr 14, poz. 61.
4 Z dniem 1 sierpnia 1949 r. poznańska rzeźnia miejska została przejęta przez państwowy przemysł mięsny. 5 Obecnie są to ulice: Głogowska oraz Górna Wilda i 28 Czerwca.
Powyższy artykuł jest częścią publikacji Kronika Miasta Poznania 1995 R.63 Nr3; Bitwa o handel dostępnej w Wielkopolskiej Bibliotece Cyfrowej dla wszystkich w zakresie dozwolonego użytku. Właścicielem praw jest Wydawnictwo Miejskie w Poznaniu.