ARCYBISKUP TEOFIL WOLICKI - ZAPOMNIANY A PRZYPOMNIENIA GODNY

Kronika Miasta Poznania 1994 R.62 Nr3/4

Czas czytania: ok. 16 min.

JÓZEF MODRZEJEWSKI

N ie nazbyt liczna jest grupa Wielkopolan, która doczekała się pełnych i wszechstronnych opracowań biograficznych ukazujących nie tylko całokształt ich działalności, ale szersze tło i wcale nie błahą genealogię. Bardzo wielu czeka wciąż na podobne publikacje ze względu na swe zasługi i dorobek, jak też na aktualne zainteresowania społeczeństwa. Wszelkie zaś braki i mankamenty w tej dziedzinie zubażają obraz kultury regionu, a wraz z nim i kraju, a nawet przyczyniają się do pewnych deformacji opinii i sądów. Jedną z takich postaci zasługujących na bliższą uwagę badaczy jest ks. Teofil Wolicki, podniesiony pod koniec niezwykłych kolei życia do godności arcybiskupa poznańskiego i gnieźnieńskiego. Wspomnienia o tej postaci utrzymują się wprawdzie do dzisiaj, ale szczegóły bogatego w wydarzenia curriculum vitae pozostają w formie szczątkowej, rozproszone, a niekiedy zgoła dyskusyjne. Bardziej wyczerpująca biografia Piotra Grochowskiego pozostała w rękopisie. Szkic niniejszy nie stanowi jakiejś szerokiej syntezy wiedzy o wybranej postaci. Wybiera pewne charakterystyczne fragmenty, starając się przedstawić je w nowych aspektach z uwzględnieniem szerszego tła. Nawiązuje np. do podkreślanej w dawniejszych pracach solidarności rodzinnej, ale stara się go poszerzyć dla uwypuklenia nie tylko jednostkowego wizerunku ks. T. Wolickiego, lecz również zasługujących na uwagę bliższych i dalszych partnerów. Zacznijmy jednak od materialnych symboli utrzymujących pamięć o interesującej nas postaci. Miłośników dzieł sztuki eksponowanych w katedrze poznańskiej (fragmentarycznie także w gnieźnieńskiej) oraz w pałacu arcybiskupim musi zastanawiać nieliczność i skromność zabytków związanych z nią w sposób bezpośredni. Arcybiskupowi jest poświęcone brązowe pozłacane epitafium z medalionem portretowym, herbem N abram i datami granicznymi jego życia. Powstało dopiero w drugiej połowie XIX wieku i wtedy umieszczono

Józef Modrzejewskije w kaplicy Św. Cecylii. W sąsiadującym z katedrą pałacu znajdują się dwa portrety (jeden z warsztatu E. Gillerna) malowane w niedługich, jak się wydaje, odstępach czasu pod koniec jego pontyfikatu. Jeden był uznawany przez pewien czas za zaginiony. Nie doszło natomiast do realizacji dwóch witraży w kaplicy Szołdrskich, które miały ukazywać herby ks. T. Wolickiego ijego następcy ks. Dunina oraz kapituł jako wyraz podziękowania za udział w dziele budowy mauzoleum pierwszych Piastów. Zamysł taki zobowiązał się urzeczywistnić E. Raczyński "byleby starczyło życia i sił". Niestety nie starczyło. Miał podjąć go R. Ziołecki według zaleceń testamentu, ale też bez rezultatu. Zresztą relacja na ten temat jest dość późna. Zanotował ją dopiero ks. J. N owacki w "Dziejach archidiecezji poznańskiej" (1959 r.). Oczywiście pozostaje w katedrze dokument najtrwalszy, związany z inicjatywą arcybiskupa - wspomniany moment w "Złotej Kaplicy". Wydawałoby się, że niedostatki w postaci reliktów plastycznych wypełnią z nawiązką wspomnienia ludzi ówczesnych i świadectwa historyków bliskich tej epoce, zwłaszcza że ks. T. Wolicki był postacią aktywną w wielu dziedzinach życia. Okazuje się, że takie oczekiwania w przypadku pamiętników są też przesadne. Najbliższy naszemu dostojnikowi Marceli Mott y przytacza w zasadzie tylko kilka epizodów i to w formie skrótowej. Najważniejsza jest wzmianka o staraniach wokół budowy pomnika pierwszych Piastów. Autor przypomina sobie, że jako uczeń czwartej lub piątej klasy gimnazjum spotkał się z żywą reakcją społeczeństwa na takie zamiary. Zaznacza też, że choć pierwotna myśl powstała dosyć wcześnie, to przystąpienie do konkretnych poczynań nastąpiło dość późno i właśnie za sprawą ks. Teofila Wolickiego. Innym epizodem przytoczonym w "Przechadzkach po mieście" jest przypomnienie o gwałtownych sporach między późniejszym arcybiskupem a radcą pruskim A. Jacobem o polski charakter szkół katolickich. Z momentów bardziej osobistych zajmuje się Mott y sprawą zatrzymania w Poznaniu swego ojca Jana, gdy ten za głosem znajomych powziął zamiar przeniesienia się do szkół lubelskich. O błędności takiej decyzji przekonał go wtedy ks. Wolicki. Wypada na koniec wskazać na fakt charakterystyczny jego przyjaźni z lekarzem - społecznikiem Karolem Marcinkowskim - przekazanie pierścienia arcybiskupiego rzecznikowi "pracy organicznej".

W tym miejscu trzeba też przytoczyć fragmenty wspomnień Juliana Ursyna Niemcewicza cytowane przez Michała Witkowskiego w "Literackich przystankach nad Wartą". Podczas drugiego pobytu pisarza w Poznaniu w r. 1821 oprowadzał go po katedrze właśnie ks. Teofil Wolicki nazywany tu "zarządcą świątyni". Ów cicerone miał wtedy powiedzieć, że w r. 1744 "gdy budowano most na rzece Cybince, tu wpadającej w Wartę, przez niesłychaną i niedarowaną nigdy obojętność, z innymi kamieniami ten grób (królewski) wmurowano w słupy mostowe". Autor zaś "Śpiewów historycznych" w tym przypadku, albo pomylił nieświadomie relikty dawnego mauzoleum z pozostałymi resztkami grobów mieszczańskich, rzeczywiście wtedy usuniętych (o czym pisze J. Łukaszewicz w "Obrazie historyczno-statystycznym m. Poznania"), albo celowo użył tego stwierdzenia dla poruszenia opinii społeczeństwa stolicy i zachęcenia go do składek pieniężnych.

Portret arcybiskupa Teofila Wolickiego, ok. 1829. Pałac arcybiskupi w Poznaniu. Fot. W. Wolny

W maju 1850 r. ukazał się w "Pamiętniku religijno-moralnym" życiorys naszego dostojnika napisany przez Adriana Krzyżanowskiego. Autor, choć epizodycznie związany z Wielkopolską, należał do jego powinowatych i utrzymywał pewne kontakty z rodziną, zawiódł niestety oczekiwania. Ówczesny recenzent napisał wtedy: "Grzmiących tam słów dużo i wycieczek na szerokie pole, ale treści niewiele". Znacznie wyżej wypada ocenić materiały zbierane i publikowane przez historyków. Jeden z nich, Julian Bartoszewicz, zamieścił w XXVII tomie "Encyklopedii Powszechnej" (1867 r.) bardzo obszerny rejestr różnorodnych faktów ilustrujących całe curriculum vitae interesującej nas osobistości. Mamy więc tutaj informacje nie tylko o dacie jego urodzenia (30 X 1767 r.), ale i miejscu (Godziętowy w dawnym powiecie ostrzeszowskim), o rodzicach Ignacym i Józefie z Wiesiołowskich, o pomocy stryja Konstantego, rządcy dóbr sióstr N orbertanek w Płocku, który zajął się nim już jako ośmioletnim chłopcem (z siedmiorga rodzeństwa). Posłał go najpierw do szkół płockich, a potem na dwór innego krewnego Macieja Garnysza, biskupa chełmskiego i podkanclerzego koronnego. Dowiadujemy się następnie o studiach teologicznych w Rzymie i uzyskaniu tam stopnia doktora prawa, o krótkiej praktyce w Bibliotece Albertrandiego w Warszawie, no i oczywiście o najdłuższym etapie życiowym,

Józef Modrzejewski

który stanowi działalność kapłańska w Poznaniu i Gnieźnie na wezwanie biskupa Ignacego Raczyńskiego, krajana i przyjaciela (od r. 1793). Na tym etapie, aż do śmierci (29 XII 1829) częste są przypadki podejmowania innych zadań, np. pracy oświatowej na wsi (głównie w Dusznikach i Chomęcicach) i funkcji w administracji jako posła, radcy szkolnego i wizytatora. W tym wcale pokaźnym szkicu biograficznym na uwagę zasługuje wspomniany akcent na solidarność rodzinną, która skromnemu, lecz uzdolnionemu i ambitnemu przedstawicielowi drobnej szlachty ułatwiała niewątpliwie realizację szeregu śmiałych, często nietypowych planów życiowych. J. Bartoszewicz wymienia z kolei poparcie księdza T. Wolickiego dla młodszego brata Tomasza w jego działalności oświatowej w Wielkopolsce, kiedy to wydał podręcznik dla ludu pod charakterystycznym tytułem: "Nauka dla włościan jak sobie swobodnie i wesoło żyć mogą, do majątku i dobrego bytu uczciwie przychodzić oraz sobie i bliźnim w przygodach być pomocnymi" (r. 1820). Innym znamiennym momentem było zamieszczenie w tym samym tomie "Encyklopedii Powszechnej" hasła o bratanku Konstantym Wolickim (ur. w 1805 r.), który po powstaniu listopadowym został zesłany na Syberię, gdzie organizował i prowadził zespoły muzyczne. Po powrocie na Kujawy zajmował się kompozycjami i aranżacjami symfoniii uwertur. Czy i w jakim stopniu można go łączyć z ks. Teofilem biograf nie podaje.

N a kanwie życiorysu opracowanego przez J. Bartoszewicza napisał swój szkic biograficzny Stanisław Karwowski, autor I tomu "Historii Wielkiego Księstwa Poznańskiego" (wyd. w r. 1918). Poszerzył ów szkic szeregiem dalszych wzmianek traktujących o udziale względnie współudziale ks. T. Wolickiego w wydarzeniach i przedsięwzięciach podejmowanych w Wielkopolsce w ciągu pierwszej połowy XIX wieku. Chodzi tutaj o członkostwo w delegacji do Berlina w związku z przygotowywaną przez rząd pruski reformą rolną (r. 1822), o partycypowanie w układaniu statutu projektowanego Towarzystwa dla Popierania Planów Uprzemysłowienia Regionu (z inicjatywy J. Morawskiego z Oporowa - nie znalazło akceptacji władz), o organizowanie ankiety wśród duchowieństwa w sprawie rejestracji zabytków w kościołach. S. Karwowski wskazuje przykłady interwencji ks. T. Wolickiego w interesie środowiska nauczycielskiego, np. w obronie zwolnionego przez władze prof. Józefa Muczkowskiego, czy w poparciu starań Karola Libelta o stypendium na wyższe studia. Mimo tych, wydawałoby się obfitych i różnorodnych wiadomości, obraz przedstawianej postaci nie jest jeszcze dostatecznie wyraźny, pełny i pozbawiony nieścisłości. To efekt lapidarności wzmianek, zresztą usprawiedliwiony charakterem zarówno "Encyklopedii Powszechnej" jak i "Historii W. Ks. Poznańskiego". W tym miejscu wypadałoby zająć się szerzej np. tak silnie podkreślaną przez historyków solidarnością w rodzinie W olickich, która nie pozostała bez wpływu na poczynania jej najwybitniejszego przedstawiciela. Kluczem do wyjaśnienia tych spraw powinien być rodowód przytaczany przez J. Bartoszewicza (z imionami poszczególnych członków) i S. Karwowskiego (bez tej nomenklatury). Ten zarys drzewa genealogicznego został jednak niedawno skorygowany przez belgijskiego badacza Andre Claviera w publikacji "Dans l'entourage de Chopin" (Lens 1984). Dokonał on podziału jednolitej gałęzi rodzeństwa naszego dostojnika na dwie równoległe. Postacią wiodącą pierwszego odgałęzienia był Jan ożeniony z Heleną Karśnicką, drugiej - wymieniony wyżej Ignacy, ojciec ks. Teofila i nieokreślonego do końca rodzeństwa. Stąd, wymieniany przez J. Bartoszewicza Maciej, nie mógł być bratem rodzonym, a stryjecznym późniejszego arcybiskupa. To samo dotyczy Konstantego - ojca także już wspomnianego, uzdolnionego muzycznie imiennika. Czy tak zmieniony układ pokrewieństwa osłabia późniejsze więzy między nimi i podkreśloną solidarność? Okazuje się w toku dalszych dociekań, że działo się właśnie odwrotnie.

Zresztą mimo pewnych różnic w układzie pokrewieństwa miejscem urodzenia zarówno Ignacego jak i Macieja była wieś Komorze w dawnym powiecie jarocińskim (informacje Herbarza T. Żychlińskiego i w publikacji T. Chrzanowskiego "Włocławek i okolice" z 1988 r.) . Warto przy tej okazji podkreślić, że cały ten ród tkwił korzeniami w Wielkopolsce. W ślad za "Słownikiem historyczno-geograficznym Królestwa Polskiego..." wypada zaznaczyć, że gniazdem rodzinnym była Wolica Pusta - wieś niedaleko Komorza między N owym Miastem nad Wartą a Mieszkowem. Była ta wieś własnością Mikołaja w 1518 r., a sto lat później - Jędrzeja. Należy zaznaczyć, w ślad za ks. J. Nowackim, że na przełomie XIV i XV wieku występuje Janusz z Wolicy - kanonik poznański i kantor gnieźnieński jako wykonawca testamentu Zbyluta z rodu Pałuków, bratanka biskupa włocławskiego Macieja z Gołańczy. Złożył wtedy sumę 100 srebrnych grzywien przeznaczonych na fundację późniejszej kaplicy mansjonarskiej. Stała się ona w XIX w. miejscem grobowca pierwszych Piastów. Zmiana siedliska rodowego nastąpiła w XVIII wieku (Komorze), a stąd rozeszły się drogi poszczególnych przedstawicieli. Ignacy wżenił się w rodzinę Wiesiołowskich i wziął wraz z żoną Józefą wieś Doruchów i połowę Kuźnic w dawnym powiecie ostrzeszowskim. Tak informuje ks. J. N owacki. Maciej według ogłoszenia w "Gazecie Południowo- Pruskiej", stał się najpierw dziedzicznym posesjonatem wsi Blizanów i Grodzisko koło Pleszewa, a potem Smiłowic koło Izbicy. Do prasy poznańskiej pisał zresztą o różnych wydarzeniach w swoim życiu. Mariaż Ignacego nie przyniósł mu zmian w sytuacji majątkowej. Dwóch synów Teofila i Tomasza zabrał do Płocka na wychowanie i edukację krewniak Konstanty. J. Bartoszewicz tłumaczy to trudnościami z utrzymywaniem dość licznego potomstwa. Ale korekta genealogiczna A. Claviera podważa tę tezę. Jeden z synów Maciej obiera własną odmienną drogę. Do tego należy dodać, że trafia wcześniej na dwór króla Stanisława Augusta i otrzymuje tam godność szambelana. Podobnie postępował drugi z synów Ignacego - Jan N epomucen, który ostatecznie dorobił się w stolicy funkcji sędziego Najwyższej Instancji Królestwa Polskiego. Jak to się stało, że mimo migracji z miejsc rodzinnych i pewnego rozproszenia w kraju Woliccy utrzymują kontakty z sobą i dawnym środowiskiem?

Józef Modrzejewski

To samo pytanie nasuwa się także w przypadku krewniaków matki przyszłego arcybiskupa _ Wiesiołowskich. Również i oni wykazywali dużą ruchliwość i nie zgadzali się na pozostawanie w ramach dotychczasowego skromnego statusu majątkowego i społecznego. Według T. Żychlińskiego jeden z trzech synów Stanisława i Honoraty z Kiełczewskich Teofil dostał się do Komisji Skarbu w stolicy, Jan został prezesem Trybunału płockiego, radcą stanu i członkiem senatu, jedynie Stefan pozostał w stronach rodzinnych jako dziedzic Strzyżowa, ale później stał się organizatorem sieci nowych osiedli na wykarczowanych terenach w sąsiedztwie. T. Żychliński wymienia też Ignacego Wiesiołowskiego - konsyliarza i sędziego pokoju na Pałukach.

Sprawy stałych i bliskich kontaktów zarówno w obrębie rodu Wolickich jak i między nimi a Wiesiołowskimi pozostawały niejako na marginesie uwagi badaczy. W jeszcze mniejszym stopniu interesowano się jaką rolę odgrywał w nich nasz dostojnik kościelny. Stąd duża trudność w odpowiedzi na postawione wyżej pytanie. Spróbujmy jednak jej poszukiwać, zwłaszcza że może ona wyjaśnić niektóre aspekty spraw ukazywanych w cytowanych na wstępie szkicach biograficznych? Czy mają tutaj znaczenie tylko momenty osobiste? Niewątpliwie tak, choć od początku zdają się łączyć z motywami bardziej ogólnymi. Można to też obserwować w wydarzeniach, jakie rozegrały się na początku XIX w. Ks. Teofil Wolicki był wtedy audytorem arcybiskupa Ignacego Raczyńskiego i wraz z nim dzielił, jak podaje ks. J. Nowicki, zainteresowania i zabiegi wokół odbudowy katedry i rozbudowy pałacu na Ostrowie Tumskim. W tym samym czasie doszło w niecodziennych okolicznościach do małżeństwa brata stryjecznego Macieja z Agnieszką, najstarszą córką Kacpra Skarbka, właściciela upadających dóbr w Izbicy na pograniczu wielkopolsko-kujawskim. W tej sytuacji taki mariaż przysparzał bliskiego sojusznika dla zasłużonego teścia, a dla panny był najlepszą formą wyjścia z kręgu kłopotów rodzinnych. Wprędce okazało się, że Skarbek musi sprzedać majątek i szukać innego, z dala od wierzycieli - w Żelazowej Woli na Mazowszu. Wtedy też musiał rozstać się z wieloletnim administratorem i przyjacielem Jakubem Krzyżanowskim, ojcem kilkorga dorastających dzieci. I wtedy znów mariaże okazały się drogą wyjścia z kłopotliwej sytuacji, przede wszystkim dla dwojga najstarszych - Tekli Doroty i Stanisława. Pierwsza przebywała w Poznaniu, drugi - doraźnie gdzieś w kaliskiem. Ślub 24-letniej córki odbył się w r. 1804 w kościele św. Marii Magdaleny z 40-letnim Janem Schaeferem - uszlachconym oficerem wojsk stacjonujących w Poznaniu. Wydaje się, że o ile mariaż brata stryjecznego mógł interesować ks. Teofila, o tyle związki dzieci Jakuba Krzyżanowskiego mogły pozostawać dla niego sprawą raczej obojętną. A jednak mamy ciekawe przyczynki prasowe, które świadczą o czymś odwrotnym. N p. anons z r. 1803 informuje, że "siedlarz" Schaefer jako pogorzelec otrzymuje mieszkanie i lokal dla kontynuowania swej produkcji powozów w ... pałacu arcybiskupim. Dwaj jego znajomi Jan Andrzej Taroni i Jan Goette są wymieniani w różnych źródłach jako zamożni kupcy - bankierzy i kontrahenci w kontaktach finansowych z kapitułą, m.in. w spra

wach pożyczek na odbudowę katedry. Cała ta trójka znalazła się wśród uczestników i świadków ślubu Tekli Doroty. Nie mamy bliższych danych o osobistych kontaktach audytora i potem kanonika z wymienionymi ludźmi, nie mamy też konkretnych informacji o jego udziale w przygotowywanym małżeństwie młodej Krzyżanowskiej, ale pewne przypuszczenia nasuwają się same. Sprawy zresztą nie ograniczają się do samego małżeństwa. Wolicki mimo niemałych ambicji rodowych, nie waha się nawiązywać kontaktów z przedstawicielami mieszczaństwa, choćby ono sięgało do obcych korzeni. Taki trend nie był zresztą odosobniony wśród pewnej części społeczeństwa. Widziało ono sojuszników i pomocników w planach rozwoju wytwórczości zarówno w miastach jak i na wsi. Stawali się oni coraz bardziej niezbędni obok działaczy w dziedzinie oświaty. Podejmowano próby znalezienia nowych form wzbogacenia. Np. Schaefer obok produkcji powozów zaczął interesować się pośrednictwem w sprzedaży młynów, a nawet majątków, Taroni zabiegał o dzierżawę Rumiejowic - dawnej posiadłości Krzyżanowskich. Mówią o tym znów inseraty w lokalnej prasie, ukazujące się zresztą w różnych latach. Ks. T. Wolicki powracał kilkakrotnie na wieś. Najpierw w r. 1805, gdy uzyskał od arcybiskupa I. Raczyńskiego probostwo w Dusznikach, z kolei dziesięć lat później, gdy obok Dusznik kupił sobie na własność Chomęcice pod Stęszewem, wreszcie w 1817 r. na przeciąg prawie ośmiu lat. Biografowie są skłonni upatrywać w tych wyjazdach zamiłowanie proboszcza do środowiska i społeczności wiejskiej. Jednocześnie jednak zwracają uwagę, że ks. Teofil w przerwach między tymi pobytami bywał jako nominat delegowany raz przez rząd Księstwa Warszawskiego w funkcji członka Dyrekcji Edukacji i wizytatora szkolnego, drugi raz przez rząd pruski jako starszy radca szkolny. Chodziło więc nie tyle o samą zmianę miejsca, ile o problemy oświaty. Punkt ciężkości przesuwał się wtedy z aspektu sensu stricto społecznego do czysto ekonomicznego z podtekstem, ze względów na sytaucję polityczną, narodowy. Dlatego też ks. Teofil wziął udział wraz z gen. AmiIkarem Kosińskim w delegacji na zjazd w Berlinie w r. 1822 przygotowującym projekt reformy rolnej i poparł go z innymi Polakami. Nasz dostojnik duchowny nie pozostawał odosobniony w zamysłach dotyczących wsi wśród przedstawicieli swej rodziny. Brat stryjeczny Maciej w swych staraniach o nabycie dużej i żyznej wsi Smiłowice wykazywał odporność na kontrakcję władz pruskich, które odebrały mu początkowo już zdobyty majątek, oddały go generałowi von Bischofswarder, a potem hr. von Luttinau. Od tego ostatniego odkupił jednak posiadłość uparty Maciej ("Słownik Geograficzny Królestwa Polskiego" t. I, r. 1889). Ten drugi Wolicki nie obawiał się też zaborcy, oskarżając go publicznie w lokalnej gazecie w Poznaniu o szkody wyrządzone przez pruski oddział wojskowy w Konkowej Woli. Niejasne są inne jego poczynania w Smiłowicach i pobliskim miasteczku Kowalu. Sugeruje je nagrobek umiejscowiony w tamtejszym kościele dokumentujący, że "Tu jest złożone serce prawego i zasłużonego ojczyźnie obywatela, czułego małżonka, nieporównanego ojca, najlepszego brata".

Józef Modrzejewskio śmiałym przedsięwzięciu kolonizacyjnym koło Strzyżewa podjętym przez Stanisława Wiesiołowskiego była już mowa. W nie długim czasie ożenił się on z Anną, córką Kacpra Skarbka z jego drugiego małżeństwa. W uznaniu zasług dla ekonomicznego podniesienia ziemi ostrzeszowskiej wybrano go jako posła do Sejmu Prowincjonalnego. Okresowe translokacje ks. T. Wolickiego i jego najbliższych na wieś nie były - jak wspominaliśmy wcześniej - celem samym w sobie. Stawały się pretekstem do podejmowania innych przedsięwzięć, m.in. oświatowych i to wielokierunkowych, konsekwentnych i długofalowych. Jeżeli najbliższy brat Tomasz napisał podręcznik w języku polskim dla ludu, to sprawą naszego duchownego było spowodowanie jego druku w niebagatelnym wówczas nakładzie 3000 egzemplarzy i zabiegi u rządu pruskiego, aby on otrzymał pozwolenie na stosowanie go w szkołach katolickich. Troską ks. Teofila była bezpośrednia opieka nad sześcioma placówkami wiejskimi, pomoc w ich potrzebach, konserwacja budynków, a nawet ich rozbudowa. Edukację na wsi rozumiał zresztą szeroko. Nie ograniczałjej zasięgu do samego ludu, ale myślał o objęciu nią także dziewcząt z dworów. Stąd, niewątpliwie z jego inspiracji, powstała szkoła dla nich zorganizowana przez Urszulę z Wolickich Busse, zlokalizowana najpierw na Garbarach, a potem na I piętrze kamieniczki przy Starym Rynku pod nr 55. Informuje o tym inserat w "Gazecie W. Księstwa Poznańskiego" z dnia 1 IX 1824. Wypada wreszcie wspomnieć o znacznych legatach, które jako arcybiskup wyznaczył na potrzeby placówek szkolnych w swym testamencie. Pobyt na wsi uczulił uwagę ks. T. Wolickiego na wystrój i wyposażenie kościołów. Stał się więc impulsem do awizowanej przez nas wcześniej ankiety dotyczącej zabytków tam przechowywanych i wzmożenia troski proboszczów o ich stan. Z materiałów, nienajliczniejszych i nienajdokładniejszych, korzystał potem J. Łukaszewicz w "Krótkim opisie kościołów parachialnych..." (1838), wznowionym zresztą w najnowszym czasie. Niewątpliwie pamiątką bytności naszego dostojnika w Chomęcicach jest zachowana tam oryginalna kapliczka przydrożna z r. 1815. Katalog zabytków sztuki opisuje, że na czworobocznej podstawie, ożywionej arkadowymi wnękami stoi kwadratowy cokół, na którym umieszczono kolumnę zwieńczoną krzyżem. W cokole znajdują się wnęki z płaskorzeźbionymi postaciami świętych. (T. Ruszczyńska i A. Sławska - 1977 r.) Te zamiłowania artystyczne kazały ks. T. Wolickiemu skłonić władze pruskie do pokrycia kosztów nowej przebudowy pałacu arcybiskupiego w Poznaniu jako rekompensaty za skonfiskowane dobra. Pisze o tym, niestety znów bardzo krótko, Ewa Kręglewska - Foksowicz w swej pracy o "Barokowych rezydencjach w Wielkopolsce" (1982 r.), poddając czas inwestycji (1827-31 r.) i zaznaczając, że podczas robót budowlanych obniżono dwukondygnacyjną salę na piętrze i zlikwidowano wystającą nad nią tzw. wybudowę. Nadawało to budowli lżejszy i smuklejszy kształt. Jeszcze ważniejszym przedsięwzięciem, choć wyraźnie nie określonym przez szereg badaczy w szczegółach, było podjęcie przez naszego dostojnika

kościelnego sprawy budowy mauzoleum pierwszych Piastów. Skromny przyczynek S. Karwowskiego rozszerza później A. Wojtkowski w swej monografii o E. Raczyńskim, a następnie ks. J. Nowacki w "Dziejach archidiecezji poznańskiej" (1959 r.). Ten ostatni utrzymuje, że na ówczesnym członku kapituły musiały zrobić duże wrażenie szczątki zdruzgotanego grobowca po katastrofie w r. 1790. Był więc rzecznikiem wykonania czarnej, drewnianej trumienki ozdobionej insygniami królewskimi, kiedy debatowała kapituła nad doraźnym zabezpieczeniem pozostałości po zwłokach Bolesława Chrobrego w r. 1815. W listopadzie tego roku powstał w tym gronie projekt przeznaczenia na mauzoleum kaplicy królewskiej wzniesionej jeszcze w średniowieczu dla pochowania zwłok króla Przemysława II. W tym miejscu miała być ustawiona owa czarna trumienka.

W każdym razie na przyszłe mauzoleum postanowiono przeznaczyć jedną z kaplic, przy czym ówczesny biskup T. Gorzeński zastrzegł sobie, aby przed zatwierdzeniem jakiegoś gotowego projektu prosić do konsultacji archidiakona T. Wolickiego.

Do sprawy powrócono dopiero w końcu r. 1827. Wtedy ks. Wolicki jako wikariusz kapitulny podjął inicjatywę zorganizowania zbiórki pieniężnej w skali przekraczającej ramy regionu. Zwrócił się najpierw do rządu pruskiego z prośbą o zezwolenie na taką kwestę oraz zgodę na postawienie monumentu, a potem do księcia A. Sułkowskiego, marszałka Sejmu Prowincjonalnego z propozycją treści odezwy. W obu przypadkach uzyskał szybką i pozytywną odpowiedź. Z kolei inicjator wystąpił z odezwą do dworów królewskich, wybitnych osobistości świeckich i głównych ośrodków kościelnych na ziemiach polskich. Także i tym razem uzyskał poparcie tak deputowanych sejmowych, jak i konsystorzy w Gnieźnie i Poznaniu. Prace organizacyjne komitetu pod przewodnictwem ks. T. Wolickiego i przy udziale prałata Leona Przyłuskiego i Edwarda Raczyńskiego objęły już w marcu 1828 r. sprawy lokalizacji monumentu. Zrezygnowano z jednej z kaplic katedralnych i zaproponowano kościółek NMP na Ostrowie. Plany kaplicy i kościółka przesłał energiczny dostojnik kościelny Atanazemu Raczyńskiemu jako znawcy i mecenasowi sztuki. Plany te zaś opracował wcześniej rzeźbiarz Chrystian Rauch, przedstawiając nie tylko koncepcje posągów, ale wystroju proponowanych miejsc na ich ustawienie. Przewodniczący komitetu zmarł w końcu grudnia następnego roku i w ten sposób jego działalność została przerwana, ale efekty jej są znacznie większe niż to się ogólnie przypuszcza. Okazuje się, że troska o mauzoleum sięga dość odległego czasu i na każdym etapie starań głos jego był ceniony i brany pod uwagę. Także potem, gdy następcy - E. Raczyński i arcybiskup L. Przyłuski kontynuowali i zakończyli wiekopomne dzieło. Ks. T. Wolicki znalazł i w tej sprawie oddźwięk w rodzinie. Brat jego Jan N epomucen zareagował szybko i konkretnie na apel o pomoc finansową, przekazując sumę 100 talarów, jedną z największych wśród ofiarodawców (Maciej już nie żył). Świadczy to o bliskiej łączności z krewniakami i być może o utrzymującej się stale korespondencji.

Józef Modrzejewski

Najbardziej przekonywującym argumentem dla tej ostatniej sprawy jest zaproszenie "na obiad" Fryderyka Chopina. Było to właśnie w trakcie najgorętszych remontów w pałacu arcybiskupim _ na jesień 1828 r. Fakt ten odnotowali wszyscy chopinolodzy, zaznaczając, że miał być to przystanek młodego kompozytora w drodze powrotnej z kongresu naukowego w Berlinie. Czyżby tu chodziło o przypadkowy odosobniony epizod? Zofia Jeżewska sugeruje w swoim opracowaniu "Chopin w kraju rodzinnym" (1985 r.), że znakomity wirtuoz jako już lO-latek grał w salonie Konstantego Wolickiego i jego żony margrabianki Augusty de Karrnasson, krewnej śpiewaczki Angelici Catalani, znanej skądinąd z tego, że podarowała Fryderykowi złoty zegarek z dedykacją. Autor zaś hasła dotyczącego tej sławnej wokalistki w "Encyklopedii Powszechnej" Gutenberga zaznacza, że podobno miała pochodzić z rodziny Schaeferów. Nie można więc tego wszystkiego traktować jako nic nie znaczący przyczynek. W poprzednich rozważaniach wspominałem zresztą o dość wczesnych kontaktach przyszłego arcybiskupa z rodziną młodego kompozytora za pośrednictwem Skarbków: z Jakubem, spełniającym przez ostatnie ćwierć XVIII wieku funckje administratora lub dzierżawcy majątków w rejonie Izbicy i jedną z córek, Teklą Dorotą, która znalazła się na początku }i/X wieku w Poznaniu i poślubiła, chyba nie bez wiedzy ks. Wolickiego, oficera Jana Schaefera. W grodzie Przemysława przebywał kilka lat po ślubie siostry brat Stanisław, a po zakończeniu wojen napoleońskich - inny brat, ppor 7 pułku, Bogumił. A może znalazł się tutaj ich ojciec Jakub po likwidacji dóbr w Izbicy? Drogi jego powrotu do Wielkopolski mogą prowadzić bądź do rejonów północno-wschodnich, gdzie miał swe dobra brat stryjeczny ks. Teofila Maciej i teść syna Stanisława - Seweryn Pągowski, bądź w rejon samego Poznania, gdzie skupiło się część jego dzieci. W tym ostatnim przypadku mógł podążać też śladami swego wieloletniego pryncypała Kacpra Skarbka. Tutaj zresztą dotykamy jednej z naj dziwniej szych zagadek. Najzdolniejszy syn Kacpra Fryderyk w wydanych w Poznaniu pamiętnikach stwierdza, że ojciec napastowany przez wierzycieli wyjechał na zawsze za granicę. Nie jest to prawdą. S. Karwowski umieszcza go bowiem w ślad za R. Prumersem na liście członków "przykrywających" lożę masońską w r. 1820 (o humanistycznych i patriotycznych wtedy ideach) jako b. radcę ziemiańskiego z Poznania. A. Ciavier podaje z kolei, że 15 V 1822 uczestniczył wraz ze swą żoną Ludwiką w uroczystościach chrztu swej wnuczki Ludwiki Marii w Strzyżewie. Przynajmniej rok wcześniej musiał odbyć się więc ślub córki Kaspra Anny z S. Wiesiołowskim. W finalizacji tego związku należałoby się domyślać pośrednictwa Wolickich _ może Konstantego, brata Macieja lub nawet ks. Teofila. W każdym razie odtąd ów skrawek ziemi ostrowskiej stanie się miejscem odwiedzin różnych Wiesiołowskich, Skarbków, Krzyżanowskich, no i Fryderyka Chopina. Można zatem Strzyżew traktować jako pewnego rodzaju punkt etapowy przed wizytą kompozytora u arcybiskupa w Poznaniu. W każdym razie ks. T. Wolicki miał szereg okazji za pośrednictwem rodziny dowiadywać się o postępach młodego kompozytora i wirtuoza. Innym źródłem informacji był dwór namiestnika, wielkiego miłośnika muzyki.

17 maja 1828 odbyła się w katedrze poznańskiej konsekracja ks. Teofila Wolickiego na arcybiskupa. Ta zasłużona godność spotkała go po z górą 35 latach intensywnej działalności. Cieszył się nią wyjątkowo krótko, bo zaledwie półtora roku. Na krótko przed śmiercią wystąpił jeszcze z jedną inicjatywą - sprowadzenia zwłok arcybiskupa Ignacego Krasickiego, zmarłego na początku stulecia w Berlinie. Księcia - poetę pochowano w Gnieźnie w r. 1829. Na zakończenie wypada zacytować charakterystykę ks. Teofila skreśloną w pamiętnikach Bogusławy Mańkowskiej, córki gen. J.H. Dąbrowskiego: "Był wielce poważną osobą, więcej niż oczytany, bo głęboko uczony, żył między ludźmi wykształconymi i ludźmi wielkiego świata... Utrzymywał na wewnątrz gorące uczucia obywatela swego kraju, stracił jednak powierzchowność szlachcica i duchownego polskiego. Każdy na pierwszy rzut oka byłby go wziął za ministra lub nuncjusza papieskiego, a nie za arcybiskupa poznańskiego." W trakcie tego szkicu biograficznego starałem się przedstawić rozliczność i nowatorski charakter podejmowanych i realizowanych przedsięwzięć ks. T. Wolickiego. Wykazywał on duże zrozumienie i zapał dla każdego z nich wyprzedzał nawet w tym względzie przedstawicieli szlachty i przedstawicieli administracji. Umiał godzić różnorodne interesy narodowe, kościelne i społeczne. Na uwagę zasługuje tolerancja wobec ludzi różnych środowisk i przekonań. Przy tej okazji rzeczywiście znajdował czas i miejsce dla spraw rodziny, spotykając się zresztą z wzajemnością. Są to zresztą sprawy wymagające dalszych badań.

Powyższy artykuł jest częścią publikacji Kronika Miasta Poznania 1994 R.62 Nr3/4 dostępnej w Wielkopolskiej Bibliotece Cyfrowej dla wszystkich w zakresie dozwolonego użytku. Właścicielem praw jest Wydawnictwo Miejskie w Poznaniu.
Do góry