POGLĄDY CYRYLA RATAJSKIEGO NA KSZTAŁT USTROJOWY SAMORZĄDU MIEJSKIEGO w latach 1922-1933
Kronika Miasta Poznania 1993 R.61 Nr1/2
Czas czytania: ok. 14 min.STANISŁAW ANTCZAK
C yryla Ratajskiego wypada zaliczyć do najwybitniejszych przedstawicieli środowisk samorządowych II Rzeczypospolitej. Sprawując w ciągu 12 lat urząd prezydenta Poznania - największego miasta Polski Zachodniej i jednego z największych miast w kraju - Rataj ski, w sposób niejako naturalny, predystynowany był do pełnienia roli przywódcy i rzecznika interesów miast Wielkopolski. Jako prezes Koła Miast Wielkopolski Ratajski reprezentował środowiska samorządowe Poznańskiego wobec centralnych władz państwowych - Sejmu i administracji rządowej - oraz w ogniwach Związku Miast Polskich.
Z racji pełnionych funkcji Ratajski zaangażował się czynnie w dyskusję nad kolejnymi wersjami projektu nowej ustawy o samorządzie miejskim, której uchwalenia liczne środowiska samorządowe oczekiwały od zarania II Rzeczypospolitej. Zarówno te ostatnie, jak i władze państwowe uważały bowiem za niezbędne zastąpienie, funkcjonujących po odzyskaniu niepodległości, rozmaitych rozwiązań ustrojowych w dziedzinie samorządu nową jednolitą dla całego kraju ustawą samorządową. U stawa taka stworzyłaby z kolei racjonalne przesłanki dla ustawowego uporządkowania finansowych podstaw gospodarki komunalnej. Rataj ski, prawnik z wykształcenia, były adwokat a następnie szef zarządu jednej z największych fabryk w Wielkopolsce, był przede wszystkim praktykiem w dziedzinie organizacji i zarządzania. W zasadzie Rataj ski, jako prezydent Poznania, nie uprawiał refleksji teoretycznej nad problematyką życia samorządowego. Jednakże analiza jego licznych wystąpień publicznych i urzędowej korespodencji odnoszącej się do kwestii związanych z problematyką samorządową pozwala na zrekonstuowanie jego poglądów dotyczących ustroju i funkcjonowania instytucji samorządu miejskiego. Poglądy teukształtowały się głównie w rezultacie krytycznej refleksji nad organizacją i funkcjonowaniem współczesnych Ratajskiemu odmiennych systemów samorządowych istniejących w różnych dzielnicach ówczesnej Polski. Jako zdecydowany przeciwnik centralizmu w ustroju administracyjnym państwa, Ratajski opowiadał się konsekwentnie za oparciem tego ustroju - zgodnie z literą Konstytucji Marcowej - na podstawie szerokiego samorządu terytorialnego. Wielokrotnie krytykował politykę centralnych władz państwowych zmierzającą w praktyce do ograniczenia kompetencji i samodzielności organów samorządowych. Podkreśał, iż nie zrealizowano w praktyce zapowiedzianej w konstytucji zasady dekoncentracji administracji państwowej, w myśl której w gminach, powiatach i województwach miało nastąpić, w miarę możności, zespolenie organów tej administracji w jednym urzędzie i pod jednym zwierzchnikiem. Protestując przeciwko nadmiernemu - jego zdaniem - centralizmowi w polityce rządu wobec samorządów, Rataj ski nie traktował bynajmniej samorządu jako przeciwstawienia dla administracji rządowej. Pojmował bowiem samorząd, zgodnie z koncepcjami panującymi wówczas w nauce prawa administracyjnego, jako formę administracji państwowej, funkcjonującą obok administracji rządowej. Zdaniem Ratajskiego samorząd był "niczem innem jak decentralizacją agend administracji państwowej"l. Instytucje samorządowe postrzegał Ratajski jako ważny instrument służący wciągnięciu szerokich mas ludności, na zasadach demokratycznych, do udziału w życiu państwowym i przeniknięcia ich: "duchem obywatelskiego poczucia obowiązku, duchem poświęcenia i ofiary na rzecz ogółu, i tą drogą (u.) osiągnięcia szczytu potęgi państwowej"2. Powoływał się przy tym na przykład państw, które - jak Stany Zjednoczone Ameryki Północnej, Wielka Brytania czy Niemcy - oparły swój system administracyjno-polityczny na zasadzie decentralizacji władz i szerokiego udziału obywateli w administracji państwowej i osiągnęły tą drogą wysoki poziom potęgi politycznej i gospodarczej. Ratajski uważał, że: "Zgubne tendencje, aby Polską rządzić centralistycznie, nie doprowadzą do zamierzonego celu. Szerokie masy ludu pracującego w Polsce, nie zaprzęgnięte do rydwanu państwowego, nie zajęte pracą dla Państwa, będą zawsze tylko masą bierną, w ciężkich dla Państwa chwilach będąc jego ciężarem, miast być jego dźwignią. Tylko ciągła i trwała praca dla dobra Państwa naj szerszych mas stwarza tegoż umiłowanie i zepewnia Państwu dobrobyt i siłę. ,,3. Podkreślając znaczenie samorządu jako szkoły wychowania obywatelskiego dla miejscowej społeczności, Rataj ski uważał organa samorządu za instrument sprawnego zarządzania sprawami obywateli miasta, w sposób zasadniczo niezależny od administracji rządowej, za pośrednictwem wybranych przedstawicieli. Sprawność funkcjonowania organów samorządowych wymagała znalezienia właściwej relacji między radą miejską a magistratem. Ratajski pod wpływem doświadczeń nabytych na stanowisku prezydenta Poznania był zwolennikiem zapewnienia magistratowi odpowiednio silnej pozycji w stosunku do rady miejskiej, w przyszłej ustawie o samorządzie
Stanisław Antczakmiejskim. Z tego powodu, w trakcie toczonej przez jedenaście lat polemiki wokół problemu wzajemnych stosunków między radą a magistratem, Ratajski wypowiadał się zdecydowanie przeciwko, lansowanej wówczas głównie przez ugrupowania lewicowe, zasadzie parlamentaryzacji samorządu. Koncepcja powyższa zakładała, że stosunki między radą miejską i magistratem powinny zostać uregulowane na wzór relacji jako istniała między parlamentem i rządem w ramach systemu parlamentarno-gabinetowego, co miało gwarantować demokratyczny charakter organów samorządowych. W przypadku przyjęcia takiego rozwiązania magistrat, jako organ wykonawczo-zarządzający, by był uzależniony w praktyce od doraźnej i zmiennej większości w radzie miejskiej. Taki układ - zdaniem Ratajskiego - mógł w konsekwencji doprowadzić do wytworzenia się szkodliwego przekonania że rada miejska władna jest w każdym czasie zmusić każdego członka magistratu do ustąpienia z zajmowanego stanowiska poprzez uchwalenie wotum nieufności. Wystarczającą gwarancję dla utrzymania demokratycznego charakteru organów samorządowych upatrywał Ratajski w przyjęciu zasady wyłaniania tych organów drogą wyborów: powszechnych i bezpośrednich w odniesieniu do rady miejskiej i pośrednich przy wyborze członków magistratu. Niechęć Ratajskiego do parlamentaryzacji samorządu wynikała z z przekonania, że pociągnie ona za sobą nadmierne upolitycznienie nie tylko rady miejskiej ale i magistratu. Wikłanie członków magistratu w doraźne konflikty i układy polityczne dzielące rozmaite ugrupowania wchodzące w skład rady miejskiej musiało - według Ratajskiego - pociągnąć za sobą nieuchronnie spadek efektywności działania magistratu. W jednym ze swych wystąpień stwierdził on wprost, że: "zasada demokracji nie wymaga, ażeby tych wybrańców ludności odwoływał od pracy lada podmuch niezadowolenia, skoro jest rzeczą dowiedzioną, że rozwój samorządów polega na ciągłej, trwałej, planowej pracy ludzi doświadczonych, możliwie zawodowo wyszkolonych, których w młodej naszej państwowości mamy zbyt mało, aby siłami ich szafować rozrzutnie"4. Krytyczny stosunek Ratajskiego do idei parlamentaryzacji samorządu był również skutkiem przyjętej przez niego koncepcji mandatu radnego. Uważał on mianowicie, że radny powinien przede wszystkim reprezentować interes całej społeczności miejskiej, a dopiero potem interes grupowy. Ratajski nie kwestionował przy tym, że interes miasta jako całości może być pojmowany rozmaicie. Niemniej - jak sugerował - "to ścieranie się zdań w zasadzie konieczne i pożyteczne niechaj odbywa się z dobrą wolą i dużą wyrozumiałością dla przeciwnika i w pełnej świadomości odpowiedzialności jaką każdy winien być przepojony wobec współobywateli i wobec narodu całego"5. W wypowiedzi tej odnajdujemy echo niechęci jaką wyniósł Ratajski z czasów kiedy minister spraw wewnętrznych występował na forum Sejmu, do nacechowanych nienawiścią i bezpłodnych, jego zdaniem, walk stronnictw sejmowych, powodujących niepotrzebną zwłokę w załatwianiu najpilniejszych spraw państwowych. Rataj ski uważał, że dla zachowania równowagi między radą miejską i magistratem konieczne jest nie tylko wykluczenie parlamentarnej odpowiedzialności magistratu wobec rady miejskiej; sądził iż niezbędne jest również przyznanie magistratowi, w przyszłej ustawie o samorządzie miejskim, prawa do zawieszania uchwał rady miejskiej sprzecznych z obowiązującym prawem bądź godzących w interes gminy. Natomiast ewentualne spory między radą miejską a magistratem powinna rozstrzygać komisja porozumiewawcza powołana wspólnie przez radę miejską i magistrat, a w ostatniej instancji państwowa władza nadzorcza. Nie powinna sporów takich rozstrzygać powtórna uchwała rady miejskiej, nawet jeżeli rada podejmowałaby taką uchwałę kwalifikowaną większością głosów. Zdaniem Ratajskiego magistrat, wzorem rozwiązań istniejących w Poznańskiem, winien posiadać pozycję równorzędną z radą miejską w zakresie władzy uchwalającej, natomiast rada miejska zachowałaby przewagę nad magistratem z tytułu uprawnień kontrolnych wobec poczynań magistratu jako organu wykonawczo-zarządzającego. Był też Ratajski rzecznikiem wprowadzenia w przygotowywanej ustawie samorządowej dłuższej kadencji członków magistratu (do 12 lat) w stosunku do kadencji rady miejskiej. Dłuższa kadencja na stanowiskach płatnych członków magistratu sprzyjać miała lepszemu przygotowaniu kadry zawodowych urzędników samorządowych, bowiem w większych miastach wdrożenie się we wszystkie dziedziny administracji samorządowej wymagało kilkuletniej praktyki. Domagał się również Rataj ski wprowadzenia w tejże ustawie dwu kategorii członków magistratu: płatnych i honorowych. Członkowie płatni, rekrutowani w drodze konkursu, reprezentować mieli w magistracie "czynnik fachowy", natomiast członkowie honorowi, wybierani spośród miejscowych obywateli, reprezentować mieli tzw. "czynnik obywatelski" . Warto w tym miejscu podkreślić, że wysuwane przez Ratajskiego propozycje rozwiązań ustrojowych nawiązywały bezpośrednio do obowiązujących w Poznaniu przepisów ordynacji miejskiej z 1853 r. W myśl wspomnianych przepisów, magistrat poznański był dla miasta - według określenia M. Kozłowskiego - tym, czym rząd dla kraju, a zarazem pełnił, obok rady miejskiej, funkcję jakby drugiej izby - na wzór senatu - wyrażając aprobatę dla podejmowanych przez radę uchwał. W skład magistratu wchodzili rekrutowani w oparciu o fachowe kwalifIkacje członkowie płatni, wybierani na lat 12 i wybierani spośród miejscowych obywateli na lat 6 członkowie honorowi, z których połowa ustępowała co 3 lata. Przygotowanie fachowe i zróżnicowanie kadencji różnych kategorii członków magistratu gwarantowało pożądaną ciągłość działania magistratu i uniezależniało magistrat od zmiennych fluktuacji politycznych w radzie miejskiej. Taki sposób rekrutacji członków magistratu zapobiegał - zdaniem Ratajskiego - przekształceniu stanowisk w magistracie, typowo urzędniczych i wymagających fachowego przygotowania, w płatne synekury, rozdzielane każdorazowo po wyborze nowej rady miejskiej (w ramach systemu łupów) między zawodowych działaczy różnych partii tworzących nową większość w radzie miejskiej. Proponowane przez Ratajskiego, w imieniu wielkopolskich środowisk samorządowych, rozwiązania ustrojowe nie zostały (z małymi wyjątkami)
Stanisław Antczak
uwzględnione w ustawie o częściowej zmianie ustroju samorządu terytorialnego, przeforsowanej przez rząd w Sejmie w marcu 1933 r., wbrew opinii większości środowisk samorządowych w kraju.
Przypisy
1 C. Rataj ski, Skarbowosć komunalna. W: "Samorząd Miejski" 1927 nr 10, s. 669.
2 Tamże.
3 Tamże.
4 C. Rataj ski, Mowy 1922-1928, Poznań 1929, s. 90.
5 Tamże, s. 133.
DZIAŁ BIEZĄCY
PREZYDENT I PREMIER W POZNANIU
WŁODZIMIERZ BOGACZYK
P ierwszy raz Lech Wałęsa od czasu wyboru na urząd prezydenta III Rzeczypospolitej w grudniu 1991 r. był kilkakrotnie zapraszany do odwiedzenia Poznania. Jednak przez dwa i pół roku swej prezydentury z żadnego z tych zaproszeń nie skorzystał. Prawdopodobnie jedną z przyczyn takiego stanu rzeczy, były wyniki wyborów prezydenckich. Stolica Wielkopolski poparła wtedy jego ówczesnego kontrkandydata, Tadeusza Mazowieckiego. Dopiero w kwietniu br. prezydent w swych publicznych wystąpieniach zaczął zapowiadać podróże po kraju i spotkania z różnymi środowiskami zawodowymi, podczas których tłumaczyć chciał obecną sytuację Polski i swoje związane z tym działania. Poznań stanowić miał jedno z miast na planowanej trasie podróży. Oficjalne zaproszenie wystosowała należąca do Sieci Komisja Zakładowa NSZZ "Solidarność" z zakładów Hipolita Cegielskiego w Poznaniu. - Wizyta nie ma na celu tworzenia partii prezydenckiej - podkreślał jej szef Marek Lenartowski. Jeszcze tydzień przed przyjazdem nie było pewne, czy w ogóle do niego dojdzie. - Są to przymiarki do tej wizyty - informowało Biuro Prasowe Belwederu, kilka dni przed planowanym terminem wizyty. Ostatecznie 26 kwietnia 1993 r. samolot z prezydentem na pokładzie około godziny 10 wylądował na lotnisku na Ławicy, gdzie został powitany przez władze miasta i województwa na czele z prezydentem Poznania Wojciechem Szczęsnym Kaczmarkiem i wojewodą Włodzimierzem Łęckim.
Z lotniska Lech Wałęsa wraz z pozostałymi oficjelami odjechał w kolumnie samochodów do Zakładów Cegielskiego, gdzie czekała już na niego dyrekcja HCP.
Włodzimierz Bogaczyk
Lenartowski W swym powitalnym przemówieniu zachęcał prezydenta, by "wziął krótko, zdecydowanie los reform w swoje ręce". - Jeszcze raz spróbuję poderwać Polskę od dołu, ale poderwać do pracy - obiecał prezydent. Przekonywał, że Polska po odzyskaniu niepodległości jest własnością wszystkich obywateli i każdy musi czuć się za nią odpowiedzialny.
Prezydent rozmawiał z pracownikami wydziału W3, na którym rozpoczęły się wypadki Czerwca 1956 r. - Kiedy rozliczycie wreszcie wszystkich aferzystów - pytał jeden z robotników. Pracownicy żądali "bata na złodziei", Prezydent zgodził się z tym, pod warunkiem, że będzie to "bat demokratyczny". - Zawsze byłem robotnikiem i nim pozostanę - powiedział Wałęsa. - To nie znaczy, że nie każę wam się uczyć - dodał zaraz. Wałęsa rozmawiając z robotnikami często żartował. Mówiąc o problemach związanych z budżetem, stwierdził: - Powinienem bardziej dbać o służbę zdrowia i więziennictwo a mniej o oświatę, bo uczył się już nie będę, a w więzieniu czy szpitalu jeszcze mogę się znaleźć. Kiedy Lenartowski przypomniał, że Lech Wałęsa odwiedził już HCP w 1981 r. prezydent zanucił do mikrofonu: - To były piękne dni... W chwilę później stwierdził, że pewnych wyborów personalnych w sądownictwie "dokonałem demokratycznie za was". Komentował też wyniki wyborów prezydenckich: - Chyba nie pomyliliście się nie głosując na mnie.
Po chwili, mówiąc już całkiem poważnie, tłumaczył, dlaczego tak długo nie przyjeżdżał do Poznania. - To nieprawda, że nie lubię waszego miasta. Nie przyjeżdżałem tu od wyborów i nadal będę rzadko przyjeżdżał, bo wiem, że nie potrzebujecie mojej pomocy. Wam wystarczy tylko nie przeszkadzać - stwierdził. Podczas długiego spaceru po budynku biurowym HCP prezydent często przystawał, by porozmawiać (wyłącznie z paniami). Ekonomistki radziły prezydentowi, by "trzymał krótko kraj" i pytały, jak mu się wiedzie w domu. - Tam nie jestem szefem - przyznał Wałęsa. - Powiem panu coś, co zapewne rzadko pan słyszy: jest ciężko, ale jakoś się żyje - powiedziała pani, której prezydent przypalił papierosa.
Wałęsa odwiedził najnowszy wagon kolejowy produkowany w HCP. - Serce mi mówi, że jest lepszy od produkowanych w Niemczech - stwierdził.
Wizyta w wagonie była dla HCP szczególnie ważna, gdyż zakład toczy negocjacje na temat zakupu tego produktu przez PKP. Prezydent prosił wielokrotnie, by dzielić się z nim swoimi pomysłami.
Podał nawet bezpośredni numer telefonu do siebie w Warszawie: 212821.
Zachęcał do dzwonienia z konkretnymi sprawami. Tego samego dnia dziennikarce "Gazety Wyborczej" udało się pod ten numer dodzwonić i rzeczywiście mogła przez chwilę z Lechem Wałęsą porozmawiać. Jednodniowa wizyta zakończyła się złożeniem kwiatów pod pomnikiem Poznańskiego Czerwca na placu Mickiewicza.
Włodzimierz Bogaczyk
Prezydent w Operze
N a następny przyjazd prezydenta poznaniacy czekali tylko 4 dni. Lech Wałęsa uczestniczył w konferencji prezydentów, burmistrzów i wójtów gmin polskich, która 30 kwietnia rozpoczęła się w gmachu poznańskiego Teatru Wielkiego. W organizowanym przez Związek Miast Polskich spotkaniu udział wzięło około 600 przedstawicieli samorządowej władzy wykonawczej z całego kraju. Tym razem inicjatywa wyszła z Belwederu. - Prezydenta od dawna interesuje sprawa reformy samorządowej i sam zaproponował swój przyjazd - mówiono w siedzibie organizatorów. Przed gmachem poznańskiej Opery "jako organizator imprezy i gospodarz miasta" powitał Lecha Wałęsę prezydent Poznania Wojciech Szczęsny Kaczmarek. - Władza w Polsce musi stać na swóch nogach. Administracji Państwowej i silnym samorządzie. W gospodarce przywróciliśmy już prawa własności, teraz pora przywrócić w polityce naturalne prawo mieszkańców gminy do decydowania o sobie - rozpoczął swe przemówienie do samorządowców Lech Wałęsa. Wałęsa nazwał przewodniczących zarządów gmin "liderami oddolnych przemian". Stwierdził, że "w gminach rozstrzyga się przyszłość nas wszystkich". - Minął już czas kiedy centrum wiedziało lepiej. Zmieniliśmy ustrój, ale zakres waszych kompetencji jest wciąż zbyt ograniczony - te słowa prezydenta przerwały burzliwe oklaski. Zdaniem prezydenta wójtowie powinni być "premierami i ministrami finansów na swoim terenie". - Mieliśmy już 4 premierów, los tego też jest zagrożony, ale wy zostajecie. Do was jest ludziom bliżej ze swoimi problemami - stwierdził Wałęsa. - Powiaty to nie wszystko, należy stworzyć większe możliwości działania w regionach - dodał. Wałęsa powiedział, że należy znaleźć pieniądze na działania w regionach. - Wojewoda musi coś znaczyć. To powinno być niemal państewko w państwie - stwierdził. Zdaniem prezydenta obecnie pieniądze płyną z regionów do centrum, a potem wracają w formie dotacji, ale już znacznie okrojone. - Tylko listonosze po drodze zarabiają - powiedział Wałęsa. Prezes Związku Miast Polskich Wojciech Szczęsny Kaczmarek zaproponował Wałęsie utworzenie przy urzędzie prezydenta Rady ds. samorządności. - Jestem otwarty na wszelkie inicjatywy, choć moja kancelaria to prawdziwy "kraj rad" - powiedział prezydent. Po zakończeniu konferencji Andrzej Porawski, jeden z organizatorów, stwierdził, że Związek złożył tę propozycję na życzenie prezydenta. Wałęsa często podkreślał, że stara się zrobić wszystko, by uporządkować sytuację w kraju. - Nie słyszałem o ustawach porządkujących system administracji, które powstały z pana inicjatywy - zaatakował prezydenta jeden z burmistrzów. - Boję się, że o panu, jak o Gierku, będzie się mówić - chciał dobrze, ale mu nie wyszło - dodał. - Mógł pan być na moim miejscu, dlaczego pan nie jest - zdenerwował się Wałęsa, któremu w tym momencie jeden raz przerwano gwizdami. - Buduję system prawidłowo. Nie chcę być wodzem, jak Jelcyn, ale jak będzietrzeba to pokażę, że mogę nim być i poprowadzę ludzi. Podpiszę dodatki branżowe, choć są niedobre. Niech ten Sejm do końca dogra swoją rolę, jeśli jest taki dobry - dodał. Na konferencji prasowej Wałęsa wycofał się z niektórych swoich wcześniejszych stwierdzeń. - Dodatków branżowych nie podpisuję na złość Sejmowi. Państwo ma swoich posłów i ja się z tym liczę - stwierdził prezydent. Zdaniem Wałęsy wybór Poznania na miejsce spotkania władzy samorządowej był bardzo trafny. - Iz samolotu i z konkretów widać, że radzicie sobie najlepiej z całego kraju. Tu trzeba przyjeżdżać i uczyć się od was - stwierdził. Zapytany przez dziennikarkę radia Merkury, czy będzie w tym roku świętował 1 maja prezydent powiedział, że już niedługo wrócimy do uroczystego obchodzenia tego dnia, "bo to wielkie święto, a w Polsce coraz więcej jest kapitalistów". - Tylko dziś jeszcze niewygodnie o tym mówić, musimy trochę odreagować - dodał. Trzydniowa ogólnopolska konferencja prezydentów, burmistrzów i wójtów gmin polskich zakończyła się z punktu widzenia organizatorów ogromnym sukcesem. - Odwiedzili nas nie tylko prezydent i premier ale także około 30 ministrów, wiceministrów i dyrektorów departamentów. To świadczy o wadze jaką władze centralne przywiązują do tego spotkania - powiedział po konferencji Andrzej Porawski ze Związku Miast Polskich. Jednym z ważniejszych gości był minister Jan Maria Rokita, który przyjechał w piątek 30 kwietnia tuż po głosowaniu w Sejmie powszechnej prywatyzacji. - Rząd uznał konieczność zwiększenia kompetencji wojewody oraz decentralizacji zarządzania publicznymi pieniędzmi - poinformował zebranych szef URM-u. - W scentralizowanym systemie pieniądze są marnotrawione, samorządy zapewnią lepsze ich wykorzystanie - stwierdził. Rokita powiedział, że powiaty mają uzupełniać gminy anie być nadrzędne w stosunku do nich. Zapowiedział też utworzenie Państwowej Służby Cywilnej, czyli profesjonalnego korpusu urzędniczego, oraz instytucji zamówień publicznych jako mechanizmu uniemożliwiającego korupcję władz wszelkiego szczebla.
6 godzin pani premier
Dwa dni później w konferencji w Operze udział wzięła premier Hanna Suchocka. Szef rządu, choć poznanianka, od czasu objęcia tej funkcji nie ma zbyt wiele czasu na odwiedziny swego miasta. I ta wizyta trwała zaledwie 6 godzin.
- Między potrzebą sprawnej władzy centralnej i dążeniem do samorządności nie ma konfliktu - zapewniła zgromadzonych samorządowców Suchocka. - Samorządy muszę mieć szersze niż teraz uprawnienia. Administracja powinna być bardziej sprawna i energiczna. Ale im więcej obowiązków obejmuje, tym gorzej je wypełnia - wyjaśniła. Pytana przez dziennikarzy, pani premier stwierdziła, że środki na zadania wykonywane przez gminy muszą się znaleźć. - To tylko kwestia dyslokacji -
Włodzimierz Bogaczyk
powiedziała. - Czy minister finansów myśli podobnie? Gdyby wykazywał zbyt dużą elastyczność, to inflację mielibyśmy jeszcze większą - dodała. Hanna Suchocka poinformowała o planach powołania mieszanej komisji rządowo-samorządowej mającej wpływ na wszelkie działania w zakresie reformy administracji publicznej oraz zapowiedziała osobisty nadzór nad przekazywaniem szkół podstawowych gminom.
Pani premier zdążyła także odwiedzić Targi Motoryzacji, gdzie powitał ją Stanisław Laskowski, prezes zarządu M T P. N a powitanie prezes wręczył Suchockiej "coś związanego z targami" - to znaczy co, smar? - zapytała Suchocka. Okazało się jednak, że chodzi o specjalnie wybitą na targi monetę 200 tys. zł - Jezus, Maria, żeby ktoś nie pomyślał, że to łapówka - zażartowała pani premier.
Pierwszym samochodem, do którego premier podeszła na targach, był własny ford fiesta. Przyjechała nim na wystawę jej siostra. Zwiedzając targi, pani premier obojętnie minęła wystawę Audi i Volkswagena, kierując się ku ekspozycji Fiata. Paolo Maronsek, dyr. generalny Fiat Auto Poland pogratulował Suchockiej wygranego głosowania w Sejmie nad ustawą prywatyzacyjną. - Mamy w Polsce wszystko to, co w Turynie: góry, fabrykę, ludzi o wielkim temperamencie, związkowców - stwierdził. Pani premier wzniosła toast za pomyślność Fiata w Polsce. - Nie mogę nadążyć za szefową - wzdychał minister przemysłu Wacław Niewiarowski, gdy Suchocka udała się do salonu Poloneza. Dyrektor generalny FSO Andrzej Tyszkiewicz w imieniu 20 tys. pracowników prosił o poparcie dla polskiego przemysłu motoryzacyjnego. - Ja popieram, choć sama nie jeżdżę - zapewniła Suchocka. Przed Pawilonem stały poprzednie produkty fabryki. Pani premier przyznała, że na takiej właśnie warszawie zrobiła w 1964 roku prawo jazdy. Z własnej inicjatywy Suchocka rozszerzyła zwiedzanie targów o ekspozycję Mercedesa. - Niech pani premier usiądzie - zachęcał jeden z pracowników. - Nie, nie, ja już czuję, że te siedzenia są bardzo wygodne - odpowiedziała Suchocka. Wizyta zakończyła się zwiedzeniem wystawy pojazdów zabytkowych.
Jak Mitterand
Podczas dwóch wcześniejszych wizyt w Poznaniu Lech Wałęsa wypadł bardzo dobrze. Pokazał, że wciąż umie przekonywać do swych racji robotników i znajdować wspólny język z działaczami samorządu. Podczas trzeciej, , trwającej tylko półtorej godziny prezydent otworzył Swiatową Wystawę filatelistyczną. Widać było jednak, że znaczki nie są jego żywiołem. Podobno decydującym argumentem, który przekonał Wałęsę do przyjazdu, było poinformowanie go, że podobnej rangi wystawę we Francji otwierał prezydent Mitterand. - Bardzo mi przyjemnie powitać pana prezydenta - powiedział po polsku Szwajcar Teddy Dahinden reprezentujący Międzynarodową Federację filatelistyczną. Wśród witających Lecha Wałęsę znaleźli się wojewoda Włodzimierz Łęcki, wiceprezydent Poznania Tomasz Kayser i ks. arcybiskup Jerzy Stroba.
- Poczta została wymyślona by łączyć ludzi na całym świecie. Filateliści to ludzie otwarci na świat i tolerancyjni - powiedział prezydent otwierając wystawę, której przygotowanie zajęło dwa lata. Lech Wałęsa zwiedził pawilon 11, w którym wystawiono szczególnie cenne zbiory. Podczas zwiedzania towarzyszył mu tłum wystawców, dziennikarzy i ci mieszkańcy Poznania, którym udało się przedrzeć przez kordon ochrony. Tych ostatnich było tak wielu, że omal nie zmiażdżono asystujących prezydentowi małżonki i córki Anny. W Poznaniu swoje najcenniejsze eksponaty przedstawiało 750 uczestników z 95 krajów. Najtańsze znaczki znajdujące się na wystawie wyceniono na milion złotych: naj droższe - wśród nich - czarna jednopensówka należąca
Włodzimierz Bogaczykdo angielskiej królowej Elżbiety - ubezpieczono na milion dolarów. - Czy uwierzylibyście państwo, że znaczki królowej przyniósł jakiś facet pod pachą? - powiedział jeden z organizatorów. Prawdziwymi rarytasami były kolekcje: Filipiny 1790-1877, wydania olimpijskie z Grecji 1896, 1900 i 1906, historia poczty Peru okresu przedznaczkowego, poczta Imperium Otomańskiego, pierwsze wydania lokalne Maroka, znaczki prowincji neapolitańskiej Królestwa Włoch, poczta rosyjska na Dalekim Wschodzie, poczta lotnicza ZSRR oraz początki światowego skautingu. W dziale nowości pocztowych wystawiana była polska podziemna drukarnia z lat osiemdziesiątych, niektóre z wydanych w konspiracji znaczków Solidarności oraz cieszące się coraz większym zainteresowaniem wśród filatelistów stemple polskiej cenzury z lat 1980-1982. Prezydenta najbardziej zaciekawiły koperty z XIX wiecznego Królestwa Polskiego. Szukał wśród nadawców i adresatów nazwisk swoich przodków.
Danuta Wałęsa w kolekcji znaczków z tego okresu zauważyła wizerunek cukrowni znajdującej się w pobliżu jej rodzinnego domu. Córka Anna najczęściej przystawała przed znaczkami o tematyce sportowej. Lech Wałęsa dwukrotnie zmienił zaplanowaną wcześniej trasę zwiedzania wystawy. - Wszystko chciałby obejrzeć - skomentował to jeden z ochroniarzy. - Nic nie będzie oglądał. Szybkie przejście raz, dwa, trzy i do samolotu - odpowiedział mu drugi. Zachowanie Biura Ochrony Rządu było o tyle uzasadnione, że 20 minut przed przylotem prezydenta policja otrzymała informację o rzekomym podłożeniu na terenie wystawy bomby. Na pożegnanie prezydent Wałęsa otrzymał klasery, albumy filatelistyczne i znaczki, wśród nich jeden przedstawiający jego osobę w towarzystwie papieża. Znaczek wydano kilka dni wcześniej w Urugwaju.
Powyższy artykuł jest częścią publikacji Kronika Miasta Poznania 1993 R.61 Nr1/2 dostępnej w Wielkopolskiej Bibliotece Cyfrowej dla wszystkich w zakresie dozwolonego użytku. Właścicielem praw jest Wydawnictwo Miejskie w Poznaniu.