MORDERSTWO KS. STANISŁAWA STREICHA
Kronika Miasta Poznania 1993 R.61 Nr1/2
Czas czytania: ok. 6 min.TEODOR SMIEŁOWSKI
O kres międzywojenny w Poznaniu nie był również wolny od kryminalnych przestępstw, nie wyłączając morderstw i gwałtów. Wspomnijmy choćby głośną sprawę przypadkowego znalezienia kościotrupa w piwnicy przy ul. Półwiejskiej (do tej relacji o Hałasie wrócimy oddzielnie!), a zwłaszcza zamordowanie duchownych - ks. Masłowskiego przez Grelkę i Bednarczyka na Ostrowiu Tumskim (uprzednio nagabywany był przez morderców ks. dr Wacław Gieburowski!), a 27 lutego 1938 roku o godz. 1 0 30 zamordowany został w kościele św. Jana Bosko w Luboniu przez komunistę Wawrzyńca Nowaka 33-letni, od dwóch lat proboszcz, ks. Stanisław Streich (uprzednio wikary parafii św. Marcina). Dawniej Luboń na równi z Żabikowem przynależał od XIII w. do 1928 roku do parafii wirowskiej. Przyjrzyjmy się bliżej temu szokującemu społeczność wielkopolską wydarzeniu, które zbulwersowało swym tragizmem wszystkich znających szlachetną postać poznańskiego kapłana, ofiarę zbrodniczego zamachu, o czym pisała szeroko ówczesna prasa. Jestem o tyle emocjonalnie zaangażowany w to wydarzenie, gdyż za chłopięcych lat niejednokrotnie służyłem do Mszy św. ks. St. Streichowi, wspominając go do dziś jako troskliwego opiekuna Koła Ministrantów. Urodzony Bydgoszczanin, jako syn organisty, po ukończeniu gimnazjum
studia teologiczne odbył w Poznaniu i w Gnieźnie, uwieńczone święceniami kapłańskimi w roku 1925. Dał się poznać także jako katecheta w Zakładzie SS Urszulanek i w Miejskiej Szkole Handlowej w Poznaniu, odbywając początkowe wikariaty, po krótkim pobycie w Koźminie, w parafiach św. Floriana na Jeżycach i u Bożego Ciała w Poznaniu. On właśnie stał się budowniczym nowego kościoła w Luboniu, którego boczną nawę poświęcono 6 października 1935 roku. Konsekrację nowego kościoła przewidziano na maj 1938 roku, ale tragiczna śmierć ks. St. Streicha pokrzyżowała te plany. , Niedawno, bo w roku 1993 nakładem parafii rzymsko-katolickiej p.w. Sw.
Jana Bosko w Luboniu ukazała się interesująca broszura Stanisława Malepszaka i Ryszarda Jaruszkiewicza - młodzieńczych naocznych świadków tego wydarzenia - rzucająca wiele światła na to morderstwo. Idźmy po 55 latach za tropem tych wydarzeń... W pogodny, dość ciepły dzień zimowy 27 lutego 1938 roku nic nie wskazywało na zbliżającą się tragedię w kościele lubońskim, gdy na godzinę lO-tą schodziły się dzieci na swoją Mszę św. Na ewangelię ks. St. Streich zdjąwszy ornat, udał się na ambonę celem wygłoszenia kazania. W drodze do ambony padł znienacka strzał, który powalił kapłana, a wkrótce nastąpiły następne strzały. Wśród paniki nastał nieopisany rwetes w kościele, a leżące w popłochu dzieci zatarasowały wyjście. Organista Franciszek Szulc próbował interweniować, daremnie szukając przejścia, gdy kościelny Franciszek Krawczyński, usłyszał z ambony słowa mordercy: " niech żyje komunizm i wynoście się z kościoła, to za waszą wolność". Kościelny zwarł się z zamachowcem, usiłując wytrącić broń z jego ręki, sam został przy tym postrzelony w skroń i w bark. Po drodze zranieni zostali 12-letni Ignacy Pacyński i Katarzyna Ciesielska.
Uciekający zbrodniarz został ujęty i rozbrojony przez J. Mańczaka, Fr. Szulca i J. Niedźbałę. Poznański" Orędownik" w nr 49 z 1 marca 1938 r. pisze, że "zbrodniarz chciał uciec przez niewykończoną nawę główną. Zdołano go jednak ująć, przy czym robotnik kolejowy Mańczak przy pomocy organisty Szulca odebrał mu broń". W następnym numerze z 2 marca 1938 "Orędownik" przeprowadzając wywiad z Józefem Mańczakiem cytuje jego słowa: "stałem przed kościołem i usłyszałem kilka po sobie następujących strzałów oraz nieludzkie krzyki dzieci. Wpadłem do kościoła i ujrzałem jak N owak chował rewolwer do kieszeni. Dobiegłem do niego i wykręciłem mu rękę. W tym momencie przybiegło mi z pomocą kilku mężczyzn, złapali zbrodniarza i wywlekli go z kościoła. Ja podniosłem rewolwer i stwierdziłem że w lufie pozostała jeszcze jedna kula". To samo potwierdza relacja Józefa Mańczaka z 3 marca 1938 w nr 50 "Dziennika Poznańskiego". Zgromadzony i rozsierdzony tłum chciał zlinczować, mimo prób obrony, zamachowca, który doznał złamania podstawy nosa oraz został ranny w głowę i nogę. Mordercę umieszczono po chwili w budynku dworcowym opodal kościoła, gdy niebawem około godz. 1 I-tej z minutami przyjechała lokomotywa z jednym wagonem z Poznania, w którym przybyła komisja kolejowa
Teodor Śmiełowskiz dyrekcji poznańskiej. Po założeniu opatrunku i kajdanek - odjechała z powrotem do miasta. Około południa przybyli na miejsce zbrodni nadkomisarz M. Bączkowski oraz wójt gminy Żabikowo - Karwacki i wice starosta powiatowy mgr Rakowski.
Rannych w szpitalu Miejskim w Poznaniu odwiedził J.E. ks. Prymas kardynał A. Hlond, natomiast Najśw. Sakrament przeniesiono do Żabikowa, a kościół zamknięto i opieczętowano. W międzyczasie przybyła komisja sądowo-lekarska, a zwłoki zabitego księdza przewieziono do Zakładu Medycyny Sądowej w Poznaniu. 2 marca 1938 roku ogłoszono wyniki sekcji zwłok, z trzech oddanych strzałów, dwa śmiertelne ugodziły ks. St. Streicha w głowę i w płuco. 2 marca 1938 roku zwłoki ofiary zamachu przywieziono do Domu Gminnego w Luboniu, gdzie wystawiono je na widok publiczny, ustawiono straż honorową, a wierni oddawali ostatni hołd. Była też Matka i ks. Prymas kardynał A. Hlond. 4 marca 1938 roku uroczystości pogrzebowe odbyły się przy udziale ok.
20.000 osób i 200 pocztów sztandardowych różnych organizacji, które przedefilowały przed trumną. Mszę św. żałobną odprawił ks. dziekan Adamski, kazanie wygłosił ks. proboszcz Kaczorowski, a eksportacji zwłok do grobu dokonał ks. biskup Walenty Dymek. 25 marca 1938 r. ul. Dworcową przemianowano na ul. ks. Streicha.
St. Malepszak snuje interesujące uwagi na temat zasadniczy: "Kim był zamachowiec?". Oto niektóre wątki tych rozważań: "Orędownik" w nr 26 i 50 z 1938 roku pisał m.in. "Wawrzyniec Nowak po ukończeniu 4 klas szkoły powszechnej w Luboniu" , wyjeżdża na zachód Niemiec tracąc na kilkadziesiąt lat wszelki kontakt z pozostałą w Luboniu rodziną. Trudnił się murarstwem, w 1914 roku poszedł z armią niemiecką na front wschodni i w październiku tego roku dostał się do niewoli rosyjskiej, w której zastał go przewrót rewolucyjny. W kwietniu 1917 roku wstąpił do korpusu gen. Dowbór-Muśnickiego, w którym pozostał aż do jego rozbrojenia, następnie wstąpił do jednego z oddziałów bolszewickich, gdzie pełnił funkcję dowódcy kompanii, a później doszedł do rangi komisarza bolszewickiego. Niedługo potem uciekł wraz z czterema towarzyszami do Polski. W 1918 roku brał udział w rozbrajaniu Niemców w Warszawie, po czym został wcielony do Wojska Polskiego do Zambrowa. Za bolszewickie zasady i skłonność do organizowania aktów niesubordynacji wobec władz wojskowych wytoczono mu dochodzenie i N owak przesiedział trzy miesiące w areszcie wojskowym w Warszawie. W 1920 roku poszedł na wojnę bolszewicką i w maju tegoż roku dostał się pod Bobrujskiem do niewoli, z której wrócił do kraju po ukończeniu wojny. W wojsku dosłużył się stopnia sierżanta.
Po powstaniu górnośląskim w 1921 roku Nowak został wysłany na Kresy Wschodnie jako agent tajnej policji politycznej, lecz po trzech miesiącach zwolniono go, gdyż nie nadawał się do tej roboty.
Osiadł następnie w Brodach, gdzie po raz pierwszy się ożenił. Zorganizował tam wkrótce radykalny Związek Zawodowy Robotników Budowlanych, z którego jednak go wyrzucono za sprzeniewierzenia. Należał również do PPS-Lewicy, stykał się z komunistami, głosił hasła bolszewickie i występował agresywnie wobec władz. Po śmierci żony, żeni się z Rosjanką. W 1935 roku napadł na rynku w Brodach na starostę Kaczkowskiego, za co został skazany na jeden rok więzienia. Nie chąc odbyć tej kary zbiegł z Brodów i w kwietniu 1936 roku, po trzydziestu latach wrócił do Lubonia i zamieszkał u Jakuba Sobczaka komunisty, dwukrotnie już karanego za uprawianie działalności wywrotowej. Niewątpliwie od chwili przybycia Nowaka do Lubonia komunizm zaczął podnosić głowę, a komuniści lubońscy zdołali opanować cały ruch robotniczy pod płaszczykiem organizacji socjalistycznej. Powstała także sekta bezwyznaniowców założona przez Nowaka, którą bardzo skutecznie zwalczał tragicznie zmarły ks. proboszcz Streich. Proces ustalił, że morderca był już pięciokrotnie karany, miał powiązanie z przemytem i nie gardził szantażem. "Orędownik" w nr 54 z 1938 roku dodał relację gospodyni, u której mieszkał Nowak, że "Nowak mówił, że w Sowietach ukończył szkołę agitatorów komunistycznych, jak współpracować z socjalistami i jak pisać artykuły", co pokrywa się z relacjami sołtysa lubońskiego K. Lemkego, gdy zamachowiec "był komisarzem bolszewickim w Odessie." Ks. prałat Ludwik Bielerzewski, następca od 1 kwietnia 1938 r. proboszcza w Luboniu, natychmiast po otrzymaniu wiadomości o śmierci ks. Streicha, w pół godziny po zamachu, odprawił pierwszą mszę żałobną za jego duszę. Po ś.p. ks. St. Streichu pozostała jedyna pamiątka - przestrzelony kulą zamachowca ewangeliarz. W 1950 r. ks. St. Streicha zabito po raz drugi, zamieniając ulicę jego imienia na ul. Ludwika Waryńskiego (niedawno znów przywrócono pierwotną nazwę ulicy!) W roku 1983 wzniesiono nagrobek ks. St. Streichowi wg projektu Henryka Marcinkowskiego, wykonanego bezinteresownie przez lubońskiego kamieniarza Tadeusza Chmielarza. Smutna to relacja, kiedy to zatruty ideologią komunistyczną zamachowiec popełnił w jej imieniu zbrodnię i został jej ofiarą. W dniu 21 marca 1938 roku wyrokiem sądu został skazany na karę śmierci, a wyrok wykonano 28 stycznia 1939 r. na podwórzu więzienia przy ul. Młyńskiej w Poznaniu wobec odrzucenia prawa łaski.
Powyższy artykuł jest częścią publikacji Kronika Miasta Poznania 1993 R.61 Nr1/2 dostępnej w Wielkopolskiej Bibliotece Cyfrowej dla wszystkich w zakresie dozwolonego użytku. Właścicielem praw jest Wydawnictwo Miejskie w Poznaniu.