SPOTKANIE Z NASZYM STARYM POZNANIEMbyły jedynie trzy masowe groby w lesie w Miłostowie. Groby nie zostały oznaczone. Między rzędami grobów stoi tylko skromny krzyż drewniany, który kazała postawić pewna matka szukająca grobu swego syna. Długo pozostaliśmy wśród tych grobów i wspominaliśmy znajomych i przyjaciół, którzy polegli wtedy w Poznaniu. (...). N astępnym dniem była niedziela. Mieliśmy zamiar wziąć udział w mszy ewangelickiej, która odbywała się w byłej kaplicy cmentarnej parafii kościoła św. Pawła. Nie przydzielono ewangelikom innego kościoła. Kaplica znajduje się po prawej stronie ulicy - patrząc od strony miasta - obok dobrze znanego wszystkim poznaniakom ewangelickiego domu diakonis, który dzisiaj jest miejskim szpitalem. Kaplica domu diakonis w ogrodzie jest wykorzystywana przez baptystów. Dotarliśmy do naszego celu wcześniej i wykorzystaliśmy czas, jaki pozostał do rozpoczęcia mszy na przechadzkę po dobrze utrzymanych ścieżkach parku, który kiedyś był wielkim cmentarzem parafii św. Pawła i św. Łukasza. Odżyły w nas wspomnienia. Tutaj pochowaliśmy tych braci i siostry, którzyAstracili życie we wrześniu 1939 roku; tutaj został pochowany w ostatnich dniach grudnia 1944 roku nasz generalny Superintendent D. Paul Blau; tutaj spoczywają przyjaciele i znajomi. Nagrobków już nie ma, zostały one usunięte, jak wszystko co tylko można było usunąć. Przed kaplicą zebrali się w tym czasie wierni. Niektórzy z nich przybyli z bardzo oddalonych wsi i miasteczek. Część z nich miała za sobą 50 km podróży. To jest kościół w diasporze. Gmina ewangelicka w Poznaniu liczy ze wszystkimi placówkami z zewnątrz jeszcze 500 parafian. Nie wszyscy ewangelicy dali się zapisać w kościelnym rejestrze. Msza w której uczestniczyło około 140 osób, rozpoczęła się nieznanym nam chorałem; mogliśmy jednak śpiewać, ponieważ rozdano śpiewniki. Cała msza odprawiana była w języku polskim. Po niej rozmawialiśmy z niektórymi z obecnych. Należą oni do nielicznych Niemców, którzy tu jeszcze żyją. Rozmawialiśmy na zewnątrz kościoła. Pogoda na to pozwalała, ale zimą lub w deszczowe dni takie spotkanie nie byłoby możliwe. Ewangelickiej gminie w Poznaniu brakuje miejsca spotkań, bo przybyli z daleka chcieliby przy takiej okazji także porozmawiać ze sobą. Po południu pojechaliśmy z miejscowym proboszczem do Chodzieży. Tam również w byłej kaplicy cmentarnej odbywała się msza ewangelicka. Były kościół ewangelicki został zburzony po 1945 roku. Wizyta także tutaj była dosyć udana. Z Piły i z innych znanych miejscowości przybyli wierni. Wszyscy starsi mówili bardzo dobrze po niemiecku, ale ich dziecijuż nie. Późnym wieczorem wróciliśmy do Poznania. Następnego dnia pojechaliśmy do Kórnika. Byłem tu pięćdziesiąt lat temu i dobrze zachowałem w pamięci neogotycki zamek z XVIIIlXIX wieku i jezioro Kórnickie. Nie spieszyliśmy się i powoli przemierzaliśmy pomieszczenia zamku, w którym wystawiona jest broń, meble antyczne i wartościowe obrazy. W Sali Mauretańskiej mogłem zrobić zdjęcie. Potem poszliśmy do parku, który wart jest zobaczenia. Jest on największym parkiem dendrologicznym Polski - znajduje się w nim 10 000 krajowych i egzotycznych drzew i krzewów. Na jednej z ławek nad jeziorem zrobiliśmy przerwę śniadaniową. Żaby rechotały a bociany przelatywały ponad nami. Autobus zabrał nas do Rogalina. W Rogalinie znajduje się były pałac hrabiego Działyńskiego, budowla barokowa z XVIII wieku, zbudowana w kształcie półkola.

Kronika Miasta Poznania 1992 R.60 Nr1/2

Czas czytania: ok. 3 min.

Przepiękny obiekt ale niszczeje. Tynk odpadł już w wielu miejscach a dużo szybw. Prenzler

w oknach jest popękanych i zabitych deskami. Poza tym w pałacu znajduje się jeszcze muzeum, w którym wystawione są meble, rzeźby i obrazy. Najpiękniejszy jest jednak w Rogalinie park, w którym rośnie tak wiele starych dębów, jak nigdzie w Europie. Zliczono tam 854 dębów, najpotężniejsze z nich mają średnicę około 9 metrów. Długo spacerowaliśmy po parku i cieszyliśmy się oryginalnością drzew i krzewów. Autobusem liniowym wracaliśmy przez Puszczykowo i Puszczykówko do Poznania. Obydwie miejscowości wycieczkowe wyglądały na zaniedbane - brakowało widocznie farby. Małe domki, które zbudowano przed laty, sąjeszcze nie otynkowane. Obie miejscowości bardzo się zmieniły, rozpoznaliśmy tylko niektóre domy w których mieszkali nasi przyjaciele. Nasz wolny czas dobiegał końca. Następnego ranka rozpoczynaliśmy podróż powrotną.

Tłumaczyła: Dorota Mazurczak

Powyższy artykuł jest częścią publikacji Kronika Miasta Poznania 1992 R.60 Nr1/2 dostępnej w Wielkopolskiej Bibliotece Cyfrowej dla wszystkich w zakresie dozwolonego użytku. Właścicielem praw jest Wydawnictwo Miejskie w Poznaniu.
Do góry