SZKOŁY W POZNANIU Część druga

Kronika Miasta Poznania 1991 R.59 Nr3/4

Czas czytania: ok. 52 min.

JÓZEF MODRZEJEWSKI

S ytuacja szkolnictwa i oświaty polskiej w Poznaniu była podporządkowana w XIX w. i na początku XX w. tym samym zasadom i regułom polityki pruskiej jak w całym Wielkim Księstwie. Stąd, przez dłuższy czas brakowało opracowań poświęconych tym zagadnieniom. W rejestrze dzieł naukowych, poczynając od pracy Antoniego Karbowiaka Szkoła pruska na ziemiach polskich aż po publikację Stefana Truchima Historia szkolnictwa i oświaty polskiej w Wielkim Księstwie Poznańskim 1815-1915 sprawy traktuje się w sposób kompleksowy. Nie oznacza to ani pomniejszania, ani w jakiś inny sposób deprecjonowania roli samego Poznania. O bardziej ogólnym ujęciu opracowań, decydowało zajęcie się przez autorów organizacją szkolnictwa, programami nauki i walką o język ojczysty, a także biogramami wybitniejszych absolwentów i nauczycieli. W ten sposób traktowano także sprawę oddzielnych opracowań sylwetek szeregu wybitnych Polaków działających w interesującym nas czasie. Zarówno Marceli Mott y w swoich Przechadzkach po mieście jak i Lech Słowiński w najnowszej publikaqi Nie damy pogrześć mowy przedstawiają bądź tych samych ludzi w różnych miejscach działalności, bądź ludzi przypadkowo związanych z Poznaniem. Jako uzasadnienie wymienia się znów podobną sytuację ogólną w ówczesnej Wielkopolsce. Te same argumenty tłumaczą pojawienie się szeregu opracowań szczegółowych. Wario tu wspomnieć m. in. L. Słowińskiego Nauka literatury polskiej w szkole średniej w latach 1795-1914 czy też Jana Stoińskiego Szkolnictwo średnie w Wielkim Księstwie Poznańskim w I pół. XIX wieku. Nie negując podstawowych kryteriów oceny sytuacji ani oczywiście walorów wyszczególnionych publikaqi, należy zwrócić uwagę na inne mniej akcentowane zjawiska oraz na warunki lokalne Poznania. Obie te sprawy miały także wpływ na kształtowanie się sytuacji w miejscowych szkołach. Można to zaobserwować np. w licznych pracach o typie monograficznym lub przy

J. Modrzejewskiczynkarskim dotyczących historii Gimnazjum św. Marii Magdaleny. Można się o tym przekonać w opracowaniach syntetycznych, jakie stanowi np. rozdział "W ławie szkolnej" w książce Marii i Lecha Trzeciakowskich, czy też fragmenty dzieła ZofIi Ostrowskiej-Kębłowskiej, Architektura i budownictwo w Poznaniu w latach 1780-1880. Publikacje te zwracają uwagę m. in. na dość marginesowe poruszane przez poprzednich autorów dzieje powstawania budynków szkolnych oraz formowania się sieci szkolnej. Publikacja M. i L. Trzeciakowskich charakteryzuje szeroko dzieje szkół poznańskich wszystkich typów, wskazując przeważnie na ich lokalizacje i warunki nauczania. Z. Ostrowska-Kębłowska ukazuje zaś genezę ciekawszych obiektów i dokonuje ich analiz formalnych. Powstaje w ten sposób obraz szkół w tamtych czasach; jeszcze niepełny, ograniczony w czasie (budownictwo i architektura w zasadzie do r. 1880) i przestrzeni (dotyczy głównie miasta w ramach fortyfIkacji pruskich). Po wkroczeniu wojsk pruskich do Poznania (1793) podjęto na dużą skalę realizację planów urbanistycznych i architektonicznych, które miały powiększyć i unowocześnić charakter miasta. Powstawały więc arterie komunikacyjne u podnóża likwidowanych murów, mniejsze i większe zespoły mieszkaniowe, gmach nowego teatru. Natomiast sytuacja lokalowa szkolnictwa pozostawała długi czas niemal bez zmian. Egzystowały trzy placówki z okresu przedrozbiorowego - miejska przy pi.

, , Kolegiackim oraz dwie elementarne przy Kościołach Sw. Wojciecha i Sw. Marcina. Niektórzy badacze utrzymują nawet, że te ostatnie uruchomiono ponownie , po 1815 r. l . Spaliła się czwarta na Sródce, ale w zamian urządzono nową wraz z seminarium nauczycielskim w Klasztorze Reformatów (1804). Było to nawiązanie do koncepcji sprzed dwudziestu lat, kiedy to biskup Okęcki zobowiązał Reformatów do utrzymywania szkoły elementarnej z początkami języka łacińskiego . Seminarium i szkoła ćwiczeń znalazły się w budynku poklasztornym zaprojektowanym i zbudowanym przez Krzysztofa Bonadurę na przełomie XVII i XVIII w. Aby przystosować go do nowych, celów połączono z czasem małe cele w większe sale. Pierwszym dyrektorem mianowano Polaka, Józefa Jeziorowskiego. Seminarium funkcjonowało tutaj siedemdziesiąt lat 2 . Władze zaborcze nie interesowały się także sytuacją szkolnictwa innowierczego. W początkach XIX w. jedyna placówka protestancka zajmowała budynek przy Grobli, zbudowany przez Antoniego Hoene. Był to obiekt parterowy z poddaszem mieszkalnym dla pastora i kantora. Opisuje go Marceli Mott y, który do tej szkoły uczęszczał: "była tam bowiem trzydziestego piątego roku, przy owym murze naprzeciw Kościoła, szkoła chłopców ile wiem jeszcze, z dwóch klas złożona; w niższej dzierżył najwyższą władzę nauczyciel i zarazem kościelny nazwiskiem Mehlhose [...] w wyższym oddziale uczył głównie pastor Friedrich. Obok [...] w budynku, którego okna wychodzą ponad murem na Groblę, była szkoła dla dziewcząt. Zajmowała owa szkółka dwa pokoje: w pierwszym, obszernym, stał środkiem długi stół, naokół którego siedziały na ławkach panny dorastające, w drugim pokoju było mnóstwo wiele młodszych dziewcząt".

Szkoła protestancka na Grobli, ok. 1910 r. Budynek plebanii (pastorówka) przy kościele ewangelickim Św. Krzyża. Ze zbiorów Muzeum Historii M. Poznania. Repr. L. Perz

W programie obok nauki czytania i pisania, były recytacje wierszy, śpiew i robótki. Rząd pruski i władze miejskie szukały rozwiązań najprostszych i najtańszych. Dla potrzeb szkolnych adaptowano więc dawne klasztory (Teresek na ul. Szkolnej, Karmelitów Bosych na Wzgórzu św. Wojciecha), kamieniczki mieszczańskie (np. na ul. Wrocławskiej 16), i inne nie wykorzystane obiekty (np. na Chwaliszewie). Ulokowano w nich w pierwszej połowie XIX w. ogółem 6 placówek oświatowych katolickich, 5 ewangelickich i jedną żydowską (ul. Żydowska 1).

W 1825 r. wprowadzono powszechny obowiązek nauczania od szóstego roku życia. Nie spowodowało to jednak większych zmian w ówczesnej strukturze szkół. Dzieci dla wywiązania się z powinności mogły uczyć się w domu lub w szkołach prywatnych. W rezultacie - frekwencja przez kilkanaście dalszych lat nie przekraczała połowy zobowiązanych 4 . Mimo to tłok w istniejących bu

J. Modrzejewski

K. W. Kielisiński - Fragment Placu Kolegiackiego w Poznaniu z budynkiem szkoły elementarnej im. Marii Magdaleny, akwarela z 1840 r. Ze zbiorów Muzeum Historii M. Poznania. Repr. B. Drzewieckadynkach stawał się coraz większy. Najbardziej odczuwany był w najstarszym obiekcie przy placu Kolegiackim. Zdzisław Grot podaje, iż w 1844 r. klasa Graffsteina liczyła 68 uczniów, klasa Greckiego - aż 112 5 . Pod naporem tych i podobnych faktów, władze musiały się zdecydować na wyłom w dotychczasowej praktyce. W tym czasie postawiono nową pla, cówkę - przy ul. Wszystkich Swiętych. Był to drugi nowy obiekt po Zakładzie dla Głuchoniemych, który stanął w 1837 r. przy seminarium nauczycielskim , na Sródce, z izbami lekcyjnymi i internatem. Różnica między tymi budowlami pruskimi była nieduża. Obie były niewysokie (miały po dwie kondyg, nacje), dość ciasne (szkoła przy ul. Wszystkich Swiętych miała tylko 4 izbyrozdzielone sienią), ale zróżnicowane pod względem walorów zewnętrznych: śródecka należała do pionierskich w zakresie stosowania dekoracyjnych elewacji ceglanych 6 . O skromności placówki przy ul. Wszystkich Świętych świadczy fakt, że w ciągu najbliższego półwiecza rozbudowywano ją dwukrotnie. Zachowany dziś obiekt składa się z dwóch podobnych części o wysokości czterech kondygnaq'i, z płaskim dachem oraz małym podwórzem od tyłu. Jedna część służy jeszcze szkole, druga przedszkolu. Jeśli chodzi o program nauczania wzorzec stanowiła szkoła ćwiczeń na Śródce z trzema odziałami. W pierwszym odbywało się 20 lekcji tygodniowo, przy czym dwanaście przypadało na naukę czytania, ćwiczenia w mowie i myśleniu oraz naukę pisania - w połowie po polsku i niemiecku. Resztę przeznaczano na religię i rachunki. W oddziale drugim przybywało sześć godzin, głównie na czytanie i ćwiczenia, poza tym na rysunki i śpiew. Najwięcej zajęć przypadało na oddział trzeci - w sumie 31. Tutaj wzrost dotyczył znów godzin czytania i pisania, ponadto łączył się z dodatkowymi lekcjami tzw. realiów czyli geografii, historii, przyrody i fizyki. Wszystkie przedmioty wykładano w języku niemieckim 7 . Ani zakres tej nauki, ani też jej poziom nie mogły nikogo zadowalać, zwłaszcza zaś młodzieży, która zamierzała wybierać się do jakiejś średniej uczelni. Stąd dość wcześnie utworzono tzw. szkołę obywatelską. Powstała ona przy gimnazjum w 1870 r. a na jej czele stanął Jan Samuel Kaulfuss, późniejszy rektor gimnazjum. Przyjmowano tutaj kandydatów od lat czternastu. Wkrótce nową placówkę usamodzielniono i przyznano jej lokum w b. klasztorze Teresek przy dzisiejszej ul. Szkolnej. Utrzymywało ją w zasadzie miasto. Tymczasem miały miejsce wydarzenia polityczne, które wpłynęły na zmiany w programie nauki. Po Wiośnie Ludów np. wyeksponowano religię i zajęcia z nią związane, zlikwidowano zaś geografię. Była to jednak decyzja doraźna o konsekwencjach krótkotrwałych. Bardziej zasadnicza i brzemienna w skutki okazała się metamorfoza związana ze wzrostem nastrojów nacjonalistycznych, które wzmogła zwycięska wojna Prus z Francją i wprowadzony przez Bismarcka kulturkampf. Poznań przeobrażał się przestrzennie i demograficznie. Zaczęto wypełniać luźno zabudowaną część zachodnią miasta. W 1871 r. przypadało ok. 60 mieszkańców na hektar obszaru miasta, w 1895 r. prawie dwa razy więcej. Wzrastała rola i potencjał handlu oraz rzemiosła. Wszystko to spowodowało radykalny zwrot w programach szkolnych, podwojono liczbę odziałów i godzin lekcyjnych, rozszerzono zakres przedmiotów, szczególnie ścisłych, wprowadzono gimnastykę. Wydano walkę językowi polskiemu. Naciski administracyjne znalazły gorliwych wykonawców wśród nauczycieli pruskich. N owa polityka programowa wymagała szerokiego planu inwestycji szkolnych. Początkiem tego planu było wzniesienie na narożniku dzisiejszych ulic Ratajczaka i Chudoby trzykondygnacyjnego gmachu o pewnych cechach monumentalności. Przeznaczono go dla zreformowanej szkoły obywatelskiej, która miała odtąd przygotowywać młodzież od lat czternastu do rzemiosła, handlu

J. Modrzejewskii pracy na niższych szczeblach administracji. Osobne wejścia i klatki schodowe prowadziły do wydzielonych części zajmowanych przez klasy dla dziewcząt i chłopców. W sumie znalazło się tu 21 izb lekcyjnych dla ponad 1000 uczennic i uczniów. Do wspólnego użytku służyła aula, biblioteki i małe muzeum 8 . W latach 1876-1878 wzniesiono dwa równie pokaźne gmachy projektu Cezara Stent, zela - dla chłopców przy dzisiejszej ul. Sw. Marcina 35 z ozdobną fasadą boniowaną na wysokości trzech kondygnacji oraz z pilastrami i oknami arkadowymi na czwartej, dla dziewcząt zaś przy dzisiejszej ul. Garncarskiej z nieco skromniejszym wystrojem. Obie w swej pierwotnej postaci miały po 12 izb lekcyjnych i wspólną aulę. Na przełomie XIX i XX w. wzniesiono cztery pokaźne obiekty szkolne po obu brzegach Warty. Najmniej okazały, stanął przy ul. Bydgoskiej przed Zakładem dla Głuchoniemych i dawnym Klasztorem Reformatów spełniającym przez dłuższy czas rolę seminarium i szkoły ćwiczeń. Niestety poza rozmiarami (4 kondygnacje ) nie może rywalizować z sąsiadami. Więcej inwencji wykazali twórcy nowego budynku szkolnego dla głuchych (1907). Najbardziej udany stanął na narożniku Garbar i dzisiejszej ul. Estkowskiego. Wzniesiony na planie niepełnego czworoboku reprezentuje styl neobarokowy. Zastosowano tu dachy mansardowe, typowe wieżyczki, wykusze o różnych kształtach, prześwity, a nawet z jednej strony ganek arkadowy. Dwa pozostałe obiekty to czterokondygnacyjne bliźniaki powstałe w latach 1902-1903 przy dzisiejszej ul. Cegielskiego i Marii Magdaleny. Wyróżniają się silne zaakcentowanymi portalami, fryzami i innymi elementami ozdobnymi z cegły. Postawiono je na planach prostokątów w uproszczonych formach neogotyckich. W trzech przypadkach wykorzystano tereny poprzednio nie zainwestowane z racji słabego podłoża w sąsiedztwie brzegów Warty. Kłopoty z parcelami nasilały się zresztą. Ciasno stawało się w gorsecie murów pruskich. Aktem pewnej determinacji stało się np. sięgnięcie po wolne skrawki ziemi między koszarami. W północnym zakątku miasta, tuż przy świeżo wytyczonej ulicy Naumana (dzisiejsza Inżynierska) znaleziono miejsce dla dwóch szkół o poszerzonym praktycznym programie. Jedna z nich, zaprojektowana w 1884 r. przez Henryka Griidera wyróżnia się znacznymi rozmiarami i brakiem jakichkolwiek walorów artystycznych. Mieści obok klas także kilka gabinetów do ćwiczeń, aulę i salę gimnastyczną. Przeznaczono ją dla chłopców. Nieco później powstała obok podobna placówka dla dziewcząt. Dalsze utrzymywanie coraz trudniejszej sytuacji terenowej w obrębie miasta w murach i sztuczne odgradzanie go od sąsiednich dzielnic nie było już możliwe. W początkach naszego stulecia zapadły więc oczekiwane powszechnie decyzje o przyłączeniu do miasta Wildy, Jeżyc, Łazarza i Górczyna. Nie pozostawało to bez wpływu na sytuację w szkolnictwie. Na obszarach przyłączonych znajdowały się dotąd budynki typu wiejskiego, usytuowane przy traktach komunikacyjnych, np. przy dzisiejszej Głogowskiej - niedaleko obecnego dworca zachodniego. Niektóre z nich uległy rozbiórce

dopiero w latach międzywojennych. Budynki szkolne należało sytuować w powiązaniu z większymi zespołami mieszkalnymi, z dala od głównych arterii, a blisko rejonów zielonych. Na takie idealne lokalizacje nie zawsze jednak pozwalało zainwestowanie terenów. Natomiast w sprawie rozwiązań architektonicznych nie brakowało ani pomysłów, ani środków finansowych. Chodziło przecież o manifestowanie aktualnych tendencji imperializmu pruskiego i akcentowanie form architekury obcego pochodzenia. Powstawały więc na zapleczach nowych kwartałów mieszkaniowych całe kompleksy szkolne. Jeszcze w 1896 r. stanęła przy dzisiejszej ul. Prądzyńskiego sala gimnastyczna, a w ślad za nią przybywały kolejno - dwa mniejsze budynki trzykondygnacyjne z sześcioma i ośmioma izbami oraz jeden większy z czternastoma izbami. Otrzymały wysokie ceramiczne dachy oraz zróżnicowane elewacje z wielobarwnymi mozaikami i nie typ owymi oknami. Obok zaś utworzono duży dziedziniec. Główny gmach przy dzisiejszej ul. Prądzyńskiego oraz inny usytuowany w pobliżu dzisiejszego placu Marii Skłodowskiej-Curie odznaczają się bardzo rozczłonkowanymi bryłami. Pierwszy ma dwa silnie zarysowane boczne ryzality, drugi - nawet trzy (jeden w środku). Podyktowane to było dążeniem do uzyskania skromnymi środkami dużych efektów spektakularnych. Inne rozwiązania sytuacyjne i plastyczne można obserwować na Jeżycach.

Oba budynki dla dziewcząt i chłopców połączone salą gimnastyczną zlokalizo, wano wzdłuż dzisiejszej ul. Słowackiego. Swiadomie wybrano niejednolitość stylową. Neogotyk występuje w bryle ze słabo zaznaczonymi ryzalitami, wysokimi szczytami i półkoliście zakończonymi oknami. N eorensans reprezentuje jednolita bryła z pionowymi podziałami w postaci pasm muru o różnej szerokości, portyk z dwiema kolumnami i wysoka wieża zegarowa zwieńczona ażurowymi elementami. Na ówczesnych błoniach, usytuowano przy dzisiejszej ul. Jarochowskiego i ul. Wyspiańskiego, zespół dwu szkół zróżnicowany pod względem wysokości: składa się z dwóch trzykondygnacyjnych budynków podstawowych, dwóch dwu - i również dwóch jednokondygnacyjnych. Wszystkie są utrzymane w jednakowym stylu neobarokowym i okalają obszerny dziedziniec. Nieco innymi kryteriami kierowano się w odniesieniu do usytuowania i architektury obiektów dla szkół o poszerzonym i praktycznym programie nauki. Chodziło o ich większe wyeksponowanie, stąd jedna, przy dzisiejszej ul. Różanej, stanęła na krawędzi terasy nadwarciańskiej, druga przy ówczesnym Ogrodzie Botanicznym. Obie składają się tylko z pojedynczych brył czterokondygnacyjnych (łazarska jest mocno rozczłonkowana), przez co sprawiają wrażenie pewnej monumentalności. Wszystkie nowe budynki w przyłączonych dzielnicach otrzymały z jednym wyjątkiem elewacje z kolorowej, uszlachetnionej cegły, zawierały dość pokaźną liczbę izb lekcyjnych (od 22 do 26), znalazły się z małymi wyjątkami w posiadaniu auli i sal gimnastycznych.

J. Modrzejewski

II

Różne były przyczyny powstawania licznych szkół dla dziewcząt w XIX w.

Niejednakowy był też ich status, charakter i programy nauki. Odmiennie ksEtałtowała się sytuacja lokalowa niemal każdej z nich. O wszystkim zaś decydowały często zmieniające się warunki polityczne. Pierwsze dwie placówki żeńskie powstały w okresie Księstwa Warszawskiego. Był to czas na ogół powszechnej admiracji dla Francji, rozlicznych kontaktów także w sferze towarzyskiej, migracji w obu kierunkach. Wśród przybyszów, którzy osiedlili się w Wielkopolsce, byli nauczyciele. Jednym z nich był Jan Motty, który został wychowawcą synów Józefa Mielżyńskiego, wykładowcą w szkole departamentowej i gimnazjum Marii Magdaleny, a w końcu kierownikiem prywatnej szkoły średniej dla dziewcząt. W organizacji żeńskich placówek oświatowych wyprzedził go jednak Szczepan Trimail. W 1810 r. Francuz otworzył pierwszą prywatną pensję dla 26 uczennic w domu przy zbiegu ul. Wrocławskiej i Gołębiej. Przyjmował dziewczęta głównie spoza Poznania. Jako nauczyciel języka francuskiego w szkole departamentowej kładł duży nacisk na naukę tego języka. Innych przedmiotów uczyli koledzy Trimaila ze szkoły departamentowej. Placówka funkcjonowała przez osiemnaście lae. Krótszy żywot miała konkurencyjna szkoła średnia założona w 1813 r. przez Jana S. Kaulfussa, potomka rodziny dysydenckiej, nobilitowanej w Polsce, również nauczyciela w szkole departamentowej. Uczono w niej aż czterech języków (polskiego, francuskiego, niemieckiego i włoskiego), przedmiotów ogólnych (rachunków, historii, geografii, przyrody i religii) i praktycznych (rysunków, robótek, szycia i malarstwa). Żadne ze źródeł nie przekazały lokalizacji tej placówki. Została zamknięta w 1815 r. Wtedy zaczyna się tuż ponowny okres zaboru pruskiego. Władze miejskie i rząd długo nie wykazują żadnego zainteresowania budownictwem placówek oświatowych. Stąd też tolerowano inicjatywy prywatne w dziedzinie szkolnictwa dla dziewcząt. W 1815 r. w domu przy ul. Wodnej otworzyła pensję Tekla Herwigowa. Pensjonariuszki brały lekcje przeważnie prywatnie u nauczycieli. Krótko potem powstały dalsze zakłady podobnego typu - Fryderyka Reidta (istniał tylko sześć lat) i Zuzanny Warnik (utrzymywał się osiemnaście lat). Ta forma edukacji cieszyła się popularnością wśród szlachty. Mieszczaństwo natomiast odczuwało potrzebę mniej absorbującej finansowo placówki. Na ten cel konieczny był większy budynek spełniający podwójną funkcję - internatu i uczelni. Zwrócono więc uwagę na gmach opuszczony w 1828 r. przez Benedyktynki przy ul. Wodnej. Przypuszczano przy tym, że właśnie tu istniała podobna placówka jeszcze w XVII w. Rok później zawiązał się więc "Komitet Obywateli Poznańskich" złożony z Polaków i Niemców, który podjął starania w celu pozyskania tej budowli i urządzenia w niej instytucji oświatowej jak ongiś. U dało się pozyskać dla sprawy władze miejskie a za pośrednictwem żony namiestnika Radziwiłła - księżnej Ludwiki - rząd w Berlinie, najpierw powołano samą szkołę (w stopniuśrednim), którą ulokowano doraźnie przy ul. Wrocławskiej 17 (po Trimailu) a nieco później w kamienicy na narożniku ulic Wielkiej i Żydowskiej. Po akceptacji króla pruskiego i dotacji tysiąca talarów przystąpiono do przebudowy klasztoru. W skrzydle północnym (od strony ul. Wodnej) zlikwidowano kaplicę i wprowadzono na jej miejscu dwie kondygnacje mieszkalne, usunięto też barokowe szczyty i portal, zmieniono układ okien i dach. W tej frontowej elewacji parter otrzymał rustykę (w tynku), a parie między kondygnacjami - gzymsy i ozdobne paski nad oknami. Całość nawiązywała do form wczesnego renesansu włoskiego, które w tym czasie zyskały sobie dużą popularnośćlo. Szkołę otwarto w 1836 r. nadając jej imię Ludwiki. Początkowo zorganizowano w niej 5 klas. N auka odbywała się w języku niemieckim z wyjątkiem religii. Były osobne lekcje języka polskiego a popularność zaskarbili sobie nauczyciele Józef Malczewski i Ignacy Woliński. W 1840 r. utworzono w murach szkoły oddział kształcenia nauczycieli. Na tak poważne przedsięwzięcia budowlane jak szkoła Ludwiki nie mogły na razie pozwolić sobie prywatne pensje. Organizatorki ich i zarazem właścicielki adaptowały na te cele mniejsze lub większe partie kamienic mieszkalnych. Tak działo się w przypadku szkoły niemieckiej Elizy Hebenstreit, czy postępowej, na owe czasy, placówki Julii Molińskiej (przy ul. Wrocławskiej). W podobny sposób zaczynała również w domu przy ul. Wodnej średnia szkoła Tekli Herwig (1845). Herwigowa prowadziła wcześniej tylko internat. Teraz, zyskawszy pomoc swej córki Katarzyny, wdowy po profesorze Poplińskim, zdecydowała się otworzyć trzyklasową placówkę szkolną. Ta incjatywa spotkała się z szerokim odzewem. Zaczęły przybywać tu dziewczęta nawet spoza granic zaboru pruskiego. N auka odbywała się w trzech językach i polegała na kształceniu odpowiadającym wymaganiom stosunków wyższego towarzystwa. Kierownikiem szkoły został Jan Mott y, a po nim jego syn Marceli.

Zakład Tekli Herwig zyskał niebawem naśladowczynie i konkurentki. Nie tylko wśród osób indywidualnych, jak Bronisława Zagrodzka czy Antonina Estkowska ale i zakonów (Urszulanki i Sercanki). Siostry ze zgromadzenia Sacre Coeur kupiły wielki dom z ogrodem przy ul. Mielżyńskiego a ich rywalki aż trzy kamienice - również z ogrodem, przy ul. Szewskiej (1857). Urszulanki przyjmowały uczennice z rodzin inteligencji i mieszczańskich zarówno do szkoły typu elementarnego jak i średniego. Zyskały niezwykłą popularność, czego dowodem była liczba ok. 350 uczennic. Sercanki utworzyły zaś zakład dość ekskluzywny, przyjmując głównie kandydatki z zamożnych rodzin szlacheckich i kładąc w nauce duży nacisk na sprawy dość wąsko pojętej religijności. Niezwykłe poparcie udzielane przez szlachtę m. in. przez Dezyderego Chłapowskiego i w przypadku Sercanek - przez środowiska francuskie, pozwoliły obu. zakonom na podjęcie śmiałych zamierzeń inwestycyjnych. O ile pierwsze - Urszulanek, polegało na gruntownej przebudowie kompleksu mieszkalnego przy ul. Młyńskiej, o tyle drugie - Sercanek, stanowiło budowę od podstaw

J. Modrzejewski

Poznańska pensja dla dziewcząt, pocz. :xx wieku Ze zbiorów Muzeum Historii M. Poznania. Repr. T Zieliński

zespołu nowego typu, przy dzisiejszej ul. Górna Wilda. Były to polskie inicjatywy tak ogromne, iż wywołały sprzeciw władz pruskich. Zakład Urszulanek przy ul. Młyńskiej został wykupiony za niewielką kwotę po usunięciu sióstr (1876); obiekty przekazano upaństwowionej tymczasem średniej szkole im. Ludwiki przy ul. Wodnej. Niebawem przystąpiono do dalszych prac budowlanych, które miały na celu powiększenie jednego z obiektów (od strony zachodniej) dla ulokowania w nim kilku dalszych klas i wielkiej auli. Zakład Sacre-Coeur zdołał zrealizować budowę dużego założenia, na które składał się klasztor, kaplica i szkoła z internatem. Nieznany architekt francuski stworzył oryginalną koncepcję na rzucie litery "H" o wysokości trzech kondygnacji (z wyjątkiem kaplicy), w stylu neogotyckim, z bogatymi dekoracjami ceramicznymi w szczytach i nad oknami. Roboty prowadzono pod nadzorem znanych ówcześnie architektów miejscowych Gustawa Schultza i Stanisława Hebanowskiego. Niestety, krótko po zakończeniu prac, zespół został odebrany Sercankom, które zresztą musiały opuścić Poznań. Oddano go Zakładowi Dobroczynnemu Garczyńskiego.

Prace ręczne w szkole dla dziewcząt. Według: Die Residenzstadt Posen und ihre Verwaltung, s. 226 Ze zbiorów Muzeum Historii M. Poznania. Repr. B. Drzewiecka

Przykład polskich zakonów zachęcał jednak do podejmowania podobnych, choć skromniejszych przedsięwzięć, zarówno środowisko polskie jak i niemieckie. Zaczęło się w 1864 r. od budowy trzykondygnacyjnego domu przy dzisiejszym placu Wiosny Ludów. Inicjatorem przedsięwzięcia był lekarz Michał Nieszczota, a projektantem - jego wuj - Antoni Krzyżanowski. Siedem lat później wprowadziła się tu pensja Anastazji i Anny Danysz, dawnych wychowanek i spadkobierczyń zakładu Tekli Herwigowej. Placówką tą kierował Marceli Motty, a po jego śmierci - starsza z wymienionych sióstr Anastazja.

J. Modrzejewski

Dom przy dzisiejszym placu Wiosny Ludów objęła po śmierci Anny Danysz i zamknięciu jej pensji w 1909 r. ostatnia ze znanych organizatorek polskiego szkolnictwa żeńskiego, Anastazja Warnke. Zakład jej powstał już w 1871 r. przy dzisiejszej ul. Rataj czaka. Były tam początkowo cztery klasy, potem dodano»jeszcze jedną, przy czym nauka przy założeniu dwuletnich klas trwała ogółem dziesięć lat. Początkowo Anastazji pomagał brat Stanisław - pedagog i patriota. Zarówno on jak i inni nauczyciele Polacy zostali jednak zmuszeni do ustąpienia.

Warnkówna musiała zatrudnić częściowo Niemców. W 1887 r. wprowadzono z nakazu władz język niemiecki jako wykładowy, na naukę j. polskiego pozostawiono do 1892 r. trzy godziny tygodniowo. Po przeniesieniu pensji na miejsce zakładu panien Danysz osiągnęła niezwykłą popularność (uczyło się tu 330 dziewcząt), stąd groźba cofnięcia koncesji przez władze w 1911 r. Protesty polskiej opinii publicznej zapobiegły wprawdzie likwidacji tej placówki, nie uchroniły jej jednak przed szerszym udziałem Niemców w gronie pedagogów i niemieckim kierownictwem. Rozwinęły się i zyskały nowe siedziby niemieckie prywatne szkoły średnie.

Dotyczyło to głównie trzech większych placówek. Najstarsza, założona w 1833 r. przy dzisiejszej ul. 23 Lutego przez Henryka Belowa, była potem prowadzona bardzo długo przez Marię Knothe. Dlatego w chwili otrzymania nowego gmachu przy dzisiejszej ul. Kościuszki 90 uzyskała podwójne imię. Sam budynek stanowi trzypiętrowy obiekt na planie podkowy, w formach nawiązujących do neobaroku, ozdobiony stylowymi portalami i obszernym tarasem. W pierwszych latach nowego stulecia niemieckie szkolnictwo otrzymało jeszcze dwa większe gmachy. Jeden stanął naprzeciw kościoła Bożego Ciała. Zachowany do dziś fragment wskazuje, że miał on trzy kondygnacje i czwartą w narożniku, zróżnicowany kształt i wielkość okien (w pierwszej kondygnacji najbardziej charakterystyczne), skromny portal. Drugi gmach - także rozbudowany po wyzwoleniu, reprezentował styl neobarokowy, posiadał cztery kondygnacje i portal od frontu. Wzniesiono go dla potrzeb szkoły Anny Sachse przy dzisiejszej ul. Matejki.

III

Zasady postępowania władz pruskich w odniesieniu do organizacji szkolnictwa elementarnego i średniego dla dziewcząt powtarzają się w przypadku gimnazjów, szkół realnych i zawodowych. Nie brak więc tendencji germanizacyjnych, zastrzeżeń i oporów wobec manifestowanych przez całe zresztą społeczeństwo potrzeb wprowadzenia zmian w strukturze i kierunkach oświaty. W 1903 r. utworzono gimnazjum o typie neoklasycznym z dość szerokim programem. Obejmował on trzy języki nowożytne (niemiecki, polski i francuski), trzy klasyczne (łacinę, grekę i częściowo hebrajski), religię, przyrodę z fizyką i antropologią, geografię, historię, logikę, matematykę i rysunki. Organizator i pierwszy dyrektor E. W. Wolfram podkreślał już na progu działalności

Gmach kolegium pojezuickiego od pd. ok. 1845 r. - elewacja od strony ogrodu. Litografia O. Gersheima wg rys. G. Tauberta.

Ze zbiorów Muzeum Historii M. Poznania. Repr. Z. Ratajczakuczelni i jeszcze po wkroczeniu wojsk napoleońskich dominującą rolę języka i ducha niemieckiego. Tymczasem od początku przewagę liczebną mieli ucznio. l 11 WIe po scy .

Gimnazjum umieszczono w budynku na rogu ulic Gołębiej i dzisiejszej , Swiętosławskiej. Była tam w latach 1690-1773 szkoła jezuicka. Po kasacji zakonu, obiekt przejęły w 1781 r. władze miejskie i wynajmowały go na imprezy rozrywkowe. Pod koniec XVIII w. przebudowano tam wnętrza usuwając sklepienie i dzieląc wyższą kondygnację na dwie części. Za czasów pruskich wybito nowe , wejście od strony ul. Swiętosławskiej i część górnej kondygnacji przeznaczono na mieszkanie dla dyrektora. Dla nowej placówki bardziej odpowiednią siedzibą byłby gmach dawnego kolegium jezuickiego. Służył on zresztą Szkole Wydziałowej Komisji Edukacji Narodowej w ciągu trzynastu ostatnich lat niepodległości. Ale ani władze pruskie, ani następnie polskie w okresie Księstwa Warszawskiego nie chciały zrezygnować z tej dużej i okazałej rezydencji. Już początki gimnazjum niosły z sobą zarodek konfliktów na tle językowym.

Do polonizacji doszło z pewnym opóźnieniem (1809). Stało się to za sprawą Jana S. KAau który przedstawił w Izbie Edukacyjnej w Warszawie projekt organizacji szkolnictwa polskiego z pochlebną oceną Stanisława Staszica i rektora, księdza Jana Gorczyczewskiego, który wprowadził nowy program, nowy zespół

J. Modrzejewski

pedagogów i specjalizację w nauczaniu. Dzieło to kontynuował matematyk i fizyk, ksiądz Ignacy Przybylski l2 . Wielu wpływowych ludzi i utrzymująca się dominacja Polaków w gronie nauczycieli i wśród uczniów sprzyjały zachowaniu rodzimego charakteru'gimnazjum. Takie było postanowienie Kongresu Wiedeńskiego (1815), w tym kierunku szło poparcie namiestnika księcia Antoniego Radziwiłła, tak wynikało z życzliwej postawy pruskiego ministra oświaty Karola von Altsteina. Obiecujące było też mianowanie J. Kaulfussa nowym rektorem. A jednak lokalna administracja pruska podjęła na własną rękę starania, aby stopniowo ograniczyć udział języka polskiego i doprowadziła do redukcji prawie o połowę godzin na naukę polszczyzny i częściowego wprowadzenia języka niemieckiego jako wykładowego w klasach wyższych. W tej złożonej sytuacji działało z powodzeniem dla sprawy narodowej wielu pedagogów, autorów podręczników gramatyki i wyboru tekstów literatury, jak Józef Królikowski, Józef Muczkowski, Antoni Popliński, czy nieco później jego uczeń Hipolit Cegielski. Wśród absolwentów znaleźli się ludzie tej miary co Karol Marcinkowski i Karol Libelt.

W 1834 r. dokonano podziału gimnazjum na polsko-katolicką szkołę "ad sanctam Mariam Magdalenam" i na niemiecko-ewangelickie im. Fryderyka Wilhelma. O wyborze patrona dla nowej placówki zadecydowały lokalne władze. N atomiast wybór patronki dla starszej uczelni łączył się z niedawną zmianą wezwania Kościoła pojezuickiego stojącego naprzeciw budynku szkolnego. Zmiany organizacyjne mogły zahamować plany germanizacyjne w szkole polsko-katolickiej, mogły też rozładować przepełnienie w klasach. Nadzieje te spełniły się częściowo, zwłaszcza w tej drugiej kwestii. Władze pruskie zgodziły się na ulokowanie gimnazjum niemiecko-ewangelickiego w nowej siedzibie. Zamiast jednak zbudować odpowiedni obiekt, kupiono w 1833 r. dwukondygnacyjny dom o prostych, oszczędnych formach klasycystycznych przy skrzyżowaniu dzisiejszych ulic Strzeleckiej i Strzałkowej. Po częściowej przebudowie, uzyskano na parterze sześć izb klasowych, na piętrze zaś mieszkanie dla dyrektora. Zachowano więc schemat dawnych szkół. Przedsięwzięcie okazało się jednak zbyt skromne wobec aktualnych potrzeb.

Niebawem dobudowano od strony ul. Strzeleckiej parterowy aneks, w którym umieszczono gabinet fIzyczny i aulę. W latach 1856-1857 rozebrano aneks i na jego miejscu wzniesiono budynek o trzech kondygnacjach z pasmami podwójnie i potrójnie sprzężonych okien, z prostą dekoracją sztukatorską na parterze. Uzyskano wtedy kilka dalszych izb lekcyjnych i małą aulę. Dziesięć lat później powstała koncepcja rozszerzenia kompleksu, a po wojnie prusko-francuskiej podjęto jej realizację. Podwyższono wtedy część budynku od strony ulicy, głównie ze względu na bardziej reprezentacyjny wygląd auli, od strony zaś podwórza wzniesiono dwupiętrowe skrzydło z klasami usytuowanymi wzdłuż korytarza. Mimo wyprowadzenia części uczniów do nowych obiektów, sytuacja w starym gmachu nie uległa radykalnej poprawie. Już poprzednio usiłowało ją zmienić przez przeniesienie niższych klas do dawnego klasztoru Teresek przy dzi

Gimnazjum im. Marii Magdaleny. Lit. W Decker . Według: Kalendarz polski, ruski i gospodarski dla W. Ks. Poznańskiego, na Rok Pański 1860. Ze zbiorów Muzeum Historii M. Poznaniasiejszej ul. Szkolnej (1825). Teraz zaczęto myśleć o nowej, obszernej siedzibie, położonej z dala od ciasnej zabudowy Starego Miasta. Konkretyzacja zamysłów nastąpiła po 1839 r. kiedy po kasacji Zakonu Bernardynów gimnazjum otrzymało dawny ich kościół na nabożeństwa a klasztor na internat. W sąsiedztwie znajdował się ogród. Tam też inicjatorzy nowej siedziby upatrywali dogodną lokalizację. Przy fmalizacji zamysłów nie obyło się bez trudności stawianych przez władze pruskie. Mimo to w 1850 r. przystąpiono do sporządzenia projektów, a w latach 1852-1855 do ich urzeczywistnienia. Stanął wtedy gmach na planie prostokąta, złożony z trzech części - środkowej, wyraźnie wysuniętej i zaakcentowanej wysokimi oknami i bocznych skrzydeł o dwóch kondygnacjach, nakryty płaskim dachem. Drzwi i okna otrzymały półokrągłe zamknięcia. Elewacje z czerwonej cegły ozdobiły gzymsy i fryz arkadowy. We wnętrzu na uwagę zasługiwała przede wszystkim, wysoka aula z drewnianym stropem pokrytym malowidłami. Oba gimnazja otrzymały w terminach późniejszych osobne budynki dla sal gimnastycznych. Autorami wszystkich zaś projektów byli zapewne architekci

J. Modrzejewskipruscy z miejscowego wydziału budownictwa - Friedrich W. Butzke i Heinrich Koch. Dzieła ich przyjęto z mieszanymi odczuciami. Na taką postawę miała wpływ, obok niewątpliwej rezerwy wobec obcych form, także aktualna sytuacja w szkołach. Do gimnazjum Fryderyka Wilhelma uczęszczała w większości młodzież niemiecka. Nie brak było i Polaków, także wśród nauczycieli, np. Jan Rymarkiewicz, Karol Libelt czy Józef Łukaszewicz. Mimo to nie znalazło się miejsce dla języka polskiego, nawet w naj niższych klasach. W gimnazjum Marii Magdaleny przywrócono po 1842 r. język polski jako wykładowy, *lecz tylko w niższych klasach, w wyższych nadano mu rolę pomocniczą. Na przekór tym, wprawdzie nieco złagodzonym, rygorom utrzymywała się atmosfera patriotyczna. Dowodzi tego nowa plejada absolwentów - działaczy patriotów i uczestników powstań narodowych. Warto tu wymienić Franciszka Morawskiego, Gustawa Potworowskiego, Władysława Niegolewskiego, Kazimierza Kantaka i Edwarda Taczanowskiego - dowódcę jednego z oddziałów powstańczych w 1863 r. 13 . Wśród wybitnych pedagogów znaleźli się Władysław N ehring - późniejszy profesor uniwersytetu we Wrocławiu i Antoni Małecki - profesor uniwersytetu we Lwowie - inicjator wprowadzenia tam języka polskiego jako wykładowego. Równolegle ze staraniami o nowy podział w organizacji gimnazjum, o nowe obiekty i sprawy języka ojczystego trwały zabiegi o stworzenie szkoły średniej, która by uwzględniała bardziej praktyczne potrzeby młodzieży. Był to czas narastających zainteresowań dla form kapitalistycznych w mieście i na wsi. Znalazły one poparcie Polaków w podejmowaniu pierwszych inicjatyw (w 1843 r.) - fabryka Jana N etrebskiego dzięki zabiegom Karola Marcinkowskiego i Edwarda Raczyńskiego (1843), fabryka Hipolita Cegielskiego, dzięki pomocy ziemian (1855). Do podejmowania studiów na uczelniach technicznych za granicą nie wystarczało przygotowanie jakie dawały szkoły obywatelskie. Placówką, która by odpowiadała takim potrzebom mogłaby być szkoła realna. Starania o jej powołanie zaczęto już w 1837 r. Konserwatywnie usposobione władze miejskie nie wykazały jednak zainteresowania, odrzuciły nawet propozycję sfinalizowania budowy przez Edwarda Raczyńskiego - stawiał on bowiem warunek: polski albo równorzędny polsko-niemiecki charakter szkoły. Wreszcie ustąpiły po piętnastoletnich dyskusjach. Taka jest krótka historia szkoły, której powstanie podważało dotychczasowy monopol gimnazjów neoklasyh 14 cznyc . Rzecznikami budowy nowej placówki byli m. in. H. Cegielski a przede wszystkim kupiec Gotthilf Berger - potomek zasiedziałej w Poznaniu rodziny niemieckiej. Jego prywatna fundacja: 70 000 talarów na budowę i 25 000 talarów na wyposażenie, wystarczyła na budowę szkoły w latach 1861-1865 według projektu architekta Gustawa Schultza. Lokalizację wyznaczono na ul. Strzeleckiej, naprzeciw gimnazjum Fryderyka Wilhelma. Gmach wzniesiono na planie podkowy. Front z półokrągłym ryzalitem był zwrócony w stronę południową, obydwa zaś skrzydła - od wschodu i zachodu. Przygodny obserwator odnosił jednak wrażenie jakoby była to budowla na planie kwadratu, przypominająca pokaźny zamek. Było to skutkiem wprowadzenia

czterech wysokich czworobocznych wież, spajających z jednej strony część środkową z bocznymi, a z drugiej strony zamykających od północy skrzydła. Wrażenie to umacniała jeszcze kwadratowa górna partia auli wychylająca się spoza frontu. Ten trzykondygnacyjny obiekt z elewacjami ceglanymi, miał półokrągłe zakończenia wszystkich, zresztą zróżnicowanych w rozmiarach, okien, ozdobne zwieńczenia wież i auli (belweder) i pewne nowatorskie elementy konstrukcyjne we wnętrzu (żeliwne klatki schodowe i żelazne belki stropowe). Program nauczania realizowany w ciągu najpierw sześciu lat, a potem w dziewięciu latach, odpowiadał oczekiwaniom. Znaczny był udział geografii, fIZyki, języków nowożytnych. W niższych klasach były oddziały z polskim lub niemieckim językiem, w wyższych pewna przewaga niemieckiego. Ambicje szkoły zaspokoiło zrównanie jej w prawach z gimnazjami (1882). W latach siedemdziesiątych pruskie ministerstwo oświaty, kilkoma zarządzeniami doprowadziło do całkowitego usunięcia języka polskiego jako wykładowego i jako przedmiotu. Największe opory przeciw pruskim szykanom wystąpiły w gimnazjum Marii Magdaleny. Tutaj wykładała liczna grupa Polaków, tu uczęszczali przyszli działacze: Maksymilian Jackowski, Bernard Chrzanowski i Cyryl Rataj ski; przyszli lekarze - społecznicy: Ludwik Gąsiorowski, Bolesław Krysiewicz i Tadeusz Szulc; przyszli poeci: Jan Kasprowicz. Edukacja stwarzała perspektywy głównie dla ludzi, którzy zamierzali poświęcić się pracy organicznej w przemyśle, handlu, budownictwie. W Poznaniu powstawały zakłady produkujące nie tylko narzędzia rolnicze ale maszyny i urządzenia dla przemysłu rolno-spożywczego. Szereg zakładów rzemieślniczych przechodzi na wyższe formy produkcji. Rozwija się nie tylko zakres budownictwa, ale udział w nim form i elementów uprzemysłowionych. Nie wystarczały już szkoły elementarne o poszerzonym programie nauczania, ani też średnia szkoła realna. W latach dziewięćdziesiątych Jan Rakowicz postulował najpierw w środowisku lokalnym, a potem w sejmie pruskim i we władzach centralnych założenie w Poznaniu szkoły technicznej średniego szczebla. Taka placówka rzeczywiście powstała w 1891 r. z zadaniem przygotowania fachowców dla budownictwa. Dość szybka fmalizacja pomysłu Rakowicza łączy się ze zmianą stosunku władz centralnych i lokalnych do kształcenia zawodowego. Wynikało to głównie z obaw przed wzrostem polskiego potencjału przemysłowego. Roman May tworzył w tym czasie zakłady chemiczne z udziałem robotników i kadry technicznej wyłącznie spośród ludności polskiej. Zaborcy postanawili więc tworzyć ośrodki szkolenia zawodowego przede wszystkim dla młodzieży niemieckiej z regionu, a nawet spoza jego granic. Miała ona uczyć się nie tylko zawodu, ale także poznawać możliwości osiedlenia się w Poznaniu i obejmowania kierowniczych stanowisk pracy. Nową placówkę dla budowlanych umieszczono doraźnie w wielokrotnie wykorzystywanej na cele oświatowe kamienicy przy ul. Wrocławskiej 17. W 1895 r. przy ul. Łąkowej wzniesiono trzykondygnacyjny gmach na planie prostokąta z lekko wysuniętą częścią środkową, z elewacjami z ciemnoczer

J. Modrzejewski

wonej cegły. Pierwotnie mieściło się tu dziewięć izb lekcyjnych. Po późniejszych dwukrotnych rozbudowach szkoła techniczna wzrosła do dwudziestu jeden sal. Rangę i walor tej i dalszych szkół technicznych starano się podkreślać, poprzez nadanie im cech pewnego monumentalizmu. Dotyczy to nie tylko elewacji, ale holu z szerokimi, wysokimi schodami, ozdobionego tutaj z obu stron mocno zaakcentowanymi pilastrami. Trzy lata później (1898) zaczęły się dyskusje między ministerstwem a władzami miejskimi na temat powołania szkoły budowy maszyn. Podobnie jak w przypadku szkoły budowlanej decyzje zapadły szybko. Wybrano też doraźne rozwiązania. U czelnię umieszczono w wynajętej kamienicy przy dzisiejszym placu Wiosny Ludów. Rząd domagał się zbudowania hali na stałe wystawy maszyn; pedagodzy - warsztatów na kursy dla majstrów rzemiosła. Władze miejskie, które miały finansować całą inwestycję stawiały na połączenie jednego i drugiego pod wspólnym dachem ls . Postanowiono zlokalizować nową placówkę w pobliżu Zakładów Naprawczych Kolei. Budowę rozpoczęto w 1905 r. i ukończono po dwóch latach. Stanął trzypiętrowy obiekt na planie prostokąta z dwoma lekko wysuniętymi ryzalitami w narożnikach, z wysoką wieżą dostawioną od strony wschodniej, w której znajduje się główne wejście. Sale wykładowe i pracownie znalazły się po obu stronach długiego, dość monumentalnego korytarza. Pierwotny ich podział i przeznaczenie zostało zatarte po licznych przebudowach. Do Szkoły Budowy Maszyn przyjmowano młodzież po ukończeniu sześciu klas średniej szkoły ogólnokształcącej i po dwóch latach praktyki w fabrykach. N auka trwała dwa i pół roku.

Krótko trwała też dyskusja na temat założenia szkoły handlowej i przemysłowej dla dziewcząt. W 1897 r zapadła decyzja o włączeniu do niej prywatnej Szkoły Gospodarstwa Domowego i stworzeniu odpowiedniej siedziby dla poszerzonej placówki. N a ten cel ofiarował swą willę nadradca Anderson przy dzisiejszej ul. Zwierzynieckiej. Obok wybudowano blok klasowy. W nie dalekim sąsiedztwie powstało trzecie gimnazjum im. Wiktorii Augusty. Zalążek jego istniał od 1853 r. jako oddział przy Szkole Realnej. Nowy, dość okazały obiekt, , powstał w ramionach dzisiejszych ulic Swierczewskiego i Grunwaldzkiej. Składa się z trzech części, przy czym środkowa jest szersza i wyższa (z wieżyczką o ośmiobocznym zwieńczeniu), dwie pozostałe są nieco niższe. Wszystkie utrzymane w stylu neogotyckim mają duże, charakterystyczne szczyty, portale i okna. Otwarcie gimnazjum nastąpiło w 1903 r. Budynki gimnazjum, Szkoły Budowy Maszyn i Szkoły Handlowo-Przemysłowej wkroczyły na słabo dotąd zainwestowane tereny nowo przyłączonych dzielnic. Dzięki swym pokaźnym rozmiarom i charakterystycznej architekturze zaczynały odgrywać wspólnie z kompleksami szkół podstawowych i kościołami, rolę dominant wśród lokalnej zabudowy.

Przypisy

1 M. i L. Trzeciakowscy: W dziewiętnastowiecznym Poznaniu, Życie codzienne miasta 1815 - 1914, Poznań 1982, s. 288.

2 Z. Kurzawa: Kościół p.w. Św. Kazimierza i dawny klasztor reformatów w: Katalog zabytków sztuki. Miasto Poznań; pod red. E. Linette i Z. Kurzawy. Cześć I. Ostrów Tumski i Środka z Komandorią. Warszawa 1983, s. 127. 3 M. Mott y: Przechadzki po mieście, tom II, Warszawa 1957, s. 380.

4 M. i L. Trzeciakowscy: W dziewiętnastowiecznym Poznaniu... op. cit, s. 289 - 290.

5 M. Mott y: Przechadzki po mieście... op. cit., t. II, s. 540.

6 Z. Ostrowska- Kębłowska: Architektura i budownictwo w Poznaniu w latach 1780 - 1880, Warszawa- Poznań 1982, s. 385. 7 M. i L. Trzeciakowscy: W dziewiętnastowiecznym Poznaniu... op. cit, s. 294.

8 W czasie walk o Poznań w 1945 r. szkoła uległa wypaleniu. Została odbudowana.

9 M. Mott y: Przechadzki po mieście... op. cit., tom II, s. 133 - 137.

10 Projektant jest nieznany. Gmach uległ wypaleniu w 1945 r. ale po odbudowie wrócił do poprzedniej postaci. 11 L. Słowiński: Nie damy pogrześć mowy, Poznań..., s. 17 - 19.

12 L. Słowiński, Tamże, s. 19 - 26; Projekt Edukacji Krajowej od Kaulfussa podanym, Pisma Pedagogiczne S. Staszica, opr. Zygmunt Kukuiski, Lublin 1926, s. 79 - 80. 13 M. i L. Trzeciakowscy: W dziewiętnastowiecznym Poznaniu... op. cit, s. 310 - 311.

14 M. Mott y: Przechadzki... op. d t, t II, s. 511.

15 S. Dybczyński: Szkolnictwo zawodowe w m. Poznaniu w: Księga Pamiątkowa Miasta Poznania. Dziesięć lat pracy polskiego zarządu stołecznego miasta Poznania, Poznań 1929, s. 385 - 393.

SZKOŁY W POZNANIU CZęŚĆ Tizecia

Krótki lecz burzliwy i charakterystyczny jest okres rozwoju szkolnictwa przypadający na lata międzywojenne. Mimo ograniczonych ram czasowych w porównaniu do dwóch poprzednich - w I Rzeczpospolitej i w zaborze, odznacza się rzeczywiście znacznym bogactwem wydarzeń. Przyczyny ich są złożone. Składają się na nie dążenie do szybkiego odrodzenia edukacji rodzimej na przekór trwałym i głębokim skutkom polityki wynaradawiania prowadzonej przez Prusaków, chęć dokonania gruntownych przeobrażeń w organizacji i programach nauczania w niełatwej sytuacji społecznej i ekonomicznej powstałej po odzyskaniu niepodległości, oraz obudzone i coraz bardziej potęgujące się ambicje uzyskania mocnej pozycji w układzie oświatowym kraju. Zetknięcie się tych trzech głównych tendencji z rzeczywistością ksztahującą się po I wojnie światowej nie mogło odbywać się bez pewnych trudności, kłopotów a nawet kolizji. Chodziło przecież nie o samo odtworzenie określonego

J. Modrzejewski

modelu edukacji, ale o wypracowanie w dużym stopniu nowego. Do tego potrzeba było pewnych wzorów, kadr pedagogicznych i budynków. W każdym z tych przypadków, wbrew gotowym na pozór receptom, trzeba było przełamywać poważne bariery. Chociaż np. organizacja i programy nauczania zostały dość wcześnie określone na tzw. szczeblu centralnym, czyli w Ministerstwie Wyznań Religijnych i Oświecenia Publicznego w Warszawie, to pełne ich wprowadzenie na ziemiach polskich b. zaboru pruskiego trwało kilka lat. Potrzeby kadrowe okazały się niełatwe do doraźnego zaspokojenia. Określona polityka władz zaborczych utrudniała w maksymalnym stopniu kształcenie się pedagogów - Polaków i wywoływała liczne emigracje najwybitniejszych do szkół we Lwowie, Krakowie i Warszawie. Werbunek kandydatów w odwrotnym kierunku nie mógł oczywiście rozwiązać problemów. Wreszcie w kwestii bazy lokalowej mogło się wydawać, że dość pokaźna liczba obiektów wystawionych w określonym celu przez Prusaków rozwiązuje wszystkie problemy. Także i to wyobrażenie okazało się przesadne. Czy wszystkie te sprawy, złożone i nie pozbawione nawet pewnego dramatyzmu, znalazły odbicie w publikacjach? Niestety tylko częściowo. Najpoważniejsze prace o charakterze syntetycznym dotyczą właściwie pierwszego dziesięciolecia. Są to cztery eseje przygotowane przez współtwórców i bezpośrednich obserwatorów wielkich przemian w ówczesnej edukacji: Adama Wrzoska - o narodzinach szkolnictwa wyższego, Ignacego Steina - o przekształceniach w szkolnictwie średnim, Sylwestra Dybczyńskiego - o podobnych sprawach w szkolnictwie zawodowym i Jana Bilińskiego - o przemianach w szkolnictwie powszechnym. Wszystkie te prace zostały umieszczone w "Księdze Pamiątkowej Miasta Poznania" wydanej w r. 1929.

Każda z nich jest poprzedzona rysem historycznym ukazującym sytuację przed odzyskaniem niepodległości przez Polskę, przy czym najdłuższy - dotyczący uniwersytetu, sięga czasów bardzo odległych dla przedstawienia wysiłków poznaniaków wokół stworzenia wyższej uczelni. Pozostałe służą konfrontacjom przed i po r. 1918. Autorzy zajmują się organizacją całego szkolnictwa oraz poszczególnych szkół w poprzednich i nowszych czasach, profilami i kierunkami nauczania, usytuowaniem ich oraz najogólniej - sytuacją lokalową. Podkreślają dużą pionierską rolę samych Wielkopolan przy inicjowaniu i tworzeniu zarówno pojedynczych ośrodków jak i całej sieci oświatowej. Warto , w ślad za nimi wymienić postacie prof Heliodora Swięcickiego (uniwersytet), dr Brunona Czajkowskiego i księdza Czesława Piotrowskiego (gimnazja) oraz Mieczysława Dworczyka, który nie tylko natychmiast przejął z rąk zaborcy szko, łę przy ulicy Wszystkich Swiętych, ale wziął udział w organizowaniu szkolnictwa powszechnego. Znamienne jest też tutaj podkreślenie sposobu potraktowania nauczycieli i uczniów niemieckich pozostałych na miejscu po traktacie pokojowym - kulturalne i przy zachowaniu wszystkich form prawnych. Drugie dziesięciolecie nie doczekało się tak szerokiego omówienia w piśmiennictwie historycznym. Mamy natomiast dwie, nierównej zresztą wartości, publikacje pamiętnikarskie - Zbigniewa Zakrzewskiego" Ulicami mojego Poznania" (Poznań 1985) i Władysława Czarneckiego" To byl też mój Poznań" (Poznań

1987). Pierwsza przynosi cenne informacje o zespołach pedagogicznych szkół wyższych i średnich, a niekiedy krótkie charakterystyki niektórych postaci. Należy wymienić w ślad za tą pracą szereg wybitnych pedagogów, z których niejedni stali się później bądź profesorami uniwersytetów, bądź luminarzami w innych placówkach. Należą do nich m. in. Stefan Balicki - powieściopisarz i krytyk literacki, Bogumił Krygowski - geograf, Kazimierz Kapitańczyk - chemik, Władysław Kowalenko - historyk, Jerzy Młodziejowski - geograf i muzyk, Jarosław Wit Opatrny, Jan Stoiński i Stefan Truchim - historycy, działacze kulturalni i (w ostatnim przypadku) autorzy dzieł o tradycjach szkolnictwa, Stefan Papee - polonista, Stanisław Kwaśnik - muzyk. Obok nich należy wymienić siostrę , Marię i Konstancję Swinarskie - dyrektorkę gimnazjum Dąbrówki oraz organizatorkę gimnazjum i liceum im. Klaudyny Potockiej, córki powstańca styczniowego oraz redaktora "Ziemianina" i "Dziennika Poznańskiego", następnie Bolesława Orgelbranda - dyrektora Wyższej Szkoły Budowy Maszyn, wnuka wydawcy wielotomowej "Encyklopedii Powszechnej", Romana Pollaka - polonistę wykładającego równolegle w gimnazjum Marii Magdaleny i na Uniwersytecie Poznańskim. W ogromnej dysproporcji wobec tego licznego i zasłużonego kręgu wymienionych i niewymienionych przez pamiętnik Zbigniewa Zakrzewskiego postaci pozostaje skromna liczba obszerniejszych monografii. Reprezentuje ją głównie , praca Mieczysława Stańskiego o Heliodorze Swięcickim (Warszawa - Poznań 1983) i dziełko z tej samej serii "Wybitni Wielkopolanie" o Antonim Stanisławie Juraszu - pióra Antoniego Łączkowskiego (Warszawa, Poznań 1987).

W innym pamiętniku - wymienionego wyżej Władysława Czarneckiego "To był też mój Poznań" - mamy m. in. przyczynki,niestety bardzo rzadkie i nie w pełni dokładne, nawiązujące do budownictwa i architektury szkół oraz niektórych ich projektów. Jest to więc niezwykle skromny materiał do tej wcale nie błahej sprawy, która w okresie międzywojennym miała szczególne znaczenie ze względu na wprowadzenie nowych form o cechach rodzimych i rozwiązań wynikających ze zmniejszających się wymogów funkcjonalnych. Po raz pierwszy stajemy wobec znamiennego faktu, że wszystkimi twórcami w tej dziedzinie byli Polacy. Niedostatki w publikacji ówczesnego głównego urbanisty Poznania starają się nadrobić, znów zresztą tylko częściowo, publikacje w czasopiśmiennictwie pojawiające się w ostatnich latach. Stąd potrzeba w naszej pracy szerszego uwzględnienia tej problematyki.

Rozwój szkolnictwa, zwłaszcza podstawowego, odbywa się przeważnie już po utrwaleniu zmian w układzie administracyjnym miasta. W Poznaniu przebiegał na przełomie dwóch najnowszych epok w sposób raczej nietypowy - niemal równolegle, a nawet trochę je wyprzedzał. Zanim bowiem doszło do całkowitego przyłączenia dzielnic spoza linii fortyfIkacji - Wildy, Jeżyc, Łazarza

J. Modrzejewskii Górczyna, trwała tam realizacja wielkiego planu nowej organizacji oświaty. Polegała ona na tworzeniu dużych, nieźle urządzonych i wyposażonych kompleksów dla prowadzenia współczesnej edukacji. N owe ośrodki starano się lokalizować zgodnie z aktualnymi wymogami poza traktami komunikacyjnymi, na izolowanych od innej zabudowy parcelach, ale w sąsiedztwie zarysowujących sie centrów dzielnicowych. Stanowiło to pod każdym względem kontrast w stosunku do starszych placówek podmiejskich. Ten niespotykany dotąd w dziejach Poznania rozmach urbanistyczny występował niemal równocześnie z zarządzeniami władz pruskich likwidujących resztki nauki języka i w języku polskim. Kiedy jednak zbliżał się finał przedsięwzięć budowlanych i apogeum wysiłków germanizacyjnych nastąpił radykalny zwrot w sytuacji. Było nim odzyskanie niepodległości przez Polskę. O ile najnowszy dorobek organizacyjny, programowy i materialny sprzyjał, a na ile utrudniał rozpoczęcie rodzimej edukacji? Niewątpliwie należy podkreślić postępy w warunkach, metodach i standardach. Natomiast hamulcem było dziedzictwo struktur, kierunków i profilów nauczania. Momentem pozytywnym było istnienie niedawno utworzonych dużych ośrodków z możliwościami wszechstronnego kształcenia młodzieży, problemem - konieczność gruntownej wymiany wyposażenia i pomocy naukowych. Do plusów należy zaliczyć nieodzowne w dawnej prymitywnej zabudowie takie elementy jak pracownie zajęć praktycznych, kuchnie przeznaczone do wydawania posiłków oraz urządzenia higieniczne (prysznice), przy czym funkcje żywieniowe i zdrowotne przejmują później domy rodzinne w rozwijającym się budownictwie. Obiektywną ocenę "remanentów" po zaborcy utrudnia zbytnie zasugerowanie się głównie okazałymi kompleksami budynków. W sumie było ich dziesięć w różnych dzielnicach. Gdy tymczasem ilość starszych, typu wiejskiego, o jednej i dwóch kondygnacjach z małymi i ciemnymi izbami stanowiła wciąż większy procent. Nie należy również zapominać, że nowe budynki szkolne, choć reprezentowały aktualnie stosowane formy architektury historycznej akcentowały przede wszystkim wzory budownictwa pruskiego. Poziom ich był niejednakowy. Obok zróżnicowanych w skali i skomponowanych w ciekawsze układy kompleksów, np. przy zbiegu ulic Jarochowskiego i Wyspiańskiego, znalazły się pojedyncze, przygniatające swą ciężkością gmachy przy ulicach Berwińskiego i Różanej 1. Polonizacja szkolnictwa powszechnego rozpoczęła się wprawdzie już w r.1919, lecz pierwszy, przejściowy etap trwał prawie trzy lata. Wprowadzenie tego etapu było konieczne z wielu względów. Zmieniała się np. w sposób żywiołowy i na skalę niecodzienną struktura ludności Poznania. W tym krótkim okresie wyjechało z miasta 50 tysięcy Niemców, napłynęło zaś 120 tysięcy Polaków. Nie pozostawało to bez wpływu na sytuację w szkolnictwie. Jak w kalejdoskopie przekształcał się skład narodowy i ilościowe obsady klas. Pod koniec okazało się, że dla pozostałej na miejscu mniejszości niemieckiej wystarczy jeden budynek (przy ulicy Garncarskiej 5). W okresie przejściowym starano się gorączkowo organizować kadry pedagogiczne. Gdy stało się jasne, że poważnych potrzeb nie zaspokoi ani ściąganienauczycieli - Polaków z terenu, ani nawet dość intensywny nabór z innych stron kraju, głównie Małopolski wschodniej, przystąpiono do organizowania kursów dokształcających dla miejscowych kandydatów. Rozumiano, że szczególnie w tym najniższym stopniu szkolnictwa potrzebny jest bliski i bezpośredni kontakt wychowawcy z uczniami. Przedstawiciele miejscowego społeczeństwa starali się też utrzymać obok typowych szkół powszechnych tzw. wydziałowe o bogatszym i bardziej praktycmym programie przeznaczone dla licznego tu kręgu synów drobnych kupców i rzemieślników. Zgodzono się jedynie z różnych względów na ograniczenie klas z 9 na 6. Niestety nie udało się ich utrzymać w drugim dziesięcioleciu. UnifIkacja organizacji i planów nauczania szkolnictwa na ziemiach byłego zaboru pruskiego z wzorcami ogólnopolskimi dokonała się w r.1921. Oznaczało to pełne odrodzenie edukacji narodowej po półtorawiekowej przerwie. Nie było to jednak jednoznaczne z likwidacją wszystkich kłopotów. Utrzymywały się jeszcze przez pewien czas braki w kadrach pedagogicznych, wyposażeniu i sprzęcie. Dodatkowy problem stworzyły zmiany granic miasta przeprowadzone już w r.1925. Wtedy to przyłączono do Poznania Główną, Winiary, Dębieć, Rataje, Starołękę, Naramowice i Komandorię. Powodowało to znaczne rozszerzenie ogólnomiejskiej sieci oświatowej. Sytuacja na nowo przyjętych terenach odbiegała od tej, jaką zastano w dzielnicach wcześniej włączonych. Na niektórych utrzymywały się ciągle małe placówki typu wiejskiego (Główna, Dębieć, Winiary), na innych nie było ich jeszcze wcale i dzieci, zresztą coraz liczniejsze, były zmuszone do dalekich wędrówek za Wartę (np.z Komandorii i Rataj). Władze miejskie zdawały sobie sprawę z tych mankamentów. Opracowały nawet plany rozbudowy placówek, ale na ich urzeczywistnienie długo nie mogły się zdobyć. Po dziesięciu latach od odzyskania niepodległości liczba szkół powszechnych wyniosła - według Bilińskiego - 23, a wydziałowych - 6. Uczęszczało do nich łącznie prawie dwadzieścia tysięcy przedstawicieli naj młodszego pokolenia. Cytowany wyżej autor ocenia tę sytuację na tle kraju dość optymistycznie. Zaznacza, że wiele placówek posiadało aulę, dysponowało bibliotekami, prowadziło systematyczne dożywianie (wydawanie śniadań). W tym czasie urządzono pierwsze gabinety psychotechniczne, prowadzono zajęcia praktyczne (prace ręczne dla chłopców, gospodarstwo domowe dla dziewcząt), zwracano uwagę na higienę osobistą (w 13 szkołach były prysznice). Zainaugurowano wreszcie opiekę pozaszkolną m.in. poprzez urządzenie dwóch tzw. sierocińców (przy Drodze Dębińskiej i na Jeżycach) z odpwiednimi budynkami i urządzeniami rekreacyj. l nY1TI1. Ta opinia wydaje się jednak zbyt jednostronna. W innym miejscu wspomina się bowiem o istnieniu 16 szkół prywatnych, które uzupełniały miejskie. Warunki tam bywały pod każdym względem skromniejsze. Jest też rzeczą znamienną, że we wspomnianych planach inwestycyjnych na lata 1929 - 33 przewiduje się obok budowy względnie rozbudowy 4 szkół na peryferiach, postawienie aż 7 nowych obiektów na terenach pozornie dobrze zorganizowanych (2 na Wildzie, 4 w śródmieściu i 1 na Górczynie).

J. Modrzejewski

Mankamentów w sieci oświatowej nie należy jednak kłaść na karb niedostatków i zaniedbań w dawnej polityce oświatowej władz pruskich. Miasto w odrodzonej Polsce rozwijało się szybko, wzrastało nieproporcjonalnie zaludnienie. Władze miejskie stawały więc pod silną presją postulatów lub wręcz żądań społeczeństwa dotyczących nowego budownictwa. Aktualnie sprzyjającym momentem stała się organizacja Powszechnej Wystawy Krajowej w r.1929. Skorzystały z niego wszystkie rodzaje szkolnictwa. W przypadku najniższego należy wymienić realizację dużego obiektu przy ulicy Widnej na Winiarach. W. Czarnecki pisze w swoim pamiętniku, że decyzję budowy podjęto dla doraźnego wykorzystania budynku na cele hotelowe, że projekt opracował architekt Jerzy Tuszowski, że w tamtym czasie zdołano postawić tylko jeden z dwóch członów, drugi natomiast po r.1945 i w ten sposób doszło do niefortunnego połączenia dwóch niespójnych części. Wydawca tej publikacji Janusz Dembski stwierdza jednak w przypisach, że twórcą projektu był architekt Sylwester Pajzderski. Faktem jest jednak, że obiekt został zakomponowany i postawiony w jednym czasie w postaci jednego trzykondygnacyjnego bloku z dodatkiem sali gimnastycznej. Ani w wyglądzie zewnętrznym - bryła o wysokim ceramicznym dachu z prostą elewacją od wschodu i nieco rozczłonkowaną z przeciwnej strony, z dodatkiem 2 wieżyczek i przypór, ani też w układzie wewnętrznym nie stanowi jakiejś składanki, lecz rzecz jak najbardziej jednolitą. Problem autorstwa jest otwarty, niestety nie tylko w tym przypadku. Powtórzy się jeszcze kilkakrotnie. Jedno tylko uległo zmianie - szkoła usytuowana na wysokiej skarpie, dawniej prezentująca się efektownie z dalszej nawet odległości, obecnie jest szczelnie obudowana wysokimi domami. Kolejna inwestycja to przebudowa szkoły przy ulicy Bosej na Górczynie. Po tej operacji stanowi ona jeden blok złożony z dwóch elementów o różnej wysokości (4 i 5 kondygnacji), z dachem płaskim, wysuniętym nieco aneksem na główne wejście, a nad nim taras. Elewacje są zróżnicowane, nie ma tu auli, ale jest sala gimnastyczna, kuchnia i stołówka. Przeznaczenie obu nowych obiektów, mimo jednakowej wielkości (po 16 izb), było nietypowe. Pierwszy po Wystawie Krajowej służył jako szkoła dla dziewcząt, drugi - jako szkoła specjalna. Następne trzy przedsięwzięcia reprezentują różne walory. Tylko 7 izb (i klas) ma nie duży obiekt nawiązujący częściowo do form dworku szlacheckiego - od frontu parterowy, z wystawką na piętrze, z dachem wysokim, łamanym, z asymetrycznym skrzydłem i tarasem od tyłu. Wzniesiono go w latach 1935 - 8 przy ul. Rubież w Naramowicach według projektu architekta Mariana Andrzejewskiego. Obecnie służy filii Szkoły Ogrodniczej w Rokietnicy. Kolejny budynek powstał w latach 1936 - 8 przy ul. Inowrocławskiej w zespole domków jednorodzinnych w Osiedlu Warszawskim. Projektant Stanisław Kirkin planował tu kompleks dwuskrzydłowy, skończyło się jednak na jednym elemencie. Usytowano go podobnie jak na Winiarach i na Górczynie, prostopadle do ulicy. Wprowadzono też pewne zróżnicowanie elewacji, przy czym od przodu ustawiono nieco wyższą, kwadratową część komunikacyjną z pasmem sprzężonych pionowo okien oraz dodano parterowy aneks wejściowy. Dachy - znów płaskie.

Salę gimnastyczną dodano dopiero po wojnie. Na koniec trzeci, najskromniejszy obiekt w postaci parterowego pawilonu zbudowano w r. 1936 - 8 przy ul. Sarmackiej. Stanął w ówczesnym centrum oszczędnościowego osiedla dla bezrobotnych, zaprojektowanym przez późniejszego marszałka Mariana Spychalskiego. Czy marszałek był również twórcą projektu samej szkoły? - nie wiadomo. Realizację podjęto bowiem rok po jego wyjeździe do Warszawy. Obecnie nie ma już śladu po tamtym osiedlu, a sam pawilon rozbudowano tworząc obiekt na rzucie podkowy z 9 izbami i salą do zajęć praktycznych. Międzywojenny dorobek w zakresie szkolnictwa powszechnego nie jest zatem zbyt imponujący.Objął w zasadzie tylko dzielnice najmniej zainwestowane, włączone po r. 1925. Tymczasem ludność miasta wzrosła w dwudziestoleciu prawie dwukrotnie. Usprawiedliwieniem dla niedostatecznych efektów inwestycyjnych mogą być skutki ciężkiego kryzysu gospodarczego. Gros przedsięwzięć przypada więc na ostatnie lata przed wybuchem wojny. Nowy zespół budynków szkolnych wprowadza rodzime akcentyarchitektoniczne. Są to albo formy nawiązujące do polskiego baroku (szkoły przy ul. Widnej i Rubież), albo skromne elementy modernistyczne odznaczające się dużą prostotą i funkcjonalnością (obszerne, wysokie izby usytuowane wzdłuż szerokich korytarzy, z pełnym oświetleniem). Podobne cechy wystąpią w obiektach pozostałych rodzajów szkół.

II

W II Rzeczypospolitej wzrasta rola i znaczenie wykształcenia średniego.

W Wielkopolsce, gdzie zawsze wykazywano troskę o warstwę inteligencji, ambitne starania hamowała polityka zaborcy. Z dużym trudem udawało się kształcić przyszłych przedstawicieli tzw. wolnych zawodów, z jeszcze większym wysiłkiem przychodziło przygotowywać przyszłe kadry administracyjne i techniczne. Dlatego dość wcześnie i energicznie przystąpiono do polonizacji i reorganizacji szkolnictwa średniego. Przykład dało gimnazjum Marii Magdaleny, w którym z inicjatywy księdza prof Juliana Janickiego wprowadzono w grudniu 1918 r. język polski i historię. Pierwszy nowy rok szkolny ropoczęto tu i gdzie indziej 1 marca następnego roku. Tym inicjatywom towarzyszyły kłopoty i trudności podobne jak przy inauguracji edukacji elementarnej. Nie odbyło się więc bez etapu przejściowego. Ważną decyzją stała się likwidacja państwowego charakteru szkół niemieckich. Uczennice - Niemki przeszły z liceum Ludwiki do placówek prywatnych. Chłopcom wyznaczono zaś budynek gimnazjum Fryderyka Wilhelma przy ulicy Strzeleckiej. Początkowo jeszcze zarówno uczniowie jak i nauczyciele tej narodowości uczęszczali do innych placówek, ale odpływ żywiołu obcego wprędce położył kres tej praktyce. Polonizacja szkół odbywała się niemal równolegle z wprowadzaniem nowej organizacji, kierunków i profilów nauczania. Od lutego 1920 r. obniżono okres nauki z 9 do 8 lat, dokonano podziału na placówki humanistyczne, matematyczno-przyrodnicze i klasyczne, wprowadzono 5-letnie seminaria nauczycielskie.

J. Modrzejewski

Najstarsze i zasłużone w walce o utrzymanie języka ojczystego gimnazjum Marii Magdaleny pozostało klasycznym ze względu na bogatą tradycję, zachowało swą siedzibę przy placu Bernardyńskim, otrzymało kolejno dyrektorów - Polaków - Ignacego Steina i Dezyderego Ostrowskiego. W gmachu szkoły reaftiej im. Bergera utworzono gimnazjum matematyczno-przyrodnicze, w budynku naprzeciwko - znalazła się wspomniana prywatna placówka niemiecka (przejścio, wo), najnowszy obiekt przy ul. Swierczewskiego pod wezwaniem Augusty Wiktorii przeznaczono na gimnazjum humanistyczne im. Karola Marcinkowskiego. Filia tego ostatniego (6 klas) zajęła początkowo obiekt przy ul. Wyspiańskiego 8. Po ukończeniu gmachu Wyższej Szkoły Handlowej zajęła jego skrzydło przy ul. Składowej już jako gimnazjum im. Ignacego Paderewskiego. Szóste, również nowo zorganizowane im. Jana Kantego zostało najpierw ulokowane w części gmachu przy ul. Różanej (dyrektor Jarosław Wit Opatrny), później (w r. 1922) przeniesiono na ulicę Strzelecką na miejsce niemieckiego, które zmieniło też swą siedzibę. Zamiast jedynego dawniej liceum im. Ludwiki powstało polskie gimnazjum żeńskie im. Dąbrówki (przy ul. Młyńskiej), a w r. 1920 drugie - im. Zamoyskiej, początkowo przy ul. Matejki 56, później przy tej samej ulicy nr 8 (gmach dawnego liceum P. Sachse). Reaktywowano też i uzupełniono sieć polskich placówek prywatnych.Przy placu Wiosny Ludów zaczęło znów działać w r. 1919 liceum im. Królowej Jadwigi pod przewodnictwem Aleksandry Słomińskiej i Lucyny Sokolnickiej. Rok później obie właścicielki postanowiły rozdzielić zakład, tworząc dwie odrębne szkoły - jedna pod wezwaniem pierwotnym, druga - Najświętsze 9 0 Serca Jezusowego. Część tego ostatniego umieszczono w obiekcie przy ul. Swiętego Marcina. Obie otrzymały prawa państwowe. 2 Po raz trzeci zaczęły organizować gimnazjum S.S.Urszulanki. Poprzednia siedziba tej uczelni była jednak zajęta przez w.w. placówki, wobec tego zdecydowały się ponownie na budowę nowego gmachu. Wzniesiono go w latach 1922 - 23 przy Alei Niepodległości 41. Autorem projektu był najwybitniejszy obok Rogera Sławskiego architekt poznański Stefan Cybichowski. Stworzył on koncepcję trzypiętrowego budynku (z wysoką partią w przyziemiu) w typowych formach neobarokowych - z wysokim dachem mansardowym, wielkim portalem w środku i innymi elementami tego stylu (m.in. okrągłe okna obok portalu). Na początku lat trzydziestych ten sam projektant opracował koncepcję kolejnego obiektu, ale już w formach modernistycznych (tuż obok wymienionego). Rozwój szkolnictwa średniego w Poznaniu odbywał się odtąd przy udziale inicjatyw prywatnych. Dotyczyły one najpierw propozycji organizacyjnych i programowych, potem tworzenia przejściowych siedzib w wynajmowanych lokalach, przeważnie szkolnych, wreszcie podejmowania inwestycji. Wobec tego, że utrzymywał się tradycyjny podział na szkoły dla dziewcząt i chłopców, poszczególni właściciele byli zmuszeni finansować budowę osobnych placówek Tak działo się np.na Łazarzu i na Wildzie, gdzie powstały podwójne kompleksy.

Znamienną ewolucję przeszły zabiegi ks. Czesława Piotrowskiego - dawnego prefekta w uczelni Bergera. Założył on początkowo prywatną szkołę powszechną, przy której utworzył klasę z programem I klasy gimnazjalnej. Następnie uzy

skał pozwolenie na założenie szkoły średniej. Wcielił wówczas do swojej placówki trzy klasy wcześniejszego gimnazjum, również prywatnego, im.Tomasza Zana (mieściły się one przy ulicy Garncarskiej) i rozpoczął budowę nowego obiektu im.A.Mickiewicza przy ulicy Głogowskiej (naprzeciw kościoła). Otwarto go w r.1927. 3 Budynek reprezentuje również formy historyczne; elewację dzielą równomiernie cztery kanelowane pilastry, ostatnia (czwarta) kondygnacja jest spiętrzona w środku tworząc skromny trójkątny szczyt. Ten sam rodzaj pilastrów ozdabia hol (dość wąski) oraz aulę (z charakterystycznym obejściem i balkonami) na samej górze. Wyposażono go w pracownie: fizyko - chemiczną, przyrodniczo - geograficzną, rysunków, robót ręcznych,salę gimnastyczną z natryskami,gabinety lekarskie itd. Ks. Piotrowski zdecydował się trzy lata później na wzniesienie w jego sąsiedztwie drugiego gmachu dla dziewcząt im. Juliusza Słowackiego (obecnie Szkoła Muzyczna). Obiekt ten o tej samej wysokości co pierwszy, odbiegał od niego uproszczonymi formami architektonicznymi (bez szczytu, pilastrów i ozdobnego wejścia) i układem wewnętrznym (izby lekcyjne otaczały z trzech stron korytarze), przez co stracił smukłość swego poprzednika. Niższy był również standard wyposażenia. Podobną wytrwałość i zapobiegliwość w dążeniu do tworzenia własnych szkół wykazywali dwaj kolejni partnerzy dawnego prefekta - dr Brunon Czajkowski i prof. dr Jan Sajdak. Starali się wypełnić luki w ówczesnej sieci średnich placówek oświatowych na Jeżycach i Wildzie.Pierwszy zmierzał do celu znaną już drogą ewolucyjną. Zorganizował zakład przejmując uczniów z wcześniejszego tzw. pedagogium wielkopolskiego, które znów grupowało młodzież z prywatnych kursów gimnazjalnych księdza Damsa. Uzupełnił tę gromadkę nowymi kandydatami i ulokował ich częściowo w poprzedniej siedzibie pedagogium przy ul. Szamarzewskiego 13, częściowo w budynku przy ul. Mylnej 5 (dziś Romka Strzałkowskiego). Było to na początku r. 1927. Placówka dra Czajkowskiego obejmowała 4 klasy szkoły powszechnej (taką samą utrzymywał ks.Piotrowski przy gimnazjum A. Mickiewicza) oraz siedem oddziałów gimnazjalnych. W r. 1932 to rozproszenie zlikwidowała nowa siedziba uczelni postawiona przy tej samej ulicy Mylnej w postaci modernistycznego bloku złożonego z wysuniętej nieco, wyższej części środkowej i dwóch niższych skrzydeł (dziś mieści niektóre wydziały uniwersytetu). Krótsza i prostsza była droga prof dr Jana Sajdaka. Ten rektor Uniwersytetu Poznańskiego w latach 1931 - 32 przedwcześnie urlopowany z powodu manifestowania protestu przeciw obozowi koncentracyjnemu w Brześciu, założył rok później Collegium Marianum. Mieściło się ono zrazu w wynajętych lokalach mieszkalnych w domu przy zbiegu ulicy Stromej (dziś Niedziałkowskiego) i Wierzbięcice. Przeniosło się następnie w r. 1933 do nowego gmachu w głębi parceli przy ul. Różanej. Front tej parceli wypełnił drugi obiekt dla dziewcząt. Pierwszy - 3 kondygnacyjny, podzielony na dwa równoległe człony z 14 izbami i aulą na szczycie, posiadał skromny element dekoracyjny nad wejściem, sąsiedni - 4 - kondygnacyjny, z innym układem wewnętrznym, tworzył blok z dwiema lekko wysuniętymi partiami komunikacyjnymi,bez żadnych detali ozdobnych.

J. Modrzejewski

Liceum Knothego, pocztówka ok. 1914 r.

Ze zbiorów Muzeum Historii M. Poznania

Projektantem budynków pięciu prywatnych gimnazjów był Adolf Piller - nauczyciel Szkoły Budownictwa. Kładł on główny akcent nie tyle na oryginalność brył, ile na sprawną funkcjonalność. Stąd ich małe zróżnicowanie (wyjątek - gimnazjum im. A. Mickiewicza). Pewien regres stanowi usytuowanie każdego z nich - albo tuż przy ruchliwej arterii komunikacyjnej (ul. Głogowska), albo w zwartej zabudowie mieszkalnej, a nawet fabrycznej (ul. Różana). W sumie było to jednak pożyteczne uzupełnienie dotychczasowego dorobku. Prywatne szkoły średnie z niemieckim językiem wykładowym zajęły ostatecznie obiekty powstałe przed wojną - obydwa przy ul. Krakowskiej. Do pierwszego o profilach matematyczno - przyrodniczym i humanistycznym uczęszczali tak chłopcy jak i dziewczęta - od r. 1922, do drugiego - Below - Knothe - chłopców przyjmowano tylko do klas wstępnych. Nowym elementem architektonicznym stała się wysoka sala gimnastyczna z dachem ceramicznym postawiona od strony ul. Królowej Jadwigi krótko przed r. 1939. Pod koniec okresu międzywojennego powstała jeszcze jedna polska placówka dla dziewcząt - gimnazjum im. Klaudyny Potockiej. Zajęło ono część pomieszczeń przy ul. Młyńskiej. Organizatorkąjego była Konstancja Swinarska - siostra Marii, dyrektorki "Dąbrówki". Starania o dalszy rozwój tego szkolnictwa, m. in. o translokacje do większych budynków względnie budowę nowych nie przyniosły jednak skutków. Również seminaria nauczycielskie - im. Ewarysta Estkowskiego, Marii Konopnickiej i późniejsze musiały korzystaćze starej, już dość wysłużonej substancji lokalowej (m. in. przy ul. Długiej 41, Ratajczaka 30).

Niełatwe były problemy inwestycyjne, nie lepiej wyglądały sprawy kadr nauczycielskich. Zajmowała się nimi już przed odzyskaniem niepodległości tajna organizacja polska (należała do niej m.in. Maria Swinarska), ale potrzeby przerastały aktualne możliwości. Był to skutek polityki władz pruskich, które stwarzały wszelkie trudności nie tylko w kształceniu, ale i w zatrudnianiu pedagogów - Polaków. Ignacy Stein pisze, że w r. 1919 do dyspozycji na miejscu było zaledwie 11 osób. Zwrócono się więc do ludzi tej profesji w terenie, przeprowadzono werbunek w innych regionach kraju. Rezultaty okazały się jednak niedostateczne. Sięgnięto zatem do kandydatów ze szkół powszechnych i wydziałowych oraz seminariów. Stopniowo sytuacja uległa poprawie, ale o pełnej stabilizacji trudno było mówić w ciągu całego okresu międzywojennego. Zmieniali się nie tylko dyrektorzy, np. Jarosław Wit Opatrny kierował najpierw gimnazjum im. Jana Kantego, potem Collegium Marianum, ale poszczególni wykładowcy, m. in. łacinnik Franciszek Dubas, poloniści Witold Nawratil i Witold Kochański, przyrodnik Jan Brzóska, którzy występowali w różnych zespołach nie tylko państwowych i prywatnych, ale w uczelniach żeńskich i męskich. Wśród pedagogów szkół średnich nie brakowało ludzi wybitnych w swym zawodzie. Niektórych wymienialiśmy w ślad za informacjami Zbigniewa Zakrzewskiego. Listę tę należałoby jeszcze uzupełnić o takie postacie jak dr Adam Wiegner, późniejszy prof. logiki na Uniwersytecie Poznańskim, Paweł Roszko i Witold Jankowski - kolejni profesorowie Politechniki Poznańskiej (drugi był dyrektorem), Karol Górski - później historyk na Uniwersytecie im. M. Kopernika w Toruniu, czy Władysław Lam - w przyszłości kierownik katedry w Politechnice Gdańskiej. Marian Zawidzki został mianowany kuratorem śląskiego okręgu szkolnego, Stanisław Olejniczak - łacinnik i Witold Przybylski - nauczyciel wychowania fIzycznego przeszli do szkoły polonijnej w Bytomiu. Trudno zresztą w takim opracowaniu o pełny wykaz nazwisk. Odrodziły się w niektórych szkołach tradycje wystawiania spektakli uczniowskich znane z kolegiów Lubrańskiego i Jezuickiego. Np. w auli gimnazjum Marii Magdaleny wystawiono kilka tragedii greckich m. in. "Persów" Ajschylosa, a w Teatrze Polskim "Filokleta" Sofoklesa. W gimnazjum im. A. Mickiewicza młodzież odegrała sztukę Jana Kochanowskiego "Odprawa posłów greckich", przedstawiła montaż utworów Wergiliusza, zorganizowała wieczór Kasprowiczowski. W ogóle aule szkolne były miejscem licznych imprez, koncertów i akademii urządzanych pod opieką znanych poza murami uczelnianymi nauczycieli, np. Stefana Papce czy Karola Broniewskiego. N a zakończenie wypada wspomnieć o reorganizacji w pierwszych latach trzydziestych, która wprowadziła podział na gimnazja i licea z określonymi korektami programowymi oraz o długoletnich, poważnych wysiłkach niektórych placówek o uzyskanie praw uczelni państwowych (m. in. B. Czajkowskiego), które stały się bodźcem do podnoszenia poziomu nauczania.

J. Modrzejewski

III

Krótsze w swym zakresie historycznym, skromniejsze w zakresie osiągnięć pedagogicznych i uboższe w efekty materialne jest dziedzictwo szkolnictwa*zawodowego. Prusacy długo starali się ograniczać i hamować jego rozwój, a gdy pod koniec XIX wieku zmienili swe stanowisko zrobili to z powodów dość złożonych. Tym razem nie chodziło tylko o sprawy języka polskiego, ale także o względy ekonomiczne. Wzrastał w tym czasie potencjał i rozszerzały się gałęzie przemysłu i rzemiosła w Poznaniu, przy czym największe inicjatywy w tych przedsięwzięciach wykazywali Polacy. Nie mogąc powstrzymać owych trendów, zaborcy postanowili podporządkować je swoim celom. Drogą do tego było przygotowanie własnych kadr, zresztą nie tylko miejscowych, które by przejęły bardziej eksponowane miejsca i stanowiska. N a tej fali wyrosły podstawowe placówki edukacyjne - Szkoła Budownictwa, Budowy Maszyn i Handlowo - Przemysłowa dla dziewcząt. Dwie pierwsze korzystały z pewnych wcześniejszych, trzecia była raczej zjawiskiem nowatorskim. Każda z nich otrzymała nową, własną siedzibę, przy czym najmniej okazała była ta ostatnia - w willi przy ul. Zwierzynieckiej 4. Niedługi, kilku - lub kilkunastoletni czas ich istnienia nie mógł przynieść większych rezultatów, a klęska Niemiec i odrodzenie państwa polskiego położyły ostateczny kres zamiarom zaborcy. Stan, jaki odziedziczyły władze rodzime, wytyczały kierunki doraźnych poczynań oraz określały wnioski dotyczące rozwoju tego szkolnictwa w przyszłości. W statystyce wygląda to następująco: w r. 1921-22 działało siedem placówek, w r. 1927-28 już trzynaście nie licząc kursów zawodowych. W obu przypadkach widać postęp wobec sytuacji przedwojennej, przy czym w pierwszym oznacza to poszerzenie skromnej sieci o placówki państwowe i miejskie uzupełniających kierunków - Szkoła Dokształcająca Przemysłowa, Szkoła Handlowa, lub z nowych - Rzemieślnicza, a przede wszystkim Szkoła Sztuk Zdobniczych. W drugim zaś terminie rzecz polega na wprowadzeniu wąsko branżowych placówek dokształcających cechów: rzeźnickiego, krawieckiego i fryzjerskiego, gospodar, czej (pod wezwaniem św. Rodziny przy ul. Sw. Marcina 69), zorganizowaniu Liceum Handlowego Izby Przemysłowej, powołaniu do życia Szkoły Ogrodni. 4 czeJ. Dążności do wyodrębniania węższych, specjalistycznych kierunków nauczania występowały zresztą od samego początku. Utworzono w ten sposób Państwową Szkołę Mierniczo - Melioracyjną z jednym, potem dwoma wydziałami (1924-5) i Szkołę Ceramiczno - Ceglaną (zlikwidowana po kilku latach). Obie ulokowano w gmachu przy ul. Łąkowej. Uruchomiono też pierwszą szkołę fabryczną pod patronatem zakładów Cegielskiego. W r. 1925 wprowadzono do niej podział, według którego uczniowie uczęszczali na zajęcia poranne, a rzemieślnicy wieczorem. Zakład sfinansował dla niej własną siedzibę (projekt Stanisława Mieczkowskiego). Władze oświatowe traktowały wykształcenie zawodowe w sposób dwojaki.

W pierwszym chodziło o umożliwienie młodzieży nabycia podstawowych in

Dziedziniec szkoły jezuickiej, fot. przed 1939.

Ze zbiorów Muzeum Historii M. Poznania. Repr. L. Perz, F. Maćkowiakformacji i umiejętności dla wykonywania wybranych funkcji rzemieślniczych, w drugim zaś - o uzupełnienie o wiedzę fachową nauki gimnazjalnej. Dotyczyło to np. Szkoły Mierniczo - Melioracyjnej i Szkoły Sztuk Zdobniczych. Interesująca jest zwłaszcza historia tej ostatniej. 5 Już na wiosnę 1919 r.

powstał komitet organizacyjny, w skład którego weszli wybitni twórcy wielkopolscy: Wiktor Gosieniecki - malarz i witrażysta, Jan Wroniecki - grafIk, Marcin Rożek - rzeźbiarz, Kazimierz Ulatowski - architekt i Bronisław Preibisz - fotografIk. W jesieni zaczęto przyjmować pierwszych uczniów, a dyrekcję nowej placówki powierzono Fryderykowi Pautschowi. Grono wykładowców utworzyli przybysze z Bydgoszczy, Warszawy i Krakowa - Stanisław Jagmin (ceramik), Władysław Roguski, Zdzisław Eichler i Bronisław Bartel (malarze), Jan Wysocki (rzeźbiarz) i Karol Mondral (grafIk). Pierwotnie wskazana siedziba (w Szkole Budownictwa) nie odpowiadała warunkom, stąd zdecydowano się wynająć od parafti farnej zabytkowy budynek pojezuicki, dawną siedzibę gimnazjum Marii Magdaleny. Zaadaptował go do nowych celów architekt Roger Sławski.

J. Modrzejewski

Szkoła Sztuk Zdobniczych, początkowo miejska, potem państwowa nawiązywała do popularnego na Zachodzie typu uczelni kształcącej artystów dla potrzeb przemysłu, głównie meblarskiego, ceramicznego i włókienniczego (kilimkarstwo). Absolwenci zyskali poważny udział w pracach nad wystrojem wielu kościołów, odegrali dużą rolę w promocji sztuki ludowej, uczestniczyli w wystawach na terenie Targów. Już w r. 1925 prace uczniowskie znalazły się na Wystawie Sztuki Dekoracyjnej w Paryżu.

W tym samym roku nastąpiła zmiana na stanowisku dyrektora, Fr. Pautscha zastąpił Karol Maszkowski. Wprowadził on nowy wydział architektury wnętrz, który zresztą sam prowadził. Poza tym działało od r. 1927 pięć wcześniejszych - malarstwa dekoracyjnego i witrażownictwa, grafIki i introligatorstwa, rzeźby w metalu i brązownictwa, ceramiczny i tekstylny. Dziesięć lat później szkoła, podobnie jak jej odpowiedniki w Krakowie, Lwowie i Warszawie, otrzymała status uczelni wyższej jako Instytut Sztuk Plastycznych. Wcześnie też zaczęto organizować Szkołę Muzyczną. W r. 1923 przeniosła się do kamienicy przy ul. Ratajczaka 31. Kierownikiem jej został dr Wacław Piotrowski. Prowadził on jednocześnie klasę skrzypiec, klasą śpiewu opiekował się tenor Włodzimierz Malawski, a klasą fortepianu - prof. Jan Skrzydlewski. Uczelnia łączyła trzy stopnie szkół - miała klasy wstępne, licealne i akademickie. Uczono tu teorii, prowadzono naukę gry na instrumentach. Otworzono tu poza tym wydziały: dramatyczny, operowy i muzyki kościelnej.6 Perspektywę przekształcenia Szkoły Budowy Maszyn (przy placu Marii Curie Skłodowskiej) na Politechnikę rozważano już po odzyskaniu niepodległości. Sprawa ta nie doszła do skutku z powodu niechęci władz centralnych i mało stanowczej postawy władz lokalnych. Zmiany ograniczyły się do pewnych zamierzeń inwestycyjnych - pięciokrotnie rozbudowano warsztaty i laboratoria szkolne, co pozwoliło kandydatom odbywać na miejscu praktykę, przy czym do dyspozycji otrzymywali znacznie nowocześniejsze urządzenia techniczne niż stosowane wówczas w przemyśle. Młodzież przyjmowano tu, podobnie jak w Szkole Zdobniczej, po ukończeniu kilku lat nauki w gimnazjum (sześciu zamiast czterech - jak poprzednio). Podniesienie uczelni do rangi szkół wyższych nastąpiło dopiero po II wojnie światowej Dużą szansę rozwojową zyskały natomiast szkoły handlowe. Wpływały na to ambicje mocnego tutaj środowiska kupieckiego oraz potrzeby wynikające z istnienia targów. Najwcześniej, bo już w r. 1919 zorganizowano placówkę pod zarządem miasta. Inicjatorem i pierwszym jej dyrektorem został Sylwester Dybczyński, zastąpił go po dwóch latach Jan Ligocki. Nauka trwała dwa lata. W r. 1925-26 utworzono klasy żeńskie, a dwa lata później - nowy dział dla szkolenia przyszłych kelnerów. Równolegle działała Państwowa Żeńska Szkoła Handlowo - Przemysłowa, która przeszła kilka reorganizacji i ostatecznie zajęła się przygotowaniem kadr dla rzemiosła. Obie placówki nie spełniały jeszcze pełnych nadziei, stąd kolejne przedsięwzięcie, tym razem Izby Przemysłowo - Handlowej. Utworzyła ona w 1925 r. Liceum Handlowe, do którego przyjmowano młodzież po ukończeniu 6 klas gimnazjalnych lub szkoły wydziałowej. Ale i ono nie zaspokajało wzrastającychpotrzeb. Ta sama Izba zdecydowała się powołać rok później Wyższą Szkołę Handlową dla kształcenia kadr animatorów i organizatorów życia gospodarczego kraju. Największym problemem wszystkich placówek szkolenia handlowego był brak odpowiednich pomieszczeń. Zajmowały one stare i nie przystosowane do tego celu lokale, m. in. siedzibę dawnego oddziału poczty przy ul. Wrocławskiej. Liczne starania dla zmiany tej sytuacji przyniosły wreszcie zdecydowanie na skalę niecodzienną efekty w postaci dwóch okazałych gmachów. J eden z nich - dla Miejskiej Szkoły Handlowej, zlokalizowany przy ul.

Śniadeckich, powstał, podobnie jak równolegle szkoła powszechna na Winiarach, dzięki włączeniu do planu infrastruktury Powszechnej Wystawy Krajowej. Stwarzało to nie tylko korzystną sytuację finansową dla podjęcia inwestycji, ale sprzyjające warunki dla zaprojektowania nietypowego gmachu. Autor koncepcji - architekt Stefan Cybichowski odszedł od ówczesnego stereotypu budynku na planie prostokąta z niewielkimi modyfikacjami na rzecz partii z pionami komunikacyjnymi, tworząc rozczłonkowaną bryłę z wyraźnie zaakcentowanymi ryzalitami w częściach narożnikowych i w środku. Pięciokondygnacyjny budynek zyskał na monumentalności przez wprowadzenie podwójnych schodów od frontu, niespotykanej wysokości kondygnacje (posiadają po 4 m), mocne podkreślenie zwieńczenia dachów.W elewacji tylnej wyróżnia się partia mieszcząca aulę i salę gimnastyczną. Po obu stronach gmachu zlokalizowano dwa niższe, nieco wysunięte budyneczki, przez co wytworzył się dość pokaźny dziedziniec. Gmach Miejskiej Szkoły Handlowej wykorzystano podczas Powszechnej Wystawy Krajowej na ośrodek wystawienniczy kultury fizycznej (Pałac Sportu).

Drugi obiekt - Wyższej Szkoły Handlowej - przy ul. Królowej Jadwigi,omówimy w następnym rozdziale, jako że nie służył szkolnictwu średniemu. Natomiast ciekawą ewolucję przeszła Szkoła Ogrodnicza. Już w r. 1920 rozpoczęto na Sołaczu jednoroczne kursy dla przyszłych sadowników, ogrodników i kwiaciarzy w jednym z budynków uniwersyteckich. W tamtym rejonie wydzierżawiono też 12 morgów ziemi dla prowadzenia zajęć praktycznych. Jeszcze większy areał, bo niemal czterokrotny zajęto na Jeżycach. Tam też prof. Rudolf Boethner założył pierwszy w kraju ogród szkolno - botaniczny. Uprawiano tu w specjalnych kwaterach rośliny użytkowe i lekarskie, urządzono osobny dział biologiczny. Na inaugurację przybył ówczesny prezydent R.P. Stanisław Wojciechowski. W r.1925 przystąpiono do organizowania 3 - letniej szkoły o rzadkim jeszcze wtedy charakterze koedukacyjnym. Inicjatorem i wieloletnim dyrektorem jej był inż. Wacław Zembal. Na nowe, własne pomieszczenia trzeba było czekać jedenaście lat. Otwarto wówczas na krańcach ul. Dąbrowskiego trzykondygnacyjny obiekt z osobnym aneksem na salę gimnastyczną. W tej uroczystości uczestniczył również prezydent R.P. - był nim Ignacy Mościcki, który obejrzał przy tej okazji wystawę "Sztuka, kwiaty, wnętrze" stanowiącą pokaz dorobku placówki. W sprawie autorstwa projektu zdania są podzielone. Jedni przyznają je Stefanowi Cybichowskiemu, inni - Adolfowi Pillerowi. Wydaje się, że rację mają

]. Modrzejewski

chyba ci drudzy z uwagi na podobieństwo rzutu, elewacji i układu wewnętrznego do szeregu gimnazjów prywatnych tegoż architekta.. Dziedzictwo Państwowej Szkoły Ogrodniczej wraz z siedzibą przejęła po II wojnie światowej Akademia Rolnicza. *

IV

Starania o założenie wyższej uczelni w Poznaniu mają kilkuwiekową tradycję. Wiązały się one zawsze z inicjatywami polskimi, nawet w okresie zaboru. W czasach I Rzeczpospolitej napotykały na sprzeciwy monopolistycznie usposobionego Uniwersytetu Jagielońskiego, po utracie niepodległości zaś na opór władz pruskich. Pod koniec XIX wieku doszło jednak do nieoczekiwanego zwrotu. Odrzucaną ideę podjął sam zaborca, oczywiście dla własnych, zupełnie sprzecznych z zamiarami poprzednich inicjatorów, celów. Warto zająć się pokrótce tą sprawą, gdyż miała ona pewien wpływ na późniejsze kształtowanie się placówki rodzimej. Pruskie ministerstwo oświaty wystąpiło ze skromym, traktowanym w dodatku ewolucyjnie programem. W r. 1899 powołano Instytut Higieny jako zalążek przyszłej Akademi Królewskiej .

Miał on służyć wraz z kolejnymi na razie jako Uniwersytet Ludowy organizujący kursy dla niemieckiej inteligencji i mieszczaństwa oraz jako ośrodek organizacji badań nad problematyką "niemieckiego Wschodu". Fakty te wywołały reakcję społeczeństwa polskiego. Przyczyniły się w efekcie do zawiązania się Towarzystwa Wykładów naukowych, które zaczęło urządzać prelekcje dla ludności rodzimej z udziałem profesorów z innych dzielnic. Tak działo się jeszcze przed wybuchem I wojny światowej. Do tej praktyki nawiązano już w styczniu 1918 r., kiedy to występowali miejscowi wykładowcy - Szczęsny Dettloff, Józef Kostrzewski, Bolesław Erzepki, Józef Łęgowski, Michał Sobecki i inni.

Obie strony miały początkowo kłopoty z odpowiednimi pomieszczeniami.

W lepszej sytuacji znalazła się niebawem strona niemiecka. Na inaugurację działalności Akademii Królewskiej wybrano w r. 1903 gmach niedawno wzniesionego muzeum przy Alejach Marcinkowskiego, tymczasową siedzibą stał się adaptowany na ten cel dom mieszkalny przy dziś ul. 23 Lutego 15. Zajęcia odbywano również w oddanej właśnie do użytku bibliotece przy dziś ul. Rataj czaka. Polacy mogli wykorzystywać w tamtym czasie lokale w Poznańskim Towarzystwie Przyjaciół Nauk i w pałacu Działyńskich. 7 Tymczasem trwała przebudowa rejonu miejskiego między dawną linią fortyfikacji a dzielnicą jeżycką, a w jej ramach wznoszenie reprezentacyjnej dzielnicy administracji niemieckiej. Wśród nowych budynków znajdowała się przyszła siedziba Akademii Królewskiej. Wyróżniała się nie tylko znakomitym usytuowaniem na podwyższeniu terenu i zamknięciu perspektywy nowej reprezentacyjnej ulicy, lecz również wyważoną w skali i ładną architekturą nawiązującą do form renesansu holenderskiego (arch. Edward Furstenau). Otwarcie gmachu głównego nastąpiło 1 stycznia 1909 r.,rok później oddano do użytku aulę - salę przeznaczoną dla 1000 osób. Na zajęcia okresu zimowego zapisałosię 986 studentek i studentów, co było apogeum frekwencji w tamtym czasie. Zajęcia letnie gromadziły mniej uczestników (np. w r. 1910 połowę stanu zimowego).Grono pedagogiczne składało się z 16 profesorów i 2 docentów. Lata wojny dokonały znacznych szczerb wśród zespołu uczących i młodzieży (w r. 1915 liczba jej zmalała do 89 studentek i 49 studentów). Był to oczywiście skutek poboru do wojska i służb pomocniczych. 11 listopada 1918 r., a zatem jeszcze przed likwidacją zaboru, zbiera się po raz pierwszy komisja organizacyjna uniwersytetu polskiego pod przewodnictwem Heliodora Święcickiego. Pięć miesięcy później, już po traktacie pokojowym z Niemcami, zostają otwarte pierwsze wydziały - prawno-ekonomiczny i filozoficzny ze studium farmaceutycznym. Jesienią tego roku startuje wydział rolniczo - leśny (pod kierunkiem prof. Bronisława N iklewskiego ), kilka miesięcy później powstaje zalążek wydziału lekarskiego (pod kierunkiem prof. Adama Wrzoska). Trwają długie dyskusje nad zorganizowanie wydziału teologicznego i politechniki - bez żadnych doraźnych efektów. Natomiast powstaje przy wydziale filozoficznym studium wychowania fizycznego (pod kierunkiem prof. Eugeniusza Piaseckiego). W r. 1922-3 działały 4 wydziały: filozoficzny, który następnie przemianowano na humanistyczny (52 katedry), prawno - ekonomiczny (20 katedr), lekarski (27 katedr) i rolniczo - leśny (24 katedry). Trzy lata potem uruchomiono wydział matematyczno - przyrodniczy, który przejął farmację, lekarski zaś objął studium wychowania fizycznego. Taki układ pozostał do r 1939,8 Trudności w obsadzeniu katedr uniwersyteckich były jeszcze większe niż przy organizowaniu kadr pedagogicznych w szkolnictwie powszechnym i średnim. Wszechnica Piastowska powstawała bowiem jako placówka zupełnie nowa, bez trwałych tradycji, jakie wytworzyły się w Małopolsce lub okresowych - w Warszawie. Nie znaczyło to jednak, że na miejscu nie było licznych przedstawicieli inteligencji z predyspozycjami naukowymi. Część z nich zasilała wyższe uczelnie w obydwu pozostałych zaborach, część występowała na miejscu, działając przede wszystkim w Poznańskim Towarzystwie Przyjaciół Nauk. Spośród tych ostatnich wyłonił się siedmioosobowy komitet organizacyjny Uniwersytetu w Poznaniu. N ajwiększą rolę w zakresie organizacji i inauguracji Wszechnicy Piastowskiej odegrał prof. Heliodor Święcicki, rektor w ciągu czterech pierwszych lat jej istnienia. Brał on udział w pracach tzw. komisji stabilizacyjnej w Krakowie, która zajmowała się wskazaniem naukowców, którzy mogliby objąć katedry w Warszawie i w Poznaniu. Komisja zebrała się w lutym 1919 f.,W Krakowie. Od tego czasu zaczął się stopniowy napływ pracowników naukowych do naszego miasta. Dziesięć lat później kadra pedagogiczna Uniwersytetu liczyła 56 profesorów zwyczajnych, 37 profesorów nadzwyczajnych, 17 zastępców profesorów, 2 profesorów kontraktowych, 24 docentów, 18 adiunktów, 76 starszych i 87 młodszych asystentów. Na wszystkich wydziałach studiowało ponad 4000 młodzieży.9 Inną ważną dziedziną zabiegów rektora H.Święcickiego były sprawy lokalowe. U dało mu się uzyskać nie tylko podstawowy gmach dawnej Akademii

J. Modrzejewski

Królewskiej, ale cały budynek dawnej komisji kolonizacyjnej przy ul. Fredry, część byłego zamku cesarskiego i siedzibę byłych central niemieckich spółdzielni rolniczo - handlowych. Z wyjątkiem Collegium Minus każdy z obiektów wymagał pewnych adaptacji do nowych celów. W ten sposób dawna dzielnica* reprezentacyjna symbolizująca dążenia imperializmu niemieckiego przekształciła się w ośrodek centralny polskiego szkolnictwa wyższego,nie izolowany,lecz ściśle związany ze społeczeństwem. U niwersytetowi przyznano szereg mniejszych i mniej reprezentacyjnych obiektów w różnych stronach miasta. Należał do nich gmach b. klasztoru Sacre - Coeur na Wildzie, o dużej kubaturze, w którym prof. Adam Wrzosek, organizator wydziału lekarskiego, ulokował zakłady anatomii, antropologii oraz historii medycyny. Panują zgoła odmienne opinie o funkcjonalności tego obiektu. Zofia Ostrowska - Kębłowska twierdzi, że nadawał się raczej na szpital niż na szkołę, odwrotnie - Władysław Czarnecki, który właśnie zaadaptował go w latach trzydziestych dla potrzeb kliniki ortopedycznej doc. dr Franciszka Raszeji. Pokaźny kompleks budynków dawnych folwarków na Sołaczu i Golęcinie przekazano do dyspozycji wydziału rolniczo - leśnego organizowanego przez prof. Bronisława Niklewskiego. Znajdowały się tam dwu i trzykondygnacyjne obiekty mieszkalne (dworek i pałac), administracyjne i gospodarcze (m.in. gorzelnia) o charakterystycznych formach historycznych, z mniej lub więcej wysokimi dachami, lukarnami i innymi elementami, niekiedy nawet na asymetrycznym rzucie. Wszystkie po adaptacjach spełniają nową rolę do dziś. Długotrwałością użytkową odznaczają się inne, mniejsze i indywidualne wille, np. obserwatorium astronomiczne w ładnym parku przy ul. Słonecznej. Kilka zakładów zmieniło jednak swe siedziby jeszcze przed wybuchem II wojny światowej, względnie uległo wówczas translokacji. N a ciasnotę narzekało też wiele katedr, m. in. sławna archeologia z prof. Józefem Kostrzewskim. Efekt zabiegów rektora H. Święcickiego, jego następców i organizatorów poszczególnych wydziałów był w sumie bardzo poważny. Poza budynkami dla celów naukowo - dydaktycznych uzyskano też kilkanaście kamienic i will na mieszkania dla kadry pedagogicznej i studentów, m. in. darowizny dr Julii Chądzyńskiej przy ul. Słowackiego - dla dziewcząt. Nie wyczerpywało to jednak potrzeb rozwijającej się dynamicznie uczelni, powodowało także jej rozproszenie, czego skutki pozostają do dzisiaj. Konieczne stało się więc podjęcie inwestycji, zarówno dla potrzeb zakładów naukowych, jak i personelu naukowego i młodzieży. Skupiły się one przede wszystkim w śródmieściu i na podmiejskim wtedy Sołaczu, objęły ponadto byłe tereny wojskowe przy ul. Grunwaldzkiej. Już w r. 1920 przystąpiono na Sołaczu do budowy obiektu dla pracowni chemii wydziału rolniczo - leśnego, a na Golęcinie - domu studenckiego "Przylesie". O wiele ambitniejsze i bardziej imponujące były opracowywane równolegle projekty arch. Edwarda Madurowicza dotyczące przyszłych siedzib dla zakładów chemii wydziału filozoficznego i studium farmaceutycznego oraz dla anatomii opisowej i topograficznej, histologii i embriologii. Miały spełniać współczesne wymagania placówek naukowo - doświadczalnych z pracowniami

specjalistycznymi, laboratoriami i typowymi salami wykładowymi. Budowę obydwu rozpoczęto między ulicami Grunwaldzką i Śniadeckich. Posuwała się ona powoli z braku środków. Ukończono ją dopiero dzięki włączeniu do planów Powszechnej Wystawy Krajowej, przy czym pierwotne formy uległy zmianom wprowadzonym przez arch. Rogera Sławskiego. Są to jedne z największych i najwybitniejszych osiągnięć w dziedzinie budownictwa szkolnego w Poznaniu. Nawiązują wprawdzie, jak inne z tamtego czasu, do form historycznych (tym razem są to neorenesansowe i neobarokowe ), reprezentują też, podobnie jak współczesne polskie tradycje architektoniczne, ale wyróżniają się sięganiem do wzorów dotąd pomijanych (szczególnie Collegium Chemicum) , interesującym kojarzeniem ich z elementami nowoczesnymi (m.in. półokrągłe audytorium w Coli. Anatomicum) oraz niespotykanym do tego czasu rozmachem. Szczególnie udanym, choć w mniejszej skali i w formach zupełnie modernistycznych, był ostatni w dwudziestoleciu obiekt - Wyższa Szkoła dla Pielęgniarek, usytuowany na zamknięciu Alei Niepodległości. Miał, tak samo jak wymienione wyżej, trzy kondygnacje, ale skromniejszą kubaturę. Prof. Czarnecki utrzymuje, że projekt nadesłano z Warszawy, inni twierdzą.że był dziełem Rogera Sławskiego. Budynek uległ niestety kompletnemu zniszczeniu w trakcie walk o Poznań w r. 1945. Bezdyskusyjne jest natomiast autorstwo Rogera Sławskiego w przypadku domu akademickiego przy Alei Niepodległości. Wzniesiony po r. 1925 w formach neoklasycznych był użytkowany przez prawie trzystu studentów, zaś w okresie Powszechnej Wystawy Krajowej - przez gości tej imprezy. Wraz z równie pokaźnym domem dla profesorów zlokalizowanym niedaleko (narożnik ul. Libelta), zaprojektowanym przed r. 1928 przez architekta Lucjana Wejcherta, oraz zespołem szkół średnich Urszulanek, stworzył pożądany w tym rejonie akcent rodzimej architektury. Znaczną pomoc w rozwoju enklawy na Sołaczu zapewniła fundacja Augusta Chociszewskiego juniora. On to, realizując testament swego ojca - twórcy Wyższej Szkoły Rolniczej w drugiej połowie XIX wieku, przeznaczył na ten cel folwark w Zabikowie. Dzięki m. in. tej inicjatywie wzniesiono dwa wspomniane już budynki i zaadoptowano kompleks budynków po byłym majątku. Ukoronowaniem tych przedsięwzięć stała się budowa głównego gmachu około 1930 r. według projektu arch. Stefana Sawickiego. Zachowana została tu, podobnie jak w sąsiedztwie, ilość kondygnacji (trzy), dachy ceramiczne z lukarnami i pewna asymetryczność bryły, ale poprzez nadanie wszystkim tym elementom znaczniejszej wysokości, uzyskano efekt dominanty wśród otoczenia. Podkreślają go jeszcze detale, jak duży portal przy głównym wejściu oraz rząd ślepych wnęk podzielonych pilastrami. Także w pierwszym dziesięcioleciu zaczęto realizować jeszcze jeden duży obiekt, tym razem z inicjatywy Izby Przemysłowo - Handlowej. Uzyskał on bardzo., dogodną lokalizaq'e w śródmieściu, obok kompleksu uniwersyteckiego. Inicjatorzy pragnęli osiągnąć tutaj nie tylko odpowiedni rezultat spektakularny, lecz możliwość korzystania z kadr naukowych sąsiedniej uczelni.

J. Modrzejewski

Budowę poprzedził konkurs na projekt obiektu, w którym udział wzięli znani nam twórcy: Stefan Cybichowski, Marian Andrzejewski, Lucjan Wejchert i Adam Ballenstedt. Wygrał ten ostatni. Sama realizacja napotykała, podobnie jak przy domu akademickim, na duże trudności techniczne (trzeba było wbijać betonowe pale na głębokość 10 m). Jako okładziny elewacji frontowej użyto bloków piaskowych, co także nie usprawniało prac. Pewną ciężkość obiektu łagodzi rząd wysokich filarów. Prof. W. Czarnecki wypowiedział się krytycznie o kosztach tego przedsięwzięcia (elewacja miała być droższa od całego budynku), przyznał jednak, że był to najbardziej monumentalny gmach użyteczności publicznej w okresie międzywojennym. Wyższa Szkoła Handlowa, przemianowana w r. 1938 na Akademię Handlową, stanowiła placówkę prywatną z osobnym trybem nadawania stopni naukowych. Posiadała jeden wydział z siedmioma kierunkami, przede wszystkim handlowym, bankowym i ubezpieczeniowym, a ponadto komunikacyjnym,konsularnym,spółdzielczym i pedagogicznym. Pierwszym jej rektorem został wtedy prof. dr Antoni Peretiakowicz. Wśród wykładowców znaleźli się niektórzy profesorowie uniwersyteccy, byli jednak i naukowcy nowi, specjalnie zaangażowani. Warto wymienić za Zbigniewem Zakrzewskim skład tego zespołu, który zyskał duże uznanie również w kraju: Florian Barciński, Sylwester Dybczyński, Julian Flatau, Józef Górski, Adam Łukaszewicz, Marcin N adobnik, Alfred Chanowicz, Edmund Piechocki, Celestyn Podlewski, Stefan Rosiński, Witold Skalski, Józef Sułkowski, Edward Taylor, Stanisław Waschko, Jan Wiertelak, Bohdan Winiarski, Jan Zdzitowiecki, Stefan Żardecki. W tym samym niemal czasie (1936 r.) jesteśmy świadkami jeszcze jednej ciekawej inicjatywy. Wyszła ona od Augusta Hlonda, ówczesnego arcybiskupa gnieźnieńsko - poznańskiego i dotyczyła powołania Towarzystwa Chrystusowego. Wyznaczono mu zadanie zorganizowania i prowadzenia seminarium zagranicznego dla kształcenia przyszłych księży w środowiskach Polonii na emigracji. Dla realizacji tego planu potrzebny był duży obiekt z odpowiednim zapleczem rekreacyjnym. W związku z tym, że południową część Ostrowa Tumskiego wypełnił w znacznym stopniu kompleks seminarium duchownego (projekt jednego z architektów z Nadrenii, realizacja w latach 1895-96) najlepszym miejscem zdawał się być rejon przeciwległy. Teren okazał się jednak bardzo niesprzyjający. Musiano więc znów wbijać długie pale betonowe w to bagniste podłoże. Na części tak przygotowanych fundamentów wzniesiono czterokondygnacyjny budynek według projektu arch. Stefana Cybichowskiego. Ten modernistyczny obiekt z płaskim dachem wprowadził jednak znaczny dysonans wśród historycznego otoczenia. Stąd po z górą czterdziestu latach uległ przebudowie w zakresie przede wszystkim form zewnętrznych. Wtedy też postawiono drugą, efektowniejszą partię wraz z wyeksponowaną w środku kaplicą. W ten sposób cały obiekt uzyskał stylizowane formy dostosowane do charakteru środowiska. Powstanie Uniwersytetu Poznańskiego i kilku innych wyższych uczelni w Poznaniu jest przekonywującym dowodem dużych zdolności organizacyjnych miejsowego środowiska. Potrafiło ono w krótkim czasie stworzyć nie tylkopodwaliny, ale tętniące żywym ruchem placówki, zgromadzić i ustabilizować duże zespoły naukowców bardzo różnych specjalności, wytworzyć liczną społeczność studencką. Udało się zaadaptować i wykorzystać nie małą grupę budynków do celów naukowych i dydaktycznych, podjąć budowę kilku innych, zapoczątkować dalsze kompleksy. W tej ostatniej dziedzinie pozostały jednak największe luki, które miały wypełnić przyszłe pokolenia.

Przypisy

1 Jan Biliński, Szkolnictwo powszechne, str 418 - 21, Księga Pamiątkowa Miasta Poznania, Poznań 1929 2 Ignacy Stein, Szkolnictwo średnie, str. 373 -76, Księga Pamiątkowa Miasta Poznania 3 Kazimierz Śląski, Dzieje szkoły (1924 - 39) - str. 7 - 10, Pięćdziesięciolecie VIII Liceum Ogólnokształcącego im.A. Mickiewicza, Jednodniówka, Poznań 1974 4 Sylwester Dybczyński, Szkolnictwo zawodowe, str. 394 - 399, Księga Pamiątkowa Miasta Poznania 5 Wisława Jordan, Siedemdziesiąta rocznica utworzenia Szkoły Sztuk Zdobniczych w Poznaniu, str. 25- 3 O, Przegląd Wielkopolski nr. 3, 1989 r. 6 Tadeusz Alek-Kowalski, Nauka w Wielkopolsce, str. 58 -64, Poznań 1973 7 O tych sprawach informacje w książce Mieczysława Stańskiego "Heliodor Święcicki" (Poznań 1983) str 79, w pracy Zygmunta Borasa i Lecha Trzeciakowskiego "W dawnym Poznaniu" (Poznań 1969) str. 311 i 313, wzmianki Kazimierza Ulatowskiego - w "Poznańskich wspominkach" (Poznań 1960), str. 32 oraz w "Kurierze Poznańskim" Rocznik 1916 str. 181 8 Tadeusz Alek-Kowalski, Nauka w Wielkopolsce, str 43, Poznań 1973 , Adam Wrzosek, Szkolnictwo akademickie w Poznaniu, str. 361; W: Księga Pamiątkowa Miasta Poznania, Poznań 1929

Powyższy artykuł jest częścią publikacji Kronika Miasta Poznania 1991 R.59 Nr3/4 dostępnej w Wielkopolskiej Bibliotece Cyfrowej dla wszystkich w zakresie dozwolonego użytku. Właścicielem praw jest Wydawnictwo Miejskie w Poznaniu.
Do góry