HISTORIA CENTRALNEJ DROGERII J. CZEPCZVŃSKI W POZNANIU 85jednaniu klienteli dla Centralnej Drogerii. Weźmy np. tak rzadki fakt, że ta maleńka jeszcze Centralna Drogeria wydaje własną gazetkę pod swoją firmą, a nie rozdziela jej tylko w składzie, czyli gdy już ktoś po jakiś zakup do Centralnej przyszedł. Ale wychodzi naprzeciw klientom, szuka ich. Rozdaje się gazetkę "Centralna" przed kościołami, zwłaszcza w dni odpustowe. Drukował i redagował ją Wegner, a pomysłów nie skąpił Śniegocki, który jako kupiecdrogista wiedział, czego Centralna potrzebuje. Józef Czepczyński był w trójce spółkowcj tym, kto się dziś nazywa specem, ministrem spraw wewnętrznych. Wiedział, gdzie i co najkorzystniej zakupić i jak najcelowiej obsłużyć klientelę. Mrówka i pszczoła - to jakby symbole jego sposobu pracy. Żaden drobiazg nie uchodził jego uwadze. A stał na straży kapitału spółkowego z tak drobiazgową akuratnością, że nawet sznurek czy papier od opakowań się nie zmarnowały... Przy równoczesnym ogłaszaniu się w prasie miejscowej, propaganda Centralnej była wszechstronna. Za propagandą szła dobra obsługa klientów. Towar rzetelny przy cenach konkurencyjnych tak, że grono stałych klientów stale wzrastało. Toteż drogeria pomyślnie się rozwijała. Pomieszczenia przy Starym Rynku 8 były bardzo szczupłe. Dlatego dodatkowo składy mieściły się w dwóch dalszych punktach, a mianowicie naprzeciw przy Starym Rynku 61 oraz w oficynie, przylegającej do historycznego odwachu Stary Rynek 2/3. Składnice te z biegiem czasu przeniesiono na ul. Kozią, a później już po nabyciu nieruchomości Wielkie Garbary 88, tamże mając do dyspozycji wielkie spichlerze zbożowe. Rozszerzenie dalsze przy Starym Rynku 8 byłoby połączone z wielkimi kosztami, a poza tym ówczesny właściciel domu wolał mieć więcej, a mniejszych lokali handlowych, które zawsze łatwiej wydzierżawić niż jeden duży. Dlatego wspólnicy, zachęceni powodzeniem, zdecydowali się na założenie fIlii. Przy końcu 19 wieku centrum handlowe Poznania przeniosło się z Wielkich Garbar na Stary Rynek, wykazując dalszą tendencję rozwojową raczej w górę miasta, czyli w kierunku Placu Wolności. Granice miasta kończyły się co prawda przy obecnym Placu Gwarnym, gdzie mieściła się Brama Berlińska w wałach, otaczających miasto Poznań. Ale możliwości rozbudowy były właśnie w tym kierunku najdogodniejsze. Dane te przytaczam z tego względu, aby uwidocznić, że miasto było ograniczone i utworzenie filii w nowej dzielnicy miasta było podówczas śmiałym posunięciem handlowym. I tak w roku 1895 powstaje filia Centralnej Drogerii przy Placu Wolności 10.

Kronika Miasta Poznania 1991 R.59 Nr1/2

Czas czytania: ok. 35 min.

Filialna placówka ta dzięki inicjatywie śp. Bronisława Śniegockicgo świetnie się rozwija. Wystarczy stwierdzić, że pierwszy dział fotografii - o specjalnych składach nic było wtedy w ogóle mowy - powstaje właśnie w tej drogerii, a z tym połączono również modny wówczas dział przeźroczy. O pionierskim nastawieniu filii przy Placu Wolności 10 zaświadczyć może tak znamienny szczegół, że prowadzi ona pierwszy bodaj w Poznaniu gabinet Rocntgenowski.

Ale wracamy na Stary Rynek.

w. Czepczyński

Centralna Drogeria, chociaż początkowo w małych zakresach, już w drugim roku jako jedna z pierwszych posiada konia z rolwagą dla zwożenia nadchodzących i wychodzących towarów własnych. W ten sposób uniezależnia się od spedytorów - Niemców. * Szczęśliwie się składa, że między innymi dokumentami firmowymi z pierwszego okresu samodzielności Ojca mego, znajdują się dwa bilanse zamknięcia Centralnej Drogerii, a mianowicie bilans per 30/9.1893 oraz per 31/8.1895. Podaję je poniżej, pragnąc skupić uwagę na tym, że dominuje kredyt towarowy wierzycieli, rosnący na przestrzeni niespełna 2 lat z 32.000 MK na 51.000 MK, przyczem zyski, mimo braku kapitału własnego, są w porównaniu do dzisiejszych warunków, bardzo duże.

Bilans zamkniecia per 30 września 1893 r.

Kasa Towary Dłużnicy U rządzenie

2.030.12 26.593.49 8.097.74 3.224.64 39.945.99

Wierzyciele Zysk

32.240.41 7.705.58

39.945.99

Bilans zamkniecia per 31 sierp nia 1895 r.

Kasa Towary Dłużnicy U rządzenie

2.057.71 37.362.25 26.956.22 3.202.40 69.578.58

Wierzyciele Zysk

51.211.30 18.367.28

69.578.58

Rozrastający się z rokiem każdym zasięg Centralnej Drogerii, zarówno macierzystego składu przy Starym Rynku 8 jako też filii przy Placu Wolności 10, wysuwał konieczność oparcia dalszej rozbudowy firmy na własnej nieruchomości. Raz po to, by składnice skoncentrować w jednym miejscu, celem lepszego dozoru i przejrzystości, po wtóre aby zyskać podkład pod kredyt hipoteczny. Toteż korzystając z nadarzającej się okazji zdecydowali się w roku 1896 wspólnicy na kupno nieruchomości przy Wielkich Garbarach 38, gdzie mieściły się wszelkie spichrze. Nieruchomość ta ciągnęła się od Garbar do ul. Mostowej i popularnie nazywała się Pod Złotą Kulą. Kupno to okazało się bardzo korzystne i to nie tylko dlatego, że składnice firmy zostały skoncentrowane, lecz z transakcji tej wspólnicy jeszcze gotówkę uruchomili. A nastąpiło to w ten sposób, że po wyremontowaniu i doprowadzeniu nieruchomości do porządku, zaciągnęli pożyczkę hipoteczną, która im zwróciła wszelkie koszty kupna oraz remontu z nadwyżką. Doszliśmy w ten sposób, do połowy roku 1898.

Okres III.

Na własnych śmieciach

Minęło sześć lat harmonijnej współpracy śp. Bronisława Śniegockiego, śp. Stanisława Wegnera i Ojca mego w Centralnej Drogerii. Wspólnicy postanowili rozejść się, a to ze wzglądu na to, że chcąc się ożenić pragnęli każdy we własnym zakresie przedsiębiorstwo prowadzić. Rozejście było tym łatwiejsze, że obu drogistom fachowcom zostawał jeden warsztat pracy, który mniej lub więcej każdemu dawał równe szanse dalszego rozwoju. Podziału dokonano w ten sposób, że Józef Czepczyński otrzymał drogerię przy Starym Rynku, a śp. Bronisław Śniegocki drogerię przy Placu Wolności. Charakterystycznym było to, że po rozejściu się wspólnicy prowadzili swe drogerie pod firmą Centralna Drogeria J. Czepczyński i Centralna Drogeria B. Śniegocki. Dopiero kilka lat później przeniósł śp. Bronisław Śniegocki drogerię swą na ul. Franciszka Ratajczaka 38, i prowadził ją już pod firmą "U niversum".

N ajlepszym dowodem zgodnego rozejścia się jest fakt, że przez wiele lat potem śp. Bronisław Śniegocki wspólnie z Ojcem współdziałają nad rozbudową rodzimego przemysłu polskiego branży drogeryjnej np. "Blasku", Hurtowni Drogcryjnej, u Barcikowskiego, w Escc, Homosanie, jak również innych placówkach. Trzeci wspólnik śp. Stanisław Wegner otrzymał na sześć lat wypłatę zysków w wysokości przeszło 15.000 MK i pokwitował 25/10.1898 r. "że obecnie nic nie ma do żądania". Z dniem l listopada 1898 roku spółka została rozwiązana. Od tej chwili Stary Rynek 8 firmuje: Centralna Drogeria Józef Czepczyński.

W tym miejscu dygresja.

Dnia 25 stycznia 1897 roku Józef Czepczyński żeni się z Heleną Czernicjewską, córką majętnych obywateli śp. Antoniego Czcrniejcwskiego i Marii z Pawlickich, spod Środy. Małżeństwo to w dużej mierze wpłynęło na rozwój firmy, ponieważ zarówno gwarancje teściowej jako też posag umożliwiły kupno nieruchomości Stary Rynek 8 i powiększyły kredyt, a tym samym i zakres działania przedsiębiorstwa. Nieruchomość ta należała poprzednio do żony Roberta Kaula z domu Moral.

Już o całe dwa lata wcześniej proponowano Centralnej kupno tej nieruchomości na warunkach dogodnych oraz o 30.000 marek taniej. Kupno jednakże doszło do skutku dopiero w roku 1899 2 już jednak na trudniejszych warunkach. Dodać trzeba, że dawała się odczuwać zwyżkowa koniunktura dla nieruchomości, położonych przy Starym Rynku, który u skłonu 19 wieku stawał się centrum handlowym Poznania. Kupno nieruchomości oraz pracowitość właściciela wpłynęły korzystnie na opfnię kredytową przedsiębiorstwa. Przypominam, że obroty Centralnej Drogerii w pierwszym roku wynosiły ca 35.000 marek, a już w pięć łat później wzrosły do 80.000 marek.

W. Czepczyński

Dobra koniunktura i stały wzrost obrotów wymagały powiększenia lokali handlowych. Teraz już we własnej nieruchomości można było przystąpić do przebudowy lokali przy Starym Rynku 8 i zapewnić w ten sposób możliwość dalszego jej rozwoju. Pierwszej tej przebudowy dokonał budowniczy Kliszczyński w r. 1899. Doszliśmy tym samym do roku 1900. Ojciec jest już drugi rok samodzielnym gospodarzem w Centralnej przy Starym Rynku 8. Ma przy boku swoim niezrównaną towarzyszkę życia w Matce mej Helenie, której kilka słów poświęcę później. Drogeria Centralna posiada wszystkie walory wyniesione z okresu spółki ze śp. Wegnerem i śp. Śniegockim. Pogłębia je Ojciec własną zaradnością. Więc nie ustaje reklama. Centralna Drogeria kroczy w awangardzie polskich placówek. Toteż inwestycje budowlane w krótkim czasie się wróciły. Przedsiębiorstwo przy stałej pomysłowej reklamie i ogłoszeniach w prasie nadal szybko się rozwija, o czym świadczy bilans poniższy:

Bilans zamkniecia per 30/9.1900 r.

Kasa Banki Towary Dłużnicy U rządzenie

410 - , 1.400,93.848,58 103.916,32 3.617,

Wierzyciele Światło Marki pctroleowe Marki rabatowe Dom H. Czep.

Droste Zysk

203.191,90

187.464,70 60 - , 150 - , 1.000,1.764,500 - , 12.253,20 203.191.90

Kiedy bilans z przed pięciu lat, a więc per 1895 r. zamykał się sumą 69.000 MK., drugi rok obrachunkowy Centralnej Drogerii, jako wyłącznej własności Ojca, przekroczył sumę 200.000 MK. Uderza ta suma przewagą towarowego kredytu, to jest to, co Ojciec zresztą stale podnosił, jako zdobycz swej pracowitości i zaufania u dostawców. Trzeba było pomyśleć o gruntownej przebudowie, a właściwie o pobudowaniu nowej nieruchomości Stary Rynek 8, która, jak wszystkie inne stare domy w Rynku, miała zaledwie dwa piętra. O historycznych domach przy Starym Rynku napisała p. Wicherkiewiczowa oddzielną monografię. Pragnę tutaj jedynie dodać, że dom Stary Rynek 8 zaliczał się do domów wielkich, ponieważ posiadał pięć okien frontu, w przeciwieństwie do innych domów, które posiadały zaledwie jedno okno, a przeważnie trzy okna. Wypada zaznaczyć, że przy Starym Rynku dzisiaj jedynie domy nr 7, nr 8 i nr 56 znajdują się od 1900 roku w rękach tej samej rodziny. W tym miejscu słów parę o naszych rodzinnych sprawach, a mianowicie o nas, dzieciach, którzy wtedy przyszliśmy na świat. Pierwszym synem, który zmarł w roku 1899, był Tosio jTeodorj. Dalsze dzieci pozostały przy życiu i to córka Maria i syn Włodzimierz. W tym okresie zawarł Józef Czepczyński przyjaźń ze śp. Stefanem Wojniewiczem, kupcem hurtu kolonialnego przy No

wym Rynku 13. Przyjaźń ta utrzymywała się przez całe życie w najserdeczniejszych stosunkach tak rodzinnych jak i handlowych. Wystarczy stwierdzić, że trzy kolejne córki p. Wojniewicza podawał Ojciec do chrztu, a w sprawach handlowych niejednokrotnie uczynność wzajemna była większa niźli między braćmi. W tym czasie wstępuje Ojciec do wielu organizacji społecznych jak np. do Korporacji Kupców Chrześcijańskich, do Związku Drogerzystów, do Sokoła, do Klubu Wioślarskiego i innych, jakkolwiek nigdzie aktywnie się nie udziela, ani też nigdy w łodzi nie siedział. Należy do rozmaitych spółdzielni polskich i popiera czynnie wszystkie nowe przedsiębiorstwa polskie. Jest więc społecznikiem, ale z tej kategorii, która pieniądzem i radą dobrą dopomaga, a głównie świeci przykładem gospodarności na własnej placówce. Postępowaniem swoim zyskuje sympatię społeczeństwa, które go popiera, dzięki czemu Centralna z roku na rok się rozwijao k r e s IV

Od przebudowy Starego Rynku 8. do 1914 roku.

Tak dochodzimy do 1907 roku, generalnej przebudowy Starego Rynku, w którym to architekt Sławski i budowniczy Pokrywka zaprojektowali gmach Centralnej Drogerii w tym stanie, w jakim dzisiaj się znajduje. Po przyjęciu projektu budowlanego przenosi się Centralna Drogeria do nieruchomości, wydzierżawionej pod nr 62, gdzie mimo przejściowej zmiany miejsca cieszy się niesłabnącym powodzeniem. Trwało to przeszło pół roku. Aby zyskać na pojemności wnętrza zbudowano cały front na żelaznej konstrukcji. Koszty budowy były duże, ale wartość nieruchomości wzrosła przez to niepomiernie. Centralna Drogeria zyskała, jak na ówczesne czasy, na wyrost dość miejsca do dalszego rozwoju. Duże te koszty przy łatwości dogodnego kredytu nie stanowiły tak wielkiego obciążenia firmy, aby mogły wpłynąć ujemnie na rozwój przedsiębiorstwa, które już wtedy zatrudniało ca 25 pracowników. Atoli przewidując, że w przyszłości i te rozmiary dla drogerii nie starczą, a przedsiębiorstwo dawało dobre dochody, nabywa Ojciec przyległą nieruchomość Stary Rynek 30 od p. Kaatza i przez kolejne wykupienie dalszych nieruchomości 31 i 33 od p. Stelmachowskiej i p. Johnego, zyskał zwarty blok własnych domów, położony w samym sercu Starego Rynku. Wykup odbywał się etapami, w miarę jak na to wolne kapitały zezwalały, przyczem ostatni numer hipoteczny tego bloku domostw zakupiony został w roku 1916. Ale nie dosyć na tym. Okazało się, że spichrze firmy rozłożone w rozmaitych punktach miasta, nie były wystarczające, a nawet wskutek dekoncentracji były mocno niewygodne. Narzucała się przeto myśl, obrócona w czyn w roku 1908, wybudowania własnych składnic. Może się na pozór wydawać dziwnym, że przedsiębiorstwo stosunkowo jeszcze małe, mogło ponosić tak kolosalne inwestycje. Jeżeli się jednak weźmie

W. Czepczyńskipod uwagę, że podówczas na budowę, w miarę postępu prac, otrzymywało się bez specjalnego trudu pożyczki hipoteczne na dogodnych warunkach, wtedy łatwo zrozumieć, że człowiek, posiadający inicjatywę, a cieszący się zaufaniem, takjak Ojciec, miał szerokie pole do popisu. Dodajmy zaś, że w roku 1908 obrót Centralnej wynosił prawie 750.000 MK przy kosztach handlowych, wynoszących zaledwie 55.000 MK. O grunt pod budowę nie było trudno, ponieważ spichrz miał być blisko dworca towarowego przy Tamie Garbarskiej, a w okolicy tej, poza rzeźnią miejską, grunty nie były jeszcze zabudowane. Ale przy dokonaniu wyh-ru gruntu nie doceniono jednego, mianowicie ważności bocznicy kolejowej, która przy towarach objętościowych i surowcach drogeryjnej branży jest nieodzowną. Wydawało się może, że nie będzie stanowiło wielkiej różnicy, skoro już składnica znajdować się będzie w pobliżu dworca towarowego. I tak zakupiono grunt o obszarze ca 2.000 m 2 przy ul. Południowej, a obecnie Crochowych Łąkach 3. Aby ułatwić spłatę i oprocentowanie hipotek zużyto ca 1.000 nr od frontu na wybudowanie cztero-piętrowej kamienicy czynszowej. Spichrze umieszczono w podwórzu na powierzchni ca 1.000 m 2 oraz wybudowano piwnice dla firmy na ca 1.300 m 2 . Ale znów jedna przykra niespodzianka. Okazało się przy rozpoczęciu budowy, że tereny nie tworzyły odpowiedniego fundamentu. Przeto całą nieruchomość wzniesiono na konstrukcji betonowej. Nadmienić wypada, że w Poznaniu nie było nikogo, który się podjął wykonania konstrukcji betonowej. Dlatego prace te powierzyć trzeba było wrocławskiej firmie Lohlat, która z zadania tego bez zarzutu się wywiązała. Nieprzewidziane wypadki przy budowie, a mianowicie wspomniane specjalne fundamenty, które okazały się konieczne z powodu wystąpienia wody zaskórnej oraz ówczesne położenie gospodarcze, spowodowały przejściowo trudny dla Ojca czas. Żelazna energia i wytrwała praca pozwoliły jednak na przezwyciężenie tych trudności, bez uszczerbku dla wypłacalności firmy. Były to lata 1910 i 1911. Uprzytomnijmy sobie ówczesne położenie gospodarcze. Wojna wisiała już w powietrzu, a walka konkurencyjna stawała się coraz trudniejszą. Poznań pod wpływem tendencji germanizacyjnych coraz więcej miał elementu niemieckiego (urzędników i wojska). Element ten, jako klient, był wymagający, a przytem oszczędny. Polski stan średni tworzył się tak powoli, że siła nabywcza rodzimej społeczności była niewielka. Rozrastający się przemysł chemiczny stale rzucał nowości na rynek. Wynikiem tego był spadek cen, co w związku z dużą różnorodnością artykułów i małą siłą nabywczą konsumentów ujemnie odbijało się również na Centralnej Drogerii. Do rozwoju firmy przyczyniła się niemało Matka śp. Helena Czepczyńska, która początkowo stale w drogerii pracowała, a nadzorem i swoimi spostrzeżeniami nieraz do trafnej decyzji Ojca doprowadziła. Ale nie tylko w tym wyrażał się jej udział w współpracy firmowej. Miała bowiem, jak to się dawniej nazywało, na stole i stancji kilkunastu pomocników i uczniów. W ten sposób przez zaradność swą i gospodarność przyczyniała się do zmniejszania kosztów handlowych.

W tym miejscu wypada uczynić maleńką dygresję, by choć w paru zdaniach scharakteryzować spółkę handlową z p. Janem Łuczakiem, do której to Matka moja przystąpiła, wnosząc 40.000 marek. Pan Łuczak, wieloletni pracownik Rudolfa Petersdorfa, usamodzielnił się, otwierając magazyn konfekcji męskiej w obszernych lokalach przy Starym Rynku 8, przy pomocy wrocławskiej firmy Kreuzbergcra. Ojciec, mając po przebudowie Starego Rynku 8 odpowiednie lokale handlowe, zdecydował się je oddać przedsiębiorczemu, jakkolwiek nie dużo posiadającemu wtedy p. Łuczakowi. Okazało się jednak po roku, że ta spółka z Żydem wrocławskim była dla p. Łuczaka katastrofalną. Stracił on bowiem nie tylko własne oszczędności, które jako kapital w spółce ulokował, lecz przez utratę kapitału był zupełnie w rękach wyzyskującego go Żyda. Przedsiębiorstwo to w rękach polskich miało wszelkie widoki powodzenia.

Dlatego na usilne prośby zgodziła się śp. Matka moja przystąpić do -spółki,3 spłacając p. Kreuzbergcra. Dzięki sprężystości p. Łuczaka, firma odtąd prosperuje dobrze, korzystając także pośrednio z zaufania, jakim cieszyła się firma Czepczyński. Warto wspomnieć, że reklama spolszczonej firmy opierała się początkowo na nazwiskach Łuczak i Czepczyński, jakkolwiek firma brzmiała Łuczak &c Co. Ojciec do firmy tej odnosił się zawsze z wielką sympatią, a podczas ożywienia w okresach przedświątecznych niejednokrotnie osobiście przymierzał ubrania klientom firmy Łuczak. Nie było to jego fachem, lecz w ten sposób akcentował na zewnątrz swoją z tamtym przedsiębiorstwem łączność. Spółka z Łuczakiem skończyła się w roku 1918. Reasumując powyższe, trzeba stwierdzić, że świetlanej pamięci Matka moja starała się z całą energią i pracowitością i z dużą dozą realnego oceniania spraw nie tylko na swoim odcinku domowym pomagać mężowi - Ojcu - ale również czynnie przykłada się do rozwoju firmy. Wypada nadmienić, że nie mniej interesowała się ruchem charytatywnym i społeczno-narodowym na terenie PoznanIa, tak że mało było towarzystw, w których by czynnie nie współpracowała.

Okres V.

Pod znakiem wojny światowej

Wracam do Centralnej Drogerii. Zastajemy ją w nowym okresie. Wojna, która wybuchła w sierpniu 1914 r. wymagała szybkiego dostosowywania się do szybko i często zmieniających się warunków. Uprzytomnić zaś sobie wypada, że ludzie w 1914 r. t.j. w 73 lata po wojnie francuskiej, nie przypominali sobie jakie skutki takie zmagania się narodów wywołać mogą. Wszyscy wiedzieli, że wojna jest rzeczą okropną. Pamiętano też, że poza rozlewem krwi na frontach powoduje głód, ewentualnie zarazy wewnątrz kraju. Mało kto jednak zdawał sobie sprawę, w jak różnorodny sposób odbija się wojna na życiu handlowym. "Tymczasem pierwszą rzeczą, wobec której stanął nagle kupiec w 1914 r.

było moratorium, nieodzowne z powodu powołania pod broń mniej lub więcej niespodzianie olbrzymich rzesz obywateli. Bezpośrednio ujemnym skutkiem

W. Czepczyńskibyło dla Centralnej nagłe powołanie pod broń, już w pierwszym jej tygodniu, kilku wpracowanych pracowników, jak również zarekwirowanie trzech najlepszych koni. Wszystko to ujemnie wpłynęło na prowadzenie przedsiębiorstwa, które przecież właśnie na samym początku wojny miało poważnie zwiększony ruch. Każda wojna wprowadza w początkowej swej fazie pewne znaczniejsze ożywienie w życiu handlowym danego narodu. W pierwszym rzędzie rośnie zapotrzebowanie wojska. Obok wojska także i ludność cywilna gromadzi zapasy przedmiotów pierwszej potrzeby w obawie przed zwyżką cen względnie brakiem towaru. Wszystko to przyczynia się do ożywienia obrotów. Jest to odruchem spontanicznym, stwarzającym ogromny nawał pracy i sztuczne zapotrzebowanie, które po pewnym czasie nieuchronnie prowadzi do zastoju handlowego. Dodajmy brak pracowników, środków transportowych oraz trudności w regularnej dostawie towaru z powodu nastawienia przemysłu na potrzeby wojny, a będziemy mieli zgrubsza odmalowane tło ówczesnych trosk Ojca. W handlu drogeryjnym już w krótkim czasie dał się odczuć brak towaru.

Przemysłowcy początkowo z braku odpowiednich surowców nie wypuszczali na rynek towarów, aby nie popsuć swej dobrej renomy. Dopiero zorientowawszy się w sytuacji, wobec przewlekającej się wojny, wypuszczano na rynek tyle namiastków, że wypośrodkowanie pod koniec wojny artykułu prawidłowo wytworzonego, było naprawdę rzadkością. Z artykułów drogeryjnych, z powodu przymusowej gospodarki tłuszczowej, jako pierwsze uległy zwyżce cen mydła i świece. W kwietniu 1916 roku Centralna zakupiła 55.000 kg. mydła, a więc ilości nawet dzisiaj nieosiągalne. Początkowo drobna zwyżka wywołała ogromne zdziwienie, a nawet oburzenie klientów, którzy od szeregu lat na dane produkty przywykli do pewnej ceny. Objawem korzystnym było całkowite upłynnienie nadmiaru nagromadzonych towarów. Towary, których w normalnych czasach nikt by nie kupił, kupowano nawet z zadowoleniem, gdy nastała era namiastków oraz system kartkowego przydzielania. Brak towarów był wyjątkowo dokuczliwy tak, że ludność w wielkiej mierze powracała do pierwotnych form handlu wymiennego, uciekając od pieniądza do towaru. Toteż w transakcjach handlowych trzeba się było dostosować do wojennych wymogów. Chcąc mieć towar, trzeba było poza zapłatą dostarczyć fabrykantom, zwłaszcza w głębi Niemiec zamieszkałym, żywność, za którą tam chętnie płacono każdą cenę. Nie było to jednak rzeczą łatwą, ponieważ władze pruskie z całą energią tak zwane "hamstrowanie" tępiły. Wskutek braku towarów i stałej zwyżki ich cen ludzie nic nie mający z handlem wspólnego zaczęli handlować wszystkim, co im wpadło pod rękę. Natomiast kupiectwo, które nie posiadało ani towarów ani odpowiednich sił handlowych, jakkolwiek nominalnie posiadało gotówkę, wyprzedawało swe zapasy towarowe, których często już odkupić nie było w stanie. Pragnąłbym tu zwrócić uwagę na jeden szczegół, a mianowicie na dziwnie odwrócone role niemieckich portów morskich a Poznańskiego.

Oto z powodu blokady morskiej porty te były odcięte od świata tak, że towarów zamorskich drogą morską otrzymać nie mogły. Toteż towary jak korzenie, pieprz biały i czarny, imbir, cynamon, goździki oraz herbata i inne za pośrednictwem Żydów przechodziły na rosyjskie tereny, zajęte przez Niemców. Żydzi zajęli się tym handlem, ale jako element znany z niesolidności nie byli odpowiednim kontrahentem dla kupców hamburskich. W ten sposób zyskała Centralna Drogeria, skupując te towary dla Hamburga, nowy dość intratny zakres działania. Kupowanie towarów od tych Żydów nie było łatwe, ponieważ nieomal zawsze się zdarzało, że w przesyłkach między towarami znajdowały się cegły lub odłamki granatów. O rozmiarach ówczesnych obrotów Centralnej z Hamburgiem świadczyć może fakt nawet tak fragmentarycznie wyłapany jak wysłanie jednego dnia do Hamburga prawie 2.000 kg. korzeni! Ale podobnie jak handel uległ poważnym zmianom tak też i nastroje masy naszego społeczeństwa zasadniczym podlegały przeobrażeniom. Polskie społeczeństwo Poznania z początku z rosnącą obawą śledziło sukcesy Niemców. Później jednak, gdy Stany Zjednoczone A. P. przystąpiły do wojny, większość nabrała przekonania, że niedługo już Niemcy zdołają się obronić. Że wraz z zwycięstwem koalicji przyjdzie wolność Polski. Nie zapomnę tych czasów, kiedy to z Ojcem jako chłopiec chodziłem na różne wiece i kiedy przemówienia takich patriotów jak dr Gantkowskiego, Karola Rzepeckiego, Celestyna Rydlewskicgo i innych niezatarte pozostawiły wspomnienia. Nastąpił przyjazd Paderewskiego do Poznania. Trudno sobie wyobrazić entuzjazm, jednomyślność i aktywność społeczeństwa, jeżeli się tego nie widziało. Wybucha powstanie. Z powodu wieku, Ojciec - za wysokiego, a ja - za niskiego, nie wstąpiliśmy do wojska, lecz do Straży Ludowej Dzielnica II. S tary Rynek. W pierwszych dniach powstania mieszkanie nasze było niejako ośrodkiem pożywienia dla powstańców, ponieważ dysponowaliśmy żywnością, o którą wtedy było jeszcze trudno.

Okres VI

Od niepodległości do dewaluacji marki

Skończyło się panowanie pruskie a powstała Polska.

Jutrzenkę niepodległości przeżywaliśmy jako tak zwana była dzielnica pruska, w częściowej gospodarczej izolacji od reszty Polski. Poczucie jedności było jednak silne. Najlepszym tego dowodem złoto i srebro składane ofiarnie przez Obywateli poznańskich z entuzjazmem i samorzutnie na ogólny Skarb Narodowy. Ojciec złożył wtedy 7.500 MK w złocie, nie licząc wielu kilogramów ssebra również na Skarb Narodowy. Tyle nam już tylko złota ocalało z powodu wielokrotnych zbiórek i pożyczek wojennych, jak i znanych sposobów wyławiania złota (Gold gab ich fur Eisen) przez rząd niemieckiw. Czepczyński

Aczkolwiek Ojciec mój był bardzo zapracowany, to jednak i jego poniosło gorące umiłowanie sprawy ojczystej, a zwłaszcza widok pierwszych wojsk polskich. Tworzyła się armia Wielkopolska, na której czele stanął generał Dowbor Muśnicki. Otóż Ojciec chętnie łożył zwłaszcza na sztandary pierwszych pułków Wielkopolskich tak, iż kilkakrotnie staje się chrzestnym podczas uroczystych poświęceń na Placu Wolności. Wracam do spraw gospodarczych. Nic od razu Poznańskie inkorpowane zostało w system gospodarczy reszty ziem polskich. To trzyletnie odosobnienie Wielkopolski było dla naszego stanu posiadania katastrofalnym. Dewaluacja bowiem, a co za tym idzie, ucieczka od pieniądza, kupno akcji i nieruchomości, były już na pozostałych terenach Polski w pełnym rozwoju. W ten sposób wykupywano, płacąc na nasze pojęcie wysokie ceny, tak towary, ruchomości i nieruchomości. Jedynym plusem było to, że równolegle podnosił się polski stan posiadania w Poznaniu wskutek łatwiejszego wykupu Niemców, którzy b. dzielnicę pruską w pośpiechu opuszczali. Pewnego dnia roku 1919 zaproponował Ojcu p. J. Łuczak kupno na spółkę kompleksu nieruchomości zwanego Apollo od p. Lamberta, który miał zamiar przenieść się do Berlina. Ponieważ, jakjuż wspomniałem, płynnej gotówki wtedy było dużo, zgodził się Ojciec na propozycję. To był początek rozbudowy dzisiaj istniejącego kina, hotelu i restauracji Apollo. Zakupiono nieruchomość od strony ul. Ratajczaka z zamiarem stworzenia pasażu od Piekar do ulicy Rataj czaka. Niestety przebudowa Pasażu Apollo pochłonęła tak olbrzymie sumy, że by wydołać zobowiązaniom tej spółki, Ojciec wyzbyć się musiał nieruchomości przy Starym Rynku 63, oraz 86, jak również swej połowy własności przy ul. Nowej 4. Współwłasność Ojca mego w Pasażu Apollo jak cała spółka z p. Łuczakiem trwała do końca 1927 roku, ale o tym jak i dlaczego się skończyła - opowiem później.

Jesteśmy w okresie dewaluującej się stale marki polskiej, obok krótkich okresów względnej jej stabilizacji. Z tego czasu datuje się jeden poważny sukces Ojca mego, mianowicie stosunkowo łatwa spłata długów hipotecznych, ciążących na Starym Rynku i Grochowych Łąkach. Ale i to wymagało pewnego wysiłku wskutek konieczności gromadzenia olbrzymiej gotówki, na określony termin. Jak opatrznościowym okazało się to przewidujące pociągnięcie Ojca, pokazał już pierwszy okres gospodarki złotego. Gdyby bowiem nie były to nieruchomości czyste, nie można by na nowo wypełnić składnic towarami. Okazało się bowiem, że podczas inflacji markowej substancja towarowa Centralnej zmalała. N astały czasy tak zwanej grynderki spółek akcyjnych. Byl nawet pewien okres, kiedy to obroty handlowe schodziły na plan drugi, ustępując miejsca transakcjom giełdowym. Tworzyło się wiele spółek, w których Ojciec brał czynny udział. Niestety nieliczne z nich przetrwały do dni dzisiejszych. Do rzędu podobnych inicjatyw należała Hurtownia Drogeryjna. Jej to ojciec odstąpił magazyny przy Grochowych Łąkach 3 wraz z urządzeniem i taborem konnym, otrzymując za to pewien pakiet akcyj. Czynił to w przekonaniu, że firma wzorem zrzeszeniowych niemieckich hurtowni rozwinie się do rozmiaru

tych instytucyj, mających poparcie całego stanu drogistowskiego. Ponieważ jednak brak było pomieszczeń do składowania na Starym Rynku, przeto wyzyskał Ojciec okolicznościowe kupno nieruchomości przy ul. Woźna 23 oraz Klasztorna 4/5. Trzeba obiektywnie stwierdzić, że domy te były stare, raczej o zabytkowej wartości, nie stanowiły one jednak znaczniejszego udogodnienia jako nieprzystosowane do ról składnic. Trzeba było sklepy i parter przebudować, aby uzyskać odpowiednie składnice. Wracam do Hurtowni Drogeryjnej, na którą sią Ojciec nastawił, jako na głównego dostawcę. Tymczasem stale postępująca dewaluacja sprawiła, że kapitały obrotowe Hurtowni Drogeryjnej, mimo kilku podwyżek kapitału akcyjnego, okazały się stale niedostateczne. Dość powiedzieć, że Hurtownia coraz częściej nie mogła pokryć nawet zapotrzebowania firmy Czepczyński. Dlatego to Ojciec powiększa własne składnice przy ul. Woźnej oraz kupuje magazyn kolejowy przy Dworcu Poznań - Tama Garbarska. Teraz zyskuje wreszcie własną bocznicę, oszczędzając kosztownego i żmudnego przeładunku towarów. A ówczesne zapotrzebowanie towarów ze strony odbiorców było bardzo duże, choć firma ograniczała się do wykonywania zleceń, wpływających bezpośrednio od klientów, nie utrzymując osobnych przedstawicieli. Handel w tym czasie szalejącej dewaluacji był niesłychanie kłopotliwy dla przedwoj ennego uczciwego kupca. Należy stwierdzić, że nawet kalkulując 100% do ceny zakupu kupiec tracił na substancji to znaczy, że towaru już w tej ilości odkupić nie był w stanie. Dewaluacja marki w zawrotnym tempie postępowała naprzód tak, że reforma walutowa ustaliła w roku 1924 regulację złotego do marki polskiej w stosunku 1,- zł. do 1.800.000 MK. Można sobie wyobrazić, jak trudno musiało być ludziom przyzwyczaić się do liczenia na grosze, skoro przez szereg lat dziesiątki tysięcy marek polskich nie odgrywały roli. Przejście więc do ustabilizowanych warunków pieniężnych było dla handlu wyjątkowo trudne, jakkolwiek stabilizacja waluty była jedyną drogą do uzdrowienia stosunków. Wtedy to dopiero w całej pełni okazał się brak towarów w przedsiębiorstwach, jak również brak kapitału obrotowego. Toteż w tym okresie Ojciec większych zmian w lokalach handlowych nie przeprowadzał, ponieważ nie było na to wolnych pieniędzy, a zresztą inne troski górowały. N ado miar złego wydarzyła się katastrofa w Centralnej. Było to zaledwie w rok po ustabilizowaniu złotego, kiedy w sierpniu 1925 roku wybuchł o godz. 6-ej rano pożar z powodu krótkiego spięcia w składzie detalicznym przy Starym Rynku 8. Dzięki zauważeniu go przez stróża i natychmiastowej pomocy Straży ogniowej pożar nie przybrał groźniejszych rozmiarów. Niebezpieczeństwo wtedy było dość duże, ponieważ w Drogerii znajdował się basen z naftą i benzyną, które w razie eksplozji mogły grozić runięciem domu. Mimo to straty były duże, ponieważ od pożaru i wskutek akcji ratunkowej zniszczyły się wszystkie towary w parterowych pomieszczeniach. Dzięki zabezpieczeniu przez ogniotrwałe drzwi pożar nie przeniósł się do piwnic. Należy podnieść sprawne zlikwidowanie szkody przez Towarzystwo Wzajemnych Ubezpieczeń w Poznaniu, które w dość krótkim czasie przeprowadziło likwidację szkód

W. Czepczyńskii wypłaciło 75.000,- złotych. Likwidacja ta nie pokryła jednak wszystkich strat, natomiast pożar przyspieszył odnowienie i ponowną przebudowę lokali. W ciągu dwóch dni uruchomiono prowizorycznie sprzedaż detaliczną, a według planu p. inż. Maniewskiego przystąpiono do dalszego powiększenia lokalu handlowego. Przy intensywnej pracy we dnie i w nocy przebudowę w krótkim czasie ukończono. Nie było to rzeczą łatwą, ponieważ stały na przeszkodzie rozmaite filary oraz ściany frontowe, które trzeba było zastąpić konstrukcją żelazną. Lokatorom, którzy zgodzili się na oddanie lokali swych trzeba było przydzielić inne lokale, co również połączone było z dalszą przebudową nieruchomości Stary Rynek 30/33.

Stara zasada Centralnej Drogerii "Wielki obrót - mały zysk" sprawiła, że przedsiębiorstwo w dalszym ciągu dobrze się rozwijało. Dzięki uzyskaniu większej pożyczki hipotecznej zapas i asortyment towarów zwiększyły się, dając klientowi to, co w handlu jest tak ważnym czynnikiem - wielki wybór. W międzyczasie Hurtownia Drogeryjna utworzona w roku 1919 okazała się w normalizujących się warunkach rynkowych nieżywotną tak, że Centralna Drogeria przy jej likwidacji przejęła z powrotem tak lokale jak i urządzenie przy Grochowych Łąkach. W latach następnych względnie dobrej koniunktury wykupił Ojciec jedną trzecią akcyj "Wielkopolskiej Wytwórni Chemicznej" w tym przekonaniu, że z biegiem czasu wykupi się resztę akcyj tego przedsiębiorstwa, którego produkcja wybitnie wchodziła w zakres branży drogeryjnej. Wypadki potoczyły się jednak inaczej. Oto 29 listopada 1925 roku zmarła nam Matka, po 28 latach pożycia małżeńskiego z Ojcem. Cios ten poważnie odbił się na zdrowiu Ojca, a to odbiło się także na dalszej mej pracy. W roku 1924 uzyskałem dyplom magistra nauk ekonomicznych. Opracowywałem już pracę na temat polskiej polityki dewizowej, celem doktoryzacji. Wzmiankowany zły stan zdrowia Ojca spowodował przerwę w moich studiach. Wstąpiłem do przedsiębiorstwa Ojca, które już od najmłodszych lat mnie "pociągało". Ojciec stale dbało rozwijanie we mnie zainteresowania dla handlu.

Istniał dawniej zwyczaj wydawania na gwiazdkę kalendarzy ściennych. Pamiętam, że pierwszą czynnością moją jak i siostry było pakowanie kalendarzy, które składały się z grzbietu, przypinanej torebki i bloczku, do torebek papierowych. Odbywało się to oczywiście za wynagrodzeniem 10 fenigów za 100 sztuk. Dalszym zajęciem było porządkowanie i odkurzanie fachów z towarami. Podczas wojny mogłem nawet pomagać przy ekspedycji klientów. I tak stopniowo zapoznałem się z handlem drogeryjnym. Dnia 22 stycznia 1927 r. zdałem egzamin drogistowski z wynikiem bardzo dobrym. Dla pogłębienia wiadomości posłał mnie Ojciec na praktykę do Hamburga.

Po długich staraniach przyjęto mnie jako wolontariusza do firmy Schwenn & Eigner dawniej Theodor Teichgreber. Przez rok cały przeszedłem wszystkie oddziały hurtu aptecznego nie wyłączając działu eksportowego. Ponadto celem zapoznania się w ogólnych zarysach z fabrykacją byłem jeden miesiąc w Darmstacie u Mercka.

Aktem notarialnym z dnia 22 lipca 1927 r. przyjął mnie Ojciec do spółki.

Od tego czasu firma zamieniła się w spółkę jawną pod nazwą "Centralna Drogeria J. i W. Czepczyński" . Równocześnie otrzymał prokurę samoistną wieloletni i oddany firmie współpracownik Ojca p. Stefan Komendziński, który - specjalnie dodać wypada - z wyjątkiem przymusowej przerwy w czasie wojny -już nieprzerwanie od 15 marca 1903 roku w Centralnej pracuje. Długoletnich pracowników, na których każde większe przedsiębiorstwo opierać się musi, posiada Centralna dość dużo, dzięki stosunkowo dobremu wynagrodzeniu i uznaniu ich pracy przez Ojca. Pragnę tu wspomnieć o p. Franciszku Karasiewiczu, który jest kierownikiem oddziału hurtowego i tak z firmą się zrósł, że mimo, że posiada własną drogerię, nadal pracuje w Centralnej od 1/10.1913 r.

O k r e s VII

J ak powstał koncern Czepczyński

Koniec roku 1927 zarysował dwie dalsze doniosłe zmiany, dzięki którym przedsiębiorstwo nasze rozszerzyło znacznie dotychczasowy krąg zainteresowań. Jak już wyżej wspomniałem, posiadał Ojciec w spółce "Apollo" 50% udziału. Mimo to nie mógł doprosić się rozliczenia od p. Łuczaka. Spółka ta nie odrzucała zysków, a z gospodarowaniem p. Łuczaka coraz częściej trudno się było zgodzić. Zwłaszcza zaś nie zawsze celowe były jego inwestycje, które dosłownie nie miały końca, jedna goniła drugą. Nie chcąc dłużej stanu bezrozliczeniowego tolerować, zaofiarował Ojciec p. Łuczakowi kupno swego udziału. Dnia l stycznia 1928 roku p. Łuczak ofertę tę zaakceptował i za 1.200.000,- zł odkupił udział Ojca w Pasażu Apollo. Otóż było kilka projektów ulokowania tej stosunkowo bardzo dużej sumy.

Między innymi projektował Ojciec zakup od Banku Związku Spółek Zarobkowych domów i terenów przy Placu Wolności 3, na których pobudowało się w 1937/38 P.K.O. Chociaż na transakcję tę pieniądze posiadane przez Ojca starczyłyby, to jednak dalszych poważnych funduszów wymagałaby przebudowa i renowacja tych domów. Dlatego słusznie odstępuje Ojciec od zamiaru tego. N atomiast realniejszym był projekt pobudowania własnej fabryki chemicznokosmetycznej, ponieważ leżało to w bezpośrednim związku z dotychczasowym przedsiębiorstwem, a było nawet podyktowane interesem rozwojowym naszej firmy. Decyzja faktyczna Ojca poszła jednak po linii narodowo-gospodarczych interesów Poznania i Wielkopolski, a to z powodów następujących. Oto w tym czasie jedna z naj starszych wielkopolskich branżowych hurtownii i fabryka chemiczno-farmaceutyczna R. Barcikowski miała przejść drogą sprzedaży akcyj w ręce niemiecko-gdańskiej firmy Schuster & Kaehler. Jakjednak do tego doszło, że ta stara, polska firma dostała się w ręce człowieka z Poznaniem dopiero po wojnie związanego. Założył on małą firmę kosmetyczną pod nazwą "Łakoma", która nie mogła konkurować z firmami miejscowymi jak Stempniewicz czy Żak, którzy z samego początku w 1919 r. rozpoczęli pro

W. Czepczyńskidukcję kosmetyków. Z Łakomy jedynie woda kolońska z "Miljonówką" cieszyła się pewnym wzięciem. Polska wypuściła obligacje państwowe, na które przy losowaniu można było wygrać milion złotych. Obligacje te nazwano "Miljonówką". Otóż pod kapslem tej wody kolońskiej znajdował się zwitek papieru na którym przeważnie był napis: "nie wygrałeś, kup drugą". Na początku było wygranych dość dużo i to zachęciło, specjalnie ludzi młodszych do szukania szczęścia przy kupnie wody kolońskiej, która była w równej cenie z innymi wodami kolońskimi. Dewaluacja w 1923 r. była już duża tak, że chcąc się dalej ostać, wszystkie spółki akcyjne podwyższały co jakiś czas kapitał akcyjny. Pan Psarski wszedł do zarządu firmy Barcikowski, której sprzedał swoją firmę Łakoma, tworząc nowy dział produkcyjny "ERBE". Będąc w Zarządzie Barcikowskiego Psarski użył znanego chwytu gry kapitalistycznej, znanej na Zachodzie. Firmom zadłużonym ofiarowało się pożyczkę na wysokim procencie i to doprowadzało je do upadłości i wtedy przejmował je kredytodawca za swoją pretensję. W czasach inflacji stosowano inny chwyt, który Psarski zastosował, chcąc wejść w posiadanie większości akcji, które do tej pory znajdowały się w rękach prywatnych. Będąc w zarządzie firmy, niby dla jej dobra przeprowadził za zgodą Rady Nadzorczej podwyższenie kapitału akcyjnego o 50 % dotychczasowego kapitału. Aby jednak dewaluacja kapitału tego nie zjadła, cenę dokupu akcji ustalono we frankach szwajcarskich. N owe akcje nabywały prawo do dywidendy dopiero w następnym roku obrachunkowym. Tak jak przewidywał, nikt z akcjonariuszów dokupu starych akcji nie dokonał, bo mógł kupić na giełdzie stare akcje i otrzymać wcześniej prawo do dywidendy jak od nowych akcji. Psarski dał więc polecenie do banku zakupienia całej nowej emisji dla siebie. Ponieważ nie posiadał gotówki a miał pewną należność na koncie za Łakome, kupi! te akcje za pieniądze Barcikowskiego według swego rachunku we firmie. Spowodowało to ogromne oburzenie w Radzie Nadzorczej. Jak się okazało była ona bezbronna, bo na Walnym zebraniu Psarski dysponował już 50 % kapitału akcyjnego. Rada N adzorcza ustąpiła a Psarski do brał sobie nową Radę Nadzorczą, która wszystko aprobowała. Zaczęto się pozbywać akcji. Pamiętam, że Ojciec mój również swój pakiet sprzedał. Powodem do tego były ponadto spekulacje wekslowe Psarskiego i jego znajomych z Oddziałem firmy w Gdańsku, które nieomal skończyły się skandalem. W związku z tym Psarski wszedł w pertraktacje sprzedaży akcji z apteczną hurtownią gdańską Schuster i Kaehler. Po wyciągnięciu z firmy nieomal wszelkiej płynnej gotówki, skłonny był portfel akcyj sprzedać. Było już tak daleko, że wspomniana firma gdańska część gotówki na kupno zdeponowała w jednym z banków poznańskich. Wtedy to Ojciec, idąc za namowami z rozmaitych stron ponawianymi, lecz głównie za staraniem p. Stanisława Kłosińskiego, zdecydował się 18 stycznia 1928 roku na przejęcie pakietu akcyj, wynoszącego około 82 % kapitału zakładowego Barcikowskiego z rąk p. Psarskiego za sumę 1.450.000,- zł. + odsetki i przejęte konto p. Psarskiego 300.000,- złotych. Do sumy tej doszły koszty opłaty transakcji w wysokości 12.504,80 zł. oraz odsetki w wysokości 10 % rocznie, biorącpod uwagę, że splata 650.000,- zł. we wekslach będzie spłacana rocznie po 130.000,- zł. w ciągu 5 lat. Poza tym p. Psarski nie przejął gwarancji za stan aktywów a salda kont p. Psarskiego zobowiązaliśmy się przejąć. Było tego razem około 500.000,- zł., w związku z tym, że p. Psarski dokonał kupna nowej emisji akcji R. Barcikowski S.A. wypuszczonych celowo po wyższym kursie jak na giełdzie za stare akcje, w dług swego konta, czyli za pieniądze firmy. Poza tym P. Psarski przejął zastępstwo firmy R. B. na Kongresówkę i Małopolskę. W tym celu utworzył firmę pod nazwą" Witamina S.A.". Nie wywiązując się z przejętych zobowiązań co do wysokości obrotów, sprzedał ją po kilku latach firmie Scott & Bowne. Ponieważ i ta firma nie wywiązywała się z obrotów, przejęliśmy najpierw Małopolskę w 1936 r. i stworzyliśmy oddział w Równem przeniesiony do Lwowa, a później Kongresówkę w 1937 r. otwierając nasz oddział w Warszawie przy ul. Długiej 31. Transakcja ta nie była od pierwszego rzutu oka pociągająca jako lokata finansowa. Obok patriotyczno-gospodarczych względów powodowały Ojcem jednak widoki rozwojowe na przyszłość. Stan finansów Barcikowskiego był taki, że chcąc placówkę tę aktywnie utrzymać i rozwinąć musiał Ojciec poza kupnem akcyj włożyć w nowe to przedsiębiorstwo dalszych 700.000,- zł. Dzięki posiadanym rezerwom wkrótce i to przedsiębiorstwo zaczęło się ponownie ożywiać i nawet rozwijać, jakkolwiek od czasu nabycia do dnia dzisiejszego tj. marca 1939 r. nie wypłaciła nam Spółka Akcyjna R. Barcikowski ani grosza dywidendy. Zyski wynoszące około 100.000,- zł. rocznie, zużywano na inwestycje, tworzenie oddziałów i rozwój obrotów. Głównym plusem wykupu Barcikowskiego było i jest dla naszego przedsiębiorstwa to, że daje nam przez połączenie tak jednej jak i drugiej firmie możność większego zasięgu. Ponadto znakomicie ułatwia wzajemne uzupełnianie się zarówno w zapasach towarowych jak i przede wszystkim przy zaprowadzeniu wyrobów własnej produkcji. W marcu tego samego roku 1928 nabyliśmy za przeszło 120.000,- zł. od p. Władysława Cieciucha hurtownię farmaceutyczną pod firmą Umbreit & Co w Poznaniu. Firma Umbreit & Co. była niejako ciągiem dalszym firmy Jasiński i Ołyński, w której Ojciec mój w latach 1882-1892 pracował jako pomocnik i kierownik. Wskutek ustąpienia wpierw p. Jasińskiego a przystąpienia do firmy p. Umbreita, firma ta przyjęła nazwę Ołyński & Umbreit, a po ustąpieniu p. Ołyńskiego - nazwę Umbreit & Co. Po wykupieniu Umbreita hurtownię tę złączyliśmy z Barcikowskim. Do zarządu Spółki Akcyjnej R. Barcikowski, który dotąd spoczywał w rękach p. Stanisława Kłosińskiego, wszedł p. Władysław Ciaciuch, a od 13 sierpnia 1928 r. i ja pełnię czynności członka zarządu. W ten sposób trzy największe poznańskie hurtownie drogeryjno-apteczne złączone zostały w jednym ręku. Bez przesady więc powiedzieć można, że rok 1928 jest rokiem narodzin koncernu przedsiębiorstw Czepczyńskiego.

* Zbliżył się rok 1929. Już w innych częściach Polski rozpoczął się kryzys gospodarczy. Tymczasem u nas w Poznaniu żyliśmy wszyscy pod znakiem Powszechnej Wystawy Krajowej, która w wielkiej mierze przyczyniła się do

W. Czepczyński

zwiększenia obrotów, przez co faktycznie później dopiero - za to jednak dotkliwiej - odczuliśmy skutki kryzysu. Ojciec nie szczędził na należycie reprezentacyjne wystąpienie naszych przedsiębiorstw na Pewuce. Rezultaty jednak tej propagandy były krótkotrwałe. Mimo że, jakkolwiek obroty wyrażone w złotych w latach kryzysu stale w Centralnej malały, to jednak ilość klientów z roku na rok nawet rosła. Gorzej przedstawiała się ta sama sprawa w naszych obrotach hurtowych. Tutaj musieliśmy walczyć z nieuczciwą konkurencją, która specjalnie na prowincji i w drobnym przemyśle wskutek ofiarowania taniego, głównie mało wartościowego towaru, podbijała nasze ceny. Poza tym u przemysłowców przejawiła się tendencja omijania hurtowników a bezpośredniego docierania do aptek i drogerii. Centralna Drogeria na ogół zwycięsko okres ten przechodzi. Chociaż i sporadycznie na przejściowy czas traci klientów, zbałamuconych "korzystniejszymi" ofertami, to jednak po pewnym czasie odzyskuje dawnych wieloletnich klientów. Jest to już wtedy klientela stała i wierna, bo już przekonana o tym, że jednak Centralna Drogeria obsługuje rzetelnie, że jest naprawdę korzystnym, a więc tańszym dostawcą, aniżeli różne nieodpowiedzialne, często anonimowe firmy. Najwyższy obrót jaki nasze firmy łącznie osiągnęły, przypada na rok 1930 - wynosił on prawie 10 milionów złotych. Dziś jeszcze tj. za rok 1938 razem z "U niversum" osiągamy obrót tylko 9 milionów złotych. Również rezerwy finansowe skoncernowanych firm były w tym okresie jeszcze dobre. Świadczyć o tym może najlepiej taki przykład: w styczniu, lutym, marcu i kwietniu 1931 roku poszły do protestu cztery weksle po 50.000,- zł. z wystawienia p. Łuczaka. Otóż wszystkie weksle te na sumę 200.000,- zł. bez większych trudności mogliśmy wykupić, nie uciekając się do operacji pożyczkowej. Jednakże kryzys gospodarczy czynił postępy szybkie w Wielkopolsce. Dal on się w Poznaniu we znaki i to we formie silniejszej jak w pozostałych stronach Polski, ponieważ rządowa polityka "dźwigania Polski wzwyż" odbywała się już wtedy - niestety, trwa ona po dziś dzień - kosztem zaniedbania gospodarki Kresów Zachodnich. Obroty wszystkich skoncernowanych placówek naszych malały. Zmniejszanie stanu zatrudnienia i innych kosztów handlowych, niezbędne aby "koniec z końcem wiązać", było często próżne i niewystarczające, zwłaszcza wobec zmniejszonych transakcji naszych z jednej strony, a zwiększonej niewypłacalności klientów w hurcie z drugiej strony. Podczas kryzysu lat 1931-34 ponieśliśmy duże straty, zarówno na klientach, jak i w zapasach towarów, których nie zdążono na czas opłacalnie sprzedać. Ceny bowiem wszystkich, prawie bez wyjątku, towarów naszej branży, dość raptownie spadały. Tymczasem zaciągnięte zobowiązania płacić trzeba było nadal w pełnej wysokości. Były to objawy i fakty powszechnie w polskim życiu gospodarczym notowane, a znane nawet na szerokim świecie. Dla przedsiębiorstw Ojca mego na tyle jednak trudniejsze, że prawie u progu kryzysu tego myśmy sie tak bardzo szeroko ekspansowali, nie mając -jak inne przedsiębiorstwa - choć kilka lat dobrych na "zagospodarowanie się" na tym powiększonym podwórku.

Ale Ojciec nie osłabł w energii. Choć ja mu coraz więcej dopomagałem, odejmując zwłaszcza przykre styki z władzami itp., to jednak Ojciec nadal był i jest duszą naszych przedsiębiorstw. Tylko temu hartowi ducha Ojca przypisać należy fakt, że nawet w środku trwania kryzysu gospodarczego nastąpiło dalsze rozszerzenie koncernu Czepczyńskich. Wówczas to w trudnych warunkach znalazła się drogeria "U niversum", założona jak już wspomniałem, jako filia Centralnej Drogerii. Sp. Bronisław Śniegocki, wskutek czynnej działalności w formacjach powstańczych, sprzedał drogerię tę pp. Kurczewskim, Rajewskim. W krótkim czasie jednak zmieniła ona właścicieli i po p. Kłaczyńskim nabył ją p. Porawski. Długi drogerii wynosiły około dwieście tysięcy złotych. Kiedy po kilku nieudanych próbach wysanowania drogerii "U niversum" nadzór zdecydował się na jej zlikwidowanie, Centralna Drogeria przejmuje z dniem l października 1932 roku drogerię" Universum", płacąc 40.000,- złotych. Transakcja ta obejmowała także fabrykę środków do zwalczania szkodników pod tą samą firmą. Kupno "U niversum" było podyktowane nie tylko tak zwaną polityką tradycji firmowej, czyli chęcią ponownego połączenia dwóch drogerii, które kiedyś wspólnie tworzyły firmę Centralna Drogeria, lecz także względami bardzo poważnymi, jakie narzucone zostały wskutek powojennych przemian struktury handlu drogeryjnego w tak zwanym wielkim Poj.naniu. Postaram się to w kilku zdaniach zobrazować, aby fakty te uchronić przed niepamięcią. Drogeria "U niversum" p. Porawskiego miała już rozszerzoną działalność dzięki działowi pszczelarskiemu oraz wytwórni środków do walki ze szkodnikami w polach, lasach i ogrodach. Mimo to drogeria ta, położona w bardzo dobrym miejscu, w city Poznania, podupadła dlatego, że nie posiadała dostatecznego wyboru towarów. Toteż naszą pierwszą czynnością było uzupełnienie asortymentu towarów artykułami, głównie wśród klienteli w tej części miasta pokupnymi. Nie wahaliśmy sie przed zlikwidowaniem starych, nieproduktywnych w tym miejscu działów, jak farb malarskich oraz innych przyborów dla malarzy artystów. Wymagały one dużego asortymentu, a co za tym idzie absorbowały dużo miejsca, którego brak odczuwało sie dotkliwie. Wskutek zaniedbania i słabej prężności poprzednika, powstały w okolicy dalsze drogerie, które ujemnie wpływały na obroty" U niversum". Przypomnę tylko drogerie: przy Św. Marcinie p. Klimeckiego, Dybczyńskiego, Dyczkowskiego, Mrugowskiego i Hurtownie Fryzjerów, a przy PI. Wolności i 27 Grudnia do istniejących drogerii p. Domicza, Cegielskiego i Warszawskiej, przybył pierwszy w naszej branży w Poznaniu skład fabryczny firmy Tlen ze Lwowa oraz drogeria p. Br. Machali. Ta liczba drogerii powiększyła się głównie dlatego, ponieważ wytwórczość kosmetyczna w powojennych latach zrobiła bardzo duże postępy, a samo zużywanie kosmetyków ogromnie się rozpowszechniło. Np. wyroby, które jeszcze do«roku 1918 kupowała tylko" wybrana garstka", powiedzmy raz: elita, w międzyczasie tak dalece się spopularyzowały, że krąg nabywców, a właściwie nabywców kosmetyków rozszerzył się nieomaiże do ilości wszystkich mieszka

W. Czepczyńskinck. Któraż z pań nie używa dzisiaj kremu lub pudru, wody kolońskiej lub barwideł i innych środków kosmetycznych! Już na kilka lat przedtem nosił się Ojciec z zamiarem utworzenia oddziału przy ul. 27 Grudnia. Coraz bardziej rozwijający się dział sprzedaży perfumerii i kosmetyków, a więc dział podlegający zmianom mody, wymagał składu oddzielnego w takiej części miasta, która powszechnie uchodziła za pryncypalny punkt Poznania. Oddział ten miał się mieścić pierwotnie w lokalu po cukierni w Teatrze Polskim, w miejscu, gdzie obecnie jest firma p. Bogdana Leitgebra. Wraz z światłym i przewidującym sądem Ojca w tych sprawach, rozumowaliśmy więc w ten sposób: na Starym Rynku tych lepszych kosmetyków i pachnideł coraz mniej się sprzedaje. Gros obrotów tymi wyrobami przeniosło się w górę miasta. A przecież produkcja kosmetyczno-perfumeryjna Barcikowskiego wymaga tego, byśmy - niezależnie od hurtowej sprzedaży - idącej głównie na prowincję i do reszty Polski - mieli w centrum najpokupniejszym na te artykuły w Poznaniu własną sprzedaż detaliczną. Liczyliśmy również na to, że dzięki renomie samego nazwiska publiczność na drogerię taką zwróci na pewno uwagę. Było dla nas rzeczą zrozumiałą, że klientela, przekonawszy się, że w "U niversum" przy ul. Ratajczaka wybór i jakość towarów, ceny i usługa równa jak na Starym Rynku, po prostu dla wygody, a także z pewnego snobizmu, dla dobrego tonu przeniesie się z Rynku do "U niversum", pozostając mimo to klientami Czepczyńskiego. Kupno drogerii "U niversum" oraz fabryki pod tą samą nazwą, zakończyło łańcuch transakcji Ojca, składających się stopniowo od 1928 roku na powstanie koncernu przedsiębiorstw Czepczyńskiego. Celowość tych wszystkich nabytków wyraża się głównie w tym, że każde z nich wzajem uzupełnia rodzaj i zasięg interesów tak Centralnej jak Barcikowskiego, eliminując zaś ryzyko powstania konkurencji zapewniło faktycznie zdrowsze podstawy rozwojowe każdemu ze skoncernowanych przedsiębiorstw.

O k r e s VIII

Charakterystyka lat ostatnich

Żadne z naszych przewidywań, popartych doświadczeniem Ojca -przyznać to obiektywnie już dziś można po 6 latach od kupna "U niversum" - nie zawiodło. Co więcej - pod tą samą nazwą" U niversum" ożywiliśmy wytwórczy dział pszczelarski, jak np. produkcję węży sztucznej, przyborów pszczelarskich. Przede wszystkim zaś fabryka środków do zwalczania szkodników "U niversum" zaczęła się, mimo silnej konkurencji, pomyślnie rozwijać. Zawdzięczamy to niewątpliwie dobrze postawionej propagandzie w prasie, jako też wzorowym katalogom i poradnikom w dziedzinie szkodników ogrodowych. Poradniki te postawiono na wysokim poziomie, opracowując je wspólnie z organizacjami ogrodniczymi oraz przez specjalistów naukowych. Wynikiem tego było podwyższenie obrotu już w roku 1933 do 424.000,- zł., przysumie klientów ca 120.000. Był to obrót nieomal jeszcze raz tak wysoki, jak w roku 1932, podczas nadzoru sądowego "U niversum". A przecież działo się to w okresie kryzysu, a więc w warunkach zasadniczo nie sprzyjających rozwoJOWI. I odtąd też rozwój Drogerii "U niversum" postępuje stale naprzód pod kierownictwem szwagra Pawła Zielke i długoletniego kierownika p. Mieczysława Kubanka. Uwydatnia się to tym, że w ciągu sześciu lat, co roku przybywa około 30.000 pozycji kupujących. Obroty wyrażone w złotych również wzrosły, jakkolwiek początkowo suma przeciętnego utargu na głowę jednego klienta malała. Jak jednak już wspominałem, był to objaw w okresie deflacji i w świetle zniżki cen towarów zupełnie zrozumiały. Ale już od roku 1935 występuje poprawa tak, że obrót również w złotych w roku 1938 wzrósł o 100% porównując z rokiem 1933. Dla pełniejszego obrazu podaję cyfry porównawcze zestawień za lata 1933 do 1938:

Zestawienie obrotów rocznych Drogerii "U niversum" Rok Ilość klient. Suma obrotowa Koszty handl. Reklama 1933 119697 423.997,96 80.140,38 ponosiła 1934 146776 417.968,88 80.977,79 Centr. Dróg.

1935 170657 478.838,26 80.247,74 19.209,15 1936 206723 565.577,87 72.130,00 11.767,05 1937 240620 686.554,42 108.112,40 21.425,64 1938 273857 863.737,25 127.695,11 18.160,71

Osiągnięcie tak dużych obrotów, przy pierwotnych rozmiarach składu "U niversum" byłoby naturalnie nie do pomyślenia. Przewidując to trafnie polecił Ojciec już w pierwszym roku nabycia "U niversum" opracowanie planów przebudowy p. inż. Maniewskiemu. Jak wiadomo lokale" U niversum" częstokroć z trudnością pomieściły klientów, zwłaszcza w okresach przedświątecznych lub w godzinach wieczornych, tuż przed zamknięciem składu. Co gorsza, trzeba było towary składować poza miejscem ich sprzedaży, co oczywiście utrudniało ekspedycję. Ponadto klientela nawet nie wiedziała, co wszystko w "U niversum" kupić faktycznie by można. Ale dopiero w roku 1937, kiedy nieruchomość, w której mieści się drogeria "U niversum" nabyli pp. Dziembowski i Cybichowski, można było przebudowanie lokali handlowych urzeczywistnić. Dom przy Fr. Ratajczaka 38 odnowiono w całości tak, że "U niversum" również na zewnętrznej prezentacji zyskało. Dzięki tej przebudowie zyskała drogeria nieomal jeszcze raz tak duże lokale parterowe, a przede wszystkim pojemne piwnice. Koszty przebudowy ponieśli w zasadzie nowi właściciele domu. Trzeba było jednak kilku tysięcy do przebudowy dołożyć. Największy koszt spowodowało nowe wewnętrzne urządzenie" U niversum", które kosztowało ca 30.000,- zł. Należy przy tym zaznaczyć, że przez cały czas przebudowy, która trwała trzy miesiące, "Universum" było stale czynne. Jak widać z obrotów, drogeria w tym czasie nie tylko

W. Czepczyńskinic nie utraciła, przeciwnie, w stosunku do roku poprzedniego, podniosła obrót o przeszło 100.000,- zł. Dzisiaj można powiedzieć, że drogeria "U niversum" jest bodajże najnowocześniejszą drogerią tych rozmiarów w Polsce, a co do wielkości zajmuje cpwnież jedno z czołowych miejsc. Należy specjalnie podkreślić to, że tak rozwojem jak i przebudową Ojciec pomimo, że przekroczył już wtedy siedemdziesiątkę, osobiście się żywo, nawet szczegółowo, interesował. Podawał mnóstwo własnych myśli, a bogatym doświadczeniem fachowym i organizacyjnym głównie Ojciec przyczynił się do tego wyglądu i poziomu, na jakim się dzisiaj "U niversum" znajduje. Wróćmy jednak do firmy Barcikowski.

Po przejęciu Barcikowski ego utworzyliśmy sieć oddziałów ze składnicami.

Powstają oddziały kolejno w Katowicach, w Łodzi, w Równem, przeniesiony następnie do Lwowa, a po zlikwidowaniu zastępstwa Barcikowskiego przez Witaminę także własny oddział w Warszawie.

Ta sieć oddziałów spełnia podwójne zadanie: obsługuje klientów w Polsce całej wprost z magazynów, a po wtóre inaczej, aniżeli każde obce przedstawicielstwo, forsować może zbyt naszych wyrobów własnych. Wolno mi bowiem powołać się na to, że fabryka Barcikowski w naszych rękach przechodzi zasadniczą zmianę w programie produkcyjnym. Produkuje już nie tylko mieszane leki, lecz przechodzi coraz pełniej na wytwórczość chemiczną w całym tego słowa znaczeniu. Obok dużej ilości chemikalii oczyszczonych, wytwarzamy już na dużą skalę kwas mlekowy i pepsynę. Również dokonujemy prób podjęcia produkcji kwasu cytrynowego i winowego na drodze fermentacji, utrzymując ścisły kontakt z odpowiednim Zakładem Uniwersytetu Poznańskiego pod kierunkiem prof. dr Chrząszcza i wówczas asystenta a późniejszego profesora Janickiego z Wydziału Rolnego. Pobudowaliśmy również oddzielną składnicę dla ziół. W fabryce naszej dokonaliśmy mnóstwa inwestycji maszynowych. Wypada mi też wspomnieć o wybudowaniu Domu Aptekarzy na gruncie naszym i naszym sumptem. Dziś mieści się tam siedziba oddziału P.P.T.F. a także Związku Pracowników Farmaceutycznych, co łącznie niewątpliwie przyczynia się do zacieśnienia współpracy ze sferami aptekarskimi, a więc z klientami Barcikowskiego. Ale nie poprzestaliśmy jeszcze na tym, jeżeli chodzi o rozbudowę Barcikowskiego. Oto widząc olbrzymi rozwój zielarstwa w Polsce, postanowiliśmy - idąc zresztą za wskazówkami Rządu - zorganizować eksport ziół pochodzenia krajowego. Transakcją pomocniczą do powstania naszego Oddziału Zamorskiego w Gdyni było zakupienie we wrześniu 1933 r. przez p. Dyr. Kłosińskiego ca 55.000 kg. kory panama. Zakup ten olbrzymich, jak na potrzeby normalne Barcikowskiego, rozmiarów doszedł dlatego do skutku, ponieważ "wisiała wtedy w powietrzu" wydatna podwyżka cła na ten artykuł. Ponieważ zaś zakupiono panamę w kawałkach, aby wyzyskać ulgowe niższe cło na surowce nierozdrobnione, przeto trzeba było pomyśleć o jego pokrajaniu. Kupiono więc pierwszą maszynę, a po wypośrodkowaniu w Hamburgu sposobu krajania, zabraliśmy się do uszlachetniania ziół surowych oraz przysposabiania ich do rynkowych handlowych zwy

czajów. Praca ta odbywała się początkowo w bardzo ciasnym lokalu, dzierżawionym od Urzędu Morskiego. Wyniki pierwsze Gdyńskiego Oddziału Zamorskiego Barcikowskiego były tak zachęcające, że w roku 1935 postanowiono i wybudowano własny hangar w Gdyni. Hangar ten mieści się na terenie U rzędu Morskiego w porcie, tuż przy basenie Marszałka Piłsudskiego i zajmuje powierzchnię 2.000 metrów kwadratowych, przy ul. Celnej narożnik Rotterdamskiej. Teraz już zaczęliśmy skupować zioła krajowe, zbierane głównie na Wileńszczyźnie, Polesiu, a także Małopolsce Wschodniej. W Gdyni kompletujemy partie do międzynarodowych wymogów handlowych. Eksport wynosił w roku 1938 sumę ponad 250.000,- zł. Byłby zaś znacznie większym, gdyby nie szczupłe kontyngenty eksportowe nam przyznawane. Oprócz składnicy, połączonej z krajalnią ziół, postawiono budynek, mieszczący 16 lokali biurowych. Ta inwestycja, pozornie "na wyrost" wyglądająca, była konieczna, aby móc w ogóle racjonalnie rozplanować amortyzację nieruchomości Barcikowskiego w porcie gdyńskim, skoro przepada ona już po 30 latach na Skarb Państwa w myśl warunków ogólnych, obowiązujących koncesje skarbowe w Porcie. Otóż dzięki korzystnemu położeniu, w sąsiedztwie strefy wolno-cłowej, vis a vis U rzędu Celnego, popyt na biura w naszej nieruchomości był i jest duży tak, że pod tym względem obliczenia nie zawiodły. Wypada mnie to specjalnie podkreślić, że budowa ta doszła do skutku dzięki inicjatywie p. Dyr. Kłosińskiego i Ojca, który nawet z energią młodego człowieka, przez częste wyjazdy do Gdyni, zainteresowanie swoje ZAMORSKIM Oddziałem dokumentował. Dziś już stwierdzić mogę, że i ta placówka nasza rokuje widoki dalszego rozwoju. Można więc powiedzieć, że Ojciec w przewidywaniach swoich miał i tu dużo słuszności. Nie same róże, ale też mnogie ciernie napotkaliśmy na drodze rozwojowej Barcikowskiego. W szczególności wypada wspomnieć o dziwnych następstwach podłego donosu jednego z niegodziwych byłych pracowników Barcikowskiego. Od 16 lutego 1938 r. Inspektorat Ochrony Skarbowej w Poznaniu czuł się upoważnionym do zarządzenia rewizji skarbowej zarówno w Centrali Barcikowskiego, jako też w oddziałach naszych w Gdyni, Katowicach i Łodzi, a nawet w drogeriach" U niversum", Centralnej i hurtowni przy Woźnej. Nawet w mieszkaniach prywatnych: Ojca, seniora Gładysza, dyr. Kłosińskiego, dyr. Ciaciucha, p. Komendzińskiego oraz w mieszkaniu szwagra mojego i mojem.

Nie sposób opisać przygnębiającego wrażenia, jakie zwłaszcza na Ojcu wywarła ta gorliwość władz ochrony skarbowej. Nie mogę pominąć zmartwień, które właśnie wtedy mego Drogiego Ojca spotkały. Oto w czterdziestym szóstym roku swej samodzielnej pracy w ciągu której wyrobi! sobie imię dobrego i rzetelnego kupca, poważnego obywatela i patrioty, spotkała go rewizja nie tylko w drogeriach, ale i w domu prywatnym. Rewizja ta żadnych uchybień po stronic Ojca nie wykazała i przenigdy wykazać nie mogła. Pozostawiła jednak na dnie Jego wrażliwego serca przykre ślady. Także zdrowie Ojca od tego właśnie czasu silnie stale szwankuje. Z tego też głównie względu notuję fakt ten tylko, nie chcąc się dłużej nad samą rewizją rozwodzićw. Czepczyński

N atomiast powrócić należy do Drogerii Centralnej.

Uważam, że warto zarówno dla orientacji bliższej Ojca jako też nas wszystkich zestawić porównawcze liczby obrotów Centralnej Drogerii, jako naszej placówki macierzystej i podstawowej w koncernie przedsiębiorstw Ojca mego. Wybrałem liczby za 12-1etni okres, a mianowicie za lata 1927-1938:

Obroty Centralnei Drogerii

1927.

1928.

1929.

1930.

1931.

1932.

1933.

1934.

1935.

1936.

1937.

1938.

.zł. 3.447.567,23 .zł. 4.216.601,01 .zł. 4.742.561,97 .zł. 4.627.806,23 .zł. 4.110.327,28 .zł. 3.611.107,82 .zł. 2.938.305,51 .zł. 2.812.249,37 .zł. 2.754.262,49 .zł. 2.766.463,60 .zł. 3.004.167,33 .zł. 2.921.920,52

Ponieważ jednak dla porównania wyników handlowych poszczególnych lat konieczna jest znajomość liczby kosztów, ciążących na danym obrocie, podaję równocześnie za te same lata sumy kosztów handlowych Centralnej.

Koszty handlowe Centralnei Drogerii 1927. .zł. 344.051,80 1928. .zł. 478.268,10 1929. .zł. 546.735,74 1930. .zł. 580.893,16 1931. .zł. 549.693,21 1932. .zł. 502.691,67 1933. .zł. 449.692,20 1934. .zł. 393.505,36 1935. .zł. 370.721,08 1936. .zł. 376.115,06 1937. .zł. 397.477,29

Z obu zestawień wynika, że obroty, porównując rok 1930 np. z rokiem 1935, spadły nieomal o dwa miliony, czyli o ca 40%. Nie było to rezultatem jakiegoś spadku zasięgu Centralnej, ani ubytku jej klientów, ale odbiciem wiernym ogólnej deruty cen w tym samym okresie. Gdyby było inaczej, wówczas w stosunku do zmniejszonych obrotów również i liczba czynności czyli poszczególnych zakupów powinna się była zmniejszyć. Otóż jest raczej przeciwnie, a dla zilustrowania podaję liczby klientów równolegle z obrotem w detalu za ostatnie 10 lat.

Powyższy artykuł jest częścią publikacji Kronika Miasta Poznania 1991 R.59 Nr1/2 dostępnej w Wielkopolskiej Bibliotece Cyfrowej dla wszystkich w zakresie dozwolonego użytku. Właścicielem praw jest Wydawnictwo Miejskie w Poznaniu.
Do góry