FIRMA KRUKÓW

Kronika Miasta Poznania 1991 R.59 Nr1/2

Czas czytania: ok. 3 min.

LESZEK ŁUCZAK

P oznań w roku 1840 był miastem wielonarodowościowym - żyło w nim 18 tysięcy Polaków, 17 tysięcy Niemców i 4 tysiące Żydów. Trzydzieści lat temu dominowali jeszcze wyraźnie Polacy - żyło ich tu 12 tysięcy. Niemców było zaledwie około dwóch tysięcy. N apór zaborcy robi! jednak swoje. Władze pruskie, przy pomocy różnych posunięć administracyjnych, prawnych i gospodarczych, sprzyjały umacnianiu się na zagarniętych ziemiach polskich żywiołu niemieckiego, konsekwentnie depolonizując Wielkopolskę, a zwłaszcza jej główne ośrodki miejskie z Poznaniem na czele. W społeczeństwie polskim zaczął rozwijać się ruch samoobrony. Wielkopolanie uznali, że walka o przetrwanie musi skoncentrować się przede wszystkim na polu ekonomicznym. Pojawili się działacze, tacy jak Karol Marcinkowski czy Hipolit Cegielski, którzy inicjowali ruch rozwijania polskiego życia gospodarczego. Zaczęły pojawiać się pierwsze tego efekty.

Leon

Dwóch terminatorów z zakładu malarskiego przechodzi obok domków budniczych, niosąc świeżo ukończony szyld. Wydostają się z zatłoczonego Starego Rynku, skręcając w ul. Wodną. Po chwili zatrzymują się przed niewielkim warsztatem rzemieślniczym. Na ulicę wychodzi jego właściciel, postawny mężczyzna w średnim wieku. Wspólnie przystawiają drabinę, na którą wspina się pochwili jeden z terminatorów. Pół godziny później przechodnie mogą się z dopiero co zawieszonego szyldu dowiedzieć, że w tym miejscu rozpoczął działalność warsztat złotniczy Leona Skrzetuskicgo. Skrzetuski, tak jak wielu innych Polaków, postanowił zmierzyć się z niemiecką i żydowską konkurencją. Otwierając własny warsztat, liczył na wsparcie swoich rodaków, coraz silniej odczuwających potrzebę narodowej solidarności. N astawił się przede wszystkim na produkcję sprzętu liturgicznego - złotych

L. Łuczakkielichów, monstrancji itp. Warsztat Skrzetuskiego wykonywał też usługi dla ludności. Brakuje dokumentów zawierających dokładne dane o działalności tej firmy w latach pięćdziesiątych, sześćdziesiątych i siedemdziesiątych ubiegłego stulecia. Musiała to być firma solidna i dobrze prowadzona, jeśli przetrwała w warunkach ostrej konkurencji także okresy stagnacji i kryzysów. Leon Skrzetuski nigdy się nie ożenił. Będąc już w podeszłym wieku, wziął w 1880 roku na wychowanie Władka Kruka, syna swojej młodszej siostry, mieszkającej w podśrcmskiej wsi. Liczył, że być może chłopiec okaże się zdolny posiąść złotnicze umiejętności i z czasem przejmie czterdziestoletnią firmę wuja. I nie przeliczył się.

W 1884 roku czternastoletni Władek zasiadł po raz pierwszy przy stole w warsztacie i rozpoczął naukę zawodu. Szybko ujawnił się jego talent i pracowitość. Chłopak dobrze czuł się w obszernym warsztacie przy Wodnej, wykonywał coraz bardziej skomplikowane prace, projekty jego zyskiwały sobie spore uznanie klientów. Młody Władysław zaczął snuć plany co do swojej przyszłości. Pewnego niedzielnego popołudnia wybrał się na przechadzkę w towarzystwie terminującego u wuja młodego człowieka - Stanisława Mańczaka. Gdy przechodzili obok Bazaru, Władek zatrzymał się przed jednym ze sklepów ulokowanych w parterze słynnego hotelu i zapytał Mańczaka: - Ciekawe, czy któryś z nas będzie miał kiedyś taką firmę? Po latach mieli obaj. Mańczak był jednym z najbardziej znanych poznańskich złotników i przemysłowców.

Władysław

W 1893 roku zmarł Skrzetuski, zostawiając swojemu siostrzeńcowi w spadku warsztat. Władysław Kruk z powodzeniem prowadzi dalej tę placówkę i być może dożyłby starości w tym solidnym aczkolwiek dość skromnym warsztacie przy Wodnej, gdyby go los nie zetknął z pewną młodą damą. W czasie jednej z wizyt w rodzinnej wsi poznał pannę Helenę Konopińską, córkę śremskiego kupca, którą poślubia w 1897 roku. Panna Helena kilka lat przed zamążpójścicm pomagała prowadzić rodzicielskie przedsiębiorstwo handlowe. Rychło okazało się, że ani myśli po zmianie stanu cywilnego zgodzić się na rolę domowej kury. Odziedziczona po ojcu handlowa żyłka i doświadczenie zdobyte w ojcowskiej firmie, nie dawały jej spokoju. Zaczęła przyglądać się firmie męża. Gdzieś dwa miesiące po ślubie Władysław wracał późnym wieczorem z zebrania w cechu, które przedłużyło się o pobyt w winiarni. Gdy wszedł do sieni, ze zdziwieniem dostrzegł światło sączące się przez szparę między progiem i drzwiami warsztatu. Uchylił ostrożnie drzwi i zobaczył swą połowicę, ślęczącą przy stole nad stosem papierów. Okazało się, że pani Helena przez cały wieczór wyciągała z wszelkich możliwych zakamarków różne rachunki, weksle i tym podobne dokumenty finansowe, beztrosko utykane przez jej małżonka. Władysław Kruk był niewątpliwie zdolnym i pracowitym rzemieślnikiem, ale nie znosił roboty "papierkowej". Dokumentacja firmy prowadzona była na skandalicznym poziomie, tak przy

Powyższy artykuł jest częścią publikacji Kronika Miasta Poznania 1991 R.59 Nr1/2 dostępnej w Wielkopolskiej Bibliotece Cyfrowej dla wszystkich w zakresie dozwolonego użytku. Właścicielem praw jest Wydawnictwo Miejskie w Poznaniu.
Do góry