ŻYDZI POZNAŃSCY W CZASACH SASKICHdować", postarali się oni o usłużnego chrześcijanina, p. Wojciecha Treleskiego, piwowara, którego "za instrument zażyli". Mianowicie spisali z nim prywatny kantrakt, mocą którego kamienica była ich własnością i dali mu 3000 zł na jej wybudowanie niby to dla siebie. Ale podstęp się nie udał, bo p. Treleski umarł przed końcem budowy, a miasto obłożyło ową kamienicę aresztem. Jakże więc nie miano nienawidzieć Żydów skoro, gdy miasto uginało się pod ciężarem podatków i "inkwaterunków" żołnierskich, oni ani myśleli mu ulżyć w tych ciężarach? Wobec tego magistrat posłał do starszych żydowskich woźnego i dwóch szlachty z żądaniem, aby "trzecim groszem, wedle prawa i dawnych zwyczajów, miasto i ludzi ubogich od inkwateruków wspierali, jako ci, którzy żadnego nigdy inkwaterunku żołnierza u siebie przez całe lat 9 nie mieli, ani mają". Miasto wykazało, że na utrzymanie roczne żołnierzy wydało 45 000 zł. a Żydzi "na tę sumę, na oczywiste szyderstwo i żart, złotych 10 miastu in vim trzeciego grosza na rok dali, co... się godzi uważać, tak... rozumując, że podczas teraźniejszego w Polszczę zamieszania i czasów opłakanych, już wszelakie prawa ustały, zaginęły i sprawiedliwość w zapomienie poszła. Więc co tylko ten chytry naród na zgubę ubogich chrześcijan wymyślić może, to koniecznie do skutku przyprowadzić usiełuje" - skarży się magistrat. Niedość, że w dni święte, Bogu na większą chwałę Jego poświęcone, Żydzi nawet przedpołudniem handlująe" , włóczą się z towarami po rynku i ulicach, chociaż "z swojego własnego sabasu wzór brać II sobie powinni, jak dzień święty święcić, jeszcze upomnieni przez "flutmana ratusznego" , aby nie handlowali w święta i "zachowali się" przy bożnicy, urządzają rozmaite awantury. I tak "dnia 10 miesiąca stycznie (1712 r.), na tegoż flutmana ratusznego, tam natenczas na ulicy będącego, do kijów, kamieni i ręcznej bronili pod przewodnictwem niewiernego Sterka "porwali się, jego bić, szturchać, hurmem go zewsząd obstąpiwszy, poczęli. A potem, jakoby nic nie winni, gwałtu na niego wołali i warty swojej w bożnicy będącej na pomoc wzywali II . Warta ta, nie wiedząc, kto zaczął owe wrzaski, przypadłszy do flutmana otoczyła go muszkietami, pytając kto był okazją hałasu. Że zaś Żydzi "słowa... bardzo zelżywe poczciwości i dobremu imieniu szkodzące, z wielkim wrzaskiem i furją na flutmana i pachołków ratusznych wołali" , warta uznała Żydów za winnych zajścia i rozkazała im rozejść się. "Widząc tedy zuchwałe Żydostwo, że im ta sztuka nie uszła, znowu, aby się tern bardziej zemścić mogli, powtórnie po inszą wartę na habwacht pobiegli, rzeczy opacznie pozmyślali i poudawali i tak z opacznego i niesłusznego ich udania ludzi niewinnych, sług miejskich w tej okazji nie będących, na rynku łapać, imać i pod areszt zaprowadzać rozkazywali, tych niewinnie przez półtora dnia na większą całego magistratu poznańskiego ohydę i wzgardę wzięli i głodem morzyli" , a nawet szaty na nich ze złości podrapali. Źli Żydzi, nie mogąc swej złości ukoić, "powstali" na prezydenta miasta, rzucając na niego jakąś niesłuszną potwarz, i znowu pobili się z pachołkami prezydjalnymi, a na wezwanie sądowe z magistratu nie chcą przyjść do ratusza* I niedość, że ten "zapamiętały naród żydowski" władzy nie słucha, jeszcze "się z chrześcijan gdzie może natrząsa i urąga, wszystko sobie w żart obraca
Kronika Miasta Poznania: kwartalnik poświęcony problematyce współczesnego Poznania: Antologia 1990 R.58 [Nr3/4]
Czas czytania: ok. 4 min.. II ]ąc .
Łucja Straszewska
Ale niecierpliwość OJcow miasta wyczerpała się i "zacnie sławni" pp. St.
Pleśniewski z Rady, Maciej Czochrański z Rady, Marcin Ludyk i Piotr Szulc z Ławice, Jan Rzepecki i Piotr Florkowski z dwudziestu mężów swem i całego pospólstwa imieniem, zaprotestowali 6 w grodzie przeciw żydom, zatruwającym życie wszystkim obywatelom. Szlachcie, która już wówczas bez Żyda żyć nie mogła, "odwdzięczyli" się podczas wojny. Żydzi nie mając zajęcia' w zrujnowanych miastach, rzucili się na wieś, gdzie szynkowali po karczmach, pachtowali i faktorowali, a ponieważ mieli pieniądze, trzymali wszystkich w garści. Pieniądze zarabiali na cłach królewskich, które dzierżawili, na handlu, szynkach i lichwie. Wszyscy pożyczali od nich pieniądze, wszyscy też dawali im na procent swoje oszczędności, które Żydzi zabezpieczali na synagodze poznańskiej. Nawet Jezuici i wyżsi duchowni oddawali im pieniądze swoje i kościelne 7 . Każdy dziedzic miał swego ulubionego faktora, ale częstokroć sielskie ich stosunki kończyły się niezbyt przyjaźnie, bo manifestacją w urzędzie grodzkim. Pan Lewald Meier, wojski inflancki, posesor wsi Rybowa, miał swego "prywatnego II faktora w osobie Żydka poznańskiego Szymka. Podczas najazdu szwedzkiego p. Wojski przywiózł mnóstwo swych rzeczy do Poznania i ukrył je w piwnicy kamienicy Szymkowej, na które to rzeczy Żyd nie dał właścicielowi żadnego skryptu. Niewiadomo od kogo dowiedzieli się o tych "skarbach" Szwedzi i wszystko zrabowali. Pan Meier zaraz po wyjściu Szwedów z miasta zaczął mścić się nad biednym Szymkiem i gdy Żydzi poznańscy sprowadzili sobie z Gdańska towary, obłożył je aresztem. Wtedy. Żydzi, chcąc ratować swoje, a wiedząc, że Szymek był ulubieńcem p. Meiera, wskazali mu jego część. Pan Wojski zabrał sześć beczek szwedzkich śledzi i beczkę francuskiej wódki, czyli cały towar Szymka, i tern zupełnie owego Żydka zrujnował. Nic też dziwnego, że biedaczyna manifestował* przeciw p. Meierowi, który chyba dlatego tylko zdołał wykpić Żyda, że był Inflantczykiem, zwykle bowiem było odwrotnie. Żydzi z powodu swej mściwości byli nieraz bardzo niebezpieczni. Przykrą awanturę z Żydem miał p. Pro kop Lipski, stolnik ziemski i surogator grodzki poznański. Wydzierżawił on "gościniec szynkowny" w swej wsi Brudzewie Żydowi "przezwiskiem" Lewek. Ten to Lewek "nienależycie się sprawował, owszem bezbożnie sobie postępując, wielmożnemu manifestantowi, samą tylko złośliwą zawzięty hardością, ogniem i periculis vitae odgrażał". W końcu udał się Lewek do obozu szwedzkiego i zadenuncjował swego dziedzica o wrogie usposobienie względem Szwedów. Pan Stolnik nie był bylekim, żeby Szwedzi mogli na nim bez wszystkiego swoją złość wywrzeć, więc sprawa oparła się o sąd. Wszystkie pogróżki i kalumnie Lewka poszły "godnym ludziom pod rozeznanie i inkwizycją", potem sąd komisarski "inkwizycją z katolików i Żydów wywiedzioną, skonnotowawszy i dobrze per omnes circumstantes zważywszy, z niej tak wiele przerzeczonemu Żydowi dowiedzionych uznał kryminałów, (że) tę sprawę... gotowemu inkwizycjami ad iudicium civile per sententiam odesłał".
Powyższy artykuł jest częścią publikacji Kronika Miasta Poznania: kwartalnik poświęcony problematyce współczesnego Poznania: Antologia 1990 R.58 [Nr3/4] dostępnej w Wielkopolskiej Bibliotece Cyfrowej dla wszystkich w zakresie dozwolonego użytku. Właścicielem praw jest Wydawnictwo Miejskie w Poznaniu.