TADEUSZ ŚWITAŁA

Kronika Miasta Poznania: kwartalnik poświęcony problematyce współczesnego Poznania 1989.10/12 R.57 Nr4

Czas czytania: ok. 31 min.

Z DZIEJÓW TEATRU WIELKIEGO W POZNANIU TEATR ADAMA DOŁŻYCKIEGO (1 VIII 1919 - 30 VI 1922)

OTWARCIE

Powołany do życia w 1919 r. Teatr Wielki, utrzymywany przez zarząd miasta, służyć miał zarówno muzyce jak i dramatowi. Kierownictwo działu operowego, obejmujące także działalność koncertową, powierzono trzydziestotrzyletniemu Adamowi Dołżyckiemu, mającemu już za sobą kilka lat pracy za pulpitem dyrygenckim w Warszawie. Łączono z nim nadzieję na świetny rozwój teatru muzycznego. Jego zastępcą został bas Tadeusz Wierzbicki, a dział dramatyczny powierzono warszawskiemu aktorowi Janowi Januszowi (Jan Pik). Inauguracja działalności artystycznej poprzedzona została nabożeństwem w Farze Poznańskiej, które w intencji Teatru Wielkiego celebro

Adam Dolżycki

Tadeusz Wierzbicki

Tadeusz Świtała

wał ks. Czesław Bogacki. Pienia religijne wykonali artyści operowi: Stanisław Drabik, Karol Urbanowicz i Liliana Zamorska a chóry operowe wykonały Modlitwą z czwartego aktu Halki. Na organach akompaniował , Zygmunt Wojciechowski. "Swiątynia była przepełniona publicznością" - relacjonował sprawozdawca "Dziennika Poznańskiego" \ Uroczyste otwarcie Teatru odbyło się w niedzielę, dnia 31 sierpnia 1919 r., z udziałem wielu luminarzy kultury polskiej.

"Akademia miała przebieg podniosły - pisał sprawozdawca "Dziennika Poznańskiego" - na scenie przybranej zielenią zgromadziły się liczne chóry, dalej artyści Teatru Wielkiego oraz mówcy. Publiczność składała się z zaproszonych gości, kwiatu inteligencji poznańskiej, z przedstawicieli urzędów, wojska, duchowieństwa" 2. Z Warszawy przybyli: minister kultury i oświaty Zenon Przesmycki , (Miriam), wiceprezydent miasta, ceniony historyk Artur Sliwiński, prezes Teatru Wielkiego hr. Edward Krasiński, przedstawiciele prasy' "poezji, krytyki i teatrów warszawskich": Franciszek Brzeziński, Zdzisław K. Dębicki, Adam Dobrowolski. Bolesław Gorczyński, Józef Kotarbiński, Kornel Makuszyński, Emil Młynarski, Władysław Rabski, Felicjan Szopski, Arnold Szyfman, Stanisław Wyrzykowski. Ze Lwowa przybył Michał Tarasiewicz. Z różnych powodów nie mogli przybyć: Gabriela Zapolska, Jan Kasprowicz i Artur Oppman.

Zwycięską armię powstańczą reprezentował gen. Józef Dowbor-Muśnicki, a Ministerstwo b. Dzielnicy Pruskiej - minister Władysław Seyda i komisarz Adam Poszwiński. "O dwunastej - pisał dalej sprawozdawca "Dziennika" - Akademia rozpoczęła się dźwiękami hymnu Jeszcze Polska nie zginęła. Publiczność i artyści stojąc wysłuchali go. Potem odczytano depeszę gratulacyjną Naczelnika [Józefa Piłsudskiego]".

N astąpiły przemowy: Prolog wierszem wypowiedział Makuszyński, swój własny utwór w silnej i misternej oktawie [31 strof!!]. W strofie dwudziestej Makuszyński recytował: A na poznańskiej zdrowej, czarnej grzędzie, Niech taka kwitnie pieśń, jak drzewo młode: Zdrowych Polaków pieśń, niech zdrowa będzie! Śpiewajmy żYcia polskiego urodę, A nie pochwały śmierci, jak łabędzie; Smętki przekujmy na młodości odę! Niech się wierszYkiem żalą na obczYźnie My zaśpiewajmy Bogu i OjczYźnie.

l Otwarcie Teatru Wielkiego. "Dziennik Poznański" r. 1919, nr 200, s. 3. 2 Tamże.

Jarogniew Drwęski

Jako pierwszy przemówił prezydent miasta Jarogniew Drwęski. "Dziś Polska stwarza nowy przybytek sztuki: czyni dzieło pokoju" - zaakcentował z mocą Drwęski, a jednocześnie zadał nurtujące Polaków pytanie: "Czy nie za wcześnie, kiedy na kresach Polski leje się krew i grzmią jeszcze działa? "Jak najspieszniej, jak najprędzej goić nam trzeba rany, które zadała wojna - nie ciału lecz duszy. Bo patrzmy wkoło: rozkiełznane namiętności, gonitwa szalona za zyskiem, straszliwa chęć użycia - hasła głoszone liczne, wielkie a puste, bo na dnie ich zawsze ukryta własna miłość. Jesteśmy świadkami epoki, która spogląda na rozpasanie egoizmu i na najsmutniejszą z walk - walkę klasową. Ludność niewolnicą się staje własnych przyziemnych instynktów. Tu nie pomoże miecz. Tu koniec jego mocy. On, który wywalczył wolność ludom, wolności człowiekowi dać nie zdoła! "Więc potrzebne dzieła pokoju. Dziś, kiedy wchodzi tu mowa ojczysta, ona, która w długie lata tęsknoty pocieszycielką nam była jedyną; jedyną mocą, kiedyśmy żyli jako ci wierni w podziemiach - niechaj z nią razem wejdzie tu Piękno! "Niech wejdą duchy najlepsze: Mickiewiczów, Krasińskich, Szekspirów i wszystkich mistrzów piękna i tej mądrości, która z piękna płynie, która uczy ludzi patrzeć w głąb własnej duszy, tam gdzie nie ma już wirów - ni walk, gdzie jest istota ludzka przeczysta i wolna na podobieństwo bóstwa. "Oni niechaj będą stróżami tego domu. Niechaj czuwają nad nim i nad wszystkim, cokolwiek tu się poczyna! "Niech strzegą znicza, aby nie wygasł płomień zapału, aby płonął wiek długi pokoleniom, które łamać będą okowy ducha! "A my twórzmy dzieło na cześć sztuki polskiej: narodowi na chwałę a ludziom na odrodzenie!". Przemówienie Drwęskiego nie wywarło jednak wrażenia na słuchaczach. Z nadzieją więc oczekiwali mowy Władysława Rabskiego. Uderzył on od wstępu w spodziewany ton: "Nie wiem, jakie Piękno w tym domu za czasów pruskich mieszkało - nie wiem, czy sztuka tego teatru była wielka czy mała - nie wiem

1 Kronika 4/89

Tadeusz Świtałaczy ród swój wiodła z Helikonu czy z Merkurego straganów, ale gdyby nawet była najdostojniejszą, nie miłość ją tu przywiodła, nie entuzjazm dla poezji zbudował jej tę świątynię, lecz szatan polityki sprowadził ją w mury Poznania i w służebnicę swoją zamienił". Przez widownię przeszedł szmer aprobaty a Rabski mówił dalej: "Ten teatr zatem nie miał prawa zwać się świątynią, albowiem powstał z nienawiści, i choćby nawet sztuka jego była wysoka, intencja jego była niska i barbarzyńska. Ten teatr dziś dopiero stać się może świątynią, bo muza polska, która tu śpiewać zaczyna, nie ma na sobie piętna agentki politycznej" . Kolejna fala oklasków przerwała przemówienie. U duchowiony Rabski powiedział na zakończenie: "Jeżeli tedy wyciągam ręce do artystów i szukam cudownego zaklęcia, aby zbudzić w nich nie ambicję tanich oklasków lecz ambicję słonecznego piękna, to chciałbym tym samym zaklęciem oczarować i Was, abyście byli nie tylko karmicielami teatru, lecz dźwignią jego artyzmu [...] A teraz w imię Boże do dzieła. I niechaj w każdej duszy wyryte będą słowa: «Nie ma wielkiej sztuki bez wielkiej miłości»" .

"Tak mówił Władysław Rabski - zanotował sprawozdawca "Dziennika Poznańskiego". - Mowa ta wywarła niezmiernie silne wrażenie. Wzruszona i porwana publiczność podziękowała za nią burzą oklasków"s.

Dostojny, dojrzały aktor Michał Tarasiewicz 4 odczytał wierszowany adres nadesłany przez teatr lwowski, a po nim do braci aktorskiej zwrócił się Józef Kotarbiński: "Mając tę wiarę, że przejęci do głębi ważnością swego powołania, jako artyści i obywatele wolnej Polski, wytężą całą energię pracy i talentów na tym kresowym posterunku. Niech więc kwitnie na chwałę sztuki polskiej nowa scena". Odczytano gratulacje nadesłane wierszem przez Artura Oppmana (Or-Ot) i telegram Gabrieli Zapolskiej:

"Szczęśliwa, dumna, pełna radości wchodzę dziś razem z Wami pod dach naszego teatru, którego drzwi tyle lat były dla nas zamknięte a wnętrze niedostępne dla naszej drogiej mowy. Nie mogę przybyć osobiście, bo siły mi nie starcza, ale duch mój jest tam z Wami i serce bije równo z waszym tętnem. Dozwólcie mi także zająć miejsce wśród tych, którzy życie swoje poświęcają dla kultu naszej sztuki i mowy a będzie to wielki dla mnie zaszczyt i radość mego życia. Macie wielkie stanowisko - nie wątpię, iż odpowiecie na nie godnie i z całą siłą".

3 Święto teatru. "Dziennik Poznański" r. 1919, nr 201, s. 1.

4 Michał January Tarasiewicz (1871 -1923) występował gosclnnie na scenie Teatru Polskiego w dniach od 9 X do 6 XI 1918 r. W chwili inauguracji Teatru Wielkiego był dyrektorem Teatru Miejskiego we Lwowie.

Część oficjalną akademii zakończyły Polonez A-dur Fryderyka Chopina, w wykonaniu chórów i orkiestry, oraz hymn narodowy. Od godz. 14.00 w Ratuszu zarząd miasta podejmował gości śniadaniem.

"Z wygłoszonych mów odznaczały się głębokością myśli oraz nastrojem serdecznym słowa pp. ministrów Przesmyckiego i Seydy oraz p. komisarza Poszwińskiego" - zanotował sprawozdawca "Dziennika Poznańskiego" 6. Sprawozdawca "Kuriera Poznańskiego" nie bawił się w oceny "głębokich myśli" zawartych w toastach, lecz w kolejności notował: "Tu serię przemówień rozpoczął minister kultury i sztuki p. Zenon Przesmyc, ki, dalej przemawiali: p. Sliwiński imieniem m. Warszawy, p. Gorczyński imieniem dramaturgów polskich, p. Tarasiewicz na cześć zasłużonych na gruncie poznańskiego teatru dyrektorów dawniejszych, p. Rosiński na cześć dzieci lwowskich, obrońców Lwowa, p. Karpiński wzniósł toast w ręce gospodarza miasta p. mecenasa Drwęskiego, ksiądz kanonik Adamski w imieniu duchowieństwa na cześć sztuki, p. komisarz Poszwiński na część pierwszego ministra sztuki a dyr. Kotarbiński wygłosił toast na cześć p. dyrektora Szczurkiewicza, p. minister Seyda wypowiedział serdeczne słowa o ważności teatru w życiu zbiorowym narodu, a ksiądz prałat Łukomski wzniósł toast na krytyków teatralnych. Nastrój panował bardzo serdeczny i wzniosły" 6. Wieczorem wystawiono Halkę Stanisława Moniuszki. W tym historycznym wydarzeniu uczestniczyli: Józefa Zacharska (Halka), Franciszek Bedlewicz (Jontek), Liliana Zamorska (Zofia), Augustyn Wiśniewski (Janusz), Karol Urbanowicz (Stolnik), Jan Popiel (Dziemba), Gabriel Górski (Dudziarz), Stanisław Drabik (Góral). Dyrygował Adam Dołżycki. W przedstawieniu uczestniczyła grupa tancerzy warszawskich, która stała się zalążkiem baletu operowego. Baletmistrz Józef Kulesza zaangażował w imieniu Teatru ośmiu solistów baletu stołecznego: Janinę Cieślak, Lucjana Chrzanowskiego, Leokadię Kacperską, Stanisławę Łukomską, Sabinę Matuszewską, Romana Morawskiego, Helenę Sławińską i Mariana Wintera 7.

Orkiestra składała się w poważnej części z muzyków dawnej opery niemieckiej osiadłych w Poznaniu. Chór tworzyli głównie chórzyści lwo

5 Święto teatru. "Dziennik Poznański" r. 1919, nr 201, s. 1. W poniedziałek (1 IX 1919 r.) Naczelna Rada Ludowa "wydała obiad w Bazarze na białej sali na cześć p. Ministra Przesmyckiego. Obecni byli przedstawiciele nauki, literatury i prasy. Przemawiali pp. ministrowie Seyda i Przesmycki oraz p. komisarz Poszwiński. Po obiedzie odbyła się herbatka w foyer Teatru Wielkiego". ("Dziennik Poznański" r. 1919, nr 202). 6 Otwarcie Teatru Wielkiego. "Kurier Poznański" r. 1919, nr 201.

7 Listę tę należałoby uzupełnić przynajmniej o nazwisko Władysławy Karlak - - Kuleszy.

7*

Tadeusz Świtała

PIERWSZA OBSADA HALKI

. ';....V,""-!..."....-:

Józefa Zacharska (Halka) Franciszek Bedlewicz (Jon- Liliana Zamorska (Zofia) tek)

"'1'-' ·

Augustyn Wiśniewski (Janusz)

Jan Popiel (Dziemba)

Karol Urbanowicz (Stolnik)

?* .

Gabriel Górski (Dudziarz)

S tanisław Drabik (Góral)

Józef Kuleszawscy, sprowadzeni przez Karola Urbanowicza; a wzmocniony on został amatorami z chórów poznańskich s. W zespole solistów była tylko jedna Poznanianka - Maria Jankowska-Kopczyńska (sopran), śpiewaczka w byłej operze niemieckiej. Już ten krótki przegląd kadrowy wyjaśnia, dlaczego opera poznańska rozpoczęła przedstawienia dopiero we wrześniu 1919 r., chociaż władza Prusaków w Poznaniu skończyła się z wybuchem Powstania Wielkopolskieg0 9 . Ale wróćmy do Halki. Recenzent "Dzienr Poznańskiego" (Mi), w pięcioszpaltowym wywodzie na temat premierowego przedstawienia, śpiewakom poświęcił nieledwie czwartą część artykułu. "Z solistów, na pierwszy plan wysunęła się p. Zacharska. Głos doskonale wyszkolony - pisał - piękny i silny, cała skala równa i zaokrąglona; interpretacja muzyczna pod każdym względem bez zarzutu; jest to siła pierwszorzędna, z której scena poznańska może -być dumna. Małą detonację za kulisami przypisać trzeba złej akustyce. "P. Wiśniewski posiada materiał głosowy miękki i bardzo metaliczny; charakter głosu jest więcej tenorowy aniżeli barytonowy. Już to w arii (Scena III), już to w duecie z Halką lub dalej w duecie z Jontkiern, wszę

8 Ilustracją trudności z zespołem orkiestrowym może być notatka w "Dzienniku Poznańskim" r. 1919, nr 152 z dnia 5 VII 1919 r. pt. Z Teatru Miejskiego: "W ub. poniedziałek i wtorek [czyli 30 VI i l VII - TS] rozstrzygnięto konkurs na obsadę pulpitów w orkiestrze polskiej opery", co oznaczało koncertmistrzów. Deputacja teatralna "obsadziła pulpity" skrzypiec przez Tadeusza Pawlaka, Pawła van Kempena i Leona Bucholza; wiolonczeli: Hugo Oushoovna i Wacława Rozmarynowicza; kontrabasu: Andrzeja Kędziorę; fletu: Józefa Tomańskiego; oboju: Wincentego Gromadzińskiego; klarnetu: Marcina Horzelę; fagotu: Jana Adama.

"Wakowały jeszcze posady koncertmistrzów na altówce i trąbce".

9 Sporo zamieszania wywołała sprawa Janiny de Witt (sopran). Została ona już zaangażowana, lecz pod koniec sierpnia 1919 r. kontrakt rozwiązała "samowolnie i to z przyczyny nie dotrzymania przez dyrektorów danego mi słowa honoru"'. Chodziło o to, że śpiewaczka nie została obsadzona w Halce, a jako możliwość zaprezentowania się uznała solowy popis podczas uroczystości inauguracyjnej. W . ,konkurencyjnej" imprezie w dniu 4 IX na rzecz ofiar śląskich de Witt wypełniła część programu. Recenzent "Kuriera Poznańskiego" (-Z-Z) ocenił jej koncert w takim tonie: "Materiał głosowy posiada pani de Witt bogaty, sopran silny, zwłaszcza ku górze, dźwięczny i pełen; ku dołowi nie dość rozległy, by nie ulec lekkiemu tremolowaniu. Mimo dobrego wyszkolenia, nie używa śpiewaczka przyrodzonych zalet swego organu dość równo a w utworach scenicznych trudno oszczędzić jej zarzutu nie dość czystego chwytania tonów w pozycjach średnich. W interpretacji uderza skłonność do przeciągania, połączona z przymieszką sztucznej afektacji". Nie jest jednak' pewne, czy wykorzystano całą lokalną ofertę solistek. Nie wiadomo np., dlaczego nie zaangażowano tak znakomitej śpiewaczki jak Helena Stroińska (Doruchowa) .

Tadeusz Świtaładzie dźwięk głosu piękny i szlachetny, wszędzie umiejętne frazowanie, za co chyba u wszystkich zjednał sobie uznanie. Nie mając jeszcze dostatecznej rutyny scenicznej, będzie musiał skrupulatnie korzystać ze wskazówek swego reżysera". "Drugą ważną rolą w Halce jest rola Jontka. Wymaga ona - tłumaczył recenzent - doskonałego śpiewaka i aktora. Ostatni warunek wypełnił p. Bedlewicz [pisano błędnie Będlewicz - TS] jako Jontek w zupełności. Jako śpiewak nie stał on na wysokości zadania. Głos w średnicy dość silny i nie brzydki, mało jednakże metaliczny i skłonny niekiedy do tremolowania; w akcie IV przed arią w recytatywie Oj tak bracie na dwukreślonym mi wibracja była dość znaczna. Od dwukreślonego F w górę głos traci na dźwięku i widoczne nawet było wysilenie się przy atakowaniu dwukreślonego la i sibemol, które w akcie II i w duecie z Halką do słów Oj piękny po prostu artysta urwał, nie wytrzymując fermaty. Studia u bardzo dobrego profesora śpiewu usunęłyby te braki; obecnie może partia tak forsowna jak rola Jontka zaszkodzić głosowi" - kończył swoje uwagi szczerze zmartwiony recenzent. Nie pozostawił też suchej nitki na Lilianie Zamorskiej, która "do małej roli Zofii głosowo zupełnie nie dorosła". Jego zdaniem, Zamorska miała "głos nie wyszkolony, a przy tym razi podczas śpiewu wadliwy układ ust".

Pozostałe głosy męskie - dodać muszę: w następnych latach prawdziwe filary opery polskiej - recenzent potraktował marginalnie: "W roli Stolnika przedstawił się p. Urbanowicz jako śpiewak i jako aktor bardzo korzystnie [...] Rolę Dziemby zagrał starannie p. Popiel. Na specjalną jeszcze wzmiankę zasługuje niewielki ale nadzwyczaj dźwięczny głos p. Drabika" 10. Inaczej oceniał solistów recenzent "Kuriera Poznańskiego": "Z solistów wysunęła się na pierwszy plan piastunka tytułowej roli p. Zacharska, która władając pełnym, czystym, silnym, dramatyczno-lirycznym sopranem, zarówno pod względem śpiewu jak gry dała typ Halki istotnie niepowszedni. "Jontek pana Bedlewicza stał na równych wyżynach. Silny, rozlewny, dźwięczny jego tenor łączył się z grą żywą, pełną ekspresji a dyskretną. "Bardzo dobrze prezentowała się Zofia p. Zamorskiej zarówno w śpiewie, grze, jak i wyglądzie. "Pan Urbanowicz jako Stolnik stworzył kreację w kierunku wokalnym jak i aktorskim najzupełniej dodatnią. "Stosunkowo najmniej korzystnie z ról większych wypadł Janusz p. Wiśniewskiego, którego głos, jakkolwiek w brzmieniu szlachetny, w dolnych zwłaszcza pozycjach nie wykazuje dostatecznej siły, a którego gra - wczoraj przynajmniej - nie posiadała dość wyrazu. 10 Otwarcie Teatru Wielkiego. "Halka". "Dziennik Poznański" r. 1919, nr 201.

"Podnieść należy miły i silny tenor p. Drabika jako Górala i przodownika tenorowego. Produkcja p. Popiela jako Dziemby nie wyzyskiwała dość wyczerpującego szeregu znamiennych momentów tej sympatycznej roli" ". Najobszerniej obaj recenzenci potraktowali wykonanie muzyczne.

"P. Adam Dołżycki, który dyrygował operą - czytamy w "Dzienniku Poznańskim" - wykazał kwalifikacje pierwszorzędnego dyrygenta-symfonisty; jako dyrygent operowy rzadko robił koncesje na rzecz śpiewaków, a włożył całą swoją energię i zdolności w interpretację orkiestrową. "Dużo było artystycznych, pięknych momentów w frazowaniu, w dynamice, w wytrzymywaniu pauz artystycznych itd. - nieraz może przefilozofowanych prawie - ale były też miejsca, na które nie można się w zupełności zgodzić. "W uwerturze, w ogólności koncertowo zagranej [...] pierwszy motyw (Andante) fletu i klarnetu był wzięty w tempie absolutnie za wolnym; w tym samym tempie była powtórka tego samego prawie motywu później, mimo że Moniuszko tutaj oznaczył largo. "Wspólnie ze sceną, orkiestra jednakże dominowała za potężnie nad śpiewakami i niejeden głos przegłuszyła zupełnie". · "W operze winien dyrygent nieraz przytłumić orkiestrę - pouczał dobrotliwie recenzent takiego asa jak Dołżycki - i pozwolić na to, aby śpiewak rozwinął swój głos umiejętnie i należycie, i nie-był zmuszony wysilać się na przekrzyczenie orkiestry". "Niekiedy znów tempo było tak żywe - czytamy dalej - że słowa zanikły. W chórze gości, po duecie Janusza z Halką, od słów Spocząć już czas za szybkie tempo nie pozwoliło chórowi na dokładne wyśpiewanie tekstu. To samo zdarzyło się w arii Stolnika, którego głos, ani gest aktorski, mimo szczerych chęci, nie przyszedł do percepcji. Mazur nie był popisem godnym pochwały dla orkiestry, zwłaszcza pod względem niedokładności rytmicznych: z powodu spóźnienia się orkiestry po znanych 2 taktach (tempo primo) tupania nogami na scenie. W arii Gdybym rannym słonkiem akompaniament (scherzando) do słów: O gdybym skowronkiem z powodu za szybkiego tempa wypadł zupełnie niewyraźnie. "Również w scenie II (andantino) wiolonczela temat swój (choć bardzo ładnie zagrany) za silnie uwydatniała i tłumiła słowa Halki. W scenie V znów w wielkim ensemble'u część asdurową wziął p. Dołżycki podpadająco wolno. Przygrywka do III aktu wypadła w orkiestrze doskonale. Do małej roli chłopaka w akcie trzecim dodaje Moniuszko specjalną wzmian

11 [-Z-Z]: Inauguracja opery w Teatrze Wielkim. St. Moniuszko: "Halka".

"Kurier Poznański" r. 1919, nr 201.

Tadeusz Świtała

kę, Z której dyrygent nie skorzystał: może dlatego, że biednemu Góralowi nie ustawiono żadnej góry, z której by mógł czatować na przyjazd . " 12 panIcza "Kurier Poznański" natomiast zachował się wobec Adama Dołżyckiego bardzo grzecznie: "Kto śledził dotychczasowe koleje artystyczne p. Dołżyckiego jako dyrygenta z jego czasów berlińskich i warszawskich - pisał - ten nie mógł wątpić o tym, iż to co nam zgotuje wyrośnie ponad przeciętność. Wykonanie wczorajsze Halki było w istocie godne wielkiej rocznicy i wielkiego dnia. "Trudno po pierwszym przedstawieniu ostateczny wypowiedzieć sąd, pod zbyt wielu względami przedstawienia tego rodzaju ulegają wpływom chwili, by można je uważać za skrystalizowane i dlatego omówienie szczegółów pozostawić należy późniejszej ocenie. Na ogół jednakże już dzisiaj powiedzieć można, że linia, po jakiej bieg wykonania się toczył, trzymała się przepisanych wyżyn. ..Czuło się umiejętne, świadome zadania kierownictwa, i muzyczne i aktorskie, na scenie wrzało życie, chóry były ruchliwe, żywe, posłuszne skinieniu batuty, orkiestra zgrana wybornie podporządkowała się akcji dramatycznej wzorowo" 1 9 . Spora porcja uwag dotyczyła chóru. Recenzent "Dziennika Poznańskiego" pochwalił chór za znakomite cieniowanie Po nieszPorach i "w tempie dobrym", ale zganił za "niespodziewanie wielkie ritardando w altach do słów: Na wesele sprosi kumy". "N admienić trzeba - pisał recenzent - że chór za wiele »grał« i nierówno wykonywane ruchy psuły wrażenie z dodatniego wykonania wokaInego". Porównanie premierowego przedstawienia Halki z dawnymi wystawieniami w Teatrze Polskim, amatorskimi prawie siłami, jest oczywistym nieporozumieniem. Recenzent tak się jednak rozpędził, iż zapomniał, w którym teatrze się znajduje. "W akcie IV - perorował - tempo przygrywki oboju za wolne i - zważywszy na oznaczenia dla niej tempa: Allegro, również odnoszące się do słów Jontka skądże wraz wesołego ście zagrali? - tempo także nie uzasadnione: wejście więc zbyt powolne Dudziarza, zastosowane do tempa, robiło wrażenie, że przyszedł on raczej na pogrzeb a nie na powitanie weselnego orszaku. "Wielki ensemble Es-dur wykonany był bardzo dobrze, pOmIjając małe detonacje w zakończeniach. Natomiast chór w kościele po Cavatinie Halki wyszedł niewyraźnie, bo był widocznie za daleko ustawiony od sceny, tak że wobec orkiestry i śpiewu Halki był prawie niesłyszalny

12 Otwarcie Teatru Wielkiego. "Halka"..., op. cit.

13 [-Z-Z]: Inauguracja operyi zakończenie równocześnie orkiestry, chóru i śpiewu Halki nie mogło być dokładne" . "Produkcje chórowe - przyznał jednak recenzent - były na ogół zadowalające i słusznie należy się dyrygentowi p. Bojanowskiemu i chórowi rzeczywiście szczere brawo, uwzględniając tak krótki czas na przygotowanie" ". W długachnej tej recenzji "Dziennika Poznańskiego", naszpikowanej szczególikami, nie ma faktycznie nawet marginesowej uwagi o zespole baletowym Józefa Kuleszy. Zetzet zaś zdobył się jedynie na uwagę: "Co do baletu, to nie chcielibyśmy go, zwłaszcza odnośnie do Mazura, uważać za ostatni wyraz kunsztu choreograficznego na scenie Teatru Wielkiego" 15. Można to odczytać jako dezaprobatę debiutu warszawskich tancerzy w Poznaniu. Można też, po zapoznaniu się z dziejami baletu operowego lat 1919 - 1925, utwierdzić w przekonaniu, że Poznań nie stworzył klimatu do rozwoju zespołu baletowego. "Dziennik Poznański" poświęcił także garść uwag reżyserii Halki, której podjął się Gabriel Górski [pisano Górski]: "Tam odczuliśmy instrukcje rutynowanego, inteligentnego i logicznie działającego artysty-reżysera [...] Znane są jego zdolności z tyluletniej działalności na scenie opery warszawskiej i sukcesy, jakie osiągnął swoim nadzwyczajnym talentem reżyserskim; toteż nie jemu należy przypisać niefortunne ruchy (zwłaszcza rękami) członków chóru, a niekiedy elementarne błędy, jak np. w akcie III, gdzie jeden z chórzystów przeszedł na froncie przed solistkę, zakrywając ją; w tym samym akcie chór zwrócony ku górom, a oglądający się równocześnie co chwilę na dyrygenta - w oczekiwaniu na znak jego. Są to m.in. kardynalne błędy, za które nie można p. Górskiego robić odpowiedzialnym. Chór posągowo stojący, nie biorący udziału żadnego w akcji jest także błędem, lecz masowe ruchy muszą być specjalnie i często próbowane, aby osiągnęły swój cel. Na przyszłość jednakże spodziewać się należy, że nerwowy pośpiech w przygotowaniach zniknie, a za to zagości spokój w udzielaniu dyrektyw i przeprowadzeniu jednolitości w próbach" ł6. Ostatnia wreszcie partia uwag recenzenckich dotyczyła scenografii, terminu wówczas jeszcze nie używanego. Czuwał nad nią brat Adama Dołżyckiego - artysta-malarz Leon Dołżycki. Pod jego nadzorem dokonano modernizacji sceny, dodając tzw. ruchomą ramę, osadzoną na samym froncie, która zastąpiła używane dotąd paludamenty". Rozpisywano

14 Otwarcie Teatru Wielkiego. "Halka' op. cit.

u [-Z-Z]: Inauguracja opery... 36 Otwarcie Teatru Wielkiego. "Halka' op. cit.

17 "P al udamen t": rodzaj firanek nad sceną, tworzących jakby jej sklepienie(sufit).

Tadeusz Świtałasię na ten temat w gazetach, obiecując tajemniczo brzmiącymi terminami teatralne sensacje. W "Kurierze Poznańskim" czytamy: "Scena Teatru Wielkiego [...] przewyższa pod względem urządzeń technicznych i maszynerii nawet scenę Teatru Wielkiego w Warszawie» chociaż jest od niej znacznie mniejsza. Brak jej było tylko tak zwanej «ruchomej ramy» [...] Roboty około skonstruowania powyższej ramy wykonała firma arch. Mieczkowskiego [...] System wystawiania sztuk i oper, jaki obrała dyrekcja [. . .] polegać będzie na zastosowaniu w naj I szerszym zakresie wiszącego horyzontu oraz ustawianych na jego tle plastycznych dekoracji" ,8. "Dyrekcja Teatru Wielkiego - czytamy we wstępie recenzji z przedstawienia Halki - rozpoczęła działalność [...] wprowadzając od razu nowe pomysły w kierunku dekoratywnym, reżyserskim i muzycznym a nawet i pod względem budowy sceny. I I tak przeistoczyła scenę, dając ramę na froncie sceny, boczne przystawki usunięto i stworzono w ten sposób ze sceny kolosalną otchłań". "Nie krytykując szczegółowo tej innowacji - niepokoił się autor recenzji - pozostawiamy to przyszłości, jaką korzyść przyniesie ona naszej scenie, która nie jest zbudowana odpowiednio do tego - dalej, czy nie przysporzy trudności przy wystawianiu następnych oper i dramat ' ,,18 ow . Warto więc skonfrontować opInIe o debiutanckiej scenografii Leona Dołżyckiego. "Kurier Poznański": "Dekoracje stylowe, malownicze, odbiegające dość znacznie od utartego szablonu, tworzyły zwłaszcza w I, iH i IV akcie tło, które poza drobnymi szczegółami - całość wrażenia silnie potęgowały". ..Dziennik Poznański": "Nowością było wystawienie w U akcie domku, który niezupełnie odpowiada szczeremu stylowi dworku; w akcie trzecim zupełnie chybiona dekoracja gór, w czwartym zaś ustawiono zamiast kościółka coś na kształt werandy z wieżyczką. Była to więc praca nie zawodowego malarza, a przynajmniej nie znającego jeszcze sposobu malowania, efektów świetlnych i perspektywy scenicz. " o neJ -. Był to pierwszy dzień oficjalnego życia Teatru Wielkiego miasta Poznania. Dzień powitany najbardziej wzniosłymi słowami komentatorów poznańskich dzienników. "W szeregu dni uroczystych - czytamy w "Kurierze Poznańskim - które przeżyliśmy od chwili wyzwolenia naszej dzielnicy spod panowania obcego, dzień wczorajszy, otwierający nową erę w tak ważnej dzie

Komunikat Teatru Wielkiego. "Kurier Poznański" r. 1919, nr 198.

Otwarcie Teatru Wielkiego. "Halka' op. cit.

[-Z-Z]: Inauguracja opery...; Otwarcie Teatru Wielkiego. "Halka' op. citdżinie sztuki i kultury, jaką jest teatr, pozostanie pamiętny na zawsze w dziejach wolnej stolicy Wielkopolski. Otworzyły się wczoraj drzwi świątyni piękna, które dotąd były dla nas zamknięte. W gmachu, który zbudowano dla znieprawionej polityką germanizacyjną sztuki niemieckiej, który obok zamku miał być dumnym pomnikiem najezdniczej kultury germańskiej, z którego słowo polskie było wykluczone, zabrzmiała wczoraj po raz pierwszy dźwięczna jak spiż uroczysta, królewska mowa polska. "Nikt zapewne nie oparł się głębokiemu wzruszeniu, gdy wkraczał w progi nowego przybytku sztuki polskiej, szczególnie ten, dla którego po raz pierwszy podwoje przybytku się otwierały. Było przecież niestety wielu takich, którzy i za czasów niemieckich mimo wyraźnych nakazów godności narodowej do tego teatru uczęszczali. Czynili to przeważnie chyłkiem i pokryjomu, bo opinia narodowa słusznie piętnowała tych, co w ten sposób lekceważyli głos sumienia zbiorowego. Ale ci, którzy z dala omijali wyniosły gmach, dopóki był siedzibą obcej, narzuconej nam kultury siły i pięści, którzy stokroć woleli w starym, małym, skromnym teatrzyku polskim słuchać dźwięków ojczystych niż używać choćby imponujących wystawą widowisk obcych - ci wczoraj z podniesionym czołem i dumą w sercu wchodzili do pięknego przybytku, goszczącego już sztukę polską, narodową. .,Z wąskiego strumyka, torującego sobie z trudnością drogę wśród zwalisk i złomów, zamienia się obecnie życie teatralne Poznania w szeroką rzekę, odbijającą w swych czystych nurtach całe bogactwo tych słońc tęczowych, które na niebie sztuki polskiej zabłysły. A tęskni za nimi dusza narodu, którego mroki niewoli tak długo otaczały, spragnione są krystalicznych źródeł Helikonu usta, którym wróg odmawiał każdej kropli dżdżu. Po latach niewoli zbudził się głęboki poryw tęsknoty za wielką sztuką polską. Chcielibyśmy oglądać purpurowe wizje Słowackiego i prorocze poematy Krasińskiego, chcielibyśmy w nocny szum tajemniczych obrzędów Dziadów Mickiewicza wsłuchiwać się skupieni w potężny rytm starożytnych tragedii i wskrzeszające dramaty Wyspiańskiego przeżywać sercem bijącym. "I niechaj nikogo nie zabraknie w tym korowodzie dostojnym, który przesunie się przez scenę narodową: od Fredry, sypiącego złotym blaskiem humoru, aż do twórców naszej doby, których gwiazdy nie ustępują żadnemu obcemu narodowi. Obok nich zaś chcemy słyszeć wielkich mistrzów Teatru europejskiego: wiecznie młode bujnością swą żywiołową dzieła Szekspira, mistyczne dramaty Calderona, szlachetny patos Corneille'a i Racine'a, nie przebrane w bogactwie humoru komedie Moliera. "Zaprawdę olbrzymie pole twórczości otwiera się przed kierownikami nowego Teatru! Niech hojną ręką czerpią z bogatych skarbów sztuki.

Tadeusz Świtałaniech na harfie swej napną wszystkie struny szczerego artyzmu, czy to opery, czy dramatu, tragedii czy komedii, niech ani jeden ton duszy ludzkiej nie pozostanie bez oddźwięku, czy to górnego idealizmu, czy realistycznej prawdy życiowej, księżycowych nocy romantycznych czy psychologicznych dociekań modernizmu. Kapłaństwo sztuce - bez tendencji i kierunków, kapłaństwo ożywione żarliwą miłością ideału -- oto powołanie tych, którzy gospodarzami będą na nowej polskiej scenie w Poznaniu. Jesteśmy pewni, że i w naszym o materializm pomawianym społeczeństwie ukrywa się w głębi gdzieś wielki entuzjazm dla sztuki. Trzeba go tylko zbudzić jak królewnę śpiącą, potrzeba tej iskry Bożej, która by pod lawą zagasłą rozpłomieniała na nowo świetne tradycje przeszłościOby z nowego przybytku sztuki bił nieprzerwany zdrój zapału dla Piękna, oby i na tej glebie naszej kamienistej u stóp zdroju tego wyrósł cudowny kwiat królewski: miłość Sztuki"ltl. Komentarz "Dziennika Poznańskiego", zatytułowany Sicięto teatru, był bardzo zwarty i potrącał o nieco inne struny. "Jasny dzień przeżyliśmy wczoraj - pisał redaktor "Dziennika" - dzień pełen uniesień, wyzłocony blaskami poezji i piękna. Cała Polska była z nami w tej radosnej godzinie. Ze wszystkich zakątków kraju, ze wszystkich środowisk kultury polskiej przybyli do Poznania twórcy, artyści, krytycy i miłośnicy sztuki, aby uczestniczyć w tej uwerturze odrodzenia duchowego, które iść musi w parze z odrodzeniem politycznym. "Dzień wczorajszy to jakby radosny krzyk nowego życia w Poznaniu, to jakby marsz tryumfalny, który wieść ma znękane wiekową niewolą społeczeństwo w świat lepszy, w ogród pełen odurzających kwiatów poezji, na szczyt kultury. To nie zwykła inauguracja nowego teatru, to symboliczne ślubowanie, że Wielkopolska staje się ogniskiem życia umysłowego, że nie chce już być tylko, tą, co bierze naukę i sztukę z Warszawy i Krakowa, lecz tą, co sama do skarbnicy ducha narodowego dorzuca najpiękniejsze klejnoty. "Nowy teatr, ten teatr wydarty z rąk wroga, ten teatr, w któryfll nareszcie pieśń polska rozbrzmiewa, to brama nowej epoki. I tak też społeczeństwo polskie zrozumiało święto wczorajsze. Czuliśmy wszyscy, że to symbol, że rodzi się nowy świat, że idzie słoneczny dzień i że wstępując do królewskiego gmachu sztuki, składamy niejako przysięga Ojczyźnie, że teatr poznański będzie odtąd nie tylko, jak powiedział Rabski »małą latarnią na gościńcach polskich lecz wielką błyskawicą /\.

poeZJI«. "Bodaj tak się stało!" **

21 Otwarcie Teatru Wielkiego, op. cit.

2 _ Święto teatru, op. cit.

Makuszyński

Z dziejów Teatru Wielkiego

ANEKS 1

PROLOG NA OTWARCIE TEATRU WIELKIEGO W POZNANIU Dzięki Ci składam, wielki polski Boże, Że mi kazano w niezmiernym zaszczycie, Pierwsze rzec słowo w prostaczej pokorze, Gdzie nowe źródłem wytrysnęło życie, Żem jest ten pierwszy, co skibę zaorze, Wsłuchany w Waszych serc gorących bicie, Że oto pierwszy Was pod tern sklepieniem Pozdrawiam świętym Ojczyzny imieniem.

Taka jest chwila szczęściem swym radosna, Że nie wiem, czyli mi wystarczy głosu, Bo wśród tych murów dziś się rodzi wiosna I dąb zielony z męczeńskiego stosu.

Więc chciałbym słońce położyć na krosna I z słońca wyprząść hymn na chwałę losu.

Żeśmy polskiego uczcić przyszli ducha I hymn rozpocząć ten, co z serc wybucha.

N iech mi pomoże drogi Poznań stary, By moje słowa, co są jak sieroty, Przed majestatem jego, jak tłum szary, Tak wypiękniały jako piorun złoty I biły w ludzi świętej polskiej wiary.

Jako żelazne w kruszec biją młoty.

I by ta polska mowa, której służę, W grom się zmieniła tutaj, albo w róże.

Od dzisiaj zabrzmi tu nad Wasze głowy I w roztęsknione Wam zapadnie dusze, W jeden rozdzwoni się hymn piorunowy I serca porwie, jakby w zawierusze; Zadzwoni, jako ułańskie podkowy I zaszeleści, jako pióropusze, Głodnych nakarmi, o, najmilsi moi, A tych, co pragną, własną krwią napoi.

Ta polska mowa, która jest jak szpada, A gdy ugodzi - słowo jak krew pluszcze.

J ak śpiewająca wody jest kaskada, Jako dąb pyszny i strwożone bluszcze;

Bóg nią z swoimi aniołami gada.

Ona jest, którą w noc śpiewają puszcze, Nią się serdeczna skarży pieśń słowika, Albo nią piorun, gdy gniewny, wykrzyka.

Czasem tak smętnie woła jak rybitwa, Potem jak wichr się staje niespokojna, Cicho zapłacze czasem, jak modlitwa, A nagle groźnie zahuczy jak wojna; Wrzawa napełni się tak jako bitwa, A wnet się złota czyni i dostojna.

Kiedy braterską w niej czytają U nję I pożywają serca, jak komunię.

Niechże tą mową, słodszą niźli miody, O, bohaterski uczczę Cię Poznaniu, Żeś przez wiek własne pił łzy, zamiast wody, A mocny byłeś - nawet w Swem płakaniu, Żeś dusz w taneczne nie wiódł korowody, Lecz na pół martwy - myślałeś o sianiu.

Lub groźnie niemy i oblany potem, Kułeś swe serce własnej dłoni młotem.

Przez lat sto byłeś na milczącej WOJnIe, I wyginałeś krzyż w niezmiernej pracy.

Miecz kując siny w dusz podziemiach znojnie, Nie złote lutnie, aby Ci śpiewacy Do snu nucili, abyś spał spokojnie.

Pieśń swą do Boga - nie na rymów racy Ciskałeś w niebo, jeno rytmem młota Pieśń twoja biła w niebios złote wrota.

Aż się Bóg zdumiał, że polskie cyklopy Nie płaczą w modłach, Lechitow sposobem, I że nie łkają u stóp Europy, Głuchej i sennej nad swym pełnym żłobem, Lecz poetyckiej zaniechawszy stopy, Wciąż zboże sieją nad otwartym grobem, Albo tajemnie, pod płachtą całunu, Na własnem sercu ostrzą grot piorunu.

A oto przyszedł czas, najmilsi moi, Aby wypocząć po serdecznym trudzie, Z piersią rozpiętą na wichr, obok zbroi,

W rozsłonecznionym swej Ojczyzny cudzie.

Co swą pieśnią wielką was napoi I tam powiedzie po gwiazd złotej grudzie, Gdzie w pracy tworzy polski duch słoneczny, Z Boga zrodzony i jak On - tak wieczny.

Gorzał nasz z ognia duch lucyferowy, W straszliwej pracy, co z płomienia tworzy I w ogniach duszom rozkuwa okowy.

Serca rumieni krwią porannej zorzy, Duch się nasz z bożej płomientł namowy I jako błędny leciał wśród przestworzy, Jako meteor, co męką stuleci W sobie zapalił serce swe i świeci.

Tu będzie nowe u Was miał mieszkanie, Na serc gorących waszych fundamencie, Nad pracującym Polakiem przystanie I hymnem w duszę rzuci mu zaklęcie Orlim go lotem porwie nad otchłanie.

Albo po trudzie da mu odpoczęcie, Pieśń mu śpiewając, co jak czyste zdroje Z serca smęt zmyje, ból i niepokoje.

Przez plesn się dusze obłąkane staną Taką miłością Polski, gdy zapłacze, Że ten, co wieczór skonał - wstanie rano I wyjdzie z pługiem pomiędzy oracze.

Śpiewając, ziemię zaorze spękaną, A kiedy przyjdą w jego dom siepacze, To na swym progu trupem się położy I śmiercią zamknie drzwi - i nie otworzy.

W pieśni promienny, jasny, rozbłyśnięty, Będzie tu gorzał duch nasz archanielski, Rozpłomieniony w żar i wniebowzięty, I nie jak tkliwy nędzarz marzycielski, Ale jak złoty na rumaku święty.

I mieczem przeciwko smokom niszczycielski I wojujący prawdą, apostolski, Będzie jak boże ramię duch wasz polski! Tylko proch milczy - nieśmiertelność śpiewa? Kim Bóg pogardził - odjął mu śpiewanie. ..

A w polskiej puszczy sp lewem szumią drzewa, Polak, śpiewając, idzie na skonanie, Pieśń mu gra nawet pocisków ulewa, Więc niechaj pieśnią wita zmartwychwstanie, Tą wielką pieśnią niezłomnego ducha Co rwać umiała nawet stal łańcucha.

Niech pochwalona będzie ta pieśń polska, Którą Bóg Polsce zesłał na ratunek! Wichrem, jak harfa grająca eolska, Co było ustom spękanym, jak trunek.

Ze skutą nogą szła aż do Tobolska, Aby ostatni złożyć pocałunek N a konających wargach, gdy śnieg biały Padał na serca, które mrąc, śpiewały.

Idzie tu ku wam ta pieśń nieśmiertelna, Nadpływa ku wam swym orłowym lotem, Płynie radosna i bieży weselna, Z serc wielkim graniem, z rwącym krwi bulgotem.

Potężna, rwąca, rozgłośna i dzielna, Podzwaniająca złotej lancy grotem, Goni tu ku wam polski hymn rycerski, Po nowy od was ton: po bohaterski! Bo gdy Bóg piorun swój na prochy rzuci, Wtedy pieśń wasza będzie błyskawicą, Kiedy poznański żołnierz ją zanuci.

Bowiem któż godniej pieśń Bogurodzica Zdolen zaśpiewać, niż wy, w hart zakuci? Będzie w was Grunwald jeszcze miał dziedzica, Piastuny orłów, co wśród was się lęgły, Gdyż wasze roty zdzierżą, co przysięgły.

Otwórzcie serca! Wyciągnijcie ręce! I niech najsłodsza nasza polska mowa, J ak złoto w ogniu, oczyszczona w męce, W waszych się ustach stanie piorunowa.

I nich ją dusze przygarną dziecięce I niech ją każdy jak skarb wielki chowa; Niech wasze wody i lasy i ptaki Śpiewają jeden polski hymn jednaki! A na poznańskiej zdrowej, czarnej grzędzie, Niech taka kwitnie pieśń, jak drzewo młode:

Zdrowych Polaków pieśń, niech zdrowa będzie! Śpiewajmy życia polskiego urodę, A nie pochwałę śmierci, jak łabędzie; Smętki przekujmy na młodości odę! Niech się wierszykiem żalą na obczyźnie, My zaśpiewajmy Bogu i Ojczyźnie.

Tej pieśni głośnej, jak bijące dzwony, Serca i dusze oddajmy w ofierze.

Nasz hymn jak burza niech będzie czerwony, I jak meteor, kiedy w atmosferze Krwią się zachłyśnie, sypiąc skier miljony; Złoty, jak piorun, kiedy bije w wieżę, Śmigły jak szabla, kiedy tnie bluźniercę, A buchający krwią, jak młode serce.

Bo tak się w Polsce dziać od jutra będzie Z mocy, co wszystko w ojczyźnie uzdrawia N a ducha rozkaz i ducha orędzie; Iż ten, co słowa w rymów szyki sprawia, Blask sieje w serca, jako kwiat na grzędzie, Nie będzie nosił już kolorów pawia, Bo pożar zniszczył pachnące ogrody, A krew zabiła woń różanej wody.

Niech już nie skomli nikt i nikt nie płacze I niech nie sieje słów pachnących plewy, Bo do Ojczyzny wracają tułacze, Spod wielkiej, ciężkich, krwawych łez ulewy, Z lemieszem serca wracają oracze, Więc radosnymi trza ich witać śpiewy, Dębów szumami, rwącym krwi bulgotem I słów potężnych ziarnem szczerozłotem.

Trzeba, o wieszcze, zdjąć różane wianki, We wstążki strojną cisnąć precz gitarę, Oddać aniołom niebiańskie kochanki.

Dawną, rycerską przypomnieć fanfarę I z homerowym iść herosem w szranki.

Potem kuć serca młotem słowo szare, By krew pociekła z niego, jak z maliny, Na hymn dusz polskich, na świecie jedyny.

Tą trzeba będzie odziać się siermięgą, W którą się rapsod stroił homerowy,

Płuca wichrową napełnić potęgą, Dębowych liści wieńcem owić głowy I iść podpalać dusze taką księgą, Co jest pisana sercem, a nie słowy, Co jako pożar leci między ludzi, Na ogniach w niebo rwie i krzykiem budzi.

Bo będzie trzeba, gdy pożary zbledną, Śpiewaniem zwołać rozpierzchnione rzesze, Tysiąc brzękliwych strun powiązać w jedną I tak wyostrzyć pieśni, jak lemiesze, I poratować tę Ojczyznę biedną, I rzec: śpiewaniem ja Ciebie pocieszę O, Polsko! - bowiem spłakana boleśnie, Słyszałaś tylko śpiew anielski we śnie... Klnie się wam sztuka polska dziś, że kruczy Zamrze żałobny w nas śpiew od tej chwili, A bohaterskiej niech nas pieśni uczy Nie żal i smętek, co jak dziecko kwili, Lecz grzmot, co w chmurach, jak w organach huczy.

Pijmy potęgę, tak jakośmy pili Łzy, a łkająca niech się pierś rozszerzy, By się na miarę rozrosła pancerzy.

Niech nasz lot każdy - będzie orła lotem, Pacierz - płomieni niech będzie wytryskiem, Słowo - sztandarów na wietrze łopotem, Rytmy - tętentem, a rym każdy - błyskiem, Myśl każda - słońcem niechaj będzie złotem, Pieśń - krwawą łuną nad serca ogniskiem, Hymn każdy niechaj będzie jak pożoga, I taki Polski pełen, jak świat Boga! Niech w Polsce wszystko będzie płomieniste, Niezamącone niczym, jak błękity, J ak polska woda czysta, takie czyste, Takie wyniosłe, jak tatrzańskie szczyty.

Duch niech każdego napełni lutnistę, Wieniec na czoło mu da, z ogniów wity, I taką niechaj mocą go uzdrowi, By jak płonący krzak był Narodowi.

Takiej nam plesnl trzeba, tu w tej ziemi, Gdzie stała Polski kolebka stalowa,

I co słowami nie igra pięknemi, Lecz jedno wielkie słowo w sercu chowa, J ak gdyby wszyscy tutaj byli niemi, I jakby wszystkich twardych ludzi zmowa Wykuła młotem ze słów stu tysięcy, Jedyne słowo: Ojczyzna! - nic więcej! Niech błogosławi nam dzisiaj duch Boży, Serc bicie w jedne niechaj złączy chóry, Tęsknoty nasze w jedną pieśń niech złoży, I tak rozszerzy w łasce Swej te mury, By się tu Naród zmieścił, cały w zorzy, Z pieśnią, co serca j ak wichr rwie do góry, Z sercem, co głośno w jeden rytm zapuka: Niech żyje Polska i J ej święta sztuka!

ANEKS 2

PRZEMÓWIENIE WŁADYSŁAWA RABSKIEGO

Nie wiem, jakie piękno w tym domu za czasów pruskich mieszkało nie Wiem, czy sztuka tego teatru była wielka czy mała - nie wiem, czy ród swój Wiodła z Helikonu czy z Merkurego straganów - ale gdyby nawet była najdostojniejsza, nie miłość ją tu przywiodła, nie entuzjazm dla poezji zbudował jej tę świątynię, lecz szatan polityki sprowadził ją w mury Poznania i w służebnicę swoją zamienił. Mówi katechizm o różnych grzechach przeciw Duchowi Świętemu, ale kto wie, czy ,nie najcięższy popełniono na tej scenie właśnie, z k.tórej dziś po raz pierwszy polska rozbrzmiewa mowa. Bo jeżeli sztuka jest najpiękniejszym z kwiatów, jakie Stwórca rozsypał na ziemi, jeżeli jest wstęgą złocistą, która Bóstwo łączy z człowiekiem, jeżeli jest skrzydłem, które nam przypięto do ramion, aby ziemskie robaki stały się orłami - to jaką śliną, jakim przekleństwem należałoby rzucić ; W twarz rządu pruskiego, który z tych kwiatów królewskich wycisnąć chciał truciznę dla innego narodu, z tej wstęgi złotej ukręcić powróz niewolniczy, to skrzydło orle przerobić na wytrych, aby nim dusze polskie otworzyć i wykraść z nich .Wł Ojczyzny?! I A niechaj nikt nie sądzi, że tylko zwyrodniałe pokolenia, wyrosłe w szkole Bismarcka i Wilhelma II, były zdolne do takich grzechów przeciw Duchowi Świętemu - nie! Na czele owych mężów niemieckich, którzy radzili uczynić ze sztuk: nabędzie germanizacji, narkotyk moralny dla uśpienia patriotyzmu naszego, dla zniePrawienia serc polskich - na czele tych mężów, powtarzam, kroczył król ducha, Jowisz poezji germańskiej: Goethe! On to był twórcą pierwszego memoriału, w którym zalecono rządowi pruskiemu,

Tadeusz Świtałaaby przy pomocy teatrów wędrownych starał się wynarodowić lud polski w pro' wincjach kresowych. Więc nawet Goethe w chwilach, gdy myślał o Polsce, zstępował z wyżyn Faustowskich w proch interesu politycznego i stawał tam, gdzie kończy się poeta, a zaczyna królewski... Geheimrat. N awet Goethe szedł do nas z po" chodnią sztuki nie jak Prometeusz, lecz jak podpalacz, aby co rychlej spłonął tu dom polski. Ten teatr zatem nie miał prawa zwać się świątynią, albowiem powstał z nienawiści i choćby nawet sztuka jego była wysoka, intencja jego była niska 1 barbarzyńska, s Ten teatr dziś dopiero stać się może świątynią, bo muza polska, która tu śpiewać zaczyna, nie ma na sobie piętna agentki politycznej. W swych celach artystycznych jest niepokalana, nie splamiona żadnym konkubinatem ideowym, nie ukrywająca w fałdach swej tuniki puginału, aby nim w kimkolwiek zabijać ojczyznę. Nie chce być Cyrcą, chce być kapłanką, "zjadaczów chleba w aniołów zamieniać" . Ale nie dosyć chcieć! Nie dosyć wejść w ten dom z intencją czystą, z wolą służenia sztuce i nikomu więcej, z programem budowania piękna narodowego bez ukrytych zamachów na obcą kulturę - nie dosyć tego wszystkiego, aby ta scena stała się naprawdę dumą swego narodu i kapłaństwem sztuki. Kto zmierza ku takim szczytom, musi dać więcej, musi dać czyn artystyczny! I oto zwracam się do was, artyści, do was kierownicy tego teatru, których powołano, abyście ludzi wiedli do słońca. Znacie mnie prawie wszyscy, bo od lat dwudziestu pięciu stoję na straży sceny narodowej i pracowałem już z dwoma pokoleniami artystów. Tu w Poznaniu rozpoczynałem służbę literacką, a gdy mnie losy zawiodły do stolicy kraju, aby tam strzec wielkich tradycji pierwszego w Polsce teatru, po tysiąc razy wracałem myślą. do tamtej, małej, ubogiej scenki poznańskiej i marzyłem, że Bóg mi doczekać tej chwili pozwoli, w której kapliczka stanie się świątynią. Kochałem ten szary domek, gdzie kryła się sztuka polska - ten szary domek, dokoła którego cieniły się fale niemczyzny - ten szary domek, gdzie skupiały sie. dusze znękane, aby promieniami poezji wyzłacać czarne noce niewoli narodowejI stał się cud! J ak w bajce, jak we snach dziecięcych, chata uboga zamienia si? w pałac królewski, sztuka- kopciuszek w królewskie wstępuje podwoje. Ale od was, artyści, zależy, aby ten kopciuszek miał nie tylko monarszą siedzibę i monarsze szaty, lecz aby sam stał się królewną. W ciemnych dniach przeszłości poznańskiej, wśród pokoleń zgarbionych pod ciężarem walki o byt narodowy* na tle społeczeństwa, które z konieczności musiało być nieco przyziemne, aby wy trwać i żyć - sztuka tej ziemi lot swój niestety zniżyła i stała się raczej małą latarnią na gościńcach polskich, niż wielką błyskawicą poezji. Wy, artyści, macie dokonać dzieła odrodzenia, macie ją dźwignąć na niedościgłe dawniej wyżyny, a f>t staniecie tam nigdy, jeżeli nie zapłonie w was potężna, nienasycona, pnąca się wyżej i wyżej żądza ideału. Jesteście przeważnie młodzi i wierzę, że w każdym z was rozkwita ten kwiat cudowny, któremu na imię: talent! Ale pamiętajcie, że tylko kultura talentu jest drabiną do szczytów artyzmu. Sztuka to zazdrosna Pani, ona nic darmo nie daje, od niej wszystko walką i trudem zdobywać trzeba. Wszelka improwizacja w krainie piękna jest albo godziną cudu, albo tandetą - albo ekstazą Mickiewiczowskiego Konrada, albo Krakowiakiem na dożynkach. Wszystko, co między tymi słupami granicznymi ma prawo mienić się sztuką, powstać może tylko z męki i znoju. Nie wierzcie swemu talentowi, lecz ufajcie swej pracy - nie tej łatwej, rutynowej, która tylko szablony powtarza, lecz tej twórczej, zgłębiającej, szukającej nowych form.

nie zadowolonej z siebie nigdy i trawionej wiecznym niepokojem, czy odkryje 1 wydobędzie z siebie najwyższą tajemnicę poety. Jeśli jednak żądam od was, artyści, abyście byli czymś więcej, niż rzemieślnikami teatru, jeżeli pragnę, abyście to, co wam Bóg dał, przez najwyższy wysiłek woli rozwijali i nobilitowali, to wiem również, że w tym górnym dążeniu waszą pomocnicą, krzepicielką i budzicielką winna być publiczność. Bo wielka kultura teatru zależy nie tylko od kultury artystów, lecz i od kultury środowiska. Byłoby źle, gdyby kiedyś powiedzieć można, że publiczność poznańska warta jest lepszego teatru, ale byłoby gorzej, gdyby okazać się miało, że teatr poznański wart jest lepszej publiczności. Rozwój sceny jest zawsze związany z rozwojem i entuzjazmem otoczenia. Kto wie, czy tak wielka byłaby epoka renesansu włoskiego, epoka Leonardów i Rafaelów, gdyby w owym pokoleniu nie mieszkał duch Medyceuszów. A z wszystkich sztuk - teatr najwięcej ulega wpływom publiczności. Jeżeli tedy wyciągam ręce do artystów i szukam cudownego zaklęcia, aby wzbudzić w nich nie ambicję tanich oklasków, lecz ambicje słonecznego piękna, to chciałbym tym samym zaklęciem oczarować i was, abyście byli nie tylko karmicielami teatru, lecz i dźwignią jego artyzmu. Jeżeli chcecie, aby ta scena była czymś więcej, niż warsztatem małych wzruszeń i miłej rozrywki, dajcie jej nie tylko chleb i kwiaty, dajcie jej wasze Excelsior, waszą tęsknotę do piękna, wasz kult! A teraz w imię Boże do dzieła! I niechaj w każdej duszy wyryte będą słowa: "Nie ma wielkiej sztuki bez wielkiej miłości!"

PRZEM ÓWIENIE JÓZEFAKOT ARBIŃ S KIEGO

Żyjemy w epoce przewrotów, których doniosłości nie mogą na razie objąć umysły współczesne. Dopiero późniejsze pokolenia ocenią i zrozumieją wielkość niezmierną tego cudu dziejowego, jakim jest wskrzeszenie wolnej ojczyzny naszej. W tej chwili serca nasze biją żywo i radośnie, gdyż oglądamy jeden z pięknych, pokrzepiających momentów tego cudu. Oto w przybytku, skąd przemoc potężnego wroga wygnała mowę i sztukę polską, roztoczy ona swój płaszcz królewski, zdobny klejnotami natchnienia naszych geniuszów i mocarzy poezji. Była do niedawna sztuka polska w Poznaniu ledwie tolerowaną niewolnicą - teraz zasiądzie na tronie jako "świetlanych krain pani 1 i królowa". W gmachu, który wzniesiono jako symbol przewagi naszych ciemiężców, zabrzmią rodzime melodie i dźwięki arcydzieł światowych w wykonaniu polskich artystów. Odtąd co wieczór na tej scenie, odebranej najeźdźcom, odbywać się będzie tajemnicze misterium sztuki rodzimej, która łączy setki dusz w akordach wewnętrznego współżycia. Misterium godne stolicy Wielkopolski, tej najstarszej połaci ziemi naszej, w której przed wiekami uwił pierwsze gniazdo nasz Orzeł Biały, najpiękniejszy i najszlachetniejszy a do niedawna najnieszczęśliwszy z herbowych ptaków. Dzisiaj ten orzeł w obronie gniazd rodzimych musi zaostrzyć swe szpony, walcząc z wiekowym wrogiem, ze smokiem germańskim, który powalony lecz niedobity , zionie na ziemię naszą resztą swych jadowitych płomieni. W tej wyrocznej, pięknej chwili, stajemy w progach spolszczonego przybytku sztuki z tą wiarą głęboką, że on nigdy nie powróci pod jarzmo ciemiężcy, że nasza zdobna wawrzynami armia jest i będzie nieodpartym puklerzem, niezdobytą strażnicą osłaniającą domy rodzinne, ogniska kultury i myśli narodowej. Wśród błogiego Podniesienia dusz, przeczuwamy w tej chwili uroczystej obecność świetlanych duchów Augusta Cieszkowskiego i Karola Libelta oraz innych mężów przodujących,

Tadeusz Świtałaktórzy przed kilkudziesięciu laty nadawali ton umysłowemu i literackiemu życiu w stolicy Wielkopolski, duchów obrońców i rycerzy narodowej sprawy, którzy borykali się potem z pruską tyranią. Wiemy, że bezpowrotnie minęły te długie lata narodowej nocy, niedoli i gnębienia duchowości polskiej, gdy z zalewem obcej mowy rozległy się tutaj hasła zwyrodniałej filozofii hartmanowskiej, głoszącej nam hasła zagłady i wytępienia - albo potworne paradoksy ojca nowszego zamętu mysi l Nitzschego, który z pogardą mówił o moralności niewolników, sławiąc wojnę za to, że pozwalała "mordować bez wyrzutów sumienia". Na progu nowej epoki mamy niepłonną nadzieję, że przede wszystkie lll w Wielkopolsce staną się czynem dążenia i programy dwu szlachetnych myślicie d i działaczy poznańskich, którzy głosili zasadę życia "czynu w Bogu", jednocząc pracę duchową, mężną działalność polityczną, kult piękna i miłości ojczyzny z wytężoną energią, mającą na celu rozkwit materialnego bogactwa kraju. Gdy Warszawa stała się głównym ogniskiem życia politycznego w Polsce, a Kraków jest od dawna świątynią narodowych pamiątek - r W odrodzonej ojczyźnie stolica Wielkopolski jest i będzie na zawsze silną twierdzą mocy narodowej, zahartowanej w walkach i przeciwnościach, broniącej Polski od zamachów anarchii, krzewionej zdradziecko przez wrogów i przez opętanych szałem przewrotowym wichrzycieliWierzymy, że w tym gmachu, nowo pozyskanym, rozwiną swój polot nowe talenty artystyczne i organizacyjne, że obok innych teatrów scena poznańska należeć będzie do gwiazd pierwszej wielkości na nieboskłonie polskiej sztuki. Przemawiam w tej chwili uroczystej jako przedstawiciel centralnego zarządu Związku Artystów Scen Polskich. W statucie swoim, jako cel wytyczny rozwoju.

Związek ten wskazał "podniesienie poziomu artystycznego produkcji teatralnychpodniesienie duchowego poziomu stowarzyszonych", obok obrony interesów zawodowych stanu naszego, po raz pierwszy skupiającego się w Polsce w solidarną, społeczną organizacj ę. Komisja artystyczna Związku w programie i regulaminie swoim zamieściła po" parcie rozwoju twórczości oryginalnej i repertuaru swojskiego. Związek nasz organizuje obecnie na nowo scenę polską w Wilnie - możemy się spodziewać, że Z3 jego pomocą i współdziałaniem życie teatralne zakwitnie pomyślnie nie tylko Aa brzegiem Wilii, ale sięgnie do Gopła i krawędzi Bałtyku, że wreszcie w całej po l" sce wytworzy się wielki splot związków i organizacji scenicznych, niosących nafodowi, ludowi chleb ideału, złotodźwięczne słowo polskie w najdalszych kraju rU" bieżach. Krzepiona sokami gleby wielkopolskiej nowa scena poznańska, popart miłością i opieką rodaków, spełni godnie swe powołanie w duchu pamiętnyc słów Jana N epomucena Kamińskiego, jednego z pionierów sztuki scenicznej w P o i"

Wiek swój pokrzywdzą zdaniem zardzewiałem, Kto czczej rozrywki szuka w niej powodu.

Siłniej niż dusza mówi Z ciałem Rozmawia scena ze sercem narodu Obie tam strony, jedna myśl kojarzY Co jedna czuje - druga ma na twarzy.

W pełnym rozkwicie życia i cywilizacji polskiej, nowa scena nie będzie potrzebowała służyć celom utylitarnym ani moralizatorskim, ale wierna posłannictwu narodowemu odda się swobodnie i całkowicie zadaniom sztuki, która się wznos»ponad zgrzyty i dysonanse powszedniości, odbijając w sobie najgłębsze drgnienie duszy zbiorowej oraz rasowych instynktów. Zakróluje na tej scenie najbardziej idealna ze sztuk pięknych - muzyka, nie oparta na łamigłówkach i kombinacjach techniki, ale uskrzydlona w duchu słów poety:

Do światla gwiazd bożych, co nigdy nie gasną Ty nas marzeniem prowadzisz p ólsen nym , Przez ciebie życie staje się promiennym I duszą przez ciebie jasną!

Niech mi wolno będzie wyrazić także życzenie zgodne z głębią mej artystycznej wiary, aby w dziedzinie mówionego dramatu możliwie najczęściej powtarzały się te cudowne chwile, gdy na deski sceniczne zstępuje bóstwo tajemnicze wielkiej poezji, z odblaskiem zagadek bytu na czole. Poezja wielka rodzima, wszechludzka, musi w teatrze czasami zwijać swe lotne skrzydła, kurczy się nieco w ciasnej przestrzeni kulis i kinkietów - ale czarem żywego słowa i plastyki przenika nawet do dusz przyziemnych, ukazując im sprawy człowiecze pod kątem wieczności. Zwracam się w tej chwili uroczystej do towarzyszy w zawodzie scenicznym ze słowami bratniego pozdrowienia i życzeń serdecznych, mając tę wiarę, że przejęci do głębi ważnością swego powołania jako artyści i obywatele wolnej Polski wytężą całą energię pracy i talentów na tym kresowym posterunku. Niech więc kwitnie na chwałę sztuki polskiej nowa scena, płonie w niej ogień uczuć najświętszych, dawna piękna tradycja słowa polskiego, niech promienieje stąd na całą ziemię twórczy duch narodu! I wyrywają mi się z ust słowa modlitwy wypisanej na wstępie Wojny Chocimskiej przez wielkiego patriotę Wacława Potockiego, który "pióro swe omoczył we łzie orła białopiórego" i wypowiada uczucia brzmiące proroczo w chwili obecnej:

Boże, którego nieba, ziemie, morza chwalą, Co tak mdlym piórem, jako groźną wladniesz stalą, Co się mścisz nad ostatnim domu tego węglem, Gdy kto usty przysięga sercem nieprzysięglem Ciebie proszę, byś temu, co ku Twojej wdzięce W tym królestwie śmiertelne chce wspominać ręce, Szczęścić raczyli Boć to jest dzielo twej prawice Hardych tyranów dumy obracać na nice, Mieszać pysznych i Z blotem górne równać myśli Przez tych, którzY swą silą od Ciebie zawiśli!

Powyższy artykuł jest częścią publikacji Kronika Miasta Poznania: kwartalnik poświęcony problematyce współczesnego Poznania 1989.10/12 R.57 Nr4 dostępnej w Wielkopolskiej Bibliotece Cyfrowej dla wszystkich w zakresie dozwolonego użytku. Właścicielem praw jest Wydawnictwo Miejskie w Poznaniu.
Do góry