MARIUSZ BRYŁ

Kronika Miasta Poznania: kwartalnik poświęcony problematyce współczesnego Poznania 1987.07/09 R.55 Nr3

Czas czytania: ok. 17 min.

POZNAŃSKI "ŚWIT" (1921-1927) ELITA CZY AUTSAJDERZY?

"Grupa artystów plastyków »Świt«, która w CIągU trzech ostatnich lat, przy ogromnym nakładzie energii i mimo niejednokrotnie trudności sprowadzania obcych wystaw, zdołała urządzić cały szereg pierwszorzędnych wystaw i tym samym pokazać miastu naszemu dorobek artystyczny Polski, wobec zbyt małego zainteresowania się szerszego ogółu działalnością grupy, zlikwidowała swój salon wystawowy w Ogrodzie Zoologicznym ».

Pawilon "Świtu" w Ogrodzie Zoologicznym, położony wzdłuż ul. Bukowskiej (dziś ul. Karola Świerczewskiego)

1 "Kurier Poznański" r. 1924, nr 55.

Mariusz Bryl

Jedna z sal wystawowych w pawilonie "Switu" podczas pierwszej wystawy (1941)

W ten sposób kończył się okres pierwszy, najbardziej dynamicznej i wszechstronnej działalności grupy, okres, który pozwala mówić o swoistym - poza Poznaniem nie znanym - modelu grupy artystycznej , prezentowanym przez "Swit". Mieczysław Treter, który oglądał drugą poznańską wystawę grupy (1922) nie wahał się napisać: "Gdyby w którymkolwiek z innych miast Polski powstał analogiczny związek artystów, który by urządzał podobnie zaaranżowane wystawy w tak pysznym i miłym lokalu, prasa całej Polski, także i poznańska, pisałaby o tym i często, i obszernie. , Tymczasem o »Swicie« prasa poznańska przeważnie milczy - ja przynajmniej na próżno szukam w niej wiadomości o tych wystawach, które w polskim życiu artystycznym są doprawdy ewenementem. Widocznie lokalne jakieś nieporozumienia zaważyły tu chyba na szali - a przecież Poznań nie jest dziś partykularzem!" 2 Oficjalny komunikat grupy i opinia warszawskiego krytyka, nie uwikłanego w "lokalne jakieś nieporozumienia", stanowić mogą punkt wyjścia moich rozważań. Pytanie postawione w tytule sugeruje, że odpowiedzi poszukiwać będziemy na poziomie instytucji życia artystycznego, nie zaś na poziomie dzieł. Pytać będziemy zatem o sposób funkcjonowania grupy artystycznej w ramach układu kultury artystycznej, którego ta grupa stanowi integralny i istotny składnik. Oba przytoczone teksty są świadectwem istnienia wyraźnego napięcia pomiędzy grupą a otoczeniem, w jakim działała: z jednej strony - nie, zwykle wysoka ocena inicjatyw "Switu" przez jej członków i niezależnego obserwatora spoza środowiska, z drugiej - lekceważenie i odrzucenie przez instytucje miejscowe. Taki obraz, przyznajmy - to - stereoty

"Tygodnik Ilustrowany" r. 1922, nr 20.

Posąg Rewolucji Stanisława Jagmina, ustawiony zimą 1922 r. l1a dziedzińcu przed pawilonem "Switu"powy, wyłania się z powyższych wypowiedzi, co więcej, potwierdza go bardziej szczegółowa analiza materiału faktograficznego. , "Swit" powstał jake grupa zrzeszająca artystów-przybyszów z Innych dzielnic Polski, próbujących wejść na niewielki i hermetycznie dla obcych zamknięty rynek artystyczny Poznania. Jak wspomina Stanisław Jagmin: "Wobec tak nieżyczliwego nastawienia autochtonów do przyjezdnych, zdecydowaliśmy się zawiązać własne stowarzyszenie. Miejscowi malarze grupowali się przy Towarzystwie Przyjaciół Sztuk Pięknych i przy Związku art.-pIast. [chodzi o Stowarzyszenie Artystów - przyp, M. B.]. Były to dwa maleńkie lokale wystawowe, w których urządzano wystawy lokalne o bardzo niskim poziomie. Malarzy z innych dzielnic , Poznań nie znał wiele. Zawiązaliśmy grupę art.-pIast. »Swit«" 3. W wypowiedzi tej pobrzmiewają dwa stale obecne w świadomości członków , grupy kompleksy rodzące się na styku "Swit" - otoczenie. Z jednej strony kompleks "niższości", wiecznego zagrożenia ze strony miejscowych, dobrze osadzonych w środowisku instytucji artystycznych, braku pomocy ze strony władz administracyjnych, zupełnej obojętności ze strony szerszej publiczności, poczucie ciągłego funkcjonowania na marginesie układu kultury artystycznej. Z drugiej · - kompleks "wyższości", dystansowania miejscowego środowiska artystycznego na polu naj istotniejszym - jakości tworzonych dzieł, a także przerastania jego niewielkich horyzontów intelektualno-artystycznych.

3 Dziennik S. Jagmina, t. II, s. 86. Biblioteka Ossolińskich we Wrocławiu.

Rkps 13165/11.

Mariusz Bryl Członkowie "Switu", w większości profesorowie Szkoły Zdobniczej, uważali siebie za elitę artystyczną poznańskiego środowiska, elitę profesjonalistów wobec miejscowych "amatorów". Z tym przeświadczeniem łączyła się, w ramach kultury wielkopolskiej, szczególna ich misja, zadanie - jak formułowano to w programie grupy - "podniesienia poziomu estetycznego poznańskich wystaw i tutejszej publiczności". , Podczas otwarcia pawilonu "Switu", ówczesny prezes grupy Fryderyk Pautsch powiedział wprost, że inaugurowana ekspozycja jest "pierwszą na modłę europejską wystawą, jaką widział Poznań" 4. Teza ta, skierowana przeciwko "tubylcom" z Towarzystwa Przyjaciół Sztuk Pięknych i Stowarzyszenia Artystów na czele, spotkała się z ostrym sprzeciwem Jerzego Kollera, pełniącego - jak można sądzić - funkcję rzecznika obrażonych poznańskich sfer artystycznych. Pisał on: "Trudno , bardzo będzie wmówić w publiczność naszą, że przed »Switem« w Poznaniu nie było sztuki i artystów, że otwarty wczoraj pokaz jest »pierwszą na modłę europejską wystawą«, jaką miasto nasze widziało. Tak nie jest, Poznań gościł w swych murach za czasów panowania niemieckiego cały szereg wystaw obcych, które pomimo wrogiej i w najwyższym stopniu niesympatycznej tendencji, nie mniej były »na miarę europejską« i notowały długi szereg nazwisk uznanych w szerokim świecie, nie tylko niemieckiej sztuki, by wspomnieć chociażby Corinth'a, Klingera i w[ielu] in[nych]. Jest już zaś najwyższą krzywdą i niesprawiedliwością, tym boleśniejszą w ustach polskich, przekreślanie pracy i zasługi tych, którzy pod gniotącą pięścią pruską, wśród naj dotkliwszych szykan rządu wrogiego, a bez milionowych subwencji społeczeństwa, walczyli i walczyli skutecznie o godność i święte prawa sztuki polskiej i polskiego artysty. W Poznaniu była sztuka, gdy się zważy warunki jej bytu, nawet imponująca" 5. W zakończeniu zaś dodawał, że Poznań "nie jest tą dziką puszczą, w której dopiero siekiera przybyszów musi wyrębywać pierwsze ścieżki dla kultury i artyzmu!" 6 Argumenty, jak widać naj cięższego kalibru, jakie skierował poznański krytyk przeciw środowisku przybyszów, świadczą o sile antagonizmu, o głęboko zakorzenionych urazach i niechęci Poznańczyków do "obcych". Inteligencja, która po 1918 r. bardzo licznie przybyła do Wielkopolski - głównie z Galicji - stanowiła wykształconą kadrę dla objęcia wakujących, ze względu na brak inteligencji miejscowej, posad urzędni

4 Znalazło to odbicie w sprawozdaniach prasy lokalnej, np.: "Był to pierwszy w Poznaniu vernisage, zorganizowany na modłę europejską". "Przegląd Codzienny" r. 1921, nr 72; "Nareszcie pozyskaliśmy w Poznaniu salon sztuki zakrojony na miarę naprawdę europejską. "Głos Poranny" r. 19121, nr 142. 6 "Dziennik Poznański" r. 1921, nr 102.

* Tamże.

czych, w dużej mierze - kierowniczych. Również najpływająca wówczas inteligencja twórcza zdominowała życie artystyczne (teatr, opera, konserwatorium). Stanowiło to źródło rodzącego się antagonizmu między miejscowymi a przyjezdnymi. Pogłębiało go jeszcze ogólne, naturalne dla inteligencji galicyjskiej, nastawienie antyendeckie . I tak np. antyendeckość Fryderyka Pautscha stała się przedmiotem żartu "Roślinki" (Roman Wilkanowicz), humorysty "Przeglądu Poranne, go". Pisał on na marginesie jednego z rautów o "Swicie": "Dyrektor - prezes - profesor i »artystamal« pan Pautsch zaprosił [...] samą a-ry-sto-kra-cję. Bidne Narodowe Demokraty! [...] albo zmienią firmę (paskudna), albo wpiszą się do arystokracji (tej fotelowej)" 7. Nie przypadkowo żart ten ukazał się w "Przeglądzie" - było to bowiem czasopismo, którego społeczną bazę stanowiła liberalna, antyendecka inteligencja, posiadająca samoświadomość swej odrębności, wzmocnioną przez izolacjonizm i hermetyczność zastanych struktur społeczno-polityczno-tcwarzyskich. "Przegląd", który ------ jak pisał Andrzej Paczkowski - uchodził za organ "demokratyczno-liberalny" 8, jako pismo niskonakładowe (4 tys. egz.), nie mógł konkurować z wpływami endeckiego koncernu "Kuriera Poznańskiego". Toteż do końca zachował swój elitarny charakter, kształtował i był wyrazicielem poglądów stosunkowo nielicznej warstwy inteligencji "opozycyjnej". Właśnie w "Przeglądzie Porannym" publikował , swe zawsze entuzjastyczne recenzje z wystaw "Switu" stały współpracownik gazety i zarazem przyjaciel grupy - dr Stefan Truchim. Jego teoria "nowej sztuki" - jak ją nazywał - może być traktowana Jako uświadamiany, choć jasno nie sformułowany, artystyczny program młodszej części grupy. Dział artystyczny "Przeglądu Porannego" funkcjono, wał prawie jako organ prasowy "Switu", propagował wszelkie jego inicjatywy, wysoko oceniając ich znaczenie dla życia kulturalnego miasta. Po odejściu F. Pautscha i Stefana Sonnewenda - na tle nieporozumień towarzyskich - również prasa endecka i konserwatywna spełniała bez zarzutu swą funkcję informacyjną w stosunku do grupy. Przyznając, , że "Swit" urósł do rangi "najpoważniejszej organizacji artystycznej w mieście", komentowano jego poczynania w tonie pochlebnym, starając się nakłonić czytelników do zwiedzania wystaw grupy. Co ciekawe jednak, nigdy w żadnej recenzji poznańskich krytyków nie pojawiły się - , w związku ze "Switem" - rozważania na temat "rodzimości", "poznańskości" , bądź nawet "polskości" tej sztuki. Pozostawali oni przy ogólni, kach w rodzaju: "Wyrażamy niepłonną nadzieję, że »Swit« będzie faktycznie świtem nowego życia artystycznego Poznania" 9, lub interpreto7 "Przegląd Poranny" r. 1921, nr 223.

8 A. Paczkowski:prasapolska 1918-1939. Warszawa 1980.

9 "Glos Poranny" r. 1921, nr 117.

Mariusz Bryl

Władysław Lam: Ptasznik I ( 1923)

wali nazwę grupy w sposób wyraźnie uniwersalistyczny. I tak np. recenzent "Kuriera Poznańskiego" pisał: "Jeżeli »Świt« etymologicznie pochodzi od »świtać«, a ma oznaczać to, co na przeciwległym biegunie nazywamy »zmierzchem«, to grupa, która się tak nazwała, ma znaczenie głębsze niż by się to na pozór zdawało. »Świt« jest zwiastunem dnia, tego wielkiego świętego dnia czyste] sztuki, o którym marzymy, do którego tęsknimy" wszyscy wierzący weń. Switowcy, jak saperzy, stoją na czele walczących o ten wielki ideał" 10. Przyczyny takiego stanu rzeczy leżały na trzech płaszczyznach: społecznym statusie członków grupy, ich politycznych przekonaniach oraz orientacji artystycznej najwybitniejszych spośród nich. Trudno sobie wyobrazić, aby artyści-przybysze mogli być przez miejscowych krytyków uznani za wyrazicieli ducha wielkopolskiego, sami zresztą nie pretendowali do tej roli. Antyendeckość na pewno nie sprzyjała zarówno asymilacji społecznej przybyszów, jak i nadaniu ich sztuce mocy reprezentowania artystycznej tradycji dzielnicy. Po trzecie, zbyt nowoczesna - określana często jako "lewicowa" - teoria i praktyka malarska, zwłaszcza młodszych członków grupy, nie zachęcała do pasowania ich na przedstawicieli kultury poznańskiej , kultury narodowej opartej na rodzimych tradycjach. Dlatego w Poznaniu przemilczano ten podstawowy dla endeckiej mentalności i ideologii problem swojskości sztuki, mając na uwadze nieszkodzenie "Świtowi" jako centralnej, przynajmniej w pierwszym okresie istnienia, instytucji poznańskiego życia artystycznego, instytucji będącej jednak -. choć niezupełnie w tym sensie, o jakim myślano -. wizytówką miasta na arenie ogólnopolskiej. Do tego rodzaju taktycznego kompromisu nie był zmuszony, funkcjonujący poza lokalnym układem, krytyk endeckiej "Gazety Warszawskiej" Stefan Popowski. Właśnie wystawa "Świtu" w warszawskiej Zachęcie, wiosną 1923 f., stała się dla niego pretekstem do napiętnowania rzekomego kosmopolityzmu większości polskiej sztuki. Pisał: "Różne bywają światy. Czasami piękne, czarujące, nigdy brzydkie [...] Aż oto zobaczyłem świt przykry, dręcząco smutny - jest to »Świt« poznański, »Świt« sztuki wielkopolskiej, który lepiej jednak pisać zawarty w cudzysłowie [...] Oczekiwałem artystycznego powiewu z Wielkopolski, odrobinki wielkopolskiej duszy. Srogiego doznałem zawodu. Rozlepione pp całej Polsce dzisiejszej internacjonalne fabrykaty, dzieła przykre, a już obecnie przez swą mnogość nudne [. 00] i przez swą nudę podobne sobie widniały ze wszystkich ścian sali [. 00] »Świt« więc jest naprawdę świtem rodzimej sztuki wielkopolskiej. Lecz prócz Zyberk-P1atera i Sio

10 "Kurier Poznański" f. 1925, nr 141.

Mariusz Brylstrzeńcewicza [...] jakiż poza tym obraz na tej wystawie jest owym dziełem, co by miało ów szczery wyraz i styl, co by miało cechy dobrych poczynań '[.. .] Czyż krajobrazy Mrozińskiego mają jakie ślady kultury artystycznej wytworzonej tradycją Szermentowskich, Gersonów, Chełmońskich?" ił Takich opinii w prasie poznańskiej nie wyrażano, co najwyżej czyniono aluzje do "eksperymentatorstwa" niektórych członków grupy, jednak bez ujawniania podtekstu - jeśli w ogóle istniał - "nacjonalistycznego" . Porównywalnym z napaścią Stefana Popowskiego postępowaniem krytyka wobec grupy była jedynie działalność recenzyjna Edwarda Ligockiego na łamach "Kuriera Poznańskiego" w 1924 r. Skończyła się ona jednak szybko. Ligocki spotkał się z ostrym odporem ze strony większości poznańskich krytyków, którzy zarzucali mu kompromituj ąco niski poziom recenzji. Zygmunt Zanoziński, główny polemista Edwarda Ligockiego, pi, sał: "Grupy »Switu« - jednej z naj świetniejszych w Polsce - wciąż jeszcze nie może p. L. zauważyć. Zbiorową wystawę wybitnego tej grupy przedstawiciela - Lama [...] zaszczyca »Kurier Poznański« zdawkową notatką [. . .] Tak bardzo odrębnego Roguskiego, artystę o szczytowych dojściach w niewysłowienie subtelnej swej sztuce, zestawia p. L. z pp. Gęstwickim i Bocheńskim »pod względem sumienności i wartości wysiłk ,,12 u« . Pewne światło na podteksty owej wyraźnej niechęci endeckiego kry, tyka wobec "Switu" rzuca "Domorosły Malarz" ("Roślinka"?) w "Przeglądzie Porannym": "Postanowił p Ligocki założyć w Poznaniu Szkołę , Sztuk Pięknych [.. .] Kiedy z prośbą o przyjęcie zgłosiła się grupa" Swit", p. Ligocki skrzywił swoim rasowym noskiem i odmówił. - Nie chcę do do mojej szkoły wprowadzać zarzewia bolszewizmu, idźcie sobie do Zoologu" 13. "Rasowość" kontra "bolszewizm" - można to przetłumaczyć na opozycję "rodzimości" i "kosmopolityzmu", lub inaczej "tradycjonalizmu" . d " 14 1 "awangar yzmu .

, Ten krótki epizod lekceważenia "Switu" przez czołowy endecki dziennik należał - jak już wspomniałem - do wyjątków. Wynikał ponadto nie z programu pisma, ale z osobistych animozji krytyka. Co prawda, "Kurier Poznański" już wówczas miał na swoim koncie jeden nietakt

11 "Gazeta Warszawska" r. 1925, nr 106.

, 12 "Przegląd Poranny" r. 1924, nr 332.

13 Tamże, r. 1925, nr 32. "Idzie sobie do Zoologu" - to aluzja do salonu wystawowego, który mieścił się w Ogrodzie Zoologicznym. 14 Ignorowanie przez Ligockiego "Świtu" spowodowane było najprawdopodobniej konfliktem o charakterze ambicjonalno-towarzyskim. Ligocki, który wrócił do Poznania po dłu szym pobycie w Paryżu, najwidoczniej nie został zasymilowany przez środowisko "Switu" , a nawet szerzej - przez całe lokalne środowisko artystyczne. Jego następcą na stanowisku recenzenta "Kuriera oznańskiego" został Kazimierz Meyer, wykładowca Szkoły Zdobniczej i przyjaciel "Switu".

w stosunku do grupy, popełniony - prawdopodobnie przez czysty przy, padek i nieuwagę - na samym początku istnienia "Switu". Jeszcze przed pozyskaniem i zaadaptowaniem na siedzibę grupy pawilonu w Ogrodzie Zoologicznym, wiosną 1921 f., główna siedziba artystów, stanowiąca jednocześnie miejsce ekspozycji i sprzedaży ich dzieł, mieściła się na pierwszym piętrze domu nr 19 przy ul. 27 Grudnia. Traf chciał, że bezpośrednim sąsiadem był antykwariusz Stanisław Andrzejewski, którego sklep , znajdował się na parterze, poniżej wystawy "Switu". Czując się zagrożony przez ekspozycję artystów-profesjonalistów, zamieszczał m. in. w "Kurierze Poznańskim" swoistego rodzaju anonsy-donosy jak np.: ,,23 maja urządzam wystawę 40 oryginałów Pautscha. Baczyć proszę na moją wystawę na parterze, gdyż z wystawą znajdującą się w tym samym domu ńie mam nic wspólnego" 15. "Prawda" - organ Narodowej Partii Robotniczej - w artykule pt.

Jak sztuka schodzi na psa w Poznaniu, występując w obronie szykano, wanych artystów pisała: "Oto grupa artystów, zrzeszona w »Swicie«, w tym artyści wybitni, profesorowie szkoły zdobniczej, wynajęli lokal wystawowy przy ul. 27 Grudnia. Bojąc się konkurencji [!?], właściciel antykwariatu w tejże chacie posłał płatny anons do "Kuriera Poznańskiego", w którym owych artystów określa jako "nieznanych ludzi" i odsądza od czci i wiary.- Ponadto ogłoszenia te wywiesił w oknie wystawowym. Jaki jest poziom pisma, które choćby w dziale anonsów umieszcza podobne napaści na artystów!" 16. Humorystyczny refleks zdarzenia znalazł się w rubryce " Roślinki" w "Przeglądzie Porannym": "Grono fanatyków, będących w cichym porozumieniu z antykwą Andrzejewskim, podstępnym szturmem opano, wało wystawę »Switu«. Nieszczęliwych jeńców osadzono w Ogrodzie Zoologicznym" 17. Stosunki musiały być jednak przez cały czas napięte, gdyż jeszcze pod koniec 1923 f., z okazji rautu otwierającego wystawę " Sztuki", " Roślinka" zapewniał: "Pan Andrzejewski (antykwariusz) nie będzie proszony" 18. Zaproszono natomiast cały kulturalny świat Poznania, który na tak doniosłe wydarzenie, jakim była inauguracja wystawy krakowskiej "Sztuki", zjawił się prawdopodobnie w komplecie. "Dziennik Poznański" relacjonował: "Na otwarcie przybyły liczne sfery kulturalne naszego mia, sta. Honory domu sprawowali gospodarze »Switu« jako instytucji, która

15 "Kurier Poznański" r. 1921, nr 115. "Sklep »Świtu« oferował identyczny »towar« - głównie niewielkie prace Pautscha i obrazy trzeciorzędnych artystów z Krakowa czy Lwowa - a prestiż stowarzyszenia gwarantował wyższą jakość ofert1 niż handlarz dzieł sztuki". 1 "Prawda" r. 1931, nr 98.

17 "Przegląd Poranny" r. 1921, nr 30.

18 Tamże r. 19121, nr 223.

Mariusz Brylwystawę zorganizowała, oraz przybyli umyślnie reprezentanci »Sztuki«" 19. Przed tak dostojnym gronem przemawiał na raucie słynny poznański "cygan" tamtych lat - Franciszek Ryli, w którego improwizowanej Awy_ powiedzi znajdujemy odbicie świadomości miejscowej bohemy (w tym i "świtowców"), gorzkiej świadomości "bogów w Beocji":

Ugór Pustkowie.. .

Beocja.. .

Centrala skór wyprawnych 1 w surowym stanie.

To jest Poznań?? - Myślicie?? - O nie zacne Panie i Panowie, My poznańczanie, Chociaż czasem zrodzeni w Warszawie lub Lwowie, Wznieśliśmy tu Panteon Mniejsze jak się zowie Świt czy nie Świt - Główne, że bogowie mieszkają w nim od dachu do samej piwnicy 1 chociaż jest zbudowan w dziwnej okolicy, Bo w pobliżu niedźwiedzi i wilków pobliżu, Nie szkodzi! - Wszak i święty Franciszek z Asyżu Miewał takich wyznawców.

Zresztą mówiąc szczerze: Człowiek to także zwierzę.

Wznieśliśmy więc Panteon ku czci Appolina, A iżby Beocja do reszty nie zjadła, Uczymy one "Wielbłądy" tutaj abecadła. - Na przykład: "a - be - c - chleba chce.

Lecz i wiedzieć się godzi, co pan Axentowicz płodzi".

To pierwsza przyczyna, Dla której Świt zaświtał w tym przezacnym grodzie.

Druga leży w głodzie, Ze tak powiem fizycznym.

Bo całe "świtanie" - Nie starczy na jedno śniadanie.

Trzeba więc zbyć obrazy i to kilka razy, Przezacnym mecenasom, chociażby na raucie Ażeby jeździć w aucie.

W tym i innym celu, Po wielu medytacjach i turbacjach wielu, Przyjechali z Krakowa czyli z zagranicy Do naszej dzielnicy Co najwięksi Sztukmistrze.

Mecenasy, Grubasy,

"Dziennik Poznański" r. 1021, nr 267.

J5

Co przez długie czasy - królowali nam w Sztuce, J ak wielkim przystało, To jest z chwałą.

Należy ich powitać zatem w naszym grodzie Klęknij malarski narodzie I wysącz do dna kielich po tym słowie: N S k ." d . 20 a " ztu 1 z rowIe .

Motyw opłakanej sytuacji materialnej artystów w filisterskim otoczeniu mieszczańskim - popularny przynajmniej od połowy XIX w. - nie stanowił, rzecz jasna, specyfiki poznańskiej, potwierdzał jedynie fakt, że zwiększenie siły przebicia było podstawowym celem zawiązania grupy, przyczyniającym się do jej spoistości i trwania. Ta wewnętrzna funkcja integracyjna grupy słabła wyraźnie poza granicami Poznania. Przyczyniała się do tego przede wszystkim przynależność członków , "Switu" do innych ugrupowań artystycznych. Np. Pautsch należał do "Sztuki" i wraz z nią wystawiał. Bardziej wymowny jest jednak przypadek Władysława Roguskiego, członka warszawskiego "Rytmu". Wystawiał on z warszawskimi formistami od 1919 r., w 1920 r. przeniósł się do Poznania, ale stosunków ze środowiskiem stołecznym nie zerwał. Na początku 1922 r. wystawiał na paryskiej wystawie formistów Jeune Po logne. W lutym 1922 r. uczestniczył w pierwszej wystawie "Rytmu" , w Zachęcie. W kwietniu tego roku, wraz z innymi członkami "Switu" - Erwinem EIsterem i Janem Wronieckim - brał udział w ekspozycji grupy "F 9". Ostra krytyka całości wystawy, dominująca w prasie warszawskiej, była częścią trwającej od kilku lat kampanii antyformistycznej. Spośród , członków "Switu" - iw ogóle wszystkich wystawiających - najwięcej pochwał zebrał właśnie Roguski. "Bluff, gruby, niesmaczny, a przede wszystkim nieudolny - pisał Witold Bunikiewicz - oto cechy zasadnicze nowej grupy formistów [...] Wł. Roguski [...] ratuje honor klubu F 9. Madonny Roguskiego prostotą formy graniczą z ascezą gotyku i wdziękiem modrzewiowego kościoła"21. W rok później, gdy w Zachęcie odby, wały się równolegle wystawy "Rytmu" i "Switu" , Roguski na pierwszą z nich przesłał swe najlepsze prace, drugą wyraźnie zbywając. Pisał Mieczysław Wallis: "P. Roguskiego znamy już z wystawy »Rytmu«. Na wy, stawie »Switu« miał on kilka chłodnych i starannych wypracowsń kompozycyjnych na tematy religijne (znacznie słabszych od Madonny) z wystawy» Rytmu«" e», Pod względem prestiżu ogólnopolskiego, "Rytm" rzecz jasna znacznie , przewyższał "Swit", a w wypadku wystawy w Zachęcie o ten właśnie *

20 "Przegląd Poranny" r. 1921, nr 236.

21 "Tydzień Polski" r. 1922, nr 23.

22 "Przegląd Warszawski" r. 1923, nr 25.

Mariusz Bryl

Władysław Roguski: Kawiarnia (1926)

prestiż głównie chodziło. W październiku tego roku (1923) urządził artysta swą wielką indywidualną wystawę w Salonie Garlińskiego. Wystawił 40 prac, z czego sprzedano 18. Sukcesowi ekonomicznemu towarzyszył sukces prasowy. Pisano: "Bezsprzecznie Władysław Roguski należy do najpoważniejszych plastyków doby obecnej"2s. Artysta wystawiał w dalszym ciągu regularnie z "Rytmem", eksponując też pojedyncze prace na bieżących wystawach Zachęty (np. w 1925 r.), której od 1925 r. był członkiem rzeczywistym. , Integracyjnej funkcji "Switu", polegającej na wystawianiu razem, przeciwstawiała się w przypadku Roguskiego przynależność do pozapoznańskiego ugrupowania, stanowiąca dogodną formę ekspansji indywidualnej 2i. Sytuacja przedstawiałaby się inaczej, gdyby "Świt" był grupą

23 "Tygodnik Ilustrowany" r. 1923, nr 44.

24 Drugim obok Roguskiego członkiem grupy wykazującym największą ekspansję pozagrupową był WładY,'sław Lam. Obaj należeli do najbardziej cenionych przez krytykę artystów ze "Switu", stawiani byli w recenzjach zwykle na pierwszym miejscu pod względem tzw. poziomu ich dzieł. Grupa potrzebna była tym artystom tylko do momentu, gdy wzmacniała ich przekaz artystyczny. Zwłaszcza w przypadku Lama widać wyraźnie, że grupowej funkcji integracyjnej przeciwstawił on od początku swej, krótkiej przynależności (1923 -19215) interes indywidualnej ekspansji, traktując "Swit" instrumentalnie, jako jeden ze środków zdobycia szybko wysokiej pozycji na rynku - tak poznańskim, jak ogólnopolskim.

Tancerka Stanisława Jagmina, wystawiona w 1925 r.

programową, posiadał wspólną orientację artystyczną, wyodrębnioną ostro spośród aktualnie funkcjonujących. Wówczas wystawy grupowe stanowiłyby jedyną, właściwą i naj skuteczniejszą, formę eks, pansji. W przypadku "Switu", wystawy takie postrzegane były jednak przede wszystkim jako prezentacje zbiorów odrębnych indywidualności, omawiano zwykle kolejno poszczególnych artystów, traktując ich twórczość autonomicznie, odwoływano się do poprzednich ich dzieł, rekonstruowano ewolucję danego artysty, chwaląc lub ganiąc , jej kierunek itd. "Swit" jako grupa lokalna kierował swą ekspansję na miejscowy rynek artystyczny i tym samym integrował swych członków wyłącznie na terenie Poznania. Choć siła również i tej lokalnej integracji zmieniała się wraz z upływem czasu. N a samym początku istnienia grupy jej członkowie, posiadający swój własny lokal wystawowy i formułujący swe cele jako alternatywne w stosunku do Towarzystwa Przyjaciół Sztuk Pięknych i Stowarzyszenia Artystów, siłą rzeczy wystawiali w Poznaniu swe prace wyłącznie w pawilonie w Ogrodzie Zoologicznym. Po jego utracie, owa funkcja integracyjna osłabła na tyle, że nawet prezes Jagmin prezentował swe dzieła na wystawie Towarzystwa 2S . Pozbawieni własnego lokalu, , członkowie "Switu" urządzali wystawy grupowe w salach Towarzystwa i oswjili się z tą instytucją, którą jeszcze nie tak dawno uważali za sie

25 "Sztuka i Artysta" r. 19:24, nr 6. "Z rzeźbiarzy miejscowych wystawił tylko je en St. Jagmin [...]. Jest to wszakże jakby pokłosie z ostatniej wystawy grupy »Swit«" .

2 Kronika m. Poznania 3/87

Mariusz Bryldlisko złej sztuki, nie widząc nic zdrożnego w wykorzystywaniu jej dla , zwiększenia ekspansji osobistej poza "Switem". Utracie tożsamości grupy po upadku jej własnego lokalu towarzyszyła nieuchronna, nasilająca się z czasem, asymilacja artystów-przybyszów ze środowiskiem miejscowym - zjawisko społecznie normalne i pożądane. Integrację wewnątrzgrupową, opartą w drugim okresie istnie, nia "Switu" (1924 - 1927) przede wszystkim na więzi towarzyskiej, zastępowała powoli - wraz z erozją tej ostatniej - integracja wcwnątrzśrodowiskowa poznańskich artystów. Jej wyrazem było funkcjonowanie , "Plastyki" po rozwiązaniu "Switu" jako stowarzyszenia, w ramach którego każdy reprezentujący przyzwoity poziom poznański artysta mógł wystawiać swe dzieła w Polsce i za granicą. "Plastyka" stanowiła zinstytucjonalizowaną formę ekspansji zewnętrznej środowiska wielkopolskiego, bez której poznańska plastyka w ogóle nie miałaby szans na zaistnienie jako odrębna propozycja artystyczna w obliczu zinstytucjonalizowanego modelu eksportu polskiej sztuki, zarówno wewnętrznego, jak i sterowanego przez Towarzystwo Szerzenia Sztuki Polskiej wśród Eksportu ZagranIcznego. Pluralistycznemu modelowi życia artystycznego Poznania pierwszej połowy lat dwudziestych lata następne przeciwstawią model jednolitego - przynajmniej na zewnątrz! - środowiska, które jak gdyby uporało się z wewnętrznymi zróżnicowaniami i którego jedyną troską było zamanifestowanie na zewnątrz swego istnienia. , Lokalny charakter "Switu" traktować należy jako konsekwencję świadomego wyboru członków grupy, którzy zrzeszyli się po to, by wejść do lokalnego, poznańskiego układu kultury artystycznej, zdominować go i przekształcić. W tym kontekście należy widzieć wszelkie ekspansywne zabiegi grupy, mające prowadzić do zajęcia przez nią centralnej pozycji w życiu artystycznym miasta. Tylko przez zdominowanie środowiska , mógł "Swit" marzyć o jego przemianie w pożądanym przez członków grupy kierunku. Przez krótki pierwszy okres istnienia - lata funkcjo, , nowania Klubu "Switu" stanowiły jego apogeum - mógł "Swit" istotnie szczycić się pierwszeństwem na wielu płaszczyznach życia społeczno-artystycznego. Przodował pod względem ilości i poziomu prac swych członków, częstotliwości i jakości urządzanych wystaw propagujących twórczość artystów pozapoznańskich, a także różnotematycznych ekspozycji w rodzaju Sztuki dziecka lub Sztuki religijnej, w organizowaniu spekta, kularnych akcji jak np. "Akcja artystów na Górny Sląsk" (1921) czy kurs batiku, prowadzony w pawilonie grupy przez Antoniego Buszka (1922), wreszcie w intencji towarzyskiej sfer kulturalnych, przejawiającej się przede wszystkim w udziale sporej liczby inteligencji twórczej , w pracach Klubu "Switu". Ten trzyletni etap wszechstronnej działalności członków "Switu", wprowadzający do życia artystycznego stolicy Wielkopolski ducha dynamizmu, konkurencji i pluralizmu, zakończył się znamiennym fiaskiem. Cytowany już komunikat grupy ujawnia głęboki uraz jej członków do poznańskiego społeczeństwa, zawiera wyrażone wprost oskarżenie o brak , zainteresowania inicjatywami grupy. "Swit", mimo sukcesu i uznania krytyki artystycznej, działał przez cały czas w otoczeniu nieprzychylnym, jawnie wrogim lub tylko obojętnym. Izolacja grupy osiągnęła apogeum - trudno w tej chwili dociec, co , na te wpłynęło - podczas otwarcia wystawy "Switu" w 1923 r. Truchim, na zakończenie czteroodcinkowej, olbrzymiej recenzji - naj obszerniejszej, jaka kiedykolwiek poświęcona została grupie - zauważył: "Ze smutkiem natomiast stwierdzić należy minimalne wprost zainteresowanie się , jej [tzn. grupy "Swit" - przyp. M.B.] wysiłkami społeczeństwa i władz. Na vernisage'u poza artystami znalazło się 8 (ośmiu) widzów. Władze rządowe i komunalne nie zjawiły się. Z zaproszonych przybył tylko p. konsul czeski"26. Stanisław Jagmin tak wspomina upadek siedziby , grupy: "Wkrótce na »Swit« spadł również grom. Zarząd miasta sześcio, , krotnie podniósł mi komorne na budynek »Switu«. Temu już nie mogłem , podołać [...] "Swit", zarówno wystawę jak Klub, trzeba było zlikwido,,, 27 wac W tym miejscu postawić należy pytanie: elita czy autsajderzy? Grupa powstawała z wyjątkową wprost świadomością swej elitarności; w latach 1921 - 1922 grono jej członków nie powiększyło się, co było konsekwencją polityki jej pierwszego prezesa Karola Pautscha. Stefan Truchim tak relacjonował jego ustąpienie z pełnionej funkcji i zarazem rezygnację z członkostwa grupy: "Grupa tworzyła dotychczas całość zamkniętą [...] nie dopuszczającą nikogo, do swego sanktuarium [...] tego rodzaju postawienie kwestii skazuje z góry na wegetację, wytwarza pewną eksterytorialność [e. .] Dziś sprawa przedstawia się zupełnie inaczej. Grupa zostanie rozszerzona przez przyjęcie nowych członków. Wzrośnie w nowe i świeże siły. Naturalnie, że o przyjęciu będą decydowały wyniki dotychczasowych prac danego artysty, ich poziom i zdolności twórcze" 28 . To zapowiadane otwarcie nie doprowadziło jednak do umasowienia , członkostwa "Switu" (jak np. w "Plastyce"), pozostał on nadal, do końca swego istnienia, stowarzyszeniem elitarnym kilkunastu artystów, o odpowiednio wysokich "poziomie i zdolnościach twórczych". * , Samo powstanie "Switu" było manifestacją samoświadomości członków grupy jako elity artystycznej Poznania. Owo przewodnictwo miał

26 "Przegląd Poranny" r. 1923, nr 147.

27 Dz:ennik S. Jagmina, t. II, s. 125 -126.

28 "Przegląd Poranny" r. 1922, nr 127.

Mariusz Bry l

Jan Mroziński: Stare domy w Royot (1926) "Swit" dokumentować poziomem swych wystaw, a także aktywnością w upowszechnianiu dobrej sztuki. Działalność ta przyczynić się miała do , oficjalnego uznania "S wit u" jako czołowej, godnej wsparcia, instytucji kulturalnej miasta. Tak się nie stało. Ani publiczność, ani władze nie chciały jakoś dostrzec grupy i oddać jej sprawiedliwości, tolerowały ją obojętnie i - w konsekwencji - wydały na łup biurokracji. Choć podwyższenia czynszu nie można uważać za jakąś zamierzoną , szykanę wobec "Switu" ze strony władz miejskich, to jednak dowodziło ono całkowitego niepowodzenia zabiegów ekspansywnych grupy, mających prowadzić do przekroczenia bariery oficjalności, do włączenia stowarzyszenia w zakres zainteresowań urzędników zajmujących się lokalną polityką kulturalną. , Dla czynników oficjalnych "Swit" pozostał prywatnym przedsięwzięciem grupki artystów, na których od początku ciążyło odium przyj ezdności i antyendeckości, a także cyganerii, krótko mówiąc - obcości, niepewności polityczno-obyczaj owo-artystycznej . Elita profesjonalna środowiska traktowana była przez władze jako zbiorowisko autsajderów, funkcjonujących na zewnątrz - lub na obrzeżu - lokalnego układu kultury artystycznej. Ich autsajderstwo - jak można określić etykietkę, z jaką

funkcjonowali - spowodowało instytucjonalną klęskę grupy; utrata 10, kalu kładła kres ambitnym celom "Switu". Odpowiadając na postawione w tytule pytanie, nie można zatem rozstrzygnąć na korzyść jednego z dwu członków alternatywy: artystyczna elita społecznych autsajderów , - tak pradoksalnie można by określić "Swit" w kontekście społecznego funkcjonowania grupy w obszarze poznańskiej kultury.

Tekst niniejszy stanowi rozwinięcie niektórych wątków artykułu pL Grupa r artystów plastyków "Świt" jako wielofunkcyjna instytucja żYcia artystycznego Poznania w latach 1921-1927, zamieszczonego w tomie III "Artium Quaestiones" (Poznan 1986) i będącego streszczeniem większej całości. Tam czytelnik znajdzie bardziej systematyczny zarys historii i funkcjonowania "Świtu" zawierający podstawowe dane faktograficzne dotyczące grupy.

'" " w S i v '" f A" z a r i k li i ł J s i 1 '" * biegiem czasu w oddział przyrodniczy Muzeum Wielkopolskiego. ReproQukcja z "Kuriera Poznańskiego", nr 22 (15 I 1927)

. ł I i j . ; SA

*. .» . *. f . * n

A J& rr

JOm ,. . 'vgwr't'vzi&t& rm- r

Powyższy artykuł jest częścią publikacji Kronika Miasta Poznania: kwartalnik poświęcony problematyce współczesnego Poznania 1987.07/09 R.55 Nr3 dostępnej w Wielkopolskiej Bibliotece Cyfrowej dla wszystkich w zakresie dozwolonego użytku. Właścicielem praw jest Wydawnictwo Miejskie w Poznaniu.
Do góry