TADEUSZ ŚWITAŁA

Kronika Miasta Poznania: kwartalnik poświęcony problematyce współczesnego Poznania 1985.01/03 R.53 Nr1

Czas czytania: ok. 9 min.

STYCZEŃ 1945 R.

JAK TO SIĘ ZACZĘŁO?

W dniu 12 stycznia (piątek) bawił w Poznaniu wielmoża hitlerowskiej propagandy Alfred N aumann, witany z emfazą przez gauleitera Arthura Greisera. Tegoż dnia nadeszły do jego kancelarii hiobowe informacje o początku ofensywy radzieckiej z Sandomierza nad Wisłą. I właśnie w takiej chwili, w auli uniwersyteckiej, tysiącu ludzi o tępym wyrazie twarzy N aumann oświadcza, że "jest wystarczająco dużo sił wojska, aby zatrzymać wojska rosyjskie" i że "nie ma niebezpieczeństwa dla »Kraju Warty«. Greiser natomiast - jak w noworocznej szopce - krzyczy na całe gardło: - Nigdy nie wątpiliśmy, że bolszewicki potop zostanie zatrzymany przed granicami "Kraju Warty" i że tam nastąpi jego druzgocąca klęska! Dlatego nikt nie o p u Ś c ił Warthegau. W s z y s c y wytrwali [...] Gotowi są też - jeśli trzeba - rzucić się jak spoista barykada ciał przeciwko bolszewizmowi. Ale Greiser czuje, że nie powiedział jeszcze wszystkiego, bo nastrój jakiś minorowy. Więc wydziera się dalej: - Dziękujemy sekretarzowi stanu N au mannowi za to, iż raz jeszcze wszyscy mieszkańcy Warthegau otrzymali zapewnienie, że zgodnie z nieugiętą wolą Fiihrera, kraju tego nie zdepce ani jedna stopa bolszewicka! Dziękujemy za to, iż raz jeszcze uprzytomnił nam, jak bliskie jest końcowe zwycięstwo! W dniu 14 stycznia, wojska I Frontu Białoruskiego marszałka Gieorgija K. Żukowa rozpoczęły natarcie w kierunku Łodzi, zaś Arthur Greiser na wiecu w Jarocinie. .. zapewniał, iż ani na wschodzie, ani na zachodzie sytuacja nie daje powodu do żadnych obaw. I żeby zaświadczyć jak bardzo głosi prawdę, sam wyruszył w dniu 16 stycznia w demonstracyjną podróż inspekcyjną do okręgu łódzkiego. Po drodze rozwścieczały go zapewne sznury zaprzęgów konnych pierwszej fali uciekinierów z obszarów wschodnich " Kraju Warty"; w dalszym ciągu jednak nie dawał wiary informacjom, iż popłoch w okolicach Łodzi. . .

Tadeusz Świtaławywołały radzieckie czołgi. Dopiero gen. Heinz von Saueken "uświadomił" opętanemu Greiserowi powagę sytuacji: Żuków złapał wiatr w żagle d poprzecinał solidne, przecież szlaki kolejowe z Reichu nad Wisłę, wskutek czego pogubił się - chluba hitlerowskiej armii - korpus pancerny "Grossdeu tschland" . Greiser pospiesznie powrócił do Poznania. Tu czuł się bezpieczny, chociaż na wielkim podwórzu spedycji "Hartwiga" rosła piramida waliz 1 kufrów. Za zezwoleniem władz, spedytor mógł od dnia 16 stycznia przyjmować zlecenia wysyłkowe do Reichu .. . bez ograniczeń! Henryk Tycner W nocy z 16 na 17 stycznia wydano poufne polecenia ewakuacji urzędu Greisera. Oznaczało to wywiezienie skrzyń pełnych skarbów i dzieł sztuki zrabowanych narodowi polskiemu. Z przecieków dowiadywano się informacji wręcz humorystycznych: szef Sztabu Generalnego armii hitlerowskiej odpowiedział dowódcy XXI Okręgu Wojskowego gen. Herbertowi Petzelowi w Poznaniu, na jego błaganie o pilne posiłki, gdyż czołgi radzieckie hulają pod Łodzią: - Nie mamy nic! Radźcie sobie sami! Petzel wysyłał więc na front. . . bataliony volkssturmu! A Greiser uspokajał powielaną informacją, iż "front walczy wyśmienicie; w sąsiedztwo rejonu włamań wojsk radzieckich przegrupowywana jest armia pancerna, która przeprowadzi decydujący kontratak. Fiihrer przejmując osobiste dowództwo oświadczył, że raczej przedterminowo użyje nowych broni, które chciał utrzymać jeszcze w odwodzie, aniżeli zgodzi się na opanowanie przez przeciwnika choćby części Warthegaa. Tak więc można być spokojnym". Henryk Tycner, idąc z pracy w DWM, spostrzegł, iż duża liczba Niemców mieszkających na Wildzie "spokojnie się ewakuuje", dźwigając ciężkie walizy do przystanków tramwajowych linii biegnących do dworca kolejowego. Jeszcze 18 stycznia Greiser na własną rękę zabiegał o ratowanie swego tronu; telefonował do Josepha Goebbelsa z prośbą o koleżeńską pomoc: "dwanaście do piętnastu batalionów volkssturmu"! "Kolega" był nawet gotów pomóc gauleiterowi i wysłać mu natychmiast owych dwanaście batalionów, ale... bez uzbrojenia! N atomiast inny "kolega" -

minister zbrojeń Albert Speer wysłał w ciągu do by.. . 15 tys. pancerzownIC. Zakłady DWM pracowały nadal na trzy zmiany. Miały z nich jeszcze odejść, na potrzeby wojennego molocha, pociągi pełne detali do uzbrojenia. Ordnung muss seinl Dlatego listy przewozowe transportów wojennych ciągle jeszcze wymagają ostemplowania w wojskowym biurze w śródmieściu, dokąd zmierza czwartkowego ranka 18 stycznia Henryk Tycner. Kulawy kapitan Wehrmachtu zna Tycnera od wielu miesięcy, nie ukrywa więc, że ci przeklęci cywile - jego urzędnicy w nocy po prostu zwiali. Kuternoga nie dysponuje już "personelem", usadowił więc Tycnera za swym biurkiem, wcisnął mu do ręki pieczęć i kazał stemplować! On podpisywał niebieskim ołówkiem. Tak "urzędowali" obok siebie dopóki nie odezwał się telefon. Kiedy odwiesił słuchawkę, powiedział: - No, teraz koniec! Ja też wieję! I cisnął pieczęć do szuflady biurka.

W piątek, 19 stycznia czołgiści gen. Michaiła Katukowa sforsowali Wartę pod Uniejowem. Natarcie na kierunku poznańskim zaskoczyło niemiecki Sztab Generalny. Dopiero w piątek rano ogłoszono alarm bojowy dla twierdzy poznańskiej i wprowadzano w życie Rozkaz -nr 11 Adolfa Hitlera. Oznaczał on utrzymywanie miasta do ostatka, a także skupienie całej władzy w ręku komendanta wojskowego. Ale Greiser udawał, iż nie rozumie o co chodzi; oświadczył, że przejmuje militarną odpowiedzialność za losy "Kraju Warty", tworzy bowiem. . . ochotniczy korpus swego imienia (Freikorps Greiser) , do którego miano o b o w i ąz - k o w o wcielić wszystkich Niemców zdolnych do noszenia broni. Właśnie rankiem przybyła do Greisera delegacja "załogi" DWM z pierwszym (i być może jedynym) karabinem uproszczonej konstrukcji - Volksgewehr - jako zadatkiem na uzbrojenie "Korpusu- Greisera" i obietnicą rozpoczęcia wielkoseryjnej produkcji. W tym czasie rentgenotechnika Jerzego Pawlaka wezwał przed swoje biurko naczelny intendent wojskowego szpitala w hotelu "Polonia" i wrzasnął: - Masz do wieczora zlikwidować oddział rentgenologiczny, jeśli nIe chcesz iść pod mur! Nowy aparat - kombinuje Pawlak - wart jest uratowania dla naszych. Skrzyknął Henryka Borowskiego, Ludwika Hantza, Czesława i Jerzego Kurczewskich, Adama i Zygmunta Lesińskich, Stanisława Prymelskiego, Henryka Sobczaka, Franciszka Stolasza, Janusza Sztrabla, Stanisława i Walentego Tomaszewskich, Franciszka Walewicza i kilku stolarzy, którzy mieli przygotować mocne skrzynie. Wszyscy porozumieli

Tadeusz Świtałasię błyskawicznie; wszyscy zakasali rękawy, udawali pośpiech i do wieczora aparaturę zdemontowali. Ale skrzynie nie były gotowe, więc stopniowo ulotnili się do domu... bo i naczelny intendent gdzieś się zapodział Inaczej w DWM. Ok. godz. 9 Henryk Tycner poczuł przez niedomknięte okno swąd palonych papierów. Jakie ślady zacierano przed przekazaniem zakładów w ręce Wehrmachtu? Kierownik ekspedycji, Wilhelm Maus, rozkazał zapakować do skrzyń księgi wysyłkowe, maszyny do pisania i liczenia. Jan Osztynowicz i Edward Jastrząb tak pakowali, aby wszystko co lepsze pozostało w fabryce. Henryk miał iść do doniu i wrócić do służby o godz. 20, w celu przekazania oddziału oficerowi Wehrmachtu. Ok. godz. 12 Tycner odebrał tajemniczy telefon od kolegi: - Idź do swojego ojca! Więc wskoczył na rower służbowy i popędził przy ul. Młyńskiej. Ale dopiero o godz. 17 straż kolumny więźniów. Nic, tylko stukot drewniaków, lichy, zapadający zmrok. -- Heniu! Ojciec rozpoznał syna. Szedł blisko chodnika, mógł zamienić z. nIm kilka słów. N a którymś zakręcie ulicy Henryk błyskawicznie dał ojcu ciepłe rękawice i szalik. Na ul. Focha wybłagał u nieznanej kobiety bochenek chleba. Ok. godz. 18 pochód znalazł się na wysokości drogi do Żabikowa. W księżycowej poswIacie dołączył pochód więźniów żabikowskich. Niespodziewanie nadjechał kabriolet. Wśród umundurowanych siedział cywil z automatem, który otworzył ogień do nielicznych już ludzi towarzyszących smutnej procesji. Ktoś upadł i stoczył się do rowu. Henryk schował się za pień drzewa i tam żegnał się z ojcem dopóki kolumny więźniów nie rozpłynęły się w ciemności. Na Moście Dworcowym wskoczył na tył wozu konnego. Stojąc, obserwował nieprzebrany tłum kłębiący się przed budynkiem dworca. Tysiące "panów świata", wśród tobołów i waliz, walczyło nie o miejsca w wagonie, lecz o wejście na perony. Nad placem dworcowym unosił się lament, nawoływania zagubionych dzieci, przekleństwa i złorzeczenia. Ordnung muss seinl Jedno więzienie opróżniono, na jego miejsce powstawało nowe: kilkudziesięciu Polaków, pracowników elektrowni poznańskiej UWIęZIono

Jerzy Pawlakpod bramę więzienia zaczęła wyprowadzać szare więzienne drez rozkazu komendanta wojskowego, który obsadził ten ważny obiekt przemysłowy. A Tycner zgłosił się do służby. Nikogo nie interesowała już Jego przepustka. W dyżurce czarne mundury pakowały się, a w ekspedycji Osztynowicz poklepał go po ramieniu i rzekł: - Do zobaczenia u "Cegielskiego".

Przybiegł zasapany Maus i powiedział, że za chwilę prZYWIozą z elektrowni fabrycznej skrzynię z czymś bardzo ważnym: - Jesteś osobiście odpowiedzialny za załadowanie tej skrzyni! Inne mogą pozostać! - przygroził Maus i wybiegł z hali. Do Henryka podszedł jeden z robotników i powiedział, że w skrzyni są regulatory, bez których elektrownia nie ruszy! Krzyknął na dźwigowego. Ten uniósł skrzynię w drugi koniec hali i przysypał arkuszami blachy. Do skrzyni o podobnym wyglądzie nasypano jakiegoś żelastwa, zabito gwoździami i ustawiono na przyczepie. Kiedy Maus powrócił, stwierdził z zadowoleniem, że polecenie zostało wykonane i poczęstował polskich robotników papierosami. - Przecież tu nie wolno palić - zdobył się na przekorę jeden z ładowaczy. - Gówno! Teraz już można! Zadeptał jednak niedopałek, wgramolił SIę na stos kufrów, zarepetował karabin i krzyknął: - Jedziemy! Dochodziła północ. Tej nocy ewakuowały się wszystkie rodziny niemieckiego personelu z Oddziału I na Głównej (odlewnia) i z głównych warsztatów kolejowych. A w wieczornej audycji radiowej komentator niemiecki rozwodził się nad wspaniałymi perspektywami produkcji broni w DWM, bowiem 30 stycznia miała ruszyć produkcja amunicji do karabinów maszynowych. Ale i bąknął o tym, że radziecki klin pancerny przebił się poza Łódź. Była to z pewnością najbardziej bulwersująca informacja mIeSIąca.

W nocy ludność niemiecka w panice pakowała się, a skoro świt gromadnie, stadami objuczonych wozów opanowała wszystkie drogi prowadzące na na zachód. A "katukowcy" zdobyli Koło i Konin, i pędzili w kierunku Poznania.

20 stycznia sobota Kifedy Henryk Tycner opuszczał DWM ok. godz. 5 nad ranem, nie doczekawszy się oficera Wehrmachtu, któremu miał "przekazać" oddział ekspedycji, do Poznania nadszedł rozkaz gen. Heinza Guderiana o podporządkowaniu szkół wojskowych w pełnym składzie osobowym ko

Tadeusz Świtała

mendatnowi twierdzy. W ślad za tym nadszedł do miasta specjalny pociąg z Berlina, wiozący 15 tys. pancerzownic. .Albert Speer dotrzymał słowa. Po wcieleniu żołnierzy ze szkół wojskowych, załoga twierdzy liczyła 12 tys. osób. Od tego momentu jednak, z godziny na gadzinę, było ich coraz więcej. Na dworcach i mostach zatrzymywano - i wcielano w skład załogi - urlopowiczów, ozdrowieńców, a także całe bataliony marszowe i oddziały volkssturmu uciekające ze wschodu. Uciekała także służba tyłów XXI Okręgu Wojskowego. Pozostawiano na pastwę losu szpitale pełne rannych. Kiedy Jerzy Pawlak przybył rano do szpitala przy ul. Grunwaldzkiej, nikt nie zapytał o aparat rentgenowski. Każdy ratował swoją skórę, a rezultat był taki, że ciężko ranni pozostali bez opieki. Dopiero po kilku dniach przewożono ich pod ostrzałem do sal zamkowych i budynku uniwersyteckiego przy ul. Fredry. Pod naciskiem dowódców wojskowych, Arthur Greiser zarządził tuż po godz. 8 rano ogólną ewakuację, poczynając od likwidacji akt. W ślad za tym, ewakuację biur miejskich zarządził burmistrz miasta Hans Scheffer. W samo południe Greiser podobno otrzymał dalekopisem wezwanie szefa kancelarii NSDAP Martina Bormanna do natychmiastowego przyjazdu do Berlina, gdzie miał objąć nowe, bardzo ważne stanowisko. Tak czy owak, ktoś Greiserowi oddany ułatwił mu ucieczkę w aureoli męża, który z jednego zaszczytnego stanowiska ma przejść na nowe, zaszczytniejsze. O godz. 18 odbyła się ostatnia odsłona szopki. Greiser zakomunikował podwładnym lakoniczną decyzję Bormanna, przekazał władzę w ręce swego zastępcy, Alfreda Schmalza, wsiadł do samochodu i pojechał. Ledwie zamknęły się za nim drzwi, Schmalz zarządził opuszczenie miasta przez wszystkie urzędy do godz. 21.00, zaś starosta Herbert Sprenger miał dopilnować, aby zakończono ewakuację wszystkich Niemców do godz. 24.00 W rzeczywistości żadne "dopilnowanie" nie było potrzebne. Ludność niemiecka opuszczała miasto już od piątkowego wieczora, a od sobotniego ranka co piętnaście minut miały odjeżdżać z dworca głównego pociągi wahadłowe, wywożące ewakuowanych ok. 60 km na zachód od miasta. W południe szturm na te pociągi doprowadził do ekscesów, zaś panika wybuchła na dobre, bo linię kolejową za Gnieznem przecięły zagony pancerne Katukowa. Obłąkańczo i desperacko zachowywali się ci ze wschodnich powiatów województwa, którzy rozmaitymi środkami lokomocji dobrnęli do Poznania. Ktoś krzyknął, że na Górczynie stoi pusty pociąg do Berlina. Część tłumu zaniechała walki na łokcie i wycofała się z peronów. Nie czekając na tramwaje Geszcze ciągle z wagonami Nur fur Deutsche), ciągnęła szeroką ławą ku dworcowi górczyńskiemu.

Z ludzkiej ciekawości, chociaż nie bez satysfakcji, dołączył do orszaku młynarz Leon Heith. Prędko jednak jego dobre samopoczucie ustąpiło rozgoryczeniu. Wśród ogólnego tumultu, płaczu, bezsensownego upychania oknami wagonów zupełnie niepotrzebnych sprzętów, uwagę Heitha przykuła wstrząsająca walka dwu kobiet o czternastoletnią Polkę, ewakuowaną przemocą przez pracodawczyndę, żonę oficera lotnictwa. Kiedy pociąg ruszył, matka dopadła do drzwi wagonu, uczepiła się córki wpół i usiłowała wyciągnąć ją z przedziału. Niemka złapała dziewczynkę za włosy i połę płaszcza. Matka biegła równo z pociągiem i nie puszczała córki, aż w końcu wyrwała ją z kleszczy Niemki. Kiedy peron górczyńskiego dworca opustoszał, pozostało kilkanaście wózków dziecięcych, które w żaden sposób nie mogły zmieścić się' w przedziałach. Z kilku wózków dochodziło żałosne 'kwilenie niemowląt. Jakież to "matki" zapomniały o swoich maleństwach? Stało się jasne, że wagonów jest za mało, pociągów za mało, a czołgi radzieckie być może podchodzą pod Swarzędz. Wielu Niemców uznało, że najbardziej mogą ufać własnym nogom. Saneczki lub wózki załadowane tobołami stały się komunikacyjnym "przebojem" w zbiorowej podróży na zachód, głównie ul. Dąbrowskiego w kierunku na Trzciel. Umocniła się natomiast władza wojskowa. Komendant twierdzy, gen.

Ernst Mattern, dokonał podziału jej obszaru na rejony: wschodni - obejmujący prawobrzeżny system obrony, którego dowódcą został płk Ernest Gonell; zachodni - lewobrzeżny system obrony, dowodzony przez mjr. Hansa Ewerta; warciański - obejmujący oba brzegi Warty wewnątrz pasa fortecznego, z wyjątkiem Ostrowa Tumskiego, dowodzony przez mjr. Kurta Hahna. Na Ostrowie Tumskim (ul. Ostrówek 19) gnieździła się rodzina Stuligroszów. Stuligrosz-senior wrócił właśnie z roboty na poczcie na Głównej i sycił się cebulową zupą, kiedy zakołatano do drzwi, a w czeluściach klatki schodowej zamajaczyły trzy sylwetki żołdaków: - Dom będzie obsadzony przez wojsko, jutro do południa. Wynosić się stąd czym prędzej! Heil Hitlerl W jednej izbie, tak niezbędnej Wehrmachtowi, mieszkało od 1940 r.

siedem osób: rodzice, synowie Stefan i Bogdan, córki Wanda, Teresa i Dorota. Kto przyjmie pod dach taką gromadę? Stefan głośno myśli, że chyba nie odmówi "ciocia Kurczewska" , czyli matka przyjaciela -

Leon Heith

Powyższy artykuł jest częścią publikacji Kronika Miasta Poznania: kwartalnik poświęcony problematyce współczesnego Poznania 1985.01/03 R.53 Nr1 dostępnej w Wielkopolskiej Bibliotece Cyfrowej dla wszystkich w zakresie dozwolonego użytku. Właścicielem praw jest Wydawnictwo Miejskie w Poznaniu.
Do góry