PAWEŁ ZBITKOWSKI
Kronika Miasta Poznania: kwartalnik poświęcony problematyce współczesnego Poznania 1985.01/03 R.53 Nr1
Czas czytania: ok. 11 min.ZANIM POWSTAŁ KOMITET MIEJSKI POLSKIEJ PARTII ROBOTNICZEJ W POZNANIU (wspomnienia)
Dnia 20 stycznia 1945 r. zaczęła się panIczna ucieczka Niemców z Poznania, ja zaś ciągle jeszcze nosiłem na sobie mundur niemieckich robotników kolejowych. Nowy - bo stary podarłem, czołgając SIęw czasie tortur po posadzce w Domu Żołnierza w grudniu 1944 r. W dniu 22 stycznia, kiedy większość kolejarzy niemieckich już się z Poznania ulotniła, dostałem polecenie wyjazdu parowozem do Wrześni w celu przyprowadzenia pociągu rozbitków dywizji pancernej SS "Hermann G6ring". We Wrześni stałem pięć godzin w oczekiwaniu na wolną drogę. Jak zdążyłem się zorientować z telegramów, pociągi docierały tylko do Kłodawy i Koła, a parowozy wracając, zabierały stojące tam z powodu braku lokomotyw pociągi z uciekinierami do vaterlandu. Około godz. 20 przyprowadziłem pociąg do Pranowa i zgłosiłem się u dyżurnego ruchu, który oświadczył mi, że po zmianie parowozu wrzesiński pociąg wyruszy do Zbąszynka. Z braku kolejarzy-Nier.iców, dyspozytor drużyn konduktorskich zmusił mnie do dalszej jazdy. Kiedy zgłaszałem dyżurnemu "pociąg gotowy do odjazdu", mijała mi dwudziesta godzina służby. W pewnej chwili zauważyłem, że na peron wjechał pociąg osobowy w kierunku Poznania. Nie namyślając się długo, wskoczyłem do iniego, a po zajęciu miejsca zgasiłem swoją lampę. W ciemności ktoś powiedział do mnie: - Witam kierownika.
Po głosie poznałem Ryszarda Żyłkę, kierownika pociągu z Kutna, który zameldował się do mojej dyspozycji. Miał pełnić funkcje tłumacza, ponieważ znał dobrze język rosyjski. Z poniedziałku na wtorek w dniu 23 stycznia, ok. godz. 2 w nocy" przyszliśmy do mojego mieszkania przy ul. Kolejowej 7a. W piwnicy domu były dwa schrony: jeden dla Polaków, drugi dla Niemców, którzy z naszego domu już w grudniu wyjechali w rodzinne strony. Byłem pewien, że schron ten będzie pusty i postanowiłem ulokować w nim moją,
Pawel Zbitkowskirodzinę - żonę i dwóch synów, my zaś, jak "normalnie" w służbie na kolei, zaopatrzeni w kuferki, laimpy karbidowe, chleb, smalec i kawowy "ersatz" do zaparzenia* oraz "nietykalne" dokumenty, poszliśmy na poznański Dworzec Główny. Zlikwidowałem tam punkty kontaktowe "Młota", wyznacza. . , .
Jąc nowe w mIeSCIe.
N astępnie udaliśmy się na ul. Ogrodową 10, gdzie miałem zorganizowaną kryjówkę w piwnicy, skąd można było przedostać się do pasażu "Apollo" i na ul. Ratajczaka. Stąd było blisko na tzw. wolne toiry i dworzec. Chodziliśmy po mieście o różnych porach dnia i nocy, udając, że idziemy na służbę. Ryszard żyłka Obserwowaliśmy przygnębiający nastrój, panujący wśród resztek Niemców. Do domu przy ul. Kolejowej 7a w tym czasie sprowadziły się inne pols'kie rodziny z tej ulicy, urządzając się w schronie, by tam czekać upragnionej wolI .
noscl. W sobotę dnia 27 stycznia rano z kryjówki przy ul. Ogrodowej zauważyłem, jak wojsko ustawia wokół Domu Żołnierza zasieki z drutu kolczastego. Tym samym ul. Ogrodowa i Ratajczaka zostały zamknięte. Na ul. Artyleryjskiej stało pięć autobusów, których pilnowali uzbrojeni żołnierze SS. Przy Domu Żołnierza stało kilka samochodów ciężarowych, które po załadowaniu aktami odjeżdżały. Dnia 28 stycznia - w niedzielę rano, postanowiliśmy z Żyłką przeszukać poniemieckie mieszkania w celu zdobycia radia. Odbiornik znalazłem w jednym z mieszkań na piętrze, a na dodatek flagę z hakenkreuzem, z której żona wypruła swastykę i w to miejsce ze skrawków brokatu wszyła sierp i młot. Przez radio słyszałem tego dnia przemówienie, w którym apelowano do żołnierzy Posener Festung, żeby się trzymali, ponieważ przychodzi pomoc, której udzieli sam Himmler. W poniedziałek, 29 stycznia, ok. godz. 19, w czasie skromnej wieczerzy usłyszałem pukanie do bramy. Gdy otworzyłem, hitlerowski żołnierz wtargnął na korytarz, a za nim pięciu innych. Zapytałem o co chodzi. Spojrzał na mnie i powiedział, że. . . ukrywamy Niemców. W schronie wszystkim się bacznie przypatrzył, wreszcie od Żyłki zażądał okazania dokumentów osobistych. Wręczył mu dowód ze stemplem Pole. Niemiec zawiedziony wraz z kompanami opuścił schron. We wtorek, 30 stycznia, nie było już światła w schronie. Doszliśmy do przekonania, że alektrownia kolejowa przestała działać. Pozbawieniświatła, zapaliliśmy karbidówki służbowe. Około godz. 10 "uzbroiłem" się tak jak do służby i poszedłem ul. Mottego, Łukaszewicza na Rynek Łazarski, gdzie w schronie publicznym ok. osiemdziesięciu niemieckich rodzin, usuniętych z pociągów ewakuacyjnych na dworcu kolejowym, od poniedziałku daremnie czekało na.. . autobusy, które miały je odwieźć do Reichu. Litościwe Polki szybko zapomniały o doznawanych krzywdach i przynosiły dzieciakom i kobietom ciepłą kawę całymi dzbanami. Z rynku przeszedłem ul. Głogowską na dworzec. W tunelach było pełno wojska, okrytego białymi prześcieradłami. Wycofałem się i rampą wojskową poszedłem na ul. Kolejową. Zauważyłem, że wokół dworca przygotowano stanowiska obronne. Na peronie IVa stały dwa działa obłożone workami piasku. Bagaże pozbierano i zwalono w szczycie Dworca Głównego na jedną wielką kupę. Na narożniku ul. Calliera stały dwa karabiny maszynowe. W bramach wszędzie żołnierze. Po kilkakrotnym legitymowaniu - dotarłem do domu. Wieczorem wpadło do nas kilku uzbrojonych żołdaków, którzy wypędzili wszystkich do schronu na Rynku Łazarskim. Żołnierze przynaglali do pośpiechu. Wokoło rozlegała się strzelanina. Pobiegliśmy ul. Kolejową. Paliły się magazyny młynarskie przy parowozowni osobowej. Pod nr. 15 palił się dom, w którym mieszkały drużyny parowozowe. Schyleni wpadliśmy do bramy domu przy ul. Mottego 5, w którym mieszkał Izydor Warynycia. Zastaliśmy go w schronie z rodziną. W nocy próbowałem kilka razy wyjść na ulicę, jednak było wyjątkowo ciemno, a strzelanina nie słabła. 31 stycznia - niezapomniana środa. Rano, ok. godz. 10, przyszli do mnie moi synowie. Wyszliśmy na ulicę .. . prosto na czerwonoarmistów-sanitariuszy, zbierających rannych. Dwóch mieli na wozie. Na rogu ul. Mottego i Kolejowej leżało dwóch zabitych Niemców, dalej leżał koń. Kilka osób wycinało z niego kawałki mięsa. Żona była w mieszkaniu i szyła nowy sztandar. Zwołałem wszystkich mężczyzn do pralni w celu naradzenia się, co robić dalej. Stwierdziliśmy, że na ulicę nie warto wychodzić, gdyż padały gęsto pociski artyleryjskie. Zabrałem sztandar z rąk żony i wywiesiłem z okna mieszkania Baudewitza. Był to pierwszy sztandar na mojej ulicy. Pomimo strasznej kanonady, dzień i noc przeżyliśmy spokojnie. Kilka razy wpadali czerwonoarmiści i pytali o "giermańców". Za poczęstunki grzecznie dziękowali. Na pozdrowienia odpowiadali krótkim ruchem ręki i pędzili dalej. Niektórzy odkrzykiwali: - Zdrastwujtie Poljaki! 1 przystawali na chwilę, ściskając temu i owemu wyciągniętą rękę.
Potem biegli dalej, zachęcając się wzajemnie do pośpiechu.
W okresie międzywojennym mieszkałem w cuchnącej suterenie przy ul. Wierzbięcice 10, do której nie pragnąłem wracać. W dniu 1 lutego
4 Kronika miasta Poznania 1j85
Paweł Zbitkowskiwprowadziłem się WIęC do mieszkania po Baudewitzu. Porzucone meble wykupiłem później W Urzędzie Likwidacyjnym W dniu 2 lutego przyszło do innie kflku towarzyszy z Konspiracyjnej Organizacji "Młot", a wśród nich Piotr Geliert. Po krótkiej naradzie, postanowiliśmy zorganizować placówkę straży do zabezpieczenia magazynów i elektrowni kolejowej. Na komendanta jednogłośnie powołaliśmy Piotra Gellerta, na zastępcę Ryszarda Żyłkę. Siedzibą straży była parowozownia. W skład ochotniczej grupy strażników z naszej organizacji wyznaczeni zostali: Józef Mojżesz, Józef Goderski, Franciszek Rozalezak, Franciszek , Paweł Zbitkowski Swiniarek, Stanisław Fiebik, Marceli Dębiński i Władysław Łukowski. Po południu przyszedł do mojego mieszkania radziecki oficer z dwoma żołnierzami i bez jakichkolwiek wyjaśnień kazał mi iść ze sobą do siedziby NKWD przy ul. Kopczyńskiego. Do pokoju wprowadzono Józefa Mojżesza. W jego obecności major zapytał, czy go znam. Kiedy potwierdziłem, pokazał mi odznakę: czerwona gwiazda z sierpem i młotem. Wyjaśniłem, że Mojżesz pełnił w Konspiracyjnej Organizacji "Młot" funkcję łącznika, a odznaka służyła do potwierdzania wiarygodności. Major odpowiedział: -. Nu, da.
Oddał Mojżeszowi odznakę i zwolnił go. A illlrue kazał usiąść i wypytał o moją przeszłość partyjną i działalność w Organizacji "Młot". Po wysłuchaniu, poklepał mnie po ramieniu i powiedział, żebym następnego dnia rano był w domu. Na dzień 3 lutego zwołałem na godz. 10 osiągalnych członków organizacji. O tej porze przyszli także dwaj oficerowie radzieccy, z których jeden władał językiem polskim. Przedstawiłem obecnych: Władysław Łukowski, Ryszard Żyłka, Leonard Wierzbicki, Józef Ziemba, Wacław Malak i Józef Mojżesz. Kapitan, po zajęciu miejsca, przystąpił do przedstawienia sytuacji na wszystkich frontach wojny. Z kolei tłumacz wyjął pismo, które ja na głos odczytałem. Wynikało z niego, że ob. Szymański mianowany został przez Krajową Radę Narodową w Lublinie pełnomocnikiem do spraw organizowania, we współpracy z Armią Radziecką, administracji publicznej na nowo wyzwolonych terenach pol-, skich. Pismo wędrowało z rąk do rąk, wszyscy chcieli widzieć polską . , pIeczęc.
Teraz dopiero Szymański powitał nas w imieniu Polskiego Komitetu Wyzwolenia Narodowego. Od niego dowiedzieliśmy się, że w dniu 31 grudnia 1944 r. powołany został w Lublinie polski Rząd Tymczasowy, w skład którego weszli działacze lewicowi, związków klasowych i ludowcy. Działa również Polska Partia Robotnicza, powstała w 1942 r. I sekretarzem jest Władysław Gomułka. Istnieje również PPS.
Za najważniejsze zadanie Szymański uważał zorganizowanie Komitetu Miejskiego Polskiej Partii Robotniczej, który powoła władze miasta i związki branżowe. W skład władz partii oraz związków zawodowych wybierać należy lewicowych działaczy z okresu międzywojennego. Szymański wiedział, że przy ul. Matejki istnieje już Milicza Proletariacka. Stwierdził, iż takich organizacji nie należy powoływać, lecz utworzyć trzeba Milicję Obywatelską, podległą ministrowi bezpieczeństwa publicznego. W tym momencie do pokoju weszła żona i oznajmiła, że ktoś przyszedł. Wyszedłem zobaczyć. Na korytarzu stał członek naszej organizacji - Borowiak. Powiedział, że przy ul. Kolejowej 13 zebrali się urzędnicy kolejowi - kontrolerzy ruchu i dyskutują nad utworzeniem biura organizacyjnego PKP i powołaniem tymczasowej dyrekcji kolejowej. Wiadomość tę powitałem z radością. Taką inicjatywę poparł również Szymański. Zwrócił jednak uwagę, że należy zbadać, co to są za ludzie i komu służą. Na tym zakończyliśmy nasze pierwsze spotkanie. Wspólnie z Borowiakiem udałem się na ul. Kolejową 13, gdzie zastałem obradujących kontrolerów. Debatowaliśmy razem nad imienną obsadą jednostek służbowych i "Komendy DOKP", która w dniu 4 lutego o godz. 10 miała rozpocząć pracę przy ul. Kolejowej 4. Na kierownika ogólnego proponowano kontrolera ruchu Antoniego Zimowskiego, który w okresie okupacji nie splamił się współpracą z okupantem. W dniu 4 lutego o godz. 9 przedstawiłem zebranym znów towarzyszom plan działania na ten dzień. Ustaliliśmy, że - po pierwsze - Ziemba i Mojżesz pójdą do Franciszka Danielaka i zaproszą go na naradę w celu omówienia wspólnej platformy działania w organizowaniu Komitetu Miejskiego Polskiej Partii Robotniczej; po drugie - Żyłka i Borowiak pójdą na godz. 10 na ul. Kolejową 4 i dopilnują konstytuowania się "Komendy DOKP". W tym czasie przyszli radziecki kapitan i Szymański. Wyrazili oni gotpwość spotkania z Danielakiem i z zadowoleniem przyjęli wiadomość o zorganizowaniu służby na kolei. Szymański zapoznał nas z Orędziem prezydenta Krajowej Rady Narodowej z dnia 31 grudnia 1944 r., przemówieniem premiera Osóbki-Morawskiego oraz przemówieniem ministra obrony narodowej gen. Roli
4»
Paweł Zbitkowski
-Żymierskiego Z dnia 2 stycznia 1945 r. Były to dla nas pierwsze argumenty polityczne, które mieliśmy przekazać ludności polskiej na wyzwolonym skrawku Łazarza. Następnie zapoznał nas z instrukcją Komitetu Centralnego Polskiej Partii Robotniczej dla organizacji parfyjnych powstających na wyzwolonych terenach Polski. Przyszedł Mojżesz i powiedział, że Franciszek Danielak nie przyjął zaproszenia, gdyż "nie zna żadnego Zbitkowskiego". Stwierdził, że jest to prowokacja i kazał Ziębę przytrzymać do czasu, aż ja sam przyjdę do niego. Sytuacja stała się dwuznaczna. Dla jej wyjaśnienia, kapitan przydzielił Mojżeszowi dwóch żołnierzy z poleceniem "przyprowadzenia" Danielaka i uwolnienia Zięby. Jest prawdą, że Franciszek Danielak nie znał mnie w okresie międzywojennym z nazwiska, a jedynie jako "Berlińczyka", a w czasie okupacji nie spotkaliśmy się ani razu. Na dzwonek otworzyłem drzwi. Stał w nich Danielak. Był moim widokiem wyraźnie zaskoczony. Ale przywitaliśmy się serdecznie. Po wejściu do pokoju, przedstawiłem mu kapitana i pełnomocnika Szymańskiego z Lublina. Szymański od razu zwrócił się do Danielaka, aby rozwiązał Milicję Proletariacką, a w to miejsce, wspólnie z tutaj obecnymi towarzyszami, zorganizował Komitet Miejski Polskiej Partii Robotniczej. Następnie zwrócił się do mnie i powiedział, że po zorganizowaniu PPR należy wyjść z podziemia Konspiracyjnej Organizacji "Młot" i włączyć się do jawnej pracy politycznej.
Przed omówieniem spraw organizacyjnych, Danielak opowiadał mi przeżycia okupacyjne. Wskazując na swe krótko ostrzyżone włosy powiedział, że kilka dni temu wrócił z więzienia i w porozumieniu z komendantem wojennym tworzy milicję, bo Komunistycznej Partii Polski ten nie pozwolił organizować. Franek nie mógł się pogodzić z "jakąś tam", nie posiadającą tradycji Polską Partią Robotniczą i krytykował Stalina za rozwiązanie w 1937 r. Komunistycznej Partii Polski. Zwróciłem mu uwagę, że Polska Partia Robotnicza powstała w ideologii i tradycjach Socjaldemokracji Królestwa Polskiego i Litwy, Komunistycznej Partii Polski i PoLkiej Partii Socjalistycznej Lewicy. Moim zdaniem najważniejsze jest, że partia jest marksistowska. Uzgodniliśmy formę wiecu, po którym zamierzaliśmy dokonać wyboru Komitetu Miejskiego PPR. Zaproponowałem nawiązanie kontaktu z przedwojennymi działaczami i sympatykami Komunistycznej Partii Polski. Dokonaliśmy podziału roboty między siebie: działaczy z części Łazarza wraz z Jeżycami zawiadomi Danielak, natomiast ją "obskoczę", drugą część Łazarza, Górczyn i Wildę. Po pożegnaniu się z Danielakiem, z Ryszardem Żyłką ruszyliśmy w teren. Po drodze wstąpiliśmy do Milicji w Gimnazjum ks. Piotrowskiego przy ul. Głogowskiej 92, gdzie zastaliśmy kilku uzbrojonychmężczyzn z opaskami biało-czerwonymi na rękawach. Panował ruch: jedni wychodzili, drudzy przychodzili prowadząc volksdeutscherow i różnych rabusiów. Stąd udaliśmy się na ul. Palacza, gdzie zastałem Romana Dziubińskiego, którego powiadomiłem o wiecu i prosiłem, aby powiadomił dalszych towarzyszy. Na Górczynie widzieliśmy pełno wojska ciągnącego w kierunku Junikowa i Ławicy. Czołgi i artyleria. Leon Zieliński był zdziwiony moim przybyciem, ponieważ do tej pory nie wychodził z domu - tak gorąco tam było! Na Dębcu nie zastaliśmy nikogo ze starych znajomych. Udaliśmy się zatem na Wildę, na ul. Traugutta 31, do Teodora Rajewicza, którego prosiłem o powiadomienie wszystkich członków i sympatyków KPP, w szczególności Stefana Blachowskiego. Wróciliśmy głodni do domu. Na podwórzu panował duży ruch, bowiem czołgiści urządzili sobie tu bazę części zamiennych i naprawy samochodów. Dnia 5 lutego o godz. 10 przybyli kapitan wraz z Szymańskim, po nich zjawił się Danielak, w dobrym humorze, w towarzystwie por. Marcina Mazurka, którego przedstawił jako pełnomocnika grupy operacyjnej Komitetu Centralnego Polskiej Partii Robotniczej. Przyjechał z grupą operacyjną Ministerstwa Bezpieczeństwa Publicznego, z płk. Stanisławem Szotem na czele. W tej sytuacji kapitan i Szymański oświadczyli, że ich misja się skończyła. Życząc Mazurkowi i nam wszystkim powodzenia w organizowaniu i utrwalaniu władzy ludowej na wyzwolonych terenach, pożegnali się. Było to smutne rozstanie, ponieważ po ich wyjściu zrobiło się cicho i pusto. Miałem wrażenie, że pożegnaliśmy kogoś nam bliskiego, od kogo zależy nasza przyszłość. Niepokój mój rozproszył Mazurek, który przystąpił do omawiania spraw związanych z organizacją publicznego wiecu i powołaniem Polskiej Partii Robotniczej. Po krótkiej dyskusji, uzgodniono plan działania. Wiec odbędzie się 6 lutego, o godz. 14, w parku Wilsona. Danielakowi powierzono powitanie i słowo wstępne; por. Mazurkowi - przedstawienie Manifestu Rządu Jedności Narodowej i jego naczelnych władz w Lublinie. Wiec miał zamknąć Danielak i poprosić działaczy Komunistycznej Partii Polski na ul. Matejki 59, w celu powołania Komitetu Miejskiego PPR. Po rozejściu się, zabraliśmy się do roboty. W całym domu szukaliśmy kartonu, na którym Żyłka - jako technik drogowy - miał napisać odezwę do ludności oswobodzonego Łazarza. Do tego celu zużyliśmy wszystkie kartony, jakie były w mieszkaniach poniemieckich i polskich. Z braku tuszu, używaliśmy atramentu, który strasznie zalewał. Do północy zrobiliśmy 24 plakaty.
Rano dnia 6 lutego, podzieleni na cztery dwójki, zaopatrzeni w młot
Paweł Zbitkowski
ki i gwoździe, rozeszliśmy się w wyznaczone strony Łazarza i przybijaliśmy w widocznych miejscach plakaty. O godz. 12 całą zorganizowaną przeze mnie grupą udaliśmy się do parku Wilsona. Ja poszedłem do Danielaka na ul. Matejki, gdzie zastałem również Marcina Mazurka. Danielak z zadowoleniem mnie powitał, ponieważ dobrze wywiązałem się z zadania i powiedział, że właśnie rozwiązał Milicję Proletariacką i przeniósł ją do domu pod nr. 57, gdzie powstaje placówka Milicji Obywatelskiej. Tym samym zabezpieczył też dom nr 58, w którym ma powstać Rejonowa Komenda Uzupełnień. Ok. godz. 13.30 wyszliśmy do parku. Dzień był wspaniały, słoneczny i ciepły. W parku, koło muszli, zgromadzonych było ok. 160 osób. Przeważali mężczyźni. O godz. 14.10 Danielak i Mazurek weszli na podium muszli koncertowej i, zgodnie z planem, Danielak donośnym głosem powitał zbliżającą się wolność spod faszystowskiej tyranii. W czasie przemówienia Mazurka rozlegały się okrzyki na cześć PKWN. Ok. godz. 16, przy ul. Matejki 59 na pierwszym piętrze, na zaproszenie Danielaka, zebrała się grupa trzydziestu paru osób związanych z międzynarodowym ruchem robotniczym w okresie międzywojennym. Po zapaleniu świeczek, głos zabrał Danielak, który powitał zebranych i przekazał przewodnictwo Mazurkowi, który szeroko przedstawił instrukcję Komitetu Centralnego PPR o tworzeniu komitetów i organizowaniu komórek PPR -na wyzwolonych terenach. Następnie przedstawił sposób wyborów. Miały one być jawne. Sekretarza i dwóch zastępców mieliśmy wybrać imiennie; na każdego podanego kandydata dwóch towarzyszy miało składać rekomendacje. Kandydat podawał krótki życiorys. Na I sekretarza Mazurek zaproponował Danielaka. Niektórzy kwestionowali, motywując, że "Danielak jest za mało gramotny". Mazurek oponował twierdząc, że I sekretarz otrzyma do dyspozycji sekretarza technicznego, a najważniejszy jest kręgosłup polityczny i długoletnie doświadczenie w robocie partyjnej. Ta wypowiedź wystarczyła i Franciszka Danielaka wybraliśmy jednogłośnie I sekretarzem Komitetu Miejskiego. Z kolei Danielak zaproponował na II sekretarza Józefa Majchrzaka. Jako drugi rekomendację składałem ja. Wybrany został jednogłośnie. Na III sekretarza zaproponowałem Stefana Blachowskiego, którego rekomendował Danielak. Wybrano go jednogłośnie. Następnie wyłoniono ośmiu członków KM: Roman Dziubiński Paweł Zbitkowski Franciszek Pawlik Stanisław Knaflewski Leon Zieliński Leon Diznaan
Stanisław Perz Janusz Gliniasz Tak powstał jedenastoosobowy Komitet Miejski Polskiej Partii Robotniczej w dniu 6 lutego 1945 r. Na sekretarza technicznego powołano zięcia Stanisława Perza - Edmunda Czyża. Na tym posiedzenie zakończono. Była chyba godz. 20. Franciszek Danielak podziękował za wybór i zaprosił wszystkich członków KM na 7 lutego na godz. 9 w celu dokonania wyboru kierowników wydziałów i przydziału funkcji poszczególnym członkom w tych wydziałach.
Powyższy artykuł jest częścią publikacji Kronika Miasta Poznania: kwartalnik poświęcony problematyce współczesnego Poznania 1985.01/03 R.53 Nr1 dostępnej w Wielkopolskiej Bibliotece Cyfrowej dla wszystkich w zakresie dozwolonego użytku. Właścicielem praw jest Wydawnictwo Miejskie w Poznaniu.