JANUSZ MARCISZEWSKI

Kronika Miasta Poznania: kwartalnik poświęcony problematyce współczesnego Poznania 1985.01/03 R.53 Nr1

Czas czytania: ok. 9 min.

JÓZEF PAWŁOWSKI - REDAKTOR "GŁOSU" W 1945 R.

Na czterdziestolecie "Glosu Wielkopolskiego"

Józef Pawłowski urodził się w Woli Semickiej, k. Lubartowa, w dniu 25 września 1915 r. w rodzinie urzędnika Stanisława Pawłowskiego i jego żony Marianny z Wojciechowskich. Od pierwszych dni życia opiekę znajdował tylko matczyną, bo ojca, krótko przed jego urodzeniem, powołano do armii rosyjskiej. Stanisław Pawłowski przeżył jednak szczęśliwie I wojnę światową i wrócił do domu. Rodzina wkrótce przeniosła się do Lublina. Ojciec, chociaż posiadał wykształcenie średnie, nie mógł uzyskać pracy w instytucji państwowej i z konieczności podjął ją w lubelskim oddziale Banku Łódzkiego. Powód był zgoła prozaiczny: władze państwowe niechętnym okiem spoglądały na ludzi o lewicowych zapatrywaniach, a Stanisław Pawłowski należał do Polskiej Partii Socjalistycznej Lewicy. Jego naj starszy syn odziedziczył podobne przekonania. Po ukończeniu Gimnazjum im. Stanisława Staszica (1932), Józef Pawłowski związał się także z ruchem lewicowym - wstąpił do Organizacji Młodzieżowej Towarzystwa Uniwersytetów Robotniczych i Polskiego Związku Myśli Wolnej. Został także członkiem Lubelskiej Spółdzielni Spożywców. W tej ostatniej miał okazję korzystać z bogatych zbiorów bibliotecznych, a w nich znajdowało się sporo dzieł marksistowskich. Z momentem wybuchu II wojny światowej (1939) w jego rękach pozostało kilka wartościowych woluminów, których nie był już w stanie bibliotece zwrócić, m. in. Kapitał Karola Marksa i dzieło Mikołaja Bucharina O materialistycznym pojmowaniu dziejów. Po wyzwoleniu kraju, Józef Pawłowski przekazał te książki działowi Historii Partii przy Komitecie Centralnym Polskiej Partii Robotniczej.

Działalność w lewicowych organizacjach w latach międzywojennych związana była z niewątpliwym ryzykiem utraty wolności. Oto np. kiedy w 1935 r. odbywały się w Polsce wybory, w Lublinie Front Ludowy zwołał wielki wiec, pod namiotem cyrku. Przemawiali m. in. Mieczysław Niedziałkowski - redaktor naczelny ,.Robotnika" i czołowy rzecznik zjednoczenia ruchu ludowego Wincenty Witos. Józef Pawłowski stał

Janusz Ma re iszewski

pod kopułą cyrku tak zasłuchany, że nawet nie spostrzegł kiedy policjanci zabrali go do aresztu prewencyjnego. Nie mieli jednak żadnych dowodów jego działalności antyrządowej, czekali więc na wynik rewizji w mieszkaniu. Znaleźli tam plik listów, których nadawca mieszkał w Związku Socjalistycznych Republik Radzieckich. A to już był powód . .. do wszczęcia śledztwa. Po czterdziestu ośmiu godzinach został zwolniony. Organa śledcze skompromitowały się. Listy pochodziły od wuja z kroplą błękitnej krwi - Kajetana Ostrowskiego i adresowane były do zmarłego brata Jana. Listy te miały się stać materiałem obciążającym lewicujący ród Pawłowskich. Od tej jednak pory młody Pawłowski zachowywał ostrożność, a np. przed świętem 1 Maja znikał z domu. Potem przyszła wojna. Józef Pawłowski musiał opiekować się sparaliżowaną matką i trojgiem rodzeństwa. W czasie jednej hitlerowskiej łapanki został zarejestrowany na liście deportowanych na roboty przymusowe do Niemiec. Szukał sposobu wykpienia się z tego. W sukurs przyszedł mu brat, praktykujący w aptece. Dostarczył kofeiny, po zażyciu której nawet niemiecki lekarz orzekł, że z takim sercem nie będzie z niego pożytku. Pozostał w Lublinie. Skutki "eksperymentu" odczuwał jednak przez kilkanaście lat. Czy zawał serca, który przeszedł w 1970 r., był dalekim echem lat okupacji? Ale dzięki temu pozostał z rodziną. Podjął pracę w dawnej belgijskiej firmie "Solway", która zmieniła nazwę na "Ostdeutsche Chemische Werke". Dyrektorował tym zakładem niejaki Henryk Majewski, właściciel fabryki ołówków w Pruszkowie, zięć b. ministra i późniejszego premiera emigracyjnego rządu londyńskiego, Augusta Zaleskiego. Majewski miał duże wpływy we władzach okupacyjnych i mógł zatrudniać Polaków bez ograniczeń. Pawłowski pracował tam aż do pewnego niezwykłego zdarzenia w 1944 r. Polecono mu dopilnować rozładunku sody. Było to w nocy z 7 na 8 maja. Na bocznicy kolejowej zagadnął go łamaną polszczyzną esesmański wartownik z pobliskich zakładów naprawczych taboru samochodowego, po czym zaprowadził Pawłowskiego do warsztatu, przyniósł korbowód, odwinął rękaw koszuli i położył gołe ramię na masce samochodu. Grożąc pistoletem rozkazał: - Masz tu tak rąbnąć korbowodem, aby mi rękę pogruchotać! I Józef Pawłowski rąbnął z całej siły... w łeb esesmana. Dołożył mu jeszcze po grzbiecie, zabrał pistolet i zniknął w ciemnościach. Poszukał schronienia u kuzynów w podlubelskim N asutowie i nawiązał kontakt z grupami Armii Ludowej, głównie dzięki związkom łączącym go z bratem żony, partyzantem Bronisławem Szymańskim. W dniu 24 lipca 1944 r. Józef Pawłowski wrócił do Lublina, zgłosił się do ludowego wojska i. .. wpadł w ręce b. działaczki Polskiego Zwiążku Myśli Wolnej - Wandy Myślinieckiej, .... i a także innych dawnych współtowarzyszy. Został skierowany na kurs i wkrótce (6 VIII 1944 r.) przystąpił do pracy w Ministerstwie Informacji i Propagandy, którego był dwunastym pracownikiem (bo taki numer nosi jego legitymacja służbowa). Miał dwadzieścia dziewięć lat, kiedy został mianowany dyrektorem Centralnej Szkoły przy Ministerstwie Informacji i Propagandy. Czas upływał szybko. Z każdym dniem odzyskiwały wolność kolejne miasta polskie. Dla Józefa Pawłowskiego nadszedł dzień niezapomniany. W grupie Bolesława Bieruta i ministra Stefana Matuszewskiego przybył Józef Pawłowski. Fotografia do Warszawy. Zatrzymali się na Pradze, z 1945 r. skąd w dniu 18 stycznia 1945 r., a więc dzień po wyzwoleniu miasta, poprzez Wisłę spoglądali na bezmiar zniszczeń stolicy. Był świadkiem, kiedy Bolesław Bierut wypowiedział historyczne słowa: - Warszawa będzie odbudowana! Kilka dni później zaczął się drugi etap życia Józefa Pawłowskiego.

Poznań stał się bowiem kolejnym etapem w jego drodze na zachód.

W dniu 28 stycznia 1945 r. otrzymał nominację na naczelnika Urzędu Informacji i Propagandy w Poznaniu. Walki o Poznań dopiero rozgorzały» gdy w Lublinie utworzyła się ekipa pełnomocnika rządu na województwo poznańskie - Michała Gwiazdowicza. Jechali przez Warszawę i Łódź do spowitego w dymie wojennym Poznania. Dwie doby spędzili w Swarzędu, czekając na dogodny moment wjazdu. Dzień ten nadszedł - 3 lutego kilkunastoosobowa ekipa wjechała do miasta.

Józef Pawłowski, wraz ze swymi trzema współpracownikami, znalazł siedzibę w wielkiej mieszczańskiej kamienicy przy ul. Chełmońskiego 22. Tu ulokował się jego Urząd Informacji i Propagandy, tu powstanie redakcja poLkiej gazety, pierwszej po wojnie w Poznaniu - "Głosu Wielkopolskiego". Gromadzą się wokół niego dziennikarze, drukarze, radiowcy: Edward Boks, Tadeusz Kołodziejczyk (temu przypadnie kilka tygodni później zaszczytne zadanie w Szczecinie), Jarogniew Kaniasty, Mieczysław Hal,ki, Jan Brzeski, Czesław Brzóska . .. Urząd spełniał wówczas dwojakie zadania: jedno to informowanie władz o sytuacji gospodarczej i politycznej regionu, drugie - informowania społeczeństwa o tym co dzieje się w regionie, kraju, na świecie. To ostatnie odbywało się przy pomocy afiszy i ulotek, a później zwy

Janusz

Marciszewski

kłej gazety. Służył temu jakże cenny na owe czasy dar zastępcy radzieckiego komendanta wojennego: dwa radioodbiorniki, dzięki którym można było słuchać Warszawy i "dyktanda wiadomości". To dyktando zastępowało serwis agencji prasowych, bo nie było innego kontaktu ze światem. Stojąc na czele Wojewódzkiego Urzędu Informacji i Propagandy, Józef Pawłowski włączył się energicznie w budzące się życie polityczne miasta. Już 9 lutego uczestniczył w pierwszym w Poznaniu ogólnym zebraniu pracowników drukarni, podczas którego dokonano wyboru rady zakładowej. Był również inicjatorem uruchomienia przy Urzędzie świetlicy. Pozornie to nic wielkiego, ale stworzenie miejsca do zebrań i narad w zrujnowanym mieście urosło wówczas do znacznej rangi. U roczystość jej otwarcia w dniu 18 lutego była zresztą pierwszą oficjalną imprezą o charakterze państwowym. Udział wzięli w niej bowiem m. in. wicewojewoda Feliks Widy- Wirski i prezydent miasta Feliks Maciejewski. Orkietra odegrała hymn narodowy i Rotą, były też występy artystyczne. , Swietlica stała się zresztą miejscem codziennych niemal spotkań członków różnych organizacji, także i sportowych. To tutaj ukonstytuował się m. in. Związek Zawodowy Drukarzy, w którym to zebraniu uczestniczył również Józef Pawłowski. Jego Urząd był ponadto organizatorem zespołów muzycznych i artystycznych oraz chóru, które już w marcu zaczęły występować, przede wszystkim w poznańskich szpitalach, dla rannych żołnierzy. Jedną z najpoważniejszych imprez stało się zwołane 25 marca przez Józefa Pawłowskiego, i z jego osobistym dużym zaangażowaniem, wielkie polityczne zgromadzenie. Poświęcone ono było zagadnieniom gospodarczym i politycznym Ziemi Wielkopolskiej. Wówczas to z ust wicewojewody Feliksa Widy-Wirskiego zebrani w Teatrze Wielkim usłyszeli słowa: - Poznań stać się powinien ogniwem łączącym kraj z Ziemiami Zachodnimi, których włączenie w obręb państwa polskiego będzie wynikiem obecnej wojny. Józef Pawłowski jeszcze wtedy nie wiedział, że w tym dziele i dla niego przeznaczone jest odpowiedzialne zadanie. Ale Urząd miał także obowiązek zagwarantowania funkcjonowania środków informacji, a więc zapewnienia bezpieczeństwa zakładom służącym propagandzie, jak drukarnie, fabryka papieru na Malcie, składy papieru, aparatura dla kin. Otrzymywał on także niespodziewaną pomoc ze strony społeczeństwa. Zgłosił się np. inżynier, znający się na rzeczy, informując, że na Poczcie Głównej marnuje się wielkie dobro: tysiące

* A

radioodbiorników, lampy, płyty gramofonowe, dwie małe stacje nadawcze Uedna z nich została zainstalowana z czasem na budynku przy ul. Matejki). A były to dni, kiedy trwały walki o Cytadelę i pociski spadały gęsto, zagrażając gmachowi poczty. Mimo niebezpieczeństwa, po rozmowie z Michałem Gwiazdowiczem, Pawłowskiemu udało się zorganizować furmanki; dwudziestu zaś odważnych ludzi pod ogniem wynosiło z gmachu cenne urządzenia. Obok tego trwały zabiegi wokół stworzenia dziennika. Józef Pawłowski zorganizował zespół i został jego pierwszym naczelnym redaktorem. Spotkali się z początkiem drugiej dekady lutego. Byli przede wszystkim dawni znajomi - Czesław Brzóska, Jan Brzeski, Jarogniew Kaniasty, a także nowy Eugeniusz Cofta, i jeszcze kilku innych. Zredagowali pierwszy numer "Głosu Wielkopolskiego". Zanim jednak poszedł do druku - trzeba było uruchomić drukarnię. Z pomocą pospieszył ponownie zastępca komendanta wojennego. Przydzielił stu jeńców do prac porządkowych, a później pozostawił jeszcze dwudziestu do napędzania maszyny drukarskiej. Nie tak dawno jeszcze butni i pewni zwycięstwa pretorianie Adolfa Hitlera przyglądali się mimo woli, jak spod prasy wychodziły polskie gazety informujące o zwycięstwach aliantów, o pogromach hitlerowskich zastępów na wszystkich arenach wojennych. Dnia 13 marca ukazał się artykuł pt. Granice Polski, w którym Czesław Brzóska stwierdzał, że "Szczecin ze swym portem musi mieć obszerniejsze przedpole". Oznaczało to, że Szczecin będzie polski. Nazajutrz dziennik informował, że PoLki Związek Zachodni w Poznaniu przygotowuje się do akcji zasiedlenia Ziem Odzyskanych. Ten temat miał jakby przesądzić przyszłe losy Józefa Pawłowskiego.

Dnia 5 kwietnia zamieścił on w numerze 41 "Głosu" informację przygotowaną przez Piotra Zarembę o organizowaniu technicznych grup ope, racyjnych dla Dolnego Sląska i Pomorza Zachodniego. "Głos" był zatem gorącym zwolennikiem i propagatorem idei powrotu na prastare ziemie piastowskie. Jakby w zgodzie z takim stanowiskiem, Józef Pawłowski otrzymał kolejną nominację. "Głos Wielkopolski" powierzył Janowi Brzeskiemu i Eugeniuszowi Żytomirskiemu. Urząd przeszedł pod kierownictwo Oktawiana Misiurewicza. Zaczął się trzeci etap życia - Szczecin i Pomorze Zachodnie.

W kwietniu 1945 f., po nominacji na naczelnika Urzędu Informacji i Propagandy na Pomorze Zachodnie, odwiedził go w domu inż. Piotr Zaremba (niedługo zostanie mianowany pierwszym polskim prezydentem Szczecina). Przybył także red. Mieczysław HaLki, który wkrótce zostanie powołany na naczelnego redaktora "Kuriera Szczecińskiego". We trójkę omawiali sprawę wyjazdu na Pomorze Zachodnie. Nazajutrz przy

Janusz

Marciszewski

Pamiątkowa fotografia wykonana w Częstochowie, w drodze powrotnej ze zjazdu Spółdzielni Wydawniczej "Czytelnik" w Wiśle (1945). Obok kierowcy stoi Józef Pawłowski (w środku), w ciemnym prochowcu - Mieczysław Halskistąpili do organizowania transportu. Otrzymali do swej dyspozycji od wicewojewody Feliksa Widy- Wirskiego aż dwie ciężarówki. Ruszyli w drogę na północ, przez Czarnków i Trzciankę. W Pile dwu· dziestokilkuosobowa ekipa zatrzymała się. Na północnym zachodzie toczyły się krwawe walki. Wszystkie agendy, w tym także Urząd Informacji i Propagandy na Pomorze Zachodnie, zostały tymczasowo zlokalizowane w mieście Staszica. Józef Pawłowski z polecenia pełnomocnika rządu Leonarda Eorkowicza wraz z Mieczysławem Halskim i Edmundem Grzybowskim "robili" tu "Głos Nadodrzański". HaLski woził materiały do Poznania, gdzie były drukowane. W ten sposób ukazało się ogółem sześć wydań tej gazety, ostatnie dwa redagowano już w wyzwolonym Szczecinie, chociaż nadal drukowano w Poznaniu.

Wiadomość o tym, że Szczecin jest wolny, dotarła do Piły w uroczystym momencie. 30 kwietnia odbywała się tam akademia pierwszomajowa i wtedy o tym historycznym fakcie poinformowano jej uczestników. Radość była ogromna. Natychmiast też rozpoczęto przygotowania do dalszej drogi, bo pierwisza grupa - z Piotrem Zarembą - znalazła się w Szczecinie już 28 kwietnia. Wraz z grupami czołowymi wjechał do Szczecina najbliższy współpracownik Pawłowskiego - Tadeusz Kołodziejczyk. I to on właśnie 30 kwietnia o godz. 8.15 dokonał historyczne tor szczecińskiego Klubu Międzynarodowej Prasy i Książki. Po prawej: sekretarz Komitetu Miejskiego Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej Hieronim Niewiadomski ( 1957)

Na planie - Helena Pawłowska. Fotografia z 1948 r.

Józef Pawlowski

Janusz Ma re iszewski

go aktu - w siedzibie prawowitych władz polskich na Wałach Chrobrego wciągnął na maszt biało-czerwona chorągiew. Uprzednio zdjął obrus, który jako biała flaga kapitulacyjna zwisał z masztu. Dla Józefa Pawłowskiego nadszedł ponownie czas organizowania zespołu propagandowego. Ale obok tego miał także inne pomysły, uznane przez współpracowników i ludzi zainteresowanych utrwalaniem władzy polskiej na tej ziemi za godne pochwały. Postanowił pojechać do kilku województw i werbować ekipy do obsadzenia stanowisk w administracji, w milicji, w straży pożarnej. Uzgodnił to z Leonardem Borkowiczem, którego wtedy wszyscy już nazywali wojewodą. Przede wszystkim pojawił się w Poznaniu. Załatwił sprawy krótko i szybko. Efekt był taki, że niebawem udała się stąd do Szczecina liczna grupa ludzi, głównie do obsadzenia stanowisk w administracji. Potem był w Warszawie i Lublinie. W swoim mieście rodzinnym werbował przede wszystkim milicjantów, tak bardzo potrzebnych na Ziemiach Zachodnich. Miał ułatwione zadanie, bowiem szwagier - Bronisław Szymański pełnił w Lublinie funkcję zastępcy komendanta milicji. Potem krótki pobyt w Koszalinie, do którego musiały się przenieść polskie władze Szczecina. W Koszalinie, znów z inicjatywy Józefa Pawłowskiego, pojawiły się "Wiadomości Koszalińskie". Po powrocie władz do Szczecina, co nastąpiło w dniu 5 lipca, współorganizował "Pioniera Szczecińskiego" (ukazały się dwa numery), "Wiadomości Szczecińskie", a w końcu "Kurier Szczeciński" - wychodzącą do dziś popularną popołudniówkę. "Kurier", podobnie jak jego poprzedniczki, wydawany był z inicjatywy i sumptem Urzędu Informacji i Propagandy. Przekazany został Spółdzielni Wydawniczej "Czytelnik" na zjeździe w Wiśle w dniu 16 sierpnia 1945 r. W rok później Józef Pawłowski przeszedł do pracy partyjnej. Najpierw został kierownikiem Wydziału Propagandy Komitetu Miejskiego Polskiej Partii Robotniczej, a w 1947 r. mianowany został dyrektorem Wojewódzkiej Szkoły Partyjnej. W 1953 r. powołano go na stanowisko kierownika Wydziału Propagandy do spraw nauki i oświaty Komitetu Wojewódzkiego Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej. Potem był kierownikiem Klubu Międzynarodowej Prasy i Książki, kierownikiem Biura Wojewódzkiego Komitetu Frontu Jedności Narodu i zarazem sekretarzem Zespołu Poselskiego Ziemi Szczecińskiej, by wreszcie przejść do pracy w przemyśle. Od 1961 r. pracował w Stoczni Szczecińskiej im. Adolfa Warskiego, gdzie zawał serca zmusił go do przerwania aktywności zawodowej. W 1970 f., w wieku sześćdziesięciu pięciu lat, przeszedł na emeryturę. Działa w Kole Emerytów przy Stoczni, którego jest zresztą sekretarzem. Jest też członkiem-założycielem nowego stoczniowego związku zawodowego.

Towarzyszka jego życia, Helena z Szymańskich, podobnie jak on, zawsze stała na pozycjach lewicowych, m. in. dzięki bratu Bronisławowi, który przyjaźnił się z Marianem Buczkiem. W czasie transiportów przez Lublin dzieci z Zamojszczyzny brała aktywny udział w ich wykupywaniu lub wręcz wykradaniu z rąk hitlerowskich. Dzięki tej akcji dużo dzieci, skazanych na wynarodowienie bądź zagładę, zostało uratowanych. Była wierną towarzyszką życia, walki i pracy Józefa Pawłowskiego.

Powyższy artykuł jest częścią publikacji Kronika Miasta Poznania: kwartalnik poświęcony problematyce współczesnego Poznania 1985.01/03 R.53 Nr1 dostępnej w Wielkopolskiej Bibliotece Cyfrowej dla wszystkich w zakresie dozwolonego użytku. Właścicielem praw jest Wydawnictwo Miejskie w Poznaniu.
Do góry