Budowniczowie Polski Ludowej
Kronika Miasta Poznania: kwartalnik poświęcony problematyce współczesnego Poznania 1975.01/03 R.43 Nr1
Czas czytania: ok. 58 min.PROFESOR DOKTOR HENRYK ŁOWMIAŃSKI
Urodził się dnia 10 sierpnia 1898 r. w Daugudzie pow. Wiłkomierz na Litwie, w rodzinie rolnika Konstantego Łowmiańskiego i jego żony, Kazimiery z domu Rudzińskiej. Uczęszczał do szkół w Wilnie i . Czernichowie. W roku 1916 rozpoczął studia filozoficzne na Wydziale Historyczno- Filologicznym w Kijowie, jednak przerwał je z powodu wydarzeń wojennych. Po powrocie do Wilna studiował na Uniwersytecie im. Stefana Batorego, słuchając m. in. wykładów Feliksa Konecznego, Jana Dąbrowskiego, Stanisława Kościałkowskiego, Kazimierza Chodynieckiego, Władysława Semkowicza, a także Józefa Kallenbacha, Wincentego Lutosławskiego, Mariana Massoniusa. Studia ukończył doktoratem w Wilnie. Tematem pracy doktorskiej były zagadnienia miast Wielkiego Księstwa Litewskiego. Od roku 1923 pełnił funkcje asystenta przy katedrach historii Uniwersytetu im. Stefana Batorego.
W latach 1925 -1926 doktor Henryk Łowmiański przebywał w Paryżu, gdzie studiował problematykę feudalizmu 'i socjologię (głównie Emil Durkheim i jego szkoła), a także uczęszczał na wykłady w Ecole des Chartes. W latach 1929- 1933 pracował jako archiwista wArchiwum Miasta Wilna. W roku 1932 habilitował się, w 1933 mianowany został zastępcą profesora w Katedrze Historii Europy Wschodniej Uniwersytetu im.
Stefana Batorego, a w 1934 profesorem nadzwyczajnym. W roku 1938 powołany został na członka- korespondenta Polskiej Akademii Umiejętności, następnie w roku 1951 na członka rzeczywistego tejże Akademii. W latach 1933 - 1939 kierował Katedrą Historii Europy Wschodniej.
Podczas drugiej wojny światowej pracował w latach 1943 - 1945 w państwowym archiwum wileńskim. Henryk Łowmiański założył rodzinę w roku 1924. Małżonka jego, Maria z domu Plackowska, była córką Konstantego i Marii z Borowych. Żona była też pierwszym czytelnikiem jego dzieł, krytykiem i stylistą. Sama także zajmowała się historią (uzyskała doktorat na U niwersytecie Wileńskim w roku 1930),
Budowniczowie Polski Ludowejzwłaszcza dziejami Wilna z okresu jego rozkwitu, w pierwszej połowie XVII w. Po wyzwoleniu nauczała języka polskiego w liceach poznańskich. Zmarła w roku 1962. W lipcu 1945 r. profesor dr Henryk Łowmiański osiadł w Poznaniu. Na Uniwersytecie Poznańskim objął Katedrę Historii Europy Wschodniej przemianowaną na Katedrę Historii Narodów Związku Socjalistycznych Republik Radzieckich (1950). W roku 1946 mianowany został profesorem zwyczajnym. W roku 1952 został ezłonkiem - korespondentem Polskiej Akademii Nauk, w roku 1956 - członkiem czynnym. W latach 1953 - 1962 był zatrudniony w Instytucie Historii Polskiej Akademii Nauk w charakterze kierownika działu (Dzieje Polski Feudalnej). Dorobek naukowy profesora dra Henryka Łowmiańskiego zawarty jest w około trzystu publikacjach. Do najcenniejszych osiągnięć badawczych Profesora należą Studia nad początkami społeczeństwa i państwa litewskiego (dwa tomy wydane w latach 1931 - 1932 otrzymały nagrodę Polskiej Akademii Umiejętności im. Piotra Barczewskiego) , Podstawy gospodarcze formowania się państw słowiańskich (1953) oraz fundamentalne wielotomowe dzieło Początki Polski (wydane dotąd w pięciu tomach). Ostatnie rozprawy zyskały najwyższe uznanie i wyróżnione zostały kilkoma nagrodami państwowymi. Rozległe zainteresowania naukowe Profesora koncentrują się głównie wokół trzech dziedzin: dziejów Polski, dziejów Słowiańszczyzny (szczególnie Rusi) oraz dziejów Litwy i krajów bałtyckich. W każdej z tych dziedzin Henryk Łowmiański ujawnił niezwykłą erudycję i posiada wielkie osiągnięcia naukowe. Był redaktorem tomu pierwszego wielkiej Historii Polski wydawanej przez Instytut Historii Polskiej Akademii N auk, a stanowiącej podstawowe opracowanie przeszłości naszego kraju. Odegrał pionierską rolę w procesie
ewolucji historiografii polskiej, zwłaszcza mediewistyki, na pozycję materializmu historycznego. Wzorem zastosowania metody marksistowskiej stała się jego praca Podstawy formowania się państw słowiańskich. W badaniach naukowych cechuje go mistrzostwo zarówno w dziedzinie analizy, jak i syntezy historycznej (np. Początki Polski). Jest wzorem uczonego stosującego metody badań kompleksowych, uprawia bowiem z powodzeniem zarówno badania nad dziejami politycznymi, jak społecznymi i gospodarczymi, łączy z nimi znajomość pokrewnych nauk społecznych oraz archeologii i językoznawstwa. Ogromne znaczenie posiadają jego studia nad początkami państw słowiańskich, zwłaszcza polskiego i ruskiego. Siedząc na podstawie bogatego materiału źródłowego powstanie państw słowiańskich jako rezultat procesów społeczno-gospodarczych i kulturalnych, Henryk Łowmiański nie tylko twórczo zastosował metodę marksistowską w badaniach historycznych, ale i obalił różne błędne koncepcje burżuazyjnej nauki w tej dziedzinie. Jego badania nad rozwojem sił wytwórczych, a szczególnie rolnictwa u Słowian w pierwszym tysiącleciu naszej ery, stanowią poważny wkład do literatury historiograficznej. W działalności naukowej i dydaktycznej Henryk Łowmiański jako jeden z pierwszych historyków polskich nawiązał ściślejszą współpracę z nauką radziecką, której zdobycze metodologiczne i nowe osiągnięcia przekazywał nauce polskiej przez liczne recenzje i artykuły. J ego własne i pod jego kierownictwem prowadzone badania naukowe podkreślają wagę znajomości i nauczania dziejów narodów Związku Socjalistycznych Republik Radzieckich.
Warto tu przytoczyć fragment wywiadu udzielonego przez profesora Łowmiańskiego Przemysławowi Nowickiemu ("Gazeta Poznańska" Nr 105/4-5 V 1974 r.) "W dawnej historiografii wiodącą rolę w historii przypisywano 'wybitnym jednastkom. Jakie pan profesor przyznaje im znaczenie? "Nie neguję dużej roli, jaką w historii odegrały postacie wybitne, jednak ich wielkość polega na wyczuciu procesu dziejowego i właśnie społeczeństwo wynosi je ponad przeciętność. "Panie profesorze, czy przyjazd do Poznania w 1945 r. i objęcie tutaj Katedry Historii Europy Wschodniej wpłynęły na zmianę zainteresowań Pana? "W czasie mojej pracy na Uniwersytecie Stefana Batorego, gdzie do 1939 r. kierowałem podobną katedrą, zajmowałem się przede wszystkim historią Wielkiego Księstwa Litewskiego, a także Rosji, z której dziejów prowadziłem wykłady. Jednak JUZ wówczas zamierzałem rozszerzyć zakres badań nad najdawniejszą Słowiańszczyzną w ogólności. Nie zdawałem sobie w pełni sprawy ze złożoności problemów dotyczących początków słowiańskich. Pracę nad początkami państwa litewskiego napisałem w ciągu pięciu lat. N ad Słowiańszczyzną pracuję właściwie od 1945 r., jeśli pominąć studia prowadzone w czasie wojny. "Czy oprócz zmiany zainteresowań zmieniły się także Pana metody badawcze? "Historycy okresu międzywojennego badając okres średniowiecza opierali się w zasadzie jedynie na źródłach pisanych, nie korzystali z wyników innych nauk.
I sekretarz Komitetu Wojewódzkiego Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej Jerzy Zasada wręcza profesorowi drowi Henrykowi Łowmiańskiemu dyplom Nagrody Naukowej Miasta Poznania i województwa Poznańskiego (1974)
Budowniczowie
Mieliśmy świetnych archeologów, jak na przykład Józef Kostrzewski, jednak ich osiągnięcia nie były wykorzystywane w historii. Związek historii z archeologią pierwszy uwzględniał Władysław Kowalenko. Prawdziwy jednak przełom nastąpił dopiero po II wojnie światowej, w ramach metodologii marksistowskiej. "Rzeczywistość jest wynikiem procesu dziejowego. A więc chcąc dobrze poznać naszą współczesność, musimy znać i historię odległych nawet czasów. A znając przeszłość i teraźniejszość można określić proces dziejowy. Oczywiście nie mówię o przepowiadaniu faktów szczegółowych. Mickiewicz w swoim pięknym wierszu Do Joachima Lelewela, opublikowanym w latach dwudziestych XIX wieku, przytacza sąd wielkiego historyka o nadchodzącej burzy narodów. I rzeczywiście, w 1848 roku Europę ogarnęła Wiosna Ludów. "A więc dochodzimy do słynnego stwierdzenia, że historia jest nauczycielką życia ... "Tutaj trzeba być bardzo ostrożnym.
Historia może być także złą nauczycielką, jeżeli niewłaściwie interpretować będziemy fakty. "J aka jest więc rola historii w wychowaniu? "Nie można być dobrym obywatelem i patriotą, nie znając historii swego narodu" .
Fundamentalną pracą profesora Łowmiańskiego, dziełem, nad którym strawił kilkanaście lat pracy, są Początki Polski obrazujące rozwój polityczny i gospodarczy plemion słowiańskich w pierwszym tysiącleciu naszej ery. N owatorskie techniki badawcze i ogrom materiału faktograficznego nadają tej pracy trwałą wartość naukową. Pięć tomów tego dzieła liczących średnio po pięćset stron druku służy już nauce, stanowi rozległy warsztat wiedzy o Słowiańszczyźnie. Pierwsze dwa tomy obejmują wczesny okres dziejów Słowian, tzw. wenecki, oraz ich migrację nad Łabę i na Bałkany, tomy od trzeciego do pią
Polski
Ludowej
tego dotyczą okresu lechickiego w dziejach Polski. Ostatni ukaże, w jaki sposób uformowało się społeczeństwo feudalne, które- w swoich zasadniczych rysach dotrwało do XIX wieku. Tom ten będzie różnić się od pozostałych. Nie sięga w zasadzie do materiału porównawczego, ogranicza się do Polski i nawiązuje jedynie do krajów ościennych. Rozpoczyna od przełomu światopoglądowego, jaki nastąpił w związku z przyjęciem religii chrześcijańskiej. "W pracach badawczych - powiedział Henryk Łowmiański · - istnieją luki w zakresie znajomości religii słowiańskiej, tymczasem właśnie w pojęciach religijnych ujawniają się różne nawarstwienia chronologiczne i znajdują odbicie stosunki występujące między grupami kulturowymi. Otóż kiedy np. wśród Słowian połabskich obok tradycyjnych form zauważa się wpływy obce - skandynawskie i chrześcijańskie, a na terenie czeskim - wpływy celtyckie, na Rusi zaś grecko-scytyjskie, obszar Polski aż do przyjęcia chrześcijaństwa był raczej wolny od tego rodzaju wpływów, a wierzenia pogańskie zachowały tutaj na ogół niezmienny pierwotny charakter. "W X wieku osiągnęliśmy podobne jak dzisiaj granice na zachodzie chronili nas Słowianie połabscy, a na wschodzie Ruś, powstrzymująca inwazję ludów stepowych. Przekreśliła ten układ dopiero ekspansja niemiecka- w XII wieku. N a tym zaś tle musi się rodzić refleksja, że obecne granice dają podobną gwarancj ę bezpieczeństwa i pomyślnego rozwoju. I w ślad za nią inna, wynikająca już z doświadczeń mojego pokolenia: tylko nowy ustrój kształtujący przyszłość Polski Ludowej i oparty na zasadach sprawiedliwości, był zdolny nie tylko wyzwolić w pełni siły społeczne i gospodarcze w naszym kraju, ale również znaleźć właściwą drogę polityczną. "W Poznaniu -. z którym związany jestem od roku 1945 - znalazłem wyjątkowe środowisko, w którym mogłem zrealizować moj e zamierzenia. Już w okresie międzywojennym zagadnieniami słowiańskimi zajmowali się tutaj tacy znawcy jak Józef Widajewicz, Kazimierz Tymieniecki, Zygmunt Wojciechowski i archeolog Józef Kosfcrzewski. Zbyt późno jednak podjąłem tę myśl, zamierzenie trzeba było zredukować i ostatecznie zamiast całej zająłem się Słowiańszczyzną północną - Polską, Połabiem i Rusią, traktując przy tym Czechy i Morawy, a zwłaszcza Słowiańszczyznę południową sensie porównawczym". Do grona ucznlOW profesora Łowmiańskiego, pełniących dzisiaj na uczelniach odpowiedzialne funkcje, należy profesor dr habilitowany Jerzy Ochmański · - obecny kierownik Zakładu Historii Związku Socjalistycznych Republik Radzieckich i wicedyrektor Instytutu Historii Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza. "Zawsze nas, uczniów - powiedział Jerzy Ochmański - zadziwiała Jego rozległa wiedza i ujmująca skromność, pracowitość i dyscyplina wewnętrzna. Zarówno w pracach naukowych, jak i w bezpośrednich kontaktach uderzała jego niezwykła erudycja, znajomość wielu technik badawczych, mistrzowska umiejętność analizy faktów idąca w parze z darem logicznej i przejrzystej syntezy. Nawet kiedy brał «na warsztat» znany i omówiony problem, było rzeczą pewną, że ukaże go w sposób zupełnie nowy i odkrywczy. Dla swych uczniów jest wzorem naukowca i człowieka".
Ogromna dyscyplina wewnętrzna, umiejętność łączenia pasji badacza szczegółów z ich syntezą, poczucie wartości czasu, którego - jak mawia - ciągle ma zbyt imało, uchroniły uczonego przed "rozmienianiem się na drobne". Dzieło jego życia na zawsze wejdzie do składnicy narodowej kultury. Profesor dr Henryk Łowmiański stworzył na Uniwersytecie im. Adama Mickiewicza najsilniejszy w Polsce ośrodek badań naukowych nad dziejami narodów Związku Socjalistycznych Republik Radzieckich, zwłaszcza Litwy, Białorusi, Ukrainy i Rosji. Wykształcił cały zastęp młodych uzdolnionych badaczy zarówno na Uniwersytecie im. Adama Mickiewicza, j ak i w Instytucie Historii Polskiej Akademii Nauk. Kierował zespołem katedr historii, a w roku 1957 został dyrektorem Instytutu Historii Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza i pełnił tę funkcję aż do przejścia na emeryturę w rofeu 1968. W kwietniu 1974 r. w gronie kolegów-naukowców i władz Uniwersytetu im.
Adama Mickiewicza profesor Łowmiański obchodził rzadki jubileusz: siedemdziesiątą piątą rocznicę urodzin i pięćdziesięciolecie pracy naukowej. Zasługi Jubilata podkreślił w wystąpieniu na uroczystości jubileuszowej rektor U niwersytetu, profesor dr habilitowany Benon Miśkiewicz i wręczył Jubilatowi księgę pamiątkową Słowianie w dziejach Europy, dzieło zbiorowe pracowników naukowych, z których wielu było uczniami Profesora. Profesor dr Henryk Łowmiański odznaczony został Krzyżem Komandorskim Orderu Odrodzenia Polski (1959); Orderem Sztandaru Pracy II klasy (1964), a w przededniu jubileuszu XXX -lecia Polskiej Rzeczypospolitej Ludowej w siedzibie Rady Państwa w Warszawie nadano mu najwyższe odznaczenie państwowe w kraju - Order Budowniczego Polski Ludowej.
Zebrał: Tadeusz Świtała Socjalistycznej
(Dokończenie)
KAZIMIERZ KOKOCIŃSKI SLUSARZ-MONTER Z ZAKŁADÓW PRZEMYSŁU METALOWEGO "H. CEGIELSKI"
Ostatni dzień 1973 roku. W Zakładach Przemysłu Metalowego "H. Cegielski" rozpoczyna się dzień pracy. Kilka minut po godzinie szóstej w Fabryce Silników Agregatowych i Trakcyjnych poruszenie.
W grupie osób, idących środkiem hali montażu - znajoma sylwetka Jerzego Zasady - I sekretarza Komitetu Wojewódzkiego Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej. Zna go dobrze załoga Zakładów, bywa wśród niej często. Tego dnia jednak wizyta miała inny niż zwykle charakter. Oto grupa najbardziej wyróżniających się, zasłużonych i przodujących pracowników otrzymuje listy gratulacyjne, podpisane przez I sekretarza Komitetu Centralnego Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej Edwarda Gierka. Wręcza je Jerzy Zasada. Wśród wyróżnionych pracowników Fabryki Silników Agregatowych i Trakcyjnych znajduje się ślusarz-brygadzista Kazimierz Kokociński. Nie ma go jednak w Fabryce. Od kilku dni choruje. - Odwiedzimy zatem tow. Kokocińskiego w domu - decyduje - I sekretarz Komitetu Wojewódzkiego. Kazimierz Kokociński jest wzruszony.
List od I sekretarza Komitetu Centralnego! Takiego wyróżnienia nie spodziewał się. Dziękując z całego serca, pyta zarazem nieśmiało : - Ale dlaczego właśnie ja?
W Drużyniu pod Grodziskiem Wlkp.
małżonkowie Tomasz i Franciszka z Horlów Kokocińscy gospodarowali na dwóch hektarach nie najlepszej ziemi. Nieco sprzętu. Mała chałupka, kilka narzędzi do uprawy roli - to prawie wszystko, co mieli. Tam urodził się w dniu 3 marca 1929 r. Kazimierz Kokociński. Był drugim synem w rodzinie. Po nim na świat przyszli Stefania, Leon i Jan, a przed nim urodził się Sylwester. Kiedy wojska hitlerowskie najechały w 1939 r. na Polskę, Kazik miał iść do trzeciej klasy szkoły podstawowej w rodzinnej wsi. Bystry, rozgarnięty, zdawał już sobie sprawę z tego, że wojna - to nic dobrego. W 1940 r. całą rodzi
nę Kokocińskich wywieziono do Generalnej Guberni., Znaleźli schronienie w Żurawińcu w powiecie lubartowskim.
Niespełna jedenastoletni wówczas chłopak uczęszczał tam do szkoły powszechnej i ukończył ją w roku 1944. Po wyzwoleniu w roku 1945 Kokocińscy wrócili na swoje. Co kiedyś jakoś wystarczało, teraz okazało się zbyt małe dla rodziny, w której synowie już prawie dorośli. Więc najpierw wyruszył w świat najstarszy , Sylwester. Zdobył fach fryzjerski i osiadł w Poznaniu. W 1948 r. został powołany do obowiązkowej służby wojskowej. Pod koniec służby czynnej został skierowany do Szkoły Oficerskiej Wojsk Pancernych im. Stefana Czarnieckiego. Pełni tam służbę do chwili obecnej w stopniu majora Wojska Polskiego. Kazimierza od dawna ciągnęło do ślusarki, lubił majsterkować, widzieć, jak coś zmienia kształty. Skończył więc dorywcze roboty u rolników-sąsiadów i zaczął terminować u ślusarza, a po paru miesiącach rozpoczął naukę w innym, o wiele już większym warsztacie ogólnoślusarskim w Poznaniu u majstra Stanisława N oaka przy ul. Zwierzynieckiej. To była dobra szkoła zawodu. Trzeba było uczyć się wszystkiego: spawania, toczenia, wiercenia, znać się na materiałach. Warsztat miał dobrą markę i właściciel nie pozwalał knocić roboty. Ledwo zdał ostatnie egzaminy (1950) 1 rozejrzał się za pracą w Poznaniu, a już przyszło wezwanie do służby wojskowej Odbywał ją w jednostce w Kielcach. Kwalifikowany robotnik, o otwartej głowie, nie obawiający się żadnej roboty, szybko zwrócił na siebie uwagę przełożonych. Był więc najpierw kurs podoficerów, potem półroczny kurs oficerów rezerwy, po którym Kazimierz Kokociński otrzymał stopień plutonowego podchorążego. Rzekłby kto: wojskowa kariera - zgoda, ale okupiona wytężoną pracą, wyczerpującą służbą, przezwyciężaniem rozlicznych trudności, zwalcza
3*
niem własnych (któż ich nie ma!) słabości. Nie skorzystał z propozycji pozostania w wojsku na stałe. Dawne zamiłowanie do ślusarki nie wygasło. Jesienią 1952 r. był już znowu w Poznaniu i rozglądał się za pracą. Oczywiście w swoim fachu. Był to rok przełomowy w życiu Kazimierza Kokocińskiego - odtąd bowiem nazwa Zakłady Przemysłu Metalowego "H. Cegielski" na zawsze zagościła na kartkach jego życiorysu. W Zakładach szybko zorientowano sic w umiejętnościach dwudziestoczteroletniego ślusarza. Powierzono mu funkcje ustawiacza w Fabryce Wyrobów Tłocznych (dzisiejsza Fabryka Wyrobów Precyzyjnych). Nie można powiedzieć pracę miał odpowiedzialną, ale... Kokociński czuł, że to jednak nie to. Jak sam dziś mówi: - Lubię konkretne rzeczy, a tam człowiek tylko maszynę nastawiał i nic więcej. Człowiek chciałby widzieć to, co zrobił, to znaczy, żeby mógł p 0wiedzieć, że to jest jego robota. Pracował jednak sumiennie i jak mógł najlepiej. Był już także czas na uregulowanie życia osobistego. A więc w dniu 27 kwietnia 1957 r. zawarł związek małżeński z Anną Maik, córką robotnika Stanisława Maika. Otrzymali z kwaterunku przydział jednego pokoju przy ul. Kilińskiego, potem spółdzielcze trzypokojowe mieszkanie z kuchnią na Dębcu przy Cedrowej 8. Rodzina się powiększyła. Najpierw urodziła się Aleksandra - dziś uczennica 3 klasy liceum zawodowego, a w kilka lat po niej - Małgosia kończąca już szkołę podstawową. Prawdziwe swoje miejsce znalazł Kokociński w nowej Fabryce Silników Agregatowych i Trakcyjnych. Przysłowiowa zegarmistrzowska precyzja - to w odniesieniu do technologii montażu w Fabryce Silników śmiesznie mało. Tutaj też Kokociński poczuł się w swoim żywiole. Od samego początku, od roku 1962, powierzono mu pracę przy jednym t y
"Wybititi Przodownicy Pracy Socjalistycznej
*v if .
pie silników - a8C22 - do lokomotyw przetokowych. Nowa produkcja - więc z jednej strony zaszczytna odpowiedzialność, z drugiej jednak - mozolne tworzenie nowych tradycji, cementowanie młodej załogi, nabieranie doświadczeń. Nie tylko zresztą zawodowych - aby uzyskiwać dobre wyniki w codziennej robocie, trzeba było kształtować kolek
Kazimierz Kokociński na spacerze
tywy, dbać o prawidłowe stosunki między ludźmi. I tu Kazimierz Kokociński - mimo młodego wieku - dał się poznać jako doświadczony społecznik. Umiał rozmawiać z ludźmi, i nie tylko rozmawiać: posiadał cenną umiejętność przekonywania na... własnym przykładzie. Nie bał się podejmować najtrudniejszych zadań - a jego zapał udzielał się innym. W 1967 r. został przyjęty do szeregów Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej.
Od tego czasu był m. in. sekretarzem Oddziałowej Organizacji Partyjnej na wydziale montażu Fabryki Silników. Dziś jest członkiem Egzekutywy Komitetu Zakładowego i członkiem Egzekutywy Podstawowej Organizacji Partyjnej w Fabryce Silników. Wśród najważniejszych zadań partii w kombinacie wymienia troskę o właściwe kształtowanie ludzkich postaw, zwłaszcza we wzajemnych kontaktach podczas codziennej pracy, przy realizacji zadań produkcyjnych. Brygada monterów Kazimierza Kokocińskiego w składzie: Ryszard Gazdecki, Jan Kędzierski i Marian Staniszewski znana jest z dobrej roboty. Brzmi to jak slogan - ale j ak inaczej nazwać zespół, wykonujący montaż nowoczesnych silników w coraz krótszym czasie, oszczędzanym zarówno dzięki coraz wyższym umiejętnościom fachowym, jak i stale usprawnianej i ulepszanej organizacji pracy? Zespół wykonujący 125% normy przy równoczesnej realizacji czynów społecznych, wykonywanych na rzecz swego wydziału i fabryki? Posiada długoletnią praktykę w zakresie zagadnień montażu silników spalinowych i należy do grona wybitnych specjalistów w tym zakresie. Zdobyte bogate doświadczenie zawodowe chętnie przekazuje młodszym pracownikom. Inicjator szeregu czynów społecznych i prac społecznych na terenie wydziału i fabryki... - czytam w opinii o Kazimierzu Kokocińskim. Kazimierz Kokociński udekorowany został Srebrnym Krzyżem Zasługi, posiada Odznakę Honorową Miasta Poznania, Brązową Odznakę "Zasłużonego Pracownika HCP" i Honorową Odznakę "Za Zasługi w Rozwoju Województwa Poznańskiego" .
Na XIII Wojewódzkiej Konferencji Sprawozdawczo-Wyborczej Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej w auli U niwersytetu im. Adama Mickiewicza (1973) z trybuny padły słowa, które w krótkim czasie obiegły całą Wielkopolskę, cały kraj. Apel ślusarza Kazimierza Kokocińskiego, wezwanie, by zbliżającą się I Krajową Konferencję Partyjną powitać jeszcze lepszą, bardziej wytężoną pracą. Kokociński w imieniu własnym i swojej brygady zobowiązał się podnieść wydajność pracy o 8%, skracając montaż każdego silnika o cztery godziny, co pozwoliło (do końca tamtego roku) zaoszczędzić około 2000 roboczogodzin. Kazimierz Kokociński wezwał wszystkich członków partii i bezpartyjnych do podejmowania podobnych dodatkowych zobowiązań. Apel ślusarza-montera odbił się głośnym echem - w samych Zakładach "Cegielskiego" podj ęto dziesięć tysięcy indywidualnych zobowiązań! W wyniku realizacji tych zobowiązań uzyskano dodatkową produkcję wartości 15 milionów zł. "Na apel Kokocińskiego" - to hasło stało się synonimem wzmożonego wysiłku ludzi pracy Wielkopolski, konkretnym czynem wzbogacającym dorobek socjalistycznej gospodarki kraju. A sam Kazimierz Kokociński? Cóż, wraz ze swoją brygadą dał kolejny przykład - podnosząc wydajność pracy nie o 8%, jak brzmiało zobowiązanie, lecz o 16%.
Zygmunt
Lempe
Wybitni Przodownicy Pracy
Socjalistycznej
MARIAN
Marian Kołodziejczak, brygadzista -spawacz w Poznańskich Zakładach "'Elektrotechnicznych "Alco" , pracuje na wydziale akumulatorów zasadowych już ponad dwadzieścia lat. Od 1953 r. jest spawaczem tzw. detali. Są to łączniki i naczynia do akumulatorów różnego typu o grubości 0,8 do 1,5 mm. Mówią o nim: -Rozsądny, o dużym poczuciu odpowiedzialności i sprawiedliwości, chętnie dzieli się swoim doświadczeniem z młodszymi współpracownikami, należy do ludzi nie szczędzących swoich sił w pracy zawodowej i społecznej. Człowiek z inicjatywą! To między innymi zaważyło, że życiorys Mariana Kołodziejczaka nie należy do przeciętnych, a jego nazwisko wpisane zostało do Wielkopolskiej Księgi Wybitnych Przodowników Pracy Socjalistycznej. Przyglądam się drobnej sylwetce Kołodziejczaka, próbuję wyobrazić go sobie w chwili dekoracji Srebrnym Krzyżem Zasługi. Przypuszczalnie, mimo
*X - SPAWACZ Z "AL CO"wzruszenia, był wtedy taki, jak i teraz: cichy, skromny, trochę zażenowany. - Ten domek ma już ponad czterdzieści lat. Jeszcze po teściach. Wymaga kapitalnego remontu -dodaje tytułem usprawiedliwienia Kołodziejczak. Sprowadził się tutaj na Oświęcimską 44 zaraz po ślubie, zawartym z Kazimierą Olejniczak w dniu 18 stycznia 1958 r. Poprzednio mieszkał z rodzicami i rodzeństwem przy ul. Tomickiego 14 na Sródce. A urodził się w Kórniku k. Poznania, w dniu 14 grudnia 1935 r., gdzie wychowywał się w rodzinie Władysława Kołodziejczaka i Jadwigi z domu Kmieciak. Dzieciństwo to właściwie - okres wojny. Miał cztery lata w chwili jej wybuchu. Ojciec dokądś wyjeżdżał później dowiedział się, że do kopalni soli w Baer w Niemczech. Matka codziennie chodziła pracować w polu u gospodarzy - Niemców. Skończyła się wojna i wreszcie byli wszyscy razem. Matka zajęła się wyłącznie domem. Ojciec podjął pracę w kórnickim Państwowym Ośrodku Maszynowym. W 1950 r. sprowadzili się do Poznania i zamieszkali przy ul. Tomickiego. Matka została w domu, a ojciec rozpoczął pracę jako spawacz przy elektrolizie w Zakładach Akumulatorov / Ołowiowych przy ul. Fortecznej. Tu w 1951 r. powstał oddział Zakładów Akumulatorów Zasadowych "Alco" , do których w marcu 1953 r. Władysław Kołodziejczak przyprowadził syna, zaraz po ukończeniu przez niego szkoły podstawowej. Dyrektor przyjrzał się mu uważnie i odmówił przyjęcia do pracy, że mały i wątły. Ale niełatwo było wieloosobowej rodzinie, liczącej pięcioro dzieci, na której utrzymanie pracował tylko ojciec, toteż udało się jakoś sprawę załatwić i Kołodziejczak-junior pracując, uczył się zawodu. W tej samej brygadzie pracowała jego rówieśnica. Wiele ich łączyło. Podobne życiorysy. Jej ojciec, Józef Olejniczak, miał osiemnaścielat, g d Y wyemigrował do Francji, do pracy w kopalniach. Ranny na froncie pierwszej wojny światowej, stracił dwa palce u ręki. Pozostał więc inwalidą i niełatwo mu było o pracę. Kiedy z żoną Stanisławą przyjechał w roku 1920 do Poznania, zaraz zostawił ją samą z dziećmi i pojechał szukać pracy. Po wyzwoleniu trafił do Zakładów Akumulatorów Ołowiowych, w których pełnił służbę dozorcy i jak Kołodziejczak syna przyprowadził do pracy w nowym zakładzie swoją córkę - Kazimierę Olejniczak, obecną żonę Mariana Kołodziejczaka. Poznali się więc przy pracy i po odbyciu przez Mariana zasadniczej służby wojskowej (lata 1955 -1957) zawarli w roku 1958 związek małżeński. Obecnie wspólnie wychowują dzieci; siedemnastoletni Jarosław przygotowuje się w Zasadniczej Szkole Zawodowej przy Zakładach Przemysłu Metalowego "H. Cegielski" do zawodu tokarza jednocześnie jest aktywnym członkiem Związku Młodzieży Socjalistycznej; młodszy od niego o pięć lat Tomasz jest uczniem V klasy Szkoły Podstawowej Nr 63.
Wspólnie też prowadzą małe gospodarstwo, gdyż przy domu mają niewielką hodowlę kur, a paręset metrów stąd, w Minikowie, ogródek · - wspaniałe miejsce ucieczki od zgiełku śródmieścia, wymarzone do Odpoczynku po pracy. Pracuje na dwie zmiany. Musi więc wstawać albo o 4 30 , albo wracać do domu w nocy, dopiero o godz. 22 M . Toteż należy sprostować powyższe określenie o wspólnym wychowywaniu przez małżonków dorastających synów; Kazimiera Kołodziej czakowa zrezygnowała ze względu na dzieci z pracy w "Alco" , dziesięć lat zajmowała się wyłącznie domem i dopiero w 1967 r. podjęła pracę malarza w Zakładzie Budownictwa Szklarnianego, bo to dosłownie piętnaście minut drogi z domu i z powrotem. Zmiany wypadają co tydzień. W tygodniu z wolnymi wieczorami Marian
Kazimiera i Marian Kołodziejczakowie z synami Tomaszem (z lewej) i J arosławem (z prawej)
Wybitni Przodownicy Pracy Socjalistycznej
Kołodziejczak z zainteresowaniem śledzi program telewizyjny, zwłaszcza "Panoramę" i poniedziałkowe spektakle teatru telewizyjnego. Jako jeden ze szczególnie ciekawych wymienia Sławą i chwałę Jarosława Iwaszkiewicza w adaptacji i reżyserii Lidii Zamków, z wyraźnym podkreśleniem roli Leszka Herdegena.
- Nieprzeciętny aktor o fascynującym głosie - mówi. - Czasami też, chociaż to się rzadko zdarza, wybieramy się Z żoną do Operetki, teraz nazywają ją Teatrem MUzYcznym, po prostu odpowiada mi "lekkość' jaką on reprezentuje. Wracamy do rozłożonych na stole dyplomów, listów pochwalnych - nie sposób ich nawet wymienić, nie ma kwartału od kilkunastu lat, żeby Kołodziejczak nie był wyróżniany jako wzorowy pracownik i społecznik. Od maja 1953 r. był aktywnym członkiem Związku Młodzieży Polskiej, od roku 1968 jest członkiem Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej, a od października 1972 r. I sekretarzem Oddziałowej Organizacji Partyjnej. Obok wspomnianego już Srebrnego Krzyża Zasługi, otrzymał Złotą Odznakę Związku Zawodowego Metalowców, Srebrną i Złotą Odznakę Przodownika Pracy Socjalistycznej.
- Co trzeba robić, by trafić do czołówki współzawodniczących? pytam. Podnosić kwalifikacje. Skrupulatnie wykorzYstywać czas, mieć dobrze wyposażone stanowisko pracy, znać te
chnologię produkcji. W roku 1962 w Zakładzie Doskonalenia Zawodowego zdałem pomyślnie egzaminy i otrzYmałem dyplom mistrzowski. - A od czego zależy miano dobrego i lubianego brygadzisty ? - Chyba od umiejętności znalezienia wspólnego języka z kolegami. Pomaga mi w tym działalność partyjna, w której sprawę stosunków międzYludzkich traktuję jako pierwszoplanową. Brygadzista, chcąc pOzYskać zaufanie, musi być sprawiedliwy, szczególnie przy rozdziale pracy, powinien być żYczliwy i powinien dbać o jak najlepsze warunki pracy. Marian Kołodziejczak nie dokonuje podziału pracy - jak jego pozostali koledzy na tym stanowisku - rano dnia następnego, ale jeszcze tego samego dnia, po odłożeniu palnika, bo jego dewiza to - zrób dzisiaj to - co masz zrobić jutro. Od tej rozmowy z Marianem Kołodziejczakiem minęło kilka miesięcy, a domek przy ul. Oświęcimskiej 44 prawie całkowicie zmienił swój wygląd. Otynkowany, wyremontowany i odmalowany wewnątrz. Wspólnymi siłami, sami z żoną, wszystko zrobili. A i na wczasach byli, z całą rodziną, nad morzem. - Jak oni to robią? Ale już o nic nie pytam. I tak nic mi więcej nie powie, bo "nie słowa a praca" - powiedział jeszcze poprzednio.
GrażYna
Banaszkiewicz
DYREKTOR "MOSTOSTALU" DIONIZYKOZIŃSKI
Urodził się 9 września 1923 r. w Sosnowcu, w rodzinie zecera Mieczysława Kozińskiego i jego żony, Marii. Zawód ojca, jego zainteresowania i oczytanie sprawiły, że od początku było wiadomo, iż synowie: starszy Edward i młodszy Dionizy będą się pilnie uczyć a następnie studiować. Ojciec wyznaczył starszemu zawód inżyniera, a młodszemulekarza. Wojna światowa (1939 -1945) miała plany ojca ułożyć akurat na odwrót. Dziś starszy brat Dionizego Kozińskiego jest lekarzem, docentem w Instytucie Kultury Fizycznej w Warszawie, a on sam - inżynierem budownictwa lądowo-wodnego, dyrektorem Poznańskiego Przedsiębiorstwa Konstrukcji Stalowych i Urządzeń Przemysłowych "Mostostal". O takim układzie zadecydowały pierwsze miesiące lat okupacji (1939 -1945). Do września 1939 r. Dionizy Koziński zdążył uzyskać tzw. małą maturę w sosnowieckim Gimnazjum i Liceum im. Stanisława Staszica. Miał szesnaście lat, kiedy trzeba było zrezygnować z dalszej nauki. W pierwszych miesiącach po wybuchu wojny podjął pracę w przychodni lekarskiej, aby nauczyć się pielęgniarstwa i w ten sposób nawiązać kontakt z przyszłym zawodem. Ale z początkiem 1940 r. administracja hitlerowska skierowała chłopca do pracy w fabryce armatur w Sosnowcu. Zaczynał od funkcji pomocnika, pracował ciężko, niejednokrotnie po dwanaście godzin dziennie. Z końcem lat okupacji był wykwalifikowanym tokarzem-frezerem. Wówczas też zdecydował, iż w tym kierunku będzie się dalej kształcić.
Pracując fizycznie nie rezygnował z dalszej nauki szkolnej . Umożliwiał ją fakt, że grono pedagogiczne dawnego Gimnazjum i Liceum im. Staszica z dyrektorem Waldemarem Zilingerem uruchomiło tajne komplety dla polskiej młodzieży. Kursy te miały wysoki poziomi na nich Dionizy Koziński ukończył dwie klasy licealne. Sosnowiec został wyzwolony spod okupacji z końcem stycznia 1945 r. Młodszy Koziński włączył się natychmiast w akcję organizowania nowego życia i zgłosił się do służby w Milicji Obywatelskiej, wstąpił do Związku Walki Młodych. Ponieważ jednak niemal równocześnie jego szkoła średnia zaczęła normalną działalność, postanowił złożyć egzamin maturalny, do którego był przygotowany na tajnych kompletach. W marcu 1945 r. uzyskał świadectwo dojrzałości i rozpoczął studia na Wydziale Inżynierii Lądowo-Wodnej w Krakowskiej Akademii Górniczo-Hutniczej. W roku akademickim 1945 studenci w ogóle nie mieli wakacji. Dźwigającej się z ruin gospodarce kraju jak najszybciej potrzebni byli fachowcy, zajęcia trwały więc bez ferii letnich. Dzięki temu od marca do grudnia 1945 r. studenci zaliczyli I rok studiów. W ten sposób Dionizy z początkiem października 1946 był studentem III roku.
Mimo tego tempa, wymagania na uczelni były bardzo surowe, ale też ówcześni studenci uczyli się intensywnie i z wielkim zapałem. Przy tym na pierwszym roku studiów obok normalnych wykładów i ćwiczeń odbudowywali własnymi rękami spalony przez Niemców gmach główny Akademii. Czasy były trudne. Z trzystu młodych ludzi, którzy podejmowali w marcu 1945 r. studia na Wydziale Inżynierii Lądowo-Wodnej, do dyplomu inżynierskiego w marcu 1950 r. dotarło tylko czterdziestu ośmiu - wśród nich Dionizy Koziński.
Był już wówczas ojcem rodziny. Ożenił się w 1947 r. ze studentką architektury, Barbarą Sokołowską. W 1948 r. przyszła na świat pierwsza córka - Danuta, w rok później - Ewa. Dziś starsza po studiach w krakowskiej Akademii Sztuk Pięknych jest architektem wnętrz; młodsza jest lekarzem -stomatologiem.
Wybitni Przodownicy Pracy Socjalistycznej
Dionizy Koziński podjął pierwszą p racę jeszcze jako student w 1948 r. - od początku w "Mostostalu". Mając za sobą absolutorium, wyjechał na dłuższą praktykę zawodową do Szczecina - taki był wówczas tok studiów i praktyk. Pod kierownictwem doświadczonego inżyniera pracował przy odbudowie mostu kolejowego na Odrze. Po dyplomie w 1950 roku otrzymał skierowanie do pracy w "Mostostalu" w Zabrzu, skąd niezwłocznie wysłano go do Przemyśla. Po pół roku pracy był już kierownikiem budowy. Zaczął się okres nieprzerwanej roboty na trudnych i skomplikowanych obiektach, zazwyczaj z dala od miejsca zamieszkania. Dziś Dionizy Koziński mówi "moje mosty" o mostach w Przemyślu, Żurawicy, Radymnie, w Dębicy na Wisłoce. Za ten ostatni otrzymał pierwsze odznaczenie państwowe - Srebrny Krzyż Zasługi.
Rbzpoczyńająca się budowa Nowej Huty ściągnęła z całego kraju najlepszych fachowców. W październiku 1953 F. Ko
ziński został kierownikiem odcinka montaż owego "Mostostalu" budującego stalownię martenowską wraz z piecami, Prowadził tę robotę przez rok. W 1953 r.
został członkiem Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej. W tym też czasie jego rodzina osiedliła się na stałe w Krakowie. Tymczasem młodego, ale doświadczonego inżyniera czekała ciekawa i odpowiedzialna praca poza granicami kraju, Wysłano go na dwa lata wraz z ekipą polskich specjalistów do Koreańskiej Republiki Ludowo- Demokratycznej dla udzielenia pomocy w dźwiganiu z ruin zniszczonego wojną przemysłu. W Phenianie był szefem odbudowy dużych zakładów naprawczych taboru kolejowego. Za działalność w Korei odznaczony został Złotym Krzyżem Zasługi; w 1960 roku, po całkowitym uruchomieniu zakładów w Phenianie, Koreańska Republika Ludowo- Demokratyczna równlez przyznała inż. Kozińskiemu państwowe odznaczenie. Po dwóch latach pobytu zagranicą, w 1956 r., wrócił do kraju, aby podjąć pracę przy budowie cementowni w Górce koło Trzebini. Dnia 1 stycznia 1958 r. Dionizy Koziński został przeniesiony na stanowisko naczelnego inżyniera do Poznańskiego Przedsiębiorstwa Konstrukcji Stalowych i Urządzeń Przemysłowych "Mostostal" w Poznaniu, w którym pracuje do dziś; w latach 1960 - 1967 jako dyrektor techniczny, od 1 stycznia 1968 jako dyrektor naczelny. N a lata sześćdziesiąte przypada okres najciekawszej i najbardziej - jego zdaniem - odpowiedzialnej pracy. Poznańskiemu "Mostostalowi" powierzono budowę ponad czterystakilometrowego odcinka fUroGiągu "Przyjaźń". Mostostalowcy nie mieli uprzednio do czynienia z podobnymi przedsięwzięciami, wielu rzeczy trzeba się było uczyć w trakcie wykonywania robót. Naczelny inżynier inwestycji Dionizy Koziński opracował ich organizację i wprowadził ją w życie. Zadanie bardzo trudne technicznie i organizacyjnie zostało wykonane w terminie. U dało się wówczas osiągnąć postęp robót spotykany w krajach wysoko rozwiniętych; mostostalowcy spawali odcinek jednego kilometra rurociągu w czasie jednej zmiany. Za organizację i realizację tej inwestycji Dionizy Koziński otrzymał w roku 1964 Nagrodę Państwową I stopnia, przyznawaną w dniu Święta Lipcowego za wybitne osiągnięcia kulturalne, naukowe i techniczne. Rada Państwa odznaczyła go uprzednio Krzyżem Kawalerskim Orderu Odrodzenia Polski za to samo osiągnięcie (1963).
Na przełom lat pięćdziesiątych i sześćdziesiątych przypada także okres poważnej rozbudowy bazy "Mostostalu" w Poznaniu, do czego Koziński jako dyrektor techniczny przywiązywał ogromną wagę. Obecnie zakład mieszczący się przy ul. Wołowskiej ma własne laboratorium kontrolno-badawcze, w którym szkoli się kadrę techniczną i wprowadza
najnowsze techniki spawalnicze. Pięćsetosobowa załoga poznańskiego zaplecza produkuje na miejscu konstrukcje stalowe. Koziński twierdzi, że taka organizacja pracy przedsiębiorstwa zapewnia najlepsze efekty. Ta organizacja zdała egzamin na dziesiątkach i setkach placów budów w całej Polsce, m. in. przy wznoszeniu zakładów energetycznych konińskiego zagłębia, w Puławach, Płocku, w Głogowie. Do poszczególnych sukcesów załogi kierowanej przez Kozińskiego zaliczyć należy budowę Huty Aluminium w Koninie w ciągu jednego roku. Za realizację pierwszego etapu budowy huty Dionizy Koziński otrzymał Order Sztandaru Pracy II klasy (1972). Za najtrudniejsze zadanie w swojej karierze zawodowej uważa on jednak odbudowę spalonej walcowni Zakładów Przemysłu Gumowego "Stomil". Wykonano roboty w rekordowym tempie - od kwietnia do grudnia 1972 r. Licząca trzy tysiące ludzi załoga "Mostostalu" należy do najbardziej stabilnych w kraju wśród przedsiębiorstw tego typu. Dyrektor upatruje przyczyny tego zjawiska w nowoczesnej organizacji pracy i dużej dbałości o warunki socjalno-bytowe robotników. Sam zresztą zna je dobrze, gdyż - jego zdaniem - jedynie zapoznanie się z lokalnymi warunkami pozwala poznać skomplikowane problemy budowy, a następnie należycie ją zorganizować. Stąd nieustanne prawie podróże po kraju, gdyż poznański "Mostostal" obsługuje trzy województwa poza macierzystym: zielonogórskie, koszalińskie i szczecińskie. Odznaki honorowe tych województw przyznane Kozińskiemu świadczą, iż poznańskie przedsiębiorstwo dobrze się zapisało u sąsiadów, a w Poznaniu przy budowie sali widowiskowo-sportowej "Arena" oraz Kombinatu Budowy Domów w Suchym Lesie.
Wanda Zabielska
Wybititi Przodownicy Pracy Socjalistycznej
WŁADYSŁAW MROZIK Z MIEJSKIEGO PRZEDSIĘBIORSTWA KOMUNIKACYJNEGO
Dnia 4 maja 1928 r. w rodzinie Stanisława Mrozika i Marcjanny z domu Roszyk urodził się pierwszy syn. Dano mu na imię Władysław. Radość była ogromna, bo mimo że nie były to lata najłatwiejsze - dom Mrozików był bezpieczny. Ojciec miał stałą pracę motorniczego w Miejskim Przedsiębiorstwie Kolei Elektrycznych, a i mieszkanie w magistrackich blokach na Górczynie też gwarantowało rodzinie spokojną przyszłość. Na brak wygód - np. wspólny kran na korytarzu, brak prądu - nie zwracano specjalnej uwagi. W rok później - Władysław miał już brata Zdzisława, a w roku 1930 urodziła się Helena. Domem zajmowała się matka, a podrastającym dzieciom i ich młodym rodzicom życie wydawało się piękne. Mrozika omijały zwolnienia z pracy. Fach gwarantował znośną egzystencję od wypłaty do wypłaty. Kiedy dzieci stanęły na własnych nogach, wychodziły na górczyńską pętlę tramwajową witać ojca wracającego ze
służby. Tego taty w mundurze zazdrościli im rówieśnicy z sąsiedztwa, bo nie wszyscy ojcowie pracowali. We wrześniu 1935 r. pierworodny syn Mrozików poszedł do Szkoły Powszechnej Nr 10 przy ul. Bosej. Zaprowadziła go tam matka, żeby syn zapamiętał drogę... Przemierzał ją potem codziennie, aż do 20 czerwca 1939 r., kiedy to wrócił do domu ze świadectwem promocyjnym do klasy piątej. Ale we wrześniu tego roku już nikt nie myślał o lekcjach. N a powrót do szkoły Władek czekać musiał pięć lat. Z krótkiej i bezładnej wojny - ojciec wrócił do domu rozgoryczony. A był to człowiek twardy! Trzeba było rodzinie dać jeść. Wrócił więc Stanisław Mrozik "na tramwaje". Głodowe zarobki ojca musiała uzupełnić praca dzieci. Władysław był bystrym chłopcem. Miał przy tym łut szczęścia, bo udało mu się dostać bardzo korzystną, jak na lata okupacji, pracę pomocnika woźnicy, rozwożącego po mieście chleb z piekarni przy Grobli. Młodszy Zdzisław został uczniem w warsztacie stolarskim i fachowi temu pozostał wierny do dzisiaj. Kiedy dwukonny furgon podjeżdżał pod sklep, a w pobliżu nie było Niemców, Władka natychmiast otaczali chłopcy, zamiatający ulice. Wtedy niewielkie nadwyżki w postaci połówek lub ćwiartek chleba trafiały z wozu pod ich kurtki. Była to gra niebezpieczna, można było zapłacić za nią drogo, ale Władysław wiedział, aż za dobrze, co znaczy być głodnym... W roku 1944 był już "oblatanym" poznańskim chłopakiem. Jak jego rówieśnicy znał okupacyjny rynek pracy. Zaczepił się więc w magazynach wojskowych. Mieściły się one przy dzisiejszej ul. Artyleryjskiej. Tam pracował do momentu ucieczki okupantów. W nocy, 20 stycznia 1945 r., z Górczyna pouciekali w popłochu Niemcy. Pewnego dnia o świcie - przywitano wojska radzieckie. Łez nie wstydzili się na
Przodownicy Pracy Socjalistycznej
wet dorośli mężczyźni... Kiedy na wyzwolonej części Poznania pojawiły się odezwy, wzywające do pracy, Mrozik-ojciec zgłosił się na Gaj owej , "na tramwajach" , a siedemnastoletni Władek, z kilkoma znajomymi chłopakami stanął do odgruzowywania i oczyszczania ul. Marszałka Focha - dzisiejszej Głogowski ej . Nowa Polska dla rodziny Mrozików - to była sprawa jasna, tutaj nie było niepokojów i wątpliwości. Polska mogła być tylko jedna - Ludowa, a to znaczyło robotnicza i chłopska. Toteż nikt w domu się nie zdziwił, kiedy po Kongresie Zjednoczeniowym Ruchu Robotniczego ojciec z dumą pokazał żonie i dzieciom legitymację Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej. Atmosfera w domu, gdzie istniał autentyczny szacunek dla pracy i bezwzględna uczciwość oraz chęć niesienia pomocy potrzebującym sprawiała, że te najlepsze cechy po rodzicach przejęły ich dzieci. Władysław postanowił pójść w ślady ojca. Doświadczenie uczyło, że tramwaje to pewny fach i pewna praca. Po naradzie rodzinnej ojciec udał się z synem do dyrekcji, gdzie 16 maja 1945 r. zawarto umowę. Poznańska Kolej Elektryczna przyjmowała Władysława Mrozika w naukę w zawodzie ślusarza i zobowiązała się w pierwszym roku wynagradzać pracę ucznia według stawki godzinowej wynoszącej 2 zł. W trzecim roku nauki stawkę podwyższono o 70 gr. Początkowo szkoła funkcjonowała na niesprecyzowanych zasadach, bo częściowo odpowiedzialna za kształcenie uczniów była Izba Rzemieślnicza, ale z czasem szkoła okrzepła. I przyjęty 1 września 1945 r., na regularną naukę zawodu i przedmiotów ogólnokształcących Władysław Mrozik, po trzech latach - 26 czerwca 1948 r. - otrzymał świadectwo ukończenia Publicznej Średniej Szkoły Zawodowej, w której zdobył zawód ślusarza. Ten fakt swym podpisem potwierdził dyrektor szkoły Aleksander Kamieński.
Czego uczył się przez te trzy lata Władysław? Fachu i współżycia z ludźmi. Tymi, którzy młodego adepta wprowadzali w tajniki zawodu byli doświadczeni mistrzowie. W tramwajarskiej "szkole uczniów" - taka była jej obiegowa nazwa - preceptorami Mrozika byli najpierw Antoni Kujawa, a później Edmund Andrzejewski. Do dzisiaj w hali warsztatów przy ulicy Gaj owej razem ze swym byłym podopiecznym pracuje mistrz Stanisław Zwiernik. Z perspektywy czasu, dzielącego od pierwszych powojennych lat, łatwo podsumować ten trudny okres. Mówi się zwyczajnie: stopniowo porządkowano warsztaty, stopniowo uczniowie poznawali zawód. Uczyli się podstawowych elementów ślusarki: piłowania, lutowania, trasowania, chodzili do szkoły, ale snując te rozważania na temat najnowszej historii miasta nie wolno zapominać, że do szkół i warsztatów przyszli nie zwyczajni uczniowie, lecz nastolatki, w których życiorys wpisane były lata okupacji, a z tym bagażem nie łatwo było stać się znów dzieckiem - ucz
Władysław Mrozik. Pamiątkowa fotografia ze służby wojskowej
Wybitni Przodownicy Pracy
Socjalistycznej
Uroczystość dekoracji odznakami "Zasłużonego pracownika MPK" (1963).
Stoją od lewej: Franciszek Brzeźny, Marian Dąbrowski, Stanisław Dudziak, Michał Piekarski i Władysław Mrozik
niem. Ta skomplikowana sytuacja wymagała szczególnej uwagi 1 talentów ze strony majstrów-pedagogów. Ale swych nauczycieli Władysław Mrozik wspomina z sympatią. W dniu 17 lutego 1949 r. Mrozik stanął przed komisją w Izbie Rzemieślniczej i złożył egzamin czeladniczy. W księdze ewidencyjnej czeladniczej rzemiosła ślusarskiego - jego nazwisko figuruje pod numerem 1790. W maju 1949 r. listonosz przyniósł do domu powołanie do służby wojskowej. Szeregowiec Władysław Mrozik służył dwa i pół roku w Gdańsku w Wojskach Ochrony Pogranicza. - Okres "życia w mundurze" to także czas nauki - wspomina Mrozik. - Dzisiaj wydaje mi się to śmieszne, ale morze i statek zobaczyłem pierwszy raz w życiu przez okno na pół zrujnowanych jeszcze koszar.
Ukończył Podoficerską Szkołę Łącznościowców, a wojsko żegnał jako kapral, dowódca centrali telefonicznej w batalionie. W dniu 11 grudnia 1951 r. podjął pracę w dawnej "firmie", która teraz nazywała się Miejskie Przedsiębiorstwo Elektryczne. Wiadomo, że po wojsku rozpoczyna się życie bardziej ustabilizowane, pewniejsze. Będąc jeszcze uczniem, Władysław Mrozik należał do Związku Walki Młodych. W organizacji, w grupie rówieśników, czuł się doskonale, a koledzy ufali mu - powierzyli mu m. in. swe organizacyjne fundusze. Ta funkcja skarbnika niemal przylgnęła do Mrozika, pełnił ją także jako członek Związku Młodzieży Polskiej.
Przyszedł też czas założyć własną rodzinę. Władysław Mrozik zdecydował się
Przodownicy Pracy Socjalistycznej
na ten krok 2 lutego 1957 roku, a wybranką była Łucja Lewandowska, tak jak i on rodowita poznanianka. Wspólnymi siłami zbudowali domek przy ul. Krauthofera. I tu przyszły na świat dzieci Mrozików - 5 kwietnia 1958 r. Andrzej, naj starszy , przygotowujący się obecnie do pracy na elektromontażu; Ireneusz (1959) i Danuta (1961). Oboje są jeszcze uczniami szkoły podstawowej. Dzieci, jak wszystkie dzieci, są radością i troską rodziców. W tym wypadku zwłaszcza matki, nie pracującej zawodowo, a więc całkowicie obarczonej domem, pracą domową. Natomiast istotnym powołaniem Władysława Mrozika jest praca zawodowa i społeczna. Ta jednak, jak wiadomo, często koliduje z życiem prywatnym. Ale Mrozik decyzję podjął już wtedy, gdy zaczął w warsztatach pracę jako ślusarz narzędziowy, a następnie przez jedenaście lat był instruktorem praktykującym w warsztacie uczniów przyzakładowej szkoły zawodowej. W 1972 r. w zakładowym plebiscycie uznano go za "Wzorowego wychowawcę młodzieży" . Obecnie jest brygadzistą na stanowisku mistrza na pododdziale regeneracji części mechanicznych produkcyjnych warsztatów głównych Miejskiego Przedsiębiorstwa Komunikacyjnego przy ulicy Gajowej. Kieruje pracą busko trzydziestu ludzi o średniej wieku około trzydziestu pięciu lat, którzy naprawiają wszystkie tzw. części drobne w tramwajach, m. in. zestawy kołowe, hamulce, zamki, prowadzenia. Nie jest to jednak praca ot, byle zrobić swoje i - do domu. Wszyscy tu wiedzą, że on ciągle coś zmienia, ulepsza, zgłasza wnioski racjonalizatorskie - chociażby ten ostatni,
wspólnie z inżynierem Romanem Olejniczakiem (dodać należy - swym byłym uczniem), projekt regeneracji kolców hamulca szynowego przynoszący prawie pół mili oma złotych oszczędności. I mimo, że o tym nie mówi, za swoje pomysły racjonalizatorskie, drobne ulepszenia w pracy kolejno otrzymał: Brązowy Krzyż Zasługi (1956), odznakę i tytuł Przodownika Pracy (1962), Honorową Odznakę Miasta Poznania (1965), Złotą Odznakę Związku Zawodowego Pracowników Gospodarki Komunalnej (1972) i zakładową "Zasłużony Pracownik MPK" .
Władysław Mrozik jest od 1953 r. członkiem Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej. Przez kilka kadencji był członkiem Egzekutywy Komitetu Zakładowego, delegatem na I Krajową Konferencję Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej.
Ostatnio wybrany został radnym Dzielnicowej Rady Narodowej. O ile o tych sprawach na ogół milczy, kwitując je słowami: "Jak się do czegoś zobowiążę, staram się to wykonać", "Wolę zrobić jedną rzecz, a dobrze" - o tyle chętnie opowiada o swoich pasjach piłkarskich (zagorzały kibic Klubu Sportowego "Lech") oraz o domowych podopiecznych (wspaniałe akwarium kolorowych rybek i przekorna nie mniej kolorowa papużka). Wspomina także czternastodniowy wyjazd zorganizowany przez Centralną Radę Związków Zawodowych do Związku Radzieckiego, w którym, jak w każdej zakładowej wycieczce oczywiście uczestniczył. Umie cieszyć się z życia, które niesie ze sobą wiele niespodzianek.
Grażyna Banaszkietoicz 1 Olga Kunze
Wybitrii Przodoumicy Pracy Socjalistycznej
IN ŻYNIER- ELEKTRYK WŁADYSŁAW NAPIERAŁA
Urodził się 29 maja 1916 r. w Poznaniu, w rodzinie Ignacego Napierały - mistrza obuwnika, i jego żony Wiktorii z domu Mańczak. Było ich w domu kilkoro. Władysław - po ukończeniu w rodzinnym mieście szkoły wydziałowej, pracował w latach 1932 - 1933 jako uczeń biurowy. Niewielkie wynagrodzenie za tę pracę gromadził skrzętnie, by utworzyć fundusz, który umożliwi mu zrealizowanie skrytego marzenia -. podjęcia studiów. W roku 1933 Władysław Napierała wstąpił na Wydział Elektryczny Państwowej Wyższej Szkoły Budowy Maszyn i Elektrotechniki w Poznaniu. Studia ukończył w styczniu 1937 r., mając dwadzieścia jeden lat, i jako jeden z. naj młodszych absolwentów otrzymał dyplom technologa-elektryka. Dyplom ten, poparty wieloletnią praktyką zawodową, zgodnie z Ustawą z roku 1948, został w Polsce Ludowej uznany jako dyplom wyższych studiów. Władysław Napierała uzyskał stopień inżyniera-elektryka. Tymczasem otrzymał zajęcie w Zakładach Spółki Akcyjnej "H. Cegielski". Były to końcowe lata wielkiego kryzysu, o pracę było niezmiernie trudno. Odbył miesięczną bezpłatną praktykę w Zakładach i 1 marca 1937 r. uzyskał kontrakt na stałą pracę. Do września pracował jako technik warsztatowy. W końcu miesiąca powołany został do odbycia zasadniczej służby wojskowej; w 1938 r. ukończył Szkołę Podchorążych Łączności w Zegrzu k. Warszawy, w stopniu plutonowego podchorążego rezerwy. W grudniu 1957 r. Ministerstwo Obrony Narodowej mianowało go podporucznikiem. Po zwolnieniu z wojska pracował przez dwa miesiące w Zakładach Elektrotechnicznych" Strzała", a od 15 listopada 1938 r. zaangażowany został na stanowisko technika amplifikatorni w rozgłośni poznańskiej Polskiego Radia. W ten sposób rozpoczęła się jego kariera zawodowa, nierozłącznie do dziś związana z radiofonią. Dnia 15 lipca 1939 r. Władysław N apierała powołany został na ćwiczenia w Kompanii Łączności 14. Dywizji Piechoty. Objęty w końcu sierpnia rozkazem mobilizacyjnym, odkomenderowany był jako zastępca dowódcy plutonu do budowy dywizyjnej sieci łączności w rejonie Kostrzyn-Września. Po wybuchu wojny (1 IX 1939) odwołano go z frontu do obsługi urządzeń technicznych Polskiego Radia w Poznaniu. W pierwszych dniach września ewakuował się z częścią zespołu pracowników poznańskiej rozgłośni do Warszawy. Po kapitulacji stolicy wrócił do rodzinnego miasta. W latach okupacji (1939 -1945), po kilkumiesięcznym okresie bezrobocia, Władysław Napierała został przymusowo skierowany do firmy "Siemens und Halske" przy ul. Fredry w Poznaniu, gdzie pracował do końca maja 1943 r. jako monter w dziale teleradio-technicznym. Brał czynny udział w ruchu konspiracyjnym "Szarych Szeregów". Należał do 20. Poznańskiej Drużyny Harcerskiej im. Ge-.
nerała Józefa Sowińskiego. W nocy z 25 na 26 maja 1943 r. Gestapo wyciągnęło go z mieszkania przy ul. Małeckiego 3. Po przesłuchaniach został oskarżony o przygotowania do zdrady stanu i osadzony w Forcie VII, skąd po trzymiesięcznym pobycie zesłano go do obozu koncentracyjnego w Oświęcimiu, gdzie jako więzień polityczny z numerem 156 870 prze bywał do 20 listopada 1943 r.
Listopadowy transport do obozu koncentracyjnego do Neue Gammę koło Hamburga był dla Władysława Napierały początkiem wyniszczającej tułaczki po niemieckich "fabrykach śmierci". Jako więzień numer 25 464 pracował przy obozowych urządzeniach kanalizacyjnych. 20 grudnia tegoż roku specjalnym transportem przewieziono go wraz z innymi do obozu w Buchenwaldzie, skąd po kilku dniach skierowany został do podziemnej fabryki rakiet w Buchenwald- Dora (później: Sangerhausen - Mittelbau). Dnia 8 kwietnia 1945 r. częściowo pieszo i częściowo wagonami towarowymi hitlerowcy skierowali więźniów przez Góry Harzu do Ravensbriick. Transport ewakuacyjny nie doszedł już celu, gdyż 2 maja 1945 r. w pobliżu miasteczka N eustadt-Cleve został wyswobodzony przez wojska radzieckie i amerykańskie. Skutki pobytu w obozach koncentracyjnych będą mu się dawać we znaki przez lata. Wtedy, po powrocie do wyzwolonego Poznania, nie myślał o tym. Po dwumiesięcznym leczeniu w domu teściów w Zagórowie mógł zgłosić się do pracy. 1 lipca 1945 r. wrócił do zawodu, na stanowisko kierownika Biura Rejonowego Radiowęzłów w Dyrekcji Okręgowej Polskiego Radia, mieszczącego się przy ul. Berwińskiego 5. W lipcu 1947 r. przeniesiony został na stanowisko głównego inżyniera do spraw radiofonizacji kraju, a 15 lipca 1949 r. awansował na stanowisko głównego inżyniera Wydziału Technicznego poznańskiej rozgłośni. Działalność okupanta i walki wojenne zdewastowały nasz majątek narodowy,
10 Kronika ID. Poznanianie oszczędziły też ośrodka radiowego w Poznaniu. Ogromna inicjatywa i osobiste zaangażowanie Władysława Napierały, poparte jego olbrzymią wiedzą fachową, przyczyniły się w znaczny sposób do szybkiej ich odbudowy, a następnie modernizacji. Jako specjalista brał w latach 1956 - 1957 bezpośredni udział w budowie studia telewizyjnego w naszym mieście. Kładziono wtedy podwaliny pod bujny rozwój telewizji w Polsce. Mając za sobą długą praktykę zawodową, Władysław Napierała otrzymał 1 sierpnia 1961 r. nominację na stanowisko dyrektora technicznego poznańskiej Rozgłośni Polskiego Radia i Ośrodka Telewizyjnego. Funkcję tę pełni po dzień dzisiejszy. Władysław Napierała dał się poznać nie tylko jako wzorowy pracownik. Działa w szeregach Stronnictwa Demokratycznego, do którego wstąpił 1 sierpnia 1946 r. W latach 1946 - 1949 pełnił funkcję przewodniczącego Zarządu Okręgowego Związku Zawodowego Pracowników Polskiego Radia, był jednocześnie członkiem Zarządu Głównego. Po reorganizacji w związkach zawodowych czynnie działa w Zarządzie Okręgowym Związku Zawodowego Pracowników Kultury i Sztuki, pełniąc tam szereg funkcji. Od 1949 r. należy do S towarzyszenia Elektryków Polskich, gdzie ostatnio jest członkiem Komisji Socjalno- Bytowej przy Zarządzie Okręgu. W 1965 r. wstąpił do Związku Bojowników o Wolność i Demokrację. Czynnie uczestniczy w działalności Klubu Byłych Więźniów Politycznych Buchenwald- Dora. W 1969 r. wybrany został na członka Zarządu Okręgu oraz na zastępcę członka Rady Naczelnej. Od 1970 r. jest opiekunem Oddziału Związku Bojowników o Wolność i Demokrację powiatu Nowy Tomyśl.
Kiedy 5 grudnia 1954 r. odbyły się pierwsze wybory do rad narodowych, rozpoczęła się jego działalność jako radnego. Najpierw w Dzielnicowej Radzie Narodowej Grunwald, potem w Radzie Narodowej m. Poznania, gdzie po ostat
Wybitni Przodownicy Pracy
Socjalistycznej
nich wyborach (1973) jest wiceprzewodniczącym Komisji Gospodarki Komunalnej, Mieszkaniowej i Komunikacji. Zajmuje się z tytułu swej profesji głównie sprawami łączności. Dnia 15 maja 1941 r. Władysław Napierała zawarł związek małżeński ze Zdzisławą Łukaszewską, z zawodu pielęgniarką, córką chłopa z Zagórowa (pow. Konin). Żona pracuje w służbie zdrowia. Mają troje dzieci. Dwaj synowie, wzorem ojca, są z wykształcenia inżynierami-elektronikami. Jerzy (1943) pracuje w Wielkopolskich Zakładach Teleelektronicznych "Telkom-Teletra"; Wojciech (1947) we Wrocławskich Zakładach Elektronicznych "Mera-Elwro" we Wrocławiu. Córka Maria (1952) studiuje filologię angielską na Uniwersytecie im. Adama Mickiewicza. Władysław Napierała jest zamiłowanym działkowiczem. Wolne chwile, których przecież w nawale obowiązków zawodowych i czynnej pracy społecznej jest niewiele - spędza z rodziną w ogródku działkowym w Edwardowie. A w każdą niedzielę wybiera się tramwajami na wycieczkę po mieście, bowiem Poznań - to jego drugie hobby. Obserwuje jak miasto zmienia się, pięknieje i rośnie. Należy do Towarzystwa Miłośników Miasta Poznania. Zbiera materiały do monografii Polskiego Radia i Telewizji na jubileusz pięćdziesięciolecia Radia w Poznaniu.
Tym, co najlepiej chyba określa sylwetkę Władysława Napierały, jest głębokie zaangażowanie w pracy zawodowej, upór i wytrwałość w dążeniu do realizacji wytkniętego celu. Sprawdziła się taka postawa życiowa w najbardziej dramatycznych sytuacjach - a było ich w jego życiu niemało. Sprawdza się i dzisiaj w działalności zawodowej i w pracy społecznej. Aż nieprawdopodobną wydawać się może tak ogromna i bezinteresowna aktywność, zostawiająca trwałe ślady, inspirująca i... zawsze potrzebna. Staje się ona zawsze udziałem tych, co nie potrafią stać obok wydarzeń. Miasto, które kocha, w którym żyje i pracuje, nadało mu Odznakę Honorową Miasta Poznania. W długim wykazie swych odznaczeń posiada także m. in.: Odznakę Honorową "Za zasługi w rozwoju województwa poznańskiego", Srebrny i Złoty Krzyż Zasługi, Krzyż Kawalerski Orderu Odrodzenia Polski, Medal Zwycięstwa i Wolności, Medal X-lecia PRL, Odznakę Tysiąclecia Państwa Polskiego, Brązowy Medal "Za Zasługi dla Obronności Kraju", Odznakę Zasłużonego Przodownika Pracy, Odznakę Honorową Polskiego Radia i Telewizji i Złotą Odznakę Zalsłużonego Pracownika Łączności, Medal Trzydziestolecia, Odznakę Honorową "Zasłużony Pracownik Rady Narodowej" przyznaną 22 lipca 1974.
Zofia Kosakowska
EDWARD PAWŁOWSKI - WSPÓŁBUDOWNICZY NOWEGO POZNANIA
Bywa tak, że życiorys człowieka jest życiorysem miasta. Nie starcza wtedy w nim miejsca na własny, odrębny kąt, bo każda chwila poświęcona jest innym. Byłem uczniem Liceum Drogowego - mówi inżynier Edward Pawłowski - kiedy rozpoczynałem swoją pierwszą pracę. Był to rok 1949 i brakowało fachowców, liczyły się każde zdrowe ręce. Zniszczone miasto czekało na budowlanych. Pierwszą moją robotą na terenie Poznania była budowa... Jeziora Maltańskiego. Mieliśmy raptem kilka taczek, parę lokomotywek do przeciągania "koleb" po wąskich torach, którymi mozolnie przemieszczaliśmy olbrzYmie masy ziemi. To był cały nasz sprzęt. Teraz, po latach, współbudowniczy sztucznego jeziora Malta chętnie spędza na murawie wzdłuż brzegu tego jeziora wolne chwile ro> pracy. Sam, albo z rodziną. Może powraca w ten sposób do tamtych trudnych, ale pionierskich lat? Edward Pawłowski przejął swój fach po ojcu, który był murarzem, a potem nauczycielem zawodu w szkole zawodowej . Urodził się 8 sierpnia 1928 r. w Sulęcinie (powiat Środa) jako syn Stanisława i Anny z domu Bandorz. W dwa lata później rodzina Pawłowskich przeprowadziła się do Poznania i zamieszkała przy ul. Dąbrowskiego. Wojna światowa (1939 - 1945) zabrała chłopcu młodość i wypełniła ją ciężką, niewolniczą pracą w walcowni gumy "Stomila" pod zarządem okupanta. Trzynastoletni chłopiec uległ wtedy wypadkowi przy pracy, ale musiał pracować dalej. Potrafił docenić wolność, którą przyniosła jemu i jego rówieśnikom Armia Radziecka, a to oznaczało możliwość nauki, wybór zawodu. Uczęszczał do gimnazjum im. Ignacego Paderewskiego, a po maturze w w roku 1952 zapisał się na Politechnikę Poznańską. Nie miał czasu do stracenia.
Uczył się i budował nowy Poznań. Każnt»
dy dzień wypełniony był po brzegi zajęciami. Przedsiębiorstwo, w którym pracował, nosiło nazwę Zarząd Inżynieryjno- Drogowy Nr 4 i mieściło się przy ul.
Jerzego. Potem wyłoniły się z niego dwa: "Hydrobudowa 9" i Poznańskie Przedsiębiorstwo Budowlane Nr 2. Edward Pawłowski pozostał w "dwójce".
Po uzyskaniu dyplomu inżyniera w roku 1956 kierował budową osiedla mieszkaniowego w Koninie. Był zawsze tam, gdzie potrzebowano najbardziej ofiarnych, doświadczonych fachowców. Przede wszystkim jednak w Poznaniu. Budował wysokościowiec "Marago" przy ul. Zwierzynieckiej i szkołę za Cytadelą, kolektor prawobrzeżny, szpitale i ... mieszkania, mieszkania, mieszkania. Zaczynał jako szeregowy pracownik, był kierownikiem budów i naczelnym inżynierem, aby potem - kiedy 1 stycznia 1968 r. został dyrektorem Poznańskiego Przedsiębiorstwa Budowlanego Nr 2 - spożytkować całe swoje bogate doświadczenie z ko
Wybitni Przodownicy Pr-acy Socjalistycznej
rzyścią dla, Przedsiębiorstwa. Szczególnie wówczas, kiedy poznańska "dwójka" przystąpiła do budowy Osiedla Świerczewskiego nową, nie stosowaną dotąd w Poznaniu metodą wielkiej płyty. Trzeba było opracowywać własne rozwiązania technologiczne, bez żadnych wzorów, bo "dwójka" pierwsza w Wielkopolsce wprowadziła uprzemysłowione formy budownictwa mieszkaniowego. Zrobiliśmy próbę przY ul. Parkowej, wznosząc dwa budynki Z wielkiej płyty - wspomina inżynier Pawłowski i po krótkim "treningu" podjęliśmy większe roboty na Grunwaldzie i Osiedlu Świerczewskiego. Przejście rta uprzemysłowione formy budownictwa mieszkaniowego wymagało od całej załogi, a w szczególności od kadry inżynieryjno-technicznej dużego wysiłku oraz innego · niż dotąd spojrzenia na sprawy budownictwa. W krótkim jednak czasie załoga opanowała nową technologię, co potem było ,jak znalazł" przy budowie Nowej Dzielnicy Mieszkaniowej "Rataje".
Poza Osiedlem Świerczewskiego dziełem "dwójki" są w Poznaniu osiedla na Dębcu, Komandorii, przy Chociszewskiego, obydwie przychodnie przeciwgruźlicze (miejska i wojewódzka) w Poznaniu, hotel "Merkury", szpital przy ul. Szpitalnej, a także liczne kotłownie, żłobki, przedszkola i szkoły, pawilony handlowe, kina i inne obiekty. Ogółem Poznańskie Przedsiębiorstwo Budowlane Nr 2 wybudowało w Poznaniu w latach 1952-1973 - 64 000 izb mieszkalnych.
- Co piąty obywatel Poznania - podkreśla inżynier Pawłowski - a co drugi na Nowym Mieście mieszka w blokach zbudowanych przez załogę naszego Przedsiębiorstwa. Gdy kończyliśmy Osiedle
Ulica Parkowa. Pierwsze budynki z wielkiej płyty wzniesione w Poznaniu.
Fotografia wykonana w roku 1974
Socjalistycznej
Dokumentalne zdjęcia z budowy pierwszego w Poznaniu bloku mieszkalnego z wielkich płyt przy ul. Parkowe], nazywanego wówczas "wielkopłytowcem"
Świerczewskiego, gdzie poznaniacy podziwiali nas za tempo robót, w najlepszym roku wykonaliśmy 3500 izb mieszkalnych! - W roku 1974 na Ratajach oddaliśmy do użYtku 7000 izb, a więc w ciągu sześciu lat podwoiliśmy tempo budowania. Ponadto załoga Poznańskiego Przedsiębiorstwa Budowlanego Nr 2 zbudowała w roku 1973 poza planem obiekty, których wartość wyniosła 45 milionów zł, m. in. przedszkola dla dzieci mieszkańców Rataj. - Chcemy - mówi dyrektor - aby Z naszych mieszkań byli zadowoleni lokatorzy. Wspólnie z projektantami staramy się modernizować poszczególne układy mieszkań, aby były Junkcjonalniejsze i lepiej spełniały oczekiwania tych, którzy otrzymają do nich klucze. Z tych m. in. przyczYn "dwójka" pierwsza wprowadziła na "Ratajach" doskonały materiał izolacyjny keramzyt.
Osiągnięcia w budowie Nowej Dzielnicy Mieszkaniowej "Rataje" zadecydowały, że dyrektor Poznańskiego Przedsiębiorstwa Budowlanego Nr 2 znalazł się w zespole laureatów Nagrody Miasta i Województwa Poznańskiego w dziedzinie budownictwa i architektury za rok 1969.
Sukcesy odnosiła cała załoga. N ajwiększym było uzyskanie w I i II półroczu 1963 r. miana najlepszego przedsiębiorstwa budowlanego w kraju oraz dwukrotne zdobycie sztandaru Prezesa Rady Ministrów i Centralnej Rady Związków Zawodowych. W I półroczu 1964 r. "dwójka" wyróżniona została sztandarem przechodnim Ministra Budownictwa i Zarządu Głównego Związku Zawodowego jako najlepsze przedsiębiorstwo w resorcie budownictwa. Z ostatnich sukcesów wymienić należy zwycięstwo w ubiegłorocznym konkursie pod hasłem "S tać nas na więcej i lepiej".
Wybitni Przodownicy Pracy Socjalistycznej
W skali zjednoczenia uznani zostaliśmy przedsiębiorstwem najlepiej gospodarującym - uzupełnia dyrektor - a dwa Z naszych kierownictw robót na "Ratajach" uplasowały się na I i III miejscu. ŚwiadczY to, że nasze załogi coraz lepiej pracują, że ład, porządek i czYstość na budowach, torują drogę dobrym wynikom produkcyjnym. Sukcesy te nie rodzą się same. Zdaniem inż. Pawłowskiego, są one rezultatem dobrej współpracy kierownictwa zakładu z załogą, serdecznej i mądrej współpracy w kolektywie, w którym decydującą rolę odgrywają Egzekutywa organizacji partyjnej, Rada Zakładowa i Rada Robotnicza.
- Znamy się wSzYscy doskonale i znamy potrzeby przedsiębiorstwa, bo pracujemy ze sobą od wielu lat - powiada dyrektor. - Większa część załogi legitymuje się bardzo długim stażem pracy w "dwójce". Wiemy co kto potrafi, co można od niego wymagać, Z czYm się zwracać. .. Istotnie, w Poznańskim Przedsiębiorstwie Budowlanym Nr 2 o załodze złożonej z 1900 osób, ponad czterystu pracowników legitymuje się stażem powyżej dwudziestu lat, a sześciuset pięćdziesięciu stażem ponad piętnastoletnim. Stanowią oni trzon załogi. Sam dyrektor Edward Pawłowski też niedawno obchodził jubi1eusz dwudziestopięciolecia pracy w przedsiębiorstwie. - Co ludzi przYciąga, wiąże na długie lata Z jednym zakładem? - stawia pytanie. I zaraz daje odpowiedź: Przede wSzYstkim troska o człowieka, o załogę, właściwe stosunki międzYludzkie w zakładzie, porządek i dobra organizacja pracy. Potem ilustruje to na przykładzie: - U nas staramy się zrobić dla załogi jak najwięcej. Na "Ratajach" wybudowaliśmy bardzo funkcjonalne zaplecza, gdzie pracownicy mogą się umyć, wykąpać, zjeść posiłek, odpocząć. Mamy ładne jadalnie, szatnie, świetlice, urządzenia sanitarne. - Byliśmy pierwszYm w Wielkopolsce przedsiębiorstwem, które wybudowało
własny ośrodek wypoczYnkowy w MrzeżYnie, mamy ośrodek kolonijny w Annogórze i stanicę w Grywałdzie k. Zakopanego. Słowem cała załoga może wypocząć, miejsc starczY dla wSzYstkich, może tylko nie zawsze w lipcu i sierpniu, kiedy każdy chce skierowanie na wakacje. - Tam gdzie dobrze pracuje organizacja partyjna (inż. Pawłowski jest członkiem Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej od 1961 roku), tam też muszą panować dobre stosunki międzYludzkie wewnątrz zakładu pracy, należYta atmosfera dla powstawania cennych inicjatyw oraz kształtowania się właściwych postaw poszczególnych członków załogi. - W takim klimacie dokonaliśmy szeregu usprawnlen organizacyjnych, które zdecydowanie wpłynęły na wyniki produkcyjne. Myślę tu o uruchomieniu własnej betoniarni, w której wyrabia się wSzYstkie elementy potrzebne do wznoszenia domów na "Ratajach' dobrze wyposażonej stolarni, pracującej wyłącznie na nasze potrzeby, ślusarni wykortującej wSzYstkie indywidualne elementy żelbetowe oraz o bazie sprzętu, zaopatrującej budowy w sprzęt średni i lekki oraz dokonującej napraw tego sprzętu, jak równlez o bazie transportowej. Kiedyś nie było tych wSzYstkich ważnych dla dobrego działania przedsiębiorstwa warsztatów zaplecza technicznego. Niedalekie to czasy kiedy do transportu przY budowie domów użYwaliśmy jedynie wind przYściennych. Teraz sytuacja zmieniła się radykalnie. Ludziom lżej się pracuje. A to jest przecież główny nasz cel. Kończę wizytę w mieszkaniu małżonków Pawłowskich, przy ul. Tomickiego 21/14. Pani Bogumiła, żona dyrektora, sprawdza czy dzieci są przygotowane do zajęć szkolnych. Robert jest uczniem VIII klasy szkoły podstawowej; Alicja uczęszcza do I klasy Liceum Ogólnokształcącego Nr 10. Jakże inne mają dzieciństwo, jak różne od lat młodzieńczych ich ojca.
Kazimierz Feliczak
STOLARZ KAZIMIERZ STRÓŻYŃSKI
Są ludzie, którzy z zapałem potrafią opowiadać o swojej pracy, którzy zawód, którego się wyuczyli i podjęli kontynuują latami, nie ograniczając go do określonych ustawą godzin pracy. Po prostu - jest on dla nich sensem, wartością życia. Do tych ludzi bez wątpienia należy Kazimierz Stróżyński, stolarz Poznańskiego Przedsiębiorstwa Budowlanego Nr 3. Odwiedziłem go w jego małym (pokój z kuchnią) ale przytulnym mieszkaniu, do którego okien zaglądają jabłonie uginające się pod ciężarem dojrzewających owoców. Choruje. W tych dniach ważyły się jego losy; czy wróci na plac budowy? - Biorę udział w budowach szpitali i szkół - mówi - robimy z brygadą całą stolarkę. Jest to właściwie praca na świeżym powietrzu. Wchodzimy do dopiero co postawionych budynków, jeszcze nie oszklonych. Do nas należy wykończenie. Każda budowa jest dla mnie wielkim przeżyciem, pracuj emy przecież przy obiektach tak bardzo ludziom potrzebnych. Urodził się w Środzie Wielkopolskiej w dniu 1 lipca 1911 r., w rodzinie robotnika Antoniego Stróżyńskiego i Julianny z domu Flaczyńskiej. W domu było sześciu braci. Ojciec pracował w rodzinnym mieście jako ślusarz w warsztacie Pawła Dychowskiego, a matka zajmowała się domem i nimi, urwisami. Kazimierz ukończył siedem klas szkoły powszechnej w 1925 r., a następnie rozpoczął naukę zawodu stolarskiego u Stanisława Pomykają przy ul. Dąbrowskiego. U zupełniał ją trzema klasami Wieczorowej Szkoły Rzemieślniczej. W 1927 r. zdał egzamin czeladniczy. W 1932 r. Kazimierz Stróżyński powołany został do odbycia zasadniczej służby wojskowej w VII Baonie Telegraficznym w Poznaniu. Po dwóch latach służby wrócił do pracy w tym samym zakładzie stolarskim w Środzie, w którym wyuczył się zawodu. Przerwał ją wroku 1939, zmobilizowany w szeregach VII Baonu Telegraficznego. Wracał z wojny - jak wielu - pieszo. W domu nie zastał nikogo. Matka zmarła tuż przed wybuchem wojny, a ojciec był już we Francji, dokąd wraz z braćmi wywieziony został przez Niemców na roboty przymusowe. W roku 1940 Kazimierz także został wywieziony na przymusowe roboty do kopalni rudy w N eutershausen w okręgu Kassel, skąd za działalność konspiracyjną i kontakty z jeńcami francuskimi zabrano go obozu koncentracyjnego w Gusen. Pracował w kamieniołomach, a później przy budowie podziemnej fabryki samolotów w Austrii. Już wtedy nabawił się choroby serca. W 1945 r. na teren obozu wkroczyły wojska radzieckie i amerykańskie. Więźniowie byli wolni, nie wszyscy jednak mogli wracać w rodzinne strony, bo wielu z nich stan zdrowia na to nie pozwalał. W tej grupie znalazł się Kazimierz Stróżyński, który pozostał w
Wybitni Przodownicy Pracy
Socjalistycznej
Obozie Uchodźców Zagranicznych pod opieką Czerwonego Krzyża. Wrócił więc do kraju dopiero w roku 1946 i zatrzymał się w Poznaniu przy ul. Małeckiego u starszego o czternaście lat brata, Feliksa, pracującego na kolei. Jeszcze przez prawie rok Kazimierz był faktycznie na utrzymaniu brata. Kiedy poczuł się już na siłach, wiosną 1947 r., przystąpił do pracy. w Stolarskich Zakładach Odbudowy czyli w firmie Anna Kinkei przy ul. Strusia.
Któregoś dnia zaprosił go do siebie kolega z pracy, Alfons Paszkiewicz. Honory pani domu sprawowała jego siostra, Halina. Jak się później okazało, przyszła żona Kazimierza. Halina Paszkiewicz urodziła się w Poznaniu 4 wrzesnla 1913 r. Wraz z rodzicami i rodzeństwem mieszkała przy ul. Woźnej 11, a zarobkowo pracowała w szwalni "Donner and Co" na Starym Rynku. Lata okupacji spędziła w Jarocinie pracując w tamtejszym oddziale tego zakładu. Gdy wró
ciła do Poznania z ulicy Woźnej pozostały tylko gruzy, pod którymi zginęli jej rodzice i siostry. Kazimierz Stróżyński i Halina Paszkiewicz pobrali się 4 maja 1948 r. Zamieszkali w sublokatorskim pokoiku przy ulicy Samuela Engla 34. Pani Halina pracowała wtedy w Zakładach U mundurowania (dzisiejsze Poznańskie Zakłady Przemysłu Odzieżowego im. Komuny Paryskiej). Po trzech latach z powodu choroby zaprzestała pracy zarobkowej i zajęła się wyłącznie domem. Dnia 1 września 1949 r. Kazimierz Stróżyński rozpoczął pracę jako stolarz w Wojskowym Przedsiębiorstwie Budowlanym przy ul. Solnej, przemianowanym po kilku latach na Poznańskie Przedsiębiorstwo Budowlane Nr 3. Wspomina pierwszy plac budowy. Mówi o Żarach: Była to moja najdłuższa, trwająca cztery lata, budowa szpitala. A później? - Później była odbudowa szPitala
Kazimierz Stróżyński z żoną Haliną przy kawiewojskowego w Poznaniu, tego przy Grunwaldzkiej. I pierwszego Szpitala Miejskiego.
N ajbardziej związany czuj e się z budową "Domu Technika" przy al. Stalingradzkiej, gdzie brygada wykonywała całą stolarkę, i z ostatnią, czyli budową szpitala przy ul. Lutyckiej, największego, najnowocześniejszego, jaki kiedykolwiek zbudowała załoga Poznańskiego Przedsiębiorstwa Budowlanego Nr 3. A były jeszcze inne budowy. Na przykład pierwszej szkoły podstawowej na Osiedlu Wielkiego Października, szkoły na Sołaczu i tej przy ul. Floriana, Domów Akademickich przy ul. Obornickiej. Brał udział w kapitalnym remoncie Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza drzwi, okna, boazerie, wyposażenie sal wykładowych przed oddaniem ich do użytku pierwszym po wojnie studentom - to właśnie jego robota.
Mówi, że współpraca z kierownictwem, z brygadą zawsze układała się pomyślnie. Określa to jako zgodność w działaniu. Dodaje, że jeżeli już zaistniała taka konieczność, by obiekt był gotowy w terminie, wykańczało się go i kosztem urlopu czy godzin spędzanych z żoną. Jest członkiem Rady Robotniczej, mężem zaufania, od początku czynnym działaczem Związków Zawodowych. A kiedy wraca do domu, Nad Wierzbakiem 27, gdzie zamieszkał w 1968 r.
- żona czeka z obiadem. Kazimierz bardzo lubi jej kuchnię i - chociaż to bardzo pospolite - mówi: Bardzo lubię kotlet schabowy. Pani Halina właśnie przed chwilą zostawiła nas samych, poszła na rynek po warzywa. My tymczasem oglądamy zdjęcia. Album pożółkłych fotografii. N a jednym: dziewczyna z modnie ułożonymi w fale włosami z chłopcem w żołnierskim uniformie... - J wie pani, chociaż się na tym nie znam, lubię koncerty skrzypcowe zamyślony patrzy za okno na drzewa. Przeglądam legitymacje dokumentujące przyznanie Kazimierzowi Stróżyńskiemu Złotego Krzyża Zasługi (1969); Odznaki Przodownika i Zasłużonego Przodownika Pracy Socjalistycznej; Srebnej Odznaki Honorowej "Zasłużony Pracownik PBB- 3" ; Zasłużonego dla Budownictwa i Przemysłu Materiałów Budowlanych i i dyplom z datą 24 kwietnia 1974 r. W tym dniu wyróżniony został wpisaniem do Księgi Wybitnych Przodowników Pracy Socjalistycznej.
To jako potwierdzenie wypowiedzianych przed chwilą słów, jako potwierdzenie dwudziestopięcioletniej wzorowej pracy na budowach Poznania i zachodnich ziem Polski.
Gracja Bojarska
PROFESOR DOKTOR WIKTOR DEGA TWÓRCA NOWOCZESNEJ REHABILITACJI POLSKIEJ
N owoczesne lecznictwo byłoby okrucieństwem' gdyby usiłowało ratować tylko życie, a nie chciało zająć się kalectwem, przed którym nie potrafiło uchronić człowieka (W. Dega). Wiktor Łakomicki na kolumnie pierwszego pomnika poświęconego Karolowi Marcinkowskiemu (1800 - 1846) kazał wyryć tylko trzy słowa: "Doktorowi, Żołnierzowi, Obywatelowi". Pisząc ten artykuł, poświęcony najwybitniejszemu poznańskiemu lekarzowi okresu trzydziestolecia nowoczesnej Polski, profesorowi doktorowi Wiktorowi Dedze, sądzę iż identyczny napis można umleSClC przy jego nazwisku. I mimo że działalność Karola Marcinkowskiego i Wiktora Degi przypada na krańcowo różne warunki, w jakich im przyszło żyć, mimo iż dzieli ich niemal cała epoka historyczna - obu łączy wiele wspólnego, działalność obu należy do najchlubniejszych kart wielkopolskiej medycyny, obaj będąc gorącymi patriotami - narażali swoje życie i przelewali krew w walkach o wyzwolenie ojczyzny, obaj wreszcie w wyniku swej ofiarnej i dalekowzrocznej pracy społecznej zasłużyli na miano wybitnych obywateli naszego kraju. Wiktor Marian Dega urodził się 7 grudnia 1896 r. w Poznaniu, w rodzinie urzędnika Zakładu Ubezpieczeń Społecznych Wiktora i jego żony, Zofii z domu Korzbog- Tuchołka. W rodzinnym mieście ukończył w latach 1908 - 1915 Gimnazjum im. Marii Magdaleny, w którym brał żywy udział w konspiracyjnej działalności polskich organizacji oświatowych i wojskowych. Wybuch I wojny światowej zastał go w ostatniej klasie gimnazjalnej. Jako mieszkaniec "dzielnicy pruskiej" zmuszony został do odbycia służby wojskowej w armii pruskiej. Podczas I wojny światowej, będąc jeszcze w mundurze, zdał maturę w roku 1918 w Koblencji. Następnie udał się na studia lekarskie do Berlina, które przerwał z chwilą wybuchu rewolucji listopadowej w Niemczech. Na wieść o mającym wybuchnąć Powstaniu Wielkopolskim wrócił do Poznania i w pierwszym jego dniu (27 XII 1918 r.) ochotniczo wstąpił w szeregi powstańcze. Brałudział w walkach przeciwko oddziałom pruskim w Poznaniu i w kilku rejonach Wielkopolski.
Z chwilą formowania się oddziałów Wojska Polskiego zgłosił się w jego szeregi. Służył z krótką przerwą w roku akademickim 1919/1920, w którym to okresie został urlopowany na kurs dla medyków na Uniwersytecie Warszawskim. Po ukończeniu służby wojskowej kontynuował studia medyczne, początkowo w Warszawie, a od 1922 r. na Uniwersytecie Poznańskim, gdzie 6 września 1924 r. uzyskał tytuł doktora wszechnauk lekarskich. W tymże roku, jeszcze przed uzyskaniem dyplomu lekarskiego (1 IV), rozpoczął specjalizację z chirurgii ortopedycznej i ortopedii jako asystent Kliniki Ortopedycznej U niwersytetu Poznańskiego, pierwszej tego rodzaju placówki uniwersyteckiej w Polsce zorganizowanej w roku 1922, kierowanej przez profesora doktora Ireneusza Wierzejewskiego (1881 - 1930). Pracował tam do 1 lutego 1931 r. Specjalizację uzupełnił dokształcającymi studiami w znanych ośrodkach europejskich: w Klinice Chirurgii Dziecięcej i Ortopedii u Gabriela Nove-Josseranda w Lyonie i w Klinice Ortopedycznej Ludwika Ombredanne'a w Paryżu (1925 - 1926), w Instytucie Ortopedico Rizzoli w Bolonii u Vittorio Puttiego (1927) oraz u Patryka Haglunda w Klinice Ortopedycznej i Zakładzie dla Kalek w Sztokholmie (1932). Studia zagraniczne w pełni ukształtowały przyszły kierunek zainteresowań naukowych i społecznych Wiktora Degi. Równocześnie z pracą kliniczną był w latach 1926 - 1937 lektorem gimnastyki leczniczej i masażu w Studium Wychowania Fizycznego Uniwersytetu Poznańskiego, od 1928 r. kierował poradnią Sportowo- Lekarską Ośrodka Wychowania Fizycznego w Poznaniu oraz od 1930 r. prowadził bezpłatne kursy gimnastyki wyrównawczej dla dzieci szkolnych z wadami postawy. Po odejściu z Kliniki Ortopedycznej od 1 lutego 1931 r.
do 31 października 1938 r. był prymariu
szem Poznańskiego Zakładu Ortopedycznego im. Bronisława Saturnina Gąsiorowskiego. Habilitował się 10 maja 1933 r., po czym do końca sierpnia 1939 r. był wykładowcą ortopedii dla studentów medycyny Uniwersytetu Poznańskiego. W listopadzie 1938 r. przeniósł się do Bydgoszczy, gdzie został ordynatorem zorganizowanego przez siebie Oddziału Ortopedycznego Szpitala Miejskiego.
Dnia 21 listopada 1928 r. Wiktor Dega założył rodzinę, pojmując za żonę lekarza-pediatrę, doktor Marię Żelewską, córkę lekarza Stanisława Zelewskiego i jego żony Małgorzaty Krystyny Stolz. Z małżeństwa tego urodziło się troje dzieci: Barbara (1932) - dziś adiunkt w Katedrze Grafiki Akademii Sztuk Pięknych w Warszawie, żona znanego patomorfologa, doktora medycyny habil. Dymitra Komitowskiego; Zofia (1934) obecnie doktor chemii, pracownik naukowy w Zakładzie Chemii Organicznej Polskiej Akademii Nauk, jest żoną chemika, prof. dra hab. Mirosława Szafrana i Michał (1944) inżynier magister leśnik jest obecnie asystentem w Instytucie Ochrony Roślin w Winnej Górze, pow.
Środa.
W sierpniu 1939 r. Wiktor Dega jako kapitan rezerwy Wojska Polskiego został zmobilizowany, brał udział w kampanii wrześniowej, 10 września został ranny w bitwie pod Kutnem, 17 września w Dobrzelinie dostał się do niewoli razem ze szpitalem wojskowym. 1 kwietnia 1940 r. został przekazany wraz z chorymi do Szpitala Ujazdowskiego w Warszawie, gdzie zwolniono go ze służby wojskowej. W tym samym miesiącu przeszedł do cywilnej służby zdrowia i został ordynatorem oddziału Chirurgii Dziecięcej w Szpitalu im. Karola i Marii.
Podczas Powstania Warszawskiego (1944) pracował jako chirurg w punkcie opatrunkowym "Sano" przy ul. Lwowskiej. Po Powstaniu wraz ze Szpitalem im.
Karola i Marii ewakuował się do Włodzimierzowa pod Piotrkowem i pracował tam do chwili wyzwolenia.
Jubileusze
W Polsce Ludowej, gdy uniwersytety szeroko otworzyły swoje podwoje, Wiktor Dega otrzymał propozycję objęcia katedry ortopedii w Warszawie, Wrocławiu i Poznaniu. Wybrał swoje rodzinne miasto. 5 grudnia 1945 r. objął kierownictwo Kliniki Ortopedycznej U niwersytetu Poznańskiego, 15 stycznia 1946 r. został mianowany profesorem nadzwyczajnym, a w dziesięć lat później (29 XI 1956) profesorem zwyczajnym. W pełni korzystając z powstałych w powojennej Polsce doskonałych warunków do rozwoju rehabilitacji - konstytucyjnie zagwarantowane zostały wszystkim obywatelom powszechność i bezpłatność leczenia oraz prawa do nauki i pracy - przystąpił do zorganizowania Kliniki Ortopedycznej w Poznaniu według własnej koncepcji. Mając na uwadze olbrzymią liczbę inwalidów, jaką zostawiła ostatnia wojna, po której liczba okaleczeń narządu ruchu wynosiła 80% wszystkich zranień Profesor poświęcił cały swój talent organizatorski zagadnieniu nowoczesnej rehabilitacji kalek. Przez długie lata w ortopedii światowej wyróżniano trzy kolejne fazy leczenia: rozpoznanie; właściwe leczenie podstawowe (zabieg operacyjny); rehabilitacja jako dalszy ciąg (uzupełnienie) leczenia podstawowego, rozpoczynająca się zwykle po jego zakończeniu. Profesor Dega opierając się na fizjologicznych właściwościach układu ruchowego wprowadził zasadę leczenia funkcjonalnego idącego w parze z leczeniem podstawowym (tzw. leczenie usprawniające lub lecznicze usprawnianie). Ta nowoczesna forma rehabilitacji zaczęła rozwijać się na świecie dopiero podczas II wojny światowej 1939-1945, a głównie po wojnie. Zdając sobie doskonale sprawę, że w przypadkach ciężkiego uszkodzenia narządu ruchu nie wystarczą same zabiegi lekarskie ani nawet sama operacja chirurgiczna, że "leczenie nie może ograniczyć się do leczenia chorego na
rządu, lecz powinno leczyć chorego człowieka i przejąć troskę o przygotowanie go do codziennego życia i pracy po adaptacji do kalectwa" - profesor Dega zorganizował w swojej Klinice zespoły rehabilitacyjne lekarza specjalisty z zakresu rehabilitacji, współpracującego ściśle z chirurgiem ortopedą, składające się z: instruktora gimnasty ki leczniczej, fizykoterapeuty, terapeuty zajęciowego, psychologa, pracownika socjalnego, instruktora pracy zawodowej, pedagoga specjalnego, technika ortopedycznego i pielęgniarki. N ależy podkreślić, że profesor Dega zaczął rozwijać rehabilitację od stanu zerowego w okresie, w którym brakowało w Polsce wszelkich środków, brakowało odpowiednich kadr zespołów rehabilitacyjnych, wzorów kompleksowego leczenia, podjął zatem w polskiej medycynie pracę pionierską. Nie będzie w tym słowa przesady jeżeli stwierdzimy, że Klinika Ortopedyczna w Poznaniu w krótkim czasie po wyzwoleniu stała się ośrodkiem nowoczesnej myśli rehabilitacyjnej w Polsce, ośrodkiem wysoko cenionym przez wybitnych specjalistów zagranicznych i szerokie rzesze pacjentów, które przewinęły się przez oddziały i poradnie tej nowoczesnej placówki. Ministerstwo Zdrowia, mając głębokie uznanie dla koncepcji i modelu rehabilitacji człowieka kalekiego (połączenie rehabilitacji medycznej ze społeczną i zawodową), wprowadzonej przez poznańskiego lekarza, powołało profesora Degę na stanowisko Krajowego Specjalisty do Spraw Rehabilitacji w dniu 1 grudnia 1950 r. Od tej chwili szeroki plan rozwoju nowoczesnej rehabilitacji według koncepcji Wiktora Degi zaczął obejmować cały kraj. Dzięki ni e zwykłym zdolnościom organizacyjnym i dużej energii działania Profesora, doszło w Polsce do szerokiego rozkwitu rehabilitacji kalek i do ścisłego zintegrowania jej z powszechną służbą zdrowia. W roku 1951 wybuchła w Polsce epi
I sekretarz Komitetu Wojewódzkiego Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej i przewodniczący Wojewódzkiej Rady Narodowej Jerzy Zasada wręcza Wiktorowi Dedze Nagrodę Miasta Poznania i Województwa Poznańskiego (1974)
demia choroby Heinego- Medina (Poliomyelitis anterior acuta, syn. nagminne porażenie dziecięce), którą w o przypadków zostały dotknięte dzieci w wieku od sześciu miesięcy do pięciu lat. Choroba ta stała się poważnym problemem społecznym, przynosząc w konsekwencji setki kalekich dzieci z trwałymi uszkodzeniami narządu ruchu. Z inicjatywy profesora Degi został wówczas wprowadzony jednolity w całym kraju sposób postępowania usprawniającego osób dotkniętych chorobą Heinego- Medina, polegający na wczesnej rehabilitacji (stosowanej już podczas pobytu chorych na oddziałach zakaźnych), kontynuowanej
w okresie ustępowania porażeń i następnie prowadzonej rehabilitacji adaptacyjnej w okresie trwałych, nieodwracalnych porażeń - tę ostatnią przejęły specjalnie powołane w tym czasie zakłady leczniczo-wychowawcze. Równocześnie profesor Dega opracował oryginalne metody operacyjne zmierzające do uwolnienia chorych z porażeniami poliomyelitycznymi od konieczności noszenia aparatów ortopedycznych, a tym samym stworzył możliwość uczynienia kalectwa mniej dokuczliwym. Wszystkie te osiągnięcia organizacyjne i metody postępowania z chorymi na Poliomyelitis znalazły ponownie szerokie zastosowanie podczas
Jubileusze
jeszcze tragiczniejszej w skutkach epidemii w roku 1958, największej jaką dotąd obserwowano na ziemiach polskich (6090 chorych - 348 zgonów).
Działalność profesora "Wiktora Degi szybko zyskała światowy rozgłos. W roku 1957 został powołany na eksperta Światowej Organizacji Zdrowia w sprawach rehabilitacji. Obowiązki te pełnił przez dwie kadencje, do 1967 roku. W dziejach polskiej ortopedii rok 1958, dzięki zabiegom profesora Degi, stał się datą znaczącą. Ministerstwo Zdrowia w uznaniu wielkiej społecznej roli rehabilitacji, zatwierdziło specjalność lekarza-specjalisty w rehabilitacji. Wkrótce powstały w oparciu o Centralny Zarząd Uzdrowisk Państwowych: rehabilitacyjne ośrodki naukowo-badawcze, ośrodki rehabilitacji poszpitalnej, sanatoria ortopedyczno-rehabilitacyjne dla dzieci i młodzieży łącznie z leczeniem operacyjnym i zaopatrzeniem ortopedycznym. W celu zabezpieczenia coraz większych potrzeb kadrowych w dziedzinie rehabilitacji, w roku 1959 uruchomiony został w Poznaniu pierwszy w Polsce Ośrodek Szkoleniowy przy Klinice Ortopedycznej Akademii Medycznej, który do chwili obecnej prowadzi systematyczne kursy dokształcające, kolejno dla lekarzy, instruktorów wychowania fizycznego, pielęgniarek i terapeutów zajęciowych. Wreszcie w roku 1960 powstała w Poznaniu pierwsza w kraju Katedra Medycyny Rehabilitacyjnej. Jedną z najpiękniejszych inicjatyw profesora Wiktora Degi było powołanie w roku 1960 społecznej organizacji Polskiego Towarzystwa Walki z Kalectwem, którego celem jest "organizowanie i prowadzenie różnych form walki z kalectwem i inwalidztwem zarówno dorosłych, jak i u dzieci oraz współpraca w tym zakresie z zainteresowanymi organizacjami społecznymi i naukowymi, resortami, instytucjami i radami narodowymi". W kilkunastu sekcjach pracujących przy Zarządzie Głównym, kierowanym przez Profesora, skupia się kilka tysięcy działaczy społecznych, nau
kowców, studentów - ludzi deklarujących gotowość dobrowolnego służenia idei walki z kalectwem - oraz ponad tysiąc osób prawnych, w większości spółdzielczych zakładów pracy. Towarzystwo przez nawiązanie kontaktów i bliską współpracę z Międzynarodowym Towarzystwem Rehabilitacji Inwalidów (International Society for Rehabilitation of the Disabled), którego długoletnim członkiem Walnego Zgromadzenia jest profesor Wiktor Dega, "nie tylko wniosło poważny wkład w rozwój rehabilitacji na świecie, lecz niejednokrotnie wywierało duży wpływ na ukierunkowanie działalności tej organizacji oraz na zwiększenie znaczenia krajów socjalistycznych w tym zrzeszeniu". Profesor Wiktor Dega położył olbrzymie zasługi jako organizator nowoczesnej rehabilitacji w Polsce: jako uczony i przewodniczący Komisji Rehabilitacji Polskiej Akademii Nauk przyczynił się do utworzenia podstaw naukowych rehabilitacji leczniczej. Władze państwowe wysoko oceniły zasługi Profesora dla rozwoju zdrowotności w Polsce Ludowej nadając mu w roku 1964 jako pierwszemu lekarzowi w kraju najwyższe odznaczenie: Order Budowniczych Polski Ludowej. W dwa lata później (1966), podczas X Kongresu Międzynarodowego Towarzystwa Rehabilitacji Inwalidów, doceniając wkład profesora Wiktora Degi w rozwój rehabilitacji na świecie przyznano mu naj · wyższe odznaczenie · - Nagrodę im. Alberta Laskera. Dorobek naukowy Wiktora Degi obejmuje niemal wszystkie działy ortopedii i wynosi ponad sto osiemdziesiąt rozpraw, w tym kilka obszernych monografii oraz wysoko ceniony zbiorowy podręcznik pod jego redakcją Ortopedia i rehabilitacja, którego dwa wydania (1964, 1968) zostały w krótkim czasie całkowicie wyczerpane. Wśród wielu cennych publikacji naukowych profesora Degi można wyróżnić dwie duże grupy - najliczniejszą poświęcaną badaniom nad fizjologicznymi,psychicznymi i socjalnymi podstawami rehabilitacji i organizacją rehabilitacji oraz grupę dotyczącą badań najczęstszej z wrodzonych wad narządu ruchu - wrodzonemu zwichnięciu biodra. Rozpoczynając od pracy habilitacyjnej pl. Badania Z dziedziny etiologii i patogenezy wrodzonego zwichnięcia biodra (1932), nagrodzonej w roku 1931 na Konkursie im. Feliksa Sommera i przedrukowanej in extenso w języku włoskim w "Chirurgia degli Organi di Movimento", poprzez cały cykl prac obejmujących leczenie zachowawcze i operacyjne, włącznie z ostatnio opracowanymi zagadnieniami rekonstrukcji dysplastycznego stawu biodrowego - mamy obraz niemal pięćdziesięcioletnich badań problemu, >:tóry stał się zadaniem życia profesora Wiktora Degi. Wychodząc z założenia, że "wrodzona dysplazja biodra tworzy jedno z kluczowych zagadnień społeczno-ortopedycznych w Polsce ze względu na dużączęstotliwość, z jaką się pojawia, i ze względu na kalectwo, jakie pociąga za sobą, jeśli nie jest wyleczona" wszechstronne badania Profesora, szczególnie poświęcone patogenezie wrodzonego zwichnięcia biodra, przyczyniły się w lecznictwie do przesunięcia punktu ciężkości w kierunku profilaktyki przez wczesne wykrywanie wady i rozpoczęcie jej leczenia tuż po porodzie. W tym zakresie w Polsce również przysługuje profesorowi Dedze miano pioniera, był on bowiem w naszym kraju inicjatorem i organizatorem akcji profilaktycznej, wczesnego wykrywania i leczenia wrodzonego zwichnięcia biodra. Wyniki tych prac przedstawiał na licznych zjazdach i kongresach naukowych w kraju i za granicą. Za wspomniany cykl badań profesor Dega w roku 1968 uzyskał indywidualną Nagrodę Państwową I stopnia. Poza autorstwem wielu rozpraw naukowych Profesor jest również autorem
Kawaler "Orderu uśmiechu" prof. dr Wiktor Dega dekoruje podobnym orderem prof. dra Ole cha Szczepskiego (1974)
Jubileusze
pomysłowych, oryginalnych metod operacyjnych noszących w literaturze medycznej jego nazwisko. Za badania z zakresu leczenia operacyjnego związanego z rehabilitacją otrzymał w roku 1951 indywidualną Nagrodę Państwową II stopnia. Miasto, w którym pracuje bez mała pięćdziesiąt lat, nagrodziło go tytułem laureata Nagrody Naukowej Poznania po raz pierwszy 23 lutego 1951 r., a po raz drugi w przeddzień jubileuszu XXX -lecia Polski Ludowej, w lipcu 1974 r.
Zasługi profesora Wiktora Degi dla medycyny polskiej i naszego społeczeństwa są olbrzymie i wprost niewymierne . Bo jakże wymierzyć radość i sens życia przywrócone tysiącom kalekich dzieci i dorosłych przez bezpośrednią czy teżpośrednią działalność Profesora ? Już sama świadomość i pamięć o tym fakcie wystarczy, by zdać sobie sprawę z niezwykłości dokonań tego znakomitego lekarza- humanisty, uczonego o wybitnie społecznej postawie. Ta zasadnicza zasługa Profesora - przywracanie społeczeństwu w wyniku readaptacji jeszcze do niedawna straconych w wyniku kalectwa ludzi - jest niewątpliwie największa, ale trudno nie wspomnieć również o innych wybitnych jego zasługach, np. na polu dydaktyczno-wychowawczym. I chociaż Profesor nie lubi tego określenia, to należy stwierdzić, że jest on twórcą znakomitej szkoły, z której wyszło kilkunastu samodzielnych pracowników nauki, rzeszą doktorów medycyny, setki lekarzy i wysokiej klasy
specjalistów w zakresie ortopedii i rehabilitacji oraz tysiące studentów medycyny - stanowiących dziś potężną armię pracowników polskiej służby zdrowia, która pod okiem Profesora zdobyła szlif y naukowe, gruntowne przygotowanie zawodowe i wspaniałą szkołę życia. Dzisiaj też niemal połowa polskich katedr ortopedii i rehabilitacji jest obsadzona przez uczniów profesora Degi, którzy szerzą dzieło swojego mistrza. Profesor nie tylko był i jest znakomitym dydaktykiem grupującym wokół siebie ludzi o podobnym jak on nastawieniu humanistycznym i społecznym, jest on również wybitnym wychowawcą w myśl zasady "słowa uczą, przykłady pociągają"-. I tu tkwi tajemnica jego sukcesów wychowawczych. Dzięki niezwykłej dobroci, życzliwości i serdecz
ności dla chorych oraz współpracowników, studentów i wszystkich ludzi, którzy mają choćby przelotny kontakt z Profesorem, zdobył on głęboką sympatię wszystkich. Dużo wymaga od siebie, natomiast jest pełen mądrej pobłażliwości i wyrozumiałości w stosunku do innych. Cechujący się niezwykle szerokimi horyzontami umysłowymi i głęboką kulturą, znakomity uczony o gorącym sercu, czułym na ludzką krzywdę i ból, o twarzy zawsze pogodnej i serdecznym, życzliwym uśmiechu - stał się ideałem godnym naśladowania dla lekarzy i studentów. Władze polityczne 1 administracyjne Poznania oraz Ministerstwo Zdrowia wysoko ceniąc walory naukowe, organizacyjne, dydaktyczne i wychowawcze Profesora przez szereg lat nakłaniały go do
Jubileuszeobjęcia steru Akademii Medycznej, aź wreszcie, mimo olbrzymich, czasochłonnych obowiązków, profesor Dega podjął się trudów rektorstwa uczelni, i to w nienajbardziej pomyślnym dla niej okresie, tj. od 21 maja 1959 r. do chwili niespodziewanej choroby, gdy ze względu na stan zdrowia musiał 1 lutego 1962 r. zrezygnować z tej zaszczytnej funkcji. Dnia 30 września 1967 r. profesor Dega przeszedł na emeryturę, ale nie w stan spoczynku. Wydarzenie to w niczym nie zahamowało dotychczasowej działalności - w stworzonej przez siebie nowoczesnej placówce (obecnie Instytut Ortopedii i Rehabilitacji Akademii Medycznej), Profesor bierze żywy udział w pracach naukowo-usługowych. 28 listopada 1968 r. prof. Dega przy współpracy z Zakładami Przemysłu Metalowego "H. Cegielski" uruchomił w Poznaniu pierwszy w Polsce Zakład Rehabilitacji Przemysłowej. I gdyby jego energię oceniać według liczby wykonywanych tygodniowo poważnych operacji ortopedycznych, to można by wysnuć wniosek, że profesor Dega nigdy jeszcze nie był tak pełen energii i sił twórczych j ak dzisiaj. Profesor Dega działał i nadal działa w licznych organizacjach społecznych i w towarzystwach naukowych krajowych oraz zagranicznych. Jest członkiem wielu akademii oraz członkiem honorowym, korespondentem specjalnym i rzeczywistym ponad trzydziestu towarzystw naukowych z całego świata. Pełni szereg funkcji w krajowych i zagranicznych to
warzystwach chirurgicznych i ortopedycznych. Od roku 1948 jest naczelnym redaktorem "Chirurgii Narządów Ruchu i Ortopedii Polskiej" , członkiem Rady Naukowej wydawnictwa "Excerpta Medica" oraz członkiem Rady Naukowej "American J ournal of Orthopaedic Surgery". Reprezentował i nadal reprezentuje naukę polską na licznych międzynarodowych zjazdach i kongresach naukowych za granicą, był wykładowcą w wielu czołowych ośrodkach ortopedycznych w Europie i Ameryce. Posiada najwyższe odznaczenia państwowe i naukowe. W 1969 r. otrzymał najwyższy tutuł naukowy doktora honoris causa nadany przez Akademię Medyczną w Poznaniu, następnie przez Akademie Medyczne we Wrocławiu (1973) i w Krakowie (1974).
W roku 1970 został wybrany Najpopularniejszym Wielkopolaninem Roku. W gabinecie Profesora wisi portret Karola Marcinkowskiego. Ci, którzy dobrze znają życie i działalność twórcy nowoczesnej rehabilitacji w Polsce są przekonani, że wielkie dziedzictwo ducha, jakie pozostawił Marcinkowski, w pełni przejął najwybitniejszy współczesny lekarz poznański - profesor dr Wiktor Dega. Dla obu hasłem życia była myśl Seneki: Miser res sacra. Obaj też stanowią dla nas nieprzeciętnej miary wzór lekarza-społecznika. I rację miał wielki poeta rzymski Horacy twierdząc, że: Fortes creantur Jortibus et bonis.
Roman Meissner
WSPOMNIENIE POŚMIERTNE O HENRYKU BRĘBOROWICZU
Dnia 1 sierpnia 1973 r. zmarł po dłuższej chorobie profesor dr habilitowany Henryk Bręborowicz, wicedyrektor do spraw lecznictwa Instytutu Ginekologii i Położnictwa Akademii Medycznej w Poznaniu, kierownik Kliniki Patologii Ciąży, ceniony lekarz i zasłużony nauczyciel akademicki. Henryk Bręborowicz urodził się dnia 13 sierpnia' 1909 r. w Recklinghausen w rodzinie górnika Jana Bręborowicza i jego żony Stanisławy z domu Swięcioch. W roku 1919 rodzice powrócili do Polski i zamieszkali w Poznaniu. Henryk ukończył w 1928 r. Gimnazjum im. Ignacego Paderewskiego, po czym po służbie wojskowej w latach 1928 - 1929 rozpoczął studia na Wydziale Prawno- Ekonomicznym Uniwersytetu Poznańskiego. Po pierwszym roku (1929/1930) przeniósł się na medycynę. W dniu 15 maja 1936 r. Henryk Bręborowicz ukończył studia, uzyskał dyplom lekarza, a po rocznej praktyce w szpitalach w Poznaniu, Węgrowie i Siemianowicach, z dniem 1 sierpnia 1937 r. rozpoczął pracę na Oddziale Położnictwa i Chorób Kobiecych Kliniki Położnictwa i Ginekologii Uniwersytetu Poznańskiego, która mieściła się wówczas w Szpitalu Wojewódzkim przy ul. Polnej. Zainteresowania naukowe przejawiał już w chwili rozpoczęcia pracy zawodowej. Jego pierwsza publikacja naukowa na temat zakażeń pałeczką tężca ukazała się w "Nowinach Lekarskich" (1938). W roku 1939 ukończył rozprawę doktorską pt. Przerywanie ciąiy, opartą na materiale Uniwersyteckiej Kliniki Położniczo-Ginekologicznej w Poznaniu w czasie od 1919 do 1938 r. Jednakże wybuch wojny światowej nie pozwolił Mu
U*na ukończenie przewodu, toteż tytuł doktora medycyny uzyskał dopiero po wyzwoleniu kraju w dniu 9 października 1945 r. Henryk Bręborowicz jako oficer Wojska Polskiego powołany został w sierpniu 1939 r. do udziału w kampanii wojennej. Po klęsce wrześniowej dostał się do niewoli i został internowany w Krakowie, skąd uciekł i schronił się na Kielecczyźnie. Pracował z pełnym poświęceniem w Szpitalu Miejskim w Waśniowie (pow. Opatów), udzielał pomocy lekarskiej miejscowej ludności oraz partyzantom walczącym z okupantem; w latach 1944 - 1945 pracował w Skarżysku Kamiennej.
Do Poznania powrócił w dniu 22 lutego 1945 r. Rozpoczął pracę w Klinice
Z żałobnej karty
Położnictwa i Ginekologii Uniwersytetu Poznańskiego, brał żywy udział w przywróceniu jej działalności leczniczej i naukowo-dydaktycznej. Początkowo zajmował stanowisko starszego asystenta, a później - adiunkta (do 27 I 1950 r.). Ogłosił w tym czasie dziewięć prac naukowych i uzyskał specjalizację w zakresie położnictwa i ginekologii (5 XII 1954 r.) Z dniem 1 lutego 1951 r. dr Henryk Bręborowicz objął funkcję ordynatora oddziału położniczo-ginekologicznego Szpitala Miejskiego w Gorzowie Wlkp., gdzie pracował do dnia 31 grudnia 1956 r. W tym czasie pełnił również obowiązki wojewódzkiego konsultanta w zakresie położnictwa i ginekologii dla województwa zielonogórskiego. Od dnia 1 stycznia 1957 r. pracował jako adiunkt w II Klinice Położnictwa i Chorób Kobiecych Akademii Medycznej w Gdańsku, a z dniem 1 września tegoż roku, na Jego prośbę, Ministerstwo Zdrowia przeniosło go do I Kliniki Położnictwa i Chorób Kobiecych Akademii Medycznej w Poznaniu na to samo stanowisko. Po powrocie do macierzystej kliniki, po pięciu latach intensywnej pracy naukowej, Henryk Bręborowicz uzyskał w dniu 14 czerwca 1961 r. tytuł docenta habilitowanego na podstawie pracy Badania h istom etryczn e łożYska. Od dnia 1 czerwca 1970 r. Henryk Bręborowicz kierował Kliniką Patologii Ciąży i pełnił obowiązki zastępcy dyrektora do spraw lecznictwa Instytutu Ginekologii i Położnictwa. W dniu 23 września 1971 r. otrzymał tytuł profesora nadzwyczajnego. Bezpośrednim polem działania Henryka Bręborowicza była klinika i sala operacyjna, lecz jego wnikliwy umysł obejmował szerokie horyzonty różnych dziedzin nauki. Położnictwo ujmował niezwykle głęboko, widząc w nim tę gałęź medycyny, która jest odpowiedzialna za znaczny odcinek zdrowia społecznego. Twórczość naukowa i nieustanne śledzeni e współczesnego piśmiennictwa stałysię Jego nawykiem intelektualnym. Ze współczesnej nauki czerpał i wprowadzał do praktyki wszystko, co naj cenniejsze. Dorobek naukowy Profesora obejmuje ponad sto prac ogłoszonych drukiem, w tym około sześćdziesięciu prac klinicznych i oryginalnych. W czasopismach zagranicznych zostało ogłoszonych osiem J ego prac, a dwie przetłumaczono na język angielski. W publikacjach przedhabilitacyjnych opracował szereg zagadnień z dziedziny położnictwa, ginekologii, endokrynologii i urologii oraz reńtgenoterapii. Ta rozpiętość tematyczna uwarunkowana była strukturą organizacyjną Kliniki, a zarazem była odbiciem etapów pracy Profesora w początkach jego działalności i specjalizacji. Wyraźna koncentracja zainteresowań naukowych wokół zagadnień patologii ciąży zaznaczyła się w pracy habilitacyjnej, poświęconej histometrii z ciąż prawidłowych i patologicznych. Obok tematyki łożyskowej można wyróżnić drugą dziedzinę zainteresowań, amianowi - cie diagnostykę zagrożenia płodu. Ten temat opracowany został szeroko w pracach omawiających: zachowanie się estrogenów i kortikosterydów w przebiegu ciąży, diagnostykę stanów przedcukrzy - cowych, diagnostykę konfliktu serologicznego, technikę i przydatność kliniczną aminoskopii itd. Niemal wszystkie prace z dziedziny patologii ciąży poświęcone są zagadnieniom opracowanym przedtem w klinikach polskich. Wnioski z tych prac są zawsze ostrożne i krytyczne, wskazują na dużą dojrzałość Profesora jako naukowca.
Henryk Bręborowicz zwrócił uwagę na schorzenie nadnerczy w ciąży (np. pheochromocytoma) , które najczęściej błędnie rozpoznawano jako późne zatrucia ciążowe, i podał sposoby rozróżniania tych schorzeń. Najbardziej jednak wartościowym osiągnięciem Profesora z zakresu endokrynologii położniczej jest stwierdzenie związków pomiędzy produkcją estrogenów w ciąży i stanem płoduo Autor wykazał, że w przypadkach dystrofii, wad rozwojowych i innych schorzeń płodu - z wyjątkiem konfliktu serologicznego - ilość estrogenów jest znacznie niższa niż w ciąży prawidłowej. Na podstawie swych badań doszedł do wniosku, że poziom estrogenów w ciąży jest sprawdzianem prawidłowego rozwoju jaja płodowego. W badaniach nad strukturą i funkcją łożyska, prof. Bręborowicz posługiwał się metodami histologicznymi, izotopowymi oraz biochemicznymi. Celem jego dociekań było poznanie związków pomiędzy zmianami morfologicznymi i czynnościowymi łożyska a stanem płodu. Do tej grupy prac należy rozprawa habilitacyjna, w której wykazał brak zależności pomiędzy czasem trwania ciąży i morfologicznymi objawami procesu starzenia się łożyska oraz stwierdził, że w przypadkach niedotlenienia wewnątrzmacicznego płodu proces starzenia się łożyska nie jest bardziej zaawansowany niż w łożyskach grupy kontrolnej. W pracach nad hormonalną funkcją łożyska, posługując się jednocześnie metodami morfologicznymi i biochemicznymi, wykazał, że w zakresie produkcji estrogenów czynność łożyska nie jest w pełni autonomiczna i zależy od funkcji nadnerczy płodu. W konkluzji doszedł do wniosku, że poziom estrogenów w ciąży nie jest testem wydolności łożyska, jest natomiast sprawdzianem rozwoju jaja płodowego. Stwierdzenie to ma duże znaczenie dla praktyki położniczej. N ajbardziej istotne z punktu widzenia opieki nad rodzącą i noworodkiem są prace Profesora nad związkami pomiędzy zmianami zapalnymi płodów oraz występowaniem zapaleń płuc wewnątrzmacicznych i zakażeń u noworodków. Szerokie zastosowanie wyników tych badań w pracy oddziałów położniczych może przyczynić się w dużym stopniu do wczesnego rozpoznawania przebytego zakażenia wewnątrzmacicznego, co miałoby istotne znaczenie w zwalczaniu śmiertelności noworodków.
W działalności naukowej Henryka Bręborowicza znamienne jest zainteresowanie najbardziej aktualnymi problemami położnictwa. Takie zagadnienia, jak niewydolność szyjkowo-ciśniowa, rola nadnerczy w ciąży, profilaktyka konfliktu serologicznego, cukrzyca w przebiegu ciąży, ciąża o wysokim ryzyku położniczym znajdowały się i znajdują się nadal w centrum zainteresowania współczesnego położnictwa. Profesor Henryk Bręborowicz położył wielkie zasługi w zakresie działalności organizacyjnej towarzystw naukowych. Był członkiem Poznańskiego Towarzystwa Przyjaciół Nauk, Polskiego Towarzystwa Ginekologicznego, Polskiego Towarzystwa Endokrynologicznego oraz honorowym członkiem Jugosłowiańskiego Towarzystwa Ginekologicznego i Polskiego Towarzystwa Ginekologicznego. W latach 1963 - 1965 był sekretarzem oddziału poznańskiego Polskiego Towarzystwa Lekarskiego; w latach 1946 - 1950 sekretarzem, 1957 - 1965 - wiceprzewodniczącym, a 1965 - 1970 - przewodniczącym oddziału poznańskiego Polskiego Towarzystwa Ginekologicznego. Reprezentował naukę polską na kongresach i konferencjach naukowych w Niemieckiej Republice Demokratycznej, w Pradze, Londynie i Lozannie.
Dostrzegał nowe kierunki rozwoju położnictwa. Kiedy w 1968 r. powstała Sekcja Medycyny Perinatalnej Polskiego Towarzystwa Ginekologicznego, prof.
Bręborowicz został przewodniczącym i kierował jej działalnością do końca swych dni. Za jeden z celów medycyny perinatalnej uważał inicjowanie współpracy naukowej w zakresie fetologii i neonatologii ze specjalistami z innych dziedzin. Potrzeba tej współpracy wynikała z przedświadczenia Profesora, że dalszy postęp w walce ze śmiertelnością i zachorowalnością płodów i noworodków zależy od poznania fizjologii tego okresu życia człowieka. Jednocześnie przeciwstawił się poglądom wynikającym z małej znajomości procesów ży
Z żałobnej kartyciowych płodu, a szczególnie próbom tłumaczenia urazem porodowym zbyt wielu chorób; wskazywał, że jakkolwiek moment porodu ma wiele cech dramatycznych, nie może być uważany za jedyny i centralny punkt w procesie rozrodu. Nie może też przesłonić zasadniczej prawdy, a mianowicie tej, że zdrowe dziecko jest konsekwentnym wynikiem prawidłowej ciąży, oraz że łatwy, fizjologiczny poród chorego płodu nie jest w stanie naprawić szkodliwości zaistniałych w ciąży. Opiekę przedporodową oraz okołoporodową uznawał za najbardziej efektywne odcinki profilaktyki. Inicjował i gorąco popierał rozwijane przez jego współpracowników nowoczesne metody diagnostyki zagrożenia płodu, jak hormonalne testy wydolności łożyska, badania parametrów równowagi kwasowo-zasadowej w krwi włośniczkowej płodu, aminoskopię, badanie kardiotokograficzne i in. Profesor Bręborowicz był uzdolnionym i cenionym nauczycielem akademickim. Wiele uwagi poświęcił unowocześnianiu ćwiczeń klinicznych zarówno w strukturze procesu kształcenia, jak i infrastrukturze. Jego walory dydaktyczne były wysoko oceniane przez pracowników Wydziału i studentów. Prowadził również zajęcia dydaktyczne w ramach szkolenia podyplomowego. Potrafił swoją wiedzę i doświadczenie kliniczne
przekazać współpracownikom. Wychował wielu dobrych specjalistów w dziedzinie ginekologii i położnictwa. Był promotorem pięciu zakończonych przewodów doktorskich. Henryk Bręborowicz pojął za żonę lekarza pediatrę Alfredę Mienk. Z małżeństwa tego urodziła się czwórka dzieci: Elżbieta (zamężna Knapowska), lekarz mikrobiolog w Akademii Medycznej; Jan, lekarz medycyny, starszy asystent w Zakładzie Anatomii Patologicznej Akademii Medycznej, Grzegorz - matematyk i Andrzej - student Akademii Medycznej. Za twórczą i ofiarną pracę udekorowany został Krzyżem Kawalerskim Orderu Odrodzenia Polski (1969), Odznaką "Za wzorową pracę w służbie zdrowia", Odznaką Honorową "Za zasługi w rozwoju województwa poznańskiego" a także zielonogórskiego. Henryk Bręborowicz był wybitnym lekarzem i naukowcem, który na każdym z pełnionych stanowisk potrafił sobie zaskarbić uznanie kolegów i współpracowników. Posiadał niezwykłe zalety serca i umysłu. Jego urok osobisty i wielka skromność wzbudzały powszechny i głęboki szacunek. Pozostanie w naszej pamięci jako człowiek, który swe siły i zdrowie poświęcił niesieniu pomocy chorym, który całe swe życie złożył w ofierze nauce.
Zbigniew
Słomko
Y.:Y y TADEUSZ PACZKOWSKI
Pochowany na junikowskim Cmentarzu Komunalnym w dniu 16 listopada 1973 r., redaktor Tadeusz Paczkowski był wielce cenionym dziennikarzem sportowym, związanym z Poznaniem od bez mała siedemdziesięciu lat. Miastu poświęcił swoje najlepsze lata pracy i życia. Urodził się dnia 4 kwietnia 1897 r. w Berlinie, z rodziców Józefa i Marii z Boryszków. Ojciec jego z zawodu rymarz, związany z partią socjaldemokratyczną, był jednocześnie działaczem Polonii berlińskiej. Przejęty współczesnymi mu hasłami, wychowywał córkę Irenę oraz synów Tadeusza, Adama 1 Sobiesława w duchu patriotycznym.
Przed wybuchem rewolucji w 1905 r.
rodzina Paczkowskich przeniosła się do Warszawy, gdzie Józef Paczkowski nadal działał w ruchu lewicowym. Aby uniknąć prześladowań, Paczkowscy przenieśli się do Gdańska, a stamtąd w roku 1907 do Poznania, w którym to mieście Tadeusz rozwijać zaczął działalność patriotyczną i sportową, a potem dziennikarską. Jako członek Drużyny Skautowej im.
Mieczysława I oraz konspiracyjnego T 0warzystwa Tomasza Zana, w maju 1915 r. przyczynił się do powstania nowej grupy bojowo-niepodległościowej pod nazwą Klubu Sportowego "Unia". Działalność sportowa miała być pretekstem, ukrywającym prawdziwy charakter "Unii". Tadeuszowi Paczkowskiemu powierzono funkcję sekretarza, a jego brat Adam został skarbnikiem. Kiedy w dniu 27 grudnia 1918 r. wybuchło Powstanie Wielkopolskie, w wielu akcjach zbrojnych w Poznaniu wzięli udział członkowie " Unii" , wśród nich bracia T adeusz i Adam Paczkowscy. Tadeusz Paczkowski JUZ w wolnej Polsce aktywnie współpracował w organizacji życia sportowego. Z jego i jego braci inicjatywy powstał w roku 1926 w Poznaniu Polski Związek Hokeja na
Trawie. Tadeusz był również jednym z założycieli Polskiego Związku Bokserskiego (1923) oraz Pływackiego (1922), w których pełnił funkcję członka zarządu od założenia do roku 1928. N ależał też do pierwszych zarządów - Poznańskiego Okręgowego Związku Piłki N ożnej i Lekkoatletycznego.
Obok pracy zawodowej już w dziennikarstwie i pracy w związkach sportowych - Tadeusz Paczkowski znalazł również czas na uprawianie sportu. Był m. in. hokeistą na trawie mistrzowskiego zespołu Klubu Sportowego "Lechia", również reprezentantem Polski w tej dyscyplinie sportowej. Grał na prawym skrzydle w pierwszym meczu reprezentacji Polski z Węgrami, jaki w 1929 r. odbył się w Poznaniu. Brał udział w pierwszym biegu ulicznym redakcji "Kuriera Poznańskiego", zajmując czwarte miejsce (1921).
Pracował jako do 1939 r. wdziennikarz katowickimsportowy dzienniku
Z żałobnej karty
Tadeusz Paczkowski w mundurze skauta. Fotografia wykonana w "Fotogr. Atelier Elite" w Poznaniu przy ul. Rycerskiej 13 w latach 1910 - 1915
"Siedem Groszy", później w wychodzącym w Poznaniu "Nowym Kurierze" oraz w Oddziale Polskiej Agencji Telegraficznej. W latach okupacji hitlerowskiej wysiedlony został ttrraz z rodziną do tzw. Generalnej Guberni. Znalazł dach nad głową w Krakowie, gdzie również należał do grona organizatorów tajnego nauczania historii i literatury polskiej. W maju 1945 r. Tadeusz Paczkowski wrócił do Poznania i rozpoczął pracę w Polskim Związku Zachodnim, skąd w następnym roku przeniósł się do działu sportowego redakcji "Głosu Wielkopolskiego". Tam też do końca swego życiapisał o wszystkich zagadnieniach życia sportowego Wielkopolski. W 1946 r. wybrany został prezesem Poznańskiego Klubu Dziennikarzy Sportowych. Z chwilą powrotu do Poznania zajął się sprawą reaktywizacji klubów 1 związków sportowych. Wybrany został m. in. do Zarządu Polskiego Związku Bokserskiego, Polskiego Związku Hokeja na Trawie i Polskiego Związku Pływackiego. Był też wtedy wielkim propagatorem sportu motocyklowego, zainicjowanego właśnie przez " Unię" . Do końca 1946 r. "Unia" powołała dwanaście oddziałów w miastach Wielkopolski i na Ziemi Lubuskiej. Należał do organizatorów "Rajdu po Ziemiach Odzyskanych", który odbył się w dniach 21- 27 lipca 1946 r. na trasie: Poznań-Wałcz-Stargard - Szczecin-Gorzów-Zielona Góra- Wrocław- Leszno- Poznań. W rajdzie, który odbył się pod patronatem Polskiego Związku Zachodniego, startowało 86 zawodników z całej Polski. Można stwierdzić, że nie było w Poznaniu ani jednej większej imprezy sportowej, w której nie uczestniczył Tadeusz Paczkowski dzieląc się następnie swymi wrażeniami na łamach "Głosu Wielkopolskiego" .
N iestrudzony w swej długoletniej owocnej pracy dziennikarskiej, przepojony wielką miłością do młodzieży, Tadeusz Paczkowski zdobył sobie wielkie uznanie nie tylko miłośników sportu, ale również władz. Odznaczony został wieloma odznaczeniami; posiadał m. in. Krzyż Kawalerski Orderu Odrodzenia Polski, Złoty Krzyż Zasługi, Wielkopolski Krzyż Powstańczy oraz liczne złote odznaczenia sportowe. Sport polski ze śmiercią Tadeusza Paczkowskiego poniósł niepowetowaną stratę.
Edmund Olachowski
Powyższy artykuł jest częścią publikacji Kronika Miasta Poznania: kwartalnik poświęcony problematyce współczesnego Poznania 1975.01/03 R.43 Nr1 dostępnej w Wielkopolskiej Bibliotece Cyfrowej dla wszystkich w zakresie dozwolonego użytku. Właścicielem praw jest Wydawnictwo Miejskie w Poznaniu.