STANISŁAW

Kronika Miasta Poznania: kwartalnik poświęcony problematyce współczesnego Poznania 1965.10/12 R.33 Nr4

Czas czytania: ok. 38 min.

HEBANOWSKI

TEATRY POZNAŃSKIE W LATACH 1945-1959 CZĘŚĆ III (1 TX 1956-31 VIII 1959)

W TYCH TRZECH sezonach dwukrotnie zmieniło się kierownictwo w poznańskich teatrach dramatycznych. Nagłe zmiany personalne, zamierzenia i plany nigdy nie zrealizowane, autentyczne sukcesy (obok porażek), odpływ widzów z teatru i próby pozyskania publiczności różnymi metodami - oto charakterystyczne cechy tego trzyleoia teatralnego. Wyraźniej niż w innych miastach zarysowało się także w Poznaniu ścieranie tradycyjnych gustów publiczności z ambicjami repertuarowymi i inscenizacyjnymi teatru. Nie zawsze przychodziła teatrowi z pomocą w tym konflikcie krytyka, czasem przeceniająca pozornie nowoczesne pomysły reżyserskie, zagrzewająca z równym animuszem do wystawienia Majakowskiego, Brechta, Sartre'a... i Anouilha, wpadająca w zachwyt nad melodramatem Eduarda de Filippo Filomena Marturano' i z lekceważeniem przyjmująca jako pozycję repertuarową Szkołę kobiet "historiona" (sic!) Bogusławskiego. Poza tym dyrektorzy otrzymywali nominację tak późno, że nie mieli szans reorganizacji teatru i już na samym początku stykali się (w wypadku Ireny i Tadeusza Byrskich) z bierną lub aktywną opozycją części zespołu. Swoją "małą stabilizację" przeżyły teatry poznańskie dopiero za dyrekcji Jana Perza w latach 1959-1963. Mimo to w tym okresie "burzy i naporu", interesujących propozycji i nagłych załamań - było przynajmniej kilka wydarzeń teatralnych, które można zaliczyć do nieprzeciętnych zjawisk artystycznych. Należy do nich niewątpliwie związanie z teatrem Piotra Potworowskiego, jednego z najwybitniejszych polskich plastyków, który właśnie w Poznaniu - za dyrekcji Ireny i Tadeusza Byrskich - projektował dla teatru scenografię 2.

1 Występy gościnnie Teatru Powszechnego z Łodzi na deskach Teatru Polskiego i N owego od 4 VUE l do 2 IX 1956 r. Wystawiano: Celestynę Rojasa (od 4 VIII), Nauczyciela tańców Lope de Vegi (od 7 VIII), Kwadraturą Tcola Katajewa (od 7 VHI), Filomeną Martuuano Eduardo de Filippo (od 4 vni). "Gazeta Poznańska" R. 1956 nr 187 i 189. · Po śmierci Potworowskiego Zdzisław Kępiński pisał: "gdyby mógł tworzyć dalej - stworzyłby Potworowsfci zapewne wTęcz nową epokę scenografii polskiej przez wprowadzenie koloru jako czynnika budującego optykę sceny, a nie tylko strojącego ją - przez wyrzucenie za burtę wnętrzarstwa scenicznego i galanterii artystycznej, choćby najbardziej udziwnionej, tworzącej samodzielny organiam na prawach kaduka, uprawiający swoje gierki w obrębie utworu dramatycznego; przez oparcie scenografii o zasadę wyrażania poprzez środki plastyczne syntezy charakteru i nastroju utworu stanowiącego właściwy przedmiot przedstawienia, a rozumianej w całej jego powadze i jego własnej prawdzie". "Katalog Wystawy " maj 1963 r.

Stanisław Hebanowski

DYREKCJA ROMANA SYKAŁY p (IX 1936-31 VI I I 19138)

Romana Sykałę, reżysera Teatru Powszechnego w Łodzi poznała publiczność poznańska z inscenizacji Nauczyciela tańców Lope de Vegi 3. Janina Morawska pisała o tym spektaklu z zachwytem: "... Aby wątłą fabułę «Nauczyciela» rozbudować w przedstawieniu, które gra, śpiewa, drga życiem, rytmem i tryska humorem -. trzeba było po trosze stać się współtwórcą tej sztuki [...] Zaletą wszystkich bardzo licznych i bardzo pomysłowych nadbudówek reżyserskich jest tio, że nigdy nie graniczą z płaską wulgarnością i wywołują na widowni śmiech najiepsizego gatunku". I tak kończyła swój długi artykuł: "roją mi się złote sny o przyszłości naszych, tak dotąd pognębionych teatrów. Ostateczny wniosek z przedstawienia: teraz będzie chyba inaczej! ,,4. A jak było w rzeczywistości? Roman Sykała zaangażował do Poznania wybitnego aktora Ignacego Machowskiego, młodego reżysera Marka Okopińskiego, ucznia Kazimierza Dejmka, który pełnił również funkcję koordynatora pracy artystycznej, oraz aktorkę Ewę Zdzieszyńską- Sykałową. Zespół artystyczny składał się z 75 aktorów. Ambitne plany repertuarowe przyjęte' zostały przez prasę z życzliwością i zrozumieniem. Żywiołowy talent reżyserski Romana Sykały i jego duża inwencja w rozwiązywaniu sy*tuacji scenicznych, ostre eksponowanie scen groteskowych, chęć popisania się "widowiskowością" , wyraźnie zrytmizowanym ruchem - zdobyły sobie poklask znacznej części widowni. Jako pełną prostoty i nowoczesną przyjęto konwencjonalną i tzw. funkcjonalną scenografię Aleksandra Jędrzejowskiego (dekoracje) i Jadwigi Przeradzkiej (kostiumy) w inauguracyjnym przedstawieniu Wieczoru Trzech Króli Szekąpira. Nawet utanecznione amorki, uwijające się w ciągu całej akcji i mierzące z łuku kolejno do Violi, Oliwii, Orsina - nie wywoływały sprzeciwów krytyki. Zastanawiano się tylko, czy są one proweniencji rokokowej czy barokowej. Podobało się, j ak pisała Janina Morarwska, "malownicze rozmieszczenie postaci scenicznych na wielu płaszczyznach". Zgłoszono tylko pretensję do aktorów (Janina Marisowna "przedramatyzowała" rolę Oliwii, Aleksandra Koncewicz jako Viola była zbyt liryczna i zbyt kobieca, a Zbigniew Kajetanowicz (Orsino) "pozostał całkowicie kostiumowy" . "Czapkę z głowy przed techniką i kunsztem reżysera - pisał Bogdan Danowicz - nie ma jednak poezji pod oliwkami" 5. Nikt nie zwrócił uwagi na to, że właśnie ta ornamentyka inscenizacyjna (na tle obrotówki oraz spuszczanych i podnoszonych olbrzymich pinii), zacierała tekst, rozczłonkowany dość mechanicznie na fragmenty liryczne i rubaszno-fcomiczne. Warto przypomnieć, że tłumacz sztuki, Stanisław Dygat, w programie napisał: "Zapragnąłem dać w polskim języku ten mądry i głęboki, ten prawdziwy Wieczór Trzech Króli, mający mioim zdaniem nikły związek z oną bufonadą lub komedią muzyczną, którą oglądałem na naszych scenach". Wydaje mi się, że temperament i niekontrolowana pomysłowość Romana Sykały zaszkodziły wielu jego spektaklom. W pierwszym sezonie 1956/1957 poza montażem "Bohaterom Warszawy" w układzie Bogdana Danowicza i z udziałem Mieczysława Fogga wystawiono dziesięć sztuk: Bogusławskiego Szkoła kobiet (Teatr Nowy, 25 X 1956) w reżyserii Ry

* Sztuka ta wystawiana była gościnnie w Poznaniu od 7 VIU 1956 r. "Gazeta Poznańska" R. 1956 nr 189. 4 "Gazeta Poznańska" B. 1956 nr 198.

5 "Tygodnik Zachodni" R. 1956 nr 7/8.

Wieczór Trzech Króli Szekspira, w przekładzie Stanisława Dygata. Inscenizacja i reżyseria Romana iSykały, dekoracje Aleksandra J ę drzejowsMiego, kostiumy Jadwigi Przeradzkiej. Premiera 3 XT 1956 r. w Teatrze Polskim. Na zdjęciu: J anina Marisówna (Oliwia) i Aleksandra Koncewicz (Viola)

I i i

1 u* fłI*"szarda Sobolewskiego 1 scenografii Adama Bilskiego; Szekspira Wieczór Trzech Króli, (Teatr Polski, 3 XI 1966); F. Garcia Loncai Dom Bernardy Alba (Teatr Polski, 28 XI 1056) w inscenizacji i reżyserii Włodzimierza Ziembińskiego i scenografii Jerzego Szeskiego; Pirandella Henryk IV (Teatr Nowy, 7 XII 1956) w przekładzie Ludwika Chrzanowskiego, reżyserii Jana Perza i scenografii Zbigniewa Bednarowicza; Oscara Wilde'a Brat marnotrawny, (Teatr Nowy, 2 II 1957) w przekładzie Władysława Krzemińskiego, inscenizacji i reżyserii Włodzimierza Ziembińskiego i scenografii Jerzego Kondrackiego; Leo Ferrero Angelica (Teatr Polski, 17 II 1957) w przekładzie Tadeusza Żeromskiego, inscenizacji i reżyserii Romana 'Sykały i scenografii Mariana Stańczaka; Agaty Christie Pułapka na myszY (Teatr Nowy, 6 IV 1957) w reżyserii Ryszarda Sobolewskiego i scenografii Zbigniewa Bednarowicza; E. Scribe'a Szklanka wody (Teatr Polski, 26 IV 1957) w reżyserii Stefana Orzechowskiego i scenografii Aleksandra Jędrzejewskiego i J adwigi Przeradzkiej; Andre Roussina Nina (Teatr Nowy, 17 V 1957) w reżyserii Romana Sykały i scenografii 'Zbigniewa Kaji; Ican Anouilha Bal złodziejaszków

Stanisław Hebanowski

Scena zbiorowa z III aktu Henryka IV Luigi Pirandello w [przekładzie Leona Chrzanowskiego. Reżyseria Jana Perza, scenografia Zbigniewa Bednarowicza. Premiera 7 XII 1956 r. w Teatrze Nowym

(Teatr Nowy, 6 IV 1957) w przekładzie Marii Serkowskiej, w reżyserii Marka Okopińskiego i scenografii Mariana Stańczaka. Już ten spis świadczy o nagłym obniżeniu ambicji repertuarowych. Po katastrofalnie słabej frekwencji na przedstawieniach Domu Bernardy Alba, po kosztownej Angelice - pułapką na widzów miał być "kryminał" Agaty Christie, Szklanka (stęchłej) wody i francuska sztuczka bulwarowa. "Kasowo" zawiodło nawet zgrabne przedstawienie "różowej" sztuki Anouilha. Kryzys repertuarowy pogłębił się znacznie w następnym sezonie. Na razie jednak Szkoła kobiet Bogusławskiego, słabo zresztą grana i przyjęta ze zrzędzeniem przez krytykę, cieszyła się pewnym powodzeniem. Włodzimierz Ziembiński dał aktorsko wybitne przedstawienie Domu Bernardy Alba. "Reżyser - pisała słusznie J. Morawska · - dokonał tej rzeczy rzadko u nas praktykowanej: powiązał wszystkie postacie sceniczne siecią nieustannych intensywnych kontaktów. Te kobiety naprawdę kochają i nienawidzą, te kobiety naprawdę ze sobą walczą" 6. Po raz ostatni przed śmiercią wystąpiła w roli obłąkanej Marii Józef y - Zofia Wierzejska, tworząc wstrząsającą, przerażającą i głęboko ludzką kreację. Drapieżną i sugestywną Poncią była Helena Czechowska. "Od lat - pisała dalej J. Morawska - nie widzieliśmy na naszej scenie tak twórczego zespolenia dzieła dramatycznego z dziełem teatru ,,7. W zgodzie z klimatem dramatu były również efektowne dekoracje Szeskiego.

Bardzo interesująco rozwiązał scenografię do Henryka IV Zbigniew Bednarowicz. Dekoracje potraktowane płasko, graficznie, wywoływały niepokojącąe "Gazeta Poznańska" R. 1956 nr 217. 7 Jw.

atmosferę. Wnęki z plastycznymi kukłami ułatwiały w ostatnim akcie zdemaskowanie sztucznej konstrukcji średniowiecznego zamku, zamieniającego się nagle we wnętrze współczesnej kliniki o nagich ścianach. Współgrało to świetnie z metamorfozą bohatera. Grał go Michał Pluciński. Edward Żebrowski pisał, że w tej raczej martwej sztuce "Pluciński tchnął w kreowaną postać gorzki niepokój współczesnego człowieka"s. Tę nieprzeciętną rolę powtórzył Michał Pluciński w Teatrze Narodowym w Warszawie - również w reżyserii Jana Perza, który potrafił w dramacie Pirandella dostroić nesizitę zespołu do dobrze fezonująceigo akompaniamentu protagonisty. Warto dodać, że podobnie rozwiązał scenę z kukłami (które niektórym krytykom kojarzyły się z niefortunnym "panopticum") Vilar, reżyserując Henryka IV.

N ajciekawszą premierą i w pełni udaną inscenizacją Romana Sykały była Angelica Ferrera. Dramat błędnego rycerza Orlanda, który postanowił uwolnić miasto spod dyktatury Regenta i który po chwilowym zwycięstwie ginie z ręki tej, którą ocalił, naszkicował autor - włoski antyfaszysta - na tle masek z komedii dell'arte. Te groteskowe figury przebiegające w zrytmizowanym marszu, obudzone do życia i wolności i znów zastygające w automatyzmie lalek, wyrzekające się szybko swego człowieczeństwa, zapisały się trwale w pamięci widowni. Pięknie zabrzmiały patetyczne nawoływania do buntu Orlanda (Ignacy Machowski), jego żarliwość w dyskusji ze sceptycznym i cynicznym Regentem (Michał Pluciński). Wzruszającą oberżystką była Irena Detkowska. Ażurowa, wielopiętrowa konstrukcja Mariana Stańczaka z niesymetrycznie rozwieszonymi żaluzjami okien i kolorowymi lampionami wyraziście określała miejsce akcji. Rozsunięcie czarnych kotar i ogranie finału na surowym murze zamykającym scenę było znakomitym pomysłem inscenizatora. Niestety, po tak obiecującym początku rozczarowały następne premiery.

W Bracie marnotrawnym bardziej eksponowano szwy nieprawdopodobnych perypetii, niż repliki dialogu. Szklanka wody, Pułapka na myszY i Nina (obwożona również po prowincji) były już niechwalebnym kompromisem artystycznym, a nawet nie przyniosły spodziewanych sukcesów kasowych. O Balu złodziejaszków pisała pochlebnie J. Morawska, że reżyser Marek Okopiński "zachował nie tylko lekkość i wdzięk tej scenicznej zabawy, ale potrafił też odczytać ów głębszy nurcik [...] Partie liryczne traktowane są z humorem, nie pozbawionym sentymentu a dalekim od sentymentalizmu"9. A jednak, mimo przekonywających beapośredniością ról Aleksandry Koncewicz i Bogdana Zielińskiego, mimo wyrazistych postaci Stanisława Kamińskiego, Władysława Głąbika i Ireny Detkowskiej - różowy humor Anouilha okazał się dla publiczności zbyt hermetyczny.. . Po tym sezonie (należy zauważyć, że tylko Bogusławski reprezentuje tu polską literaturę) kłopoty repertuarowe objawiły się jeszcze wyraźniej. N a posiedzeniach Rady Artystycznej padały nieraz nieoczekiwane propozycje i dyskutowano długo o takich sztukach, jak Wesele Fonsia czy Wicek i Wacek. Czasem zbierano się na głośną lekturę mniej znanego tekstu. Po zgłoszeniu przez dyrekcję Klątwy Wyspiańskiego Rada Artystyczna wyłoniła spośród siebie delegację, która udała się do ... Kurii Arcybiskupiej z prośbą o opinię i wyrażenie zgody na wystawienie tej sztuki...

" Edward Zebrowski (Bernstein) "Tygodnik Zachodni" R. 1957 nr 9.

9 "Gazeta Poznańska" R. 1957 nr 154.

Stanisław

Hebanowski

Repertuar sezonu 1957/1958 zawierał: Lope de Vegi Dziewczyna z dzbanem (Teatr Polski, 6 IX 1957) w przekładzie Aleksandra Maliszewskiego, reżyserii Jana Perza i scenografii Zbigniewa Bednarowicza; Grey i Newmana Jim i Jill (Teatr Nowy, 28 IX 1957) w reżyserii Romana Sykały i Ryszarda Sobolewskiego, scenografii Zbigniewa Raji; Słowackiego Lilia Weneda (Teatr Polski, 20 X 1957) w inscenizacji i reżyserii Włodzimierza Ziembińskiego i scenografii Jerzego Szeskiego; Niewiarowicza Ich dwóch (Teatr Nowy, 5 XII 1957) w reżyserii Stefana Orzechowskiego i scenografii Czesława Kowalskiego; Perzyńskiego Lekkomyślna siostra (Teatr Polski, 12 XII 1967) w reżyserii Ryszarda Sobolewskiego i scenografii Zbigniewa Bednarowicza; Fredry Pan Jowialski (Teatr Polski, 5 X 1958) w reżyserii Władysława Stomy i scenografii Ewy Soboltowej; Durrenmatta Wizyta starszej pani (Teatr Polski, 20 III 1958) w przekładzie Marcela Ranickiego i Andrzeja Wirtha, inscenizacji i reżyserii Romana Sykały i scenografii Mariana Stańczyka; Zalewskiego Oj mężczyźni, mężczyźni (Teatr Nowy, 28 II 1958), w reżyserii Irmy Czaykowskiej i scenografii Czesława Kowalskiego; Marivaux Niestałość serc (Teatr Polski, 24 IV 1958) w przekładzie Stanisława Hebanowskiego, reżyserii Jana Perza i scenografii Zbigniewa Bednarowicza; Conty'ego Samobójstwo doskonałe (Teatr Nowy, 3 V 1958), w przekładzie Jerzego Lisowskiego, reżyserii Jerzego Waldena i scenografii Zbigniewa Kaji; Temnessee- Williamsa Tramwaj zwany pożądaniem (Teatr Polski, 4 VI 1958) w przekładzie Eugeniusza Cękalskiego, reżyserii Ryszarda Sobolewskiego i scenografii Zbigniewa Bednarowicza; Moliera Amfitrion (Teatr Nowy, 11 VII 1958) w przekładzie Boya-Żeleńskiego, reżyserii Jana Perza i scenografii Zbigniewa Bednarowicza. W próbach na końcu sezonu były sztuki: Kleista Rozbity dzban (Teatr Polski, 18 IX 1958) w przekładzie Zbigniewa Krawczykowskiego, inscenizacji i reżyserii Włodzimierza Ziembińskiego i scenografii Bolesława Kamykowskiego i bajka Magdy Strumian Jaśnie Pani Źebrakowa (Teatr Polski, 7 XI 1958) w reżyserii Stanisława Winieckiego i scenografii Czesława Kowalskiego. Roman Sykała zniechęcony trudnościami myślał już o powrocie do Łodzi.

Poza zmontowaniem (razem z Ryszardem Sobolewskim) komedii muzycznej Jim i Jill, wyreżyserował tylko Wizytę starszej pani. Obok Jima i JUla farsa Niewiarowicza i sensacyjne Samobójstwo doskonałe (nb. najsłabszą frekwencję zanotowano właśnie na tej sztuce), miały być "magneisem kasowym". Pana Jowialskiego i Lekkomyślną siostrę potraktowano jako konieczne, a więc niechętne, spłacenie długu rodzimej literaturze. Celestyn Skołuda pisał po premierze komedii Perzyńskiego, że reżyser "... nie mógł się zdecydować na jakąś jednolitą koncepcjo i przedstawienie zmieniło się w nieustanne dobieranie inscenizacyjnych stylów. Czasem więc Lekkomyślna siostra była wystylizowana na tradycyjną komedię mieszczańską, czasem znów na parodię takiej komedii, w innym miejscu na melodramat, niekiedy na komedię obyczajową, a pod koniec nawet na farsę ,,10. Trudno zakwestionować również racj e Celestyna Skołudy, który tak kończył recenzję z Lilii Wenedy: "Na pytanie «dlaczego Słowacki jest wielki?» dało przedstawienie. .. jedynie odpowiedź prof. Ptaki z Ferdydurke: «bo wieszczem był». I o to mogą mieć do przedstawienia poznańskiego największą pretensję entuzjaści Słowackiego" ". Spektakl był rzeczywiście "operowy", wygrany jedynie na pustej deklamacji, sztucznym patosie i jękliwym zawodzeniu oraz konwencjonalnych

10 "Głos Wielkopolski" R. 1957 rar 304.

p "Głos Wielkopolski" R. 1957 rar 258.

Zto Urąży Jiacqueisa Audiberti'ego w przekładzie Marii Beichczyc- Rudnickiej i Konrada Eberhardta. Inscenizacja i reżyseria Juliusza Burskiego i Antoniego Tosty, scenografia Antoniego Tosty. Premiera 21 XI 1958 r. w Teatrze Nowym. Na zdjęciu od lewej: Marek Dąbrowski (Król Doskonały XVII), Zofia Żelewska (Piastunka), Jerzy Kozłowski (Kardynał Różyczka), Anna Ciepielewska (Alarika) i Stanisław Niwiński (Marszałek dworu)

wstawkach humorystycznych. Skołuda stwierdził, że "najciekawszą w przedstawieniu ... (była) lamentacyjna muzyka Ryszarda Gardo" 12. Pięknie zarysowanej roli Aleksandry Koncewicz (Donia Maria) zawdzięczała swój sukces Dziewczyna z dzbanem w reżyserii Jana Perza. Skołuda pisał: "Donia Maria Aleksandry Koncewicz należy obok Henryka IV Michała Plucińskiego do naj ciekawszych kreacji aktorskich, jakie ostatnio można było oglądać w Poznaniu". I dalej: (Koncewicz) "zachowuje się jak skrzywdzone, wplątane w obce sprawy ludzi dorosłe dziecko, które ucieka z domu, aby udowodnić, że sprawy ludzkie mogą być również piękne i ludzkie"13. Ten sam krytyk kończył swój szkic, poświęcony tej roli: "Pan Jourdain nie wiedział, że mówi prozą. Koncewicz nie wie, że mówi wierszem, tak dobrze zna sekret magii poetyckiej" 14. Za tę rolę właśnie otrzymała aktorka nagrodę tygodnika "Wyboje" 15. Komedię Marivaux Niestałość serc potraktował reżyser Jan Perz jako subtelne rokokowe cacko ze wstawkami muzycznymi i cieniowaniem niuansów psychologicznych. Zbigniew Bednarowicz stworzył dla komedii pełne przestrzeni barwne tło, któremu lotności dodawały przezroczyste boczne blejtramy. "Teatr po

11 Jw.

" "Głos Wielkopolski" R. 1957 nr 221.

" "Tygodnik Zachodni" R. 1957 nr 40.

15 Za rok 1956 tygodnik "Wyboje" przyznał nagrodę Stanisławowi Jędrzejewskiemu za rolę Sebastianą w Wieczorze Trzech Króli.

Stanisław

Hebanowskidaje widzowi musujący napój - pisał Leszek Prorok - banieczki gazu powiercą przez kwadrans w nosie i ulecą bez śladu [...] Typowa dla francuskiej komedii symetria rozkładu par, symetria ich ufności i niewierności, staje się w końcu również monotonna jak symetryczny do iprzesady w rysunku klombów i alejek ogród francuski [...] N ad wysiłkami reżysera, aktorów i tłumacza unosił się gęt d " 16 S Y opar nu y... Sądzę, że narzucona konwencja "marivaudage'u" zabrzmiała wtedy zbyt szczebiotliwie, chociaż Aleksandrze Koncewicz (Sylwia) i Jerzemu Kaczmarkowi (Arlekin) nie brakło prawdy psychologicznej. I we Francji dopiero Planchon pokazał innego Marivaux! Recenzenci chwalili Amfitriona Moliera za to, że był igramy "trochę z dystansem". "Marian Miński w roli Merkurego i Eugeniusz Kotarski w roli Sozji - pisał Michał Misiorny - zdawali się nie grać lecz «przedstawiać»: patrzcie, jak to się świetnie można bawić. Baweie się z nami!" 17 Minio tego zaproszenia (i kilku konsekwentnie zagranych ról), widownia nie włączyła się do zabawy, może dla

" "Kranika Miasta Poznania" R. 1958 lUr 3.

tego, że była to zabawa zbyt grzeczna, zbyt konwencjonalna. Natomiast owacyjnie przyjęła widownia (nie prasa) krotochwilę Zalewskiego Oj mężczyźni, mężczyznz. J ej autentyczny sukces należy przypisać przede wszystkim kreacji Władysława Stomy w roli Kretońskiego. Ta świetnie skomponowana rola, przekazująca nam wielką tradycję Kamińsikiego i Frenkla, wbijająca się w pamięć charakterystycznością gestów (np. ręka, pocierająca ucho przy powracającej kwestii "Pochlebiam sobie... ") przeniosła krotochwilę Zalewskiego w wymiar znacznie wyższego teatru. Pełną temperamentu partnerką Władysława Stomy była Ewa Zdzieszyńska w roli Amelii Tichard. Wykazała ona diuże zdolności charateteryizacyjne i werwę w scenach drastycznych, nie przerysowując jednak postaci. Ostatnią poznańską inscenizacją Romana Sykały była Wizyta starszej pani Diirrenmatta. W porównaniu z wybitną realizacją Angeliki, w której nawet epizodyczne role (Władysław Głąbik (Porucznik), Stanisław Marian Kamiński (Podporucznik), Tadeusz Sabara, Aleksander Gajdecki, Zbigniew Graczyk (Policjanci), Leopold Detkowski (Stenterello), Stefan Orzechowski (Gianduia), opracowane były z doskonałą precyzją i wtopione w całość o narastającym napięciu - inscenizacja tej sztuki zagubiła się trochę w labiryncie pomysłów i efektownych tricków. Nie pomogły reżyserowi dekoracje Mariana Stańczaka - niejednolite, czasem ilustrujące, czasem "metaforyczne", a w pomyśle mające na przemian wywoływać zdziwienie i grozę. Upamiętnił się natomiast rolą Ula Ignacy Machowski. Jego skupiona gra, oszczędny gest, determinacja, z jaką poddawał się śmierci, uszlachetniły sztukę Durrenmatta. Celestyn Skołuda pisał: "U Illa- Machowskiego przerażenie narasta stopniowo aż do granic obłędu i do odrętwienia, które jest jedynie odmienną formą lęku i bezradności wobec śmierci. Ul Machowskiego pamięta przy tym nieustannie, że ginie od mechanizmu, który przed laty sam wprawił w ruch swoim tchórzliwym okrucieństwem..." Klarę Zachanassian grały na zmianę Irena Maślińska i Julia Kossowska. "Klara Ireny Maślińskiej - cytuję znów Skołudę - mści się nie tyle za własną krzywdę, ile za własne rozczarowanie [...] Klara Julii Kossowskiej ma to wszystko jakby poza sobą. W okrucieństwie jej zemsty nie ma już nic prócz mechanicznej niemal potrzeby wykonywa. t ' " 18 n1a ges ow ... . Ambitnym i interesującym przedstawieniem był Tramwaj zwany pożądaniem - ostatnia reżyseria w poznańskich teatrach dramatycznych Ryszarda Sobolewskiego. Oparł on spektakl na ostrych kontrastach, z pozornie naturalistycznego dialogu wyłuskiwał momenty grożącego niebezpieczeństwa, potrafił dyskretnymi środkami osiągnąć duszną i niesamowitą atmosferę, nie' zagubił przy tym psychologii i nie zatarł dramatu nieszczęśliwej Blanche. W tym aktorsko wyrównanym przedstawieniu główne role grali: Irena Maślińska i Ewa Zdzieszyńska (Blanche), Eugeniusz Robaczewski (Staniey), Henryk Olszewski i Tadeusz Sabara (Mitch), Maria Możdżeniówna i Alina Pewnicka (Stella). Egon Naganowski pisał: "... Maślińska stworzyła kreację wysokiej, rzadko u nas w Poznaniu oglądanej klasy. Jeżeli do tego jeszcze dodać, że Eugeniusz Robaczewski jako Stanley zaprezentował widzom przekonujący typ chamskiego, lecz nie pozbawionego sympatycznych cech prostaka, jeżeli weźmie się pod uwagę, że Henryk Olszewski w roli porządnego chłopca Mitcha, tchnął w graną przez siebie postać wiele ujmującej szczerości, a [...] również reszta wykonawców w miarę swoich sił na ogół utrafiła we

" "Głos Wielkopolski" K. 1958 nr 171.

18 "Tygodnik Zachodni" R. 1958 nr 17.

Stanisław

Hebanowskiwłaściwy ton -. to trzeba całość spektaklu uznać za piękne osiągnięcie teatru i młodego reżysera Ryszarda Sobolewskiego" 19. O roli Włodzimierza Ziembińskiego w Rozbitym dzbanie Kleista pisał z uznaniem Celestyn Skołuda: "Ziembiński wyróżniał się w roli sędziego Adama [...] Ziembiński uzupełnia ją, zwłaszcza w geście. Powstaje z tego wciąż wzbogacona nowymi szczegółami sylwetka sędziego o lisiej przebiegłości i naiwności dziecka na przemian antypatyczna, to znów budząca coś w rodzaju sympatii, jaką ludzie porządni zwykli darzyć zdolnych łajdaków 20 . Ale z przedstawienia wiało nudą. Włodzimierz Odojewski radził w "Tygodniku Zachodnim", aby "pójść w kierunku prześmiania, wydobycia absurdalnego komizmu z sytuacji, choć (jak stwierdzał) z drugiej strony wiem, że nie lada to trud, och, nieomal syzyfowy, w Poznaniu, gdzie prawie każdy aktor jest tragikiem 21. Premiera Kleista odbyła się już po wyjeździe Romana Sykały do Łodzi. Irena i Tadeusz Byrscy zwlekali z objęciem teatrów. Obawy i niepokoje części zespołu odzwierciedla list aktora Tadeusza Sabary, drukowany w "Tygodniku Zachodnim" 10 maja 1958 r. Oto charakterystyczny jego fragment: "Najczęściej powstaje w teatrze klika rozrabiaczy i szkodników. Siła tej kliki polega na tych czy innych powiązaniach z ludźmi spoza teatru. Chcąc wygrać swoje interesy i zaspokoić swoje, często fałszywe, ambicje, grupa ta wywołuje destruktywny ferment w zespole teatralnym. Ferment ten zatacza coraz szersze kręgi w mieście i kończy gatów Poznańskiego Towarzystwa Muzyoznuego, na którym powołano Federację

DYREKCJA IRENY I TADEUSZA BYRSKICH (1 IX Hi958-1 X 1959i)

Razem z Romanem Sykała odeszli z Poznania aktorzy Ignacy Machowski, Tadeusz Sabara, Ewa Zdzieszyńska. Rok wcześniej opuścił Poznań Michał Pluciński. Do Teatru Satyry przeniósł się reżyser Ryszard Sobolewski. Irena i Tadeusz Byrscy kończyli sezon w Kielcach, pertraktowali z władzami miejskimi, chcieli zapewnić sobie możliwość dalszego prowadzenia studium aktorskiego, które ułatwiłoby konsolidację zespołu, marzyli o otwarciu teatru ogródkowego "pod parasolem" na miejscu dawnej " Komedii Muzycznej ,,22. Tymczasem przystąpiono do prób Burmistrza poznańskiego w reżyserii Jana Perza i Dnia jego powrotu Nałkowskiej w reżyserii Marka Okopińskiego.

Ambicje repertuarowe Ireny i Tadeusza Byrskich były powszechnie znane.

W teatrze kieleckim wystawili w ostatnich latach m. in. Przyczynek do podróży Cooka Giraudoux, Kaligulę Camusa, Pluskwę Majakowskiego, Pokój Arystofanesa, Pierścień wielkiej damy Norwida, Powrót Odysa Wyspiańskiego, Leonce i Lene Buchnera i in. Ale właśnie ich nieustępliwość, ich model teatru, nawiązujący do tradycji "Reduty", budził w części zespołu poznańskiego przeróżne obawy. Zanim zjawili się w Poznaniu padały złośliwe uwagi, że chcą z teatru zrobić "szkółkę", mierzeniem sił na zamiary, snobizmem po prostu, nazywano ich propozycje repertuarowe i inscenizacyjne. W prasie, nawet tej życzliwej, z powątpiewaniem pisano o przyszłości teatrów. Szczepan Gąssowski pisał: "Praktyka wykazała, że

" "Nowa Kultura" R. 1958 mr 26.

20 "Głos Wielkopolski" R. 1958 nr 230.

21 "Tygodnik Zachodni" R. 1958 rar 43.

23 Niezrealizowany projekt tego (teatru opracowali Zbigniew Bednarowilcz i taż. Mieczysław Steicaewiskiniełatwo jest stawiać horoskopy teatralne w grodzie Przemysława nawet ludziom o ugruntowanej pozycji artystycznej, gdyż tutejsze środowisko teatralne potrafi przetrawić nawet najbardziej odporną i wydawałoby się na pierwszy rzut oka niespożytą indywidualność "23, ai Bogusław Kogut ostrzegał: "Nie wróżyłbym dyr. Byrskiemu łatwego chleba u poznańskiej Melpomeny, która jest jednym z wiecznych gwoździ na tzw. niwie kulturalnej"24. Okazało się, że te przewidywania sprawdziły się bardzo szybko. Byrscy pożegnali się z Poznaniem po jednym sezonie, obfitującym zresztą w szereg interesujących wydarzeń - żegnani przez jednych ze szczerym żalem, przez drugich z uczuciem ulgi. Zaczęło się zresztą od kompromisu. Zamiast Burmistrza poznańskiego - wskutek protestu zespołu - wystawiono Gbury Goldoniego. Kompromisem była zapewne rezygnacja z wystawienia Burmistrza poznańskiego, ponieważ utwór będący ". oświeceniową" przeróbką Alkada Z Alamei Calderona (pióra Baudouin'a de Courtenay - jalk dowodzi Zbigniew Raszewski) chociaż literacko bez większej wartości - był jednak interesującą pozycją dla inscenizatora i korespondował w jakiś sposób z wystawionym później Alvarezem Lubomirskiego. Natomiast Gbury zagrane tradycyjnie i bez inwencji były chyba premierą niepotrzebną. Protesty zespołu w sprawie Burmistrza poznańskiego wywołały propozycje inscenizacyjne popychające spektakl w kierunku groteski i arlekinady. Repertuar, tak ostro dyskutowany i wywołujący tyle sporów przedstawiał się również nie tak "awangardowo", jak można by sądzić z famy i legendy. Poza wieczorem literackim "Listy do matki Juliusza Słowackiego" w opracowaniu Juliusza Burskiego (Teatr Polski, 16 IX 1959) w oprawie plastycznej Zbigniewa Bednarowicza, wystawiono kolejno: N ałkowskiej Dzień jego powrotu (Teatr Nowy, 6 XI 1958) w reżyserii Marka Okopińskiego i scenografii Czesława Kowalskiego; Audiberti'ego ZJo krąży (Teatr Nowy, 21 XI 1958) w przekładzie Marii Bechczyc-Rudnickiej i Kazimierza Eberhardt'a, inscenizacji i reżyserii Juliusza Burskiego i Antoniego Tosty, scenografii Antoniego Tosty; Goldoni'ego Gbury (Teatr Polski, 28 XI 1958), w reżyserii Jana Perza i scenografii Zbigniewa Bednarowicza; Szaniawskiego Adwokat i róże (Teatr Nowy, 12 XII 1958) w reżyserii Włodzimierza Ziembińskiego i scenografii Jerzego Szeskiego; Ibsena Nora (Teatr Polski, 19 XII 1058) w przkładzie Jacka Friihlinga, reżyserii Tadeusza Byrskiego i scenografii Zbigniewa Bednarowicza; Cwojdzińskiego Freuda teoria snów (Teatr Nowy, 28 I 1959) w reżyserii Stefana Orzechowskiego i scenografii Bogny Lisowskiej; Wyspiańskiego Wesele (Teatr Polski, 14 II 1959) w reżyserii Tadeusza Byrskiego, scenografii Piotra Potworowskiego, muzykę skomponował Tadeusz Szeligowski; Czechowa Wujaszek Wania (Teatr Nowy, 10 III 1959) w przekładzie Artura Sandauera, reżyserii Jana Perza i scenografii Zbigniewa Kaji; Maliszewskiego Droga do Czarnolasu (Teatr Polski, 9 IV 1959) w reżyserii Tadeusza Byrskiego i Marka Okopińskiego w dekoracjach Mariana Gostyńskiego i kostiumach Ireny Burkę; Stadnickiego Kunszt miłości (Teatr Nowy, 14 IV 1959) w inscenizacji i reżyserii Tadeusza Byrskiego, scenografii Czesława Kowalskiego; Buchnera Woyzeck (Teatr Nowy, 3 VI 1959), w przekładzie Jerzego Lieberta, reżyserii Marka Okopińskiego, scenografii Piotra Potworowskiego. Muzykę skomponował Franciszek Woźniak; Lubomirskiego Don Alvarez albo niesforna w miłości kompanija (Teatr Polski, 11 VI 1959) w reżyserii Jana Perza, scenografii Zbigniewa Bedna

23 "Za i przeciw" R. 1958 nr 38.

u "Tygodnik Zachodni" R. 19$ nr 26.

Stanisław

Hebanowskirowicza, Muzykę skomponował Ryszard Gardo; Musseta Nie igra się Z miłością (Teatr Polski, 3 IX 1959) w przekładzie Boya-Żeleńskiego, inscenizacji i reżyserii Ireny Byriskiej, dekoracjach Czesława Kowalskiego, kostiumach Zuzanny Piątkowskiej. Muzykę skomponował Witold Lutosławski; i R. MalIeta Do ostatniego człowieka (Teatr Nowy, 10 IX 1959) w przekładzie Jerzego Lisowskiego, inscenizacji i reżyserii Włodzimierza Ziembińskiego i scenografii Zbigniewa Bednarowicza. Gościnnie występowali: Elżbieta Barszczewska w roli Nory, Marian Wyrzykowski w roli Kochanowskiego w Drodze do Czarnolasu oraz w Wieczorze Wyspiańskiego (16 III 1959), Jacek Woszczerowticz, Halina Kossobudzka i Ignacy Gogolewski. Nie ma, < ak sądzę, w tym repertuarze żadnej pozycji kompromitującej ani wstydliwej. Siedem dramatów to twórczość polska, w tym pięć współczesnych autorów. Ale właśnie ten współczesny repertuar polski budził najwięcej niezadowolenia. Krytycy zżymali się na adaptację opowiadania Stadnickiego. Celestyn Skołuda opatrzył swoją recenzję tytułem: "Pochwała kołtuństwa"25, a Stanisław Kamiński określił ją jako "Banał z morałem"26 - ale melodramatyczne perypetie Niny o "czystej duszy" brukanej "zgnilizną" otoczenia - Byrski pokazał w interesującej, epickiej formie. Wanda Elbińska naturalnie i z przekonaniem interpretowała długie monologi bohaterki. O tradycyjnie, w solidnych wnętrzach, pokazanej Drodze do Czarnolasu pisał Michał Misiorny. . . . .Inna garść wątpliwości wiąże się z użytym już terminem - teatr »szkolny«. Ująłem go w cudzysłów, bo mam na myśli specyficzny odcień znaczeniowy tego słowa. Sztuka mianowicie nie będzie miała, tak przypuszczam, specjalnego oddźwięku wśród rzesz widzów [...] z przyczyny przeładowania jej realiami rodem właśnie z wykładu szkolnego"27. Nie przekonał Adwokat i róże. W przedstawieniu według Michała Misternego ,jpozostalła tylko komedia miejscami poetycka, przyobleczona w sławną zadumę i dobrotliwą ironię Szaniawskiego.. .", a Włodzimierz Ziembiński jako mecenas "górował nad resztą zespołu"2s. Freuda teoria snów została uznana za sztukę płytką i przebrzmiałą. Skołuda pisał: "Bo zabawa w psychoanalizę, jak wszystkie zabawy, podlega prawom mody"<. ». Michał Misiorny żalił się w "Tygodniku Zachodnim": "W Poznaniu nawet nazwy obu teatrów dramatycznych nie przystają do wypadkowej (a może "przypadkowej"? ich działalności: W »Polskim« między Norą i Weselem trzeba byk» trawić niewydarzonych Gburów, by wejść na koniec do teatru «szkolnego», w «Nowym» zaś równie rozległa skakamka wiodła od Auddbertiego, poprzez Czechowa i Szaniawskiego do Cwojdzińskiego... ,,30 A więc nie tylko repertuar polski był atakowany. Celestyn Skołuda tak formułował swe zarzuty pod adresem Gburów w artykule "Łabędzi śpiew tradycjonalizmu": "... Komedia Goldoniego straciła w Teatrze Polskim satyryczną ciętość, charakterologiczną dociekliwość, wenecką swą urodę i zamieniła się w poważne celebrowanie przywar 1[...] Reżyserowi Janowi Perzowi nie udało się znaleźć odpowiedniego, ani w ogóle jakiegokolwiek klucza inscenizacyjnego do

25 "Głos Wielkopolski" R. 1959 nr 123.

** "Tygodnik Zachodni" B. 1959 nr 22.

" "Tygodnik Zachodni" R. 1959.nr tf.

fi "Głos Wielkopolski" R. 1958 nr 306. 21 "Głos Wielkopolski" R. 1959 nr 30. Wiarto zaznaczyć, że żaden z krytyków nie zgłosił takich pretensji do autora po prapremierze Hipnozy w Teatrze Współczesnym w Warszawie (1964). " "Tygodnik Zachodni" R. 1959 nr 17.

Woyzeck George Buchnera w przekładzie Jerzego Lieberta. Reżyseria Marka Okopińskiego, scenografia Piotra Potworowskiego. Premiera 3 VI 1959 r.

w Teatrze Nowym. Na zdjęciu: Władysław Głąbik (Woyzeek) i Irena Maślińska (Maria)

Gburów [...] Wykonawcy Gburów skompromitowali nie tylko Goldoniego, ale i n i e o m a l (dop. redakcji "Głosu Wielkopolskiego") samych siebie nie czyniąc prawie żadnego użytku ze swego doświadczenia aktorskiego, dowcipu, inteligencji i pomysłowości" 31. Nie lepiej pisano o Wujaszku Wani. ,,«Realizacja poznańska» Wujaszka Wani (cytuję Skołudę), w reżyserii Jana Perza, zrezygnowała zupełnie z nowych interpretacyjnych poszukiwań i nie przejmowała się również dawnymi. Jest wolna od pokus i szczególnej ambicji; poprzestaje na podawaniu dosłownie tekstu bez społecznych, psychologicznych, poetyckich czy filozoficznych uogólnień"32. Znamienne, że wszyscy recenzenci chwalili scenografię Zbigniewa Kaji: "Uwspółcześnienie Wujaszka Wani ograniczyło się w Teatrze N owym do scenografii, która i tutaj musiała wyręczać reżysera i wykonawców"33. "Kaja przygotował trafną, z lekka tylko stylizowaną oprawę plastyczną spektaklu"34. "Na przedstawieniu poznań

"" Głos Wielkopolski" R. 1958 9 XII.

Si "Głos Wielkopolski" R. 1959 nr 87.

11 Jw.

11 Michał MIsdomy Nie ten wujaszek. "Tygodnik Zachodni" R. 1959 nr 14.

Stanisław

Hebanowskiskiego Czechowa, jego realizatorzy na pewno nie nadążyli za 'scenografem. Po prostu nie porywali widowni, byli staroświeccy..." 3 5 Nikt nie zadał sobie pytania czy to stylizowane, plakatowe drzewo na tle płaskiego horyzontu, obrzeżonego czernią kotar, kilka mebelków i kilka autentycznych rekwizytów jest wynikiem przemyślenia sztuki Czechowa, czy też ma być winietką, zdobiącą "ze smakiem" pudełko sceniczne bez względu na to, co się tam będzie działo. Co prawda M. Misiorny słusznie stwierdził, że 'Sonia Janiszewskiej była bodaj najlepszym osiągnięciem Wujaszka Wani i- nie dodał jednak, że właśnie Bożena Janiszewska nie poddała się presji scenograf ii; była najbliższą w swym liryzmie zaprawionym odrobiną goryczy - tradycyjnemu Czechowowi 36 . Sądzę, że porażki artystyczne w teatrze Byrskich były skutkiem kompromisu.

Byrscy szukali jakiegoś "modum vivendi" z dawnym zespołem. Starali się zaspokoić ambicje poszczególnych członków zespołu, chociaż sami nie bardzo wierzyli w pomyślną ich realizację i dlatego nie bardzo interesowali się przebiegiem prób do tych przedstawień. W ten sposób na zasadzie autonomii niektóre przedstawienia dojrzewały niejako poza teatrem Byrskich. Ale krytycy, którzy tak gwałtownie zwalczali tradycyjność i staroświecczyznę, nie przyjęli z aprobatą przedstawienia: Dzień jego powrotu. Stały recenzent "Głosu Wielkopolskiego" C Skołuda tak go ocenił: "Zmarła cztery lata temu, stale odmładzająca się intelektualnie pisarka, nie przewidywała niestety, że po śmierci rozpocznie nową, tym razem awangardową młodość [...] Okopiński stara się jak może, aby widz nie spostrzegł rozbieżności między awangardowym radykalizmem koncepcji inscenizacyjnej, a tradycjonalizmem faktury dramatu. Zaczyna od usunięcia z tekstu wszystkich realiów i konkretów sztuki i poddaje z kolei Dzień jego powrotu odpowiednim inscenizacyjnym zabiegom. Naświetla bohaterów punktówkarni, dba o prawie geometryczny rysunek postaci i sytuacji [...] Jego koncepcja inscenizacyjna jest bardzo ambitna, oryginalna i nowatorska, ale nie nadaje się do Nałkowskiej" 37. Mimo to krytyk przyznaje, że Irena Maślińska "zrelacjonowała w sposób intelektualny i pozapsyetiologiczny Monikę Ilecką, ale nie odebrała jej życia", a Władysław Głąbik, jako Ksawery , "bardzo inteligentnie wahał się imiędtzy psychotogicziniym przeżywaniem a metaforycznym wyrażaniem sytuacji psychicznych, szukając dla nich wspólnego mianownika 38 . Jak widać niełatwo było zadowolić wymagających krytyków. Młodzi aktorzy, zaangażowani przez Byrskich, mieli okazję przedstawienia się Poznaniowi w sztuce Audibertiego Zło krąży. Inscenizacja Juliusza Burskiego i Antoniego Tosty zaskoczyła widownię. Koliste podium, hamak, zjeżdżalnia, groteskowe, deformujące kostiumy służyły - według Skołudy - "jako przyrządy do rozładowania napięć psychiczno-imięśniowych aktorów"39. Sama sztuka wywołała różne sądy. I tak Bogusław Kogut "surrealistyczne szyfry" Audibertiego odczytał: "... wszyscy są szpiclami albo tyranami. Więc nawet zdeilorowana podstępem królewna (Cnota) staje się na koniec tyramką i «z konieczności» morduje «cywilnie» ojca. Brr..." 4 o iSkołuda pisał, że: "Przedstawienie poznańskie ura towało moralny i humanistyczny klimat sztuki, co przy niedoświadczeniu scenicz

35 Bogdan Danowiez "Gazeta Poznańska" B. 1959 nr 87.

ae Michał Misiomy op. cit. » "Głos Wielkopolski" R 19$ mr 280.

38 Jw.

39 "Głos Wielkopolski" R. 19$ nr 288.

40 "Tygodnik Zachodni" R. 1959 nr 3.

nym wykonawców jest już niemałym osiągnięciem"41. Entuzjastycznie natomiast oceniła przedstawienie Marta Piwińska: "... Jako Alarikę widziałam Annę Ciepielewską i była doskonała. Wszystkie niuanse roli od patosu do liryzmu i od wyuzdania do uifueji szczerości, łączyła w przekonywającej, znakomitej kreacji. Wstrząsający był w ostatniej scenie Maciej. Bomiński w roli króla Celestyna.

Zresztą gra całego zespołu mieści się w jednej klasie, a klasa ta jest wysoka.

Marszałek dworu - Stanisław Niwiński, Kardynał Różyczka - Jerzy Kozłowski, Tuluza - (Zofia) Żelewska, trzeba by wyliczyć wszystkich po kolei. Ogromną rolę odegrała w tym oczywiście inscenizacja i reżyseria Antoniego Tosty i Juliusza Burskiego. Umieli oni tę, składającą się z samych kontrastów, a jednocześnie tak jednolitą sztukę wystawić nie tracąc nic ani z jej lekkości, ani głębi ,,42. W ciągu jednego sezonu ci młodzi, zdolni i pełni zapału aktorzy bardzo się przydali na poznańskich scenach. Znana z wielu filmów Anna Ciepielewska była świetną Panną Młodą w Weselu; w swej wzruszającej prostocie, delikatnie zarysowanej charakterystyczności, nie zagubiła liryzmu i autentycznej poezji. Stanisław Niwińlski (Pan Młody w Weselu, Jan Kochanowski w Drodze do Czarnolasu, Alvarez w komedii Lubomirskiego i Oktaw w Nie igra się Z miłością) urzekał dyskretną grą, osnutą lekką mgiełką melancholii. Andrzej Antkowiak stworzył wyrazistą i niepokojącą postać Dziennikarza w Weseld 3 . Bez sprzeciwów, raczej bardzo ciepło, przyjęto Norę w reżyserii Tadeusza Byrsikiego, który cały spektakl oparł na ściszonych kontrastach i subtelnie prowadzonym dialogu. Zbigniew Bednarowicz pomysłowo rozwiązał scenografię, za pomocą kotar i realistycznych detali, osiągając efektowne gry światła i cieni. Występowali w Norze Aleksandra Koncewicz (Nora), Bronisława Frajtażanka (Krystyna Linde), Władysław Głąbik (Helmer), Kazimierz Łastawiecki (Rank), Stefan Czyżewski (Krogstadt) - tworząc zgrany i interesujący zespół. Gościnne występy Elżbiety 'Barszczewskiej w Norze cieszyły nie nie zwykłym powodzeniem.

Burza rozpętała się dopiero po Weselu. Pierwsze jej sygnały można było dosłyszeć już przed premierą. Były to pomruki niektórych aktorów, którzy zobaczywszy projekty dekoracji i kostiumów Piotra Potworowskiego zrazu oniemieli, a potem, ciszej w teatrze, głośniej poza teatrem, zaczęli wyrażać zgorszenie. Znamienne, że protesty nie mogły dotyczyć układu tekstu ani interpretacji reżyserskiej. Tadeusz Byrski poczynił skróty minimalne, znacznie mniejsze, niż inni inscenizatorzy, nie udziwniał sytuacji, dbał o logiczność dialogu, nie narzucał poszczególnym kwestiom nieoczekiwanych akcentów. Nie starał się, jak sam mówił - pokazać Wyspiańskiego "inaczej", ale prosto, jak najbliżej tekstu, apelując jedynie do wyobraźni widzów. Zapalnym punktem była strona wizualna przedstawienia: ta prawie pusta scena, ogromne brunatne tło i kostiumy zrywające z tradycyjnym obrazem bronowickiej chaty. Dlatego też jeden z aktorów "pojednawczo" zaproponował przemalowanie przynajmniej tego tła na biało-amarantowe, narodowe barwy Po premierze zawrzało w Poznaniu jak w Paryżu po Hemanim. W samym "Głosie Wielkopolskim" poza krytyczną recenzją Skołudy i dokonanym przez niego podsumowaniem wydrukowano piętnaście wypowiedzi. Jedni pisali II podziwem i zachwytem, drudzy odsądzali spektakl od wszelkiej wartości. Pro f. Roman

" "Glos Wielkopolski" R. 1958 nr 288.

" "Teatr" R. 1958 nr 1.

41 Ta trójka aktorów zaangażowała się pod koniec 1959 r. do Katowic. Obecnie Anna Ciepielewska i Stanisław Niwiński są aktorami Teatru Klasycznego, a Andrzej Antkowiak - Teatru Współczesnego w Warszawie.

6 Kronika miasta Poznania

Stanisław

Hebanowski

Wesele Stanisława Wyspiańskiego. Reżyseria Tadeusza Byrskiego, scenografia Piotra Potworowskiego, (muzyka Tadeusza Szeiigowskiego. Premiera 14 II 1959 r. w Teatrze Polskim. Na zdjęciu od lewej: Stanisław Niwiński (Pan Młody), Anna Ciepielewska (Panna Młoda), Eugeniusz Kotarski (Nos), Marek Okopińskl (Poeta) i Władysław Głąbik (Gospodarz)

Pollak nazwał go wręcz szkodliwym. Wielogodzinna dyskusja zorganizowana przez polonistów w Klubie "Od nowa" podzieliła dyskutantów również na dwa zwalczające się obozy. Prof. Zygmunt Szweykowski, zastrzegając się, że nie przyświeca mu hasło "świętości nie szargać" - uznał jednak, że tekst Wyspiańskiego oderwany od wizji poety, wyrażonej w didaskaliach staje się wieloznaczny, a odebranie Weselu - atmosfery wesela jest posunięciem niefortunnym. Prof. Jerzy Ziomek natomiast widział główne zalety przedstawienia w tym, że: 1) nie jest historyczne, 2) nie jest "krakowskie", 3) wykazało trwałość tekstu wysuwając na pierwszy plan rozbrat między marzeniem a rzeczywistością i problem tzw. "ogólnej niemożności". Tadeusz Byrski odpowiadając na zarzuty mówił, że Wesele niekoniecznie TlI & być wesołe i grane z przytupywaniem. "Czasem powrót do rudymentów, do nieskażonej tradycji może być rewolucyjny. Rzeźbę antyczną znamy tylko białą, a przecież wiemy, że to deszcze spłukały z niej dawne kolory". Dzisiaj kiedy ucichły już spory, warto przypomnieć jak z perspektywy niedługiego, lecz już zamkniętego czasu, ocenił scenografię Zdzisław Kępiński: . . . . .Po raz pierwszy ktoś zwrócił uwagę na to, że poza ścianami chaty ciągnie się ziemia, do której dziejów odnoszą się wszystkie sceny (oczywiście - chodzi tu o ścisłe powiązanie tła ze zdarzeniami scenicznymi, a nie wyprowadzenie akcji na zewnątrz chaty, co stosowano już w przeróżnych aranżacjach i manipulacjach reżysersko-dekoracyjnych - przyp. SL H.), a ziemię tę odczuł w kapitalnie młodopolski sposób, jako ciemne zorane pola, oddychające ciężko pośród przeczuć nocy i zawodu, pole, w którego wiodących w nieprzeniknioną ciemność bruzdach zdają się zatracać z powrotem zjawy i nadzieje, które kolejno z nich w krąg scenicznych świateł wychodziły. Ten łan ciemny jak noc sama wyłaniał się jakby z wizji Kasprowicza i Przybyszewskiego i posiadał tak sugestywnie przez nich wyrażoną kosmiczną wielkość i grozę. W scenografii Potworowskiego ogromny prospekt obejmujący całą głębię sceny pomalowany z jego osobistym udziałem w brunatne czarne, spontanicznie kładzione bruzdy grał jednocześnie rolę ściany belkowanej i zoranego, poza nią rozciągającego się pola pośród nocy. Kapitalna metafora i niezwykła synteza sytuacji ukazanej rewolucyjnie, wyrażającej dramat Wyspiańskiego odczuwany - nie tylko widziany. Sam przez się ten jeden pomysł Potworowskiego wystarczałby do zapewnienia mu miejsca w dziejach polskiej sceny"44. Już sam fakt wciągnięcia Potworowskiego do współpracy z teatrem jest olbrzymią, nie dającą się zakwestionować, zasługą Byrskich. Teatry poznańskie otworzyły tym nowe drogi polskiej scenografii. Niezwykłym przedstawieniem był Woyzeck Buchnera. I w tym wypadku trudno pominąć wnikliwy sąd Zdzisława Kępińskiego o scenografii: (Potworowski) ".. .wszedłszy głęboko w wymowę utworu z jego przejmującą wizją możliwości zniszczenia i sponiewierania ludzi społecznie bezbronnych, wyzyskał idealnie [...] swoje doświadczenia nad gamami tonów szarych, tonacji starych worków i szmat i drogocenności każdego łudzącego błysku świateł. Stworzył przed oczyma widowni obraz tak bogaty wzrokowo, choć oparty pozornie na samych wyrzeczeniach efektu, i tak przy tym nastrojowo przejmujący, jakiego nie widziałem nigdy na horyzontach nie tylko polskich teatrów"45. Marek Okopiński nadał lapidarnemu tekstowi niesamowitą wibrację, podświetlając za jutowymi zasłonami postacie poruszające się w zwolnionym tempie, w ten sposób wiązał rzeczywiste zdarzenia pierwszego planu z halucynacjami nieszczęśliwego Woyzecka; prostymi środkami potrafił doprowadzić do przerażającego, a jednocześnie tragicznie oczyszczającego finału. Dwie główne role grali Władysław Głąbik (Woyzeok) i Irena Maślińska {Maria). Opozycja przeciw Byrskim narastała jednak wewnątrz teatru i poza teatrem.

Z ostrą polemiką wystąpił rzadko bywający w teatrze literat Eugeniusz Morski.

Zarzucił on, że "... triumwirat Byrski, Potworowski i Szeligowski stworzył poznańską inscenizację Wesela w oparciu o pseudonowoczesne formalistyczne rekwizyty artystyczne, będące wyrazem abstrakcyjnych tendencji w sztuce wlspółczesnej. Uważał, że ze siceny przemawia «egzystenicjalizimi», jeden z majwstecandej szych kierunków pod świeżą datą naszego wieku, negujący wszelką celowość, uważający za wyczerpane źródła emocji intelektu "4e. Byrscy przypomnieli jeszcze barokową komedię Lubomirskiego Don Alvareza w opracowaniu Juliana Lewańskiego i reżyserii Jana Perza. Przedstawienie stylizowane, aktorzy wjeżdżali na scenę na drewnianych konikach, obracały się kolorowe telaria, .Don Gusnian unosił się i znikał w magicznej latarni. Te zabiegi Inscenizacyjne nie ożywiły jednak komedii; Zabawie w komedię dell'arte zabrakło magii Arlekina. Dwie ostatnie premiery Nie igra się Z miłością 1 Do ostatniego człouńeka zostały wystawione dopiero we wrześniu 1959 r. Byrscy żegnali się już z Poznaniem. Bogusław Kogut w "Tygodniku Zachodnim" napisał wtedy rozsądny i przenikli wy artykuł pL "Tajemnica poznańskich teatrów" i - jeżeli nie trafiający w sedno tej tajemnicy - to przynajmniej chwytający jej rąbka.

" "Katalog Wystawy" op. cit.

!S Jw.

" "Kronika Miasta Poznania" H. 1959 nr 2.

6*

Stanisław

Hebanowski

. . . . Jednym z ważnych zadań jest [. ..] nie tylko ulegać, ale atakować wyobrażenia, smak, wrażliwość odbiorcy, atakować zaśniedziałe konwencje ułatwionej percepcji teatru. Wesele i Woyzeck, to dobre przykłady teatru, którego nie zawahałbym się nazwać teatrem agresywnym, przy czym przymiotnik «agresywny» nie zawsze musi brzmieć pejoratywnie [...] Trudno jest prorokować losy teatru na podstawie dwóch - trzech wizytówek. Ale wydaje mi się, że Byrscy mieli wszelkie szanse, by na naszej dość płytko oranej glebie teatralnej posiać jakieś nowe ziarno [...]. Ale Byrscy odchodzą [...] Dlaczego? [...] Zapewne w ostatniej »fazie « sezonu kierownictwo teatrów w kontaktach ze środowiskiem mogło popełnić jakąś nieroztropność, jakąś gafę. Ale przyczyny tkwią głębiej, w samym teatralnym środowisku. Koterie, koteryjki, frakcj e..." I dalej wysuwa Kogut pewne propozycje: "Są w Poznaniu ludzie, którzy znają się na teatrze i którym sprawa przyszłości poznańskich scen nie jest obojętna. Marzy im się utworzenie w Teatrze N owym odrębnego zespołu nie na zasadzie administracyjnym, ale drogą naturalną doboru r...] Rzecz jasna, istnieje sporo trudności obiektywnych, przede wszystkim natury organizacyjno-technicznej. Z nimi trzeba się liczyć [...] Ale przeciwnicy koncepcji podziału wysuwają jeszcze inne argumenty. Twierdzą oni, że skoro powstanie taki nowy zespół to wchłonie on zdolniejszych ludzi i wówczas Teatr Polski zostanie na lodzie..."« Kiedy pomysł wyodrębnienia zespołu dla Teatru Nowego spalił na panewce, razem z Byrskimi odeszli z poznańskich teatrów reżyser Marek Okopiński, scenograf Zbigniew Bednarowicz, aktorzy: Andrzej Antkowiak, Anna Ciepielewska, Irena Maślińska i Stanisław Niwiński oraz autor artykułu.

Ponieważ odejście Byrskich wywołało duże poruszenie w prasie centralnej, ówczesna kierowniczka Wydziału Kultury Prezydium Rady Narodowej ogłosiła komunikat stwierdzający m. in., że wymagania Byrskiego w stosunku do władz były zbyt duże, że nie chciał on realizować swoich planów stopniowo, a jako warunki sine qua non zgłosił założenie studium teatralnego, uzupełnienie kadry aktorskiej i poprawienie wyposażenia teatrów. "... Niestety ob. Byrski - czytamy w komunikacie - tak jak na scenie narzucał aktorom i społeczeństwu swoje koncepcje artystyczne bez uprzedniego przygotowania - tak i w stolsunku do Prezydium narzucał swe postulaty w sposób ultymatywny - bez względu na możliwość realizacji..." 48

" "Tygodnik; Zachodni" R. 1959 nr 37.

48 "Głos wielkopolski" R. 1959 nr 268. Faktem jest, że Tadeusz Byrski (nominalnie tylko on był dyrektorem) złożył memorandum, w którym żądał m. in. podwyższenia subwencji o 1200 (XX) złotych i oświadczył, że w razie nie spełnienia jego warunków, nie będzie mógł nadal prowadzić teatrów. Na posiedzeniu w dniu 8 VII 1959 r. Prezydium Rady Narodowej miasta Poznania przyjęło jego rezygnację. ZYCIE

KULTURALNE

JANUSZ DEMBSKI

SEZON KULTURALNY 1964/1965 W POZNANIU

D WUKROTNIE w ciągu roku podsumowuje się działalność kulturalną i wytycza główne zadania na najbliższy okres: pod koniec roku kalendarzowego z myślą przede wszystkim o wynikach i planach ekonomicznych oraz u progu nowego sezonu kulturalnego, kiedy przedmiotem oceny jest strona merytoryczna działalności. Nie jest rzeczą łatwą zamknąć na kilku stronicach taką ocenę nie tylko dlatego, że sezon kulturalny w tak żywotnym środowisku jak poznańskie, obfituje w wiele ważnych i interesujących wydarzeń, ale również i dlatego, że przecież oceny tej nie da się zamknąć kolumnami cyfr i zestawień statystycznych. J ak zawsze, tak i w sezonie kulturalnym 1964/1965 na kierunek i intensyfikację życia kulturalnego wywierały wpływ najróżniejsze wydarzenia polityczne i społeczne w naszym kraju. Wydarzeniem takim była niewątpliwie kampania wyborcza do Sejmu i Rad Narodowych oraz fakt, że dla Poznania rok 1965 był rokiem obchodów XX-lecia władzy ludowej. Stąd nasilenie różnego rodzaju uroczystości. Ponadto początek sezonu upływał pod znakiem "Roku Ziemi Wielkopolskiej" i II Wielkopolskiego Festiwalu Kulturalnego. Obserwowano więc ożywioną działalność placówek zawodowych, organizacji i stowarzyszeń kulturalnych.

* *

Państwowa Opera im. Stanisława Moniuszki rozpoczęła sezon z rozmachem.

II Ogólnopolski Festiwal Oper i Baletów Polskich (10-18 X 1964) był wydarzeniem wielkiej wagi w życiu muzycznym kraju. Gościliśmy w Poznaniu teatry operowe z Bytomia, Gdańska, Krakowa i Wrocławia, a gospodarze tej pożytecznej imprezy zapisali na Iswym koncie poważne sukcesy nie tylko organizacyjne. W pełni zasłużone laury zebrało kierownictwo placówki, za wydobycie z zapomnienia dzieła Stanisława Dunieckiego Paziowie Królowej Marysieński i za współczesny balet Grażyny Bacewicz Esik w Ostendzie. Nie tylko jednak sukcesy festiwalowe stanowią o wysokiej ocenie minionego sezonu w Operze im. Stanisława Moniuszki. Pan leśniczy Karola Kurpińskiego, Porwanie Tomas'za Kiesewettera, Trubadur Verdi'ego i przede wszystkim piękny końcowy akord - polska prapremiera Katarzyny Izm a iłowej Dymitra Szostakowicza, to pozycje, które zapiszą się na pewno złotymi zgłoskami nie tylko w historii poznańskiej Opery. Znalazło się w minionym sezonie także miejsce na pozycję dyskusyjną, trochę nowatorską, jak Zagraj nam Jonny Ernesta Kreneka. W sumie: Opera dała w sezonie 1964/1965 sześć premier i trzy wznowienia (Manru, Turandot i Madame Butterjly). Już znowu, jak przed laty, coraz częściej nad kasą Opery pojawiał się napis "Na

Janusz Dembskidziś bilety wyprzedane". Jest to chyba najbardziej niezawodna oznaka tego, że pokonała ona kryzys, który trawił ją przez kilka lat. Życie muzyczne Poznania wzbogaciły niewątpliwie poniedziałkowe koncerty symfoniczne w Operze. Odbyły się co prawda tylko dwa na sześć planowanych, ale za to świetnie przygotowane. Niemałe osiągnięcia artystyczne odnotował w mInIonym sezonie najmniejSzy teatr w Poznaniu - Państwowy Teatr Lalki i Aktora "Marcinek". Sezon zainaugurowała również i tu impreza o charakterze ogólnopolskim. Nie był to jednak jeszcze jeden z wielu odbywających się w kraju festiwal, ale bardzo skromne i przez to chyba tak pożyteczne spotkanie robocze. Ogólnopolski Przegląd Teatrów Lalkowych (25-29 IX 1964) - Konfrontacje - bo tak brzmiała oficjalna nazwa tej imprezy, zgromadził obok gospodarzy pięć teatrów z Będzina, Białegostoku, Krakowa, Szczecina i Torunia. Impreza poświęcona była przeglądowi i ocenie współczesnej polskiej dramaturgii przeznaczonej dla teatrów dziecięcych, konfrontacji twórców i odtwórców z odbiorcami. Obok pisarzy, ryżyserów i scenografów głos zabrali również psycholodzy, którzy przeprowadzili szereg ciekawych i pożytecznych badań percepcji młodego widza. Owocem Konfrontacji był m. in. konkurs, ogłoszony przez Wydział Kultury Prezydium Rady Narodowej na współczesną sztukę lalkową, który - miejmy nadzieję - 'wzbogaci polski repertuar teatrów lalkowych.

Największym jednak osiągnięciem "Marcinka", była prapremiera opery dziecięcej Krzysztofa Pendereckiego NajdzielniejsZjJ do libretta Ewy Szelburg A Zarembiny jaka odbyła się pod koniec sezonu (15 V 1965). W czerwcu 1965 r. z pełnym powodzeniem uczestniczył teatr w przeglądzie teatrów lalkowych w Warszawie. W uznaniu za osiągnięcia artystyczne został Państwowy Teatr Lalki i Aktora "Marcinek" wyznaczony przez Ministerstwo Kultury i Sztuki do udziału w festiwalu w Budapeszcie. Obserwując z pełną satysfakcją działalność kierownictwa tej placówki i stale wzrastający poziom artystyczny przedstawień nasuwa się jednak pytanie, czy ambicje artystyczne teatru nie odbiegają zbyt daleko od możliwości odbiorcy. Kłopoty z frekwencją, które zarysowały się pod koniec sezonu potwierdzałyby te obawy. Również i Filharmonia Poznańska rozpoczęła sezon 1964/1965 trochę odświętnie, bo od podróży artystycznej po Rumunii zakończonej pełnym sukcesem artystycznym. Do poważniejszych akcentów sezonu należy przede wszystkim: Jubileusz 25-1ecia pracy artystycznej Stefana Stuligrosza (wspaniały koncert jubileuszowy z tej okazji), 25 "Koncert Poznański" i dziesięciotysięczna audycja szkolna. ! Odnotowuję te wydarzenia nie dlatego, że wszystkie te imprezy były okazja do podsumowania osiągnięć i wytyczenia dalszych kierunków pracy. A było co podsumowywać, bo osiągnięcia Stefana Stuligrosza są niemałe (laureat Nagrody II stopnia Ministra Kultury i Sztuki w dziedzinie muzyki za r. 1965) i "Koncerty Poznańskie" to dobra, warta popularyzacji inicjatywa, a i w zakresie upowszechniania muzyki w szkołach miała się czym pochwalić Poznańska Filharmonia (II miejsce na ogólnopolskim konkursie na najlepszą audycję szkolną w Łodzi). Filharmonia Poznańska wzięła udział w Festiwalu Muzyki Polskiej w Bydgoszczy, a Chór Chłopięcy i Męski koncertował w Warszawie z okazji VII Międzynarodowego Konkursu Chopinowskiego. Oceniając działalność Filharmonii w sezonie artystycznym 1964/1965 wydaje się, że może zbyt mało było wielkich atrakcji wykonawczych. Rzucał się w oczy brak gościnnie występujących dyrygentów, które przecież nadają wysoką rangęplacówce i przyciągają publiczność. Niemniej jednak; należy odnotować tafcie wydarzenia, jak: koncerty Moskiewskiej Orkiestry Kameralnej pod dyr. Rudolfa Barszaja, Chóru Radia Stokholmskiego pod dyr. Eryka Erissona, występ znakomitej pianistki Marty Argerich - laureatki I Nagrody VII Konkursu Chopinowskiego, pianistek radzieckich Marii Grinberg i Tatiany Nikołajewy, czy polskiego pianisty Władysława Kędry. Rewelacją ogólnopolską stały się koncerty utworzonego w Poznaniu przy Poznańskim Towarzystwie Muzycznym im. Henryka Wieniawskiego - Poznańskiego Zespołu Perkusyjnego pod kierownictwem Jerzego Zgodzińskiego. Poznański Zespół Perkusyjny, którego inauguracyjny koncert odbył się w auli Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza 18 I 1965 r. jest jedynym w Polsce, a drugim w Europie. Teatry dramatyczne wystartowały na początku sezonu bardzo interesująco.

Maria Stuart Schillera w Teatrze Nowym, Antoniusz i Kleopatra Szekspira w Teatrze Polskim - to była zapowiedź dobrego sezonu. Później byli jeszcze Dziecinni kochankowie Crommelyncka, a potem przez splot przeróżnych okoliczności nastąpiło wyraźne zachwianie tej linii. Środek sezonu 'mieliśmy nieciekawy . Pod koniec jednak, używając terminów sportowych, teatr złapał drugi oddech i finisz był już imponujący. Nieco dyskusyjna była Matura raz jeszcze Fryźlewicza (debiut pisarski znanego aktora), ale za to sztuka amerykańskiego dramaturga Albee Kto się boi Virginii Wool/, czy zupełnie inne w charakterze Niech no tylko zakwitną jabłonie Osieckiej zyskały w pełni uznanie krytyki (nawet poznańskiej!), no a przede wszystkim publiczności. Sukcesami indywidualnymi zakończył się udział w V Spotkaniach Kaliskich.

M. in. Marek Okopiński otrzymał nagrodę reżyserską za Dziecinnych kochanków.

W sumie w sezonie było 14 premier, a wśród nich Człowiek z karabinem Pogodina, Krzyżacy wg Sienkiewicza, Horsztyński Słowackiego, Przyjaciele wesołego diabła Makuszyńskiego, Tango Mrożka i Robinson Kruzoe Defoe'a. N a marginesie ubiegłorocznego sezonu nasuwa się pewna nieśmiała uwaga krytyczna pod adresem lokalnej prasy, a przede wszystkim krytyki teatralnej. Nie chodzi tu o obronę teatrów przed słuszną krytyką. Taka krytyka może im tylko wyjść na dobre. Ale od krytyki, od prasy można chyba oczekiwać propagowania rzeczy wartościowych, ideowo-zaangażowanych. Wszyscy namawiamy teatr, aby wystawiał sztuki współczesne, poruszające aktualne problemy. Kiedy jednak "oczekiwana" sztuka zjawia się na deskach sceny, wszyscy rzucają się na nią drapieżnie, poszukują usilnie jej słabych stron, a w efekcie odstraszają widza. Tak było np. ze współczesną sztuką autorki bułgarskiej M. Simonowej Niezwykły proces. Operetka Poznańska zapisała się w ubiegłym sezonie polską prapremierą światowej sławy musiccalu My fair Lady E. Loeve. Przyniosła ona tej placówce sukcesy nie tylko w Poznaniu. Tradycyjny już dwutygodniowy wypad na Śląsk, zakończył się dużym sukcesem artystycznym i kasowym. Również i krytyka (szczególnie centralna) wysoko oceniła tę premierę.

Reasumując, uznać można sezon 1964/1965 na scenach i estradach Poznania za udany nie tylko dlatego, że miało tu miejsce kilka naprawdę dużych imprez artystycznych, ale również i dlatego, że dość znacznie poszerzył się krąg odbiorców. W roku 1963 zanotowano 1 037 104 widzów i słuchaczy, a w roku 1964 cyfra ta wzrosła do 1147 050 (łącznie z objazdem po Wielkopolsce i audycjami szkolnymi Filharmonii). 1 Z ciekawszych imprez jakie odbyły się w sezonie 1964/1965 wymienić należy:

Janusz Dembski

Inauguracja nowego sezonu kulturalnego w Białed Sali Prezydium Rady Narodowej m.

Poznania (6 X 1%5 r.). Siedzą od leweij: sekretarz Komitetu Wojewódzkiego Polskiej Zjednoczonej Partii Roibotniozea - Edward Zimmer , Minister Kultury i Sztuki - Lucjan Motyka, zastępca przewodniczącego Prezydium Rady Narodowej m. Poznania - Władysława Klawiter, przewodniczący Prezydium Rady Narodowej m. Poznania - Jerzy Kusiak i przewodniczący Komisji Kultury Rady Narodowej m. Poznania - Marian Palucliowiski.

IV Poznańską Wiosnę Muzyczną, duże imprezy śpiewacze: konkurs .chórów Wielkopolskich w ramach II Wielkopolskiego Festiwalu Kulturalnego i finał zawodów śpiewaczych "O złoty laur XX-lecia", II Ogólnopolski Festiwal Amatorskich Teatrów Poezji z repertuarem rosyjskim i radzieckim (maj 1965), wystawę "XX lat PRL w twórczości plastycznej" (eliminacje poznańskiego ośrodka plastycznego do wystawy ogólnopolskiej) . V Poznańska Wiosna Muzyczna zakończyła się pełnym sukcesem kompozytorów poznańskich. Szkoda tylko, że udział czołowych kompozytorów polskich był niezbyt liczny. Przeszkodziły temu chyba pewne niedociągnięcia organizacyjne powstałe nie zawsze z winy samych organizatorów. Mówiąc o kompozytorach poznańskich warto wspomnieć, że rozpisany przez Wydział Kultury Rady Narodowej miasta Poznania i Poznańskie Towarzystwo' Muzyczne im. Henryka Wieniawskiego konkurs na kuranty do zegara na Starym Ratuszu wygrał kompozytor poznański Jerzy Kurczewski.

A Wysoką ocenę znawców zyskała wystawa "XX lat PRL w twórczości plastycznej", czego dowodem było zakwalifikowanie sporej ilości dzieł na wystawę centralną. Władze miejscowe szczodrze oceniły środowisko plastyczne przyznając wielu plastykom wysokie nagrody pieniężne. Cieszyć muszą również udane imprezy amatorskie. -Nie tylko dlatego, że poznańskie zespoły odniosły tu duże sukcesy, które potwierdzają wysoką rangę Poznania jako ośrodka muzycznego w kraju, ale przede wszystkim dlatego, że ożywiły one znacznie amatorski ruch kulturalny.

Tak np. w przeglądzie z okazji II Wielkopolskiego Festiwalu Kulturalnego udział brało 11 chórów, a do konkursu "O złoty laur XX -lecia " przystąpiło 8 chórów poznańskich. W eliminacjach teatrów poezji wzięło udział 9 zespołów. We wspomnianym ruchu zbyt mało jednak widzieliśmy zespołów studentów. Kiedy już mowa o masowym ruchu kulturalnym, o upowszechnianiu kultury nie sposób nie wymienić w tym miejscu tradycyjnych imprez plenerowych z okazji Międzynarodowych Targów Poznańskich. W roku 1965 "Targowe spotkania z muzyką" odbywały się przez całe dwa tygodnie, a na estradzie w Parku Kasprzaka w dorocznych "Dniach folkloru" wziął udział również reprezentacyjny Zespół Pieśni i Tańca z Plovdiw (Bułgaria). Sprawie popularyzacji muzyki dobrze przysłużył się również Poznański Chór Chłopięcy pod dyr. Jerzego Kurczewskiego. Organizowana wspólnie z Wojewódzką Komisją Związków Zawodowych i redakcją "Głosu Wielkopolskiego" akcja "Wzdłuż i w'szerz Wielkopolski", to obok "Koncertów Poznańskich" druga bardzo ciekawa forma zdobywania nowych odbiorców. Poznański Chór Chłopięcy odniósł również sukcesy w Łodzi i Lublinie. Pod koniec sezonu usłyszeliśmy w Poznaniu (po rocznej przerwie) Poznańską Orkiestrę Kameralną pod dyrekcją Roberta Satanowskiego. Po pewnych zmianach organizacyjnych ten świetny zespół znalazł opiekę pod skrzydłami Pegaza w Operze im. Stanisława Moniuszki. Sprawie wzbogacenia życia muzycznego Poznania - choć niewątpliwie innej rangi i gatunku - przysłużyła się również udana premiera "Poznańskiego Kabaretu Piosenek" pod kierownictwem Andrzeja Napierały. Zespół, który gromadzi elitę piosenkarzy-amatorów naszego grodu występował w salach gościnnego Klubu Międzynarodowej Prasy i Książki. U słyszeliśmy kilka bardzo ładnych i miłych melodii kompozytorów poznańskich. Sprawie rozśpiewanej młodzieży i popularyzacji piosenki dobrze służyły organizowane przez Pałac Kultury "Spotkania z piosenką" . Sezon z racji przypadającej dla Poznania XX-rocznicy wyzwolenia, obfitował w wiele rocznicowych i jubileuszowych obchodów, od uroczystej Sesji Wojewódzkiej i Miejskiej Rady Narodowej począwszy, a na akademiach zakładów pracy i instytucji skończywszy. Była to dobra okazja do prezentowania dorobku amatorskiego ruchu artystycznego, gdyż części artystyczne tych akademii "obsługiwane" były przeważnie przez zespoły amatorskie. Natomiast części artystyczne wszystkich poważnych wieców i akademii przygotowywane były, jak zawsze, przez wyspecjalizowaną już w tego rodzaju imprezach "Estradę Poznańską". Wysoki poziom artystyczny tych imprez, a w niektórych wypadkach nieprzeciętne walory ideowe (części artystyczne wspólne Sesji Rad Narodowych z okazji XX -lecia Wyzwolenia, akademia z okazji 22 Lipca) zasługują tu na szczególne podkreślenie. Kiedy w roku 1964 kreślono zadania i główne kierunki pracy kulturalno-oświatowej, mówiono o wielkich i odpowiedzialnych zadaniach bibliotek, o roli książki. Nie zakładając wtedy znacznego rozwoju sieci bibliotek (którą uznano w Poznaniu na razie za wystarczającą), główny nacisk położono na odpowiednie zaopatrzenie bibliotek w książki, na pracę z czytelnikami. Dziś można powiedzieć, że bibliotekarze wywiązali się z nałożonych obowiązków (pod koniec 1964 r. lista czytelników wynosiła 58 921 nazwisk, podczas gdy w 1963 r. - 51416). W dalszym ciągu mimo pewnej poprawy środki na zakup książek są niewystarczające. Miejska Biblioteka Publiczna im. Edwarda Raczyńskiego zorganizowała kilka bardzo ciekawych i wartościowych wystaw. Wymienię dla przykładu takie, jak: o XX-rocznicy wyzwolenia Poznania czy o hitlerowskich obozach zagłady. Na marginesie oceny pracy bibliotek, wspomnieć wypada, że w roku 1965 po raz

Janusz Dembskipierwszy wśród laureatów Nagród Miasta Poznania i Województwa Poznańskiego za upowszechnienie kultury znalazły się aż dwie bibliotekarki: Wanda Polaszewska z Miejskiej Biblioteki Publicznej im. Edwarda Raczyńskiego i Anna Polcyn z biblioteki Zakładów Przemysłu Metalowego "H. Cegielski". Fakt ten jest chyba najlepszym dowodem uznania pracy i roli bibliotekarzy. Na drugim miejscu za książką w pracy kulturalno-oświatowej stawiano film.

Tak się złożyło, że i tu po raz pierwszy wśród laureatów Nagród za upowszechnienie kultury, znaleźli się ludzie zajmujący się popularyzacją filmów i szerzeniem oświaty filmowej: Zdzisław Bery t, Kazimierz Młynarz, Czesław Radomiński. Nie to jednak oczywiście stanowi O tym, czy zrealizowane izostały zadania jakie nakreślono w tej dziedzinie na początku roku kulturalnego 1964/1965, stanowi natomiast o tym akcja odczytowa jaka w oparciu o Towarzystwo Wiedzy Powszechnej, dyskusję i działalność Klubu Filmowego "Kamera" przy pomocy Referatów Kultury dzielnicowych rad narodowych rozwinięto w placówkach kulturalnych Poznania. Stanowią o tym także przegląd filmów dziecięcych i animowanych lub dość liczne konkursy i imprezy organizowane przez Centralę Filmów Oświatowych "Filmos" . Tej ostatniej instytucji należą się słowa uznania za aktywność, za szereg interesujących i pożytecznych akcji mających na celu popularyzację filmu oświatowego. W Poznaniu odbyła się Ogólnopolska Sesja Krytyków Filmowych zorganizowana z inicjatywy Wielkopolskiego Towarzystwa Kulturalnego przez Wydział Kultury Wojewódzkiej Rady Narodowej. Realizowaniu zadań w szerzeniu kultury filmowej sprzyjał również fakt uruchomienia "Kina Dobrych Filmów" w odremontowanym kinie "Muza". Rok temu postulowano również wzmożenie działalności 'wystawienniczej na peryferiach miasta. Rzucono wtedy apel wyjścia poza zaczarowany krąg Starego Rynku. Pałac Kultury i Muzeum Historii Ruchu Robotniczego im. Marcina Kasprzaka zorganizowały na odległych peryferiach kilka objazdowych wystaw z dziedziny plastyki i historii. Nie wszystkie jednak poznańskie placówki muzealne zasługują na słowa uznania. W dalszym ciągu zbyt mało aktywne 'było Muzeum Archeologiczne. Nie zanotowano również poważniejszej pracy upowszechnieniowej Muzeum Narodowego z jego pięcioma oddziałami. (W lutym 1965 r. otwarto, w odrestaurowanym Zamku Przemysława Muzeum Rzemiosł Artystycznych.) Nie grozi natomiast bezczynnością nowo otwarte 9 V 1965 r. Muzeum-Militarium na stokach b. Cytadeli. W roku kulturalnym 1964/1965 systematycznie rozszerzał i usprawniał swą działalność Pałac Kultury. Coraz lepsze wyposażenie pracowni ściąga nowych, stałych uczestników, a z imprez masowych największą popularnością cieszyły się wspominane już "Spotkania z piosenką" oraz tradycyjnie organizowane imprezy noworoczne dla dzieci. Pod koniec roku 1964 liczba stałych bywalców Pałacu Kultury wynosiła S586, a w imprezach oświatowych i kulturalnych organizowanych przez Pałac udział wzięło 258 525 osób. Pałac Kultury próbował objąć coraz pełniejszą pomocą i opieką świetlice komitetów blokowych. Świetlice te były w ubiegłym sezonie oczkiem w głowie władz dzielnicowych. Wiele uczyniono, aby wyposażyć je w niezbędne meble i sprzęt, podejmowano szereg ciekawych inicjatyw, aby ożywić ich działalność. Szczególnie podobała się akcja prowadzona w świetlicach dzielnicy Wilda, gdzie do pracy - dzięki zrozumieniu dyrekcji - udało się pozyskać młodzież Liceum Pedagogicznego z ul. Różanej 17. Każdą świetlicą opiekuje się trzech uczniów, prowadząc tam prace z dziećmi. Cenne jest to, że opieką w tych świetlicach objęte zostały dzieci najbardziej tej opieki potrzebujące.

9L

Na zakończenie części oficjalnej inauguracji nowego sezonu kulturalnego (6 X 1%5 r.) w Białej Sali Prezydium Rady Narodowej m. Poznania wystąpił m. in. chór dziewczęcy Pałacu Kultury "Skowronki Poznańskie" pod dyrekcją Mirosławy Wróblewskiej

Jak zawsze, w życiu kulturalnym miasta żywo uczestniczyły nasze szkoły artystyczne. Otwarte koncerty szkolne oraz udział w programach artystycznych akademii wzbogaciły życie kulturalne miasta. Nie rozwinęła się w pełni postulowana przez Wydział Kultury Prezydium Rady Narodowej w roku ubiegłym stała opieka szkół artystycznych nad peryferyjnymi szkołami, klubami i świetlicami. Wydaje się, że nie należy rezygnować z tej idei. Spełniły natomiast swą rolę spotkania przedstawicieli środowisk twórczych i kulturalnych z członkami Prezydium i Wydziału Kultury Rady Narodowej miasta Poznania, Komisji Kultury oraz Miejskiej Komisji Koordynacyjnej do spraw Kultury. Nie odbyły się wprawdzie wszystkie z planowanych spotkań, ale za to te, które doszły do skutku przyniosły wiele obopólnych korzyści. Obopólnych, gdyż pozwoliły w szczerej, bezpośredniej rozmowie poznać problemy, którymi żyje i kłopoty, z którymi się boryka miasto i środowiska twórcze. W czasie tych spotkań zrodziło się wiele, cennych inicjatyw (np. Klub Związków Twórczych w "Arsenale", konkurs i wystawa plastyczna "Poznań i Wielkopolska w plastyce" itp.), rozwikłano wiele bolących, nieraz drobnych spraw. Niewątpliwie osiągnięcia jakie odnotowano w sezonie kulturalnym 1964/1965 zawdzięczać należy harmonijnie układającej się się współpracy wszystkich tych, którzy odpowiedzialni są za sprawy kultury w Poznaniu. W rozwiązywaniu trudnych przecież problemów jakie niosło życie, zawsze można było liczyć na radę i pomoc ze strony Komitetu Wojewódzkiego Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej, Prezydium Rady Narodowej m. Poznania, instancji związkowych. Dobrze układała się również współpraca obydwóch Wydziałów Kultury Rad Narodowych.

Janusz

Dembski

Z oceny przeszłego sezonu kulturalnego, która ujawniła potrzeby i możliwości zarówno w dziedzinie tworzenia nowych wartości kulturalnych, jak i ich przyswajania, oraz przy uwzględnieniu wytycznych centralnych władz partyjnych i państwowych wynikają główne kierunki działalności na sezon kulturalny 1965 /1966.

Przy układaniu nowych planów pracy, należałoby przede wszystkim pamiętać o wmioiskach i postulatach, które pod adresem Rad Narodowych zgłoszono w czasie kampanii wyborczej w 1965 r., o wytycznych zawartych w Programach Wyborczych Komitetów Frontu Jedności Narodu, oraz o tym, że w roku 1966 odbywać się będą uroczystości związane z zakończeniem obchodów Tysiąclecia Państwa Polskiego.

W nowym sezonie kulturalnym główny nacisk należałoby w dalszym ciągu kłaść na sprawy związane z upowszechnianiem kultury, na to, co w roku ubiegłym określano jako "zdobywanie nowych odbiorców". Mimo, że uczyniono poważny krok naprzód, jeszcze nie wszyscy mieszkańcy Poznania korzystają z dorobku kulturalnego. Jest jeszcze sporo wolnych miejsc w salach koncertowych, w salach wystawowych. Przed Wszystkimi placówkami kulturalnymi stanie -więc zadanie pełnego wykorzystania własnych możliwości w zdobywaniu nowych odbiorców. Niech będzie coraz mniej pustych miejsc na widowniach, niech zapełnią się biblioteki i sale wystawowe. Zadania te osiągnąć można nie tylko przez odpowiedni dobór repertuaru, ale i przez rzetelny -wysiłek organizacyjny, przez nawiązanie ścisłej współpracy z organizacjami politycznymi i społecznymi, przez szeroką i skuteczną reklamę i popularyzację własnych osiągnięć. Poważne zadania spadną na poznańskie placówki kulturalne w związku z zakończeniem obchodów Tysiąclecia Państwa Polskiego. Już dziś należy zastanowić się, jaki powinien być udział każdej placówki lub stowarzyszenia w imprezach z tym związanych, przewiduje się bowiem obok imprez w salach - wiele imprez plenerowych. Zakończenie obchodów Tysiąclecia Państwa Polskiego w nowym roku kulturalnym przypomina również iż szczególną uwagę skierować należy na pracę OSW1atową. Obchody te stanowić będą doskonałą okazję do pokazania i spopularyzowania postępowych i laickich tradycji naszego narodu. Należałoby więc zaplanować cykle odczytów, wystaw i konkursów na ten temat. Biblioteki, Pałac Kultury" placówki muzealne, szkoły artystyczne, stowarzyszenia twórcze, kulturalne i oświatowe powinny zmobilizować wszystkie siły, wyzwolić szeroką inicjatywę dla wykonania tych zadań. Wyjątkowa rola w tej akcji przypadnie Towarzystwu Wiedzy Powszechnej i Stowarzyszeniu Ateistów i Wolnomyślicieli. Wydział Kultury Prezydium Rady Narodowej miasta Poznania zadeklarował już ze swej strony jak naj dalej idącą pomoc również w zakresie finansowym. Istnieją w Poznaniu nie ograniczone możliwości rozwijania ofensywy kulturalnej. Z początkiem nowego sezonu kulturalnego przybyły miastu trzy nowe placówki kulturalne: wielka sala imprezowa w Pałacu Kultury, nowa siedziba Licenm Sztuk Plastycznych, a na Staryim Rynku w Klubie Plastyków rozpoczął działalność "Klub Związków Twórczych". Wszystko to budzi głębokie przekonanie, że rok kulturalny 1965/1966 przyniesie nowe, trwałe sukcesy artystyczne i że realizacja zadań stojących przed działaczami kulturalnymi stanowić będzie dalszy krok na drodze upowszechniania kultury socjalistycznej.

Powyższy artykuł jest częścią publikacji Kronika Miasta Poznania: kwartalnik poświęcony problematyce współczesnego Poznania 1965.10/12 R.33 Nr4 dostępnej w Wielkopolskiej Bibliotece Cyfrowej dla wszystkich w zakresie dozwolonego użytku. Właścicielem praw jest Wydawnictwo Miejskie w Poznaniu.
Do góry